E-book
Bezpłatnie
Z drugiej strony nieba

Bezpłatny fragment - Z drugiej strony nieba


Objętość:
35 str.
ISBN:
978-83-8431-451-7

Pobierz bezpłatnie

„Z drugiej strony nieba”

autor anonimowy

Prolog

Nagle mój umysł zaczął mówić do mnie tak, jakby znał język bogów.

Wszystko miało znaczenie.

Każde słowo w telewizji było kodem.

Ludzie na ulicy — aktorami.

Zdarzenia — znakami.

W tym stanie człowiek czuje się jak prorok albo bóg.

Tylko że potem…

…jest się już tylko wrakiem.

Rozdział I — Nikt

(z książki „Z drugiej strony nieba”, autor anonimowy)


Nie powiem, jak mam na imię.

To nie ma znaczenia.

To, co chcę opowiedzieć, nie dotyczy konkretnej osoby.

Dotyczy pewnego stanu. Czy jest wielu, którzy zrozumieją, a jak wielu z kolei zupełnie to zaneguje — nie w tym rzecz.

Chcę powiedzieć o stanie bycia naznaczonym. O stanie bycia „innym” od samego początku.

Bycia kimś, kto czuje głębiej, widzi inaczej i od dziecka wie, że świat ma więcej warstw, niż się większości zwyczajnych ludzi pochłoniętych życiowymi wyścigami wydaje.

Od najwcześniejszych lat towarzyszyło mi poczucie tęsknoty.

Nie umiałem go nazwać, ale czułem je jako ciche wołanie, które nie pochodziło stąd.

Tęsknota ta kierowała mój wzrok do góry — w niebo.

Patrzyłem w niebo instynktownie. Spędzałem długie chwile, wpatrując się w niebo — na podwórku, w drodze do szkoły, przez okno wieczorem.

Niebo było ciche, ogromne, bezkresne, spokojne i prawdziwe.

Nie oceniało.

Nie próbowało mnie zmieniać.

Nie chodzi o to, że czekałem na coś. Nie chodzi o to, że spodziewałem się czegoś.

Nie szukałem tam niczego, żadnych znaków ani sensacji.

Po prostu czułem, że tam jest coś, co mnie zna. Jakaś hipnotyzująca harmonia i równowaga, które mnie ogarniają, niby ojciec swoją dłonią ogarnia główkę dziecka, i daje spokój tym, że jest. A to że jest, sprawia że mu ufam. Patrząc w niebo czułem się u siebie. Jak w łonie matki. Jak u Boga pod piecem.

Było pierwszym miejscem, w którym czułem się bezpiecznie.

W szkole nie zawsze było łatwo.

Z początku trudno było mi nawiązywać relacje z rówieśnikami.

Czułem się inny, mniej „dopasowany”.

Ale z czasem zawsze znajdowałem wspólny język.

Zostawałem częścią paczki.

Nie przez wysiłek — po prostu przez bycie sobą.

Kiedy tylko nauczyłem się czytać, zacząłem pochłaniać książki.

Ale nie bajki o księżniczkach. Nie podręczniki do przyrody. Ciekawiły mnie zupełnie inne rzeczy. Pociągały mnie rzeczy, które były tajemnicze i wciągające. Jedna po drugiej otwierały mi one inne zakątki tych niezwykłości, o których nie słyszało się ani w domu, ani w szkole, ani w sklepie przy zakupach, ani na ploteczkach u sąsiadek. Telewizja i radio też zawzięcie milczały na te tematy. Kiedy z ekranu wyskakiwały gadające głowy o obradach partii, a z eteru głośników snuły się informacje o stanie wód na Wiśle i Odrze, oraz ogłaszano poziom zasilania pierwszy, mnie pochłaniał całkowicie odmienny świat, jakże daleki od zwykłych spraw. Były to książki, które otwierałem jak tajemnicze pudełka pełne niespodzianek. Były to książki o zjawiskach niewyjaśnionych. O innych światach.

To było coś, co we mnie już żyło, istniało wcześniej.

Czytałem, żeby nazwać to, co czułem zanim umiałem mówić. Coś, co zanim potrafiłem pojąć było już częścią mnie samego.

W szkole zdarzało się, że wybiegałem przed szereg.

Miałem w sobie pewną naturalną dojrzałość, głębszą wiedzę, którą nosiłem bez potrzeby popisywania się.

Nigdy nie chciałem imponować.

Ale sądzę, że to właśnie ta postawa — spokojna, cicha pewność — potrafiła drażnić.

Niektórzy to szanowali.

Inni nie rozumieli.

Czasem byłem za cichy, czasem mówiłem zbyt szybko.

Ale to wszystko było mniej ważne. Ja miałem inny wgląd. Ja patrzyłem w niebo.

Widziałem rzeczy, które trudno było nazwać.

Na niebie pojawiały się obiekty — trójkątne, ciemne, bezdźwięczne.

Czasami światła, które poruszały się w sposób nielogiczny.

Nie bałem się.

Czułem tylko, że to nie były halucynacje, ani wyobraźnia.

To było… znajome.

Jakby fragment świata, który znałem zanim się tu pojawiłem,

pokazywał się na chwilę — tylko dla mnie.

Nie analizowałem tego.

Nie miałem potrzeby, żeby to rozumieć.

Bo tak naprawdę — byłem jeszcze dzieckiem.

Uczniem szkoły podstawowej,

gdzieś przed szóstą klasą.

Wtedy po prostu patrzyłem w niebo z sercem pełnym tęsknoty,

czytałem książki, które mówiły językiem mojego wnętrza,

i czułem się mniej samotny.

Później wszystko się zmieniło.

Bo od szóstej klasy…

przeniosłem się na wieś.

Rozdział II — Cisza

(z książki „Z drugiej strony nieba”, autor anonimowy)


Przeprowadzka na wieś nie była zaskoczeniem.

Była planowana od lat.

Rodzice długo przygotowywali się do tego kroku, choć ja, jako dziecko, nie do końca rozumiałem, co to znaczy „zmienić miejsce życia”.


W końcu nadszedł ten dzień.

Nowa szkoła. Nowi ludzie. Inne dźwięki. Inne światło.

Inne niebo.


Zamiast ulic, pojawiły się pola.

Zamiast bloków — przestrzeń.

I to właśnie ta przestrzeń została ze mną na długo.

Była czymś więcej niż otoczeniem.


Mieliśmy dużo terenu dookoła domu.

Często chodziłem po nim samotnie, w ciszy, w skupieniu.

Nie z nudów. Nie z braku zajęcia.

Po prostu… żeby patrzeć w niebo.


To było coś, co robiłem naturalnie.

Jak odruch, jak modlitwa, jak oddech.


Niebo na wsi było inne niż w mieście.

Większe. Dalsze, a zarazem bliższe.

Czasem potrafiło zamilknąć do tego stopnia, że świat wydawał się zatrzymany.


W jednej z takich chwil zobaczyłem coś, co zapamiętam na zawsze.

Samolot wojskowy — MiG-21.

Leciał tak nisko, że widziałem sylwetkę pilota.

Przemknął nad naszym terenem bokiem, niemal dotykając koron drzew.


Ale to, co uderzyło mnie najmocniej…

nie wydawał żadnego dźwięku.

Żadnego.


Nie było huku, ryku, przeciągu.

Tylko obraz — szybki, nierealny — jakby wycięty z innej rzeczywistości i wklejony w naszą.


Pobiegłem do ojca.

Opowiedziałem o wszystkim.

Wzruszył ramionami.

„Gdyby to był MiG, szyby by wyleciały” — powiedział surowo.


Ale ja wiedziałem, że to się wydarzyło.


Tamten dzień, tamto niebo, tamten samolot — były prawdziwe.

Niezależnie od wyjaśnień.


To nie była fantazja.

To był znak.

Nie dla wszystkich — dla mnie.


Mimo że nie mówiłem o tym rówieśnikom, nie byłem całkiem sam w swoich zainteresowaniach.

Po godzinach zajęć zdarzało mi się zostawać w szkole.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.

Pobierz bezpłatnie