Pozornie doskonały świat to czasem tylko idealna scena dla zbrodni.
Agnieszka Lubowicka
Preface
Drodzy Czytelnicy,
Zapraszam Was do podróży na Santorini — wyspę, której białe domy i lazurowe morze od lat urzekają miliony. To miejsce, gdzie słońce zdaje się świecić jaśniej, a każdy zachód jest obietnicą niezapomnianych wrażeń. Dla wielu to spełnienie marzeń, ucieczka od szarej codzienności, symbol idealnego świata.
Jednak za tą pocztówkową fasadą, za tym idyllicznym obrazem, kryją się historie, o których rzadko się mówi. Cienie, które rozciągają się wraz z zapadającym zmierzchem, mogą skrywać prawdy o wiele mroczniejsze, niż jesteśmy sobie w stanie wyobrazić. Bo czy na pewno znamy miejsca, w których szukamy ukojenia? Czy ludzie, którzy witają nas uśmiechem, są tymi, za kogo się podają?
W tej książce zabieram Was w głąb jednej z takich historii. To opowieść o Julii, młodej dziewczynie, która na Santorini szukała wolności i szansy na lepsze jutro. Ale także o Elżbiecie, jej matce, która w obliczu niewyobrażalnej ciszy po drugiej stronie telefonu, zmuszona jest zmierzyć się z największym lękiem każdego rodzica.
“Zaginiona w Kamari” to historia o nadziei i rozpaczy, o sile matczynej miłości, która nie zna granic, a także o cienkiej granicy między sielanką a koszmarem. Przygotujcie się na to, że Santorini już nigdy nie będzie dla Was tylko pięknym obrazkiem.
Zapraszam do lektury, Agnieszka Lubowicka
Acknowledgments
Słowo od Autorki
Drodzy Czytelnicy,
Dotarliśmy do końca “Zaginionej w Kamari” — podróży pełnej napięcia, lęku i nadziei, która, mam nadzieję, poruszyła Wasze serca i pozostała w pamięci. To było dla mnie niezwykłe doświadczenie, móc podzielić się z Wami historią Julii i Elżbiety, ich bólem, determinacją i siłą w obliczu niewyobrażalnego. Mimo że to fikcja literacka, wierzę, że głęboko odzwierciedla ona ludzkie zmagania, odwagę i złożoność emocji, które każdy z nas może kiedyś poczuć.
Wiem, że być może macie teraz wiele pytań, a losy naszych bohaterów wciąż tkwią w Waszych myślach. To jednak nie koniec tej mrocznej opowieści. Droga do pełnego rozliczenia i odnalezienia spokoju jest długa i kręta.
Dalsze losy naszych bohaterów, nowe zagadki i jeszcze więcej emocji czekają na Was już wkrótce, w Tomie Drugim! Mam nadzieję, że zechcecie towarzyszyć im w kolejnym etapie tej niezwykłej historii.
Dziękuję, że dobrnęliście do końca. Wasze wsparcie jest dla mnie największą inspiracją.
Z wyrazami szacunku, Agnieszka Lubowicka
Introduction
Biel domów Santorini lśniła pod egejskim słońcem, odbijając marzenia Julii niczym lustro. Młoda studentka postawiła tu pierwsze kroki ku dorosłości, z sercem pełnym nadziei i walizką planów na przyszłość. Praca na tej wyspie, uchodzącej za raj na ziemi, miała być przygodą, która odmieni jej życie. I odmieniła — w sposób, którego nigdy by nie przewidziała. Bo Santorini miało też swoje cienie, a w jednym z nich czaił się Ervin. Jego pojawienie się było jak nagły powiew wiatru — początkowo ożywczy, szybko jednak przeradzający się w zwiastun burzy, która miała wkrótce rozpętać się nad jej głową.
Kiedy Julia przepada jak kamień w wodę, idylliczna fasada wyspy pęka, odsłaniając rozpacz i strach. Gorączkowe poszukiwania stają się codziennością dla jej matki, która z pomocą prywatnego detektywa nie ustaje w wysiłkach, by odnaleźć córkę. Lokalna policja bada każdy, nawet najdrobniejszy trop, a mieszkańcy malowniczego Kamari, choć przyzwyczajeni do gwaru turystów, jednoczą się w cichej determinacji, by pomóc. Ale Ervin, mężczyzna o zbyt wielu sekretach i niepokojącej przeszłości, zdaje się być duchem, a jego znajomi tkają wokół niego gęstą sieć milczenia i kłamstw, skutecznie myląc tropy.
Szepty o dawnych wydarzeniach zaczynają krążyć coraz głośniej — o innej dziewczynie, która zniknęła lata temu w odległej Albanii, tuż przed tym, jak Ervin przeniósł się do Grecji. Czy mroczna historia się powtarza? Czy słoneczna wyspa, która miała być dla Julii przystanią, stała się jej więzieniem? Rozpoczyna się walka z czasem, a odkrycie prawdy o Ervinie może być jedyną szansą na ocalenie Julii, zanim jej własne marzenia zamienią się w najgorszy koszmar, z którego może nie być ucieczki.
Zmierzm w Kamari
Początek na Santorini
Wieczory na Santorini pachniały inaczej niż gdziekolwiek indziej na świecie. Gorące powietrze, jeszcze nagrzane od dziennego słońca, nasycone było słodkim aromatem kwitnących cytrusów, ostrą wonią świeżych ziół i kuszącymi zapachami potraw dobiegającymi z pobliskich kuchni. Gdzieś w tle płynęła melodia tradycyjnej greckiej muzyki ludowej, mieszając się z radosnym gwarem rozmów i śmiechem turystów. Dla Julii, młodej blondynki o błękitnych, pełnych marzeń oczach, która przyjechała z Polski, Santorini miało być bramą do lepszej przyszłości. Miejscem, gdzie ciężką pracą zarobi na swoje marzenia.
Tego wieczoru, podobnie jak kilku poprzednich, Julia rozpoczynała swoją zmianę na sali w barze “Posejdon’s Grotto”. W powietrzu czuła ekscytację turystycznego sezonu, a w dłoniach, ściskających notatnik, lekkie drżenie. Kiedy na chwilę wyszła z kuchni, by odebrać zamówienie, jej wzrok padł na stolik w rogu sali. Zamarła na moment. Znowu on. Przystojny brunet o zielonych oczach i przeszywającym spojrzeniu, które zdawało się widzieć ją na wskroś. To był jej piąty dzień na wyspie, a on codziennie, punktualnie, pojawiał się wieczorem i siedział aż do zamknięcia, dyskretnie obserwując.
Niezwykłe spotkanie
Poczuła dziwną mieszankę podniecenia i narastającego niepokoju. Zebrała się na odwagę i podeszła do jego stolika.
— Dobry wieczór. Czy mogę panu coś podać?
Mężczyzna uniósł wzrok, a w jego zielonych oczach błysnęło coś nieuchwytnego. — Tak. Piwo, proszę.
— Oczywiście. Już się robi.
Julia wróciła do baru. Przygotowała zamówienie, czując na plecach jego spojrzenie. Po kilku minutach postawiła szklankę z piwem na jego stoliku.
— Proszę bardzo.
Zanim zdążyła odejść, zatrzymał ją jego głos. — O której godzinie kończy pani dzisiaj pracę?
Julia, trochę zaskoczona bezpośredniością pytania, zawahała się. — Za… za cztery godziny.
Lekki, ledwie widoczny uśmiech pojawił się na jego ustach. — Mógłbym panią odprowadzić do domu?
Zdziwienie malowało się na jej twarzy. Zgodziła się, kiwając głową, jednocześnie czując się dziwnie i… nie do końca wierząc, że mówił poważnie. Ten wieczór był wyjątkowo pracowity. Stoliki szybko się zapełniały, zamówienia piętrzyły. W natłoku pracy na chwilę zapomniała o nieznajomym. Gdy po dłuższym czasie zerknęła w róg sali, jego miejsce było puste. Poczuła dziwną ulgę — przynajmniej nie będzie musiała się zastanawiać, co dalej — ale zaraz potem ogarnęła ją irytacja. Kolejny mężczyzna, który rzuca słowa na wiatr.
Wróciła do kuchni, pomagając w gorączkowym zmywaniu naczyń. Minęło sporo czasu. Gdy ponownie wyszła na salę, by sprawdzić, czy nie ma nowych klientów, jej serce zabiło szybciej. Siedział tam. Wrócił. Mieszanka emocji zawirowała w niej na nowo: ulga, że jednak dotrzymał słowa, radość pomieszana z odnawiającym się niepokojem. Podeszła do niego.
— Myślałam, że już pan poszedł — powiedziała, starając się, by jej głos brzmiał swobodnie.
Na jego twarzy pojawił się lekki, tajemniczy uśmiech. — Nie. Musiałem tylko… przejść się. Świeże powietrze dobrze robi. Przecież obiecałem, że zaczekam. Ja dotrzymuję danego słowa.
Jego pewność siebie była rozbrajająca. — Ach, tak — odparła, czując się trochę głupio.
— Ile jeszcze czasu zajmie pani praca?
Zerknęła na zegar. — Około trzydziestu pięciu minut.
— Świetnie. W takim razie proszę mi przynieść jeszcze jedno piwo i… jestem głodny — dodał z uśmiechem. — Poproszę souvlaki z kurczakiem w chlebie pita.
— Dobrze — odpowiedziała Julia, odwracając się w stronę kuchni.
Szła, zamyślona. Gorąca noc dawała się we znaki, wycierała pot z czoła wierzchem dłoni. Wzięła gotowe zamówienie i ruszyła w kierunku stolika, przy którym czekał ten intrygujący, około czterdziestoletni mężczyzna. Muzyka wciąż grała, gdzieś na parkiecie ktoś zaczął tańczyć Zorbę, słychać było radosne okrzyki i rozmowy gości.
Postawiła przed nim jedzenie i picie. — Smacznego.
— Dziękuję — odpowiedział z uśmiechem. — Ale jestem naprawdę głodny.
Julia poszła pozbierać naczynia z opuszczonych już stolików, czując jego nieustanne spojrzenie na swoich plecach. Pracy było jeszcze dużo. W kuchni wciąż piętrzyły się brudne naczynia, więc poproszono Julię, aby również tam pomogła. Podeszła ponownie do stolika nieznajomego.
— Zajmie mi to jednak dłużej, niż myślałam. Muszę pomóc w kuchni.
— Zaczekam. Ile będzie trzeba — odparł, a w jego głosie nie było ani śladu zniecierpliwienia.
Julia wróciła do pracy, czując dziwną mieszankę radości i niepokoju. Cieszyła się jego determinacją, ale jednocześnie coś w jego uporze i tym przeszywającym spojrzeniu wzbudzało w niej subtelny lęk. Minęła prawie godzina. Ostatni goście wyszli. Julia szybko sprzątnęła swój rewir, pożegnała się z kolegami z pracy, czując zmęczenie, ale i ekscytację. Podeszła do nieznajomego, który wciąż siedział, spokojnie popijając piwo.
— Wreszcie skończyłam — powiedziała, czując, jak uśmiech sam pojawia się na jej twarzy. — Nie myślałam, że pan na mnie zaczeka.
Wstał, a jego oczy błysnęły w świetle lamp. — Możemy już iść, Julio?
Nocna rozmowa
Zaskoczenie odmalowało się na jej twarzy. — Skąd… skąd pan zna moje imię?
Uśmiechnął się lekko. — Słyszałem, jak zwracali się do ciebie w kuchni. Trudno go nie zapamiętać.
Zaskoczona, ale i lekko onieśmielona, skinęła głową. — Chodźmy.
Wyszli z baru i ruszyli pustymi o tej porze uliczkami Kamari. Nocne powietrze było przyjemnie chłodne po upalnym dniu.
— Jak daleko mieszkasz? — zapytał, wyrównując krok z jej krokiem.
— Około półtora kilometra.
— Och, to dobrze — powiedział z uśmiechem, a w jego głosie dało się wyczuć zadowolenie. — Będziemy mieli czas, żeby porozmawiać. Powiedz… co cię skłoniło do przyjazdu tutaj? Do Grecji, do pracy?
Julia czuła się komfortowo w jego towarzystwie, pomimo początkowego niepokoju. Otworzyła się, opowiadając o swoich marzeniach. — Chęć ich spełnienia. Chcę zarobić na otworzenie własnej kancelarii adwokackiej. Dopiero co skończyłam studia prawnicze.
— O! — W jego głosie słychać było szczere zdziwienie. — Kancelaria adwokacka? To imponujące. Myślałem… Wiele osób w gastronomii to studenci, ale nie spodziewałem się przyszłej pani mecenas. Zaskoczyłaś mnie.
— Moje marzenia już zaczynają się spełniać — kontynuowała, czując przypływ pozytywnych emocji. — Zobaczyłam piękne miejsca Santorini, poczułam ten niesamowity klimat Grecji. Teraz tylko muszę ciężko pracować, żeby zarobić i pomóc mojej rodzinie. — Jej głos posmutniał. — Straciłam tatę, kiedy miałam czternaście lat, siostra dziewięć. Mama sama musiała nas utrzymać, ciężko pracowała, ale teraz choruje, nie daje już rady. A siostra potrzebuje pieniędzy na studia.
— Rozumiem — powiedział cicho, a w jego zielonych oczach pojawił się na chwilę cień, który równie szybko zniknął. — To szlachetne z twojej strony, że tak myślisz o rodzinie.
— To oczywiste. Mamy tylko siebie — odparła Julia. Poczuła, że opowiedziała o sobie więcej, niż zamierzała. — Ale tylko ja mówię. Opowiedz coś o sobie. Skąd jesteś?
— Mieszkam tutaj od piętnastu lat — odparł wymijająco.
— Ale nie jesteś Grekiem, prawda?
— Jestem Albańczykiem.
— A coś więcej? — naciskała łagodnie, czując rosnącą ciekawość.
Mężczyzna odpowiedział jej milczeniem, jedynie obdarzając ją tym swoim przeszywającym spojrzeniem. Szli tak przez chwilę w ciszy, przerywanej tylko szumem ich kroków i cykaniem świerszczy.
— Już niedaleko — powiedziała Julia, przerywając ciszę.
— Skąd pochodzisz, Julio? — zapytał nagle.
— Z Polski.
Uśmiechnął się. — A, to wszystko wyjaśnia. Czemu jesteś taka piękna.
Jego komplement rozluźnił atmosferę. Julia poczuła, jak napięcie w niej opada, zastępowane przez przyjemną radość.
Pożegnanie pod księżycem
Dotarli do niewielkiego domku, oddalonego nieco od innych zabudowań, otoczonego skromnym ogródkiem. Był dokładnie taki, jak go opisała — mały, przytulny azyl. — O, już jesteśmy na miejscu — oznajmiła, wskazując na domek. Nieznajomy, którego imię wciąż pozostawało dla niej tajemnicą, rozejrzał się z widocznym zaciekawieniem. — To tutaj mieszkasz? — zapytał, a jego głos był łagodny. — Tak, to mój mały azyl — odparła Julia z lekkim uśmiechem. — Często spędzam tu czas, czytając książki i marząc o przyszłości. — Piękne miejsce. Takie pełne uroku — stwierdził, lustrując wzrokiem zadbany ogródek i oświetlone okna. — Z pewnością sprawia, że łatwiej spełniać marzenia. — Dziękuję. Bywa, że są chwile, kiedy czuję się przytłoczona, ale staram się patrzeć w przyszłość z nadzieją — przyznała cicho. Nieznajomy uśmiechnął się ciepło, a Julia poczuła, jak serce bije jej szybciej pod wpływem jego spojrzenia. Zatrzymali się przed furtką jej domu. Księżyc, który właśnie wyjrzał zza chmur, rzucał długie, ruchome cienie na chodnik, tworząc malowniczą, ale i trochę tajemniczą scenerię. — Wiesz, to było naprawdę miłe spotkanie — powiedział, a jego głos brzmiał teraz cieplej niż wieczorne powietrze. — Mam nadzieję, że będziemy mieli okazję jeszcze się zobaczyć. Julia również się uśmiechnęła, czując przyjemne ciepło rozchodzące się po jej ciele. — Bardzo bym chciała — odparła. — Jak właściwie masz na imię? — zapytała, uświadamiając sobie, że przez cały wieczór, mimo długiej rozmowy, wciąż była dla niej “Nieznajomym”. — Ervin — przedstawił się, a jego oczy błysnęły w półmroku, jakby ujawnienie imienia było kolejnym elementem gry. — Miło było cię poznać, Julio. Dobranoc. Zanim zdążyła odpowiedzieć, pochylił się i złożył delikatny pocałunek na jej policzku. Ciepło jego ust na jej skórze sprawiło, że serce zabiło jej mocniej, a przez ciało przeszedł przyjemny dreszcz. — Dobranoc, Ervinie. Do zobaczenia — szepnęła, unosząc dłoń w geście pożegnania, gdy odwrócił się i ruszył wzdłuż ulicy, a jego sylwetka powoli niknęła w mroku.
Niewidzialny obserwator
Szczęśliwa, z głową pełną wrażeń, otworzyła drzwi domu i wśliznęła się do środka. Z pośpiechem zrzuciła buty, kierując się prosto pod prysznic, pragnąc zmyć z siebie trudy dnia i zatrzymać na dłużej uczucie ulotnego szczęścia i ekscytacji po spotkaniu z Ervinem. W ferworze emocji i zmęczenia zapomniała jednak zamknąć drzwi na zamek.
Tymczasem Ervin nie odszedł daleko. Przeszedł na drugą stronę ulicy i skrył się w głębokim cieniu rozłożystego drzewa rosnącego dokładnie naprzeciwko domu Julii. W jej oknach wciąż paliły się światła, a niezasłonięte rolety pozwalały na swobodny wgląd do środka. Czekał, obserwując z napięciem.
Niedługo potem Julia wyszła z łazienki. Miała na sobie jedynie skąpą, jedwabną koszulkę nocną w kolorze czerwonego wina, która ledwo zakrywała jej pośladki, subtelnie podkreślając kształty jej ciała. Podeszła do łóżka i z szuflady szafki nocnej wyjęła buteleczkę balsamu do ciała o delikatnym zapachu kwiatu piwonii. Zaczęła go powoli wcierać w skórę ramion, nóg, dekoltu, jej ruchy były płynne i zmysłowe, pełne nieświadomej gracji.
Ervin wpatrywał się w nią zza szyby, a na jego twarzy malowała się mieszanka fascynacji i rosnącego pożądania. Jego oddech stał się płytszy, niemal bezgłośny. Bezwiednie dotknął rozporka spodni, czując narastające, trudne do opanowania napięcie. Każdy jej ruch był dla niego hipnotyzujący, każdy gest zdawał się go pochłaniać.
Julia, całkowicie nieświadoma jego obecności i palącego spojrzenia, zgasiła lampkę nocną przy łóżku. Po chwili jej sylwetka zniknęła pod kołdrą, a ona sama pogrążyła się w błogich wspomnieniach minionego wieczoru i cichej nadziei na przyszłe spotkania. Nie wiedziała, że jej koszmar dopiero się zaczyna.
Cisza w Porannym Słońcu
Złowieszcza Cisza
Poranne słońce Santorini dopiero zaczynało muskać białe ściany domów, rzucając długie cienie i budząc wyspę do życia, gdy w niewielkim mieszkaniu w Polsce Elżbieta, matka Julii, sięgnęła po telefon. Był to jej codzienny rytuał, niezmienny od momentu, gdy Julia wyjechała. Krótka rozmowa, wymiana paru zdań, upewnienie się, że z córką wszystko w porządku, zanim świat na dobre ruszy z posad. Julia, choć dorosła i samodzielna, zawsze odbierała, nawet jeśli była to tylko chwila na wymianę kilku słów przed pracą, którą zwykle zaczynała dopiero późnym popołudniem. Dziś jednak po drugiej stronie panowała głucha, przerażająca cisza.
Jeden sygnał, drugi, trzeci… Długie, puste sygnały, które z każdym uderzeniem potęgowały narastający niepokój. Wreszcie, poczta głosowa. Elżbieta zmarszczyła brwi. Może Julia jeszcze spała, zmęczona po wieczornej zmianie? Rzadkie, ale możliwe. Odczekała kwadrans, próbując uspokoić bijące mocniej serce i zracjonalizować obawy. Zaparzyła kawę, patrząc przez okno na znajomy krajobraz polskiego miasta, który nagle wydawał się odległy o lata świetlne od słonecznej wyspy. Spróbowała ponownie. I znowu. Głos automatycznej sekretarki, nagrany metalicznym tonem, brzmiał w jej uchu jak zły omen, złowieszcze potwierdzenie, że coś jest nie tak.
Kobieta w średnim wieku, o włosach przyprószonych pierwszą siwizną i oczach, które widziały już wiele trosk i zmagań, poczuła, jak lodowata fala lęku pełznie jej po plecach, paraliżując każdy mięsień. To nie było w stylu Julii. Jej córka była odpowiedzialna, zawsze dostępna dla rodziny, zwłaszcza dla niej. Nigdy nie wyciszała telefonu na noc, wiedząc, jak ważne dla Elżbiety jest usłyszeć jej głos. Przez następną godzinę Elżbieta chodziła nerwowo po swoim niewielkim mieszkaniu, od kuchni do salonu, od okna do drzwi, co kilka minut kompulsywnie wybierając numer córki. Każde bezskuteczne połączenie wbijało kolejny gwóźdź w trumnę jej spokoju. Co robić? Do kogo dzwonić w odległej Grecji? Kogo pytać? Odległość tysięcy kilometrów, dzieląca ją od rajskiej wyspy, na której pracowała Julia, nagle stała się nieprzekraczalną barierą, potęgując uczucie bezsilności, dławiącej ją niczym niewidzialna dłoń. Wyobraźnia zaczęła podsuwać najgorsze scenariusze.
Pierwszy Trop na Wyspie
Tymczasem, o wiele bliżej, w barze “Posejdon’s Grotto” w Kamari, poranek również nie zaczął się tak, jak powinien. Zegar na ścianie nieubłaganie wskazywał zbliżającą się porę otwarcia, a ruch w kuchni stawał się coraz bardziej gorączkowy. Andreas, barman o wiecznie zmierzwionych włosach, nerwowo polerował szklanki, zerkając co chwilę w stronę drzwi.
— Nikos, widziałeś Julię? — zapytał szefa, krępego Greka o imieniu Nikos, który właśnie przeglądał listę dostaw świeżych produktów. — Zawsze jest pierwsza, żeby przygotować stoliki na zewnątrz przed otwarciem.
Nikos uniósł wzrok, wzruszył ramionami, próbując zachować spokój. — Pewnie zaspała. Daj jej chwilę. Pewnie zaraz wpadnie, dysząc i przepraszając.
Ale mijały minuty, a potem cała godzina. Słońce stało już wysoko na błękitnym niebie, a taras baru wciąż świecił pustkami, gotowy, ale pusty. Nikos sam zaczął odczuwać narastający, nieprzyjemny niepokój. Julia była uosobieniem punktualności i sumienności. To nie było w jej stylu. Próbowali dzwonić — najpierw Andreas, potem on — ale jej telefon milczał, kierując połączenia na pocztę głosową.
— Coś mi się to nie podoba, Andreas — mruknął Nikos, odkładając listę. Jego głos był teraz pozbawiony lekkości, napięty. — Pojadę do niej. Sprawdzę, co się dzieje. Może coś się stało, zachorowała albo co… Zostań tu i otwieraj. Zaopiekuj się wszystkim. Odkrycie Nikosa
Szybko wsiadł na swój skuter i ruszył wąskimi uliczkami Kamari w kierunku niewielkiego domku, który wynajmowała Julia na obrzeżach wioski. Znajome zakręty, białe ściany, krzewy bugenwilli — wszystko wydawało się normalne, a jednak Nikos czuł, że coś wisi w powietrzu, coś niewidzialnego i złowieszczego. Zaparkował skuter przy furtce i ruszył ścieżką ku wejściu. Już z daleka zauważył, że okno sypialni jest uchylone, a jasna zasłona lekko faluje na wietrze, jakby dom oddychał niespokojnie.
Zapukał raz, potem drugi, głośniej; jego własne serce zaczynało bić w przyspieszonym tempie. Cisza. Próbował otworzyć drzwi — klamka ustąpiła z cichym skrzypnięciem, otwierając wejście do środka. Dom był pusty, cichy, ale nie spokojny. Panował w nim dziwny, niepokojący bezwład, poczucie, że coś zostało przerwane w najgorszy możliwy sposób. W powietrzu unosił się ledwo wyczuwalny, słodkawy zapach, którego Nikos nie potrafił zidentyfikować. Nie był to zapach jedzenia ani kwiatów. Było w nim coś stłumionego, mrocznego.
Wszedł do niewielkiego przedpokoju. — Julia? — zawołał głośniej. — Jesteś tu?
Odpowiedziała mu tylko cisza. Przeszedł do salonu, potem zajrzał do sypialni. Widok, który zastał, zmroził mu krew w żyłach. Łóżko było w kompletnym nieładzie, pościel pozwijana, częściowo zrzucona na podłogę, poduszki porozrzucane — jakby ktoś szamotał się we śnie lub w gwałtownej walce. Na jasnym prześcieradle dostrzegł ciemniejsze, zaschnięte plamy. Przesunął wzrokiem na podłogę obok łóżka. Kilka kropli zaschniętej krwi. Krew.
Serce podskoczyło mu do gardła, a w ustach poczuł gorzki, metaliczny smak strachu. Rozejrzał się gorączkowo po pomieszczeniu. Na nocnej szafce, obok niedbale rzuconej książki, leżał telefon Julii. Niemożliwe. To był przedmiot, z którym Julia się nie rozstawała. Zawsze miała go przy sobie, zawsze odbierała. Jego obecność tutaj, w tym rozrzuconym pokoju, z plamami krwi, była głośniejsza niż jakikolwiek krzyk.
Zawiadomienie i Śledztwo
Nikos usiadł ciężko na krześle przy niewielkim kuchennym stole, próbując zebrać rozbiegane myśli. Co tu się mogło stać? Włamanie? Ale drzwi były otwarte… Napaść? Wszystko na to wskazywało. Próbował myśleć racjonalnie — może Julia po prostu gdzieś wyszła, zostawiając ten bałagan i telefon w pośpiechu? Ale krew… i ten zapach. Wziął komórkę do ręki. Wyświetlacz rozświetlił się, pokazując długą listę nieodebranych połączeń. Wszystkie od jednego kontaktu: “Mama”. Elżbieta.
Poczuł ukłucie głębokiego współczucia dla tej nieznajomej kobiety po drugiej stronie linii, która musiała czekać i denerwować się. Musiał zadzwonić. Musiał poinformować. Jak? Jak przekazać matce to, co zobaczył? Wybrał numer.
Głos Elżbiety był napięty, pełen tłumionego lęku i narastającej rozpaczy, gdy odebrała połączenie z numeru córki. Nikos przedstawił się, starał się mówić spokojnie, chociaż czuł, jak drży mu głos. Jak najdelikatniej opisał sytuację — otwarte drzwi, brak Julii, niepokojące ślady… Zostawiony telefon. Unikał słowa “krew”, użył eufemizmu “ślady, które mogą wskazywać na coś złego”. Starał się ją uspokoić, mówił, że natychmiast zawiadomi policję, że na pewno wszystko się wyjaśni, że Julia się odnajdzie, chociaż w głębi duszy czuł narastający, lodowaty strach i sam w to ani trochę nie wierzył. Obiecał informować ją na bieżąco o wszystkim, co się dowie.
Po rozłączeniu się z matką Julii, jego drżące palce od razu wybrały numer alarmowy. Czekał, aż przyjadą. Starał się nie dotykać niczego więcej, obraz splamionej pościeli i tych kilku kropel na podłodze wrył mu się w pamięć.
Martwy Punkt
Dwaj policjanci z lokalnego posterunku w Karterados przyjechali po niespełna dziesięciu minutach. Ich początkowa rutyna szybko ustąpiła miejsca skupieniu i powadze, gdy Nikos opowiedział im wszystko jeszcze raz, wskazując na otwarte drzwi, uchylone okno i widok w sypialni. Funkcjonariusze, choć na co dzień zajmowali się głównie drobnymi wykroczeniami, kradzieżami i pijanymi turystami, natychmiast zrozumieli powagę sytuacji. Jeden z nich zaczął zabezpieczać wejście i notować, podczas gdy drugi uważnie słuchał relacji Nikosa, wypytując o Julię, jej zwyczaje, ewentualnych wrogów, znajomych, wszystko, co mogłoby rzucić światło na to, co się stało.
Wkrótce na miejsce przybyli technicy kryminalistyczni. Dom Julii, jej mały “azyl”, w ciągu kilku godzin zamienił się w oficjalne miejsce zbrodni, oznaczone policyjnymi taśmami. Wstępne oględziny potwierdziły najgorsze obawy Nikosa i policjantów. Na pościeli, oprócz krwi, znaleziono ślady, które mogły wskazywać na przemoc seksualną. Cała sypialnia nosiła wyraźne znamiona gwałtownej walki. Rozpoczęto oficjalne śledztwo w sprawie uprowadzenia i szeroko zakrojone poszukiwania zaginionej polskiej obywatelki.
W kolejnych godzinach policja skierowała na miejsce dodatkowe siły. Policyjne patrole z psami tropiącymi metodycznie przeczesywały okoliczne skały, wąwozy, zarośla i fragmenty plaż w pobliżu domu Julii. Santorini, ze swoim nierównym terenem, stromymi zboczami i ukrytymi zatoczkami, stanowiło trudne wyzwanie dla poszukiwań. Każdy kamień, każda jaskinia, każda ścieżka były dokładnie sprawdzane. Niestety, bez rezultatu. Psy gubiły trop niedaleko domu, co mogło sugerować, że sprawca — i prawdopodobnie Julia — odjechali stamtąd pojazdem, zanim ktokolwiek zdołał zareagować.