E-book
34.62
drukowana A5
58.45
Zamknęłam JE w chmurze

Bezpłatny fragment - Zamknęłam JE w chmurze


5
Objętość:
348 str.
ISBN:
978-83-8245-391-1
E-book
za 34.62
drukowana A5
za 58.45

Z ogromu miłości wplecionej w duszę, z miłości w sercu, z każdej sekundy spędzonej razem,

z totalnego wpojenia i zespolenia w „supełek”, z inspiracji i mnie znoszenia.

Za to wszystko Ci dziękuję, Moja Piękna Duszo… Jestem na wieki w Ciebie wpojona,

bo przecież

„na zawsze” nie istnieje…

Twoja na wieki

Ton Fantôme


07/12/2011

Godz. 10:30


W domu tylko cicha pustka, szum przychodzący zza okna, migające obrazy — bez dźwięku, odrobinę chłodu…

Zapalasz papierosa.

Przy lewej dłoni filiżanka espresso. Bierzesz łyk. Wyborne. Uzależniające.

Wypuszczasz kolejną strugę dymu z płuc i czujesz obezwładniający smutek.

Masz na imię Arizona i masz mocno pogmatwane życie.

Wczoraj była kłótnia. Dziś pozostał niesmak. Dziś pozostał zawód. Dziś pozostała myśl. Jej nie ma.

Na 14:00 idziesz do nowej pracy. Potrzeba pieniędzy jest silniejsza niż potrzeba spełnienia zawodowego w tej chwili. Marna stawka godzinowa, ale wzięłaś to. Brat załatwił.

Bratu się pewnie nie odmawia. Nie w twojej sytuacji. Jesteś skończona i spłukana doszczętnie. Jednak jesteś. Tylko po co jeszcze jesteś? Nie odpowiadasz, bo nie możesz na to odpowiedzieć. Stałaś się inna. Przecież od dawna jesteś inna?

Nie! Nie od dawna. Od dawna jesteś lesbijką, ale nie byłaś nigdy wcześniej inna. No może przed 10 laty, gdy upadłaś mocno i czekałaś wstania.

Teraz znów stałaś się inna. Upadek tym boleśniejszy, że wtedy nie miałaś czego tracić, dziś zaś tracisz wszystko.

Czyżby ktoś skazał cię na wieczne upadki?

Nie!

Wybrałaś — przegrałaś.

Teraz czujesz ból. Co cię boli, Arizona?

— Boli mnie całe moje ciało — odpowiadasz sobie bez żadnego namysłu!

Twój umysł stoi przed drzwiami. Ciężkimi, stalowymi drzwiami w kolorze brązowym. Widać, że są ciężkie, po prostu widać. Nie możesz ich otworzyć? Nie wiesz. Może nie chcesz ich otworzyć, bojąc się znaleźć po drugiej stronie.

— Co jest po drugiej stronie? — pytasz.

— Może nic — odpowiadasz sama sobie.

Czy teraz będziesz rozmawiać już tylko ze swoim umysłem?

Nie jesteś nikim. Nie jesteś bezwartościowym tworem. Nie stałaś się po nic.

Kolejny łyk kawy. Jesteś uzależniona.

Uzależnienie to coś, co powoduje, że wciąż powracasz do tych samych rzeczy, czynności… kawa, papieros, ONA, błędy.

— Czy błędy są moim uzależnieniem?

— Zadajesz dziwne pytania — szepcze umysł.

Zadawanie dziwnych pytań masz już chyba uwarunkowane genetycznie. Może ich nie zadawaj, jeśli nie chcesz spędzać życia na szukaniu odpowiedzi?

— Umyśle, jesteś jeszcze?

— Jestem!

— Czy każdy człowiek tak ma?

— Jak?

— Jak ja?

— Czyli jak?

— Tak źle?!

— A masz źle?

— A nie mam?

— Czemu odpowiedź na pytanie jest kolejnym pytaniem?

— Bo mam do ciebie dużo pytań!

— Dlaczego chcesz dostać rozwiązanie?

— A mam sama do tego dochodzić po tylu latach?

— Znów to samo…

— Czyli co?

Nastaje cisza.

Cisza właśnie po to jest, by nastawała.

Spoglądasz na lewe dolne okienko laptopa. Nowa wiadomość.

Patrzysz na zegarek, chyba czas przełączyć „niemy” kanał — twój serial — twoje uzależnienie.

— Czy powinnam dodać to do listy uzależnień?

— Czemu mnie o to pytasz?

— A czemu nie ciebie? Mam spytać kogoś innego?

— Hmm. A masz kogo spytać?

— A nie mam?

Włączasz głos w TV. Chyba nie możesz dogadać się ze swoim umysłem.

Za dużo dziś palisz. Ale wyciągasz z paczki kolejnego papierosa i podpalasz, mocno zaciągając się dymem.

Nie. Oczywiście, że to nie koi nerwów, ale za to nie masz pojęcia, co koi.

Wyszło masło maślane. Nawet chyba się uśmiechnęłaś.

Musisz przerwać — teraz — ale jeszcze dziś tu wrócisz. Chcesz coś powiedzieć, ale nie wydajesz z siebie dźwięku, więc musisz to napisać.

To pomaga.


Godz. 11:55


— Jesteś tam jeszcze?

— Jestem.

— Myślę o NIEJ.

— Wiem.

— A co jeszcze wiesz?

— …

— Chciałabym wiedzieć, jak naprawiać rzeczy.

— Jakie rzeczy chcesz naprawiać?

— Różne.

— Na przykład?

— Życie.

— Ale to nie jest rzecz?

— Może jest…

— A jeśli nie? Co wtedy?

— Wtedy nie będę wiedziała, czy mogę to naprawić.

— Dlaczego?

— Mam skrzynkę z narzędziami. Lubię z niej korzystać. Mam tam różne narzędzia, dzięki którym mogę naprawić rzeczy, ale nie ma tam niczego, co mogłoby poprawić „nie-rzecz”.

— A skąd ta pewność!?

— Nie wiem, chyba tak po prostu jest!

— A jeśli się mylisz?

— Myślisz, że się mylę?

— …

— Nie odpowiesz mi?

— Nie.

— Dlaczego?

— A co mam ci powiedzieć?

— Czy się mylę?

— Czy zadałaś sobie odpowiednie pytania, by odpowiedzieć na to, co teraz cię nurtuje?

— A nie zadałam?

— …

— Hmm, znów wolisz milczeć?

— Ja nie milczę. Mówię do ciebie zawsze, jeśli zechcesz słuchać.

— No to jak z tym życiem? Mylę się? Nie mylę? Mogę wziąć narzędzie ze skrzynki i coś naprawić.

— A możesz sama spróbować dojść do tego?

— Pewnie mogę.

— Musisz kończyć, wiesz?

— Wiem.

— Idź do nowej pracy. Idź — to wiele zmieni.

— Tak myślisz?

— Nie! Ja to wiem!

W totalnej ciszy twój umysł rozmawia z tobą szczerzej niż sądzisz. Nie zawsze rozumiesz, czemu pojawiają się takie pytania. Nie wiesz, dlaczego jest ich tyle. Ale czujesz teraz w środku, że chyba to dobrze.

— Arizona?

— Tak?

— Idź do nowej pracy.

— Idę. Racja. Czas się przygotować.

— Chcesz coś zrobić?

— Tak. Wiesz co?

— Wiem. Ale czy ty to wiesz?

— …

— Teraz ty milczysz.

— Tak. Boję się.

— Nie bój się. Idź już i zrób to, co tkwi w tobie teraz — jeśli chcesz.

— Chcę.

— Więc…

— To idę.

Czas wyciągnąć garnitur i przygotować się do nowej pracy. Niech da ci radość. Tak zwyczajnie. Jeszcze nie wiesz, czy powiedzieć na głos to, co chcesz powiedzieć. Masz jeszcze trochę czasu, ale wiesz, że to minuty, bo jeśli odpowiedź będzie przykra, to ty w nowej pracy będziesz zdenerwowana, a na to wcale nie możesz sobie pozwolić.

Wrócisz. Wrócisz później.


Godz. 19:00


W domu trochę mniej cicho…

— Wróciłaś Arizona!

— Wróciłam.

— Zrobiłaś to, co chciałaś?

— Nie.

— A jak w pracy?

— Fajnie. Nie zapytasz, czy coś innego zrobiłam?

— Nie!

— Dlaczego?

— A dlaczego mam pytać?

— A dlaczego nie?

— …

— Pracuję po angielsku na holenderskim systemie.

— To stwierdzenie faktu czy zmiana tematu?

— Nie wiem. Sądziłam, że zapytasz o to, czy ONA dzwoniła albo coś…

— A oczekiwałaś tego ode mnie?

— Nie. Chcę ci powiedzieć.

— Więc mów. Nie zadawaj pytań.

Jeszcze wrócisz… musisz przerwać.


Godz. 20:00


Niewiara w siebie jest najgorszą rzeczą, jaką można dla sobie zrobić. Wcześniej czy później da to o sobie znać. Przekonałaś się o tym bardzo boleśnie.

Kiedy wstaje się rano, powinno widzieć się dzień, dobry dzień, taki dzień, który przyniesie same dobre sytuacje, miłe niespodzianki i masę innych fajnych rzeczy.

— Kiedy przestałaś w siebie wierzyć?

— Dlaczego zadajesz mi pytanie?

— Dlaczego odpowiadasz pytaniem na moje pytanie?

— Jestem zdziwiona, bo mówiłeś, umyśle, że ty nie pytasz?!

— Źle zrozumiałaś. Ja pytam wtedy, gdy wiem, że chcesz mówić. Zapytam też wtedy, gdy widzę potrzebę, by naprowadzić cię na odpowiedni kierunek. Jednak nie pytam cię, jeśli sama nie zaczniesz.

— Rozumiem. Zapytaj więc raz jeszcze.

— To kiedy przestałaś w siebie wierzyć?

— Wtedy, gdy już nikt nie wierzył we mnie. Gdy zamiast słuchać, żebym walczyła, słyszałam: „do niczego się nie nadajesz”.

— Boli?

— Bardzo. Wiesz, że ciągle krzyczę?

— Tak sądzisz?

— Ja nie. Tak mówią, ONA tak mówi. Krzyczę i nie jestem dla niej ciepła.

— Co się więc stało?

— Nie wiem. Chociaż, może wiem, tylko nie mogę tego zwerbalizować?

— Jest taka możliwość.

— Zdaje się, że od czasu straty przestało mi się powodzić, przestałam umieć radzić sobie z przeciwnościami. Wiesz, chyba oddałam tę walkę walkowerem.

— I?

— I nie wiem co dalej. Wiem, że dziś poczułam się lepiej.

— Bo?

— Bo przez 2 godziny fakturowałam. To było ważne. Bardzo ważne. Dla firmy, dla NIEGO i dla mnie.

— Podobało ci się?

— Tak. Bardzo. Lubię papierologię i tę ciszę. Tę biurową ciszę. Jest dobrze tak się czuć. Byłam w innym świecie.

— Powiedziałaś jej?

— Napisałam na FB. Myślisz, że my już nie…?

— Myślę, że zależy od ciebie.

— Od kiedy mi podpowiadasz?

— Od kiedy odpowiednio kierujesz pytaniami i mówisz.

Niewiara to najgorsza rzecz, jaka może człowieka spotkać. Finalnie może doprowadzić do załamania, samobójstwa, a jeśli nawet nie aż tak, to na pewno do utraty wszystkiego, co dla nas samych najważniejsze — cokolwiek dla ciebie to znaczy.


10/12/2011

Godz. 13:03


Jest dobrze.

Masz pracę, która daje ci pieniądze i robisz coś naprawdę ważnego. Odzyskałaś troszkę wiary w powodzenie — a tego ci najbardziej było potrzeba. Odzyskałaś jeszcze jedną rzecz — osobę, która już znikała za horyzontem, ale udało ci się ją złapać.

Cuda są po to, żeby się zdarzały :)

— Było wino?

— Skąd wiesz?

— Jestem tobą, więc wiem.

— Hmm, to jak tak dużo wiesz, to powiedz mi coś mocno prozaicznego.

— Co mam ci takiego powiedzieć?

— Co mam zrobić na obiad?

— Ha! Sama do tego musisz dojść.

— Wiedziałam. Mój własny umysł pozostawia mnie w tej potrzebie — zawsze. Idę sobie.

— Idź.


01/01/2012

16:30


Pierwszy dzień roku.

Od rana piękne słońce, długi spacer dodał ci wigoru. Obiad nakarmił „głoda”, a teraz sjesta.

— I jak ci?

— Doskonale.

Do wyjazdu pozostało 90 dni…

Jest cudownie.


21:10


ONA na dyżurze nocnym. Zostawanie samemu z dziećmi ma swoje dobre i złe strony. Tęsknisz w nocy mocno do niej. Zwykle masz problem z zaśnięciem.

— Dlaczego ciężko mi bez niej zasnąć?

— A jak myślisz?

— Nawet w nowym roku nie dasz mi gotowej odpowiedzi?

— Oczywiście, że nie. To byłoby za łatwe.

Gadasz do siebie, a w zasadzie ze swoim umysłem. Mimochodem zresztą — chyba. Czy jakoś tak. Właśnie, natychmiast musisz przerwać i opiłować paznokcie, ślizgają się po klawiaturze. Strasznie tego nie lubisz.

Teraz jest już znacznie lepiej. Jesteś zadowolona.

— Jak chcesz TAM żyć?

— Normalnie. Wiesz, pracować, mieć dom, auto i wybieg dla psów.

— Opiszesz mi to?

— Chcesz, bym cię zaprogramowała?

— Tak.

Dom.

Chcę mieć dom. Około 160 metrów. Może być piętrowy. Z 4 sypialniami i dwoma pokojami dziennymi. Z otwartą kuchnią, jadalnią i dwoma łazienkami. Jedna na piętrze, druga na parterze. W jednej koniecznie musisz mieć wannę, w drugiej zaś prysznic w zupełności wystarczy. I sauna. Sauna oczywiście musi być — koniecznie.

Wspomniałaś o garażu? Chyba jeszcze nie. Garaż się przyda, na jedno auto albo lepiej dwa.

Ale lepiej wrócę do domu w stylu smolandzkim z werandą. Będzie drewniany — jak one wszystkie. I kominek jest niezbędny, by móc w wygodnym fotelu albo na sofie siedzieć przed nim wsłuchując się w muzykę.

Ok, źle, inaczej.

Mam dom. Ma około 160 metrów. Jest drewniany, w stylu smolandzkim. Ma werandę, duże okna i jest koloru czerwonego. Na parterze jest wielka, widna kuchnia połączona z częścią jadalną i pięknym pokojem dziennym, z którego można wyjść na drewnianą i ukwieconą werandę. Promienie słońca pięknie skrzą artystyczną tapetę, a w zimowe wieczory kominek ogrzewa nas ciepłem. Jest też nowoczesna łazienka z prysznicem i toaletą. Dla gości zaś 2 piękne pokoje w delikatnych pastelowych kolorach.

Ciekawe schody prowadzą na piętro, gdzie wprost chce się wypoczywać w saloniku albo szybko skryć w jednej z trzech sypialni. Każda ma swój styl, każda zaprasza czymś tajemniczym i egzotycznym. A wszystko to skąpane w słońcu, które zostało zaproszone przez duże okna.

Niczego nam nie brak w naszym, pięknym domu.

Z okna widok na zadbany i cudownie ukwiecony ogród z altaną, alejkami i murowanym grillem.

I wybieg dla psów.

Przy domu nie zabrakło też garażu na nasze wymarzone auta. Moja połyskująca mazda mx-5 i JEJ subaru forester.

— Fajnie o tym pisać?

— Oczywiście.

— Pisz jak najwięcej.

— Będę pisać. Już piszę.

— To dobrze.

Zerkasz na zegarek, jutro do pracy na 8, więc do łóżko powinnaś się położyć teraz. Może jutro znajdziesz chwilę i też napiszesz.


02/01/2012

13:18


— wydrukowałam przez tydzień prawie 2000 poprawionych umów dla klientów. Wiesz, że chyba wszystko jest do poprawy?

— Przykre.

— Owszem.

— Głowa do góry.

Nie znosisz powtarzania już wykonanych działań, bo ktoś czegoś nie powiedział. Zaraz może się okazać, że ponownie będziesz musiała wykonać swoją pracę, ponownie nanieść ręcznie poprawki z plików systemowych. Tylko dlatego, że zlecający wykonanie pracy nie powiedział, co jeszcze należy sprawdzić przed drukiem umów i jakie jeszcze parametry muszą być zmienione. Po co. Możesz popracować dla działu handlowego jeszcze jeden tydzień dłużej.


14:51


Nie jesteś pewna, czy nadal dziś chcesz tu siedzieć. Czekasz na decyzję, co zrobić z całą masą dokumentów wydrukowanych prawdopodobnie — żeby nie powiedzieć na pewno — źle.

A oni debatują i debatują, nie wiadomo nad czym.

— Czy naprawdę nie można przekazać rzeczy do zrobienia porządnie?

— A jakiej odpowiedzi się spodziewasz?

— Nie wiem, potwierdzającej moją tezę?

— Zapewne masz rację.

— Wiesz w tym domu TAM chcę mieć piękną pastelową kuchnię z kafelkami, ale drobnymi. Powinny być trochę ciemniejsze od frontów kuchni. Jadalnia w równie jasnych kolorach, z dużym stołem na co najmniej 12 osób. Muszę mieć miejsce na ulubiony ekspres do kawy. Wieszak na kieliszki, taki z Ikea, i miejsce do wieszania łyżek i mieszadeł przeróżnych. Okap taki futurystyczny. A wszystko dostępne, wszystko pod ręką.

— Pisz dalej…

— Jestem TAM. Mieszkam z NIĄ i dziećmi, w pięknym wymarzonym domu. Jestem szczęśliwa i mam wymarzoną pracę. Obie doskonale zarabiamy i stać nas na wszystko, czego nam potrzeba. Jesteśmy szczęśliwe.


05/01/2012

Godz. 13:49


Zabrali nissana. Czujesz, jakbyś się nie pożegnała, czujesz dziwny ból gdzieś w środku. Od rana jest ci źle i niestety nie może ci przejść. Może wcale tego nie chcesz?

— Czy powinnam się smucić? W końcu problem się rozwiązał w dużej części sam?

— Nie wiem, spróbuj sama do tego dojść.

— Wciąż muszę dochodzić do wszystkiego sama.

— Wiem, ale tylko tak szybciej uporasz się ze sobą.

— A może ja nie chcę się uporać sama ze sobą?

— Naprawdę nie chcesz?

— Nie wiem.

— A co wiesz?

— Daj spokój. Daj mi dziś spokój.

— Dobrze.

Nie możesz nawet ze sobą rozmawiać. Miałaś jutro jechać do swojego who-valley i też nic z tego. Pensja nie przyjdzie dziś, więc nie ma za co pojechać. Jakiś dzień absolutnie nie taki, jak byś chciała.

Powinnaś pracować, a wcale nie chce ci się na tę chwilę nic robić. Chyba jednak czujesz, że straciłaś kawałek czegoś, co było w tobie i dlatego się tak czujesz.

Pójdziesz sobie teraz. Tak będzie lepiej dla ciebie — teraz.


09/01/2012

Godz. 14:50


Nie poszłaś dziś do pracy. Sanjay leży w szpitalu na parwowirozę. Umiera. Jesteś już wykończona, czekasz na telefon z kliniki, co z nim.

Dostałaś psa 5 miesięcy temu, twój wymarzony Siberian Husky, a teraz on leży ledwie żywy i nawet nie wiesz, czy chce się bronić. Tak jak ty — już nie wiesz, czy warto się bronić. Kolejnych dwóch komorników. Zabrali samochód, ale nie starczy na pokrycie długu. Inny zajął konto. Sama już nie wiesz, za co. Jest ci jedynie słabo — i ten ból głowy. Tak, tylko ten ból głowy.

Nie umiesz zobaczyć pozytywnych rzeczy w swoim jestestwie. Niczego, co by trzymało na powierzchni twoje ja. Jesteś już taka zmęczona. Bo niby czego ma cię to jeszcze nauczyć? No czego? Przecież dostałaś już lekcję za swoją chciwość, za władzę, próbę stwierdzenia, że tobie należy się wszystko. Pokora przyszła, a problemy pozostały. Nie wiesz, co masz jeszcze zrobić. Nie wiesz, co jeszcze, więc prosisz niebo, by dało ci wskazówkę. Niech ktoś ci coś w końcu doradzi, niech coś dobrego się wydarzy. Błagasz… błagasz…

— Pomóż mi unieść to wszystko. Proszę, co jeszcze mam zrobić?! Boże, co jeszcze?

Nie masz siły na więcej.


10/01/2012

Godz. 8:22


Wtorek. Jesteś zaniepokojona, bo jeszcze nie możesz ustalić, co z twoim psem. Czekasz więc do jakiejś 10.00. Może dobre wieści.

Wczoraj po 20:00 znalazła się surowica dla niego — to dobrze. Czy zadziała? Nie wiesz. Wiesz za to, że już nie możesz dłużej tu być, ani sekundy dłużej. TAM czeka, a Ty chcesz już jechać. Już natychmiast.

— Co z psiakiem? — zapytał ON

— Wczoraj wieczorem udało się zdobyć surowicę. Wiesz, że w całej Polsce nie ma surowicy dla psów?

— To trzeba go było dobić!

Słabo ci się zrobiło, a łzy napłynęły do oczu. On nie ma zwierząt, więc nie rozumie. Nic nie rozumie.

— Dzięki — odeszłaś.

Dziś musi być lepszy dzień niż wczoraj. Prosisz, niech będzie lepszy. Chcesz lepszego dnia.

Tyle.


Godz. 17:20


Kolejne awizo, kolejni komornicy. Nie masz już siły dalej walczyć. Już nie. Nie wiesz, czy możesz jeszcze oddychać. Bo zapewne już nie chcesz oddychać. Już nie chcesz dalej oddychać, słyszysz? Nie chcesz oddychać.


23/01/2012


Dwa tygodnie temu pożegnałaś się z Sanjayem nie przeżył.

W kilka dni później nastał Hunter. Siberian Husky. Nie zastąpi ci Sanjaya, ale…

…ale wczoraj usłyszałaś wyrok.

— Parwowiroza… Przykro mi!

Oddech ciężki, w klatce zakuło cię mocno. Nocne szukanie surowicy, znów cud, znów wielki cud… Pieskowi lepiej.

Nie możesz jeszcze pisać o tym, co czujesz. Boli nadal. Sanjay nie stoi tam gdzie zwykle, nie wychodzi już z tobą na papierosa i nie robi kawy — nic już z tobą nie robi.

Wizualizacje są potrzebne, bardzo potrzebne. To właśnie od dziś nic, tylko wizualizacje.

Dom marzeń okazuje się wyglądać trochę inaczej. Żadnych odstępstw, żadnych zmian zdań — tylko wielkie spełnione marzenia. Nie będzie już myślenia okrojonego, będzie tylko wielkie marzenie.

Żadnych odstępstw — to jest mój dom på landen — TAM.

W tym garage niezmiennie nowa, piękna mazda mx — 5

To jest moja wizualizacja.

Mój dom, moja mazda, moja rodzina w nim.


22/02/2012

Godz. 8:18


Czy można być wstrząśniętym tak mocno, by nie móc oderwać oczu, nie móc przestać słuchać? Można.

— Wiesz, co wczoraj znalazłam?

— Nie! Co wczoraj znalazłaś, Arizona?

— To! Słuchaj, patrz i nic nie mów.

Każdy dzień może przynieść coś nowego. Dziś jest najlepszy dzień, do tworzenia nowej przyszłości.

— Dziel go ze mną.


23/02/2012

Godz. 14:33


— Czy starając się zmienić rzeczywistość zmieniam siebie?

— Czemu o to pytasz, Arizona?

— Zawsze mam dobrą pracę, zawsze dostaję dobrą, ciekawą i fajną pracę, zawsze staram się być jak najlepsza. Ale czy to może zmienić moją rzeczywistość, a w zasadzie czy to, co robię w życiu, może zmienić mnie?

— A chcesz, by cię to zmieniło?

— Chyba powinno, prawda?

— Nie wiem. Sama musisz to rozgryźć.

— Jak zwykle pomocny — mój ukochany umysł.

Dochodzisz do wniosków, potem, nie wiedzieć po co, analizujesz je, jakby to miało coś zmienić, pomóc. Co dobrego to może przynieść? Odpowiedzi jednak przychodzą do ciebie, czasem szybko a innym razem trwa to nieco dłużej, bądź bardzo długo.

Wczoraj przyszedł mail od Pani J. Napisała, że „rozkazuje mi” pisać. Przeczytałam w mailu, że mam niebywały talent pisarski i muszę coś z tym zrobić. Wiele lat myślałam o pisaniu, a Ona tylko potwierdziła moje przypuszczenia, że w pisaniu też jestem niezła. Czy to mogłoby stać się moją pracą?

Takie pytanie zadajesz sobie od dawna, tak jak to drugie — czy mogłabyś być piosenkarką. Nie znajdujesz odpowiedzi. Nie istnieje?

— Czy przyjdzie do mnie ta odpowiedź?

— Arizona…

— No co?

— Rozgryź to.

— Niby jak?! Co? Znajdę żółtą karteczkę z odpowiedzią? Albo lekarz wypisze mi receptę?!

— Nie o to chodzi. Zadajesz pytania, mnóstwo pytań i oczekujesz odpowiedzi.

— To źle?

— Zawsze.

— Jestem niecierpliwa.

— Jesteś człowiekiem, który chce więcej, bo więcej w nim pożądania życia niż w wielu innych razem wziętych. Dlatego oczekujesz, że rzeczy dziać się będą natychmiast. Musisz jednak pamiętać, że rzeczy dzieją się w najlepszym dla ciebie momencie. To co się dzieje, wcale nie jest bez sensu. Nie zawsze ci się to podoba, nie zawsze dzieje się dokładnie wtedy, kiedy ty tego chcesz. Jednak przywykliśmy do myślenia, że wszechświat jest przeciwko nam, że nas muszą te wszystkie rzeczy spotykać, itd. Ale tak nie jest. Ciebie spotyka to, co powinno, to, na co się nastawiłaś, nawet jeśli to zła rzecz.

Kiedy twój umysł przemówi, kiedy dostajesz jakąś treść, podpowiedź, wtedy milczysz, aby głos w głowie nie przestawał i podał jak najwięcej faktów, jak najwięcej zdań wypowiedział, być może wtedy znajdziesz w nich coś, czego po złych chwilach będziesz mogła się trzymać.

— Arizona?

— Tak?

— Dlaczego właśnie Arizona?

— Nie chcę mieć zwyczajnie na imię. Nie chcę być zwyczajna.

— Nie jesteś zwyczajna. I możesz mieć na imię, jak chcesz. Arizona to piękne imię.

— Dziękuję.

W zasadzie zastanawiasz się, co dalej… Masz duży mentlik w głowie teraz. Może potem się to uporządkuje. Może później… Będziesz czekać cierpliwie na odpowiedź.


24/02/2012

Godz. 12:57


Każdy poranek powinien być emocjonalny, by móc przeżyć dzień „jakoś”, lecz to “jakoś” nie może być przecież puste i pełne próżni. Żebyś miała o czym pisać, musisz mieć emocje. Byś miała powód do niespania, musisz mieć stan goryczy, złości, zniechęcenia czasem, musisz też czuć gorącą lawę wszelkich innych odczuć. By twoja codzienność zniosła ciebie samą, potrzeba ci wybuchu wulkanu.

Wstajesz o 5:00, by medytować przez kilka cennych minut ciszy, by w twoim własnym wszechświecie wypić pełne aromatu espresso, by zaciągnąć się mocno dymem z papierosa i poczuć ciepło wewnątrz płuc, nie twierdząc, że stan ten ma coś wspólnego z rozsądkiem. Potem już tylko pośpiech… potem już żadnej chwili dla siebie… Ale potem jest ta burza wszystkiego, po czym można powiedzieć, że dzień był! Każdy jest zarówno taki sam jak i kompletnie inny — cokolwiek autor tego stwierdzenia miał na myśli. Trzeba mieć emocje, by oddychać.

Trzeba zebrać się w sobie, by zdobyć się na te wszystkie emocje, by na koniec każdego dnia powiedzieć o sobie cokolwiek, a najlepiej coś dobrego. Ale nade wszystko, do cholery, trzeba mieć emocje. Ty masz ich dużo, bardzo dużo, codziennie.

Jest piątek. W końcu jest piątek.


25/02/2012

Godz. 18:20


Zrezygnowanie. W tej chwili odczuwasz zrezygnowanie. Nie masz chęci dalej…

Wewnętrzna walka trwa. Jedyna rzecz, jakiej chcesz, to wyjechać, a tam zastanowisz się co dalej.


06/03/2012

Godz. 08:30


Poranek w pracy zwykle obfituje w aromat kawy i przeglądanie różnych różności. Wczoraj wieczorem, a może dziś rano, doszłaś znów do wniosku, że jednak te wszystkie muzyczne „robótki” są twoją pasją i z uwielbieniem i skupieniem wtapiasz się w tworzenie nowego.

Nie wiesz, czy to twój sposób na ucieczkę od rzeczywistości czy potrzeba serca, lecz co by to nie było, jesteś niemal pewna, że pomaga. Zdecydowanie pomaga! Zwłaszcza, że ostatnio dość trudno powiedź „tak” rzeczywistości.

Przytłoczona już taką masą nieszczęsnych zdarzeń poszukujesz ratunku. Próbujesz wymyślić sposób na przemalowanie codzienności, na ucieczkę — bez ucieczki. Chcesz zaginąć gdzieś w nierealności i docenić swoje własne ja.

Gdyby tylko można było znaleźć szybki sposób na zmianę rzeczywistości, gdyby ktoś ofiarował ci majątek na wszystkie kłopoty, gdyby wygrana w totka mogła dotknąć ciebie… Gdyby świat w końcu odmienił twoje życie…

Niechżeż tak się stanie!

Będziesz nadal tworzyć.

To pomaga.


12/03/2012

Godz. 09:12


Nie jesteś pewna, co czujesz — prócz goryczy i złości. Obrażanie cię przez nastolatkę spowodowało, że postanowiłaś odmówić wszelkiej współpracy. Poszła do szkoły bez kanapek, nie ma szans, żebyś już zdanie zmieniła. Nie odezwiesz się, aż gówniarz zrozumie, że prawo to on ma… do nauki i życia, lecz poza tym nic. Nie potrafisz pojąć, jak twój życiowy partner mógł nie zareagować na wyzwiska rzucane przez NIĄ w twoim kierunku. Nie rozumiesz.

Biurowa kawa koi rozkołatane nerwy. Zaraz weźmiesz się do pracy dość mocno. Wymażesz na osiem godzin złe doświadczenie z weekendu. Nie zależy ci na szczęściu gnoja, nie zależy.

Nic, to… czas do pracy.

Niech dziś spotka cię cud, jeden mały cud. Jest ci tak bardzo potrzebny. Bardzo.


13/03/2012

Godz. 16:21


Czasami myślisz, że nie ma mowy o tym, by biurokracja miała koniec, jakikolwiek koniec w jakimkolwiek kraju. To dziwne, ale sądziłaś, że TAM nie będzie krajem biurokratów. Okazało się, że jest. Dodatkowe dokumenty uniemożliwią opuszczenie kraju w terminie. W twoim terminie.

— Nie ma prostych rozwiązań. Widzisz… chciałam już być TAM, nie tu.

— Wytrzymaj jeszcze chwilę.

— Muszę?

— A jak myślisz? Znasz inne rozwiązanie?

— Może ty mi podpowiesz?

— Nie. Nie podpowiem.

— Jak zwykle. Nic mi z tych rozmów z tobą.

— Zwykle sama dochodzisz do poprawnego rozwiązania. Czy chcesz, żeby ci wszystko zawsze podawać na tacy?

— Nie, ale jestem załamana. Jestem wykończona, nie wiem, na ile sił jeszcze mi wystarczy. A muszę je przecież mieć! Muszę, bo przede mną ogromne wyzwanie, ogromny skok przez wodę. Dosłownie. Nie wiem, czy oddychać czy przestać oddychać. Nie wiem. Każdy mój ruch wydaje się być trudny. Jakbym uczyła się chodzić na nowo i musiała w tym wszystkim utrzymać ogromny ciężar na barkach. To przytłaczające.

— Wiem, ale radzisz sobie ze wszystkim, więc i z tym sobie poradzisz. Wierzę w ciebie.

— To dobrze, jesteś chyba jedynym głosem wierzącym we mnie!

Jutro pojedziesz na pocztę, by odebrać nieuniknione. W piśmie przeczytasz datę licytacji. To ostatnia rzecz, jaką ci odbiorą. Ostatnia. Już będzie po wszystkim. Tylko poradzić sobie z tym jakoś trzeba. Czy dostaniesz z nieba tyle siły, by to przetrwać? Potrzebujesz cudu. Najbardziej na świecie potrzebujesz teraz cudu. Iskry, która rozpali w tobie chęci do życia i walki. Tego potrzebujesz i na to czekasz.

Boże dopomóż.


02/04/2012


Arizona Robbins

Do ……

jestem wrakiem, jestem totalnym wrakiem, któremu już chyba nic nie pomoże. Od 4 lat powoli rozpadałam się na kawałki. Dziś już nie mam możliwości się posklejać. Widziałaś, co się stało… Widziałyście obie.

ONA ma cital. Radzi sobie. Ja, cokolwiek próbowałam brać, by nie oszaleć, dostawałam reakcji odwrotnej, wpadałam w jeszcze większą furię i wcale nic nie pomagało. Ani farmakologia, ani nic naturalnego.

Wstaję o 5 codziennie i jedyna rzecz, o jakiej myślę — już w tej chwili prawie non stop — to śmierć. Nie mam siły zostać na 5 minut sama ze sobą, nie mogę dłużej żyć. Nie mogę, bo rozpadałam się na tak małe kawałki, że nie wiem gdzie jestem, nie wiem, gdzie szukać siebie. Ta ilość alkoholu była zapalnikiem. Nie mogę brać leków na uspokojenie, bo nie działają. Nie mogę wykrzyczeć się swojej przyjaciółce, bo ona również ma źle od dłuższego czasu i nie ma dla mnie czasu. Nie mam punktu zaczepienia, nie mam już czego się chwycić. Więc jeśli zaraz nie wyjedziemy, to będę musiała skończyć ze sobą… bo już nie ma mnie od dłuższego czasu. Ten ktoś we mnie zabił mnie. Nie mam siły wstawać i wychodzić do ludzi. Wchodzę do pracy i muszę się na siłę uśmiechać — oni mnie nie znają i nie mogą mnie poznać, bo pracuje tu mój brat. Nie mam obok siebie nikogo, kto by mi pomógł, nie mam niczego, co przytrzymałoby mnie na powierzchni. Więc albo krzyczę, albo piję… Jeszcze w tym wszystkim się boję, bo za chwilę będę musiała powiedzieć, że jestem alkoholikiem.

Przyszłam dziś do pracy i zaczęłam sobie robić kawę. Obok stała koleżanka. Zapytała, co się dzieje, bo widać, że coś jest bardzo nie tak. Łzy spłynęły mi ciurkiem. Wyszłam bez słowa.

Muszę wyjechać, muszę natychmiast wyjechać. Nie mów mi już, że nie chcesz, byśmy jechały. Nie mów mi tego nigdy więcej.

Nie mogę już niczego takiego słuchać.

Muszę wyjechać, by już nikt mi niczego więcej nie zabrał. Nie mogę już patrzeć na zajęcia komornicze, nie mogę już dłużej patrzeć na prawie dwumilionowy dług. Uwierz mi, że nie mogę, bo zrobię sobie coś. Nie chcę żyć, zrozum, nie chcę już żyć. W takim złym stanie jestem, że nie chcę żyć.

Przepraszam Was obie za to, czego świadkiem byłyście. Przepraszam… Nawet nie wiem, o co chodziło. Nie pamiętam. Wiem, że wbiłam nóż w JEJ serce, wiem, że obraziłam Was.

Przepraszam.

Muszę wyjechać, żeby wszystko zniknęło. Muszę też uciec od myśli o Tobie. Nie mogę więcej o Tobie myśleć, nie mogę mówić Ci “pocałuj mnie”, nie mogę. Dokonałam wyboru. Ty też. Za trzy sekundy rozłożą mnie łzy dokumentnie, ale dokonałam wyboru, więc nie mogę więcej widzieć Cię w moich ramionach. Nie mogę już dłużej, nie mogę tego wszystkiego dźwigać. Dlatego zrozum, że wyjazd jest jedynym wyjściem.

Nie mogę więcej się z Tobą widzieć. Nie mogę Cię już nigdy więcej zobaczyć. Tak będzie lepiej dla wszystkich. Ja i tak się nie podniosę, a Ty masz lepsze rzeczy na głowie niż ratowanie nieudacznika.

Kocham Cię. Naprawdę kocham. Jesteś w moim sercu i na zawsze w nim zostaniesz.

To pożegnanie.

W zasadzie powinnam była wcześniej pewne rzeczy powiedzieć i zrobić. Już nieważne.

Bardzo Ci dziękuję za wspólne urodziny. Bardzo Ci dziękuję…

Przeproś w moim imieniu swoją połowę.

Trzymajcie się.


03/04/2012


Twoje urodziny Arizona. Zamknij oczy i pomyśl życzenie.


04/04/2012

Godz. 08:23


Nie jesteś pewna, co zrobić. W piątek ONA ma przyjść. Nie powinnaś jej widzieć, nie powinnaś! Wszystko zacznie wracać, zaś postanowienie, że dość, że już wystarczy, szlag trafi.

— Arizona, a co to znów za dylemat?

— Ten co zwykle… ONA.

— I?

— Co i? Przecież wiesz. Nie powinnam, nie mogę.

— Nie możesz? Czy nie chcesz?

— Chcę, ale nie mogę. Pokusy są do bani. Pokusy są, ale nie mogę.

— Słuchasz właśnie tego, czego również nie powinnaś. Wiesz to?

— Tak, wiem. Nieważne. Minęły moje urodziny. Mam 34 lata. W życiu głównie osiągnęłam zamieszanie, łzy, dewastację i masę alkoholu. Osiągnęłam wielką czarną dziurę. Nie mam nic. Choć na serio chcę mieć wszystko. Chcę wyjechać już TAM… Muszę wyjechać, bo źle skończę.

Widok długich blond włosów, smukłej sylwetki, błysku w oku sprawi, że wcale nie jest łatwiej oddychać. Nie można oderwać wzroku, nie można uspokoić kołatania serca. Niczego wtedy nie można, bo przed oczami tylko to, co zakazane. W nozdrzach zapach, jej zapach, w dłoni kosmyk włosów. Na ustach zaś muśnięcie skóry… „Pocałuj mnie, pocałuj…”

Jest środa. I niech tak zostanie.


11/04/2012

Godz. 08:43


Dziwnie jest ci na tym świecie albo dziwnie w tym kraju. Kiedy przyjdzie wiadomość, że możecie już jechać? Chcesz już jechać. Natychmiast! Oczekiwanie to potworność. Wyobraźnia podpowiada Ci wymarzony dom, który widziałaś na zdjęciach. Może musisz bardziej to zwizualizować?

Tak zrobisz. Dom w tamtym miejscu, mazda w garażu, wygrana w totka. Gdzie jesteś, mocy, by mi pomóc? Jestem twoim dzieckiem, wszechświecie, a czuję się jak porzucona niechybnie. Otchłań mnie otacza, a przecież miałam być ukochanym dzieckiem wszechświata.

Det var allt.


12/04/2012

Godz. 08:37


Wstałaś dziś mocno punktualna i bez rzeczonego efektu dnia poprzedniego — co oczywiście cieszy. Idziesz jak burza dziś i czujesz dobro, nadchodzące. Jest już blisko cud. Czujesz go. Może to dziwne, ale na serio czujesz, jak spłynęła na ciebie jakaś jaśniejsza strona świata, jak spłynęło upragnione szczęście. Dziś masz doskonały dzień. Dziś zdarzy się tak wielki cud, o jakim nawet nie śniłaś. Marzysz o wprowadzeniu się do nowego pięknego domu. Zdjęcia już zamieściłaś. Jest twój, a w garażu ukochany wymarzony samochód. Widzisz, jak chodzisz po podłogach, jak pięknie prezentuje się wasza sypialnia. Ile zieleni wokół. Promienie słońca wpadają przez widne okna wprost do salonu połączonego z jadalnią. Masz wszystko, czego ci trzeba. Pieniądze, zdrowie, rodzinę, wymarzony dom na wsi i wyśnione auto. Wszystko jest jak chciałaś. Masz też masę ulubionych gadżetów — lubisz nowości techniczne, lubisz gadżety. Bardzo.

Siedzisz w pracy, choć myślami jesteś w pięknej jasnej kuchni i parzysz aromatyczne espresso. Za oknem cud pogoda, na stole uśmiechają się do Ciebie kwiaty, psy ganiają po podwórku. Jest wspaniale.

Czas zacząć choć udawać, że się pracuje.

Kocham Cię, Arizona.


13/04/2012

Godz.08:02


— Muszę Ci coś powiedzieć, śpisz? Arizona?

Nie, nie spałaś, ale już mocno przysypiałaś i — nie wiedzieć czemu ­– wcale nie miałaś ochoty na konwersacje.

— Chcę ci coś powiedzieć, muszę ci coś powiedzieć… A w zasadzie po co ci ta wiedza?

Po takich słowach kołatanie serca jest wręcz pewne. Nie umiesz wyjaśnić do końca tego stanu, ale on jest i już. Wcale nie jest miły i absolutnie nie może się podobać.

Wstałaś jak co dzień o 5:00 po to, by o 7:15 (a zapewniasz wszystkich, że wynudziłaś się jak diabli) dowiedzieć się, że nikt nie był łaskaw powiedzieć ci, że młoda nie idzie do szkoły, a tym samym do robienia dużo mniej śniadań, bo i ONA została w domu z racji wolnego w grafiku. Jesteś jakby zła. Jakby, bo złym można być na mokrą pogodę, a nie wstanie niepotrzebne 1,5 h za wcześnie. Więc, jesteś jakby zła i nie omieszkałaś wyrazić to słowami pozostawionymi na sporej kartce papieru w sypialni.

TAM czeka. Sjukhus czeka na zatrudnienie JEJ. Tylko papiery nadal nie przyszły. Fatalnie, bo ile można czekać, ile? Musisz już jechać. Ale, ale… dobra wiadomość jest taka, że jednak TAM, a nie gdzie indziej.

Sprawdzisz zaraz totka. Może jednak już jesteś milionerką i wcale nie musisz tu dziś siedzieć. Wręcz przeciwnie — powinnaś załatwiać spłaty zaległości oraz kupić nowy samochód dla siebie i zacząć licytować nieruchomość „swoją” TAM. Tak, właśnie tak.


15/04/2012

Godz. 14:00


Dom. Dom jest tam, gdzie Twoje serce. Twój jest TAM. Wygląda jak dworek i ma cudne wnętrze. Twój dom ukochany, wyczekany… Już jesteś w nim. TAM.


16/04/2012

Godz. 10:58


Kiedy decydujesz się na wejście na nieznane terytorium, musisz pamiętać, że różne rzeczy mogą ci się przydarzyć. Jednak kiedy spoglądasz na to z różnych stron, zdecydowanie szybciej rozgryzasz, o co chodzi. Szybciej możesz zareagować, a zarazem dostać więcej, dużo więcej.

Pada od samego rana. Całą noc również padało, wczoraj zresztą też. Deszcz oczyszcza. Pozwala przemyć umysł, gdy tylko zechcesz na to tak spojrzeć. Tak myślisz, że… już za chwilę, na serio już za chwilę. Ostatnia wysyłka dokumentów i za 2—3 tygodnie zwrotne papiery pozwolą rozpocząć negocjacje i pakowanie się. Czyli na zostanie milionerką masz niewiele czasu. Sensowniej jest więc zacząć mówić: „Jestem milionerką, jestem milionerką, jestem milionerką, jestem milionerką, jestem milionerką, jestem milionerką, jestem milionerką, jestem milionerką, jestem milionerką…” Tak właśnie jest.

Chyba taka wiadomość cudownie zaczyna twój tydzień pracy? Tak, zdecydowanie tak. Powinnaś przejrzeć rzeczy, sprawdzić, co możesz/powinnaś wyrzucić, a co jeszcze zostawić. Powinnaś zabrać rzeczy z tamtego mieszkania. Spakować je do pudeł, opisać, by choć te były gotowe do wyprowadzki. Jakiś chaos zapanował w twej głowie, a może dokładniej w tym, co piszesz. Chaos. Chaos? Hmm, może być, że chaos. Jestem już w swoim domu na wsi — jestem TAM. Mam wszystko. Jestem szczęśliwa.

— Trzymasz się tej wersji, Arizona?

— Tak, trzymam się tej wersji!


Godz. 14:57


Jeszcze godzina i do domu. Od poniedziałku dobre wieści. Wiecie już, co dosłać, żeby dokumentacja była kompletna — a to oznacza, że za 2 tygodnie najpóźniej pozwolenia będą gotowe i można szykować się do skoku przez morze. Już nie możesz się doczekać.:D


18/04/2012

Godz. 08:39


Zły dzień.

Poranki zwykle wpływają na cały dzień. Dlaczego? Pewnie nikt tego nie wie. Nie wstałaś lewą nogą, nie robiłaś niczego w pośpiechu, a i tak czujesz się jak zbity pies. Jakbyś miała za chwilę wybuchnąć płaczem.

— Co się dzieje, Arizona?

— Śniłam. Zasypiając, śniłam, że jest firma, która bardzo chce mnie zatrudnić TAM. Zgodzili się na wszystko. Dom, ten dom, mazda, eleganckie ubrania, teczka — aktówka, nowy laptop, wymarzony telefon i samochód dla żony. Wszystko, co tylko chciałam. Mam wszystko, co chcę.

— I?

— O 5:00 zadzwonił telefon… A potem to już nie chce mi się gadać!

Wysiadłaś z auta po drodze, bo nie miałaś ochoty jechać dalej z NIĄ. W ogóle nie miałaś chęci na jakiekolwiek towarzystwo. Cóż… bywa.

Będziesz płakać, bo wszechświat nie daje ci tego, na co zasłużyłaś. A właśnie na powyższe ty zasłużyłaś najbardziej. Wszechświecie, to wszystko jest moje.


20/04/2012

Godz. 17:35


Nigdy w życiu, a przynajmniej nigdy wcześniej, nie dostałaś ataku paniki. Taki napad jest o tyle przykry, że sama nie wiesz, co ci jest — czujesz tylko potężny lęk, nic więcej, tylko uderzenie lęku. Miałaś taki atak przedwczoraj. Dusiło cię i trzęsło. Dziwne uczucie, dziwne o tyle, że nigdy wcześniej go nie przeżyłaś.

— Od kiedy wiadomo, że twoje małżeństwo legło w gruzach?

— A twoje legło?

— Uwielbiam odpowiadanie pytaniem na pytanie. Nie wiem, czy legło. Pytam, od kiedy wiadomo, że legło?

— Objawy… Jakie są objawy?

— Ha, objawy! Awantury są objawami? Moja wściekłość na fakt, że jedyne do czego służę, to obsługiwanie wszystkich w domu bez odrobiny wdzięczności? Co jeszcze…? Może to, że pomiatają mną i nie bardzo mam prawo się odezwać? A może objawem jest to, że cokolwiek zrobię — i tak jest źle?

— Tak, to są objawy.

— I co teraz?

— A co chcesz zrobić?

— Nie wiem. Nie wiem, czy jest co ratować. Nie wiem, czy warto… ONA nie chce, a ja mam chcieć?

— A czego chcesz?

— Chcę wyjechać. Natychmiast. Chcę wyjechać TAM.

Mogłabyś tak bez końca. Poświęciłaś 8 lat życia, by dojść do punktu, w którym w ogóle nie wiadomo, co zrobić. Znów się zaczyna. Cholera, znów dostałaś ataku paniki. Serce ci wyskoczy. Jesteś zdenerwowana i zrozpaczona. Jesteś wrakiem.

Nie masz pojęcia, co dalej. Cholernie nie masz pojęcia, co dalej. Chce ci się płakać i zaraz się to tak skończy. Czekasz, aż w diabły pójdą i zostaniesz sama. Może powinnaś wyjść. Może powinnaś zadzwonić do kogoś i umówić się na piwo. A może nie… jesteś totalnie rozbita.

Co się stało z twoim życiem? Co się stało z radością, jaką miałaś w sercu i jaką zarażałaś ludzi dookoła? Co się z tobą stało? Gdzie jesteś? Gdzie się zgubiłaś?


15/05/2012


Godzina już naprawdę nie ma znaczenia. Minęły cztery lata. Pełne cztery lata, odkąd straciłaś pracę w sposób niepozwalający ci podjąć drugiej na podobnym stanowisku. Po tych latach oczekiwałaś cudu. Cudu, który pozwoli ci oddychać. Odmieni całe twoje życie. Cudu, małego albo całkiem wielkiego.

Odebrałaś w pracy telefon. Czas na mieszkanie. Na stratę mieszkania. Komornik zadzwonił, że chce się spotkać. Więc w czwartek o 17:00 prawdopodobnie usłyszysz to, o czym wiesz w zasadzie od bardzo dawna. Tyle że raz się udało odwlec sprawę, a teraz…

Prosiłaś, cały czas prosisz o trochę szczęścia w życiu. Cały czas prosisz i nic to nie daje. Czy przestaniesz w końcu prosić? Godzina za godziną, minuta za minutą, sekunda za sekundą. Dni mijają a ty stanęłaś boleśnie w miejscu.

Cud.

Cud jest wtedy, gdy twoje życie zaczyna żyć! Dziś miałaś dostąpić tego cudu. Wierzyłaś w cud. Wierzyłaś, że to dziś. Że dziś będzie pierwszy dzień twojego nowego życia.

— Ale jak by to miało wyglądać według ciebie?

— Ale co miało by wyglądać?

— Początek, twoje nowe życie?

— Normalnie, nagły spadek, może wygrana w totolotka. Może nawet ON mówiący, że chętnie odda mi swoje miliony, żebym mogła żyć. Normalnie, o właśnie tak — normalnie.

Jesteś już tak zmęczona, że wybuchasz, eksplodujesz co chwila — bezlitośnie dla otoczenia. Jesteś po prostu zmęczona. Wykończona. Już nawet NIE JESTEŚ. Nie jesteś nigdzie.

Czas zakończyć wszystko.

TAM przybywaj, bo czekamy.


26/07/2019

Godz. 16:28


[WTEDY]

Nie zakończyłaś wszystkiego, choć próbowałaś. Te trzydzieści cześć godzin wraca do ciebie nieubłaganie jak bumerang. Głupota, żal, a może udasz, że jesteś ponad wszystko? Pamiętasz, byłaś nieprzytomna. Kołatanie serca. We mgle słowa… Ktoś cię podniósł z łóżka i gdzieś prowadził. Czujesz strumień wody na ciele. Na czyim? Nie pytasz już nawet sama siebie. Nie ma w tym nic oczywistego, nic, co mogła byś rozpoznać. Jest ciemno czy jasno? Skąd ta smuga promieni słońca? Skąd, gdzie, dokąd? Widzisz i wiesz, że… co to? Umysł poszedł. Jest głos…

— Co mogę jej podać? Nie zadzwonię po pogotowie… Nie, nie mogę… Nie… Prokurator… NIE!!! Daj mi inne rozwiązanie… Tak, były kroplówki… nie wiem, co dalej… Jakie mleko… Tak, wiem, też próbowałeś — mleko?

Nie wiesz, gdzie jesteś. Słyszysz słowo… Telefon wzywa! Wiesz, kto… Starasz się zapanować nad ciałem, otworzyć oczy, ale… nie możesz. Wiesz, kto pisze.

ONA się boi, nie wie, co z tobą — bo ciebie kurwa nie ma. Pusta skrzynka, nie ma wieści. ONA czeka. Wiesz to — znasz JĄ, wiesz kto…

Umysł nie działa!

Jest blada lampka na telefonie, taka biała — znasz ją, to WhatsApp — ONA… wiesz to.

— Gdzie jestem? — pytasz bezwolnie.

— Jak to, gdzie?

— No gdzie? Powiedz! — niczego tu nie rozpoznaję, ktoś coś robi, ale ja nie wiem…

— A gdzie chcesz być?

— Gdzieś… nie wiem… Obłęd. Gdzie jestem, powiedz…

Nie ma niczego poza strachem. Jest coś, coś na pewno, ale nie wiesz co. On nie powie. Nic! Nie da ci odpowiedzi, a ty nie wiesz, nic już nie wiesz…

Biała dioda w telefonie — ONA czeka…

Trzydzieści sześć godzin dalej….

— Wiesz, kto to widział?

— Co się stało? — pytasz speszona, nadal jak na haju, nadal otumaniona do imentu.

— Mądrala! Dumna jesteś z siebie?

Nie masz słów, Ty nie wiesz, zwyczajnie nie wiesz. Stało się. — ale co się stało?

Byłaś na piwie. Obrazy wracają — wróciłaś do domu. Zadzwoniła TA ONA. Rozmowa.

Potem nagły koniec. Awantura — wróciła TWOJA…

Nie będziesz słaba, myślisz sobie — wręcz krzyczysz… pokaże, ja ci pokażę… one tam leżą, codziennie rano z nich korzystasz przygotowując JEJ leki. Jest cała masa. Nie masz już oporu.

Listek Citalu, tabletki Imowanu, alkohol… już Cię nie ma…

— To nie działa, to debilizm — krzyczysz do NIEJ i łykasz, zapijając szklanką piwa.

Dwadzieścia cztery godziny później…


Dioda miga bez ustanku. Jak przez mgłę widzisz. Myślisz — jaki dziś dzień? Widzisz kroplówkę, a może bardziej czujesz… Próbujesz wziąć telefon — wiesz, że TA ONA czeka. Chyba wiesz, bo nawet nie wiesz, gdzie jesteś…

— Jakie mleko?

— O co pytasz?

— O mleko, pamiętam słowo mleko… Ale jakie mleko?

Zadajesz pytania, ale sama nie wiesz jakie. Masz taki mętlik, że zostaje stracić znów przytomność. DIODA… TA ONA.

— Muszę jej odpisać ona umiera z rozpaczy bo ja nie wiem… ja nie wiem gdzie… gdzie ja jestem…

— Myślisz, że umiera?

— Czuję jej łzy i … nie mogę otworzyć oczu…. ONA czeka….zrób coś…

W otchłani tylko cisza. Bezwładnie starasz się złapać komórkę, jakoś ją utrzymać i napisać do NIEJ, że coś tam, nie wiesz… Nie panujesz nad dłonią — ani lewą, ani prawą. Nie widzisz, co piszesz. Wiesz, że piszesz. Chcesz JEJ powiedzieć, że kochasz, że coś się stało, że… Już nie pamiętasz. Jest gorzej — już nie pamiętasz nic.

Straciłaś znów przytomność.


Godz. 22:09


W zasadzie to spacer był udany. Czekasz, odliczasz godziny, mało co widzisz. Już jesteś pijana. Czekasz. Śpisz u nich. Masz szał w głowie, nie wiesz, czy chcesz dalej istnieć, może jest już po tobie?!

Wracają obrazy przeszłości. Ale że dziś? Na serio…

Przypominasz sobie, co napisałaś. Może przeczytałaś to znowu… a tak, robisz to ciągle…

— A jakbym…?

— …

— No wiesz… jakbym…

— Jakbyś co?

— Sama nie wiem.

— To po co pytasz?

— Nie wiem… Może właśnie czas na kąpiel? ONA mi odpisała.

— I?

— Nie wiem. Boję się. Martwię… Słyszysz Helene Fischer?

— Tak.

— Moja wymarzona piosenka do pierwszego tańca weselnego. Wiesz…

— Już inną miałaś!

Dokładność umysłu polega na tym, że wciąż wyrzuca ci, bądź zarzuca cię faktami, które sama ustaliłaś. Ona śpiewa, kochasz tę piosenkę… Widzisz siebie i JĄ, ten taniec, to piękno… Czemu płyta się zmieniła? Nie zdążyłaś się zastanowić, o co ci dokładnie dziś chodzi, choć doskonale wiesz, do kogo ta piosenka należała. Znów to zrobisz — pochłonie cię muzyka i zaczniesz tańczyć.


27/07/2019

Godz. 01:37


Nie zaczęłaś! Ta rozmowa. Tak bardzo chcesz, pragniesz. Pożądania żar nie ma końca. Nie wiesz… Boisz się, chcesz i nie chcesz…

— A jeśli ONA postawi te same warunki?

— O co pytasz?

— O warunki na Boga, te same. Takie, ciężkie… Ale ja JEJ chcę! Wiesz… oszaleć czasem idzie z tobą!

— Sama tak zdecydowałaś, ja nie prosiłem się o ten cały cyrk.

— A o co prosiłeś?

— Powinnaś spać.

— Nie mogę. Wiesz… czekam, myślę… muzyka w tle… idź dziś sobie lepiej!

— …

— Poszedłeś?

— Chciałaś….

— Chcę spać, chcę spokoju, chcę odpowiedzi na masę pytań, ale nikt mi tego nie chce ułatwić.

— Jakich odpowiedzi? Masz pytania? Zadałaś je?


Godz. 13:39


W końcu jesteś w swoim domu. Czujesz ulgę, w końcu tu, w końcu w swoim niebie. Otwierasz piwo — chwilę odsapnę — planujesz, co dalej zrobić z tym dniem. Czekasz na kolejne JEJ słowa, możesz JĄ czytać w nieskończoność — to takie piękne, co pisze. Takie czasem przeraźliwie smutne. Chcesz więcej, bardzo chcesz nauczyć się JEJ duszy na pamięć.

— Gdybym tylko mogła wziąć JĄ w ramiona i tulić…

— A nie możesz?

— O, jesteś! Nie mogę.

— Dlaczego?

— Ty mi powiedz, dlaczego właśnie tego marzenia nie mogę spełnić?

— …

— I znów cisza.

— Jakiej odpowiedzi ode mnie oczekujesz? Przecież wiesz, sama to już wiesz….


Ach ta tęsknota, szum w głowie, obrazy. Chcesz cofnąć czas. Wiesz, że wtedy za wszelką cenę byś nie wyszła. Gdyby to tylko mogło być prostsze. Zaciągasz się dymem z papierosa, znów czujesz to ciepło w płucach… Kołatanie w głowie zaburza ci radość z powrotu do domu. Myślisz o NIEJ.


— Czemu wciąż o niej myślisz?

— Wtopiłam się

— …?

— Mocno się wtopiłam i nie wiem, jak to się stało. A zaraz się jeszcze wpoję. I co wtedy? Co zrobię?

— A co chcesz z tym zrobić?

— Nie wiem. Chcę posiąść duszę, umysł, serce i…

— …i ciało.

— I ciało…

Czujesz zawstydzenie. ONA już tyle twej duszy skradła, a ty chcesz dać JEJ wszystko. Chcesz bardzo, by cię posiadła. Z całą mocą! Chcesz, by tobą zawładnęła. Nie wiesz sama dlaczego, po co, skoro…

— …skoro…?

— Przecież ONA nigdy nie będzie moją!


Muzyka w tle zaburza ci myśli. Masz wyobrażenie czegoś, ale nie wiesz czego. Chce ci się płakać, ale nie zamierzasz. Nerwowo spoglądasz na zegarek 13:57 — sprzątanie czeka… Wszystko czeka, ale ty gdzieś daleko.


Godz. 15:26


„Hold my hand You will be fine…”

Godzinami słuchasz muzyki, wyglądasz przez okna i widzisz piękne, lekko poszarzone niebo Ursynowa. Patrzysz na świat dziś jakby innymi oczami. Jesteś na pewno już mocno zmęczona.

Coś chcesz sobie powiedzieć, ale sama nie wiesz co. Rozmowa z umysłem jakoś niechętnie przychodzi ci do głowy. On znów nie odpowie albo zapyta pytaniem na pytanie. Gdzieś w tym wszystkim może i jest sens, ale gdzie?

Spoglądasz na szkic. Dostałaś go od swojej ulubionej artystki. W końcu oprawiłaś w ramki i postawiłaś na komodzie. Jest piękny i już zawsze będzie z tobą — czy pamiętałaś, żeby artystce jeszcze raz za niego podziękować? Musisz to koniecznie zrobić.

— Idź powiesić pranie!


Godz. 18:34


[WTEDY]

Wsiadasz do pociągu. Podróż ma trwać pięć godzin. Jedziesz do NIEJ. Nie możesz się doczekać. Na Stacji w Warszawie została ta DRUGA ONA.

Nie myślisz o tym, serce bije jak oszalałe. Chcesz już być tam, tak daleko. Chcesz JEJ dotknąć. Chcesz… tak długo przyjdzie czekać. Mija już jakiś czas, czujesz tęsknotę za papierosem. Stacja pośrednia… Może zdążysz? Zapalisz i z powrotem wsiądziesz.

Mijają godziny. Kilometry, czas… Jesteś już blisko. Czujesz, wiesz to. Przekraczasz granicę kraju. Ale Boże, ten pociąg na tylu stacjach staje. Czy wiesz na której wysiąść? Na pewno?

W komórce nie ma tu Internetu.

Jak dasz jej znać, jeśli źle wysiądziesz? Słuchasz głośnych komunikatów. Konduktor zapowiada stacje.

To TU!!!

Zgarniasz walizkę, idziesz korytarzem. Wysiadasz. Patrzysz — jest ONA. Stoi z kwiatami, taka piękna, delikatna, krucha i jakby cała w ciebie wpojona.

Nie musisz się bać. Wpadasz w JEJ ramiona. Tu nie ma źle. Zaczynacie się całować. Czujesz ciepło tych ust, które już znasz, które już cię całowały. ONA cię obejmuje i wtapia się cała w ciebie. Nikt nie patrzy. Nikogo to nie dziwi. Wtulasz twarz w jej ramię, łza spływa tak swobodnie… Nagle szepczesz.

— Ich liebe dich.

Spojrzała na ciebie i miała ten rumieniec na twarzy. Złapała cię za rękę… i rzekła:

— Come.

Mówicie do siebie w dwóch językach. Ty kiedyś się JEJ języka uczyłaś — ONA twojego nigdy. Zostaje angielski i język miłości i jakoś nie ma bariery. I znów do niej szepczesz:

— Ich vermisse dich.

— Ich vermisse dich auch — słyszysz w odpowiedzi.

Zabiera Cię do kolejki. Trzyma za rękę, nikt się nie dziwi, a ty zadziwiona jesteś bardziej niż wielce. Jedziecie tak z pół godziny. Potem samochód na obrzeżach miasta.

Zabrała cię do siebie.

Zaprasza do domu. Wiesz co zrobisz, jak tylko wejdziesz.

Zamknęła drzwi.

Wzięłaś ją w objęcia. Swoimi ustami pokryłaś jej usta. Poczułaś delikatne dotknięcie języka. Chcesz się już kochać, teraz i tutaj…

— Nie, kurwa — musisz się zameldować.

Łączysz się z JEJ WIFI. Wychodzisz na balkon. Dzwonisz.

— To ja, dojechałam. Eva i Johan mnie odebrali — kłamiesz. — Tu jest naprawdę pięknie…

Kończysz czym prędzej. ONA nie rozumie, co powiedziałaś, ale już czujesz, jakbyś ją zdradziła. Boże, co ty mówisz? Ty zdradziłaś je OBIE!


Zrobiła ci pyszny obiad.

ONA dla ciebie, nie ty dla kogoś. Czujesz się szczęśliwa. Leży już w twych ramionach. Wiesz, że już chcesz jednego… Pocałunkom nie ma końca. Wtopione w siebie tak bardzo, tak intymnie. Chcesz jej całej.

Czy pamiętasz, która to była godzina?

Wtedy nie miało to żadnego znaczenia.


Godz. 19:17


— Pisz dalej — słyszysz od umysłu.

— ?

— Pisz dalej — przecież ci to powiedziała. — chcesz pisać. Potraktuj to, jak prywatną terapię.

Czujesz obłęd w głowie. W tle piosenka. Śpiewasz. Kochasz śpiewać…

„Like an image passing by My love, My live, in the mirror of your eyes, My love, My life.

I can see all so clearly, all I love so dearly, images passing by.

Like reflections of your mind, My love, My life. Are the words I try to find My love, My life.

But I know I don’t possess you, with all my heart, God bless you.

You will by My love and My life, You’re my one and only”

Nie możesz już tak siedzieć, kręgosłup ci nawala. Siadasz na ziemi, czerwona poduszka ląduje pod pupą. O tak! Lepiej — myślisz.


[WTEDY]

Noc pełna gwiazd. Taka cisza pod miastem — wielkim miastem.

Zatapiasz w NIEJ usta. Blask świec, splatacie dłonie. Jest naga, ty też. Nie ma centymetra, którego byś nie poznała i językiem, i ustami. Wypalasz słowa: „Ich liebe dich”. Szukasz fragmentów, gdzie jeszcze JEJ dotknąć. ONA cię pieści… Jesteś zachwycona. Każdy pocałunek wywołuje rozkosz. Wiesz, że da ci spełnienie. JEJ oddech, taki słodki, taki namiętny… jęczy coraz głośniej. A ty, mocno wpita ustami między JEJ uda, bierzesz ją z taką potęgą, jakiej się nie spodziewałaś. Dłońmi pieścisz przy tym jej piersi do czasu, gdy tak mocno zaczyna zaciskać na tobie uda. Z tej całej rozkoszy, z tej fali orgazmu chwytasz lubieżnie jej dłonie — lekko unosisz, czym potęgujesz doznanie.

Czujesz ją całą. Eksplozja orgazmu — dochodzi ci w ustach — spijasz ją całą… Czujesz tam mocno tę rozkosz, że ledwo panujesz nad swoim ciałem. Sama płyniesz… A ONA wciąż w twych ustach, raz za razem. Jakby w nieskończoność…

Opada na łóżko. Ledwo oddycha, drży z rozkoszy i przyciąga cię do siebie. Wtapiacie usta w siebie. Smakuje samej siebie i tego, co spiłaś. Mocno ją trzymasz. Nie ma między wami ani milimetra przerwy — ciało w ciele… Twoja kolej.

Przychodzi sen. ONA w twych ramionach. Może się tulić całą wieczność, jak to ONA. Jej palce wciąż zostają w tobie. Marzyłaś o tym, by tak zasnąć z nią w twoim środku.

O poranku wita cię śniadaniem.

Zwiedzacie miasto. Są jej przyjaciółki. Są miłe, choć wiedzą, jaką macie tę szaloną historię. Nic w niej nie jest na miejscu.

Twój umysł nie przyjechał chyba z tobą. Słyszysz błogie milczenie. Oglądasz budynki. Wpadacie do kafejki.

Zwiedzacie dość zachłannie. Robicie zdjęcia. Jest wrzesień. Trochę ci zimno, ale w jej ramionach — jakież to ma znaczenie! Zadziwia cię fakt, że nikt jakby was nie widzi. Całujesz ją na ulicy. Za rękę prowadzisz… Nie ma nic poza iskrami w oku, poza wybuchem szczęścia…

— Moje Madku — szepcze.

Tak do Ciebie mówi: Madku… Kochasz to. Czasem ciut nieudolnie po polsku kocham cię, ale ty jej zawsze po niemiecku Ich liebe dich, meine Liebe. Nie mówisz jej po imieniu — ma ten nick, którego lubisz używać. Uczy cię słów i się wścieka na to, co pokochałaś z niemieckiego najbardziej. Ach…

To zwykłe egal.

Już zawsze będziesz go używać.


Godz. 20:29


Poszłaś się wykąpać. Masz takie zmęczone oczy. Stajesz naga prze lustrem i dostrzegasz znamię. Jest podłużne, czerwone na lewym przedramieniu. Już je widziałaś, ale czy się przyjrzałaś? Wpatrujesz się w nie. Skąd jest? Skąd je masz? Nie wiesz co to.

— Kiedy ostatnio byłaś u lekarza?

— Nie wiem. Wtedy, gdy wylądowałam na SORZE w 2017 roku.

— …

— No co?

— …

— Tak, wiem, powinnam…

Strużkami woda płynie po twoim nagim ciele. Twój prysznic. Twój balsam do kąpieli. Jest tak miło. Ty jedna wiesz, że tu jest najlepiej. Ciepło wody przynosi ulgę, jakieś odprężenie. Wiesz, że już zmęczenie bierze górę. Nie chcesz wychodzić, ale wiesz, że za ciepło, że wtedy tracisz przytomność.

Kąpiesz się zwykle szybko. Bo wiesz, jak może się to skończyć. A kochasz, jak woda jest taka za ciepła. Wychodzisz więc, znów zerkasz na znamię. Potem na nagie piersi… Lubisz je — są piękne nawet dla ciebie! A ty głównie nie dostrzegasz w sobie zalet.

Pewnie powinnaś już iść. Czujesz, jak oczy odmawiają już posłuszeństwa. Ale wiesz, że piszesz doskonale bezwzrokowo. Tego Cię nauczyli. Więc zamykasz oczy i piszesz dalej właśnie teraz — potem sprawdzisz, czy są błędy. Jak będą — poprawisz, jak nie — będziesz dumna z siebie.

Zaciągasz się papierosem. Za oknem błysk. Idzie burza. Lubisz burze. Już je lubisz…

— Pamiętasz?

— Pamiętam.


[WTEDY]

— Biegnij szybko do chałupy — idzie straszna burza! Leć, moja dziecinko…

Biegłaś więc przed siebie. Nóżki jeszcze małe, ale starałaś się bardzo. ONA poprosiła, a jak ONA prosi, to się nie odmawia. Lecisz, choć nie czujesz takiej potrzeby. Coś nucisz pod nosem… Nie wiesz już dziś, byłaś za mała.

Krople deszczu dopadają cię w drodze. Jest ich coraz więcej i więcej… Zdejmujesz sandały.

— Jak ja kocham tańczyć w deszczu! Jestem jeszcze taka mała…

Odległość nie jest wcale taka oczywista do tej chałupy.

Tam są takie piękne łąki na tej Garbalce…. Tam wypasała krowy.

Widzisz podwórko, chałupę i już prawie jesteś.

— Ale ja wcale do chałupy nie chcę.

Gołe stopy czują miękkość trawy. Zaczynasz tańczyć, śpiewać i czuć jakieś niebo. Och niebo, Boże, już czarne, smutne, pełne chęci, by wręcz wybuchnąć… Słyszysz w oddali grzmoty.

— Nie boję się, tańczę, ja śpiewam. Mijają minuty. A ja… Ach, przecież mnie nie ma.

Czujesz tę dziecięcą radość. Taką lekkość i nagle…

Ten niewyobrażalny huk.

Wiedziałaś już, że nie stoisz na ziemi — ty na niej leżysz… Uderzenie pioruna było tak silne, że przeleciałaś metry dalej.

Uderzył jakby sekundę od ciebie. W ziemi pozostał wyrwany ślad jego potęgi. A ty pod chałupą, zwinięta jak kłębek wełny, szlochałaś z przerażenia. Poczułaś siłę JEGO potęgi.

ONA przyszła, znalazła Cię na trawie, ty szlochałaś, bałaś się ruszyć, nie posłuchałaś…

— A mówiłam, dziecinko — uciekaj do chałupy!


Godz. 22:15


Niecierpliwie patrzysz na komunikator, chciałabyś dostać tam słowa…

— Przecież już zaczynasz JĄ czuć.

— Zaczynam.

— O czym myślisz?

— Zastanawiam się czy wie, że ja coś piszę? Czuję, że ONA mnie czuje. Myślę o NIEJ cały ten czas.

— Jak o niej myślisz?

— No wiesz… No wiesz…

W głowie pojawia się pragnienie wzięcia JEJ w ramiona, tętno jakby przyspiesza, czujesz JEJ obecność na ciele… Czujesz i wiesz, co to w tobie wywoła. Nie masz w sobie nic poza tym jednym odczuciem — TY TU JESTEŚ.

Za oknem wciąż błyski. Wiesz, że już powinnaś iść, ale to co czujesz zatrzymuje cię w miejscu.

„But sometimes when I’m dreaming and I dream a lot these days, I meet someone who understands — who leads me through the haze. It’s only when I’m dreaming that I fall in love for real, but I wake up screaming — sometimes when I’m dreaming”

Przegarniasz sama sobie włosy na głowie, wspominając, jak ONA przegarniała je dłonią. Czujesz każdy JEJ dotyk. Dłoń, taka czuła na twojej głowie, usta na twoich ustach. Zostawiłaś je tam na zawsze, przecież zapamięta! Trzymała cię w ramionach tak jak chyba nikt. A tak to uwielbiasz. Pamiętasz ten moment, wtulenie, wtopieniem, wpojenie. Jakżeż byłaś szczęśliwa! Taka mała, jedna chwila. JEJ ramiona. JEJ, nie inne!

— Gdzie odpłynęłaś?

— W niebo, w siódme niebo.

— I?

— I już! Nic więcej. Ach, TA ONA…

Czy przejdzie ci przez głowę się z NIĄ dziś kochać?


Godz. 23:28


Czy kucnęła pod morelowym drzewem? Kucnęła. Może by to wszystko przeczytać — masz taką nadzieję. Gałęzie drzewa pochyliły się jakby chciały JĄ otulić. Widzisz ten obraz oczami — jeszcze bardziej JEJ szukasz, bardziej JEJ pragniesz. Skulona, pod tym drzewem, w nowej sukience, zaczytana w komórce. Widzisz to wszystkimi zmysłami. Oszalejesz. Burzy ci się krew w żyłach.

Jej słowa…

„Pisz, pisz, proszę, pisz dalej!”

A ty piszesz. Dla NIEJ — nie przestajesz.

Jesteś jak w obłędzie.

„All through the night I’ll be awake and I’ll be with you”

To dla niej piosenka. Już to wiesz.

Nie wiesz jak dalej. Nie wiesz już co dalej.

Muzyka dociera do głębi twojego serca, słuchasz, śpiewasz. Nie wiesz… Może zaczniesz tańczyć… Może i śpiewać…

Znów to przeczytałaś. Morelowe drzewo, tuli JĄ jak twe ramiona, lecz wśród gałęzi. Zmienia się muzyka, a ty sama nie wiesz, czego chcesz. Czego chcesz od siebie.

— Powinnaś usnąć — wiesz o tym.

— Powinnam, lecz… słyszę te kroki. Słyszę, jak przychodzi.

„The winner take it all”

Czujesz, że obłęd jest bliski. Nie wiesz już nic poza tym, że on ci zaraz wyświetli retrospekcję.


[WTEDY]

Jest już tak późno. Jej dłoń trzyma twoją. Jezioro. Noc taka piękna, cisza, cykady gdzieś w tle…

— Ale czy tam są cykady?

— …

Nie wiesz jak to się dzieje, ale odpływasz w swoją własną niepamięć. Czujesz jej usta. Niebo jest czarne. Szum jeziora jedynie przerywa/rozrywa ciszę. Smakujesz jej usta bardziej. Trzyma Cię za rękę. Spacerujesz jak nie ty. Jakaś rozmowa. Nie chcesz, by to się skończyło. Prowadzi cię przed siebie. Jest ciemno, myślisz lubieżnie — a może by tu… Myśl odchodzi, dostajesz przecież coś więcej.

Czujesz — jest pięknie. Spacer zdaje się nie mieć końca. Jak pocałunki, jej usta i twoje. Języki tańczące w rytm walca — tak dosadnie bez końca.

I szeptane po niemiecku słowa, że kocha…

Budzisz się nad ranem.


28/07/2019

Godz. 00:24


“I’ve been waiting for you ….”

Tańczysz, śpiewasz, kochasz to — nadal tak bardzo, że ciężko ci przestać.

— Pięknie tańczysz.

— Skończyłam szkołę tańca towarzyskiego.

— Czemu przestałaś?

— Czemu pytasz?

— Wiesz… Przecież wiesz! Bo ONA…

— ONA?

— Śpiew, bo ONA… taniec… Nigdy nie skończyłam, lubię, ale nic dalej — tańczę i już. Ha, to podpucha! Nie chodziło o taniec?

— Nie.

— Musisz to robić?

— Ja?

— Nie, sama sobie to robię? Sama?

— Sama.


[WTEDY]

Mieliśmy koncert. ON — znany tenor, świetny śpiewak. Ja z nim w duecie. Jest ci ciężko, dla niego to pestka. Ty walczysz ze sobą. Głos ma być perfekt.

Śpiewasz z NIM. Skubany jest dobry, ale ty się starasz — to kolęda… Wyciągasz najwyższe C. Już wiesz, że to masz.

Spotykasz go potem w tym twoim klubie, dla takich jak ty. Znów śpiewasz. Czy cię poznaje, nie wiesz…

Kochasz ten utwór, zawsze go śpiewałaś dla NIEJ. I jest prawie koniec, a ty wyciskasz z głosu więcej. Znasz ten moment, znasz… Kołacze ci w klatce piersiowej serce.

ON podchodzi i mówi, że jesteś lepsza niż oryginał. Płoniesz z dumy.


Godz. 00:52


Już czas spać. Czekasz jeszcze na diodę, ale… już nie masz dłużej siły.

Przecież wrócisz tu jak wstaniesz.


Godz. 10:29


Znasz ten sygnał komunikatora. Śpisz jeszcze, ale wiesz, że to ONA. Czy napisała ci dzień dobry? I dała całusa? Nie wiesz. Sprawdzasz przez prawie zamknięte oczy. O coś pyta, ale ty taka zaspana. Myślisz tylko: „A gdzie, kochanie, jest to moje dzień dobry?”

Odpisałaś, dość lakonicznie… I tylko dodałaś: „A teraz wracaj do mnie do łóżka — będę tulasić.”

Poczułaś nagły przypływ pożądania. Wiesz, że JĄ czujesz na sobie. Jakby leżała naga na twych plecach. Ty przecież też jesteś naga — u siebie nigdy nie śpisz w piżamie.

Chcesz… Już wiesz czego. Czujesz napięcie między udami. Już jesteś mokra.

— Nie, nie chcę się kochać, pożądam…. Weź mnie tak mocno, lubieżnie. PIEPRZ MNIE!

Masz już ten obraz mocno w głowie, tak bardzo chcesz tego w realu. Niech mi to zrobi — myślisz sobie.

Znów zasypiasz.

Trzeba wstać i pisać. Chcesz tak bardzo dotknąć laptopa, otworzyć strony — czytać, co palce wystukały i wczoraj, i w nocy.

Więc wstajesz. Już po 11:00. Łykasz na czczo swoje leki. Błogi dźwięk ekspresu do kawy. Ach, jak ty go kochasz, gdy on tak trochę i buczy, i warczy. I już w nozdrzach czujesz aromat kawy.

Idziesz na balkon.

Papieros w twych ustach, w dłoni telefon i czytasz. Nie, nie chcesz dziś tych wszystkich FB, Instagramów, Twitterów…. Czytasz JĄ.

Czujesz zdenerwowanie, że nie możesz jeszcze dotknąć laptopa. Chcesz już być gotowa.

Spiesznie wchodzisz pod prysznic, czujesz strużki wody na ciele i znów przychodzi fala pożądania.

— Powinnam to teraz zrobić?

— …

Umysł ci nie odpowiada. Poszedł gdzieś sobie?


Godz. 13:21


[WTEDY]

Ona krzyczy, płacze, wraca z pracy samochodem, ale już wie. Wszystko wyszło na jaw. Siedzisz na balkonie i płaczesz. Co zrobisz, gdy wróci? Pewnie wyrzuci cię z domu.

Ta DRUGA ONA napisała do NIEJ, że kocha, że chce cię, żebyś wolność dostała i z NIĄ była, już na zawsze.

Co zrobisz, gdy wróci do domu? Znów skłamiesz, już to wiesz!

— Wiesz, bo ONA się we mnie zakochała.

Ręce ci drżą. Tak się boisz tego wszystkiego, co się zaraz stanie. Co teraz, co robić? Gdzie jesteś umyśle, gdy zadaję pytanie?

Boisz się, że ona nie dojedzie. Jest w takiej rozpaczy… Czujesz, że może się coś złego stać. Wybierasz numer już któryś raz z rzędu, ale wciąż jest zajęte.

— Dlaczego mi to zrobiłaś? — krzyczysz na TĘ DRUGĄ. — Jeśli ona coś sobie zrobi, zabiję cię, zabiję! Jak mogłaś mi takie coś zrobić?!

Słyszysz tylko szloch w słuchawce. Ona cię przeprasza i nagle krzyczy głośno:

— Ich liebe dich, meine Madku! Ich liebe dich.

Ty wiesz, że ona cię tak mocno kocha, wiesz. Jak ty się w to wplątałaś? Masz rodzinę. Nie, już jej pewnie nie masz. Masz zawał — właśnie teraz.

Palisz papieros za papierosem. Boisz się otwierania drzwi. ONA wchodzi. Płacze. Ty też… Co teraz? Boże, jak ty się boisz.

— Jak mogłaś nam to zrobić?


Godz. 13:38


Miałaś wczoraj posprzątać — nie posprzątałaś. Tu, gdzie żyjesz, i tak jest w zasadzie sterylnie, choć ty wiesz, że nie lubisz nawet kropki brudu — nigdzie! Cały dzień byłaś pochłonięta pisaniem i NIĄ. Jak w letargu, jak na haju. Wiesz, że gdyby siedziała przy tobie usłyszałabyś:

— Pisz, pisz dalej! Tak cię proszę…

Czy chłonie cię cała? Tak, wiesz to na pewno. ONA chce więcej.

— Gdybym tylko mogła…

— To co byś z tego miała?

— …

— Sama wiesz przecież. ONA jest i będzie. Wpajacie się w siebie, każda inaczej.

Chcesz potańczyć, pośpiewać — znowu. Co na to sąsiedzi? — myślisz sobie. A co tam, to przecież ty, taka dziś prawdziwa. Jak kiedyś.

Robisz przerwę.

I znów „The winner takes it all”.


[WTEDY]

Jacht podpływa pod wyspę– tam nie ma mola, pontonami przepłyniecie. Ty nie umiesz pływać.

Kotwica ląduje na dnie morza. Jest takie piękne! Żar leje się z nieba. Wdrapujecie się ścieżką przez skały. Boże Wszechmogący, jak tu jest pięknie! Już wiesz — TO TWOJA PODRÓŻ ŻYCIA.

Tu też ten film kręcili. Spoglądasz na ścieżkę. Prowadzi na górę do tej kapliczki.

Chcesz tam wejść, pragniesz tego tak bardzo. Nie wejdziesz — tak stromo, a ty masz lęk wysokości, ONA zaś chore serce. Zostajecie na dole, tylko córka chwyta telefon i wbiega. W mgnieniu oka jest na górze. Uderza w dzwon. A ten dzwon jakby dla ciebie śpiewał… Boże Wszechmogący, jak tu jest pięknie!

Patrzysz na błękit i morza, i nieba. Nie możesz złapać oddechu. Trzymasz ją za rękę. Szepczesz: „Zobacz, jak tu pięknie…”

Ten wyjazd to wyjazd życia. Ale czy jest taki doskonały? ONA chce się kochać, ale ty myślami gdzieś… Wolisz iść na basen, z dzieckiem się pobawić, zarejestrować na telefonie obrazy. Unikasz intymności, choć nie pocałunków. Są też wieczorne spacery. Ale więcej? Matko, przecież dziecko śpi w jednym pokoju z wami.

— Kiedyś ci to nie przeszkadzało.

— Po co się do mnie odezwałeś? Tak, racja — nie przeszkadzało.

— Więc co się teraz stało?

Ale ty wiesz doskonale, co się stało. Ta DRUGA ONA… Stała się jak taka druga żona.


Godz. 14:28


Blada dioda błyszczy w telefonie. Wiesz, że to ONA. Czytasz i pytasz: „Czy ja cię tym wszystkim nie ranię, Kochanie?”

Od kiedy zaczęłaś JEJ mówić kochanie?

Wiesz ty, wie tylko ONA. Nie ranisz jej — masz przeczucie, że jest wręcz zachwycona.

Czujesz się naga przed NIĄ. Więc JEJ piszesz: „Czuję, jakbym stała naga przy TOBIE. Czuję TWÓJ wzrok na sobie — dosłownie.”

Gdzieś z tyłu głowy się wstydzisz. Jakbyś chciała zasłonić części intymne, ale ONA tego nie chce. Chce, byś była naga! Więc jesteś naga!

Czujesz jej wzrok na sobie. Czy cię to niepokoi? Ty nie wiesz.

— Gdzie jesteś, umyśle, gdzie jesteś?

On nie odpowiada. Pójdziesz znów zaciągnąć się papierosem. Wiesz, paliłaś jakieś 5 minut temu, ale ten niepokój… Chcesz dać z siebie więcej, chcesz odsłonić piersi, by widziała. Chcesz przestać zasłaniać łono. NIECH MA CIĘ CAŁĄ! Tego chcesz, choć tak bardzo się boisz.

— A co, jak straci do mnie szacunek? Co, jeśli odejdzie w przerażeniu? Zainspirowała moją duszę. Ja muszę, ja pragnę, ja chcę JEJ o wiele więcej.

— Chcesz całej JEJ — zdradzają to twoje oczy.

— Chcę, by kroczyła ze mną, by była na zawsze, na serio, na pewno.

— Pisz dalej, ślij dalej, marz dalej. Dasz JEJ jeszcze więcej.

— A weźmie? Jak dam — czy weźmie? Odpowiedz, czy weźmie? To taka intymność, mam dla niej w dłoniach i duszę, i serce. Taka intymność, jakiej nie miałam. I chcę jej tylko z NIĄ — z nikim więcej.

Znów czekasz na retrospekcję.

Już czujesz, że zaraz do ciebie nadejdzie. Jeszcze nie wiesz, gdzie cię wyśle, które wspomnienia otworzy. Wiesz, że może nawet będzie bolało — zamykasz więc ocz. Czekasz. To i tak nieuniknione. Ona przyjdzie, rozedrze cię na pół i każe pisać. Łzami zaleje ci oczy. Chyba już wiesz, co to będzie.


[WTEDY]

Czemu tyle lat śmiała się z tych marzeń o żonie? O ślubie, o domu, dzieciach? Wesele miałaś całe lata w głowie. Z NIĄ to wesele. Od lat masz już piosenkę. Jest wasza, wiesz to. ONA wie.

Zakopałaś marzenia. Betonem grubym zalałaś.

Czemu nagle kazała użyć trotylu, byś odkopała te marzenia?

Ty wiesz. Jest źle między wami. To taka próba ratunku. Może po ślubie się coś zmieni.

— Jak to wszystko zrobić?

— Co zrobić?

Ty chyba nie wiesz, co masz na myśli.

Dzwoni przy tobie — próbuje zamówić salę. Już wiesz, że nic się nie da zrobić. Wchodzisz w to, choć wcale tego nie chcesz.

Takie samo uczucie jak wtedy, gdy stałaś w białej sukni przed ołtarzem i pragnęłaś tylko uciec — tak, jesteś pewna że i ta retrospekcja niechybnie do ciebie wróci.

To dziwne słuchać, jak ktoś odmawia, bo ślub homoseksualny. Ale większość jest zachwycona — to świetna reklama, jak pokazówka.

Zamówiłyście pensjonat, tam nad jeziorem. W miejscu, które tak kochasz.

Dziewczyna z polecenia robi WAM projekt zaproszeń. Jest piękny, ale ONA chce, by był doskonały. Bardzo się stara. Jest dobra, oj dobra. Dziękujesz — tak bardzo ci się ten projekt podoba.

Nawet drukarnię wam załatwia „za taniej” — te koszty, cholera. Ach, daj spokój — dasz radę.

„A jaki alkohol panie sobie życzą?” Rozmowa. ONA odpowiada. On o coś jeszcze zapytał.

Florystka wymyśliła dla niej bukiet.

Jej krawcowa szyje wymarzoną suknię.

A moja… szyje z marzeń smoking! W kardynalskiej czerwieni — on cały, klapy połyskują, materiał się mieni. Jest piękny! Zapiera nawet tobie dech w piersiach.


Godz. 15:20


„They say everything is temporary…”

Niech to nie będzie — myślisz sobie.

— Co masz na myśli?

— No wiesz przecież — TA ONA. Dziś w mojej głowie wyśniona.


Za oknem niebo zaczyna się smucić. Ciemne chmury. Czekasz na deszcz. Och, kochasz, więc niech powróci. Melodie przywracają wspomnienia. Zamykasz oczy — czujesz jakbyś na chwilę potrzebowała jakiegoś odosobnienia.

— Jesteś zmęczona?

— Tak, czuję zmęczenie. Jest silniejsze ode mnie. Ono jest, i choć potrafię pisać dalej bez patrzenia, to uderza we mnie tak silnie, bez opamiętania…

— Czujesz, że odpływasz.

— Tak. Czuję, że mnie już tu nie ma…

Zamykasz więc już zmęczone oczy…


Godz. 16:34


„Doch ich erzähl´ Dir nie Von meiner Sehnsucht, Die immer größer wird

Mit jedem Tag. Dass sie mich jeden Morgen weckt und mit mir schlafen geht

Auch das verschweige ich Dir — jede Nacht”

Ty wiesz, co to dziś dla Ciebie znaczy.

Miałaś spać. Chwilę to trwało. Twoje ulubione niemieckie słowo po egal — wszystko jedno — to Sehnsucht — tęsknota!

— Będziesz teraz z niemieckiego tłumaczyć?

— Nie, oczywiście, że nie będę. Wiesz, że go nie umiem. Nie aż tak.

Nadal jesteś zmęczona. Może mniej, ale nadal. Mózg nie chciał się wyłączyć w żaden sposób. Wyświetlał obrazy. Czułaś JEJ ramiona. Naprawdę Cię tuliła. Chcesz do tego wrócić, ale chcesz też pisać.

Jeszcze 15 minut. Zaczynasz odczuwać ból żołądka. Doskonale wiesz, co to znaczy.

— Powinnaś wziąć tabletkę.

— Jeszcze nie.

— A jak wrzód znów pęknie, nie będziesz mieć tyle szczęścia co wtedy.


[WTEDY]

2019

Środa — czekasz, aż stylistka skończy z ostatnią klientką. Ma lekkie opóźnienie. Wcale dziś tu nie chciałaś być — pierwszy raz!

Operacja trwała prawie 8 godzin, a ty odchodziłaś od zmysłów. Czekasz na wiadomość.

Dioda w telefonie sygnalizuje, że ONA napisała.

Jest 20:05 — pamiętasz to dokładnie.

— Tatuś ma glejaka 4 stopnia…

Coś ci się zaraz zrobi, oczy wypełniają się łzami. Nie oddychasz. Jesteś tam — nie sama. Nie wiesz, co zrobić. Oddech. Boże… — myślisz — oddech niech wróci!

Ty wiesz, co to znaczy. Piętnaście sezonów twojego ulubionego serialu. TAMTA była pielęgniarką, ONA jest lekarką. Oszalejesz i już nie masz innego wyjścia.

Zrywasz się z kanapy i wychodzisz na papierosa. Ręka trzęsie się tak, że nawet nie wiesz, jak go podpalić. Płonie ci całe ciało. BOŻE, co teraz?

Nie masz jak utrzymać telefonu, musisz natychmiast to komuś powiedzieć.

Dzwonisz do swojej przyjaciółki — do NIEJ.

— Glejak czwartego stopnia… — szlochasz przez telefon.

— Skarbie, jak mi przykro! Jestem. Co mam teraz dla ciebie zrobić? Gdzie jesteś? Podjechać?

Odmawiasz, tłumaczysz, coś bąkasz przez wręcz zaciśnięte usta. To koniec… Przeszłaś z nią śmierć JEJ Taty. Teraz ona będzie z tobą przechodzić to… to wszystko.

Wracasz do domu. Twoja nowa fryzura nie ma żadnego znaczenia. Stylistka już wie, jak miałaś to ukryć — strzyże cię od siedmiu lat. Jest jej tak bardzo przykro, widzisz że stara się coś zrobić, cokolwiek, byś przez chwilę złapała oddech. Nie mogła.

22:30 — telefon — ONA — lekarka, to Twoja siostra.

Mówi, tłumaczy, dlaczego operacja była taka długa. Wezwali ją wieczorem do szpitala na CITO.

Nie chcieli jej powiedzieć wszystkiego przez telefon. To koleżanka po fachu.

Rozmawiacie. Zaciskasz łzy w sobie. Nie możesz, zaczynasz płakać i ONA płacze.

— Czy rozumiesz, co chcę ci powiedzieć, czy rozumiesz? TO WYROK ŚMIERCI! — słyszysz.

Już tak głośno zanosisz się płaczem, że nie wiesz. Mózg eksplodował. Oszalałaś w tej sekundzie.

— TATUSIU, TATUSIU… — krzyczysz. I wiesz, że on jest nieprzytomny po operacji — nawet cię nie słyszy.


[POTEM]

Leżysz na podłodze w kałuży własnych łez. Jesteś naga. Przetwarzasz wieści z ostatnich dni. Kolejne piwo, kolejna piosenka, a Ty zwinięta jak kłębek wełny — jak wtedy u Babci po uderzeniu pioruna.

Nie jesteś w stanie wstać. Płaczesz już tyle dni. Nie chodzisz do pracy, nie masz siły.

Nie wiesz, co się dzieje. Nie wiesz ani jaki dzień, ani jaka godzina. Nagle robi ci się niedobrze.

Ciało się podrywa.

Wymiotujesz. Wymiotujesz krwią — JUŻ WIESZ, CO TO DLA CIEBIE ZNACZY.

Patrzysz na to, łzy płynął jeszcze bardziej. Boisz się już teraz tak bardzo. Wiesz, że powinnaś złapać telefon.

— Dzwoń pod 112! Proszę dzwoń — pisze ONA. — Proszę zadzwoń.

— Nie, nie — jeszcze nie.

Wiesz, że za parę minut może być za późno. Znów wymiotujesz krwią. Wrzód pękł.


[WTEDY]

SOR, lipiec 2017

Serce chce ci wyskoczyć. Wijesz się z bólu, łzy płyną strumieniem. Żołądek chce eksplodować. Masz poważną chorobę wrzodową. Jest już tylko coraz gorzej. Czekasz w kolejce.

Jakaś pielęgniarka notuje twoje dane, każe włożyć rękę w rękaw do mierzenia ciśnienia. Nagle zamiera, patrzy się na ciebie, jest lekko blada.

— Od kiedy leczy się pani na nadciśnienie?

Co? — sama sobie odpowiadasz. Jakie nadciśnienie? Co ona do ciebie mówi?

— 190/110 — wzywam kardiologa. Może ma Pani zawał!?

— Ale ja się nie leczę na nadciśnienie! — rzucasz z przerażeniem.

Gdzieś dzwoni, podaje fakty, każe mi tam usiąść. Ale mnie boli żołądek. W ciszy powtarzasz: „Proszę, tak mnie boli… Ale tylko żołądek!”

Chcesz, by ktoś cię posłuchał. Wiesz, że nie potrzeba ci kardiologa. Nie wiesz, skąd to ciśnienie. Pewnie ból i nerwy.

ONA tu pracuje. Stara się coś przyspieszyć, żeby szybciej cię na dyżurze przyjęli.

Lekarz kładzie cię na stole, robi badanie palpacyjne. Gdzie nie dotknie — jest źle. Łzy same lecą. Ty płaczesz. A przecież ty raczej nie płaczesz.

Zadaje pytania. Odpowiadasz na nie. ONA coś dopowiada.

— Od kiedy to trwa, czy pije pani kawę, a pali? A alkohol? A ile, a coś tam… — i wszystkie odpowiedzi na tak.

Pielęgniarka wkuwa się grubą igłą w rękę. Rzuca od niechcenia: „Krew muszę pobrać.” ONA jest delikatniejsza — rzucasz w myślach.

Zlecają serię badań. Pod telefonem czeka znajomy chirurg.

Idziesz gdzieś na górę. ON by cię natychmiast na stół położył. Słyszysz te rozmowę. — O nie — myślisz, nie na stół — już nie.

Godziny mijają. Kolejna kroplówka — chwila ukojenia. Ból ustaje.

— Nie wolno pani! Jest źle — nie wolno pani.

Słowa kołyszą się w twoim mózgu. To czego nigdy już ci nie wolno?


Godz. 19:32


Wiesz, że wyjeżdża na urlop. Dziwnie się z tym czujesz. Czy będziesz mogła pisać?

— O co ci teraz chodzi?

— Nie wiem, czy mogę. Nie chcę jej zrobić kłopotu.

— Ty — głupia, czytałaś — już ci odpowiedziała.

Zrobiłaś backup rozmów. Nie ma ich, kasuje… Ty masz je całe, wracasz do nich non stop.

— Czemu ty nie czytasz, co ONA pisze?

— Czytam. Bardzo dokładnie czytam.

— Nie, nie czytasz! Patrzysz, niby czytasz, ale nie rozumiesz. ONA cię zapewnia. Oj głupia, oj głupia, przestań!

— No teraz toś się przypieprzył.

Wiesz, że ma rację. Czytasz, wiesz, niby rozumiesz, ale tak się boisz, że…

Literki nie mają znaczenia, czujesz się jak w podstawówce. Nie wiesz, czy rozumiesz.

Chcesz Tylko, by to zostało Twoje i JEJ zarazem. Bardzo się boisz.

Znów nagle JEJ pragniesz.

Gadacie o Australii i Nowej Zelandii, wklejasz JEJ link, podoba się — no w końcu… Słuchacie tak innej muzyki.

— Wiesz, że jesteśmy spod tego samego znaku z zodiaku?

Przejrzała Twojego Facebooka. Pewnie stąd pamięta, stąd wie.

Wiedziałaś. A może nie? Już dziś nie pamiętasz. Chociaż nie, jest z tego samego miesiąca. Nie musisz nawet sprawdzać. Ty już to wiesz.

„Please, please don’t leave me… Babe, please, don’t leave me…”

Czujesz zapach JEJ perfum z ostatniego spotkania…

Znów JEJ pragniesz.

„You thrill me, you delight me. You please me, you excite me. You’re something I’d been pleading for. I love you, I adore you, I lay my life before you, I’ll have you want me more and more. And finally it seems my lonely days are through, I’ve been waiting for you”

Dlaczego to słyszysz, nie wiesz. Leci playlista. A jak źle zrozumie?

— Nie bój się głupia, ONA wie że słuchasz.

Patrzysz na zegarek — jest 20:15, a ty jesteś już zmęczona. Wiesz, czego chcesz jeszcze posłuchać.

I nagle… JEJ piosenka. Dlaczego? To znak?

Słuchasz więc — już wiesz, że zaczniesz tańczyć. I tańczysz.

Chcesz z NIĄ tańczyć.

— Przecież głupia tańczysz, z NIĄ tańczysz! Więc tańcz.

Przechodzi ci przez głowę, by JEJ to pokazać. Ale jak?

— Och Boże, dziewczyno, masz taki laptop, że możesz nagrać, jak tańczysz, jak śpiewasz. Aleś ty dziś głupia!

— bezczelny!

Nie, nigdy byś tego nie zrobiła. Już kiedyś coś zrobiłaś, coś podobnego. Źle się skończyło. Nie chcesz nawet przed sobą o tym mówić, za dużo pamiętasz. Bo co jeśli wrócą bolesne wspomnienia Już wiesz, że niedługo wrócą. I co wtedy? Będziesz musiała pamiętać? Wiesz, że bolało.

Chyba czas się wykąpać.

Poszłaś. Która była godzina? Nie wiesz.

Napisałaś wiadomość.

Chcesz, żeby poszła z Tobą. Chcesz tylko jednego słowa. OK. Żeby w końcu tam była. Ale …

Piszesz jej: „Trzymam Cię w ramionach, pójdę się teraz z Tobą wykąpać. Niech po ciałach spłynie woda. Wiem, że się zgodzisz i nic poza ok nie powiesz. Więc zgódź się! Daj mi rękę i chodź ze mną. Ja tam poszłam, a TY?”

Strumień wody spłynął po tobie. Przylgnęłaś do kafelków. Taka naga. Poczułaś, jak ONA przykleja się do ciebie.

Piersi na tej samej wysokości. Już je czujesz, już widzisz. W końcu! Tak bardzo chcesz… Na szyi wypalony pocałunek. To zrobiłaś TY czy ONA? Na czyjej więc szyi?

Twoje ciało wygina się. Ale czemu? Czy ONA naprawdę tu jest?

Słyszysz, jak rusza prysznicem, zmienia uderzenie wody. Czujesz to między udami i wiesz, co się wydarzy.

Wpaja usta w twoje. Ty to czujesz. Twoja dłoń wędruje gdzieś ku górze, jakbyś potrzebowała się czegoś złapać.

Czujesz… twoje piersi, sutki twardnieją. Już stoją — przecież ty tak nie masz.

Uderzenia wody są coraz silniejsze. Widzisz JĄ przy sobie, patrzy ci w oczy. Widzi to, co robi. Nie opierasz się w żaden sposób.

— A chciałaś?

Co za głupie pytanie! Czy przy niej w jakikolwiek sposób bym się opierała?

Oddajesz się rozkoszy. Wymawiasz JEJ imię po cichu. Wiesz, że już zaraz… Więc…

Nie wiesz, jak i gdzie opierać dłonie. Jest ci cudownie — tak mocno jest w tobie. Chcesz więcej i więcej… A nie, to prysznic. ONA tuż obok, ale to ONA ci to robi. Spazm orgazmu. Wyginacie się obie. Czujesz JĄ teraz w sobie. ONA cię całuje, pieści, jest wszędzie… Tak, już to wiesz — jest po tobie.


29/07/2019

Godz. 10:42


Pracujesz po części dziś z domu. Telefon za telefonem, do klientów.

Wyjechała na urlop — twoja ONA. Trochę ci z tego powodu smutno, ale już się nie boisz, nie jesteś przerażona.

Dostała smutną wiadomość. Jest przybita, wręcz zrozpaczona. Nie masz jak JEJ pomóc, choć bardzo byś chciała. Postanowiłaś, że dasz JEJ dziś ciszę i spokój. Oczywiście, trochę będziesz pisać, ale nie dużo. Tylko sprawdzać będziesz, jak ONA się czuje. Ty się o NIĄ martwisz teraz wręcz tak przeraźliwie mocno.

— Czy wie, że tulę JĄ w swoich ramionach?

— Myślę, że wie. Pamiętaj, jest po tej złej wieści dość rozkojarzona i smutna, i na sercu obolała. Daj JEJ czas. ONA o tobie absolutnie nie zapomniała.


Nie możesz się jakoś dziś skupić, dłubiesz w systemie. Próbujesz coś tam sensownego zrobić. Jakoś ci to dziś nie idzie.

Próbujesz potwierdzić popołudniowe spotkanie. Wysłałaś sms do klienta, ale ci nie odpowiada. Przecież nie będziesz specjalnie dla niego jechała do biura, jeśli nagle okaże się, że on nie przyjedzie. A takie właśnie masz przeczucie.

Do tego ten upał — trzydzieści stopni! Nie idzie oddychać.

Dostałaś w końcu odpowiedź od klienta. Spotkanie przesunie się w czasie. Na twoje nieszczęście.

Łapiesz się na tym, że gapisz się na komunikator. Czekasz na białą diodę jak na zbawienie. Tak się o NIĄ martwisz.

— Jak się czuje? Czy oddycha? Czy powinnam coś zrobić?

— Przecież nie możesz. Ech, znów dziś jesteś jakaś taka głupia…

Nie, ty wiesz, że wcale głupia nie jesteś. Wiesz, że nic zwyczajnie w tej sytuacji nie możesz zrobić.

Tylko czekać.

Więc czekasz.

Postanowiłaś zmienić od NIEJ powiadomienia — dioda już nie biała, lecz niebieska — jak twój ulubiony kolor. Chcesz szybko zawsze wiedzieć, kto pisze, i czy to ONA.

Dzwoni telefon. Odbierasz — twój klient. Słyszysz w słuchawce: „Ma Pani rację — może przesuńmy się na jutro…”

Uśmiechasz się do siebie i w duszy powtarzasz: „Ha, no ba! Ja zawsze mam rację!”

Czas iść kupić fajki.


Niebieska dioda — i wiesz, że to ONA.

Jest smutna, zadaje pytanie. Cóż odpowiedzieć? Co mądrego napisać?

„Kochanie, Moje Śliczne Kochanie…”

Masz tyle czułości dla NIEJ.

Więcej szczegółów o tym zdarzeniu nie możesz napisać.


Godz. 12:34


Nadal masz silne pragnienie, by jakoś JEJ pomóc. Trochę właśnie rozmawiacie. Bardziej ty słuchasz, ONA niech pisze — niech wypisze ten smutek i żal, niech wszystko, co chce, wypisze.

Ty jesteś już cała dla NIEJ.


Godz. 13:16


Znów w tle leci ta WASZA piosenka.

Mózg daje ci dziś wyraźnie spokój. Żadnych retrospekcji, nic do ciebie od niego nie leci. To dobrze, czasem musisz odpocząć. Dziś relaks. Dziś masz spokój.

Na razie!

Dziś myślisz o NIEJ tak ciepło, tak czule. Nie wplatasz w to wszystko żadnej namiętności, żadnej rozkoszy. Chcesz JĄ tylko tulić.

I kolejny telefon, kolejny klient. Boże, czy tylko ja dziś obsługuję ten cholerny region?

Trochę się złościsz. Wiesz, masz dziś lenia. Nie chce ci się pracować, tylko siedzieć, słuchać muzyki, troszkę pisać i NIĄ się zajmować.

Dostałaś wczoraj od NIEJ zdjęcie, w kostiumie… Nie całe, nie tak dokładne, jakbyś chciała… Może trochę się wstydzi? Ale czego? Zadajesz sobie pytani. Przecież jesteś przy niej naga i ONA jest przy tobie naga.

I nagle retrospekcja…


[WTEDY]

— Kupiłam nowy kostium, moje Madku. Wyślę ci zdjęcie. Powiedz, czy ci się podoba?

Patrzysz. Myślisz: „Boże, ależ ona w tym kostiumie piękna!” Czujesz gorąc na ciele. Jesteś w biurze, wiesz, że tu nic nie możesz. Widok cię podnieca. Przychodzi kolejne i kolejne. Patrzysz zachłannie — jest taka kobieca.

Jesteście na Skypie — zwykle non stop kolor, prowadzicie te swoje wideokonferencje. Nawet gdy pracujesz, wyświetla się małe okno rozmowy. Czujesz czasem rozproszenie, czasem twoja głowa jest zajęta tylko NIĄ.

Nauczyłaś się już spacerować do domu. To 5 km — idziesz, nie jedziesz. Rozmawiacie tak całymi godzinami. Każdego dnia, gdy kończysz pracę, a nie wzięłaś samochodu, spacerujesz z NIĄ tą samą drogą i słuchasz JEJ. Mówisz do NIEJ, masz JĄ na wyświetlaczu komórki — przed sobą.

Przechodzi ci przez głowę:

— Dokąd to wszystko mnie doprowadzi?

Ty wiesz, że masz żonę, ty masz dzieci — ŻONY dzieci…. Przecież tego nie zostawisz.

Wiesz, że wpadłaś po uszy.


Godz. 14:08


Lenistwo już tak tobą zawładnęło, że jesteś prawie pewna, że dziś nic znów nie zjesz. Czasem myślisz, czy w ogóle ty potrzebujesz jedzenia.

— Wrzody kobieto, wrzody! Lekarz kazał ci jeść 5 razy dziennie.

— Ty wiesz, znasz mnie, ja taka kobieta, co rzadko się słucha.

— Czy możesz przestać ciągle patrzyć się na JEJ zdjęcie?

— Oj, cholera, wiesz przecież — nie mogę. Jakaż ONA jest piękna! Taka tu promienna, radosna, uśmiechnięta. Ach! Taka cudownie, gwiaździście, jak w obrazie zaklęta.

Wiesz, że nie możesz przestać na NIĄ patrzeć. Nadal się martwisz, nadal wypatrujesz niebieskiego płomyka na komórce. Czy dobrze się czuje? Czy teraz oddycha? Czy nie jest w kawałkach, czy jest cała? Nie śmiesz naciskać i słać tony słów do NIEJ. Wiesz, że musi odsapnąć. To urlop. Więc co piszesz, wyślesz jej później wieczorem na maila.

Na pewno wyślesz. Chcesz, by to miała. Tak bardzo uwielbia cię czytać. Sama tak powiedziała. Jesteś na te słowa zawsze uśmiechnięta. Czyta cię całą, zachłannie, mocno, wiesz, że chce więcej i więcej. Czujesz, że jest w pełni tobą pochłonięta. Jakby zachłyśnięta.

— Czy tylko formą? Czym bardziej zachwycona? Może trochę Tobą? Masz nadzieję, że tak właśnie myśli ONA.

— …

Niebo poszarzało, grzmi. Będzie burza — to dobrze. Już lubisz. Znów lubisz.

— Powtarzasz się. Już to pisałaś.

— Ech, ty mój umyśle. Jak zawsze wcinasz się i lubisz od czasu do czasu przypieprzyć.

— Ja ci tylko czasem przypominam. Ostatnio często zapominasz. Że coś już wspomniałaś, że napisałaś. Może czasem to twoje roztargnienie, taka codzienna gonitwa.

— Wiem, już to pisałam, ale od kiedy ja do NIEJ mówię Kochanie?

— Przecież wiesz, że prawie od początku.

— Ale czy JEJ się podoba, czy mogę, czy lubi? Rzuciłam JEJ przecież to pytanie. Ale nie odpowiedziała. Czy powinnam się w ogóle nad tym zastanawiać?

Znów niebieska dioda, pod nosem się uśmiechasz. Dojechała szczęśliwie — to dobrze. Nawet posłała ci uśmiech. Czyli oddycha. Na to czekałaś. Spytałaś po cichu, jak się czuje. Czekasz, aż przyjdzie odpowiedź — jeszcze tego nie widziała. To nic. TY na NIĄ poczekasz.


Godz. 15:22


— Jak się tu czuć? Odpisała.

No tak, słuszne słowa, jak? Ech. Chciałabyś JĄ teraz pocałować.

Dzwoni telefon — twój klient. Wkurwiony — nie ma przelewu jeszcze, a ty wiesz, że umowa jest uruchomiona, ale zarząd zablokował wysyłkę pieniędzy. Tłumaczysz się gęsto. Nie wiesz, co powiedzieć. Może że dużo było i centrala jakaś taka nie ogarnięta? Może urlopy — wie Pan — dorzucasz z rozbiegu — jak do jutra nie będzie, ja sprawdzę. Bardzo przepraszam, pewnie niebawem wpłyną na konto.

Wiesz, że nie wejdą. Masz kłamać — tak ci kazali. Dopiero jutro wyjdą. Kurwa! Kim przez tę firmę się stałaś? Wiesz, że ty nie kłamiesz, już nie — od tamtego czasu.


[WTEDY]

Dzwoni do ciebie. Mówi mocno przejęta. Wysiadła z pociągu, ale nie na tej stacji.

Uspokajasz ją szybko.

— Easy Hon, easy, I take a taxi — right now. I’ll be very soon.

Wysiadasz z taksówki, biegniesz na peron, wprost w jej stronę. Rzucacie się sobie na szyję. ONA jest już tu, w Polsce, cała przy tobie.

Czy wspomniałaś, że to w realu wasze pierwsze spotkanie?

Zabierasz ją z powrotem do taksówki. Poczekał. Wiezie Was trasą Toruńską do mieszkania twojej przyjaciółki. Ona teraz na urlopie, zostawiła ci klucze. Nie chciałaś, by pierwszy raz… by musieć korzystać z hotelu.

Dzień wcześniej do jej domu zrobiłaś zakupy. Trzeba przecież jeść.

Patrzysz na nią, pytasz jak podróż. Taksówkarz już wie, że jesteście kochankami. Gładzisz ją lekko po ręku, chcesz pocałować, ale tu Polska. Nie jak TAM. Tu nikt tak nie może — świat by się przyglądał.

Przyjechała winda, wsiadacie obie. Nie ma nikogo — już wiesz.

— Teraz to zrobię.

Wpijasz się mocno ustami w JEJ usta. Czujesz drżenie serca, puls. Serce wali jak oszalałe, chcesz już być na górze. ONA taka obecna…

Szykujesz dla NIEJ kolację.

Patrzy na ciebie, dotyka cię przy tym. Patrzy, jak gotujesz. Ty kochasz gotowanie. Zarzuciłaś ściereczkę jak zwykle przez ramię. Czujesz się tu dość swobodnie. Pokusiłaś się wczoraj o poznanie tej kuchni.

Była głodna. Jechała pięć godzin. Jest zmęczona, to widzisz. Leżycie na kanapie.

Wyjęła parę rzeczy z walizki. Włączacie koncert Helene Fischer. Chyba nawet obie czujecie się ciut niezręcznie.

Pochylasz głowę. Zaczynasz całować. Oddaje ci każdy pocałunek. Czujesz jej język w ustach. Jest bardziej namiętnie. I ta muzyka.

Nie wiesz, czy tak na pierwszej randce wypada. Pięćset kilometrów jechała do ciebie.

Ściągasz bluzkę.

Oczami cię okala. Dotyka brzucha. Nie lubisz go i wstydzisz się trochę. Ale JEJ to nie przeszkadza. Nie możesz przestać JEJ całować. Zdjęłaś JEJ bluzkę, leżysz na NIEJ, ciała się stykają. Jesteście jeszcze w stanikach, ale i tak czujesz podniecenie, rozkosz. I nagle wsuwa ci dłoń pod spodnie. Czujesz, jak palcami w ciebie wchodzi. Jesteś już taka mokra.

Już nie ma znaczenia, że to pierwsza randka. Leżycie nagie. Kochasz się z NIĄ.

— Czy teraz wykąpiesz się ze mną? — pytasz nieśmiało.

— Wykąpię.

Leżysz naga w wodzie. ONA wtulana w ciebie, taka bliska. Czujesz jak ci dobrze. Może ta wanna trochę za mała, ale jakie to ma znaczenie? ONA jest przy tobie.

Pijecie jakieś wino. Leżycie nagie na łóżku, czujesz JĄ na sobie. Nagle odczuwasz smutek. Wiesz, gdzie jesteś, z kim jesteś i co robisz. Chcesz o tym nie myśleć. Czyścisz więc umysł.

I wracasz do rozmów, uśmiechów, znów się kochacie — jakby bez końca.

ONA wie, że masz problem. Nieśmiało cię pyta. Ale czy masz odwagę, czy o tym problemie JEJ powiesz?

W kolorze krwi — ta cała miłość,

w kolorze krwi — na śniegu zimą

Serce nocy wie, że umowa z niebem kończy się

Już czas

W kolorze krwi — dwie krople wina

w kolorze krwi — nie ty zdradziłaś

(…)

Piekło już wie, (…), że ciebie ma

Poranek.

Dzwoni Telefon. Boże, to ONA.

— Jak u rodziny? — pyta.

— A dobrze — kłamiesz. — Tylko ciocia zrobiła takie domowe wino i kac mnie mocno trzyma.

Kończysz rozmowę.

Już wiesz, że zdradziłaś.


Godz. 16:38


Just for one night…. My love… one night.

Szukasz niebieskiej diody. Wiesz przecież, że będzie JEJ mniej tutaj. Trochę się przejmujesz, a trochę nie. Masz JEJ zdjęcie.

— Czy gdy je wysłała, wiedziała, że tego potrzebuje? Żebym na NIĄ patrzyła, gdy ONA będzie tam?

— JEJ spytaj, nie mnie.

No, nie, jak mogę spytać? A jak odpowie, że przypadkiem, że wcale o tym nie pomyślała?

— Ech, ty głupia, znów analizujesz.

— Tak, kurwa! Ja zawsze analizuję — czujesz się teraz podirytowana.

Znów zerkasz na JEJ zdjęcie. ONA cię natychmiast uspokaja.

W tle niebieska dioda.

ONA. Tak, napisała ONA.

Czujesz radość w sercu, gdy widzisz to małe niebieskie światełko. Wiesz, że chcesz natychmiast przeczytać. Zwykle rzucasz wszystko i zachłannie czytasz.

Jak teraz, gdy pisze. Napisałaś JEJ: „Całuję…”

Oddała pocałunek.

Znów zachłannie patrzysz na JEJ zdjęcie. Boże, jak ty chcesz bardzo… więcej.

— Ciiii…

Tak zawsze sobie mówicie.


Godz. 18:13


Plein de pluie sur nos plaines — Santa Maria,

plein de blé sur nos terres — dans nos maisons plein de fleurs.

Protégez ceux que j’aime — Santa Maria,

Donnez–leur la lumière — d’un sourire au Coeur(…)

— Serio, teraz z francuskiego? Pogięło cię?

— Pogięło — jak widać! Ja śpiewam.

Słuchasz tych wszystkich piosenek, myśli w głowie się kłębią… Ty już wiesz, po prostu — tak zwyczajnie tęsknisz.

Znów czujesz, że będziesz i tańczyć, i śpiewać. I patrzeć w NIĄ jak w obrazek. To Cię uspokaja.

Więc patrzysz.

I słuchasz Helene Fischer „Sehnsucht” — jedną z jej najsmutniejszych piosenek, jakie znasz.


Godz. 20:54


Miałaś gościa. Trochę cię to z rytmu wybiło, nie bardzo tego chciałaś, ale no, cóż.

Patrzysz na telefon. Szukasz diody, ale teraz akurat nie ma. Wysłała zdjęcie pięknego nieba, jak ty JEJ tęczę. Ona ponoć spełnia marzenia.

Przecież wiesz, że już je wypowiedziałaś.


[WTEDY]

Wiesz, że to ostatnia noc tutaj. Dzień mija tak szybko, staracie się cieszyć sobą. Wpada JEJ koleżanka. Jest miło, jakaś rozmowa.

— Znajdziemy ci tu pracę — mówi.

Ty nie wiesz. W Polsce całe twoje życie czeka na twój powrót.

Patrzysz w JEJ oczy, szklane jak za mgłą, trochę we łzach skąpane. Wiesz, co chcą powiedzieć.

Czujesz sama, że jest ci ciężko. Co teraz, co dalej? Odwlekasz te myśli, nie chcesz wcale tego.


Może nie powinnaś jechać? Może nie pojedziesz — będziesz tak daleko.

— Zostawię Was teraz same, nacieszcie się jeszcze sobą.

Wychodzi.

Zostajecie same. Bierzesz ją w ramiona. Wiesz, że masz tylko tę noc, te godziny deszczem za szybą skąpane.

Łzy spływają strugą po twoich policzkach. Bierze cię za rękę, prowadzi do łóżka.

Znów się kochacie.

Może prysznic? Tak razem, tak blisko.

Pyta, czy nałożyć ci balsam na ciało. Wiesz, że jest w angielskim lepsza. Czasem czujesz, że znasz słów za mało.

Rozprowadza go po twym ciele. Usiadła na toalecie, Ty na niej okrakiem. Chłodne płynne „coś” czujesz na plecach. Nie, to kłamstwo — zupełnie inne „coś” czujesz.

Każdy JEJ dotyk wprawia cię po tych pięciu dniach nadal w osłupienie. To, co teraz robi, jak się temu poddajesz. Doskonale, wiesz…. Wiesz, pragniesz, chcesz… Oj, głupia, wiesz co będzie dalej.

Cała w tym balsamie dajesz się wziąć za rękę. Idziecie do sypialni. Nie musisz mówić przecież nic więcej.

Całą noc się kochacie.

— Czemu nastał poranek?

Nerwowo zerkasz na zegarek. Trzeba jechać — nie chcesz tego wcale.

Pociąg na stacji już stoi. Patrzysz na nią, serce ci się łamie. ONA płacze — ty cała w środku jak rozbita szyba. Patrzysz na NIĄ. Jezu, wygląda, jakby już była nieżywa.


Macie może 5 minut. Wrzucasz walizkę do przedziału, jeszcze wybiegasz na zewnątrz, całujesz JĄ mocno, czule. Chcesz oddać to wszystko, podziękować, krzyczeć: BOŻE, ZOSTAŃ ZE MNĄ! Ale wiesz jedno — to ty wyjeżdżasz.

Gwizdek konduktora.

Przez myśl przechodzi ta myśl: „Boże, ja tu zostaję!”

— A walizka?

— Boże, ja tu zostaję…

— A walizka?

— Chuj, niech ją TAMTA znajdzie w pociągu! BOŻE, ja nie jadę. Ja tu dziś zostaję!


Wsiadłaś.

Nigdy sobie tego nie wybaczysz.


Godz. 21:26


Wiesz, że płaczesz. Ostatnie wspomnienie. Zabolało. Ty na serio nie chciałaś wracać. Wróciłaś. Potem już było tylko inaczej.

— Nie płacz! Już nie trzeba.

— Ja to wszystko im zrobiłam.

— Może tak właśnie było trzeba? Nie płacz, może powinnaś odpocząć.

Znów gadasz z umysłem. Nie, ty zawsze z nim gadasz.

— Zerknij na JEJ zdjęcia. Mówiłaś, że to ci pomaga.

Patrzysz — łza spłynęła, ale wiesz, że ONA jest myślami przy tobie.


30/07/2019

Godz. 10:02


Jesteś już w biurze. Kawa też już gotowa. Ale nie, nie od pracy zaczniesz. Musisz choć parę słów napisać.

Czy powiesz po cichu: „Miałyśmy dziś rano ze sobą przyjemność? Obudziłaś mnie oddechem, słodkim pocałunkiem. Wiesz, jak bardzo CIĘ pragnęłam? Wzięłaś mnie od tyłu.

Jeszcze tylko zerkniesz na JEJ zdjęcie i już możesz wpaść w wir pracy. Czujesz dziś masę energii — wstąpiło w ciebie szczęście.

Próbujesz usilnie ustawić porządny grafik na ten dzień. Chciałabyś ze wszystkim się wyrobić. Trochę to bywa trudne, gdy klienci nie odbierają, a trzeba potwierdzić godziny spotkania. Od tego uzależnieni są inni. Spotkania z nimi stoją pod znakiem zapytania. Walczysz dzielnie z czasem.


ONA znów trochę smutna. Ta wczorajsza wiadomość. Zastanawiasz się, co możesz zrobić. Choć już wczoraj sama ze sobą ustaliłaś, że tu tylko czas pomoże. A ty masz zwyczajnie cierpliwie czekać.

Zerkasz na JEJ zdjęcie. Ty wiesz, jaka ONA jest piękna, choć ONA mocno zaprzecza.

Uczysz się JEJ rysów twarzy na pamięć, choć masz wrażenie, że już je znasz. Ale czy wszystkie? Ta delikatna zmarszczka w kąciku prawego oka.


Twe myśli przerywa telefon.


Znów zerkasz zachłannie. Ten uśmiech, z tego zdjęcia. Ach, zapiera dech w piersiach. Znów szepczesz do siebie: „BOŻE, JAKA ONA JEST PIĘKNA.”

Robisz te wszystkie rzeczy ukradkiem.


Godz. 11:46


No i grafik się sam w sobie rozmywa. Brak odpowiedzi od klientów burzy go skutecznie. Cóż, jesteś nawet mocno cierpliwa. Najwyżej jutro speed będzie potrzebny.

Zrobiłaś w zasadzie już wszystko z zaplanowanych rzeczy. Czekasz na spotkanie, zerkasz na telefon. Wypatrujesz niebieskiej diody. Ale się nie denerwujesz. Masz przecież JEJ zdjęcie…

— A ty znów tylko o jednym!

— Tak, o jednym. I co teraz zrobisz? Odejdziesz gdzieś?

— Ach, głupia! Ja nigdy od ciebie nie odchodzę, tylko ty czasem nie rozmawiasz ze mną.

Właśnie się zastanowiłaś, czemu twój umysł wciąż ostatnio mówi do ciebie. Ach, głupia! Nie, zaraz — przecież to ty! To czemu o sobie tak mówisz? Pewnie powinnaś przestać, wtedy cię umysł posłucha.

Boże, jak nudno.

Koleżanka z pracy też na tę nudę narzeka. Siedzicie, trochę rozmawiacie, robota na bieżąco robiona, a minuty nie chcą szybciej lecieć.

Skoro tak, to trochę w biurze po cichu pośpiewasz, pograsz w mini golfa. Co zrobisz dalej? Ech, jeszcze nie wiesz.


Godz. 12:46


[WTEDY]

Zafascynowana twoim ulubionym serialem postanawiasz prowadzić Fan page’a. Czemu nie, skoro inni mogą to robić?

Więc zaczynasz — jest 25/02/2012

Idzie ci całkiem nieźle, trochę musisz się uczyć, jak to technicznie ogarnąć, ale szybko odkrywasz tę rzeczywistość. Dodajesz nowych użytkowników — ich liczba dość szybko rośnie, dużo też publikujesz. Czujesz się z tym świetnie.

Mijają dni, tygodnie, miesiące, a ty zachwycona swoją nową pasją.

Messenger

Hi, how are You? This fan page is awesome!” — czytasz.

Dziękujesz, zadajesz kilka pytań, potem szybko znikasz.

Mija kilka dni. Znów przychodzi wiadomość. Patrzysz, kto to — to ONA. Znów coś napisała, dziś już nie pamiętasz prócz faktu, że proponuje ci współpracę przy tym fan page’u, że chce też to robić i pomóc, by było nas na nim więcej.

I tak to się zaczęło.

Robisz z niej administratora. Widzisz, ile czasu na stronę poświęca. Pilnie zawsze wszystko z tobą konsultuje, pisanie do ciebie już nie ma końca.

Dużo rozmawiacie, już teraz codziennie, długie godziny w pracy. Czasem się nawet gubisz, bo tu skupienie potrzebne, a widzisz migającą wiadomość od NIEJ. I jakoś tak wiesz, że nie chcesz, by długo czekała na odpowiedź.

Setki godzin rozmów o serialu zaczynają zmieniać się w długie godziny poznawania siebie nawzajem.

Pyta cię o życie, co robisz, jakiś partner, może masz dzieci? Opowiadasz trochę o sobie… tak z dozą niepewności.

Ale też zaczynasz pytać. Niech ci więcej powie.

MA dziewczynę — ty masz „żonę”. Nie ma dzieci — ty masz ich dwoje. ONA w Niemczech — ty tu w POLSCE.

Od słowa do słowa i tak tygodniami. I już zaczynasz czuć, że jest coś więcej między wami.

Daje ci swój numer telefonu, podajesz do siebie. Czy chce zadzwonić? A może nie wie jak ty sama?

Pamiętasz jak dziś po miesiącach pisania pierwszą telefoniczną rozmowę. Dzwoni z pracy — jesteś zaskoczona.

Brakuje ci słów. Głos mocno drży, w głowie co chwila: „Boże, jak to po angielsku powiedzieć?” Wiesz już, że ten głos…. Że chce się go słuchać.

Rozmów jest więcej i więcej. Już nie są ogólne, nie tak niewinne. Obie wiecie, co to będzie dalej.

Zakochujecie się w sobie.

— Boże, kobieto, co ty najlepszego robisz!?

— …


Godz. 13:20


Zerkasz na telefon, szukasz tej niebieskiej diody. Wiesz doskonale, że zastanawiasz się, co teraz robi. Może drzemie w plenerze, może coś zwiedza, zażywa kąpieli? Chciałabyś wiedzieć.

Może wyślesz jej całusa? Niech wie, że o NIEJ wciąż myślisz. Zerkasz szybko na zdjęcie.

Zaraz będziesz mieć klienta.

Napisała.

Posmutniałaś, bo JEJ potrzeba dziś jakiegoś wyłączenia. Wiesz, co to znaczy. Czy nagle zniknie? Co zrobisz wtedy? Gdy czujesz mocno, jak ci JEJ bardzo całej trzeba.

— Mam tylko nadzieję, że CIĘ nie stracę — piszesz do NIEJ.

— Ale w jakim sensie?

— Boję się, że mi znikniesz teraz na te dwa tygodnie, że uznasz, że jestem nieważna.

— NIE! Oj, Fantôme– nazywa cię tak cudnie, tak łagodnie, ale tego tu po polsku nie przełożyć. To tylko WASZE.


Godz. 15:06


Klienci, zamieszanie, masa telefonów. W twej głowie — tylko ONA. Ogarniasz, choć nie wszystko co zaplanowane było, udało się zrobić. Jutro więc sporo jeżdżenia po mieście. To nic, ty tak czasem lubisz.

Czujesz kołatanie w środku — to kołacze mocno twoje serce. Trochę się o NIĄ boisz. Chcesz zabrać to, co ma złego w środku. Tak szybko, now, teraz, naprędce. I dać JEJ wewnętrzny spokój.

Znów ukradkiem patrzysz na to piękne zdjęcie. Czy teraz możesz się znów powtórzyć? Och Boże, jaka ONA jest piękna.

Do następnego spotkania cała godzina. Czekasz na odpowiedzi — niechże szybciej płyną. Chcesz JEJ wysłuchać, cokolwiek chce wysłać słowami do ciebie.

Czekasz na blask diody, by szybko odczytać, by wiedziała, że akurat na ciebie nigdy nie musi długo czekać.

W słuchawkach P! NK. Śpiewa piękne słowa w duecie. Jak ty jej lubisz słuchać.

Chyba poczułaś głód w żołądku.

— Kiedy ty kobieto ostatnio jadłaś?

— Hmm, no nie wiem.

W zasadzie to faktycznie nie wiesz, bo jesteś od jakiegoś przeszło tygodnia zwyczajnie niegłodna, a przynajmniej jesteś pewna, że twój głód nie ma nic wspólnego z jedzeniem.

Uzupełniasz grafik w kalendarzu na jutro i dalej… Spotkania nie mogą ci umknąć, wszystko masz pod kontrolą, stale.

Najlepiej jest, jak co do ułamka sekundy wszystko jest punktualne. Wtedy czujesz panowanie nad czasem, nad sobą, nad rzeczywistością. Nad swoim losem.

Dziś robotę punktualnie o 17:00 zamierzasz skończyć. Ale co potem? Masz ochotę gdzieś wyskoczyć. Ale kasa, jak zawsze. Ech, to pokręcone życie!


Godz. 18:07


Chwilę temu wróciłaś do domu. Spacer z koleżanką z pracy do Metra na tę samą stację co zawsze. Deszcz pada.

— Czy zostanę zaraz MISS mokrego podkoszulka? — rzucasz.

Śmiejecie się z tego obie. Wyciąga parasolkę. Uff, nie będzie aż tak po tobie. Uśmiechasz się sama do siebie.

Zerkasz po drodze ukradkiem na telefon

— Czego tak wypatrujesz?

— No czego? Przecież ukochanego niebieskiego.

Twój umysł czasem dziwne pytania zadaje, skoro to ty — to te konwersacje — o psychiatrę pewnie czasem zahaczają.

Napisałaś, że jesteś w domu. Zachłannie odpaliłaś, co powinnaś na laptopie, w tle muzyka, ta treść, WhatsApp, Outlook i zdjęcie. Tak, właśnie JEJ zdjęcie. Przecież jest ci do pisania potrzebne.

Do pisania też, prócz tego wszystkiego stała się jeszcze jak twoja osobista MUZA.

Jesteś i wtopiona, i wpojona. Na wieczność.

Czas zapalić papierosa. Może czas na kolejną retrospekcję?


[WTEDY]

Siedzisz w szlafroku, z turbanem na głowie, mieszkasz z chłopakami. Wynajmujecie wspólnie mieszkanie. Jest wieczór, liczysz na odpoczynek. Padła propozycji pójścia na dyskotekę. Odmawiasz. Posiedzisz chętnie sama.

Do drzwi ktoś puka.

I nagle jak uderzenie pioruna.

Dżinsowa sukienka, dżinsowa kurtka i ta burza pięknych blond loków.

Dech ci zatyka.

To gdzie ta dyskoteka?

Siada na krześle, trochę gadacie. ONA coś opowiada. Czy ty w ogóle słuchasz?

— To idziesz z nami? — zadaje pytanie.

Boże! A ty w tym szlafroku i z turbanem… Lecz po krótkim czasie — uszykowana.

No to wychodzicie. Jest trochę przy tobie speszona, ale ty na „ostro” ją podrywasz, tak ci się podoba.

Trochę siedzicie, jakiś drink, rozmowa. Chłopcy poszli gdzieś do toalety, długo nie wracają.

— Przepadli czy co? — wtrąca między twoje zdanie.

— Pewnie robią to, co my mogłybyśmy po przeciwnej stronie…

Już całkiem jest spłoszona.

Masz to gdzieś. ONA będzie twoja. Już to wiesz.


Godz. 18:40


I znów ci nie wierzy, że mogła stać się przy tym wszystkim jak MUZA. Jest ci już taka bliska, że ma każdy kawałek ciebie — powinna na Boga już to wiedzieć.

Jesteś przy niej naga do granic. Codziennie poznaje każdy zakamarek ciebie. Odkrywasz się dla NIEJ. Chcesz tylko, by brała. Ty weźmiesz JĄ nagą.

Chyba nawet już trochę mniej się JEJ wstydzisz. Jeszcze tylko coś chcesz pokazać. Nie wiesz, czy lepiej to zrobić, gdy będzie na ciebie patrzyła, czy przelać gdzieś na papier, a potem uciec, wstydząc się samej siebie.

Do tego jeszcze nie dojrzałaś. Ale może ONA już wie, co chcesz pokazać.

Nigdy cię jednak nie popędza, jest cierpliwa — jak ty w jej opowieściach, przeżyciach. Chcecie swoich dusz, ale każda w swoim tempie.

Znów zerkasz na JEJ zdjęcie.

— Aleś ty JEJ zachłanna!

— Tak, to coś więcej niż pragnienie serca. To, jak… sama nie wiem. Stała się nagle najważniejsza.

— Nie boisz się, co będzie dalej?

— Ja tylko chcę JEJ całej. Będzie, co ma być. Biorę, co mi daje.

Patrzysz przed siebie. TV w tym domu nie grało od przeszło tygodnia. Nie masz na nie ochoty. Wsłuchana jesteś w muzykę i mocno w siebie. Obrazy wracają niepostrzeżenie, a ty godzisz się na nie mimo łez na ciele.

Może potrzebowałaś tego, może dobrze ci zrobi takie odosobnienie.

— Powinnaś gdzieś wyjść, złapać oddech, może nawet wyjechać daleko.

— Powinnam — sposobności nie ma.

— Zawsze znajdujesz przecież rozwiązania.

— Znajdywałam. Kiedyś, kiedy byłam jeszcze sobą.

— Tak, czasem ciebie faktycznie już nie ma.


[WTEDY]

Wysłała SMS. Treść dość lakoniczna, ale skuteczna. Ty pędzisz.

„Bo kto nakarmi i wykąpie moje dzieci? Ja przez to wszystko jestem już pijana.”

Autobus staje na odpowiednim przystanku. Wysiadasz. Spiesznym krokiem idziesz uliczkami i nagle…

Na wszystkich ulicach wkoło zgasły światła.

— To znak — myślisz. — Już wpadłam.

To jak grom z jasnego nieba. Wiesz, co to oznacza. Wejdziesz tam i już nie wyjdziesz.

Światła świec — przecież nie ma światła. Dzieci już w łóżkach. Wiesz teraz, że podstępem zwabiła cię do siebie.

Proponuje papierosa, wychodzicie na klatkę.

— Chcę mieć z tobą romans! — wyszeptała.

Stoisz zawstydzona.

Całujesz ją. Już wiesz, że te na ulicy światła to znak. Serio, jak grom z jasnego nieba.

Zostajesz na noc.

Kochacie się ze sobą jak szalone.

Uciekniesz z samego rana — myślisz. Nie uciekłaś — zostałaś na 13 lat.


Godz. 20:18


Zaczynasz być mocno padnięta. Kręgosłup wręcz krzyczy z bólu. Powinnaś znaleźć inną pozycję do siedzenia. Cały dzień przed komputerem. Jeszcze w pracy — fotel biurowy, a w twoim domowym niebie jakaś improwizorka. Zastanawiasz się jak to zrobić?

Kanapa na chwilę — jest dobrze. Potem podłoga. Na poduszce też chwilę wygodnie, ale po godzinie już tak siedzieć nie możesz.

— No nie usiądę do stołu jak człowiek.

— A próbowałaś?

Usiadłaś jednak. Jakoś dziwnie. Ręce chyba nie na tej wysokości. Coś przesuwasz. Trochę lepiej. Może tak siedzieć powinnaś?

To się później okaże.

Rozglądasz się po domu. Lekka łuna światła z twojej szafy rzucona na podłogę.

Jaka znów szafa? — pytają ludzie.


[WTEDY]

Sierpień 2017

Pragniesz tylko uciec. Modlisz się już na głos: „Boże, muszę natychmiast znaleźć mieszkanie. Boże, tak Cię proszę!”

Weszłaś do biura. Kawa, papieros jak co rano. Przeglądasz te same portale co o świcie. JEST! Boże, piękne, wymarzone! Takie nad życie.

Dzwonisz. Mężczyzna odpowiada, mówisz, o co ci chodzi. Czy wolne jeszcze, czy możesz obejrzeć?

— Tak — odpowiada męski głos. Może tak koło 20:00?

Wiesz, że są inni chętni.

Pora już późna, miałaś jeszcze spotkanie. Odwiedzasz naprędce rodziców. Prosisz, by zmówili zdrowaśkę — już wiesz, że musi być Twoje.

Wsiadasz do auta, pędzisz S8. Nie zważasz na prędkość. Już jesteś, już za chwilę…

Na klatce remont, nie ma prądu, a to siódme piętro. Biegniesz więc po schodach.

Oglądasz z zachwytem. Ale nie ty jedna.

Rozmawiasz z właścicielem. Inni oglądający też są chętni.

Masz to. Jest Twoje. Chcesz lecieć stację Metra dalej po pieniądze. Tam czeka przyjaciel, pożyczy na kaucję.

ONA cię tak bardzo oszukała. Konto puste, a Ty zostałaś ze wszystkim sama.

— Ależ nie trzeba. Spiszemy umowę i spotkamy się w piątek — wtedy wpłata.

I znów zaczynasz oddychać.


Godz. 20:42


Poszłaś się wykąpać. Oczy też już mocno zmęczone. Ale jeszcze wracają do ciebie wspomnienia. Chcesz pisać, myślisz o NIEJ. Zerkasz znów na zdjęcie.

— I tak, będę się powtarzać: „Jakaż ONA piękna…”

— …


[WTEDY]

Sierpień 2017

Jest już prawie 19:00. Twoje rzeczy w samochodzie. Tata cię wiezie. Jest i twoja siostra. Już widzisz to miejsce. Już tu jesteście.

Czas się wprowadzić.

Sprzątacie z siostrą na błysk prawie do rana. Napoczęta butelka whisky, już zmęczenie, rozkładacie rzeczy. 3:00 rano — wszystko gotowe. Tylko te worki na śmieci….

Czy ty kiedyś o tej porze wynosiłaś śmieci? Nie pamiętasz.

Robicie drinki. Duma z was tryska. Mieszkanie jak z obrazka — zrobione przez projektanta.

Szczęśliwa wysyłasz rodzeństwu zdjęcia następnego dnia. Jesteś taka szczęśliwa. Odnalazłaś niebo. Znów oddychasz — jesteś u siebie.

Wysyłasz jeszcze fotki starszemu bratu.

Sms — odpowiedź:

„Siostra, ty śpisz w szafie?”

Śmiejesz się do rozpuku. Ma dużo racji, projektant sprytnie ukrył sypialnię za drzwiami szafy.

Materac leży na podłodze, jest mała komódka i te mleczne drzwi z IKEA. Jak zamkniesz — szafa! Taka całkiem ładniutka. Od teraz zawsze mówisz: „bo ja śpię w szafie!”

Twoja ukochana szafa.

Stoisz na środku i już tylko jedno w niebo krzyczysz:

„BOŻE, JESTEM URATOWANA! DZIĘKUJĘ CI.”

Wiesz już, że na zawsze od NIEJ uciekłaś.


Godz. 21:21


W tle muzyka.

ONA pisze, cieszysz się na każde słowo. Na tę diodę zawsze czekasz, tak zachłannie. Nadal siedzisz przy tym twoim stole.

— A twój kręgosłup?

— Oj, weź — nie pytaj.

No boli.

To chyba też nie ta pozycja, choć ciut lepiej. Ale co tam, póki co niech będzie. Najwygodniej i tak ci w szafie.

— Czy ty znów patrzysz…?

— Ach, łaskawie zrób angielskie shut up!

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 34.62
drukowana A5
za 58.45