Wstęp
Jest tak
Jak wtedy
Kiedy
Bańka mi siada gdy się napiję
A coś tam w duszy szepnie: „nalej…”
No to nalewam … —
Tu :
piszę dalej
Jak gdyby nigdy nic
Zamiast
Pobiegać po wydawcach
By się dowiedzieć czy warto …
Zaczynam pisać
„Część czwartą”
Lecz
W porze bliskiej flaszki dna
Powiedzmy szczerze miedzy nami:
A chuj z wydawcami…
Ja tu pisze — rzecz jasna -z tęsknoty
za prawdą
którą
i tak schowałem
(siląc się na nieco gracji)
bo prawda
jak mówił ksiądz profesor G.
Tkwi w nas
dla kontemplacji…
Część pierwsza
Odcinek 1
Kiedy się traci w 2002
Mocno zasiedziałą posadę
Za 40 % podatku dochodowego
Od osób fizycznych
W czasie
Gdy ni stąd ni zowąd
W sprawach seksu stajesz się
Dobrotliwie refleksyjny
A poza tym
Jest tak
Że
Bezrobocie sięga gdzieniegdzie może i 20 %
To, rzecz jasna oznacza, że
Masz już z górki
I — jeśli mamy coś ze sobą wspólnego- to
Raczej nie będziesz miał następnej posady
Za 40 % podatku dochodowego
Od osób fizycznych.
I teraz oto
Możesz się wreszcie zastanowić
Możesz sie wreszcie pochylić ku sobie
Możesz zadać sobie to pytanie:
— A od jakiegoż to ja siebie sie oddaliłem
Skoro
Miałem posadę aż za 40 %
Podatku dochodowego
Od osób fizycznych
Będąc
( z przeproszeniem Prawdziwych Poetów)
Poetą od dziecka?
Odcinek 2
O, rzecz jasna
Można by, przy okazji
Przeprosić
Parę innych osób
Spośród których
Znaczna część
Przeproszenie moje
Skwitowała by niepięknie
Ale byłoby im miło
Nie mówię tu o tych
Którym wyszedłem naprzeciw
Gdy akurat szukali frajera
A ja zrobiłem zamaszyste kroki dwa
I zatrzymałem się
Poglądając
Jak topnieje
Nieczysta ich nadzieja
Albo o tych, którzy
Zniecierpliwieni oczekiwaniem
Aż powinie mi się noga
Redukowali szanse
Przyjaźnie mi rezerwowane
Innych bym sobie w tej sprawie wynalazł.
Z pewnością psychologowie
(oczywiści nie tylko, nie tylko…)
Mają na podobne mojemu przypadki
Odpowiedni szablon
Na przykład Nr 27 albo może lepiej 28 c
Który gotowi by przyłożyć
Ustawiwszy mnie pod światło
By już za drugim podejściem
Wydać z siebie ukontentowane
„No..!”
Ja jednak postanowiłem złożyć
Swój samolocik sam
Nie bacząc, że raz po raz
Opada mi skrzydło albo i dwa
W końcu
Postawię go sobie za szybą biblioteczki
A kto rzuci okiem
Zaraz zakrzyknie
— Całkiem jak prawdziwy!
Odcinek 3
Poza wszystkim
Co należało
Przeczytałem trzy antologie poezji oraz
Parę filozoficznych książek
Prawie do końca
A znałem też sporo osób
Czytających ambitnie
Są tacy…
Prymusi
Prymulki, nawożone adoracją mam
Zadowoleniem nauczycieli
Przesiąknięci chwastobójczym środkiem
Nienagannych manier
Z większą uwagą śledzący
Jak cokolik ich wzrasta
Niż przyrost biustu
Najładniejszej dziewczyny w szkole
— Nie do nich należałem.
Ale miałem też dobre stopnie
Z teodycei
Z dogmatyki
I z ćwiczeń z teologii
Lecz, szczerze mówiąc
„Drogi laikat”
Studiujący kanoniczne prawo
Traktowany był wyrozumiale
Wiadomo było, że
Nie z bojaźni bożej lecz
Ze strachu przed wojskiem
Niektórzy z nas
Pochylili sie nad Pismem
Później, na Uniwersytecie
Widziałem innych
Jak dorośleli
Wprawiali sie do dostojeństwa
Mieli Plany!
Jak gdyby mieli w sobie wszystko poukładane
Jak gdyby doprawdy nie mieli z sobą już nic innego do
zrobienia
Ja zaś
Stale nie gotowy byłem
I żyłem jakby w odwrotną stronę
Jak gdybym wciągnął potężny haust
Jakiegoś
Lekkodusznego gazu
By wychynąć ponad powierzchnię
Tej
cokolwiek dziwnej
rzeczywistości owych lat siedemdziesiątych..
Wychynąć
niczym podtopiony balonik
wabiąc
Kolorami Młodości
Odcinek 4
— Witek, gdzie byłeś wczoraj?! — wrzasnął z końca korytarza
Wychowawca
A ryknąć musiał donośnie, bo tumult tam panował
Jak to podczas przerwy
— Jak zwykle w szkole, panie profesorze! —
odkrzyknąłem mu ze swadą
Wszak wiedział, że nie była to prawda, żart jedynie przekorny
Nic jednak nie mogliśmy na to poradzić, że
wagarowałem stale
Choć właśnie powtarzałem klasę
Ponieważ
Technikum Kolejowe to nie było miejsce dla mnie
A każda inna szkoła też nie byłaby miejscem dla mnie
właściwym
Powinienem mieć guwernera
A niech by i guwernantkę
Wychowawca podszedł i popatrzył mi badawczo w oczy
— Nie każdego tu stać na dorosłą kochankę —
powiedział
Wskazując kciukiem na grupę moich kolegów
Po czym
Przez chwilę milczeliśmy zgodnie
Rozległ się dzwonek na lekcję i weszliśmy do klasy na
Godzinę wychowawczą
Musiał mu donieść Waldek albo Brykiet
( Nie pamiętam który z nich wpadł na pomysł
Byśmy któregoś jesiennego wieczoru
Zrzucili się na pół litra wódki dla woźnego
Który nas w zamian wpuścił do pokoju nauczycielskiego
I wstawialiśmy stopnie do dziennika sobie i kolegom
Prymusom trzy mniej, sobie też nie wybitnie ale
Zawsze nieco lepiej niż nam belfer z namaszczeniem
wpisał
Rozmaite miewaliśmy pomysły)
Ostatecznie pozwolili mi zdać maturę
Ponieważ byli wybitnymi pedagogami
Ponieważ ojciec mój „to taki przyzwoity człowiek”
I coś tam jeszcze.
Odcinek 5
W niektóre cieple niedziele
W Ogrodzie Saskim albo w Łazienkach
Ojciec mój rysował portrety
Kredkami świecowymi albo pastelami
I rozdawał je pozującym spacerowiczom
No chyba, że który zaparł się by coś zapłacić
Malował też obrazy olejne i malowanie to niedzielne
Utkwiło mi w pamięci tak samo jak
Pijackie brewerie z dni powszednich
„Wszystko przez kolegów z pracy” — mówiła Matka
Choć z pewnością nie wyłączna to była przyczyna
Chadzali do teatrów i na występy estradowe
Albowiem Matka jako beneficjent ówczesnego ustroju
Chętnie korzystała z biletów
Rozprowadzanych przez Radę Zakładową
I zakładała czeską biżuterię i suknię z czerwonej tafty
Zaś Ojciec, znacznie starszy w minionych osadzony
czasach
Zadłużonego majątku, guwernera i służącej Celiny…
Uczestniczył w tym bezpretensjonalnie
A i nie zawsze z chęcią
I ja niejeden raz dzięki Jej zabiegliwości
Obejrzałem Zespół Pieśni i Tańca „Mazowsze”
Oraz innych znanych artystów scen polskich i estrady
W Sali Kongresowej Pałacu Kultury i Nauki
Z okazji kolejnych rocznic Rewolucji Październikowej,
albo na przykład z okazji Dnia Kobiet
Bądź jakiejś innej socjalizm wzmacniającej okoliczności
Kiedy zaś byłem bliżej schyłku nastolecia swego
Na imprezy te chadzać przestałem
Zachowując jednak bilety
Z nadrukowanym konturem
Pałacu Kultury i Nauki
By wykorzystać je po drobnej korekcie daty
Przy pomocy dziecięcej drukarenki
Na „Gitariady” i „Muzykoramy”
I podobne nieodżałowane imprezy
Tamtych lat
Odcinek 6
Niedobrze mieć starszego brata
Szczególnie wtedy gdy ów starszy brat
Jest zdania
Że niedobrze mieć brata młodszego
Mój najpewniej tego zdania był
Czmychnął na Zachód
Pozbawił mnie szans na paszport
Pozostawiając w zamian wolny pokój.
Tymczasem
Wiadomo było, że
Na drogę do szczęścia i pomyślności
Wstępuje się z paszportem
A zatem
Mogłem już sobie odpuścić szczęście i pomyślność
I poszwendać się po życiu
Ot, tak
Później
Niekiedy
Osoby poważne, skrzętne, połyskliwe
Kierowały ku mnie zachęty
Abym zalety swego umysłu i charakteru
Wniósł do towarzystwa
Ku wzajemnemu pożytkowi
To jednak wykraczało poza moje możliwości
Musiałem się pilnować
Nie mogłem się spuścić z oka
By się nie zgubić
Odcinek 7
Zośkę poderwałem na osiedlu
Choć mocno to powiedziane
Ot, spotkaliśmy sie jak to młodzi wiosną
— Samo wyszło.
Przyjechała z Kutna do ciotki
By przygotować się do egzaminu na studia
Ja też
Zajmowałem się właśnie tym samym
Od dziesiątej do pierwszej
Spędzaliśmy czas na moim tapczanie
A potem
Zośka szła na korepetycje do doktora Z.
(Mającego zasiadać w komisji egzaminacyjnej)
— Przespałam się wczoraj z doktorkiem
Powiedziała któregoś przedpołudnia
— A jak było? — zapytałem grzecznie
— E, tam — odpowiedziała uprzejmie
I zamilkliśmy na całe pół minuty
— Kochałeś mnie… — odezwała sie w końcu cicho
Doktor Z. rozczarował raz jeszcze
I żadne z nas tego roku, rzecz jasna, studiów nie
podjęło
Zośka wróciła do Kutna
Tak to miłość przechadzała się koło mnie raz po raz
Uśmiechając się dobrotliwie
Albo też i patrząc krzywo
Wprawiała mnie
W zakłopotanie
Odcinek 8
W wagonowni PKP było mi dobrze
Bo prace miałem bezstresową
I urozmaiconą
Albowiem
Naprawiałem grzejniki, wymontowując je
Spod siedzeń wagonów pasażerskich
Klasy drugiej i pierwszej, w tym sypialnych
Zarzucałem je na barki i niosłem do warsztatu
Gdzie lutowałem rozłączone końcówki przewodów
Po czym zanosiłem je z powrotem i montowałem
Pod siedzeniami w przedziałach klasy drugiej i pierwszej
W tym sypialnych.
Takie sobie fajne znalazłem zajęcie
gdym już w połowie
pierwszego semestru wyleciał
ze Studium Nauczycielskiego „za czyny uchybiające…
oraz arogancję …” O jojoj…
A można było przy tej robocie przespać sie i zamyślić
Pożartować z paniami z brygady sprzątaczek
Zapalić z chłopakami od stukania w obręcze kół
A szczególnie
Można było w spokoju opustoszałych na bocznicy
wagonów
Układać odpowiedzialny plan, znaleźć pomysł na życie
całe
Niestety
Nim myśli swoje złożyłem do końca
Pracy tej musiałem poniechać ponieważ
Po piętach deptało mi wojsko
I raz dwa musiałem rozpocząć jakieś nowe studia
Odcinek 9
Ja i kumpel mój ówczesny
Stawiliśmy się na dziedzińcu Uniwersytetu
Gdzie formowała sie liczna reprezentacja uczelniana
By wziąć udział w 1 -wszo Majowym pochodzie
Akurat przenieśliśmy się z
Akademii Teologii Katolickiej
Więc zachętę do udziału w pochodzie
Przyjęliśmy jako wyzwanie
Któremu sprostamy
By umocnić dziekana
W poczuciu słuszności
Naszej obecności na
Jego Wydziale
Szliśmy..
Było miło, słonecznie, niespiesznie i kolorowo
Zagadaliśmy się w tym pogodnym marszu w środowisku
akademickim
Tak, że
W polu naszego widzenia pojawiła się nagle
Trybuna honorowa
A na niej
Edward Gierek
I towarzystwo
Zbyt już byliśmy blisko by
Zrobić krok w bok
W tym miejscu ulica ogrodzona już była linami
I szpalerem milicjantów
Zatem by zachować godność
Nie wstydzić się przed samym sobą
I nie defilować przed tą trybuną
Ruszyliśmy nerwowo pod prąd
Wbrew pochodowi
I tacy to z nas byli
Opozycjoniści
Odcinek 10