Dom
Nowoorleański
świat zamknięty w puszcze
polskiej niepoprawności
Wdycham zapach
letniego powietrza
Słyszę muzykę
kłótnie i koty na dachu
Świerszcze
zgniłe jabłka, ludzie
To składa się na mój osobisty
Nowy Orlean
Pocztówka
Wyślę Ci pocztówkę
z mojego rodzinnego miasta
Z tej krainy mlekiem i miodem
opływającej,
A zarazem cierpkiej
jak zbyt mocna herbata
gdzie dzielnie uczyłam się stawiać kroki
Wszystko było pierwsze, świeże
Od najmłodszych lat
czułam tu Nowy Orlean
owinięty woalem przeszłości
i nakryty wiankiem ukojenia
Pokochasz to miejsce,
Jeśli tylko wejdziesz w moje buty,
jeśli tylko pokochasz mnie
na dobre i na złe
French Quarter
To niemożliwe, by zapomnieć
o demonach przeszłości
za ciasnych spodniach
mokrych włosach o piątej nad ranem
i kanapkach zjedzonych w łazience
u brzegu wanny
To urok mojego urlopu
w Nowym Orleanie
Przekraczam własną French Quarter,
a tamtejsze toksyny
wdzierają się we mnie
razem z powietrzem
Ale kocham je, bo mają w sobie
starą mnie
Krawężnik
Nareszcie usiadłam
na krawężniku
Ciepłe promienie słońca sprawiły
że moja skóra
ma w sobie
coś z piasku na plaży
i świeżości pomarańczy
Najwspanialsze uczucie, gdy bumerang
przepadł
Jad
Uświadomiłam sobie
jak niesamowicie czuję się wolna
gdy płaczę po Tobie
i Twoich toksynach.
Spuścizna
Tak bardzo jak chciałam
byś mnie opuścił
Tak mocno chcę, żebyś
wrócił
i zepsuł mi krew od nowa
Wyssij moją energię
narób problemów
złam mnie
unicestwij
Nie odkładaj na potem
tylko pozwól oddychać
nie dzieląc
na dwa
Pamięć
Zmiażdżone jak orzechy
czy skorupy ślimaków
Papka z wartości
Pogoń za tym, co materialne
chociaż najważniejsze
to, co nienamacalne
gdzie szukać prawdy
tej dawnej metody
na bycie szczęśliwym
bez zgiełku fleszy
schować słabości
uśmiechem publikę przywołać
tego wszystkiego
już nie ma
Mokry czas
Setki, dwusetki,
a nawet tysiące
Mililitrów
łez wylanych w tydzień
Setki, dwusetki,
a nawet tysiące
Hektolitrów
Łez wylanych w miesiące
Setki, dwusetki,
a nawet tysiące
Lat
minie, a po nas
zostanie piach.
Moja wina
Za jakie grzechy
gdy choć skosztuję
wolności i szczęścia smak
wciąż wpadam na górę lodową,
bumerang czy inne
gwoździe
będące moją kulą
u nogi
Odważnie
Stawiam czoła
własnym lękom
Mierzę je miarką
przesypuję, jak piasek w klepsydrze
przyglądam się,
układam
jak puzzle
Który warto zachować
który przezwyciężyć
dość
Dla Ciebie mogę
zrobić wszystko
Uduszona
Gnieciesz mnie swoim przyzwyczajeniem
do zaciskania pętli
na szyi
Ucisk
Destrukcja na śniadanie
Oplatasz mnie
Swoim egoizmem
Niezgodę zasiewasz jak
kwiaty w ogrodzie
życie wiążesz sznurem
słowa kontrolujesz
a taśmą zaklejasz mi
usta
Powróciłeś
Napisałam list
miłosny
A w nim prawda czystsza
niż krople rosy w trawie
lecz wiele słów umknęło
bo brak mi epitetów
streszczam wszystko
słowo MIŁOŚĆ
na liter sześć
szczerze mi nie wystarcza
Uratuj mnie
Na jego wzór podobni
perfekcyjnie nieidealni
a tyle różnic między nami
Sprawia, że jesteś moim
odkupieniem
zbyt wiele złego
uciekłam
zdziczałam
proszę, otwórz drzwi
uratuj mnie przed ogniem
***
Z sympatii zamykam Ci oczy,
gdy pluję jadem.
Splątani
Podobno jesteśmy
jak połączenie pustki
z głębią empatii
tu nie chodzi o
połówki pomarańczy
Czy innych owoców
choć usta soczyste masz
to gdy mnie całują
przechodzą iskry