za falą barw
złudna optyka
rozprasza światło
błękitem utrwalone
w twoim oku
na żółtym dywanie
westchnień
osiadły — dwa
zasuszone motyle
poskromił je klimat
czerwieni gorącej
co z żarem lata
zamienił ich barwę
z odbiciem światła
ujrzałam przejrzystą biel
skrzydeł z tęsknoty
tej — która unosi do nieba
po drabinie tęczy
okna
stań przed szybą jak przed lustrem
zamknij oczy — a zobaczysz
pod rzęsami lazurowe niebo
zadrga światło strun
ze śpiewem obłoków
poczochranych
tiulem firmamentu
tylko odsłoń wreszcie
swoją — skrzętnie utkaną
firankę!
o świcie
za mgiełką poranka
czekają krople rosy
promienny brzask
zamienił je
w płatki róży —
iskrzące
w twoich oczach
magia
słoneczniki lubią słońce
patrzą wtedy dumnie
w swą urodę zapatrzone
ach! pod wieczór
biegną z wiatrem i radością
na zabawę wszystkich kwiatów
— zaproszone
jeszcze tylko otrzepały pył
w poświacie złota —
idąc śpiesznie w sukniach z płatków
— wystrojone
w takiej gali i scenerii
wyczarował bukiet z marzeń
Ktoś zupełnie wyjątkowy —
krętą magią — nie skażony
obiekt
jak utrwalić
w nowym kadrze
pejzaż — chwilą wyznaczony?
by w harmonii
z kompozycją — uwydatnić
kolor twoich oczu
we mnie zapatrzonych
czule chwytam
w światłoczułe dłonie
błękit nieba
które sprzyja — tak ulotnej
sztuce wizualnej
jeszcze chwilę tak pozostać!
…i gotowy
obraz życia —
powielany w formie
śladu z przytulaniem
szeptem
podsłuchują
morskie fale —
o czym mówią usta
pocałunkiem wiatru wysyłane
w takt mruczanda
jak w kołysce śpiewnej toni —
utulone już pogwarki
teraz tylko
schwytać ciszę —
by nie zmącić tej melodii
z wodnej struny
tak misternie — w splotach bryzy
wygrywanej
zmierzch
szepczą fale wyznań kilka
porzuconych na dywanie
z piasku morskiej plaży
tuż nad wodą
z brzegiem lądu
przyczaiły się westchnienia
wypatrując światła
w kształcie blasku
coraz ciszej
coraz ciemniej —
topi się rozgrzana kula
bez ratunku!
jak dobrze —
że jutro znowu
zalśni słońce
tęcza
efemeryda natury
rozciąga swój płaszcz
w pręgach urody
na dachu świata
z nieboskłonem
za pan brat
w pastelowej lekkości
znieczuliła
gorące błyski pioruna
bez walki — zwycięstwo
to cud na podium przestrzeni
schowana za obłokiem
kapłanka żywiołu —
cierpliwie zaczeka
na zmianę pogody
rozwiać chmurę
za duży parasol
wciąż trzymasz nad sobą
zbyt rzadko wychylasz głowę
w kokonie myśli —
ciągle schowany
w kaloszach jest śmiesznie
brodzić — w słoneczną pogodę
bez obaw!
już pora! idź!
nie będzie padać!
ćma
nocą jest ci bezpieczniej
rozłożyć skrzydła
pod wypatrzonym światłem
śpią wtedy wszystkie smutki
i smętnie mruczą
niewygasłe pragnienia
zapraszasz księżyc
na małą kawę
z osłodą chrupiącą
z blaskiem tęsknoty
siada za oknem
czekający świtu — motyl
mikropejzaż
zaplątane w liście — pajęczyny
posmutniały nocą — bez poświaty słońca
już basowo śpiewa pomruk mroku
w sopran przędzy — jak na pięciolinii
wplotła się ponura ćma kosmata
leć do światła! leć — niemądra!
ja poczekam!
zasłuchana w szept wędrówki
promiennego z rana —
powracającego słońca
Mały Książę
już pożółkły kartki księgi
— z dawien dawna
w kąt rzuconej
bo kto słyszał?!
jeszcze czekać
na fabułę z życia wziętą
w myśl bajeczną obleczoną?
on — przemierza z ciekawością
obszar wciąż tajemnych planet
ona — czeka na powroty
w szept księżyca zasłuchana
z jej kaprysem — zachód słońca
już nie cieszy dziś wędrowca
wróci? czy zapomniał —
w uniesieniach rozedrgany?
pachną kolce jak wspomnienia
na wulkanie czczych wyrzutów
w baobabach złość urasta —
po co?!…
kwiaty mają w sobie
tyle sprzeczności
kreskówka
jak dziecko — patrzysz
na obrazki z dzieciństwa
namalował na nich
niestrudzony — dawca akwareli
wszystkie elementy
w kolorach tęczy
wyblakła tylko
pomarańczowa huśtawka
i rozpadły się
żółte babki z piasku
coraz więcej na obrazku
utrwalonych detali
w kolorze blue
…ale TERAZ
możesz
wybrać się bez opieki
po wszystkie kolory świata
przedwiośnie
dumne żonkile
i przesycone pychą
swej urody przebiśniegi —
strzelają jak z procy
uśmiechem do przechodnia
z radością nieba
śpiewają wróble
o igraszkach
słonecznych promieni
kuszą spacerem
obrazki wiosny —
szczelnie utkane