E-book
4.41
drukowana A5
20.64
Z przeproszeniem Prawdziwych Poetów

Bezpłatny fragment - Z przeproszeniem Prawdziwych Poetów

Objętość:
102 str.
ISBN:
978-83-8104-822-4
E-book
za 4.41
drukowana A5
za 20.64

Wstęp

Jest tak

Jak wtedy

Kiedy

Bańka mi siada gdy się napiję

A coś tam w duszy szepnie: „nalej…”

No to nalewam … —

Tu :

piszę dalej


Jak gdyby nigdy nic

Zamiast

Pobiegać po wydawcach

By się dowiedzieć czy warto …

Zaczynam pisać

„Część czwartą”

Lecz

W porze bliskiej flaszki dna

Powiedzmy szczerze miedzy nami:

A chuj z wydawcami…


Ja tu pisze — rzecz jasna -z tęsknoty

za prawdą

którą

i tak schowałem

(siląc się na nieco gracji)

bo prawda

jak mówił ksiądz profesor G.

Tkwi w nas

dla kontemplacji…

Część pierwsza

Odcinek 1

Kiedy się traci w 2002

Mocno zasiedziałą posadę

Za 40 % podatku dochodowego

Od osób fizycznych

W czasie

Gdy ni stąd ni zowąd

W sprawach seksu stajesz się

Dobrotliwie refleksyjny

A poza tym

Jest tak

Że

Bezrobocie sięga gdzieniegdzie może i 20 %

To, rzecz jasna oznacza, że

Masz już z górki

I — jeśli mamy coś ze sobą wspólnego- to

Raczej nie będziesz miał następnej posady

Za 40 % podatku dochodowego

Od osób fizycznych.


I teraz oto

Możesz się wreszcie zastanowić

Możesz sie wreszcie pochylić ku sobie

Możesz zadać sobie to pytanie:


— A od jakiegoż to ja siebie sie oddaliłem

Skoro

Miałem posadę aż za 40 %

Podatku dochodowego

Od osób fizycznych

Będąc

( z przeproszeniem Prawdziwych Poetów)

Poetą od dziecka?

Odcinek 2

O, rzecz jasna

Można by, przy okazji

Przeprosić

Parę innych osób

Spośród których

Znaczna część

Przeproszenie moje

Skwitowała by niepięknie

Ale byłoby im miło


Nie mówię tu o tych

Którym wyszedłem naprzeciw

Gdy akurat szukali frajera

A ja zrobiłem zamaszyste kroki dwa

I zatrzymałem się

Poglądając

Jak topnieje

Nieczysta ich nadzieja


Albo o tych, którzy

Zniecierpliwieni oczekiwaniem

Aż powinie mi się noga

Redukowali szanse

Przyjaźnie mi rezerwowane

Innych bym sobie w tej sprawie wynalazł.


Z pewnością psychologowie

(oczywiści nie tylko, nie tylko…)

Mają na podobne mojemu przypadki

Odpowiedni szablon

Na przykład Nr 27 albo może lepiej 28 c

Który gotowi by przyłożyć

Ustawiwszy mnie pod światło

By już za drugim podejściem

Wydać z siebie ukontentowane

„No..!”


Ja jednak postanowiłem złożyć

Swój samolocik sam

Nie bacząc, że raz po raz

Opada mi skrzydło albo i dwa

W końcu

Postawię go sobie za szybą biblioteczki

A kto rzuci okiem

Zaraz zakrzyknie

— Całkiem jak prawdziwy!

Odcinek 3

Poza wszystkim

Co należało

Przeczytałem trzy antologie poezji oraz

Parę filozoficznych książek

Prawie do końca


A znałem też sporo osób

Czytających ambitnie

Są tacy…

Prymusi

Prymulki, nawożone adoracją mam

Zadowoleniem nauczycieli

Przesiąknięci chwastobójczym środkiem

Nienagannych manier

Z większą uwagą śledzący

Jak cokolik ich wzrasta

Niż przyrost biustu

Najładniejszej dziewczyny w szkole

— Nie do nich należałem.


Ale miałem też dobre stopnie

Z teodycei

Z dogmatyki

I z ćwiczeń z teologii

Lecz, szczerze mówiąc

„Drogi laikat”

Studiujący kanoniczne prawo

Traktowany był wyrozumiale

Wiadomo było, że

Nie z bojaźni bożej lecz

Ze strachu przed wojskiem

Niektórzy z nas

Pochylili sie nad Pismem


Później, na Uniwersytecie

Widziałem innych

Jak dorośleli

Wprawiali sie do dostojeństwa

Mieli Plany!

Jak gdyby mieli w sobie wszystko poukładane

Jak gdyby doprawdy nie mieli z sobą już nic innego do

zrobienia

Ja zaś

Stale nie gotowy byłem

I żyłem jakby w odwrotną stronę

Jak gdybym wciągnął potężny haust

Jakiegoś

Lekkodusznego gazu

By wychynąć ponad powierzchnię

Tej

cokolwiek dziwnej

rzeczywistości owych lat siedemdziesiątych..

Wychynąć

niczym podtopiony balonik

wabiąc

Kolorami Młodości

Odcinek 4

— Witek, gdzie byłeś wczoraj?! — wrzasnął z końca korytarza

Wychowawca

A ryknąć musiał donośnie, bo tumult tam panował

Jak to podczas przerwy

— Jak zwykle w szkole, panie profesorze! —

odkrzyknąłem mu ze swadą

Wszak wiedział, że nie była to prawda, żart jedynie przekorny

Nic jednak nie mogliśmy na to poradzić, że

wagarowałem stale

Choć właśnie powtarzałem klasę

Ponieważ

Technikum Kolejowe to nie było miejsce dla mnie

A każda inna szkoła też nie byłaby miejscem dla mnie

właściwym

Powinienem mieć guwernera

A niech by i guwernantkę


Wychowawca podszedł i popatrzył mi badawczo w oczy

— Nie każdego tu stać na dorosłą kochankę —

powiedział

Wskazując kciukiem na grupę moich kolegów

Po czym

Przez chwilę milczeliśmy zgodnie

Rozległ się dzwonek na lekcję i weszliśmy do klasy na

Godzinę wychowawczą


Musiał mu donieść Waldek albo Brykiet

( Nie pamiętam który z nich wpadł na pomysł

Byśmy któregoś jesiennego wieczoru

Zrzucili się na pół litra wódki dla woźnego

Który nas w zamian wpuścił do pokoju nauczycielskiego

I wstawialiśmy stopnie do dziennika sobie i kolegom

Prymusom trzy mniej, sobie też nie wybitnie ale

Zawsze nieco lepiej niż nam belfer z namaszczeniem

wpisał

Rozmaite miewaliśmy pomysły)


Ostatecznie pozwolili mi zdać maturę

Ponieważ byli wybitnymi pedagogami

Ponieważ ojciec mój „to taki przyzwoity człowiek”

I coś tam jeszcze.

Odcinek 5

W niektóre cieple niedziele

W Ogrodzie Saskim albo w Łazienkach

Ojciec mój rysował portrety

Kredkami świecowymi albo pastelami

I rozdawał je pozującym spacerowiczom

No chyba, że który zaparł się by coś zapłacić


Malował też obrazy olejne i malowanie to niedzielne

Utkwiło mi w pamięci tak samo jak

Pijackie brewerie z dni powszednich

„Wszystko przez kolegów z pracy” — mówiła Matka

Choć z pewnością nie wyłączna to była przyczyna


Chadzali do teatrów i na występy estradowe

Albowiem Matka jako beneficjent ówczesnego ustroju

Chętnie korzystała z biletów

Rozprowadzanych przez Radę Zakładową

I zakładała czeską biżuterię i suknię z czerwonej tafty

Zaś Ojciec, znacznie starszy w minionych osadzony

czasach

Zadłużonego majątku, guwernera i służącej Celiny…

Uczestniczył w tym bezpretensjonalnie

A i nie zawsze z chęcią


I ja niejeden raz dzięki Jej zabiegliwości

Obejrzałem Zespół Pieśni i Tańca „Mazowsze”

Oraz innych znanych artystów scen polskich i estrady

W Sali Kongresowej Pałacu Kultury i Nauki

Z okazji kolejnych rocznic Rewolucji Październikowej,

albo na przykład z okazji Dnia Kobiet

Bądź jakiejś innej socjalizm wzmacniającej okoliczności

Kiedy zaś byłem bliżej schyłku nastolecia swego

Na imprezy te chadzać przestałem

Zachowując jednak bilety

Z nadrukowanym konturem

Pałacu Kultury i Nauki

By wykorzystać je po drobnej korekcie daty

Przy pomocy dziecięcej drukarenki

Na „Gitariady” i „Muzykoramy”

I podobne nieodżałowane imprezy

Tamtych lat

Odcinek 6

Niedobrze mieć starszego brata

Szczególnie wtedy gdy ów starszy brat

Jest zdania

Że niedobrze mieć brata młodszego

Mój najpewniej tego zdania był

Czmychnął na Zachód

Pozbawił mnie szans na paszport

Pozostawiając w zamian wolny pokój.


Tymczasem

Wiadomo było, że

Na drogę do szczęścia i pomyślności

Wstępuje się z paszportem

A zatem

Mogłem już sobie odpuścić szczęście i pomyślność

I poszwendać się po życiu

Ot, tak


Później

Niekiedy

Osoby poważne, skrzętne, połyskliwe

Kierowały ku mnie zachęty

Abym zalety swego umysłu i charakteru

Wniósł do towarzystwa

Ku wzajemnemu pożytkowi

To jednak wykraczało poza moje możliwości


Musiałem się pilnować

Nie mogłem się spuścić z oka

By się nie zgubić

Odcinek 7

Zośkę poderwałem na osiedlu

Choć mocno to powiedziane

Ot, spotkaliśmy sie jak to młodzi wiosną

— Samo wyszło.


Przyjechała z Kutna do ciotki

By przygotować się do egzaminu na studia

Ja też

Zajmowałem się właśnie tym samym


Od dziesiątej do pierwszej

Spędzaliśmy czas na moim tapczanie

A potem

Zośka szła na korepetycje do doktora Z.

(Mającego zasiadać w komisji egzaminacyjnej)


— Przespałam się wczoraj z doktorkiem

Powiedziała któregoś przedpołudnia

— A jak było? — zapytałem grzecznie

— E, tam — odpowiedziała uprzejmie

I zamilkliśmy na całe pół minuty

— Kochałeś mnie… — odezwała sie w końcu cicho

Doktor Z. rozczarował raz jeszcze

I żadne z nas tego roku, rzecz jasna, studiów nie

podjęło

Zośka wróciła do Kutna


Tak to miłość przechadzała się koło mnie raz po raz

Uśmiechając się dobrotliwie

Albo też i patrząc krzywo

Wprawiała mnie

W zakłopotanie

Odcinek 8

W wagonowni PKP było mi dobrze

Bo prace miałem bezstresową

I urozmaiconą

Albowiem

Naprawiałem grzejniki, wymontowując je

Spod siedzeń wagonów pasażerskich

Klasy drugiej i pierwszej, w tym sypialnych

Zarzucałem je na barki i niosłem do warsztatu

Gdzie lutowałem rozłączone końcówki przewodów

Po czym zanosiłem je z powrotem i montowałem

Pod siedzeniami w przedziałach klasy drugiej i pierwszej

W tym sypialnych.

Takie sobie fajne znalazłem zajęcie

gdym już w połowie

pierwszego semestru wyleciał

ze Studium Nauczycielskiego „za czyny uchybiające…

oraz arogancję …” O jojoj…


A można było przy tej robocie przespać sie i zamyślić

Pożartować z paniami z brygady sprzątaczek

Zapalić z chłopakami od stukania w obręcze kół

A szczególnie

Można było w spokoju opustoszałych na bocznicy

wagonów

Układać odpowiedzialny plan, znaleźć pomysł na życie

całe

Niestety

Nim myśli swoje złożyłem do końca

Pracy tej musiałem poniechać ponieważ

Po piętach deptało mi wojsko

I raz dwa musiałem rozpocząć jakieś nowe studia

Odcinek 9

Ja i kumpel mój ówczesny

Stawiliśmy się na dziedzińcu Uniwersytetu

Gdzie formowała sie liczna reprezentacja uczelniana

By wziąć udział w 1 -wszo Majowym pochodzie


Akurat przenieśliśmy się z

Akademii Teologii Katolickiej

Więc zachętę do udziału w pochodzie

Przyjęliśmy jako wyzwanie

Któremu sprostamy

By umocnić dziekana

W poczuciu słuszności

Naszej obecności na

Jego Wydziale

Szliśmy..


Było miło, słonecznie, niespiesznie i kolorowo

Zagadaliśmy się w tym pogodnym marszu w środowisku

akademickim

Tak, że

W polu naszego widzenia pojawiła się nagle

Trybuna honorowa

A na niej

Edward Gierek

I towarzystwo


Zbyt już byliśmy blisko by

Zrobić krok w bok

W tym miejscu ulica ogrodzona już była linami

I szpalerem milicjantów

Zatem by zachować godność

Nie wstydzić się przed samym sobą

I nie defilować przed tą trybuną

Ruszyliśmy nerwowo pod prąd

Wbrew pochodowi


I tacy to z nas byli

Opozycjoniści

Odcinek 10

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 4.41
drukowana A5
za 20.64