E-book
12.6
drukowana A5
39.07
Wyjście z cienia

Bezpłatny fragment - Wyjście z cienia

Objętość:
137 str.
ISBN:
978-83-8273-234-4
E-book
za 12.6
drukowana A5
za 39.07

Wyjście z cienia

Wyszła z cienia

Nawet nie wiedząc o tym

Chociaż jaśniej się zrobiło

W zasięgu jej wzroku

Wyszła zza ciemnej kotary

Gdzie świat był ponury i szary

Twarz ludziom pokazała

W prawdę ubrana jest cała

Odkryła swoją duszę

Przestał jej ciężar ją dusić

Serce światu pokazała

Chociaż bardzo się wahała

Teraz wierszem opowiada o sobie

Czytając je uważnie

Więcej się o niej dowiesz

Bo pisze o wszystkim co w życiu się zdarza

Na swoim przykładzie te wiersze układa

Licząc że trochę pomoże

Innej chorej jak ona osobie…

By potrafiła cieszyć się życiem

Ona robi to znakomicie

Życie dla niej nie jest już zagadką

Wystarczyło się w nim odnaleźć choć wcale nie było łatwo

Ból który ciągle dokucza

Trzeba zamknąć pod kluczem

Nie myśleć o nim, nie pamiętać

To rzecz święta… Z nim trzeba się żyć nauczyć

Choć ciężko to zrozumieć

Pozytywną myślą można go trochę stłumić

On całkiem nie zniknie

Nie ma się co łudzić

By go zwalczyć do końca

Nie ma się co trudzić

Nie można ciągle wylewać łez

Trzeba brać życie takie jakim jest

Wychodząc mu naprzeciw

Po prostu się nim cieszyć

Nie oczekiwać zbyt wiele

Zawrzeć z życiem sojusz

Być z nim przyjacielem…

Walczyć z przeciwnościami losu

Na swój własny sprawdzony sposób

Więc ona żyje tak aby być szczęśliwa

Tego przez lata się nauczyła

Kiedy spadają jej kłody pod nogi

Nic sobie z tego nie robi

Przyjmuje wyzwanie

Czekając spokojnie na spaw rozwiązanie

Nie jest lekko…

Bywa nawet bardzo ciężko

Wtedy łzami się zalewa

Twierdząc że dłużej… tak już żyć się nie da

Po czym znowu się uśmiecha

Złe myśli odpychając od siebie daleko

Łez swych nigdy nie pokazuje

Chowa je przed światem

Dla niego jej twarz jest pogodna

Choć w samotności z niemocy płacze

Żyje chwilą bo życie z nich się składa

Robi zawsze to co serce jej podpowiada

Wyszła z cienia i czuje się wygraną

Po raz kolejny niepokonaną

Teraz dla innych chce być przykładem i wsparciem

Otworzyła drzwi choć tkwiła za nimi uparcie

Już wie że było warto

Choć czuła się całkiem naga… jakby z szat odarta

Faktem tym zawstydzona

Wyszła z cienia…

Pokazała się światu…

To cała Ona…

Ryzykantka

Nieraz stąpam po cienkiej linie

Ryzykowną grę prowadzę

Daję sobie kolejną szansę

Bojąc się że z czymś przesadzę

Sama przyrzekam sobie że to ostatni raz i potem przestanę …

Jednak za chwilę robię tak jak wcześniej

Podobnie lub tak samo

Każdy mówi daj spokój

Nie powinnaś tak robić

Możesz sobie tym tylko bardzo zaszkodzić

Doradców jest wielu

Komu mam wierzyć.?

Nie chcę bezczynnie siedzieć w fotelu

Chcę na swój sposób życie przeżyć

Więc robię swoje… Próbuję wszystkiego po trosze

Choć potem cierpię z bólu o pomoc nie proszę

Pokonuję coraz to większe wyzwania

Nawet te trudne do pokonania

Odkrywam na nowo swoje możliwości

Jak lądy nieznane…

Choć jest trudno i czasem z sił opadnę

Jak w przepaść wpadam z której ciężko się wydobyć

Walczę wtedy z samą sobą

Wiem że muszę to zrobić

Płynę na fali życia

Nie chcę ani chwili zmarnować

Mam je tylko jedno

Wszystkiego chcę spróbować

Więc nie dla mnie zakazy

Ani inne gadania

Wiem co dla mnie jest dobre

Co jest a co nie jest do pokonania

Nikt ani nic mnie nie zatrzyma

Póki oddycham, póki serce mi bije i póki jestem żywa

Ból

Ból mnie przenika

Niemal każdej części mego ciała dotyka

Wszechobecny, niestrudzony

Ze swojej pracy zadowolony

Codziennie uparcie mi towarzyszy

Chciałaby go zniszczyć albo chociaż wyciszyć

Nie daje mi spokoju

Wryty niczym straszne piętno we mnie i życie moje

Nie jest z nim żyć przyjemnie

On nie daje spokoju…

To mój największy wróg

Silniejszy ode mnie

Bolesny jak cierń

Stoi przy mnie jak cień

Głęboko we mnie siedzi

Niszczy me ciało i duszę

Tak bardzo że często zapłakać muszę

Maluje zmarszczki na mej twarzy

W mych oczach ma odbicie

Cierpliwie i skutecznie

Niszczy moje życie

Swym istnieniem mnie ogranicza…

Nie mogę tam być gdzie bym chciała

Ból swą obecnością za nic na to nie pozwala

Codziennie gdy otwieram oczy

On uparcie przy mnie stoi lub w pobliżu kroczy

Czasem się trochę zmęczy i na chwilę przyśnie

Z jego objęć się wtedy wyrywam

odbierając ukradzione przez niego chwile

Wyciągam ku światu swe dłonie

On swoją mocą do siebie mnie ciągnie

Przytula i obejmuje

Sprawia że wolna się czuję …

Biegnę wtedy z całych sił przed siebie

Na nic uwagi nie zwracam

Z obranej drogi z powrotem już nie zawracam

Za siebie się nie oglądam

Tak moje życie wygląda

Żyję tu i teraz…

Póki ból się nie obudzi

Nie zabierze mnie z powrotem do chwil których tak nie lubię

Do czoła zlanego potem

Do brwi ściągniętych w brzydkim grymasie

Do ust w kącikach opadłych

Do łez z oczu płynach i ruchów nieporadnych

Zawsze będę mu się wyrywać

Bodaj na małą chwilę

Chcę jeszcze zrobić i zobaczyć tyle..

Jestem osobą upartą

Choć często z nim przegrywam

Będę walczyć...bo warto

Niewyjaśnione sprawy

Ciągle tkwię w gąszczu spraw niewyjaśnionych

W ciągłym rozdarciu

Między jedną a drugą stroną

Gubię się i ginę bezradnie

Poruszam nieporadnie

Pełna nadziei

W oczekiwanie na wyjaśnienie

Tkwiąc w letargu ciężkiej zadumy

Oddzielam istotne od mniej ważnego

W sumie sama nie wiem, dlaczego

Sprawy niedokończone na półce układam

Jak detektyw je potem badam

Ciągle sensu poszukuję

Powiązania…

Spraw rychłego rozwiązania

Niech się stanie…

Walka

Po drogach przez siebie wybranych kroczę

Na ramionach ciężar dni przeżytych niosę

Choć ciężko mi czasem

I nieraz zapłaczę

Ku przeznaczeniu

Podążam uparcie

Nie zatrzymując się po starcie

Choć ono czasem w poprzek staje

Omijam je i idę dalej

Pomimo wielkiego trudu

Oczekuję cudu

Choć burzliwych dni bywa niemało

A wiatr porywa i gnie moje ciało

Na ringu z nim staję

Czasem przegrywam

Mimo bólu wstaję

I się nie poddaję

Bez odliczania

Najpierw na kolana

Potem niczym gladiator prężę swe ciało

Sama do siebie mówię

Nic się  nie stało

Nie będę w narożniku płakać

Teraz przypuszczę atak

Walka trwa..

Idę w nieznanym kierunku

Drogą mi bliżej nieznaną

Tą drogą przeze mnie wybraną

Wyobraźnia

Gdzieś w środku moich myśli

Gdy oczy swe zamykam

W krainie wyobraźni się budzę

Tajemnic tam dotykam

Tam są ukryte marzenia

Te najskrytsze… tylko moje

Takie do spełnienia

Zapisuję w niej chwile

które świat dla mnie zatrzymał

Będę je sobie kiedyś mile wspominać

Zwykłe okruszki życia,

Pragnienia i tęsknoty,

Te, które tak wzruszyły

Łzą ociekały oczy

Z czasem w tej krainie nowe wizje stworzę

Wyobraźnię mam dużą

Ty mi w tym pomożesz

Lubię to miejsce w mojej głowie

Głęboko schowane

Ciepłym słońcem wypełnione

I drogą do marzeń

Zamień mnie w krzyk

Zamień mnie w krzyk…

Chcę krzyczeć pełnym głosem

Wykrzyczeć chcę wszystko co w sobie noszę

Zamień mnie w krzyk...

Niech już usta me nie milczą bezgłośnie

Zamień mnie w krzyk proszę

Cisza mnie męczy...Już jej nie znoszę

Milczenie w gardle dławi

Zamień mnie w krzyk niech on ciche szepty oddali

Chcę wykrzyczeć to co w gardle dusi

To co chce wyjść na zewnątrz albo wyjść musi

Zmień głos mój w silny i mocny

Niech jak dzwon głośno brzmi

Niech swą siłą jak echo odbija się od drzewa

Niech jak radosny ptak zaśpiewa

Niech już się nie dusi

Niech wyjdzie na zewnątrz skoro musi

Zimny jak lód

Zimny jak lód

Twardy jak głaz

Bez czułości …

Uczuć brak…

Bezlitośnie rani tak

W sercu smutek

Ciągły żal…

To już nie lód tylko stal

Jak ją stopić …?

Jak ją skruszyć?

Jak zburzyć wysoki mur..?

By wydobyć parę cnót

Choć z niego straszny gbur

Nie ma szans..

Szklany chłód pośród nas

Za mróz ma przyjaciela

Co serce rani i rozdziera

Bez uśmiechu..

Z groźną miną..

Czoło grymas brzydki zdobi

Oczy dzikie jakby wściekłe

Spojrzenie mordercze

Ze strachu gną się nogi

To niepojęte..

Boże drogi..!

Jak można być tak zawziętym?

Tak zapatrzonym w siebie

Żyć z przekleństwem na ustach

I w ciągłym gniewie

Czy stanie się jakiś cud

Pomału tracę nadzieję

Już nawet się̨ nie uśmiecham, a już w ogóle nie śmieję

We mnie ciągle dziwne drżenie

Ciągle czuję strach

Nawet w snach…

Jak uwolnić się mam

Gdy z bezsilności upadam

bo sił już mi brak

Bez pośpiechu

Zaczyna się kolejny dzień

Ludzie gdzieś w pośpiechu biegną

Mi się nie śpieszy… w miejscu stoję

Nie pytaj… co ze mną?

Pomału wstaję

Leniwie jak kotka się przeciągam

Na dłonie spoglądam

Twarz nimi masuję

Tak lubię..

Teraz powolnie przesuwam

je na skronie

One też lubią moje dłonie

Oczy otwieram

Mogę zacząć wstawać teraz

Stopy już weszły w bambosze

Takie miękkim z futerkiem noszę

Pierwszy krok..Potem drugi..

Jakoś plączą się me nogi

Następne już są mniej kręte

Więc posuwistym krokiem

idę nieco prędzej

Wchodzę do kuchni

w okno spoglądam

Patrzę jak dzisiaj brzoza wygląda

Jakaś ulotka na stole leży

Może ją przeczytam…?

Przy stole więc siadam

Strony przekładam

Przeceniona herbata, kiełbasa i sałata

Ulotka podpowiada…

Nic ciekawego

Teraz hm… może do łazienki?

Może do pokoju

Głowa mi pęka

ciśnienie spada..

Źle bardzo się czuję..

Nie wyjdę więc z domu

Nigdzie nie pójdę

Przeszłam już całe mieszkanie

W jedną i w drugą stronę

Siadam …

Zakładam nogę na nogę

Czuję jak mnie bolą

Chyba się położę…

O jak dobrze…!

Głowa oparta na poduszce

Po co w ogóle wstawałam

Jak i tak wróciłam do łóżka?

Zaczął się kolejny dzień

Ludzie gdzieś się śpieszą

A ja w miejscu stoję

A właściwie leżę..

I się trochę boję …

Zimowy poranek

Zbudził mnie poranek

Chociaż brak słońca na niebie

Uśmiechem dzień zaczynam

Budząc się obok Ciebie

W okno spoglądam

Niebo nieco pociemniało

Zrobiło się jakby szaro

Chyba będzie padał śnieg

Wracam do łóżka

Ściskam poduszkę

Posyłam Tobie słodkiego całuska

Oczy przymykam pod kołdrą znikam

Słońce w pierzynę z chmur otulone

Mocno pod nią się schowało

Chyba nie chcę widzieć, że jest już rano

Niebo płatkami śniegu płakać zaczyna

Bo nie skończyła się jeszcze zima

Płatki na ziemię spadają

Wszystko w biel ubierają

Zielone liście nieśmiało spod śniegu się wychylają

Nie mają jednak większych szans

Muszą przeczekać zimowy czas

Na chwilę spod kołdry swój nos wystawiłam

Lecz zima swym chłodem mnie wystraszyła

Więc pod kołdrę szybko uciekam

przy Twoim cieple zimę przeczekam

W błękicie

Mieszkam w chmurach

w ich pięknym błękicie

Na nic się nie skarżę

Cieszę się swym życiem

Fruwam jak ptak

I na świat z lotu ptaka patrzę

Z tej perspektywy wygląda on nieco inaczej

Nie liczę godzin i lat

Życia nie zmienię i tak

Choć szybko mijają szare dni

I te bardziej szczęśliwe

Staram się aby każdy z nich

Nie mijał zbyt leniwie

Póki co trwam

Nie jestem sama

I jeszcze nie umieram

Życiem cieszę się tu i teraz

Czasem jednak coś złego się  stanie

Nagle nieszczęście mnie  dotyka

Wtedy zła myśl jak chłód przenika

I do mnie dociera

Że coś się  kończy

Czas z kimś mnie rozłączył

Robi się pusto i żal …

A potem brak

W ogóle wtedy jest jakoś nie tak

Z chmur sfrunę na ziemię

Pogadam z sumieniem

I sobie tłumaczę

Widać nie mogło być inaczej

Odejść musiał ktoś

Tak wybrał los

Unoszę się do góry

By znowu dotykać chmury

W ich pięknym błękicie

Staram się cieszyć życiem

Przed siebie

Żyję...bo kocham życie

Mało go nie straciłam

Doceniam więc je podwójnie

W tym tkwi moja siła

Moja głowa jak gołąb już siwa

Twarz zmarszczka niejedna  pokrywa

Tylko serce wciąż we mnie  młode

Dlaczego?

Tajemnica to skrywa

Ono mnie napędza

Jak ja życia jest głodne

Choć jest bardzo chore

I mocno poranione

Wraz ze mną z życiem się mierzy

Walczy jak tylko może

Od walki tej przecież

me życie zależy

Będzie dobrze..

Trzeba mocno wierzyć

Mam lat już wiele

I wciąż ich przybywa

Ciągle żyć chcę

Chcę żyć i być szczęśliwa

Więc się nie poddaję,

Nawet gdy upadam… wstaję.

Z trudem nieraz się podnoszę

Jednak walczę

Bo poddawać się nie znoszę

Naprzeciw losowi wychodzę

Bez trwogi

Choć bolą mnie nogi

Nie czekam…

Nie zwlekam..

Do przodu idę bo czas ucieka

Pociąg

Jechał pociąg po szynach wprost w słońce

Otulał go złoty blask

Tuż obok tam stałam…

Na końcu…

I czułam się jakoś nie tak

Nade mną błękit nieba

Na ziemi torów ślad

A wszystko wyglądało tak..

Jakby tam właśnie kończył się świat

Toczyły się koła z łoskotem

Prędkości pociąg nabierał

I nagle się zrobiła..

Ta dziwna atmosfera

Chłodny powiew poczułam na twarzy

Nagle jakby ogarnął mnie strach

Czekałam co dalej się zdarzy

Na jakiś z nieba znak

Ogarnęła mnie wielka tęsknota

Nie wiedzieć czemu…!?

Łzy zakręciły się w oczach

Poddałam się temu…

Dziwne przeszły mnie dreszcze

Jakby mnie prąd poraził..

Jakby miało się zdarzyć coś jeszcze

Dokąd ta droga po szynach ten pociąg prowadzi?

Stoję tam tak jak skała

Zupełnie nieruchoma

Niby nie myślę wcale

A myśli pełna głowa

Moje oczy gdzieś w dal wpatrzone

Usilnie szukają czegoś

Nie mam pojęcia czego…!?

Tuż obok bezlistne drzewo

Też całe smutkiem pokryte

Jak ja w dal patrzy skrycie

Takie wiedzie tu życie

Pociąg odjechał…

Z miejsca ruszyłam

oglądając się ciągle za siebie

Myśląc tylko o tym

czy inny ze sobą też ten dziwny smutek wiezie

Tajemnica

W sercu noszę tajemnice

Głęboko na dnie są ukryte

Nie lubię o nich opowiadać

Nie chcę pamięcią do chwil tych wracać

One ranią

To co złe przypominają

Żal co w sobie noszę

Wraz z żalem ból po trosze

Oczy je potem wylewają łzami

Płyną łzy i serca rany

Niczym bystry potok

Niewidzialną siłą pchany

Nie może ich powstrzymać

Żadna siła

Niech więc w głębi serca przebywają

Wyjścia na zewnątrz nie szukają.

Niech obudzą się uczucia

Te co mają w sobie wiarę

By dać nadzieję na lepsze dni

Ona nie pozwoli bym smutkiem zastawiała drzwi

Tylko wpuści szczęście do środka…

Wraz z nowym dniem

Wraz z nowym wschodem słońca

Złe myśli

Wybrałam się w podróż do nikąd

Przeciąg w mózgu dziurę mi wierci

Odetchnąć, odfrunąć, zniknąć

Niech złe chwile miną

Wraz z nimi złe myśli o śmierci

Stąpam po cienkiej linii

Nie wiem gdzie jest jej koniec

Brzydkie myśli w głowie

Prowadzą mnie wprost do niej

Czasami tak dosyć mam bólu

Tego ciągłego zmęczenia

Szukam więc linii końca

By nie czuć już cierpienia

W gardle coś mocno ściska

Niczym pętla włożona na szyję

Skąd biorą się takie myśli

Skoro ja… tak kocham życie!?

O Boże…!

Czy ktoś mi pomoże?

Wysuszyć łez morze

Na twarzy mej uśmiech położy

By radość w sercu poczuć od nowa

Niech od złych myśli będzie wolna głowa

Pijany trzyma się płotu

I ja się płotu uchwycę

Poczekam aż wrócą mi siły

I znowu… będę cieszyć się życiem

Euforia

Ogarnia mnie jakaś dziwna euforia

Marzeniami po brzegi wypełniona głowa

Muszę je jakoś stamtąd wyciągnąć

i do walizki spakować

W podróż się z nią wybiorę

Nic oprócz marzeń ze sobą nie biorę

Już stoję na peronie

Walizkę mocno trzymam w dłoni

Czekam na pociąg do szczęścia

Wyruszę nim w drogę

Bo chcę, bo pragnę, bo mogę

Wygodnie w przedziale siadam

Walizkę na kolanach układam

Czekam na rozwój wydarzeń

Pojawiły się myśli wiosenne… trochę szalone

Zielenią całe okraszone

I kwitnącym kwiatem

Mijam kolejne stacyjki

Jadę…

Wypatruję nowych zdarzeń

Nagle pociąg przystanął

Ktoś wszedł do przedziału i podarował mi wianek

Z pierwszych wiosennych kwiatów… zielenią przeplatany

Pięknie mi było w nim do twarzy

To wiosna… łapię jej chwile

Wysiadam z pociągu

Czuję że żyję

Oddycham czystym powietrzem

Jestem…!

Co chwilę się coś zmienia

Ja idę w pięknym zielonym wianku

Spełniać swoje marzenia

Senne myśli

Senne myśli… Chmurne myśli

Tylko czasem słońce błyśnie

Senne myśli… Chmurne myśli

Coś innego pragnę wyśnić

Niebo szare ma oblicze

Szary jego jest policzek

Szare oczy gdzieś schowane

Niegdyś słońcem malowanie

Nic nie widzę szara plama...ciągle ziewam

Nic się z nieba nie uśmiecha

Do życia kolorów mi potrzeba

Może by tak niebo pokryć makijażem

Takim jak noszę nieraz na twarzy

Choć wyzwanie to spore

By nanieś na niebo kolory

Policzki pokryję różem

Oczy wytuszuję… rzęsy wydłużę

Teraz już wyraźniejsze

Spogląda na ziemię

Na mnie, na Ciebie

Na usta wybiorę pomadkę

Taką słoneczną

Ze słonecznym blaskiem

Od razu zrobi się jaśniej

Tak niebo pomalowane

Budzić będzie poranek

Aż słońce wyjrzało z ciekawości

Żeby zobaczyć jaki makijaż niebo nosi

W jednej chwili się uśmiechnęło

Złotym promieniem błysnęło

Chmurne myśli odpłynęły

Senne myśli uleciały

Już nie gości tutaj szarość

Po niej nawet nie ma śladu

Niezwykłe miejsca

Bywają takie chwile ciepłe i miłe

Dla serca życzliwe

Czasem ukryte gdzieś w traw zieleni

Czasem w jednym słońca promieniu

Niebo złotą nicią utkane

Niepowtarzalną chwilą malowane

Wszystko tak czyste

Niczym niepokalane

Niemal w dziewiczym stanie

I tylko dla mnie…

Oddechu nabieram

Serce mocniej bije teraz

Ten widok przenika

Przez chwilę kawałka raju dotykam

Tutaj gaszę swoje pragnienia

Spełniam maleńkie marzenia

Lubię tu być

Lubię z lekkim wiatrem się kołysać

Dłońmi wilgotnej ziemi dotykać

Cudownych odgłosów natury słuchać

Dlatego często wracam w te miejsca

Tak dobrze mi znane

Magią uroków rozkochane

Wokół cisza

Jest cicho

Nic się  nie dzieje

Panuje głuche milczenie

Drzewa w bezruchu trwają

Tylko w oddali wróble ćwierkają

Nieco ciszę zakłócając

Rzucę im kawałek chleba

Może tego jest im potrzeba

Rosa trawę kroplami przykrywa

Słońce się pięknie w nich odbija

Razi w oczy

Cień maluje się na twarzy

Życie pomału się toczy

Szczelnie ustach zamknięte

uwięzione w nich słowa

Nawet ich nie uchylę

By potem nie żałować

Niech ta cisza trwa jeszcze

Niczym nie zmącona

Nie potrzebne tu słowa ani żadna mowa

Wiatr w liściach wygrywa tęskną sonatę

W sercu spokój

Dzisiaj jest cicho nad moim światem

Poduszka

Dziś poduszka mnie przytula

Ciężką głowę na niej kładę

Trzymać jej dłużej

nie daję już rady

W jej miękkość się zatapiam

Do policzkach przykładam

Ból dokucza stale

Nawet na chwile nie ustaje

Oczy przymrużone

Patrzą gdzieś przed siebie

Obraz zamglony

Nic nie widzę

Dlaczego?… Nie wiem

Powieki ciężkie

Twarz grymas pokrywa

Nie równa to walka… z bólem przegrywam!

Teraz już cała twarz się marszczy

Już chyba tego bólu wystarczy…!?

Moja poduszka wciąż mnie przytula

Dla jej cierpliwości to próba

Miękkością pomaga

Poduszka nawet przez chwilę się nie wzdraga

Jest mi oddana i taka kochana

Swym ciepłem ogrzewa

Idźcie stąd wszyscy… nic mi nie trzeba!

Ból jakby na chwilę zastyga …umiera

Poduszka coraz mocniej mą głowę otula i do niej przylega

Jakby uleczyć mnie chciała

Jakby wraz ze mną cierpiała

Jej rogów się chwytam

Mocno je ściskam i w końca zasypiam

Senne marzenia

Wzlatam i mknę dokąd zechcę

Wraz z wiatrem płynę, lecę

Wzbijam się w przestrzeń

Skrzydła swe rozkładam

Jak palce dłoni

Nikt mnie już nie dogoni

Między burzowymi chmurami

Tuż obok tęczy której blask i bliskość aż oczy rani

Kolory oplatają mi włosy

Jak jednorożca grzywę

Wszystko lśni od kropel rosy

Już nie wiem czy lecę czy idę

Czy to co widzę jest prawdziwe

Już nie wiem kim jestem

Ptakiem czy wiatrem który wiruje gdzieś ponad lasem

A może tylko liściem na wietrze

Szumię spadając z drzewa

Wiatr mnie chwyta w swoje ramiona

I na powrót do góry podwiewa

A może jestem jednorożcem

Z magiczną mocą rogu i łez

Jedno wiem na pewno…!

Jakaś magia jest tu wraz ze mną

Mogę być kim zechcę

Co chwilę w coś lub w kogoś się zmieniam

Mam różne istnienia

Niech tak zostanie

I trwa tylko dla mnie

Jeśli to tylko sen

Proszę nie budź mnie

Nie chcę się obudzić

Chcę zostać tu na dłużej

Nie będę tu się nudzić

Teraz jest jak teraz

Wiem nie jest tak jak kiedyś

Tęsknota się wdziera

Już nie jest tak jak dawniej

Teraz jest tak jak teraz

Nie wiem czy lepiej czy gorzej

Na pewno inaczej

Inaczej wyglądam

Inaczej na świat patrzę

Inaczej się czuję

Inaczej ubieram

Nie jest już jak dawniej

Teraz jest tak jak teraz

Myślami sięgam gdzieś wstecz daleko

Wspominam, płaczę

Minęło co było …

Więcej tego nie zobaczę

Tych którzy odeszli

Tych co gdzieś zginęli

W zaświaty umknęli

Przy mnie dziś ich nie ma

Opłakuję w sercu

Szumią o nich drzewa

Wszystko się zmieniło

Rozglądam się w koło

Żal wciąż we mnie wzbiera

Coś w środku na strzępy

jakby się rozdziera

Nie jest już jak dawniej

Teraz jest tak jak teraz

Nie narzekaj

Jest pięknie nie narzekaj

Doceniaj to co masz

Taką szansę w życiu

możesz mieć tylko raz

Ciesz się każdym nowym dniem

Tylko to jest prawdziwe

Codziennie tego dotykasz

Spójrz jakie jest urodziwe

Czego można chcieć więcej od życia

Tym co masz się zachwycaj

Zapomnij o tym czego Ci brakuje

I tak masz już wiele

Resztę za Ciebie życie samo zaplanuje

Choć o tym jeszcze nie wiesz

To ono pisze scenariusze

Wyznacza tor losu, po którym się poruszasz

Kiedy mnie nie ma

Czasem mnie nie ma

A czasem jestem

Rozpływam się jak mgła w powietrzu

Kroplami spadam na ziemię

Tam gdzieś leżę

W jej chłodzie i cieniu

Chłonę życiodajne moce

Czerpię siłę

By po chwili unieść się z powrotem

Lekka jak motyl

Bez zbędnego balastu

Co żyć nie pozwala

Ciężarem przytłacza i z nóg jak ścięte drzewo powala

Czuję się wolna, wyzwolona

Niemal skrzydła mam na swych ramionach

Teraz taka odnowiona mogę

iść dalej nic mnie nie pokona

Wróciłam...jestem…

Z gliny ulepiona

Ona..

Z miękkiej gliny ulepiona

Ugniatana w boskich dłoniach

Nabierała różnych kształtów i przekonań

Palce dłoni dotykały każde miejsce z każdej strony

Dokładnie były rzeźbione…

Stwórca ulepił nogi i ręce

By mogła chodzić i chwytać jak najwięcej

To co od życia na tacy dostała

I to, po co schylić się musiała

Kiedy widzieć zaczęła

Bo miała już oczy

Zobaczyła otaczający ją świat… uroczy

Od razu się w nim zakochała

Tak do dzisiaj jej zostało

Usta z gliny ulepione

Do całusów wprost stworzone

Ale także i do mowy

By się wypowiedzieć mogły słowem

Swoje myśli i uczucia móc przekazać

Opowieści różne opowiadać

A gdy serce w niej zabiło

Kochać się nim nauczyła

Teraz dzieli się miłością

Rozdając ją innym z radością

Tam gdzie jest tego potrzeba

Gdzie nienawiść się wdziera

Z miękkiej gliny ulepiona

Lecz twarda jak skała

W żadnej trudnej życia chwili nigdy się nie poddała

Liść

W uschniętym liściu niepozornym

Widzę swoje odbicie

W swej zwyczajności — niezwyczajny i skromny

Z brzegiem poszarpanym przez życie

W obliczu trudu niezłomny

Jak sercem moje

Które toczyło boje z nierównym jego biciem

Krople rosy spływają po Tobie

Wiem co zrobię…!

Ukryję w tych kroplach łzy swoje

Wabiąc nimi światło słońca by wysuszyć je do końca

Delikatnym chłodem ból złagodzę

Wśród liści odnajdę swobodę

Potem wyśnię najpiękniejszy sen

O liściu mokrym od mych łez

Tworząc wspólną historię ukrytą w koronach drzew

Gdzie na wietrze uschnięty liść powiewa

Choć powinien już spaść z drzewa

Bo watr tutaj mocno dmie

On jednak gałęzi się trzyma

Głośno krzycząc

Nie dam się..!

Bajkowy świat

Zamykam oczy…

Płynę na delikatnych obłokach

opieram o nie dłonie i bose stopy

Wiatr rozwiewa moje włosy

Unoszę się na wietrze

Niczym ptasie pióro które

właśnie ptak zgubił

Porusza się delikatnie i zwiewnie

niemal w zwolnionym tempie

By za szybko nie dotknąć ziemi

Chcę powirować w przestrzeni

Włosy na twarz opadają

Delikatnie ją muskają

Powieki ciągle zamknięte

Oparta na chmurze

Wzbijam się coraz wyżej ku górze

Prawie nieba dotykam

Oddycham…

Dłonie wyciągnięte

Chmurę jak poduszkę poprawiam

Świetnie się przy tym bawię

Przesuwam małe obłoki

Cień z nich robię dla oczu

Nie wzięłam okularów

A słońce świeci stale

Jest jak w bajce o płynącej na chmurze podniebnej rusałce

Ty też możesz się tak poczuć

Wystarczy że zamkniesz oczy

Wtedy przeniesiesz się w ten świat bajek uroczy

Czekając na wiosnę

Spoglądam w okno

Będzie śnieg padał

znowu wszędzie

swe płatki rozkładał

Zimno, wieje i mrozi

Nie chce mi się wyjść z domu

ani nigdzie chodzić

Dzień nie jest radosny

Ciągle jeszcze przez me okno nie widać jest wiosny

Zrobiło się biało…

Szron wszystko bielą otulił

Co skrzy się w słońca blasku

Wiatr przegnał ciemne chmury

Więc teraz świeci jasno

Tyle dobrego..

Bo słońce zawsze radość wnosi do serca mojego

Zima niestety nie odpuszcza

Do swego królestwa wiosny nie wpuszcza

Jedź już zimo gdzieś za morza albo jeszcze dalej

Z wyjazdem nie zwlekaj

Tęsknię za wiosną i na nią już czekam

Opowieści gór

Gór chcę poznać opowieści

O szczytach które przykrył śnieg

Gdzie głos utkwił pośród skał

i teraz tam się mieści

By je potem echem nieść w pieśni

Góry wyniosłe niemal nieba dotykają

W blasku słońca swe szczyty wygrzewają

Chłodny wiatr je przenika

W każdej szczelinie go słychać

Pną się do góry hen wprost w chmury

Ubrane w biały z nich wianek

Przepiękne....doskonałe

W szarej skale obraz malowany

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 12.6
drukowana A5
za 39.07