Gdy Czas zasypia, Wiatr może swobodnie wyrażać swoje myśli. Zapomnij o czasie, zapomnij o świecie… Przysiądź na skraju dnia i wsłuchaj się w melodię słów, szumiących wśród dzikich pól. Trawy… One niejedno widziały, niejedno słyszały… Historie codzienne i te uroczyste, a wszystkie przeze mnie posłyszane i spisane moim wierszem. Zapraszam.
Dziękuję Wszystkim, którzy wsparli mnie komentarzem, obrazem, myślą… Było to dla mnie niezwykle cenne.
Jolanta Gardziej
Nie znajduję słów
Bo nie są pojemne
Aby mogły zmieścić
Wszystkie odcienie
Przeżyć
I koloryt życia
Jedno może być pewne
Jeśli świat uprościć
Nagle wszystko sprowadza się
do jednego uczucia
Jedno może być pewne
Nienawiść to lub miłość
Reszta się rozpłynie
Wobec tej potęgi
Po co roztrząsać
Aspektów miliony
Wystarczy przecież kochać
Uczucie miłości
posyłać Światu
Daleko i blisko
Myślisz że drwię…
Może tak
Może nie
A miłość
lekarstwem
na wszystko
Jestem ten który jestem
Wypełniam
Błękitem Przestrzeń
I Ciszą
Jestem
Bezkresną
Pełno mnie
Jestem
Jestem początkiem.
Końcem Jestem
Bo Jestem
Ten który Jestem
A nad wodą
Gubię myśli
I niebo
Wyobraża mnie sobie
Inaczej
Że mam warkocze
I grzywkę
I że dzieckiem jestem
Że do kwiatów
Mówię
I traw
Dla zabawy
I dla żartu
Ścigam
Wzrokiem chmury
A ja żagle rozpinam uparcie
jak żeglarz
I jak siłacz jestem
Mało który
Zabrałeś do nieba
z ptakami
całą Ziemię
i westchnień potoki
zabrałeś co miałeś
całą przyszłość
perspektywę obłoki
i czas
a na Ziemi porzuconej
tylko sama ja
mierzę siły na zamiary
codziennego dnia
a na Ziemi porzuconej
tylko nasze sny
przechadzają się parami
tak jak kiedyś my
zbieram wspomnień okruchy
pogubione jak pióra Aniołów
po lecie
dekoruję nimi ściany
ustawiam w bukiety
jak zaklęcie
na przyszłość
perspektywę obłoki
i czas
a na Ziemi porzuconej
tylko sama ja…
cicho wszędzie
nikt nie dzwoni
cisza w kości gra
a na Ziemi porzuconej
tylko nasze sny
zobacz piją kawę
tak jak kiedyś my
i po co nam było
nie patrzeć sobie w oczy
i po co tak blisko
nie siedzieć przy sobie
i po co nam było
wymyślać to wszystko
jak zaklęcie
na przyszłość
perspektywę obłoki
i czas
nie ma tego
co by było
i jest to co jest
ja na Ziemi
sobie żyję
ty też
Gdzieś
Kiedy już starczy
ci odwagi
By być
Otwórz drzwi
Wyjdź
Nie mów
Dokąd i po co
Nikomu
Otwórz drzwi
Po prostu wyjdź z domu
I obejrzyj świat
Z drugiej strony
Od podwórka
Każda rzecz
wygląda inaczej
Niż zza szyby
Bo co by było
Co byłoby gdyby…
Kiedy już odwagi
Nazbierasz by żyć
Otwórz drzwi
Po prostu
Idź
Myśli mnie wiodą
Na bezdroża
Gdzie wertepów odległych krainy
i tylko Licho śpi
W dzikich pól przestrzeń senną
Dal pachnie trawą
Myśl brzęczy muchą
Niebo nie mówi nic
Patrzy wyrozumiale
Z rezerwą
Powiedz
Że to już
Powiedz
Że jeszcze nie
Nie używaj słowa
„Może”
Ono nic nie znaczy
Powiedz
Że to już
Powiedz
Że tak
Czas realizacji słów i myśli
A „może”
Nic nie znaczy
Nie tłumacz się brakiem odwagi
I bzdur tysiącem
Też nie
Zawsze zaświeci słońce
Wahasz się…
Więc jeszcze raz koło zatoczysz
I jeszcze raz przez wertepy
Iść będziesz
Nogi krzywić
Buty zniszczysz
A serce bić będzie od rzeczy
Nie próbuj myśleć zbyt dużo
Myśli to sieć pająka
Nie na logikę i rozum po prostu
za sercem swoim podążaj
Powiedz
Że to już
Powiedz
Że jeszcze nie
Nie używaj słowa
„Może”
Ono nic nie znaczy
Powiedz
Że to już
Powiedz
Że tak
Czas realizacji słów i myśli
A „może”
Nic nie znaczy
Cisza zabiera mnie na pola
Każe głaskać kwiaty
I suche trawy kołysać
Wiatr
Sadza mnie na kamieniu
Czekam
Wszystko zamiera
Nie ma szelestu
Liści
Osika nie drży
Dąb nie wzdycha
Szumem gałęzi
Ptak udręczony upałem
Nie śpiewa
Cisza zastyga na chwilę
Nie ma nic
Tylko napięcie
Oczekiwanie
Tęsknota do czegoś
Co przed burzą
Chmurno
Widzisz
Powietrze
Ono wie lepiej
Wiecznie
Nie będzie tak
Cicho
Głucho
Strasznie
Więc ucisz jęki
Traw i liści
Motyle schowaj
W połach sukienki
Kapelusz połóż na mrowisko
Co jeszcze mogę zrobić
wszystko
Wiatr utulony
szczerą rozmową
zasnął pomiędzy
Być a Nie
Burza już idzie
Bokiem bokiem
A trawy sucho
Wzdychają chórem
Że pić się chce
Oj pić się chce
Świat to dylemat
Na dylemacie
Tego chcesz
Tamtego nie
I czego nie chcesz
Pragniesz skrycie
Świat to dylemat
samo życie
To pozory
Że jesteś w stanie zejść z piedestału
I nie być królem
Lubisz na życie patrzeć z góry
Coś znaczyć
Nie inaczej
Inaczej wszystko traci sens
Inaczej życie to nie życie
Inaczej przecież to nie dla Ciebie…
A ja ci mówię
Brednie
Brednie
Jesteś
Nigdy nie mając
Prawa do Ciebie
Mogę tylko kochać
I dziękować
Że
Jesteś
Nigdy nie mając
Prawa do Ciebie
Mogę tylko kochać
I Dziękować
Że
Jesteś
Nigdy nie mając
Prawa do Ciebie
Mogę tylko kochać
I Dziękować
Że
Jesteś
I że mam Cię
Nigdy nie mając
Prawa do Ciebie
Jesteś
I mam cię
I nie
Deszcz szepcze światu
Jestem
Jestem
Deszczem
Jestem
Szeptem
Jestem
Bezdźwięczną
Ciszą
Grających Kropel
Pełną
Chodź ze mną
Dotykaj świata sennie
Jak ja.
Muzyką nocy kołysz
I szeptem
Mów
Światu
Jestem
Oto Ja
Miasto rozkłada ramiona
By tulić dobry czas
Pilnuje naszych kroków
I chroni nas
Od zgliszczy
Od tego
co bolesne
Od tego
co niszczy
Mury wznosi ku niebu
Cieniem raczy
I słońcem
Nocy rozświetla mrok
Miasto
brukiem i murem
Stoi za człowiekiem
Człowiek stoi za murem
I walczy z człowiekiem
Kiedy biorę powietrze pod skrzydła
Wzbijam nieba tumany
Do lotu
I co z tego że przyziemność
Mi zbrzydła
I że tylko chcę lecieć
W obłoki
Przecież trzeba zarobić
Na skrzydła
Siódme poty wylać
Siódme poty
Wtedy
Poczuć można wyraźnie
Co to radość
I smutek niewoli
Fruwam
Pełen zachwytów dla świata
Sfrunąć na dół
To boli
Oj jak boli…
Sfrunąć na dół
Mieć skrzydła
nie latać
Stać…
To najbardziej
Skrzydła boli
Oj tak boli
Jakby to był
Koniec świata
Jakby był
Koniec świata
Zobacz
Cień
Jest dla ciebie
Zwierciadłem
Drugą stroną
Duszy
Gdzie zakamarki
Utkane
Brakiem światła
I Korytarze
W których się nie bywa
Zajrzyj tam
Twoja druga strona
Też jest prawdziwa
Na nieba błękicie
Mam Ciebie Anioła
Co czuwa
Gdy gaśnie
Ostatnia Modlitwa
Gdy żagiel ustawiam
Porzucam obawy
Steruję
W głąb siebie
W głąb jutra
Wiatr wieje
Nieważne czy w oczy
Nieważne jak mocno dmie
Mój Anioł skrzydłem otoczy
Ciebie i mnie
Ciebie i mnie
Wśród chmur białych
Wszystko dziś skryte
Osłania mnie od burz i łez
Azymut na niebo
Ustawiam i płynę
Nie patrzę czy świeci
Czy śnieży
Czy deszcz
Na nieba błękicie
Mam Ciebie Anioła
Co czuwa
Gdy gaśnie
Ostatnia Modlitwa
Gdy żagiel ustawiam
Porzucam obawy
Steruję
W głąb siebie
W głąb jutra
Wiatr wieje
Nieważne czy w oczy
Nieważne jak mocno dmie
Mój Anioł skrzydłem otoczy
Ciebie i mnie
Ciebie i mnie
Tak bardzo tęsknię
Za nocą i Tobą
Jesteś daleko
A mieszkasz tuż obok
I gdzie cię szukam
Nigdzie cię nie ma
Nie ma Cię w słońcu
W cieniu cię nie ma
Nie ma wśród spojrzeń
Oblanych chłodem
Nie ma
Szukałem
Wybacz
Odchodzę
Wszędzie szukałem
I Nie ma Cię
— Jestem
Kochanie
Na serca dnie
Tam gdzie schowałeś
O mnie sny
I zapomniałeś
Że ja
to my
Tak bardzo tęsknię
Za nocą i Tobą
Jesteś daleko
A mieszkasz tuż obok
Zwykłe miasto
Niby nic
Nie ma tu
Niby nuda
Niby pusto
Dla wielu takie nic
Jakich mnóstwo
Jakich pełno wokół
na świecie
A tam jest
Takie To
O którym
Nie wiecie
Takie Tam
Takie To
I Ty
Życia los
Kręci się
Wyciągnął ktoś
I my
I tak toczy się
Nasza bajka
Układanka
I splot zdarzeń
I miasta
Takie To
Świętuje tryumfy
Takie Nic
Trzeba żyć
Dwunasta!
Była raz starsza Pani
Bez życiorysu zupełnie
Bo co to za życiorys
Gdy piszą na mogile
Urodziła się
Nie żyje
Wiek to nie wyrok
Gdy życie bez stresu
Bo czyste serce
To czysty dom
Miej złote myśli
Gdyż ciało jak umysł
Wiek to nie wyrok
Taki mam
oto
Porad tom
Przyjdzie czas na wszystko
Na radość
Miłość
I więcej
Na zapomnienie
Na starość
Na szczęście
Dni
Wyschłe z dobroci
Oszczędzają
Bólu i cierpień
Gdy na wszystko za późno
I boli
Pamięć ciało
Pęka serce
Czas leczy
I przychodzi jak doktor w fartuchu
Zapomnienie podaje w pigułce
Drżące ręce całuje
I tuli
I z czułością patrzy
Na starość
Na niepamięć
Na życie
Na szczęście
Myślisz że mi nie wypada
aż tak
Z przymrużeniem oka
traktować świat
Nic mi to
Ręcznik na głowie
Patrz na mnie
I baw się dobrze
Przynajmniej
tak dobrze
jak ja
Myślisz
Że mi nie wypada
Bo jestem
całkiem ważnym
dorosłym człowiekiem
Ani śmiać się
Ani robić co chcę
W kącie siąść
Lepiej płakać
I narzekać
A co
Teatr Kukiełka zaprasza
Rola życiowa
Suflera nie ma
Skąd wezmę
Gesty
Skąd wezmę słowa
Gdzie ten scenariusz
Muzyka światła
Kurtyna w górę
A prób brak
Chociaż jestem
głównym aktorem
Pierwszoplanową
Rolę gram
Rolę mam
I tyle
Czym martwię się
Może wcale
Więc gram jak chcę
Zapraszam cię
Zagraj ze mną
wspaniale
Tytuł Poezja
Tytuł Proza
Pan On i Pani Ona
Panowie Owi
I Owe Panie
Teatr Kukiełka
Spektakl gra
Owacje słyszę
Na stojąco
Kto brawa bije
I krzyczy głośno
Brawo Aktorka
Brawo Ty
I kto ociera chustką oczy
Mokre od wzruszeń
To Serce drży
Bo najważniejsze
Przedstawienie
Kiedy pojawiasz się
na scenie
Co dalej
Zdecydujesz w trakcie
Kurtyna w górę
Nikt nie pyta
Czy już gotowa
Jestem do życia
Po co tyle pytań i pragnień
Kiedy wystarczy
usiąść na kamieniu
I wszystko zmieścić
W dwóch słowach
Nie rozwlekać
Nie żałować
Nie oczekiwać
Żyć
Tylko tyle
I więcej nic
Nic bardziej
I nic mniej
Nie potykać
Nie wyrzucać
Nie żałować
Że kończy się dzień
I klimat
I finał
I dzień dobry
zaczynać
Każdy
Tylko tyle
I więcej nic
Nic bardziej
I nic mniej
Have a nice day
Tylko tyle
I więcej nic
Nic bardziej
I nic mniej
Pozbierać wszystko to
Co życie rozsypało
Jak rozerwany
Korali sznur
Szukam zbieram
Lecz ciągle w nim
Za mało
Za Mało ciebie
I Mnie
Zupełnie
Też jest Mało
Więc ciebie szukam
Mnie zbieram
I nawet się zbytnio
Nie dziwię
Życiu o nazwie Teatr
Na jego scenie
Siedzę…
Jak dziecko na chodniku
Pochylam nisko się
I szukam
Gdzie jesteś
Koraliku
Z sznura korali urwany
Podnoszę Zbieram
Nawlekam
Efekt niespodziewany
Bo niby korale moje
Paciorki z mojej kolekcji
A sznur korali inny
Był żółty
A jest niebieski…
Słowem tym będzie cały świat
Rozmyty w barwach wieczoru
Kiedy wśród zgaszonych lamp
Masz wolność do wyboru
Kiedy ktoś
Wolność oferuje
I gasi światło
Przypadkiem
Wiesz że zamiast
Wolności masz
Mnóstwo tajemnic
pod dostatkiem
I dziwisz światu się
Że z czasem
Ustawił granice dla wolności
To wolno
Tego wolno — nie
W ramach przyzwoitej
Sprawiedliwości
Jeszcze nie jestem gotowa
mam skórę słonia
Nie czuję bladych płatków
Dotyku
Mam skórę słonia
A żal
Właśnie idą już wszyscy na bal
Właśnie gra już muzyka
Po cichu
Już i jedzie karoca
I wróżka
Odczaruje
Grubą skórę Kopciuszka
A żal
Bo bal nie był
Bajką dla lalek
Czasem trzeba
grubej skóry dla lal
Na światło otwieram domu drzwi
Oknom daję pierwszeństwo
Niech lśnią
Każda szyba
Niech wyświetla film
Aż po koniec drogi
po skraj
Aż się otrze życie
O niebo
Aż otrze się życie
O raj!
O raj!
O raj
I choćby noc modliła się
I choćby mdlał blady świt
To kiedy będzie mi lepiej
Niż w dzień
Nie mów nic
Schowaj skrzydła
I idź
I idź
I idź
Ty
Moje życie
Bez trosk i wad
Taki świat
Wymyśliłam sobie
Taki świat
Krzyk nie boli
On płacze
Rzęsiście
Łzami
co ból czują
I nie wiesz
Ile krzyku i łez
Ma życie
Pogrzebanych
Do głębin ciała
Pogrzebanych
A żywych
Jak rana
Która sączy
Raz po raz
Płacz
Aż wyleje to
wszystko
Co boli
Łzy jak lekarz
Jak ratunek
Jak szczęście
A o szczęście
Przecież
Trzeba dbać
Wiadro łez
Leczy też
Zanim blade słońce wstanie
I mgieł chustką otrze twarz
Idę na spotkanie Ciebie
Brodząc w łąkach pełnych traw
Srebrnych kropli
Zbieram worki
Złotych myśli
wzbijam tłum
Smutek gaśnie
Na zapowiedź
Kolorowych
rannych zórz
I tylko Ciebie spotykać chcę
Na wszystkich drogach świata
Czekam
rozganiam sen
Ty bierzesz mnie za rękę
Idziemy razem w nowy dzień
I nie chcę już nic więcej
Lubię
gdy wypełnia mnie blask
słonecznych promieni
Myślę
Życie ma smak
Nieba na Ziemi
Tęsknię
Gdy Cię nie ma
I gdy jesteś
Tęsknię
Tak dużo
A tak mało
Wszystkiego
Chce więcej
Serce
I gdy ciszy dotykam
W ogonie wieczności
Wszyscy mówią
że śpię
Dlaczego połowę
Życia oddaję
na sen
Bez świadomości
Czujności
Bez
Uśmiechu
Miłości
I łez
A ja
Lubię
Gdy wypełnia mnie blask
słonecznych promieni
Myślę
Życie ma smak
Nieba na Ziemi
Tęsknię
Gdy Cię nie ma
I gdy jesteś
Tęsknię
Tak dużo
A tak mało
Wszystkiego
Chce więcej
Serce
A ja
Bez świadomości
Czujności
Bez
Uśmiechu
Miłości
I łez
Żyję też
Czekam niepotrzebnie
Na zdarzenie
Na Ciebie
Cała przestrzeń
Już Tobą oddycha
I karmi się snem o nas
Czas to właśnie
Najlepszy
I opcja najlepsza
Zobaczyć wszystko
Zanim się stanie
Właśnie szykuję
Dla Ciebie śniadanie
I właśnie spacer
Po parku we dwoje
Dzwonek
Otwierasz
Właśnie w drzwiach stoję
— Co będzie jutro?
— TO CO WGRAM!
I uwierz proszę
Najlepszy pod słońcem
program dla nas mam
Jeśli chcesz mnie kochać
Kochaj mnie dzisiaj
Nie jutro
Jutro jest utopią
I mydleniem oczu
Nie odkładaj
Marzeń
Nawet tak na krótko
Kochaj tylko dzisiaj
Nie wiem co to jutro
Nie wiem co to przestrzeń
Rozłąką pisana
Miłość zawsze znajdzie
Coś co może łączyć
I choć umysł dręczy
Tysiącem powodów
Nie odkładaj
Marzeń
Nawet tak na krótko
Kochaj tylko dzisiaj
Nie wiem co to jutro
Jutro
ma smak
Nadgryzionego słońcem
Liścia
Płonie…
Chęcią bycia
Lśni…
Oczekiwaniem
Aż niebo
Wypowie
I stała się Jasność
I Dzisiaj się stało…
I Jutro odeszło
Zrodzone Dzisiaj
W Przeszłość
Taki oto zauważ
Paradoks mijania
Odchodzenie w przeszłość
W trakcie
Trwania…
Chwilą milczenia
Uczcijmy Jutro
Co go nigdy
Uczcijmy Jutro
Co go nigdy
nie ma