E-book
14.7
drukowana A5
25.41
wtorek

Bezpłatny fragment - wtorek


5
Objętość:
40 str.
ISBN:
978-83-8324-111-1
E-book
za 14.7
drukowana A5
za 25.41

Pisanie jest jak fitness.

— Basia Strojnowska

Antoni

To ja, Antoni. Którego ogień już spłonął. Blizny na dłoniach. Zagojone szwy zdobią moje przedramiona. Brud pod paznokciami. Metaforyczny brud życia. Codziennie się z nim mierzę. Codziennie ratuję ludzi. Ratuję domy. Koty. Niewdzięczne sukinkoty! Brud zostaje. Chcę spłonąć żywcem. Ale jest na to za późno. Rozbijam lustro. A oczy nadal patrzą. Obserwują. Co dalej, Antoni? Co dalej? Języki ognia liżą moje ciało. A ja idę przed siebie. Koty czekają. Nikt inny nie pokaże im drogi do domu. W świecie, który wiecznie płonie. W świecie, w którym — w wieku trzydziestu siedmiu lat — trudno jest mi się przebranżowić.

Wspomnienia

Poniedziałek


„Przyjaźń” — przeczytałam na czerwonej tabletce powlekanej. Przyyyjaaaźźńń… co to była ta przyjaźń? Coś mi tam świta…


Sylabizuję na głos:

przy-jaźń,

przy-jaźń,

literuję: p-r-z-y…

samo ż czy rz?


Nie pamiętam.


Czuję.


Jest maj, mam 7 lat, ona 8. Jaka ona jest fajna! Zdarte, ubrudzone kolana i T-shirt po starszym bracie.

— Cześć — powiedziałam. Rozglądam się wokół. Tak, to chyba mój głos — cześć — mówię jeszcze raz, żeby się upewnić.

— No hej! Chcesz się bawić? Możesz być w mojej drużynie — uśmiecha się do mnie i w jej policzkach powstają dołeczki, jej oczy się śmieją. Oczywiście, że chcę być w jej drużynie, ale w co my właściwie gramy?

— Musisz strzelać do tych tam o — pokazuje mi palcem, ale nie widzę. Nie wiem, gdzie jest „tam o”. Patrzę, ale nic nie widzę. Obraz rozmywa mi się przed oczami, gdy próbuję popatrzeć na inne dzieci — wraca, gdy patrzę na Olę. Tak, to była przyjaźń. Zaczęła się właśnie wtedy. Ciekawe, co teraz robi ta Ola? Kogo ona by zobaczyła biorąc tabletkę przyjaźni?


Wróciłam. Siedzę na kanapie. Nie wiem, jak się tu znalazłam, przecież byłam w kuchni.


Wzdycham.


Wzdycham tak głęboko, że prawie mylę to ze szlochem.


Ale ja nie płaczę. Nie, to nie płacz.


Czy może mam ochotę płakać?


Nie, nie teraz, popłaczę pod prysznicem. Mam jeszcze jakieś resztki samokontroli.


Wtorek


Otwieram plastikowe okienko, ale tabletki nie ma. Jak to? Dzień bez wspomnień? Dzień tak dla samej siebie? Dzień. Potem noc…


Nie.


Nie chcę.


Otwieram kolejne okienko z napisem Środa.

Rozglądam się wokół. Mieszkam sama już od dziesięciu lat, a nadal chcę się upewnić, czy nikt nie patrzy mi na ręce.


Nie chcę


być sama.


Biorę więc tabletkę. Środową tabletkę.


Co zrobię w środę?


Pomyślę o tym jutro.


Popijam ją herbatą. Z wczoraj. Niezapomnianą. Odstawioną specjalnie na dzisiaj. Takie połączenie dwóch czasów. Prezent od samej siebie z przeszłości.


Kogo ja oszukuję?


Przecież nikt nie słucha. Nikt nie patrzy.


Zapomniałam wczoraj o herbacie.


Gul. Gul.


Tabletka.


Gul. Gul.


Tabletka bezimienna. Czy to był mądry wybór?


Jestem na plaży.


Plaże, twarze. Piasek.


Chmury też mają twarze, ale ludzie nie mają chmur zamiast twarzy.


Chmury mają w oczach.


Rzucają piorunami, a ja nie wiem dlaczego.

Mężczyzna krzyczy: jak mogłaś zapomnieć kremu do opalania?!

Kobieta krzyczy: bo cały czas na mnie krzyczysz!


Patrzę.


Kto to jest? Znam te twarze.


Znam tę plażę.


Czy to właśnie tutaj…? Nie…


Dostałam piłką w twarz. Boli mnie twarz.

Krew na bluzce. Szczeka pies.


Hau hau hau.


Hau hau kurwa HAU HAU POMÓŻCIE JEJ ONA KRWAWI!!


Liże mi twarz. Otwieram oczy.

I to nie jest pies.

To Adam.

On szczeka. Hau hau! Ma język na wierzchu.

Siedzę na podłodze. Znajduję tam wtorkową tabletkę.

Wkładam do przegródki Środa.

Tykający zegar

Tyk-tyk-ty

Czas stanął

I już nie tyka

Ja-ja-ja

Jąka się

Sprzeciwia się

Płynności wspomnień

Sięgam pamięcią, ale nie widzę twarzy. Sceny jak pseudoartystyczne glitche, jak kartka papieru po potraktowaniu jej niszczarką. Próbuję złożyć te paski w całość, ale zegar nadal się jąka. Ja-ja-ja. Teraz to mój czas. Me time. Próbuje mnie zmusić do skupienia się na sobie. Próbuje mi wmówić, że nie warto wspominać. Że tyk-tyk-ty nie istniałeś. Bo przecież Cię tu nie ma.

Rozglądam się wokół

No nie ma

Ja-ja-ja

Uśmiecha się do mnie

Zegar

Wykrzywiam twarz. Pamięć mięśniowa też mnie zawodzi — uśmiech to nie jest, tylko jakiś dziwaczny grymas.

Ja-ja-ja

Jajecznica

Z dużą ilością soli, szczypiorkiem, pomidorem

Ja-ja-ja

Ja pierdolę

Ja-ja-ja

Jaka jestem zajebiście samodzielna

Jak bardzo potrafię w życie

Bo już do Ciebie nie piszę

Nie proszę żebyś odebrał

Bo rozmawiam z miłą panią co środę

I ona mi mówi że to nie moja wina

Że tak mnie wychowano

I te moje jebane schematy

Da się naprawić

Że tak naprawdę nie jestem Syzyfem

Ani jego kamieniem

Ani puszką Pandory

Ani czarną dziurą

Jak ktoś próbował mi wmówić

(A może to byłam ja?)

Ja jestem sobą

Ja-ja-ja

Ja w sumie jestem spoko

A tyk-tyk-ty

Tak w sumie to jesteś


Już mi kimś obcym

Chciałabym

Chciałabym być

Dwugłową chimerą

Z dwiema żarówkami

W moich pustych czaszkach


Chciałabym móc kochać

Dwóch chłopców na raz

Bez poczucia że się puszczam

Lub że ich zawodzę

Mając dwie głowy

Każdy by rozumiał

Że nie da się wybrać

Bo ten jest zły

A ten jeszcze gorszy


Chciałabym podejmować

Dobre decyzje

(A to dobre)


Chciałabym jeść gluten

Bułki bez dupek

Z dwoma brzuszkami

Chciałabym żebyś mnie karmił

Wyważonymi słowami

Na wegańskim bulionie


Chciałabym lizać twoje ucho

Które wygląda na nadgryzione


Chciałabym żeby był pokój na świecie

I więcej kolorowych samochodów

Ale to tylko skradzione marzenie dziewczynki z tramwaju

Mam nadzieję że gdy dorośnie

Wyjedzie z tego kraju


Chciałabym żebyś mówił o mnie na terapii

I żeby twoja miła pani przyznawała mi rację


Chciałabym żeby moje dłonie były mniej suche

I żebym miała mniej krost na szyi


Chciałabym częściej do ciebie przychodzić


Żebyś rozpisał mi dietę

Z większą ilością białka

Żebym robiła drogi 6+ z dołem

Żebyśmy przestali tyle oczekiwać

Rewolucja

I co? Dobrze, że zrezygnowałaś ze studiów? Ewelina, nie żałujesz? Naprawdę żadnych emocji? Przemyślałaś to dobrze?

Jesteś jak olbrzym, który zżera Ziemię od środka. Twoje słowa wysysają moje wnętrzności, twoje sugestie wylizują szpik kostny, oczy pożerają mój byt. Chcę zatopić się w sobie, ale zamiast tego tonę w sobie. Zawody pływackie w podstawówce to bardzo odległe czasy. Chlup, chlup, chlup. Chlip, chlip, chlip. Nie, nie płaczę. Jest rutyna. Jest praca. Komputer, laptop, telefon. Ekrany zamiast twarzy. Trzeba klikać. Może się kiedyś doklikam do Tajwanu. Jedno oko na Excela, drugie na jakieś lewackie, pseudointeligenckie brednie. Rewolucja jest niemożliwa, bo za bardzo dorosłaś, bo za bardzo się zasiedziałaś, bo za bardzo bolą cię plecy, bo już zupełnie zanikają ci mięśnie. Bo jedyne mięśnie, których używasz, to mięśnie prawej dłoni na myszce, czasami na klawiaturze. Jak przydatne były te lekcje pianina przez jedenaście, kurwa, lat, żebyś teraz mogła klikać w ten komputer. O ironio, arystokratyczne zapędy twojej matki pomogły. Rewolucji nie będzie. Rewolucji nie będzie! Ciao bella, rzymskie wakacje podczas dwutygodniowego urlopu, hotele, restauracje, kawiarnie, zamiast lewackiego brudu i bella ciao ciao ciao. Nie, nie żałuję, że nie poszłam na studia, bo mam inne, jakże oryginalne i rozwijające priorytety.

Moje ciało (0Rh-)

Moje ciało jest pełne krwi

Tej takiej dziwnej

Którą ma tylko jakiś tam mały procent ludzi

Bodajże w kraju Basków

Jest jakiś większy procent

Ale nie pamiętam dlaczego

Widziałam to w programie

Starożytni kosmici

I śmiałeś się ze mnie że ja pewnie też jestem kosmitą

Bo jestem

NIE Z TEJ ZIEMI

HEHEHEHEHEH

ahaahahaaha

Tak że no

Nie wiesz jaką masz grupę krwi

A ja nadal szukam potencjalnych dawców

Bo boję się że moje ciało jest zbyt słabe

I coś odjebie(ę)

Mój nowy terapeuta mówi mi

Żebym do niego dzwoniła

Jakby coś

Ten tego

Wy wiecie

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 14.7
drukowana A5
za 25.41