E-book
23.63
drukowana A5
36.17
drukowana A5
Kolorowa
56.35
Wszystkie koty idą do nieba

Bezpłatny fragment - Wszystkie koty idą do nieba


Objętość:
56 str.
ISBN:
978-83-8414-410-7
E-book
za 23.63
drukowana A5
za 36.17
drukowana A5
Kolorowa
za 56.35

“Bo los synów ludzkich jest taki jak los zwierząt. Jak ci umierają, tak umierają tamte — i wszyscy mają takiego samego ducha. Człowiek nie ma żadnej przewagi nad zwierzęciem. Bo wszystko jest marnością.”

Księga Kaznodziei 3:19

(Biblia Warszawska, Towarzystwo Biblijne w Polsce, Warszawa 1975)

PROLOG

Budzisz się w ciemności, której jeszcze nie widziały twoje bystre oczęta. Powiększasz źrenice, ale mimo to, nie jesteś w stanie zobaczyć, gdzie jesteś. Ba, nie widzisz nawet konturów. Dziwisz się, bo w swoim dość długim jak na kocie lata życiu nie widziałeś aż tak ciemnej nocy. A może to nie noc? Może to nadal sen, z którego nie potrafisz się obudzić? Może twoi opiekunowie patrzą właśnie, jak słodko ruszasz łapkami w najtwardszej fazie snu i robią ci zdjęcia, choć mają już ich setki czy tysiące. Tylko przecież nigdy nie byłeś w stanie pojąć, że właśnie śnisz…


Puszek przeraził się na tą myśl i natychmiast wstał i lekko się zjeżył. Zdziwił się, że tak szybkie przejście do pozycji stojącej nie doprowadziło do bólu. Tak naprawdę do niczego nie doprowadziło, bo odkąd się obudził to tak właściwie nie poczuł niczego fizycznego.


Przez ostatnie miesiące choroba postępowała i ten dwunastoletni kocur miał coraz większe trudności z poruszaniem się, a teraz przeszedł w ciemności kilka kroków bez jakiegokolwiek bólu. Nie pamiętał już, jak to jest nie czuć bólu, gdyż ten stał się jego codziennym towarzyszem. Teraz jednak szedł krok za krokiem i próbował zrozumieć, gdzie tak właściwie się znajduje.


Przystanął na chwilę i spróbował raz jeszcze wytężyć wzrok, ale nadal ciemność spowijała każdy kawałek przestrzeni. Jakby znalazł się w pudełku bez końca. Ale przecież nawet do pudełka wpadały nieśmiałe promienie światła. To nie mogło być zwykłe pudło. Może był tak zmęczony, że ledwo kontaktując ze światem wpadł do jakiejś dziury? Wpadał wiele razy w różne przestrzenie, ale nigdy nie doświadczył takiej ciemności.


Ciemność ogarniała każdy fragment jego lekko trzęsącego się futerka. Każdy czarny włosek na jego ciele zmywał się z wszechogarniającą czernią panującą w każdym zakamarku tego tajemniczego miejsca. Nawet jego bystre oczy tym razem nie świeciły się, bo nie miały światła, które mogłyby odbijać.


Próbował wydać z siebie jakiś dźwięk, ale było to trudne, gdyż ze stresu zaschło mu w gardle. Gdy w końcu udało mu się na tyle spiąć krtań, by wydać z siebie coś przypominającego miauknięcie, to jednak żaden dźwięk nie doleciał do jego czułych uszu. Przecież dźwięk nie rozchodzi się w próżni.


Do oczu napłynęła mu łza, która chwilę później spłynęła po jego ciemnym pyszczku i zniknęła w ciemności. Puszek zaczął zamykać oczy i natychmiast je otwierać, by jak najszybciej wybudzić się z tego snu, który wcale może nie być snem. Po kilku mrugnięciach w oddali coś jakby rozbłysło. Błysk ten przypominał to, co dało się zauważyć w oczach jego opiekunki, gdy patrzyła na niego w troską. Błysk ten dodał mu otuchy i ruszył w jego stronę.

*

W oczach Mamy znajomy błysk został stłumiony przez napływające kolejną falą łzy, które natychmiast wydostawały się na powierzchnię i spływały na jeszcze ciepłe posłanie.


— Jak my powiemy Maksowi, że Puszek odszedł? — powiedziała łamiącym się głosem i spojrzała na stojącego przy oknie męża.


Tata wzruszył tylko lekko ramionami i patrzył jak samochód kliniki weterynaryjnej zabierał ich przyjaciela w ostatnią podróż.


— Przecież w ostatnich dniach był tak szczęśliwy, że stan kotka się poprawia — kontynuowała i pociągnęła mocno nosem. — Musimy ustalić jakiś plan działania, zanim wstanie.


— Jest już dużym chłopcem — odparł szorstko Tata, gdyż chciał jak najbardziej ukryć duszącą go chęć zapłakania nad losem przyjaciela. — Przecież rozmawialiśmy z nim, że tak właśnie może się to skończyć.


— Jednak nie spodziewałam się, że stanie się to tak szybko. Nawet ja nie byłam na to gotowa, a co dopiero nasz mały synek…


— Nikt z nas nie był na to gotowy. Nawet nie wiem, czy da się na coś takiego przygotować — stwierdził Tata, a po jego policzku popłynęła pierwsza łza.


Mama podeszła do niego i mocno przytuliła. Oboje lekko szlochając wpatrywali się w obraz za oknem. Właśnie w taki sposób lubił zaczynać dzień Puszek, który po oglądaniu kociej telewizji w postaci okna kładł się na posłaniu i wracał na drzemkę. Niestety tym razem wrócił do położonego pod stołem posłania po raz ostatni.


Wszystko zaczęło się kilkanaście miesięcy wcześniej, kiedy to ich dwunastoletni kocur wymknął się pierwszy raz na podwórko. Mama i Tata dbali o to, by ich domowy pupil nie wychodził bez nadzoru poza dom, ale tym razem jeden z kolegów ich syna zostawił lekko uchylone drzwi, kiedy to cofnął się po piłkę.


Puszek skorzystał z okazji i ruszył w nieznane. Najpierw perspektywa eksplorowania najbliżej okolicy wydała mu się ekscytująca, bo mógł beztrosko uganiać się za owadami, przeganiać ptaki czy skakać przez różne przedmioty. Jednak uniesiony wszechogarniającą ekscytacją oddalił się za bardzo od domu opiekunów i nie potrafił do niego wrócić.


Mama, Tata i Maks wpadli w rozpacz, gdyż doskonale wiedzieli, że ich kanapowy zwierzach nie jest przystosowany do życia poza czterema ścianami. Szukali go przez kilkanaście dni, rozwieszali ogłoszenia i dzwonili po wszystkich przychodniach weterynaryjnych.


Po dwóch tygodniach ich kocur w końcu się znalazł, ale nie było to wcale szczęśliwe znalezienie. Puszek zapuścił się na teren miejskich działek, gdzie mieszkały mniej przychylne dla innych kotów zwierzaki. Pewny siebie kocur wdał się w bójkę z innym przedstawicielem swojego gatunku i został mocno poturbowany.


Niestety okazało się, że jego przeciwnik był chory i to na dolegliwość, którą dało się zarazić. Doszło do zakażenia i szczęście ze znalezienia szybko zamieniło się w rozpacz, gdyż ludzka rodzinka Puszka usłyszała diagnozę, która bynajmniej nie była optymistyczna.


Nikt nie wiedział, czy zostało mu kilka lat życia czy nawet kilka tygodni. Choroba postępowała, a kocur był coraz słabszy. Wszelkie aktywności przestały sprawiać mu przyjemność, stał się wycofany i zaczął unikać swoich opiekunów.


— Mam nadzieję, że zasnął w końcu bez bólu — oznajmiła Mama przerywając ciszę i otarła przysychające na jej skórze łzy.


Tata zrobił to samo i pokiwał twierdząco głową. Puszek był jego trzecim kotem i jego strata dotknęła go tak samo, jak tego siedmioletniego chłopca, którym był za pierwszym razem, gdy stracił czworonożnego przyjaciela.


— Mam nadzieję, że jest teraz w jakimś lepszym miejscu…

1

Miejsce stawało się coraz bardziej rozświetlone. Puszek w końcu mógł zobaczyć swoje łapki czy zakręcający się na końcu z ciekawości ogon. Z każdym kolejnym krokiem czuł się coraz pewny i dostrzegał korzyści takiego stanu rzeczy.


W końcu nie czuł bólu i mógł wesoło dreptać w stronę poszerzającego się światła, jak za dawnych dobrych czasów. Właśnie tak samo dreptał, jak nad ranem zauważył poszerzające się światło dobiegające z miejsca, które ludzie nazwali lodówką. W tym momencie targały nim podobne uczucia.


Gdy już był tak daleko, że światło oganiało niemal całą przestrzeń, spojrzał na swoją czarną sierść i z dumą stwierdził, że dawno nie wyglądała tak dobrze. A przecież w ostatnich miesiącach nie miał już tyle siły, by dobrze o nią zadbać.


Pobudzony tą pozytywną obserwacją ruszył jeszcze szybciej i zauważył, że w coraz bliższej odległości znajduje się coś na kształt okna. Zdziwił się, gdyż chyba żaden kot nie spodziewałby się, że w pomieszczeniu bez niczego znajdzie się okno.


Zdziwienie szybko zamieniło się w radość, gdyż widok okna zawsze wzbudzał u niego szczęście. Była to w końcu jedna z jego ulubionych rozrywek. Codziennie kilka razy siadał wygodnie na parapecie i obserwował stale poruszający się świat. Interesowały go zmieniające się barwy nieba, różni ludzie chodzący tam i z powrotem czy denerwujące ptaki, które czasami pukały dziobami w szybę, wybudzając go ze snu.


Z każdym kolejnym krokiem był coraz bardziej ciekawy tego, co zobaczy za oknem. Skoro całe to miejsce było tak inne i nowe, to pewnie widok za oknem też powinien go zaskoczyć. Zaczął się zastanawiać, czy będzie widział jakąś ulicę pełną ludzi i samochodów czy może jakiś las pełen zwierząt, które widział do tej pory tylko w ludzkim telewizorze.


Będąc kilka metrów od okna nieco zwolnił, gdyż w jego głowie pojawiły się myśli skropione niepewnością. A co jeśli zobaczy w tym oknie coś strasznego, co mocno go przestraszy? Może dopiero wtedy obudzi się z tego snu i będzie znów obolały leżał na swoim posłaniu pod stołem.


Pokiwał jednak przecząco głową, bo przecież w tak pięknym, cichym i spokojnym miejscu nie powinno przytrafić mu się nic złego. Podszedł w końcu do okna na tyle blisko, by zobaczyć co znajduje się po drugiej stronie i aż wstrzymał na chwilę oddech.


Nigdy nie widział nic równie pięknego. Ani za oknem w domu opiekunów, ani w ludzkim telewizorze, ani nawet w swoich najlepszych snach. Ogród znajdujący się po drugiej stronie okna przewyższył jego jakiekolwiek oczekiwania i wyobrażenia o pięknie.


Zastanowił się czy w ogóle może wskoczyć do takiego miejsca i rozejrzał się, czy gdzieś blisko nie czai się żadne zagrożenie. Jednak okolica wydawała się wolna od innych zwierząt, więc poczuł się pewniej. Już wyprężył całe ciało przygotowując się do skoku, gdy do jego czułych uszu doleciał znajomy dźwięk.


Dźwięk ten przywołał najlepsze wspomnienia z czasów, gdy był małym i przebojowym kociakiem. Przez chwilę myślał, że się przesłyszał, ale jego wyostrzone do granic uszy nie mogły się mylić. Dźwięk ten przywoływał specyficzny chód kogoś, kogo kocur nie widział od lat.


Po chwili dreptania na pięknej trawie tego szczególnego ogrodu w końcu pojawiła się postać, której wyjątkowy sposób dreptania wywoływał u kocura dobre wspomnienia. Postać ta zatrzymała się zaskoczona i głośno zamruczała na widok nowego mieszkańca ogrodu.


— Puszek!

*

— Puszeeeeek… — krzyknął Maks wyrywając ostatnie fragmenty swojej świadomości ze snu.


Chłopiec był przyzwyczajony, że zaraz po obudzeniu widział swojego czworonożnego przyjaciela na biurku po drugiej stronie pokoju. Jednak tym razem leżały tam tylko szkolne zeszyty i nowy model samochodu do złożenia, którego części Puszek konsekwentnie zrzucał z biurka. Tym razem były one na miejscu, co zaniepokoiło najmłodszego mieszkańca domu.


Maks zerwał się z łożka i ruszył w stronę jadalni, gdzie pod stołem znajdowało się główne posłanie jego pupila. Czasami zdarzało się tak, że zniecierpliwiony Puszek nie doczekał się szybkiego obudzenia chłopca i ruszał spać do jadalni, ale było to naprawdę rzadko.


Szybko przemierzył korytarz i zbiegł po schodach nie zważając na przeszkody w postaci rozrzuconych wczoraj plastikowych żołnierzyków czy dinozaurów, które według wersji chłopca przenosił właśnie ich czarny kot.


Zatrzymał się w wejściu do jadalni i zamarł, gdyż widok Mamy wyciągającej kocie zabawki spod stołu przywołał u niego najgorsze myśli. Łzy momentalnie spłynęły mu nie tylko do oczu, ale także do gardła, przez co nie potrafił wydusić nawet słowa.


Nie musiał, bo Mama natychmiast zauważyła jego stan i pokiwała twierdząco głową, przytulając się do jednej z zabawek. Po czym otworzyła ramiona, by jej syn mógł znaleźć w nich ukojenie, którego wszyscy obecnie potrzebowali.


Jednak Maks nie skorzystał z tego zaproszenia i zaczął rozglądać się nerwowo po jadalni.


— Gdzie jest Puszek? Nie było go na biurku, więc zacząłem go szukać.


— Maksiu… Niestety Puszek…


— Schował się znowu? — przerwał chłopiec. — Widziałem, że wczoraj mu się polepszyło, więc pewnie ochota na zabawy wróciła.


Mama pokiwała twierdząco głową i kolejna fala łez odbiła się od brzegu jej policzków.


— Puszek! Gdzie się schowałeś stary pryku? — kontynuował i zaglądał pod kanapę. — Czyżbyś się jeszcze tutaj mieścił mój ty tłusty kocurze?


— Maks! — powiedziała mama dosadniej, choć głos ledwo wydobywał się z jej gardła. — Puszka tu nie ma…


— Znów wykorzystał sytuację, by wymknąć się do ogrodu?! — zapytał z coraz większą paniką w głosie — Zaraz go znajdę i poważnie z nim porozmawiam!

Maks chciał już wyjść z pokoju, by sprawdzić, czy przyjaciel na pewno nie sprawił im psikusa, ale przejście zagrodził mu wychodzący z kuchni Tata.


— Synku… Puszek nie żyje — oznajmił smutno, choć starał się powiedzieć to jak najbardziej neutralnie, próbując zachować spokój.


— Czemu tak sobie ze mnie żartujecie? — zapytał chłopiec i zaśmiał się nerwowo — Macie podobne poczucie humoru do naszego chowającego się po kątach przyjaciela. Chyba z wami wszystkimi muszę poważnie porozmawiać..


— Maksiu… — ledwo przecisnął przez gardło tata i przytulił chłopca mocno — Nam też jest trudno w to uwierzyć.


Jadalnie wypełnił ryk płaczu, stłumiony przez koszulę taty.


Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 23.63
drukowana A5
za 36.17
drukowana A5
Kolorowa
za 56.35