[wracając do początku]
Wracając do początku
Gdzie wszystko nie nastręczało problemów
Gdzie jedyne zmartwienie to codzienne czynności
Wszak i te sprawiają trudność
Pośród nienagannie wyprasowanych koszul
Pośród karków ściśle skojarzonych z krawatem
I wreszcie pośród ludzi,
którymi tak naprawdę nie jesteśmy
Jak wiele sprawia, że tam wracamy
W przeszłość, zamiast szukać jutra
Jak wiele sprawia, że wspominamy
We śnie wracamy do początków
Gdy wszystko się zaczęło
Jak daleko sięga nasza pamięć
Co jeszcze się do niej wedrze?
A ile zdarzeń odciśnie na niej swoje piętno?
Wracając do początku
Uzbrój się w gruboskórność
By nie polec pod ciężarem spraw, które zamknąłeś
Pozwól by ciało odrętwiało
By nie czuć przyspieszającego bicia serca
I w końcu odwlecz cały ten stan
Do pierwotnej wersji samego siebie
I stań się
By od nowa wcisnąć niebieską pętle na szyję
Pod nienagannie wyprasowany kołnierzyk
[dobry wieczór]
Dobry wieczór jakby to inaczej nie brzmiało
Wątły sen ponad codziennością
I jeszcze oddech w piersiach zatrzymany
Jakby z dawnego świata
Nie wiedząc czemu to życie nam zbladło
Nie wiedząc czemu w kolory ubrane
Rozpostarte na wietrze
Przyprószone białą warstwą hibernacji
Z całości, części i rachunku różnic
Powolnie kreśląc, edytując myśli
Jakby na nowo zaczynając tworzyć
Jakby od nowa i w przeciwną stronę
Co jeszcze w przód, a co już za nami
Jak jeszcze ciemność zaskoczy świtanie
A kiedy nagle w śnieg otulony
Zobaczę łunę bijącą nad miastem
Niewielkie stają się największe zmory
Maleją domy i kruszeją wargi
Powoli wtacza się sen osamotniony
Powoli milczą i wątleją ludzie
[dziecinniejemy]
Dziecinniejemy
Albo po prostu dni jakoś inaczej płyną
Kawa przestaje smakować
nie ...
Kawa nigdy mi się nie znudzi
Bawimy się w życie
Udajemy uczucia
Niedowidzimy mając przed oczyma
Pokoleniowo na pozycji straconej
Przedszkolaki na pełnym etacie
Uznaje się za błędne
To czego nie czuje serce
Czego oczy nie widzą
Co nie słyszą uszy
Bezsenność
samotnie przewędrowała puste mieszkanie
Gdy przyjdzie kolejna warstwa lodu
Gdy dzień się skończy
Gdy obdarzy nas westchnieniem chłodu
I gdy zamkną się oczy
Za grubymi drzwiami
z nosem przymarzniętym do zamka
wścibskie oko przypatrzy się mi po raz ostatni
Zabawne
jak mało mamy sobie do powiedzenia …
Prawda?
Kiedy odszedłeś
Odchodziłeś już wiele razy
Od komputera by mnie ucałować
Od dobrej książki by objąć mnie czule
Od swoich marzeń wprost w moje serce
Od codzienności tak dla mnie w podzięce
W końcu odszedłeś ze swojej pracy
Ze spokojną głową i czystym sercem
Nazajutrz wstałeś tak niezmierzony
I zatopiwszy twarz w moje ręce
byłeś spokojny
tak niewzruszony
ja niekoniecznie ...
Później odszedłeś od swych nałogów
Zacząłeś pisać
Pisać swe wiersze
Obiecywałeś mi świat nieskończony
Dla mnie na tacy
Tylko w me ręce
Zdarte od pracy
Wciąż ostudzały moje serce
Gdy już odszedłeś
We mgle
Znudzony
A moje łzy przypomniawszy o sobie
Stając w oczach
Ściskając gardło
Rozum przygrywał psalm “Nareszcie”
A serce?
Serce patrzało wciąż w twoją stronę
Jakbyś miał wrócić o bladym świcie
Ale mój rozum tak przemęczony
Wciąż uświadamiał
Że już skończone
Że ty na nowo złożyłeś swe życie
[kiedy rozdzieli nas przestrzeń]
Kiedy rozdzieli nas przestrzeń
Gdy słowa wypowiadane odbiją się echem wśród
pustych ścian
Niepozornie
Nierozerwalne elementy magicznego światła
Nieobliczalne i takie dalekie od siebie
Gdy wszystko nadal jest takie nowe