Dzień dobry,
piszę, żeby Panu podziękować za napisanie i wydanie tej książki. Mój dziadek w 1981 również wyjechał do pracy w Libii i spędził tam kilka lat, podczas gdy w Polsce trwał stan wojenny. Urodził się na Śląsku, był z zawodu mechanikiem i podobno w Libii zajmował się naprawianiem wszelkich maszyn i pojazdów potrzebnych do budowy dróg.
Nigdy go nie poznałam. Zabrał go rak jeszcze w latach 90tych, a sama jestem dzieckiem lat dwutysięcznych. Mimo to dorastając często słyszałam o Libii i uczyłam się przekazanych w rodzinie arabskich słówek. Do niedawna jeszcze w domu roślinnym stała roślina, której nasiona były przysłane do Polski w jakimś liście przez dziadka. Liście, który rodzina dostała dopiero po roku, i który dotarł ze śladami wielokrotnego otwierania, zaklejania, i z licznymi pieczątkami, potwierdzającymi że przeszedł cenzurę. Przez cały ten długi rok rodzina się martwiła i nie miała pojęcia, co się z dziadkiem dzieje. W liście było tylko jego zdjęcie na tle pustyni i właśnie jakieś tajemnicze nasiona.
Znałam jednak tylko kilka anegdotek, ale nie miałam obrazu całokształtu tego, jak mogła wyglądać taka praca i życie na campie. Dlatego tak się cieszę, że znalazłam Pańską książkę. Czytałam każde zdanie i zastanawiałam się, czy tego samego doświadczał mój dziadek? Czy odwiedził te same miejsca, co Pan? Czy miał może podobne spostrzeżenia na temat arabskiej kultury?
Jestem kolejną osobą w rodzinie, która "dotarła" do Afryki i spędziła tam sporo czasu. Kultura arabska, jakieś podstawy języka, architektura, czy saharyjska pustynia nie są mi wcale obce, ale jako że Libia nie jest najbezpieczniejszym miejscem do podróżowania, to póki co moją ciekawość na temat tego kraju będą musiały zaspokoić nieliczne historie przekazane mi przez ojca i Pańska książka.
Pozdrawiam serdecznie i jeszcze raz dziękuję,
Patrycja