Pisanie jest jak fitness.
— Basia Strojnowska
Antoni
To ja, Antoni. Którego ogień już spłonął. Blizny na dłoniach. Zagojone szwy zdobią moje przedramiona. Brud pod paznokciami. Metaforyczny brud życia. Codziennie się z nim mierzę. Codziennie ratuję ludzi. Ratuję domy. Koty. Niewdzięczne sukinkoty! Brud zostaje. Chcę spłonąć żywcem. Ale jest na to za późno. Rozbijam lustro. A oczy nadal patrzą. Obserwują. Co dalej, Antoni? Co dalej? Języki ognia liżą moje ciało. A ja idę przed siebie. Koty czekają. Nikt inny nie pokaże im drogi do domu. W świecie, który wiecznie płonie. W świecie, w którym — w wieku trzydziestu siedmiu lat — trudno jest mi się przebranżowić.
Wspomnienia
Poniedziałek
„Przyjaźń” — przeczytałam na czerwonej tabletce powlekanej. Przyyyjaaaźźńń… co to była ta przyjaźń? Coś mi tam świta…
Sylabizuję na głos:
przy-jaźń,
przy-jaźń,
literuję: p-r-z-y…
samo ż czy rz?
Nie pamiętam.
Czuję.
Jest maj, mam 7 lat, ona 8. Jaka ona jest fajna! Zdarte, ubrudzone kolana i T-shirt po starszym bracie.
— Cześć — powiedziałam. Rozglądam się wokół. Tak, to chyba mój głos — cześć — mówię jeszcze raz, żeby się upewnić.
— No hej! Chcesz się bawić? Możesz być w mojej drużynie — uśmiecha się do mnie i w jej policzkach powstają dołeczki, jej oczy się śmieją. Oczywiście, że chcę być w jej drużynie, ale w co my właściwie gramy?
— Musisz strzelać do tych tam o — pokazuje mi palcem, ale nie widzę. Nie wiem, gdzie jest „tam o”. Patrzę, ale nic nie widzę. Obraz rozmywa mi się przed oczami, gdy próbuję popatrzeć na inne dzieci — wraca, gdy patrzę na Olę. Tak, to była przyjaźń. Zaczęła się właśnie wtedy. Ciekawe, co teraz robi ta Ola? Kogo ona by zobaczyła biorąc tabletkę przyjaźni?
Wróciłam. Siedzę na kanapie. Nie wiem, jak się tu znalazłam, przecież byłam w kuchni.
Wzdycham.
Wzdycham tak głęboko, że prawie mylę to ze szlochem.
Ale ja nie płaczę. Nie, to nie płacz.
Czy może mam ochotę płakać?
Nie, nie teraz, popłaczę pod prysznicem. Mam jeszcze jakieś resztki samokontroli.
Wtorek
Otwieram plastikowe okienko, ale tabletki nie ma. Jak to? Dzień bez wspomnień? Dzień tak dla samej siebie? Dzień. Potem noc…
Nie.
Nie chcę.
Otwieram kolejne okienko z napisem Środa.
Rozglądam się wokół. Mieszkam sama już od dziesięciu lat, a nadal chcę się upewnić, czy nikt nie patrzy mi na ręce.
Nie chcę
być sama.
Biorę więc tabletkę. Środową tabletkę.
Co zrobię w środę?
Pomyślę o tym jutro.
Popijam ją herbatą. Z wczoraj. Niezapomnianą. Odstawioną specjalnie na dzisiaj. Takie połączenie dwóch czasów. Prezent od samej siebie z przeszłości.
Kogo ja oszukuję?
Przecież nikt nie słucha. Nikt nie patrzy.
Zapomniałam wczoraj o herbacie.
Gul. Gul.
Tabletka.
Gul. Gul.
Tabletka bezimienna. Czy to był mądry wybór?
Jestem na plaży.
Plaże, twarze. Piasek.
Chmury też mają twarze, ale ludzie nie mają chmur zamiast twarzy.
Chmury mają w oczach.
Rzucają piorunami, a ja nie wiem dlaczego.
Mężczyzna krzyczy: jak mogłaś zapomnieć kremu do opalania?!
Kobieta krzyczy: bo cały czas na mnie krzyczysz!
Patrzę.
Kto to jest? Znam te twarze.
Znam tę plażę.
Czy to właśnie tutaj…? Nie…
Dostałam piłką w twarz. Boli mnie twarz.
Krew na bluzce. Szczeka pies.
Hau hau hau.
Hau hau kurwa HAU HAU POMÓŻCIE JEJ ONA KRWAWI!!
Liże mi twarz. Otwieram oczy.
I to nie jest pies.
To Adam.
On szczeka. Hau hau! Ma język na wierzchu.
Siedzę na podłodze. Znajduję tam wtorkową tabletkę.
Wkładam do przegródki Środa.
Tykający zegar
Tyk-tyk-ty
Czas stanął
I już nie tyka
Ja-ja-ja
Jąka się
Sprzeciwia się
Płynności wspomnień
Sięgam pamięcią, ale nie widzę twarzy. Sceny jak pseudoartystyczne glitche, jak kartka papieru po potraktowaniu jej niszczarką. Próbuję złożyć te paski w całość, ale zegar nadal się jąka. Ja-ja-ja. Teraz to mój czas. Me time. Próbuje mnie zmusić do skupienia się na sobie. Próbuje mi wmówić, że nie warto wspominać. Że tyk-tyk-ty nie istniałeś. Bo przecież Cię tu nie ma.
Rozglądam się wokół
No nie ma
Ja-ja-ja
Uśmiecha się do mnie
Zegar
Wykrzywiam twarz. Pamięć mięśniowa też mnie zawodzi — uśmiech to nie jest, tylko jakiś dziwaczny grymas.
Ja-ja-ja
Jajecznica
Z dużą ilością soli, szczypiorkiem, pomidorem
Ja-ja-ja
Ja pierdolę
Ja-ja-ja
Jaka jestem zajebiście samodzielna
Jak bardzo potrafię w życie
Bo już do Ciebie nie piszę
Nie proszę żebyś odebrał
Bo rozmawiam z miłą panią co środę
I ona mi mówi że to nie moja wina
Że tak mnie wychowano
I te moje jebane schematy
Da się naprawić
Że tak naprawdę nie jestem Syzyfem
Ani jego kamieniem
Ani puszką Pandory
Ani czarną dziurą
Jak ktoś próbował mi wmówić
(A może to byłam ja?)
Ja jestem sobą
Ja-ja-ja
Ja w sumie jestem spoko
A tyk-tyk-ty
Tak w sumie to jesteś
Już mi kimś obcym
Chciałabym
Chciałabym być
Dwugłową chimerą
Z dwiema żarówkami
W moich pustych czaszkach
Chciałabym móc kochać
Dwóch chłopców na raz
Bez poczucia że się puszczam
Lub że ich zawodzę
Mając dwie głowy
Każdy by rozumiał
Że nie da się wybrać
Bo ten jest zły
A ten jeszcze gorszy
Chciałabym podejmować
Dobre decyzje
(A to dobre)
Chciałabym jeść gluten
Bułki bez dupek
Z dwoma brzuszkami
Chciałabym żebyś mnie karmił
Wyważonymi słowami
Na wegańskim bulionie
Chciałabym lizać twoje ucho
Które wygląda na nadgryzione
Chciałabym żeby był pokój na świecie
I więcej kolorowych samochodów
Ale to tylko skradzione marzenie dziewczynki z tramwaju
Mam nadzieję że gdy dorośnie
Wyjedzie z tego kraju
Chciałabym żebyś mówił o mnie na terapii
I żeby twoja miła pani przyznawała mi rację
Chciałabym żeby moje dłonie były mniej suche
I żebym miała mniej krost na szyi
Chciałabym częściej do ciebie przychodzić
Żebyś rozpisał mi dietę
Z większą ilością białka
Żebym robiła drogi 6+ z dołem
Żebyśmy przestali tyle oczekiwać
Rewolucja
I co? Dobrze, że zrezygnowałaś ze studiów? Ewelina, nie żałujesz? Naprawdę żadnych emocji? Przemyślałaś to dobrze?
Jesteś jak olbrzym, który zżera Ziemię od środka. Twoje słowa wysysają moje wnętrzności, twoje sugestie wylizują szpik kostny, oczy pożerają mój byt. Chcę zatopić się w sobie, ale zamiast tego tonę w sobie. Zawody pływackie w podstawówce to bardzo odległe czasy. Chlup, chlup, chlup. Chlip, chlip, chlip. Nie, nie płaczę. Jest rutyna. Jest praca. Komputer, laptop, telefon. Ekrany zamiast twarzy. Trzeba klikać. Może się kiedyś doklikam do Tajwanu. Jedno oko na Excela, drugie na jakieś lewackie, pseudointeligenckie brednie. Rewolucja jest niemożliwa, bo za bardzo dorosłaś, bo za bardzo się zasiedziałaś, bo za bardzo bolą cię plecy, bo już zupełnie zanikają ci mięśnie. Bo jedyne mięśnie, których używasz, to mięśnie prawej dłoni na myszce, czasami na klawiaturze. Jak przydatne były te lekcje pianina przez jedenaście, kurwa, lat, żebyś teraz mogła klikać w ten komputer. O ironio, arystokratyczne zapędy twojej matki pomogły. Rewolucji nie będzie. Rewolucji nie będzie! Ciao bella, rzymskie wakacje podczas dwutygodniowego urlopu, hotele, restauracje, kawiarnie, zamiast lewackiego brudu i bella ciao ciao ciao. Nie, nie żałuję, że nie poszłam na studia, bo mam inne, jakże oryginalne i rozwijające priorytety.
Moje ciało (0Rh-)
Moje ciało jest pełne krwi
Tej takiej dziwnej
Którą ma tylko jakiś tam mały procent ludzi
Bodajże w kraju Basków
Jest jakiś większy procent
Ale nie pamiętam dlaczego
Widziałam to w programie
Starożytni kosmici
I śmiałeś się ze mnie że ja pewnie też jestem kosmitą
Bo jestem
NIE Z TEJ ZIEMI
HEHEHEHEHEH
ahaahahaaha
Tak że no
Nie wiesz jaką masz grupę krwi
A ja nadal szukam potencjalnych dawców
Bo boję się że moje ciało jest zbyt słabe
I coś odjebie(ę)
Mój nowy terapeuta mówi mi
Żebym do niego dzwoniła
Jakby coś
Ten tego
Wy wiecie