E-book
Bezpłatnie
drukowana A5
30.11
Zawierszowani

Bezpłatny fragment - Zawierszowani

Interpretacje wierszy Julii Hartwig

Objętość:
164 str.
ISBN:
978-83-8431-481-4
E-book
Bezpłatnie
drukowana A5
za 30.11

Pobierz bezpłatnie

Słowo wstępu

Drodzy Odkrywcy Poetyckich Światòw,


Wielki to dla mnie zaszczyt, że jako córka Julii Hartwig zostałam zaproszona, aby skierować kilka słów do uczestników Ogólnopolskiego Konkursu Literackiego "Zawierszowani".


Na pierwszym miejscu, dziękuję. Mama cieszyłaby się bardzo z tego, że tegoroczna edycja poświęcona jest Jej twórczości. Często mawiała, że musi pisać, że to jest dla niej wewnętrzna potrzeba. Ale też, że pisarze uczą się od siebie nawzajem. Zwykle nosiła ze sobą coraz to inny tomik wierszy ulubionych poetów. Tłumaczyła też na język polski poetów francuskich, jak też poetki i poetów amerykańskich, wraz z moim ojcem, Arturem Międzyrzeckim. Takie codzienne obcowanie z poezją wspomagało zapewne twórczości.


Mam nadzieję, że Jej wiersze i uczestnictwo w konkursie spowodują ciekawe refleksje, i zainspirują do napisania własnych utworów. Serdecznie tego życzę i pozdrawiam z zaśnieżonej Pensylwanii,


Danielle


*Na okładce książki wykorzystano fotografię Julii Hartwig, która pochodzi z prywatnego albumu Jej córki — Danielle Lehtinen.

Słowa podziękowania

Kochani Przyjaciele, z wielką radością, dumą i łzami wzruszenia w oczach chcielibyśmy ogłosić finał VI edycji Ogólnopolskiego Konkursu Literackiego „Zawierszowani”. Już na samym wstępie dziękujemy Wam — drodzy Uczestnicy za tak wyjątkowe i emocjonalne interpretacje wierszy Julii Hartwig. Po raz kolejny udowodniliście, jak ogromna siła przekazu tkwi w prawdzie poezji.

Nasz konkurs od samego początku był konkursem dla wszystkich tych, którzy pragną kontaktu z żywym słowem. Cieszymy się z Waszej obecności, z każdego Waszego słowa, zdania, wersu. Wiemy, że w napięciu oczekujecie na końcowy werdykt, choć chcielibyśmy, aby każdy z Was poczuł się ZWYCIĘZCĄ naszego konkursu. To Wasze prace znajdą się w zbiorowej antologii, jaką przygotujemy w nadchodzące wakacje. Bez WAS nie byłoby NAS!!! Nigdy o tym nie zapominajcie!!! Pochodzicie z różnych krańców Polski, lecz razem tworzymy jedną wielką rodzinę ZAWIERSZOWANYCH.

„Zawierszowani” zawdzięczają swoje istnienie kilku wyjątkowym osobom. Teraz chcielibyśmy z całego serca Im podziękować.

Dziękujemy Pani Danielle Lehtinen — córce Julii Hartwig, która z dużym zainteresowaniem śledziła przebieg naszego konkursu, skierowała kilka ważnych zdań do młodych interpretatorów, a także podzieliła się z nami unikatowymi fotografiami swojej mamy. Cieszymy się, że ktoś tak bliski sercu Julii Hartwig, stał się bliski również nam. Jak pokazał poziom tegorocznych prac, poezja Pani Mamy wciąż porusza rozum i duszę, wciąż zachwyca, zaskakuje i wzrusza. Wciąż pozostaje na straży człowieczeństwa. Wciąż inspiruje, co najbardziej nas cieszy, coraz młodsze pokolenia.

Dziękujemy Dyrektorowi Niepublicznej Szkoły Podstawowej im. Andrzeja Grubby w Przytocku — Panu Zdzisławowi Maciaszkowi za szczególną wrażliwość na talenty młodych ludzi oraz finansowe wsparcie naszej inicjatywy.

Dziękujemy Burmistrzowi Gminy Kępice — Pani Magdalenie Majewskiej za objęcie honorowym patronatem naszego konkursu, a także podarowane nagrody dla zacnych Laureatów.

Dziękujemy firmie Kegar z Kępic. Pani Anna Ćwiękowska oraz Pan Steffen Weinmeister od kilku lat należą do grona przyjaciół Niepublicznej Szkoły Podstawowej im. A. Grubby w Przytocku. Dziękujemy za zaufanie, jakim Państwo nad obdarzyliście. Bez Państwa funduszy wiele z naszych projektów nie miałoby szansy ujrzeć światła dziennego. Dziękujemy za Państwa hojność i dobro, które wypływa z głębi serc.

Szczególne podziękowania kierujemy w stronę opiekunów oraz rodziców naszych kochanych „Zawierszowanych”. Dziękujemy za promocję naszej inicjatywy oraz opiekę merytoryczną nad uczniami. Wiemy, że bardzo często to właśnie dzięki Państwu zapala się w młodych umysłach promyk twórczej inspiracji.

A teraz przechodzimy już do meritum. Komisja konkursowa postanowiła przyznać w tym roku pięć równorzędnych tytułów „Odkrywcy Poetyckich Światów”!!!

Pierwszy tytuł „Odkrywcy Poetyckich Światów” trafia do rąk wspaniałej Amelii Siekluckiej! Droga Amelio, dzięki Twojej interpretacji „Kot Maurycy” Julii Hartwig przemówił do nas w zupełnie innych, nieoczywistych kontekstach. Masz ogromną wiedzę z zakresu teorii literatury oraz poetyki, lecz przede wszystkim potrafisz dotknąć swoją wrażliwością każdej poetyckiej frazy. Twoja praca to połączenie niezwykłej osobowości z erudycją i oczytaniem. Dziękujemy, że mogliśmy Cię poznać.

Drugi tytuł „Odkrywcy Poetyckich Światów” powędruje do Kingi Czerniakowskiej! Droga Kingo, Twoja opowieść zaczarowała jury konkursowe. Jest w niej wielka siła przekazu oraz niezachwiana wiara w poezję, która potrafi ocalić człowieczeństwo. Razem z Tobą zagłębiliśmy się w tajemnicę miłości, która przekracza wszelkie możliwe granice, w tym granicę śmierci. Dziękujemy Ci za tak piękną i mądrą narrację.

Trzeci tytuł „Odkrywcy Poetyckich Światów” zostaje przyznany Zofii Golanowskiej. Droga Zosiu, każda Twoja fraza wdziera się podskórnie w duszę i umysł czytelnika. Dysponujesz tak szerokim horyzontem myślowym oraz umiejętnościami czysto literackimi, że trudno powiedzieć, gdzie tkwią Twoje granice. Gdy już się nam wydaje, że wiemy o Tobie wszystko, Ty nadal zaskakujesz, nadal wzruszasz i nadal jesteś dla nas INSPIRACJĄ. Dziękujemy za Twoją obecność.

Czwarty tytuł „Odkrywcy Poetyckich Światów” uraduje Florencję Bielan! Droga Florencjo, z kilku wersów Julii Hartwig potrafiłaś wydobyć całe piękno poezji. Jesteś najlepszym dowodem na to, że czasami nie trzeba mówić zbyt wiele, by poruszać serca. Twój tekst był doskonały pod kilkoma względami: literackim, literaturoznawczym, aksjologicznym. Gratulujemy inwencji oraz czytelniczego zmysłu. To było COŚ WYJĄTKOWEGO!!!

Piąty tytuł „Odkrywcy Poetyckich Światów” zostaje w naszej szkole za sprawą niesamowitej Natalii Mazuś! Droga Natalko, poezja jest niewątpliwie Twoją własną przestrzenią emocjonalno-intelektualną. Potrafisz nie tylko tworzyć piękne wiersze, lecz również wczytać się w piękno poezji najważniejszych polskich twórców. Jesteś w tym wszystkim cicha i skromna, a jednocześnie genialna. Twoja SAMOTNOŚĆ zdecydowanie „mówi najgłośniej”. A my wsłuchujemy się w ten głos z wielkim uznaniem i nieskrywaną dumą.


Wyróżnienia otrzymują:

— Oliwia Szulist,

— Hanna Drywa,

— Hanna Paw,

— Emilia Sośnicka,

— Maja Kitowska,

— Emilia Krawczyk,

— Lena Furtak.


Dziękujemy, że byliście z nami!!! Mamy nadzieję, że poprzez udział w konkursie poezja na stałe zagości w Waszym czytelniczym życiu. Życzymy Wam udanych wakacji. Oczekujcie na pomyślne wiadomości już w sierpniu. Właśnie wtedy planujemy wydanie VI antologii „Zawierszowanych”.

Do zobaczenia na literacko-czytelniczych szlakach!!!

Julian Barczewski

Szkoła Podstawowa w Słowiku


Kiedy przeczytałem wiersz pani Julii Hartwig pt. „Drzewo to dom”, bardzo mi się spodobał. Może dlatego, że uwielbiam drzewa? A może dlatego, że mieszkam na wsi i wśród przyrody czuję się, jak w domu?

Podmiot liryczny (czy można go utożsamić z Poetką?) zauważa, że drzewo to jeden z elementów natury. Jeżeli przyjrzymy się dokładnie każdej z jego gałęzi i skupimy na pięknie oraz magii śpiewających ptaków zrozumiemy, że to prawda. Marzymy, by znaleźć się na którejś z jego gałęzi i poczuć wiatr na twarzy, widzieć wszystko z góry, czuć się wolno, bezpiecznie i przyjemnie. Jak ptak.

Wielkość, majestatyczność i nieodparte piękno drzew sprawiają, że czujemy się jak w świątyni — panuje tu upajająca cisza, uczucie spokoju i bezpieczeństwa. Gdzieniegdzie słychać typowe dla lasu i natury dźwięki, takie jak szum wiatru i odgłosy dzikich zwierząt. Wszystko jest możliwe w pobliżu drzew, ponieważ wspiera nas tu duchowo wiatr, który z chęcią szumi wśród drzew i gałęzi. Dzięki temu możemy uspokoić się i wyczulić na każdy szczegół otaczającego świata. Nasz umysł przemierza chmury i przelatuje przez każdą z nich. Pod drzewami zawsze jest cień, dający ochłodę oraz schronienie przed słońcem i nieprzyjemnymi myślami.

Drzewa mają długie — niczym potężne, szponiaste łapy wbijające się w ziemie — korzenie. Możemy je widzieć, kiedy wychodzą ponad grunt. Widać na nich wspaniałą zmarszczoną korę; czasami błyszczącą — jak u graba. Nie można nazywać tych istot po prostu „drzewami”, ponieważ jest tak wiele ich różnych odmian.

Ty lipo masz kształt kuli, a ty topolo — pióra ptaka. Dębie, jesteś długowieczny i piękny. Sypiesz żołędziami jak dawni bogowie groźnymi piorunami. Ty wielka jabłonko i ty tujo, co stałaś się symbolem rozpaczy (podobno dawniej sadzono cię głównie na cmentarzach). Wy, cisie, klonie, wierzbo i olcho. Wszystkie jesteście tak różne, lecz piękne na swój unikalny sposób.

Myślę, że większość ludzi chciałaby być jak wy, drzewa: ciche, w bezruchu, niczym zatrzymane w czasie. Umieć żyć w zgodzie ze światem, w którym żyjemy. Znać swoje wnętrze i pokochać samego siebie. Ale tak naprawdę.

Piszę te słowa w moim pokoju, wyglądam przez okno i patrzę na was (dzień dobry, brzozy). Istniałyście miliony lat temu i istniejecie do dziś niczym pomniki czasu.

W każdym z was jest coś magicznego i przyciągającego. Inspirowałyście wiele pokoleń poetów, malarzy. „O, cóż jest piękniejszego niż wysokie drzewa” stwierdzał w swoim wierszu Leopold Staff, a pani Julia mówi nam, że jesteście domem czyli najważniejszym miejscem, które mamy. Bez „zakorzenienia” czujemy pustkę. Nie wiem jak inni, ale ja kocham was całym moim sercem.


Drogi Julianie, dziękujemy za tak subtelną i wrażliwą interpretację wiersza Julii Hartwig. Nie mamy żadnych wątpliwości, że natura stanowi ważny wycinek Twojej rzeczywistości. Potrafisz o niej opowiadać z niezwykłą troską i czułością. W każdym Twoim słowie odnajdujemy tęsknotę za doskonałą i harmonijną więzią człowieka z naturą. Utwór Julii Hartwig zachęcił Cię do wyrażenia własnych przemyśleń oraz emocji, w których widzimy Twoje wewnętrzne piękno. Twoja interpretacja to powrót do korzeni, z których wypływa wszelki sens. Dziękujemy, że jesteś z nami.

Julia Jarmuszczak

Szkoła Podstawowa nr 3 w Ścinawie


Słowa mogą wyrażać uczucia osoby mówiącej czy piszącej, sygnalizować jej stosunek do odbiorcy, otoczenia lub tematu wypowiedzi. Niektóre wyrazy od razu kojarzą się pozytywnie lub negatywnie. W tytule wiersza Julii Hartwig pojawia się słowo „kloszard”. Słownik języka polskiego zawiera definicję, że jest to „bezdomny, nędzarz, włóczęga bez domu i pracy, osoba niemająca pracy i zatrudnienia, z marginesu społecznego”.

Ludzie zwykle odbierają osoby tak określane negatywnie. Kloszard, włóczęga, bezdomny, lump — to wyrazy, które nie budzą pozytywnych skojarzeń, ale to właśnie im Julia Hartwig poświęca jeden ze swoich wierszy.

„Nie jesteśmy żebrakami — protestują w pierwszym wersie — my którzy pragniemy pożywienia”. Dalej mówią o sobie jako o „ptakach które nie sieją i nie orzą”, nawiązując w ten sposób do Ewangelii świętego Mateusza. Niebieskie ptaki symbolizują ludzi, którzy nie sieją ziarna, nie magazynują zapasów, a Ojciec w niebie żywi je i się o nie troszczy, są bowiem warte Jego uwagi i miłości. Kloszardzi są również określani jako „towarzysze lilii której nikt nie odziewa”. Słowa te budzą nasze pozytywne skojarzenia, lilia uchodzi bowiem za symbol niewinności, czystości i piękna.

W dalszej części wiersza zawarta jest prośba kloszardów o chleb, swoją prośbę kierują do zimnych murów Panteonu, strzelistej konstrukcji wieży Eiffla. W ten sposób poetka zwraca uwagę, że bezdomnych spotkamy wszędzie — w wielkich metropoliach odwiedzanych przez miliony turystów, w stolicach mody, u stóp najwspanialszych zabytków. Kloszardzi proszą o chleb, bo kochają miejsca, gdzie żyją, a „zadaniem miłości jest żywić”. Poznajemy ich marzenia, które dotyczą rzeczy prozaicznych: ławki w parku, czyli miejsca do spania, ciepła wydobywającego się przez kratę metra w chodniku, aby mogli się ogrzać w zimne jesienne dni.

Widać, że poetka dobrze zna realia życia bezdomnych, zapewne często ich widywała przebywając we Francji. Nie gloryfikuje ich, kloszardzi w jej utworze sami o sobie mówią, że są zarośnięci, niedomyci, piją najtańsze wino, grzebią w śmieciach. Poetka potrafi jednak spojrzeć na nich głębiej, dostrzega, że „nie brak im czasu na rozmowy”, „nie chcą kupować i posiadać”, a gazety służą im do przykrycia się, nie są zaś ciekawi ich treści. To „podróżni bez bagażu wyzbyci ambicji i przyszłości”. Jeśli przyjmiemy, że życie to swoisty rodzaj podróży, kloszardzi urastają do rangi jej tragicznych bohaterów. Niczego nie posiadają w sensie materialnym, pozbawieni są ambicji i nie mają przyszłości. Zmęczeni życiem czy nękani nałogami, obserwują innych ludzi „spod zapuchniętych powiek”, ich codzienną pogoń za karierą, bezskuteczne próby sprostania wszystkim życiowym wyzwaniom, dążeniom, aby być najlepszym w pracy, najlepiej poinformowanym, najlepiej ubranym. W tym kontekście brak ambicji u kloszardów przestaje być wadą, oni nie uczestniczą w „wyścigu szczurów”, nie walczą ze sobą, pracując w korporacjach.

Wiersz nosi tytuł „Piosenka”, poetka używa tej formy poetyckiej dla wyrażenia ważnych treści w lżejszym tonie, właśnie dlatego utwór ma silniejszą wymowę i mocniej przemawia do odbiorcy.

Liczne powtórzenia („my zarośnięci, my staruszki, my podróżni”), podkreślają te fragmenty wypowiedzi podmiotu lirycznego, które są szczególnie istotne, zmuszają do pogłębionej refleksji nad losem bezdomnych. Lektura wiersza Julii Hartwig sprawia, że zaczynamy patrzeć inaczej na ludzi, którzy stoją najniżej w hierarchii społecznej. Poetka mówi o nich ciepło, opisuje z delikatnością, nie poucza odbiorcy, jak ma ich traktować, lecz zmusza go (nas) do myślenia, zastanowienia się nad współczesnym światem pełnym kontrastów, uczy akceptacji i tolerancji wobec każdego człowieka. Namawia, aby „zawsze spieszący się i zawsze spóźnieni”, choć przez chwilę posłuchali piosenki kloszardów. Sprawia, że tytułowy kloszard nie budzi tylko negatywnych skojarzeń, chociaż żyje po swojemu i na swoich zasadach, ale jest godny zauważenia i szacunku, jak każdy inny człowiek. Mam nadzieję, że odtąd i ja będę potrafiła spojrzeć na kloszardów życzliwiej.


Droga Julio, dziękujemy Ci, że sięgnęłaś po wiersz Julii Hartwig, który jest swoistym sprawdzianem naszej wrażliwości. Wymagania współczesnego świata często nie pozwalają nam zatrzymać się nad losem drugiego człowieka. Ty natomiast próbujesz odnaleźć wśród bohaterów utworu prawdziwych ludzi. Ludzi, którzy żyją, myślą i czują. Ludzi, wokół których nie sposób przejść obojętnie. Oczywiście bardzo sprawnie poruszasz się w przestrzeni samego wiersza, lecz potrafisz także sięgnąć głębiej. Potrafisz przełożyć jego wymowę na codzienne, życiowe doświadczenia. Pokazujesz tym samym, że prawdziwa poezja dotyka przede wszystkim serca. Dziękujemy Ci za tą bezcenną lekcję.

Zofia Golanowska

Szkoła Podstawowa nr 55 im. Jarosława Iwaszkiewicza

w Krakowie


DROGACZ


NIE JEST POETĄ


ten co zapisuje

ale ten co tę chwilę

na zawsze zapamiętał


— pisała Julia Hartwig w wierszu „Nie jest poetą”. Oznacza to, według mnie, tylko to, że pamięć każdego z nas jest linią papilarną wsnutą w obieg krwi konkretnego człowieka. Pamięć jest jak wżarty w skórę atrament. Brak pamięci to prosektorium wszystkiego. Dlatego, jeśli ktoś namawia mnie do niepamięci, uciekam. Bo to tak, jakby namawiał mnie do śmierci na żądanie.

Ciekawe jest też to, że pamięć nie musi mieć termometru czasu, jest czasem samym w sobie; jest konkretem i obrazem. Jak droga, o której chcę pisać, skupiając się na wierszu „Podróżny”.


Idę wciąż idę

kto mi to zabroni

wszystko mam do oddania

i o nic nie proszę

trochę poturbowało

trochę poraniło

co komu do tego

a teraz już odchodzę

nie powiem na jak długo

ani dokąd idę


To wiersz biały, przypominający raczej luźne zapiski np. w notesie; niezobowiązujące, jak notatki z siebie po bezsennej nocy albo przed (kolejną) bezsenną nocą.

Gdyby nie pojawił się pod inicjałami Julii Hartwig, w wersach, w konkretnym tomie wierszy, uporządkowany i przemyślany jak nakrycie stołu na przyjęcie, mógłby należeć do każdego nie-poety. (Może taki był zamysł autorki?). Nie ma tu bowiem formy gramatycznej przyszpilającej płeć. To właśnie sprawia, że każdy czytający ten tekst może być jednocześnie jego autorem i uczestnikiem albo (do wyboru) autorem lub uczestnikiem. Podróżnym jest bowiem każdy, kto oddycha, bo już nie każdy, kto myśli. Zależy zresztą, jakim podróżnym lub podróżnym — czego.

Drogacz, wewnętrzny piechur, snuj, snujec, zdzieraczo-bucior, emigrant, ryzykant z wiersza Julii Hartwig, gdyby trafił na test do psychologa, mógłby zostać opisany tak (schemat-zasada-tabela): człowiek (ja) przygaszony, zrezygnowany (wszystko mam do oddania, więc już się wyzbywam i nie nabywam, a nawet nie walczę; o nic nie proszę) i sponiewierany przez okoliczności peselu oraz peseli innych. Człowiek nacięty/podcięty przez rzeczywistość, poturbowany, znokautowany jakimiś zdarzeniami, które w niego wymierzyły i (nie) odbiły się echem (trochę poturbowało/trochę poraniło), w dodatku nieco gburowaty (co komu do tego), nieszukający już z nikim rozmowy, zwątpiony i z(a)szyty we własnym milczeniu, zapatrzony we własne lochy i niewierzący w to, że potrzebne jest jakieś uzasadnienie dla własnej decyzji odchodzenia (dokądś). Człowiek najeżony i nieufny, a nawet zły na tych, którzy wymagają od niego ciągłych GPS-ów tłumaczeń, wniosków, odniesień. Nie mogę orzec, czy ów człowiek jest na pewno swoją powłoką i skończeniem; czy przypadkiem nie dostał szansy na życie, poprzez zrzucenie starej skóry i ruszenie dalej. Dla mnie ten człowiek próbuje się odbić: od kałuży zostawionych drzazg. Milczy, bo to, czego doświadczył, nadaje się jedynie na milczenie. Dla mnie ten człowiek, jednak, próbuje się odrodzić i walczy o to, by znów gdzieś iść, a finalnie — dokądś dojść (nawlec sens na siebie).

Zwracają moją uwagę bezosobowe formy „poturbowało” i „poraniło” (coś lub ktoś); są jak uderzenie w worek bokserski: słychać „bum”, ale nie słychać pisku. To „bum” trwa na linii odgłosu na zawsze. W niewskazaniu tych/tego, którzy/co turbowali/-ło i ranili/-ło; nie ma sądu i żądzy zemsty, jest głuchot skutku odczuwanego łomotu. Kto z nas tego nie odczuwał choć raz, a czasem nie od czuwa od nowa?

Ów człowiek gdzieś idzie, dokądś wyrusza, nie wiadomo jednak, czy na pewno wyjdzie i nie wiadomo, dokąd/czy trafi. Sam zapewne nie wie i to jest dla niego najciekawsze. Droga, którą ma przed sobą jest nęcąca, w odróżnieniu od tego, co za nim, rozpoznane, opisane, przeżyte i bolesne, nakłute. Droga, którą wybiera, to forma nadziei na przestrzeń, której komuś zabrakło w miejscu, skąd wyrusza, a do którego go/ją przywiał los.

Gdyby wspomóc się synonimami i frazeologią związaną z drogą/podróżą/wędrowaniem, okaże się, że wiersz Julii Hartwig jest prawdziwym skarbcem odbić (może taki był jej zamiar) i to w każdym aspekcie użytego wyrazu. Poturbowany człowiek może mieć wybroczyny po słowach i pięściach. Może opuszczać bezdroża albo ich pragnąć. Może szukać ścieżki albo w niej/na niej utknąć. Może chcieć zejść z ubitych gruntów albo właśnie ich szuka. Może eksponować swoją krzyżową drogę albo mieć jej serdecznie dość i szukać ukojenia w bliżej nieokreślonej galaktyce ciszy.

Wiersz Julii Hartwig, jak każdy dobry wiersz, nie zakleszcza. Nie jest furkotem słów ani mizdrzeniem się do słów, o czytelniku nie wspominając. Jest dziennikiem własnych, starannie ważonych, minut. Tajemnicą nieokreślenia i tajemnicą tego, kto wybiera drogę (w sobie, siebie). Emocjonalnie nienazywalny. Nie ma w nim szału, nie ma egzaltacji.

To spojrzenie na kurz siebie i na kurz przed/za sobą. Proponuje zapamiętanie tego, nad czym się zatrzymaliśmy i wysiłek zrozumienia, czy czegoś szukamy i po co. Nie skazuje nas skazujących. Nie gilotynuje nas rąbiących. Płynie jak rzeka, do której nurtu możemy zawsze dołączyć lub z której nurtu — próbować się uratować.

Wszystko jedno, czy osoba w wierszu była/jest na dobrej drodze; czy jej po drodze ze sobą. Czy wyruszy w drogę bez powrotu (nie wiedząc, czy ta, po której stąpa taka nie jest). Wszystko jedno, czym stać się może pył spod stóp wędrującego, będzie on czymś innym niż to, co w ofercie wspomnień ma ten ktoś. Czy pył zamieni się w dalszą pięść, tego nie wiemy. I to najlepsze, co może się zdarzyć w wierszu.

Jeśli poeta zaprasza nas do robienia notatek z siebie, dając tym samym nadzieję na wiersz z siebie, to najlepsza rekomendacja tekstu. Spoglądanie za siebie i patrzenie przed siebie. Wnikanie w siebie. Poza przypisami psychologów w osi wertykalno-horyzontalnej.


Droga Zosiu, wróciłaś…, bezsprzecznie. Można to stwierdzić już po pierwszym zdaniu Twojej wypowiedzi, może nawet już po pierwszym słowie. Wróciłaś i wciąż idziesz, niczym bohater/bohaterka wiersza Julii Hartwig. A my idziemy razem z Tobą, może nawet pogubiliśmy kroki, zdrzemnęliśmy się, spuściliśmy Cię z oczu. Ale tylko na chwilę. Choć chwila ta wydaje się teraz całymi wiekami. Tak bardzo dorosłaś. Tak bardzo zatopiłaś się w słowach. I znów zabierasz nas w drogę, która już nigdy nie będzie mieć końca. Twoje pisanie to prawdziwa intelektualna uczta. To sztuka na najwyższym poziomie. I można byłoby dokładać tu jeszcze wiele słodkich epitetów, choć wiemy, że sama tego nie lubisz. Julia Hartwig powiedziałby z pewnością: „nie mów na jak długo, ani dokąd”. Po prostu idź, idź swoją własną drogą. Jesteś naszą NADZIEJĄ i PIĘKNEM. Dziękujemy!!!

Julia Aleksandrowicz

Szkoła Podstawowa nr 26 w Krakowie


Hołd oddany koleżankom w wierszu Julii Hartwig


Przeczytałam wiersz „Koleżanki” w milczeniu wiele razy. To w gruncie rzeczy utwór zbudowany w prosty sposób. Nie jest takim, który skłoni wszystkich do niesamowitych rozmyślań i refleksji. Ma jednak za zadanie zwrócić naszą uwagę na istotny problem dyskryminacji. Jednocześnie ma być podświadomie uderzający, dający do myślenia w subtelny sposób. Od razu spodobał mi się jego wydźwięk.

Tytuł wiersza Julii Hartwig jest prosty, składa się z jednego rzeczownika. Sugeruje, że utwór poświęcony będzie czyimś koleżankom. Już od pierwszych wersów można wywnioskować, że to znajome podmiotu lirycznego, którym jest dorosła kobieta (skoro używa słów „spotkałyśmy się”). Można utożsamiać ją z autorką, ponieważ opisuje wydarzenia dziejące się tuż przed drugą wojną światową oraz na jej początku. Wtedy też Julia Hartwig chodziła do szkoły w Lublinie. W związku z tym przywołuje ona wspomnienia jako dawna uczennica. Wiersz ów należy zatem do rodzaju bezpośredniej liryki osobistej.

Utwór z jakiegoś jednak powodu ukazuje czytelnikom trzy różne obrazy dynamiczne, w których tytułowe koleżanki przedstawione są w różnych okolicznościach.

Na początku widzimy sytuację podczas lekcji łaciny: nauczycielka zwraca się do dziewczynek. Podmiot liryczny zauważa, że mówi ona „ostrzejszym głosem” niż do innych osób, „nigdy po imieniu”. Umieszczono tę informację w nawiasie. Łacinniczka używa zapewne jedynie nazwiska, co może sugerować, że nie traktuje ich na równi z innymi uczniami. Wyrzuca poza nawias społeczny. Poetka natomiast nie zna dziewczynek dobrze, widzą się jedynie na lekcjach łaciny, a jednak zauważa to, iż nauczycielka odbiera je inaczej.

Następnie dowiadujemy się, jak na imię mają bohaterki. Miriam zostaje opisana za pomocą epitetu jako „świetnie przygotowana” do lekcji uczennica, natomiast Reginka jako „poprawna, ale słabsza” od niej. Podmiot liryczny wspomina drobne szczegóły, które zauważa w koleżankach z klasy, nie będąc z nimi blisko. Zastanawiające jest to, z jaką czułością mówi o jednej z nich, używając zdrobnienia żydowskiego imienia. Widzi, że dziewczynki trzymają się razem i wspólnie opuszczają szkołę przed religią. Wtedy, tak jak obecnie, były to lekcje wiary katolickiej. Sugeruje nam, że Miriam i Reginka są innego wyznania niż wszyscy i przez to są oddzielone od reszty dzieci, narażone na ostracyzm pogłębiany przez postawę surowej nauczycielki. Kobieta wypowiadająca się w wierszu dopiero po latach uświadamia sobie, iż trochę ostrzejszy głos nauczycielki był pierwszym krokiem do dyskryminacji.

Trzeci obraz w wierszu ukazuje ostatnie i niespodziewane spotkanie poetki z koleżankami u wylotu Lubartowskiej — ulicy w Lublinie. Stoją one koło nowo utworzonego getta. Z dokumentacji historycznej wiemy, że w Lublinie zbudowano je w 1941 roku. Trwa więc druga wojna światowa. Podmiot liryczny mówi, że dziewczyny są „onieśmielone, jakby przydarzyło im się coś wstydliwego”. Używa tego porównania, bo chce pokazać, że w tamtym momencie czują się zawstydzone własnym pochodzeniem. Kobiety stoją przy getcie, ponieważ zaraz muszą się tam przenieść z nakazu okupanta. Przez cały utwór poetka delikatnie podsuwa nam myśl, iż jej koleżanki są pochodzenia żydowskiego, a w ostatnich dwóch wersach potwierdza to, wspominając getto. W dzisiejszych czasach odmienna wiara nie jest powodem do wykluczenia przez społeczeństwo, jednak podczas drugiej wojny światowej wyglądało to zgoła inaczej.

„Koleżanki” to wiersz poświęcony dwóm Żydówkom, które podmiot liryczny znał, a z którymi od dawna nie ma kontaktu — zapewne już nie żyją. Mówi o nich w czasie przeszłym, ponieważ nigdy już ich nie zobaczy. Julia Hartwig, pisząc ten wiersz, chciała pokazać, jak z perspektywy zwykłej uczennicy wyglądała zakamuflowana dyskryminacja Żydów tuż przed drugą wojną. W jak trudno dostrzegalny sposób wtargnęła do życia. Chciała też jednak oddać hołd swym koleżankom. To chwila ciszy, dziesięć białych, ale dynamicznych wersów, w których poetka ukazuje tragiczną historię dziewczynek rozgrywającą się na jej oczach.

Nie wiem, co o tym myślicie, jednak mnie bardzo uderzył przekaz tego wiersza. Poczułam wielki smutek oraz chęć upamiętnienia tych życzliwych dziewczyn, o których mowa w utworze. Julia Hartwig pewnie pomyślała to samo, gdy zaczęła go pisać. Choć koleżanki nie odgrywały w jej życiu większej roli, pokazała, że je dostrzegła, ale też, że o nich nie zapomni, a z nią również i my — czytelnicy.


Droga Julio, sięgnęłaś po bardzo trudny wycinek rzeczywistości poetyckiej Julii Hartwig. Wiersz pt. „Koleżanki” nawiązuje bowiem do spotkania poetki z sytuacją graniczną, jaką jest mord na żydowskim narodzie. W bardzo osobistym tonie Hartwig pokazuje niezrozumiałą bezduszność tamtych czasów, a zarazem tworzy literacki pomnik ku czci tytułowych koleżanek, co zresztą trafnie zauważasz w swojej interpretacji. Potrafisz mówić o tym nieludzkim doświadczeniu w sposób delikatny, wyważony. W Twojej wypowiedzi jest nie tylko szczegółowa analiza wersów poetki, lecz także zaduma i refleksja nad funkcją zbiorowej pamięci. Dziękujemy Ci za przypomnienie nam tego ważnego świadectwa.

Natalia Mazuś

Niepubliczna Szkoła Podstawowa im. Andrzeja Grubby

w Przytocku


Julia Hartwig


CZEKA NA CIEBIE

w cieniu którego szukasz upalnego dnia

i w uderzeniach deszczu kiedy stojąc w oknie

patrzysz na szarpane wiatrem drzewa

dopada cię w tłumie

jest kluczem który zamyka przed tobą

lub otwiera zatrzaśnięte drzwi

wieszczką która nie zna co to dobre wieści


próbuje zamieszkać w tobie

i podpisuje się twoim imieniem

choć istnienie jej zasadza się na braku pojednania

ona była na początku

i ona będzie na końcu

najlepiej iść z tobą na ugodę

nieśmiertelna samotności


Natalia Mazuś


Samotność mówi najgłośniej


nie pamiętam już twarzy, tylko cienie,

jakby wszystko, co bliskie, wyblakło

tu, gdzie wszystko milczy, samotność mówi najgłośniej

samotność nie krzyczy, ale słychać ją z oddali

w oddechu ulicy, w milczeniu drzew,

w pustym miejscu przy stole

tam, gdzie człowiek próbuje złożyć siebie z powrotem,

widzi sny, w których brakuje światła

samotność pojawia się, gdy znikają wiadomości

nie ma nic nowego,

oprócz pustych ulic i dźwięków własnych kroków

szum myśli milczy razem z tobą,

cisza przesiąka przez ściany,

czas leci wolno, a noc szepcze to,

czego boją się powiedzieć dni


Droga Natalio, istnieje w czytaniu poezji pewien rodzaj wrażliwości, który pozwala wdzierać się w najgłębsze zakamarki SŁOWA. Każdym kolejnym wersem pokazujesz, jak bardzo przyległaś do wiersza Julii Hartwig. Jak pięknie potrafisz odkrywać siebie w świecie tworzonym przez wybitną poetkę. Twoja interpretacja to wyważone stawianie kroków, to cichy, a jednocześnie bardzo dobrze słyszalny szept. To sztuka, która porusza i długo nie pozwala o sobie zapomnieć. W oddechu ulicy, w milczeniu drzew, w pustym miejscu przy stole — w każdej najmniejszej frazie jesteś sobą — skromnie bijącym, poetyckim sercem.

Urszula Kłak

Szkoła Podstawowa im. Grzegorz Piramowicza

w Kłomnicach


Milczeć pragnę


Mówi się, że czasem najgłośniej przemawia milczenie….

Wiersz Julii Hartwig pt. „Milczeć pragnę” skłania nas do refleksji, zatrzymania się, dostrzeżenia tego, co gołym okiem wydaje się być niezauważalne i dowartościowania tego, co w rzeczywistości okazuje się bezcenne…

To wiersz o utrzymaniu w ryzach naszych zmysłów, tak, by nasza percepcja nie została zakłócona, żebyśmy zauważali i doceniali to, co najważniejsze, byśmy nie przeszli przez życie głusi i ślepi, a zarazem nieszczęśliwi. Najdrobniejsze gesty bowiem: powiew wiatru, szum drzew, rozpościerające się nad naszymi głowami niebo wydają się być w codziennym życiu tak błahe, że nie jesteśmy w stanie zauważyć tego, co najistotniejsze. Nie potrafimy się zatrzymać. Subtelność i harmonia pozostają tylko bladym wspomnieniem. Nasze życie, choć pozornie poukładane, okazuje się jednym wielkim chaosem. Nie dostrzegamy tego, co nieoczywiste, choć umysł i oczy są szeroko otwarte. Serce pozostaje zamknięte. Gdzieś po drodze zatraciła się nasza wrażliwość i poczucie wartości. Nie potrafimy już kochać, bowiem sami nie czujemy się wystarczająco kochani.

Zamiast wdzięczności za dar życia, czujemy się tym życiem rozczarowani. Choć wiele zależy od nas samych, to nie potrafimy zrobić nic, by uczynić nasze życie lepszym. Nie potrafimy odnaleźć sensu, choć wydaje się on być tak oczywisty.

Pragnę, tak jak autorka wiersza, Julia Hartwig, zatrzymać się na chwilę, wsłuchać się w szum wiatru, zanucić razem melodię, która wraz z nim wybrzmiewa i delektować się tym szczęściem bez końca. Pragnę ciszy, by uspokoić me serce „strwożone”. Chciałabym, by ten sen nie miał końca…


Droga Urszulo, jest w Twojej interpretacji coś niezwykłego, podobnie jak niezwykły jest wiersz Julii Hartwig. Nie epatujesz czytelnika wyszukanym słownictwem, nie wodzisz długim ciągiem intelektualnych wywodów, a jednocześnie ze swoją skromnością i prostotą trafiasz w same sedno przekazu poetki. Odnosimy wrażenie, jakbyś sama chciała zamilknąć… i faktycznie to robisz. W powstałej ciszy widzimy prawdziwą Ciebie — skromną, wrażliwą, a przede wszystkim wyczuloną na każdą poetycką frazę Czytelniczkę. Dziękujemy Ci za magiczne dotknięcie poezji Julii Hartwig.

Dobrawa Malec

Szkoła Podstawowa nr 4 im. Bohaterów I Armii

Wojska Polskiego w Kołobrzegu


Wiersz „Kot Maurycy” autorstwa Julii Hartwig opowiada o pozornie zwyczajnym kocie domowym i o typowych dla tego gatunku zachowaniach. Jednak tytułowy bohater niesie ze sobą głębsze refleksje nad niezależnością i więzią człowieka z naturą. Poetka pokazuje, że zwierzęta w naszym życiu mogą odgrywać ogromną rolę.

Maurycy w utworze przedstawiony jest jako nieposłuszny, złośliwy i psotny członek rodziny. Jest to istota chodząca własnymi ścieżkami, żyjąca na własnych zasadach. Sprawia wrażenie samodzielnego, nieugiętego. Gdy wdaje się w bójki z kotami z sąsiedztwa i wydaje wojownicze wrzaski, ujawnia swoją dziką, ale autentyczną naturę. Nie stosuje się do nakazów, ukazując swój upór i arogancję.

Mimo jego buntowniczych obyczajów, ludzie obdarzają go szczerą miłością. Pozwalają mu spać obok siebie, ofiarowują mu najlepsze przysmaki, zwracają się do niego łagodnie oraz pieszczą i tulą. Są zafascynowani i zauroczeni jego wdziękiem, gracją oraz tajemniczością. Kochają go z całym dobrodziejstwem inwentarza.

Miłość do Maurycego jest bezwarunkowa, oparta nie na jego uległości czy posłuszeństwie, lecz na autentycznym uczuciu i akceptacji. Julia Hartwig poprzez postać kota ukazuje, że prawdziwa relacja nie wymaga podporządkowania ani doskonałości. Wiersz skłania czytelnika do refleksji nad tym, czym jest wolność, lojalność i bliskość między człowiekiem a zwierzęciem. Maurycy staje się symbolem niezależności, którą można kochać nie za coś, a pomimo wszystko.

Mam do tego wiersza szczególny sentyment, ponieważ przypomina mi o moim własnym kocie — który, tak jak Maurycy, ma w sobie dostojność i niezależność, a jednocześnie potrafi wnieść spokój i ciepło do codzienności. Czytając ten utwór, czuję, jak wracają do mnie wspomnienia, kiedy on był jeszcze małym, psotnym, lecz pełnym elegancji kociakiem. Choć był jeszcze maleńki, już wtedy miał w sobie coś niezwykłego — jakąś wewnętrzną pewność, dystans do świata, który z czasem tylko się pogłębiał. Z perspektywy lat widzę, jak bardzo jego obecność wpłynęła na moją codzienność — jest nie tylko domowym pupilem, ale kimś, kto uczy mnie cierpliwości, uważności i dostrzegania uroku w najprostszych chwilach. Wiersz Julii Hartwig oddaje dokładnie to, co trudno ująć w słowa — tę wyjątkową, milczącą więź między człowiekiem a kotem, który niby żyje obok, a jednak staje się częścią nas samych.

„Kot Maurycy” to dla mnie nie tylko portret konkretnego zwierzęcia, ale także poetycka opowieść o relacji, która nie potrzebuje wielu słów, by być głęboką i prawdziwą. Julia Hartwig w prosty, a jednocześnie poruszający sposób pokazuje, że kot to nie tylko codzienny towarzysz, ale ktoś znacznie ważniejszy. Ktoś, kto wnosi do ludzkiego życia spokój, łagodność i ciche zrozumienie. Dzięki temu wierszowi mogłam zatrzymać się na chwilę, wrócić myślami do własnych wspomnień i uświadomić sobie, jak silna może być więź między człowiekiem a naszymi braćmi mniejszymi. To subtelne, ale głębokie przesłanie sprawia, że utwór pozostaje ze mną na dłużej jak cicha obecność kota. Zrozumiałam, że w prostocie i milczeniu tkwi ogromna siła, a wierność i oddanie zwierzęcia mogą być równie głębokie jak relacje międzyludzkie. „Kot Maurycy” przypomina mi, jak ważne jest, by dostrzegać subtelne piękno w codziennych chwilach i jak wiele możemy nauczyć się od tych, którzy, choć nie mówią, przekazują nam najważniejsze prawdy o życiu.


Droga Dobrawo, dajesz się poznać w swojej interpretacji jako wielka miłośniczka kotów. Dajesz się również poznać jako wrażliwa czytelniczka i wnikliwa interpretatorka. Jednak najważniejsze w tym wszystkim jest to, że widzimy w Tobie także dobrego człowieka, wyczulonego na piękno, prawdę i poezję. „Wielka jest bowiem w nas potrzeba kochania” — pamiętny wers Julii Hartwig wyłania się wielokrotnie z Twojej wypowiedzi. Dziękujemy Ci za niezwykłą umiejętność odnajdywania wielkich wartości w pozornie błahych sprawach.

Maja Kitowska

Publiczna Szkoła Podstawowa w Kamnicy


Czasem mam wrażenie, że życie przypomina wielką księgę z tysiącami rozdziałów, z których codzienne wybieramy jeden. Nie wiemy, co będzie dalej. I właśnie o tym, o tej codziennej tajemnicy życia, o naszych emocjach, które zmieniają się jak chmury na niebie, mówi wiersz „Wybór” Julii Hartwig. Kiedy go przeczytałam, poczułam się tak, jakby poetka opisała moje własne myśli — te, których czasem nie umiem nazwać.

Ten wiersz to nie sucha opowieść o decyzjach. To opowieść o duszy. O tym, że czasami czujemy się bezpiecznie i ciepło, a czasem zupełnie odwrotnie — zimno i samotnie. Bywa, że są dni, kiedy wszystko ma sens i takie, kiedy wszystko się rozsypuje, ale to jest właśnie życie — pełne zakrętów, emocji, nadziei i zwątpienia.

Czy nie jest tak, że każdy z nas szuka odrobiny światła w zwykłym dniu? Ja często szukam w promieniu słońca, w spojrzeniu przyjaciela, w ciszy, gdy wszyscy śpią. Myślę, że Julia Hartwig też tego szukała. I dlatego tak bardzo poruszyła mnie jej myśl, że nawet jeśli słowa czasem wydają się zmęczone, nadal są ważne. Bo słowo może uratować — może przytulić, pocieszyć, dodać odwagi. Może być jak kubek herbaty w zimowy dzień.

Najpiękniejsze w tym wierszu jest to, że nie pokazuje cudów, które dzieją się na końcu świata. Pokazuje cud codzienności, takiej zwykłej, szarej, może nawet nudnej, ale właśnie w niej jest coś cennego. W drobiazgach, które łatwo przegapić: w dźwięku deszczu, w miękkości poduszki, w ciepłej dłoni mamy. Poetka nie mówi: „szukaj fajerwerków!”. Mówi: „spójrz, ile piękna masz tuż obok”.

Ten wiersz nauczył mnie, że nie trzeba być dorosłym, żeby rozumieć trudne sprawy. Bo przecież każdy, i dziecko, i dorosły codziennie wybiera. Czy będzie wierzyć w siebie. Czy będzie miły dla innych. Czy będzie szukać dobra, nawet gdy nie jest łatwo. To są nasze wybory. Codzienne. Prawdziwe.

Julia Hartwig przypomina mi, że życie nie musi być idealne, żeby było ważne. I że nie trzeba wielkich słów, by powiedzieć coś mądrego. Wystarczy spojrzeć sercem na siebie, na innych, na świat. I w tym spojrzeniu odnaleźć swój własny wybór. Wiersz „Wybór” to nie tylko poezja — to rozmowa z samym sobą. To szept duszy, która wie, że życie nie musi być fantastyczne i że warto wybierać nawet jeśli to trudne. W tych wyborach spostrzegamy siebie i światło, które nie gaśnie, nawet gdy wokół jest trochę ciemno.


Droga Maju, jak na swój wiek, sięgnęłaś po bardzo trudny utwór. Sięgnęłaś po wiersz egzystencjalny, który można czytać bez końca i wciąż doszukiwać się jego nowy znaczeń. Ale najpiękniejsze w tym wszystkim jest właśnie to, że był to — nomen omen — doskonały WYBÓR. Ten konkurs jest stworzony dla takich osób, jak Ty. Dla osób, które wciąż wierzą, że „słowo może uratować — może przytulić, pocieszyć, dodać odwagi”. Dla osób, które czują „szept duszy” i nie wstydzą się „rozmowy z samym sobą”. Droga Maju, właśnie dzięki Tobie znów zrobiło się odrobinę jaśniej. Dziękujemy, że jesteś z nami.

Oliwia Szulist

Niepubliczna Szkoła Podstawowa im. Andrzeja Grubby

w Przytocku


Julia Hartwig

Prośba


Daj odpoczynek

naszym zawiściom

naszej pogardzie pretensjom

że nie dosyć wyniósł nas los

daj nam widzenie czyste

niepodejrzliwe

przypomnij słodycz dzieciństwa

żyjącego przygodą dnia

ulżyj winom których nie śmiemy

wypowiedzieć głośno

spraw aby to co nas przekracza

nie upokarzało nas

lecz budziło wdzięczność i zachwyt

wynagródź tych którzy dali

nam radość

i oczyszczający ból swoją sztuką

Spraw byśmy oglądać mogli

jak Federico Fellini

wjeżdża do otwartego nieba

przy gromkich oklaskach tłumu


Oliwia Szulist

Prośba. Skrzydło pierwsze


Daj nam spokój

Od zgiełku codzienności

Od trosk, które męczą

I marzeń niespełnionych


Daj nam chwile ciszy

Pełne zrozumienia

Przypomnij uśmiech słońca

Co rozjaśnia szare dni


Ulżyj myślom, które dręczą

Słowami pełnymi czułości

Spraw, aby to, co trudne

Stało się lekcją wdzięczności


Wynagrodź tych, którzy niosą

Światło w mroku

I dają nam nadzieję w sztuce


Spraw, byśmy oglądać mogli

Marzenia, które unoszą

Nas w niebo pełne gwiazd

W blask miłości i ciepła

W objęcia szczęścia


Prośba. Skrzydło drugie


Daj

oddech naszym codziennym lękom

uspokój myśli, które ranią

odsuń od nas głosy porównań

które każą wciąż biec bez tchu


Daj nam

ciszę, co nie jest pustką

światło, które nie razi oczu

cień, w którym można schronić się

na chwilę zapomnienia


Przypomnij

jak pachnie śmiech w porannej trawie

jak prosty gest może uleczyć

jak dobrze jest

nie być kimś więcej


Ulżyj

tym, którzy noszą

ciężar niewypowiedzianych słów

i tym, co składają uśmiech

z popiołów dawnych dni


Wynagródź tych,

którzy w ciszy

rozpalili dla nas słowo

którzy nie bali się dawać

gdy nie było już czego


Spraw, byśmy oglądać mogli

jak spadające liście uczą nas pokory

jak przez rozwarte niebo

przechodzi światło —

i nie pyta, kim jesteśmy


Droga Oliwio, po raz kolejny udowadniasz, że potrafisz z wyjątkową wrażliwością „wsłuchiwać się” we frazy poetyckich mistrzów. Każde Twoje słowo przypomina dotknięcie czarodziejskiej różdżki. Piszesz niby prosto, a jednocześnie tak dostojnie i urzekająco. Jedną metaforą potrafisz otworzyć przed czytelnikiem zupełnie inną poetycką przestrzeń. Wiesz, na czym polega umiar, co było głównym wyznacznikiem poezji Julii Hartwig. Na dwóch intertekstualnych skrzydłach przenosisz nas w świat zrozumienia, tolerancji, dobroci. W tym świecie chcemy już zostać na zawsze. Jesteś jak światło, które nie pyta, kim jesteśmy. Dziękujemy Ci za Twoją cichą, a jednocześnie tak bardzo wymowną i głęboką obecność.

Lena Furtak

Szkoła Podstawowa nr 3 w Ścinawie


W wierszu „Albo” Julii Hartwig spotykamy bliżej nieokreślonych bohaterów lirycznych u kresu swoich dni. Trzeci wiek, jesień życia to dla nich okres podsumowań, kiedy przypominają sobie i analizują całe swoje życie. Wspominając to, co minęło, przeżywają wszystko po raz drugi i dokonują oceny przeszłości. Zadają sobie pytanie, czy zmieniliby coś w swoim życiu? Podmiot liryczny stwierdza kategorycznie, że „nie zmieniliby niczego”. Odpowiedź ta sugeruje, iż czują się szczęśliwi. Tak jednak nie jest „przecież nie mają się za szczęśliwych” — czytamy w wierszu. Oni tylko (aż?) pogodzili się ze swoim losem i nauczyli się kochać siebie.

Utwór Julii Hartwig nie kończy się jednak w tym miejscu jednoznacznym stwierdzeniem. Podmiot liryczny zastanawiając się nad odczuciami człowieka dokonującego podsumowania swojego życia, wskazuje na złożoność natury ludzkiej:


pogodzili się więc z życiem

i zdążyli pokochać siebie

albo też pojęli pod koniec

że nie jest lepsze życie

które nie zna trosk


Znaczy to, że zrozumieli wartość cierpienia. Ból i cierpienie z jednej strony uczą szacunku wobec życia, z drugiej — dzięki nim doceniamy szczęście, które nas spotyka. Chociaż każdy człowiek ceni sobie i dąży do życia bez trosk, kłopotów, chociaż każdego pociąga „lekkość i niefrasobliwość”, to właśnie zmaganie się z przeciwnościami losu nadaje sens życiu. Wiersz skojarzył mi się z nauką płynącą z II części „Dziadów” Adam Mickiewicza i przestrogą „kto nie doznał goryczy nie razu, ten nie dozna słodyczy w niebie”. Ta przestroga informuje nas o tym, że życie nie polega tylko na szczęściu, radości, samych przyjemnościach. Nie ma prawdziwego życia bez bólu, cierpienia, rozpaczy, każdy ma jakieś troski i problemy. Trudne doświadczenia kształtują nasze charaktery, często to one właśnie decydują o wartości życia, nadają mu sens:


I choć pociąga nas lekkość i niefrasobliwość

coś musi ważyć na wadze

na której położą nasze istnienie


Ludzie u kresu swoich dni przyjmują różne postawy. Oceniając przeszłość, godzą się z losem, który był ich udziałem, akceptują swoją przeszłość, chociaż nie są szczęśliwi, są pogodni, dobrze traktują siebie, bo zdążyli pokochać samych siebie. Druga postawa to, według mnie, zrozumienie istoty życia jako zmagania się z troskami i przeciwnościami, dążenie do celu mimo wszystko, trud i wysiłek podejmowany każdego dnia.

Podsumowując swoje rozważania, stwierdzam, że Julia Hartwig w swoim wierszu daje wyraz zainteresowania człowiekiem i poznawania jego prawdziwej, złożonej natury. Jak zawsze oszczędna w słowach, zastanawia się nad istotą człowieczeństwa. Pokazuje, jak skomplikowaną istotą jest człowiek. Dla niej jego piękno wyraża się także w cierpieniu.

Wiersz można jednak interpretować na rożnych płaszczyznach. Jeśli przyjmiemy, że wspomniani bohaterowie liryczni to bliscy sobie ludzie, którzy razem przeżyli wiele lat, tekst staje się komentarzem do prawdziwej miłości, która nie jest wolna od cierpienia, ale to właśnie cierpienie hartuje uczucie i potwierdza jego wartość. Z perspektywy czasu para niczego nie chciałaby zmienić, chociaż obce są im uniesienia z młodości. Przez wiele lat uczyli się wzajemnej miłości i troski. Zapewne często były w ich życiu trudne momenty, ale teraz, z perspektywy czasu nauczyli się je cenić jako swoistego rodzaju sprawdzian uczucia. Mówi się, że ciało dojrzewa z wolna, a dusza rośnie wielkimi skokami. Przyspieszone dojrzewanie wymusza cierpienie i ból, którego doświadcza każdy człowiek. Czy warto przed nimi uciekać? Chyba nie, bo „coś musi ważyć na wadze”, jak czytamy w wierszu Julii Hartwig. Na zakończenie pragnę przytoczyć słowa księdza Jana Twardowskiego, który pisał w „Odzie do rozpaczy”:


bez ciebie [rozpaczy]

byłbym stale uśmiechnięty jak prosię w deszcz

(…)

niedorosły przed śmiercią

sam obok siebie


Myślę, że poetka mogłaby się podpisać pod tym stwierdzeniem.


Droga Leno, Twoja interpretacja zdecydowanie wyróżnia się na tle pozostałych prac uczestników konkursu intertekstualnym podejściem. Odwołania do innych tekstów literackich pokazują nie tylko Twoje oczytanie, lecz także umiejętność sprawnego poruszania się po różnych „wycinkach” kultury. Mamy zatem księdza Jana Twardowskiego, Adama Mickiewicza, a przede wszystkim Julię Hartwig. W tym poetyckim wielogłosie mamy również samą Ciebie — niezwykle ciepłą i wrażliwą istotę, która w swoim podejściu do poezji łączy intelektualizm z emocjami spragnionego GŁĘBI czytelnika. Brawo!!! Tęsknimy za podobnymi tekstami.

Lena Misiarz

Szkoła Podstawowa im. Jana Kochanowskiego

w Nowej Woli


Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
Bezpłatnie
drukowana A5
za 30.11

Pobierz bezpłatnie