E-book
20.58
drukowana A5
46.42
Zapiski nieidealnej żony

Bezpłatny fragment - Zapiski nieidealnej żony


4.8
Objętość:
285 str.
ISBN:
978-83-8273-932-9
E-book
za 20.58
drukowana A5
za 46.42

„Nie, nie byłam idealna. I nigdy nie miałam być. Ale co z tego? W życiu są ważniejsze rzeczy niż ganianie za urojoną perfekcją. Ideał to pojęcie względne. Każdy postrzega go inaczej.”

Alison G. Bailey — Present Perfect


„- Powiedz to jeszcze raz.

Pochyla głowę i szepcze.

— Nie musisz być idealna.”

Brenna Yovanoff — Wyśnione miejsca

Wstęp

Główne postacie w książce.


Iga Nowicka Janiak od blisko roku szczęśliwa żona, dwudziestodziewięcioletnia okularnica o bujnych włosach i kobiecej figurze. W dodatku roztrzepana i roztargniona, a przez to popadająca w mniejsze lub większe kłopoty. Na co dzień nauczycielka w podstawówce. Kocha książki, zwierzęta i seriale na Netflixie. Pewnie ktoś mógłby powiedzieć, że żaden z niej oryginał, ale gdyby wiedział o tym, co jej się przytrafia, na co dzień, szybko zmieniłby zdanie. Przez to, że często chodzi z głową w chmurach i jest obdarzona bujną wyobraźnią, do głowy wciąż wpadają jej różne szalone pomysły. Jest na szczęście osoba, która potrafi sprowadzić ją na ziemię, czyli jej mąż, Daniel.


Daniel Janiak, mąż Igi, trzydziestojednoletni, wysoki, przystojny brunet, miłość jej życia, z którym poznała się przez aplikację randkową. Co prawda łatwo nie było go znaleźć, ale najważniejsze, że się jej udało. Są szczęśliwym małżeństwem od prawie roku i chyba coraz bardziej Iga przekonuje się do życia we dwoje, choć wcześniej bardzo sobie chwaliła życie singielki. Daniel jest grafikiem i całe dnie spędza przy komputerze albo w pracy, dlatego żeby jakoś nie umrzeć z nudów Iga dużo czasu spędza z najlepszą kumpelą, Aśką.


Joanna Zajączkowska, jedyna i najlepsza przyjaciółka Igi, jeszcze z czasów licealnych. Znają się jak łyse konie i skoczyłyby za sobą w ogień, gdyby było trzeba. Aśka jest rówieśniczką Igi, jednak stanowi jej przeciwieństwo, zarówno, jeśli chodzi o charakter jak i wygląd. Aśka jest wysoką, szczupłą blondynką. Jest wesoła, roześmiana, taka dusza towarzystwa. Jednak, kiedy wymaga tego sytuacja potrafi być stanowcza, poważna i zasadnicza. Normalnie powiedziałby, że taki damski odpowiednik doktora Jekylla i pana Hyde’a. Generalnie przekochana osoba, bez której życie Igi z pewnością byłoby nudne i nijakie.


Są jeszcze dwie postacie drugoplanowe — zwierzaki Igi i Daniela. Pies o imieniu Tiger, mieszaniec, który uwielbia aportować i jest bardzo żywy i ciekawy świata. No może w momentach, gdy nie dopada do chandra, wtedy potrafi przeleżeć cały dzień na kanapie. Jest jeszcze kot, o imieniu Futrzak, którego przygarnęli ze schroniska. To on rządzi w domu, władzą absolutną. Ma charakterek i doskonale wie, czego chce, i zwykle to dostaje.

22 marca, poniedziałek

Pewnie zastanawiacie się czemu zapiski nieidealnej żony, a nie na przykład perfekcyjnej pani domu albo kury domowej? Nie pasuję ani do jednej ani do drugiej kategorii. Dlaczego? Możecie się zdziwić albo nie, ale z perfekcją mam tyle wspólnego, co Jan Matejko z fizyką kwantową. Natomiast miano kury domowej nie pasuje do mnie, bo spełniam się zawodowo jako nauczycielka. Nieszczególnie przepadam za swoją pracą. Ot jest, bo jest i tyle. Jedyny plus to chyba taki, że lubię dzieci, co w moim zawodzie znacznie ułatwia pracę. Chociaż jestem nauczycielką z powołania, to nie jest to praca moich marzeń. Jednak życie nie polega jedynie na robieniu tego, co sprawia nam przyjemność, ale składa się również z mnóstwa obowiązków i codziennych zajęć, na które czy tego chcemy, czy nie jesteśmy skazani. Dlatego, żeby jakoś nie zwariować i nie popaść w rutynę, znalazłam nowe hobby, jakim jest prowadzenie bloga, gdzie opisuję swoje zwariowane życie. Prowadzę go od kilku miesięcy i mam coraz większe grono czytelników. Strasznie się wciągnęłam w to zajęcie i niech ktoś mi powie, że życie po ślubie zmienia się na gorsze? W moim przypadku tak się nie stało. Mąż wciąż jest moją ostoją i zawsze potrafi sprowadzić mnie na ziemię. Mam bowiem szczególną zdolność do bujania w obłokach, przez co ciągle coś mi się przydarza. No wiecie wpadam na coś, potykam się albo czymś oblewam. Jestem chodzącą katastrofą, ale taka już jest moja natura. To nierozerwalna część mnie, bez której nie byłabym sobą. Zwykle jakoś tak się dzieje, że gdziekolwiek się nie pojawię skupiam na sobie uwagę otoczenia. I zawsze, ale to zawsze znajdę się w centrum każdego zamieszania! Kłopoty i zabawne sytuacje wręcz mnie kochają. Potrafię przyciągnąć pecha w najmniej spodziewanym momencie.

Nie mogę też nie wspomnieć o tym, że jestem szczęśliwą żoną. Myślałam, że małżeństwo zmieni nasz związek, ale jedyna zmiana jaka zaszła to, taka że mam teraz nowe nazwisko, bardzo ładne nazwisko. Iga Nowicka Janiak. Jak to ładnie brzmi, prawda? Co więcej? Mieszkaliśmy razem wcześniej, więc znam wszystkie wady i zalety męża, a on moje. Łączy nas wieka miłość, ale poza tym jesteśmy z dwóch różnych bajek i myślę, że te przeciwieństwa stanowią o wyjątkowości naszej relacji…

— Iga, nie widziałaś mojej szczoteczki do zębów? — niespodziewanie przerwał mi głos Daniela.

Odwróciłam się od komputera i zobaczyłam jak mąż, wychylił głowę zza drzwi łazienki. Na jego przystojnej twarzy pojawił się uroczy uśmiech, a ja z trudem stłumiłam westchnienie, choć domyślałam się, że i tak musiałam mieć maślane oczy, co pewnie Daniel zauważył, bo jego uśmiech stał się jeszcze szerszy, a ja widząc to oblałam się rumieńcem.

„Kurczę, jak ja mu mam powiedzieć, że niechcący strąciłam kubek z półki i jego szczoteczka wpadła do muszli klozetowej. On nie może się o tym dowiedzieć”, pomyślałam przygryzając dolną wargę.

— Eee… — poczerwieniałam, przełykając ślinę. — Może przepłucz usta płynem do płukania zębów, bo wiesz… tak jakoś niechcący twoja szczoteczka wpadła do… — Chrząknęłam, zakładając włosy za ucho, bo słowa jakoś nie chciały przejść mi przez usta.

— Dobra, nie chcę wiedzieć. — Daniel z rezygnacją machnął ręką. — Umyję zęby płynem do płukania jamy ustnej i uciekam do pracy. Co ja z tobą mam… — Pokręcił głową i śmiejąc się zniknął w łazience.

Mój mąż był taki wyrozumiały. Chyba naprawdę musiał mnie kochać. W końcu takie drobne wpadki to nasza codzienność.

25 marca, czwartek

To już chyba obłęd. A może jego początki? Nigdy nie uwierzycie, co  mi się dzisiaj przytrafiło!

Przez pół dnia szukałam kluczy do mieszkania, bo okazało się, że w roztargnieniu gdzieś je zapodziałam. Najpierw obszukałam wszystkie kieszenie kurtek i płaszczy, potem wyrzuciłam wszystko z torebki ze zdziwieniem widząc jak wypadają z niej przeróżne przedmioty, których bym się tam nie spodziewała — szczotka do czesania psa, śrubokręt, paczka plastrów na odciski, baterie do zegarka, niedziałające słuchawki, a nawet … klej do tapet.

„Po co mi ten klej?” pomyślałam, a po chwili przypomniałam sobie, że Aśka robiła remont sypialni i był jej potrzebny, bo kładła nową tapetę. Miałam jej ten klej dać, ale … zapomniałam.

Oprócz tego standard. Znalazłam cztery paczki chusteczek higienicznych, krem do rąk, portfel, tabletki przeciwbólowe, dwie pomadki, lakier do paznokci, długopisy, notatnik, ładowarkę, pilniczek do paznokci, cukierki owocowe, plastry opatrunkowe, śrubokręt, gumki do włosów, niezliczoną ilość paragonów, stare bilety i batony proteinowe. Aż dziwne, że kobieca torebka potrafi tyle pomieścić, jakby nie miała dna… Kluczy jednak nie było.

„Gdzie je wcięło?”, pomyślałam rozglądając się po salonie i tarmosząc włosy, które bujną falą opadały mi na ramiona. Były już bardzo długie i sięgały mi do łopatek. Od czasu pamiętnej wpadki u fryzjera unikałam nożyczek jak ognia, przez co moja fryzura przypominała tę, jaką miała Magda Gessler. Była mega bujna a loki wiły się wokół mojej twarzy we wszystkie strony, przez co wyglądałam jakbym ciągle była nieuczesana albo miała na głowie średnich rozmiarów ptasie gniazdo. Jednak wszelkie próby ich ugładzenia kończyły się fiaskiem.

„Chyba muszę zadzwonić do Agnieszki, żeby umówiła mnie ze swoją znajomą. Może kogoś mi poleci, kto nie zniszczy mi włosów i nie sprawi, że stanę się pośmiewiskiem…”, zdecydowałam.

Najpierw jednak musiałam znaleźć te przeklęte klucze!

— Może Daniel przez pomyłkę wziął je do pracy? — Sięgnęłam po telefon i wybrałam jego numer.

Mąż odebrał po trzech sygnałach.

— Cześć, nie masz może moich kluczy do mieszkania? — zapytałam, jednocześnie rozglądając się po katach, zaglądając za kanapę, a potem za fotel, bo może gdzieś upadły i sobie beztrosko leżą.

— Nie Iga, nie mam twoich kluczy. Nie mów, że znów je zgubiłaś? Dzięki nam miejscowy ślusarz niedługo stanie się krezusem — stwierdził głośno wzdychając, a w jego głosie dało się wyczuć rozbawienie. W wyobraźni widziałam, jak mąż przewraca oczami.

— To nie jest zabawne! — prychnęłam, udając obrażoną. — Serio nie mogę ich nigdzie znaleźć. Na pewno ich nie widziałeś?

— Nie, kochanie. Poszukaj może gdzieś leżą. Muszę kończyć. Pa, widzimy się wieczorem. — Daniel pożegnał się i po chwili rozłączył.

Westchnęłam ciężko i wybrałam numer Aśki. Może ona będzie w stanie mi pomóc zlokalizować zaginione klucze.

Kiedy przyjaciółka odebrała od razu przeszłam do rzeczy.

— Tylko się nie śmiej. Zgubiłam klucze do mieszkania. Pomożesz mi ich szukać? — zapytałam błagalnym tonem, pełna rozpaczy.

— Iga, nie mogę gadać, bo szef się tutaj kręci — odpowiedziała Aśka ściszając głos do szeptu. — Z tego co pamiętam ostatnio miałaś je przypięte do breloczka z owcą, może zostawiłaś je w kurtce?

— Nie, już sprawdzałam. — Pokręciłam przecząco głową. — Nie ma ich tam, na bank. Chyba będę musiała znów je dorobić. To już trzeci raz w tym miesiącu — westchnęłam, uświadamiając sobie własne roztargnienie.

— Trzymam kciuki, żeby jednak się znalazły. Widzimy się w weekend. Całuski! — rzuciła tylko i się rozłączyła.

Nie mając innego wyboru ubrałam się i zdecydowałam, że jednak wyjdę. Założyłam buty i z szafki zgarnęłam kluczyki od auta. Narzucając na siebie kurtkę zerknęłam jeszcze przelotnie do lustra upewniając się, że nie straszę wyglądem, po czym wyszłam z zamiarem poproszenia sąsiadki, żeby popilnowała mieszkania, kiedy mnie nie będzie.

Kiedy zamknęłam drzwi stojąc już na klatce schodowej zerknęłam przelotnie na zamek i wiecie, co się okazało? Że klucz tkwił w środku… I to by było na tyle jeśli chodzi o moje roztargnienie. Miałam nadzieję, że pozostanie to moją słodką tajemnicą. Gdyby Daniel albo Aśka dowiedzieli się o tym, śmiali by się ze mnie przez najbliższy tydzień. Tyle dobrego, że klucze się znalazły, a ja mogłam zaoszczędzić na dorabianiu nowych.

16 kwietnia, piątek

Jak już wspominałam wcześniej od jakiegoś czasu potrzebowałam zmiany, a wraz z nastaniem wiosny postanowiłam coś w sobie zmienić. Oczywiście, podzieliłam się tą informacją z Aśką i Agnieszką, które zgodnie stwierdziły, że to dobry pomysł, ale potem sprawa jakoś ucichła. Jakie było, więc moje zdziwienie, kiedy w dniu moich urodzin zostałam zabrana, a wręcz uprowadzona przez dwie wariatki — przyjaciółkę i siostrę.

— Zobaczysz, jaką mamy dla ciebie niespodziankę! Tylko zamknij oczy i nie podglądaj! — zażądała Aśka, kiedy próbowałam zerknąć, gdzie jedziemy.

Zaraz po pracy podjechały po mnie pod szkołę i zapakowały do auta, niemal jak worek ziemniaków. Kiedy próbowałam od nich wyciągnąć, gdzie mnie wiozą i, co wymyśliły, one udawały głuche lub szybko zmieniały temat.

— Nic nie mów Iga, wytrzymaj jeszcze trochę. Uwierz, warto! — zapewniła Aśka, głosem pełnym przekonania.

Niestety nie mogłam zobaczyć jej miny, bo zasłoniły mi oczy opaską, jak tylko ruszyłyśmy. Podróż nie trwała zbyt długo, po jakichś dziesięciu, może piętnastu minutach auto się zatrzymało i dziewczyny pomogły mi z niego wysiąść, a potem poprowadziły gdzieś w nieznane. Zauważyłam tylko, że wchodzimy do jakiegoś pomieszczenia, a potem zostałam posadzona na fotelu i usłyszałam kobiecy głos mówiący, żebym się odprężyła. Tak też zrobiłam.

Po upływie godziny, a może półtorej? Nie wiem, ile czasu upłynęło, bo straciłam rachubę czasu, mogłam wreszcie odsłonić oczy. Kiedy to zrobiłam okazało się, że … siedzę na fotelu fryzjerskim, a z lustra patrzy na mnie całkiem obca osoba.

Normalnie nie poznałam samej siebie! Moje włosy miały teraz jasny kolor w odcieniu blondu z różowym poblaskiem i miękkimi, łagodnymi falami układały się na ramionach. W dodatku wyglądały na nawilżone i wygładzone, przez co wydawały się takie eleganckie, jakbym była jakąś gwiazdą albo inną celebrytką. I powiem wam, że tak też się poczułam. W oczach zalśniły mi łzy.

— Wow! Niesamowite! — zawołałam z ożywieniem, ponosząc się z fotela i rzucając się uściskać Aśkę i Agnieszkę, które z równym podekscytowaniem oglądały mój nowy odmieniony wygląd.

— To nie wszystko! Teraz zabieramy cię do kosmetyczki, a potem jeszcze masz umówioną wizytę u stylisty i okulisty. Jak szaleć to szaleć! — oznajmiła z przejęciem Aśka, a ja nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę.

— Zwariowałyście, prawda? Po, co to wszystko? Już sama nowa fryzura by wystarczyła — starałam się zaprotestować, ale szybko zostałam uciszona.

— Nie ma mowy, to twój prezent od nas, i nie chcę słyszeć żadnych protestów. — Agnieszka żartobliwie pogroziła mi palcem. — Twoja metamorfoza przejdzie do historii. Daniel jak cię zobaczy taką odmienioną z wrażenia starci głowę. — Zaśmiała się filuternie, puszczając do mnie oczko.

I jak tu jej nie kochać?

— Dziękuję, nie wiem, co powiedzieć. Zrobiłyście mi mega niespodziankę! — zawołałam z wdzięcznością, a potem znowu je uściskałam. One też miały w oczach łzy, ale były to łzy radości.


***

Kilka godzin później, kiedy już wróciłam do domu i patrzyłam na siebie w lustrze czułam się jak Ula Cieplak po metamorfozie w „Brzyduli”. Miałam nie tylko nową świetną fryzurę, ale również pozbyłam się okularów na rzecz szkieł kontaktowych, które dobrała mi okulistka. A moja garderoba została w pełni odświeżona. Teraz dominowały w niej pastele — blade róże, fiolety, błękity, a także szpilki w różnych jaskrawych kolorach, takich jak fuksja, turkus i pistacja. Miałam na sobie jasnoróżową sukienkę i dopasowaną kurtkę jeansową w kolorze pudrowego różu, a na nogach amarantowe szpilki i… czułam się doskonale. Byłam ciekawa jak zareaguje mąż na mój widok.

Kiedy Daniel wszedł do mieszkania i mnie zobaczył w pierwszej chwili mowę mu odebrało. Stał i się tylko na mnie patrzył. Z trudem udało mi się zachować powagę i nie roześmiać na widok jego miny. Wreszcie po upływie dobrych paru minut usłyszałam:

— Iga, to na pewno ty? Jakoś inaczej wyglądasz…

— Nie podobam ci się? — Mój głos zaczął przybierać niepokojące tony. Czułam, że jestem na skraju irytacji. Cała radość odpłynęła. Zmrużyłam oczy.

— Podobasz i to bardzo, ale … — zakłopotał się, uciekając wzrokiem. — Ale, co ci się stało? — Zmarszczył brwi.

Westchnęłam ciężko, a potem wyjaśniłam spokojnym głosem:

— Aśka i Aga zrobiły mi metamorfozę w prezencie urodzinowym. I oto jestem. Voila! — Ukłoniłam się z gracją, posyłając mu całusa. — Twoja nowa żona! Czyż nie jestem piękna? — Obróciłam się wokół własnej osi.

— Tak, kochanie. Oczywiście, jesteś urocza — przyświadczył, kiwając głową. — Muszę się chyba napić czegoś mocniejszego albo coś… — zaczął niepewnie, czerwieniąc się i drapiąc w zakłopotaniu po głowie, a wtedy nie wytrzymałam i podniosłam głos:

— Niby czemu? — Wzięłam się pod boki i rzuciłam mu spojrzenie magiery.

— To chyba z szoku. Wiesz, twój wygląd… — zaczął niepewnie, a po chwili, która wydawała mi się wiekiem, bo już zaczęłam myśleć o rozwodzie, wybuchnął śmiechem i zawołał: — Żartowałem. Iga, wyglądasz niesamowicie! — Podbiegł i mnie pocałował tak ogniście, że poczułam jak krew się we mnie burzy.

Po kilku nieskończenie długich minutach, oderwaliśmy się od siebie.

— Ale mnie nastraszyłeś? — Pacnęłam go dłonią w ramię. — Myślałam, że ci się nie podobam!

— No coś ty! Mam najpiękniejszą żonę na świecie. Bardzo cię kocham, Iga! Cudownie wyglądasz! — Daniel objął mnie i przytulił, aż dotarł do mnie zapach jego perfum. Pachniał tak bosko, że poczułam motyle w brzuchu.

— Ja ciebie też, mój mężu! — Pocałowałam go mocno w usta.

Parę chwil później, gdy już skończyliśmy się całować, Daniel odsunął się i oznajmił:

— A byłbym zapomniał. Ja też mam dla ciebie niespodziankę. Zamówiłem stolik w restauracji, zabieram cię na kolację, a potem pójdziemy na romantyczny spacer. — Puścił do mnie oko, posyłając mi swój seksowny uśmiech.

— Świetnie. Mogłabym mieć urodziny codziennie. Nikt mnie dawno tak nie rozpieszczał — westchnęłam, po czym oboje roześmialiśmy się, a wtedy do salonu wpadły nasze zwierzaki — Tiger i Futrzak i zaczęły się domagać swojej codziennej dawki czułości. Przytulaskom i głaskaniu nie było końca.

Kiedy późnym wieczorem położyłam się spać, długo nie mogłam zasnąć z tych wszystkich emocji. Dawno nie czułam takiej radości i podekscytowania. I niech mi ktoś powie, że życie po ślubie jest nudne! Moje z pewnością takie nie było! Zerknęłam w lewo — Daniel spał na boku, z ręką pod policzkiem, w nogach łóżka rozłożyły się i słodko spały zwierzaki. Patrzyłam na nich wszystkich z rozczuleniem i wiecie, co sobie uświadomiłam w tamtym momencie? Że jestem prawdziwą szczęściarą, bo wszystko, co kocham jest blisko mnie, na wyciągniecie ręki i niczego więcej do szczęścia mi nie potrzeba.

28 kwietnia, środa

Chociaż od naszego ślubu minęło już ponad pół roku dla mnie była to zaledwie chwila. Czas tak szybko mijał, że niemal straciłam rachubę. Kiedy wróciliśmy z miesiąca miodowego, który spędziliśmy na jednej z malowniczych plaż Malediwów, oboje zajęliśmy się codziennymi obowiązkami, które zaczęły nas pochłaniać do tego stopnia, że widywaliśmy się jedynie wieczorem, kiedy kładliśmy się spać. Daniel łapał więcej zleceń, bo chcieliśmy wyremontować mieszkanie, a mnie wciągnęły szkolne sprawy: spotkania z rodzicami, lekcje i wycieczki z dzieciakami. Tak upłynęła jesień, zima, a wraz z nadejściem nowego roku wszystko zaczęło się od nowa. W pewnym momencie złapałam się na tym, że zamiast cieszyć się małżeństwem, skupiliśmy się na pracy. Postanowiłam o tym porozmawiać z mężem, bo ten stan zaczął mnie męczyć i niepokoić jednocześnie.

Jak to ja musiałam działać! I to szybko! Wiadomo lepiej zapobiegać niż leczyć. Dlatego tego dnia zaraz po wyjątkowo udanej kolacji (zapiekanka z ziemniakami), kiedy usiedliśmy w salonie, aby obejrzeć kilka odcinków „Bez pożegnania” na Netflixie zagadnęłam męża:

— Czy nie uważasz, że coraz mniej czasu spędzamy razem?

Daniel odłożył pilota na stolik i spojrzał na mnie takim wzrokiem jakbym zapytała go czy kosmici istnieją.

— Nie, Iga, przecież teraz go spędzamy. Poza tym wydaje mi się, że tyle co wcześniej. Co jest? Martwisz się czymś? — Mąż przytulił mnie i pocałował w skroń.

Westchnęłam przeciągle i zrobiłam zniechęconą minę.

— Bo mam wrażenie, że zachowujemy się jak stare zgredy, które wszystko, co najlepsze mają już za sobą… — powiedziałam z rozżaleniem, tonem niezadowolonego dziecka.

— Co chcesz przez to powiedzieć, Iga? Że popadliśmy w rutynę? — Daniel nieznacznie podniósł głos, nerwowo przeczesując włosy.

Energicznie pokiwałam głową.

— Myślę, że tak. Oczywiście ja też nie jestem bez winy — powiedziałam szybko, widząc jego zaskoczoną minę. — Musimy coś zmienić, tak być nie może. Chcę cieszyć się z tobą życiem, wychodzić gdzieś, gdziekolwiek do kina czy do restauracji, może gdzieś wybrać się na wycieczkę. Tęsknię za czasami narzeczeństwa… — Pociągnęłam nosem, tłumiąc łzy.

Mąż przytulił mnie, a potem odsunął się i spojrzał mi prosto w oczy, tym swoim szczerym, kochanym spojrzeniem i oznajmił:

— Iga, jeśli chcesz możemy razem gdzieś wyskoczyć, czemu nie powiedziałaś mi o tym wcześniej, zrozumiałbym. Wiesz, ja nie jestem jasnowidzem. Mieliśmy mówić sobie o wszystkim. Jeśli chcesz, żebym zrezygnował z części zleceń to powiedz — zauważył łagodnie, gładząc dłonią mój policzek.

Odruchowo wtuliłam twarz w jego dłoń i przymknęłam oczy.

— Nie, chodzi o to, żebyśmy mieli codziennie chociaż godzinę dla siebie, żebym czuła, że nadal ci na mnie zależy. Wiesz, my kobiety potrzebujemy uwagi i zaangażowania, chcemy się czuć kochane… — wyjaśniłam, skubiąc kosmyk włosów.

— Nie miałem pojęcia, że tak to odbierasz… — zakłopotał się, pocierając ręką szczękę.

Widząc jego zmieszanie i niepewność, zebrałam się na odwagę i zapytałam:

— Ale nadal mnie kochasz, prawda? — Serce waliło mi w piersi chcąc niemal wyskoczyć, gdy w napięciu czekałam na jego odpowiedź.

Spojrzał na mnie zdziwiony, jakbym zapytała go o to, czy trawa jest zielona.

— Oczywiście, że tak. Kocham cię, jak możesz w to wątpić, Iga?

— Bo ostatnio rzadko mi to mówisz… — Naburmuszyłam się, robiąc minę dziecka, któremu zabrano cukierka.

— Jesteś wszystkim, czego potrzebuję do szczęścia — zapewnił z ogniem w głosie. — Bez ciebie nie byłbym w pełni sobą. Uzupełniasz mnie jak drugi kawałek pomarańczy. — Daniel puścił do mnie oko i roześmiał się. — Nie umiem mówić górnolotnie, ale lubię cię Iga, bardzo cię lubię… — Wymruczał całując mnie w szyję, a mi zrobiło się gorąco, tak na mnie podziałały jego słowa.

— To dobrze, wariacie, bo ja ciebie też. Nawet może bardziej… — Mówiąc to, przysunęłam się i pocałowałam go mocno w usta, wkładając w ten pocałunek całą swoją tęsknotę, niepewność i miłość, a wtedy Daniel objął mnie i odwzajemnił pocałunek.

Kiedy się od siebie odsunęliśmy oboje ciężko oddychaliśmy, a jego oczy lśniły.

— Nadal chcesz oglądać serial? Bo ja jakoś straciłem chęć… — rzekł mój mąż niskim, zmysłowym głosem, posyłając mi zawadiacki uśmiech.

— Nie, absolutnie nie! — oznajmiłam, również się uśmiechając.

A wtedy Daniel chwycił mnie za biodra i wziął na ręce, a potem zaniósł do sypialni, gdzie pokazał mi jak bardzo mnie lubi…

Po tamtej rozmowie (i gorącej nocy) uświadomiłam sobie, że czasem wystarczy szczera rozmowa, chwila oddechu od codziennej gonitwy, by przypomnieć sobie ile ten ktoś, kto jest blisko, dla nas znaczy. I, że trzeba sobie okazywać miłość w drobnych codziennych sprawach, a nie oczekiwać wyznań rodem z komedii romantycznych. Życie to nie bajka albo film i tylko od nas znaczy jak je przeżyjemy. Warto cieszyć się nim każdego dnia i doceniać to, co mamy i tych, którzy są blisko nas.

3 maja, poniedziałek

„Wiosna, wiosna ach to ty!” śpiewał Marek Grechuta. I wiecie, co jakoś ostatnio ta piosenka ciągle siedziała mi w głowie. Może to dlatego, że znowu grali ją w radiu? Albo przyroda na mnie tak działała, że czułam się lekka jak piórko i unosiłam nad ziemią, jakbym była balonikiem. Maj miał w sobie coś takiego, że człowiek chciałby przytulić się do każdego napotkanego drzewa i wciągnąć do płuc świeże wiosenne powietrze pachnące bzem i jeszcze czymś takim nieuchwytnym, jak obraz za mgłą. Może to majowe poranki miały w sobie tę magię? A może wieczory? Nie wiedziałam, jednak czułam całą sobą jak razem z rozkwitającą przyrodą budzę się do życia.

Dzisiaj nawet Aśka zauważyła, że coś się zmieniło.

— Jakoś inaczej wyglądasz Iga, promieniejesz i bije od ciebie takie jakieś wewnętrzne światło — powiedziała z ożywieniem, kiedy siedziałyśmy na ławce w parku i obserwowałyśmy łabędzie pływające po stawie.

— A wiesz, bo jakoś tak wiosna na mnie działa, że mam więcej energii do działania i te całe endorfiny też robią swoje. To się chyba nazywa szczęście… — Uśmiechnęłam się promiennie spoglądając na nią kątem oka.

Przyjaciółka poprawiła zsuwający się kapelusz i wygładziła czerwoną spódnicę. Jej blond włosy lśniły w słońcu. Moje były jaśniejsze z różowym poblaskiem. Tego dnia założyłam błękitną sukienkę i jasnożółty płaszczyk, a na nogach miałam szpilki w kolorze pudrowego różu. Przywykłam już do nowego wyglądu i czułam się doskonale w tym wcieleniu, aż żałowałam, że tak późno zdecydowałam się na zmiany.

— Może to nie wiosna, a może coś innego… — Aśka zrobiła tajemniczą minę, uśmiechając się jakby właśnie dzieliła się ze mną jakimś sekretem.

Nie wiedziałam co jej chodziło po głowie, aż nagle mnie olśniło. Jej uwaga sprawiła, że zaczęłam się zastanawiać, czy może nie mieć racji. Od trzech miesięcy staraliśmy się z Danielem o dziecko, czyżby to znaczyło, że… na samą myśl mocniej zabiło mi serce.

— Chcesz mi coś powiedzieć, Iga? — Przyjaciółka przysunęła się uważnie lustrując moją twarz i widząc jak lekko pobladłam.

— Jest taka możliwość, że mogę być w ciąży, ale pewności nie mam — wyznałam niepewnie. — Wiesz, staramy się już od jakiegoś czasu z Danielem o powiększenie rodziny… — urwałam gestykulując gwałtownie rękami i gorączkowo analizując ostatnie tygodnie, uświadamiając sobie, że okres mi się spóźnia już prawie miesiąc.

— Jeśli chcesz mieć pewność możemy iść do apteki, kupię testy i sprawdzisz. Nawet nie wiesz jakbym się ucieszyła, gdybym została ciocią! — Aśka aż klasnęła w dłonie z tych emocji, a w jej głosie nie dało się ukryć ekscytacji.

Pacnęłam ją żartobliwie ręką w ramię, zaśmiewając się do rozpuku. Kiedy się uspokoiłam, spytałam z nadzieją:

— A sama nie myślisz o dziecku? Nie masz wrażenia, że twój zegar biologiczny tyka, czy coś?

Aśka przecząco pokręciła głową. Od dawna nie kryła się ze swoimi poglądami, więc wiedziałam co myśli o macierzyństwie, ale czy nie można zmienić zdania? Podobno tylko krowa nie zmienia poglądów…

— Nie, kiedyś przez chwilę myślałam o tym, ale z czasem uświadomiłam sobie, że nie widzę się w roli matki, a macierzyństwo nie jest dla mnie. Lubię dzieci, ale nie czuję potrzeby, żeby sama je mieć, rozumiesz? — Spojrzała na mnie znacząco, jakby chciała powiedzieć „Znasz mnie Iga, wiesz, co o tym sądzę. Dzieci to nie moja bajka”.

— Pewnie, jeśli tak czujesz, to nie powinnaś robić niczego wbrew sobie — rzekłam pocieszająco, dotykając jej ramienia.

— Chodźmy do tej apteki, bo nie wytrzymam tej niepewności. — Aśka szybko zmieniła temat, pociągając mnie za rękę, a ja bez wahania podniosłam się z ławki i ruszyłyśmy truchtem w stronę najbliższego pawilonu handlowego, gdzie znajdowała się osiedlowa apteka.


***

Po pół godzinie siedziałyśmy u Aśki w mieszkaniu i czekałyśmy na wynik testu ciążowego. W tej chwili czułam tysiąc uczuć jednocześnie — radość, podekscytowanie, strach, przerażenie. Z jednej strony cieszyłam się na myśl o ciąży, ale z drugiej obawiałam się jak to będzie i czy sobie poradzimy z Danielem.

Kiedy upłynęły odpowiednie minuty kazałam Aśce iść i sprawdzić wynik testu. Sama jakoś bałam się spojrzeć, czując jakby mi się żołądek wywracał na lewą stronę. Przyjaciółka poszła do łazienki, a ja siedziałam na kanapie niczym na szpilkach obgryzając paznokcie z nerwów. Gdy pojawiła się w drzwiach z uśmiechem na ustach i wilgotnymi oczami wiedziałam już co powie i nie myliłam się.

— Dwie kreski. Nie ma wątpliwości jesteś w ciąży. Dasz wiarę? — zawołała z ożywieniem, a jej oczy rozbłysły radością.

Podskoczyłam gwałtownie, a wtedy Aśka rzuciła się, żeby mnie uściskać.

— Będę matką! O kurczę, Daniel zwariuje ze szczęścia! — krzyknęłam z entuzjazmem, kiedy skończyłyśmy się przytulać i zaczęłam tańczyć po pokoju taniec radości, a wtedy Aśka podkręciła głośniej radio i razem zaczęłyśmy pląsać po salonie w rytmie „Paradise” zespołu Coldplay.

To było niesamowite. Poczułam wolność i szczęście. Niczym nie zmącone szczęście. Objęłyśmy się i na zmianę to płakałyśmy to się śmiałyśmy.


***

Po powrocie do domu, gdy wieczorem Daniel wrócił z pracy podzieliłam się z nim radosną nowiną. Mąż zareagował tak jak się tego spodziewałam, chwycił mnie w ramiona i obrócił wokół własnej osi, a potem zaczął całować po włosach i policzkach.

— To cudownie, Iga. Tak się cieszę! Zostanę ojcem! To najlepsza wiadomość jaką mogłem usłyszeć. Musimy to jakoś uczcić. Może kolacja w tej włoskiej restauracji? — Uśmiechnął się z czułością, gładząc mój jeszcze płaski brzuch.

— Czytasz mi w myślach. Nie wiem, czym sobie zasłużyłam na takiego męża? — powiedziałam z rozrzewnieniem, a wtedy poczułam jak coś się przypala. — Pieczeń, na śmierć o niej zapomniałam! — zawołałam, łapiąc się za głowę i rzucając się w stronę kuchni.

Oczywiście nasza kolacja okazała się niezjadliwa. Ale nic nie mogło teraz zakłócić naszego szczęścia. Zjedliśmy kanapki z szynką i serem, i były przepyszne. Podejrzewałam, że w tej chwili nawet suchy chleb by mi smakował.

9 maja, niedziela

Kiedy nadszedł weekend moi rodzice zaprosili nas na niedzielny obiad i stwierdziłam, że nie będzie lepszej okazji, żeby przekazać im dobre wieści. Choć znając moją mamę podejrzewałam, że zacznie się zachowywać jak kwoka i będzie nade mną chuchać i dmuchać, żebym tylko sobie czegoś nie uszkodziła, no wiecie — nie złamała sobie nic, nie potknęła się, albo na coś nie wpadła. Niestety tak zwykle bywało, że w towarzystwie mojej mamy kłopoty pojawiały się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki i chociaż Daniel pocieszał mnie mówiąc, żebym nie martwiła się na zapas i nie przejmowała czymś na co nie mam wpływu, to ja jakoś nie potrafiłam przestać o tym myśleć.

Podróż za miasto do domu rodziców minęła nam spokojnie. Tego dnia było bardzo ciepło. Słupki rtęci wskazywały ponad dwadzieścia stopni, założyłam więc lawendową bluzkę i miętowe spodnie, a do tego jeansową kurteczkę w kolorze fuksji i żółte pantofle.

Mąż śmiał się, że od tych kolorów dwoi się mu i troi w głowie, a ja widoczna jestem nawet z kosmosu, ale tylko wzruszyłam ramionami posyłając mu uśmiech pełen słodyczy. Ciąża sprawiała, że złagodniałam, choć od czasu do czasu potrafiłam bez powodu wybuchnąć płaczem lub śmiechem, ale lekarka powiedziała mi, że hormony ciążowe będą odpowiadały za mój rozchwiany stan emocjonalny aż do zakończenia ciąży, czekała mnie więc całkiem interesująca perspektywa. I nie tylko mnie ;) Póki co nie miałam żadnych zachcianek żywieniowych, więc Daniel mógł w spokoju odpoczywać i nie zrywać się w środku nocy, aby jechać na stację benzynową po czekoladę albo kiszone ogórki.

„Mój mąż z pewnością nie będzie się nudził przez najbliższe miesiące”, pomyślałam z przekąsem, patrząc na krajobraz przesuwający się za szybą samochodu.

Drzewa puszczały już liście, wszędzie rozpanoszyła się zieleń, a ptaki trelowały jak szalone, co zauważyłam, kiedy uchyliłam okno. Słońce i wiatr we włosach to było to coś, czego mi było potrzeba. Cieszyłam się jak dziecko na widok gwiazdkowego prezentu, a Daniel nie komentował mojego zachowania, patrzył się tylko na mnie jak na jakiś wyjątkowy okaz w muzeum. Pewnie myślał, że postradałam zmysły, ale znając moje humory postanowił to przemilczeć. Widziałam jak drga mu kącik ust, ale z uporem patrzył na drogę przed sobą.

Po pięciu minutach zjechał z szosy i wjechał na podjazd przed domem rodziców, a kiedy zatrzymał auto nie mogłam się powstrzymać i zatrąbiłam, a wtedy wróble siedzące na pobliskiej wierzbie poderwały się do lotu.

Drzwi otworzyły się i stanęła w nich mama ubrana w niebieską sukienkę, w ręku ściskała ścierkę. Na nasz widok pomachała nią, a jej twarz rozjaśnił przyjazny uśmiech.

Wysiadłam z auta i poszłam się z nią przywitać.

— Cześć! Mizernie wyglądasz. Byłaś u lekarza? — Mama odsunęła się i przyjrzała mi się uważnie zasypując mnie pytaniami. — Mąż chyba słabo o ciebie dba… — Puściła oko do Daniela, który właśnie wchodził na ganek, by się z nią przywitać.

Daniel słysząc uwagę mojej matki pod swoim adresem tylko pokręcił głową i lekko pogroził jej palcem.

— Też się cieszę, że cię widzę mamo. Dzień dobry! — powiedział ciepło, uśmiechając się i całując ją w szorstki policzek, na co ona zaczęła chichotać jak nastolatka.

Patrzyłam na nich z głupim uśmieszkiem, ale bardzo mi się podobał ten obrazek, nawet chyba pociągnęłam nosem, ale może to alergia, a nie wzruszenie? Musiałam jednak przyznać, że mój mąż miał świetny kontakt z moimi rodzicami. Ja niestety nie mogłam tego samego powiedzieć o jego mamusi. Tak jak przed ślubem tak i po ślubie traktowała mnie jak utrapienie i rzep, który się przyczepił do jej syna. Na samą myśl o tym, że ją też musimy odwiedzić poczułam nieprzyjemne łaskotanie w okolicach żołądka. Teść natomiast okazał się w porządku. Był miłym, spokojnym facetem, żyjącym pod pantoflem swojej żony. Do mnie odnosił się życzliwie i z sympatią, lubiłam z nim rozmawiać i żartować, gdy teściowej nie było w pobliżu. Przy niej oczywiście musiałam zachowywać powagę, bo głośny śmiech i żarty uważała za obrazę i traktowała je jako naigrywanie się z niej. Już się niemal domyślałam, co mnie czeka na spotkaniu z nimi… Póki, co postanowiłam skierować myśli na inne tory.

„Ten problem zostawię sobie na później”, pomyślałam.

Moja mama też nie należała do łagodnych owieczek i byłam ciekawa w jakiej atmosferze upłynie nam dzisiejszy obiad.

— Nie stójcie w drzwiach, kochani. Wchodźcie, wchodźcie. — Mama ponagliła nas gestem dłoni, a my z Danielem weszliśmy do domu.

— Jak tata, lepiej z nim? — zapytałam zdejmując kurteczkę i wieszając ją na wieszaku w przedpokoju, w tym czasie Daniel zdjął buty i kurtkę i założył kapcie.

Tutaj każdy z gości otrzymywał własny zestaw kapci, które zakładał, bo jak uważała moja mama każda choroba zaczyna się od chodzenia na boso. A polemizować z nią nie należało, kończyło się to zwykle oschłym „no też coś, jak można chodzić bez kapci”, lub co gorsze groźnym spojrzeniem „to mój dom, ja ustalam zasady”. Niekiedy też dla lepszego efektu raczyła delikwenta, czyli gościa spojrzeniem zranionej łani, które sprawiało, że miękło mu serce. Dla świętego spokoju nosiliśmy więc kapcie i po pewnym czasie przywykliśmy do różnych szaleństw mojej mamy. Podejrzewałam, że to po niej odziedziczyłam swoją zdolność do pakowania się w kłopoty i przyciągania pecha.

Tato był spokojnym i opanowanym człowiekiem. Jego stoicki spokój sprawiał, że można było się przy nim wyciszyć i zrelaksować.

Za to moja mama uwielbiała być w centrum uwagi i zazwyczaj wtrącała swoje trzy grosze do każdej sprawy, nawet jeśli nie miała z nią nic wspólnego. I zwykle to ona miała rację, rzadko się myliła. Wiedziała wszystko o wszystkich, podejrzewałam, że marnuje się na prowincji. Mogłaby rozwijać się jako wzięta reporterka w plotkarskim czasopiśmie i doskonale by siebie radziła.

Moje rozmyślania przerwało chrząknięcie, spojrzałam więc w lewo. Tato właśnie wstawał z fotela odkładając gazetę na stolik kawowy.

— Cześć, córeczko. Dobrze cię widzieć — powiedział posyłając mi życzliwy uśmiech i wyciągając ramiona, a wtedy podeszłam i się do niego przytuliłam. Pachniał wodą kolońską i mydłem, a jego siwe włosy były gładko zaczesane do tyłu. Błękitne oczy otaczały kurze łapki, które dodawały mu powagi. Mimo swojego wieku mój ojciec nadal był przystojnym mężczyzną, wysokim i szczupłym. Gdyby nie choroba do tej pory zajmowałby się sprzedażą nieruchomości, ale kiedy stwierdzono u niego cukrzycę i coraz częściej tracił przytomność wspólnie z mamą zdecydowali, że przejdzie na rentę. Mieli oszczędności, więc widmo głodu nie zaglądało im w oczy. W razie czego obiecaliśmy z Danielem pomoc, ale póki co ograniczała się ona do prac w ogrodzie czy zakupów. Rodzice jakoś sobie radzili i wyglądali na szczęśliwych.

— Tak, podczas ostatniej wizyty lekarz powiedział, że duża zasługa to trzymanie diety i przyjmowanie insuliny o stałych porach. Nikt tak nie zadba o męża jak żona, prawda? — Mama położyła dłoń na moim ramieniu, a ja posłałam jej kwaśny uśmiech.

— Mamo, proszę… O co ci znów chodzi? — spytałam z wyrzutem, marszcząc nos. — Daniel nie narzeka, prawda mężu? — Zerknęłam uwodzicielsko na swoją drugą połówkę pomarańczy.

Mąż właśnie sadowił się za stołem, spojrzał na mnie i chrząknął chcąc stłumić uśmiech. Już chciałam otworzyć usta i coś odpowiedzieć, gdy usłyszałam jego spokojny głos:

— Myślę, że Iga jest wspaniałą żoną. Nie wyobrażam sobie, żeby mogło być lepiej. Mamy dla was wieści, ale o tym powiemy dopiero przy deserze — zaznaczył, a jego spojrzenie mówiło, że to będzie wielka niespodzianka.

Spojrzałam na niego z wdzięcznością, a moje serce fiknęło koziołka. Ten obiad zapowiadał się o wiele ciekawiej niż myślałam.


***

Ledwo dotrwałam do końca obiadu. Jak się możecie domyśleć u moich rodziców niedzielny obiad nie składał się z jednego dania, tylko z trzech. Najpierw była przystawka, najczęściej zupa. Tutaj królował tradycyjnie rosół albo pomidorowa. Potem drugie danie, zwykle pieczeń lub kurczak i oczywiście nie mogło zabraknąć deseru. Jeśli chodzi o deser to najczęściej było to ciasto domowej roboty — sernik albo szarlotka. Wytrwałam jakoś próbując po kolei wszystkich dań, bo mama podtykała mi, co smakowitsze kąski, mówiąc, że mizernie wyglądam, a mi trudno było jej odmówić, przez co czułam jak pod koniec posiłku spodnie robią się za ciasne w pasie, a guzik ledwie trzyma.

Daniel wziął na siebie obowiązek prowadzenia konwersacji, opowiadał o swojej pracy, sypał anegdotami jak z rękawa, a ja tylko zerkałam na niego kątem oka, skubiąc szarlotkę i popijając zieloną herbatą. Siedziałam niemal już jak na szpilkach, gdy wreszcie mąż wziął mnie za rękę i powiedział z ożywieniem:

— Mamy z Igą wam coś do przekazania. Myślę, że się ucieszycie, nie mniej niż my. — Uśmiechnął się, a jego oczy błyszczały radością. Wyglądał doskonale i bardzo przystojnie w niebieskiej koszuli i jeansach. Lekko gładząc moją rękę, oznajmił wreszcie: — Będziemy mieli dziecko. Iga jest w ciąży.

A wtedy w jadalni zapadła cisza, po której nastąpiło coś co mogłabym określić mianem tsunami. Mama rzuciła się na nas z okrzykiem „To cudownie, kochani!” przy czym nie udało się jej powstrzymać energicznego wymachiwania rękami w efekcie czego strąciła łokciem filiżankę z kawą. Daniel rzucił się łagodzić kataklizm widząc jak brązowa ciesz ścieka po białym obrusie na dywan. Ja nie byłam w stanie się ruszyć, zwłaszcza gdy mama zapowiedziała, że teraz będzie nas codziennie odwiedzać, aby upewnić się, że niczego mi nie potrzeba. Gdy to usłyszałam o mało nie wyzionęłam ducha, wyobrażając sobie wtrącającą się do wszystkiego matkę i jej apodyktyczny ton. Myślałam, że zemdleję, ale jakoś udało mi się opanować, choć nie było to łatwe. Ręce trzęsły mi się jeszcze w aucie, gdy jechaliśmy do domu.

Szybko się pożegnaliśmy z rodzicami. Musiałam ochłonąć, bo emocje sprawiły, że chciało mi się śmiać i płakać jednocześnie. Czułam się jak rozchwiana emocjonalnie nastolatka. W tej chwili marzyłam tylko o świętym spokoju. Na szczęście Daniel zajął się wszystkim. Po powrocie do domu zrobił mi aromatyczną kąpiel a potem przebrana w piżamę wlazłam pod kołdrę i włączyłam Netflixa. Mąż zajmował się mną czule przez całe popołudnie i wieczór, a ja poczułam się szczęśliwa jak nigdy dotąd.

12 maja, środa

Co mnie podkusiło, aby wziąć się za pieczenie tych przeklętych ciasteczek? Nie mam pojęcia, ale tego dnia potwornie się nudziłam, bo miałam wolne w pracy i nie wiedząc jak mogłabym spożytkować ten czas pomyślałam, że dawno nic nie pichciłam a w naszej kuchni brakuje tego, co najważniejsze — zapachu piekących się ciasteczek albo innych wypieków.

Jak pewnie pamiętacie kucharka ze mnie marna, ale „cukierniczka” jeszcze gorsza. Podczas ostatniego podejścia do tematu ciast i tortów zaliczyłam kolejną spektakularną wpadkę (co było do przewidzenia). Tym razem miało być inaczej. Znalazłam prosty przepis na muffinki z czekoladą. Jak sugerowała autorka bloga kulinarnego, na którym znalazłam przepis, niejaka „Słodka babeczka”, nawet pięcioletnie dziecko upiecze pyszne babeczki posiłkując się jej niezawodną recepturą. A skoro ona tak zachwalała te muffinki i czytelniczki jej bloga w komentarzach wprost rozpływały się z zachwytu to uznałam, że mogą mieć rację i jest jeszcze dla mnie nadzieja :)

Po wyciągnięciu z szafki i lodówki wszystkich niezbędnych składników na babeczki zaczęłam od zerknięcia do przepisu i kolejno dodawałam to, co trzeba do miski, aby utrzeć masę, którą należało wypełnić kolorowe papilotki do muffinek.

Kiedy ciasto na babeczki było gotowe, wylałam brunatną masę z płatkami mlecznej czekolady do ustawionych na blasze papilotek, a potem włożyłam blachę do nagrzanego piekarnika i ustawiłam minutnik. W tym czasie, gdy miały się piec muffinki ja postanowiłam przygotować krem, a że byłam leniwa postanowiłam, że zamiast tego użyję bitej śmietany. Kiedy muffinki się upiekły wyjęłam je z piekarnika i postawiłam gorącą blachę na stole, a potem wyciągnęłam z lodówki bitą śmietanę, kolorowe dodatki do babeczek, które stały w dolnej szafce i owoce.

Pochłonięta dekorowaniem babeczek nie zauważyłam jak mąż wszedł do kuchni i podchodząc do mnie od tyłu zawołał:

— A tutaj, co się dzieje?

Podskoczyłam jak rażona piorunem upuszczając trzymaną w ręku miseczkę z kolorowymi ozdobami do ciasteczek. Oczywiście wszystko wysypało się na podłogę…

— Czemu mnie straszysz? — spytałam z wyrzutem, widząc jak Daniel uśmiecha się kącikiem ust, a jego spojrzenie jest figlarne jakby planował jakąś psotę.

— Widok żony w kuchni w dodatku piekącej ciasteczka to coś czego się nie spodziewałem. Zaskoczyłaś mnie Iga… — mruknął, a ja pacnęłam go ręką w ramię.

— Jeszcze nieraz cię zaskoczę, drogi mężu. — Uśmiechnęłam się słodko, podając mu jedną z muffinek, udekorowaną bitą śmietaną i owocami.

Daniel bez wahania wgryzł się w ciastko, by po chwili rzucić się w stronę zlewu i je wypluć.

— Co ty tam dodałaś Iga? — zerknął podejrzliwie na babeczki, a potem skupiając wzrok na mnie.

— To, co było w przepisie. A co? — zapytałam mrużąc oczy, a potem nie zastanawiając się nad tym co robię ugryzłam kawałek babeczki i … poczułam, że jest potwornie słona.

Krzywiąc się otworzyłam szafkę nad zlewem i okazało się, że pomyliłam pojemniki. Tam, gdzie była sól wsypałam cukier i odwrotnie… I to były właśnie ciasteczka z niespodzianką. Jak się okazuje mistrzem fartucha to ja raczej nie będę i nawet pięciolatek mógłby mnie pokonać w tak prozaicznej czynności jaką jest pieczenie. A już myślałam o tym, że pech mnie opuścił…

Na szczęście Daniel był zapobiegliwy i zamówił pizzę, więc nie musiałam martwić się o podwieczorek. A, co do muffinek to skończyły w koszu na śmieci. Co z tego, że wyglądały pięknie, jak były niezjadliwe? Humor mi się trochę popsuł po tej wpadce z babeczkami, ale mąż postarał się o to, bym zapomniała o swoim cukierniczym niepowodzeniu, bo poleciał do cukierni i przyniósł moją ulubioną tartę z malinami. Szczęśliwa i najedzona poszłam się wykąpać a potem padłam na łóżko ze zmęczenia. Zanim Daniel przyszedł do sypiali ja już spałam słodko jak niemowlę.

W nocy miałam koszmarne sny o kolorowych muffinkach z niespodzianką, które miały wielkie zębiska i goniły mnie chcąc pożreć. Obudziłam się z okrzykiem przerażenia, który sprawił, że Tiger i Futrzak uciekły z sypialni a Daniel poderwał się jak rażony piorunem i … spadł z łóżka.

Wtedy ja przestałam krzyczeć i zaczęłam się śmiać. Mąż obrażony wstał i poszedł zaparzyć sobie melisę.

„Coś mi się wydaje, że czeka nas jeszcze wiele takich niespodzianek”, pomyślałam tłumiąc ziewnięcie i zawijając się w kołdrę.

Zasnęłam nim moja głowa dotknęła poduszki. Tym razem nic mi się nie śniło, a kiedy się obudziłam za oknem było już jasno. Spojrzałam na drugą stronę łóżka, ale Daniela w nim nie było. Na stoliku nocnym leżała kartka. Wzięłam ją do ręki i przeczytałam:

„Śniadanie jest na stole. Kocham cię. Dobrego dnia, żono!”

W tamtym momencie po raz kolejny uświadomiłam sobie jaką jestem szczęściarą. Daniel był najlepszym mężem pod słońcem. Czasem miałam wrażenie, że nie zasługuję na niego, bo kto jak kto, ale on miał do mnie mnóstwo cierpliwości i musiał mnie naprawdę mocno kochać, żeby wytrzymać wszystkie moje szaleństwa.

Tego dnia postanowiłam, że dla niego postaram się być jak najlepszą żoną. I zacznę już dziś, nie będę niczego odkładać na potem, bo żeby zmienić coś w życiu nie należy czekać na odpowiedni moment, bo on nigdy może nie nadejść. Najlepiej wziąć swój los w swoje ręce, a marzenia zamienić na cele do zrealizowania.

Cel na dziś: Traktować innych tak jak chcę aby oni traktowali mnie.

Podbudowana tymi słowami wstałam z łóżka z nową energią i przekonaniem, że to będzie dobry dzień. W końcu nie ma to jak pozytywne nastawienie, prawda?

20 maja, czwartek

Nie mam pojęcia jakie rozterki towarzyszą innym mężatkom, ale ja będąc po ślubie niecały rok przekonałam się dzisiaj czemu jest tak dużo rozwodów.

A zaczęło się od tego, że Daniel zaproponował, że zabierze mnie na większe zakupy, bo zbliżał się weekend i mieliśmy zrobić grilla dla rodziny i znajomych. Jak tylko skończyłam pracę mąż podjechał po mnie pod szkołę i pojechaliśmy do supermarketu. Tego dnia wyjątkowo pogoda nie sprzyjała wyjściu z domu. Siąpił deszcz, a wilgoć panowała taka, że nawet prostowanie włosów nie pomogło i po kilku chwilach na powietrzu zaczęły się puszyć, przez co wyglądałam jak pudel. I wcale, ale to wcale nie było mi do śmiechu, gdy spojrzałam w lustro i zobaczyłam swoje odbicie. Daniel na szczęście pohamował śmiech w przeciwnym razie skończyłby z podbitym okiem jak nic :)

Wsiedliśmy więc do auta jedziemy sobie, rozmawiamy. Mąż zapytał jak minął mi dzień. Odpowiedziałam zgodnie z prawdą, że dobrze, ale byłam potwornie zmęczona, w dodatku coraz bardziej odczuwam dolegliwości pierwszego trymestru ciąży. W ciągu dnia często dopadały mnie nudności i musiałam wybiegać z lekcji, żeby się nie skompromitować przed uczniami. Teraz też trochę mnie mdliło, ale jakoś udało mi się nie zwymiotować, bo wyciągnęłam z torebki ciasteczka imbirowe i zaczęłam je zawzięcie chrupać. Pomogło, nudności minęły jak ręką odjął.

Kiedy podjechaliśmy pod sklep, okazało się, że parking jest przepełniony. Po kilku próbach znalezienia wolnego miejsca udało się nam wreszcie zaparkować. Wzięłam siatkę na zakupy i wysiadłam z samochodu. Daniel zamknął auto, po czym oboje ruszyliśmy do wejścia. Mąż mnie podtrzymywał za łokieć, żebym się nie poślizgnęła. Udało mi się więc nie wywrócić i w jednym kawałku dotrzeć do sklepu.

Po wejściu do środka wypatrzyłam wolny wózek i bez wahania ruszyłam w jego kierunku, ale nie zrobiłam dwóch kroków, jak usłyszałam darcie materiału i okrzyk Daniela:

— Iga, uważaj!

Odwróciłam się i okazało się, że zaczepiłam się o metalową półkę z haczykami, na których zawieszone były różne nasiona i inne takie w torebkach, a moja błękitna bawełniana bluzka wygląda jakbym ją wyciągnęła z kosza z używaną odzieżą lub była zwolenniczką stylu „na kloszarda”. Widząc co się dzieje mąż, zamiast mnie ratować z opresji zaczął się śmiać tak głośno, że skupił na sobie uwagę innych ludzi, którzy zaczęli się nam z zainteresowaniem przypatrywać. Poczułam się jakbym była klaunem w cyrku. Brakowało mi tylko czerwonego nosa… Chociaż nie, zamiast nosa miałam czerwoną twarz.

— Możesz przestać?! — syknęłam z wściekłością, patrząc na niego takim wzrokiem jakbym chciała go zabić. — Ludzie się na nas gapią!

— Przepraszam Iga, ale to tak komicznie wyglądało, że nie mogłem się powstrzymać. — Daniel próbował otrzeć łzy i zachować powagę.

— Jesteś okropnym mężem! — rzuciłam bez ogródek, posyłając mu spojrzenie zołzy. — Zamiast mi pomóc ty stoisz sobie i się śmiejesz. Mi nie jest do śmiechu! — Odwróciłam się i nie zważając na to, że moja bluzka nadal się pruje, ruszyłam wzdłuż półek z produktami.

Daniel widząc, co się dzieje podbiegł do stojaka i odplątał prującą się na mnie część garderoby, a potem zaczął się przede mną kajać. Minę miał przy tym jak kot ze Shreka. Odczekałam jakieś pięć, może sześć minut obserwując jak mąż próbuje mnie udobruchać.

— No dobrze, wybaczam ci. Ale teraz, żeby mi to wynagrodzić kupisz mi łososia. — Uśmiechnęłam się złośliwie, a widząc pobladłą twarz męża, puściłam do niego oczko.

„Niech płaci za głupotę”, pomyślałam pamiętając o tym, że moja ulubiona przekąska nie należy do najtańszych.

Na szczęście dalsza część zakupów minęła bez większych zgrzytów, może poza tym, że urwało się ucho w jednej z reklamówek, i gdy Daniel wkładał ją do bagażnika zakupy wyleciały na chodnik. Widząc to zamiast pomóc mu zbierać rozbiegające się we wszystkie strony produkty zaczęłam się śmiać, tak że aż łzy leciały mi po policzkach. Maż zgromił mnie wzrokiem i wierzcie mi naprawdę chciałam przestać się śmiać, ale nie mogłam. Po pewnym czasie jakoś doszłam do siebie, a widząc wkurzoną minę Daniela powiedziałam:

— To co jesteśmy kwita? — Puściłam do niego oczko.

Mąż pokręcił głową a potem uśmiechnął się nieco kwaśno, jednak jego oczy się śmiały, co znaczyło, że przeszła mu cała złość na mnie.

— Och, Iga co ja z tobą mam! — Machnął ręką, głośno wzdychając. — Jedno jest pewne, przez najbliższe dwadzieścia, trzydzieści lat nie grozi mi nuda…

Nie skomentowałam tego, tylko posłałam mu całusa, a potem wsiadłam do auta. W błogim milczeniu wróciliśmy do domu. Mąż pomógł mi z kolacją, a później ja nakarmiłam zwierzaki i włączyłam serial na Netflixie, chcąc się trochę zrelaksować, jednak po kilku minutach oczy zaczęły mi się kleić, nie dowiedziałam się, więc jak Emily radzi sobie w Paryżu. Z tego wszystkiego zapomniałam zadzwonić do Aśki, ale postanowiłam, że zrobię to następnego dnia. Nie minęło parę minut jak zasnęłam na kanapie. A kiedy rano się obudziłam byłam w łóżku w naszej sypialni. Daniel musiał mnie tam w nocy przenieść. A co dziwniejsze, gdy już przetarłam oczy i przeciągnęłam się zauważyłam, że obok na stoliku nocnym czekało na mnie pyszne śniadanko. Rogaliki z dżemem, grzanki, jajka, sałatka z pomidorów i sok pomarańczowy. Mój mąż był najlepszy na świecie! I jak tu go nie kochać?

22 maja, sobota

Nadszedł dzień grilla. Z tej okazji przygotowałam trochę przekąsek, jakieś sałatki, szaszłyki. Daniel zamarynował karkówkę, a potem poszedł do piwnicy po grilla, którego mieliśmy rozpalić na trawniku za blokiem. Mieliśmy tam małą drewnianą altankę, na której zrobienie zrzuciliśmy się wspólnie z innymi mieszkańcami naszego osiedla. Miejsce to idealnie nadawało się na spotkania ze znajomymi i rodziną, bo było osłonięte z jednej strony wysokim żywopłotem a z drugiej zasłaniały je bloki. Należało jedynie wspólnie z sąsiadami ustalić, kiedy kto grilluje i nie było problemu. Data naszego wypadała właśnie dzisiaj i muszę przyznać, że wyczekiwałam jej z niecierpliwością.

Zaprosiliśmy moją siostrę Agnieszkę z mężem Patrykiem oraz siostrzeńcem Jankiem. Oprócz tego mieli być moi rodzicie, teściowa z teściem, Aśka z chłopakiem (nowym, kolejnym w tym roku) i jeszcze kolega mojego męża, Darek (ten od pamiętnej wpadki z zamianą reklamówek) z żoną Iwoną i siedmioletnią córeczką Lenką. Także zapowiadała się całkiem niezła imprezka.

Jeśli jednak myślicie, że wszystko poszło gładko i bez żadnej wpadki to … jesteście w błędzie. Możecie się ze mnie śmiać, bo już przywykłam do tego, że jestem powodem do śmiechu, ale sami powiedzcie, czy was nigdy nie spotkało nic zabawnego? Zapewne tak, jednak w moim przypadku te sytuacje wychodzą spontanicznie i nie są zaplanowane. Po prostu dzieją się i już!

Znacie mnie już od jakiegoś czasu, więc wiecie, że niespecjalnie przepadam za byciem w centrum uwagi. Jednak z racji tego, że byłam gospodynią przyjęcia, jeśli można tak nazwać grilla w gronie znajomych, nie mogłam tego uniknąć. Na szczęście mogłam liczyć na wsparcie mojego męża.

Zaczęło się całkiem spokojnie. Goście zaczęli napływać. Najpierw przyszła moja siostra Agnieszka z mężem Patrykiem i siostrzeńcem Jankiem, a zaraz za nimi Aśka ze swoim chłopakiem, Konradem. Jej mina nie mówiła mi wiele, bo przyjaciółka była bardzo tajemnicza i do tej pory nie zdradziła, gdzie się poznali ani jak im się układa, jednak miałam nadzieję, że dziś uda mi się wyciągnąć od niej więcej szczegółów. Brakowało mi świeżych plotek i naszych babskich piątków. Od kiedy zostałam mężatką więcej czasu poświęcałam Danielowi, a kiedy jeszcze okazało się, że jestem w ciąży, doszły wizyty u lekarza i planowany od dawna remont mieszkania, w tym przygotowanie pokoju dla dziecka. Aśka jednak była tak kochana i wyrozumiała, że nie miała do mnie pretensji o to, że mam dla niej mniej czasu. Jednak mimo wszystko chciałam, żeby nasza przyjaźń trwała i dalej się rozwijała. Bez względu na to, co działo się w naszym życiu — czy spotykały nas te dobre czy złe chwile — my nadal byłyśmy razem i mogłyśmy na siebie liczyć w każdej sytuacji. Miałam nadzieję, że to się nie zmieni. Aśka była jedną z najbliższych mi osób, bez której nie wyobrażałam sobie życia.

Gdy udało nam się zniknąć na chwilę w kuchni, żeby przygotować sałatkę miałyśmy okazję, by pogadać.

— Opowiadaj, co u ciebie? Jak układa ci się z Konradem? Wygląda na porządnego faceta — zauważyłam, zerkając na przyjaciółkę, która kroiła pomidory i wrzucała je do szklanej salaterki.

— Świetnie. Dobrze się dogadujemy, mamy podobne zainteresowania. Nie mówiąc już o tym, że od razu między nami zaiskrzyło. — Aśka odgarnęła włosy z czoła i zarumieniła się, widząc moje badawcze spojrzenie.

— No, no, no… Czy ja dobrze rozumiem? Czyżbyś się zakochała? — spytałam z niedowierzaniem, wrzucając sałatę do miski i posyłając przyjaciółce uważne spojrzenie.

Aśka wzruszyła ramionami i przerwała krojenie, odwracając się w moją stronę. Chwilę się zastanawiała, po czym odparła z pozoru lekkim tonem.

— Może, kto wie. Jedno mogę przyznać. Przy nim czuję, że żyję. No wiesz motyle w brzuchu i wata zamiast mózgu… Ale znamy się krótko, więc ciężko mi powiedzieć, czy coś z tego będzie. — W jej głosie dało się wyczuć sceptycyzm.

— Chcesz znać moje zdanie? — zapytałam, wrzucając oliwki do sałatki i mieszając ją energicznie łyżką.

Aśka odłożyła nóż na deskę i wytarła dłonie ścierką, po czym spojrzała na mnie wyczekująco.

— Oczywiście, wiesz, że tak. Co twoim zdaniem powinnam zrobić? — Popatrzyła na mnie uważnie, a w jej oczach dostrzegłam konsternację i chyba strach.

„Czyżby Aśka bała się własnych uczuć? A może tego, że straci kontrolę nad swoim życiem i co ważniejsze nad swoim sercem? Zwykle kierowała się rozsądkiem, rzadko pozwalała sobie na emocje i na to, by dać się porwać chwili a facetów traktowała jak zabawki. Tak było łatwiej i bez komplikacji. Czy lęk przed zranieniem był tego przyczyną?”, pomyślałam.

— Żyj chwilą, daj się ponieść emocjom, mniej analizuj. Skup się na tym, co jest między wami. Skoro jest dobrze to po co to roztrząsać? — poradziłam jej.

Aśka słysząc moje słowa roześmiała się serdecznie.

— No proszę. Pani psycholog Iga! Kto by pomyślał… — Klasnęła w dłonie i puściła do mnie oczko, a po chwili spoważniała. — A tak serio, to chyba masz rację. Posłucham twojej rady. Nie chcę tego spieprzyć. Konrad naprawdę mi się podoba. Od dawna przy nikim tak dobrze się nie czułam… — Mówiąc to, zrobiła maślane oczy, a ja niemal pisnęłam z radości.

Aśka była zakochana! Cieszyłam się jej szczęściem i miałam ogromną nadzieję, na to że dzięki Konradowi, życie osobiste mojej przyjaciółki nabierze barw.

— Co ta miłość robi z ludźmi? — Pokręciłam z niedowierzaniem głową. — Pamiętaj masz moje pełne wsparcie. Jeśli tylko będziesz chciała pogadać… — zawiesiłam znacząco głos.

Usłyszałam kroki, więc szepnęłam tylko „dokończymy później”, nim odwróciłam się w stronę drzwi.

W tym samym momencie Daniel wszedł do kuchni.

— Tutaj się ukrywacie — zawołał na nasz widok. — Chodźcie, goście już się schodzą. — Mówiąc to, podszedł i pocałował mnie, a Aśka mrugnęła do niego i biorąc salaterkę z sałatką wyszła z kuchni, a po chwili usłyszałam trzask zamykanych drzwi.

— Jak się czujesz? — Chciał wiedzieć mój mąż, kiedy zostaliśmy sami, głaszcząc mnie po brzuchu i patrząc mi w oczy takim wzrokiem, że aż zrobiło mi się gorąco.

— Świetnie. Brakowało mi tego, no wiesz ludzi, gwaru, zamieszania — przyznałam i wtuliłam się w niego, wdychając jego zapach. — Ale teraz, gdy tutaj jesteś nie chce mi się stąd wychodzić… — Mruknęłam, przymykając oczy. — Ten twój zapach sprawia, że nie mogę się powstrzymać… — Pocałowałam go w szyję, a Daniel drgnął i z westchnieniem odparł:

— Nie teraz, kochanie. Musimy poczekać do wieczora… — rzekł znaczącym głosem, od którego przebiegły mnie dreszcze. — Goście nie mogą czekać… — zauważył, mimo że ja wtulałam się w niego mrucząc jak kot.

— Mówiłam ci już, że bardzo cię kocham? — Uniosłam głowę i spojrzałam mu w oczy maślanym wzrokiem, podobnym jaki wcześniej miała Aśka.

— Dzisiaj jeszcze nie. — Mąż uśmiechnął się, jego spojrzenie rozbłysło, a potem wziął mnie w ramiona i zaczął całować, gdy nagle przerwało nam głośne chrząknięcie.

Oderwaliśmy się od siebie gwałtownie, niczym nastolatki przyłapane na obściskiwaniu się. Spojrzałam w stronę drzwi i poczerwieniałam, widząc mamusię stojącą z rękami założonymi na piersi z taką miną jakby właśnie zjadła coś nieświeżego. Domyśliłam się, że to ja byłam powodem jej niezadowolenia, ale nie mogłam nic poradzić na to, że teściowa od początku była do mnie uprzedzona i w jej oczach uchodziłam za życiową ofermę nie zasługującą na jej synka. W jej obecności zaczynałam się denerwować. Wszystko leciało mi z rąk pod jej krytycznym spojrzeniem. Teraz też patrzyła na mnie spod oka, choć jej głos ociekał słodyczą, czułam że za tą fasadą kryje się fałsz. Mamusię mogłabym określić mianem słodkiej trucizny. Aktorką też była całkiem niezłą, o czym już kilkakrotnie się przekonałam.

— Myślałam, że pomogę Idze w kuchni, ale widzę, że chyba nie będzie to konieczne… — rzekła oschłym tonem, patrząc na mnie jak Baba Jaga na Jasia i Małgosię. — Daniel, synku zrób mi proszę herbatki miętowej, bo jakoś mnie ściska w żołądku. Żona nie zając nie ucieknie. Goście też jak widać mogą się zająć sami sobą, prawda? — Uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie, a jej głos aż ociekał słodyczą. Choć jej przekaz był dla mnie jasny — uważała, że marna ze mnie gospodyni i, że sobie nie radzę w tej roli.

— Oczywiście, mamo już robię. Zaraz do was dołączymy z Igą. Powiedz tacie, że może już kłaść karkówkę na grilla. — Daniel włączył czajnik i otworzył szafkę, by wyjąć herbatę i filiżanki, a ja tłumiąc warknięcie odwróciłam się w stronę okna i zaczęłam po cichu liczyć do dziesięciu mając nadzieję, że to pomoże mi się uspokoić.

Niestety, czułam, że za chwilę wybuchnę niczym odbezpieczony granat. Ręce mi się trzęsły jakbym miała delirkę, a pod powiekami poczułam palące łzy. Tłumiąc szloch wypadłam z kuchni, słysząc jeszcze mamusine:

— A ją co ugryzło?

Zamknęłam się w łazience, żeby ochłonąć. Przemyłam twarz zimną wodą, wzięłam kilka głębokich oddechów i powtarzałam do lustra jak mantrę:

— Dasz sobie radę Iga. Tylko się nie denerwuj.

Pomogło. Kiedy wyszłam z łazienki od razu skierowałam swoje kroki do wyjścia. Na trawniku za blokiem imprezka trwała w najlepsze. Stół nakryty ceratą w biało-czerwoną kratkę zastawiony był półmiskami z jedzeniem: sałatkami, przekąskami, szaszłykami i napojami. Stały też talerze i sztućce oraz waza z ponczem. Grill był już rozpalony, piekły się na nim kiełbaski i karkówka.

Nieopodal altanki stali Aga z Patrykiem i zaśmiewali się z czegoś, co opowiadał im Konrad. Chłopak mojej przyjaciółki był wysokim, wysportowanym blondynem. Aśka stała wtulona w jego umięśnione ramię i sączyła czerwone wino z rozanieloną miną. Dawno jej takiej nie widziałam. Obok nich stał kolega mojego męża, Darek, który wyglądał jak młody Alain Delon i jego żona Iwona, elegancka blondynka. Byli parą jak z obrazka, ale poza tym, że świetnie wyglądali to jeszcze wydawali się być fajnymi ludźmi. No wiecie, żadne snoby czy coś w tym stylu. Oboje byli prawnikami i pracowali w korporacji, więc mogli uchodzić za sztywniaków, jednak tacy nie byli. Przy bliższym poznaniu okazali się życzliwi i sympatyczni. W altance na wiklinowej ławie siedzieli moi rodzice, konwersując zawzięcie z teściem, a Janek z Lenką bawili się w piaskownicy. Widząc ten obrazek znów zwilgotniały mi oczy, ale jakoś udało mi się powstrzymać wzruszenie.

Otarłam mokre policzki i ruszyłam w stronę altanki, a wtedy zauważyła mnie mama i na mój widok zawołała:

— Iga, dobrze, że jesteś musimy porozmawiać. — Wstała z ławy i podeszła do mnie ujmując mnie za łokieć i szeptem dodała: — Tylko na osobności, bo to delikatna sprawa…

— Dobrze, skoro to ważne, to chodź pójdziemy zaparzyć herbatę i pogadamy. Daniel z mamusią już przestali okupować kuchnię. — Zaśmiałam się z przekąsem, widząc jak mąż wychodzi z klatki schodowej razem z teściową, która żywo gestykulując opowiadała mu o czymś. Miałam nadzieję, że nie jestem tematem ich rozmowy. Na szczęście obyło się bez uszczypliwości i minąwszy zagadaną dwójkę weszłam z mamą do budynku, a potem schodami na nasze piętro.

Kiedy znalazłyśmy się w mieszkaniu zagadnęłam ją:

— To, co to za sprawa mamo? Mówiłaś, że to ważne. — Spojrzałam na nią wnikliwie.

Ona widząc to lekko zmieszała się, po czym zdjęła kapelusz i miętosząc go w dłoniach usiadła na kanapie.

— Wiesz, tylko się nie obraź, Iga, ale muszę to powiedzieć…

Zaintrygowana jej tonem i zachowaniem zaczęłam się denerwować obawiając się, że mama znów wymyśliła albo zrobiła coś głupiego.

— Myślałam, że ona wie, ale przez przypadek się wygadałam…

— Kto, co wie?

— No Baśka, twoja teściowa — wyjaśniła machając ręką jakby chciała się powachlować kapeluszem albo odgonić natrętną muchę.

— Co jej powiedziałaś? — zapytałam, patrząc na nią podejrzliwie.

— Że jesteś w ciąży. Jak to usłyszała to najpierw zamarła na amen, a potem zaczęła krzyczeć, że jesteś cwana i podstępem złapałaś jej syna na dziecko, i że teraz Daniel się już od ciebie nigdy nie odczepi.

— Co za zołza… — mruknęłam z niechęcią. — Za co ona mnie tak nie lubi? To niedobrze, że dowiedziała się od ciebie, a nie od nas, ale trudno. Stało się i trzeba jakoś załagodzić sytuację. Pogadam z Danielem, może on coś wymyśli. — Starałam się ją jakoś uspokoić, choć sama byłam kłębkiem nerwów, a z tych emocji aż rozbolał mnie żołądek. Stres mógł zaszkodzić dziecku, więc musiałam się uspokoić.

— Przepraszam Iga, naprawdę. Przeze mnie znów masz kłopoty. — Kajała się moja mama z miną cierpiącego zwierzątka, przez co zrobiło mi się jej odrobinę szkoda.

— Zaparzę melisy, bo nie wiem, czy uda mi się w spokoju przetrwać to popołudnie, widząc jak teściowa robi wszystko, żeby zniszczyć moje małżeństwo. — Mówiąc to, wstałam i poszłam do kuchni włączyć czajnik.

Mama podniosła się z kanapy i zaczęła nerwowo krążyć po pokoju, jakby chciała rozchodzić wyrzuty sumienia.

— Ty wiesz, co ona mi dziś powiedziała? — spytała, kiedy pięć minut później z filiżankami melisy weszłam do salonu.

— Nie mam pojęcia i nie wiem, czy chcę to wiedzieć — pokręciłam przecząco głową.

Mama miała minę jakby właśnie zjadła niedojrzałą pomarańczę albo wypiła skwaśniałe mleko.

— Że to wszystko moja wina, bo wychowałam cię na życiową ofermę, uwierzysz? — Niemal się zapowietrzyła, po czym upiła łyk gorącego naparu z filiżanki.

— I co jej odpowiedziałaś? — zainteresowałam się, w duchu zastanawiając się, czy nie dosypać Baśce środka na przeczyszczenie do jedzenia.

— Żeby zajęła się swoimi sprawami i nie wtrącała do waszego małżeństwa, bo jesteście dorośli i, że nic tylko mąci. A na koniec zapowiedziałam jej, że mam ją na oku i, że zrobię jej taką awanturę, że popamięta do dnia sądu ostatecznego, jeśli dowiem się, że zatruwa ci życie… Jestem genialna, prawda? — Matka spojrzała na mnie z satysfakcją i uśmiechnęła się szeroko.

— Jesteś niesamowita, mamo! — zawołałam, ściskając ją i całując. — Szkoda, że nie mogłam zobaczyć jej miny — powiedziałam z żalem, gdy się od niej odsunęłam i upiłam łyk ziołowego naparu. — Chyba czas wracać do gości… — zauważyłam, zerkając na zegarek. — Daniel pewnie się zastanawia, gdzie znów mnie wcięło.

— Twój mąż to wyrozumiały i cierpliwy facet. Trafiłaś los na loterii Iga, nie zmarnuj tego. — Mama pogroziła mi palcem, ale jej oczy się śmiały.

— Wiem. Możesz być pewna, że zrobię wszystko, aby Daniel był równie szczęśliwy ze mną jak ja z nim — zapewniłam.


***

Mimo moich obaw i wątpliwości grill upłynął w miłej atmosferze. Goście raczyli się dobrym winem i smacznym jedzeniem, dzieciaki dokazywały biegając po trawie i bawiąc się w piaskownicy, Daniel dbał o mnie i dopytywał, czy niczego mi nie potrzeba, Aśka wyglądała na coraz bardziej zakochaną, a mamusia krzywo na mnie popatrywała, posyłając bazyliszkowe spojrzenia. Wiedziałam, że czeka mnie poważna rozmowa z teściową, ale najpierw musiałam wszystko przegadać z mężem, który niczego nieświadomy nie wiedział, że jego mamusia chce zepsuć naszą małżeńską sielankę. Postanowiłam, że wieczorem z nim porozmawiam, a tymczasem chciałam się dobrze bawić i przestać na chwilę myśleć o przykrych rzeczach.

Pod wieczór, gdy już zaczęło zmierzchać goście zaczęli powoli się rozchodzić. Kiedy zostaliśmy sami z Danielem i posprzątaliśmy po imprezce, usiedliśmy na kanapie w salonie z kubkami parującej herbaty z imbirem i wtedy opowiedziałam mu o ekscesach jego mamy, czyhającej na nasze szczęście. Na początku nie chciał mi wierzyć i tylko patrzył na mnie wzrokiem rannego łosia, a potem nagle oznajmił, że on się tym zajmie, i żebym się niczym nie przejmowała, po czym pocałował mnie w czoło i zabierając klucze i kurtkę, założył buty i wybiegł z mieszkania, nim zdążyłam o cokolwiek zapytać.

Nie było go niemal godzinę, już zamierzałam się zacząć niepokoić i do niego zadzwonić, gdy usłyszałam zgrzyt klucza w zamku i mąż wszedł do domu.

Podbiegłam i gapiąc się na niego jak sroka w gnat zażądałam wyjaśnień:

— Gdzie byłeś tak długo?

Machnął lekceważąco ręką, po czym zdjął kurtkę i buty i uśmiechając się do mnie jak kot, który objadł się szynki, oznajmił:

— Mamusia już nie będzie cię niepokoić.

— Co zrobiłeś? Ubiłeś ją? — zapytałam nie kryjąc zdziwienia, a moje serce niemal zaczęło śpiewać z radości.

— Nie, no coś ty, to byłaby ostateczność — stwierdził z przekonaniem.

— Dla niej na pewno. — Parsknęłam śmiechem, nie mogąc powstrzymać wesołości.

Mój śmiech był tak zaraźliwy, że mąż również zaczął się śmiać, a potem gdy już udało mu się opanować, powiedział z ożywieniem:

— Wysłałem ją na wczasy do Karpacza. Przez najbliższych kilka tygodni będziemy mieli spokój.

Słysząc to rzuciłam się go uściskać.

— Super, a powiedziałeś jej, żeby się nie wtrącała do naszego życia?

— Próbowałem, ale ona nawet nie dała mi dojść do słowa. Na szczęście tata obiecał, że z nią porozmawia i jakoś spróbuje na nią wpłynąć. Może jemu się uda… — Daniel zawiesił głos, masując się po szczęce i patrząc na mnie nieco skonsternowanym wzrokiem, jakby się nad czymś zastanawiał.

— Oby, bo jak tak dalej pójdzie to będziemy musieli pomyśleć o przeprowadzce na drugi koniec Polski. To chyba byłoby jedyne wyjście — stwierdziłam, odgarniając włosy z czoła.

— Nie myśl o tym teraz. Najważniejsze, żebyś miała spokój. Stres szkodzi dziecku, a nasz synek musi być zdrowy jak rydz — rzekł z przekonaniem Daniel.

— Skąd wiesz, że to będzie chłopiec? Przecież jeszcze za wcześnie by znać płeć. Pamiętaj, że musimy jeszcze zrobić remont i przygotować pokój dziecięcy… — przypomniałam, uświadamiając sobie, że jak wiele przygotowań nas czeka. Miałam nadzieję, że zdążymy zanim dziecko się urodzi.

— Nie martw się już zaplanowałem, że zajmę się tym na urlopie — zapewnił mnie Daniel. — Zdążymy ze wszystkim. Poza tym Darek obiecał, że mi pomoże. We dwóch uwiniemy się raz dwa — zatarł ręce z zadowoleniem, a jego spojrzenie mówiło, że zrobi wszystko, by jego dziecku niczego nie brakowało.

— Skoro tak mówisz… Chcesz coś zjeść, czy idziemy spać? — zapytałam, gładząc go po ramieniu.

— Możemy coś obejrzeć na Netflixie i zrobić sobie wieczór we dwoje, co ty na to, żono? — Mówiąc to objął mnie i pocałował w usta.

— Nie mam nic przeciwko… — wymruczałam, również go obejmując i oddając pocałunek.

Kiedy się odsunęłam mąż poszedł przygotować przekąski, a ja wzięłam szybko prysznic. Odświeżona i wypachniona włączyłam telewizor, ale niespodziewanie światło wszędzie zgasło.

— Daniel, chyba prąd wyłączyli! — zawołałam, słysząc jak mąż próbuje w ciemnościach dostać się do sypialni a potem stłumione przekleństwo.

Wymacałam telefon na nocnej szafce i zapaliłam latarkę, a potem wyjęłam świeczki z komody i zapaliłam kilka. Od razu zrobiło się jaśniej i jakoś tak nastrojowo.

Kiedy mąż wszedł do pokoju rozcierając sobie łokieć zobaczyłam, że na włosach i na koszulce ma resztki popcornu.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 20.58
drukowana A5
za 46.42