Santa’s missing sleigh / Zagubione sanie Mikołaja
This book is bilingual.
It is written in English and Polish.
If you want to learn new language or you are a part of bilingual family this book will give you a chance to read the same story to a child by both parents. To make reading of this book more pleasant I put paragraph in each language after each other so you know exactly where you have finished. Doesn’t matter in which language you read previously. Enjoy.
Ta książka jest dwujęzyczna.
Jest napisana w języku angielskim i polskim.
Jeśli chcesz nauczyć się nowego języka lub jesteś częścią rodziny dwujęzycznej, książka ta da Ci możliwość przeczytania tej samej historii dziecku przez oboje rodziców. Aby uprzyjemnić czytanie tej książki, umieszczam akapit w każdym języku po sobie, abyś dokładnie wiedział, gdzie skończyłeś. Nie ma znaczenia, w jakim języku czytałeś poprzednio. Życzę przyjemnej lektury.
Marek Opaska
I
Every morning, after eating excellent elfish porridge, Santa Claus would take his magic sleigh for a flight around the North Pole. On one hand, he would fly for the pleasure of it, and on the other, he would check the progress of preparation for his two most important days in a whole year: his Name’s Day on the 6th December and of course the Christmas Day, always celebrated on the 25th December. When he was taking one of the short rides without any load, he didn’t need any help of his irreplaceable reindeer. His magic powers would suffice for up to two hours of flying without having to land. In that time, Rednosed and his crew could indulge in sweet laziness in the snow loungers in front of the hangar, providing of course that it was sunny. During snow storms or frosty weather, they would be warming up their furry bottoms in the newly renovated and cosy stable boxes.
Każdego ranka po zjedzeniu doskonałej elfickiej owsianki Święty Mikołaj wybierał się na magicznych saniach w lot dookoła bieguna północnego. Z jednej strony latał dla przyjemności, a z drugiej, sprawdzał stan przygotowań do dwóch najważniejszych dla niego w całym roku świąt: jego imienin szóstego grudnia oraz do najważniejszego dnia — Bożego Narodzenia obchodzonego niezmiennie dwudziestego piątego grudnia. Gdy wybierał się na krótkie wycieczki bez ładunku, nie potrzebował pomocy swoich niezastąpionych reniferów. Jego własna magia wystarczała, aby latać aż do dwóch godzin bez konieczności lądowania. Dzięki temu Czerwononosy wraz z ekipą mógł delektować się lenistwem na śnieżnych leżakach przed hangarem, jeśli rzecz jasna świeciło ogrzewające słońce. Gdy zaś panowała zawierucha czy siarczysty mróz, grzali swoje włochate zadki w ciepłych, nowo wyremontowanych, przytulnych boksach.
On 20th December Santa got up with the dawn. Still wearing his red PJs with white Christmas trees print, he quickly went to the door of his cottage. Every day there was a weather report prepared by the Elves. Today it went like this:
Dwudziestego grudnia Mikołaj wstał skoro świt. Poszedł prędko w czerwonej piżamie w białe choinki pod drzwi wejściowe swojej drewnianej chatki. Elfy każdego dnia dostarczały mu tam najnowszy raport pogodowy, który dzisiaj brzmiał tak:
There will be clear sky and not much wind until noon. The average thickness of the Pole’s ice cap is 100 metres. Average snow cap thickness 70 centimetres and melting. Perfect flying conditions. However, for the afternoon we forecast heavy snowfall, blizzards and strong winds. Our advice is to avoid baked beans consumption and we wish you pleasant flights without turbulence.
Best regards — Elves.
Do południa zapowiada się bezchmurne niebo bez większego wiatru. Stan pokrywy lodowej bieguna — sto metrów. Grubość pokrywy śnieżnej — siedemdziesiąt centymetrów i topnieje. Warunki idealne na latanie. Po południu jednak spodziewamy się silnych opadów śniegu, zamieci i mocnych wiatrów. Odradzamy więc fasolkę po bretońsku i życzymy wysokich lotów bez turbulencji.
Z poważaniem — Elfy.
Santa grinned while reading the forecast. He finished his blueberry, walnut and date oatmeal and drank his favourite chicory coffee, usually served in the maroon mug with a black outline of a Christmas tree painted in the middle. Then, with a white toothbrush shaped like a snowman, he brushed his teeth in the bathroom, trimmed his beard and then faced the daily dilemma of what to wear. His choices were the classic red coat, the very red coat, the somewhat faded red coat or the fiery red coat. The last one was a gift from the elves for his hard work last year and he decided not to wear it until the Christmas Day. He chose the very red coat. He slipped his feet into the snow white woollen knee high socks, put on the jet black leather boots, and left the cottage. His wooden house stood on the highest of the seven hills of this magical land. In front of the cottage there was a space for an open fire. The gnomes would make sure that there was always dry wood and kindling there ready to start a fire. Around the fire pit there were big rocks with seating carved in them. They look like stone armchairs, and each of them had a long wooden stick with sharpened ending placed by its side. From time to time, Santa loves to make bonfires spontaneously after working long days and gather all the employees for marshmallows and conversations until early hours. An astonishing view of the North Pole carries on beyond the fire pit. On a clear sunny day like today, you could see the most remote factories and snow covered rooftops of cottages that belong to all of the magical creatures living here. There was something else between the fire pit and the astonishing view, a long and wide concrete runway fit for the big golden-red sleigh. At the start of the runway there was a silver metal hangar and next to it the stables built from huge and heavy logs for the reindeer that happened to be basking in the morning sun on their day off from work and were.
Mikołaj uśmiechnął się szeroko czytając prognozę, zjadł owsiankę z borówkami, orzechami włoskimi i daktylami, popijając ją ulubioną zbożową kawą, podaną jak zwykle w bordowym kubku z czarnym obrysem choinki na środku. Następnie białą szczoteczką w kształcie bałwana umył w łazience zęby, podciął brodę i stanął przed codziennym dylematem; co na siebie włożyć. Miał do wyboru: klasyczny czerwony kubraczek, bardzo czerwony kubraczek, trochę już wyblakły czerwony kubraczek albo ogniście czerwony kubraczek. Ten ostatni dostał w prezencie od elfów za ciężką pracę w zeszłym roku i postanowił, że założy go dopiero na zbliżające się Boże Narodzenie. Zdecydował się tym razem na bardzo czerwony kubraczek. Wsunął nogi w białe jak śnieg wełniane podkolanówki, na to wciągnął czarne jak smoła, wysokie, skórzane buty i wyszedł z chatki. Jego drewniany dom stał na najwyższym z siedmiu wzgórz tej magicznej krainy. Przed chatką było miejsce na ognisko. Skrzaty dbały, aby zawsze było tam suche drewno i rozpałka gotowe go wzniecenia ognia. Wokół paleniska stały duże głazy z wyrzeźbionymi w środku siedziskami. Wyglądały jak kamienne fotele, a obok każdego z nich znajdował się długi, drewniany kijek z zaostrzoną końcówką. Mikołaj uwielbiał od czasu do czasu bez zapowiedzi rozpalać ogień po skończonym dniu pracy i zapraszać wszystkich pracowników na wspólne smażenie pianek i rozmowy do świtu. Za paleniskiem rozciągał się oszałamiający widok na cały biegun. W tak pogodny, słoneczny dzień jak dziś widać było najdalsze fabryki oraz ośnieżone dachy chatek wszystkich mieszkających tu magicznych stworzeń. Pomiędzy ogniskiem a oszałamiającym widokiem znajdowało się coś jeszcze. Długi, szeroki, wybetonowany pas startowy dla wielkich, złoto-czerwonych sań. Na początku pasa stał metalowy, srebrny hangar, a obok niego stajnie dla reniferów zbudowane z wielkich, ciężkich bali, które akurat miały wolne i wygrzewały się na śnieżnych leżakach w promieniach porannego słońca.
Because Santa often was in a hurry (but also a little bit lazy), he wouldn’t always park his sleigh in the hangar but leave it right at the end of a path leading from his house to the runway. Somewhere in the middle of the runway. Thanks to this Santa only needed to walk a few steps instead of two hundred. Rudolf, the chief reindeer, would warn him that at night the sleigh would be much safer in the hangar but nobody took any notice of his advice.
Mikołaj, trochę z pośpiechu, a trochę z lenistwa, nie parkował codziennie sań w hangarze tylko zaraz na końcu ścieżki prowadzącej z jego domu do pasa startowego. Mniej więcej w jego połowie. Dzięki temu musiał co rano przejść tylko kilka kroków zamiast aż dwustu. Rudolf — szef reniferów — informował, że w hangarze w nocy sanie będą bezpieczniejsze, ale nikt go nie słuchał.