***
— Halo, dzień dobry! — Monika zapukała w blat recepcji. Od kilku minut stała czekając aż recepcjonistka łaskawie zauważy, że przyszła. — Jest tu kto?
Nikt jej jednak nadal nie odpowiadał. „Jarają cholery za hotelem, trzeba ich będzie znowu przywołać do porządku.” — pomyślała wchodząc za recepcję. Narzekając pod nosem na współczesną młodzież zabrała klucze oraz raport sprzątania pokoi i poszła do szatni żeby przygotować się do pracy.
Godzinę później podobnie pomyślała Ola, która przyszła na dzienną zmianę. Zdecydowanie nie lubiła Magdy, która kończyła właśnie nocną zmianę. Miała ją za leniwą i zarozumiałą. Zawsze też musiała po niej sprzątać, bo ta uważała, że skoro jest recepcjonistką to sprzątanie, nawet po sobie, nie leży w jej kompetencjach. Nie zdziwiła się więc wcale kiedy zobaczyła na blacie odbite z kubka kawowe kółka, prywatny telefon Magdy podłączony do ładowania, a obok mrugający czerwoną diodą służbowy telefon. Zaplecze nie było lepsze. Na stoliku leżał karton z niedojedzoną pizzą i trzy butelki po coli, a na jedynym krzesełku torebka i żakiet. „Jak by nie było szafy, cholera jasna” pomyślała Ola próbując ogarnąć trochę zastany bałagan. Schowała do szafy żakiet i torebkę Magdy po czym przebrała się w służbową sukienkę i zaczęła przeglądać planowane na dzisiaj wyjazdy i przyjazdy gości. Kiedy skończyła Magdy nadal nie było, za to pojawił się, jak zawsze spóźniony, portier Marek.
— Cześć, sorry za spóźnienie. — rzucił wbiegając do hotelu.
— Żadna nowość Mareczku — odpowiedziała na to Ola. — Będziesz miał dzisiaj trochę roboty bo nie było u was nocnej zmiany. Robert się pochorował i Ewelina nie ściągała już nikogo na ostatnią chwilę.
— Cholera… — zaklął Marek przypinając plakietkę „OBSŁUGA TECHNICZNA”. — Ale i tak najpierw kawa. Piłaś już?
— A w sumie jeszcze nie, możesz zrobić.
— Mówisz i masz. — uśmiechnął się Marek nastawiając wodę w czajniku. — O, widzę że zmieniałaś Królewnę — zauważył zbierając puste butelki po coli i wkładając je do skrzynki.
— Jak widać… — westchnęła Ola — Chociaż słowo zmieniałaś jest przesadzone, bo raczyła gdzieś się ulotnić i jeszcze jej nie widziałam.
— Pewnie poszła na śniadanie i zagadała się z Baśką.
— Cholera jasna, jak ta dziewczyna mnie wkurza! — zaklęła Ola wybierając numer wewnętrzny na kuchnię. Basia jak zwykle odebrała dopiero po dłuższej chwili.
— Halo — warknęła po swojemu. Zdecydowanie nie należała do najmilszych znanych Oli osób.
— Halo, szukam Magdy, nie ma jej może u Ciebie na śniadaniu? — spytała Ola.
— Nie ma. — odwarknęła Basia.
— Aha, dzięki.
— Ale czekaj, nie widziałam jej dzisiaj w ogóle.
— Jak to? Nawet rano? — zdziwiła się Ola.
— No nawet rano. Jak weszłam to klucze i raport były na ladzie więc pomyślałam, że jeszcze śpi czy coś. Wzięłam i poszłam od razu na kuchnię.
— Dziwne…
— W sumie teraz tak myślę, że faktycznie dziwne. Nie przyszła nawet na śniadanie a zawsze przychodzi. Właściwie portiera też żadnego nie widziałam. — głośno zastanawiała się Basia.
— Bo portiera w nocy nie było żadnego. Ale że Magda nie przyszła na śniadanie to bardzo mnie dziwi… — odpowiedziała Ola.
— Może wreszcie zwiała stąd tak jak wiele razy obiecywała? Olu, muszę kończyć, przyszedł nasz pisarz i znowu życzy sobie angielskie śniadanie.
— Dobrze, ja poszukam Magdy. — Ola się rozłączyła.
— Dobrze słyszałem, że Magdy nie było na śniadaniu? — zapytał Marek kiedy Ola odłożyła słuchawkę.
— Dziwna sprawa… Nie ma jej tutaj, nie była na śniadaniu i nikt jej od rana nie widział…
— Może faktycznie wyszła trzaskając obrotowymi drzwiami jak się wielokrotnie odgrażała? — zasugerował Marek.
— Też bym tak powiedziała, gdyby nie to, że zostawiła wszystkie rzeczy łącznie z telefonem, z którym się przecież nie rozstaje…
— Cholera, fakt… Dziwne to wszystko…
— Dziwne. — potwierdziła Ola. — Przejdź proszę po hotelu, poszukaj, może gdzieś zemdlała czy coś. A jak jej nie znajdziemy to zadzwonię do Eweliny, ona będzie wiedziała co zrobić.
— No nie dadzą człowiekowi wypić kawy. — westchnął Marek.
***
— Jak to zniknęła ci recepcjonistka? — Katarzyna z wrażenia usiadła na kocie śpiącym spokojnie na krześle w kuchni. Kot mruknął urażony i przeniósł się na sofę w salonie. Tam wtulił się w drugiego kota i zasnął zwinięty w kłębek.
— No nie ma jej. Była i nie ma. Jak Coperfield. — Ewelina nie kryła zdenerwowania. Pięć minut wcześniej odebrała telefon od recepcjonistki Oli, która przyszła rano na swoją zmianę i nie zastała koleżanki ze zmiany nocnej.
— Ewelina, uspokój się, ludzie nie znikają ot tak! Musi być jakieś logiczne wyjaśnienie. — próbowała ją uspokoić Katarzyna.
— Duchy, mówię ci, w tym hotelu straszy!
— Kobieto, jakie duchy?
— Słyszałaś przecież historie kucharzy i kelnerów, portierzy też mi swoje opowiadali. Ja Ci mówię, ten hotel jest nawiedzony!
— Przywołuję cię do porządku! — zdenerwowała się Katarzyna. — Wsiadam w samochód, będę na miejscu za dziesięć minut.
— Ja też już jadę, Bartek mnie przywiezie bo jestem zbyt zdenerwowana żeby sama prowadzić.
— Na miejscu sprawdzimy co się dzieje, przejrzymy kamery i wszystko się wyjaśni.
— Mam nadzieję.. — westchnęła Ewelina.
Dziesięć minut później spotkały się przed głównym wejściem do hotelu. Na recepcji powitała je widocznie zdenerwowana Ola.
— Dzień dobry, mamy problem.
— Co z tą Magdą? Nie wierzę, że wyszła ot tak, w środku nocy, zostawiając wszystko. — odpowiedziała Ewelina wchodząc na recepcję.
— Sama zobacz, zostawiła torebkę i telefon. — Ola pokazała Ewelinie pozostawione przez Magdę rzeczy. — Nie chcę siać paniki, ale to wygląda jakby nagle zniknęła, rozpłynęła się w powietrzu.
— Sprawdzaliście czy nie poszła do toalety albo na papierosa i nie zemdlała na przykład? — zapytała Katarzyna.
— Marek zrobił obchód po całym hotelu. Sprawdził toalety, wszystkie miejsca gdzie ktokolwiek pali, wszystkie magazynki pokojowych i magazyny kuchni.
— Byłem nawet w podziemiach w kotłowni i na podbaseniu. — dodał portier który właśnie pojawił się na recepcji. — Teraz jeszcze poszedłem sprawdzić teren wokół hotelu. Przeczesałem każdy krzaczek, zajrzałem za każdą skałkę, sprawdziłem nawet w kontenerach na śmieci. Nigdzie nie ma ani Magdy ani nawet najmniejszego śladu po niej.
— Cholera… — westchnęła Katarzyna. — Trzeba sprawdzić kamery, wtedy się czegoś dowiemy.
— Chodźmy w takim razie do mnie. — Ewelina wyciągnęła klucz do swojego biura.
— Olu, gdyby Magda jednak nagle się pojawiła przyślij ją do mnie. — zwróciła się do recepcjonistki.
— Oczywiście. — ta odpowiedziała i odebrała telefon, który właśnie zaczął dzwonić.
W tym czasie Ewelina i Katarzyna zdążyły wejść do biura i podłączyć ekspres do kawy.
— No co? Wiesz, że ja bez kawy nie funkcjonuję. — powiedziała Katarzyna gdy Ewelina zmierzyła ją karcącym wzrokiem. — Akurat uruchomisz komputer.
— Zrób mi też proszę. Czuję, że bez kawy może być dzisiaj ciężko.
Kiedy już Ewelina podłączyła program do przeglądania nagrań z monitoringu obie usiadły z kawą w dłoniach i zaczęły przeglądać obraz z kamery umieszczonej w recepcji. Nie działo się nic nietypowego. Magda najpierw przeglądała oferty pracy na recepcyjnym komputerze, potem przeglądała Facebooka, poszła zrobić sobie kawę, odebrała klucze i utarg z restauracji. Koło północy do recepcji podszedł przebywający w hotelu od tygodnia pisarz, porozmawiał z Magdą kilkanaście minut i odszedł.
— Co on tu tyle siedzi ten pisarz… — skomentowała Katarzyna.
— Moje dziewczyny mówią, że przyjechał pracować w spokoju nad nową książką. — odpowiedziała Ewelina wpatrując się w ekran komputera.
— Podobno jego ostatnia książka to kompletna klapa. Czytałam, że krytycy go zmiażdżyli a media to podchwyciły.
— Powiem Ci, że słusznie. Czytałam „Czas zagłady”, straszny gniot.
— Ciekawe czy nasze jurajskie powietrze wpłynie na jego wenę.
— Nie sądzę, musiał by napisać jakieś mega dzieło żeby się podnieść po tej porażce. Ej, popatrz — Ewelina zatrzymała nagranie.
Zegar wskazywał godzinę trzecią czterdzieści sześć. Magda siedziała przy komputerze gdy coś na zewnątrz musiało zwrócić jej uwagę bo podniosła głowę znad monitora. Katarzyna przysiadła się bliżej i Ewelina lekko cofnęła po czym wznowiła nagranie. Widać było Magdę piszącą jakiegoś maila. Wyglądała na skupioną na tym co robi dlatego dziewczynom wydało się dziwne gdy nagle podniosła głowę znad monitora i zerknęła w stronę szklanych drzwi wejściowych. Kamera już ich nie obejmowała więc nie widziały czy Magda coś zobaczyła, ani co to było. Po chwili jednak opuściła głowę i wróciła do przerwanego zajęcia. Zdążyła kliknąć przycisk „wyślij”, gdy znowu coś oderwało ją od komputera. Tym razem wstała i wyszła przed recepcję usilnie się w coś wpatrując. Postała tak przez chwilę po czym wróciła za recepcję. Na ekranie widać było jak drukuje raporty śniadań i sprzątania, kładzie je na ladzie, a na nich układa klucze. Następnie wyszła na zaplecze by po chwili wrócić z telefonem w ręce. Wyglądała jak by pisała do kogoś wiadomość jednak jej długie czarne włosy zasłoniły widok na wyświetlacz.
Po chwili jednak Magda wpięła telefon do recepcyjnej ładowarki i odłożyła obok monitora. Nie zdążyła usiąść gdy znowu coś zwróciło jej uwagę w stronę drzwi. Tym razem, już z widoczną irytacją, wyszła zza recepcji i zniknęła z pola widzenia kamery. Sekundnik zegara w prawym górnym roku nagrania przeskakiwał miarowo cyfra po cyfrze, a na recepcji nikt się nie pojawiał. Katarzyna i Ewelina wstrzymały oddech i zbliżyły się do monitora. Minęło pięć minut, a sytuacja nie uległa zmianie — recepcja nadal była pusta. Na chwilę zaświecił się ekran ładowanego telefonu, a monitor recepcyjnego komputera się wygasił, ale poza tym nie działo się nic.
— O cholera… — ciszę w biurze przerwała Katarzyna. — Przewiń na podglądzie do przyjścia Oli i sprawdzamy kamerę przed wejściem.
— Ciekawe gdzie ją poniosło… — zastanawiała się na głos Ewelina włączając przyspieszenie przeglądanego nagrania. — Ja bym nie miała odwagi tak wyjść sama w środku nocy…
Na ekranie komputera widać było jak robi się coraz jaśniej, o piątej siedemnaście przy recepcji pojawiła się śniadaniowa Basia, rozejrzała się i zabrała klucze oraz raport. Niecałą godzinę później przyszła pokojowa Monika. Stała chwilę przy recepcji po czym weszła za ladę i zajrzała na zaplecze. Widać było jak wzrusza ramionami i mamrocze coś pod nosem.
— Pewnie znowu na nas psioczyła — zauważyła Ewelina — Ciekawe czy zaraz zadzwoni do prezesa ze skargą.
— Znając wredną Monikę to pewnie tak, mnie przecież nie zgłosi bo nie uważa mnie za dyrektora tylko rządzącą się gówniarę. — odpowiedziała Katarzyna.
Z wredną Moniką, jak ją nazywano w hotelu, miały już sporo przebojów. Monika nie uznawała nad sobą nikogo poza właścicielem hotelu i uważała się za najważniejszego pracownika. Nawet kiedy hotel został rozbudowany o kolejne pokoje i strefę spa Monika uważała, że niepotrzebnie zatrudnia się kolejnych ludzi po których ona biedna musi sprzątać i wciąż ich pilnować.
Dwadzieścia minut po wyjściu wrednej Moniki do recepcji podszedł pisarz, postał jednak chwilę i nie doczekawszy się nikogo odszedł w stronę restauracji. Później od recepcji odbili się także goście będący w hotelu w ramach romantycznego pobytu i jeden Azjata.
— To pan Li, jest supervisorem w hucie. — wyjaśniła Ewelina widząc zdziwienie Katarzyny na jego widok.
— Właśnie się zastanawiałam co go ściągnęło na nasz koniec świata…
Chwilę później na ekranie zobaczyły Olę wchodzącą na recepcję.
— Tutaj już nic nie zobaczymy, poszukam nagrania z kamery przed wejściem. — Ewelina zaczęła przełączać podgląd z kamer. — O, mam! O której Magda wyszła?
— Wyszła koło czwartej ale dziwnie zachowywać zaczęła się od trzeciej czterdzieści jak dobrze kojarzę.
Ewelina ustawiła odtwarzanie nagrania z kamery przed wejściem od godziny trzeciej trzydzieści. Przez pół godziny nie działo się zupełnie nic po czym na ekranie pojawiła się Magda wychodząca z hotelu. Wyglądała na zirytowaną ale też lekko wystraszoną. Zatrzymała się na chwilę i rozejrzała. Wokół hotelu panowała gęsta mgła robiąca upiorne wrażenie na oglądających nagranie dziewczynach. Nagle Magda drgnęła, spojrzała w kierunku bramy wjazdowej a po chwili ruszyła zdecydowanym krokiem w jej kierunku i zniknęła we mgle. Mimo, że dziewczyny obejrzały nagranie aż do momentu przyjazdu Oli, Magda nie pojawiła się na nim już ani razu.
— Jeżu kolczasty, jak w horrorze. — skomentowała Ewelina.
— Miałaś rację, jak Coperfield, była i nie ma. — dodała Katarzyna. — Z tym że ludzie tak nie znikają do cholery! Daj jeszcze nagranie z kamery przy wjeździe.
— Nie ma szans.
— Jak to?
— Zepsuta od tygodnia, mówiłam ci. Zgłoszone do informatyków ale czekają na jakąś część czy kabel, nie zapamiętałam. W każdym razie naprawiona ma być do końca tego tygodnia.
— No to nie wiele nam to da… — westchnęła Katarzyna.
— Co robimy?
— Nie mam pojęcia. Kołacze mi się po głowie czterdzieści osiem godzin, ale niczego nie jestem pewna.
— Właściwie to chyba zgłosić zaginięcie powinna rodzina. Aż dziwne, że mąż Magdy jeszcze nie dzwonił, zazwyczaj wydzwania gdy o siódmej trzydzieści jeszcze nie wyjechała z hotelu.
— Taki zazdrośnik? — zdziwiła się Katarzyna.
— Zaborczy bardzo. I taki co to musi mieć wszystko zaplanowane co do pół minuty.
— Nie zazdroszczę, ciężko musi się żyć z takim człowiekiem.
— Ciężko. Raz się Magda wygadała po jakiejś kłótni, że ma go dosyć i poważnie zaczyna myśleć o rozwodzie. Musiała być bardzo nabuzowana, że powiedziała aż tyle, bo raczej się nie spoufala z nikim i niewiele opowiada o życiu prywatnym.
— No wiesz, też mało kto ją tutaj lubi.
— To fakt, jest specyficzna. Odnoszę wrażenie, że czuje się lepsza od innych i tego nie ukrywa, dlatego nikt jej nie lubi.
— Zobacz, czy to nie dziwne? Znika dziewczyna, której większość osób pracujących w hotelu nie lubi. Na nocnej zmianie, na której naprawdę wyjątkowo nie ma portiera. Ni z tego ni z owego wychodzi w środku nocy przed hotel i znika we mgle… — zamyśliła się Katarzyna.
— I to akurat wtedy kiedy cały hotel huczy od plotek o nawiedzających to miejsce duchach. — dodała Ewelina.
— Serio ktoś wierzy, że tu straszy? — zdziwiła się Katarzyna.
— To przez tego pisarza. Siedział ostatnio do późna przy barze i rozmawiał z chłopakami z gastro o pomysłach na książkę. Od słowa do słowa zeszło im na nawiedzone miejsca i barman Konrad opowiedział mu historię, którą usłyszał od dziadka o naszym hotelu.
— O, co to za historia? — zainteresowała się Katarzyna.
— Ten teren od zawsze należał do rodziny naszego prezesa, podobno kiedyś w miejscu hotelu stał dom jego pradziadków, który spłonął. Coś tam było o jakiejś klątwie którą ktoś rzucił na pradziadka ale dokładnie to ci nie opowiem, musiała byś pytać Konrada. Będzie zresztą dzisiaj w pracy bo mają jakieś szkolenie z win czy innych alkoholi.
— Jesteś cudowna, wiesz wszystko ale nigdy dokładnie nie pamiętasz. — roześmiała się Katarzyna.
— Ty się ze mnie nie śmiej, ja cię proszę. Szkoda mi pamięci na zapamiętywanie wszystkiego.
— Dobra, dobra, po prostu masz sklerozę. Ja też! — Katarzyna pacnęła się w czoło — Przecież mogę zadzwonić do Rafała, zapytać co w tej sytuacji zrobić.
— O, widzisz! Nie tylko ja mam krótką pamięć. — odgryzła się Ewelina.
***
Prokurator Rafał Sokolski ślęczał właśnie nad aktami sprawy nieboszczyka znalezionego na cmentarzu, gdy rozległ się dzwonek jego telefonu. Zdążył jeszcze, po raz chyba setny, pomyśleć o przewrotności losu w związku z tą sprawą gdy zobaczył, że dzwoni do niego Katarzyna.
— Halo kochanie, w co tym razem się wplątałaś? — odebrał.
— Dlaczego od razu zakładasz, że w coś się musiałam wplątać? — usłyszał w słuchawce zdziwiony głos.
— Bo dzwonisz do mnie w godzinach swojej pracy, a przy twoim pracoholiźmie to wręcz zaskakujące.
— Cholera, znasz mnie już chyba za dobrze. — odpowiedziała Katarzyna. — Mam problem, zniknęła mi recepcjonistka.
— Jak to zniknęła? — zdziwił się Rafał.
— Jak w horrorze, rozpłynęła się we mgle.
— Opowiedz mi to jakoś tak ściślej, bo nie wiem czy sobie ze mnie żartujesz czy mówisz serio. — poprosił zainteresowany.
— Na nocnej zmianie była recepcjonistka, sama jedna bo portier się rozchorował i Ewelina nie zdążyła nikogo ściągnąć na zastępstwo. Na nagraniu z kamer widać, że kilka razy zafrapowało ją coś na zewnątrz, nie widać co. Po chwili wyszła przed recepcję, weszła we mgłę i zniknęła. Zauważyła to dopiero jej zmienniczka, która przyszła na siódmą do pracy. Z początku myślała, że dziewczyna poszła na śniadanie albo na papierosa, bo zostawiła wszystkie rzeczy, w tym telefon, z którym prawi nigdy się nie rozstaje. Ale kiedy nie było jej dłuższy czas poprosiła portiera, żeby jej poszukał. Ten sprawdził cały hotel i teren wokół, ale po nocnej recepcjonistce ani śladu. Co robić? Wzywać policję?
— Zdecydowanie tak. I od razu przekazać im nagrania z kamer i wszystkie rzeczy zaginionej dziewczyny. Zadzwonię do kolegi, żeby to on do was przyjechał i zajął się sprawą.
— Dziękuję. Nie zdarzyła mi się jeszcze taka sytuacja, a pracuję już przecież parę ładnych lat w branży.
— Przyznam, że jest to trochę dziwne. Ale z drugiej strony mam właśnie przed sobą akta nieboszczyka z cmentarza więc nie powinienem się chyba dziwić…
— Ciekawą masz pracę, nie powiem. — uśmiechnęła się Katarzyna.
— Wychodzi na to, że ty nie mniej. Tylko moja droga, wy się tam z Eweliną w nic nie mieszajcie! Zostawcie sprawę policji.
— Skąd założenie, że chciałybyśmy się mieszać? — obruszyła się Katarzyna.
— Bo jak zauważyłaś na samym początku tej rozmowy, znam cię już całkiem nieźle.
— Cholera, że się tak powtórzę. — odpowiedziała na to Katarzyna. — Dobrze, dzwonię na policję, a ty zadzwoń proszę do tego twojego znajomego. Niech dziewczyna znajdzie się jak najszybciej, zanim plotka się rozejdzie i urośnie do rozmiarów bomby atomowej. Pracownicy już mi się tu wzajemnie straszą i aż boję się myśleć co będzie teraz, jak jedna z nich zniknęła.
— Jak to się straszą? — zainteresował się Rafał.
— A mamy na pobycie tego pisarza, co ostatnio tak strasznie popłynął, mówiłam Ci…
— No tak, aż szkoda chłopa, bo poprzednie jego książki czytało się całkiem nieźle. Ale co on ma do tego?
— Przyjechał do nas leczyć niemoc twórczą. Wymyślił, że napisze thiller, który wstrząśnie światem wydawniczym i szuka inspiracji gdzie popadnie. A pracownicy to podchwycili i opowiadają coraz to straszniejsze historie.
— Ok, rozumiem. No to faktycznie nie zazdroszczę ci teraz, jak jeszcze zniknęła recepcjonistka.
— Eh… Niech się jak najszybciej znajdzie… Widzimy się wieczorem?
— Oczywiście. — odpowiedział Rafał. — przyjadę do ciebie koło 20:00.
— No to do zobaczenia.
— Do zobaczenia.
Rafał rozłączył połączenie i westchnął. Wiedział, że jego wybranka lubiła wplątywać się w różne dziwne historie, właściwie dzięki takiej historii się poznali, ale teraz dopadły go złe przeczucia. Co innego poniemieckie skarby i stare historie, choć i przy nich nie obyło się bez trupa i nerwów, a co innego zniknięcie dziewczyny w scenerii jak z horroru. A poznał Katarzynę już na tyle dobrze, że miał pewność, że nawet jeśli zgłosi sprawę policji, to i tak będzie się wtrącać i próbować sprawdzać wszystko co jej wpadnie do głowy na własną rękę.
— A niech to, trzeba jej będzie pilnować… — westchnął i wybrał numer do swojego kolegi z komisariatu. Przedstawił mu pokrótce sprawę i poprosił żeby się tym zajął. Dodał też informację o Katarzynie i jej tendencjach do działania nie zawsze zbyt rozsądnie. Kolega zgodził się zająć sprawą i zrozumiał sytuację. Obiecał też być w kontakcie z Rafałem i przekazywać mu informacje na bieżąco.
***
Kiedy Katarzyna wyszła z biura żeby zadzwonić do Rafała Ewelina podeszła na recepcję.
— Magda się nie pojawiła? — zapytała recepcjonistkę.
— Nic, cisza. A co dziwi mnie bardziej, jej mąż jeszcze nie dzwonił.
— Też się nad tym zastanawiałyśmy z Katarzyną. Mamy może gdzieś zapisany numer do niego?
— Mamy w komórce. Myślisz, że powinnyśmy do niego zadzwonić?
— Waham się szczerze mówiąc, jakoś nie mam o nim za dobrego zdania.
— Ja też nie. — odpowiedziała Ola. — Zwłaszcza po tych jego telefonach jak Magda została chociaż chwilę dłużej w pracy.
— Co masz na myśli?
— Magda niby odchodziła ale i z zaplecza słyszałam jak na nią krzyczy. Wydał mi się nieco niezrównoważony. I jeszcze fakt, że jest prawie dziewiąta a on jeszcze nie dzwonił.
— Może dzwonił na komórkę? — zasugerowała Ewelina.
— Magdy komórka leży tutaj. — Ola pokazała telefon w czerwonym etui. — Jest co prawda wyciszony ale zobaczyła bym podświetlony ekran gdyby ktoś dzwonił.
— Pokaż ten telefon. — poprosiła Ewelina. — Zablokowany… Ale widać powiadomienie o jakiejś nieodczytanej wiadomości… Gdyby tak dało się go odblokować…
— Co chcecie odblokowywać? — zainteresował się wychodząc z zaplecza Marek.
— Telefon Magdy. — odpowiedziała Ola. — Ale on się odblokowuje na odcisk palca albo na wyrysowaną linię. Pierwsze nie do przejścia a drugie miliony możliwości. Zablokujemy go na amen prędzej niż odblokujemy.
— Jest jedna opcja. — zauważył Marek. — W niektórych telefonach można ustawić zapasowy PIN na wypadek gdyby nie dało się odblokować odciskiem palca albo wyrysować linii. Pokażcie ten telefon.
Ola spojrzała na Ewelinę, a ta kiwnęła głową. Marek obejrzał podany mu telefon, wypróbował cztery razy wyrysować odpowiednią linię na ekranie, jednak telefon nadal pozostał zablokowany.
— Po piątym błędzie zblokuje się na trzydzieści sekund więc nie będę próbował ale ten model ma faktycznie opcję wpisania zapasowego PINu. Cztery cyfry, macie jakieś pomysły?
— Jeden, dwa, trzy, cztery albo cztery zera, to mi się najbardziej kojarzy. — odpowiedziała Ewelina.
— Albo data urodzenia czy ślubu. — dodała Ola.
— To na co stawiamy? Mamy trzy próby.
— Ja bym postawiła jednak na daty. — zaproponowała Ewelina. — Pytanie tylko jakie daty z życia Magdy znamy.
— Dwunasty grudnia to jej urodziny. — podpowiedziała Ola.
— Jeden, dwa, jeden, dwa… — Marek wpisał cyfry na ekranie telefonu. — Błędny PIN. Zostały dwie próby.
— Może data ślubu? — zastanawiała się głośno Ewelina.
— A znasz tę datę? — zdziwiła się Ola.
— Magda prosiła wtedy o wolne, czternasty czerwca. Pamiętam bo wypadało w niedzielę kiedy mieliśmy wyjazd całego hotelu i przyjechałam do Iwony pomóc jej przy wyjazdach.
— Próbujemy? — zapytał Marek.
— Spróbujmy, zawsze zostanie nam jeszcze jedna szansa. — odpowiedziała Ewelina.
— Jeden, cztery, zero, sześć… Też nie.
— Cholera jasna! — zaklęła Ewelina. — To ja już nie mam pomysłu.
— Spróbuj dwa, cztery, zero, dziewięć. — podpowiedziała po chwili namysłu Ola.
— A to co za data? — zdziwiła się Ewelina.
— To data urodzin pewnego Brytyjczyka.
— Ale, że kota? — Ewelina nie zrozumiała.
— Nie, człowieka, Bradleya Stuarta. Skąd wziął ci się kot?
— Za dużo chyba przebywam z Katarzyną i jej kocim szaleństwem. — zaśmiała się Ewelina. — A co to za Bradley?
— Wstyd się przyznać… — odpowiedziała Ola. — Ale kiedyś Magda nie wylogowała się z Facebooka i miała otwartą rozmowę z tym Bradleyem… No i poczytałam… Wiem, że nie powinnam ale to było silniejsze ode mnie.
— To jakiś jej przyjaciel?
— I to bardzo, bardzo bliski. Z tego o czym pisali wywnioskowałam, że łączy ich coś więcej. On bywał gościem u nas w hotelu. Właściwie za każdym razem Magda miała wtedy nocną zmianę.
— I nic mi nie powiedziałaś?
— No wiesz… — speszyła się Ola. — Nie powinnam tego w ogóle wiedzieć, czytałam cudzą korespondencję… Ale sprawdziłam go sobie, był tutaj w swoje urodziny, tydzień temu. Akurat meldował się na mojej zmianie i zwróciłam uwagę na jego datę urodzenia. Załatwiłam nawet na kuchni mini torcik dla niego do pokoju.
— To akurat pełna profeska. — pochwaliła Olę Ewelina.
— Profesjonalny kochanek czy nie ale dwa, cztery, zero, dziewięć to klucz otwierający ten sejf. — przerwał im Marek.
— Odblokowałeś? — Ewelina wyciągnęła rękę po telefon. — Jesteś niezastąpiony! — pochwaliła portiera.
— Możesz odczytać tę wiadomość? — zapytała Ola.
— Odezwij się. — przeczytała Ewelina. — I to z niezapisanego numeru. Dziwne…
— Co cię tak dziwi? — zapytała Katarzyna podchodząc do recepcji.
— SMS. Udało nam się odblokować telefon Magdy i odczytać wiadomość, która do niej przyszła, a której nie odczytała.
— Faktycznie jak oglądałyśmy nagranie jej telefon podświetlił się na chwilę już po tym jak wyszła… — zastanowiła się głośno Katarzyna.
— A Ola powiedziała, że na ekranie wyświetla się powiadomienie o nowej wiadomości. Dlatego pomyśleliśmy o próbie odblokowania i zerknięcia co to.
— I?
— I okazało się, że to wiadomość z niezapisanego polskiego numeru o treści „Odezwij się.”. To jedyna wiadomość z tego numeru, żadnej innej korespondencji ani połączeń. Dlatego powiedziałam, że dziwne.
— Wiecie, mogła usunąć poprzednie wiadomości i rejestr połączeń. — zauważył Marek.
— Też fakt… A co powiedział twój prokurator? — zwróciła się do Katarzyny.
— Że powinnyśmy zawiadomić policję, przekazać nagrania, a oni się już wszystkim zajmą. I że mamy się nie pakować w żadne kolejne kryminalne sprawy.
— Za tego Radtke to powinien nam być wdzięczny! — obruszyła się Ewelina. — Nie dość, że pomogłyśmy go złapać, to jeszcze poznał ciebie.
— Ale musisz przyznać, że też trochę namieszałyśmy w całej sprawie.
— Oj tam… Zadzwonisz do prezesa, a ja na policję?
— Zadzwonię. Zastanawiam się też czy nie powinnyśmy zadzwonić do męża Magdy. I to zanim zgłosimy się do policji. Może jakimś dziwnym trafem wróciła jednak do domu, a my się tutaj martwimy.
— Wątpię. — odpowiedziała Ewelina. — Ale zadzwonię, zobaczymy co powie.
— To ja idę do siebie, daj znać jak coś będziesz wiedzieć.
***
Niecałe dwie godziny później Ewelina zapukała do biura Katarzyny.
— Policja właśnie pojechała, zgrali sobie wszystko z kamer. — powiedziała na wejściu.
— A mąż Magdy? — zapytała Katarzyna.
— No właśnie… Ma wyłączony telefon albo jest poza zasięgiem. Powiedziałam o tym miłemu panu policjantowi, sami spróbują się z nim kontaktować, a my się mamy nie mieszać.
— Normalnie brzmi to jak byśmy chciały się mieszać do wszystkiego, albo jeszcze lepiej, same ściągały kłopoty…
— Właściwie patrząc z boku to trochę tak wygląda…
— Prezes powiedział dokładnie to samo… — westchnęła Katarzyna. — Kazał przekazać sprawę policji, a nam się pod żadnym pozorem nie mieszać.
— No wiesz, ma jeszcze w pamięci tę akcję ze skarbem w kopertach…
— No wiem, wiem. Powiedział jeszcze, że przyjedzie pod koniec tygodnia zobaczyć co my tu znowu wywijamy, tak to określił.
— Nie przejmuj się, tym razem nie mamy sobie nic do zarzucenia. Nic nie ukrywamy, powiadomiłyśmy od razu odpowiednie służby i do niczego się nie mieszamy.
— Wiem. Ale dręczy mnie ta sprawa. Jak to możliwe, że akurat tej jednej jedynej nocy, kiedy nie ma portiera, we mgle znika recepcjonistka której raczej nikt nie lubi… Nie frapuje Cię to?
Ewelina zamyśliła się przez dłuższą chwilę.
— Chciałabym Ci odpowiedzieć, że nie i że od tego jest policja, a w mojej gestii jest jedynie zmiana grafiku i opanowanie paniki jaka się zaraz pojawi…
— Ale?
— Ale frapuje mnie to tak samo jak Ciebie. Przecież czasami nawet ja zostaję na nocki, równie dobrze mogło się to wydarzyć na mojej zmianie… Chcę wiedzieć co się stało. I to jak najszybciej, bo nie opanuję paniki wśród recepcyjnej ekipy kiedy sama zaczynam panikować.
— Czyli znowu wkraczamy do akcji? — Katarzyna puściła oczko.
— Tak, myślę że tak. Tylko teraz ostrożniej niż poprzednim razem, nie chcę, żeby znowu mierzono do mnie z pistoletu, czy coś.
— Zuch dziewczyna! — ucieszyła się Katarzyna — To od czego zaczniemy? Może od tego zagranicznego przyjaciela?
— Dobry pomysł. Tylko jak się z nim skontaktować, żeby nie narobić wstydu? W końcu mamy RODO i w ogóle dane wrażliwe…
— Najlepiej byłoby go złapać na miejscu, bez śladów na piśmie czy telefonów.
— Sprawdzę czy ma jakąś rezerwację w najbliższym czasie — odpowiedziała Ewelina.
— A potem kawa?
— Zdecydowanie kawa! Zwłaszcza, że widziałam Konrada. Zrobi nam najlepszą pod słońcem kawę a przy okazji opowie Ci tę straszną historię.
— Genialnie! Widzimy się w takim razie w restauracji za piętnaście minut.
— Okej. — zgodziła się Ewelina wychodząc z biura.
Skierowała się od razu na recepcję. Przeczekała aż Ola wymelduje sympatycznego azjatę, w międzyczasie odbierając telefon z zapytaniem o organizację wesela, który przekierowała do Justyny z działu sprzedaży. Ta przed przyjęciem połączenia zdążyła ją jeszcze powiadomić, że wieści się szybko roznoszą i ona się wprasza na lunch z Eweliną i najlepiej do tego Katarzyną bo chce znać wszystkie szczegóły nocnej akcji z Magdą. W tym czasie Ola zdążyła już wymeldować pana Li i zgłosić jego wyjazd wrednej Monice.
— Jak mnie irytuje ta kobieta… — westchnęła odkładając słuchawkę. — Ma w systemie wszystko, a i tak wymaga żeby do niej dzwonić po każdym wyjeździe, a potem nas jeszcze opieprza, że jej przeszkadzamy w pracy..
— Wredna Monika jest nie do podrobienia. — odpowiedziała jej na to Ewelina. — Dziwię się, że o pozbyciu się jej nikt jeszcze nie pomyślał…
— Obyś nie wypowiedziała tego w złą godzinę!
— Nie kracz! — Ewelina aż się wzdrygnęła. — Nie lubię babska ale nie chcę mieć jej na sumieniu! Olu, ja właściwie przyszłam do Ciebie w konkretnej sprawie. Sprawdź mi proszę kiedy ten Brytyjczyk nie kot ma u nas następną rezerwację.
— Brytyjczyk nie kot?! — Ola parsknęła śmiechem. — Ciekawe określenie. Powiem Ci nawet bez sprawdzania, że przyjeżdża do nas we środę. Ma rezerwację pokoju na dwie noce i stolika na sześć osób w czwartek na godzinę 18:00. Jakieś spotkanie biznesowe.
— Rety, ty na prawdę zapamiętujesz wszystkie rezerwacje jakie zakładasz? — zdziwiła się Ewelina. Słyszała od swoich pozostałych recepcjonistów, że Ola, nawet obudzona w środku nocy, potrafi odtworzyć z pamięci wszystkie założone przez siebie rezerwacje w najdrobniejszych szczegółach, ale nie bardzo chciała w to wierzyć.
— Tylko te które akurat mamy na obiekcie i przyszłe, zrealizowane lub odwołane zapominam doszczętnie. — uśmiechnęła się Ola. — Wiesz, ja lubię ludzi. Zawsze z nimi pogadam, tak jak nas szkoliłaś dopytam o powód rezerwacji i inne takie, to i łatwiej mi zapamiętać.
— Jestem z ciebie dumna, to się nazywa profesjonalizm. — pochwaliła ją Ewelina. — Czyli na rozmowę z nim musimy poczekać do środy…
— Postanowiłyście z Katarzyną, że jednak będziecie się mieszać?
— Teoretycznie nie powinnyśmy, policja już przejęła sprawę, ale szczerze mówiąc, nie wyobrażam sobie, że znika bez śladu pracownik hotelu, a my pracujemy jak zwykle i zupełnie się tym nie przejmujemy… Ale! Gdyby prezes pytał, to sprawą zajmuje się tylko i wyłącznie policja!
— Jasna sprawa! — odpowiedziała Ola. — Możecie na mnie liczyć jeśli będzie wam potrzebna moja pomoc. Ja też się przejęłam, mimo że nie ukrywam swojej niechęci do koleżanki Magdaleny.
— Dzięki Olu.
W tym momencie do recepcji podeszła para przebywająca w hotelu na romantycznym pobycie z pytaniem o zamianę zabiegów w SPA, więc Ewelina ruszyła do restauracji na umówioną kawę.
W restauracji Katarzyna siedziała już przy barze i piła kawę rozmawiając z barmanem Konradem i kelnerem Dawidem.
— No ładnie… — przywitała ją Ewelina — Nie poczekałaś na mnie…
— Przepraszam, zaraz po naszej rozmowie wyszłam zapalić i spotkałam chłopaków, więc od razu przyszliśmy na kawę.
— Ewelina, dla ciebie cappuccino, prawda? — zapytał barman Konrad uśmiechając się szeroko jak miał w zwyczaju.
— Bardzo chętnie. — odpowiedziała Ewelina — A do tego zamiast ciasteczka historię o duchach poproszę.
— Katarzyna już nam mówiła, że interesuje was straszna historia tego miejsca. Ale to bardziej pytanie do Dawida, ja jestem element napływowy, a on rdzenny mieszkaniec tej jurajskiej wioski.
— Człowiek z miasta się znalazł… — odpowiedział na to Dawid z wyraźnym rozbawieniem. — Ale faktycznie, tę słynną historię opowiadałem ja, choć od razu się przyznam, że dużo w niej było mojej inwencji twórczej.
— Czyli ją zmyśliłeś? — zapytała Katarzyna.
— Nie do końca, oparta jest na faktach, ja jedynie podkoloryzowałem.
— To może przedstaw nam najpierw fakty, a potem dodaj całą otoczkę. — zaproponowała Ewelina.
— Dobrze. Fakty są takie, że zanim nasz prezes wybudował w tym miejscu hotel stała tu stara drewniana chałupa jego pradziadków. Taka wiecie, wiejska z dwoma izbami i zabudowaniami gospodarczymi.
— W końcu to wiocha… — wtrącił Konrad i od razu został zdzielony polerką przez Dawida.
— Bądź uprzejmy nie przeszkadzać kiedy dorośli rozmawiają. Kontynuując. Pradziadkowie naszego prezesa mieli jak na tamte czasy całkiem sporo: dwuizbowy dom, osobne zabudowania dla zwierzyny, krowy, świnie, kury i kilka hektarów pola. Ogólnie uchodzili za całkiem bogatych ludzi. Aż pewnego dnia wszystko zaczęło się im sypać. Najpierw ich pole nawiedzała jakaś zaraza i okazało się, że z plonów nici. Później zaczęły im padać zwierzęta, a na koniec, pewnej mglistej nocy spalił im się dom. To wszystko opowiadał mi mój pradziadek jak byłem mały. Jako taką moralizatorską historię, bo ponoć te wszystkie złe rzeczy zaczęły się dziać po tym, jak odmówili pożyczki jednej takiej rodzinie ze wsi. Podobno po tym wszystkim wyjechali do swojej córki do Dąbrowy Górniczej i już nigdy tu nie wrócili.
— A to historia… — skomentowała Katarzyna. — Pewnie ta rodzina, której odmówili zaczęła się na nich mścić… Pamiętasz może ich nazwisko?
— Oczywiście! Ładoniowie. Zapamiętałem, bo po rosyjsku dłoń to ładoń, a uczyłem się w szkole rosyjskiego.
— Kurczę, może to przez ten rosyjski, bo też się go uczyłam, z tym że na studiach dopiero, ale kojarzy mi się to nazwisko… — zaczęła się zastanawiać na głos Katarzyna.
— Nie kojarzy Ci się ze studiów, tylko z hotelu. — odpowiedziała jej na to Ewelina.
— Jako goście hotelowi?
— Nie. Pamiętasz ile czasu prezes mówił o tym, że chce rozbudować hotel tylko nie może się dogadać z sąsiadami? Że jakieś tam głupie zaszłości rodzinne i on nawet nie wie do końca o co chodzi bo to kilka pokoleń wstecz, a ci sąsiedzi się upierają, że z żadnym Kopickim nigdy nic nie będą mieli wspólnego.
— Coś mi świta… — odpowiedziała Katarzyna. — W końcu chyba nie dość, że dał im na zamianę większy teren niż ten którego od nich potrzebował, to jeszcze sporo musiał dopłacić. I taki był po części zadowolony, że wreszcie mu się udało, a po części zły, że takim kosztem.
— Dokładnie! I ci sąsiedzi to byli właśnie Ładoniowie. Kojarzę z książki nadawczej, bo przyszedł kiedyś na hotel list od nich z nie specjalnie przyjemną treścią. Prezes akurat się meldował to od razu mu go dałam.
— No tak, a ja przecież załatwiałam potem wszystkie dokumenty z urzędem i tam musiało być ich nazwisko. Teraz już kojarzę skąd kojarzę.
— No dobra… — Ewelina zwróciła się do Dawida. — A jak wyglądała wersja rozszerzona, którą rozpowszechniłeś?
— Po odmowie pożyczki sąsiedzi poszli do miejscowej wiedźmy, która mieszkała w pobliskich jaskiniach skalnego miasta i zapłacili jej ostatnimi pieniędzmi żeby rzuciła klątwę na Kopickich. I to przez tę klątwę mieli te wszystkie problemy. Dodałem jeszcze, że w pożarze zginęło ich najmłodsze dziecko przez co Kopicka oszalała. Duch dziecka miał ją nawiedzać co noc więc rzuciła się pod pociąg. I teraz w każdą mglistą jesienną noc wraca tu jej duch trzymając na rękach płonące zwłoki dziecka.
— Creepy — wzdrygnęła się Ewelina.
— Takie miało być. Opowiadaliśmy to akurat wieczorem pierwszego października, jak zaczęło się już ściemniać, a za oknami mgła była jak mleko.
— Nastraszyliśmy Magdę jak nie wiem. — zachichrał Konrad. — Akurat miała nockę, od portiera Artura wiem, że co tylko coś stuknęło to od razu podskakiwała na fotelu.
— To Magda też przy tym była? — zdziwiła się Ewelina. — Słyszałam, że opowiadaliście tę historię naszemu pisarzowi bez weny.
— Magda przyszła akurat po kawę, pisarz siedział przy barze. — wyjaśnił Dawid. — Od słowa do słowa z rozmowy o paskudnej mglistej pogodzie zeszło nam na straszne historie i przypomniałem sobie co opowiadał dziadek. Teraz cała historia nie brzmi aż tak strasznie ale wtedy… Wyobraźcie sobie: zapada zmrok, w części barowej światła są przygaszone, mgła za oknami, że nic poza nią nie widać…
— Do tego jakoś tak jeszcze wiało. — dodał Konrad. — A tu jak wieje to strasznie świszczy bo okno przy barze jest nieszczelne… No na prawdę creepy.
— Nie dziwię się, że Magda potem podskakiwała na każdy dźwięk. Chociaż po tej dzisiejszej historii z jej zniknięciem trochę mi z tym nieswojo… — stwierdził Dawid.
— Czy w ogóle coś już wiadomo? — zapytał wyjątkowo poważnie Konrad.
— Nic. — odpowiedziała Ewelina. — Przekazałyśmy sprawę policji, będą szukać Magdy.