E-book
22.05
Wyznanie bulimiczki

Bezpłatny fragment - Wyznanie bulimiczki

Uwolnij się wreszcie.


Objętość:
80 str.
ISBN:
978-83-8245-214-3

Spis treści


WARTOŚCI, ŻYCIE, ŚWIADOMOŚĆ JEDZENIA,


ROZDZIAŁY:

— POWÓD CZYLI JAK WSZYSTKO SIĘ ZACZĘŁO

— ZMIANY I STAWIANIE PIERWSZYCH KROKÓW

— CIEKAWOSTKI KULINARNE-ILE CZEGO NAM POTRZEBA

— BYCIE GŁODNYM

--- RÓŻNORODNOŚĆ

— SILNA WOLA

— UMIAR

— KORZYŚCI


1

Często zastanawiam się, czy dobrze robię. Co to znaczy dobrze? Zgodnie z normami społeczno-kulturowymi, dobrze w mniemaniu innych, oczach matki, ojca? Dobrze może mieć wiele znaczeń. Dobrze postępować każdego dnia, w moim mniemaniu, to czynić tak bym patrząc na poprzednie minuty, godziny nie żałowała swoich decyzji i wyborów. Dobrze, w moim mniemaniu to postępować nie czyniąc krzywdy, przykrości, rozczarowań oraz zawodu swoim bliskim. Dobrze znaczy dla mnie w zgodzie ze swoim systemem przyjmowanych wartości. Dobrze robić i żyć znaczy być świadomą swoich nastrojów i humorów, akceptować złe samopoczucie jak i wzniosłe momenty.

Dużo nauczyłam się ostatnio o akceptacji oraz noszeniu żalu w sobie. Żal jest jak kotwica która trzyma nas w miejscu, nie powala wypłynąć na szerokie wody. Ciągnie w dół, odbiera siły, zamienia słodki smak życia w gorzki. Zbiera teraźniejszość, trzymając nas w sidłach przeszłości, a przecież tego nie chcemy. Jak my wszyscy pragniemy żyć? Szczęśliwie i dobrze. Statecznie.

Otwieranie się na nowe doznania, pomoże nam w poszukiwaniu szczęścia. Pomoże nam w akceptacji samych siebie, naszych decyzji i postępowań. Pomoże nam zrozumieć dlaczego postąpiliśmy tak a nie inaczej. Pomoże nam cieszyć się z małych rzeczy i nawet tych nie przyjemnych zdarzeń — bo to one są najcenniejszymi lekcjami. Nie unikajmy więc ich, zaakceptujmy i podziękujmy. Wyjdź z domu, zajrzyj w głąb serca swego i zastanów się minutę, dlaczego dana sytuacji miała miejsce i co się takiego wydarzyło. To jest sygnał i znak — pozwól sobie dostać odpowiedź — pomyśl.

Trudne i skrajne sytuacje uczą nas pokory i dają nam siłę — z marnym skutkiem jednak, jeśli sobie nie uświadomimy ich racji bytu.

Akceptacja, wdzięczność, empatia

Wyobraź sobie, że każda sytuacja która się Tobie przydarza daje Ci dwie możliwości wyboru — możesz podjąć działanie lub pozostać bierna. Możesz wybrać bezpieczny wariant, nie podejmując działań lub wyjść ze strefy komfortu czyniąc swoje życie, takim, jakim chciałabyś by było.

Empatia pozwoli Tobie szczerze zaakceptować rzeczy które trzymały Ciebie do tej pory w miejscu. Pomoże Tobie lepiej przyjrzeć się swoim obawom i otworzyć na nowe — więcej wyrozumiałości dla siebie kobieto.

Akceptacja nieuchronności nieprzewidzianych zdarzeń nadchodzących i żalu decyzji podjętych w minionych latach pozwoli Ci podjąć krok do przodu — poczynić zmianę. Kotwica żalu, nie zadowolenia z życia nie puszczą Cię dalej. A kto w Twoim życiu rządzi? Ty czy może coś innego… Przejmij kontrolę nad sobą i swoim życiem, bliskimi i otoczeniem — jesteś tego naprawdę warta!

Wdzięczność za wszystko co do tej pory Ciebie spotkało, umożliwi akceptację tego co Cię spotyka teraz i tego co nadchodzi. Wdzięczność za każde surowe lekcje życia codziennego, wspaniale, że się wydarzyły, na pewno były to wskazówki. Wczuj się w siebie, spróbuj od rana ćwiczyć jogę i bądź co dzień świadoma, jak każda minuta w Twoim życiu jest ważna i cenna. To już tu i teraz — nie powtórzy się więcej. To już tu i teraz dzieje się ostatni raz — wiedząc to, co teraz uczynisz?

Żyjąc świadomie od rana, nie doznasz poczucia rozgoryczenia bo zawsze będziesz mogła stwierdzić, że w danym momencie w tych okolicznościach nie dało się inaczej postąpić, a najważniejszym faktem jest to, że wybrałaś świadomie najskuteczniejsze i najlepsze rozwiązanie dla siebie samej. Moją strategią życia jest podejście w taki właśnie sposób.

1. Jestem w pełni świadoma, nawet nieprzyjemnych okoliczności — akceptuję je.

2. Staram się codzienne zadania układać według swoich upodobań i systemu wartości- spełnienie.

3.Staram się codziennie priorytetyzować działania najistotniejsze do tych najmniej istotnych- energię przeznaczam na sprawy bardziej ważne.

4.Nie tracę czasu ani myśli, uczuć i emocji na sytuacje które są poza moją kontrolą na które kompletnie nie mam wpływu, oraz te które nie są sprawami priorytetowymi w danym dniu- oszczędzam energię.

5.Smucę się i jest mi przykro kiedy bliskim dzieje się krzywda, lub ktoś z moich bliskich cierpi- czuję.

6.Akceptuję fakt niezamierzonych przeciwności, chaosu i pędu życia codziennego.

5.Akceptuję fakt, że nie mam wpływu na to jakie decyzje podejmują moi bliscy oraz wszystkie istoty ludzkie, nie biorę za to odpowiedzialności.

6.Akceptuję fakt, że niepowodzenia są normalne — wzmacniają. Ja ich potrzebuję.

7.Akceptuję fakt, że czasami się gubię i nie wiem co czynię. Akceptacja zagubienia — samoświadomość.

8.Akceptuję fakt, że jestem na tym poziomie życia, że pragnę próbować i sięgać po więcej- wyrozumiałość.

9.Akceptuję fakt, że moja rodzina stanowi taką komórkę społeczną a nie inną- akceptacja własnego położenia.

10.Akceptuję fakt, że w naszym domu, żyjemy na zasadach przez nas ustalonych.

Pozdrawiam was wszystkich serdecznie Agata Redis

www.veggyagata.com

Wprowadzenie

Dlaczego jedzenie, hmmm… Dlatego, że ja odnalazłam siebie poprzez jedzenie. Najpierw jedzenie było czymś przyjemnym. Przywoływało wspomnienia z dzieciństwa, gdzie całą rodziną zasiadaliśmy przy stole i jedliśmy wspólne posiłki. Niedziele zawsze były dniem dla rodziny i wspólne śniadania i obiady były obowiązkowe. Trochę buntu też oczywiście było jako nastolatki z siostrą nie zawsze miałyśmy ochotę na tego typu rytuały. Chociaż większość niedziel wspominam fantastycznie. Tak samo wspaniale pamiętam rodzinne spotkania wigilijne podczas których gromadziła się większa gromadka gości jak i te inne mniejsze wydarzenia typu imieniny czy urodziny. Zawsze było celebrowanie przy okrągłym stole i gaworzenie do wieczoru. Jedzenie polskie, popijane kieliszkiem wina a okazjonalnie likierem lub wódeczkom, po prostu bajka. Cała rodzina lubiła świętować i przygotowywać wspólnie posiłki. Gotowanie nauczyła mnie moja mama. To ona pokazała jak proste i jednocześnie relaksujące może być robienie pierogów leniwych. Ciasto na pizzę również mnie nauczyła mama, woda, mąka, olej, ale jakoś za każdym razem wychodziło mi coś innego. Jednak wszystkim smakowało. Do tego sos z własnych pomidorów i szafa gra. Mama nauczyła mnie wiele w kuchni i zawsze widzę w myślach, jak stałyśmy razem i kazała mi coś umyć, przekroić, poszatkować czy wymieszać.

Później, w życiu dorosłym, zaraz po ukończeniu technikum zdecydowałam się wyjechać do Anglii. Miałam lat 19 i chciałam poznawać świat i podjąć studia z zastosowaniem języka angielskiego, jako takie wyzwanie dla samej siebie. Wszystko się w miarę układało, jak na świeżo upieczoną dziewiętnastolatkę za granicą próbowałam sobie jakoś radzić. Wiadomo pierwsze wynajmowane mieszkanie, pierwsze poważne wydatki, ale wspominam to bardzo fajnie. Było dość niestabilnie, ale w końcu na tym polega cała przygoda wchodzenia w dorosłość.

Po pięciu latach pobytu za granicą zaczęło się ze mną dziać niedobrze. Znalazłam się na zakręcie i przeszłam przez trwająca dwa lata bulimie. Byłam wówczas w związku, który był równie burzliwy, jak i życie, które w danym momencie wiodłam. Na tyle burzliwy by zakłócić moje dobrze wypracowane nawyki żywieniowe. Byłam skonsternowana i zmieszana, dlaczego mnie to właśnie spotkało. Nie rozumiałam, dlaczego w sytuacjach niekomfortowych zaczęłam zachowywać się inaczej, jak bym nie była sobą. Nie wiedziałam, dlaczego jedzenie robi się coraz trudniejsze i dlaczego właściwie mnie to spotkało.

Kiedy choroba zaczęła się progresywnie rozwijać ignorowałam wiele sygnałów które już w tedy były sygnałami ostrzegawczymi. Przez pięć pierwszych lat, uczęszczałam do Collegu dla usprawnienia języka angielskiego, rozwijałam się zawodowo, stopniowo zmieniając prace na lepsze. Może nie były to wysokie zarobki i prestiżowe miejsca pracy, ale wystarczyły, żeby płacić moje rachunki. Ludzie, których w między czasie poznawałam również sprawiali, że moje życie było bardziej kolorowe. Tak więc pięć pierwszych lat minęło bardzo produktywnie i po mojej myśli. Został jeden cel do zrealizowania, dostanie się na Uniwersytet w Nottingham. Wszystko to całkiem fajnie i ambitnie brzmi, ale w zależności od tego jak podejdziesz do marzeń zależeć będzie Twoje prawdopodobieństwo sukcesu. Ja nie byłam ostrożna i wtedy jeszcze nie zdawałam sobie sprawy, że pogoń za karierą i pragnienie sukcesu to w cale nie byłam do końca ja. Owszem warto inwestować w siebie, ale nie za wszelką cenę, a tym bardziej nie dlatego, że inni tego od Ciebie oczekują. Pamiętaj z detali składa się całość, tak samo jak i dom od razu nie staje w płomieniach- najpierw powstaje iskra zapalna. Sądziłam, że jak ukończę studia w Wielkiej Brytanii to wszyscy pracodawcy z Polski będą się o mnie zabijać. Wydawało mi się również, że sam dyplom będzie gwarantował dostatnie życie i prestiż. Nie było opcji jeszcze w tedy, żebym w ogóle rozważała powrót do Polski bez dyplomu. Może na swoje usprawiedliwienie dodam, że chyba trochę za bardzo w roku 2010—2015 było parcie na studia w Polsce. Młody mózg bardzo łatwo zmanipulować stawiając przed nim setki ultimatów odnośnie wykształcenia. Po dziś dzień pamiętam słowa znajomych które opowiadały różne historie z tym związane, że nawet już na sprzątanie trzeba pokazać świadectwo ukończenia szkoły średniej. Tak więc studia narzuciłam sobie odgórnie i przyrzekłam, że bez nich do kraju nie wracam. Jak by nie było całkiem logiczne myślenie jak na dziewiętnastolatkę. Poniekąd oprócz tego, że nie słuchałam wewnętrznych uczuć i trochę zapędziłam się z pragnieniami, to nie było nic w tym złego. Po tym co widziałam w Polsce i słyszałam, wierzyłam, że trzeba się wyuczyć. Ukończyłam College i zaczęły się schody z dostaniem na studia. Angielskim uczelniom ciągle było mało nadsyłanych formularzy a wyniki polskiej matury nigdy nie były wystarczająco satysfakcjonujące.


Mieszkałam z siostrą i znajomym w całkiem bogatej dzielnicy angielskiej, w momencie, gdy kończyłam College i zaczęłam myśleć poważnie o złożeniu aplikacji na studiach. W międzyczasie pracowałam na pełen etat w Polskiej kawiarni. Lubiłam tą pracę, bo uczyłam się obsługiwać angielskich klientów i umożliwiało mi to jakąś, nie nazbyt, wymagającą naukę języka angielskiego. Dzięki temu nie czułam presji. Robiłam kawę i sprzedawałam ciasta, serniki i torty. Szczerze przyznam lubiłam to. Z warunków mieszkalnych byłam zadowolona. Dom piękny, bogata dzielnica, życzliwi sąsiedzi a przede wszystkim dużo zieleni dookoła. Wtedy zaczęłam biegać, kupiłam sobie pierwszy rower za 300 funtów i dojeżdżałam na nim do pracy. Stan domu, piękny i dzielnica, ale relacje w domu wpływały na mnie tragicznie.

Jak już wspomniałam w każdej historii musi być jakieś „ale”, więc problem polegał na codziennym spożywaniu alkoholu, nie tyle co przeze mnie jak przez lokatorów. Codzienne libacje alkoholowe organizowane w domu, w którym mieszkałam bardzo źle na mnie wpływały. Miałam dużo planów które zaczęłam snuć i nie mogłam się na niczym skupić. Imprezy zazwyczaj zaczynały się w piątki i kończyły późną niedzielą. Czasami zdarzało się, że ktoś zadzwonił do pracy w niedzielę po tak zwanego „Sicka”. Weekendy były najtrudniejsze w pracy, bo był największy ruch, a ja byłam nie wyspana, zmęczona i skacowana. Często namawiano mnie do picia i szczerze mówiąc, mimo że chodziłam w miarę wcześnie spać, bo o 23:00, nie odmawiałam. Zabrzmi to jak jedna z wielu żenujących wymówek, ale inaczej nie dało się na tą chwile zasnąć i wytrzymać w domu będąc trzeźwym. Czułam, że robiłam to wbrew sobie w stu procentach. Jednak wyraźnie zaczęłam to widzieć dopiero po latach. Był to jeden z pierwszych sygnałów które zaczęłam ignorować. Zagłuszałam emocje i uczucia, które już wtedy wyraźnie informowały, że otaczam się nieodpowiednimi ludźmi i robię rzeczy wbrew sobie. A jednak robiłam to. Robiłam to regularnie przez około pół roku. Już wtedy zdarzyło się, że pod wpływem alkoholu zjadłam za dużo przed snem i poszłam zwymiotować, bo było mi źle. Alkohol zrobił swoje a ja raczej miałam słaby kontakt z rzeczywistością, żeby cokolwiek kontrolować. Żaden wstyd o tym pisać wszyscy popełniamy błędy, jesteśmy tylko ludźmi. Nie ważne do jakich granic Braku przyzwoitości się posuniemy, ważne czego się od nich nauczymy.


Cukier zawarty w diecie może sprzyjać tworzeniu się tłuszczu trzewnego. Już wtedy czułam się niekomfortowo w swoim ciele. Nadmiar cukrów powodował, że opona brzuszna rosła chodź wcale nie dostarczałam dużo tłuszczów samych w sobie. Sztucznie przyjmowałam antykoncepcję w postaci zastrzyków, uwalniając hormon zwany progestogenem do organizmu. Na sama myśl czuję się z powrotem jak balon. Już wtedy wiedziałam, że zastrzyki antykoncepcyjne mogą powodować nadczynność tarczycy i zanik miesiączki oraz wahania masy ciała, oczywiście ignorowałam to chodź już wtedy czułam ogromne zmiany organizmu. Jak wiadomo i mniej ciężaru dźwigasz w swoim ciele, czujesz się bardziej komfortowo. Ja dużo nie jadłam a brzuch miałam porównywalny do sumo o wzroście 1.61. Tyle się działo niezdrowych rzeczy w moim środowisku, że nawet trudno było znaleźć winowajcę. Nie wspominając o wysokiej zawartości cukrów w alkoholu, który właściwie w większości się z niego składa. Pomimo swojej nieokrzesanej nierozsądności szukałam porad u lekarzy, którzy rozkładali ręce i winili zastrzyki antykoncepcyjne. Biorąc pod uwagę niezdrowe odżywianie i alkoholowe ekscesy pewnie sami lekarze by się przewrócili. Jednak ja szukałam dalej na własną rękę. Wyczytałam w jednej z książek Dr Mithu Stroni ciekawostkę o odkładaniu się tłuszczu trzewnego w okolicy jamy brzusznej:

Tłuszcz trzewny to biały tłuszcz wyściełający jamę brzuszną pomiędzy narządami, i to nie to samo co tłuszcz podskórny. Czasami jest luźno określany terminem „tłuszcz brzuszny” lub „otyłość brzuszna”. Obecnie biały tłuszcz jest uznany za narząd, ponieważ produkuje hormony i czynniki powodujące reakcje zapalne. Coraz więcej mamy dowodów na to, że tłuszcz tworzy część naszego wrodzonego układu odpornościowego, który może się uaktywnić, jeśli organizm wyczuwa atak. Po aktywacji zaczyna się proces zapalny i mogą się wydzielać czynniki zapalne, które rozprzestrzeniają ten ogień (…) Prawdopodobnie masz tłuszcz trzewny, jeśli cierpisz na nadwagę lub jeśli jesteś szczupły, ale masz nieco szerszą talię, lub „oponkę”.

Ignorowanie sygnałów, że źle robisz pokazują się bardzo wcześnie. Zapewne każda mniej więcej pamięta okres, w którym wszystko się zaczęło. Nie jestem lekarzem mówię od razu na wstępie i nie traktuj tej książki jako poradnik lekarski. Chcę tylko pomóc Tobie zrozumieć samą siebie, i udowodnić, że nie jesteś sama z tym wszystkim. Wystarczy sięgnąć do sedna sprawy, rozprawić się z przeszłością i pozwolić sobie żyć na nowo.


Studia również okazały się być toksyczne i mieć swój udział. A raczej cały proces dostania się na uczelnie jak i samej nauki o świecie socjologii. W Momencie pierwszych objawów, bo pamiętam jak do dziś, pragnęłam studiów, kariery i chłopaka. Ku mojemu zaskoczeniu wszystko przyszło w tym samym momencie. Uwolniłam się z toksycznego mieszkania i przeprowadziłam, na nie gorszą dzielnicę w okolicach rezerwatu przyrody, po drugiej stronie miasta. Po dwóch latach składania aplikacji na studia dostałam się w momencie przyjazdu mojego nowego chłopaka do Anglii, październik 2015. Jakiż zbieg okoliczności, pomyślałam, wszystko zaczyna się układać. Szczęśliwa byłam, za możliwość rozwoju, ale jak zawsze pomijałam najistotniejsze sygnały świadczące o tym, że to nie jest kurs dla mnie. Mogę po raz kolejny się lekko wytłumaczyć, że czerpałam ogromną radość z nauki angielskiego która pomimo wszystkich wysiłków jakie w nią wkładałam, wchodziła mi topornie do głowy.

Co nastąpiło, więc złość i żal. Wstydziłam się odzywać na zajęciach i wychodzić przed szereg. Za wszelką cenę jednak chciałam kontynuować naukę, ponieważ nie chciałam spocząć na laurach. Nie chciałam, żeby mój wyjazd do Anglii zakończył się na byciu superwizorem we Francuskiej restauracji i posiadaniu statusu w związku. Po prostu najnaturalniej w świecie nie tak to wszystko sobie wyobrażałam.

Studia były dopełnieniem spełnienia. Tak mi się wydawało. Pierwszy rok jak się odzywałam w szkole to raczej, bo musiałam i byłam proszona, niżeli naprawdę chciałam, bo wiedziałam co mówię. Opracowałam więc plan „B”, żeby wytrwać do końca. Plan był taki, aby na drugim roku wyjechać na Uniwersytet Jagielloński do Krakowa, o którym zawsze marzyłam. Pół roku by jakoś zleciało, a mi na pewno byłoby łatwiej zdać egzaminy w języku ojczystym. Nie byłam aż taka beznadziejna w planowaniu a pomysł wydawał się być idealny.

Drugi rok, drugie półrocze miałam spędzić w przepięknym Krakowie, studiując w języku polskim no i blisko rodziny. Projekt ERASMUS wydawał się nie mieć wad. Na dodatek mój związek z moim, na tamtą chwilę partnerem, dostałby szansę na wyprostowanie się, bo kolorowo raczej też nie było-ale o tym później. Nie czekając długo złożyłam aplikacje i ku mojemu, po raz kolejny zdziwieniu, dostałam się. Aplikacja przyjęta wyjazd gotowy. Co za ulga nie będę musiała się ośmieszać więcej i będę mogła się komunikować w języku ojczystym. Incydenty z postępującymi zaburzeniami odżywiania podejrzanie lekko się wyciszyły wówczas no i ja byłam spokojniejsza. Jak by nie było mój stan wytłumaczony szybko został czymś innym niż po prostu euforią związaną z dostaniem się na projekt ERASMUS. Stan błogosławiony mówił sam za siebie i tak się wtedy poczułam. Zaszłam w ciążę a termin miałam na 31/12/2016.


Tak taka sytuacja już po prawie roku bycia razem. Ale jeśli mam być z wami szczera musicie poznać moją historię od podszewki, żebyście mi zaufały i żebyśmy mogły przejść dalej. Nie jest to historia wyssana z palca. Wszystko to wydarzyło się naprawdę, a jak się działo to nie wierzyłam, że się dzieje. Nie wierzyłam chodź w dużej mierze ja o tym zdecydowałam. Burzliwy związek, w którym trwałam jak już wspominałam płatkami róż usłany nie był. Zakupy robiłam całą ciążę sama, nosiłam kilku kilogramowe reklamówki, szacunek do mojej osoby też był znikomy no a po alkoholu to już nie wspomnę o jego totalnym braku ze strony ukochanego. Wspólnych zainteresowań mieliśmy tyle co śniegu w Afryce a on okazał się po zamieszkaniu razem mieć zupełnie inne wyobrażenie na temat związku niż opowiadał przed. Sama zostałam zablokowana w pokerze, bo nie miałam kart na swoją obronę. Sama go ściągnęłam, sama do niego pojechałam, żeby go bliżej poznać i zaszłam z nim w ciążę.

Z perspektywy czasu widzę teraz, że zabrakło mi odwagi by od razu powiedzieć temu wszystkiemu dość. Zabrakło mi odwagi, żeby w odpowiednim momencie zrezygnować i powiedzieć wybacz, ale Ty nie jesteś kimś z kim chciałabym spędzić resztę życia. Miałam ogromne poczucie danego słowa i składania obietnic. Nie chciałam być postrzegana jako zmienna. I to właśnie mnie zgubiło, chęć dobrego prezentowania się i umoralniania świata, że trzeba być słownym. Owszem dobrze jest wiedzieć, że ma się wpojone przyzwoite zasady, ale asertywność na pewno w tym momencie by się bardziej opłaciła.

Jak mężczyzna traktuje lub traktował matkę tak w ten sam sposób Ty będziesz traktowana przez niego. O jak że mądre słowa, na moim przykładzie się sprawdziły. Pomijając fakt, że było kiepsko, bardzo chciałam mieć rodzinę. Chęć posiadana dziecka połowicznie rekompensowała wejście w tak beznadziejny bez perspektyw związek. Miałam 25 lat i zaszłam w ciążę utwierdzona w przekonaniu, że tego właśnie pragnę. Podświadomie wiedziałam, że jeżeli sytuacja między nami się pogorszy to przecież zawsze będę mogła odejść. Noc poczęcia Lilianny pamiętam do dzisiaj, i wiem, że byłam w stu procentach obecna, i że jej pragnęłam.

Nawet niepozorne sytuacje i minimalne decyzje potrafią wpłynąć na Twoje życie w ogromny sposób. Bycie świadomą więc weź sobie do serca i nie traktuj jako lekcji tylko raczej jak coś naturalnie potrzebnego do życia. Jak czynność oddychania lub jedzenia. Wprowadź samoświadomość w życie, żebyś nie żałowała, i nie zarzucała sobie nieprzytomności w momencie podejmowania dla Ciebie istotnych decyzji. Przeczytaj to proszę w skupieniu i wyciągaj wnioski dla siebie. Czasami w złych chwilach widzisz światełka, ale te światełka wynikają z beznadziejnego położenia, w którym się znalazłaś. Jeżeli już po któreś z nich sięgniesz, jak po deskę ratunku, przytul je mocno, i podążaj za nim. Zacznij kochać i szanować siebie, dopiero ludzie dookoła Ciebie, rodzina, dzieci, mąż, znajomi zaczną robić to samo. Ci co zejdą z Twojej drogi, widocznie nie mieli być częścią Twojego życia. Tutaj wkracza akceptacja siebie i rzeczywistości.


Przeszłam przez trwającą pół roku terapię mającą na celu pomoc ludziom z zaburzeniami odżywia. Przypisano mi Citalopran, czyli lek przeciwdepresyjny, stosowany również u osób, które cierpią na ciężkie lęki napadowe. Wydawało mi się, że z mizernym rezultatem, bo nieustannie w chwilach niepewności i zdenerwowania pędziłam do toalety. Trzy miesiące może brałam leki, ale nie czułam się po ich za dobrze. Bardzo otumaniały i często traciłam kontrole w ciągu dnia nad tym co robiłam. Pewnego dnia na urlopie w Polsce pożyczyłam od mamy samochód, żeby pojechać odwiedzić dziadków. Co się wtedy wydarzyło, było jednym z bardziej przerażających wydarzeń w moim życiu. Straciłam kontrolę nad pojazdem. Trwało to sekundy, nikomu nic się nie stało, a ja wyszłam z zakrętu cało. Jednak moja świadomość na dobre parę sekund została totalnie zablokowana. Postanowiłam odstawić antydepresanty. Pomimo tego wszystkiego terapia, na którą zresztą sama się zapisałam, zasiała nową myśl w mojej głowie. Ziarno pomocy na początku malutkie, powoli kiełkowało.

Mianowicie mój stosunek to rytuałów chodzenia do toalety stawał się coraz bardziej wyraźny i logiczny. A to powolutku pozwalało mi coraz skuteczniej analizować źródło tej krępującej przypadłości. Analizowałam każdy kęs i przełknięcie. Zastanawiałam się co powoduje narastającą chęć pójścia do toalety i zwrócenia wszystkiego. Chciałam za wszelką cenę zrozumieć, żeby dowiedzieć się jak z tym walczyć. Czułam narastającą niechęć i obrzydzenie do siebie. Nie było to tyle fizyczne co psychiczne. Półroczna terapia nie wyciągnie Ciebie sama tak po prostu z bulimii, chyba, że jakoś Ci się to uda. Ale na pewno pomoże Ci zrozumieć mechanizmy które ją napędzają.

Zaczęłam uczyć się na nowo jak jeść i w jaki sposób przyjmować posiłki. Odkrywałam różne reakcje organizmu w taki sam sposób jak dziecko doświadcza pierwszych potknięć. Nie pomniejszę tutaj nic, bo tak właśnie było. W dosłownym słowa znaczeniu. Bezwstydnie opowiem Tobie każdy szczegół i skupię się na pokazaniu rozwiązań. Zagłębiłam się w nawyki żywieniowe całą sobą, duszą i umysłem, żeby tylko sobie pomóc.


Żal, smutek, zawód. Te trzy widniejące w mojej głowie pretensje do samej siebie świeciły w mojej głowie jak żarówki o najmocniejszym natężeniu. Zaczęłam na głos się pytać siebie, dlaczego mam potrzebę pójścia do toalety. Co więcej przeprowadziłam w tym czasie ogromną ilość monologów z samą sobą, jednak po czasie widzę, że przyczyniły się do mojego sukcesu z wyjściu z tego wszystkiego. Zauważyłam dwa charakterystyczne zachowania, które umożliwiły rozwiązać mi cały problem.

— Do toalety szłam, po bardzo udanym dniu, gdyż pozwoliłam sobie na coś wyjątkowego tego dnia.

— Do toalety szłam za każdym prawie razem, spożywając niezdrowy, przetworzony posiłek, produkt (poczucie winy dotyczące niezdrowego jedzenia)

Jak na złożoną analogię tej choroby było to dziwne. Jednak faktem jest, że bulimiczki czy bulimicy przechodzą chorobę na swój sposób. Jak się okazuje każdy inaczej! Oczywiście jak już wiedziałam, że zaraz przyniosę sobie ulgę i tak dopychałam się do pełna. Krzywdziłam siebie samą, fizycznie, psychicznie no i finansowo. Kiedy przyszedł moment i zapytałam na głos, dlaczego to robisz? Wszystko się zmieniło. Nie tak straszne monologi z samym sobą jak je opisują. Mnie one przyniosły pomoc, ulgę i rozwiązanie.

Nieustający bunt w ciszy, nie był tak silny i wystarczająco przekonujący jak wypowiedziany na głos. Nie miał podstaw i wystarczająco argumentów by przekonać mnie, że nadal chcę to robić. Może więc na szczęście i nieszczęście mieszkałam sama. Odbywałam więc długie rozmowy z samą sobą. Jak na spowiedzi, wyrzuć z siebie co Cię boli. Tak będzie Ci łatwiej to zaakceptować. Za każdym razem, gdy nie zadziałało pocieszałam siebie na głos, utwierdzając w przekonaniu, że dzięki rozmowom w końcu zrozumiem co jest przyczyną problemu. Głośne rozmowy przyczyniły się więc do ograniczenia rytuałów i usprawniły cały proces zrozumienia co było powodem. Rozpoznanie powodów pojawienia się zaburzeń odżywiania jest kluczem do wyjścia z choroby. Zrozumiesz jej podstawy, znajdziesz z niej wyjście.


Te trzy widniejące w mojej głowie pretensje, wymagały głębokiej analizy. Czułam, żal do siebie o decyzje, z przeszłości które dotyczyły wejścia w nieudany związek. Pretensja była o to, że nie byłam na tyle silna by z niego wyjść. Miałam w tym wieku jeszcze sprzeczne sygnały co wypada a co nie, a skoro dałam słowo by się z kimś związać nie śmiałabym, jeszcze wtedy podkreślę tego zmieniać. Moje oddanie i wizerunek osoby, na której można polegać wzięły górę. Zaniedbałam to co czułam, i że w głębi ducha nie chciałam w ogóle być z tym człowiekiem. Regularnie wypierałam uczucie odejścia od niego. Wstydziłam się go zostawić, bałam się, co się stanie. Moje zmartwienia związane z odejściem były nieco uzasadnione, bo był to człowiek bardzo, nerwowy i jeszcze wtedy niepoczytalny po alkoholu. Co gorsza nigdy nie rozumiał, że zrobił lub powiedział coś krzywdzącego, a do wyzwisk dochodziło często. Tak więc logicznie rzecz nazywając były trzy etapy:

— Żal o związanie się z niewłaściwą osobą

— Pretensja do samej siebie

— Zawód na własnej osobie, że przechodzę przez to wszystko, na własne życzenie.

Brzmi surowo, ale tak wyglądała analizowanie problemu i droga do uwolnienia z sideł przerażającej choroby. Potrzebujesz na głos, na kartce nazwać swój problem do siebie. Niczego tak nie pragnęłam, jak uwolnić się z objęć tej paskudnej choroby jak i jednocześnie uwolnienia się z toksycznego związku. Nie umiałam wtedy tego nawet nazwać więc nie mogłam się zwrócić, a raczej nie chciałam o pomoc do bliskich. Wiedziałam jedno na pewno po około roku od natężenia się choroby, reagowałam bardziej psychicznie niż fizycznie. Każde pójście do toalety po udanym posiłku był rodzajem kary, czułam jak bym nawet na dobry obiad nie zasługiwała. Nie byłam wystarczająco dobra na uczelni a mój związek, w którym trwałam, odbiegał od tego o jakim marzyłam. Cierpiałam bardzo, chyba bardziej niż ktokolwiek mógłby sobie wyobrazić.


Ważne lekcje, odpuszczenie sobie, magia olewania i akceptacja. Przytoczę fajne cytaty za chwile Katarzyny Miler o tym jak pokochać siebie oraz Sary Knight pt. ‘” Magia Olewania”. Bycie uczciwą i słowną jest jedną z ważniejszych wartości w życiu. Co się nauczyłam jednak, żeby nie stawiać ich ponad moje własne dobro. Chodź brzmi to egoistycznie, tylko Twoje szczęście zrobi Ci dobrze i ludziom w Twoim otoczeniu. Jeśli sama będziesz nieszczęśliwa i przewartościujesz bycie dobrą i uprzejmą ponad własne uczucia, nie dość, że pogrążysz się w rozgoryczeniu, to i owca zaginie a wilk nadal będzie głodny. Przejmowanie się tym, co pomyślą inni, jest Twoim najgorszym wrogiem i zalecam Tobie przestać to robić. Ustal sobie kryteria i oddziel to czym chcesz się przejmować a czym nie warto zaprzątać sobie głowy. Sarah Knight super opisuje w swojej książce jak nie przejmować się nie tylko nieistotnymi rzeczami, ale i nielubianymi ludźmi, nie zachowując się jednocześnie w sposób bezduszny.

Ćwiczenia dla Ciebie.

1.Wypisz na kartce 5 cech swojej osobowości które kochasz w sobie i które uważasz, że zostały z czasem, lekko lub całkowicie nadszarpnięte LUB stłumione na skutek stresu, ZŁEGO otoczenia lub przebywania w otoczeniu toksycznych ludzi.

Przykłady: wrażliwa, ciepła, serdeczna, uśmiechnięta — Czyli cała Ty która nie może się przebić przez tą niewidzialną barierę którą świadomie lub nie świadomie tworzysz dookoła siebie, żeby prawdopodobnie się chronić przed światem.

2.Wypisz 5 cech osobowości do których całkowicie się nie przyznajesz i uważasz, że Ty taka nie jesteś. ( Kiedy zdarzy się Tobie stracić kontrole lub panowanie nad sytuacją, a później bardzo żałujesz, co więcej nie rozumiesz w ogóle dlaczego w taki sposób się tak zachowałaś)

Przykłady: wulgarna, nadpobudliwa, agresywna, złośliwa

Przyjrzyj się im i zobacz co się z Tobą stało na przestrzeni lat, czy udało mi się dać Tobie do myślenia? Czy coraz częściej zdarza się Tobie w sposób całkowicie dla Ciebie nie zrozumiały?


2

1 Zmiany i stawianie pierwszych kroków

1.Głód, silna wola, umiar

Wyobraź sobie, że jesteś prezentem. Pięknie zapakowanym i kolorowym. Jak to prezenty wszystkie różnią się, są większe mniejsze, płaskie, okrągłe, podłużne i wyobraź sobie następnie, że jesteś jednym z prezentów zbudowanym z krwi i kości. Co Ty na to? Dostajesz szanse, żeby się stopniowo w ciągu życia rozpakowywać i uwalniać to co w Tobie najpiękniejsze, czyli wnętrze prezentu. W jaki sposób z tej szansy skorzystasz? Zaczniesz się rozpakowywać i pokażesz jakie piękno jest w środku czy pozostawisz ten prezent zamknięty?

Wszystko to doprowadziło, do utraty zaufania I braku wiary, że na cokolwiek zasługuję. Karciłam siebie przy każdej napotkanej okazji za wszystkie niepowodzenia. Sukcesy natomiast konsekwentnie tłumaczyłam przypadkiem. Wymioty nie tylko występują w bulimii przy kompulsywnym objadaniu się. Wynikają też z napięcia i reakcji chemicznych zachodzących w mózgu. Miałam wyidealizowany obraz w głowie sprzeczny z tym czego pragnęłam. Rzeczywistość była trochę bardziej cierpka. Nie było domu, kota, kochającego męża i szacunku, wspólnych pasji oraz możliwości spokojnego rozwoju. Wszystko niby to miało połowicznie miejsce, ale jak w krzywym zwierciadle, odbiegało od norm totalnie. Jak reakcja łańcuchowa, wszystko oddziaływało na moje samopoczucie. Przyczyniło się to dziwnych decyzji I miało swoje konsekwencje. Udało mi się przeżyć I wyjść z tego cało tylko dzięki temu, że ciężko pracowałam nad odzyskaniem zaufania do siebie. W momencie ukończenia terapii, zasiało się ziarno nadziei o którym wspomniałam wcześniej. Postanowiłam nie obarczać więcej ludzi dookoła siebie ani siebie samej. Dałam sobie co najważniejsze przyzwolenie do epizodów tłumacząc sobie na głos, że jeżeli znowu pobiegnę do toalety to nic się nie stanie, a świat się nie zawali, i na wszystko potrzeba — czasu. Wytłumaczyłam sobie na głos skrupulatnie, że zmiany będą mogły postępować powolnie i żebym nie spodziewała się, że reakcje wymiotne od razu znikną. Zajęło mi to dobre pół roku intensywnego wychodzenia z bulimii. Cieszę się poniekąd, że mieszkałam sama, bo dużo musiałam mieć kontaktu ze sobą i dużo rozmawiać na głos. Bogu dzięki nikt nie musiał słuchać tych wywodów, bo mogłoby się zrobić niezręcznie. Jednak jak i trzeba by było to zrobiłabym to. Rozmowa ze sobą na głos działa terapeutycznie i umożliwia zrozumienie problemu. Wrócę do tego w kolejnym rozdziale. Miałam dwa ważne powody, chciałam być znowu zdrowa, no i chciałam by moja córka i przyszłe dzieci miały również obraz szczęśliwej i spełnionej mamy. Zaakceptowałam swoją przeszłość I zaczęłam pracę nad przyszłością. Parę prostych wskazówek, proszę wyciągnij jak najwięcej dla siebie, bo naprawdę warto


— Staraj się uspokoić przed każdym posiłkiem, I upewnij czy na pewno masz na to ochotę i uwaga ważne, czy w ogóle jesteś głodna. Nie sięgaj po posiłek, bo Ci się tylko wydaje, że CHYBA jesteś głodna a organizm mówi co innego. Błąd! Twój mózg jeszcze będzie płatał Tobie figle, i dawał sprzeczne komunikaty, tak jak to robił do tej pory. Ty natomiast wsłuchasz się w potrzeby organizmu i zaczniesz jeść tylko wtedy, kiedy zgłodniejesz.

— Staraj się jeść minimum trzy razy dziennie, więc nie podjadaj, wtedy będziesz miała pewność, że zgłodniejesz do kolejnego posiłku. Staraj się dojeżdżać do pracy rowerem lub chodzić na pieszo. Świeże powietrze i ruch wzmagają apetyt, poprawia gospodarkę wodną organizmu, reguluje różne reakcje zachodzące w mózgu. Nie podjadając pomiędzy posiłkami, będziesz miała więc pewność, że zgłodniejesz. Gwarantuję poprawę samooceny i samokontroli. Sukcesywność będzie kluczem do sukcesu, jeśli jednak pójdzie coś nie tak, nie obwiniaj się. Wróć do tego rozdziału i przeczytaj wszystko uważnie raz jeszcze, krok po kroku.

Zmiany na początku mogą być nieco trudniejsze ze względu na to, że prawdopodobnie Twój żołądek jest rozciągnięty lub w innej formie niż być powinien. Jego funkcje prawdopodobnie też są nieco zachwiane. W dalszej części książki opowiem, jak utrwaliłam nawyki żywieniowe i jak cudowne zmiany nastąpiły.


— Regularność. Wiem, myślisz sobie pewnie jak to jest możliwe w praktyce jak idziesz do pracy lub musisz odebrać dziecko ze szkoły. Nie ważne ustal sobie pory posiłków. Chodź by gromy z nieba leciały Ty masz prawo dbać o siebie I masz prawo do przyzwoitego posiłku co najmniej trzy razy w ciągu doby. ZADBAJ NAJPIERW O SWOJE ZDROWIE, ŻEBY MÓC ZADBAĆ O ZDROWIE SWOICH BLISKICH. Zasada z samolotu, uwaga: Najpierw zakładasz maskę tlenową sobie później ratujesz dziecko. Nie uratujesz dziecka jak sama umrzesz.

— Potraktuj to jako Twój rytuał troski nad sama sobą. Tak jak każdy inny zabieg spa lub masaże. Skorzystaj z przywileju, że taki zabieg pielęgnacyjny będziesz fundowała sobie siedem razy w tygodniu kilka razy dziennie! Czerp więc z tego radość, niech towarzyszy Tobie wdzięczność, że nie musisz głodować jak inni ludzie na świecie, I masz możliwość w ogóle wyboru. Doceń detale by usprawnić proces wychodzenia z niezdrowych nawyków żywieniowych. Bez wdzięczności I docenienia małych kroków nie osiągniesz sukcesu. Nawet jak polegniesz raz jeszcze, w porządku zaakceptuj to. Nie wypieraj porażki, Ty już osiągasz duży sukces wprowadzając zmiany. Nie może iść gładko wszystko po Twojej myśli więc przestań stawiać opór. Uściśnij i pokochaj niepowodzenia. Okaż wdzięczność, że to dzięki nim możesz się czegoś nauczyć i na nowo spojrzeć na świat. Gwarantuję, zaakceptowanie pewnych niedogodności w życiu czyni cuda.

— Stopniowo, powoli krok po kroku wprowadzaj zmiany I stałe godziny posiłków. Czy to nie cudowne, że możesz zjeść na co masz ochotę? Czy to nie piękne, że możesz się rozpieszczać w ten sposób I bliskich każdego dnia.


Choroba nauczyła mnie pokory do jedzenia I mój stosunek do niego zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni. Gdyby nie bulimia, co nie ukrywam było przykrym doświadczeniem, nie nauczyłabym się pewnie szacunku I pokory. Nie wiedziałabym również, że jedzeniu należy okazywać należyta wdzięczność. Co więcej nie uświadomiłabym sobie jak wielki wpływ na nasze samopoczucie ma wpływ to co jemy codziennie.

Bulimie traktuje jako nałóg jak każdy inny. Coś jest nie tak, dyskomfort akcja, reakcja. Złudne zabijanie ciszy, uciekanie od swoich wewnętrznych prawdziwych myśli i dialogu z samą sobą. Znalazłszy sposób na wyjście z nałogu okazałam jej również zrozumienie i akceptację. Bulimia ukazuje fałszywy obraz czegoś co ma nad nami nieokiełznaną władzę. Jednak jak każdy inny nałóg bulimię da się oswoić i zaprzestać. Pomaga wyciągnąć mądre wnioski odpowiednio leczona. NIE ISTNIEJE TRWAŁE ZWALCZENIE BULIMII BEZ ZAAKCEPTOWANIA I ZROZUMIENIA JEJ DZIAŁANIA. U każdego towarzyszą inne rytuały. Jak u palacza, nie istnieją tacy sami palacze na całej kuli ziemskiej, każdy ma inny rytuał!

Oswojenie się ze swoim stanem jest jak zajrzenie do wnętrza siebie na nowo. Tak choruję na bulimię, tak mam już dosyć, jestem tym zmęczona. Tak zachorowałam. Już w porządku, zacznę od dzisiaj sobie pomagać i się wyleczę, jak doktor leczy dzieci. 99% sukcesu, to Twoje nastawienie psychiczne.

Nie wypieraj choroby, nie odrzucaj jej, ona jest częścią Ciebie. Co złego w zachorowaniu? Inni mogą się przeziębić, doświadczyć jelitówki, przykrych i równie krępujących zatruć pokarmowych tak i Ty zrozum, że miałaś prawo zachorować. Ze względu na ogromne różnice w objawach i rytuałach zwracania posiłków, musisz sama zadbać, żeby unormować swoje zdrowie psychiczne jak i fizyczne. Zacząć od porządnego nawadniania i dostarczania sobie niezbędnych składników potrzebnych do utrzymania prawidłowych funkcji organizmu.

Bulimia jest błędem, na którym można się wiele nauczyć, wykorzystaj to. Przypominało mi chodzenie w za ciasnych butach na własne życzenie. Raz postanowiłam świadomie je ściągnąć i nie założyłabym ich ponownie. GDYBYM ICH nie nosiła, nie doceniłabym swobody chodzenia. Nie wiedziałam, że mogę chodzić w wygodnych butach, więc po co się karciłam? Czego nauczyło mnie rzucenie palenia po jedenastu latach? A mianowicie pozwoliło mi zrozumieć, że robimy rzeczy, na które nie mamy w ogóle ochoty. Czy wiedząc, że nie lubisz pieczarek wstałabyś rano myśląc, żeby jedną zjeść? Nie, bo jest to tak samo nielogiczne jak i w przypadku papierosa. Nie ma absolutnie nic w nim smacznego a i każdy rytuał jest męczący. Wychodząc z bulimii przeszłam na wegetarianizm, bo zmotywowało mnie to zaburzenie to skrupulatnego studiowania żywności. Przez dwa pierwsze lata byłam zafascynowana pasketarianizmem, dieta z wykluczeniem mięsa, pozwalająca spożywać nabiał, ryby i inne. Później stopniowo wykluczyłam i ryby. Obecnie jestem na stopniu laktoowowegetarianizmu, w którym dopuszcza się wszystko z wyjątkiem mięsa, ryb i owoców morza. Co więcej ukończyłam w między czasie kursy z dziedziny odżywiania i skutecznego kontrolowania wagi oraz zagłębiłam się w temat fotografii z którego również udało zdobyć mi się dyplomy. Sukcesy oparte na doświadczaniu które tak naprawdę zmotywowało mnie do zrobienia czegoś innego w życiu. Złe rzeczy, przykre doświadczenia, nie mają na celu Ciebie zniszczyć-one pokazują Tobie nowe możliwości. Wszystko zależy od tego w jaki sposób ty wyciągniesz z tego coś dla siebie.

Wystarczy cofnąć się do dzieciństwa, żeby zrozumieć logikę natręctw. Ale opiszę to w kolejnych rozdziałach. Same poczucie winy jakie jaki Ci towarzyszy, popadając w niezdrowe nałogi jest wystarczającym powodem, że Ci to nie służy. To również trochę jak byś codziennie rozmawiała z toksyczną koleżankom i dzieliła się z nią zwierzeniami o Twoim życiu prywatnym. Zapewne po każdym rytuale czułabyś się wystarczająco źle, ze świadomością o totalnym braku asertywności i troski o samą siebie. Wstyd by Ci było, że inni potrafią a Ty nie. Co gorsza powtarzając ten rytuał każdego dnia pogrążasz sama siebie. Pamiętaj, to Twoje życie, Twoje wybory. Możesz się codziennie rozpieszczać, traktować jak księżniczkę lub sprowadzać do parteru na samym początku dnia.

Nie zrozumcie mnie źle ja się nie cieszę, że zachorowałam. Nie sugerują, żeby popadać w nałogi i chorować po to żeby poczuć ulgę. Mówię, żeby wyciągać wnioski, że wszystkiego co nam się w życiu przydarza. Było mi bardzo ciężko przestać, ale sens w tym, że ciężej było w tym trwać. Klucz polegał na zrozumieniu całej analogii choroby. Nikt się nie cieszy, że złapał grypę, ale to go nauczyło czegoś, żeby bardziej dbać o siebie. Cieplej ubierać, dostarczać więcej witamin organizmowi. Jak oblejesz egzamin, bo się nie uczyłaś cały rok, to też Twoje psychiczne uparcie się do tego przyczyniło. Ale jak każdy po porażce i oblanym egzaminie jesteś mądrzejsza, jeśli wyciągniesz odpowiednie wnioski! Będziesz wiedziała, żeby się następnym razem nauczyć i nie słuchać fałszywych podszeptów, mówiących, że Ci się nie chce. Nikt nie cieszy się, że połowę życia przepił i jest oficjalnie byłym alkoholikiem, ale zapewne to mu pozwoliło dostrzec rzeczy, których wcześniej nie widział. Wyleczenie się z nowotworu, bezpowrotnie przywołuje sentyment do życia i każdej żywej istoty. Z perspektywy czasu, Ci którym się udało przeżyć i zwalczyć raka, również widzą rzeczy, ludzi, gesty, których nie tylko nie dostrzegali, ale i nie doceniali wcześniej. Jak każdy żywy organizm i Ty masz prawo zachorować.

Bulimia jak jeden z wielu błędów życiowych począwszy od nieubezpieczenia się na życie poprzez podejmowanie się nie właściwej pracy, do której w ogóle nie jesteśmy stworzeni, miała mnie czegoś nauczyć. Każdy popełnia błędy, każdy popada w nałogi lub kompulsywne zachowania, zmaga się z nerwicą lub depresja. Co Cię nie zabije, to Cię wzmocni — Friedrich Nietsche. Tylko sytuacje graniczne uczą. Tylko one powodują zmiany w naszym życiu. W jednej z książek B.H Gunaratana Samoświadomość w prostym angielskim, pojawia się pytanie dlaczego jest to takie ważne byśmy żyli dla naszych potrzeb skoro i tak będziemy cierpieć, jeden bardziej od drugiego? Dlatego, że raz przejdziemy przeszkodę, a zawsze musimy, jesteśmy wypełnieni większym poczuciem szczęścia i euforią. A szczęście przychodzi dopiero po przejściu przeszkody. Czy potrafisz być szczęśliwa mając już wszystko? Jak często cieszysz się z tego co już posiadasz, z faktu, że żyjesz i w ogóle oddychasz?

W tym rozdziale skupimy się na stworzeniu nowych, nawyków przyjemności’. Każdy bez wyjątku przechodzi różne fazy w swoim życiu, tutaj w ogóle nie ma się czego wstydzić. Towarzysząca niepewność to tak naprawdę nasz przyjaciel na drodze do nauczenia się pewności siebie-co jest możliwe, tak samo jak towarzyszący niepokój prowadzi nas do doznania spokoju. Dopiero po chaosie nastaje spokój, tak i jak po burzy docenisz piękne słońce. Przypuszczam, że jak byś mieszkała w słonecznym państwie piękno słońca mogłoby raczej Tobie zbrzydnąć jak i sam jego blask. O to chodzi w tym rozdziale, żebyś to piękno, które jest w Tobie ciągle widziała.

Każdemu jedzenie raczej kojarzy się z czymś przyjemnym. Z rytuałem osiągania stanu błogości dodatku przywołuje to wiele pozytywnych wspomnień z dzieciństwa. Większość z nas ma wiele wiążących wspomnień z domu. Wspólnie spędzone chwile i obrady przy okrągłym stole. Nie twierdze, że każdy bez wyjątku, bo są tacy co takich wspomnień nie mają, jednak nawiązuje tutaj do ogółu. Czy jak byś wiedział, że jutro masz umrzeć, to czy naprawdę zjadłabyś tylko cokolwiek?? Oczywiście nie mów, mi, że jak byś wiedziała, że umierasz to pewnie pobiegłabyś do rodziny albo nie martwiłabyś się jedzeniem, staram się wymusić na Tobie jak najwięcej pozytywnych punktów.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.