Drogi Czytelniku!
Przekazuję w Twoje ręce zapiski szaleńca.
To, że jestem dzisiaj tutaj, gdzie jestem, to tylko dowód na to, że wszystko co próbowało mnie zniszczyć — przegrało!
Autor
Podobasz mi się
Podobasz mi się!
W zielonej łez odsłonie, w turkusie, czerni i bieli.
W okularach, spodniach, z cebulką w herbacianej dłoni.
Samochodzie, trosce i w uśmiechu. Tuż obok!
W aureoli światła, niedoskonałym półmroku.
W życiu!
Podobasz mi się!
Nieprzenikniona tajemnicą gestu, zaklęta w ruchu.
Zjawiskowym wzruszeniem spoczynku, w niespodziance.
Którą przynosisz!
Podobasz mi się!
Strojna paralaksą poranka, lekko niczym ptasie pióro…
muśnięta dłutem słonecznego promienia.
Tak różna, a jednak wciąż Ta sama!
Tutaj i tam. Wszędzie.
Gdzie doskonałość spięta łukiem brwi jest niczym mauretańskie łuki Klasztoru Las Duenas w Salamance.
Podobasz mi się… i tak już będzie — zawsze.
Podobasz mi się!
Do muzyki: Ten Taniec, Renata Przemyk
Mistrz i M.
Piętnem naznaczony!
Z almanachem, w którym jedna jest pozycja — bo moc słów blednie.
Lecz z lekkością, co motyla skrzydeł godna, głowę z trumny skraść subtelnie…
Umie!
Z rękopisem, tym co płomień mu nie straszny.
Z uczuciem, na pierwszej linii walczy.
Prawdy znak Inkaustem kreśląc… z dbałością, by piór lotnych nie zabrakło.
Diabli wiedzą kim On wreszcie!
Z Michaiłem dziarsko setkę chlapnął, by zabłysnąć męstwa majestatem.
Zakrzyknąwszy nad wód zakolem, tak by fatum nie dosięgło,
kalamburu klątwą, co o świetle i ciemności.
Świadectwo czyni TYM, co ponad Abbadony mocą.
By z życiem kopie kruszyć, na ubitej gliną ziemi.
O życie.
Do muzyki: Walc nr 2. Dymitr Szostakowicz
Czas
Odkąd Cię poznałem świat stanął.
Zastygł jak lawa, co z trzewi ziemi się dobywa.
By kosmiczną formą dni powszednich i tych… w aureolę odświętnych tak bardzo smagać nahajem zmysły wszelakie.
Zegary, co miarowo odliczając metronomem wahadeł… tik-tak… każda rani, ostatnia zabija…. czas swój, właśnie mierzyć przestały.
I oto trwają. Razem!
W bezczasowym uścisku spleceni, na tym posterunku.
Gdzieś nad Renem, co samotnie piętrzy się na metrów sto i dwadzieścia.
Odkąd Cię poznałem świat stanął.
Zatrzymał się… jak ten elektryczny, co gasnącym zmierzchem do Podkowy Leśnej zmierza.
Zostańmy w środku, tu jest tak ciepło.
Bezpiecznie.
Mamy wszystko.
Czas — przestał istnieć.
Do muzyki: Summer Of’42, Michel Legrand
Mężczyzna niepraktyczny
Jestem mężczyzną niepraktycznym.
Nie piję, nie biję.
Z głową w chmurach, w berecie co czule skrywa myśli grzeszne i nieuczesane.
Zdobny w pióropusz z lotek Ibisa.
Pod rękę z Panią Nostalgią użalam się nad swoim losem.
Bez brody siwej jako Mistrz Skrzynecki.
Smakując, czując… pragnę, nazywać wszystko po imieniu.
Dać świadectwo, zasłużyć na Bycie!
Jestem mężczyzną niepraktycznym.
Nie piję, nie biję.
W wieczystej podroży by miraż definiować … zagubiony, gdzieś wśród wydm czasoprzestrzeni. Raj utracony.
Jestem gdzieś Tam… gdzie w soczystej zieloności trójwymiaru igra drzewo życia.
Nigdzie i wszędzie.
Lecz ciągle przed koślawym i przerdzewiałym znakiem z napisem „dead end”.
Do muzyki: Wong Chia Chi’s Theme, Aleksandre Desplat
Rozłąka
Jako kosmiczna kontrabanda, co oku Imperium sprytnie się wymyka.
Tragizmem rozłąki spleceni.
Zawieszeni… gdzieś pomiędzy trwaniem a oczekiwaniem.
Ukrywając się w szczelinie życia, tej co Cassiniego nosi imię.
Toczymy nierówną walkę w cieniu Saturna — mojej Gwiazdy.
W liniowej prozie, szaleństwem emocji, które w gwiezdnych konstelacjach.
Pragnieniami gnane — jako deszcz meteorytów.
Galaktyki drogą mleczną, w podroży… dobrą wibracją zaklęte.
I w niewypowiedzianych jeszcze:
historiach, wzruszeniach, upadkach i wzlotach.
Serca!
Tęsknotą, co w każdym ziarnie czasu. Subtelnością liścia, co zieleni się na drzewie.
Tuż za oknem… na planecie, co się Ziemią zowie.
Jam świadomie, tak pełnie i boleśnie…
Doświadczony.
Rozłąką!
Do muzyki: Only Time, Enya
Uczucie
Jeżeli uczucie, to tylko to co ponad wszystkim stoi!
Takie… jarzmem nie skalane.
I co ze śmiercią w pocałunku splecione.
Dzikością. Niczym galopujące prerią mustangi.
Gdzie:
Afekty — gorące!
Namiętności — do końca!
Zrozumienie — bez słów!
Pasje — absolutna!
Poświęcenie — bez reszty!
Szacunek — bezgraniczny!
Dopełnienie — kompletne!
Wiara — niezachwiana!
Trwanie — po kres!
Prawda — na dzień dobry i dobranoc!
Jeżeli uczucie, to tylko to co ponad wszystkim stoi!
Jako Kolos, co w żagiew płonący strojny, światłem swym okręty kierował… ku bezpiecznym przystaniom. A co historii trzęsieniem obrócony w wniwecz.
Jednakże… triumfem pamięci nad kamieniem trwający.
Po wieczność!
Do muzyki: Lovers, House of Flying Daggers, Shigeru Umebeyashi
Czekam
Cały czas czekam, czekam na pociąg, czekam na Ciebie.
Czekam w kolejce, w obiecujących niedopowiedzeniach.
Czekam na podróż w relacji z Ty do Ja. Bez przesiadek — to chyba pośpieszny.
Czekam w dworcowym klozecie, w poczekalni z napisem „Pociąg do Nieba na torze 2”,
Czekam w emocjach, na chłodnym peronie… w przeciągu.
To podróż koleją życia w wagonie klasy drugiej.
Czekam troszeczkę i jeszcze bardziej… wytrzymam — wszak jestem silny.
Czekam na stukot podkładów, rytm ruchu w zapachu lizolu i rozmów ściszonych.
Czekam na pociąg.
Już jest!
Wsiadam.
Siedzę przy oknie witany błogością zieleni.
Już jadę do Ciebie, zaczekaj proszę!
Do muzyki: Groszki i róże, Ewa Demarczyk
Bambus
Racz usłyszeć, proszę!
Orgię dźwięków co wydają… karbowane jego pędy, gdy się zmagają pod naporem.
Ciepłego — co zagubił się w okolicznościach czarnych włosów Twoich.
Wiatru!
Zechciej spojrzeć, proszę!
Jak finezją menueta się objawia. Co faluje figurami i ukłonem, który wspólnym mianownikiem — tańcem Matki Ziemi zwanym:
— ukłon,
— podanie prawej ręki,
— podanie lewej ręki,
— podanie dwóch rąk.
Poczuj proszę!
Eteryczność bambusowego lasu, co ciepłem dotyku rąk moich… skrycie wonnościami kusi.
Uwielbiam Cię — tak pewnie, szalenie!
Tak, bardziej jak wczoraj… i bardziej jak „wtedy” gdy pierwszy raz… Cię zobaczyłem.
To nieuleczalne — jak cierpienie,
Pewne — niczym śmierć i podatki!
Do muzyki: Isabel the Strong, Steve Jablonsky
Święto
Jesteś moim świętem!
Tym prawdziwym — z krwi i kości!
Nie fatamorganą, w mglisty upał strojną, co ponad wydmą życia zawieszona.
Która mami karawaną, tą co w poszukiwania wiecznej podroży…
Nostalgią spełnienia.
Jesteś moim świętem!
W obrządku poniedziałku co ołowianym niebem podejmuje ucztą tydzień nowy.
W magii środy, która przełamaniem… krótkim antraktem.
Zawieszona w międzygalaktycznej przestrzeni gradu meteorów.
W piątkowym południu, co krewkością sprintera okiełznane uwierającym kolce blokiem startowym uwięzionym… oczekiwaniem na wystrzał z sędziowskiego pistoletu.
Czeka!
Jesteś moim świętem!
Co Faustowskiej dwuznaczności cios zadaje… Ostateczny!
Tyś bowiem siłą, co z dobra pochodzi, lecz na dobro godzi i dobro rodzi!
Do muzyki: Til We Meet Again, Steve Jablonsky
Podróż
W nieustającej ekstazie… pasji.
Drodze, koroną rekordów Kolumba ukoronowaną.
Elegancką… i z godnością!
Ku wyspom… nieśmiertelnym, hen, daleko poza horyzont!
Przez konstelacje. Co mapą na nocnym niebie, a dla Wielkich przewodnikiem.
Siłą dłoni spracowanych, tych co dziarsko żagiel stawiają.
Podróż oceanem miłości.
Na wskroś! Przez grzywy fal spienionych… aksamitem skóry.
Subtelnością muśnięcia delfinka, co pod opuszkami palców…
Życiem pulsuje!
Sens odnaleźć!
W trwania formach, tych co dekadencji marnej strawie moc swą objawiają.
Metaforą pagórków, meandrami dolin bujnych…
By się zagubić w cieniu rowków i wybrzuszeń, niczym dłutem Fidiasza rzeźbionych,
Które Akropolu wzgórza dopełnieniem.
Tych… co u bram Raju witają Podróżnika.
Do muzyki: Oum la duphin. Jean Drejac, Michel Legrand
Czekolada
Wstrząs, smakiem odświętny.
Ceremonii aksamitem powłóczysty.
Co u stóp Chichén Itza dumnie chełpi się przed światem.
Gdzie pelota rozrywką pradawnego ludu… zgniecionego ciężarem historii, co pod butem konkwistadora…
W zatracenia mrok popadł.
Słodki nektar — ust Olimpijczyków godzien.
W miód i chili strojny, ziarnem kukurydzy dopełniony.
Pospolitością nie skalany.
Ten co Jukatanu okowy złamać umie:
okrzykiem Kakadu, centkami Jaguara, niewinnością Coati, barwą Iguany.
By wędrowca, szlakiem strudzonego — ku światłu życiu zwrócić.
Eksplozją teaborminy… endorfin dynamitem!
Zrywem, niczym konie… te z płótna Mistrza.
Chełmońskiego!
Które pędzlem, w dzikim szale — tak pięknie odmalowane.
Trojką — co w przód gna ku przeznaczeniu.
Czekolada!
Do muzyki: Chocolat, Main Title, Rachel Portman
Zielonych snów
Zielonych snów… o Pani!
Tak bardzo chcę zatracić się w Twych oczach.
Śnić, zapomnieć o doczesności… tam, gdzie Morfeusz przybiera szaty ukochanej.
Gdzie siedem odcieni zielonego spotyka się z siedmiorgiem zmysłów.
Chcę!
Smakować Twych ust spierzchniętych — subtelnych, w mgiełce mięty pogrążonych.
Poić chciwe nozdrza pistacji nutą, aby…
ulec kakofonii dźwięków — falujących odcieniami morza zapomnienia.
Błądzić bez astrolabium po butelkowo-zielonej mapie Twojego ciała.
Utrwalić siatkówką figlarny seledyn nadziei odmalowanej szczęściem,
doprawić otchłań trzewi limonką życia…
aby spełnić się równowagą siódmego zmysłu odcieniem lasu.
O letargu, spowity w opium uczuć… trwaj!
Niech lira Orfeusza niesie się echem po Trackiej kniei.
Do muzyki: Kochałam Pana, Sanah
Światło
Ku chwilom tym kilku, w których sięgam gwiazdy.
Co promieniem życia odmętów pustkę głuchą przemierza.
Każdym kwantem; ogniwem czasu.
Nanosekundą!
By marnej skorupy sięgając…
gdzie obleczona w szaty płaskich ceremonii Pani. Tak niedoskonała.
Co komunałem procentów lichwy pospolitej wyrażona i co w mroku pogrążona.
Rozświetlić smutną egzystencje.
Chwilą!
gdzie obrazu Absolutu nie zniekształcą niewyspane oczy.
Co harmonii ideału są tak głodne…. każdą jego konfiguracją, każdym fasonem.
Tą, co ku sercu bezpiecznemu jest w podróży.
Subtelnej …jako liść akacji co na wietrze, którego nie ma, a co faluje pięknem życia wewnętrznego.
Która wybudzają, ruch kącików… ust.
Kosmonauty!
Niewymuszonym i szczęśliwym… uśmiechem!
Do muzyki: Time Without End, Bel Canto
Midori
Jesteś moja Japonią.
Zaklętą w czarującym uśmiechu gejszy… przymrużone powieki skryte za barwną uchiwa.
Obecna!
W wielkiej fali z Kanagawy,
w drzeworytach Ukiy-o,
estetyce Ghibli,
tajemnicy Kaohashi,
harmonii kamieni ogrodu… i w równo przyciętym Bonzai.
Jesteś w nutach Joe Hisaishiego oraz w wierności Hachiko.
Obecna!
Magią przejścia ku Boskiej ziemi wyznaczanej niebiańskim rytmem czerwieni bram Tori. Odpoczywająca w cieniu Fuji.
Delektująca się zieloną matche.
Jesteś wszędzie: na Honsiu, Hokkaido…. Kamamkurze i Onomichi.
W ścieżce ogrodu, igliwiu i obłoku na niebie. W każdym porcie życia.
Jesteś moją Madame Butterfly.
Do twarzy Ci z bielą marynarskiego munduru.
Nie będę Pinkertonem — Pozostanę sobą!
Do muzyki: Un bel di vedremo, Madame Butterffly, Puccini
Perski dywan
Aksamitem miękkości, przepychem koloru.
Wabi!
Mirry i korzenia zapachem… tak zadziornie dopełniając pokusy. Oko puszcza.
By skosztować święta, zatopić się w Tobie.
Barwny kobierzec, co nicią spokoju przetykany,
I splotem… uczuć kunsztownie utkanym. Jedwabiem, co ze szklaku karawan.
Z Perską precyzją wykonany.
A ja trwam!
Minaretu cieniem zasłuchany. Baśnią, co tysiącem i jedną nocą się odmierza.
A co dusze karmi, by w pustyni życia przetrwać.
By codzienność! nową szatą dla prastarej ceremonii… co miłością się objawia.
Celebrować!
I wieczorem… co azylem od spraw, które poza Heliosa mocą.
W ukojeniu… dać spełnienie, spocząć obok.
Delektować się nocnym niebem, gdzie gwiazdozbiorów moc.
Do muzyki: Plaisir d’amour, Nana Mouskouri
Wiatr
Jesteś jak wiatr.
Co figlarnie splatać włosy potrafi… tak z galanterią.
Zaklęty w zapomnieniu, niczym derwisz w tańcu.
Z nieskazitelną bielą suszącego się w słońcu prania — Zespolony!
Porusza przestrzeń nadając jej trójwymiarowości i sensu.
Jesteś jak wiatr.
Co przynosi wytęsknionym trwaniem nozdrzom zapach Orientu.
Kuszący obietnicą strawy, co na domowym ognisku płonie.
Wonną nutą nadziei, głodnych ożywia.
Tym, co wytchnienie zsyła dusznym popołudniem.
Jesteś jak wiatr,
Co we właściwą stronę dmie z pełna mocą.
Ku bezpiecznej przystani, gdzie miłość w sukience. W oczekiwaniu.
By dalej… spinaker postawić.
I odpłynąć… poza horyzont.
Jesteś jak wiatr.
Wolna, Silna, Mądra i Niezależna.
Do muzyki: Into the Forest, kompozytor: Mark Slater
Las
Poszedłem dzisiaj do lasu.
Tam, gdzie odciski stóp Twoich czasem znaczone.
Ten dobry — co wspólnym wybrzmiewał rytmem.
Gdzie mchy i porosty pod stopami co niczym kobierzec,
ścielą się dostojnością. Pokłon składając.
Majestatem, co w zieleni odcieniach natury odbiciem.
Poszedłem dzisiaj do lasu.
Gdzie cisza co serce koi, która cierpienie unieść podoła.
I pilne mróweczki, co w skrzętnym współgraniu kształt przestrzeni rzeźbią.
Wymiarem, który po doskonałość skarbu nieskromnie sięga.
Co dziedzictwo z Gizy — nam śmiertelnym na myśl przywołuje.
Poszedłem dzisiaj do lasu.
By wolnym… ponad ludzkie trwanie.
W zwycięstwa afekcie nieziemskim, niesionym być na skrzydłach…
jak husaria pod Kircholmem!
Do muzyki: Valley of the Shadow, Thomas Newman
Niedoskonała
Drzemka, oddaj się ramionom Morfeusza.
Świat przystanie na chwilę, usiądzie z nogami ułożonymi na turecką modłę.
Anioły odpoczną.
Wypucują skrzydła, co w odmętach ziemi obiecanej skażone były.
Nie pierz, nie sprzątaj.