Rozdział 1
Tej zimy ulice miasta pokrywają się śniegiem przedziwnej barwy. Jest w nim coś zaiste niezwykłego, bo oprócz w pełni białego koloru, zawiera w sobie również ciemniejsze odcienie bieli, coś z niebieskości, pyłki czarnego, drobnego kurzu ulicznego oraz — gdzieniegdzie — odłamki mokrych liści i gałęzi. Miło im stąpać po nim, słyszeć, jak delikatnie skrzypi pod nogami, odbijać na nim mniejsze i większe ślady butów. Mniejsze, należące do Marzeny i większe, należące do Grzegorza. Oboje zanurzeni w śniegu po kostki, są tak samo zanurzeni w miłości, ale już po uszy. Chcieliby, aby to uczucie trwało wiecznie, ale nie są pewni, czy to jest możliwe. To, co czują jest teraz, a nie w przyszłości, to, co czują, nie przekłada się do końca na rzeczywistość. Bowiem suma poszczególnych odczuć nie składa się na całość. Może wydawać się tak, że się składa, ale to pozór. W rzeczywistości ich uczucia raz stykają się, raz omijają, raz tworzą jedność, innym zaś razem rozpadają się na części. Czasem wyznają sobie miłość. Co jednak miałoby na nią wskazywać? Czy to te sekwencje pocałunków, którymi siebie darzą, czy też ten od czasu do czasu przeżywany seks, czy może jeszcze coś innego? Czasem wydaje się, że nie ma słów, którymi mogliby wyrazić swoje uczucia, innym znów razem, że nie ma uczuć, które mogliby ubrać w słowa. W ostateczności — czy to ważne? Ważne jest to, że w kontakcie ze sobą nabywają nowych, dobrych doświadczeń, o ile można mówić o dobrych doświadczeniach w momencie, kiedy się kłócą, kiedy coś między nimi pryska, pęka, rujnuje się. Może nie są to dobre doświadczenia, a nawet prawdopodobnie są to kiepskie doświadczenia, prowadzą one jednak do czegoś więcej — do odkrywania siebie na nowo, do zacieśniania więzi, do — paradoksalnie zwiększonego — pragnienia drugiej osoby. Po godzinie spędzonej w kawiarni, kawiarni zaaranżowanej z wdziękiem i ze smakiem w barwach fioletowo-różowych, z mnóstwem luster, które sprawiają, że atmosfera w niej jest jednocześnie tajemnicza i frywolna, w kawiarni ze starymi, beżowymi krzesłami i z dużym barem, w kawiarni, w której bywają co najmniej dwa razy w tygodniu, w przerwie od zajęć, wraz ze znajomymi, na pogaduszkach; po tej godzinie, opróżniwszy szklanki z gorącą czekoladą i klasyczną latte, udają się do swojego, krakowskiego, mieszkania. A mieszkają niedaleko rynku, nie w starej kamienicy, a w większości są tu takie, ale w całkiem nowym budynku, w niezwykle nowoczesnym mieszkaniu, które to mieszkanie należy do nich — zostało podarowane Grzegorzowi przez jego rodziców. Mieszkanie to posiada trzy pokoje, wszystkie udekorowane w klarowny, prawie jednolity sposób — zamiłowanie Marzeny i Grzegorza do delikatnego, jasnego drewna, przeplecionego z bambusem, znalazło swoje odzwierciedlenie w szafach i w szafkach, w stoliczkach i w komódkach, i wreszcie — w dwóch wielkich łóżkach oraz kanapie, tych trzech miejscach uprawiania przez nich miłości fizycznej. Wokół zaś pełno bibelotów w delikatnych, niebieskich barwach, bibelotów, szkła i wszelkiego rodzaju książek, których tematyka obejmuje nie tylko dziedziny, które oni studiują (Marzena jest bowiem studentką pedagogiki, a Grzegorz studentem na Wydziale Rzeźby na jednej z uczelni plastycznych), ale również prawo czy literaturę piękną. Te ostatnie dziedziny nie stanowią jednak głównego nurtu zainteresowań tej pary, gdyż głównym nurtem ich zainteresowań jest sztuka plastyczna — Marzeny jako konesera sztuki, Grzegorza jako twórcy. Dlatego zwracają oni wielką uwagę nie tylko na dzieła sztuki, które mają okazję oglądać podczas wielu różnych wystaw, na których bywają, ale także na wystrój wnętrz w restauracjach czy kawiarniach oraz w ich najbliższym otoczeniu. Oboje kochają też to, co studiują. Ona uwielbia wręcz dzieci i jest szczęśliwa, mogąc się nimi opiekować, pracując w przedszkolu. Oczywiście stara się również pogłębić teorię odnośnie tematu, którym się interesuje, ale nigdy nie była człowiekiem, który lubi teorię, lecz zawsze była osobą, która głęboko zanurzona jest w praktykę życia — w praktyczne czynności, rytuały i obowiązki. Z dziećmi spotyka się codziennie, wykonuje bowiem pracę na pół etatu. Nie chce faworyzować żadnego z nich, ale najbardziej lubi Kasię i Maćka, gdyż zawsze są bardzo żywi i radośni. Pozostałe dzieci mają inną naturę, często są obrażone, niezadowolone, smutnawe i nie zawsze wiadomo, z czego wynika ich takie, a nie inne zachowanie. Sama też chciałaby mieć dziecko, wie jednak, że nie jest to jeszcze ten czas, odpowiedni moment na to, aby sobie na nie pozwolić, czuje, że najpierw musi skończyć studia, a jej sytuacja zawodowa powinna ustabilizować się do pełnego etatu, aby mogli normalnie żyć, aby mogli pozwolić sobie na wszystko. Obecnie ledwo co wystarcza im na jedzenie i mieszkanie — pieniędzy jest na styk i ani grosza więcej, ale w przyszłości wszystko może się odmienić. Grzegorz natomiast zajmuje się tylko i wyłącznie sztuką. Jako znawca najnowszych trendów w sztuce, przez dwa lata pracował dorywczo w galerii sztuki, ale pewnego dnia zastąpiła go osoba z rodziny kierownika i stracił tę posadę. Teraz jedynie współpracuje z różnymi galeriami. Nie jest w stanie sprzedawać swoich obrazów, gdyż na rynku jest zbyt duża konkurencja, ale z powodzeniem dostarcza do tych galerii swoje rzeźby. Galerie te biorą rzeźby od niego dlatego, iż rzeczywiście cechuje te rzeźby ogromny stopień oryginalności. Grzegorz, jeśli maluje, to przede wszystkim utrzymane w złoto-niebiesko-zielonej tonacji pejzaże, następnie kwiaty, w szczególności białe chryzantemy, żółte nasturcje i różowe magnolie. Jeśli rzeźbi, to najczęściej wariacje na temat człowieka i przyrody, powykrzywiane w różne strony fragmenty rąk, nóg i ludzkiego korpusu, posplatane ze sobą konary drzew, ptaki, które lecą „inaczej” i zwierzęta, które przyjmują formy ludzkie. Na tym jednak się nie zatrzymuje. W zasadzie jest w stanie na zamówienie wyrzeźbić niemalże wszystko, korzystając z każdego materiału, nie tylko z drewna czy z gliny. Najczęściej, w swoim dążeniu do nowoczesności, a obdzieraniu siebie samego z archaizmu, aspiruje do łączenia drewna z metalem, drewna z plastikiem, drewna ze szkłem. Tak więc Grzegorz zarabia, ale zarabia niewiele, co prawda dostaje czasem dziesięć tysięcy złotych za dany obiekt rzeźbiarski, ale suma ta, rozłożywszy się na poszczególnie miesiące, w istocie oznacza niewiele. O ile Marzena nie lubi zajęć teoretycznych, studiowania książek, w których roi się jedynie od tabel i wykresów, a które zdają się mieć tak niewiele wspólnego z rzeczywistością — o tyle w przedszkolu sama układa teoretyczny program kształcenia i zabaw dla dzieci, wszystkim zarządza sama i dobrze się z tym czuje. Twierdzi, że o teoriach zapomina po trzech dniach od egzaminu i nie jest w stanie nic na ten temat powiedzieć. O ile Marzena nie lubi teorii, o tyle Grzegorzowi one pasują, uważa bowiem, że wszelkie teorie są znakomitym uzupełnieniem praktyki i że mogą one wnieść nowe światło, nowe konteksty, nowe rozumienie danego problemu. Nie jest on jednak teoretykiem zdeklarowanym — on również woli praktyczne działania, sprawia mu radość, kiedy widzi przed sobą dobrze wykonany obiekt plastyczny. Sprawia mu frajdę, kiedy może wyżyć się, malując i rzeźbiąc, dać ujście krążącej w nim energii. Kiedyś, kiedy zaczynał, a było to więcej niż jakieś dziesięć lat temu, bo rysował namiętnie już od dzieciństwa, kiedyś, kiedy zaczynał, nie myślał, że rozwinie to do takiego stopnia, że rozwinie sam siebie, że będzie właśnie plastykiem. Zawsze wydawało mu się bardziej, że skończy jako nauczyciel rysunku, a nie jako samodzielny artysta i — przez jakiś czas — kurator wystaw, jednak życie dało mu szansę. Kiedy był młody przyszłość w jego myślach miała barwy tęczy — był pewien, że będzie robił to, co chce, że z tym zawsze będzie szczęśliwy. Jednak teraźniejszość nie zawsze ma te same barwy, bowiem, co innego radość z wytworzonego już dzieła sztuki, a co innego sam proces twórczy, który wymaga często nie tylko wysiłku fizycznego, pracy mięśni przy ciosaniu i kształtowaniu nowych elementów, ale również wysiłku myślowego, o który czasem jest zdecydowanie trudniej, a wielogodzinne wyszukiwanie rozwiązań nastręcza, o ile nie cierpienia psychicznego (co zdarza mu się niekiedy), to przynajmniej — trudności. Wysiłek ten jednak opłaca się — w zamian za niego, Grzegorz otrzymuje wartościowe artystycznie produkty, które jest w stanie wprowadzić w obieg rynku sztuki. I jest już znany odbiorcom z nazwiska i rozpoznawalny. Czy czuje się w związku z tym kimś więcej? Wydawałoby się, że mógłby się tak poczuć, że mógłby się poczuć kimś więcej niż całe społeczeństwo, bowiem to artystów wynoszono zawsze ponad tłum, ale nie chce, po prostu nie chce tak się czuć, chce jedynie żyć w zgodzie ze samym sobą i robić to, co czuje wewnętrznie, a jeśli przy okazji zostanie to przez kogoś docenione, będzie mu miło.