Moim czytelnikom, którzy od samego początku są ze mną, Kieruję te słowa z wielką, wielką miłością i wdzięcznością. Jesteście dla mnie całym światem
Prolog
Na początku były pustka i pożądanie. Na początku była miłość, a następnie — nicość. Bo czasem wspomnienia zapadają w pamięć na długie lata, a my w pierwszej chwili nie dostrzegamy, jak bardzo na nas oddziałują. Ta historia nie rozpoczęła się dziś — sięga znacznie głębiej, aż do czasu i miejsca, gdy ona była dla mnie od samego początku niezwykłą, młodą istotą. Tak pełna życia, radości, i ja — pełen agresji, powstałej wskutek męczących mnie od lat wyrzutów.
Te wspomnienia nadal pozostawiają otwarte rany. A upływ czasu nie umniejszył moich win. Ale czy na pewno?
Wybraliśmy inne ścieżki, które koniec końców doprowadziły nas w ten sam punkt. Każde zakończenie rodzi nowy początek, a początek — historię.
Ale może zacznijmy od początku, cofnijmy się o kilka lat…
Tytuł
ZABIERZ TĘ MIŁOŚĆ
Rozdział pierwszy
Londyn
Trzy lata wcześniej…
Wieżowiec korporacyjny należący do Liama Blacka.
— Panie Black, niestety nikt nie wie, gdzie znajdują się dokumenty za poprzedni kwartał… — niepewnym głosem odpowiedziała kobieta stojąca przed moim biurkiem. Uniosłem lekko jedną brew i zerknąłem na nią ukradkiem, łamiąc przy tym ołówek.
— Powiedz mi, Olivio… Jak to jest, że zatrudniam tak wielu pracowników, by mieć wszystko pod kontrolą i być o krok przed konkurencją, a tymczasem okazuje się, że ktoś nie wywiązuje się należycie ze swoich obowiązków i pobiera za to wynagrodzenie? — Rozjuszony, podniosłem się z fotela i odwróciłem plecami do sekretarki. Wiedziałem, że moja postawa ją przeraża, a jednocześnie podnieca.
— Dołożę wszelkich starań, aby ta teczka jeszcze dziś trafiła na pana biurko, panie Black.
— Na to liczę, w innym wypadku polecą głowy. Możesz odejść — odpowiedziałem, nadal odwrócony. Wpatrywałem się w widok za oknem, próbując przy tym rozładować swoją wściekłość.
— Olivia?
— Tak, panie Black?
— O której ma się zjawić ta stażystka?
— Jest pan z nią umówiony o dwunastej.
Spojrzałem na zegarek i zrozumiałem, że to dopiero za godzinę.
— Przypomni mi, jak moja nowa asystentka ma na imię?
— Chwileczkę, już sprawdzam.
Spojrzała w tablet, by po chwili odpowiedzieć:
— Elena.
Elena. Moja nowa prawa ręka… Czy okaże się sumienniejsza od poprzednich? — pomyślałem.
Kobieta — wobec braku mojego widocznego zainteresowania — pośpiesznie opuściła gabinet. Każda z moich pracownic była piękna, szczupła i samotna, nie licząc starszej Evelin, pracującej w archiwum. Każda zrobiłaby wiele, by spędzić w moim towarzystwie choćby jeden wieczór. Bały się mnie, a jednocześnie ten paraliżujący strach podniecał je na tyle, by zechciały mnie poznać. Tyle że ja miałem określony ideał dotyczący kobiecości i zdecydowanie żadna z nich nie kwalifikowała się, by mój adonis chciał się rozładować przy ich pomocy. Były dla mnie nieatrakcyjne, co powodowało, że w tym miejscu skupiałem się wyłącznie na pracy. Od pewnego czasu byłem sam starając się poukładać swoje z pozoru idealne życie. Idealne za dnia, zaś w nocy…
Rozważałem to, jak bardzo lubiłem czuć ból i go zadawać.
Tak pochłonęły mnie przemyślenia, że nawet nie zauważyłem jak wskazówki zegara błyskawicznie przesuwają się po tarczy i sygnalizują już nadchodzące spotkanie. Wróciłem do pracy i zasiadłem przed laptopem — szukając nowych i niewykorzystanych należycie inwestycji. Minutę przed dwunastą drzwi od gabinetu gwałtownie się otworzyły i do środka wpadła młoda i z pozoru mało urodziwa dziewczyna. Roztrzepane włosy, niemodne ubrania. Już miałem zamiar odezwać się, gdy zaczęła pierwsza:
— Bardzo dziękuję za szansę. Nie spodziewałam się, że ktoś zechce mnie przyjąć na tak odpowiedzialne stanowisko, zważywszy na mój wiek. — Wyciągnęła w moją stronę dłoń, ja natomiast wskazałem na miejsce, które chciałem, by zajęła.
— Rozumiem, że to ty od dzisiaj będziesz dla mnie pracowała. Ciekawe… Z twoich dokumentów wynika, że rozpoczęłaś niedawno studia i to na dwóch kierunkach. Jesteś aż tak uzdolniona czy zwyczajnie poszukujesz nadal swojej drogi? — Dostrzegłem, jak się zawstydza, jak co chwilę poprawia spódnicę.
— Ja… Po prostu lubię się uczyć i poszerzać doświadczenia.
Na tę ostatnią frazę moja dłoń powędrowała na guzik od koszuli.
— W jaki sposób poszerzasz to doświadczenie, o którym wspominasz? — Wstałem i przeszedłem przez pomieszczenie, by nalać wody do szklanki znajdującej się na barku.
— Panie Black, swego czasu bardzo dużo podróżowałam, poznając przy tym strukturę zagranicznych firm. Płynnie mówię po angielsku, niemiecku, rosyjsku i hiszpańsku. Rozumiem, że na pierwszy rzut oka mogę nie sprawiać wrażenia osoby o tak szerokich horyzontach, ale wygląd nie oddaje tego, co sobą faktycznie reprezentuję.
Stanąłem przed nią, by podać jej szklankę.
— Proszę się napić, od tej wypowiedzi na pewno zaschło pani w gardle.
— Czy mogę o coś pana zapytać?
— Pytaj.
— Właściwie to dlaczego ja otrzymałam tę posadę? Przecież niczym szczególnym się nie wyróżniam.
— Między innymi właśnie dlatego, Eleno. Ale nie wdając się w szczegóły, sądzę, że nadasz się na to stanowisko.
— Trudno mi to pojąć, pracują tutaj same piękne kobiety.
Uśmiechnąłem się.
— Jak piękne, tak i zepsute. Dążące do określonego celu za wszelką cenę, a ty mi na taką nie wyglądasz. Zresztą, kanony piękna dla każdego oznaczają coś innego. Twój umysł oraz świeżość przydadzą się podczas negocjacji i wyjazdów służbowych.
— Wyjazdów służbowych?
— Tak. Czy to jakiś problem?
— Nie, oczywiście, że nie. W takim razie od kiedy zaczynam?
— Właściwie to zaczęłaś jakieś trzydzieści minut temu. — Wstając, jako pierwszy wyciągnąłem do niej dłoń. — Witam na pokładzie, mam nadzieję, że nadążysz za moim trybem pracy i życia.
— Panie Black?
— Słucham.
— Nie wydaje się pan taki, jakim pana opisują.
— W każdej plotce tkwi ziarenko prawdy, jeśli nie pełne ziarno, pamiętaj o tym. A teraz niech Olivia cię oprowadzi. Jak skończycie, przyjdź do mojego biura.
Wstała i skinęła posłusznie głową, po czym wykonała polecenie. Ja natomiast włożyłem dłonie do kieszeni i przez chwilę przypatrywałem się drzwiom, za którymi zniknęła. Dostrzegłem w niej zarówno potencjał zawodowy, jak i… Liam, przestań fantazjować, i w końcu weź się do pracy!
Pogrzebałem w kieszeni spodni, wyciągając po chwili telefon, na którym widniała jedna nieprzeczytana wiadomość. To od matki… Kiedy ta kobieta zrozumie, że nie zamierzam żyć według jej reguł? Nie jestem już dzieckiem, któremu można pogrozić palcem i postawić w kącie. Od dawna chodzę własnymi ścieżkami, co przynosi rezultaty w życiu zawodowym. Odpisałem jej pospiesznie, jak bardzo brakuje mi czasu na zobaczenie się z nią. Biorąc pod uwagę naszą skomplikowaną relację, naprawdę nie miałem ochoty na spotkanie. Jakimi słowami mógłbym ją opisać? Apodyktyczna, zgorzkniała, lubiąca stawiać na swoim. Choć w gruncie rzeczy jesteśmy do siebie podobni, to nigdy nie było nam ze sobą po drodze.
Rozejrzałem się po moim nowoczesnym, jasnym gabinecie i dostrzegłem na fotelu małą broszkę. Czyżby należącą do Eleny? Nie omieszkam zapytać, gdy się u mnie zjawi, a tymczasem pora, aby coś przekąsić i przygotować się do jutrzejszych spotkań.
Rozdział drugi
Cały czas odtwarzałem w pamięci spektakularne wejście Eleny do mojego gabinetu. To nawet zabawne, jak tak inteligentna istota może być aż tak niezdarna, a może zwyczajnie roztrzepana. To dziwne, jeśli wziąć pod uwagę jej zapał. Daję jej maksymalnie miesiąc i sama postanowi odejść z tego stanowiska. Jestem okropnie wymagającym i szowinistycznym szefem, dlatego też co rusz poszukuję nowej asystentki. Przez mój gabinet przetoczyła się naprawdę zadziwiająca liczba kobiet, ale żadna nie miała tego czegoś, czego oczekuję od pracownika. Łatwiej jest mi się ciągle żegnać niż pozostawać z kimś dłużej. Widocznie to nie tyczy się wyłącznie sfery osobistej. Ta młoda dziewczyna nie docenia swoich walorów, ukrytych pod tymi szmatami. Gdyby tylko troszkę jej pomóc, to z brzydkiego kaczątka przeistoczyłaby się w całkiem ponętnego łabędzia. Metr siedemdziesiąt wzrostu, te piwne rozbiegane oczka i czarna czupryna zrobiły na mnie wrażenie. Jej gesty świadczyły o zawstydzeniu i skrępowaniu, a mimo to potrafiła sprawnie się wypowiedzieć, nie odrywając swojego wzroku od rozmówcy. Czyżbym natrafił na nieoszlifowany diament?
Zajadałem sałatkę z kurczakiem i nawet nie spostrzegłem, gdy do mojego stolika dosiadła się kobieta, którą nazywam matką.
— Naprawdę? Nie dasz nawet spokojnie zjeść swojemu jedynemu synowi? — burknąłem.
— Podobno jesteś bardzo zajęty w ostatnim czasie, więc postanowiłam osobiście złożyć ci wizytę. — Odsunąłem talerz i spojrzałem na nią.
— To prawda. W firmie mamy teraz bardzo gorący okres i sam muszę wszystkiego doglądać. Co cię zatem sprowadza?
— A ty znowu jesteś poobijany? Liam, spójrz tylko, jak wygląda twoja twarz. Dobrze, że chociaż te paskudne tatuaże zakrywasz koszulami.
— Chyba nie spotkałaś się ze mną, by prawić mi swoje kazania? Moje życie to wyłącznie moja sprawa.
— Mylisz się, nie twoja. Kiedy się ustatkujesz? Kupisz posiadłość? Spłodzisz dziecko? To już najwyższa pora, zresztą przestałyby się ciebie trzymać te głupoty, które fundujesz rodzinie.
— Dla was głupoty, dla mnie odskocznia od szarej rzeczywistości.
— To trwa już zbyt długo. Kiedy ostatnio byłeś na terapii?
— Przestań. Jeśli spotkałaś się ze mną po to, by tylko mnie rozjuszyć, to wiedz, że ci się to udało. Czy nie możesz zająć się swoim nowym mężem i jego dziećmi? Przestań organizować mi życie! — Kiedy wstawałem, w przypływie złości zrzuciłem talerz.
— Nie da się z tobą normalnie rozmawiać. Każdy temat wywołuje w tobie napady złości, właśnie tak jak teraz.
— Dziękuję ci bardzo za ten spokojny obiad, a teraz wybacz, wracam do pracy. — Rzuciłem banknoty na stół i odszedłem, tym samym pozostawiając moją matkę samą. Dobrze wiedziała, jakie piętno na mnie odcisnęły wydarzenia sprzed lat, a jednak na każdym kroku powracała do tematu zakładania rodziny. Moja matka zamiast być wsparciem, bywa zwyczajnie przekleństwem. Z perspektywy czasu nie dziwię się ojcu, że ją zostawił po kilku latach małżeństwa.
Wzburzony, wsiadłem do samochodu i odjechałem z piskiem, jak gdyby od tego miało zależeć moje życie. I w pewien sposób tak właśnie było. Chciałem podążać swoją drogą, nie czuć palącego oddechu mojej matki na swojej skórze. Stwierdzenie, że z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciach, zdecydowanie jest trafne. Moja rodzina to banda hipokrytów, oddzielonych grubą pancerną szybą od zwykłego, a zarazem jakże prawdziwego życia.
Mknąłem tak przed siebie, nawet nie zauważając, kiedy znalazłem się na wiacie do podziemnego parkingu. Wiedziałem, że o tej porze nikogo nie będzie, więc przyspieszyłem, gdy wjeżdżałem. Dopiero po chwili zauważyłem stojącą na środku postać. Owa osoba była odwrócona tyłem, zacząłem więc gwałtownie hamować, trąbiąc, by zeszła z drogi. Kobieta odskoczyła w ostatnim momencie i upadła. Ja natomiast w końcu zatrzymałem pojazd. Po chwili wyskoczyłem z jego wnętrza jak oparzony i odezwałem się:
— Co ty sobie, do cholery, myślałaś, stojąc na środku?! Mogłem cię potrącić! — Podszedłem bliżej i rozpoznałem w owej postaci moją asystentkę. — Elena? — Pospiesznie pomogłem jej się podnieść. Nagle złość przerodziła się w poczucie odpowiedzialności za spowodowanie zagrożenia. A może nie za spowodowanie zagrożenia, a za tę młodą istotę?
— Przysięgam, nie widziałam, że pan nadjeżdża.
— Co ci strzeliło do głowy, aby tutaj stanąć? Nic sobie nie złamałaś? — Nie czekałem na jej reakcję, tylko zacząłem sprawdzać, czy jest cała.
— Chyba nie, to tylko parę stłuczeń.
— To dobrze, cieszy mnie to, że jesteś cała. Co ty tutaj w ogóle robiłaś?
— Przyszłam do auta po telefon, bo obiecałam mamie, że zadzwonię do brata, żeby upewnić się, że nie spalił domu.
— Czy zdajesz sobie sprawę, że telefon mógł przyczynić się do twojej śmierci? Nie mogłaś zejść na bok?
— Właśnie do niego telefonowałam… Gdzie on jest? Miałam go w dłoni. — Rozejrzałem się i spostrzegłem, że odłamki znajdują się pod kołem samochodu.
— Mogłaś tutaj zginąć, a ty martwisz się o telefon?
— Przepraszam, drogi panie, ale nie każdy jest milionerem. Na wszystko muszę ciężko zapracować. — Poczułem, jak mój puls przyśpiesza, a pięść zaciska. Wziąłem głęboki wdech i po chwili powiedziałem:
— Chodź. Zadzwonisz do nich z mojego biura. — Podałem jej przedramię, by się o mnie oparła.
— Poradzę sobie — odpowiedziała. Ruszyła, lekko kuśtykając. Odnosiłem wrażenie, że obarcza mnie odpowiedzialnością za stratę urządzenia. Podążałem za nią do windy nie potrafiąc się powstrzymać, by nie spojrzeć na jej pośladki, ukryte pod szarą spódnicą. Moi znajomi preferują szczupłe, wysportowane kobiety, ja natomiast cenię sobie przede wszystkim naturalność i wrodzony seksapil, który wcale nie objawia się eksponowaniem biustu czy innych części ciała. Jestem wybredny i mam swoje upodobania, co niektórych zadziwia i zastanawia. Dla mnie piękno definiuje naturalność. W dzisiejszych czasach liczą się wyłącznie wyścig za sukcesem, pogoń za pieniądzem czy upiększanie przy pomocy zabiegów chirurgii plastycznej. Nie mówię, że to złe, ale nadmiar przynosi skutek zupełnie odwrotny do zamierzonego.
Skupiając się tak na swoich przemyśleniach, nie słyszałem, co mówi dziewczyna.
— Wsiada pan?
— Tak, tak. — Stanąłem obok niej po tym, jak przyłożyłem palec do panelu z numeracją. — Pamiętasz, na którym poziomie znajduje się mój gabinet?
— Oczywiście. Ostatnie piętro należy wyłącznie do pana.
— Zatem będziesz musiała znieść moją bliskość i spędzić ze mną w tym ciasnym pomieszczeniu jeszcze kilka chwil. Dlatego pobladłaś?
— Nie, oczywiście, że nie. Po prostu nie lubię małych, dusznych przestrzeni.
— Boisz się? — zapytałem. Próbując zachować powagę.
— Tyle się teraz słyszy o tragediach w windach. Zdecydowanie wybrałabym schody, gdyby nie to, że biuro znajduje się na dwudziestym piętrze.
Odchrząknąłem, by ukryć rozbawienie. Wiedziałem, że za mną znajduje się bezpiecznik zatrzymujący windę, dlatego bez namysłu nacisnąłem go. Zatrzymując tym samym wagonik.
— O matko! Co się stało? A nie mówiłam? Teraz fatum pozbawi mnie życia! — Widziałem przerażenie wypisane w jej oczach. — Umrę, umrę tutaj, w tej ciasnej puszcze, nie pożegnawszy się z najbliższymi!
— Spokojnie. Nic takiego nie wydarzy się, daję ci moje słowo.
— Skąd ta pewność? A jak się urwie i spadniemy? — zapytała, odpinając guzik od koszuli.
— Eleno, naoglądałaś się zdecydowanie za dużo filmów. No już, uspokój się. — Przytuliłem ją, zastanawiając się nad tym, czemu właściwie zatrzymałem tę windę? Nie chciałem wywołać u niej takiego przerażenia, więc co mną kierowało? Czyżby chęć przebywania z nią sam na sam w tak małej odległości? Kwiatowy zapach jej włosów oszałamiał mnie, sugerując, że już kiedyś gdzieś go czułem. Jednak nie potrafiłem przypomnieć sobie gdzie. Nie wiedziałem czemu ta obca mi osoba rozbudzała we mnie najdziksze żądze. Nagle usłyszeliśmy głos.
Cholera… — pomyślałem.
— Panie Black… Nie chcę przeszkadzać, ale my wszystko widzimy… — Usłyszałem głos Davida z ochrony. Czy mógłby prezes nacisnąć przełącznik bezpiecznika, który — jak sądzę — przypadkowo szef wyłączył?
— Tak, Davidzie, mógłbym… — Elena odsunęła się ode mnie, patrząc na mnie z niedowierzaniem.
— Tego się po panu nie spodziewałam. Wykorzystał pan moją niewiedzę i strach, tylko po co?
Myśl, Liam, myśl…
— Eleno, nie wyciągaj pochopnych wniosków z tej sytuacji. Testowałem cię. Będą jeszcze z ciebie ludzie! — Poklepałem ją po ramionach, zanim drzwi windy rozsunęły się, a ona pospiesznie wyszła.
Rozdział trzeci
Szedłem za nią, jak gdyby to ona była tutaj szefem, a ja zwykłym asystentem. Nie odezwałem się słowem, by nie dolewać oliwy do ognia. Ominąłem moją sekretarkę i wydałem polecenie, by nikt mnie teraz nie niepokoił. Kobieta skinęła głową, bo zapewne przyjęła to do wiadomości, po czym wszedłem za Eleną do gabinetu. Zdążyłem zamknąć drzwi, gdy uniesionym głosem do mnie przemówiła.
— Może i jesteś moim przełożonym, ale nie pozwolę tak siebie traktować. To, że jestem młoda, nie oznacza, że możesz ze mną pogrywać. Zależy mi na tej posadzie, ale są pewne granice, których szefostwo nie powinno przekraczać. — Patrzyła na mnie tymi dużymi piwnymi oczami, a ja dostrzegałem, jak jej źrenice rozszerzają się przy każdym kolejnym słowie.
— Proszę, proszę, właśnie o to mi chodziło! Abyś pokazała prawdziwą siebie i wykrzesała więcej życia. Poza tym, miło mi, że bez owijania w bawełnę przeszliśmy w tak ekspresowym tempie do mówienia sobie na ty. — Zauważyłem, jak to, co powiedziałem, zmieszało ją, a jej poliki poczerwieniały.
— E… nie powinnam była zareagować tak gwałtownie, proszę o wybaczenie.
— Ależ ja się wcale nie gniewam. Wręcz mam wrażenie, że odżywam, obserwując, jak pięknie się złościsz.
— Panie Black… To takie niestosowne i nieprofesjonalne…
Kąciki moich ust drgnęły. Gdyby tylko wiedziała, jaki potrafię być niestosowny… — pomyślałem.
— Czemu aż tak kurczowo próbujesz się trzymać tych swoich żelaznych zasad? Nigdy nie zrobiłaś niczego, co wykraczałoby poza twoje granice bezpieczeństwa, prawda?
Przełknęła ślinę.
— Zasady, panie Black, są po to, by ich przestrzegać — odpowiedziała dosłownie na jednym wdechu. Rozsiadłem się za biurkiem na fotelu.
— Tak ci się wydaje, ponieważ nie zaznałaś jeszcze szaleństwa w swoim jakże poukładanym młodym życiu. Dla mnie zasady poza sferą zawodową nie mają większego znaczenia, panno White.
— Jestem pana asystentką… Nie powinniśmy rozmawiać ze sobą w taki sposób.
— Przeraża cię myśl, że wychodzisz poza strefę komfortu? Że ktoś mógłby zmienić twój punkt widzenia?
Usiadła w końcu na krześle naprzeciw mnie, próbując zachować rozwagę.
— Czego tak naprawdę pan ode mnie chce?
— Chcę zwyczajnie poznać moją nową prawą rękę. Nasza współpraca nie musi ograniczać się jedynie do poleceń służbowych, Eleno.
— Co mam przez to rozumieć? — odpowiedziała, oparłszy dłonie o mebel.
— Co tylko zechcesz.
Gwałtownie wstała i skierowała kroki w stronę drzwi.
— Jeszcze nie skończyliśmy… — Podniosłem się.
— Skończyliśmy, panie Black. Jest pan moim szefem, a ja — pracownicą, i tylko taka relacja mnie interesuje. Zatem zrobię panu kawę i wracam do pracy. Nie mam czasu na pogaduszki.
— A rodzeństwo? Miałaś zadzwonić. — Podniosłem słuchawkę, ale wyciągnęła dłoń w geście protestu.
— Dziękuję za troskę, ale wolę zatelefonować od Olivii.
— Dobrze, zatem pośpiesz się, to omówimy zakres twoich obowiązków. — Odłożyłem aparat na miejsce. Gdy uniosłem głowę, jej już nie było.
Krew w moich żyłach pulsowała na myśl o tym, co mógłbym z nią robić na tym biurku, w tym gabinecie i poza nim. Nie przypominała kobiet, z którymi miałem do tej pory do czynienia. Kruchość, prostolinijność i brak doświadczenia emanowały od niej. Za cel obrałem sobie, by ją poznać, choć momentami wydawała się taka znajoma. Może przystanie na ofertę, którą dla niej przygotowałem z chwilą rozpatrzenia jej kandydatury?
Spojrzałem na obraz wiszący na ścianie. Dziś mijają dwa lata od wydarzeń, które zmieniły moje bawidamkowe podejście. Możliwe, że gdyby nie trauma, która zmieniła mój punkt widzenia, to nadal bym lądował w aresztach i prowadził całkowicie nieodpowiedzialny tryb życia. Tamte wspomnienia miażdżą mnie każdej nocy, gdy tylko zamykam oczy. Z jednych skrajności popadłem w następne. Nie radziłem sobie ze sobą i z agresją, więc przez moment uczęszczałem nawet na terapię, która nie przynosiła większych rezultatów. Poczucie winy od początku okazało się silniejsze od jakichkolwiek tłumaczeń. Już zawsze będę podążał ścieżką wydeptaną przez potępieńców w ciemności. Dzisiejszego wieczora wyrzucę z siebie napływ negatywnych emocji, złości, bólu. To na moment przyniesie zapomnienie, którego od tak dawna poszukuję. Stałem się potworem — a może od zawsze nim byłem? To brzemię pozostanie ze mną do końca moich dni. Często kilka chwil zaważa na całym dalszym życiu, i tak też jest z moim. Z jednej strony dorosłem, zacząłem bardziej skupiać się na pracy… W końcu tego się ode mnie oczekuje. Za tydzień moje trzydzieste trzecie urodziny. Urodziny — słowo, które w moim przypadku wcale nie oznacza ponownego odrodzenia. Nie świętuję ich w gronie przyjaciół, odkąd jestem sam. Mówi się, że tak łatwo żyć. Żyłem na całego, nie przejmowałem się konsekwencjami. Po części nadal na nie zważam. Ale co zrobić, gdy — nieżywy — próbujesz nabrać powietrza i odetchnąć? Za dnia jestem szanowanym członkiem zarządu, człowiekiem czynu, inwestorem, lecz nocą…
Nocą — mroczną istotą pozwalającą na to, by zaliczać upadek na deski i resztkami sił opuszczać klatkę. Może liczyłem na to, że w końcu za którymś razem mój żywot zakończy potężny nokaut?
Gdy usłyszałem krzyki dobiegające zza drzwi, przeszedłem przez pomieszczenie, by zobaczyć, co się dzieje.
— Muszę się z nim zobaczyć! Wejdę tam, bez względu na to, co powiedziałaś!
— Proszę się uspokoić! Inaczej będę zmuszona wezwać ochronę. — Otworzyłem drzwi, dostrzegłem moją sekretarkę oraz rozjuszoną, znajomą mi już osobę.
— Wszystko w porządku, Olivio. Ta pani może wejść. — Kobieta bez chwili namysłu wdarła się do środka. — Czego chcesz? — zapytałem.
— Tego, co zawsze. W innym wypadku nie zostawię na tobie suchej nitki w każdym możliwym punkcie informacyjnym. Cały świat dowie się prawdy o wielkim Liamie Blacku!
— Umówiliśmy się na coś, pamiętasz? Wtedy miał być ostatni raz…
— Chyba żartujesz! Tak szybko się ode mnie nie uwolnisz — odpowiedziała i siadła na sofie.
— Kiedy zamierzasz z tym skończyć?
— Nie wiem. Jesteś moją kurą znoszącą złote jajka. Za milczenie trzeba srogo płacić.
— Nie dam się w nieskończoność szantażować.
— Twój wybór. Wtedy nagrania magicznym sposobem wypłyną.
— No dobra. Ile tym razem?
— Pięćdziesiąt tysięcy. Numer konta znasz.
— Znam. Obiecałaś, że zniszczysz nagrania, a ty cały czas pogrywasz w te swoje gierki.
— Chyba nie sądziłeś, że mówiłam poważnie. Mam cię w garści od dawna. Nie zamierzam pozbyć się mojej karty przetargowej. Wieczorem chce widzieć pieniądze. Zresztą, co to dla ciebie taka suma, jak co minutę zarabiasz miliony.
— Mów ciszej. Za chwilę zlecę przelew, a teraz już idź.
— I to mi się podoba. Miło się z tobą robi interesy. — Wzięła torebkę i pospiesznie opuściła biuro, a ja w przypływie furii podniosłem szklany stolik i cisnąłem nim o ścianę. Tak dłużej nie mogło być.
Nie dam więcej się zastraszać! To musi się skończyć — pomyślałem.
Rozdział czwarty
Nie potrafiąc uspokoić nerwów, postanowiłem przemyć twarz zimną wodą. Podszedłem do przesuwnych drzwi znajdujących się w moim gabinecie, by znaleźć się w małej, lecz przytulnie urządzonej łazience. Moje biuro posiadało jeszcze jedno sekretne pomieszczenie, jednak od dawna do niego nie zaglądałem. Klaśnięcie w dłonie sprawiło, że światło nade mną zapaliło się, a ja przeszedłem obok ekskluzywnego prysznica i po chwili stanąłem przed umywalką, nad którą wisiało lustro. To, co w nim dostrzegałem, od dawna mi się nie podobało. Potwór uśpiony w seksownym ciele. Czarne włosy, piwne oczy, zarost, który pokrywał większość mojej twarzy od ponad dwóch lat. Już nie pamiętam, jak wyglądałem bez niego. Podwinąłem rękawy mojej śnieżnobiałej, idealnie dopasowanej koszuli, pod którą ukrywałem niezliczoną ilość tatuaży. Ręce, plecy oraz umięśniony tors zdobiły malunki, przypominające mi o moim mrocznym ja. Rozpiąłem koszulę, by skierować wzrok na jeden z nich, który wzbudzał tyle moich emocji, wspomnień. Przejechałem palcami po miejscu, gdzie niegdyś znajdowało się moje serce, lecz dziś był jedynie skrzętnie skrywany napis po arabsku, który oznaczał w wolnym tłumaczeniu „Zabierz tę miłość”. Nadal nie pamiętam dobrze tamtej nocy… Jedynie krótkie przebłyski rozjaśniały mój umysł. Nie wiem, czy byłem tak naćpany, czy zwyczajnie wyprany z emocji, że tamte chwile wyparłem z pamięci. Rodzina, która od dawien dawna tuszowała moje wybryki, nie wiedziała, co ma zrobić. A ja… zwyczajnie, jak tchórz, chciałem ze sobą skończyć…
Przemyłem dłońmi twarz, a kropelki wody beznamiętnie po niej spływały. Nie wytarłem jej, nim wyszedłem z pomieszczenia i dostrzegłem przestraszoną twarz Eleny.
— Co…? Co się tutaj stało? — wyszeptała.
— Małe porządki. Ten stolik nie pasował do reszty mebli, więc postanowiłem się go pozbyć. — Widziałem w jej oczach niedowierzanie, jednak nie ciągnęła tematu.
— Panie Black… Czy mogę wyjść dzisiaj wcześniej? Mój brat… on nie może dzisiaj być sam. — Uniosłem głowę, zaciekawiony. — Nie, nie, to nie to, co pan myśli, po prostu ma dzisiaj swój pierwszy mecz, a mama nie da rady wcześniej wyjść z pracy.
— A ty jako zmienniczka rodzica chcesz mu towarzyszyć.
— Po prostu wiem, jakie to dla niego ważne. I dla mnie.
Zacząłem się zastanawiać, po czym zapytałem:
— A co powiedziałabyś na towarzystwo?
— Słucham? — Przekręciła oczami.
— Zgodzę się pod warunkiem, że pozwolisz mi sobie towarzyszyć. W międzyczasie omówimy twój zakres obowiązków oraz jutrzejsze nadgodziny.
— Nadgodziny?
— Tak. Pomożesz mi przygotować prezentację. Pojutrze wylatujemy do Rosji.
— Panie Black, ale ja nie mogę. Studia, obowiązki domowe…
— Dwa dni nieobecności nie spowodują utraty stypendia, a naprawdę będę cię tam potrzebował.
— Skąd pan wie, że mam stypendium?
— W końcu moja firma udziela się na wielu płaszczyznach, a z tego, co wspominała mi Olivia, to właśnie my je finansujemy.
— Od jak dawna pan o tym wie? Że to szef sponsoruje moje stypendium?
— Od momentu poinformowania cię przez sekretarkę o tej posadzie.
— Czyli to, że otrzymałam tę pracę, to nie przypadek?
— Oczywiście, że nie. Ale to nie znaczy, że umniejsza to w jakikolwiek sposób twoim umiejętnościom. Zostałaś wybrana, ponieważ najlepiej sobie radzisz.
— Nie wiem, co mam powiedzieć. Czy powinnam się cieszyć, czy może złościć?
— Eleno, rozłóż skrzydła i pokaż, na co cię stać. Kiedy cię zatrudniałem, zdawałem sobie sprawę z wielu rzeczy, którym możesz nie podołać, ale wierzę w ciebie i wiem, że będziesz ciężko pracowała, by udowodnić, że jesteś najlepszym wyborem.
— Najlepszy wybór. Brzmi to tak obcesowo.
— Wracając do tematu, to jak? Przystajesz na moją propozycję?
— A czy mam jakiś wybór?
— Jeśli chcesz się pojawić na tym meczu, to nie.
Zacząłem zapinać moją rozpiętą koszulę, dostrzegając jak jej wzrok — według niej dyskretnie — przesuwa się po moim torsie.
— Yyy… skoro nie pozostawia mi pan żadnej innej możliwości… Cóż, zatem muszę się zgodzić.
— Ha! Świetnie! Od dawna nie byłem na meczu. Sądzę, że będziemy się razem cudowanie bawić — odpowiedziałem, podekscytowany tym, że tak szybko będę miał okazję poznać cząstkę jej osobistego życia, które próbowała tak skrzętnie skrywać.
— W takim razie pójdę po swoje rzeczy, panie Black — odparła.
— Idź. Ja muszę jeszcze coś zrobić i za dosłownie minutę widzimy się przy windzie. — Skinęła głową, po czym wyszła, a ja odprowadziłem ją wzrokiem i zasiadłem przed pulpitem. Nie wiem jeszcze co zrobić z tą przeklętą szantażystką, ale jedno jest pewne. Muszę z tym skończyć. Powinienem porozmawiać o tym z matką, może ona znajdzie najlepsze wyjście z tej sytuacji. Zresztą to był ich pomysł, aby zatuszować całą tę historię. Ja chciałem — pierwszy raz w życiu — postąpić jak należy i oddać się w ręce wymiaru sprawiedliwości. Zalogowałem się do systemu bankowego, do swojego prywatnego konta i po wpisaniu w lupkę historii słowa kluczowego odnalazłem dane kobiety, która trzymała niezbity dowód mojej winy. Kopie nagrania otrzymałem od niej zaledwie tydzień po tamtych wydarzeniach, i tak bez ustanku raz na dwa miesiące wykonuję na jej konto przelew. Po chwili nacisnąłem słowo „zrealizuj transakcję” i… wylogowałem się. Życie z tym, czego dokonałem, jest zapewne o wiele gorsze niż pokuta za kratami. Teraz to wiem. Teraz to rozumiem.
Wstałem, chwyciłem portfel, kluczyki i marynarkę, po czym skierowałem kroki w stronę drzwi, za którymi mogłem chociaż na chwilę zapomnieć i pomóc komuś w potrzebie.
Rozdział piąty
— Olivio, dzisiaj już nie wrócę do biura. — Poinformowałem sekretarkę, gdy pospiesznie podchodziłem do windy. — To co, Eleno? Gotowa na ogrom wrażeń przy kibicowaniu?
— Ja na pewno będę się dobrze bawiła, ale czy szef? Nie jestem tego taka pewna.
— Przekonajmy się. — Puściłem do niej oko i spojrzałem na zegarek w oczekiwaniu na przyjazd windy.
— Panie Black, naprawdę nie musi pan… — powiedziała ściszonym głosem, wcześniej spojrzawszy na Olivię, siedzącą nieopodal.
— Fakt, ja nic nie muszę, ale chcę i mogę. Nie bój się, nie przyniosę ci wstydu. Czasem naprawdę potrafię się zachować. — Uśmiechnąłem się, pozwalając by weszła pierwsza.
— Znowu ta przeklęta puszka. — Przełknęła ślinę, a ja stanąłem obok niej.
— No już, weź głęboki wdech i wydech. Zjazd zajmie dosłownie chwilę. Mów do mnie.
— Co mam mówić?
— Co chcesz. Może opowiedz mi o swoich pasjach?
— Interesuje to pana?
— Owszem, mamy całkiem rozbudowany pakiet dla pracowników. Zatem?
— Cóż… swego czasu interesowałam się jazdą konną, jednak gdy zostaliśmy tylko z mamą, musiałam zrezygnować. Były ważniejsze wydatki niż moje hobby.
— Smutne.
— To nic. Zamieniłam jedną pasję w drugą. Teraz każdą wolną chwilę poświęcam na pisanie.
— Pisanie? Chyba nie do końca rozumiem.
— Chciałabym kiedyś wydać swoją powieść. Jestem w trakcie jej pisania, ale jakoś brakuje mi odwagi, by po ukończeniu porozsyłać tekst do wydawnictw.
Dostrzegłem błysk w jej oku, gdy o tym mówiła. Zaimponowało mi to.
— Wstydzisz się?
— Nie, to nie to. Po prostu chyba obawiam się, że ją odrzucą albo nie spodoba się czytelnikom.
— Myślisz, że ja swoją pozycję zbudowałem tylko na pochlebstwach innych? Konstruktywna krytyka jest pouczająca, jednak trzeba wystrzegać się pustych hejtów, nic niewnoszących.
— Chyba nie jestem na to wszystko gotowa. Jestem za wrażliwa, a słowa potrafią naprawdę głęboko ranić.
— Pamiętaj, że ci, co ranią słowem, przeważnie sami nic nie osiągnęli bądź zwyczajnie zazdroszczą. Świat jest piękny, ale to ludzie go niszczą.
— Mówi to pan tak, jakby sam tego doświadczył.
— Troszeczkę już żyję na tym świecie, Eleno. A ty… Ty dopiero wkraczasz w ten świat.
— Bez przesady, nie jest szef taki stary. — Dopiero po chwili zagryzła wargi, zapewne dlatego, że pojęła, że powiedziała to na głos. Aby rozładować napięcie, odpowiedziałem:
— No, jeszcze nie umieram. Zawsze mogło być gorzej. — Stanie tak blisko tej młodej istoty budziło dawno temu zapomniane uczucia. Uczucia, które były zarezerwowane tylko dla jednej kobiety w moim życiu.
— Nie sądziłam, że mój pracodawca okaże się tak równym gościem. Potrafi pan sam z siebie żartować, to duża zaleta.
Drzwi windy otworzyły się, a my wyszliśmy na podziemny parking, który tak niedawno opuszczaliśmy w zupełnie innych okolicznościach. Nie wiedzieć czemu odczuwałem potrzebę przebywania w jej towarzystwie, chronienia jej. Czy można być bardziej popapranym ode mnie? Przecież praktycznie jej nie znałem, ale pragnąłem poznać. Tak bardzo jej pragnąłem, ale przysiągłem sobie dawno temu, że nigdy więcej nie zmuszę żadnej kobiety…
Na parkingu, tak jak oczekiwałem, nie było żywego ducha oprócz nas. Szliśmy w miejsce, w którym tak niedawno prawie ją potrąciłem. Moje auto znajdowało się w tym samym położeniu co ostatnio, nawet nikt specjalnie nie zainteresował się tym, że zwyczajnie zastawia przejazd.
— Wsiadaj — odparłem. Dziewczyna bez oporu zajęła miejsce po stronie pasażera, a ja zamknąłem drzwi za nią, spoglądając na resztki jej telefonu znajdującego się pod moim kołem. Wiedziałem, że zapewne jej rodzinie nie przelewa się, dlatego postanowiłem, że zrobię jej wieczorem mały prezent, a właściwie to przeprosiny za to, że zmiażdżyłem jej własność i naraziłem na stres i straty. Szybko zająłem miejsce za kierownicą, po czym zapiąłem pas bezpieczeństwa. Kobieta zrobiła to samo.
— Dziękuję.
— Za co? — odpowiedziałem, zdziwiony.
— Za to, tam, w windzie. Rzeczywiście to, że rozmawialiśmy, odciągnęło moją uwagę.
— Nie ma za co dziękować. Skoro przerażają cię windy, to musieliśmy coś na to poradzić. — Kąciki moich ust lekko drgnęły, a ja odpaliłem samochód. Pomału odjeżdżaliśmy. Starałem się skupić na jeździe, próbując na nią nie zerkać. Jednak przychodziło mi to z dużym trudem. Wiedziałem bardzo dobrze, że peszy ją moja obecność, ale zachowywała spokój. Moja biała perła wyjechała na miasto, a ja w końcu zapytałem:
— W które miejsce mam się udać? Nawiguj mnie.
— Szkoła podstawowa numer dwa.
— To ta publiczna na obrzeżach miasta, tak?
— Dokładnie. Skąd pan wie? — zapytała, zdziwiona.
— Nie zawsze, Eleno, byłem przyzwoitym facetem. Wiele widziałem i w wielu miejscach bywałem.
— Aż trudno mi uwierzyć w to wszystko, co szef opowiada.
— Czy mogę mieć do ciebie prośbę?
— Wszystko zależy od tego, jaka ona będzie.
— Poza miejscem pracy, gdy jesteśmy sami, zwracaj się do mnie po imieniu, a nie szef, pan… W końcu będziemy współpracować ze sobą dość blisko.
— Panie Black, nie wiem, czy to wypada. — Spojrzałem na nią karcąco. — No dobrze, niech panu… tobie… będzie.
Ugięła się pod presją — pomyślałem.
— I prawidłowo. Takiej postawy od ciebie oczekuję.
— Mogę o coś zapytać?
— Naturalnie. Słucham.
— Masz tyle tatuaży… czy to boli?
— Noszenie ich? Ani trochę, ale zapewne chodzi ci o sam moment robienia. Nie, nie boli. Mnie przynajmniej nie bolało. A ty?
— Co ja?
— Masz jakieś?
— Nie, ale bardzo bym chciała. Tylko nie wiem, czy wytrzymam ból.
— Wszystko jest tutaj, Eleno. W twojej głowie. Bólu doświadczasz wtedy, gdy cię paraliżuje sama myśl o nim.
— Bardzo możliwe.
— Eleno, wrócę do obowiązków. Bądź w biurze jutro na dziewiątą. Zaczniemy przygotowywać tę nieszczęsną prezentację, ale na pewno będziemy musieli zostać do późnych godzin. Dostaniesz firmowy tablet. Nie mogę uwierzyć, że wszystko notujesz w papierowym kalendarzu.
— Jestem tradycjonalistką. Lubię czuć zapach kartek.
— Gdzie ty się chowałaś… — dopowiedziałem, pewien, że mnie nie słyszy.
— Ja nadal tutaj jestem i wszystko słyszę.
— Dobrze, dobrze. Nic już nie mówię. A skąd pochodzą twoi rodzice?
— Cóż, wolałabym nie rozmawiać… ale dobrze. Ojciec jest Szkotem… i wcześniej to właśnie w jego mieście się wychowywałam. Moja mama jest Polką, ale odkąd się urodziliśmy, nigdy nie powróciła do ojczyzny.
— Ciekawe pochodzenie. To co skłoniło was do zamieszkania w Londynie?
— Przepraszam, ale nie chcę o tym rozmawiać.
Zobaczyłem, jak jej policzki rumienią się, a dłonie zaciskają w pięści.
— W porządku. Nie musisz odpowiadać. Może kiedyś sama zechcesz…
— Nie zechcę.
Widziałem w jej spojrzeniu coś, czego nie potrafiłem odczytać. Czy to był ból? Gniew? A może zupełnie coś innego? Sam nie wiedziałem. Jedno było dla mnie pewne — nie mieli łatwego życia, bez względu na to, gdzie przebywali. Ja wychowałem się tutaj, w stolicy Anglii. I choć różnie teraz bywa między mną a matką, to dzieciństwo miałem udane. Często opowiadała mi legendę o królu Luda i niejasności pochodzenia nazwy tego miasta. Jednak to już tylko wspomnienia, bo dziś jest zupełnie inną matką, a ja — synem.
Rozdział szósty
Nie chciałem jej przymuszać do rozmowy, więc nie ciągnąłem tematu. Ta podróż upłynęła nam w milczeniu, jedynie co jakiś czas zerkałem na moją towarzyszkę. Zastanawiałem się, co takiego wydarzyło się w jej życiu, że wzbudzało w niej aż takie emocje. Dobrze wiedziałem, że przecież każdy ma jakąś przeszłość, której się wstydził, i o której chciałby zapomnieć.
Po kilkudziesięciu minutach zatrzymałem pojazd na parkingu sporych rozmiarów, ciągnącym się przed budynkiem pomalowanym na biało. Spojrzałem na Elenę, która szarpała się z pasem, by go odpiąć swoimi drobnymi rączkami.
— Spokojnie, daj, pomogę. Czym się aż tak denerwujesz? — zapytałem, gdy pomagałem jej go odpiąć. Moje szorstkie koniuszki palców musnęły jej delikatną skórę. Bez chwili namysłu cofnęła dłoń.
— Tym wszystkim. To dziwne, że idziesz ze mną na mecz mojego brata, praktycznie mnie nie znając. Co sobie ludzie pomyślą?
— Aż tak zależy ci na opinii innych?
— Może i zależy. Sama już nie wiem. Obiecaliśmy sobie, że przeniesiemy się tutaj, by zacząć nowe, lepsze życie.
— Eleno, popatrz na mnie. Bez względu na to, co tak bardzo wami wstrząsnęło, rozpoczęliście je. Musisz w to uwierzyć i pozwolić sobie na chwilę szczęścia.
— Łatwo ci mówić…
Gdyby tylko wiedziała, że wcale nie jest mi łatwo… — pomyślałem.
— Uspokój się i chodźmy. Jestem ciekaw, jaki będzie końcowy wynik, a ty nie?
Uśmiechnęła się do mnie lekko, po chwili dodając:
— No jak to jaki? Drużyna mojego brata zwycięży. Nie pozwólmy mu zatem czekać.
Otworzyła drzwi, by w pośpiechu opuścić wnętrze. Ja natomiast leniwie wyciągnąłem ze schowka okulary przeciwsłoneczne i również wysiadłem. Otoczenie wydawało się takie samo jak niegdyś, gdy spotykałem się z Kelly. Te zielone trawniki po bokach, na których przesiadywali w wolnych chwilach uczniowie, i sporych rozmiarów dziedziniec, prowadzący wprost do głównego holu, powodowały napływ wspomnień, o których nie chciałem pamiętać. Stałem tak i wpatrywałem się w schody, po których często schodziła, by radośnie skierować się w moją stronę. Dziś to już tylko widmo tamtych chwil. Jej już nie ma… I nigdy nie wyznam jej, jak żałuję, jak potrzebuję przebaczenia.
— Liam, słyszysz mnie? — Z zadumy wyrwały mnie słowa wypowiedziane przez moją asystentkę.
— Tak. Idziemy.
Przełknąłem ślinę, a ona nie spuszczając mnie z oka, zapytała:
— Dobrze się czujesz? Pobladłeś.
— Wszystko jest w jak najlepszym porządku. — Chwyciłem ją za rękę, i dopiero po chwili zorientowałem się, jak bardzo się zagalopowałem. Delikatnie wyswobodziła swą dłoń z mojego uścisku. Nie skomentowała tego, ruszając przed siebie. Każdy kolejny krok budził we mnie uczucia, które od lat byłem zmuszony trzymać głęboko w uśpieniu.
Dotarłszy do drzwi frontowych, odczułem ulgę. Już miałem się odezwać, gdy ktoś otworzył je gwałtownie i wpadł w ramiona Eleny.
— Przyjechałaś! Mama mówiła, że niestety nie da rady dotrzeć. Myślałem, że nikt się nie zjawi, a tymczasem jesteś tutaj!
— Też się cieszę, że cię widzę. Nie mogłabym tego przegapić. Zestresowany?
— Wcale. — Dopiero po chwili zauważył i mnie. — O, nie wiedziałem, siostra, że przyprowadzisz ze sobą chłopaka.
— Cześć, młody. Liam jestem. — Wyciągnąłem do niego dłoń, by się przywitać.
— Miło mi. Chris — odparł ciemnowłosy, wysoki chłopak.
— Nie opowiadaj głupot, to mój szef, a nie chłopak.
— To co z tego? Kto powiedział, że szef nie może być twoim chłopakiem?
— Opamiętaj się. — Szturchnęła go w ramię.
— Ej, za co to? Liam, kto ci nabił limo?
— Byłem niegrzeczny, więc oberwałem. A ty nie złość się, Eleno. Twój brat ma trochę racji. Czemu by nie?
— Oj, obaj przestańcie się ze mnie naśmiewać i chodźmy zająć miejsca. Mecz się zaraz zacznie.
Poklepałem młodego po ramieniu, po czym poszedłem za kobietą, dla której tutaj dzisiaj przyjechałem. Nawet nie przypuszczałem, że spotkanie z jej rodzeństwem okaże się tak pomocne. Musiałem przyznać, że od pierwszych chwil złapaliśmy wspólny język. Gdybym tylko miał ku temu okazję, to może nawet zostalibyśmy najlepszymi przyjaciółmi.
Weszliśmy na zatłoczoną salę. Parkiet sporych rozmiarów za chwilę miał zamienić się w arenę zaciętej walki pomiędzy dwoma rywalizującymi ze sobą grupami. Po boku część ławek, imitujących trybuny, było już zajętych. Cheerleaderki rozgrzewały się przed występem. Po drugiej stronie pomieszczenia zamieszczono emblematy szkół. Obserwowałem, jaka duża część z tych dzieciaków została już teraz zepsuta — dla chwili sławy dzieciaki były gotowe na naprawdę wiele. Dla większości z nich okres świetności zakończy się po ukończeniu podstawówki bądź liceum. Tylko nieliczna część będzie w stanie spełniać dalej swoje marzenia. Teraz dopiero rozumiem, jakie to niesprawiedliwe.
Przystanąłem na chwilę. Nabrałem powietrza w nozdrza i przymknąłem oczy. Wracałem do chwil, kiedy to ja jako kapitan walczyłem wraz z drużyną o puchar. Było to dawno temu, ale takiej adrenaliny nie można zapomnieć ani z niczym porównać. Te wiwaty, zapach sali i popularność. Tylko to miało znaczenie. Ze świata wspomnień wyrwał mnie krzyk Eleny. Otrząsnąłem się szybko i otworzyłem oczy, by udać się w jej stronę. Po chwili zająłem miejsce obok niej. Myślałem o tym, że dawniej nawet bym na nią nie spojrzał, dopiero od dwóch lat moje preferencje uległy zmianie. Myślę, że dobrze wiedziałem, czym było to spowodowane, ale nie chciałem tego przed sobą samym przyznać. Dlaczego tak usilnie trzymam się przeszłości, nie potrafię pójść naprzód? Wierzę głęboko w to, że dzięki tej młodej istocie siedzącej obok mnie będę w stanie rozpocząć nowy, ciekawy układ. Czas pokaże…
Wyciągnąłem telefon i wyciszyłem go. Nie chcę przez te dziewięćdziesiąt minut myśleć o pracy, matce ani niczym innym. Przyszedłem miło spędzić czas i zamierzam tego dokonać. Spojrzałem na Elenę, która ekscytowała się występem brata. To właśnie dla takich momentów warto żyć. Byłem pewien, że młody będzie walczył o zwycięstwo, ile starczy sił. W końcu ich szyld z wilkiem mówił sam za siebie.
Kiedy oczekiwaliśmy na przedstawienie drużyn, podeszła do nas kobieta z gadżetami dla kibiców.
— Czapeczkę?
Elena spojrzała na mnie, niepewnie.
— Jasna sprawa. Poproszę dwie. — Wyjąłem z marynarki kilka monet, po czym wziąłem małe papierowe ozdoby w rękę. Odwróciłem się twarzą w stronę dziewczyny, by założyć jej na głowę odpowiednią czapkę.
— Proszę, teraz wyglądasz jak prawdziwy kibic. — Odgarnąłem z jej czoła kosmyk i utonąłem w tych czekoladowych, wielkich oczach.
— Dziękuję. Ty swoją też zakładasz? — zapytała radośnie.
— Pewnie! Chyba nie sądzisz, że przegapię taką okazję. — Odwzajemniłem uśmiech. Umieściłem sobie emblemat na głowie. Na sali zapanowała cisza, a na środek wyszedł mężczyzna, który oznajmił:
— Proszę wszystkich o uwagę. Za kilka minut rozpocznie się niesamowity mecz pomiędzy szkołą podstawową numer dwa, reprezentowaną przez drużynę Wilków, a szkołą podstawową Global Education, reprezentowaną przez drużynę Łosi! Dopingujcie swoje drużyny wielkimi brawami, bo jestem pewien, że zawodnicy dadzą niezapomniany pokaz umiejętności! A teraz zapraszam was na występ naszych cheerleaderek, które będą towarzyszyły nam przez całe spotkanie!
Rozdział siódmy
Nic przez te wszystkie lata nie zmieniło się. Bez względu na to, czy status szkoły jest publiczny czy prywatny. Mecze wszędzie wyglądają podobnie, jeśli chodzi o ich wizualizację. Zadaniem tych dziewczyn jest skupienie na sobie uwagi i umilenie czasu publiczności. Szczerze mówiąc, nie mogłem doczekać się końca ich niedopracowanego układu. Z perspektywy czasu stwierdzam, że te krótkie spódniczki nie robiły już na mnie większego wrażenia. Chyba naprawdę zdziadziałem, biorąc pod uwagę fakt, że nie jestem aż taki stary. Za parę dni moje trzydzieste trzecie urodziny, chociaż niektórzy dają mi więcej.
Gdy tylko skończyły, głośnymi brawami powitaliśmy uczniów, którzy za chwilę mieli rozegrać mecz, ważny dla siebie. Rozglądałem się po sali, jednak nigdzie nie dostrzegałem Chrisa. Elena, zdezorientowana, spojrzała na mnie.
— Gdzie on jest? Liam… muszę go poszukać.
— Zostań. Na pewno zaraz dołączy. Poszukam go, a ty nic się nie denerwuj — odpowiedziałem i ściągnąłem z głowy czapeczkę. Przedzierając się przez stojących ludzi, w końcu udało mi się wydostać z tego gąszczu i dojść do bocznych drzwi. Otworzyłem je, szukając szatni należącej do chłopców. Zdawałem sobie sprawę z tego, że każda minuta jest na wagę złota, więc poszedłem długim, wąskim korytarzem. W końcu odnalazłem właściwe pomieszczenie. Wszedłem pospiesznie. Dostrzegłem chłopca siedzącego na ławce. Podchodząc do niego zapytałem:
— Czy to miejsce obok jest zajęte?
Spojrzał na mnie, po czym beznamiętnie odpowiedział:
— Nie.
— Zatem pozwól, że się do ciebie przyłączę. –Siadłem obok, lecz po chwili milczenia odezwałem się: — Co jest, młody?
— Nie dam rady tam wyjść. Przed tymi wszystkimi ludźmi… wystąpić.
— Pewnie, że dasz. Elena mówiła, że wyczekiwałeś tego meczu od tygodni, a teraz, gdy jesteś już tak blisko, chcesz odpuścić?
— A jeśli zawalę? Wszyscy będą się ze mnie śmiać.
— Nikt nie będzie, uwierz. Zresztą, drużyna na ciebie liczy, a to jest ważniejsze od strachu.
— Skąd możesz o tym wiedzieć? Jesteś dużo starszy.
— Jestem, to prawda. Ale nie aż tak stary, by nie pamiętać tych emocji przed meczem i tuż po wejściu na boisko. Tam czas płynie zupełnie inaczej, Chris. Jesteś tylko ty, drużyna, kosz i piłka. Krew w żyłach pulsuje, a endorfiny w połączeniu z adrenaliną sprawiają, że skupiasz się wyłącznie na tej jednej chwili. Nie dostrzegasz tych tłumów na trybunie. Jesteście tylko wy i piłka. — Łagodnie spojrzałem na niego.
— Rozgrywałeś mecze? — zapytał, zaciekawiony.
— Owszem. Byłem w liceum kapitanem. Jeśli dasz z siebie wszystko i będziesz się przykładał na każdym treningu, to daję ci słowo, że i ty za jakiś czas staniesz na czele drużyny. — Poklepałem go po ramieniu. — To co, idziemy?
Patrzył tak na mnie przez chwilę, tocząc zapewne największą wewnętrzną walkę, z jaką przyszło mu się zmierzyć.
— Chodźmy. Drużyna na mnie liczy.
— I to jest właśnie postawa godna prawdziwego wojownika!
Nie zwlekając — wstaliśmy i pospiesznie opuściliśmy szatnię. Przed drzwiami na salę Chris zatrzymał się.
— Liam?
— Tak?
— Dziękuję. Gdyby nie rozmowa z tobą, nie zagrałbym dzisiaj.
— Młody, nie dziękuj, tylko pokaż, na co cię stać. Elena i ja tam będziemy.
— Dziękuję i tak. Za wszystko.
Nie czekając na moją odpowiedź, wbiegł na salę, a ja wszedłem dosłownie moment za nim. Czułem, jak Elena nas obserwuje, jak czeka na mnie. Nie sądziłem, że rozmowa z tym młodzieńcem i dla mnie okaże się aż tak ważna. Polubiłem go. Brak mu pewności siebie, ale dzieciak po głębszym poznaniu zyskuje.
Już na swoim miejscu spojrzałem na dziewczynę, która ewidentnie była mi wdzięczna.
— Nie wiem, co tam zaszło, ale dziękuję. Bałam się, że nie wystąpi — powiedziała i posłała mi uśmiech.
— To normalne, że odczuwa stres. Ale to świadczy tylko o tym, jaki ten mecz jest dla niego ważny.
— Nie tylko dla niego. — Zarumieniła się i pierwszy raz spojrzała mi tak prosto w oczy. Wiedziałem, że tym choć odrobinę zapunktowałem. Jeszcze rano przerażałem ją, a teraz patrzyła na mnie tak, jakby znała mnie od dawna. Obiecałem sobie, że nie zrobię nic, co mogłoby ją spłoszyć, i zamierzałem dotrzymać słowa. To nie było łatwe, gdyż z każdą kolejną sekundą w jej obecności odżywałem — wraz ze swoimi pozamykanymi uczuciami.
Co ona ma takiego w sobie… — myślałem, wypatrując jej brata.
Usłyszeliśmy sygnał i po dosłownie ułamku sekundy się zaczęło. Nawet nie wiem, kiedy aż tak się wciągnąłem.
— Chris, masz tylko jedną szansę. Nie odwracaj się! Biegnij i… Jest! Tak trzymaj, chłopaku! — Zacząłem wydzierać się na całe gardło. Elena w reakcji na mój zapał również zaczęła krzyczeć na całe gardło:
— Chris! Jesteś najlepszy!
W przypływie radości ścisnęła mnie za rękę. Nie wiedzieć czemu i ja byłem dumny. Minuty upływały bardzo szybko, a każda kolejna dawała oglądającym niezliczone pokłady pozytywnych emocji. Chłopcy naprawdę się przyłożyli do gry, a poziom między zespołami okazał się bardzo wyrównany. Patrzyłem na zegar zamieszczony nad tablicą i zacząłem odliczać czas do końca spotkania. Pojedynek był wyrównany, a te ostatnie chwile — decydujące. Zastanawiałem się, czy zremisują, a może któraś drużyna jeszcze zdobędzie punkt? Zobaczyłem, jak kolega Chrisa odbija piłkę o parkiet i biegnie na połowę wrogiej drużyny.
— Dawajcie!
Jeden z chłopców podał piłkę do Chrisa, który ewidentnie poczuł się zagrożony. Jednak nie poddał się, tylko wyminął ich, kozłując piłkę, i udał się z nią pod kosz. Skoczył… Ten moment trwał dosłownie całą wieczność, aż miałem wrażenie, że moje serce za chwilę stanie. Ostatnie milimetry, ostatnie dotknięcie piłki przez chłopca i…
— Tak!!!
Podkręcona, przez chwilę zatrzymała się na obręczy kosza, by do niego wpaść. Koledzy z drużyny rzucili się na Chrisa, wiwatując. A Elena wrzasnęła:
— Jest niesamowity! Wygrali!
Niespodziewanie wpadła w moje ramiona. Wiedziałem, że radość wzięła górę. Sam nie protestowałem, czując się wyciszony w jej objęciach. Po dosłownie ułamku sekundy odsunęła się ode mnie.
— Wybacz, to nie było właściwe — powiedziała.
— Daj spokój! Jest co świętować — skwitowałem i uniosłem ją. Pomimo wypowiedzianych przez nią słów nie zaprotestowała. A ja dostrzegłem, jak chłopiec przygląda nam się uważnie z boiska, roześmiany.
— Jestem taka z niego dumna.
Opuściłem ją delikatnie.
— Powinnaś, zagrał naprawdę dobrze.
— Wiedziałam jeszcze zanim się przeprowadziliśmy, że koszykówka jest jego pasją. Chodźmy do niego — poprosiła. A ja, machając do niego, przekazałem, aby na nas zaczekał.
Byliśmy dla siebie zupełnie obcymi osobami z zupełnie innych światów, a mimo to miałem wrażenie, jakbyśmy znali się od dawna. Może właśnie taki powiew świeżości w moim zgorzkniałym życiu był potrzebny. Pojawiła się tak nagle i sprawiła, że zapragnąłem wydostać się z mroku. Może stanęła na mojej drodze, bym odkupił winy? Bardzo chciałbym w to uwierzyć, jednak moje potworne oblicze coraz częściej się ujawniało. Nie jestem dobrym materiałem na partnera, dowiodłem już tego. Ale kto mówi o związku? Może z biegiem czasu dałaby się przekonać do układu bez zobowiązań? Kto wie, co przyniesie jutro…
Podążając za nią prowadziłem sam ze sobą ten wewnętrzny monolog, by móc się trochę połudzić. A może pomarzyć…
Rozdział ósmy
— Widziałaś? Udało mi się! Wygraliśmy! — Chłopak doskoczył do Eleny i objął ją.
— Przecież wcześniej ci mówiłam, że jesteś świetny! Jestem z ciebie taka dumna. Mama też będzie.
— Wszyscy jesteśmy dumni — odpowiedziałem. Chris spojrzał na mnie z wypisaną wdzięcznością na twarzy.
— To dzięki tobie. Gdybyś ze mną nie porozmawiał, teraz bym żałował.
— Daj spokój, sam tego dokonałeś. Ja tylko cię zmotywowałem.
— Wiecie co? Umieram z głodu. Mama na pewno będzie już w domu, to zrobi coś pysznego do zjedzenia.
— Łee, znowu to zielsko będę chrupał. — Skrzywił się.
— To są zdrowe i zbilansowane posiłki.
— Są paskudne. Sama dobrze o tym wiesz.
— Gdyby mama to usłyszała, to byłoby jej przykro.
— A nie możemy zjeść pizzy?
— A czy mogę się wtrącić? Eleno, twój brat zapracował na odrobinę przyjemności. Pozwól, że zabiorę was na pizzę, a później odwiozę.
— Nie trzeba. Moje auto zostało na parkingu firmowym.
— Trzeba. A samochodem się nie martw. Odbierzesz go jutro, a rano przyślę po ciebie mojego kierowcę.
— Proszę, siostra, zgódź się. — Zaczął ją błagać, a ona pod wpływem uczuć uległa.
— No dobrze. Tylko żeby mama nie dowiedziała się, bo okropnie ją rozczarujemy.
— Mam najlepszą siostrę pod słońcem. Dziękuję, Liam. Jesteś naprawdę spoko.
— No już, dobrze, dobrze. — Czułem, że zrobiłem coś właściwego. Uświadamiając sobie również, że ten dzieciak może być mostem łączącym nasze dwa brzegi. — To co? Zbieramy się?
— Tak, tak. Tylko dajcie mi chwilę. Odświeżę się szybko i wezmę swoje rzeczy z szatni.
— Dobrze, leć. Ja i Liam poczekamy na ciebie na zewnątrz.
Po ułamku sekundy odwróciła się do mnie.
— Wiesz, z początku byłam przeciwna twojemu przyjazdowi tutaj. Bo jak to tak… szef ze swoją asystentką na meczu jej brata. Ale dzięki tobie Chris przełamał swoje lęki. Jest szczęśliwy. Nie wiem, czy gdybym była tutaj sama, to udałoby mi się go namówić do gry. Swoją drogą, co mu powiedziałeś?
— Niech to zostanie moją i jego tajemnicą. Najważniejsze, że podziałało. Chodź na zewnątrz. Usiądziemy pod drzewem, udając, że jesteśmy uczniami szkoły.
Dziewczyna zaczęła chichotać, a ja wyciągnąłem rękę, by zrobiła mi ten zaszczyt i poszła przodem.
— Wiesz? Chyba źle cię oceniłam.
— Tak? No niech zgadnę. Pomyślałaś, że jestem starzejącym się bucem, który nie panuje nad agresją, a jedyną rozrywką typa jest wydawanie poleceń.
— Może i tak. Jedynie, o czym nie pomyślałam, to że jesteś stary. Ale co do reszty to trafiłeś w punkt.
Parsknąłem.
— Nie ty pierwsza tak o mnie pomyślałaś. Nawet się nie dziwię. Też bym o sobie tak pomyślał: a to podstarzały dziad, podrywający młodziutką asystentkę.
— Podrywałeś mnie?
— Nie, no coś ty, tak sobie dopowiedziałem.
— To dobrze, bo wówczas nie moglibyśmy ze sobą pracować.
— A to czemu? — Zaskoczony, spojrzałem na nią.
— Flirt z przełożonym nie należy do zakresu moich obowiązków. Zresztą nie wierzę, że ktoś z własnej woli zainteresowałby się mną. Do piękności mi daleko.
Podążałem za nią korytarzem, aż dostrzegłem gablotę, na której poustawiane były zdjęcia i trofea z poprzednich lat. Przystanąłem na moment, by wpatrywać się w jedną z wielu fotografii.
— Liam? Czemu się zatrzymaliśmy? Znasz tę dziewczynę ze zdjęcia?
Z nerwów poczułem, jak zaczynają pocić mi się dłonie. Moja Kelly trzymająca puchar z mistrzostw… Przypomniało mi się, jak cieszyła się z tego, że doprowadziła dziewczyny do finału…
Aby nie wzbudzać podejrzeń, pospiesznie odpowiedziałem:
— Nie. Po prostu wydawała się znajoma.
Nie wiedziałem, czy mi uwierzyła, jednak nie zamierzałem kontynuować tej rozmowy. Ostatni raz spojrzałem na zdjęcie, po czym poszedłem dalej z udawaną obojętnością.
— Dziwny jesteś chwilami, wiesz?
— Wiem. Wracając do twojej poprzedniej wypowiedzi, to wcale tak nie uważam. Wydaje mi się, Eleno, że sama wykreowałaś sobie taki przerysowany obraz siebie, ponieważ czujesz się dzięki temu bezpiecznie.
— Znasz mnie kilka godzin, a już wyciągasz wnioski. Nic o mnie nie wiesz, Liam. Ale kto wie, może masz po części rację?
— Zgadzam się z tym co powiedziałaś, ale wiedz że z chęcią cię poznam, jeśli tylko na to pozwolisz. Trzymasz prawie wszystkich w bezpiecznej odległości. Z tego, co widzę, tylko rodzina ma przyzwolenie na bliskość. Zastanawia mnie to i ciekawi, czemu tak jest. Dlaczego tak młoda osoba jest do bólu skrupulatna w swoich działaniach.
— Możemy rozmawiać o wszystkim oprócz sfery dotyczącej mojej podświadomości i osobowości.
— Nie rozumiem, dlaczego zamiast żyć, wycofujesz się z życia?
— Nie każdy miał życie usłane różami, niektórzy musieli chodzić po samych kolcach i jedynie marzyć o pachnących płatkach.
— Wiem, że słowa zawarte w tej przenośni wiele znaczą, ale nadal nie rozumiem. Spotkało cię coś złego?
— Nie rozmawiajmy o tym.
Blask słońca oślepił mnie, gdy wyszliśmy przed budynek.
— To co? Piknikujemy pod drzewem?
— Myślałam, że żartowałeś.
— W życiu. — Roześmiany, chwyciłem ją za dłoń i przeprowadziłem przez trawnik wprost pod starą wierzbę płaczącą. Zdjąłem marynarkę, rozkładając ją po chwili na trawie.
— Siadaj.
— Nie, nie mogę. Ta marynarka kosztowała na pewno krocie.
— Mam ich wiele, możesz być spokojna. Jedna w tę czy we w tę nie robi mi różnicy. — Usiadłem pierwszy, dłonią poklepując miejsce obok. — Chodź, ja nie gryzę.
— To dobrze, bo nie chciałabym dostać wścieklizny.
Oboje roześmialiśmy się, a dziewczyna poprawiła spódnicę i zajęła miejsce obok mnie.
— Trudno jest tak żyć?
— Co masz na myśli, Eleno?
— Z poczuciem winny, tylko nie odgadłam jeszcze z jakiego powodu.
— Skąd takie przypuszczenia?
— Jesteś moim szefem i zapewne nie powinnam nawet o tym wspominać. W końcu to nie moja sprawa, ale nie jestem naiwna. Wiem, że rozpoznałeś tę dziewczynę ze zdjęcia.
— Pas. Teraz to ja proszę cię, abyśmy nie rozmawiali o mnie.
— Dobrze, przepraszam. Ten wyjazd do Rosji… Czym będę musiała się zająć?
— Tak jak już powiedziałem, jutro przygotowujemy prezentację, musimy ją przedstawić najlepiej, jak to możliwe.
— Mam notować wszystko, tak?
— Nie, masz ich oczarować.
— To może być trudne.
— Nie sądzę. Wyprostuj włosy i ułóż je, zdejmij aparat na zęby, a resztę zostaw mi. Wieczorem pozwiedzamy trochę Moskwę i zjemy kolację, chyba że palny ulegną nagłej zmianie.
— A drugiego dnia?
— Będziemy czekać na ich decyzję odnośnie współpracy, a następnie wrócimy do Londynu.
— Rozumiem. Kurczę, gdzie ten mój brat się podziewa?
— Zaraz na pewno do nas dołączy, spokojnie.
— Powinnam zadzwonić do mamy, ale przecież nie mam telefonu. Szlag.
— Zadzwoń z mojego, jeśli chcesz.
Pochyliłem się, by go wyciągnąć ze spodni, a wtedy poczułem silne zderzenie z głową Eleny.
— Auć! — Spojrzeliśmy na siebie, głośno wybuchając śmiechem.
— Tak się kończy przebywanie ze mną za długo — dodała.
— Też mogłem być uważniejszy. Proszę, masz. Zadzwoń na spokojnie, a ja zaczekam tutaj.
— Dziękuję — odpowiedziała, podnosząc się. Gdy znajdowała się z dala od moich uszu, podszedł do mnie jej brat.
— Już jestem. Wszystko widziałem.
— Nie bardzo rozumiem?
— No, ja nie mam nic przeciwko. Przecież widzę, jak patrzysz na moją siostrę. Tylko wiesz, nie sądzę, by ona była zainteresowana, dlatego musimy obmyślić dobry plan.
— Powiedz mi, Chris, ta spostrzegawczość u was to rodzinne?
— Poczekaj, aż poznasz naszą mamę.
— Oby jak najpóźniej.
Obaj parsknęliśmy porozumiewawczo.
— Tylko jeśli skrzywdzisz moją siostrę… To nie ręczę za siebie. — Ucichł, gdy zobaczył, że Elena do nas podchodzi.
— O czym rozmawiacie?
— O tobie — powiedziałem. — To co, jedziemy? Bo nasz sportowiec zaraz tutaj padnie z głodu.
— Obaj jesteście okropni, niczego nie można się od was dowiedzieć. Chodźmy. Chris, powiedziałam mamie, że po meczu musieliśmy jeszcze podjechać do mojej pracy i że nie wiem, o której konkretnie będziemy w domu.
— Nie dziwiło ją, dlaczego dzwonisz z nieznanego numeru? — zapytałem.
— Trochę, ale nie chciałam, by martwiła się, więc powiedziałam, że telefon wypadł mi w pracy z ręki i roztrzaskał na schodach.
— A mnie to karcisz, jak kłamię.
— Zrobiłam to raz, nie zawsze. Nie lubię mieć przed nią sekretów, przecież wiesz. Zresztą wolałbyś, abym powiedziała o pizzy?
— Nie, no masz rację. To dla jej dobra.
Wstałem, zabierając marynarkę, a po chwili ruszyliśmy w drogę powrotną w stronę auta.
Rozdział dziewiąty
Wszystko dzieje się w tak zawrotnym tempie. Rano targały mną wyłącznie zwierzęce żądze, a teraz? Przebywając w ich towarzystwie, uświadamiałem sobie, jak wiele poświęciłem, włącznie ze swoim własnym życiem. Tak… Moje życie zakończyło się tamtego poranka po przebudzeniu. Nie potrafię i nie powinienem nikogo obciążać tym brzemieniem, dlatego wolałem być samotnikiem. Mężczyzną bez ograniczeń na każdej możliwej płaszczyźnie. Gdybym tylko był inny. Teraz może miałbym rodzinę. A tak to, wszystko straciłem. Do dziś nie wiem, co tam się tak naprawdę stało. Nagranie to jedyny dowód mojej potwornej natury, jednak jednego jestem pewien: za tę tragedię odpowiedzialny jestem wyłącznie ja.
Z rozmyślań wyrwały mnie słowa wypowiadane przez Chrisa:
— Jesteś super! Masz dziewczynę?
Gorzko się uśmiechnąłem.
— Nie, nie mam — odpowiedziałem.
— Dlaczego?
— Chris, przestań! Nie wypada zadawać tak osobistych pytań mojemu przełożonemu.
— To ty przestań! Muszę wybadać, czy jest dla was jakaś szansa.
— Chris! Jak się nie opamiętasz, to przysięgam, że zaraz twoja podróż zakończy się w tym miejscu.
— Nie bądź dla niego taka surowa. Młody chce dobrze.
— No właśnie! A ty jak zawsze masz muchy w nosie! Przestań w końcu żyć tym, co zaszło. Pora, byś zaczęła wychodzić do ludzi. Byś miała kogoś.
— Ani słowa więcej! — Przełknęła głośno ślinę, a jej dłonie zaczęły drżeć. Ewidentnie uderzył w jej najczulszy punkt. O co tak naprawdę w tym wszystkim chodziło? Co takiego miał na myśli jej brat?
— Eleno? Czy wszystko w porządku? Chcesz, żebym się zatrzymał?
— Nie, ale jeśli możesz, to odwieź nas do domu.
— Ej? A moja pizza?
— Sam sobie jesteś winien. Teraz zjesz to, co będzie w lodówce.
Atmosfera między nimi wyczuwalnie stawała się coraz bardziej napięta, z każdą sekundą. Moja ciekawość sięgała zenitu, jednak zamierzałem poczekać na dogodny moment i wtedy dowiedzieć się więcej.
— Dobrze — odpowiedziałem. Bo co mogłem zrobić w tej sytuacji? Myślałem do tej pory, że tylko ja mierzę się z przeszłością, która odcisnęła piętno na mojej psychice. Jednak to nieprawda. Każdy dźwiga własny bagaż. Może jej nie był aż tak ciężki, ale to coś w nim, nadal ją uwierało. Znałem adres z jej akt, dlatego — nie zadając zbędnych pytań — po prostu w milczeniu prowadziłem.
— Liam… — zaczęła niepewnie.
— Co tam? — Zerknąłem na nią.
— Przepraszam za to. Nie powinieneś być tego świadkiem.
— Daj spokój, Eleno.
— Nie będę nawet pytała, skąd znasz nasz adres.
— Nie pytaj. To bez znaczenia.
— O każdym musisz wiedzieć wszystko, co?
— O pracownikach tyle, ile muszę. Jednak w niczyje życie nie pcham się z buciorami. Sam bym nie chciał tego doświadczać, dlatego tego nie robię.
— Rozumiem.
Zerknąłem w lusterku na chłopaka. Widziałem, że czuje się winny, że powiedział o kilka słów za dużo.
— Chris? Chciałbyś kiedyś ze mną potrenować?
— Pewnie! Oczywiście, jeśli mama się zgodzi. — Rozchmurzył się.
— O to się nie martw, załatwię to.
— Wolałabym nie.
— Eleno, w czym widzisz problem? To tylko gra w kosza.
— Naprawdę nie wiesz? Mogłabym wymienić przynajmniej kilka powodów. Nie chcę, byś angażował się w sprawy, które ciebie nie dotyczą. Jestem twoją asystentką wyłącznie w pracy. Nie rozumiesz?
— Rozumiem aż za dobrze. Jeszcze o tym porozmawiamy, ale nie teraz. — Chłopiec zajmujący tylną kanapę, uważnie przysłuchiwał się każdemu słowu.
— Nie chcę o tym rozmawiać. Chcę, byś zachowywał się wyłącznie jak mój szef. Nie życzę sobie takich sytuacji jak dzisiaj.
Choć czułem, że nie jest szczera sama ze sobą w tym, co mówi, nie odzywając się, przetwarzałem każde słowo. Miała rację, znała mnie za krótko, a ja za bardzo narzucałem swoją obecność, sam, nie wiedząc czemu.
— Siostra, mów za siebie. Ja chcę się spotkać i pograć z nim. Nie możesz decydować za mnie.
— Masz rację, ja nie. Ale mama owszem, i jestem pewna, że zgodzi się ze mną.
— To niesprawiedliwe! Na prywatne lekcje nas nie stać! A jak ktoś chce mi pomóc, to wy stoicie mi na drodze! Nienawidzę tego! To, że ciebie skrzywdzono w przeszłości, nie znaczy, że teraz mam za to pokutować do końca życia! — wydarł się na całe gardło.
— Chris! Uspokój się i przestań rozpowiadać o moim życiu!
— Tak się boisz, że ktoś mógłby się dowiedzieć, że drżysz na samą myśl o tym! Mam tego dosyć!
O czym oni mówią? Ktoś ją skrzywdził? W jaki sposób? Wiem, że powinienem zareagować, ale chciałem się jak najwięcej dowiedzieć.
— Obiecałeś. Obiecałeś, że nikomu nie powiesz.
Dostrzegłem łzy spływające po jej twarzy.
— Liam, zatrzymaj się. Wysiadamy.
— Tutaj? Dlaczego? — zapytałem, zdezorientowany.
— Nie jestem w stanie przebywać teraz w twoim towarzystwie. Po tym, co usłyszałeś.
Jej roztrzęsiony głos powodował, że miałem ochotę zatrzymać się i mocno ją przytulić. Kobiety w trudnych momentach zawsze tego potrzebują. Jednak wiedziałem, że nawet gdybym chciał tak postąpić, to ona nie pozwoliłaby mi na to teraz.
— Rozumiem, ale nie przejmuj się mną, naprawdę.
Spełniając jej prośbę, zatrzymałem się w najbliższym możliwym miejscu. Zmieszanie na jej twarzy mówiło mi więcej niż tysiące słów.
— Siostra, wybacz. Nie powinienem był.
— Masz rację. A teraz wysiadaj. Porozmawiamy o tym w domu.
Chłopiec posłusznie odpiął pas. Kiedy otwierał drzwi, zwrócił się do mnie.
— Ciebie też przepraszam. Cześć, Liam.
— Trzymaj się, młody. — Wysiadł zatrzaskując je za sobą. — A my w takim razie widzimy się jutro, tak?
— Nie wiem. Nie wiem, czy jestem w stanie z tobą pracować. Masz przytłaczającą osobowość, a ja jestem zbyt uległa.
— Dobrze wiesz, że to nieprawda. Potrzebuję cię zarówno jutro, jak i na tym wyjeździe. Rano ktoś po ciebie przyjedzie, i już nie przejmuj się tą sytuacją. — Przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy, po czym dziewczyna również opuściła wnętrze mojego auta. Nie wiedziałem, co o tym wszystkim myśleć. W ostatnich latach, zajęty wyłącznie swoimi sprawami, nie dostrzegałem nigdy tragedii u innych. Aż do teraz. Bardzo pragnąłem pomóc tej rodzinie, a może… jej.
Gdy zbierałem się już do odjazdu, telefon w mojej kieszeni zaczął wibrować. Pospiesznie go wyciągnąłem, odbierając.
— Dzisiaj odbędzie się walka z niepokonanym siwobrodym. Mam nadzieję, że już się trochę podleczyłeś i jesteś gotów do tego pojedynku.
— Jak zawsze. Przecież mnie znasz.
— Tak, znam. Wiem, że celowo pozwalasz, by przeciwnicy obijali ci gębę.
— To, czy pozwalam, czy nie, to nie jest twój interes. Swoją działkę za walki dostajesz i wyłącznie tego powinieneś się trzymać.
— Wiem, ale nie chcę którejś nocy mieć cię na sumieniu.
— Nie zaprzątaj sobie tym głowy. Zorganizuj tę walkę. Sam odpowiadam za swoje działania.
— Jak uważasz. Tylko trudno mi pojąć, jak najlepszy zawodnik stał się najsłabszym.
— Widzimy się o dwudziestej drugiej. — Rozłączając się, rzuciłem telefon na siedzenie pasażera.
Postanowiłem, że te kilka godzin spędzę w swoim niewielkich rozmiarów mieszkaniu. Tak, mogłem mieć willę czy apartament, lecz nie chciałem. Od dłuższego czasu pomieszkując tam czuje się jak w domu, jakbym nie był tam sam.
Rozdział dziesiąty
Otwierając drzwi do swojego mieszkania, rozmyślałem o słowach wypowiedzianych przez brata Eleny. Co takiego się wydarzyło w jej życiu? I czy to był powód ich przeprowadzki do Londynu? Wiedziałem, że kiedyś odkryję prawdę. Moja ciekawska strona brała górę nad zdrowym rozsądkiem.
Przekraczając próg, zdjąłem buty, odłożyłem marynarkę i zacząłem rozpinać koszulę. Pragnąłem wejść pod prysznic, jak gdyby to miało zmyć ze mnie wszystkie grzechy. Moje mieszkanie nie miało udogodnień ani ogromnej garderoby. Mały salon połączony z otwartą kuchnią, łazienka oraz sypialnia. Nie potrafiłem pożegnać się z tym miejscem, choć wiedziałem, że to pomogłoby w zamknięciu pewnego etapu. Historii sprzed lat.
Kelly, moja pierwsza, wielka i jedyna miłość. To mieszkanie to wszystko, co mi po niej zostało. Dlaczego tak ciężko jest postawić kilka kroków w przód, nie wracając do punktu wyjścia? I jeszcze teraz Elena. Dziewczyna, o której wolałbym nie myśleć w taki sposób przez wzgląd na Kelly. Czego ja właściwie od niej chcę? Zabawić się? Nie, a przynajmniej nie tylko. Rozsiadając się na sofie podniosłem laptop ze stolika kawowego. Wpisałem hasło i odpaliłem przeglądarkę. Zależało mi na tym, by odkupić zniszczony telefon. Przejrzałem kilka ofert i wybrałem według mnie najciekawszy z modeli. Oprócz niego dobrałem również tablet — wspomnienie dzisiejszego poranka wywoływało rozbawianie na mej twarzy. Zaznaczyłem opcję dostawy kurierem jeszcze dzisiejszego wieczoru, po czym wpisałem adres, pod którym pomieszkiwała rodzina dziewczyny, którą zatrudniłem. Byłem ciekaw jej reakcji, po otrzymaniu paczki, jednak mogłem sobie to zaskoczenie wymalowane na jej twarzy tylko wyobrazić.
Odłożyłem urządzenie. Po chwili zacząłem odpinać pasek od spodni. Za sofą znajdowały się dwie pary drzwi. Jedne prowadziły do łazienki, natomiast drugie — do sypialni. Chwyciłem za klamkę jednych z nich i wszedłem do środka. Pomieszczenie było małe, bez okna, lecz urządzone gustownie. Szare, połyskujące kafelki, w świetle wydawały się tak samo nowe, jak dwa lata temu, gdy razem z moją ukochaną je montowaliśmy. Nie chciała pławić się w luksusach, które mogłem jej zapewnić, dlatego przez pięć dni w tygodniu spotykaliśmy się najczęściej tutaj. Podszedłem do kosza na pranie, wrzucając do niego odzież. Ściągnąłem bokserki i stanąłem przed kabiną prysznicową, by po chwili odkręcić kurek z zimną wodą i znaleźć się centralnie pod strumieniem. Wcierałem odrobinę żelu myjącego w rozpaloną skórę, a kropelki wody spływały po każdej części mojego ciała, zdobiąc tym samym moje tatuaże. Wiedziałem, że za kilka chwil będą tak samo obolałe jak reszta ciała. Nie wiem, ile tak mogłem stać, ale minuty płynęły nieubłaganie. Gdy w końcu ocknąłem się z tej wodnej hibernacji, wyszedłem na chodniczek znajdujący się przed kabiną. Kiedy sięgałem po ręcznik, spojrzałem na rzeczy należące do mojej ukochanej. Nie potrafiłem się z nimi pożegnać, wyrzucić ich bądź oddać. Tylko tutaj mogłem rozklejać się, wspominając chwile spędzone we dwoje. Zaciskając dłoń, próbowałem uspokoić swoje wybuchowe „ja”. Owijając się w pasie ręcznikiem udałem się do sypialni, by założyć dresy. Każda cząstka mojego ciała domagała się znowu bólu. Wtedy wszystko było takie proste. Przez cały czas jedynie to uśmierzało moje cierpienie.
Spojrzałem na zegarek — wiedząc, że najwyższa pora się zbierać. Dotarcie na drugi koniec miasta zawsze zajmowało dużo czasu. Telefon oraz kluczyki wrzuciłem w kieszeń, założyłem sportowe obuwie, by po chwili opuścić swoją samotnię.
Dwie godziny później.
Stojąc przed wejściem, zastanawiałem się nad tym, ile jeszcze tych pojedynków zdołam wytrzymać. Moje ciało po każdej kolejnej walce odmawiało posłuszeństwa. Nie głowiąc się jednak nad tym dłużej, zwyczajnie przekroczyłem bramę i udałem do podziemia. Ochroniarz znał mnie dobrze, skinął więc tylko głową i przepuścił.
— O, jesteś nareszcie. Gotów do walki?
— Bardziej nie będę. — Postawny mężczyzna o zielonych oczach przyjrzał mi się uważnie.
— Ten siniak nie wygląda za dobrze. Może powinieneś spasować tym razem?
— Nie. Chcę wziąć udział.
— Zatem wskakuj do klatki i tym razem daj lepszy popis niż ostatnio. Nie rozumiem, czemu pozwalasz za każdym razem na przegraną. Już zauważyłem, że robisz to celowo.
— Nie twój interes — warknąłem.
— Ta, nie mój. Chodzi o Kelly?
Kiedy wypowiedział jej imię, rzuciłem się na niego.
— Nigdy więcej nie waż się wypowiadać jej imienia! Zrozumiałeś?
— Stary, daj spokój…
— Zrozumiałeś? Tak czy nie?
— Tak, tak. Zluzuj trochę.
Puszczając go, siadłem na ławce i zacząłem owijać dłonie bandażem. Poskromienie agresji, gdy zostaje wyprowadzony z równowagi, jest naprawdę trudne. Gdyby nie był moim kumplem, oberwał by. Biorąc głęboki wdech, założyłem ochraniacz na zęby i wszedłem do klatki. Ludzie zaczęli wrzeszczeć, a David wyskoczył na środek, by zapowiedzieć pojedynek.
— Proszę wszystkich o uwagę. Dziś zobaczycie na własne oczy walkę pomiędzy Czarnym Tatuażem, a Siwobrodym! Obaj mają podobne doświadczenie. Który z nich wygra? Już teraz obstawiajcie zwycięzcę! A ja zapraszam na niesamowite widowisko!
Kiedy schodził, spojrzał na mnie współczująco. Boczne światła zgasły, tylko jedno, dość ostre, oświetlało wnętrze zamkniętego pomieszczenia.
Dostrzegłem, jak mężczyzna, z którym miałem stoczyć bój, uśmiecha się do mnie, zapewne pewien swej wygranej. Ja również wiedziałem, że i tym razem dam się pokonać. Nie starałem się za bardzo, więc czemu miałbym zwyciężyć? Zacząłem okrążać mojego rywala, kilkukrotnie trafiając go w twarz. Jego ciosy były potężne, a ja niestarannie zakrywałem się rękoma, przyjmując cios za ciosem. Krew z mojej twarzy zaczęła się rozbryzgiwać na boki, a tłum ewidentnie był jej żądny. W trzeciej rundzie miałem już dosyć. Wiedziałem, że zapewniłem Davidowi widowisko, jakiego oczekiwał, dlatego ostatecznie się poddałem. Mężczyzna zadał kolejny cios, którym mnie znokautował. Kiedy upadałem na deski, poczułem ulgę. Resztkami sił widziałem, jak David bierze mój telefon i do kogoś dzwoni. W tym jednym momencie wszystko przestało istnieć, a ja, zamroczony, pogrążyłem się w otchłani, z której nie było powrotu. Nikt nie mógł mnie ocalić.
Rozdział jedenasty
— Boże, on nadal nie reaguje. Ile już jest nieprzytomny? Może powinniśmy wezwać pogotowie? — Usłyszałem znajomy głos.
— Jakieś trzydzieści minut?
— To zdecydowanie za długo. Co on w ogóle tutaj robi?
Otworzyłem powoli oczy, widząc nad sobą zmartwioną twarz Eleny, która przykładała mi do czoła zimny okład.
— Elena? — Chciałem się podnieść, ale mi na to nie pozwoliła.
— Dzięki Bogu, ty żyjesz — odpowiedziała.
— Skąd się tutaj wzięłaś?
— Twój znajomy zadzwonił do mnie na numer, który zapewne to ty mi przesłałeś wraz z telefonem.