E-book
20.79
drukowana A5
37.25
Ze smutkiem mi na bakier

Bezpłatny fragment - Ze smutkiem mi na bakier


5
Objętość:
90 str.
ISBN:
978-83-8245-059-0
E-book
za 20.79
drukowana A5
za 37.25

Wstęp

Bywają dni, gdy wali ci się cały świat. Właśnie straciłaś pracę, przyłapałaś męża na seksie z kochanką, bank wypowiedział ci kredyt, a samochód został zmiażdżony przez przejeżdżającą cysternę. Na domiar złego skradli ci torebkę wraz z portfelem, wszystkimi dokumentami i kluczami od domku letniskowego, a marzysz o tym, żeby złapać oddech i przez parę najbliższych dni nie oglądać męża. Czy może być gorzej? Na pewno tak. Ale dla większości z was już takie wydarzenia są wystarczającym wstępem do życiowego dramatu. Większość ludzi w takich sytuacjach doświadcza uczucia gniewu, smutku, załamania nerwowego lub depresji. Większość. Ale nie ja. Dlaczego? Otóż dlatego, że ze smutkiem mi na bakier.

Życie to ciągłe emocje

Zdarzają się takie dni, kiedy na nic nie mamy już sił, kiedy wszystko wydaje się sprzysięgać przeciw nam, a naszą duszę zalewa fala niewyobrażalnego smutku, przygnębienia i nostalgii. Świat wydaje się szary i zasnuty ogólnoludzkim dramatem. W którymkolwiek spojrzymy kierunku, wszędzie piętrzą się problemy i kłopoty. Wszystko się wali, a my stoimy pośrodku zgliszczy i boimy się pójść naprzód. Jedyne o czym marzymy, to aby świat się skończył, a wraz z nim skończyły się nasze problemy i ból, którego w danym momencie doświadczamy.

Nie do końca zdajemy sobie jednak sprawę z tego, że emocje, których doświadczamy, a przede wszystkim ich intensywność i czas trwania, są naszym osobistym wyborem. To my decydujemy, które emocje gościmy dłużej, a którym pozwalamy tylko swobodnie przepływać przez nasze myśli. Kluczem do psychicznej równowagi jest umiejętność obserwowania zdarzeń zachodzących wokół nas bez ich oceny. Bo to właśnie nasza subiektywna ocena zdarzenia oraz emocjonalna reakcja w odpowiedzi na tę ocenę powoduje, iż doświadczamy negatywnych emocji, a wraz z nimi dyskomfortu psychicznego i całego szeregu schorzeń somatycznych.

Możemy nasze życie porównać do odwiedzin na wernisażu. Przechadzamy się przez galerię i oglądamy po drodze najrozmaitsze obrazy. Nie każdy z tych obrazów wzbudzi w nas zachwyt. Niektóre będą dla nas niezrozumiałe, inne wręcz odrażające. Od jednych jak najszybciej pragniemy się oddalić, przy innych chcielibyśmy zostać trochę dłużej. Są też takie, które zamierzamy zatrzymać na zawsze. Ale są to tylko obrazy, które przez moment wywołują w naszych myślach poruszenie. Za moment przechodzimy do kolejnego dzieła sztuki, chcąc poznać, co artysta ma nam do przekazania i jakie środki artystyczne do tego celu zastosuje, zostawiając niejako za sobą to, co widzieliśmy chwilę wcześniej. Każdy obraz może być dla nas jakąś lekcją, czy też przesłaniem. Ale idąc galerią nie przywiązujemy się do scen, które zobaczyliśmy, i nie wywracają one całym naszym życiem bez względu na to, jak osobliwą perspektywę prezentują.

Tak samo powinniśmy podchodzić do każdej sytuacji, która spotyka nas w naszym życiu. Każde wydarzenie jest tylko takim obrazem, który może wywołać w nas śmiech, złość, przerażenie czy panikę. Ale są to emocje, którym powinniśmy pozwolić tylko zaistnieć i przepłynąć przez nasze myśli, a sami mądrzejsi o kolejne doświadczenie powinniśmy pójść dalej, przejść do kolejnego obrazu, bez emocjonalnego wyniszczania własnych zasobów.

Każda życiowa sytuacja, niezależnie jak bardzo wydaje nam się absurdalna i dokuczliwa na początku, niesie ze sobą możliwość rozwoju, zmiany własnego sposobu postępowania, a nawet zmiany całego swojego życia. I zawsze należy postrzegać życiowe doświadczenia przez pryzmat nowych możliwości, a nie w kontekście straty. Wszyscy lubimy status quo, ale właśnie dzięki nieustannemu podważaniu tego statusu i ciągłej konfrontacji z życiowymi problemami, nie tkwimy wciąż jako gatunek na drzewach spętani strachem o dzień jutrzejszy.


Na wiadomość, że właśnie straciliśmy pracę, możemy zareagować ogromnym stresem, gniewem, strachem o dzień jutrzejszy. Ale możemy też spojrzeć na to przez pryzmat korzyści, które dane wydarzenie ze sobą niesie. Mamy trochę więcej czasu dla siebie, możemy wreszcie złapać oddech i spojrzeć na własne życie z dystansu, możemy przewartościować cele, które sobie wcześniej wyznaczyliśmy, mieć czas dla bliskich, czy wybrać się w podróż, o której marzyliśmy przez całe życie. W końcu wcześniej czy później znajdziemy nową pracę, a wraz z nią nowe wyzwania, nowe możliwości, nowych znajomych. I może się okazać, że nowa praca przyniesie nam radość, jakiej nigdy byśmy nie doświadczyli, gdybyśmy wciąż tkwili na poprzednim stanowisku. A może znajdziemy w sobie odwagę, żeby rozkręcić własny interes? Jest tyle możliwości. Zamiast jednak dostrzegać nowe szanse wolimy otulić się płaszczem rozpaczy i narzekać na niedolę naszego życia.

Podobnie jest w przypadku odkrycia romansu męża. Oczywiście faza szoku jest nieunikniona. Nikt z nas nie spodziewa się zdrady ze strony najbliższej nam osoby. To zawsze doskwiera, głęboko rani i podkopuje nasze poczucie własnej wartości. Ale skoro sprawy przybrały taki obrót, to zapewne w naszym małżeństwie nie działo się zbyt dobrze. Być może zaniedbywaliśmy partnera, oddaliliśmy się od siebie lub zwyczajnie namiętność wygasła. Może jest to sygnał, aby bardziej wzajemnie o siebie dbać, a być może nadszedł czas na poważne zmiany w naszym życiu. Cokolwiek zadzieje się dalej, istotne jest, aby to, czego doświadczamy, budowało nas na nowo, a nie wyniszczało i burzyło nasz dobrostan psychiczny. Faza szoku i niedowierzania zapewne nas nie ominie, ale zasadnicze w tej kwestii jest to, jak dane wydarzenie na nas wpływa.

Jeżeli doprowadza do rozpaczy, depresji, załamania psychicznego, odbiera chęć do życia i wpływa na nas wyniszczająco, to należy zadać sobie pytanie, czy warto spalać się dla obrazu, który powstał tylko po to, aby nami wstrząsnąć, zachwiać filarami naszego jestestwa, poruszyć naszą duszę i dać możliwość pójścia naprzód.

Możemy trwać w stanie takiego letargu latami, upodlić się do granic możliwości, żeby na koniec i tak stanąć przed dylematem: wybaczyć czy się rozstać. Po co zatem przechodzić przez traumę trwającą dekady, nadszarpywać zdrowie oraz poczucie własnej wartości, zatruwać umysł czarnymi myślami, tracić najpiękniejsze lata swojego życia, skoro ostatecznie i tak dojdziemy do tego samego punktu. Tylko droga może trwać dziesięć lat, dwa lata, ale może również trwać zaledwie kilka dni. Oczywiście emocjonalne zaangażowanie, strach przed stratą bliskiej nam osoby, z którą czujemy się silnie związani, oraz niedowierzanie, że coś takiego przydarzyło się właśnie nam, powoduje potworny ból emocjonalny. I jest to całkowicie zrozumiała reakcja. Nie da się jej w żaden sposób uniknąć. Ale to, jak długo doświadczamy takiego stanu, jest naszym osobistym wyborem. Wszyscy znamy powiedzenie „czas leczy rany”. Nie zdajemy sobie jednak sprawy z faktu, że posiadamy moc sterowania naszymi emocjami. To my powinniśmy panować nad nimi, a nie one nad nami. I to my powinniśmy wyznaczać czas, jak długo chcemy tych negatywnych emocji doświadczać. Negatywne emocje obciążają nasz organizm, prowadzą do wyczerpania, zaburzają sen, nie przynoszą nam absolutnie nic dobrego. Dlatego właśnie powinniśmy nauczyć się reagować odpowiednio do sytuacji, panować nad emocjami i pozwalać im swobodnie przepływać przez nasz organizm, dokładnie tak, jakbyśmy oglądali niemiły dla nas obraz, nie przywiązując się do tych emocji zbyt mocno.


Jak zatem przerwać ten wyniszczający stan emocjonalny, w którym trwamy po trudnym, a czasem traumatycznym doświadczeniu? Najczęściej w takiej sytuacji zalewa nas fala gniewu oraz wyzwala się w nas poczucie ogromnej krzywdy. W naszym wewnętrznym monologu zaczynamy mieszać męża z błotem, wyzywając zarówno jego, jak i obiekt jego seksualnych uciech od najgorszych. W myślach wybrzmiewają najbardziej wymyślne przekleństwa, jakie tylko przyjdą nam do głowy. Czasami zdrajca jest pod ręką i rzucamy przekleństwami w kierunku niewiernego partnera, ale częściej bywa tak, że ten potok przekleństw trwa tylko i wyłącznie w naszych myślach, zatruwając jadem jedynie naszą duszę, oraz powodując, że przeżywamy bolesne doświadczenie zdrady wciąż od nowa. Za każdym razem, gdy przypominamy sobie bolesne doświadczenie, nasz organizm doświadcza dokładnie takiej samej traumy, jakiej doświadczył w chwili, gdy zobaczyliśmy niewiernego kochanka w obcych ramionach.

Partner nie słyszy naszego złorzeczenia, a więc wszystkie nasze złe emocje oraz wszystkie podłe słowa, przekleństwa i zniewagi, którymi rzucamy na oślep, nie uderzają w najmniejszym chociażby stopniu w winowajcę, ale odbijają się echem i wracają z powrotem do nadawcy. Ten mechanizm prowadzi tylko do samounicestwienia. Musisz to sobie uświadomić. Nie dość, że skrzywdził cię inny człowiek, to teraz konsekwentnie powielasz jego działanie i krzywdzisz sama siebie.

Oprócz tego musisz zdać sobie sprawę, że negatywne emocje, jakich doświadczasz, w niczym nie poprawią twojej sytuacji. Pogorszą jedynie twoje samopoczucie i sprawią, że poczujesz się gorsza, mało wartościowa, nieatrakcyjna. Nic więcej nie wniosą do twojego życia oprócz bólu, rozpaczy i cierpienia. Jeżeli już zdasz sobie sprawę z faktu, że złe emocje, których doświadczasz, tylko cię wyniszczają, nie wymierzając sprawiedliwości rzeczywistemu winowajcy, wtedy łatwiej ci będzie zrezygnować z doświadczania negatywnych emocji.

Nawet jeżeli istnieje możliwość wykrzyczenia winowajcy wszystkiego prosto w twarz, pytanie brzmi: po co to robić? Sądzisz, że partner nie zdaje sobie sprawy z tego, że cię skrzywdził? Myślisz, że nie rozumie sytuacji? Mylisz się, on o tym doskonale wie. I albo cierpi z tego powodu, albo jest mu to kompletnie obojętne. Jeżeli bije się w pierś, a jego serce krwawi, to twoje milczenie więcej mu powie niż twój krzyk i złorzeczenie. Gdy na kogoś krzyczysz wyzwalasz w nim chęć samoobrony. I nawet jeżeli masz rację w tym, co mówisz, to w akcie samoobrony atakowana osoba zrobi wszystko, żeby upewnić cię w przekonaniu, że to twoja wina. To ty doprowadziłaś do jego zdrady i znajdzie tysiące argumentów na potwierdzenie swojej tezy. Do tego wszystkiego uzna cię za osobę niezrównoważoną psychicznie. I będzie miał poniekąd rację. Bo jeżeli ktoś rzeczywiście uważa jakąś osobę za podłą, fałszywą, której nie można ufać, i jednocześnie nadal pragnie z taką osobą trwać w związku, to coś z logiką tego człowieka szwankuje. Jeżeli jednak pozytywnie osądzasz partnera, a jedynie zdrada jest zadrą w twoim sercu, to nie powinnaś kierować w jego stronę podłych i nikczemnych słów. Szacunek do człowieka, którego kochamy, wymaga od nas, abyśmy odnosili się w stosunku do niego z poszanowaniem jego godności. I o ile można zrozumieć jednorazowy wybuch gniewu w chwili silnego wzburzenia, o tyle ciągłe kierowanie w jego stronę obraźliwych inwektyw wiele mówi o nas samych.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 20.79
drukowana A5
za 37.25