E-book
10
drukowana A5
37
Wuhan — Ostateczne rozwiązanie

Bezpłatny fragment - Wuhan — Ostateczne rozwiązanie


4.5
Objętość:
182 str.
ISBN:
978-83-8351-277-8
E-book
za 10
drukowana A5
za 37

Książkę dedykuję Kochanej Żonie

i Synowi

Prolog

Jeśli czytasz tę książkę to oznacza, że się nie wszystko udało, choć było bardzo blisko. Wiele osób walczyło w twoim imieniu, by zatrzymać to szaleństwo. Wielu ryzykowało życiem, by oni nie mogli narzucić Tobie swojej ideologii. W imię ludzkości połączyli swoje siły najwięksi wrogowie, a przyjaciele umacniali więzi. Pomimo, że oni chcieli by Twoje życie wywróciło się do góry nogami, do boju o wolność wkroczyła cała nasza Agencja. Do tej pory walczyliśmy z terrorystami, którzy chcieli wywrócić świat do góry nogami, ale i oni okazali się słabi pod naciskiem tej wielkiej organizacji, bardziej zbrodniczej niż Naziści w 1939 roku.

Ci co zginęli by Twoje życie było spokojne i beztroskie jak dawniej, zasłużyli na pamięć. Na pewno ich nie zapomnimy i kiedy doprowadzimy sprawę do końca, każde poświęcenie zostanie w godny sposób uhonorowane. Wierz mi, ludzkość była bliska obłędu, jednak ramię w ramię obok nas Agentów CIA stanęli pracownicy FSB i Mosadu. Pierwszy raz w historii świata, podsłuchiwani nie byli ludzie walczący w opozycji, ale najwięksi złoczyńcy. Jak się okazało oni istnieli od dawna, planując w każdym pokoleniu swoją najgorszą zbrodnię, którą wieki temu nazwali Ostateczne Rozwiązanie.

Ich macki sięgnęły każdego znanego ci polityka, każde światowe telewizje, portale społecznościowe które znasz, a nawet twoich idoli ze sportu i filmu. W organizacji działać mógł każdy byleby tylko ich plan się powiódł. My jednak za Ciebie walczyliśmy kiedy Twoja rodzina zamknięta w domu siedziała wpatrzona w ekran telewizora.


Niestety w tej walce nie udało się dokończyć innych rzeczy, sprawa Rosji pozostała otwarta. Czy jest ona wynikiem naszej walki o Ciebie i całą ludzkość czy przemyślanym aktem ich działania to się okaże w najbliższych latach. Bowiem są bezwzględni i już kolejne ich pokolenia będą przygotowywane by znowu rozpocząć niebezpieczną grę.

Jednakże pisząc do Ciebie te słowa wiem, że warto było walczyć o zwycięstwo. Tak jak nasi przodkowie pokonaliśmy ich w ciężkim boju. Kolejny potwór jakiego wykreowali nie został liderem Nowego Świata a dotkliwie ugodzona Organizacja będzie leczyła rany co najmniej 80 lat. Kiedy wyjrzysz teraz przez okno zobaczysz spokojniejszy świat, bez strachu, kontroli, przepustek czy statystyk.


Wygląda fajnie?


Czyż nie?


Jest tak jak o to walczyliśmy ale zobacz jak mogło

to wyglądać…

Rozdział 1

Chiny, Czerwiec rok 2003. Kopalnia rud metali Bayan-Obo, Mongolia Wewnętrzna


Słońce nad pustynią wstało bardzo szybko, skwar w tej części północnych Chin był już odczuwalny na ciele człowieka o godzinie 10 rano. Jak zwykle o tej porze ruch w małym górniczym miasteczku, był już na najwyższych obrotach. Sklepikarze z otwartymi straganami oferowali pierwszym klientom produkty a ilość samochodów na ulicy przybywała z minuty na minutę. Kiedyś była to mała mieścina z kilkoma uliczkami, mieszkańcy wiedli spokojne życie, ale po odkryciu wielkich złóż rud metali, Bayan Obo rozrosło się do pokaźnego rozmiarów miasta. To tu swoją siedzibę ulokował Narodowy Bank Chin, który wyczuł interes i nie mylił się, pracowali tu ludzie z całego regionu. Zarabiali dużo i zostawili dużo gotówki na kontach bankowych.

Dochodziło południe kiedy to z pobliskich hoteli wyszli górnicy kolejnej zmiany. Jeden za drugim, ogoleni i ubrani prawie jednakowo, pospiesznie wsiadali do stojących na ulicach pracowniczych autobusów, które wiozły ich do bram kopalni. Tuż przed wjazdem na teren wyrobiska zatrzymały się, aby ochrona mogła sprawdzić liczbę pasażerów i zapisać godzinę wjazdu.

Jednak tego dnia postój przedłużał się i nikt z personelu nie był wstanie wytłumaczyć co jest tego przyczyną. Z minuty na minutę pasażerowie zerkali nerwowo w okna, wyglądając co się dzieje, kierowcy wyszli przed pojazdy żeby zapalić papierosa.

— Ciekawe ile jeszcze nas tu przetrzymają — głośno zapytał jeden z górników i dodał jakby szukając wsparcia wśród innych pasażerów — jak tak dalej pójdzie wyrobimy dniówkę grając w karty! — tłum zareagował śmiechem a kilku współtowarzyszy podróży jakby na zawołanie wyjęło jedną z najstarszą z gier świata i zaczęło sobie umilać czas. Po 30 minutach oczekiwania kierowcy wrócili do pojazdów, wreszcie autobusy ruszyły i wjechały na wielki parking przed głównym budynkiem kopalni. Zanim jednak ktokolwiek wstał z miejsca do pojazdów weszli szybkim krokiem żołnierze Chińskiej Armii, uzbrojeni w karabiny maszynowe i z maskami na twarzy, wzbudzili wielkie poruszenie i szmer wśród pasażerów, wyjęli kartki z kieszeni mundurów i wszędzie w każdym pojeździe wyrecytowali ten sam rozkaz:

— Wydobycie w kopalni zostało z dniem dzisiejszym wstrzymane, nikt nie może wyjść z tego pojazdu do czasu przybycia służb medycznych. Zostaniecie przebadani, mamy skażenie pod ziemią.

W jednej chwili, we wszystkich pojazdach pasażerowie zamarli, tymczasem na parking wjechało 11 ambulansów, z których wysiedli odziani w kombinezony pracownicy służb medycznych. Mimo wysokiej temperatury, sprawnie jeden po drugim pojeździe rozpoczęli kontrolę każdego górnika, wykonując wymaz z nosa i gardła. Wszyscy mieli mieszane myśli, ale wiedzieli, że to nie zwiastuje nic dobrego…


***

Chodnik kopalni na którym się znajdowali, był 2400 metrów pod ziemią, o tej porze maszyny powinny pracować już na pełnych obrotach jednak nie dziś. Panowała tu mroczna cisza, pomimo że kopalnia miała bardzo wysokie dzienne wydobycie urobku. Przerażająca cisza i ciemność zaniepokoiła również kierownika zmiany. Zjechał on windą w dół natychmiast, kiedy dostał informację o wstrzymaniu wydobycia.

— Co tu się wydarzyło do cholery! Skąd te trupy na mojej zmianie? — krzyczał Ya dang Lee, jego głos mimo niewielkiej postury roznosił się pod ziemią bardzo donośnie.

— Przypuszczamy że zabił ich gaz niewyczuwalny dla naszych detektorów, który na chwilę ulotnił się z szybu — raportował niemal na baczność, jeden z brygadzistów, którego akurat zastał w tym miejscu Ya dang — Już przyjechały służby medyczne właśnie jadą windą tu do nas! — dodał.


Krótka wypowiedź musiała wystarczyć i tak już mocno zdenerwowanemu kierownikowi, który jeszcze raz podszedł do ciał górników leżących na podłodze chodnika. Wszyscy, jeden obok drugiego wyglądali jak by na chwilę położyli się spać zmęczeni pracą.

Służby medyczne dotarły na chodnik po 65 minutach, z windy wysiadło pięciu pracowników ubranych w identyczne kombinezony, jak ci co kontrolowali na powierzchni górników, którzy przyjechali do pracy. Kiedy zobaczył ich

Ya dang już wiedział, to nie jest gaz kopalniany, to coś gorszego. -Do zapylenia w kopalni nie używa się kombinezonów przeciwwirusowych i masek z podwójnymi filtrami- myślał

Ya dang ale nie był jednak co do tego pewien, jego Ojciec został lekarzem pediatrą ale on nie poszedł w jego ślady więc wiedzę medyczną miał tylko z opowieści domowych.

Pięciu pracowników w już mocno zabrudzonych kombinezonach skończyło pobierać próbki od 10 martwych górników i podeszło do stojących obok kierownika oraz brygadzisty:

— Teraz Panowie, proszę otworzyć usta, musimy od was też pobrać wymaz. — powiedział jeden z pracowników Służby Medycznej i wyciągnął próbnik.

— Czy to coś poważnego? — zapytał zdumiony Ya dang

— Rutynowa kontrola — odparł pracownik Służby Medycznej i przeprowadził badanie.

Po chwili cała grupa medyczna udała się do windy i pojechała na powierzchnię.

— Co to było do cholery? — wykrzyknął brygadzista

— Nie wiem, wyglądało to jak badanie lekarskie na obecność wirusa? — odparł Ya dang

Wirusa? W kopalni? — dopytywał brygadzista


W tym momencie burzliwą rozmowę, przerwał dzwonek kopalnianego telefonu. Żółta skrzynka, donośnym głosem i błyskającym sygnałem świetlnym koloru zielonego, za chwilę miała wyjaśnić co się działo tu na dole w największej kopalni rudy metali w Chinach. Ya dang podniósł słuchawkę, chwilę rozmawiał nerwowo powtarzając słowa usłyszane w telefonie po czym odłożył słuchawkę.

— Zostajemy pod ziemią — powiedział zrezygnowany siadając na podłodze chodnika kopalni — Zostajemy tu co najmniej na 24h — powtórzył towarzyszącemu mu brygadziście.

— Oni twierdzą, że w kopalni jest wirus, że górnicy zostali zakażeni i mają ustalić czym, każdy kto nie był zabezpieczony tak jak my jest potencjalnie chory.

Brygadzista zaniemówił i usiadł zrezygnowany na podłodze, zapadła cisza. Dwóch żywych jeszcze ludzi wydawało się, że czeka na śmierć i dołączy do ciał leżących obok nich. W ich głowach kłębiła się jedna myśl: Czy są żywymi trupami czy jednak jeszcze jest dla nich jakiś ratunek?


***

Kontrolna autobusów z górnikami przebiegła bardzo sprawnie, upał doskwierał bardzo mocno, ale żaden z pracowników medycznych nie uchylił ani na chwilę maski. Wszystkie karetki sprawnie opuściły już parking kopalni Bayan Obo jednak żołnierze nadal pełnili wartę przy każdym autobusie. Minęło kolejne 45 minut oczekiwania kiedy to do autobusów zbliżyli się wydelegowani przez dyrekcję kopalni kierownicy. Każdy z nich miał do zakomunikowania to samo co już pod ziemią usłyszał kierownik zmiany Ya dang:

— Zostajecie na terenie kopalni na 24h, wykryto wirusa i musimy was izolować od świata zewnętrznego. Do czasu przyjścia wyników badań nikt nie może opuścić tego miejsca.


***

Ambulanse w wielkim pośpiechu zmierzały do tajnego wojskowego laboratorium w mieście Baotou. W Chinach takie miejsca były zlokalizowane w każdym dystrykcie ale żaden wywiad na świecie nie mógł ich odnaleźć. Dobrze zakamuflowane, odporne nawet na ataki elektroniczne, mimo usilnych prób przeniknięcia agentów, werbowania lokalnych mieszkańców, laboratorium w Baotou było jedną z niezdobytych twierdz Chińskiego przemysłu obronnego.

Jedenaście samochodów a w każdym probówki w hermetycznie zamkniętych lodówkach jechały bezpieczne, ale jak się miało w przyszłości okazać ze śmiertelnym zagrożeniem dla całego świata. Samochody minęły już otwartą, w ostatniej chwili przed nimi, bramę która niczym się nie różniła wyglądem od tej z kopalni i wjechały do wielkiego hangaru.

Na dachu budynku dla maskowania namalowano wielki czerwony krzyż symulujący szpital. Obok hangaru były dwa stanowiska dla medycznych helikopterów, zbudowane po to by jakiekolwiek satelity szpiegowskie nie dały cienia podejrzeń dla oglądających zdjęcia agentów.

Lekarze już od 15 minut w pełnej gotowości czekali na powrót ekipy z Bayan Obo, ubrani w identyczne kombinezony i maski z filtrami przeciwwirusowymi. Drzwi wszystkich jedenastu ambulansów otworzyły się prawie jednocześnie, z samochodów zaczęła wysiadać grupa medyczna.

— Znowu to samo cholerstwo- powiedział jeden z pracowników do czekającego na ich przyjazd jednego z lekarzy — Znowu SARS.

Rozdział 2

Chińskie laboratorium w Wuhan, środkowe Chiny prowincja Hubei, rok 2014


Malownicze miasto nad rzeką Jangcy jakim było Wuhan, nigdy nie zasypiało, w dzień pracowały na pełnych obrotach fabryki, zaś nocą ruszały laboratoria. Perełka w Chińskiej maszynie technologicznej i baza największych ośrodków gospodarczych współczesnych Chin. To tu ścierały się wielkie korporacje zachodu, z tajną technologią wschodu.

Narodowe Laboratorium Bezpieczeństwa Biologicznego istniało tu od lat pięćdziesiątych. Lecz dopiero od niedawna, praca trwała tu nieprzerwanie całą dobę, w dzień oficjalnie prowadzono badania, w nocy już nie do końca legalne. A rok 2014 jak się miało okazać, był początkiem zwrotu cywilizacji jaką znamy dziś.

Dochodziło popołudnie kiedy do budynku wkroczył młody, Peter Vosh. Na pierwszy rzut oka można by było go pomylić ze sportowcem, wyrzeźbiona sylwetka niczym Greckiego Herosa dobitnie ukazywała jego muskulaturę, jednak pozory myliły. Peter biotechnik i wirusolog był z pochodzenia Niemcem pracującym w USA nad tym co kochał najbardziej — ratował ludzi. Zawsze chciał być zbawcą świata i kiedy dostał posadę w firmie farmaceutycznej Rizer mógł się w pełni realizować.

Młody naukowiec minął obrotowe drzwi budynku Laboratorium i zatrzymał się w wielkiej poczekalni. Przypominała nieco starą pocztę, bowiem z lewej i prawej strony ciągnęły się marmurowe parapety a za nimi okienka z pracownikami administracji.

Po pobraniu papierowego numerka z maszyny przy wejściu można było skorzystać z bazy informacji jakimi dysponowało oficjalnie Laboratorium. Vosh jednak nie był tu zwykłym petentem, nie czekał więc zbyt długo.


Z bocznych drzwi wyszła do niego młoda Chinka, wyglądała jak sekretarka wielkiego pana prezesa. Zapytała płynnym angielskim:

— Pan Peter Vosh?

— Tak witam serdecznie, ja do Pana Yougha czy nie za wcześnie przyszedłem? — zapytał Peter

— Nie, Pan Youngh oczekuje Pana w biurze zapraszam do windy — odparła młoda Chinka i wskazała automatyczne rozsuwane drzwi.

Wjechali na najwyższe 16 piętro biurowca, podróż trwała krótką chwilę gdyż pomimo starodawnego holu winda była najnowszym szczytem techniki jak to na nowoczesne Chiny przystało. Chinka bez słowa wskazała na drzwi w końcu korytarza, lekko pozłacane z freskami. Peter skinął głową i przeszedł na koniec, jednak nie zdążył zapukać bo przed nim stanął już Youngh.

— Witam Pana Panie Peter, zapraszam. Czy napije się Pan zielonej herbaty z imbirem i cynamonem?

— Chętnie — odparł Peter i dodał — cenię Tradycje Chin i ich wiarę w Matkę Naturę.

Gabinet Chińczyka mieścił się w narożnej części budynku, dwie z czterech ścian były całkowicie oszklone z widokiem na miasto. Na trzeciej były monitory z najważniejszymi stacjami informacyjnymi świata i zegary ze strefami czasowymi. Na podłodze był piękny dywan z miękkim włosiem a meble, najprawdopodobniej historyczne, tworzyły spójną całość nowoczesności z tradycją. Peter nie zdążył się rozejrzeć dobrze kiedy to do pomieszczenia wkroczyła znajoma mu Chinka z tacą i gorącą herbatą.

— Dziękuję Pani Lee Hi to wszystko — odparł Youngh i wskazał by Peter zasiadł z nim przy stole. — Proszę wypić kilka łyków jestem tradycjonalistą i to co jest w tej szklance to najlepsza obrona przed tym co my tu mamy w labolatorium.

Zrobili ceremonialnie kilka łyków naparu, Peter wyczuł w napoju mocną ilość Imbiru, Kurkumy i słodkiej Lukrecji. Herbata szybko rozgrzała jego wnętrzności niczym zastrzyk dobrej energii. Ciszę przerwał Youngh.

— Co sprowadza imperialistę do naszych wspaniałych komunistycznych Chin?

Peter uśmiechnął się:

— Przejdę do konkretów, oficjalnie chcemy Wam pomóc rozpracować to co znaleźliście w 2003 roku i szukacie na to rozwiązania. Prosi nas WHO…

— A nie oficjalnie? — przerwał Youngh

— Nieoficjalnie, koncern Rizer jest zainteresowany pozyskaniem wirusa i waszych badań w celu przygotowania odpowiedniego leku i oczywiście zysku — odparł Peter z lekkim uśmiechem.

— WHO boi się SARS? Niesamowite! Zbagatelizowali nasze raporty w tej sprawie. A co my na tym zyskamy?

Peter wyjął teczkę z dokumentami i położył na stole. Opasła księga spowodowała rozszerzenie źrenic u Youngh niczym u dziecka, które zobaczyło wymarzoną zabawkę pod choinką.

— Tu są warunki współpracy, oficjalnie uruchomiliśmy już w Wuhan naszą filię i będziemy wspólnie szukali leku na SARS a nie oficjalnie….-Peter ściszył głos i spojrzał na teczkę.

— Dobrze przekażę to moim zwierzchnikom, jestem może i prezesem Laboratorium ale takie decyzje podejmuje się w Pekinie. — odparł Youngh i zabrał teczkę do pancernej szafy.

— Jak najbardziej rozumiem, kiedy zapadnie decyzja, proszę o telefon tu do naszej filii, jednak proszę bym nie czekał zbyt długo. — odparł Peter i dopił herbatę, na samym dnie szklanki napotkał kawałki Imbiru, zjadł je ale zrobił mały grymas kiedy sok z rośliny rozpłynął się w jego buzi.


Wstali od stołu i prezes odprowadził Petera do drzwi gdzie już jak na zawołanie czekała Lee Hi jego sekretarka. Oboje jechali w milczeniu windą do holu i młody wirusolog opuścił budynek. Spojrzał jeszcze raz na główne wejście i w myślach wyrecytował jego ulubione powiedzenie — Przygodo trwaj… — po czym spacerkiem udał się do filii koncernu Rizer, która nieprzypadkowo została założona 10 minut drogi od jednego z najważniejszych budynków w Chinach.


***

Gdyby nie szyld nad drzwiami, każdy kto przechodził ulicą w Wuhan mógłby pomyśleć, że mija kolejny Bank zagranicznego koncernu. Rizer Farmacy & BioTechnology rozwiewał jednak po chwili wątpliwości. Peter Vosh wkroczył do budynku z lekkim uśmiechem zadowolenia na twarzy. Był pewien że nim zdążył wrócić do filii koncernu, Chińczycy podejmowali decyzje kluczowe nawet dla całego świata.

Sekretarka Petera wstała zza biurka.

— Owocne spotkanie? Podać Whisky? — zapytała ostrożnie

— Jak najbardziej, szklaneczkę na szczęście poproszę i łączenie z USA.

Peter wszedł do swojego gabinetu a za nim po chwili sekretarka z Whisky:

— Już łączę Panie dyrektorze.

Telefon zadzwonił po 5 minutach. Peter odstawił szklankę i podniósł słuchawkę.

— Łyknęli? — odezwał się głos w słuchawce.

— Łyknęli, odparł Peter i dodał — Panie Prezesie zaczynamy zmieniać świat, niech laboratoria w Bawarii kompletują zespoły, zarobimy majątek.

— Mam nadzieję że mój najlepszy dyrektor się nie myli ale zaryzykuję, podpisz umowę i leć do Bawarii.

Peter odłożył słuchawkę, poczuł się jak bohater, współczesny Superman, który od jutra stanie się wielkim wirusologiem i bogatym człowiekiem. Jego samozachwyt przerwał dzwonek telefonu:

— Witam Panie Peter, Prezes Youngh chciałbym zaprosić Pana na jutro na dokończenie herbaty. Myślę że będzie Pan zainteresowany? Mam świeże liście z Pekinu.

— Jak najbardziej Panie Prezesie, nasze sekretarki ustalą godzinę — odparł Peter i odłożył słuchawkę. Czas się jakby zatrzymał, świat zapisał pierwsze wersy kart historii nowego porządku, jaki miał nastać w najbliższych latach.


***

Gulfstream G700 prototypowy amerykański samolot dyspozycyjny, bardzo dalekiego zasięgu przemierzał szelestnie połacie nieba gdzieś nad Morzem Czarnym. Maszynę miano zaprezentować oficjalnie w 2019 roku ale Rizer, jedna z najbogatszych firm farmaceutycznych posiadała takie zabawki na wyposażeniu z wielkim wyprzedzeniem. Opinia publiczna od lat 50-tych nigdy nie dowiadywała się o czasie czym dysponuje rząd USA, specjalnie utworzona w tym celu Strefa 51, bohaterka wielu mitów i książek, była najlepszym tego przykładem.

Peter Vosh, spokojnie przeglądał umowę zawartą z Chińczykami, w zamian za wielomiliardowe wynagrodzenie Państwo środka zobowiązało się do przekazania wszystkich badań i całą dokumentację leczniczą SARS oraz zobowiązało się do współpracy drogą nieoficjalną z WHO. Chiny ponadto miały spowalniać pracę nad ewentualnymi lekami a pierwszeństwo miał na tym polu Rizer.

W dostarczonych dokumentach nie zabrakło też wywiadu szpiegowskiego, jak to na Chiny przystało. Szpiedzy chińscy donosili o zaawansowanych pracach nad antidotum Brytyjczyków jak i Rosjan oraz Polaków, którzy mieli kiedyś świetnych kryptologów a dziś mimo małych budżetów posiadali młodych i ambitnych studentów wirusologii.

Niezliczone gigabajty danych jakie musiał przejrzeć zespół Petera były wydawało się, że nie mają końca, dlatego odłożył on lekturę ich na później.

— Wlatujemy w przestrzeń powietrzną Niemiec, lądujemy za 30 minut — oznajmił kapitan donośnym głosem przez głośnik w kabinie pasażerskiej. Gulfstream przeciął Alpy niczym nóż masło, i rozpoczął zniżanie.

Rozdział 3

Niemcy, USA

Bawaria to największy pod względem powierzchni i najlepiej rozwinięty gospodarczo kraj związkowy Niemiec. To tu w czasie drugiej wojny światowej Naziści rozpuścili plotkę o słynnej Twierdzy Alpejskiej. Amerykanie od 1944 roku obawiali się że te tereny będą ostatnim niezdobytym bastionem w tej wielkiej wojnie światowej. Oficjalnie historia zapisała rejon Berchtesgaden na kartach mitu historycznego jednak gdy wtedy na te tereny wkroczyli Amerykanie od razu cały region objęto tajemnicą wojskową. Jak się okazało, bunkry, baterie przeciwlotnicze i cała podziemna infrastruktura techniczna istniała ale nie została ukończona. Znaleziono wówczas dokumentację podobnej bazy w Południowej Polsce ale bez oznaczenia nazwy ani lokalizacji.

Gulfstream gładko wylądował na zamaskowanym pasie startowym wykutym w górskim szczycie przez wojska Amerykańskie w latach 50-tych. Samolot dojechał do końca pasa i zatrzymał się przed wielkimi drzwiami pancernymi. Schody automatyczne opuściły się i wysiadł z nich Peter, który udał się wprost do wnętrza góry przez uchylone wrota.

Te korytarze w przeszłości miały służyć Nazistom do ostatniej desperackiej obrony przed Aliantami ale po zdobyciu tych terenów przez Amerykanów, szybko zainteresował się nimi koncern farmaceutyczny Rizer. Założony w latach 40-tych dziewiętnastego wieku, w czasie wojny zyskiwał w oczach wojskowych jako tester nowych broni biologicznych. Po konflikcie kiedy odkryto prawie gotowe miejsce na nowe laboratoria, Amerykanie bez wahania przystosowali Niemiecką infrastrukturę do swoich celów.

— Witam Pana dyrektora. Jak podróż? — zapytał młody szef zespołu badawczego Charles. Młody bystry chłopak od dzieciństwa złapał bakcyla od swojego dziadka a studia doprowadziły go to zagadnień wirusologii.

Oczywiście taki talent nie mógł się zmarnować i zaraz po ukończeniu uczelni objął on kierowanie tajnym ośrodkiem w Niemczech.

— Dziękuję Charles bardzo owocna, macie na serwerach całe sterty danych więc bez zbędnych powitań zabieramy się do pracy. — odparł stanowczym głosem Peter i razem ruszyli w głąb kompleksu podziemnego. Uszli jednak 200 metrów gdzie już czekała na nich podziemna kolejka elektryczna.

— Przejrzyj całą dokumentację jaką udało mi się uzyskać od Chińczyków i niech twój zespół stwierdzi czy na SARS można zarobić. Oni to zatrzymali poniekąd w 2003 roku jednak twierdzą, że używali tradycyjnych metod. — powiedział Peter i dodał — Musimy się dowiedzieć czy ta choroba może nam jeszcze zaszkodzić a jeśli tak czy będziemy gotowi na przygotowanie jak najszybciej szczepionki.

— Panie dyrektorze mój zespół pracuje nad ciekawym projektem już od kilku lat, chętnie zobaczymy czy nasze dokonania będą dobrym polem doświadczalnym na SARS.

Rozmawiali jeszcze dobre 15 minut zanim kolejka dojechała do kompleksu laboratoryjnego. Naziści wydrążyli bardzo dużo w górskich szczytach ale dopiero po wielu latach udało się ostatecznie osuszyć zalane przez nich sztolnie. Cały kompleks jaki przejął Rizer był pod tak wielkim masywem górskim, że na chwilę obecną żadna współczesna broń nie mogła go zniszczyć.

— Ok Charles czekam na wyniki musimy nie zawieść Prezesa, na te dokumenty poszła połowa naszych rezerw finansowych w USA. Pracujcie szybko. Musimy odbić się jak najprędzej — oznajmił z uśmiechem Peter i obaj ruszyli do swoich pomieszczeń biurowych w czeluściach masywu górskiego rejonu Berchtesgaden.


Peter wszedł do pomieszczenia o wielkości około 40 metrów kwadratowych, było to jego małe stanowisko dowodzenia podziemnym kompleksem. Bez okien ale za to z wielkimi ekranami LED pokrywającymi w całości ściany, na których jeśli się nic nie działo, wyświetlany był widok Atlantyku z brzegu skalistych wysp Kanaryjskich. Młody dyrektor nie zdążył się jeszcze nacieszyć chwilą w samotności kiedy na jego biurku zadzwonił telefon.

— Witam mojego najlepszego dyrektora! Już działacie nad naszym Świętym graalem?

— Tak jest Panie prezesie zespół Charlesa już się wziął do roboty ale patrząc na ogrom notatek od Chińczyków zajmie im to co najmniej dwa tygodnie.

— Wierzę w niego, kto jak kto ale to potomek naszego założyciela myślę, że zajmie im to tydzień. Skompletował zespół jak największy w historii, ściągał nawet naukowców z Polski…

— Właśnie Panie prezesie apropo Polski, czytałem w dokumentach od Chińczyków, że młodzi wirusolodzy z tego kraju już w 2003 roku odkryli skuteczność Amantadyny na wirusa SARS leku pomocnego w leczeniu i profilaktyce grypy typu A.

Może to dobry trop?

— Charles ich nie zwerbował wówczas do nas? — zapytał ironicznie Prezes

— Niestety nie sądzę, Chińczycy z nimi wymieniali doświadczenia w 2003 roku ale nic po za tym nie ustalili nawet drogą szpiegowską. Oni raczej nie pracują ani nie pracowali dla nas.

— Sprawdzimy to, zadzwonię do naszej filii w Warszawie niech się ta Blondyna nowa Pani wielka Dyrektor wykaże. — odparł z uśmiechem w głosie Prezes i odłożył słuchawkę.

Peter jeszcze przez chwilę w milczeniu spoglądał na piękne fale Oceanu rozbijające się o brzeg na ekranach LED w jego pokoju dowodzenia. Miał tu spędzić co najmniej tydzień lub dwa zanim ekipa Charlesa przekopie się przez dokumentację uzyskaną z Chin.

Gdyby jednak wiedział jak wielki zespół zebrano tym razem, nie myślałby o tym aż tak źle. Perspektywa życia pod ziemią jednak dla każdego człowieka była nieco przytłaczająca.


***

Charles siedział w swoim gabinecie i przeglądał kolejne strony dokumentacji na temat SARS. Jego zespół złożony z 500-set naukowców robił to samo jednocześnie. Podzielili materiały sprawiedliwie tak by nie dublować roboty i jak najszybciej rozpracować wirusa. Czas naglił bowiem jednocześnie kończono ważny projekt badawczy i sprawdzenie czy działa on na “Chińskim Wirusie” było nie lada kuszące. Jeśliby się udało świat czekał nowy porządek i wielkie zmiany.

Do gabinetu szefa zespołu badawczego wszedł jeden z jego naukowców i zanim odezwał się jego przełożony, oznajmił z entuzjazmem:

— To działa, szefie mRNA działa!

Charles aż podskoczył i wstał z krzesła.

— Na jakie wirusy? — zapytał

— Na każdy znany, są świetne wyniki nowa technologia sprawdzić się może na człowieku, na chwilę obecną testujemy na myszach na razie nie ma komplikacji ale oprócz tego jest jeszcze coś innego. Odkryliśmy to przypadkiem…

— Co takiego — dopytywał nerwowo Charles

— mRNA da się modyfikować na etapie produkcji, tzn. możemy tam zakodować co się nam podoba, czy ma zwalczać wirusa Grypy czy HIV to nie ma znaczenia. Skubany mały biologiczny komputer tak przestawi komórki w organizmie żywym, że wyleczyć możemy co chcemy. — odparł z uśmiechem naukowiec

— Cholera to przełom! Natychmiast sprawdźcie na SARS, próbki wirusa są w lodówkach, przyleciały dziś w nocy samolotem towarowym. — polecił naukowcowi Charles i opadł z impetem oraz wielką ulgą na fotel.

To był przełom, rok 2014 miał się stać początkiem czegoś wielkiego, wielkiego zysku i wielkich pieniędzy w farmacji.


***

Główna siedziba koncernu farmaceutycznego Rizer mieściła się w Nowym Jorku, jak mawiali jego mieszkańcy, miasta które nigdy nie zasypia. Od lat czterdziestych 19-tego wieku kiedy to założyli go dwaj niemieccy emigranci wszedł na giełdę pod koniec II wojny światowej i do dnia obecnego stał się jednym z największych molochów medycznych na świecie. Ogromny budżet i nieograniczone kontakty czyniły z Rizera Państwo w Państwie. Firma miała dostęp do najnowszych technologii jakimi dysponowały Stany Zjednoczone, budżet praktycznie bez dna zasilany był zyskami ze sprzedaży leków, szczepionek oraz od prywatnych darczyńców. W latach 90-tych wprowadziła na rynek lek, który pomógł całej męskiej populacji i jej akcje z dnia na dzień poszybowały w górę.

Gabinet Prezesa Morgana Lewisa mieścił się na ostatnim dwudziestym piętrze wielkiego budynku na Manhattanie. Napis na elewacji głosił “Kwatera Główna Rizera” a potrójne obrotowe drzwi prowadziły do wielkiego holu z 6-cioma windami z których tylko jedna była do dyspozycji dyrekcji firmy. Tego ranka Prezes Morgan Lewis przyjechał do swojego biura bardzo skupiony i przygotowany na rozmowę niczym uczeń na egzamin maturalny. Gra toczyła się o wielką stawkę, jego firma mogła zmienić bieg historii świata ale musiała liczyć się z zarządem jak i sponsorami. Dlatego już od tygodnia szykowano się na wielką telekonferencję.

— Witam Państwa serdecznie na tym nieformalnym spotkaniu, organizujemy je zdalnie gdyż zaistniały sprawy niecierpiące zwłoki. Zanim jednak rozpocznę uprzedzam, że to co tu powiemy jest tajemnicą firmy i nie możecie Państwo tego mówić publicznie. — zaczął odważnie Morgan Lewis patrząc na ekran swojego komputera i jednocześnie spoglądając w kamerkę internetową.

Po drugiej stronie łącza 12 osób skinęło głowami, niektórzy nawet poruszyli ustami ale mikrofony niczego nie wychwyciły.

— W tym momencie jak informują mnie informatycy, nasze połączenie jest szyfrowane i mogę zaczynać prezentację. Nasze Laboratoria i zespół badawcze pod kierownictwem Charlesa Rizera przysłały mi dziś raport o udanym sukcesie medycznym. Jako jedyny koncern na świecie rozpoczęliśmy fazę testową na zwierzętach substancji mRNA, która jest w stanie przenosząc dowolną informację genetyczną, wyleczyć lub zabić swojego nosiciela. — po tych słowach 12 osób z zza ekranu zaczęło klaskać, Morgan Lews kontynuował — Oznacza to, że jesteśmy wstanie prawdopodobnie wyleczyć każdą chorobę już istniejącą jak i przyszłe które zaatakują naszą cywilizację. Jednakże musimy teraz przejść do ostatniej fazy testów na ludziach. Zanim zbierzemy odpowiedni zespół ludzi zróżnicowany i gotowy na testy oraz wdrożymy procedury testowe niestety minąć musi około 10 lat. Finał testów i wdrożenie leków do użytku planujemy w roku 2024. Czy są jakieś pytania?

— Libb Marshall z tej strony, mam pytanie panie Prezesie czemu tak długo?

— Niestety nie mamy ani możliwości, ani budżetu by przetestować nowy lek na wielką skalę. Zebranie dziś 40 tysięcy ochotników graniczy z cudem. Ludzie boją się a i wynagrodzenie jest za małe. — odparł Morgan i dodał z lekką ironią — musielibyśmy wykonać testy na całej populacji ludzkiej by mieć wyniki badań w jeden rok góra dwa lata ale to nie możliwe….

Rozmowa ta trwała jeszcze około dwóch godzin, nikt już potem nie pytał o szybkość testowania mRNA na ludziach. Morgan odpowiadał na pytania dotyczące procesów technologicznych, składu leku i jego ewentualnych możliwości. Poruszono też kwestie etyczne no i na koniec zastrzeżono że informacja o tym wynalazku nie opuści gabinetów 13 osób które uczestniczyły w telekonferencji.

Ostatecznie zarząd jak i najbardziej wpływowy darczyńca, ekscentryczny multimilioner Libb Marshall zaakceptowali dalsze finansowanie prac nad Świętym Graalem jak go nazwał Morgan Lewis, kończąc swoje wystąpienie.

Prezes Rizera mógł w końcu odpocząć wygodnie w fotelu, nalał sobie Whisky ale nie zdążył przechylić szklanki kiedy jego telefon zadzwonił na biurku.

— Morgan, wspaniała informacja o poranku i dobre wystąpienie — to był Libb z entuzjazmem w głosie wychwalał Prezesa Rizera. Mógł on spokojnie pozwolić sobie na bezpośrednią rozmowę z takim człowiekiem jak Morgan Lewis.

Libb, człowiek zagadka, multimilioner, który dorobił się na komputerach był głównym sponsorem i akcjonariuszem Rizera.

— Czy to do cholery musi tak długo trwać?

— Co musi trwać? — zapytał lekko zdziwiony Morgan

— Testy, mamy świetny produkt w rękach, można zarobić majątek…

— Niestety Libb jak już mówiłem testerów chętnych nie ma a jeśli są to chcą dziś krocie za bycie królikami doświadczalnymi.

— Przecież musi być Morgan jakiś do cholery sposób?!

— Jest, musielibyśmy wyszczepić cały świat tylko to nierealne i nielegalne jeśli tester nie podpisze zgody…

— A kiedy nie będzie musiał? — zapytał Libb

— Jak to nie będzie?

— Zróbcie test na ludziach nie mówiąc im o tym.

— To nie możliwe! — wykrzyknął do słuchawki Morgan Lewis.

— Pamiętasz AH1N1 to wirus, który przenosi się ze świń na ludzi. — odparł Libb

— Tak Pamiętam ale udało się go opanować w 2010 roku.

— A gdyby podobny pojawił się znowu? Wasz lek miałby swoje pole doświadczalne?! — zapytał Libb z lekką ostrożnością nie wiedząc jak zareaguje Morgan.


Prezes jednak na chwilę zawiesił głos i się zamyślił. Przełknął łyk Whisky i odparł:

— Proponujesz żebyśmy wypuścili w świat AH1N1 i pod pretekstem walki z tym gównem testowali ile się da ludzi naszym mRNA? To śmieszne i straszne nie będziemy się bawić w Doktora Mengele!

— To tylko luźna sugestia, uspokój się Morgan. Ja tylko głośno myślę.

— To myśl dalej ja nie będę bawił się w Boga. Wybacz muszę kończyć wylatuję za dwie godziny za granicę.

— Do Bawarii? — zapytał Libb

Na to pytanie jednak Morgan nie odpowiedział, rozłączył się i dopił Whisky — Ten skurwiel ma nas na celowniku — pomyślał, ubrał się w płaszcz i wyszedł z Biura.


***

Libb Marshall trzymał jeszcze kurczowo w dłoni swój telefon komórkowy przez 6 minut. Nie mógł ochłonąć jak go potraktował facet, któremu miesiąc w miesiąc przelewał ogromne sumy pieniędzy w ramach inwestycji, która miała przynieść w przyszłości wysokie profity. On multimilioner świata komputerów, który swój biznes zaczynał w garażu samochodowym, został potraktowany jak zwykły cieć przez faceta z korporacji.

Kiedy ochłonął, wyszukał na liście kontaktów pozycję o nazwie OWn Group i wybrał by się połączyć. Telefon jednocześnie uruchomił tryb konferencyjny z dwoma również wpływowymi i bogatymi tego świata. Maks Berg młody programista z Kalifornii, dziecko szczęścia i odkrycie roku Doliny Krzemowej oraz Ben Roth głowa rodziny bogatej finansjery jakby czekali na ten telefon bo odebrali jednocześnie.

— Panowie już czas na nasze porządki — zaczął Libb z wielkim entuzjazmem — mam sposób jak wprowadzić w życie nasz plan, na który czekamy od ponad 90 lat, a który wymyślili nasi przodkowie!

— W jaki sposób? — zapytał Ben Roth

Libb objaśnił co wynalazł koncern Rizer i jakie ma dylematy względem testowania nowego leku. Cała trójka przez 30 minut próbowała dojść do konsensusu jak to wykorzystać by wreszcie wprowadzić w życie swoje plany przy okazji zarobić duże ilości gotówki.

— Ten Dureń Morgan ma dylemat i raczej będzie nieugięty, musimy go zmusić i cały zarząd do zgody na Ostateczne rozwiązanie.

— Jak chcesz to zrobić Maks? — zapytał Ben Roth

— No właśnie młody, masz jakiś pomysł — wtórował Libb

— Proponuję lekko nadszarpnąć reputację Rizera, mój portal społecznościowy zablokuje na jakiś czas profile firmy, Ty Libb rusz kontakty w mediach niech znajdą jakieś haki na koncern Rizer a Ben cofnie mu granty na badania naukowe. Co wy na to?

— Jasne, mam kontakty w mediach nawet jedna moja znajoma dziennikarka pisze na temat Big Pharmy i zyskach koncernów to jest do zrobienia — odpowiedział Libb

— Spróbować można, cofniemy mu granty na badania i zobaczymy co się stanie — odparł Ben — myślę że jak rozłożymy działania na kilka dni to sprawa sama się nakręci a wówczas Lewis pęknie i namówi zarząd na niekonwencjonalne metody.

Cała trójka zaśmiała się głośno, rozmawiali jeszcze 10 minut po czym każdy się rozłączył i wrócił do swoich bieżących spraw. Nadchodził czas kiedy świat miał zmienić na zawsze swój bieg. Czas kiedy w rękach garstki ludzi były nici życia każdego człowieka na ziemi.

Rozdział 4

Marzec rok 2015

Morgan Lewis nerwowo chodził po swoim gabinecie, już od rana kiedy dostał 11 smsów o podobnej treści by włączył pierwszą z brzegu telewizję informacyjną. Na każdym kanale w USA czerwone lub żółte paski graficzne zawierały krótkie ale podobne hasła: “Skandal w firmie Rizer”. Dziennikarze jeden przez drugiego prześcigali się w podawaniu rewelacji jaką dostały media od tajemniczego pracownika koncernu Rizer. Według donosu Rizer miał zarabiać ponad 30 miliardów dolarów rok w rok na genetycznie zmodyfikowanych szczepionkach, które miały wzbogacać plony żywności w Afryce. Tymczasem szczepionki okazały się trucizną i zarazem wielkim testem na ludności Afryki. Skutki uboczne tego eksperymentu były tragiczne. Ludzie niekiedy umierali w strasznych męczarniach a matki rodziły zdeformowane dzieci. Natomiast sam Lewis i jego poprzednicy zostali porównani do przywódców reżimów totalitarnych. Firma miała podawać spreparowane wyniki testów laboratoryjnych urzędnikom oraz współpracować z rządami.

Lewis trzymał w ręku pilot od telewizora jak zaczarowany, nie mógł uwierzyć to co widzi, jego seans zaczęły przerywać telefony od zdenerwowanych akcjonariuszy. Akcje firmy zaczęły coraz szybciej lecieć w dół. To był początek jakiegoś armagedonu.


***

— Dobra robota Libb, informowanie mediów o tym wielkim eksperymencie jest niezłym fake newsem — śpieszył z gratulacjami Ben Roth — już myślałem, że będzie można kupić Rizera za cenę Hot Doga.

— Tak tylko, że na razie kopnęliśmy mocno w kolano Kolosa, który jednak jeszcze się nie przewraca teraz młody musi zablokować im konta społecznościowe. — odparł Libb

— Dzwonili do mnie godzinę temu prawnicy, szykują już odpowiednie pisma, zaczynają działania jeszcze dziś. Moja firma cofnie im finanse pod koniec tygodnia. Wtedy zadzwonisz i przedstawisz mu propozycję nie do odrzucenia Libb.


***

Jeszcze nie ucichły echa wielkiej afery z dnia poprzedniego a już kolejnego miał się rozegrać drugi akt planu. Tuż po północy konta firmowe jak i profile produktowe koncernu Rizer zostały zablokowane na portalu społecznościowym. Maks Berg realizował w swojej firmie kolejny etap ustalonego rok wcześniej pomysłu. Portal wydał oświadczenie dla mediów, które rozpętały kolejne piekło.

Prezes Morgan Lewis już nie odbierał telefonów, nawet nie wyjechał ze swojego domu do firmy. Oglądał telewizję i bladł w oczach. Media tego dnia przekazywały komunikat od Maksa Berga, że w związku z aferą w koncernie Rizer jego portal musiał zablokować na 24h profile firmy. Sprawa miała zostać wyjaśniona jak najszybciej a do tego czasu Rizer nie mógł promować na portalu, żadnych treści i reklam.

Jak się miało okazać w przyszłości tego dnia Media społecznościowe stały się bronią masowego rażenia. Mogącą zetrzeć z cyfrowej planety każdego nawet prezydentów USA czy Rosji. W kryzysie bowiem prawda traci znaczenie. Kłamstwo jest częścią systemu, cel uświęca środki i Lewis był pierwszą ofiarą tej broni.


***

Zgodnie z obietnicą pod koniec tygodnia do Morgana Lewisa zadzwonił Ben Roth, który z udawanym wielkim żalem musiał wstrzymać finansowanie koncernu. Jego pieniądze pochodzące z nieoficjalnego źródła były przeznaczone głównie na pracę tajnego Laboratorium w Niemczech.

Dlatego było niezły cios dla firmy Rizer. W tym samym czasie Libb Marshal już szykował się do złożenia Prezesowi koncernu Rizer propozycji nie do odrzucenia…

Tego dnia wydawało się, że jeden z największych pionierów w dziedzinie farmacji legnie w gruzach zatopiony przez trzech ludzi z branż Mediów, Finansów i Komputerów.


***

Sobotni poranek przywitał w Nowym Jorku ciepłym słońcem swoich mieszkańców, tego dnia jakby tempo w tym mieście zwalniało. Ludzie już nie żyli tak mocno tym co się dzieje na świecie jak i w ich kraju a i stacje telewizyjne serwowały dłuższe programy śniadaniowe. Libb Marshall jednak tego dnia szykował się do ważnej rozmowy, zależało od niej bardzo wiele a jej wynik zmienić miał porządek świata jaki znał. Rozsiadł się wygodnie w swoim fotelu za wielkim drewnianym biurkiem, mieszkania na Manhattanie wypił łyk kawy i wystukał na klawiaturze telefonu numer do człowieka, który w pięć dni prawie nie stracił władzy, majątku i reputacji.

Morgan Lewis początkowo nie chciał odebrać telefonu, zobaczył kto dzwoni i przez myśl przeszło mu: “Cholera to koniec…..”, jednak po 2 minutach złamał się…

— Witam cię Libb, jeśli dzwonisz, żeby mnie dobić wycofując swoje udziały w firmie to proszę bardzo, cały zarząd ma we wtorek debatować co dalej z naszym “Titaniciem”.

— Wiesz Morgan, gdybym chciał już na tygodniu bym to zrobił — odparł Libb i dodał — raczej dzwonię z pomocą i rozwiązaniem tej paskudnej sprawy.

— Niestety ale żadne tu miliardy nie pomogą mój przyjacielu — odparł Morgan

— Wiesz na świecie już dawno nie rządzi gotówka, to już nie te czasy, może 20 lat temu tak było ale teraz jak widzisz informacja jest w stanie zniszczyć każdego.

Lewis wyostrzył zmysł słuchu i z zaciekawieniem czekał na dalszy ciąg monologu.

— Skoro mi nie przerywasz, najwyraźniej cię zainteresowałem, więc pozwól że wrócimy do rozmowy z przed roku, kiedy to przedstawiłeś nam cudowny lek jakim jest technologia mRNA. Wówczas jedynym problemem były testy na ludziach i nie chciałeś się zgodzić na pewien plan, kontrolowanej Pandemii czy Epidemii. Myślę, że dziś nie masz wyjścia…

Lewis nagle się obudził i otrzeźwiał, najwyraźniej znowu był zszokowany tym co słyszy od multimilionera świata komputerów. Człowieka o dobrym sercu wielkiego filantropa. Jednak pod fasadą tej miłej twarzy jak wyglądało skrywał się żądny władzy człowiek nie cofający się przed żadnym problemem.

— Nie znam cię chyba Libb do końca, ty nadal chcesz się bawić w Boga. Ja mam do cholery sumienie!

— Te sumienie w przyszłym tygodniu pozbawi cię finansów, stanowiska i reputacji. Nie ty to kto inny wreszcie nam pomoże — odparł Libb

— Nam?

— Tak, reprezentuję organizację 12 osób elitę globalnej władzy…

— Co ty pierdolisz — wykrzyczał Lewis — cytujesz mi jakieś teorie spiskowe kurwa.

— Widzisz Morgan świat nie jest taki jaki obserwujesz na co dzień w 5 dni możemy uratować firmę Rizer masz wybór tu i teraz — triumf albo zgon.

W słuchawce zapanowała cisza Morgan Lewis bił się z myślami, nie wierzył co słyszy a jednak widmo upadku jego kariery bardziej go przerażało.

— Daj mi chwilę do namysłu — odparł

— Masz 15 minut

Obaj rozłączyli się i zegar tego dnia zaczął odliczać 15 minut, które miały zmienić bieg historii świata.

Lewis bił się z myślami, słyszał bowiem teorie spiskowe o Nowym Porządku Świata, o tajnym rządzie światowym ale to były jednak tematy mediów kolorowych okraszone zwykle żartobliwymi puentami.

A teraz dzwonił do niego prawdopodobnie żywy przedstawiciel tej organizacji, człowiek który raczej na co dzień nie wyglądał na taką osobę. Czuł się niczym w filmie Matrix przed wzięciem czerwonej lub niebieskiej pastylki do ust. Czas jednak biegł nieubłaganie, wziął telefon do ręki i wykręcił numer.

— Witaj Morgan jaka decyzja — zapytał Libb Marshall

— Jeśli w ciągu 24h jakimś cudem Rizer przetrwa a ja na stanowisku, uwierzę i przystaję na każdy pomysł. — odparł Morgan Lewis

— Załatwione ale Pamiętaj nasza organizacja niczym nazistowska SS za zdradę kara śmiercią!

Libb Marshal po tych słowach rozłączył się i dopił kawę, triumfował i dużo ryzykował, ale jednak nie bał się… wydarzenia od tego momentu zaczęły biec szybciej.


***

Już tego samego sobotniego dnia zaczęły się dziać niesamowite rzeczy, jedna ze stacji informacyjnych w USA przekazała, że anonimowy informator, który przesłał rzekome dane na temat firmy Rizer to zwykły sprzątacz zwolniony tydzień wcześniej, który kłamał. Dziennikarze wszystkich stacji podchwycili ten trop, w mediach rozszalały się dziennikarskie śledztwa. W internecie zawrzało a na grupach dyskusyjnych oraz portalach społecznościowych zaczęły przeważać głosy wybielające firmę Rizer. Ktoś gdzieś znalazł dokumenty, że masakra w Afryce była wyssana z palca. Kilka godzin później po sieci zaczęły krążyć wyniki badań szczepionek, które ukazywały pozytywne aspekty stosowania ich na czarnym lądzie.

Wieczorne sobotnie debaty w telewizjach informacyjnych były to batalie lekarzy, naukowców jak i pracowników Rizera, którzy dyskutowali o wydarzeniach minionego tygodnia.

FBI bardzo szybko wkroczyło do domu informatora, byłego pracownika firmy Rizer, znaleziono u niego sfałszowane dokumenty, podrobione pieczątki i gotowe listy e-mail, które chciał w poniedziałek wysłać do redakcji telewizyjnych. W świetle kamer i błysków fleszy w jednej chwili zwykły sprzątacz stał się kozłem ofiarnym.

Morgan Lewis nie wierzył własnym oczom, do późnego wieczora w sobotę i przez całą niedzielę w bardzo szybkim tempie koncern farmaceutyczny Rizer z wielkiego truciciela świata stawał się jednak potrzebną dla ludzi firmą. Przedstawiono wyniki najnowszych badań, jednak oprócz technologii mRNA, pokazywano jak firma dba o pracowników i zastanawiano się czemu jeden z nich chciał zniszczyć tak idealnego pracodawcę, pozbawiając pracy setki jak nie tysiące ludzi koncernu. Świat poznawał znowu czym są media i informacja, jaką wagę ma dziś wiedza i co może zrobić z każdym człowiekiem, firmą czy instytucją.

Rozdział 5

Październik rok 2015, Polska, Niemcy

Tego dnia doktor Piotr Bernar przyszedł wcześniej na 6:00 do swojego gabinetu, który zwykle był otwarty od 8 rano. Jak co dzień zaparzył rytualnie kawę i uruchomił komputer. Piętnaście minut po 7:00 pojawiła się pracownica recepcji, która przewietrzyła pomieszczenia holu Punktu Opieki Zdrowotnej, uruchomiła swój laptop i uporządkowała papiery. Ten dzień Polskiej Jesieni miał być kolejnym, ciężkim dniem pracy bo właśnie rozpędzał się sezon zachorowań. W powietrzu szalał Wirus Grypy ale również inne znane od setek lat ludzkości zagrożenia.

Wybiła godzina 8:00 i do gabinetu doktora wszedł pierwszy pacjent, zanim usiadł kilka razy zakasłał. Bernar doświadczony pediatra i pulmonolog zbadał Pacjenta, osłuchał i przeprowadził wywiad. Po 5 minutach już wiedział, choroba górnych dróg oddechowych już zaczęła atakować ale nie było tak źle. Lekarz przepisał pacjentowi leki i poprosił kolejną osobę. Pacjent za Pacjentem wchodziły chore osoby do gabinetu, tej jesieni zapowiadało się, że jak co 10—15 lat wybuchnie kolejna rekordowa liczba zakażeń.

Godzina 18:00 wybiła bardzo szybko, ostatni pacjent doktora Bernara był małym chłopcem z gilem po pas. Doktor wyłączył komputer, ubrał się i wyszedł z Gabinetu.

— Panie doktorze istna Pandemia?! — zagadnęła pracownica recepcji

— Niestety przychodzą falami mamy wiele przypadków ale jakoś łatamy chorych ludzi — zaśmiał się doktor i dodał — na szczęście nie leczymy ich przez telefon bo szpitale już i tak są zawalone powikłaniami — odparł z ironią i się pożegnał.

Na parkingu wsiadł do samochodu i ruszył w stronę domu, jednak długo nie delektował się ciszą i spokojem po ciężkim pracowitym dniu, jego spokojną jazdę przerwał dzwonek telefonu komórkowego.

— Witam Pana doktora, cześć Piotrze jak tam u was sytuacja — odezwał się w słuchawce głos

— Witaj Janku, stolica się za nami stęskniła?

— Chcę zapytać czy sobie radzicie w regionie z tą małą “Pandemią” bo tu u nas w Warszawie rośnie lawinowo ilość hospitalizacji.

— Radzimy, radzimy ja jak wiesz jestem lekarzem starej szkoły nie odsyłam ludzi z kwitkiem i proszkami na gorączkę do domu. — odparł doktor Bernar

— Słuchaj dzwonię do Ciebie bo przy okazji chciałby zapytać czy wybierasz się na konferencję naukową do Niemiec? Wiesz organizuje ją ten koncern Rizer z USA mają podobno nowe piguły na choroby tego świata?

— Wiesz Janku ja się na to nie piszę, zawsze omijam te pseudo konferencje i cały ten przemysł farmaceutyczny. My powinniśmy leczyć według wiedzy medycznej a nie nowoczesnymi technologiami, ludzie to nie szczury w laboratorium. Z tego co mi wiadomo nikt z naszego ścisłego środowiska medycznego się nie zapisał no chyba że ty chcesz to leć!

— Właśnie się zapisałem, wypadałoby żeby ktoś z Polski poleciał w takim układzie tym bardziej, że z Europy wszyscy jadą oprócz Białorusi i Szwecji.

— OK zrób notatki ja jadę odpocząć bo ten sezon będzie chyba najgorszy od 15 lat — odparł doktor Bernard.

Obaj jeszcze przez chwilę rozmawiali o sprawach prywatnych i żegnając się odłożyli słuchawkę. Doktor dojechał do domu, wysiadł z auta, wszedł do domu i tak zakończył kolejny pracowity dzień.


***

Profesor Jan Ornar główny konsultant krajowy w dziedzinie chorób zakaźnych był największym autorytetem i zaufanym doradcą rządu. Tego jesiennego sobotniego dnia właśnie kończył pakować walizki. Czuł wielki przypływ energii bowiem jak się okazało jako jedyny leciał na konferencję naukową do Niemiec i nawet miał swój 15 minutowy Panel, gdzie przewidziano jego wykład. Wielkie wyróżnienie na arenie międzynarodowej, miało w przyszłości zaowocować ciągiem zdarzeń, których wówczas nie przewidywał nikt. Tego dnia mocno padało, profesor wsiadł do taksówki na dwie godziny przed lotem i pojechał na lotnisko krajowe w Warszawie. Bez przeszkód przeszedł odprawę i odleciał zgodnie z czasem. Samolot przeciął granicę Polsko-Niemiecką i po 45 minutach wylądował w Monachium. Na lotnisku na Ornara czekała już limuzyna, konferencje naukowe współfinansowane przez koncerny farmaceutyczne miały budżety bez dna a szczególnych gości traktowano z wielkim szacunkiem.

Hotel Mandarin Oriental znajdował się w centrum stolicy kraju związkowego Bawarii i był jednym z najdroższych w mieście. Do dyspozycji gości był bogato wyposażony bar, SPA i Basen z Jacuzzi. Profesor Jan Ornar odebrał klucz w recepcji i udał się do swojego pokoju na 4 piętrze.

Kolejne dni zapowiadały się bardzo ciekawie, konferencja rozłożona na cały tydzień miała obfitować w liczne cenne kontakty i wymianę doświadczeń lekarzy z całego globu.


***

Poranne słońce poniedziałkowego poranku zastało lecącego Gulfstrema nad Francją, Morgan Lewis, szef koncernu Rizer, który patronował wielką konferencję naukową w Monachium leciał z misją jaką dostał od Libba Marshalla.


Pół roku po wydarzeniach, które omal nie zachwiały wielkim kolosem i nie zniszczyły jego karierę, Prezes Rizera był już całkowicie innym człowiekiem. W międzyczasie spotkał się on z “wielką trójką”, Libbem, Benem Rothem i Maksem Bergiem i miał już zaplanowaną w szczegółach misję do wypełnienia. Zysk był obustronny, koncern Rizer miał mieć darmowe pole testowe swojej nowej technologii mRNA w zamian za to grupa najbardziej wpływowych ludzi na Ziemii miała zacząć wreszcie układać świat po swojej myśli.

Odrzutowiec delikatnie wylądował na pasie w Monachium i podjechał pod terminal dla VIPów, Morgan wysiadł z samolotu i przesiadł się do limuzyny, która zawiozła go do hotelu Mandarin Oriental. Rozpoczął się Poniedziałek 2015 roku, wystartowały pierwsze wykłady, w kuluarach Hotelu jak i w pobliskim centrum kongresowym zaczynała się jedna z największych konferencji naukowych.


***

Wielka wymiana poglądów, dyskusje w kuluarach i wreszcie wieczorne rozmowy przy dobrym alkoholu to było to co profesor Jan Ornar lubił i cenił najbardziej. Pierwsze trzy dni konferencyjne przebiegały w miłej i przyjaznej atmosferze, w Monachium byli przedstawiciele prawie wszystkich krajów Europejskich, Azji i Afryki oraz Bliskiego Wschodu. Czwarty dzień zapowiadał się dla profesora niezwyczajnie, miał swój wykład, miał swoje 15 minut. Sala w centrum kongresowym wypełniła się najbardziej wpływowymi lekarzami, po chwili zapadła cisza i swój wykład zaczął Ornar.

— Witam szanowne koleżanki i kolegów, borykamy się w tym sezonie z wielkim zachorowaniem na wirusa Grypy jak i ptasiej grypy mamy już 3 miliony zachorowań w Polsce. — zaczął wykład profesor — Nasze doświadczenie jak i nauka daje nam jednak oręż do walki z wirusami już nie tylko cebula i ogórki kiszone czy Imbir ale przede wszystkim szczepionki to dobrodziejstwo ludzkości w 21 wieku. — Profesor z entuzjazmem i iskrą w oczach jeszcze przez kolejnych 14 minut referował swój wykład poczym w owacjach na stojąco opuścił mównicę na którą wszedł następny prelegent. Kiedy wracał na swoje miejsce podszedł do niego Morgan Lewis.

— Panie profesorze świetne wystąpienie, Pan mnie chyba poznaje?

— Tak, czytałem o Panu rok temu ale niezbyt ciekawe informacje szef Rizera? — odparł Ornar

— Było minęło i okazało się fake newsem. Panie profesorze zapraszam Pana na wieczorne spotkanie. Chciałbym Panu przedstawić pewne nasze wyniki badań i prosić o krytykę. — odparł z uśmiechem Lewis.

— Jak najbardziej chętnie gdzie i o której?

— O godzinie 20:00 przyjedzie po Pana Limuzyna i zawiezie na miejsce.

— Dobrze jesteśmy umówieni. Jan Ornar skinął głową na pożegnanie i usiadł na swoim miejscu. Wysłuchał tego dnia jeszcze kilka wystąpień i po obiedzie poszedł do Hotelu odpocząć i przygotować się na jak zapewne przypuszczał dyskusje o lekach i szczepionkach.


***

Czarna limuzyna jechała już 30 minut oddalając się od centrum Monachium na jego południowy-wschód do dzielnicy Hadern. Samochód zajechał przed mały budynek filii koncernu Rizer. Trzypiętrowy biurowiec o tej porze był już pusty jednak pod tą niewinnie wyglądająca fasadą była zorganizowana zamiast Parkingu duża sala konferencyjna. Jan Ornar wysiadł z samochodu przed wejściem głównym do budynku gdzie już czekał na niego pracownik Rizera. Weszli do małego holu i skierowali się do windy, która ku zdziwieniu profesora pojechała w dół nie w górę. Drzwi otworzyły się i wyszli wprost do wielkiej hali, gdzie już było około 15 osób.

Ornar rozpoznał kilku doradców medycznych krajów Europy zachodniej ale był tam też przedstawiciel z Azji i Afryki oraz Izraela. Po kilku minutach do pomieszczenia wszedł Morgan Lewis uruchomił mikrofon konferencyjny i poprosił by wszyscy zajęli swoje miejsca.

— Witam szanownych Państwa, przedstawicieli świata lekarskiego — zaczął Lewis — zanim zaczniemy spotkanie proszę o wyłączenie telefonów komórkowych i nie nagrywanie dźwięku. Hala w której się znajdujemy jest klatką Faradaya jak zauważyli Panowie nie ma tu zasięgu. Dodatkowo w windzie Panowie zostali przeskanowani na obecność podsłuchów bowiem nasze spotkanie i to co tu powiem jest tylko dla Panów uszu i oczu.

W sali zapanował lekki pomruk jednak zaproszeni goście wykonali polecenie i słuchali dalej szefa koncernu Rizer w oczekiwaniu konkret zaproszenia ich na to spotkanie.

— Nasza firma bada właśnie nową technologię mRNA, to rodzaj substancji która jest w stanie wyleczyć każdą chorobę — kontynuował Morgan, który opowiedział zaproszonym gościom to co już udało się koncernowi osiągnąć kilka lat temu

w laboratorium w Niemczech. Referat trwał niecałe 30 minut po czym Lewis zawiesił głos i powiedział:

— Teraz przejdę do konkretów, nie mamy wystarczającej liczby chętnych do testów i nadal nie możemy wprowadzić technologii na rynek. Jednak jest pewne rozwiązanie — Lewis wziął głęboki oddech i kontynuował — gdyby na świecie wybuchła Pandemia nasz koncern chętnie by pomógł rozwiązać problem ludzkości.

Na sali zapanował głośny szmer, nikt nie dowierzał co słyszy.

— Co Pan sugeruje? — padło pytanie z sali

— Powiem wprost. Kontrolowaną Pandemię. Powiedzmy że za

5 lat pewien wirus ogarnie cały glob a Rizer będzie miał dla ludzi ratunek w postaci szczepionki.

— To niedorzeczne, to eksperyment medyczny!

— Panowie świat pędzi do przodu, grozi nam przeludnienie, systemy emerytalne są w waszych krajach na skraju załamania, liczba starych ludzi po 60 roku życia rośnie a wirusów będzie coraz więcej mamy konkretne ostateczne rozwiązanie problemów leczenia silnych ludzi i redukcję ludzi niepotrzebnych społeczeństwu. Jesteście przedstawicielami medycznymi waszych rządów więc zamiast przekrzykiwać się proszę o konkretne pytania bo świat się nie zatrzyma.

Lekarze zerknęli jeden przez drugiego, nie było już jednak odważnego by zacząć dyskusję. Cały czas byli w szoku to co wysłuchali i nie mogli uwierzyć w słowa Lewisa. Ciszę przerwał jednak młody profesor z Włoch.

— Jak Pan sobie wyobraża zakażenie całego świata wirusem bez konsekwencji? Przecież to na kilometr pachnie zabawą w Boga?

— Już Panu tłumaczę, jesteśmy w posiadaniu wirusa SARS z 2003 roku, możemy go tak zmodyfikować by przenosił się jak Grypa, dawał objawy jak Grypa, wolniej zabijał słabe jednostki np. ludzi starych czy otyłych. Wypuszczenie go to formalność — odparł Lewis

— To jest ludobójstwo — odparł Włoch

— Możliwe ale przypominam, że mamy antidotum i po pół roku możemy je wprowadzić na rynek zatrzymując cały proces.

— Niestety ja nie wystawię swoich obywateli mam starszych rodziców nie wyobrażam sobie by ich Zabić w imię nauki — gorączkował się Włoski lekarz — Opuszczam te spotkanie, nie będę uczestniczył w tym cyrku.

— Owszem ma takie Pan prawo ale przypominam o klauzuli tajności naszego spotkania.

— Mam to gdzieś!

— Raczej nie, złożył Pan podpis na liście obecności pierwszego dnia w Hotelu, Pana podpis już widnieje na dokumencie zawierającym zgodę na tajny charakter naszego spotkania — odparł Lewis.

— To kryminał, podrobiliście mój podpis. Spotkamy się w sądzie.

— To do zobaczenia Panie doktorze — rzucił chłodno Lewis

Włoch stanął jak wryty w połowie drogi do windy, spojrzał na salę, gdzie nikt poza nim nie dawał oznak sprzeciwu. Młody lekarz zrozumiał, że nie ma szans i usiadł ponownie na swoim miejscu. Morgan Lewis triumfował, rozejrzał się po sali.

— Czy ktoś z Panów ma jeszcze jakieś pytania?

— Jaka jest nasza rola? — zapytał po chwili ciszy lekarz z Izraela.

— Jesteście doradcami w waszych rządach, będziecie naszymi nieformalnymi przedstawicielami. Będziecie nadzorować rozwój choroby i przesyłać raporty. Macie za zadanie podsyłać waszym rządom pomysły jak np. noszenie masek czy izolację podejrzanych o zarażenie, możecie też kazać ludziom chodzić od siebie w odległości 2m — zażartował Lewis — Po około pół roku wprowadzimy na rynek szczepionkę mRNA, ogłosimy ją jako cudowny lek na problem. Każdy z was będzie zbierał raporty i wyniki szczepień a następnie przekazywał do nas. Waszym zadaniem jest też przesłanie nam informacji o skutkach ubocznych a do opinii publicznej wrzucajcie połowę tych informacji by nie wywołać paniki. Macie kierować całą operacją, doradzać Waszym politykom tak aby jak najszybciej zebrać potrzebne dane.

Każdy z Was będzie miał założone konto w Szwajcarii, na które będzie otrzymywać miesięczne wynagrodzenie. — odpowiedział Lewis.

— OK ale jak zmusić ludzi do szczepień, skoro na Grypę chętnych liczy się w kilku procentach. Ludzie nie lubią szczepionek? — zapytał Izraelczyk.

— Świat sam ustawi się grzecznie w kolejce możecie mi wierzyć, ruszcie wyobraźnią w imię Pandemii możecie robić wszystko wrazie czego każdą głupotę zwalić na wirusa — odparł z uśmiechem pewny siebie Lewis.

Spotkanie w siedzibie Rizera trwało jeszcze dwie godziny po których lekarze opuszczali jeden po drugim Salę konferencyjną w milczeniu. Nikt się nie sprzeciwił, nikt nie zapytał o więcej. Jednak nikt nie miał zamiaru o czym dobrze wiedział Morgan Lewis, to on wytypował tych ludzi to on znał ich zapał do szczepionek i słabość do pieniędzy. Medycyna już dawno porzuciła święte słowa Hipokratesa i przerobiła się w dochodowy biznes, gdzie się opłaca człowieka leczyć niż wyleczyć. Łatwiej bowiem było przekupić garstkę klakierów niż całe rządy o czym już kiedyś przekonał się świat podróżując do gwiazd.

Rozdział 6

Grudzień Rok 2019 Wuhan

Dzień handlowy w Wuhan jak zwykle zaczynał się wcześnie rano, kiedy to na targowiskach handlarze rozstawiali swoje towary. Ulice miasta szybko zapełniały się samochodami i z godziny na godzinę miasto budziło się do życia. Przez targowiska zaczęli przebiegać pracownicy firm i fabryk, którzy robili szybkie zakupy jedzenia na śniadanie i pędzili dalej przed siebie. Chińczycy lubujący się w jedzeniu wielu zwierząt mogli tu niczym w fastfoodzie szybko kupić nawet zupę z nietoperzy!

Dochodziła godzina 10:00 kiedy na jednym z targowisk pojawiła się młoda Chinka, ubrana w zwykły t-shirt i jeansy. Przeszła między straganami kupują po drodze kilka owoców i warzyw. Po kilkunastu minutach podeszła do stoiska z tradycyjną kuchnią i poprosiła handlarza o 4 zupy z nietoperza. Handlarz zapakował danie w reklamówkę i wręczył młodej dziewczynie, która udała pospiesznie wyszła z targowiska i wsiadła do zaparkowanego nieopodal samochodu. W aucie wyjęła cztery ampułki z przezroczystą cieczą, założyła jednorazowe rękawiczki i przełamała pierwszą ampułkę wlewając zawartość do pojemnika z zupą. Wykonała jeszcze 3 takie zabiegi po czym ponownie zapakowała jedzenie a zużyte ampułki zapieczętowała w jednorazowej folii próżniowej i wyszła z auta.

Przeszła około 300 metrów i wkroczyła do budynku Banku.

— Dzień dobry realizuje zamówienie, cztery zupy dla pana Wong Hui — powiedziała do ochroniarza

— Tak proszę zostawić u mnie Pan Wong ureguluje rachunek jak zawsze na koniec tygodnia.

Chinka przekazała reklamówkę ochroniarzowi, skinęła głową i wyszła z budynku. Szybkim krokiem wróciła do samochodu. Wybrała na klawiaturze telefonu pierwszą pozycję i wykonała połączenie.

Nikt się nie odezwał jednak dziewczyna wypowiedziała dwa słowa:

— Zaczęło się. — w telefonie rozległ się dźwięk wciskanego numeru na klawiaturze. Odpowiedni ton był sygnałem że rozmówca potwierdził to usłyszał.

Dochodziło już południe w Wuhan, miasta które miało wkrótce być na ustach całego świata i zapisać w jego historii niechlubne karty.


***

Szpital rejonowy w Wuhan tego Grudniowego dnia budził się dopiero ze snu. W nocy personel uwijał się jak w ukropie, gdyż przywieziono rannych z wypadku rejsowego autobusu. Dopiero nad ranem wszyscy poszkodowani pasażerowie byli w odpowiednich salach i pod dobrą opieką.

Dyrektor Tang Yi przyjechał do pracy o 10:00, minął hol główny i udał się do swojego gabinetu. Jak co dzień zaparzył herbatę z Lukrecji i Cynamonu. Był okres zachorowań na Grypę i jak na prawdziwego Chińskiego kultywatora Tradycyjnej Medycyny Chińskiej, wolał dmuchać na zimne. Kiedy mieszanka nabrała odpowiedniego aromatu, zaczerpnął kilka łyków i zaczął przeglądać papiery.

Jego pracę przerwało głośne wycie syren karetek, na plac przed szpitalem wjechały 4 ambulanse, a do nich dobiegły ekipy ratownicze i lekarze. Tang Yi podszedł do okna, widział jak na noszach przenoszeni są do budynku chorzy. Nie wyglądali na poszkodowanych w wypadku jednak dyrektor wyszedł z gabinetu i udał się na przeciw zespołom ratowniczym. Wszedł do sali gdzie leżało już dwóch chorych trzeciego i czwartego właśnie niesiono korytarzem.

— Co tu się stało Panie doktorze? Znowu wypadek? — zapytał Tang

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 10
drukowana A5
za 37