„Klocek”
Nie mam na myśli tutaj klocka
co dzieci bawią się w przedszkolu
Lecz taki zwykły co po nockach
ciśniesz czasami wyjąc z bólu
Bo zatwardzenie nader często
zdarza się gdy jemy w pośpiechu
Jelita zbite masą gęstą
więc sytuacja nie do śmiechu
Wszystko od wiatrów się zaczyna
systematycznie jak w zegarku
Zakłopotana trochę mina
bulgocze w brzuchu jak w jakimś garnku
Potem szybciutko gnasz na tron
opuszczasz gatki — nagły skłon
Chwila zadumy — wreszcie wychodzi
szyszkę brunatną powietrze chłodzi
I po kłopocie odpocząć można
już myślisz o kurczaku z rożna
A taka dieta jest zbyt groźna
więcej błonnika — mniej przykrych doznań
„Bałwochwalstwo”
Od wieków ludzie sobie szukali
coś czemu można oddać pokłon
Złożyć ofiarę wszelakiej skali
by im w codziennym życiu pomogło
Bożki ze złota lub kamienia
odlane cielce różnej postury
Naród w to wierzył i doceniał
wznosił z wdzięczności ręce do góry
Cześć oddawano jasnemu słońcu
bogom Olimpu — sporo ich było
W siarczystych mrozach i gorącu
gdzieś w Skandynawii i wzdłuż Nilu
Dużo przetrwało artefaktów
do naszych czasów na pamiątkę
Ludziom potrzeba z Bogiem kontaktów
w co chcą niech wierzą swoim obrządkiem
W dzisiejszych czasach też jest wiara
w Boga Allaha i Mahometa
Każdy na sposób swój się stara
choć zawsze ma dwie strony moneta
Bóg jeden jest na naszym świecie
choć w każdym kręgu zwie się inaczej
Przy końcu życia się dowiecie
jak jest naprawdę i co to oznacza
„Organista”
Tyle lat nie było
Fałszuje hosanna
a lud nasłuchuje
Aż ksiądz podniósł głowę
bo się nie spodziewał
Jakieś dźwięki nowe
że zagrać się nie bał?
Organista gra swoje
jak w jakimś amoku
Patrzę z niepokojem
dałby sobie spokój
Ni ładu ni składu
lud się z niego śmieje
Mietek stary dziadu
co się z tobą dzieje?
Następna niedziela
a on znów na chórze
Co go tak ośmiela?
Nie wytrzymam dłużej
Przez jego koncerty
ludziom więdną uszy
Na bok sentymenty
niech prawdę usłyszy
Organista z niego
nie był i nie będzie
Chęci ma — co z tego?
Może jemu przejdzie
„Recykling”
Chodzę po swoim ranchu
i szukam jakiegoś złomu
Puszka tu nie wystarczy
trzeba coś więcej wiadomo
A więc zagłębiam się bardziej
tu i ówdzie żelastwo
Mam już sto kilo na starcie
zwyczajne marnotrawstwo
Stary piec z centralnego
do tego przewody z miedzi
Jakaś blacha i rury
już człowiek na forsie siedzi
Szlifierką to wszystko ucinam
by się zmieściło do auta
Załadowane — więc finał
teraz do skupu jazda
A tam na miejscu wiadomo
segregują od nowa
Dodają do reszty złomu
i już wycena gotowa
Okazuję swój dowód
czy czasem nie kradzione
Wszystko poszło jak z nut
pieniążki zarobione
Kilka stówek w kieszeni
i rancho posprzątane
Niech każdy recykling doceni
a odczujemy zmianę
„Wacek”
Wziął Wacek wypłatę
i tak myśli sobie
Co z tymi pieniędzmi
w tym miesiącu zrobię?
Prawa jazdy nie mam
więc auta nie kupię
Może zrobię remont
bo zimno w chałupie
Alimentów nie płacę
nie mam żony dzieci
Nie daję na tacę
no i jakoś leci
Sam sobie gotuję
gosposia więc odpada
Czasem się napiję
piwa u sąsiada
Kosiarką trawę skoszę
kwiatki popodlewam
Na telewizorze
wieczorami ziewam
I tak całe życie
praca dom ogródek
Co o tym myślicie?
Czuć totalną nudę!
Bo stary kawaler
z czasem dziwaczeje
Nie ma innych zmartwień
tylko się starzeje
„Boże Ciało”
Już od rana przy traktorze
grupa mężczyzn się zebrała
Z siekierami — o mój Boże
po gałęzie pojechała
Po powrocie ustawiają
boczne konstrukcje z drewna
Zieleń w szczeble zapychają
już opinia jest pochlebna
Tuż przy ziemi i na bramie
wykładzina dywanowa
Rozłożony wnet zostanie
namiot co w cień wszystko schowa
Potem obraz jakiś święty
ołtarz w obrus zaścielony
Z kwiatów dywan rozwinięty
świecznik z boku ustawiony
Teraz tylko procesja
do ołtarzy czterech idzie
Ksiądz w upale się uwija
z baldachimem gdzieś po drodze
Każdy urwie sobie gałąź
by chroniła mu domostwo
I już mamy święta całość
tak po chłopsku — bardzo prosto
„Zmiana duszpasterza”
Dawnymi czasy ksiądz
był na plebanii do końca
Jaki był bądź co bądź
nikt mu się w sprawy nie wtrącał
Siedział dopóki jemu
to zdrowie pozwalało
A teraz nie wiedzieć czemu
biskupstwo gdzie indziej dało
Wychodzą na jaw brudy
które niegodne kapłana
Pazerność do obłudy
za pieniądze celebrowana
No i podwójne życie
jakieś kochanki na boku
Jak się takiemu spowiadać?
Ludzie dajcie spokój!
Sodoma i Gomora
rozwiązłość pod sutanną
Co dzieje się w klasztorach?
Czy myśli me ogarną?
Trzeba chyba samemu
swoje odpuszczać grzechy
Taniej i bez problemu
po co mieszać w to klechy
„Sygnet”
Sygnet kiedyś kupiłem
prosto od Cygana
Wzrok swój zaślepiłem
transakcja wiązana
Gruby i błyszczący
kosztował niewiele
Dałem się niechcący
oszukać jak cielę
Najgorsze w tym wszystkim
że miał bitą próbę
To znak oczywisty
lecz na moją zgubę
Cygan jak się pojawił
tak zniknął za rogiem
Jak on mnie omamił?
Jak dziecko — nie mogę!
Po kilku dniach stracił
blask swój i urodę
A tom się wzbogacił
tombak mimochodem
Mam to cacko do dzisiaj
pamiątka rzecz jasna
Czasem włożę na palec
i odgrywam błazna
Może mi przyniesie
szczęście jak amulet
Lub zakopię w lesie
na kolejne sto lat
„Perypetie Tomka 5”
Kupił sobie Tomek
akwarium na wodę
Z braku laski będzie
w wodzie moczył kłodę
Zaangażowany w projekt
chyba w stu procentach
Oszczędności wydał swoje
ile? — Nie pamięta
Rybki będą tropikalne
z rzeki Amazonki
Komponenty są specjalne
jak też i sadzonki
Podłoże jest brazylijskie
jak i cała reszta
Nie jakieś podróby chińskie
jak się zdarza często
Czekam sam z niecierpliwością
aż będzie gotowe
W okolicy nie ma takich
to jest wypasione
Tomek zresztą zawsze lubił
rzeczy z górnej półki
A teraz akwarium kupił
choć nie ma na fajki
Ważne aby mieć marzenia
jego się spełniło
Szarpnął się — więc to doceniam
i o to chodziło
„O miłości”
Nic nie pisałem o miłości
po co?
Jak miłość już w sercu gości
Jest co dzień w nas pielęgnowana
czysta
Jak kropla rosy z rana
Zadomowiła się na dobre
zakuta
Już w stalową obręcz
Da Bóg że już ostatnia w życiu
miłość
To nie jest rzecz na zbyciu
Chcę się zestarzeć z nią i koniec
razem
Na koniec świata pobiec
Czy też tak macie?
Jeśli nie
co dzień tracicie cząstkę siebie
„Wszędzie dobrze gdzie nas nie ma”
Lubię słuchać opowieści
ludzi co bywali w świecie
Czasem w głowie się nie mieści
co na obczyźnie znajdziecie
Jednym nawet się powiodło
inni się rozczarowali
W obcym kraju zwykła godność
sprawia że jesteśmy mali
Sami się tam nakręcamy
jeden mocniej od drugiego
Potem normy takie mamy
że nie dźwigniesz bracie tego
Za dwa euro za godzinę
w łyżce wody cię utopią
To że robisz na rodzinę
krajanie ci nie ustąpią
Już nie wierzysz nawet w Boga
bo mamona twą boginią
Dokąd wiedzie cię ta droga?
Robisz się pazerną świnią!
To są tylko opowieści
może prawda — może fałsz
Więc nie bierzcie serio treści
lepiej zmówić „” Ojcze nasz ….””
„Skarżypyta”
Zaczyna się to wcześnie
rzec można że w przedszkolu
Skarżenie jest niegrzeczne
nie służy to nikomu
Lecz osoba skarżąca
nie poczuwa się do winy
To że ją ktoś odtrąca
naraża się na kpiny
W szkole to też normalka
z czasem nabiera wprawy
Osoba kapująca
nie zdaje sobie sprawy
Dla niej to obowiązek
ze wszystkim biec na skargę
A gdyby tak na moment
przygryzła sobie wargę?
Po latach donoszenia
w pracy też nie popuszcza
Kapuje od niechcenia
w szczegółach lub też z grubsza
Zwyczajnie za podwyżkę
lub uśmiech kierownika
W nosie ma tu pogróżki
takiego się nie tyka
I tak się pnie po szczeblach
aż na samą górę
Opinia wręcz haniebna
no i za grosz kultury
Lecz czego się spodziewać
jak tak jest od małego
Wypada nam się zebrać
by dostał od każdego …
„Jak dbasz tak masz”
To powiedzenie może
tyczyć się wszystkiego
Źle swe pole wyorzesz
chwasta masz niejednego
Niechlujnie głowę umyjesz
łupież się sypie jak śnieg
Od hamburgerów utyjesz
przyda się codzienny bieg
Zapomnisz umyć zęby
wystarczy kilka dni
A już ci jedzie z gęby
szkliwo kwas rozpuści
Ślęczysz przy komputerze
wzrok swój cenny tracisz
A potem u okulisty
za grube szkiełka płacisz
Paznokcie u stóp nie obcinasz
skarpety dziurawe jak sito
Oleju w silniku nie zmieniasz
zatrzesz go wkrótce i kwita
O swoją panią nie dbasz
znudzona znalazła innego
Na trawie w parku klękasz
nie dopierzesz już tego
Przykłady można mnożyć
lecz z grubsza chodzi o to
By jakoś setki dożyć
i nie stać się idiotą
„Gang Olsena”
Wszyscy pewnie znają
małego Olsena
I się naśmiewają
z tych jego poczynań
Całe życie biedaczek
przesiedział w więzieniu
Co wyjdzie na wolność
myśli o kradzeniu
Ma dwóch kumpli niezdałych
razem tworzą gang