Ten piękny sen
Dziś mam piękny sen, co w słońcu jak motyl lśni.
W te ciemną noc mam namiastkę jasnych dni.
W kolorach tęczy, moje życie całe się mieni.
Rzeczywistość straszna, w piękną bajkę się zmieni.
Ten piękny sen, to mój magiczny czas.
Jak największa gwiazda, jak magiczny las.
W nim wszystko staje się całkiem możliwe.
Czyniąc wszystkie moje chwile szczęśliwe.
W tym śnie jak ptak, skrzydła mam też.
Wszystko, co złe, znika ot tak gdzieś.
Ponad chmury, się lekko unoszę.
Tylko radość dziś, w sercu moim noszę.
Czasem taki sen jest, przynosi ukojenie.
Jak pierwsze niewinne na życie spojrzenie.
Taki sen, nocą radość do nas przynosi.
A twoje serce, cicho tylko o to prosi.
Niech ten piękny i słodki sen, trwa jeszcze kilka chwil.
A tu stań się kimś lepszym w nim.
Niech on trwa u ciebie jak najdłużej może.
Poczuj się dziś jak w bajkowym wieczorze.
Krok po kroku
Krok po kroku, idę przed siebie.
Co, będzie jutro tego ja nie wiem.
Nie patrzę wstecz, nie boję się marzyć.
Bo każdy krok to jednak uśmiech na twarzy.
Każdy krok to jest nowa szansa.
Życie to przecież jedna wielka plansza.
Nie bój się iść, nie bój się marzyć.
Co się zdarzyło, to miało się zdarzyć.
W górę i w dół, jak fale na morzu.
Los daje ci sygnał, jak latarnia w Niechorzu.
Każdy krok to nowa przygoda.
Przeminiemy tak jak przemija moda.
Nie bój się upadku, nie bój się bólu.
Bo każdy krok to lekcja, dla całego ogółu.
Minuta, godzina, kolejny miesiąc czy rok.
Sam sobie odpowiedz, jak ważny jest każdy krok.
Przestrzeń
W przestrzeni czasu płyniemy jak mgła.
Ciekawe, jaką historię dzisiejszy dzień da.
Życie jest jak melodia bez nutek.
Tańczymy ze śmiercią, jest radość i smutek.
Życie, a w nim dziwnie i pięknie.
Choć czasem jest trudne, a czasem jest miękkie.
Na skrzydłach marzeń unosimy się.
Przez burze i słońce, przez wiatry i mgłę.
Każdy moment jest jak nowy świt.
Śmierć cały czas trzyma dla każdego ten kwit.
Życie to przestrzeń? A może jednak sen?
Życie, to ta bezchmurna noc, czy pochmurny dzień.
W tej chwili właśnie odnajduję sens.
Może znalazłem go odrobinę wcześniej.
Czym naprawdę to nasze życie jest?
Czy to głęboki sen, czy magiczna przestrzeń?
Wolny styl 16
W labiryncie szalonych dni szukamy spokojnych dróg.
Tak naprawdę nie wiemy, co szykuje dla nas Bóg.
A wiara w siebie, pozwala przeskoczyć kolejny próg.
Między światłem i między cieniem.
Tańczymy wszyscy ze swoim przeznaczeniem.
Życie tańczy tutaj obok nas
Jak muzyka płynie nieubłaganie czas
W rytmie serc, tych dobrych bijących.
W snach niespełnionych, o lepszym świecie śniących.
Na krawędzi jutra, nagle stoimy dziś
Każda chwila jest, jak spadająca liść
W tej podróży przez życie, marzeń szukamy bez końca.
Jak latem na niebie gorącego słońca.
Pośród tego wszystkiego, taniec życia tutaj trwa.
Nowy dzień, to dla nas nowa gra.
Między wczoraj, między dziś a jutrem.
Płyniemy cały czas, swoim życiowym nurtem.
Na lepszy los, myślimy, że mamy sposób.
Nie słyszymy sumienia głosu.
I kiedy nagle staje się tu ślisko.
Dopiero zadajemy pytanie, po co to wszystko.
Czy warto biec jak reszta w całym tym sprincie.
I tak się pogubimy w tym życia labiryncie.
To my
To my, wychowani przez Amigę i Atari.
To my, co po snopkach latem latali.
To my pokolenie smerfów, Muminków, i misa coragola.
Tego pokolenia nic nie pokona.
To my specjaliści od zabaw na podwórku.
Smak chleba ze smalcem i kiszonych ogórków.
Do dziś pamiętamy, na mleku tą śmietany pierzynkę.
A o 19 obowiązkowo, oglądało się wieczorynkę.
Jacek i Agatka, krecik, Tabaluga.
Wilka który w mordce miał zawsze tego szluga.
Myszka Miki, albo motomyszy z Marsa.
Zniknęło dzieciństwo, ależ to farsa.
Nie było tylu kanałów, w telewizorze.
Dlatego lepiej było zostać na dworze.
I tam się bawić, w co tylko chcemy.
Byliśmy odważni, nikt nie miał tremy.
Sztachetki brane, bo z tego był zrobiony płot.
One były dla nas, jak dla Thora młot.
Największe zarośla w parku, były naszym wrogiem.
Ile tych zabaw było wtedy pod blokiem.
Klasy, dwa ognie, cygan i skakanka.
Mogliśmy się bawić tak codziennie do ranka.
Nie było, że nie, każdy chciał na dwór wyjść.
Potem z żalem trzeba było z powrotem przyjść.
Bo o każdej porze, była zabawa na całego.
Palant, ringo albo w chowanego.
Podchody, mecze, zabaw co niemiara.
Zostanie w domu wtedy największa kara.
Inspiracją do zabaw bym nawet drewniany kołek.
Szukaliśmy przygód, jak pacanowa matołek.
Nasze pomysły były czasem jak chemiczna domieszka.
My wiedzieliśmy wtedy kto w Afryce mieszka.
To my ci, którzy mają teraz co wspominać.
Bo choć lata minęły, to tak jak jakby minęła chwila.
Jeszcze wczoraj mama z okna na obiad wolała.
I nie ma się co oszukiwać, trochę się na czekała.
My raczej nie będziemy tak wołać swoich dzieci.
Jak ten czas niestety szybko leci.
To my możemy powspominać z łezką te czasy.
Ale przyznaj, że jesteś czasem nadal jak szatan z siódmej klasy.
Mój szczyt
Na szczycie stoję, i patrzę w dół.
Moja droga to sukces, przez krew, pot, łzy i ból.
Wszystko co mam, to moja ciężka praca.
Każdy dzień to progres, i czasem mam życiowego kaca.
Już idę spokojnie, nie ma co się zrywać
Nikt oprócz mnie, nie może mnie zatrzymać.
Moja passa, wciąż się mnie wena trzyma.
I śmierć to będzie dopiero nie pisania finał.
Jestem numer jeden, wiem to taki żart!
Każdy mój wiersz, to mistrzowski start.
Na szczycie cały czas stoję, i patrzę w dół.
To mój czas, to mój tron, szczerości król.
Na tym szczycie, mogę sobie marzyć.
Co jeszcze w moim życiu, może się zdarzyć.
Dzięki temu jestem sam tutaj na górze.
Moja gra to czyste złoto, na spokojniej chmurze.
Na szczyt poezji wspinałem się latami.
Teraz stoję na szczycie, ponad wszystkimi. chmurami.
Nie mam granic, nie mam sufitu.
To dopiero początek mojego poetyckiego szczytu.
Moje 5 minut
Teraz jest ten moment, moje pięć minut.
To tak jak z łuku, ostatni strzał.
Nie ma już odwrotu, od tego synu
Nadszedł mój czas, by pokazać na co mnie stać.
Pięć minut to wszystko czego dziś mi trzeba.
By zmienić swoje życie, by złapać szczęście.
Nie zmarnuję tej szansy, bo dotykam nieba.
Teraz to tylko już z górki będzie.
To moje pięć minut, moja chwila.
Nie zatrzyma mnie już tu nic.
Teraz albo nigdy, wena wieczór umila.
Chcę tylko na 100 procent żyć.