Zaczarowany las
Dawno temu w tej krainie,
Która z lasu bardzo słynie
Mieszkał król, co lubił czary.
Sprawiał, że wszystkie zegary
Się spieszyły o godzinę.
Przez to smutną miały minę,
Bo się wszyscy tam spóźniali —
I ci duzi, i ci mali.
Płatał figle swym dworzanom,
Zbierał ich w pałacu rano
I wylewał na ich głowy
Zapomnienia wywar nowy.
Wtedy aż przez pół godziny
Każdy biegał, strojąc miny
Bo nie wiedział, co się dzieje,
A król stoi i się śmieje.
Potem wchodził na swą wieżę
By tam łapać nietoperze.
Zmieniał je w gołębie, które
Przysiadały gdzieś pod murem.
Przychodziły wtedy dzieci,
By je karmić. Słonko świeci,
A król machnął swoją różdżką
I już koza idzie dróżką.
Potem wbiegła szybko w ptaki,
Bo jej kazał król dla draki
Porozganiać te gołębie,
Więc usiadły gdzieś na dębie.
Taki to był władca cwany,
Że żołędzie wnet w banany
Pozamieniał, no a liście
W mandarynki oczywiście.
Żaby w słonie, kury w kaczki,
A myszy w pocztowe znaczki —
Wszystko zmieniał, bo znał czary
Ten król, aż się zrobił stary.
I odeszła ze zgryzoty
Jemu żona oraz koty.
A tuż przed nią córka mała,
Bo się jego bardzo bała.
Król mało myślał o życiu
I nadmiernym wina piciu.
Przez to często brzuch go bolał,
Bo król wciąż złe rzeczy wolał.
.
Od lat nie miał w zamku gości,
Bo się bali jego złości.
Raz kucharza zmienił w mydło,
Kiedy mu jedzenie zbrzydło.
Więc go wszyscy omijali,
Zwłaszcza, kiedy fajkę palił,
Bo ten nałóg zgubny wielce
Osłabia płuca i serce.
Chodził smutny po zamczysku,
Gładząc psa swego po pysku.
Czasem kopnął jakąś puszkę,
Albo zapłakał w poduszkę.
Kryształową kulę, która
Gdakała czasem jak kura,
Rozbił na malutkie części,
Których pył pod stopą chrzęści.
Gdy już nerwy mu puściły,
Wtedy grzmotnął z całej siły
Berłem w lustro kryształowe,
Które pękło na połowę.
Jakby tego było mało,
Zaiskrzyło, zaskrzypiało…
Z lustra wyszedł jakiś duszek
Taki lekki jak okruszek.
Kichnął głośno, wytarł nosa,
Spojrzał na króla z ukosa
I się zaśmiał tak ponuro,
Że aż stał się czarną chmurą.
Zawisł wnet nad władcy głową
I uraczył go tą mową:
„- Ty łobuzie! Dręczysz ludzi!
Zanim nawet dzień się zbudzi,
Już obmyślasz nowe psoty,
Z których wiele to głupoty!” —
Wykrzykiwał mu nad uchem,
A król ze swym wielkim brzuchem
Musiał słuchać przestraszony.
A na dworze gdzieś gawrony
Tak straszliwie zakrakały,
Że się poczuł bardzo mały.