Wyjście z cienia
Wyszła z cienia
Nawet nie wiedząc o tym
Chociaż jaśniej się zrobiło
W zasięgu jej wzroku
Wyszła zza ciemnej kotary
Gdzie świat był ponury i szary
Twarz ludziom pokazała
W prawdę ubrana jest cała
Odkryła swoją duszę
Przestał jej ciężar ją dusić
Serce światu pokazała
Chociaż bardzo się wahała
Teraz wierszem opowiada o sobie
Czytając je uważnie
Więcej się o niej dowiesz
Bo pisze o wszystkim co w życiu się zdarza
Na swoim przykładzie te wiersze układa
Licząc że trochę pomoże
Innej chorej jak ona osobie…
By potrafiła cieszyć się życiem
Ona robi to znakomicie
Życie dla niej nie jest już zagadką
Wystarczyło się w nim odnaleźć choć wcale nie było łatwo
Ból który ciągle dokucza
Trzeba zamknąć pod kluczem
Nie myśleć o nim, nie pamiętać
To rzecz święta… Z nim trzeba się żyć nauczyć
Choć ciężko to zrozumieć
Pozytywną myślą można go trochę stłumić
On całkiem nie zniknie
Nie ma się co łudzić
By go zwalczyć do końca
Nie ma się co trudzić
Nie można ciągle wylewać łez
Trzeba brać życie takie jakim jest
Wychodząc mu naprzeciw
Po prostu się nim cieszyć
Nie oczekiwać zbyt wiele
Zawrzeć z życiem sojusz
Być z nim przyjacielem…
Walczyć z przeciwnościami losu
Na swój własny sprawdzony sposób
Więc ona żyje tak aby być szczęśliwa
Tego przez lata się nauczyła
Kiedy spadają jej kłody pod nogi
Nic sobie z tego nie robi
Przyjmuje wyzwanie
Czekając spokojnie na spaw rozwiązanie
Nie jest lekko…
Bywa nawet bardzo ciężko
Wtedy łzami się zalewa
Twierdząc że dłużej… tak już żyć się nie da
Po czym znowu się uśmiecha
Złe myśli odpychając od siebie daleko
Łez swych nigdy nie pokazuje
Chowa je przed światem
Dla niego jej twarz jest pogodna
Choć w samotności z niemocy płacze
Żyje chwilą bo życie z nich się składa
Robi zawsze to co serce jej podpowiada
Wyszła z cienia i czuje się wygraną
Po raz kolejny niepokonaną
Teraz dla innych chce być przykładem i wsparciem
Otworzyła drzwi choć tkwiła za nimi uparcie
Już wie że było warto
Choć czuła się całkiem naga… jakby z szat odarta
Faktem tym zawstydzona
Wyszła z cienia…
Pokazała się światu…
To cała Ona…
Ryzykantka
Nieraz stąpam po cienkiej linie
Ryzykowną grę prowadzę
Daję sobie kolejną szansę
Bojąc się że z czymś przesadzę
Sama przyrzekam sobie że to ostatni raz i potem przestanę …
Jednak za chwilę robię tak jak wcześniej
Podobnie lub tak samo
Każdy mówi daj spokój
Nie powinnaś tak robić
Możesz sobie tym tylko bardzo zaszkodzić
Doradców jest wielu
Komu mam wierzyć.?
Nie chcę bezczynnie siedzieć w fotelu
Chcę na swój sposób życie przeżyć
Więc robię swoje… Próbuję wszystkiego po trosze
Choć potem cierpię z bólu o pomoc nie proszę
Pokonuję coraz to większe wyzwania
Nawet te trudne do pokonania
Odkrywam na nowo swoje możliwości
Jak lądy nieznane…
Choć jest trudno i czasem z sił opadnę
Jak w przepaść wpadam z której ciężko się wydobyć
Walczę wtedy z samą sobą
Wiem że muszę to zrobić
Płynę na fali życia
Nie chcę ani chwili zmarnować
Mam je tylko jedno
Wszystkiego chcę spróbować
Więc nie dla mnie zakazy
Ani inne gadania
Wiem co dla mnie jest dobre
Co jest a co nie jest do pokonania
Nikt ani nic mnie nie zatrzyma
Póki oddycham, póki serce mi bije i póki jestem żywa
Ból
Ból mnie przenika
Niemal każdej części mego ciała dotyka
Wszechobecny, niestrudzony
Ze swojej pracy zadowolony
Codziennie uparcie mi towarzyszy
Chciałaby go zniszczyć albo chociaż wyciszyć
Nie daje mi spokoju
Wryty niczym straszne piętno we mnie i życie moje
Nie jest z nim żyć przyjemnie
On nie daje spokoju…
To mój największy wróg
Silniejszy ode mnie
Bolesny jak cierń
Stoi przy mnie jak cień
Głęboko we mnie siedzi
Niszczy me ciało i duszę
Tak bardzo że często zapłakać muszę
Maluje zmarszczki na mej twarzy
W mych oczach ma odbicie
Cierpliwie i skutecznie
Niszczy moje życie
Swym istnieniem mnie ogranicza…
Nie mogę tam być gdzie bym chciała
Ból swą obecnością za nic na to nie pozwala
Codziennie gdy otwieram oczy
On uparcie przy mnie stoi lub w pobliżu kroczy
Czasem się trochę zmęczy i na chwilę przyśnie
Z jego objęć się wtedy wyrywam
odbierając ukradzione przez niego chwile
Wyciągam ku światu swe dłonie
On swoją mocą do siebie mnie ciągnie
Przytula i obejmuje
Sprawia że wolna się czuję …
Biegnę wtedy z całych sił przed siebie
Na nic uwagi nie zwracam
Z obranej drogi z powrotem już nie zawracam
Za siebie się nie oglądam
Tak moje życie wygląda
Żyję tu i teraz…
Póki ból się nie obudzi
Nie zabierze mnie z powrotem do chwil których tak nie lubię
Do czoła zlanego potem
Do brwi ściągniętych w brzydkim grymasie
Do ust w kącikach opadłych
Do łez z oczu płynach i ruchów nieporadnych
Zawsze będę mu się wyrywać
Bodaj na małą chwilę
Chcę jeszcze zrobić i zobaczyć tyle..
Jestem osobą upartą
Choć często z nim przegrywam
Będę walczyć...bo warto
Niewyjaśnione sprawy
Ciągle tkwię w gąszczu spraw niewyjaśnionych
W ciągłym rozdarciu
Między jedną a drugą stroną
Gubię się i ginę bezradnie
Poruszam nieporadnie
Pełna nadziei
W oczekiwanie na wyjaśnienie
Tkwiąc w letargu ciężkiej zadumy
Oddzielam istotne od mniej ważnego
W sumie sama nie wiem, dlaczego
Sprawy niedokończone na półce układam
Jak detektyw je potem badam
Ciągle sensu poszukuję
Powiązania…
Spraw rychłego rozwiązania
Niech się stanie…
Walka
Po drogach przez siebie wybranych kroczę
Na ramionach ciężar dni przeżytych niosę
Choć ciężko mi czasem
I nieraz zapłaczę
Ku przeznaczeniu
Podążam uparcie
Nie zatrzymując się po starcie
Choć ono czasem w poprzek staje
Omijam je i idę dalej
Pomimo wielkiego trudu
Oczekuję cudu
Choć burzliwych dni bywa niemało
A wiatr porywa i gnie moje ciało
Na ringu z nim staję
Czasem przegrywam
Mimo bólu wstaję
I się nie poddaję
Bez odliczania
Najpierw na kolana
Potem niczym gladiator prężę swe ciało
Sama do siebie mówię
Nic się nie stało
Nie będę w narożniku płakać
Teraz przypuszczę atak
Walka trwa..
Idę w nieznanym kierunku
Drogą mi bliżej nieznaną
Tą drogą przeze mnie wybraną
Wyobraźnia
Gdzieś w środku moich myśli
Gdy oczy swe zamykam
W krainie wyobraźni się budzę
Tajemnic tam dotykam
Tam są ukryte marzenia
Te najskrytsze… tylko moje
Takie do spełnienia
Zapisuję w niej chwile
które świat dla mnie zatrzymał
Będę je sobie kiedyś mile wspominać
Zwykłe okruszki życia,
Pragnienia i tęsknoty,
Te, które tak wzruszyły
Łzą ociekały oczy
Z czasem w tej krainie nowe wizje stworzę
Wyobraźnię mam dużą
Ty mi w tym pomożesz
Lubię to miejsce w mojej głowie
Głęboko schowane
Ciepłym słońcem wypełnione
I drogą do marzeń
Zamień mnie w krzyk
Zamień mnie w krzyk…
Chcę krzyczeć pełnym głosem
Wykrzyczeć chcę wszystko co w sobie noszę
Zamień mnie w krzyk...
Niech już usta me nie milczą bezgłośnie
Zamień mnie w krzyk proszę
Cisza mnie męczy...Już jej nie znoszę
Milczenie w gardle dławi
Zamień mnie w krzyk niech on ciche szepty oddali
Chcę wykrzyczeć to co w gardle dusi
To co chce wyjść na zewnątrz albo wyjść musi
Zmień głos mój w silny i mocny
Niech jak dzwon głośno brzmi
Niech swą siłą jak echo odbija się od drzewa
Niech jak radosny ptak zaśpiewa
Niech już się nie dusi
Niech wyjdzie na zewnątrz skoro musi
Zimny jak lód
Zimny jak lód
Twardy jak głaz
Bez czułości …
Uczuć brak…
Bezlitośnie rani tak
W sercu smutek
Ciągły żal…
To już nie lód tylko stal
Jak ją stopić …?
Jak ją skruszyć?
Jak zburzyć wysoki mur..?
By wydobyć parę cnót
Choć z niego straszny gbur
Nie ma szans..
Szklany chłód pośród nas
Za mróz ma przyjaciela
Co serce rani i rozdziera
Bez uśmiechu..
Z groźną miną..
Czoło grymas brzydki zdobi
Oczy dzikie jakby wściekłe
Spojrzenie mordercze
Ze strachu gną się nogi
To niepojęte..
Boże drogi..!
Jak można być tak zawziętym?
Tak zapatrzonym w siebie
Żyć z przekleństwem na ustach
I w ciągłym gniewie
Czy stanie się jakiś cud
Pomału tracę nadzieję
Już nawet się̨ nie uśmiecham, a już w ogóle nie śmieję
We mnie ciągle dziwne drżenie
Ciągle czuję strach
Nawet w snach…
Jak uwolnić się mam
Gdy z bezsilności upadam
bo sił już mi brak
Bez pośpiechu
Zaczyna się kolejny dzień
Ludzie gdzieś w pośpiechu biegną
Mi się nie śpieszy… w miejscu stoję
Nie pytaj… co ze mną?
Pomału wstaję
Leniwie jak kotka się przeciągam
Na dłonie spoglądam
Twarz nimi masuję
Tak lubię..
Teraz powolnie przesuwam
je na skronie
One też lubią moje dłonie
Oczy otwieram
Mogę zacząć wstawać teraz
Stopy już weszły w bambosze
Takie miękkim z futerkiem noszę
Pierwszy krok..Potem drugi..
Jakoś plączą się me nogi
Następne już są mniej kręte
Więc posuwistym krokiem
idę nieco prędzej
Wchodzę do kuchni
w okno spoglądam
Patrzę jak dzisiaj brzoza wygląda
Jakaś ulotka na stole leży
Może ją przeczytam…?
Przy stole więc siadam
Strony przekładam
Przeceniona herbata, kiełbasa i sałata
Ulotka podpowiada…
Nic ciekawego
Teraz hm… może do łazienki?
Może do pokoju
Głowa mi pęka
ciśnienie spada..
Źle bardzo się czuję..
Nie wyjdę więc z domu
Nigdzie nie pójdę
Przeszłam już całe mieszkanie
W jedną i w drugą stronę
Siadam …
Zakładam nogę na nogę
Czuję jak mnie bolą
Chyba się położę…
O jak dobrze…!
Głowa oparta na poduszce
Po co w ogóle wstawałam
Jak i tak wróciłam do łóżka?
Zaczął się kolejny dzień
Ludzie gdzieś się śpieszą
A ja w miejscu stoję
A właściwie leżę..
I się trochę boję …
Zimowy poranek
Zbudził mnie poranek
Chociaż brak słońca na niebie
Uśmiechem dzień zaczynam
Budząc się obok Ciebie
W okno spoglądam
Niebo nieco pociemniało
Zrobiło się jakby szaro
Chyba będzie padał śnieg
Wracam do łóżka
Ściskam poduszkę
Posyłam Tobie słodkiego całuska
Oczy przymykam pod kołdrą znikam
Słońce w pierzynę z chmur otulone
Mocno pod nią się schowało
Chyba nie chcę widzieć, że jest już rano
Niebo płatkami śniegu płakać zaczyna
Bo nie skończyła się jeszcze zima
Płatki na ziemię spadają
Wszystko w biel ubierają
Zielone liście nieśmiało spod śniegu się wychylają
Nie mają jednak większych szans
Muszą przeczekać zimowy czas
Na chwilę spod kołdry swój nos wystawiłam
Lecz zima swym chłodem mnie wystraszyła
Więc pod kołdrę szybko uciekam
przy Twoim cieple zimę przeczekam
W błękicie
Mieszkam w chmurach
w ich pięknym błękicie
Na nic się nie skarżę
Cieszę się swym życiem
Fruwam jak ptak
I na świat z lotu ptaka patrzę
Z tej perspektywy wygląda on nieco inaczej
Nie liczę godzin i lat
Życia nie zmienię i tak
Choć szybko mijają szare dni
I te bardziej szczęśliwe
Staram się aby każdy z nich
Nie mijał zbyt leniwie
Póki co trwam
Nie jestem sama
I jeszcze nie umieram
Życiem cieszę się tu i teraz
Czasem jednak coś złego się stanie
Nagle nieszczęście mnie dotyka
Wtedy zła myśl jak chłód przenika
I do mnie dociera
Że coś się kończy
Czas z kimś mnie rozłączył
Robi się pusto i żal …
A potem brak
W ogóle wtedy jest jakoś nie tak
Z chmur sfrunę na ziemię
Pogadam z sumieniem
I sobie tłumaczę
Widać nie mogło być inaczej
Odejść musiał ktoś
Tak wybrał los
Unoszę się do góry
By znowu dotykać chmury
W ich pięknym błękicie
Staram się cieszyć życiem
Przed siebie
Żyję...bo kocham życie
Mało go nie straciłam
Doceniam więc je podwójnie
W tym tkwi moja siła
Moja głowa jak gołąb już siwa
Twarz zmarszczka niejedna pokrywa
Tylko serce wciąż we mnie młode
Dlaczego?
Tajemnica to skrywa
Ono mnie napędza
Jak ja życia jest głodne
Choć jest bardzo chore
I mocno poranione
Wraz ze mną z życiem się mierzy
Walczy jak tylko może
Od walki tej przecież
me życie zależy
Będzie dobrze..
Trzeba mocno wierzyć
Mam lat już wiele
I wciąż ich przybywa
Ciągle żyć chcę
Chcę żyć i być szczęśliwa
Więc się nie poddaję,
Nawet gdy upadam… wstaję.
Z trudem nieraz się podnoszę
Jednak walczę
Bo poddawać się nie znoszę
Naprzeciw losowi wychodzę
Bez trwogi
Choć bolą mnie nogi
Nie czekam…
Nie zwlekam..
Do przodu idę bo czas ucieka
Pociąg
Jechał pociąg po szynach wprost w słońce
Otulał go złoty blask
Tuż obok tam stałam…
Na końcu…
I czułam się jakoś nie tak
Nade mną błękit nieba
Na ziemi torów ślad
A wszystko wyglądało tak..
Jakby tam właśnie kończył się świat
Toczyły się koła z łoskotem
Prędkości pociąg nabierał
I nagle się zrobiła..
Ta dziwna atmosfera
Chłodny powiew poczułam na twarzy
Nagle jakby ogarnął mnie strach
Czekałam co dalej się zdarzy
Na jakiś z nieba znak
Ogarnęła mnie wielka tęsknota
Nie wiedzieć czemu…!?
Łzy zakręciły się w oczach
Poddałam się temu…
Dziwne przeszły mnie dreszcze
Jakby mnie prąd poraził..
Jakby miało się zdarzyć coś jeszcze
Dokąd ta droga po szynach ten pociąg prowadzi?
Stoję tam tak jak skała
Zupełnie nieruchoma
Niby nie myślę wcale
A myśli pełna głowa
Moje oczy gdzieś w dal wpatrzone
Usilnie szukają czegoś
Nie mam pojęcia czego…!?
Tuż obok bezlistne drzewo
Też całe smutkiem pokryte
Jak ja w dal patrzy skrycie
Takie wiedzie tu życie
Pociąg odjechał…
Z miejsca ruszyłam
oglądając się ciągle za siebie
Myśląc tylko o tym
czy inny ze sobą też ten dziwny smutek wiezie
Tajemnica
W sercu noszę tajemnice
Głęboko na dnie są ukryte
Nie lubię o nich opowiadać
Nie chcę pamięcią do chwil tych wracać
One ranią
To co złe przypominają
Żal co w sobie noszę
Wraz z żalem ból po trosze
Oczy je potem wylewają łzami
Płyną łzy i serca rany
Niczym bystry potok
Niewidzialną siłą pchany
Nie może ich powstrzymać
Żadna siła
Niech więc w głębi serca przebywają
Wyjścia na zewnątrz nie szukają.
Niech obudzą się uczucia
Te co mają w sobie wiarę
By dać nadzieję na lepsze dni
Ona nie pozwoli bym smutkiem zastawiała drzwi
Tylko wpuści szczęście do środka…
Wraz z nowym dniem
Wraz z nowym wschodem słońca
Złe myśli
Wybrałam się w podróż do nikąd
Przeciąg w mózgu dziurę mi wierci
Odetchnąć, odfrunąć, zniknąć
Niech złe chwile miną
Wraz z nimi złe myśli o śmierci
Stąpam po cienkiej linii
Nie wiem gdzie jest jej koniec
Brzydkie myśli w głowie
Prowadzą mnie wprost do niej
Czasami tak dosyć mam bólu
Tego ciągłego zmęczenia
Szukam więc linii końca
By nie czuć już cierpienia
W gardle coś mocno ściska
Niczym pętla włożona na szyję
Skąd biorą się takie myśli
Skoro ja… tak kocham życie!?
O Boże…!
Czy ktoś mi pomoże?
Wysuszyć łez morze
Na twarzy mej uśmiech położy
By radość w sercu poczuć od nowa
Niech od złych myśli będzie wolna głowa
Pijany trzyma się płotu
I ja się płotu uchwycę
Poczekam aż wrócą mi siły
I znowu… będę cieszyć się życiem
Euforia
Ogarnia mnie jakaś dziwna euforia
Marzeniami po brzegi wypełniona głowa
Muszę je jakoś stamtąd wyciągnąć
i do walizki spakować
W podróż się z nią wybiorę
Nic oprócz marzeń ze sobą nie biorę
Już stoję na peronie
Walizkę mocno trzymam w dłoni
Czekam na pociąg do szczęścia
Wyruszę nim w drogę
Bo chcę, bo pragnę, bo mogę
Wygodnie w przedziale siadam
Walizkę na kolanach układam
Czekam na rozwój wydarzeń
Pojawiły się myśli wiosenne… trochę szalone
Zielenią całe okraszone
I kwitnącym kwiatem
Mijam kolejne stacyjki
Jadę…
Wypatruję nowych zdarzeń
Nagle pociąg przystanął
Ktoś wszedł do przedziału i podarował mi wianek
Z pierwszych wiosennych kwiatów… zielenią przeplatany
Pięknie mi było w nim do twarzy
To wiosna… łapię jej chwile
Wysiadam z pociągu
Czuję że żyję
Oddycham czystym powietrzem
Jestem…!
Co chwilę się coś zmienia
Ja idę w pięknym zielonym wianku
Spełniać swoje marzenia
Senne myśli
Senne myśli… Chmurne myśli
Tylko czasem słońce błyśnie
Senne myśli… Chmurne myśli
Coś innego pragnę wyśnić
Niebo szare ma oblicze
Szary jego jest policzek
Szare oczy gdzieś schowane
Niegdyś słońcem malowanie
Nic nie widzę szara plama...ciągle ziewam
Nic się z nieba nie uśmiecha
Do życia kolorów mi potrzeba
Może by tak niebo pokryć makijażem
Takim jak noszę nieraz na twarzy
Choć wyzwanie to spore
By nanieś na niebo kolory
Policzki pokryję różem
Oczy wytuszuję… rzęsy wydłużę
Teraz już wyraźniejsze
Spogląda na ziemię
Na mnie, na Ciebie
Na usta wybiorę pomadkę
Taką słoneczną
Ze słonecznym blaskiem
Od razu zrobi się jaśniej
Tak niebo pomalowane
Budzić będzie poranek
Aż słońce wyjrzało z ciekawości
Żeby zobaczyć jaki makijaż niebo nosi
W jednej chwili się uśmiechnęło
Złotym promieniem błysnęło
Chmurne myśli odpłynęły
Senne myśli uleciały
Już nie gości tutaj szarość
Po niej nawet nie ma śladu
Niezwykłe miejsca
Bywają takie chwile ciepłe i miłe
Dla serca życzliwe
Czasem ukryte gdzieś w traw zieleni
Czasem w jednym słońca promieniu
Niebo złotą nicią utkane
Niepowtarzalną chwilą malowane
Wszystko tak czyste
Niczym niepokalane
Niemal w dziewiczym stanie
I tylko dla mnie…
Oddechu nabieram
Serce mocniej bije teraz
Ten widok przenika
Przez chwilę kawałka raju dotykam
Tutaj gaszę swoje pragnienia
Spełniam maleńkie marzenia
Lubię tu być
Lubię z lekkim wiatrem się kołysać
Dłońmi wilgotnej ziemi dotykać
Cudownych odgłosów natury słuchać
Dlatego często wracam w te miejsca
Tak dobrze mi znane
Magią uroków rozkochane
Wokół cisza
Jest cicho
Nic się nie dzieje
Panuje głuche milczenie
Drzewa w bezruchu trwają
Tylko w oddali wróble ćwierkają
Nieco ciszę zakłócając
Rzucę im kawałek chleba
Może tego jest im potrzeba
Rosa trawę kroplami przykrywa
Słońce się pięknie w nich odbija
Razi w oczy
Cień maluje się na twarzy
Życie pomału się toczy
Szczelnie ustach zamknięte
uwięzione w nich słowa
Nawet ich nie uchylę
By potem nie żałować
Niech ta cisza trwa jeszcze
Niczym nie zmącona
Nie potrzebne tu słowa ani żadna mowa
Wiatr w liściach wygrywa tęskną sonatę
W sercu spokój
Dzisiaj jest cicho nad moim światem
Poduszka
Dziś poduszka mnie przytula
Ciężką głowę na niej kładę
Trzymać jej dłużej
nie daję już rady
W jej miękkość się zatapiam
Do policzkach przykładam
Ból dokucza stale
Nawet na chwile nie ustaje
Oczy przymrużone
Patrzą gdzieś przed siebie
Obraz zamglony
Nic nie widzę
Dlaczego?… Nie wiem
Powieki ciężkie
Twarz grymas pokrywa
Nie równa to walka… z bólem przegrywam!
Teraz już cała twarz się marszczy
Już chyba tego bólu wystarczy…!?
Moja poduszka wciąż mnie przytula
Dla jej cierpliwości to próba
Miękkością pomaga
Poduszka nawet przez chwilę się nie wzdraga
Jest mi oddana i taka kochana
Swym ciepłem ogrzewa
Idźcie stąd wszyscy… nic mi nie trzeba!
Ból jakby na chwilę zastyga …umiera
Poduszka coraz mocniej mą głowę otula i do niej przylega
Jakby uleczyć mnie chciała
Jakby wraz ze mną cierpiała
Jej rogów się chwytam
Mocno je ściskam i w końca zasypiam
Senne marzenia
Wzlatam i mknę dokąd zechcę
Wraz z wiatrem płynę, lecę
Wzbijam się w przestrzeń
Skrzydła swe rozkładam
Jak palce dłoni
Nikt mnie już nie dogoni
Między burzowymi chmurami
Tuż obok tęczy której blask i bliskość aż oczy rani
Kolory oplatają mi włosy
Jak jednorożca grzywę
Wszystko lśni od kropel rosy
Już nie wiem czy lecę czy idę
Czy to co widzę jest prawdziwe
Już nie wiem kim jestem
Ptakiem czy wiatrem który wiruje gdzieś ponad lasem
A może tylko liściem na wietrze
Szumię spadając z drzewa
Wiatr mnie chwyta w swoje ramiona
I na powrót do góry podwiewa
A może jestem jednorożcem
Z magiczną mocą rogu i łez
Jedno wiem na pewno…!
Jakaś magia jest tu wraz ze mną
Mogę być kim zechcę
Co chwilę w coś lub w kogoś się zmieniam
Mam różne istnienia
Niech tak zostanie
I trwa tylko dla mnie
Jeśli to tylko sen
Proszę nie budź mnie
Nie chcę się obudzić
Chcę zostać tu na dłużej
Nie będę tu się nudzić
Teraz jest jak teraz
Wiem nie jest tak jak kiedyś
Tęsknota się wdziera
Już nie jest tak jak dawniej
Teraz jest tak jak teraz
Nie wiem czy lepiej czy gorzej
Na pewno inaczej
Inaczej wyglądam
Inaczej na świat patrzę
Inaczej się czuję
Inaczej ubieram
Nie jest już jak dawniej
Teraz jest tak jak teraz
Myślami sięgam gdzieś wstecz daleko
Wspominam, płaczę
Minęło co było …
Więcej tego nie zobaczę
Tych którzy odeszli
Tych co gdzieś zginęli
W zaświaty umknęli
Przy mnie dziś ich nie ma
Opłakuję w sercu
Szumią o nich drzewa
Wszystko się zmieniło
Rozglądam się w koło
Żal wciąż we mnie wzbiera
Coś w środku na strzępy
jakby się rozdziera
Nie jest już jak dawniej
Teraz jest tak jak teraz
Nie narzekaj
Jest pięknie nie narzekaj
Doceniaj to co masz
Taką szansę w życiu
możesz mieć tylko raz
Ciesz się każdym nowym dniem
Tylko to jest prawdziwe
Codziennie tego dotykasz
Spójrz jakie jest urodziwe
Czego można chcieć więcej od życia
Tym co masz się zachwycaj
Zapomnij o tym czego Ci brakuje
I tak masz już wiele
Resztę za Ciebie życie samo zaplanuje
Choć o tym jeszcze nie wiesz
To ono pisze scenariusze
Wyznacza tor losu, po którym się poruszasz
Kiedy mnie nie ma
Czasem mnie nie ma
A czasem jestem
Rozpływam się jak mgła w powietrzu
Kroplami spadam na ziemię
Tam gdzieś leżę
W jej chłodzie i cieniu
Chłonę życiodajne moce
Czerpię siłę
By po chwili unieść się z powrotem
Lekka jak motyl
Bez zbędnego balastu
Co żyć nie pozwala
Ciężarem przytłacza i z nóg jak ścięte drzewo powala
Czuję się wolna, wyzwolona
Niemal skrzydła mam na swych ramionach
Teraz taka odnowiona mogę
iść dalej nic mnie nie pokona
Wróciłam...jestem…
Z gliny ulepiona
Ona..
Z miękkiej gliny ulepiona
Ugniatana w boskich dłoniach
Nabierała różnych kształtów i przekonań
Palce dłoni dotykały każde miejsce z każdej strony
Dokładnie były rzeźbione…
Stwórca ulepił nogi i ręce
By mogła chodzić i chwytać jak najwięcej
To co od życia na tacy dostała
I to, po co schylić się musiała
Kiedy widzieć zaczęła
Bo miała już oczy
Zobaczyła otaczający ją świat… uroczy
Od razu się w nim zakochała
Tak do dzisiaj jej zostało
Usta z gliny ulepione
Do całusów wprost stworzone
Ale także i do mowy
By się wypowiedzieć mogły słowem
Swoje myśli i uczucia móc przekazać
Opowieści różne opowiadać
A gdy serce w niej zabiło
Kochać się nim nauczyła
Teraz dzieli się miłością
Rozdając ją innym z radością
Tam gdzie jest tego potrzeba
Gdzie nienawiść się wdziera
Z miękkiej gliny ulepiona
Lecz twarda jak skała
W żadnej trudnej życia chwili nigdy się nie poddała
Liść
W uschniętym liściu niepozornym
Widzę swoje odbicie
W swej zwyczajności — niezwyczajny i skromny
Z brzegiem poszarpanym przez życie
W obliczu trudu niezłomny
Jak sercem moje
Które toczyło boje z nierównym jego biciem
Krople rosy spływają po Tobie
Wiem co zrobię…!
Ukryję w tych kroplach łzy swoje
Wabiąc nimi światło słońca by wysuszyć je do końca
Delikatnym chłodem ból złagodzę
Wśród liści odnajdę swobodę
Potem wyśnię najpiękniejszy sen
O liściu mokrym od mych łez
Tworząc wspólną historię ukrytą w koronach drzew
Gdzie na wietrze uschnięty liść powiewa
Choć powinien już spaść z drzewa
Bo watr tutaj mocno dmie
On jednak gałęzi się trzyma
Głośno krzycząc
Nie dam się..!
Bajkowy świat
Zamykam oczy…
Płynę na delikatnych obłokach
opieram o nie dłonie i bose stopy
Wiatr rozwiewa moje włosy
Unoszę się na wietrze
Niczym ptasie pióro które
właśnie ptak zgubił
Porusza się delikatnie i zwiewnie
niemal w zwolnionym tempie
By za szybko nie dotknąć ziemi
Chcę powirować w przestrzeni
Włosy na twarz opadają
Delikatnie ją muskają
Powieki ciągle zamknięte
Oparta na chmurze
Wzbijam się coraz wyżej ku górze
Prawie nieba dotykam
Oddycham…
Dłonie wyciągnięte
Chmurę jak poduszkę poprawiam
Świetnie się przy tym bawię
Przesuwam małe obłoki
Cień z nich robię dla oczu
Nie wzięłam okularów
A słońce świeci stale
Jest jak w bajce o płynącej na chmurze podniebnej rusałce
Ty też możesz się tak poczuć
Wystarczy że zamkniesz oczy
Wtedy przeniesiesz się w ten świat bajek uroczy
Czekając na wiosnę
Spoglądam w okno
Będzie śnieg padał
znowu wszędzie
swe płatki rozkładał
Zimno, wieje i mrozi
Nie chce mi się wyjść z domu
ani nigdzie chodzić
Dzień nie jest radosny
Ciągle jeszcze przez me okno nie widać jest wiosny
Zrobiło się biało…
Szron wszystko bielą otulił
Co skrzy się w słońca blasku
Wiatr przegnał ciemne chmury
Więc teraz świeci jasno
Tyle dobrego..
Bo słońce zawsze radość wnosi do serca mojego
Zima niestety nie odpuszcza
Do swego królestwa wiosny nie wpuszcza
Jedź już zimo gdzieś za morza albo jeszcze dalej
Z wyjazdem nie zwlekaj
Tęsknię za wiosną i na nią już czekam
Opowieści gór
Gór chcę poznać opowieści
O szczytach które przykrył śnieg
Gdzie głos utkwił pośród skał
i teraz tam się mieści
By je potem echem nieść w pieśni
Góry wyniosłe niemal nieba dotykają
W blasku słońca swe szczyty wygrzewają
Chłodny wiatr je przenika
W każdej szczelinie go słychać
Pną się do góry hen wprost w chmury
Ubrane w biały z nich wianek
Przepiękne....doskonałe
W szarej skale obraz malowany