E-book
14.18
drukowana A5
21.41
drukowana A5
Kolorowa
39.99
Z pamiętnika dyslektyka

Bezpłatny fragment - Z pamiętnika dyslektyka


Objętość:
33 str.
ISBN:
978-83-65236-64-7
E-book
za 14.18
drukowana A5
za 21.41
drukowana A5
Kolorowa
za 39.99

Słowo wstępne

„Z pamiętnika dyslektyka” jest fragmentem Moich wspomnień, w których wprawdzie pojawia się dysleksja, ale jest ona trochę na marginesie. Czasami znika i jakby nie istniała w moim życiu. Przez długie lata naprawdę nie istniała, bo najpierw nic na ten temat nie wiedziałam, a potem myślałam, że jak już dobrze piszę i czytam to mnie ona nie dotyczy. Nie przypuszczałam, że ma się ją przez całe życie, że wywiera na nie zasadniczy wpływ. Był też czas, że wstyd się było do niej przyznać, gdyż masowo załatwiano zaświadczenia z diagnozą „Dysleksja” dla dzieci z inteligencją poniżej normy, czyli mniejszą niż 70 punktów w skali Wechslera.

Teraz o niej piszę, bo zbiegła się w mojej rodzinie z innymi problemami i przelała kielich goryczy. Oto dwa króciutkie fragmenty ze wspomnianego tekstu.

[…] Ostatnio śniła mi się pajęczyna. Zdejmowałam ją razem z gałązkami zieleni. Zielone gałązki planowałam powiesić z powrotem na ścianie. Jak na razie ich nie powiesiłam.

 Pajęczyna jest symbolem naszego życia oraz pustki, jaka w nim zagościła, a także smutku i melancholii. Jest ona również obrazem naszych relacji z otaczającym światem.

 Niszczenie pajęczyny chęć uporządkowania siebie i otaczającej rzeczywistości. — Czytam w internetowym senniku. I stwierdzam, że to, co obecnie robię jest porządkowaniem siebie i tej rzeczywistości. Czy mi się to uda?

[…] Były też w moim życiu bardzo intrygujące i miłe chwile, tak charakterystyczne dla dzieciństwa wolnego ptaka, jakim byłam. Przez te lata, ale także jako osoba dorosła, miałam niezwykłe marzenia i sny, w których pokonując w dziwny sposób aerodynamikę, unosiłam się poruszając rękami i fruwałam nad okolicą.

Fantastyczne widoki i wrażenia z tych snów są podobno niezwykłością wynikającą z innego, niż u większości ludzi myślenia niewerbalnego, tak charakterystycznego dla dysleksji. Wyczytałam to w książce „Dar dysleksji”*. Wiem, że mam większość z poniższych „darów” i dwójka moich dzieci też. Niedawno wyczytałam, co o lataniu w snach mówią psycholodzy. Podobno lot we śnie symbolizuje radość i wyzwolenie. […] Sen o lataniu opisywany jest jako doświadczenie pozytywne i bardzo radosne. […] Oznacza przejmowanie kontroli nad własnym życiem. Jeśli we śnie lecisz z łatwością i cieszysz się rozpościerającym się pod sobą krajobrazem, oznacza to, że w życiu bierzesz odpowiedzialność za własne czyny. Sen o lataniu jest symbolem wolności. Zdolność do lotu we śnie oznacza, że nie ma dla ciebie rzeczy niemożliwych. Latanie we śnie odzwierciedla chęć ucieczki od codziennych stresów i presji wywieranej przez otoczenie.


*Ronald Davies, autor Daru dysleksji, podaje pozytywne aspekty dysleksji, do których należą:


— korzystanie z wrodzonej umiejętności przetwarzania i kreowania doznań percepcyjnych,


— większa wrażliwość na otoczenie,


— myślenie obrazami, nie słowami (w czasie 1 sekundy osoba myśląca werbalnie może mieć od dwóch do pięciu myśli w postaci pojedynczych słów, natomiast osoba myśląca niewerbalnie 32 obrazy myślowe),


— świetna intuicja i przenikliwość,


— myślenie i spostrzeganie ma charakter polisensoryczny i polimodalny (osoby z dysleksją wykorzystują wszystkie zmysły),


— realistycznie przeżywanie swoich myśli, żywa wyobraźnia, kreatywność/ myślenie lateralne.

Jak objawiła się w moim życiu

Od czasu, gdy w ubiegłym wieku borykałam się osobiście i trochę zawodowo z dysleksją, wiedza ludzka poczyniła duże postępy. Naukowe fakty są liczne, ale mało — moim zdaniem — jest opisów tego zaburzenia z pozycji dorosłego dyslektyka, czy z punktu widzenia matki dziecka z dysleksją. Postanowiłam przy okazji pisania wspomnień przytoczyć je, bo może moje obserwacje wspomogą lub uchronią kogoś przed błędnymi decyzjami, albo dodadzą mu sił, w pokonywaniu związanych z nią trudności.

Myślę, że kiedyś wielkim problemem była krótkowzroczność. Wykluczała ona w rywalizacji o miejsce w grupie szkolnej, czy społecznej. A obecnie, przy dobrej korekcie, to już żadna sprawa. Pocieszam się, że podobnie, a nawet lepiej będzie z dysleksją — znikną negatywy a pozostaną tylko jej dobre strony — a takich w krótkowzroczności trudno się przecież dopatrzyć.

Powtórzę jeszcze sentencję:


Nie ta rodzina jest dobra, która nie ma problemów, ale ta, która umie je rozwiązać.

Nasz syn

W 1982 roku nasz dziewięcioletni syn trafił z objawami nerwicowymi i zaburzeniami emocjonalnymi do Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie. Gdy Rafałek miał pięć lat sami zgłosiliśmy się do poradni pedagogicznej, bo miałam wątpliwości, czy powinien rozpocząć naukę w klasie pierwszej, czy też pozostać w „zerówce”. Obserwowałam niewielką wadę wymowy i wydawało nam się, że jest jeszcze bardzo dziecinny. Co ważne, to urodził się w grudniu i w pierwszej klasie byłby jednym z najmłodszych uczniów. Więcej problemów nie zauważałam.

Badanie psychologiczne w poradni wykazało bardzo wysoką inteligencję naszego młodszego synka. Byłam z niego dumna i chwaliłam się tym wszystkim wkoło. Iloraz Inteligencji synka to 148 w skali Wechslera, czyli bardzo wysoka. Miał też duże zdolności do abstrakcyjnego i niekonwencjonalnego myślenia oraz niestety nadwrażliwość emocjonalną.

Decyzji o odroczeniu nie podjęto. Zostawiono ją nam i lekarzowi. Psycholog argumentowała, że te jego problemy nie przejdą w ciągu jednego roku i stąd ta decyzja. No to zdecydowaliśmy, aby go nie odraczać. Klasa pierwsza przeszła względnie. Wprawdzie nauczycielce coś się nie podobało, ale nie umiała nazwać jego problemów.

— On jest jakiś dziwny — mówiła. Rozumie wszystko, czasem powie coś, o czym nie wie nikt z całej klasy, ale brzydko i powoli pisze, a czasami bazgrze coś z tyłu zeszytu.

Do dużego wojewódzkiego miasta przeprowadziliśmy się, gdy synek skończył siedem lat. Zapisaliśmy go do drugiej klasy w nowej, dużej, osiedlowej szkole. Zaczął się dla nas wszystkich straszny koszmar. Dzienniczek roił się od uwag. Rafałek to, Rafał tamto. Kiedyś zostałam wezwana do szkoły, gdzie nauczycielka ze słowami „to jest Rafała rysunek z wakacji”, przekreśliła jego pracę — ścięty sad. Według mnie praca była oryginalna i pełna emocji przeniesionych z wakacyjnych przeżyć. (Teraz wiem, że jego rysunki były bogate w treść, ale forma była poniżej przeciętnej). Widać było, że ta pani tego nie wie i nie ma do naszego syna cierpliwości, więc przenieśliśmy go do innej klasy. Niestety poprzedni rok był stracony dla nauki i postępów w rozwoju. Ciągłe uwagi, brak akceptacji, zrobiły swoje. Nasiliły się objawy nerwicowe, musiał brać leki, co z kolei odbijało się na przyswajaniu wiedzy, bo po nich był ospały i spowolniony. Trwało to na szczęście krótko, bo lekarka z Centrum Zdrowia Dziecka zalecała tylko leki na lepsze krążenie mózgowe typu Nootropil i witaminy z grupy B na wzmocnienie systemu nerwowego.

Dodatkowa, niezwiązana z nerwicą, lecz z dysleksją niezręczność ruchowa spowodowała, że dzieci przezywały go słoń, pewnie taki w składzie porcelany, bo gruby i ciężki przecież nie był.

Potem przyszły dyktanda, które stały się prawdziwą udręką.

Klasówka z matematyki. IV klasa

Rafał potrafił zrobić trzy błędy w jednym wyrazie. Dostaliśmy ćwiczenia do odrabiania w domu. Jedno z nich polegało na układaniu zdań z trudnymi wyrazami. Syn wtedy napisał słynne już w całej rodzinie zdanie „zwierzęta, za najmniejsze przewinienie idą na rożen”. Nie orientowaliśmy się wtenczas, że u dyslektyków pisanie dyktand w domu nie jest wskazane, a w szkole mogą pisać z wszystkimi dziećmi, ale nie na ocenę. Nasz synek pisał na ocenę, i to była jedna z przyczyn nasilania się objawów nerwicowych. Byłam tym wszystkim bardzo zmęczona. Nauczyciele i pedagodzy z poradni obwiniali nas. Moja koleżanka lekarka stwierdzeniem:

— Marysiu, to nie jest twoja wina, to taki system nerwowy — uratowała mnie przed całkowitym załamaniem.

W Międzylesiu potwierdziła się jego bardzo wysoka inteligencja. Stwierdzono także skrzyżowaną lateralizację, dominację lewego oka nad prawym, zaburzoną orientację w schemacie ciała, ale wtedy jeszcze nie padło słowo dysleksja. Przy okazji lekarka zbadała mnie i stwierdziła, że mam takie samo zaburzenie. Powiedziała, że na pewno mam problemy z koordynacją ruchową i problemy manualne. Uśmiechnęła się i rzekła.

— Na drutach to pani na pewno nie robi.

— Jak to? Robiłam. Właśnie skończyłam pięknym angielskim ściegiem sweter dla męża. Co ze mną jest nie tak?

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 14.18
drukowana A5
za 21.41
drukowana A5
Kolorowa
za 39.99