E-book
4.73
drukowana A5
50.98
drukowana A5
Kolorowa
77.54
Zbiór wierszy

Bezpłatny fragment - Zbiór wierszy

do roku 2011

Objętość:
296 str.
ISBN:
978-83-8126-341-2
E-book
za 4.73
drukowana A5
za 50.98
drukowana A5
Kolorowa
za 77.54

RODZICE

Dziękuję Wam za wszystko

czym przez Was zostałem

obdarowany w życiu

zwłaszcza za ostatnie chwile

jakie mogłem z wami spędzić

za delikatną a tak trwałą więź

jaka wówczas powstała

nie poprzez słowa

górnolotne czyny

ale poprzez drobne gesty

oczu ciepłe spojrzenia

uśmiech delikatny na twarzy

i pełne wyrazu milczenie

pozostawiające ciepły

trwały ślad w sercu

Nie datowane

Łzy

Nie wstydźmy się łez

Gdy czas na smutek

Śmiejmy się do łez

Gdy radość w sercu zagości

Nie bójmy się łez

Tych gorzkich kropel rozpaczy

Bo bez tych łez

Radość też nic nie znaczy

Szczególny dzień

I nie dlatego, że to dzień dziecka

— bo to wtedy dzień wszystkich dzieci

Których rodzice żyją, choć myślę, że nie tylko.

Tak, więc jest to dzień przede wszystkim

Mojego syna, jak również mój i mojej żony.

Wszak jesteśmy dziećmi swych rodziców.


Ale dla mojej rodziny jest to dzień szczególny.

Kilkanaście lat temu wiozłem,

Z moją wspaniałą żoną, ślub.

Tak więc, jest to szczególny dzień

W naszej rodzinie.

Dzień ojca

W ten ciepły czerwcowy poranek

Pierwszymi chwilami lata już znaczony

Syn mój powiada niech będzie

ci pozdrowiony

Wszak jest to twój dzień tata

dzień ukwiecony

Naprawdę kiepsko się czułem

Naprawdę kiepsko się czułem

Przepraszam za tamten dzień

Przepraszam że ci porzuciłem

Lecz pragnę tylko by nie powstał


Na naszej znajomości cień

Nie ucz mnie tylko rozstania

Kiedyś nastąpić może ten dzień

Najbardziej się tego boję


Uczyliśmy się sztuki kochania

Marzyliśmy o życia we dwoje

Tego najbardziej się boję

Że rozstania nastąpi dzień

(…)

Nie bierzcie życia poważnie, bo

I tak z niego żywi nie wyjdziecie…


Co znaczy w życiu powaga?

Czy smutek i rozwaga?

Czy tylko tak żyć i przyjmować

Te rzeczy które powagę

Pozwolą zachować?

Czy wszystko bez uśmiechu

Mamy przyjmować?

A gdzie radość z życia naszego?

Jak żyć bez dnia wesołego?


Życie w radości winniśmy przeżywać

Nie w powadze i smutku lat ma nam

…przybywać

Przyjaźń

Początek piękny jest

I koniec czasem piękny też

W środku beztrosko słodko — wiesz

Przyjaźń jest wielka i czasem zawodzi


Więc nie wiem o co tak naprawdę chodzi

Zaczęło się szybko i szybko skończyło

A czemuż tak to się wydarzyło

Smutek zabłysnął i wszystko …


W środku na początku

I na końcu zwłaszcza słodko było

Lecz dlaczego tak szybko się skończyło

Dlaczego przyjaźń tak krótko trwała


Skończyła się ale … czy żałuję

Właśnie to ale … jak traktuję

Czy smutek i oczu łzawienie

Czy żal choć zadowolenie


A może radość choć łez pełne oczy

Na twarzy wesołość serce mało nie

— wyskoczy

Tylko wspomnień przychodzą chwile

Właśnie to ale … czy żałuję


Ta przyjaźń wspaniale się zapowiadała

Lecz próby czasu czemuż nie wytrzymała

Czy powiedzieć mam nie szkodzi

Choć właśnie ale… na myśl ciągle

— przychodzi

Ogień

Ogień niech płonie zawsze w nas

Płomieniami niech swymi nas okrywa

Nie pozwólmy by kiedykolwiek przygasł

Bo dusza wtedy smutna bywa


Dopóki ogień tli się w nas

Życie w nas dopóty się kołacze

To my jesteśmy wśród was

Cóż posępne jest życie takie


Gdy ogień w nas szaleje

Oczy nasze wyrazem ognia są

To dusza nasza w świat się rwie

Z radością na świat patrzeć chcą


I niech płomienie namiętności

Targają duszą naszą wciąż

A smutek nieraz w nas zagości

I serce łzawo nam zapłacze

Tak do księżyca

spełnienia marzeń wszelakich

zwłaszcza najskrytszych takich

co to po głowie chodzą

nie bez przyczyny

wiele łez wyciskają

nie z naszej winy

lecz z bezsilności

naszej czasami

gdy nie możemy uporać się

z naszymi marzeniami

niech słońce nad nami świeci

marzenia niech się spełniają

po kolei jak leci

ważne by marzenia nam

wszystkie się spełniały

bo gdy zostaniesz sam

ze swymi marzeniami

to wyć do księżyca

chce się czasami

Sahara

Zachlana morda wczoraj była

Dziś z bólem głowy się obudziła

Głowa nie boli i tak bywa

Za to Sahara jest prawdziwa


I jak smok z gardła ogniem zieje

Matka się nawet nie połapała

Na nogach z plasteliny się chwieje

Ileż on wypił żeby wiedział

(…)

czemu nie śpicie

o tak późnej porze

bo ja myślałem

że się spać położę

wróciłem z imprezki

nóżki mnie bolą

a wy nie śpicie o Boże

Magnolia

Magnolia, piękny zwiastun wiosny

Wywołuje na ustach uśmiech radosny

Cieszmy się, że to już zimy ostatek

Bo magnolia to przeć wiosenny kwiatek


Magnolia to także imię dziewczyny

Magnolia w symbolice roślinnej- wstyd i maniery

Czyżby nosząca to imię osoba

Była manieryczna i wstydliwa

U Julka

Byłem u Julka rzecz to niesłychana

I zapytałem co tam ciekawego u Pana

Julek mi skrzętnie naopowiadał

Jak swe wierszyki pięknie układał

Julek dla mnie był bardzo miły

I opowiedział jak „kwiaty polskie”

Go zauroczyły

Do rozmowy takiej jednego dnia mało

A tu „grande valse brillante”

Zatańczyć by się zdało

Przeto Julka żegnać trzeba było

Choć z powrotem do domu się

Nie spieszyło

(…)

nikt nie jest samotny w swoich troskach

zawsze istnieje ktoś kto martwi się

cieszy albo tak samo cierpi jak ty

— z tego można czerpać siły

(…)

warto być sobą bo nie dla innych żyjesz

życie jest twoje i jak je przeżyjesz

to tylko od ciebie zależy

czy w ciągłym oszukiwaniu

czy w prawdzie i z naturą

wbrew innych mniemaniu

Zazdrość

rozpaczy czemuś dopadła mnie

zazdrości trzeba wyrzec się

w imię spokoju duszy uczyń to

miłość wyrzuci z ciebie zło

patrzeć trzeba tak by zobaczyć

czego inni nie widzą

(…)

póki co zimę mamy

białe zimowe szaty drzew

zamiast płatków śniegu

śnieżnych kwiatów

spadanie z drzew

Kilka słów

Kilka słów i człowiekowi lepiej jest

Kilka słów i w normalność swą wierzysz

Kilka słów i pewności nabierasz

Kilka słów i rad już udzielasz

Każdy z nas

Każdy z nas szuka swego przeznaczenia

Szuka swojego prawdziwego ja

Każdy z nas szuka swojego miejsca

Miejsca na tej małej ziemi

Każdy z nas szuka swojej połowy


Każdy z nas czegoś szuka

Każdy z nas nigdy nie wie

Czy to jest blisko czy daleko

Każdy z nas nie wie kiedy

Kiedy przyjdzie czas

Czas by się pożegnać

Ze światem i odejść do Nieba

(…)

No i co ty wyprawiasz

że oczy me śmieją się

osobą mą się zabawiasz

a ja tego właśnie chcę


Uśmiechać się lubię

i to lubię bardzo

choć wiek mi nakazuje


By poważnym być

i kroczyć dumnie

to uśmiech na mej twarzy

słonecznym wiatrem wieje

Małżeńska miłość

Miłość cóż znaczyć może

W małżeńskiej codzienności

Znaczenia nabiera przywiązanie

Szacunek i przyzwyczajenie

Miłość znaczy niewiele

Czas radości

Po błękitnym niebie

Czarne chmury płyną

Czy promień słońca może

Ogrzać zimną duszę moją


Blaskiem słońca chmury rozświetlone

Co smutku mego jest przyczyną

Każdy tok powinien być

Radością dla życia mego


I przyjdzie chwila że

Będzie to każdy dzień

Tak oto skraca się radość

Ale jak cieszy bardzo


Bardziej niż za młodu

Radość przeżycia

O jedną godzinę

Dłużej o jeden dzień

Nie w niebie

Morfeusz skrada się cicho

Poranne zmęczenie

Strudzony nocą

Miast kolacji śniadanie


Cóż jest przyczyną

Zmęczenia nocy nieprzespanej

Demonów noc krainą


Dobrej nocy życzysz

Snów spokojnych zapewne

Nie chcę być w niebie

Wolę nocnych uciech życia

Góry i ty

Jesteś jak smrek

Co na skałach

Oparte ma nogi

Smukły wyprostowany

A głowa wysoko

W chmurach wodzi


Chwila odwilży

W mroźne dni

Niebo smutne

Szaro i mokro


A po skałach wysoko

Jesteś ty co jak kozica

W chmurach chodzi

Nie bacząc na szare dni

Pełne niepogody

Snów spełnienie

Dziękuje za snów dobrych życzenie

Ja przesyłam ci za to pozdrowienie

Dziękuje ci za wpis prosty i miły

Oby ci wszystkie marzenia się spełniły


Dla tych, co kocham

I tych, co kochałem

I tych, co jeszcze nie kochałem

Oraz co kochać zamiar miałem


A zwłaszcza tych, co kochać się bałem

A zwłaszcza tych, co kochania mego nie chcieli

I dla tych, co kochania mego nie mieli

Co utracili tego nie będą wiedzieli


Chciałbym pieścić paluszek każdy u twych stóp

I piętki obie różowe jeszcze pieścić bym mógł

Ustami mymi — daj Boże, przywarłbym do twych stóp

I delikatnych pieszczot korowód bym wiódł

1980

Sen

…dlaczego się spóźniam

dlaczego czekać ci każę

czy uczuciem cię nie darzę?


powiadasz

żem nie czuły brutalny

bez serca bez duszy

że jak tak dalej pójdzie

to wszystko przepadnie


bo przecież tak pięknie

tak wzniośle tak miło

bo wszystko co twoje

mym zarazem było

tak naprawdę z tobą mi…


dość!!!


całe szczęście że wszystko

to snem tylko było

Kornelin — 09.11.1980r.

1983

Widno

17.55 nie możliwe

Wspomnienia

Miejsce marzenia

Jesień to czy wiosna

W oczach łzy

I co że inny

Marzenia

Zegarek

Pola skraj

Sen ostatnia scena

Dzieci

18.02

Nie ważne ile lat

Radio

Ten głos

Wiosna muzyka

Szanuj marzenia

Pochmurnie zmierzch

Skulony

Ciepło

Ołówek papier

Spokój

Muzyka telefon

Powiedz prawdę

Dla Ciebie dla mnie

Cień oskarżenia

Twe oczy

Ta scena

Mogła przeszłość to być

Wystraszony przegrany

Cztery maki — ostrzeżenie

Czekaj

Czy pamiętasz?

Drzwi

Przylepiony uśmiech

Zimne oczy

Nóż

Jestem tylko…

Słowa nieme słowa

Zmierzch muzyka

Zamęt głowa

Słońce na podłodze

Krwawa plama

Słuchawki papier

Autostrada czerwone maki

Kres dnia

Wyścig

Fotel — łzy moje łzy

Muzyka dźwięki słowa

Wszędzie muzyka

Trzask spokój

Bez wiatru

Wróg przyjaciel

Popiół diament

Wszyscy równi

Kurz mgła

Głos kobiety

Radio muzyka

Twarze

Myśli

Za pięć minut…

Cisza


19.00 po wszystkim


Kornelin — 26.03.1983r.

2007

Ogrodnik

dla żony

Jadę z żoną na działkę zarośniętą krzakami

gdzie trawa rośnie po pas

gdzie latają zające i sarny czasami

i zewsząd cicha głusza wita nas


bo brak jest tam ogrodnika

co z sekatorem wśród krzewów pomyka

trawę kosi tą co jest po pas


porządki robiąc po działce hasa

niejednokrotnie nie wstydząc się — na golasa

gdy krzew przycina w swej pracy strudzony

dziewczynę widzi idące w ogrodu jego strony


stał się z lekka zawstydzony — wszak golas

nie sądził że najdzie go to dziewczę cud

co gra na najwyższych serca jego — nut


strudzony wielce ogrodniku mój miły

odpocznij przeto chłopcze na mem łonie

bo pracujesz w ogrodzie ponad swoje siły

nich twe serce po trudzie tym — ochłonie


18.06.2007r.

Milczenie bardziej bolesne niż… rana

Pamiętam kiedyś tak często rozmawialiśmy

Do rozmów tematów moc było

Tematy tak różne poruszaliśmy

Do rozmów długich nas to skłoniło


Mimo że nieraz robiliśmy to po kryjomu

Ranki bez ciebie mi się dłużyły

Przed osobami znajomości nieprzychylnymi

Słów od ciebie nie słyszałem — jak rzesz miłych


Wówczas jak najdłużej z tobą być pragnąłem

Każdą wolną chwile z tobą przebywałem

Niejednokrotnie w noc późna się zapędzałem

Wszak w tych chwilach szczęśliwy byłem


Radośnie i szczęśliwie do wszystkich się zwracałem

Plany wspólne na przyszłość omawiać nam się zdało

Bo radość ze wspólnego przebywania czerpałem

Przecież szczęście wśród nas stale przebywało


Nadeszła chwila tak nieoczekiwana

Koncert był w zasadzie koncerty dwa były

U ciebie tam wesoły z zabawą

Dla mnie ten tu jak rzesz miły


Pozwolił mi wspomnieć te wcześniejsze lata

W zasadzie nic szczególnego się nie zdarzyło

Gdy dla radości się żyło dla ulotnej chwili

Przeżytych chwil kilka miłych wśród ludzi było


Ach gdybym wiedział że pretekstem koncert się stanie

By nie stworzyć pretekstu do stanu obecnego

I zapowiedzią na tak sporadyczne nasze przebywanie

To wyrzekłbym się dla cienie wszystkiego


Zadałem sobie smutek i ból wielki

Z rozpaczy serce wyrwać by się zdało

Bo milczenie twoje bardziej boli niż … rana

Tych ran tak wiele twe milczenie zadało


Więc do ran tych ranę swą dokładam

I milczeniem swym — o paradoksie ranę sobie zadam


02.07.2007r.

Zajączek

Wczoraj, gdy wieczorowa pora nastała

Z balkonu do mnie żona zawołała

Jasiu, bo tak do mnie zwraca się czasami

Gdy szczęście i radość gości między nami.


Jasiu chodź tu a szybko, powiada

Niech twa osoba nie hałasuje, a raczej się skrada,

Chodź i zobacz, rzecz nader niespotykaną.

W środku miasta obok psiej promenady


Gdzie panie nadobne z pieskami przychodzą,

Patrz i podziwiaj, zajączek mały, sobie

Siedzi i koniczynkę skubie bez żenady.

A swym zachowaniem mówi, każdy niech wie


Z obecności psów nic nie robię sobie,

Gdy pieski nadejdą pod sosną przycupnę,

A nawet spokojnie drzemkę sobie utnę.

I z obecności naszej na balkonie


Nic sobie nie robi — powiedziałem żonie,

Od jednej do drugiej koniczynki przeskakuje,

Przed naszym balkonem dobrze się czuje.

To było wczoraj, a jakież dzisiaj zdziwienie


Było nasze, gdy po południu, pod sosną

Szarą kulkę z uszkami wypatrzyliśmy.

Zastałem żonę sowa jak rzesz radosną.

Z tej okazji lampkę wina wypiliśmy


05.07.2007r.

Czy miłość szczęście daje

Miłość czy szczęścia jest obrazem

Uwierz szczęścia miłość nie daje

I szczęścia nigdy nie była przekazem

Zawsze jest niepokojem — polem bitwy


Przyczyną ciągu bezsennych nocy

Podczas których każdy sobie zadaje

Mnóstwo pytań dręczą go wątpliwości

W wiarygodność … miłości


Ekstaza i udręka składnikiem

prawdziwej miłości


07.07.2007r.

Za duszy namową…

Zaciskam zęby by nie przyznać się przed sobą

Łzy same do oczu spływają

Mam zamęt w głowie po rozmowie z Tobą

Rozstania tak ciężkie się zdają


Co mam począć z sobą

By ran nie otwierać na nowo

Marzyć pragnąć cierpieć było moją mową

Teraz ciśnie się inne słowo


Co mam począć ze sobą

Co uczynić mi przyjdzie

Za mej duszy namową

Sam już nie wiem co ma być

— niech przyjdzie


15.07.2007r.

Dylemat

Pytasz jak kocham dwie osoby

To którejś z nich nie zdradzam?

A kogóż my w ten sposób zdradzamy

Czy nie kochając tak sami siebie

— zdradzać mamy


Czyż miłość w sobie zabić mamy

Wszak kochanie nam jest dane

Gdy kocham to wiem sam nie zostanę

Tylko którą miłość wybrać

— nie wskazane


I którąkolwiek byśmy nie wybrali

Tęsknota do drugiej osoby pozostanie

Wyboru tego będziemy żałować

Nasze namiętności uśpione

— rozbudzone zostaną


02.09.2007r.

Koniec lata

Zamglone pola wrześniowego poranka

Czerwone słońce wyłania się z za drzew

O świcie nieśmiało sarny skubią trawę na łące

I gdzieś w oddali poranny słychać bocianów zew


Jesionów liście żółtą barwę przybierają

Wyróżniając się z pośród innych drzew

Nieśmiało dąb czerwienić się zaczyna

Tylko olchy ciemnej liści zieleni pokazują moc


Korale czerwone jarzębiny jesiennego dodają uroku

Rozczochrane sosny czarne zielenią

Na tle brzozy białej złotawego koloru liści

Swe ramiona ku ziemi pochylają


Mimozy polskiej żółtej nawłoci

Rozsiane kępy na zielonej polanie

Pająk swą nić na gałązkach rozplata

Zwiastunkę ciepłych dni babiego lata


I tylko z rana chłodny wiatr powiał

Od brzegów porośniętych sitowiem strumyka

Wijącego się pośród olchy drzew

To jesieni zwiastun się zaczyna


08.09.2007r.

Oczu zapatrzenie

Dla P.M.

Wyczekiwanego naszego spotkania,

rozmowy

Nie przerwie, nie zakłóci nawet

Pociągu stukot kół miarowy

Przystanków zwiastunie, zgrzycie kół

stalowych


I tylko spojrzeń chabrowych oczu naszych

Unoszących się na tle nieba pogodnego

Czy jest wyrazem oczekiwań naszych

Czy może zalążkiem uczucia … majowego


W wagonie spojrzenia ze wzgardą

nam przesyłane

Siedzimy bez słów zanurzeni w sobie

Zapatrzeniu naszemu przeszkodzić

nie są w stanie

Docelowa stacja serca unosi nasze


Z uśmiechem na ustach staniemy na peronie

Patrzeć będziemy w błękit oczu naszych

Radość rozbrzmiewać będzie w sercach

I tylko nieśmiało szukać się będą …

— nasze dłonie


09.09.2007r.

Wina czerwonego

Wina czerwonego puchar nalewam

Tylko pił będę w samotności

Bez ciebie tak bardzo ubolewam

Twa osoba u mnie dziś nie zagości


I cóż mi pozostało — czekać

Dobre chwile samemu wspominać

Oczekuje na ciebie w smutku i radości

Twa osoba u mnie czy będzie przebywać


Lecz płonne moje nadzieje i oczekiwania

Że oczy me ciebie oglądać mogą?

I tylko cień od świec się słania

Czy te chwile wiecznie trwać będą


10.09.2007r.

Stoisz na de mną

Stoisz na de mną

Do piersi swej głowę przyciskasz mą

Ja siedzę cichutko malutko — pomruk sobie taki

Na początek delikatne nieśmiałe warg muśnięcie


Tak z zażenowaniem wstydliwie cieplutko i łzawię

Jeszcze tylko delikatnie dotknę twarzy twej

By poczuć w swych dłoniach ciepło jej


Musnę delikatnie po ustach twych palcami

Patrząc w pogodne i ciepłe oczy twe

Pocałunek składam na ustach twych

Ciepły miękki by nie spłoszyć zmysłów twych


I wtulę się w ramiona osoby bliskiej mi

Miękko, cieplutko przyjemnie

I trwać tak będę i … trwać


12.09.2007r.

Zachód słońca

( powstał wespół z Przemkiem Milczarkiem)

Wyjrzyj przez okno słonka zajefajny zachód

Bóg okazał talent malując takie widoki

Różowe niebo ciemne obłoki

Fioletem błękitem i różem spowite


Po środku kula ognista się toczy

I na noc zamyka swe pomarańczowe oczy

Zachodem słońca życie zakończone

By je otwierając dać nadzieje ludzkości


Rześkim porankiem pełnym radości

Ptasim trelem tak wesołym z rana

Dając nadzieję że lepszy dzień zagości

W sercach znikł niepokój i noc spokojnie przespana


17.09.2007r.

Życzę szczęścia

Życzę Ci szczęścia dużo

Szczerze i bez przykrości

Niech Cię nie nużą

Żadne nowe znajomości


Niech miłość zawsze będzie przy Tobie

Niech serce Twe nigdy nie zazna rozpaczy

Wiec uśmiech szczęścia rozgość w sobie

W twych oczach i twarzy się niech znaczy


Ze szczęścia Twego serce me będzie się radować

Cieszy się me serce że miłość poznałeś prawdziwą

Że masz przy sobie osobę Ci życzliwą

Tak tylko w przyjaźni możemy się zachować


Drogiej mi osobie życzę dużo szczęścia

A wspólnych przeżyć miłe wspomnienie

Zachować pragnę dla strapionego serca

Niech przyjaźń miedzy nami zostanie


22.09.2007r.

Z oczami łez pełnymi

Stukotem kół pociągu jadę

Przybliżam się do Ciebie

Uznasz to za moja zdradę?

Co uczynić sam już nie wiem?


Dom Twój z pociągiem omijał będę

Zatrzymać on tu się nie może

Oczy me zobaczyć chcą Ciebie

Czy w myślach tylko pozostaniesz?


Co uczynić któż mi pomoże?

Z pociągu wyskoczyć w biegu?

By myśli obraz oczy potwierdziły

Wypatrując Cię nie widzę czemu?


Oczy łez nabiegłych pełne tylko

Smutek w sercu mym pozostanie

Odjeżdżam jestem już daleko

A Ty zapewne we wzgardzie


Do mnie, gdy się dowiesz — pozostaniesz

Jak Ci powiedzieć może zataić?

Stukotem kół pociągu w oddali pozostajesz

Oczy łez nabiegłych pełne — w pociągu zostaję


23.09.2007r.

(…)

Łzo któraś nabrzmiała w smutku

Wyrazem duszy mej potoku

Radości winnaś być przyczyną

Ty smutna jesteś w mym oku


Uśmiech radości twarz ma przybiera

Wyrazem duszy łza jest prawdziwa

I tylko postać mi Twą zaciera

Słonawa kropla w dół do ust spływa


Rozglądam się w której stronie

Widoku twego szukać mam

Próżno szukają oczy spragnione

Wyrazem duszy w oku łzą spływam


W oddali oczy me zamglone

Me myśli wciąż o Tobie są

Nabrzmiałe łzami blask ich widać

Wyrazem duszy blaskiem oczy lśnią


Spojrzenie Twego wzroku niech rozpali

Pragnienia które w naszych sercach są

Radości łzy niech nam z oczu spłyną

Wyrazem duszy naszej szczęścia — niech są


26.09.2007

Jesienna noc

Ciepła noc jest mgliście

Pod nogami tylko szeleszczą

Spadłe z drzew kolorowe liście


Księżyc złotawy okrągły

Patrzy nam w oczy uśmiechnięty

Z za firanek mgieł jesiennych


Jesień na dobre nam się rozgościła

Ciepła by dać nam nadziei trochę

W wielobarwnych kolorach nam przybyła


Aż chce się pospacerować w bezsenną

Zauroczony poświatą księżyca złotawą

Spokojną tak piękną noc jesienną


28.09.2007r.

Przepraszam…

Przepraszam ale… jakoś mi

Oczy zaparowały już jest OK

Czy twarzy z uśmiechem pokazać?

By smutku mego nie okazać

Czy może mam żałować?


Jestem wesoły aż wyć się chce

Jeden z wierszy mnie trafił

Nie pytaj który teraz mnie

Oczy mi zaparowały bo…

Wiersz mnie dopadł? — bzdury


Uśmiechnąć się? — nie dziś nie

Czy uśmiech na twarzy wyrysować?

By smutku mego nie okazać

Czy może mam żałować?

Że przydarzyło się to mnie — ach…


Jestem wesoły bardzo że aż wyje

Muszę tylko poczekać by oczy odparowały

Bo jak z takimi oczami w domu się pokazać

Myśli myśli skłębione pamiętaj masz....dom

Uspokój się wycisz wyhamuj


Co czuję? Najchętniej wsadziłbym

Głowę do wiadra zimnej wody

Powiedziałbym żegnaj

Zapomnij o mnie … ale

To nie takie proste


28.09.2007r.

Miłość

Miłości ileż dajesz radości i ukojenia

Uśmiechu duszy radowania

Ileż przyjemnego wzruszenia

Gdy z wzajemności jesteś miłością


Lecz jakąż bolesną ranę w sercu

Gdy jest zdradzona pozostawia

Lub gdy przez ukochaną osobę

Miłości brutalnie odrzucana


30.09.2007r.

Goryczy chwilo

Me serce w puchar zamienione

Goryczy kielich opróżnić nie chciałem

Absyntem puchar wypełniony

Pucharu dno ujrzeć musiałem


Piołunu smak me ciało przeszywa

Opróżnić puchar — nie jestem w stanie

Goryczy smak mnie przeszywa

W sercu mym pustka nastaje


Co ofiaruje Ci co dam?

Po bólu smutku w goryczy

Pusto mi wszędzie bo tobie

Zarezerwowane serce absyntu — mam


05.10.2007r.

Dotyk lekki niebytu

Rzęsami wzrok ukryty

Zawstydzeni swych ciał

Mgłą tajemnic okryci

Delikatnie pieścić bym chciał


Błękit nieba zasłonić

Dotyk lekki niebytu

Mgłę tajemnic odsłonić

Pieszczot rzęs zachwytu


Serca dusz utęsknienie

Szeptem słów ukojeni

Oczu pieszczot pragnienie

Pocałunku spragnieni


Rzęsami wzrok zakryty

Po cóż patrzeć bym miał

Uścisk pieszczot spowici

Za to duszę bym dał


06.10.2007r.

Śmierci czemuż za miłością przybyła

Słońce jasności jak rzesz nieświadome

Śmierć czarny znak zwiastun przybywa

Nadfioletu cicho uśmiechem nas zabija

Pajęcza sieć melanoma szczelnie okrywa


Modlitwa ironio o miłość spełniona

Dałaś miłości w rozpaczy się rozstać

Czemuż wiekuistego spokoju oznaką

Chwile radości śmiercią dałeś zapłacić


Miłość muzyką serca oczu była

Boże okrutnie jakżeś go doświadczył

Marszu żałobnego nutą się spełniła

Syreny wycie dnia ostatniego

— serce rozrywa


10.10.2007r.

Spotkanie

Idziesz poczekaj niech widoku twego

Rozkosz wzroku będzie osłodą mego

W Mona Lizy uśmiechu twarz twa

Spotkania zażenowana tajemnicza

Czy tylko tego? Cóż jeszcze być może?

Spotkanie niczym liść młody się rozwinie


Oczy twe pionem w dół spuszczone

Osiki liściem serca w zawstydzeniu drżą

Czy się odważysz w rozkoszy pragnieniu

Spod rzęs zasłon radości łzą wzrok zamglony

Palców twych delikatny aksamitu dotyk

Wzruszenie to nagły zawrót głowy


Jedwab ciał naszych ciągłe pragnienie

Serc naszych niepokój zaskoczenie

Płomienny dotyk radość oczu mych

Nabrzmiałych ust stęsknionych

Palce w dotyku wyczulone

Rozkoszy słodyczy upragnionej


Lica muślinu pragnę poczuć twego

Delikatnością palców wyczuć chcę

Uśmiech zagościł na twarzy twej

Osoby widokiem mej z zaskoczenia

Szept słów naszych niewypowiedzianych

Uśmiech twą twarz opromieni


Czego to wszystko może być przyczyną


12.10.2007r.

Narcyz

W lustrzanym odbiciu pokoju

Adonis w Narcyza zmienił się

Zauroczony odbiciem swoim

Wśród gąszczu myśli powoju


Głowę winorośl zdobi

Płomienie włosów zwichrzone

Loki opadły w dół sennie

Złotego blasku odcieniem


Oczy zielenią liści zabarwione

Zasłoną rzęs czarnych spowite

W siebie głęboko zapatrzone

Blaskiem Jutrzenki okryte


Ramiona w dół rzucone

Palcami ud dotyka

Szczupłością ciała zauroczony

Zachwyt z ust się wymyka


W lustrzanym odbiciu pokoju

Zachwytu wyraz na twarzy

Regularnością rys pokroju

Kogo innego kochać się odważy


13.10.2007r.

Góry radości

Miast do pracy w góry bym leciał

Bo góry cały rok piękne są

Góry tęsknoto ty serca mego

Czemuż tęsknoty te serce me rwą


Nie mam góralskiej krwi w sobie

Górala struj ubrać nie mogę

Radości serca wy mego

Góralem sercem być mogę


Smrekami stoki porosłe

Strumyki wiją się wśród drzew

Na hali pasą się owce

I słychać serca mego zew


Miast do pracy w góry bym leciał

Czemuż tak piękne one są

Cóż za to Boże bym dał

I tylko duszy śpiewem są


16.10.2007r.

Słowami prostymi

Słowami prostymi nie mówię

Bo wtedy czar by prysł

Myślami mówię raczej

Licząc na twój zmysł


Gdybym Ci wszystko powiedział

Czym dusze wypełnić bym zdołał?

Sam już bym nie wiedział

Pustkę w sercu bym miał


Nie chcę by świat się dowiedział

Nie mowie niczego wprost

Z półsłówek wyczytać możesz

To co powiedzieć bym miał


Półsłówek używam w życiu

By czar niedomówień się tlił

Czytanych przy księżycu

W słowach tajemnych urok był


Uczucia w słowa ukryte

Sercem rozwikłać się staraj

Bo w wierszu są tajemnice

W słowach tych ukryte

— w sercu miej


16.10.2007r.

Powitanie

Wiersz ten dedykowany jest Bartkowi Z.

Tęsknota za krajem zwabiła Cię

Lecz czy to smutku czy szczęścia łzy są

W deszczowy poranek wróciłeś już

A kraj zimnym deszczem zasmucił się


Trudno odpowiedzieć wprost mi

Czy smutno z powrotu Twego było by?

Niech rwie się z piersi mej radości krzyk

Wszak radością powitanie winno być


A jeśli słońce miłości nie okaże dziś

Witać Cię deszczowo przyjdzie nam

I w zadufaniu jasności nie pokaże

Pozdrowienia ciepłe powiedzieć

— trzeba nam


16.10.2007r.

Ugoszczę Cię po swojemu

Jestem o Ciebie spokojny

W zamyśleniu na siebie czekamy

Wino czerwone — smakiem upojeni

W cierpliwości mej uzbrojony


Ze sobą zrób coś lecz beze mnie

Ugościsz wina blaskiem czerwonym

W miłości znów nie spełniony

W liberalny sposób niezapomniani


Pozbycia się Ciebie to nie sposób

Spokojny o nas jestem

Nie mówmy już nic o sobie

Dla siebie uczynić cóż możemy


Ugościsz mnie po swojemu

W miłości czekajmy nie spełnieni

Tarniny wino w świecy zapalimy

Kamieniem w błocie płótno

— wypełnimy


16.10.2007r.

Szyby we mgle

Lasu jesienny zachwycie

Uroku brzóz nagich ciał

Opadłe sukien strzępy w poszycie

Pożytek któż z nich będzie miał


Słoty jesiennej wilgoci

Zamglone szyby dziś są

Kropla po szybie mnie zwodzi

Jesieni na szybie łzy są


Drzewa w wilgoci lśnią

Gałęzi czernią na niebie

Nostalgią w mym sercu są

Dusza ma łka do Ciebie


Szyby we mgle dziś są

Klucz gęsi jesieni odloty

Gawronów krzyk pozostaje

Jesienny lesie pełen słoty


17.10.2007r.

(…)

Ty co niespodziewanie i skrycie

Spotkania waszego jesteś przyczyną

Nieustannego żaru ciała Jego

Niezamierzoną jesteś tego winą?


Ty coś osłabiła mięśni siłę

W pościeli leżeć Go zmusiłaś

Z wyczerpania Jego i bezsile

Któż Nim opiekował będzie się


Gorączka ciała od środka trawi

Spać by tylko chciał

Cóż Go na nogi znów postawi

By sił pełen i w zdrowiu był


Chorobo czemuś ciało osłabiła

Czego przyczyną bezsiły stan taki?

Po cóż ty Jego się uczepiłaś?

Wszak w zdrowiu winien być


21.10.2007r.

Niejednokrotnie …

Niejednokrotnie zdarza się że to miłość była

Lecz czemuż wtedy nie zauważyliśmy jej

Wiedzieliśmy o niej lecz gdzieś się zawieruszyła

Wspominać wciąż i wzdychać będziemy do niej


W oczekiwaniu chwili szczęśliwej bywa

Przez nas niezauważona zostaje

Ta miłość jedyna ta prawdziwa

Tylko świadomość straszliwa z czasem

— się staje


25.10.2007r.

Pragnienie

Pustka po Tobie w sercu pozostała

By cofnąć czas cóż bym za to dał

Historia po Tobie pozostać by miała

Wyczuwalny jedwab dotyk naszych ciał


To co było czy już się skończyło

Miłości w żal któraś się skończyła

Nigdy ujrzeć Ciebie bym nie miał

Zagłębić Ciebie poczuć jeszcze bym chciał


Skurczu nagły krzyku serca mego

Skończyło się a ty krwawisz wciąż

Ujrzeć raz jeszcze nie mogę dlaczego

Niczym nie zdławisz bólu serca mego


Pozostał tylko ból w duszy mej

Tęsknota czemu przeraża mnie

Szept aksamitny głosu Twego

Sam wciąż a ludzi wokół tyle


Historia płaszczem czasu miłość tę okryła

Pragnę tylko dotyku poczuć ciepła ręki Twej

Pragnieniem pozostaniesz samotności mej

Rozglądam szukam i nie widzę Ciebie


Świat be ze mnie wciąż kręci się


26.10.2007r.

Drogo bezkresny asfalcie

Drogo bezkresny asfalcie sieci pajęczej

Ty nieodgadniona w swej zawiłości

Na przedmieściu ulicą ty się stajesz

Aorto miast krwionośny aut potoku


Wśród Himalajów serpentyn zawiłością

Zakrętów różnorakich nieskończoności

W bezkresnych równinach Ameryki

Kresu szlak podróży wyznaczasz


Korowodzie aut nieprzebrany strumieniu

Prędkości nadmiernej i zguby przyczyną

Oceanie podróżnych nieustający potoku

Tyś zwiastunką radości i smutku przyczyną


Zagubiony kierowco obcych krajów strony

Przemierzając przyszło Ci niestrudzenie

Twój wzrok z niewyspania zmęczony

Niezliczone szlaki asfaltu przestrzenie


Niech zgiełk aut mijanych niezmiennie

Jazdy nieustannej monotonnością zmęczenie

Szum wiatru przyczyną snu nie będzie

Nie chcę byś wypadku był przyczyną


Drogo bezkresny asfalcie sieci pajęczej

Co rozpływasz się w nocy mroku

Poznać nikt nie jest ciebie w stanie

Oczu wypatrujących kresu — potoku


27.10.2007r.

Schizofreniczny kolorze barw

Psychiko przyczyno śmierci duszy

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 4.73
drukowana A5
za 50.98
drukowana A5
Kolorowa
za 77.54