E-book
5.88
drukowana A5
18.81
Zbiór opowiadań

Bezpłatny fragment - Zbiór opowiadań


Objętość:
57 str.
ISBN:
978-83-8351-465-9
E-book
za 5.88
drukowana A5
za 18.81

Wstęp

Zapraszam Was drodzy czytelnicy do zapoznania się ze zbiorem moich opowiadań z różnych lat. Mam nadzieję, że lekturze będzie towarzyszył wachlarz różnych emocji, od śmiechu po chwilę wzruszeń.

Kamil Wiliwis, Gołdap, 10.07.2023 r.

1. „Skromność, która zachwyca ludzi”

— Gośka, list do Ciebie przyszedł — zawołał Marek.

— Do mnie? to dobrze bo przez ostatni rok to cały czas tylko do Ciebie przychodzą, czasami do Basi, ale naprawdę rzadko.

— Gośka, nie marudź tylko otwórz w końcu ten list póki jest jeszcze gorący bo listonosz przejeżdżając tu 5 minut temu wręczył mi go do rąk. Nalegał, że chce go dać właścicielce, ale wytłumaczyłem mu, że opalasz się i byłoby niezręcznie gdyby Ciebie zobaczył. Chyba zaufał mi, na zbira to Ja chyba nie wyglądam.

— Nie wyglądasz, ale ok. Otwieram już ten list.


Po upływie kilku minut:

— I co? — zapytał Marek.

— Wyobraź sobie, że mój wujek niestety już świętej pamięci zapisał mi w spadku swoją firmę. Widziałam ją trzy lata temu, to już kompletna ruina, ale jeśli się ją odmaluje i odświeży to można założyć jakiś interes, bo jest dosyć spora. Wujek umarł kilka dni temu, a list szedł, poczekaj. Aż tydzień czasu.

— Gdzie jest ta firma? Tu, w Warszawie? — zapytał Marek.

— Nie! wujek mieszkał w Gdańsku, ale firma jest w Elblągu co nie powiem, ale będzie mi na rękę.

— Twoi rodzice wyjechali do Niemiec, ale zostawili Ci mieszkanie w Elblągu, tak? dobrze pamiętam?

— Tak. Teraz moje rodzinne mieszkanie stoi puste, a pomyśleć, że mieszkałam tam tyle lat, od urodzenia.

— Gosiu, życzę Ci szczęśliwej i bezpiecznej podróży.

— Co? to już tak szybko mam wyjeżdżać? Przecież najpierw potrzebny jest remont.

— Kurcze, nie pomyślałem, ale to z rok pewnie minie, co? Widzisz, my z Basią chcemy wziąć w końcu ślub.

— Marek, jeśli nie chcecie już wynajmować pokoju swojej najlepszej przyjaciółce to może Ja zamieszkam w Elblągu. Pomimo tego, że mieszkanie stoi puste to rodzice raz na rok opłacają czynsz.

— Dobrze, jak chcesz. Może jeszcze chcesz żeby coś dla Ciebie zrobić kochana Gosiu? — zapytał Marek.

— Jeśli możesz to zawieź mnie do mojej ciotki do Gdańska.

— Do wdowy po zmarłym właśnie wujku?

— Tak.

— Chcesz zapytać się czy zostawił Ci jakieś środki na remont fabryki?

— No wiesz, warto żebym się oto zapytała. Może właśnie o tym pomyślał bo był bardzo bogaty.

— Dobrze, zawiozę Cię tam jutro.

— Dziękuje Ci.


Tego samego dnia wieczorem:

— Marek, co taki zadowolony jesteś? — pyta Basia.

— Bo droga Basiu, możemy już wziąć ślub — odparł Marek.

— Tak? A co się stało? — zapytała.

— Ja wyjeżdżam — odparła Gosia.

— Dlaczego? ktoś umarł? — zapytała Basia.

— Nie wiem Basiu skąd miałaś takie przypuszczenie, ale zgadza się. Umarł mój wujek i zapisał mi firmę, którą chce poprowadzić — mówi odważnie Gosia.

— Twój wybór, chociaż nam będzie to na rękę.

— Wiem.


Kolejny dzień:

— Przepraszam, kim pani jest? — zapytała starsza kobieta.

— Ciociu, to Ja Gosia. Nie poznajesz mnie? — zapytała Gosia.

— Gosia? bardzo się zmieniłaś. Zawsze byłaś piękną dziewczyną, ale teraz jesteś jeszcze piękniejsza. Dlaczego Twoi rodzice nie przyszli?

— Dziękuje Ciociu za komplement. Rodzice nadal są w Niemczech, przywiózł mnie kolega.

— To zaproś go do środka.

— Ciociu Zosiu, on woli zostać w samochodzie. Spali parę papierosów, przeczyta gazetę, pogra w grę na komórce.

— Dobrze. Ja młodych nigdy nie zrozumiem. Zenek cztery dni temu spoczął już w ziemi, na zawsze.

— Przykro mi ciociu.

— Moja droga, chorował już od wielu lat. Przyda mu się wieczny odpoczynek. Przyjechałaś pewnie w sprawie spadku? list doszedł do Ciebie? — zapytała Zofia.

— Tak, doszedł. Przyjechałam właśnie w tej sprawie.

— Dobrze, proszę oto klucze od bramy głównej, klucz do dużych drzwi.

— Dobrze ciociu, komplet kluczy bez których nie dostanę się tam.

— Czekasz na coś jeszcze?

— W pewnym sensie tak, mam właśnie do Ciebie jeszcze jedne pytanie w sprawie spadku.

— W porządku Gosiu, więc pytaj.

— Ciociu Zosiu czy wujek zapisał mi jakieś środki?

— Nie no, to już jest przesada. Nie wiedziałam, że jesteś aż tak zachłanna. Dostałaś wielką fabrykę i jeszcze chcesz pieniędzy? — zapytała Zofia z wyrzutem.

— Ciociu, pieniądze są mi potrzebne na porządny remont. Przecież to jest ruina, całość już się sypie. Drzwi pordzewiały i tynk ze ścian odpada.

— Poczekaj. Wiem, że Zenon zapisał 3 miliony jakiejś kuzynce, ale nie pamiętam już komu dokładnie. Może właśnie Tobie. Poczekaj chwile, sprawdzę ten zapis w jego testamencie.

— Dobrze ciociu, sprawdź.

— Znalazłam ten zapis, przeczytam Ci go: „3 miliony przekazuje swojej kochanej kuzynce Gosi, wiem, że to zdolna dziewczyna i dobrze je wykorzysta. Właściwie te 3 miliony są dodatkiem do fabryki, którą też jej zapisałem bo fabryka to już ruina potrzebująca pilnego remontu. Wierze, że Gosia wykorzysta te pieniądze na remont, przepraszam. Ja wiem, że tak właśnie będzie.”

— Dosyć długi zapis — odparła Gosia.

— Tak, ta książka to jest cały testament.

— A jest gruba.

— Prawda, 250 stron. Zenon był można powiedzieć w pewnym sensie literatem. Był konkretny, ale żeby wyrazić swoje ostatnie emocje i pragnienia musiał napisać taką książkę, bo było tego naprawdę dużo i rodzina jest dość liczna. Na pewno sama to rozumiesz, bo jesteś bardzo mądra. Pieniądze prześle Ci na Twoje konto w ciągu tego tygodnia, daj mi numer.

— Proszę, jest napisany na tej kartce. Na samym dole.

— Czy to ten co zaczyna się na 596?

— Tak. Dziękuje Ciociu za wszystko.

— Gdzie teraz będziesz mieszkała? Będziesz raz na rok dojeżdżała do firmy?

— Nie, będę mieszkała w Elblągu.

— To dobrze, skoro będziesz na miejscu to będziesz świetnym prezesem. Jaką właściwie branżą planujesz się zająć?

— Jeszcze zastanawiam się nad tym, ale być może zajmę się sprzedażą kosmetyków.

— To dobrze, to odpowiednia branża dla kobiety.


— Gosiu, dowiedziałaś się czegoś ciekawego? Wujek zapisał Ci środki na remont? — zapytał Marek.

— Tak, na remont dostanę aż 3 miliony.

— Kurcze, to strasznie dużo. To jesteś dwudziestodwuletnią milionerką.

— Można tak powiedzieć. Marek, słuchaj, a może Ty chciałbyś kierować tym remontem? Doradziłbyś mi co i jak trzeba zrobić, pracować mogli by Twoi ludzie. Sam też byś trochę zarobił.

— Gośka, dzięki za propozycję. Jestem budowlańcem, więc przyjmuje Twoją ofertę pracy.

— Cieszę się, więc może pojedźmy i zobaczmy firmę, co?

— Dobra, daj adres.


— Gosia, chcesz żeby te wielkie, pokryte rdzą drzwi zostały?

— A można coś z nimi zrobić?

— Można wywalić je, od góry zabudować trochę ścianę i wstawić mniejsze drzwi.

— Marek, ok. To wywal tą rdze, zabuduj ścianę i wstaw mniejsze drzwi, bo w końcu jest jeszcze wielka brama.

— Masz klucze do otwarcia tego potężnego żelastwa?

— Tak, mam.

— No to prowadź na salony — zaśmiał się Marek.

— No i co drogi Marku. Jest trochę tych metrów kwadratowych, co?

— No trochę jest. Mam już na to swoją koncepcje. Trzeba zrobić schody.

— O, tak. Schody muszą być koniecznie.

— Pomaluje to wszystko. Obok dobudujemy z chłopakami jakiś magazyn. Wiesz, że Ja w remontach jestem dobry, szybki i konkretny.

— Wiem, więc bierz się do roboty.

— Dobrze Gosiu. Dzisiaj pogadam z chłopakami, a jutro w tym budynku praca będzie wrzeć od świtu do ciemnej nocy.

— Ok, taka koncepcja bardzo mi się podoba.


Rok później:

— Gośka, chyba odwdzięczyłem Ci się za te Twoje włoskie, pyszne dania, które mi przyrządzałaś.

— Daj spokój! Wypróbowałam tylko na Tobie swoje umiejętności kulinarne. Odwdzięczyłeś się, ale i zarobiłeś niezłą kasę za remont.

— Gosiu, zachowałem się skromnie bo wziąłem połowę tego co biorą inni. Gdyby remont robił tak zwany fachowiec to zapłaciłabyś dwa razy więcej i tynk nadal odpadałby ze ścian i jeszcze farba by się łuszczyła, a na kosmetyki musiałabyś brać kredyt, a tak? Kupisz je za gotówkę.

— No dobrze, wygrałeś. Zrobiłeś to tanio i dobrze. Ciesze się, że nie muszę brać kredytu, bo bałam się, że może zajść taka potrzeba.

— Szefowo, proszę przeciąć uroczyście czerwoną wstęgę — krzyknął Marek.

— Dobrze kierowniku budowy, już ją przecinam — odparła Gosia ze śmiechem.


Mijają miesiące, firma Gosi rośnie w potęgę. Gosia otwiera nawet dwie filie, jedną w Warszawie i jedną w Paryżu, ale sama nadal pracuje w swojej siedzibie w Elblągu. Zjawia się tylko na otwarciu tych dwóch filii i co miesiąc przegląda ich zyski.

Pewnego dnia, pewien 25-letni mężczyzna przegląda ogłoszenia w ogólnokrajowej gazecie i dziwi się gdy zauważa reklamę pewnej firmy.

— Co? Szefową jest Gosia, moja ukochana, którą poznałem 10 lat temu? W takim razie muszę jechać tam i odwiedzić ją — pomyślał.


— Marek? Czy coś się stało? — zapytała Gosia.

— Gosiu przecież pracuje tu i jestem Twoim asystentem.

— Wiem o tym od dwóch lat, ale proszę przejdź już do konkretów.

— Dobrze, przyszedł jakiś klient. Twierdził, że poznałaś go 10 lat temu. Jest młody, elegancki.

— Naprawdę nie kojarzę kto to może być, ale zaproś go do mojego gabinetu.

— Dobrze.


— Cześć Gosiu.

— Zaraz, Kamil to Ty? Boże! Jak Ty schudłeś.

— Zrobiłem to tylko po to, żeby bardziej Ci się podobać. Tak, to Ja. Cieszę się, że nie zapomniałaś o mnie, bo Ja będę pamiętał o Tobie do końca życia.

— Ciebie nie tak łatwo zapomnieć, muszę przyznać, ale mówiłam Ci już 10 lat temu, że do niczego poważnego między nami nie dojdzie, ale dzięki za kwiaty.

— Naprawdę nic się przez tyle lat nie zmieniło? — zapytał z nadzieją.

— Wolę być szczera i taka będę. W zasadzie to nic się nie zmieniło, chociaż były momenty, że za Tobą tęskniłam, ale mimo tego nie kocham Cię.

— Szkoda.

— Od swojego asystenta dowiedziałam się, że jesteś klientem. Czy to było kłamstwo wymyślone na poczekaniu czy naprawdę chcesz coś kupić? A może chciałeś tylko pogadać i odświeżyć tematy sprzed lat?

— Gosiu, oczywiście chciałem Ciebie spotkać i porozmawiać z Tobą, ale chce też kupić Twoją najnowszą perfumę.

— Mówisz o perfumie Gosia? Mogę Ci ją sprzedać za 300 złoty.

— Jest aż tak droga?

— Na rynku ta buteleczka kosztuje 500, ale Ja sprzedam Ci ją w promocyjnej cenie. Chyba, że nie chcesz, może uważasz, że jest za droga. Jeśli tak to mam w sprzedaży jeszcze jakieś tani pice na wodę, za 50, za 100.

— Stawiam na jakość skarbie. Dam Ci 500, nie potrzebuje promocji.

— Jak chcesz. Akurat mam kilka buteleczek w swoim gabinecie, więc proszę.

— Dzięki Gosiu.

— Nie ma za co. Czego się napijesz? Soku, herbaty? A może kawy lub czegoś mocniejszego? — zapytała Gosia.

— Niech będzie sok z czarnej porzeczki.

— Dobrze. Marta, poproszę dwa razy sok z porzeczki — odparła Gosia.

— Dobrze szefowo, już niosę — odparła Marta.

— Mamy już soczek, więc powiedz mi co u Ciebie? Masz może już żonę? — pyta Gosia.

— Oczywiście, że nie mam. Miałem kilka kandydatek, ale z miejsca je odrzuciłem, bo postanowiłem poczekać na Ciebie kilka lat. Na taką dziewczynę jak Ty warto czekać nawet całe życie.

— Kochany jesteś.

— Dzięki Gosiu. Proszę, oto prezent dla Ciebie.

— Wariat! Kupujesz u mnie perfumę i dajesz mi ją w prezencie?

— Oczywiście, że tak a myślałaś, że dla kogo ją kupiłem?

— Nie myślałam o tym.


Kamil i Gosia jeszcze długo rozmawiali, aż w pewnym momencie Kamil pocałował Gosię.

— Przepraszam, nie powinienem tego robić.

— Nie przepraszaj, bo nie zrobiłeś nic złego. To było naprawdę przyjemne.

— Więc jednak kochasz mnie? — zapytał z nadzieją.

— Wiesz, że nie.

— Wiem. Jest już późno, więc pójdę już. Cześć kochanie.

— Cześć.


Dwa miesiące później:

— Jak samopoczucie pani prezes? — zapytał Kamil.

— Świetnie właśnie przy pomocy drabiny ustawiam kosmetyki na tą wielgachną półkę.

— Gosia, może pomóc Ci?

— Nie musisz, jeszcze z godzinę mi to zajmie, więc jeśli możesz to zejdź do naszego baru, napij się czegoś, poczytaj gazetę.

— Ok, to wrócę za godzinkę.


— Dzień dobry. Poproszę szklankę soku pomarańczowego — odparł Kamil.

— Proszę, 3 złote — odparła barmanka.

— Dziękuje.


Kilka minut później…

— Proszę pani czy coś mi się przesłyszało czy naprawdę było słychać jakiś hałas?

— Był hałas. Boże! to na pewno hałas z gabinetu szefowej, tak się o nią boję.

— W takim razie pędzę tam.

Kamil zachodzi do gabinetu Gosi.

— Gosia! Boże! Nic Ci nie jest? Niech pan dzwoni po karetkę — prosi Kamil.

— Gosia jest nieprzytomna, dobrze już dzwonię — odparł Marek.


— Dzień dobry. Jestem najlepszym lekarzem w Elblągu i dlatego to mnie wezwano do pani Gosi — odparł lekarz.

— Nic jej nie jest? — zapytał Kamil.

— Jest teraz nieprzytomna, ale chyba oprócz tego nic jej nie jest. Mimo to musimy zabrać ją do szpitala, żeby zrobić potrzebne, raczej w tym przypadku rutynowe i kontrolne badania.

— Dobrze, jadę z wami — odparł Kamil.

— Nie widzę przeszkód, ale przepraszam. Kim pan właściwie jest dla pani Gosi?

— Jestem jej narzeczonym.

— No nie wiem. Narzeczony to żadna rodzina.

— Proszę, Ja muszę przy niej być. Bardzo ją kocham.

— Przekonał mnie pan. Jedźmy.


Kolejny dzień:

— Kochanie, gdzie Ja jestem? — pyta Gosia.

— Kochanie jesteś w szpitalu — odparł Kamil.

— Boże! Co mi jest?

— Nic poważnego kochanie. To zwykła kontrola. Wczoraj spadłaś z drabiny jak ustawiałaś kosmetyki, pamiętasz?

— Tak, pamiętam.

— Wielkie dzięki, że powiedziałaś do mnie kochanie, pierwszy raz. To dla mnie wiele znaczy.

— Pierwszy i na pewno nie ostatni raz. Dłużej nie będę tego ukrywać. Kocham Cię.

— Gosiu, naprawdę?

— Tak, naprawdę.

— Kiedy to odkryłaś?

— Całkiem niedawno, wtedy gdy pierwszy raz odwiedziłeś mnie w mojej firmie.

— Moja kochana oszustko. Teraz będę wiedział kiedy kłamiesz, miałaś wtedy taki zagadkowy wyraz oczu.

Gosia pocałowała Kamila.

— To Ja skorzystam z okazji. Gosiu, czy zostaniesz moją żoną?

— Kamil, tak. Zostanę Twoją żoną, z wielką przyjemnością bo kocham Cię tak samo mocno jak Ty mnie.

— Gosiu, jesteś cudowna.

Gosia i Kamil po kilku miesiącach zostali małżeństwem.

2.„Uratujmy kotka”

Pewnego dnia, mała kotka wybrała się na spacer. Myślała sobie, że to będzie nudna, mało ciekawa przechadzka. Jednak okazało się, że myliła się i to bardzo. Dlaczego? O tym przekonacie się czytając tą bajkę.

Kotka wabiła się Felka i była bardzo ciekawska, trochę głupiutka, roztrzepana. Wybrała się na ten spacer nie sama, ale towarzyszyli jej Filip i Kasia:

— Kasiu, patrz jak ta Felka szybko leci. Chodź szybciej, musimy ją dogonić i zobaczyć gdzie ona biegnie.

— Ok Filip, w takim razie chodźmy.

Felka tak pędziła, jak struś pędziwiatr, że Filip i Kasia ledwo za nią nadążali. Po upływie kilku minut okazało się, że ich kotka weszła do kanału znajdującego się nie daleko domu ich dziadków.

— Filip, patrz gdzie ona włazi? Czy Ty to widzisz? Ona włazi do kanału. Jaka ona jest nie mądra. Boję się, że może stąd nie wyjść.

— Kasiu, nie martw się o Felkę, ona przecież da sobie doskonale radę. Podobno mówi się, że koty zawsze spadają na cztery łapy, więc pewnie coś w tym przysłowiu jest.

— Ok Filip, chyba masz rację. Musimy spokojnie na nią poczekać. Może zaraz wyjdzie z tego kanału.

Minęło kilka minut, po upływie których Felka wyszła wreszcie z kanału:

— Filip, dlaczego ona jest taka nierozsądna i głupia? Kto to widział, żeby latać tak sobie po kanałach? Co ona sobie myśli? Chcę zostać kanalarzem może?

— Spokojnie Kasiu, nie ma co dramatyzować. Cieszmy się, że Felka wreszcie opuściła ten kanał i że jest jak widać nadal cała i zdrowa.

— No tak, jak zwykle masz rację. Cieszę się, że mam takiego mądrego i rozsądnego brata.

— Dziękuję Ci, ja natomiast cieszę się, że mam młodszą siostrę, z którą nigdy się nie nudzę. Twoje pomysły są często śmieszne, a nawet wręcz komiczne.

— Ok, dość opowieści o nas. Chodźmy lepiej śladami Felki.

Rodzeństwo towarzyszyło wiernie Felce w jej przygodach, ponieważ zarówno Kasia jak i Filip są ludźmi, którzy są wrażliwi i bardzo uczuciowi oraz leży im na sercu dobro zwierząt.

Po upływie kilku minut Felka uciekła w pole pełne chaszczy i rodzeństwu bardzo ciężko było ją znaleźć. Felka jak to kot, lubi biegać, bawić się z Filipem i Kasią oraz z ich Dziadkami.

— Felka, wyłaź wreszcie z tych chaszczy. Zimno mi już i chcę mi się wracać do domu. Babcia Kleodzia pewnie czeka na nas już z pyszną kolacją.

— Ok, w takim razie chodźmy.

W drodze do domu nasi spacerowicze spotkali Dziadka Zygmunta, który zaczął na nich krzyczeć, dlatego, że podeptali trawę na polu i zaczął skakać jak małpa, która jest głodna bo nie zjadła banana:

— Co Wy żeście najlepszego nawyrabiali? Jak to tak można mnie tutaj trawę podreptali chuligany jedne. Ja zaraz na Was na milicję zadzwonię. Niech przyjadą tutaj i zobaczą jakich szkód żeśta mnie nawyrabiali.

— Dziadku, daj spokój. Trawa nie długo odrośnie. Nie rób afery niepotrzebnej. Nie zrobiliśmy przecież niczego złego, oprócz podeptania Twojej pięknej trawy.

Mija kilka minut, w czasie których Zygmunt naprawdę zadzwonił na milicję:

— Dzień dobry Panie milicjancie! Wnuczki mnie podeptali trawę, proszę przyjedźta i ich aresztutjta.

— Co Pan plecie? Czy Pan jest może pijany?

— Nie, skąd. Ja jestem trzeźwy przez cały czas. Proszę przyjedźta.

— Dobrze, ktoś zaraz przyjedzie i to sprawdzi.

Po upływie pół godziny przyjeżdżają dwaj milicjanci:

— Dzień dobry Panie Zygmuncie! Co tutaj się stało? — zapytał jeden z milicjantów.

— Oni mnie, te dwa chłystki moją trawę podeptali. Aresztujta ich.

— Te dzieciaki? Co Pan plecie za farmazony? Widać już na pierwszy rzut oka, że te dzieci są grzeczne jak aniołki. Ukaramy, ale nie ich tylko Pana, Panie Zygmuncie, karą grzywny 500 zł, za bezpodstawne wezwanie nas tutaj.

— Ale jak to możliwe? — zapytał zdziwiony Zygmunt.

— Pan wymyśla sobie jakieś bajki, my przyjeżdżamy tutaj bez potrzeby. Załatwcie to między sobą. Tak będzie najlepiej. Proszę zapłacić karę grzywny w ciągu 14 dni, a dla swoich wnuczków postarać się być lepszym Dziadkiem. Spokojnie im wytłumaczyć w czym tkwi problem, a nie krzyczeć od razu wniebogłosy i siać niepotrzebną panikę.

— Przepraszam Panie milicjancie. To się już więcej nie powtórzy, obiecuję spróbować poprawić się.

— To dobrze, do widzenia.

— Do widzenia.

— Dziadku, przepraszamy Cię bardzo mocno. Do głowy nam nie przyszło, że tak się na nas zdenerwujesz za taki drobiazg — odparli jednogłośnie Filip i Kasia.

— Nie, Pan milicjant miał rację. To ja was przepraszam, że zachowałem się jak jakiś nie wiadomo kto, że zrobiłem nie potrzebnie z igły widły.

— Wybaczamy Ci Dziadku, jesteś kochany pomimo tego, że na nas nawrzeszczałeś. Kochamy cię bardzo mocno.

— Ja Was też kocham bardzo mocno drogie dzieci.

I w tym momencie gdy we trójkę Filip, Kasia i Dziadek Zygmunt przytulali się, wtedy przyszła Babcia Kleodzia:

— Chodźta na kolację, bo już zrobiłam. Zaraz wystygnie.

— A co nam dziś pysznego przygotowałaś Babciu Kleodziu? — zapytał Filip.

— To co lubicie najbardziej czyli pizzę z bekonem i podwójnym serem.

— Pychota, już idziemy.

— Jedzta drogie dzieci — zachęcała Babcia Kleodzia.

— Nie, Babciu już wystarczy. Zjadłem już 4 kawałki i najadłem się do syta — odparł Filip.

— A Ty Kasiu?

— Nie, Babciu. Ja też jestem już pełna — odpowiedziała Kasia.

— A smakowało Wam?

— Tak, bardzo. Przecież to Babciu Twoje popisowe danie.

— A co teraz robi Felka? — zapytał Dziadek Zygmunt.

— Śpi po tym długim i niezwykle męczącym spacerze — odparł Filip.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 5.88
drukowana A5
za 18.81