Bajka o chłopcu, który myślał, że jest głupi
— Mamo, czy ja jestem głupi? — pewnego dnia zapytał mnie Jaś.
— Oczywiście, że nie — odpowiedziałam.
— Jestem głupi!!! — wykrzyknął Jaś.
— Co ty mówisz? Dlaczego tak myślisz?
— Wojtek powiedział, że jestem głupi! I tak jest! — ze łzami w oczach wykrzyczał mój synek.
— Opowiem Ci, kochanie, bajkę. Dobrze? — spytałam.
— Yhy. — Smutny Jaś kiwa główką.
— Zamknij oczy.
Wyobraź sobie piękną zieloną łąkę, na której rosną kolorowe kwiaty, piękne trawy, a nad nimi motyle bawią się w berka z promieniami słońca.
Wśród tych traw pewnego razu wyrosło kilka maleńkich roślinek. Wszystkie na początku były identyczne. Tak samo były maleńkie, tak samo zielone, tak samo brakowało im listków. Rozmawiały ze sobą, śmiały się, opowiadały sobie historie. Aż pewnego dnia jedna z nich zauważyła, że roślinka, która rośnie obok, ma inne listki.
— O kurczę, ona ma listki. Ona nie jest trawą!!! Ona jest inna, ona jest dziwna, ona jest głupia — śmiały się roślinki.
W maleńkim serduszku roślinki z listkami zaczął rosnąć ogromny ból.
Uwierzyła w to, że jest głupia, przecież tak mówili jej przyjaciele. Oni na pewno mają rację. Mijały dni, tygodnie, a roślinka rosła i rosła, i coraz bardziej różniła się od przyjaciół. Już prawie wcale nikt z nią nie rozmawiał. Coraz częściej wolała patrzeć w niebo. Tam nad łąką latały ptaki, świeciło słońce, płynęły chmury — wszystko tam wydawało się szczęśliwe.
Pewnego dnia tuż obok roślinki wylądował wielki orzeł i powiedział:
— Witaj, kochanie, jak się czujesz?
— Do mnie mówisz? — zdziwiła się roślina.
— Oczywiście, że do Ciebie. Przyleciałem tu, by Cię spytać, jak się czujesz i czy czegoś nie potrzebujesz?
— Ja? Dlaczego? Czemu miałbyś do mnie przylatywać i pytać, jak się czuję, skoro jestem największym głupkiem na łące?
— Ależ jak to? — zapytał orzeł. — Czemu tak o sobie mówisz?
— Bo tak myślą o mnie wszyscy moi przyjaciele
— Ależ, kochanie, oni nie są Twoimi przyjaciółmi, skoro tak o tobie mówią.
— Czemu jestem inna niż wszystkie roślinki na tej łące, czemu nie mogę być jak moi koledzy?
— Bo jesteś wyjątkowa.
— Ale ja nie chcę być wyjątkowa, chcę być taka jak inni.
— Kochanie, posłuchaj mnie — powiedział orzeł. Rozpostarł skrzydła, otulił nimi maleńką roślinkę i zaczął mówić: — Kilka lat temu nieopodal rósł piękny dębowy las, ale niestety zeszłej jesieni spłonął. Nie zostało nawet jedno maleńkie drzewko. Wszystkie zwierzęta, które tam mieszkały, straciły swój ukochany dom, ptaki nie miały gałęzi, by móc założyć gniazda, rośliny nie miały cienia.
Z pożaru uratował się tylko jeden żołądź, który nie był zniszczony przez ogień
Wszystkie zwierzęta i ptaki zebrały się w idealnym ich zdaniem miejscu i zasadzili to nasiono z nadzieją, że za kilkadziesiąt lat ten ukochany las odrośnie. Drzewo obrodzi w żołędzie i z nich powstaną kolejne silne drzewa, a wśród nich zwierzęta i ptaki znów będą miały swój dom. I wiesz, kochanie: Ty jesteś tym nasionkiem. Jesteś wyjątkową roślinką dla wszystkich zwierząt, które wciąż o Tobie myślą z miłością i nadzieją. Teraz już tylko Ty musisz posłuchać tego, co jest w Tobie tam głęboko, w środku, bo tam znajduje się cała prawda o Tobie. Nie znajdziesz tej prawdy w słowach swoich przyjaciół, bo oni znają jedynie prawdę o sobie. Oni wiedzą tylko to, co oni czują, kim są, co lubią, a czego nie, w co lubią się bawić, ale uwierz mi, kochanie: na pewno nie wiedzą, kim Ty jesteś i kim powinnaś być.
Spojrzałam na Jasia, który wciąż miał zamknięte oczy.
Otworzył je i spytał:
— Mamo, czy ja też jestem wyjątkowy?
***********
Jak myślisz, czy Jaś jest wyjątkowy?
A czy Ty jesteś wyjątkowy?
Co Ty usłyszałeś od swojego kolegi lub koleżanki, co było dla Ciebie przykre i co bardzo Cię zabolało, mimo że czułeś, że to była nieprawda?
Czy wiesz, co możesz zrobić, gdy ktoś sprawi Ci przykrość?
Bajka o królewnie z kasztanowymi włosami
Za górami, za lasami w pewnym pięknym królestwie urodziła się mała, śliczna królewna.
Na jej cześć król i królowa wyprawili wielki bal dla wszystkich mieszkańców.
Niestety król i królowa byli bardzo zajęci panowaniem w królestwie i nie poświęcali zbyt wielkiej uwagi maleńkiej dziewczynce.
Królewną opiekowały się damy dworu. Uczyły, jak powinna zachowywać się księżniczka, jak się uśmiechać, jak mówić i jak chodzić.
Mówiły, co powinna lubić, a czego nie, jaką suknię wybrać na jaką okazję, jak upiąć piękne kasztanowe włosy, by wszystkim się podobały.
Z każdym dniem dziewczynka stawała się coraz bardziej niewidzialna.
Wstawała każdego dnia o tej samej porze, damy dworu czesały jej włosy, ubierały we wcześniej wybraną przez nie suknię, pudrowały różowy nosek, by nie był zbyt różowy, i prowadziły do wielkiej sali z olbrzymim stołem, przy którym na przeciwległych jego krańcach zasiadali król i królowa.
Nikt nie rozmawiał o niej. Nikt nie zachwycał się jej śliczną buzią, nie pytał, co ją cieszy czy smuci. Królewna w ciszy zjadała śniadanie i wyprowadzana przez opiekunkę szła do sali. Tam guwernantka opowiadała, jak wygląda świat poza murami jej pięknego zamku. Obiad jadła z damami dworu, ponieważ król i królowa ten czas spędzali z ważnymi osobistościami, omawiając najistotniejsze kwestie w królestwie.
Dziewczynka wyrosła na piękną i mądrą kobietę. Król i królowa byli bardzo dumni ze swej córki.
Dziewczyna zawsze wiedziała, jak powinna się zachować, co powiedzieć, co czuć, co myśleć i kiedy się uśmiechnąć.
Na pozór wszystko było idealne. Na pozór dziewczynka wydawała się szczęśliwa, lecz w jej sercu powstała wielka pustka. Pustka, której nic nie było w stanie zapełnić.
Żadna piękna suknia, powóz czy najwspanialszy klejnot.
Dziewczyna biegała po schodach królestwa, zaglądała do każdej z sal, by znaleźć to, co wypełniłoby pustą przestrzeń w jej sercu.
Szukała siebie w księgach i w obrazach, szukała w oczach innych ludzi. Każdego pytała, kim jest, lecz wciąż słyszała jedna odpowiedź: ich ukochaną księżniczką, przyszłą królową. Z każdym dniem słowo „królowa” coraz bardziej ciążyło, lecz wiedziała, że to jej przeznaczenie.
Królewna często płakała w swym pokoju w wieży, krzyczała i biła pięściami w ściany, z wiarą, że jeśli jej serce pęknie, ona postara się je ułożyć od nowa, lecz tym razem bez tak dobrze znanej pustki. Lecz serce nie pękło.
Pewnego dnia księżniczka postanowiła, że opuści zamek, by móc szukać siebie poza granicami królestwa.
Wsiadła na jej najpiękniejszego konia i wyruszyła.
Jadąc spotykała wielu ludzi i każdego z nich pytała: „Kim jestem?”.
Ludzie mówili, kim była dla nich.
Dla jednych była królewną, dla innych była piękną panią, dla jeszcze innych bogatą dziewczyną.
Z czasem im bardziej oddalała się od królestwa, słyszała, że była piękna, brzydka, zarozumiała, kochana, dobra, słaba, silna — dla każdego była kimś innym. Dziewczyna mijała kolejne miasta, kolejne królestwa, lecz nigdzie nikt nie mógł zapełnić w jej sercu pustki.
W jednej z wiosek spotkała starą kobietę.
I znów zapytała:
— Witaj, dobra kobieto. Powiedz mi, kim jestem?
— Czemu mnie pytasz, piękna Pani? Czy nie Ty powinnaś powiedzieć mi, kim jesteś? — odparła kobieta.
Królewna zsiadła z konia i opowiedziała o sobie starej babce. O swojej pustce w sercu o smutku i poszukiwaniach.
Staruszka zaprosiła księżniczkę do swej chaty. Podała jej szklankę ciepłego mleka i małe zniszczone blaszane pudełko.
Wręczając je powiedziała: