RODZICE
Dziękuję Wam za wszystko
czym przez Was zostałem
obdarowany w życiu
zwłaszcza za ostatnie chwile
jakie mogłem z wami spędzić
za delikatną a tak trwałą więź
jaka wówczas powstała
nie poprzez słowa
górnolotne czyny
ale poprzez drobne gesty
oczu ciepłe spojrzenia
uśmiech delikatny na twarzy
i pełne wyrazu milczenie
pozostawiające ciepły
trwały ślad w sercu
Nie datowane
Łzy
Nie wstydźmy się łez
Gdy czas na smutek
Śmiejmy się do łez
Gdy radość w sercu zagości
Nie bójmy się łez
Tych gorzkich kropel rozpaczy
Bo bez tych łez
Radość też nic nie znaczy
Szczególny dzień
I nie dlatego, że to dzień dziecka
— bo to wtedy dzień wszystkich dzieci
Których rodzice żyją, choć myślę, że nie tylko.
Tak, więc jest to dzień przede wszystkim
Mojego syna, jak również mój i mojej żony.
Wszak jesteśmy dziećmi swych rodziców.
Ale dla mojej rodziny jest to dzień szczególny.
Kilkanaście lat temu wiozłem,
Z moją wspaniałą żoną, ślub.
Tak więc, jest to szczególny dzień
W naszej rodzinie.
Dzień ojca
W ten ciepły czerwcowy poranek
Pierwszymi chwilami lata już znaczony
Syn mój powiada niech będzie
ci pozdrowiony
Wszak jest to twój dzień tata
dzień ukwiecony
Naprawdę kiepsko się czułem
Naprawdę kiepsko się czułem
Przepraszam za tamten dzień
Przepraszam że ci porzuciłem
Lecz pragnę tylko by nie powstał
Na naszej znajomości cień
Nie ucz mnie tylko rozstania
Kiedyś nastąpić może ten dzień
Najbardziej się tego boję
Uczyliśmy się sztuki kochania
Marzyliśmy o życia we dwoje
Tego najbardziej się boję
Że rozstania nastąpi dzień
(…)
Nie bierzcie życia poważnie, bo
I tak z niego żywi nie wyjdziecie…
Co znaczy w życiu powaga?
Czy smutek i rozwaga?
Czy tylko tak żyć i przyjmować
Te rzeczy które powagę
Pozwolą zachować?
Czy wszystko bez uśmiechu
Mamy przyjmować?
A gdzie radość z życia naszego?
Jak żyć bez dnia wesołego?
Życie w radości winniśmy przeżywać
Nie w powadze i smutku lat ma nam
…przybywać
Przyjaźń
Początek piękny jest
I koniec czasem piękny też
W środku beztrosko słodko — wiesz
Przyjaźń jest wielka i czasem zawodzi
Więc nie wiem o co tak naprawdę chodzi
Zaczęło się szybko i szybko skończyło
A czemuż tak to się wydarzyło
Smutek zabłysnął i wszystko …
W środku na początku
I na końcu zwłaszcza słodko było
Lecz dlaczego tak szybko się skończyło
Dlaczego przyjaźń tak krótko trwała
Skończyła się ale … czy żałuję
Właśnie to ale … jak traktuję
Czy smutek i oczu łzawienie
Czy żal choć zadowolenie
A może radość choć łez pełne oczy
Na twarzy wesołość serce mało nie
— wyskoczy
Tylko wspomnień przychodzą chwile
Właśnie to ale … czy żałuję
Ta przyjaźń wspaniale się zapowiadała
Lecz próby czasu czemuż nie wytrzymała
Czy powiedzieć mam nie szkodzi
Choć właśnie ale… na myśl ciągle
— przychodzi
Ogień
Ogień niech płonie zawsze w nas
Płomieniami niech swymi nas okrywa
Nie pozwólmy by kiedykolwiek przygasł
Bo dusza wtedy smutna bywa
Dopóki ogień tli się w nas
Życie w nas dopóty się kołacze
To my jesteśmy wśród was
Cóż posępne jest życie takie
Gdy ogień w nas szaleje
Oczy nasze wyrazem ognia są
To dusza nasza w świat się rwie
Z radością na świat patrzeć chcą
I niech płomienie namiętności
Targają duszą naszą wciąż
A smutek nieraz w nas zagości
I serce łzawo nam zapłacze
Tak do księżyca
spełnienia marzeń wszelakich
zwłaszcza najskrytszych takich
co to po głowie chodzą
nie bez przyczyny
wiele łez wyciskają
nie z naszej winy
lecz z bezsilności
naszej czasami
gdy nie możemy uporać się
z naszymi marzeniami
niech słońce nad nami świeci
marzenia niech się spełniają
po kolei jak leci
ważne by marzenia nam
wszystkie się spełniały
bo gdy zostaniesz sam
ze swymi marzeniami
to wyć do księżyca
chce się czasami
Sahara
Zachlana morda wczoraj była
Dziś z bólem głowy się obudziła
Głowa nie boli i tak bywa
Za to Sahara jest prawdziwa
I jak smok z gardła ogniem zieje
Matka się nawet nie połapała
Na nogach z plasteliny się chwieje
Ileż on wypił żeby wiedział
(…)
czemu nie śpicie
o tak późnej porze
bo ja myślałem
że się spać położę
wróciłem z imprezki
nóżki mnie bolą
a wy nie śpicie o Boże
Magnolia
Magnolia, piękny zwiastun wiosny
Wywołuje na ustach uśmiech radosny
Cieszmy się, że to już zimy ostatek
Bo magnolia to przeć wiosenny kwiatek
Magnolia to także imię dziewczyny
Magnolia w symbolice roślinnej- wstyd i maniery
Czyżby nosząca to imię osoba
Była manieryczna i wstydliwa
U Julka
Byłem u Julka rzecz to niesłychana
I zapytałem co tam ciekawego u Pana
Julek mi skrzętnie naopowiadał
Jak swe wierszyki pięknie układał
Julek dla mnie był bardzo miły
I opowiedział jak „kwiaty polskie”
Go zauroczyły
Do rozmowy takiej jednego dnia mało
A tu „grande valse brillante”
Zatańczyć by się zdało
Przeto Julka żegnać trzeba było
Choć z powrotem do domu się
Nie spieszyło
(…)
nikt nie jest samotny w swoich troskach
zawsze istnieje ktoś kto martwi się
cieszy albo tak samo cierpi jak ty
— z tego można czerpać siły
(…)
warto być sobą bo nie dla innych żyjesz
życie jest twoje i jak je przeżyjesz
to tylko od ciebie zależy
czy w ciągłym oszukiwaniu
czy w prawdzie i z naturą
wbrew innych mniemaniu
Zazdrość
rozpaczy czemuś dopadła mnie
zazdrości trzeba wyrzec się
w imię spokoju duszy uczyń to
miłość wyrzuci z ciebie zło
patrzeć trzeba tak by zobaczyć
czego inni nie widzą
(…)
póki co zimę mamy
białe zimowe szaty drzew
zamiast płatków śniegu
śnieżnych kwiatów
spadanie z drzew
Kilka słów
Kilka słów i człowiekowi lepiej jest
Kilka słów i w normalność swą wierzysz
Kilka słów i pewności nabierasz
Kilka słów i rad już udzielasz
Każdy z nas
Każdy z nas szuka swego przeznaczenia
Szuka swojego prawdziwego ja
Każdy z nas szuka swojego miejsca
Miejsca na tej małej ziemi
Każdy z nas szuka swojej połowy
Każdy z nas czegoś szuka
Każdy z nas nigdy nie wie
Czy to jest blisko czy daleko
Każdy z nas nie wie kiedy
Kiedy przyjdzie czas
Czas by się pożegnać
Ze światem i odejść do Nieba
(…)
No i co ty wyprawiasz
że oczy me śmieją się
osobą mą się zabawiasz
a ja tego właśnie chcę
Uśmiechać się lubię
i to lubię bardzo
choć wiek mi nakazuje
By poważnym być
i kroczyć dumnie
to uśmiech na mej twarzy
słonecznym wiatrem wieje
Małżeńska miłość
Miłość cóż znaczyć może
W małżeńskiej codzienności
Znaczenia nabiera przywiązanie
Szacunek i przyzwyczajenie
Miłość znaczy niewiele
Czas radości
Po błękitnym niebie
Czarne chmury płyną
Czy promień słońca może
Ogrzać zimną duszę moją
Blaskiem słońca chmury rozświetlone
Co smutku mego jest przyczyną
Każdy tok powinien być
Radością dla życia mego
I przyjdzie chwila że
Będzie to każdy dzień
Tak oto skraca się radość
Ale jak cieszy bardzo
Bardziej niż za młodu
Radość przeżycia
O jedną godzinę
Dłużej o jeden dzień
Nie w niebie
Morfeusz skrada się cicho
Poranne zmęczenie
Strudzony nocą
Miast kolacji śniadanie
Cóż jest przyczyną
Zmęczenia nocy nieprzespanej
Demonów noc krainą
Dobrej nocy życzysz
Snów spokojnych zapewne
Nie chcę być w niebie
Wolę nocnych uciech życia
Góry i ty
Jesteś jak smrek
Co na skałach
Oparte ma nogi
Smukły wyprostowany
A głowa wysoko
W chmurach wodzi
Chwila odwilży
W mroźne dni
Niebo smutne
Szaro i mokro
A po skałach wysoko
Jesteś ty co jak kozica
W chmurach chodzi
Nie bacząc na szare dni
Pełne niepogody
Snów spełnienie
Dziękuje za snów dobrych życzenie
Ja przesyłam ci za to pozdrowienie
Dziękuje ci za wpis prosty i miły
Oby ci wszystkie marzenia się spełniły
Dla tych, co kocham
I tych, co kochałem
I tych, co jeszcze nie kochałem
Oraz co kochać zamiar miałem
A zwłaszcza tych, co kochać się bałem
A zwłaszcza tych, co kochania mego nie chcieli
I dla tych, co kochania mego nie mieli
Co utracili tego nie będą wiedzieli
Chciałbym pieścić paluszek każdy u twych stóp
I piętki obie różowe jeszcze pieścić bym mógł
Ustami mymi — daj Boże, przywarłbym do twych stóp
I delikatnych pieszczot korowód bym wiódł
1980
Sen
…dlaczego się spóźniam
dlaczego czekać ci każę
czy uczuciem cię nie darzę?
powiadasz
żem nie czuły brutalny
bez serca bez duszy
że jak tak dalej pójdzie
to wszystko przepadnie
bo przecież tak pięknie
tak wzniośle tak miło
bo wszystko co twoje
mym zarazem było
tak naprawdę z tobą mi…
dość!!!
całe szczęście że wszystko
to snem tylko było
Kornelin — 09.11.1980r.
1983
Widno
17.55 nie możliwe
Wspomnienia
Miejsce marzenia
Jesień to czy wiosna
W oczach łzy
I co że inny
Marzenia
Zegarek
Pola skraj
Sen ostatnia scena
Dzieci
18.02
Nie ważne ile lat
Radio
Ten głos
Wiosna muzyka
Szanuj marzenia
Pochmurnie zmierzch
Skulony
Ciepło
Ołówek papier
Spokój
Muzyka telefon
Powiedz prawdę
Dla Ciebie dla mnie
Cień oskarżenia
Twe oczy
Ta scena
Mogła przeszłość to być
Wystraszony przegrany
Cztery maki — ostrzeżenie
Czekaj
Czy pamiętasz?
Drzwi
Przylepiony uśmiech
Zimne oczy
Nóż
Jestem tylko…
Słowa nieme słowa
Zmierzch muzyka
Zamęt głowa
Słońce na podłodze
Krwawa plama
Słuchawki papier
Autostrada czerwone maki
Kres dnia
Wyścig
Fotel — łzy moje łzy
Muzyka dźwięki słowa
Wszędzie muzyka
Trzask spokój
Bez wiatru
Wróg przyjaciel
Popiół diament
Wszyscy równi
Kurz mgła
Głos kobiety
Radio muzyka
Twarze
Myśli
Za pięć minut…
Cisza
19.00 po wszystkim
Kornelin — 26.03.1983r.
2007
Ogrodnik
dla żony
Jadę z żoną na działkę zarośniętą krzakami
gdzie trawa rośnie po pas
gdzie latają zające i sarny czasami
i zewsząd cicha głusza wita nas
bo brak jest tam ogrodnika
co z sekatorem wśród krzewów pomyka
trawę kosi tą co jest po pas
porządki robiąc po działce hasa
niejednokrotnie nie wstydząc się — na golasa
gdy krzew przycina w swej pracy strudzony
dziewczynę widzi idące w ogrodu jego strony
stał się z lekka zawstydzony — wszak golas
nie sądził że najdzie go to dziewczę cud
co gra na najwyższych serca jego — nut
strudzony wielce ogrodniku mój miły
odpocznij przeto chłopcze na mem łonie
bo pracujesz w ogrodzie ponad swoje siły
nich twe serce po trudzie tym — ochłonie
18.06.2007r.
Milczenie bardziej bolesne niż… rana
Pamiętam kiedyś tak często rozmawialiśmy
Do rozmów tematów moc było
Tematy tak różne poruszaliśmy
Do rozmów długich nas to skłoniło
Mimo że nieraz robiliśmy to po kryjomu
Ranki bez ciebie mi się dłużyły
Przed osobami znajomości nieprzychylnymi
Słów od ciebie nie słyszałem — jak rzesz miłych
Wówczas jak najdłużej z tobą być pragnąłem
Każdą wolną chwile z tobą przebywałem
Niejednokrotnie w noc późna się zapędzałem
Wszak w tych chwilach szczęśliwy byłem
Radośnie i szczęśliwie do wszystkich się zwracałem
Plany wspólne na przyszłość omawiać nam się zdało
Bo radość ze wspólnego przebywania czerpałem
Przecież szczęście wśród nas stale przebywało
Nadeszła chwila tak nieoczekiwana
Koncert był w zasadzie koncerty dwa były
U ciebie tam wesoły z zabawą
Dla mnie ten tu jak rzesz miły
Pozwolił mi wspomnieć te wcześniejsze lata
W zasadzie nic szczególnego się nie zdarzyło
Gdy dla radości się żyło dla ulotnej chwili
Przeżytych chwil kilka miłych wśród ludzi było
Ach gdybym wiedział że pretekstem koncert się stanie
By nie stworzyć pretekstu do stanu obecnego
I zapowiedzią na tak sporadyczne nasze przebywanie
To wyrzekłbym się dla cienie wszystkiego
Zadałem sobie smutek i ból wielki
Z rozpaczy serce wyrwać by się zdało
Bo milczenie twoje bardziej boli niż … rana
Tych ran tak wiele twe milczenie zadało
Więc do ran tych ranę swą dokładam
I milczeniem swym — o paradoksie ranę sobie zadam
02.07.2007r.
Zajączek
Wczoraj, gdy wieczorowa pora nastała
Z balkonu do mnie żona zawołała
Jasiu, bo tak do mnie zwraca się czasami
Gdy szczęście i radość gości między nami.
Jasiu chodź tu a szybko, powiada
Niech twa osoba nie hałasuje, a raczej się skrada,
Chodź i zobacz, rzecz nader niespotykaną.
W środku miasta obok psiej promenady
Gdzie panie nadobne z pieskami przychodzą,
Patrz i podziwiaj, zajączek mały, sobie
Siedzi i koniczynkę skubie bez żenady.
A swym zachowaniem mówi, każdy niech wie
Z obecności psów nic nie robię sobie,
Gdy pieski nadejdą pod sosną przycupnę,
A nawet spokojnie drzemkę sobie utnę.
I z obecności naszej na balkonie
Nic sobie nie robi — powiedziałem żonie,
Od jednej do drugiej koniczynki przeskakuje,
Przed naszym balkonem dobrze się czuje.
To było wczoraj, a jakież dzisiaj zdziwienie
Było nasze, gdy po południu, pod sosną
Szarą kulkę z uszkami wypatrzyliśmy.
Zastałem żonę sowa jak rzesz radosną.
Z tej okazji lampkę wina wypiliśmy
05.07.2007r.
Czy miłość szczęście daje
Miłość czy szczęścia jest obrazem
Uwierz szczęścia miłość nie daje
I szczęścia nigdy nie była przekazem
Zawsze jest niepokojem — polem bitwy
Przyczyną ciągu bezsennych nocy
Podczas których każdy sobie zadaje
Mnóstwo pytań dręczą go wątpliwości
W wiarygodność … miłości
Ekstaza i udręka składnikiem
prawdziwej miłości
07.07.2007r.
Za duszy namową…
Zaciskam zęby by nie przyznać się przed sobą
Łzy same do oczu spływają
Mam zamęt w głowie po rozmowie z Tobą
Rozstania tak ciężkie się zdają
Co mam począć z sobą
By ran nie otwierać na nowo
Marzyć pragnąć cierpieć było moją mową
Teraz ciśnie się inne słowo
Co mam począć ze sobą
Co uczynić mi przyjdzie
Za mej duszy namową
Sam już nie wiem co ma być
— niech przyjdzie
15.07.2007r.
Dylemat
Pytasz jak kocham dwie osoby
To którejś z nich nie zdradzam?
A kogóż my w ten sposób zdradzamy
Czy nie kochając tak sami siebie
— zdradzać mamy
Czyż miłość w sobie zabić mamy
Wszak kochanie nam jest dane
Gdy kocham to wiem sam nie zostanę
Tylko którą miłość wybrać
— nie wskazane
I którąkolwiek byśmy nie wybrali
Tęsknota do drugiej osoby pozostanie
Wyboru tego będziemy żałować
Nasze namiętności uśpione
— rozbudzone zostaną
02.09.2007r.
Koniec lata
Zamglone pola wrześniowego poranka
Czerwone słońce wyłania się z za drzew
O świcie nieśmiało sarny skubią trawę na łące
I gdzieś w oddali poranny słychać bocianów zew
Jesionów liście żółtą barwę przybierają
Wyróżniając się z pośród innych drzew
Nieśmiało dąb czerwienić się zaczyna
Tylko olchy ciemnej liści zieleni pokazują moc
Korale czerwone jarzębiny jesiennego dodają uroku
Rozczochrane sosny czarne zielenią
Na tle brzozy białej złotawego koloru liści
Swe ramiona ku ziemi pochylają
Mimozy polskiej żółtej nawłoci
Rozsiane kępy na zielonej polanie
Pająk swą nić na gałązkach rozplata
Zwiastunkę ciepłych dni babiego lata
I tylko z rana chłodny wiatr powiał
Od brzegów porośniętych sitowiem strumyka
Wijącego się pośród olchy drzew
To jesieni zwiastun się zaczyna
08.09.2007r.
Oczu zapatrzenie
Dla P.M.
Wyczekiwanego naszego spotkania,
rozmowy
Nie przerwie, nie zakłóci nawet
Pociągu stukot kół miarowy
Przystanków zwiastunie, zgrzycie kół
stalowych
I tylko spojrzeń chabrowych oczu naszych
Unoszących się na tle nieba pogodnego
Czy jest wyrazem oczekiwań naszych
Czy może zalążkiem uczucia … majowego
W wagonie spojrzenia ze wzgardą
nam przesyłane
Siedzimy bez słów zanurzeni w sobie
Zapatrzeniu naszemu przeszkodzić
nie są w stanie
Docelowa stacja serca unosi nasze
Z uśmiechem na ustach staniemy na peronie
Patrzeć będziemy w błękit oczu naszych
Radość rozbrzmiewać będzie w sercach
I tylko nieśmiało szukać się będą …
— nasze dłonie
09.09.2007r.
Wina czerwonego
Wina czerwonego puchar nalewam
Tylko pił będę w samotności
Bez ciebie tak bardzo ubolewam
Twa osoba u mnie dziś nie zagości
I cóż mi pozostało — czekać
Dobre chwile samemu wspominać
Oczekuje na ciebie w smutku i radości
Twa osoba u mnie czy będzie przebywać
Lecz płonne moje nadzieje i oczekiwania
Że oczy me ciebie oglądać mogą?
I tylko cień od świec się słania
Czy te chwile wiecznie trwać będą
10.09.2007r.
Stoisz na de mną
Stoisz na de mną
Do piersi swej głowę przyciskasz mą
Ja siedzę cichutko malutko — pomruk sobie taki
Na początek delikatne nieśmiałe warg muśnięcie
Tak z zażenowaniem wstydliwie cieplutko i łzawię
Jeszcze tylko delikatnie dotknę twarzy twej
By poczuć w swych dłoniach ciepło jej
Musnę delikatnie po ustach twych palcami
Patrząc w pogodne i ciepłe oczy twe
Pocałunek składam na ustach twych
Ciepły miękki by nie spłoszyć zmysłów twych
I wtulę się w ramiona osoby bliskiej mi
Miękko, cieplutko przyjemnie
I trwać tak będę i … trwać
12.09.2007r.
Zachód słońca
( powstał wespół z Przemkiem Milczarkiem)
Wyjrzyj przez okno słonka zajefajny zachód
Bóg okazał talent malując takie widoki
Różowe niebo ciemne obłoki
Fioletem błękitem i różem spowite
Po środku kula ognista się toczy
I na noc zamyka swe pomarańczowe oczy
Zachodem słońca życie zakończone
By je otwierając dać nadzieje ludzkości
Rześkim porankiem pełnym radości
Ptasim trelem tak wesołym z rana
Dając nadzieję że lepszy dzień zagości
W sercach znikł niepokój i noc spokojnie przespana
17.09.2007r.
Życzę szczęścia
Życzę Ci szczęścia dużo
Szczerze i bez przykrości
Niech Cię nie nużą
Żadne nowe znajomości
Niech miłość zawsze będzie przy Tobie
Niech serce Twe nigdy nie zazna rozpaczy
Wiec uśmiech szczęścia rozgość w sobie
W twych oczach i twarzy się niech znaczy
Ze szczęścia Twego serce me będzie się radować
Cieszy się me serce że miłość poznałeś prawdziwą
Że masz przy sobie osobę Ci życzliwą
Tak tylko w przyjaźni możemy się zachować
Drogiej mi osobie życzę dużo szczęścia
A wspólnych przeżyć miłe wspomnienie
Zachować pragnę dla strapionego serca
Niech przyjaźń miedzy nami zostanie
22.09.2007r.
Z oczami łez pełnymi
Stukotem kół pociągu jadę
Przybliżam się do Ciebie
Uznasz to za moja zdradę?
Co uczynić sam już nie wiem?
Dom Twój z pociągiem omijał będę
Zatrzymać on tu się nie może
Oczy me zobaczyć chcą Ciebie
Czy w myślach tylko pozostaniesz?
Co uczynić któż mi pomoże?
Z pociągu wyskoczyć w biegu?
By myśli obraz oczy potwierdziły
Wypatrując Cię nie widzę czemu?
Oczy łez nabiegłych pełne tylko
Smutek w sercu mym pozostanie
Odjeżdżam jestem już daleko
A Ty zapewne we wzgardzie
Do mnie, gdy się dowiesz — pozostaniesz
Jak Ci powiedzieć może zataić?
Stukotem kół pociągu w oddali pozostajesz
Oczy łez nabiegłych pełne — w pociągu zostaję
23.09.2007r.
(…)
Łzo któraś nabrzmiała w smutku
Wyrazem duszy mej potoku
Radości winnaś być przyczyną
Ty smutna jesteś w mym oku
Uśmiech radości twarz ma przybiera
Wyrazem duszy łza jest prawdziwa
I tylko postać mi Twą zaciera
Słonawa kropla w dół do ust spływa
Rozglądam się w której stronie
Widoku twego szukać mam
Próżno szukają oczy spragnione
Wyrazem duszy w oku łzą spływam
W oddali oczy me zamglone
Me myśli wciąż o Tobie są
Nabrzmiałe łzami blask ich widać
Wyrazem duszy blaskiem oczy lśnią
Spojrzenie Twego wzroku niech rozpali
Pragnienia które w naszych sercach są
Radości łzy niech nam z oczu spłyną
Wyrazem duszy naszej szczęścia — niech są
26.09.2007
Jesienna noc
Ciepła noc jest mgliście
Pod nogami tylko szeleszczą
Spadłe z drzew kolorowe liście
Księżyc złotawy okrągły
Patrzy nam w oczy uśmiechnięty
Z za firanek mgieł jesiennych
Jesień na dobre nam się rozgościła
Ciepła by dać nam nadziei trochę
W wielobarwnych kolorach nam przybyła
Aż chce się pospacerować w bezsenną
Zauroczony poświatą księżyca złotawą
Spokojną tak piękną noc jesienną
28.09.2007r.
Przepraszam…
Przepraszam ale… jakoś mi
Oczy zaparowały już jest OK
Czy twarzy z uśmiechem pokazać?
By smutku mego nie okazać
Czy może mam żałować?
Jestem wesoły aż wyć się chce
Jeden z wierszy mnie trafił
Nie pytaj który teraz mnie
Oczy mi zaparowały bo…
Wiersz mnie dopadł? — bzdury
Uśmiechnąć się? — nie dziś nie
Czy uśmiech na twarzy wyrysować?
By smutku mego nie okazać
Czy może mam żałować?
Że przydarzyło się to mnie — ach…
Jestem wesoły bardzo że aż wyje
Muszę tylko poczekać by oczy odparowały
Bo jak z takimi oczami w domu się pokazać
Myśli myśli skłębione pamiętaj masz....dom
Uspokój się wycisz wyhamuj
Co czuję? Najchętniej wsadziłbym
Głowę do wiadra zimnej wody
Powiedziałbym żegnaj
Zapomnij o mnie … ale
To nie takie proste
28.09.2007r.
Miłość
Miłości ileż dajesz radości i ukojenia
Uśmiechu duszy radowania
Ileż przyjemnego wzruszenia
Gdy z wzajemności jesteś miłością
Lecz jakąż bolesną ranę w sercu
Gdy jest zdradzona pozostawia
Lub gdy przez ukochaną osobę
Miłości brutalnie odrzucana
30.09.2007r.
Goryczy chwilo
Me serce w puchar zamienione
Goryczy kielich opróżnić nie chciałem
Absyntem puchar wypełniony
Pucharu dno ujrzeć musiałem
Piołunu smak me ciało przeszywa
Opróżnić puchar — nie jestem w stanie
Goryczy smak mnie przeszywa
W sercu mym pustka nastaje
Co ofiaruje Ci co dam?
Po bólu smutku w goryczy
Pusto mi wszędzie bo tobie
Zarezerwowane serce absyntu — mam
05.10.2007r.
Dotyk lekki niebytu
Rzęsami wzrok ukryty
Zawstydzeni swych ciał
Mgłą tajemnic okryci
Delikatnie pieścić bym chciał
Błękit nieba zasłonić
Dotyk lekki niebytu
Mgłę tajemnic odsłonić
Pieszczot rzęs zachwytu
Serca dusz utęsknienie
Szeptem słów ukojeni
Oczu pieszczot pragnienie
Pocałunku spragnieni
Rzęsami wzrok zakryty
Po cóż patrzeć bym miał
Uścisk pieszczot spowici
Za to duszę bym dał
06.10.2007r.
Śmierci czemuż za miłością przybyła
Słońce jasności jak rzesz nieświadome
Śmierć czarny znak zwiastun przybywa
Nadfioletu cicho uśmiechem nas zabija
Pajęcza sieć melanoma szczelnie okrywa
Modlitwa ironio o miłość spełniona
Dałaś miłości w rozpaczy się rozstać
Czemuż wiekuistego spokoju oznaką
Chwile radości śmiercią dałeś zapłacić
Miłość muzyką serca oczu była
Boże okrutnie jakżeś go doświadczył
Marszu żałobnego nutą się spełniła
Syreny wycie dnia ostatniego
— serce rozrywa
10.10.2007r.
Spotkanie
Idziesz poczekaj niech widoku twego
Rozkosz wzroku będzie osłodą mego
W Mona Lizy uśmiechu twarz twa
Spotkania zażenowana tajemnicza
Czy tylko tego? Cóż jeszcze być może?
Spotkanie niczym liść młody się rozwinie
Oczy twe pionem w dół spuszczone
Osiki liściem serca w zawstydzeniu drżą
Czy się odważysz w rozkoszy pragnieniu
Spod rzęs zasłon radości łzą wzrok zamglony
Palców twych delikatny aksamitu dotyk
Wzruszenie to nagły zawrót głowy
Jedwab ciał naszych ciągłe pragnienie
Serc naszych niepokój zaskoczenie
Płomienny dotyk radość oczu mych
Nabrzmiałych ust stęsknionych
Palce w dotyku wyczulone
Rozkoszy słodyczy upragnionej
Lica muślinu pragnę poczuć twego
Delikatnością palców wyczuć chcę
Uśmiech zagościł na twarzy twej
Osoby widokiem mej z zaskoczenia
Szept słów naszych niewypowiedzianych
Uśmiech twą twarz opromieni
Czego to wszystko może być przyczyną
12.10.2007r.
Narcyz
W lustrzanym odbiciu pokoju
Adonis w Narcyza zmienił się
Zauroczony odbiciem swoim
Wśród gąszczu myśli powoju
Głowę winorośl zdobi
Płomienie włosów zwichrzone
Loki opadły w dół sennie
Złotego blasku odcieniem
Oczy zielenią liści zabarwione
Zasłoną rzęs czarnych spowite
W siebie głęboko zapatrzone
Blaskiem Jutrzenki okryte
Ramiona w dół rzucone
Palcami ud dotyka
Szczupłością ciała zauroczony
Zachwyt z ust się wymyka
W lustrzanym odbiciu pokoju
Zachwytu wyraz na twarzy
Regularnością rys pokroju
Kogo innego kochać się odważy
13.10.2007r.
Góry radości
Miast do pracy w góry bym leciał
Bo góry cały rok piękne są
Góry tęsknoto ty serca mego
Czemuż tęsknoty te serce me rwą
Nie mam góralskiej krwi w sobie
Górala struj ubrać nie mogę
Radości serca wy mego
Góralem sercem być mogę
Smrekami stoki porosłe
Strumyki wiją się wśród drzew
Na hali pasą się owce
I słychać serca mego zew
Miast do pracy w góry bym leciał
Czemuż tak piękne one są
Cóż za to Boże bym dał
I tylko duszy śpiewem są
16.10.2007r.
Słowami prostymi
Słowami prostymi nie mówię
Bo wtedy czar by prysł
Myślami mówię raczej
Licząc na twój zmysł
Gdybym Ci wszystko powiedział
Czym dusze wypełnić bym zdołał?
Sam już bym nie wiedział
Pustkę w sercu bym miał
Nie chcę by świat się dowiedział
Nie mowie niczego wprost
Z półsłówek wyczytać możesz
To co powiedzieć bym miał
Półsłówek używam w życiu
By czar niedomówień się tlił
Czytanych przy księżycu
W słowach tajemnych urok był
Uczucia w słowa ukryte
Sercem rozwikłać się staraj
Bo w wierszu są tajemnice
W słowach tych ukryte
— w sercu miej
16.10.2007r.
Powitanie
Wiersz ten dedykowany jest Bartkowi Z.
Tęsknota za krajem zwabiła Cię
Lecz czy to smutku czy szczęścia łzy są
W deszczowy poranek wróciłeś już
A kraj zimnym deszczem zasmucił się
Trudno odpowiedzieć wprost mi
Czy smutno z powrotu Twego było by?
Niech rwie się z piersi mej radości krzyk
Wszak radością powitanie winno być
A jeśli słońce miłości nie okaże dziś
Witać Cię deszczowo przyjdzie nam
I w zadufaniu jasności nie pokaże
Pozdrowienia ciepłe powiedzieć
— trzeba nam
16.10.2007r.
Ugoszczę Cię po swojemu
Jestem o Ciebie spokojny
W zamyśleniu na siebie czekamy
Wino czerwone — smakiem upojeni
W cierpliwości mej uzbrojony
Ze sobą zrób coś lecz beze mnie
Ugościsz wina blaskiem czerwonym
W miłości znów nie spełniony
W liberalny sposób niezapomniani
Pozbycia się Ciebie to nie sposób
Spokojny o nas jestem
Nie mówmy już nic o sobie
Dla siebie uczynić cóż możemy
Ugościsz mnie po swojemu
W miłości czekajmy nie spełnieni
Tarniny wino w świecy zapalimy
Kamieniem w błocie płótno
— wypełnimy
16.10.2007r.
Szyby we mgle
Lasu jesienny zachwycie
Uroku brzóz nagich ciał
Opadłe sukien strzępy w poszycie
Pożytek któż z nich będzie miał
Słoty jesiennej wilgoci
Zamglone szyby dziś są
Kropla po szybie mnie zwodzi
Jesieni na szybie łzy są
Drzewa w wilgoci lśnią
Gałęzi czernią na niebie
Nostalgią w mym sercu są
Dusza ma łka do Ciebie
Szyby we mgle dziś są
Klucz gęsi jesieni odloty
Gawronów krzyk pozostaje
Jesienny lesie pełen słoty
17.10.2007r.
(…)
Ty co niespodziewanie i skrycie
Spotkania waszego jesteś przyczyną
Nieustannego żaru ciała Jego
Niezamierzoną jesteś tego winą?
Ty coś osłabiła mięśni siłę
W pościeli leżeć Go zmusiłaś
Z wyczerpania Jego i bezsile
Któż Nim opiekował będzie się
Gorączka ciała od środka trawi
Spać by tylko chciał
Cóż Go na nogi znów postawi
By sił pełen i w zdrowiu był
Chorobo czemuś ciało osłabiła
Czego przyczyną bezsiły stan taki?
Po cóż ty Jego się uczepiłaś?
Wszak w zdrowiu winien być
21.10.2007r.
Niejednokrotnie …
Niejednokrotnie zdarza się że to miłość była
Lecz czemuż wtedy nie zauważyliśmy jej
Wiedzieliśmy o niej lecz gdzieś się zawieruszyła
Wspominać wciąż i wzdychać będziemy do niej
W oczekiwaniu chwili szczęśliwej bywa
Przez nas niezauważona zostaje
Ta miłość jedyna ta prawdziwa
Tylko świadomość straszliwa z czasem
— się staje
25.10.2007r.
Pragnienie
Pustka po Tobie w sercu pozostała
By cofnąć czas cóż bym za to dał
Historia po Tobie pozostać by miała
Wyczuwalny jedwab dotyk naszych ciał
To co było czy już się skończyło
Miłości w żal któraś się skończyła
Nigdy ujrzeć Ciebie bym nie miał
Zagłębić Ciebie poczuć jeszcze bym chciał
Skurczu nagły krzyku serca mego
Skończyło się a ty krwawisz wciąż
Ujrzeć raz jeszcze nie mogę dlaczego
Niczym nie zdławisz bólu serca mego
Pozostał tylko ból w duszy mej
Tęsknota czemu przeraża mnie
Szept aksamitny głosu Twego
Sam wciąż a ludzi wokół tyle
Historia płaszczem czasu miłość tę okryła
Pragnę tylko dotyku poczuć ciepła ręki Twej
Pragnieniem pozostaniesz samotności mej
Rozglądam szukam i nie widzę Ciebie
Świat be ze mnie wciąż kręci się
26.10.2007r.
Drogo bezkresny asfalcie
Drogo bezkresny asfalcie sieci pajęczej
Ty nieodgadniona w swej zawiłości
Na przedmieściu ulicą ty się stajesz
Aorto miast krwionośny aut potoku
Wśród Himalajów serpentyn zawiłością
Zakrętów różnorakich nieskończoności
W bezkresnych równinach Ameryki
Kresu szlak podróży wyznaczasz
Korowodzie aut nieprzebrany strumieniu
Prędkości nadmiernej i zguby przyczyną
Oceanie podróżnych nieustający potoku
Tyś zwiastunką radości i smutku przyczyną
Zagubiony kierowco obcych krajów strony
Przemierzając przyszło Ci niestrudzenie
Twój wzrok z niewyspania zmęczony
Niezliczone szlaki asfaltu przestrzenie
Niech zgiełk aut mijanych niezmiennie
Jazdy nieustannej monotonnością zmęczenie
Szum wiatru przyczyną snu nie będzie
Nie chcę byś wypadku był przyczyną
Drogo bezkresny asfalcie sieci pajęczej
Co rozpływasz się w nocy mroku
Poznać nikt nie jest ciebie w stanie
Oczu wypatrujących kresu — potoku
27.10.2007r.
Schizofreniczny kolorze barw
Psychiko przyczyno śmierci duszy