Prolog
Moje życie dobiega końca, choć nawet tak naprawdę nie zdążyło się na dobre zacząć. Mam 22 lata, a przed sobą widzę tylko ciemność. Wszystko straciło już dla mnie sens. Wokół nie istnieje nic. Widzę tylko pustkę i czarną przepaść. Nie słyszę żadnych głosów, rozmów. W moim słowniku nie ma już takich słów jak radość, śmiech, szczęście. Są one abstrakcyjne, nie mogę ich sobie nawet wyobrazić. Nie jestem w stanie sobie też przypomnieć, czy kiedyś odczuwałam takie emocje. Dziwne, że potrafię je jeszcze nazwać. Świat stracił kolory. Istnieje tylko przerażająca czerń, która wciąga mnie coraz głębiej i głębiej w swoje szpony. Nie mogę spać, nie mogę jeść, światło słoneczne razi moje oczy. Odcięłam się od wszystkiego: od rodziny, znajomych, przyjaciół, miejsc, które znałam i kochałam. Nie wychodzę nawet z tego obskurnego, ciemnego pokoju. Nie mam już sił by płakać. Siedzę w swojej samotni, a przed oczami widzę tylko Twoją twarz, tak bardzo wyraźnie, że mam wrażenie, że jesteś tu razem ze mną. Zamykam oczy i czuję twój dotyk, twoje ciepło. Dzięki Tobie, moje życie w przeciągu 4 lat nabrało innego wyrazu. Wierzyłam, że na wszystko jest mnie stać, że mogę spełnić swoje marzenia i pasje. Przy tobie poczułam się zupełnie inną osobą, wiedziałam, że mogę zrobić wszystko to, o czym tylko zamarzę. To Ty, byłeś moim światłem w mrocznym, długim tunelu, mimo tego, że gdzieś tam po drodze pogubiłam się. A teraz, co ja mam zrobić? Dlaczego mi Cię zabrano? Dlaczego nie ma Cię tu razem ze mną? Bez Ciebie, ja nie istnieje, i nie chcę istnieć. Życie, kiedy nie ma Ciebie obok, nie ma najmniejszego sensu. Dlaczego?! Dlaczego padło akurat na mnie? Co ja takiego zrobiłam w życiu, że spotkało mnie właśnie To? Czy przestępstwem jest kochać tak bardzo i być przez krótką chwilę najszczęśliwszą osobą na całym świecie? Dla losu pewnie tak, bo zabrał mi Kogoś, dla Kogo mogłabym zrobić wszystko. Powoli i boleśnie umieram z tęsknoty za Tobą. Dlaczego akurat Ty? Dlaczego zostawiłeś mnie samą na tym nędznym świecie? Mój jedyny promyk światła zgasł i już nigdy nie powróci. Najszczęśliwszą chwilę mojego życia przekreśliły trzy słowa. Nawet się z Tobą nie pożegnałam, nie powiedziałam Ci ostatni raz jak bardzo cię kocham, mimo wszystkich rzeczy, które się wydarzyły. Może gdybym to zrobiła, nie straciłabym Cię? Boże, tak bardzo mi Cię brakuje. Choć minęły już 2 miesiące czuje przeogromny ból i rozpacz, taki sam, jak wtedy, gdy dowiedziałam się o Twoim odejściu. Oddychanie sprawia mi ból, bo to Ty byłeś moim powietrzem.
Próbuję sobie wmówić, że nadal jesteś tu razem ze mną, że wszystko to koszmarny sen, a Ty mnie za chwilę obudzisz. Zamykam oczy i widzę wyraźnie Twoją twarz: twoje przenikliwe, brązowe oczy, które z łatwością odgadywały to, co się ze mną dzieje w danej chwili, Twoje czarne włosy, zawsze sterczące we wszystkie strony, co mnie strasznie wkurzało, Twój nos z lekkim garbem-pamiątką po upadku z drzewa i złamaniu, Twój szeroki uśmiech, Twój pieprzyk na lewym policzku. Słyszę w myślach Twój głos. A to sprawia mi jeszcze większy ból. Z minuty na minutę rozpadam się, tak jak domek z kart. I od nowa, wszystko to samo powtarza się w nieskończoność. I tak już 2 miesiące. Starałam się przestać myśleć o Tobie, lecz nie udaje mi się to. Mój umysł mówi tylko o Tobie, moje serce bije tylko, dlatego, że nadal w nim mieszkasz. Mam na sobie Twoją koszulę, gdyż wciąż czuje na niej Twój zapach. Mam przez sekundę takie wrażenie, jakbym znów była w Twoich ramionach.
Natknęłam się na kartki papieru i ołówek. Postanowiłam, więc spisać swoje wspomnienia związane z Tobą. Chcę przeżyć swoje życie jeszcze raz. Bo zaczęłam żyć z momentem poznania Ciebie, a umarłam, bo życie bez Ciebie nie ma już sensu. Tak, więc zaczynam pisać historię Leny i Michała.
Cześć, jestem Lena Olechowicz i właśnie rozpoczynam nowe życie (no może nie tak dosłownie). Dzisiaj wyprowadzam się z mojego rodzinnego miasteczka i rozpoczynam studia w innym mieście. Pochodzę z małej miejscowości ulokowanej w centrum Polski, teraz zamieszkam 400 kilometrów od niej, w dużym mieście na południu Polski, czyli krótko mówiąc w Opolu.
Troszeczkę się boję, a kto by się nie bał na moim miejscu- jestem zdana na samą siebie i martwi mnie pewna myśl. Mianowicie, mam obawy, czy odnajdę się w tak dużym mieście. A może zwyczajnie panikuję tak jak zwykle? Nikt mnie w tym nie pobije. Ale babcia, która mnie wychowuje od urodzenia ciągle powtarza:
— Lena, do odważnych świat należy. Nieśmiali zginą w tym waszym, (tak jak by babcia żyła w średniowieczu albo bliżej niezlokalizowanej planecie), dzisiejszym świecie. W moich czasach wyglądało to zupełnie inaczej. Ta dzisiejsza pogoń za pieniądzem i nienawiść, doprowadza mnie do palpitacji serca ( a co ją do tego nie doprowadza, gdy coś nie jest po jej myśli, zawsze tak mówi). Po prostu, nie mogę tego zrozumieć i tyle. Idę się położyć, bo z tego wszystkiego rozbolała mnie tylko głowa ( tak jak zwykle, najskuteczniejsza wymówka na wszystko, jak nie serce, to głowa).
Bardzo kocham swoją babcię, mimo jej wszystkich dziwactw, dzięki niej po urodzeniu nie trafiłam do domu dziecka, a co najważniejsze w ogóle się urodziłam, bo moja biologiczna matka chciała dokonać aborcji (tylko jakiś nieczuły robot może zrobić takie świństwo, mimo tylu lat nadal nie mieści mi się to w głowie) No cóż, podsumowując „moja mamusia” mnie nie chciała. Do dzisiejszego dnia zastanawiam się, dlaczego? Co zrobiło niewinne, nowonarodzone dziecko, że można je było aż tak nienawidzić? Mojego biologicznego ojca nigdy nie poznałam. Nie znam nawet jego imienia. Babcia twierdzi, że nie ma zielonego pojęcia, kto może nim być. A może nie chce mi tego powiedzieć? Sama nie wiem, co mam o tym wszystkim myśleć. Ale z biegiem czasu uznałam, że nie chcę już wiedzieć, kto jest moim ojcem. Przestało mnie to interesować. Może jest gorszym potworem od mojej mamusi (oczywiście nazywam ją tak z dużą dozą sarkazmu, żeby nie było, że mam wobec niej jakiekolwiek uczucia, może z wyjątkiem nienawiści i niechęci do jej osoby).
Osobę, która wydała mnie na świat widziałam kilka razy w swoim życiu. Może dwa, albo trzy, nie pamiętam dokładnie, widać jej wizyty nie wywołały u mnie żadnej reakcji, szkoda tylko, że nie zwymiotowałam na nią, bo tak działam w ekstremalnych sytuacjach xD. Pamiętam, że jak miałam 8 czy też 9 lat, „moja mama” przyjechała w odwiedziny do babci. Kazała wtedy zwracać się do siebie per pani. Jeszcze, czego. Może jeszcze jaśnie pani, albo waćpanno bądź królowo angielska. Ale po interwencji ze strony babci, mogłam zwracać się do tej kobiety po imieniu. Ja za to starałam się zwracać do niej bezosobowo, lub określeniem „ej ty”. Moja matka robiła dosłownie wszystko, by ukryć fakt, że w wieku 17 lat urodziła dziecko, a potem uciekła z domu, kradnąc wszystkie oszczędności swoich ciężko pracujących rodziców.
Babcia wychowywała mnie bardzo surowo. Czyżby się bała, że pójdę w ślady jej paskudnej córuni? Praktycznie nie pozwalała mi na żadne rozrywki, co czasami doprowadzało mnie do szewskiej pasji. Dla niej najważniejszym było to, bym wzorowo uczyła się i uzyskiwała same dobre stopnie. Nie było mowy o tym, bym dostała jakąś „trójkę”. Za nią dostałabym natychmiastowy szlaban praktycznie na wszystko. Litości, przecież dostateczny to też dobra ocena, a przez te głupie zasady ze strony babci, wychodziłam na kujona i lizusa, który „wchodzi nauczycielom w tyłek bez mydła”.
Gdy zaczęłam uczęszczać do szkoły średniej, nie mogłam malować się, zresztą i tak tego nie potrafię. Nie mogłam nosić również modnych ubrań, czy też wychodzić wieczorami z domu- pewnie by mnie dydko na słomianych nogach złapało. Dla babci było to nie pomyślenia, bym po „wieczorynce” mogła gdzieś wyjść. Włóczenie się nocą po miasteczku, w towarzystwie znajomych? Coś abstrakcyjnego i nie do pomyślenia. Babcia nigdy też nie pozwoliła mi pojechać na imprezę, czy też iść na klasową zabawę. Na swojej studniówce też nie byłam. Gdy próbowałam się sprzeciwiać, tłumacząc, że będą też tam nauczyciele, a sam bal będzie na szkolnej sali gimnastycznej, babcia zawsze odpowiadała:
— Lenuś, skarbie, wiesz, co się dzieje na takich potańcówkach? Z takim towarzystwem?! Tylko alkohol, sex i narkotyki im w głowie! A co będzie jak dosypią ci czegoś do picia, albo jedzenia? Wylądujesz później z brzuchem na ulicy? Bo mnie nie będzie już stać na wykarmienie kolejnej osoby (tak jakbym całe życie była dla niej jakimś wstydem albo ciężarem). Lena, dla mnie ważne jest to, byś dobrze się uczyła, wyjechała na studia i zdobyła wyższe wykształcenie. Patrząc na swoje zdrowie, wiem, że długo już nie pożyję, a dziadka już dawno nie ma wśród nas, więc zostaniesz sama.
I tak kończyły się wszystkie moje próby przekonania babci do tego, bym mogła zaistnieć w towarzystwie. Nie trzeba mówić, że w szkole nie byłam lubiana. Ciągle mi dokuczano, śmiano się ze mnie. Spotykało mnie to praktycznie na każdym kroku. Nazywano mnie dziwadłem i „Tajemnicą”. „Tajemnica”, niby słowo zupełnie normalne, ale wydźwięk tego wyrazu w ustach osób z mojego liceum, był tak naszpikowany jadem, drwiną i pogardą, że to określenie stało się dla mnie jedną z najgorszych obelg. Wiele nocy przepłakałam z tego powodu. Nieprzespane nocki? Również wiele takich zaliczyłam, dzięki kochanym kolegom z klasy oraz durnym wymysłom babci.
Nie miałam koleżanek i kolegów. Tylko kilka osób z mojej klasy licealnej starało się być dla mnie miłych, ale wyłącznie wtedy, gdy chodziło o spisanie pracy domowej lub napisanie za nich jakiegoś wypracowania na: język polski, angielski czy też rosyjski. W jednej ławce siadano ze mną, tylko podczas trwania prac klasowych, czy też kartkówek. Wtedy był wyścig do mojej ławki i siedzenia w niej razem za mną. Wszyscy wiedzieli, że jestem wykuta na blachę i mogą ode mnie swobodnie ściągać.
Za to nauczyciele lubili mnie. Miałam takie wrażenie przez ponad 2 lata nauki w ogólniaku. Dostawałam z: odpowiedzi, kartkówek, prac klasowych same „piątki”, wygrywałam olimpiady przedmiotowe nawet na szczeblu wojewódzkim. Ble, brzmi jak wywód jakiegoś kujona, albo starej księgowej, która ledwie, co widzi i skarży się na bóle w krzyżu. Zmiana nastawienia nauczycieli do mojej osoby nastąpiła w III klasie, kiedy trzeba było zadeklarować przedmioty zdawane na maturze. Nie będę ukrywać, że miałam z tym mega problem. Tak naprawdę nie wiedziałam, co chcę dalej robić ze swoim życiem. Jak zawsze decyzję za mnie podjęła moja kochana babcia, zawsze służąca dobrą radą:
— Lena, posłuchaj mądrzejszego. Ja na twoim miejscu, uczyłabym się dalej języków obcych, najlepiej dwóch albo trzech, ale pod kierunek biznesowy, tłumaczeniowy, ekonomii albo turystki. A najlepiej byłoby połączyć, choć część z tego w jeden kierunek. Po tym będzie czekała na ciebie praca, jak nie w Polsce, to zagranicą.
— Ale babciu, ja naprawdę nie wiem, co chcę robić w życiu. Kocham jazdę samochodem, a może poszłabym w tym kierunku?
— Ależ Lena, co ty wygadujesz?! Jaką ty planujesz dla siebie przyszłość, co? Chcesz z ledwością wiązać koniec z końcem jak ja teraz?
— No, bo widzisz, mogłabym zostać instruktorem prawa jazdy kat. B, potem egzaminatorem, a później otworzyłabym jakąś własną szkołę jazdy- próbowałam wyjaśnić
— Oj Lena, Lena, bajki to możesz opowiadać małym dzieciom, a nie mnie, starej babie. Dziecko, marzeniami nie wolno żyć, trzeba myśleć trzeźwo, realistycznie, patrzeć na to, co dzieje się na rynku pracy. Studiować trzeba coś, po czym będziesz miała pieniądz. A jak bym wiedziała, że będziesz takie bzdety gadać, to bym cię na kurs nie posłała, autobusem i pociągiem też wszędzie dojedziesz.
— No, w sumie racja… — odparłam zrezygnowana
— Widzisz, babcia ma zawsze rację i musisz się mnie słuchać. Skończysz języki obce, będziesz miała po tym kasę, a pracę jak nie w Polsce to zagranicą znajdziesz, powtarzam ci to jeszcze raz. I pomożesz schorowanej babci na stare lata.
I na tym skończyła się kolejna dyskusja z moją babcią. Zawsze musiała wyjść na swoje. Babcia jak na coś się uprze, to nikt ani nic jej tego nie przetłumaczy. Moje pomysły, nadzieje, marzenia zawsze musiały lec w gruzach.
No cóż, mimo takich ciągłych kłód pod nogami, nadal jestem niepoprawną marzycielką i lubię bujać w obłokach, może dlatego, żeby, choć na chwilę oderwać się od tej paskudnej rzeczywistości. Zawsze chciałam zapisać się do szkoły tańca. Gdy powiedziałam o tym, że chciałabym tańczyć i poprosiłam babcię by zapisała mnie na kurs, ta skwitowała to bardzo krótko:
— Taniec chleba ci nie da i jeszcze sobie coś złamiesz i dopiero narobisz bigosu…
Cóż, ale ja tak do końca nie poddałam się. Co to, to nie. Jak chcę, to potrafię być uparta jak ten przysłowiowy osioł. Gdy babcia jest w pracy, a ja uporam się już z zadaniami szkolnymi i domowymi, uczę się tańczyć w domu. Na początku starałam się opanować podstawowe kroki tańców latynoamerykańskich i standardowych, poprzez krótkie filmiki instruktażowe zamieszczane w Internecie (co, jak co, ale Internet miałam założony jak byłam w I klasie gimnazjum), następnie jako wielka fanka programu, gdzie zawodowi tancerze tańczą ze znanymi osobami (dobrze, że babcia nie zabroniła mi tego oglądać, zresztą ona sama bardzo go lubi, choć udaje, że tak nie jest, choć i powtórki na drugi dzień po emisji też ogląda), nagrywałam wszystkie odcinki edycji, które wyemitowano do tej pory i później uczyłam się układów tam prezentowanych. To już taka, moja mała obsesja. Przecież każdy ma jakąś.
Niestety, prawda jest taka, że taki sposób nauki tańca, nie ma, co się równać z zajęciami w szkole tańca, z partnerem, pod okiem doświadczonych instruktorów.
Powróćmy do tematu moich nauczycieli z ogólniaka. Nie, żebym była jakąś malkontentką, ale gdy podjęłam decyzję o zdawaniu języka: polskiego, rosyjskiego i angielskiego oraz matematyki, wszystkich za wyjątkiem ostatniego na poziomie rozszerzonym, większość nauczycieli, którzy uczyli mnie pozostałych przedmiotów, nie potrafili ukryć swojej irytacji i gniewu z powodu nie wybrania ich przedmiotu na maturę. Na koniec, z większości przedmiotów miałam pozaniżane stopnie. Ale już baba z biologii przegięła na całej linii. Szajbuska chciała mi postawić tróję i stwierdziła, że i tak matury z jej przedmiotu bym nie zdała. Co za sz****. A żeby ją… Ach, jak ja marzę o tym, że pewnego dnia będę miała szansę się na niej odegrać.
A ja oczywiście szara myszka, mocna w myślach, słaba w czynach, nie potrafiłam walczyć o swoje. Babcia nie potrafiła ukryć swojej irytacji z tego powodu:
— Trzeba było walczyć o swoje, co jest z tobą nie tak? Spaskudzili ci świadectwo, jak te „czwórki” będą wyglądać? Ech, zresztą skup się na maturze, to jest najważniejsze. A ja i tak pofatyguję się do szkoły i sobie porozmawiam z niektórymi nauczycielami. I powiem, co o nich myślę. A jeśli to nie poskutkuje, to napiszę odpowiednie pisemko do kuratorium. Oni już się za nich wezmą, moja w tym głowa!
Maj minął bardzo szybko, matura zdana, czekałam tylko na wyniki pisemnych, bo ustne pozdawałam na 100%. Ustaliłyśmy już z babcią, że jak tylko się dostanę, to pójdę na studia do Opola. Właśnie tam jest kierunek, który częściowo odpowiada żądaniom babci. Co ciekawe, babunia ma w Opolu koleżankę ze szkolnych lat, która da mi pracę w swoim sklepie spożywczym. Extra, oprócz studiów będę miała zapewnioną też pracę dorywczą. W ciągu tygodnia mam pracować po 2 godziny dziennie, w weekendy po 4. Niby nie jest to dużo, ale zawsze parę groszy do kieszeni wpadnie. Babcia twierdzi, że będę miała na swoje drobne wydatki. Zamierzam się również starać o stypendium socjalne. Dzięki niemu opłacę sobie pokój w akademiku. Natomiast babcia obiecała, że będzie wysyłać mi pieniądze na żywność. Jestem jej za to bardzo wdzięczna, gdyż w dalszym ciągu chce mi pomagać.
Tak, będę mieszkać w akademiku. Sama myśl o tym miejscu napawa mnie ogromnym przerażeniem. Boję się, że tam też będę postrzegana jak dziwadło i stanę się jeszcze większym popychadłem. Jak ja się tam odnajdę? I mam zamieszkać z kimś w pokoju? Przecież ja nigdy nie miałam żadnej koleżanki. Babcia jest jednak przekonana, że na pewno będę mieć pokój 1-osobowy i mam się tym wszystkim tak bardzo nie przejmować, bo jeszcze się rozchoruję. Ja tam w cuda nie wierzę. Nikt nikomu nie da pokoju 1-osobowego na ładne oczy. Cieszę, się jedynie z tego, że będę pracować, co wiążę się też z rzadszym przebywaniem w akademiku. A może uda mi się spędzać w pracy większą liczbę godzin?
Zamierzam zarobić trochę grosza i zmienić swój image, bo ten obecny jest po prostu tragiczny. Koniec z workowatymi ubraniami w ponurych kolorach (przez nie, nie mogłam dostać się do składu pocztu sztandarowego, ponieważ opiekunka sztandaru stwierdziła, że mam niereprezentacyjny wygląd) i długimi ciemnoblond włosami, związanymi ciągle w kok. Nikt nawet nie wie, jakiej długości one sobą, za wyjątkiem mnie samej i babci. A sięgają mi one do połowy uda. Mogę je jedynie rozpuszczać na noc. Babcia twierdzi, że w ten sposób nie będą się plątać. Dla mnie jest to chore, że nie mogę czesać się tak jak chcę. Ale już dawno przestałam się o to spierać. Ściąć włosów też nie mogłam, bo ponoć są za ładne i szkoda byłoby ich zmarnować. No dobra, niech już będzie. Znów nie będę się o to spierać.
Hmm, tak sobie siedzę i myślę, aż dochodzę do wniosku, że nic w moim wyglądzie nie jest atrakcyjne. Oprócz tych nieszczęsnych, długich włosów, mam podłużną, szczupłą twarz, z wielkimi niebiesko-szarymi oczami i wyjątkowo długimi, czarnymi rzęsami. Niestety moje oczy skrywają okropne okulary w zgniło-zielonych oprawkach, których nie powstydziłaby się serialowa „Brzydula”. Uważam też, że mój nos jest zdecydowanie za szeroki i przez tą jeszcze bardziej moja twarz wydaje się szpetna. Moje wargi mają jasnoczerwony kolor. Rzadko się uśmiecham, gdyż uważam, że mam krzywe zęby. Mam też duży biust. Natura chyba mnie nim pokarała. Na ryniaczu nie mogę dobrać dla siebie odpowiedniego stanika. Jak byłam młodsza, tak wstydziłam się swojego biustu, że się bandażowałam, ale babcia bardzo szybko to odkryła i miałam później niezłą aferę z tego powodu. O tygodniowym szlabanie na komputer nie wspominając. Widzę za to jeden plus workowatych ubrań- nieźle maskują moje kształty. Przejdźmy jednak dalej do opisu mojego wyglądu. Mam bardzo szczupłą talię i to aż tak, że odstają mi żebra, ale to tzw. wcięcie w tali bardzo mi się podoba. Za to mam szerokie biodra, duży tyłek i masywne uda. Mam 170 cm wzrostu i ponoć jedną nogę krótszą od drugiej o 0,5 cm. Hmm, a może to kolejna rewelacja babci a zarazem jej odpowiedź na to, że chciałam kupić sobie buty na obcasie i nauczyć się na nich chodzić. Podsumowując, uważam się za bardzo nieatrakcyjną. Marzę o tym by się zmienić, stać się w miarę ładną osobą. Ale czy w Opolu starczy mi odwagi na dokonanie metamorfozy i zakup nowych, modnych ubrań? Nie mam zielonego pojęcia, chodź bardzo chcę się zmienić. Kolejnym marzeniem jest znalezienie „księcia z bajki”. Głupie, prawda? Dobrze wiem, że te marzenie nigdy się nie spełni. Książęta z bajek nie istnieli, nie istnieją i nie będą istnieć. Ale o czymś trzeba marzyć. Ale tak naprawdę, chciałabym się w kimś zakochać. Choćby tylko po to, by poznać te uczucie. Dowiedzieć się jak to jest kochając kogoś. Jak się wtedy człowiek zachowuje, co czuje. Książki i filmy bardzo dużo mówią o miłości. Ale ja chciałabym się przekonać o tym uczuciu na własnej skórze.
Przyszedł czerwiec, a wraz z nim wyniki pisemnych matur. Wszystkie egzaminy zdane na ponad 90%. To znaczy, że bez problemu powinnam dostać się na studia do Opola. Z jednej strony cieszyłam się, że wyrwę się z mojego rodzinnego miasteczka, ale z drugiej strony jeszcze nie wyjechałam, a już tęsknię za babcią. W Opolu będę sama jak palec.
W czasie trwania wakacji, postanowiłam pójść do pracy. Przez 4 miesiące można przecież trochę zarobić. A na tak zwane „na czarno”, szybko można coś znaleźć. Gorzej ze stałą, legalną pracą. Taka robota „na czarno” jest bardzo niebezpieczna, ale zawsze będzie po niej trochę pieniędzy. I zdecydowanie łatwiej będzie zacząć życie w Opolu. Muszę tu przyznać się do jednej rzeczy. Mianowicie pierwszy raz w życiu oszukałam tak na poważnie babcię. Powiedziałam jej, że mniej zarabiam, niż w rzeczywistości. A dlaczego tak zrobiłam? Bo wszystka kasa, którą zarobiłam szła na przetrzymanie do niej. Babcia uważała, że ją wydam i nie będę miała na start w Opolu. Ale co miesiąc oddawałam jej o 300 zł mniej. Tak, więc zaoszczędziłam 1200 zł, które zamierzałam wydać na nową garderobę. Ale na zakupy udam się już w Opolu- tak by babcia o niczym się nie dowiedziała. Trzeba zacząć żyć własnym życiem i przestać ze wszystkiego spowiadać się babuni. Mam już przecież 18 lat i jestem osobą pełnoletnią. Muszę sama ułożyć sobie życie, bez żadnych interwencji z jej strony.
Wrócę teraz do sprawy akademika. Nie do wiary!!! Jak babcia mogła wywinąć mi taki numer?!!! Okazało się, że rzeczywiście będę mieszkać w pokoju 1-osobowym. A dlaczego? Ponieważ do dokumentów, które należało wysłać, w związku z ubieganiem się o miejsce w akademiku, moja babcia wysłała dodatkowo pisemko od lekarza-okulisty, w którym mowa, że moja wada wzroku jest na tyle poważna, że powinnam mieszkać w pokoju znajdującym się na parterze, a do tego dodatkowo drugie pismo od kardiologa, że mam jakieś problemy z serduchem i potrzebuję jak najwięcej ciszy i spokoju, co zakwalikowało mnie do zamieszkania w jednoosobowym pokoju. Przecież nic mi nie jest, jestem zdrowa jak ryba. Jedno wielkie wariactwo, po prostu. Co ta babcia sobie wyobraża?!!! Nie dość, że będę dziwadłem i popychadłem, to na dodatek ciężko chorym na serce i ślepym jak kret. A ja mam przecież tylko -2 wady wzroku i od roku nic się nie zmieniło. A jak to się wszystko wyda? I przez te głupoty wyrzucą mnie z akademika?
Babcia, jak zwykle niczym się nie przejmuje. Stwierdziła, że powinnam cieszyć się. Dzięki niej będę mieszkać sama i będzie mi dobrze. Samemu zawsze najlepiej. A jakbym tak trafiła na imprezowiczki, alkoholiczki, czy narkomanki? Więc od dziś nie muszę się o to martwić. Tak uważa babcia, nie widząc niczego złego w tym, co zrobiła.
Nadszedł czas przeprowadzki do Opola. Do akademika zawoził mnie nasz sąsiad- pan Wojtek. On wdowiec, babcia wdowa, może coś wypali z tego pod moją nieobecność. Kto wie? Wszystko jest możliwe. Zresztą 2 lata po śmierci dziadka, pan Wojtek zaczął smalić cholewki do babci i jest stałym bywalcem w naszym domu. Zresztą niedzielne obiady nie mogą się odbyć bez jego obecności. Babcia nie mogła niestety z nami jechać do Opola, gdyż nie udało jej się załatwić urlopu w pracy. Ma strasznie wrednego szefa, który wymyśla najróżniejsze powody, byle tylko nie dać urlopu. Ja jednak uważam, że bez babci zatonąłby jak Titanic i pewnie to nastąpi, gdy babcia już niedługo odejdzie na emeryturę.
Ale może to i dobrze, że babcia ze mną nie jedzie. Jeszcze jakaś chora akcja by z tego wyniknęła. Z rodzinnego miasta wyjeżdżam już w sobotę rano, chodź zajęcia mam dopiero zacząć w poniedziałek. Chciałam jednak oswoić się z nowym miejscem, życiem w akademiku. Zamierzałam również pozwiedzać trochę Opole, zaopatrzona oczywiście w plan miasta. Inaczej na pewno bym się zgubiła. I co najważniejsze, trzeba wybrać się do centrum handlowego i zrobić porządne zakupy. A także zrealizować niespełnione marzenie. Mianowicie znaleźć porządną szkołę tańca, w której możesz przyjść sama, a znajdą dla ciebie partnera, a nie jak w większości, zapraszają tylko pary.
Tak, więc witaj przygodo!!! Jestem ciekawa, co przyniesie ten rok akademicki.
Rok 1
Uff, właśnie rozpakowałam swoje rzeczy i ulokowałam je w malutkim pokoiku. Ledwie mieści się tu biurko, dwa krzesła, łóżko, szafa z szafką u góry i tak zwany „gospodarczak”. Ale nie ma co narzekać, jest tu czyściutko i schludnie. Mogło być w 100% gorzej. Mieszkam na 1 piętrze, w tak zwanym segmencie. To znaczy, że z głównego korytarza wchodzi się drzwiami do następnego. W segmencie oprócz mojego pokoju jest jeszcze jeden. Nie wiem jeszcze, kto w nim mieszka. Mam nadzieję, że mili ludzie, a nie żadni imprezowicze. Mamy wspólną łazienkę i kuchnię. Czuję się tak, jakbym zamieszkała w mieszkaniu w bloku, a nie w akademiku. Ale co, jak co, swoich przyborów toaletowych w łazience postanowiłam nie zostawiać, bo jeszcze w dziwny sposób mi zginą. Wolę je nosić razem ze sobą. Jedzenia we wspólnej lodówce też nie będę zostawiać, póki się nie zorientuję, z kim przyszło mi mieszkać.
Jest dopiero godzina 15. Pan Wojtek już pojechał, zostałam sama. Hmm, mam przy sobie plan Opola, więc idę trochę pozwiedzać. I tak nie mam, co robić. A nie widzę sensu siedzenia w pokoju i patrzenia się w sufit.
Opole zauroczyło mnie od pierwszego wejrzenia. A przede wszystkim czystość tego miasta i życzliwość mieszkańców, gdy dla pewności pytałam o drogę do jakiegoś miejsca. Co wzbudziło mój największy zachwyt w Opolu? Bez wątpienia Opolska Wenecja. Budynki wyglądają tak, jakby częściowo były zanurzone w Odrze. Jest ona też podświetlana nocą kolorowymi światłami, co podkreśla dodatkowo charakter tego miejsca. Przeszłam się też nad Odrę. I byłam zaskoczona umiejscowioną tam siłownią na wolnym powietrzu. To cud, że nikt nie ukradnie tego sprzętu. W moim rodzinnym miasteczku już dawno by go nie było. Dlatego to mnie aż tak bardzo zdziwiło. Następnie kierowałam się na Rynek Opola. Przeszłam się po Moście Groszowym. Zakochane pary zawieszają tam kłódki z wygrawerowanymi swoimi imionami, a kluczyki od nich wyrzucają do wody. Akurat, gdy przechodziłam tamtędy, para młoda miała sesje zdjęciową. Właśnie na tym zielonym mostku. Zazdrościłam tej kobiecie. Chciałabym być na jej miejscu. Szczęściara z niej i nawet nie wie jak bardzo wielka.
Po spacerze Aleją Gwiazd Polskiej Piosenki koło Ratusza oraz po dotarciu do zabytkowych budynków: Poczty Polskiej i Dworca PKP, zdecydowałam się na powrót do akademika. Jutro po południu pójdę na zakupy. Już udało mi się zlokalizować dwa centra handlowe. Właśnie spojrzałam na zegarek. O rany, już prawie 22. Jak ten czas szybko zleciał. Nie do wiary. Mam tylko nadzieję, że wpuszczą mnie do akademika. Przecież obowiązuje już cisza nocna. Jak coś to mam przy sobie kartę mieszkańca, którą dostałam w trakcie meldowania się. Służy ona do legitymowania się na portierni. Jak będą jakieś problemy z powodu tego, że tak późno wracam, to po prostu grzecznie przeproszę za swoje spóźnienie, argumentując, że się zgubiłam.
Na szczęście pani na portierni nic się nie odezwała i bez problemu wydała mi klucze do pokoju.
Dziwne, przecież jak wychodziłam, to zamknęłam drzwi od segmentu. Wiem to na 100%, bo jeszcze wracałam się by sprawdzić, czy rzeczywiście są zamknięte. A może to nie ten klucz? Hmm, ten też nie pasuje. Dziwne. Może sąsiadki już się sprowadziły i zostawiły swój klucz w zamku? Pociągnęłam za klamkę, w tym samym momencie, co osoba z drugiej strony drzwi. Przez swoją wrodzoną niezdarność, przewróciłam się wypuszczając przy okazji z rąk klucze do mojego pokoju. Usłyszałam nad sobą męski głos:
— Hej, nic ci się nie stało?
— Nic, nic, już taka ze mnie… — i z wrażenia nie mogłam dokończyć zdania. Moim oczom ukazały się najpierw długie, męskie nogi w obcisłych dżinsach, następnie wyrzeźbiony brzuch, szeroka klatka piersiowa i bary ( chłopak był bez koszulki), ładnie wykrojone wargi, dolna pełniejsza od górnej, nos z lekkim garbem, brązowe oczy i rozwichrzone, czarne, gęste włosy. Boże, zobaczyłam prawdziwego księcia z bajki. Koleś wyglądał zajebiście. Moje serce zaczęło szybciej bić na jego widok.
— Taka z ciebie… — dociekał
— niezdara- dokończyłam rumieniąc się
— Daj mi rękę, pomogę ci wstać- zaproponował — a tak przy okazji Michał jestem- przedstawił się
— Lena- powiedziałam krótko
— Miło mi cię poznać.
— Wzajemnie- odpowiedziałam cichutko
— Wyszedłem z pokoju, bo myślałem, że ktoś do segmentu próbuje się wbić, a tu niespodzianka- nowa sąsiadka tak wnioskuję, chyba, że segmenty pomyliłaś- uśmiechnął się do mnie, a ja pomyślałam, że to najpiękniejszy uśmiech na świecie.
— Nie, na pewno tu mieszkam- zaśmiałam się
— Okay, to już nie przeszkadzam. Jakby co, to jestem w pokoju obok. Więc wiesz, gdzie mnie znaleźć w razie potrzeby. Do jutra- powiedział
— Do zobaczenia- jeszcze nie zdążyłam tego powiedzieć, a Michał już zniknął za drzwiami swojego pokoju.
O rany, jaki on przystojny. Aż dech zapiera w piersiach. A na dodatek chłopak wyskoczył bez koszulki. Wow! Nic więcej nie mam do dodania! Jestem zauroczona.
Nie spodziewałabym się, że będę dzielić segment z facetem, w dodatku z takim jak Michał. Na samą myśl o nim, moje serce zaczyna wariować. Dziewczyno, co się z tobą dzieje? Znając życie, taki chłopak jest już dawno zajęty.
W niedzielę byłam już o 8 rano na nogach. Umyłam się, ubrałam, zjadłam śniadanie i postanowiłam iść do centrum handlowego na porządne zakupy. Przecież jutro na uczelni nie pokażę się w tych workowatych ciuchach. Marzy mi się tylko to, bym nie była obiektem kpin, chcę być po prostu anonimowa i wtopić się w tłum. O niczym innym nie marzę.
Popołudniu usłyszałam cichutkie pukanie do drzwi. To był Michał. Przyniósł ze sobą pudełko z pizzą. Wszystko w ramach integracji sąsiedzkiej. Super, nie dość, że byłam mega głodna po tych całych zakupach, to jeszcze miałam okazję spędzić czas w towarzystwie Michała. Tak dobrze nam się ze sobą rozmawiało, że nim spostrzegłam, a była już godzina 22. Rany, przegadaliśmy ponad 6 godzin, a zdawało mi się, że raptem godzinę. Michał również był zdziwiony tak późną porą. Pożegnał się więc i poszedł do siebie. No tak, przecież jutro pierwszy dzień na uczelni i chcąc nie chcąc, trzeba się porządnie wyspać.
Z naszej rozmowy dowiedziałam się, że Michał mieszka w odległości 100 km od Opola. Jest na drugim roku. I uwaga! Studiuje to samo, co ja! I nawet zaoferował się, że jak będę miała jakiś problem, zawsze mogę się do niego zwrócić o pomoc. Czyż to nie słodkie z jego strony? Mam nadzieję, że pozostali współlokatorzy będą, choć w połowie tak mili jak Michał.
Dosyć Lena! Pora spać, a nie myśleć o przystojnym sąsiedzie. Jutro pierwszy dzień zajęć i musisz być wypoczęta! A jest już grubo po północy.
No świetnie, po prostu rewelacyjnie. Jestem w nowym miejscu, wśród obcych ludzi, a jakiś kretyn oblał mnie przed chwilą sokiem z czarnej porzeczki. Nawet nie powiedział „sorry”, idiota jeden. Tylko miał wielką pompę z tego powodu. Co za świr. A tam po lewej stronie stoją trzy wyfiokowane laleczki i mają ze mnie niezły obiekt do żartów. Nie ma co, zarąbisty dzień się szykuje. I koniec z moją anonimowością i próbą wtopienia się w tłum.
Nie mam innego wyjścia, muszę założyć na siebie to rozciągnięte swetrzysko. Dobrze, że zakryje tę obskurną plamę. Przecież nie zdążę lecieć do akademika, by się przebrać. Za chwilę zaczynają się pierwsze zajęcia. Mam tylko cichą nadzieję, że te trzy lalunie nie będą ze mną razem w grupie. Tak, marzenia ściętej głowy. Damulki właśnie wchodzą do tej samej sali, w której mam mieć zajęcia, ciągle się śmiejąc i pokazując mnie palcami. Po prostu super. Ale nie dam się! Zamierzam udawać, że nic się nie stało i nie będę zwracała na nie uwagi. W innym przypadku będzie jeszcze gorzej. Czas skupić się na słowach wykładowcy i zacząć robić notatki.
Długa przerwa. Według planu wynika, że mam 2 godziny okienka między zajęciami. Zbliża się południe, więc wypadałoby coś zjeść. Słyszałam rozmowy o tanim studenckim barze, znajdującym się niedaleko uczelni. Może tam zjem obiad?
Właśnie wchodzę do środka małego lokalu. Wnętrze przypomina trochę wyglądem zwyczajną kuchnio-jadalnię w typowym polskim domu. Klimat tego miejsca jest po prostu rewelacyjny. Można poczuć się jak u siebie w domu. Postanowiłam stanąć w długiej kolejce. Widać, że ten lokal jest bardzo popularny wśród studentów. A po drugie, ceny są tu w granicach zdrowego rozsądku. Odwracam się do tyłu i kogo widzę- mojego sąsiada Michała w towarzystwie jednej z tych damulek, która śmiała się ze mnie dziś rano. Wygląda na to, że ta dwójka jest ze sobą. A czego ty się spodziewałaś? To, że Michał był dla ciebie miły, a tobie szybciej zabiło serducho nie znaczy, że będzie mu na tobie zależało.
To jest normalne i praktycznie schematyczne, że przystojniacy i najładniejsze laski na uczelni (i z reguły najbardziej wredne) są razem, potem biorą ślub, płodzą dzieci i tak koło zatacza swój krąg. Brzydcy nie mają w życiu żadnego szczęścia, tylko obrywają za innych. I na dodatek muszą pracować więcej i ciężej od pozostałych. W życiu nie ma żadnej sprawiedliwości. Tylko śmierć jest sprawiedliwa, bo każdy z nas kiedyś musi umrzeć.
Przede mną jeszcze ostatni wykład. Kończę zajęcia o 15 i równo o 16 zaczynam swój pierwszy dzień w pracy. Po tym całym spacerze do baru zrobiło mi się mega zimno. Okropna plama z soku z czarnej porzeczki na mojej bluzce robi swoje. A ja jak na złe nie wzięłam ze sobą dodatkowo kurtki. Rano było znacznie cieplej niż jest teraz. Nagle słyszę:
— Witam sąsiadkę, co sąsiadka tak się trzęsie? — to Michał zagadnął do mnie uśmiechając się przy tym czarująco. A moje serce zaczęło mocniej bić z radości.
— Hej, po prostu jest mi zimno, a nie wzięłam ze sobą kurtki. Rano było cieplej niż teraz- odpowiedziałam na jednym wydechu, uśmiechając się nieśmiało.
— To trzymaj moją kurtkę, oddasz mi ją w akademiku, chociaż nadarzy się okazja, byś mnie odwiedziła- powiedział Michał puszczając mi oczko.
— Nie ma takiej potrzeby, został mi ostatni wykład i uciekam do pracy- Wow, ja do niego mówię i się nie jąkam. Jakaś rewelacja. Zazwyczaj w kontaktach międzyludzkich jestem aż tak nieśmiała, że z tej nieśmiałości zaczynam się jąkać.
— Oj, bierz i nie marudź- i Michał zaczął ściągać z siebie tę kurtkę i już zakładał ją na moje ramiona.
— Okay, wielkie dzięki, oddam ją po 19 — Kurtka pachniała męskimi perfumami i czymś jeszcze, trudnym do zidentyfikowania, ale przyjemnym. Uznałam, że to zapach Michała.
— Wczoraj nie pochwaliłaś się, że masz pracę — kontynuował rozmowę mój sąsiad– A mogę wiedzieć, gdzie pracujesz?
— A to nic takiego poważnego. Po prostu praca w sklepie spożywczym u znajomej mojej babci.
— Ale ważne, że coś masz. A tak propos widziałem cię dzisiaj w barku studenckim.
— Ooo, a ja cię nie zauważyłam — skłamałam
— Chciałem podejść i się przywitać, ale moja dziewczyna dostała napadu złego humoru, bo nie mieli akurat nic wegetariańskiego w menu — Michał zaczął się śmiać
— Cześć Misiaczku — chwilę pełną magii przerwała jedna z damulek z mojej grupy, ta, którą widziałam w knajpce razem z Michałem, czyli jednym słowem jego dziewczyna — Co ty tu robisz z nią? (oczywiście słowo „nią” wypowiedziała z ironią, no tak, uczelniana piękność raczyła się odezwać do gorszej od niej)
— Cześć Kamila! Zobaczyłem, że pierwszoroczna znalazła moją kurtkę i przyszedłem ją odebrać — powiedział Michał
Co takiego? Jak można tak kłamać? Jaki bezczelny frajer, nawet do prawdy nie umie się przyznać.
— Tak, tak oddawałam kurtkę koledze, bo ją znalazłam — odpowiedziałam z wymuszonym uśmiechem — Proszę bardzo — zwróciłam kurtkę Michałowi patrząc na niego nienawistnym wzrokiem i już chciałam odejść, gdy Kamila zagadnęła:
— Aaa, to ty jesteś tą laską, którą oblali sokiem dziś rano? — z parszywym uśmieszkiem zwróciła się tym pytaniem w moją stronę
— Tak — odpowiedziałam krótko i odeszłam tłumacząc się znalezieniem sali na zajęcia
— O matko, jakie paskudne swetrzysko — zdążyłam usłyszeć jeszcze opinie Kamili, zanim się oddaliłam
Cały wykład przesiedziałam analizując zachowanie Michała. Chłopak udawał, że mnie nie zna i jeszcze ta ściema z kurtką. Nie mogłam zrozumieć, jak można tak bezczelnie kłamać, bez żadnego zająknięcia. Lena, a czego ty się spodziewałaś? Tego, że pan idealny będzie z tobą gadał i przyznawał się, że cię zna? Babcia ma rację w tym, że w bajki mogą wierzyć tylko małe dzieci. Przestaję przejmować się moim sąsiadem i zamierzam go ignorować. Nie znoszę takich dwulicowych i fałszywych ludzi.
Praca u pani Zosi jest bardzo fajna, tak jak i sama jej osoba. Bardzo szybko nauczyłam się obsługi kasy fiskalnej, lokalizowałam położenie danego towaru na półkach. Dwie godziny zleciały bardzo szybko. Pani Zosia to przemiła osoba, bardzo rozmowna, towarzyska i pogodna. Bardzo ciepło wspomina też moją babcię i chciałaby się z nią kiedyś spotkać. Od razu poczułam, że pani Zosia to osoba, z którą będzie można porozmawiać o wszystkim.
Nadszedł czas, by wracać do akademika. Nie poznałam jak na razie reszty moich sąsiadów, ale jakoś nie bardzo miałam ochotę na zapoznawanie się, w szczególności z osobami, które mieszkają z Michałem. Po tym, jak dziś się zachował, też nie miałam ochoty go oglądać. Jestem na niego mega wkurzona. Na nieszczęście spotkałam go w kuchni.
— Hej, właśnie czekam tu na ciebie, chcę pogadać — przywitał mnie takimi słowami
— Ale ja nie mam ochoty — odpowiedziałam i chciałam przedostać się do drzwi swojego pokoju, ale Michał zastawił mi drogę
— Słuchaj, chciałem przeprosić za tę akcję na uczelni, zachowałem się jak skończony idiota, ale…
— Wiesz co ci powiem? To, że nic mnie to nie obchodzi — przerwałam mu — i chcę się dostać do swojego pokoju, bo jestem zmęczona — chciałam już przejść, gdy Michał złapał mnie w tali
— Lena, czemu ty… — ale znów nie dałam mu dokończyć
— Skończ już te głupie tłumaczenia, nic mnie to nie obchodzi, a teraz puść mnie — lekko popchnęłam go i weszłam do swojego pokoju — Na razie — powiedziałam na koniec trzaskając drzwiami
O matko, co się ze mną dzieje? Potrafię się przy nim wysłowić, bez jąkania się. I o rany, jak Michał złapał mnie wtedy w tali. Uczucie nie do opisania. Było mi zimno, a momentalnie zrobiło gorąco, a moje serducho o mało nie wyskoczyło mi z piersi. Chciałam tam zostać i posłuchać jego wyjaśnień. Ale trzeba być twardym. Nie mogę zachwycać się jego urodą, skoro ma nie za ciekawy charakter.
Słyszę walenie drzwiami a później szafkami. Właśnie zjawili się współlokatorzy Michała. Domyślam się, że teraz będą śmichy i chichy do późnych godzin nocnych. Ech, Lena, przyzwyczajaj się do życia w akademiku. Trzeba wrzucić coś na ruszt, trochę się pouczyć, zadzwonić do babci, wziąć prysznic i pomyśleć nad zorganizowaniem sobie czasu wolnego, by nie siedzieć ciągle w pokoju. Trzeba wreszcie zapisać się na ten kurs tańca i spełnić swoje marzenie.
Nadszedł kolejny dzień. O dziwo za ścianą po godzinie 24 zrobiło się cichutko. Wyspałam się bez problemu. Dziś mam zajęcia od 10 do 18. Hmm, jak pech to pech, przy robieniu śniadania natknęłam się znów na Michała. Czy będzie tak codziennie, czy co?
— Cześć — przywitałam się szybko unikając jego wzroku i wstawiłam parówki do mikrofalówki
— Cześć Lena, mam nadzieję, że już się na mnie nie gniewasz, ale moja Kamila jest bardzo zazdrosna o każdą dziewczynę z którą gadam i nie chciałem byś miała nieprzyjemności z jej strony, a na dodatek chodzicie do tej samej grupy.
— Och, jakiś ty wspaniałomyślny, tylko uważaj, by twoja dziewczyna nie dowiedziała się, że mieszkasz ze mną w jednym segmencie, bo dopiero będzie cyrk — odparowałam z przekąsem
— Oj, Lenka, nie bądź złośliwa — zaśmiał się Michał
— Nie jestem złośliwa, mówię tylko prawdę i po drugie nie nazywaj mnie Lenka — odburknęłam
— Wiesz, że jak się złościsz, to twoje oczy nabierają blasku? — stwierdził Michał zbliżając się do mnie
— Oj, daj mi wreszcie święty spokój — zabrałam swoje parówki i trzasnęłam drzwiami od swojego pokoju. Usłyszałam tylko głośny śmiech mojego sąsiada. Trzy światy z tym facetem.
Kolejny dzień na uczelni minął bardzo szybko. Gdy wychodziłam już z budynku mojego instytutu, zobaczyłam Kamilę z jej psiapsiółeczkami. Patrzyły się w moim kierunku, pokazywały mnie palcem, śmiejąc się ze mnie. W tym samym momencie ten sam koleś co wczoraj znów oblał mnie sokiem. Tym razem na pewno celowo. Zdążyłam tylko krzyknąć:
— Uważaj idioto! — ale udał, że mnie nie słyszy. Zniszczył mi za to nową kurtkę. Wątpię, czy z zamszu zejdzie czarna plama wielkości stadionu narodowego.
Pani Zosia była bardzo zaniepokojona tym, że zostałam oblana sokiem już drugi dzień pod rząd. Stwierdziła, że powinnam zgłosić tę sprawę na policję. Nie chciałam tego robić, mówiąc, że będę starać się unikać tego gościa, lub przebywać w większym tłumie. W ten sposób trudno mu będzie mnie znaleźć. Pani Zosia pokiwała tylko przecząco głową. Po pracy moja szefowa zaprosiła mnie na kolację. Odmowa oczywiście nie wchodziła w grę.
Do akademika wróciłam późnym wieczorem, prawie przed 22. Miałam cichą nadzieję, że spotkam w kuchni Michała. Na uczelni dzisiaj go nie widziałam. Niestety, wyglądało na to, że oprócz mnie w segmencie nie było nikogo. Zrobiłam sobie kolację, pouczyłam się trochę, a właściwie poprzeglądałam notatki i poszłam spać.
Obudziło mnie głośne walenie do drzwi. Jeszcze na pół śpiąca otworzyłam je. Kogo niesie o tak później porze? W progu stał Michał i patrzył się na mnie jakby zobaczył ducha.
— O matko, Lena to ty? — zapytał tylko. Rozbudziłam się już na dobre i zorientowałam, że otworzyłam mu drzwi w samej pidżamie, na którą składała się koszulka z symbolem Supermana i krótkie szorty. Rzuciłam się natychmiast w stronę szafy, by złapać jakąś bluzę i się ubrać. Lecz Michał złapał mnie za rękę i przyciągnął bliżej siebie, a mnie zaczęło się kręcić w głowie z wrażenia. Zapytałam tylko:
— Co ty tu robisz w środku nocy? — mój nocny gość nic nie odpowiedział tylko zaczął przeczesywać ręką moje włosy.
— Jakie długie i miękkie — szepnął — dziewczyno czemu oszpecasz się workowatymi ubraniami, dziwacznymi okularami i wiążesz to cudo? — zapytał przejeżdżając ręką tym razem po moim policzku. — Odpowiesz mi? — zapytał, pochylając się w moją stronę i lekko całując prosto w moje usta. Moje zmysły zaczęły szaleć, chciałam go jeszcze bardziej do siebie przyciągnąć i już nie puścić. Delikatnie odwzajemniłam pocałunek. Nagle oboje otrzeźwieliśmy. Michał oderwał wargi od moich ust, krzyknął „sorry” i wybiegł z mojego pokoju.
Ja jeszcze długo stałam w tym samym miejscu i rozmyślałam o swoim pierwszym pocałunku, nie zamknęłam nawet drzwi do pokoju na klucz. Dlaczego Michał mnie pocałował? I dlaczego przyszedł do mojego pokoju w środku nocy? Czego ode mnie chciał? Na rozmyślenia poświęciłam resztę nocy, i tak nie mogłam zasnąć. Rano natomiast wydawało mi się, że tego pocałunku w ogóle nie było i wyobraźnia spłatała mi figla.
Cóż, dla Michała nocne wydarzenie nic nie znaczyło, gdyż zobaczyłam go na uczelnianym korytarzu całującego się z Kamilą. Kolejny dowód na to, żebym przestała o nim ciągle myśleć i dać sobie z nim święty spokój. Tylko dlaczego nie mogę tego zrobić?
Po powrocie z pracy, w akademickim segmencie a właściwie w kuchni zastałam nową osobę — najwyraźniej jednego ze współlokatorów Michała. Wydawało mi się, że skądś znam tego chłopaka. Tylko nie mogłam sobie przypomnieć skąd. Postanowiłam się więc przedstawić i rozwiać swoje wątpliwości.
— Cześć, jestem Lena Olechowicz i jestem twoją sąsiadką — przedstawiłam się
— Lena? Lena Olechowicz? No, nie wierzę — odpowiedział chłopak, szeroko się przy tym uśmiechając.
— Słucham? — nie wiedziałam o co chodzi
— Nie poznajesz mnie?! No fakt, od czasów szkoły podstawowej parę latek minęło. Jestem Łukasz Olkowicz — odpowiedział znów nowy sąsiad szeroko uśmiechając się do mnie.
— Łukasz, to ty?! No, nie wierzę! — odkrzyknęłam i rzuciłam mu się na szyję, mocno go ściskając. Minęło tyle lat…
— Lena, spokojnie, bo mnie udusisz. Ej, młoda, od naszego ostatniego spotkania coś ci nieźle urosło.
— Oj, przestań, zboczuchu jeden — pacnęłam go lekko w ramię — nic się nie zmieniłeś, zboczony i dowcipny jak zawsze — stwierdziłam i zaczęłam się śmiać.
— Widzisz, jaki ten świat mały, po tylu latach spotykamy się w Opolu i na dodatek jesteśmy sąsiadami, tak jak kiedyś. I jak tu nie wierzyć w cuda- stwierdził Łukasz.
— Ja też się cieszę. Myślałam, że po twoim wyjeździe, już nigdy się nie spotkamy, a tu taka niespodzianka.
— To powiedz mi Lenka, na jakim jesteś kierunku? Bo ja studiuję jednocześnie dwa: fotografię i malarstwo, a ty?
— Ja języki obce, a dokładnie języki obce w turystyce.
— Hmm, a myślałem, że będziesz tańczyć, zawsze o tym marzyłaś.
— Ech, wiesz jak to jest — odpowiedziałam wzruszając ramionami.
— He, he, i dlatego ten bunt piękna? — zapytał
— Co? Jaki znowu bunt? — spytałam
— Te worki, zamiast normalnych ubrań. Oj, Niunia, trza się za ciebie ostro wziąć — Łukasz cmoknął z dezaprobaty
— Oj, nie gadaj już tyle, będę robić obiad, przyłączysz się jak za starych, dobrych czasów? — zaproponowałam, zmieniając temat.
— Nie ma sprawy, nawet nie wiesz jak bardzo cieszę się, że znów będziemy spędzać ze sobą czas.
— Ja też.
Łukasz i ja znaliśmy się praktycznie od urodzenia, byliśmy sąsiadami, w szkole podstawowej przez 6 lat siedzieliśmy w jednej ławce, byliśmy jak papużki nierozłączki. Te same zainteresowania, hobby. I tak to trwało, aż do jego wyjazdu na południe Polski. Jego rodzice znaleźli tam lepszą pracę i podjęli decyzję o przeprowadzce. Przez długi czas byłam zdruzgotana wyjazdem Łukasza. Straciłam w ten sposób najlepszego i jedynego, prawdziwego przyjaciela. Jako mała dziewczynka wyobrażałam sobie, że jak z Łukaszem dorośniemy, to weźmiemy ślub, będziemy mieli dużo dzieci i będziemy żyć długo i szczęśliwie.
Przy przygotowywaniu obiadu, wydurnialiśmy się z Łukim, jak małe dzieci. Kuchnia wyglądała jak pobojowisko. Włączyliśmy głośno radio i zaczęliśmy dla żartu tańczyć walca, gdy do kuchni wszedł Michał w towarzystwie tego idioty, który 2-krotnie oblał mnie sokiem na uczelni.
— A to co, do cholery ma być? — warknął Michał
— Stary wyluzuj, znamy się z Leną od urodzenia, to moja najlepsza przyjaciółka, a właśnie dziś spotkaliśmy się po latach, a na dodatek jesteśmy sąsiadami — Łukasz zaczął się tłumaczyć.
— Interesujące — burknął „Pan idealny” i wszedł do swojego pokoju.
— A ciebie to ja już znam! — krzyknęłam w kierunku drugiego chłopaka i wskazując na niego placem — Oblałeś mnie 2-razy sokiem na uczelni i to specjalnie. Myślisz, że było to zabawne? — zaatakowałam
— Ej, Marcin, pogięło cię do reszty?! — zdenerwował się Łukasz
— Oj, wyluzuj stary, niezłe jaja były.
— Co proszę? — oburzyłam się
— Oj, dobra, nie wiedziałem, że sąsiadkę atakuję — próbował się wytłumaczyć w bardzo idiotyczny sposób
— Jak jeszcze raz coś jej zrobisz, porachuję ci wszystkie kości! — zagroził Łukasz — Nie masz prawa ruszyć mojej najlepszej kumpeli!
— Okay, okay — mruknął Marcin — Rany, ale jestem głodny. Ludzie, podzielcie się obiadem?
— Hmm, to Lena go zrobiła, spytaj się jej — odpowiedział Łukasz.
— Ech, sąsiadka, głupio wyszło, zacznijmy naszą znajomość jeszcze raz, Marcin jestem — przedstawił się podając mi rękę.
— No dobra, niech ci będzie, ale jak jeszcze raz odwalisz jakiś numer to skopię ci tyłek i obiecuję, że będzie bolało. Bardzo! — zaznaczyłam
— Dobra, dobra, To co? Podzielisz się obiadem? — Marcin uśmiechnął się do mnie łobuzersko, jednocześnie puszczając mi oczko.
— Dobrze, siadaj, zaraz będę nakładać — odpowiedziałam przestając już się gniewać na tego całego Marcina, może zmieni do mnie nastawienie.
— Lena zobacz, zrobiliśmy tego tak dużo, może Michał też by zjadł? — Łukasz wbiegł do swojego pokoju — Ech, Misiek stwierdził, że nic nie chce, rzekomo nie jest głodny — powiedział po powrocie ze swojego pokoju
Po skończonym obiedzie, Łukasz zagadnął do mnie:
— Co jest między tobą a Michałem? — zapytał prosto z mostu
— Nie wiem o czym mówisz.
— Wiem, że wczoraj walił do twoich drzwi grubo po północy, a jak wrócił do pokoju to się dziwnie zachowywał.
— Pewnie pokoje mu się pomyliły. Może za dużo wypił? — zaczęłam się zastanawiać
— Lena, kogo jak kogo, ale mnie nie wkręcisz. Czekaj, czekaj, Michał ci się podoba — stwierdził Łukasz
— Oj, daj mi spokój!
— Ha, wiedziałem!!! Zrobię z ciebie extra laskę i Michałek w końcu rzuci tę pannę przemądrzalską i będzie z tobą.
— Łukasz, uspokój się! A teraz zmieńmy temat.
— Okay, ale uwierz, że ja tego tak nie zostawię.
Następnego dnia na uczelni przeżyłam prawdziwy szok. Gdy już miałam wchodzić do sali na zajęcia, zagadnęła do mnie, nie kto inny, jak sama Kamila.
— Hej, Lena, prawda? Bo tak masz na imię?
— Tak, a o co chodzi? — spytałam zaniepokojona
— Jestem Kamila, a to Olga i Martyna. Wiesz, chciałyśmy cię przeprosić za to, że w zeszłym tygodniu, naśmiewałyśmy się z ciebie. Marcin właśnie nam powiedział, że jesteś jego sąsiadką, a więc dzielisz też segment z moim chłopakiem, więc nie chcę byś traktowała mnie jak wroga. I ta cała sytuacja z Marcinem. Głupio wyszło.
— Okay, nie żywię do ciebie urazy. Miło mi było was poznać — udałam słodką idiotkę, bo w jej słowach nie było nic szczerego — Ale teraz bardzo was przepraszam, ale skoczę jeszcze do toalety przed zajęciami.
W czasie pracy, w sklepie pani Zosi, zwierzyłam się jej z dzisiejszej konwersacji między Kamilą i jej świtą, a mną. Podzieliłam się też swoimi obawami z tym związanymi. Pani Zosia skwitowała to krótko, takimi słowami:
— Przyjaciół trzymaj blisko siebie, wrogów jeszcze bliżej.
Hmm, trzeba wziąć sobie tę poradę do serca. Coś w niej jest.
Po powrocie do akademika postanowiłam upiec ciasto. W moim rodzinnym domu, piekłam coś co tydzień. Właśnie wyjmowałam biszkopt z piekarnika, gdy do segmentu wszedł Michał.
— Hej, co tam pichcisz? — zapytał. No proszę, znów zaczął się do mnie odzywać.
— Nic takiego, wyjęłam tylko biszkopt z piekarnika, jak wystygnie, zrobię kremówkę.
— No, no, Lena, coraz więcej nowych rzeczy dowiaduję się o tobie, gotujesz, pieczesz, masz chłopaka.
— Co proszę? — spytałam zdezorientowana
— No jest Łukasz — zaczął
— Ha, ha, sorry, ale nie wyszedł ci ten żart. Łukasza znam od dziecka i jest dla mnie jak brat, a zresztą, dlaczego ja ci się spowiadam?
— Okay, sorka, tak tylko palnąłem, no to do zobaczenia.
— See you latter — odpowiedziałam po angielsku
— Ej, nie szpanuj — Michał zaśmiał się i zamknął drzwi od swojego pokoju.
Czyli udajemy, że tego pocałunku w ogóle nie było. No dobrze, niech tak będzie. Wieczorem usłyszałam pukanie do drzwi. W progu stał Michał. Ten chłopak jest po prostu nieprzewidywalny, już sama nie wiem, czego mam się po nim spodziewać.
— Hej, mogę wejść? — spytał
— Wiesz, uczę się — próbowałam go spławić
— Nie zajmie mi to dużo czasu, a chciałem pogadać.
— Okay, masz 5 minut — zgodziłam się dla świętego spokoju
— Chodzi o to, co się ostatnio stało w nocy.
— Ach tak…
— Lena, czemu jesteś taka wredna dla mnie? Przedtem byłaś mega miła, a teraz…
— Chłopie, o co ci chodzi? Bo cię nie rozumiem w tym momencie.
— Czy chodzi o tamten pocałunek? Jesteś na mnie o to zła? — chciał wiedzieć
— Sam rusz główką i pomyśl. Wpadasz do mnie do pokoju, całujesz mnie, potem uciekasz, unikasz mnie przez ten czas, czy to jakaś gra? Bo ja myślałam, że to było szczere z twojej strony, ale chyba bardzo się pomyliłam.
— Lena, posłuchaj…
— Nie Michał, naprawdę muszę się uczyć, nauka jest dla mnie najważniejsza, pogadamy później, okay?
— Jak chcesz — odpowiedział Michał i wyszedł z mojego pokoju trzaskając drzwiami.
— Hej, Lenka, mogę na chwilę? — do pokoju wszedł Łukasz
— No jasne Łuki, co tam? — spytałam
— Mam mały problem z jedną laską z uczelni.
— To opowiadaj, zamieniam się w słuch.
— Widzisz, jest bardzo nachalna w stosunku do mnie, w ogóle nie daje mi spokoju, a ja nie jestem zainteresowany, staram się jej unikać, ale nie do końca mi się to udaję. Co według ciebie powinienem zrobić? — Łukasz szukał wsparcia w mojej osobie.
— Hmm, a może powiesz jej szczerze, że nic do niej nie czujesz i nie jesteś nią zainteresowany i żeby dała ci święty spokój i poszukała szczęścia gdzieś indziej. Tylko zrób to delikatnie, zasugeruj, że na pewno szybko znajdzie kogoś innego. Łukasz pamiętaj, że szczerość to podstawa. Zawsze najgorsza prawda jest lepsza od kłamstwa. Nie możesz w kółko zwodzić tej dziewczyny, ani przed nią uciekać.
— Może masz rację, dzięki za poradę. Na ciebie zawsze można liczyć, to się nie zmieniło.
— Oj, nie słódź mi tu tak, bo zaraz czerwona się zrobię — zażartowałam.
— A teraz z innej beczki. Co jest między tobą a Michałem? Coś ty mu zrobiła? Siedzi zdołowany w pokoju. Przecież nigdy nie byłaś taka wredna. Co ty, w Kamilę się bawisz?
— Ech, bo widzisz, on mnie pocałował… — przyznałam się
— Wow, no to elegancko, musi chłopakowi zależeć, a ty go z buta…
— Łuki, daj mi skończyć dobrze? Pocałował, zwiał z pokoju, potem mnie ignorował i udawał, że nic się nie stało, a dzisiaj chciał się głupio tłumaczyć.
— Hmm bardzo dziwne, znam Michała jeszcze z liceum, był klasę wyżej ode mnie, bo wiesz, mieszkamy w tym samym mieście, zapomniałem ci o tym wcześniej powiedzieć, ale nigdy się tak nie zachowywał, może z nim pogadam? Wyjaśnię sytuację? — zaproponował
— Łukasz, dzięki za dobre chęci, ale sama muszę rozwiązać ten problem i proszę nikomu nie mów o naszej rozmowie.
— Cześć Lena, co ty tak sama siedzisz po ciemku?
— Hej Michał — odpowiedziałam tylko
— Ej, co się dzieje? Czemu jesteś taka smutna? Stało się coś? — Michał spytał szczerze zmartwiony
— Nie, tylko miałam pierwsze kolokwium, ustne, i dostałam 3,5.
— Ja tam z 3,5 bym się cieszył, ważne, że jest zaliczone.
— No niby tak, ale wykładowca stwierdził, że za mało rozmawiam po angielsku i muszę poćwiczyć fonetykę. A po drugie, pierwszy raz w życiu dostałam 3,5.
— Lena, nie przejmuj się. Jak chcesz to ci pomogę, wiesz przecież, że ja też angielski studiuję, i z Marianem, bo na pewno z nim masz zajęcia, też miałem do czynienia na I roku. Kawał skurczybyka z niego.
— Okay, dzięki za pomoc, ale…
— Nie ma żadnego ale, o 21 jestem u ciebie i uczymy się razem.
Punktualnie o 9 Michał stawił się w moim pokoju. Uczyliśmy się wspólnie kwestii dialogowych na moje następne zajęcia z konwersatorium angielskiego. Muszę przyznać, że mój sąsiad ma dobry, brytyjski akcent. Sama chciałabym taki mieć. Cóż trzeba ćwiczyć więcej i częściej. A najlepiej byłoby wyjechać na Erasmusa do Anglii. Może kiedyś uda mi się osiągnąć ten cel.
— Lena, wiesz co musisz zrobić? — zapytał po pewnym czasie Michał
— Nie — odpowiedziałam zrezygnowana
— Za bardzo się wszystkim przejmujesz i wszystko bierzesz na serio, zauważyłem to. Musisz wrzucić na luz, bo inaczej nerwy cię zjedzą.
— Tia, łatwo ci mówić, to nie ty z ledwością zaliczyłeś kolokwium.
— Wiesz co? Trzeba cię trochę odstresować. Jutro wieczorem zabieram cię na bilard.
— Na bilard? — powtórzyłam jak echo
— Co? Nigdy nie grałaś? No, nie żartuj. W takim razie nauczę cię grać.
Wow, Michał mnie gdzieś zaprosił. Rewelacja! I jeszcze pomógł mi z kwestiami związanymi z fonetyką. A do tego był dla mnie taki miły. I był w moim pokoju. Na rozmyślania o Michale poświęciłam całą noc. Chyba się zakochuję. Ale nie wiem, czy to dobrze, czy źle. Jedno wiem na pewno. Nie mogłam doczekać się naszego jutrzejszego wyjścia na bilard. Zapomniałam już o poprzednich tygodniach. Znów widziałam w Michale ideał faceta. Jejku, ja już się w nim zakochałam. Ale czy to dobrze?
— Naprawdę nigdy nie grałaś w bilard? — zapytał nazajutrz Michał, gdy byliśmy już w klubie
— Nie.
— Okay, to na początek wyjaśnię ci o co chodzi w tej grze, dobrze? — zaproponował
— Spoko profesorku, zaczynaj — zażartowałam
— Na stole znajduje się biała bila, nią rozgrywamy i 15 innych, w które należy uderzyć. Bile od 1 do 7 to bile pełne, bile od 9 do 15- te z paskami, to połówki. Bila o numerze 8 to bila czarna, ją wbija się na samym końcu, jak ją wbijesz wcześniej przegrasz. Rozumiesz?
— Jak na razie tak.
— Bile są ułożone w formie trójkąta. Trzeba je rozbić. Jak ja wbiję połówkę lub pełną, zależy, która pierwsza z nich wpadnie do bandy, to taką będę grał do końca rozgrywki — wyjaśniał
— Achaś — pokiwałam głową
— No to rozbijamy, czekaj, pokażę ci jak to zrobić — zaproponował Michał. I w tym momencie stanął za mną, przytulił się do mnie i zaczął pokazywać, jak obsługiwać się tym całym ‘kijem”. Powiem szczerze, że nie bardzo słuchałam Michała. Byłam za bardzo oszołomiona jego dotykiem, bliskością, zapachem. Chciałam tylko wtulić się w niego jeszcze bardziej.
— Ej, ziemia do Leny — zaśmiał się Michał — Słuchasz ty mnie?
— Tak, tak, a co? — spytałam spanikowana, bojąc się, że odgadł moje myśli
— Nic, nic — odszepnął, odsuwając się ode mnie — No to zaczynamy grę. Ty pierwsza.
Uderzyłam więc „kijem” w tę białą bilę, a ta lekko puknęła tylko w pozostałe.
— Ej, Lena, na pewno pierwszy raz grasz w bilard? — zaśmiał się Michał
— Nie śmiej się ze mnie — obruszyłam się i w żartach pacnęłam go lekko w brzuch.
Oczywistym było to, że poniosłam sromotną klęskę. Ale nie przejmowałam się tym. Cieszyłam się towarzystwem Michała.
— Chodź, w ramach nagrody pocieszenia postawię ci shake’a i zjemy pizzę, bo zgłodniałem. A potem zagramy jeszcze jedną partię.
— Czekoladowy shake razy 2. A nasza pizza będzie za 15 minut — powiedział zadowolony Michał, wracając do naszego stolika.
— Dzięki za shake’a — odpowiedziałam
— Wiesz Lena, jak się uśmiechasz, to jesteś jeszcze ładniejsza.
— Michał, przestań — poprosiłam, czerwieniąc się.
— No co? Hej, ty się rumienisz? Wow, rzadko spotykane zjawisko. Wiesz, chciałbym spędzać z tobą więcej czasu. Fajnie przebywa się w twoim towarzystwie.
— A Kamila? Co ona na to? Przecież jest mega zazdrosna o ciebie — zauważyłam
— Coś wymyślę, ale zależy mi na przyjaźni z tobą i bardzo cię podziwiam.
— A możesz powiedzieć dlaczego mnie podziwiasz? — spytałam szczerze zainteresowana
— Lena, jeszcze się pytasz? Jesteś miła, sympatyczna, zdolna, pomocna i umiesz gotować. A te twoje ciasto, rewelka! Aż palce lizać!
— Więc to ty ukradłeś połowę blachy ciasta — zaśmiałam się, przypominając sobie, że ze wspólnej lodówki na następny dzień wyciągnęłam tylko malutki kawałeczek ciasta.
— Przyznaję się bez bicia, a teraz jemy te pizzę, bo nam ostygnie, a potem czas na mały rewanżyk.
Michał musiał dać mi fory i to wielkie, ponieważ z nim wygrałam. Z radości rzuciłam się mu na szyję i nie wiem co we mnie wstąpiło, ale pocałowałam go, prosto w jego rozchylone w uśmiechu wargi. Wystraszona, szybko oderwałam się od niego i spaliłam buraka, ale Michał znów przyciągnął mnie do siebie i tym razem on pocałował mnie pierwszy. Ale tak na poważnie, prawdziwie i mocno, tak, że poczułam ten pocałunek na całym ciele. Następnie Michał przytulił mnie do siebie i nie chciał wypuścić ze swoich ramion.
— Wracajmy do akademika — cichutko poprosiłam, a następnie wyszłam na dwór. Za dużo nowych i nieznanych dla mnie emocji. Nie wiedziałam jak powinnam się zachować, co powiedzieć.
Przez całą drogę nie zamieniliśmy ze sobą ani jednego słowa. Hmm, nawet nie wiedziałabym jak zacząć rozmowę, o czym mam mówić po tym całym wydarzeniu w knajpie. Wolałam więc milczeć. Michał też obrał taką strategię. Bałam się tylko tego, że w pewnym momencie powie mi, że była to pomyłka i tak naprawdę tego nie chciał. W tym momencie strzeliłabym mu pewnie w twarz i uciekła z płaczem. Już wiem, że na pewno kocham Michała. Ale nikomu nie przyznam się do tego, nawet Łukaszowi. To stało się tak nagle, szybko. Nie spodziewałabym się, że zaledwie po kilku dniach mogłabym się zakochać i to jeszcze w facecie, który jest zajęty.
— Hej, Lenuś, coś ty taka cała w skowronkach? — nazajutrz takim pytaniem powitał mnie Łukasz
— Słuchaj, byliśmy wczoraj z Michałem na bilardzie, za drugim razem dał mi fory żebym mogła z nim wygrać i z radości tak jakoś wyszło, że go pocałowałam, a on później pocałował mnie — cała aż podskakiwałam z radości, jak o tym mówiłam.
— Och, moja bidulko, to ty jeszcze o niczym nie wiesz?
— Co masz na myśli? — zapytałam, a widząc minę Łukasza, mój cały entuzjazm wyparował.
— Michał przenosi się do Kamili na kilka dni, bo ta jest podobno chora — wyjaśnił, robiąc krzywą minę.
— Ale jak to? — spytałam z niedowierzaniem
— Kamila zrobi wszystko, byle tylko zatrzymać Michała przy sobie. Widzisz, jego rodzice są dziani, ojciec-lekarz, matka-adwokat, więc sama rozumiesz.
— Nie wiedziałam o tym, a zresztą co mnie to obchodzi, lubię Michała takim jakim jest. Nie obchodzi mnie to czy jest biedny czy też bogaty. Nie jest to dla mnie ważne i nic mnie to nie obchodzi. Zresztą, Michał chyba znów się mną zabawił — rozpłakałam się — Ja go wcale nie obchodzę, pewnie ma ze mnie niezłą pompę.
— Mała, no już, chodź tu do mnie, nie płacz, szkoda twoich łez — stwierdził Łukasz, przytulając mnie do siebie. I właśnie wtedy do segmentu wszedł Michał.
— Cześć wszystkim, Lena co się dzieje? Czemu płaczesz?
— Łuki, możesz zostawić nas na chwilę samych? — spytałam
— Nie ma sprawy. Jakby co, jestem u siebie, zawołaj, gdybyś potrzebowała pomocy.
— Okay, dzięki.
— Lena, powiesz mi, co się dzieje? — spytał Michał, zbliżając się do mnie
— Nie podchodź do mnie i wracaj z powrotem do swojej Kamili, a moimi uczuciami przestań się bawić, błagam cię, to za bardzo boli.
— Lena, o czym ty mówisz?
— O twojej przeprowadzce do Kamili. Wiesz co myślałam? Że jesteś inny, ale pomyliłam się i to bardzo, uwierzyłam, że zaczyna nas coś łączyć, a ty tylko chciałeś zagrać na moich uczuciach. Dobrze się bawiłeś? — zapytałam
— Posłuchaj, nasz pocałunek, to było coś prawdziwego, szczerego. Naprawdę. Uwierz mi. Ale Kamila jest teraz chora i musze się nią zająć.
— Nie tłumacz się, nie chcę tego słuchać — weszłam do swojego pokoju, zamknęłam drzwi na klucz i zaczęłam płakać w poduszkę.
Jeszcze przed rozpoczęciem studiów, chciałam poznać smak miłości. Och, jak ja teraz tego żałuję. To straszne uczucie: ból, cierpienie, płacz, nieprzespane noce, myśli galopujące tylko w stronę Michała. Dlaczego moje serce zabiło szybciej na jego widok? Dlaczego właśnie on?
W poniedziałek na uczelni natknęłam się na Kamilę. Ja to już mam szczęście do spotykania wrednych ludzi na swojej drodze. Zdziwiłam się, że była sama. Zawsze otaczała ją jej świta, w postaci Olgi i Martyny. Idąc za radą pani Zosi postanowiłam zagadać do niej:
— Cześć Kamila, słyszałam, ze jesteś chora. Mam nadzieję, że czujesz się już lepiej? — spytałam, udając zatroskaną
— A skąd wiesz o mojej chorobie, co?! — odburknęła Kamila
— Łukasz mi powiedział. Mam nadzieję, że nie będziesz mu miała tego za złe.
— Aaa, myślałam, że wiesz o tym od Michała.
— Nie, Kamila, no co ty? Z Michałem jesteśmy tylko na etapie: cześć-cześć i tak już pozostanie — kłamałam jak z nut
— Yhy, czuję się już troszeczkę lepiej, mam takie tam małe problemy z żołądkiem, ale dzięki temu mój związek z Michałem znów zaczął kwitnąć — zaczęła się chwalić
— To przyjmij moje gratulacje — uśmiechnęłam się, chodź w środku rozpadałam się na małe kawałeczki.
— Dzięki — z fałszywym entuzjazmem odpowiedziała Kamila — Do zobaczenia na zajęciach, w takim razie.
— Hej Lena, poczekaj chwilkę — w połowie korytarza dogonił mnie Michał. Czy to nie koniec atrakcji na dzisiejszy dzień?
— Ooo, Michał. Cieszę się, że cię widzę — powiedziałam nieszczerze.
— Naprawdę? — zdziwił się chłopak
— Tak, chciałam cię przeprosić, za swoje sobotnie zachowanie. Nie wiem co we mnie wstąpiło. Zachowałam się jak rozkapryszona małolata, która nie dostała wymarzonej zabawki. Wcale ci się nie dziwię, że zajmujesz się Kamilą, przecież to twoja dziewczyna i życzę wam dużo szczęścia, naprawdę. Pasujecie do siebie, a my jesteśmy tylko znajomymi — na dwa ostatnie słowa położyłam szczególny nacisk — to na razie — pomachałam Michałowi ręką i zniknęłam w tłumie innych studentów.
Wczoraj postanowiłam stworzyć wokół siebie mur. Udawać, że to, co miało miejsce od początku roku akademickiego, nigdy nie się tak naprawdę nie wydarzyło. Zacznę traktować Michała wyłącznie jak znajomego, będę również unikać częstych kontaktów z nim. Chociaż w podświadomości chciałam mu w jakiś sposób udowodnić, że ja też mogę być ładna, atrakcyjna. Chciałabym też spróbować owinąć sobie facetów wokół małego palca, jak robi to Kamila. Ale znając samą siebie i zasady wpajane mi przez babcię już od dziecka, wiedziałam, że to nigdy mi się nie uda. Nie umiałabym kogoś wykorzystać do swoich celów. Lena, głowa do góry, tego kwiatu pół światu i na pewno kiedyś znajdziesz kogoś, kto pokocha ciebie taką jaką jesteś. A przede wszystkim będzie wolną osobą.
Zamyślona wyszłam na dziedziniec uczelni i powoli zmierzałam w stronę przystanku autobusowego. Gdy byłam na przejściu dla pieszych, nie zauważyłam nadjeżdżającego samochodu. W ostatniej chwili ktoś pociągnął mnie na chodnik. Wylądowałam w czyjś ciepłych ramionach. W ramionach Michała.
— Boże, Lena, nic ci się nie stało? — szepnął, ze strachem w oczach — Myślałem, że cię potrąci, naprawdę nie widziałaś tego auta? — znów przytulił mnie mocno do siebie, a ja objęłam go w pasie. Nasze serca wystukiwały ten sam rytm. Po kilku sekundach zorientowałam się, że patrzy się na nas pół instytutu, w tym Kamila i jej świta. O cholera! Ale się porobiło. Teraz na pewno będę miała przechlapane. Kamila mnie teraz zniszczy!
— Muszę uciekać, bo spóźnię się do pracy, dzięki za uratowanie życia! — chciałam zmyć się stamtąd jak najszybciej.
Niestety, tuż za zakrętem dogoniła mnie Kamila i jej świta.
— Odwal się od Michała! On jest mój i tylko mój! Jak jeszcze raz zbliżysz się do niego, to gorzko tego pożałujesz! Nikt, ani nic mi go nie odbierze. Zobacz dziwadle, jak ty wyglądasz. Kupujesz namioty zamiast ubrań? Czas zainwestować w lustro — po czym ze śmiechem poszły dalej.
Z trudem hamowałam łzy. Jest tak samo jak za czasów liceum, albo jeszcze gorzej. A myślałam, że na studiach będzie inaczej. Tia, jasne. Marzenia ściętej głowy. W paskudnym stanie dotarłam do pracy. Pani Zosia widząc moją minę, stwierdziła, że zostanie razem ze mną. Chciała ze mną poważnie porozmawiać, a ja miałam jej powiedzieć wszystko to, co leży mi na wątrobie. Moja pracodawczyni nie mogła zrozumieć tego, dlaczego traktuje się ludzi z góry, kiedy ci nie mają markowych ciuchów, czy też pokaźnego konta w banku, nie ważne czy swojego, czy też rodziców. Pani Zosia stwierdziła również, że za duża ilość pieniędzy wpływa negatywnie na ludzi.
Tydzień później do mojego pokoju zawitali z wizytą Łukasz i Marcin, z którym, choć z początku nic na to nie wskazywało, zakumplowałam się. Codziennie, w trójkę gotowaliśmy obiady i spędzaliśmy wolny czas. Marcin okazał się przebojowym, szalonym i dowcipnym facetem.
— Tak dłużej nie może być! — wykrzyknął Łukasz — Trzeba przejść do radykalnych metod i bez dyskusji. Nie pozwolę, by Kamila i jej psiapsiółeczki tak cię traktowały. I nie rozumiem, dlaczego Michał nie staje w twojej obronie. Ktoś odciął mu jaja, czy co?!
— Piękniś ma rację — tak Marcin zawsze zwracał się do Łukasza — jesteś cieniem człowieka, mało jesz, mało śpisz, słyszymy jak w nocy chodzisz z kąta w kąt i widać, że się tym bardzo przejmujesz. Tak dalej nie może być, bo się wykończysz dziewczyno! Na całe szczęście w jakiś sposób mogę cię pilnować na uczelni, ale nie zawsze mi się to udaje. Ja na twoim miejscu, zgłosiłbym sprawę na policję. Co jak co, ale Kamila zaczęła przeginać i to ostro.
— Czas na plan A — stwierdził Łukasz
— Jaki plan A? — spytałam zaniepokojona, wiedząc jakie szalone pomysły może mieć mój najlepszy przyjaciel
— Kamila i jej świta niszczy ci życie na uczelni, w liceum nie jedną osobę wykończyła psychicznie, wiem, bo chodziliśmy do jednej klasy w ogólniaku. Jędza podlizuje się teraz wykładowcom, a część z nich daje się nabrać na te bajerę — stwierdził Marcin — Będzie próbowała pozbyć się ciebie z uczelni. Jak nie dręcząc cię, aż sama zrezygnujesz, to na pewno wymyśli jakiś inny sposób. Łukasz też ją zna już ładnych parę lat.
— No, i co ja mam zrobić w związku z tym? — spytałam — Mam zrezygnować ze studiów? Przenieść się gdzieś indziej?
— Zostaniesz dziewczyną Marcina — stwierdził rzeczowo Łukasz
— Co proszę?! Czyście powariowali do reszty?! Leczcie się! Bo coś nie w porządku z waszymi główkami — stwierdziłam, oburzona ich chorym pomysłem.
— Lenuś zrozum, to będzie dla ciebie najlepsze rozwiązanie. Pochodzicie z Marcinem za rączkę po uczelni przez kilka tygodni, poprzytulacie się trochę, popokazujecie na Opolu, tam gdzie Kamila lubi chodzić najbardziej i wreszcie da ci spokój. Nie powinno to być takie dziwne i tak większość czasu na uczelni spędzasz z Marcinem, a właściwie wszystkie przerwy. Nikt nie powinien nic podejrzewać, każdy pomyśli, że to normalny bieg wydarzeń.
— To jest bez sensu. Pogrzało was?! Nigdy nie zgodzę się na takie coś.
— Lena zrozum, w ten sposób Kamila odwali się od ciebie raz na zawsze i będziesz miała z nią święty spokój, a tak codziennie spotyka cię przykrość z jej strony — stwierdził Marcin
— Ale co z Michałem? — spytałam
— Lenuś kochanie, może chłopak wreszcie się obudzi, zobaczy co stracił i zacznie walczyć o ciebie. — stwierdził Łukasz — A potem wprowadzimy plan B, ale dopiero wtedy jak Misiek wróci do akademika.
— Jaki plan B? — spytałam podejrzliwie
— Dowiesz się w swoim czasie — chłopaki odpowiedzieli chórem, przebiegle uśmiechając się, co mi się w ogóle nie spodobało. Kombinowali coś i wydaje mi się, że nie będzie to za przyjemne.
— No to od poniedziałku jesteśmy oficjalnie parą — Marcin zaczął rechotać jak wariat — Już nie mogę się doczekać!
No i zaczęło się. W poniedziałek rano Marcin wszedł do sali wykładowej, gdzie miałam zajęcia i przyniósł mi drugie śniadanie. Pocałował mnie w policzek i krzyknął na odchodne:
— Do zobaczenia wieczorem, kochanie!
Mina Kamili i jej świty? Bezcenne. Chyba plan chłopaków rzeczywiście sprawdzi się, powoli zaczynałam w to wierzyć. Na przerwach, zaczęliśmy chodzić z Marcinem za rękę i spędzać wolny czas również po zajęciach, w takich miejscach, w których lubiła przebywać Kamila. Marcin był nawet 2 razy w mojej pracy. Pani Zosia stwierdziła, że przy nim wyglądam jak krasnoludek. Chłopak miał w końcu ponad 2 metry wzrostu. Oprócz tego był bardzo wysportowany i spędzał pół dnia na siłowni. Twierdził, że siłka to jego prawdziwy dom i żona, która nigdy go nie zdradzi. Cóż, dla mnie jest to bardzo dziwne porównanie. Ale duża ilość facetów też tak twierdzi i spędza długie godziny na siłowni. Uważam, że czasem przeginają z tym wszystkim, tą całą pracą nad sylwetką i mięśniami. I wyglądają później tragicznie — są szersi niż wyżsi.
Na początku, pani Zosia nie była zachwycona tym, że udajemy z Marcinem parę. Stwierdziła, że nie wolno tak oszukiwać ludzi, że z czasem może to odbić się rykoszetem. Jednak dni płynęły i pani Zosia powoli zmieniała zdanie. Uważa, że powinnam związać się z Marcinem na poważnie, bo widać, że to porządny chłopak i przy nim szybciej zapomnę o Michale, bo nie jest mnie wart. Niestety, ja traktuję Marcina wyłącznie jak dobrego kumpla i dobrze wiem, że nic więcej z tego nie będzie. Chłopak może liczyć wyłącznie na przyjaźń z mojej strony.
Tydzień po tym, jak zaczęliśmy udawać z Marcinem zakochaną parę, zagadnął do mnie Michał:
— Więc chodzisz z Marcinem, tak? Nie mogę w to uwierzyć, myślałem, że…
— Co myślałeś? Że będę na ciebie czekać i być na każde twoje skinienie? Wiem doskonale, że nigdy nie rzucisz Kamili. A ja nie zamierzam wiecznie na ciebie czekać, albo być tą drugą. Zresztą, przeszło mi już — znów kłamałam prosto w oczy. Pójdę za to do piekła. I kiedy ja nauczyłam się tak oszukiwać?
— Lena, proszę spójrz na mnie. Trochę cię już poznałem i myślę, że to chodzenie z Marcinem to jedna, wielka ściema. Chcesz tylko by Kamila odczepiła się od ciebie. Widziałem, że codziennie cię atakowała. Lena, wtedy na tej drodze, kiedy o mało co nie wpadłaś pod samochód, kiedy tuliłem cię w swoich ramionach, czułem bicie twojego serca. Biło w tym samym rytmie co moje. Czuję, że nie jestem ci obojętny.
— Michał, posłuchaj mnie bardzo uważnie. Ja jestem z Marcinem, ty z Kamilą. Możemy być tylko przyjaciółmi. Nic poza tym — powiedziałam to stanowczo i szybko uciekłam do damskiej łazienki, by nie wybuchnąć przy Michale płaczem. Nie mogę zdradzić się ze swoimi uczuciami. Nigdy! Za wiele mnie to kosztuje.
Na moje nieszczęście, Michał wrócił z powrotem do akademika. Nieuniknionym było to, że teraz będziemy widywać się codziennie. Jedynym plusem był fakt, że na uczelni Kamila wreszcie dała mi święty spokój. Skończyły się głupie komentarze i drwiny za plecami. Jednakże to nie poprawiło mi humoru. Czułam, że po tych wszystkich tygodniach kpin, drwin i wyśmiewania się z mojej osoby, również tu będę postrzegana jako dziwadło. A to niestety nie sprzyjało nawiązywaniu nowych znajomości.
Pogrążona w swoich myślach, nie zorientowałam się, że zajęcia już dawno się skończyły. W auli była tylko garstka osób. Wśród nich zaobserwowałam Michała (ciekawe zresztą co on tu robi, przecież jest rok wyżej), który postanowił do mnie zagadać:
— Hej Lena. Czemu tu siedzisz taka smutna? Przecież zajęcia już dawno się skończyły. Czas wracać do aka — szturchnął mnie przy tym żartobliwie w ramię
— Ej, co tu się wyrabia?! — Kamila jak zwykle musiała wtrącić swoje trzy grosze
— Nic się nie wyrabia, Michał przypomina mi tylko, że dzisiaj jest moja kolej sprzątania łazienki — poniosłam się z krzesła i wychodząc z sali, rzuciłam krótko:
— No, to do jutra.
Tak bardzo chciałabym zobaczyć babcię. Tak strasznie tęsknię, a oglądanie jej codziennie przez Skype to nie to samo. Chcę być z powrotem w domu, wrócić do liceum, a najlepiej do gimnazjum. Myślałam, że dorosłe życie będzie łatwiejsze, że będę mogła robić wszystko to, na co przyjdzie mi ochota, że przestanę być obiektem drwin i plotek. Boże, dałabym wszystko, by móc znów być małym dzieckiem.
W sobotę Łukasz poprosił mnie, żebym załatwiła sobie dzień wolny w pracy. Pani Zosia stwierdziła, że nie ma z tym najmniejszego problemu i należy mi się dzień urlopu, bo za ciężko pracuję. Poradziła mi również, żebym porządnie wyspała się, bo coś marnie wyglądam. Kazała też łykać witaminy. Łukasz nie chciał mi powiedzieć dokąd mnie zabiera. Miała to być wielka niespodzianka, o której dowiem się dopiero na miejscu.
Jak się później okazało, naszym pierwszym, sobotnim przystankiem był salon kosmetyczny i fryzjerski. Nie miałam tam nic do gadania. Łukasz dyrygował wszystkim i wszystkimi. Mi kazał siedzieć cicho i w ogóle nie odzywać się. Moje włosy są teraz o wiele krótsze, sięgają teraz do połowy pleców. Łukasz stwierdził, że koniec ery związywania włosów i mam chodzić od dziś w rozpuszczonych. Następnie zabiegowi regulacji uległy moje brwi. O depilacji woskiem poszczególnych części ciała nie chcę nawet wspominać. Na samą myśl znów mnie wszystko boli.
Kolejnym przystankiem był salon optyczny. Na miejscu Łukasz zdjął moje okulary, złamał je na pół i wyrzucił do kosza na śmieci. Po zbadaniu moich oczu, przez lekarza-okulistę, Łuki zarządził, że koniec z okularami, które tylko dodają mi niepotrzebnie lat. Teraz mam szkła kontaktowe, które prawdę powiedziawszy działają mi na układ nerwowy. Najchętniej wyciągnęłabym je z oczu i wróciła po moje stare okulary. Najwyżej skleiłabym je przeźroczystą taśmą.
Kolejnym przystaniem jest centrum handlowe. Na kosmetyki i nowe ubrania wydałam resztę kasy, którą przyoszczędziłam w czasie wakacji. Dobrze, że pracuję i dostaję stypendium, bo tak nie wiem, czy starczyłoby mi forsy na życie. Czułam się jak Kopciuszek. Dziwiło mnie też to, że Łukasz tak dobrze zna się na kosmetykach i damskich ciuchach, włączając w to bieliznę!
— Kochanie, jestem artystą i muszę znać się na takich rzeczach — odpowiedział krótko, gdy go o to zapytałam. Łukasz wybierał wszystkie ubrania, ja kolejny już raz nie miałam nic do gadania. Miałam tylko przymierzać i pokazywać się w nich, by mój przyjaciel mógł ocenić, jak wyglądam. Spytałam się go dlaczego to robi, na co Łukasz odpowiedział:
— Koniec z Leną w dziwnych ubraniach i babcinych fryzurach. Czas wtopić się w otoczenie i ubierać się tak jak inni. Jesteś fajną laską, masz niezłą figurę i czas przestać ją ukrywać pod workowatymi ciuchami. Dziewczyno, czas się obudzić i ja ci w tym pomogłem. Popatrz w lustro. O taki biust zabiłoby się mnóstwo lasek, a pupę masz taką jak Jennifer Lopez i powinnaś być z tego powodu dumna. A ty co robiłaś? Siedziałaś i użalałaś się nad sobą. Już miałem tego serdecznie dość: „Śmieją się ze mnie, że jestem dziwadłem. Jestem gruba. Jestem brzydka” — zaczął mnie parodiować — Lena, wpędzasz się niepotrzebnie w kompleksy. Nie powinnaś mieć żadnych, chyba, że tych związanych z twoją starą garderobą.
— A jak będą jeszcze bardziej nabijać się ze mnie? — spytałam
— To niech się śmieją, ważne, że ty wyglądasz normalnie i ładnie i ubierasz się tak, jak dziewczyny w twoim wieku, a nie 50-letnie baby z wyraźną nadwagą.
— Łukasz, a skąd ty wiesz na ten temat tak dużo? — spytałam jeszcze raz
— Lenuś, nie zapominaj, że zawód mnie do tego zmusza — zaśmiał się tylko.
Michała nie było cały weekend w akademiku. Obawiałam się jego reakcji na moje nowe „ja”. Prawdę powiedziawszy, ten mój nowy image nie do końca mi się podoba. Ubrania są bardzo obcisłe, w całej okazałości eksponują moją figurę. A Łukasz przeczuwając coś, wyrzucił większość moich starych rzeczy do zsypu na śmieci.
Jak dla mnie poniedziałek nadszedł zdecydowanie za szybko. Bardzo bałam się iść na uczelnię. Najchętniej poszłabym na wagary, albo nie wychodziła w ogóle z pokoju. Ale zdecydowałam się jednak pójść na zajęcia. Kiedyś trzeba zmierzyć się ze swoim strachem.
Uff, połowa dnia na uczelni za mną. Żadnych negatywnych komentarzy w moim kierunku. Właśnie wchodziłam do sali na kolejne zajęcia, gdy natknęłam się na Michała. Z początku nie poznał mnie. Odezwałam się więc do niego pierwsza:
— Witam drogiego sąsiada…
— Lena?!!! To ty?!!! Jezu, nie poznałem cię — chłopak dosłownie otworzył buzię z wrażenia
— Tak, to ja — zaśmiałam się tylko — Skoro mnie nie poznałeś, to znaczy, że będę bogata — ucieszyłam się
— Wow, wyglądasz… — Michałowi brakowało słów
— Michałku?! Z kim rozmawiasz?! — oho, wiedźma przyleciała na swojej miotle –Lena, to ty?! — z niedowierzaniem spytała Kamila. Ona zawsze wie, kiedy ma się pojawić. Wmontowała Michałowi GPS, czy co?
— Jak widać — odpowiedziałam
— Wiesz co ci powiem? Nie wiem po co to całe przedstawienie. Myślisz, że zmiana wyglądu coś ci da?! I skąd miałaś kasę, by sobie cycki zrobić?!!! — jakby mogła to by zaczęła pluć jadem
— Kamila, daj jej spokój — Michał stanął w mojej obronie — O co ci chodzi?
— Nie broń jej! Dziwadło na zawsze pozostanie dziwadłem i nic nigdy tego nie zmieni! — Kamila darła się na cały korytarz
— Kamila, nie wiem co ostatnio się z tobą dzieje, idziemy! — zarządził Michał — Sorry Lena za tę chorą akcję i do zobaczenia później — przepraszająco uśmiechnął się do mnie i poszedł ciągnąc za rękę swoją dziewczynę.
Pani Zosia bardzo pozytywnie oceniła mój nowy wygląd:
— Wreszcie wyglądasz jak człowiek, a nie straszydło — Wow, miłe określenie, nie ma co i to na samo dzień dobry.
Uczyłam się dzisiaj do późnych godzin nocnych. Jedyna rzecz od której nie mogłam się oderwać to nauka. Dzień, w którym nie zajrzałabym do notatek i książek uważałabym za dzień stracony. Brakowało mi jedynie okularów, soczewki w oczach bardzo mnie drażniły. Tęskniłam również za rozlazłym T-shirtem do spania, którym okrywałam kolana podczas nauki. Zamiast tego miałam na sobie krótką, brzoskwiniową, satynową koszulkę nocną na cienkich ramiączkach. Stwierdziłam, że firanka zakrywałaby więcej niż to coś. W sobotę zamierzałam wybrać się na targowisko i powrócić do starych nawyków — chociaż tych, w kwestii nocnego ubioru. Przecież Łukasz mi tego nie skontroluje.
Nagle ktoś zapukał do drzwi. Krzyknęłam:
— Łukasz, wchodź, otwarte — będąc pewna, że to on
— Hej Lena to nie Łukasz… — po czym nastąpiła długa pauza. Spojrzałam w kierunku drzwi. W progu stał Michał i tylko gapił się na mnie. Spaliłam buraka i szybko poderwałam się z łóżka, by złapać za szlafrok. Znając swoje parszywe szczęście, zaplątałam stopę w pościel i runęłam jak długa na podłogę. Świetnie, no po prostu genialnie, nie dość, że Michał zobaczył mnie pół-gołą to jeszcze musiałam się przewalić i stłuc sobie kolano. Michał zaczął pomagać mi podnosić się z podłogi. Jakby tego było mało, jedno z ramiączek koszulki zaczęło zsuwać się po moim ramieniu. Wzrok Michała zaczął sunąć w kierunku mojego biustu. Odwróciłam się więc szybko, żeby złapać szlafrok wiszący na oparciu krzesła i znów uderzyłam się w bolące kolano.
— Auć! — łzy stanęły mi w oczach
— Lena, czekaj, trzeba przyłożyć lód! — i bez ostrzeżenia wziął mnie na ręce i zaniósł do kuchni. Posadził mnie na krześle i zaczął wyjmować lód z zamrażalnika. Wsadził go w ścierkę, uklęknął przede mną i przyłożył mi go na bolące kolano. Jego druga ręka zaczęła gładzić moją łydkę.
— Eh mm, a co ty robisz? — spytałam cichutko
— Przykładam lód do twojego bolącego kolana — wyjaśnił
— Acha — powiedziałam tępo
— Następnym razem uprzedzę o swojej wizycie, żebyś znów nie zrobiła sobie krzywdy — Michał zaczął żartować, próbując w ten sposób rozładować napięcie, które pojawiło się między naszą dwójką.
— Ha ha ha, ależ ty dowcipny — odparowałam — A co chciałeś ode mnie tak późno w nocy?
— Zobaczyłem, że w twoim pokoju pali się światło, więc postanowiłem zapukać i sprawdzić co u ciebie. Widziałem, że przejęłaś się słowami Kamili.
— Michał, nie chcę o tym gadać, lepiej zmień temat — zasugerowałam
– Lena, nie wolno ci się przejmować takimi słowami, dla mnie wyglądasz rewelacyjnie — i zaczął zezować w kierunku mojej nocnej koszulki (na szczęście miałam już założony szlafrok)
— Przestań, dobrze?! — obruszyłam się
— No co? Mówię o twoim nowym wizerunku jaki zaprezentowałaś na uczelni. Ale teraz też wyglądasz czadowo — przyznał
— Odwal się! — zaczęłam się śmiać i pacnęłam go w ramię — To był pomysł Łukasza, zaciągnął mnie do sklepów, a potem powywalał stare rzeczy — wyjaśniłam
— Ha! Wiedziałem, że to on. Oj, chyba postawię mu za to flaszkę wódki — powiedział ucieszony Michał
— Bardzo zabawne — powiedziałam sarkastycznie
— Lena, nie krzyw się. Wyglądasz pięknie. Metamorfoza ci bardzo służy. Tylko proszę cię o jedno…
— Tak? — spytałam zaskoczona
— Nie strać tej swojej naturalności i dobroci, to najbardziej w tobie lubię. No, a teraz zaniosę cię do łóżka, bo jest późna pora.
— Co?!!! Dzięki wielkie, ale sama sobie poradzę — próbowałam się sprzeciwić
Niestety nie udało mi się go przekonać. Michał zaniósł mnie do łóżka, przykrył kołdrą, pochylił i pocałował mnie lekko w czoło, a potem zgasił światło i wyszedł.
— Do jutra- szepnął jeszcze i już go nie było.
Rano obudziło mnie pukanie do drzwi. Michał pyta, czy może wejść ze śniadaniem. Stwierdził też, że jest po części winny temu, że stłukłam sobie kolano, więc dziś będzie o mnie dbał. Wow, pierwszy raz jadłam śniadanie w łóżku, a na dodatek w towarzystwie Michała, który usadowił się koło mnie. Czułam się jak w niebie i chciałam, by ta chwila trwała wiecznie. Oczywiście, nic nie dałam po sobie poznać.
Kolano trochę spuchło, a na dodatek miałam wielkiego, fioletowego siniaka. Trzeba założyć na uczelnię spódniczkę — nie ma innego wyjścia. Owinęłam kolano bandażem i w ten sposób nie wcisnę się w żadne spodnie. Tylko czemu ja tak panikuję, w związku z założeniem na uczelnie spódniczki? Jakby był powód. Spódniczka to spódniczka. Wielkie halo. Tylko, że ja nie pamiętam, bym kiedykolwiek jakąś nosiła.
Michał zaraz po śniadaniu stwierdził, że zabierze mnie na uczelnie swoim autem, żebym nie nadwyrężała tego kolana. Po drodze musieliśmy tylko wysadzić Łukasza przy jego wydziale. Nagle usłyszałam niezadowolony głos mojego przyjaciela:
— Windy w aka nie działają. Jest jakaś awaria i trzeba skorzystać z klatki schodowej
— Po co ci winda?! — zaczęłam się śmiać — Przecież mieszkamy na pierwszym piętrze, ja zawsze korzystam z klatki schodowej, choć dziś zejdzie mi na to trochę więcej czasu — zauważyłam
— Z tym nie będzie większego problemu, wezmę cię na ręce i bez dyskusji — stwierdził Michał
— No nareszcie, plan zaczął działać i to w 100% — szepnął mi na ucho zadowolony Łukasz
Gdy Michał wziął mnie na ręce, Łuki krzyknął:
— Uśmiech! — i wariat zrobił nam zdjęcie
— Pogrzało cię?! — wykrzyknęliśmy oboje z Michałem
– No co z wami, kochani? Foty strzelić nie można? Wiecie przecież, że zajmuję się tym na co dzień — Łukasz udał obrażonego — Będę miał do portfolio — burknął
W samochodzie Michał upierał się, że zawiezie mnie po zajęciach do pracy, argumentując, że i tak kończymy zajęcia o tej samej porze. Nawet nie sprzeczałam się z nim. Byłam zadowolona, że spędzę z nim więcej czasu. Michał próbował mnie też przekonać, żebym wzięła dzień wolny i pojechała z nim do lekarza. Ale na to już się nie zgodziłam.
Po zajęciach czekałam na Michała ponad 15 minut. Próbowałam się do niego kilkakrotnie dodzwonić, ale miał wyłączony telefon. Na pomoc Marcina i Łukasza nie miałam co liczyć, bo oboje samochodu nie posiadają. Postanowiłam więc, że pojadę do pracy autobusem. Pani Zosia z początku była bardzo zła o to, że się spóźniłam (uciekł mi autobus, a na następny musiałam czekać 10 minut), ale gdy zobaczyła moje zabandażowane kolano i to, że utykam, złość na mnie szybko jej minęła. Poszła do apteki, zaopatrzyła mnie w maść przeciwbólową i odesłała taksówką do akademika. Dostałam również za to, że nie wybrałam się wcale do lekarza i że urazów kolana nie powinno się bagatelizować.
Było mi bardzo przykro z tego powodu, że Michał mnie wystawił. Mógł chociaż napisać smsa, albo nie oferować się w ogóle z pomocą. Raczej nie stało mu się coś poważnego, bo 2 godziny wcześniej widziałam go w towarzystwie Kamili i był aż za bardzo zaabsorbowany jej osobą. Oj, Lena, weź się w garść! Nie próbuj go usprawiedliwiać. Najwyraźniej chłopak chce grać na dwa fronty.
Wieczorem gdy robiłam kolację, do segmentu wpadł zdyszany Michał:
— Lena, tak bardzo cię przepraszam — zaczął od progu
— Nie tłumacz się, tylko szkoda cenciku, że było ci żal wykorzystać przyznany pakiet na to, by napisać mi smsa, że jednak mnie nie odwieziesz do pracy. Przez ciebie spóźniłam się i zmarzłam.
— Lena, naprawdę przepraszam. Kamila zabrała mi kluczyki do auta i nie chciała ich oddać. Jak je już odzyskałem, ciebie nie było, a komórka mi padła. Sama zobacz — pokazał mi dowód w postaci rozładowanego telefonu
— Okay, nie musisz mi niczego pokazywać, wierzę ci — powiedziałam dla świętego spokoju
— A jak tam twoje kolano?
— Już lepiej, dzięki — odpowiedziałam niosąc kolację do pokoju i zamykając za sobą drzwi.
Nadszedł czas, by farsa z tym, że jesteśmy parą z Marcinem wreszcie dobiegła końca. Jak ja się cieszę z tego powodu. Skoro Kamila i jej psiapsiółeczki przestały się mnie czepiać i oskarżać że czuję coś do Michała, doszliśmy z Marcinem do wniosku, że koniec z udawaniem. Nareszcie, bo czułam się nieswojo oszukując wszystkich dookoła, nawet taką jędzę jak Kamila.
Gdy wróciłam po pracy do akademika, usłyszałam głośną awanturę w pokoju chłopaków. Michał z Marcinem wykłócali się o coś. Gdy wychodziłam z łazienki okazało się, ze tematem spięcia jest Kamila. Nie chciałam podsłuchiwać (przecież to nie moja sprawa), więc zdecydowałam się wybrać na wieczorny spacer. Już wychodziłam z segmentu, gdy usłyszałam swoje imię. Postanowiłam tym razem interweniować. Rozmawiają o mnie, więc chcę być przy tym obecna.
— Chłopaki, co tu się dzieje?! Pewnie słychać was na połowie korytarza. Marcin, czemu się pakujesz? — spytałam zaskoczona
— Wynoszę się stąd. Nie zamierzam mieszkać z tym frajerem pod jednym dachem. Koleś sam nie wie czego chce. Pies ogrodnika. Sam nie weźmie i drugiemu też nie da.
— Jak to? — spytałam zszokowana — O co tu chodzi? — byłam zdezorientowana, przecież do tej pory chłopaki stanowili zgraną paczkę, nawet fakt, że „jesteśmy parą” z Marcinem, nie popsuła tego.
— Marcin kręci z Kamilką i przyprawiali mi rogi już od wakacji. Tobie zresztą też — wykrzyknął Michał
— Co takiego? — spytałam zdziwiona
— Kretynie, sam nie wiesz, czego chcesz, bujałeś się z Kamilą, a zarywałeś do Leny! Sam nie jesteś w porządku! Chciałeś mieć i jedną i drugą! A gdy Lena chciała sobie dać z Tobą spokój, musiałeś udawać rycerza na białym koniu i znów celowo wzbudzić w niej zainteresowanie, bo nie mogłeś wytrzymać, że ona zaczęła cię olewać!
— Jak to?! — wykrzyknęłam zszokowana słowami Marcina
— Lena, proszę cię wyjdź, później pogadamy — powiedział Michał
Nie wiedziałam, co o tym wszystkim myśleć. Kamila zdradzająca swojego chłopaka i to właśnie z Marcinem? I Michał, który chce być i ze mną i z nią? Nie rozumiem tego. Postanowiłam jednak wyjść na ten spacer i uporządkować swoje galopujące myśli. Nie chciałam też słyszeć krzyków za ściany. Bałam się, że jeszcze chwila a dojdzie do rękoczynów. Współczuje Łukaszowi, w tym momencie znajduje się między młotem a kowadłem.
— Hej, mogę wejść? — spytał Michał zaraz po tym jak wróciłam do akademika
— Przecież już to zrobiłeś, więc czemu się pytasz? — odburknęłam
— Musimy poważnie porozmawiać o tym, co zaszło popołudniu.
— W takim razie słucham. Może łaskawie mi wyjaśnisz, co Marcin miał na myśli? I co ma to wszystko znaczyć? Bo się pogubiłam, może jestem za głupia, by zrozumieć te wszystkie wasze gierki. Nie tak byłam wychowywana.
— Lena posłuchaj, byłem w związku z Kamilą już od liceum, aż w październiku pojawiłaś się ty, inna od dziewczyn, które do tej pory znałem — zaczął wyjaśniać
— No i co w związku z tym? — chciałam wiedzieć
— Posłuchaj, zaczęło mi na tobie zależeć, z dnia na dzień coraz bardziej, a gdy już zrzuciłaś ten kokon, w którym się ukrywałaś, zacząłem wariować na maksa na twoim punkcie. Chciałem spędzać z tobą coraz więcej czasu. Ale była Kamila i nadal jest — dodał skruszony — Jestem z nią już ponad 3 lata, to nie jest takie proste, jak może się komuś wydawać — wyznał
— Michał, musisz sam to wszystko przemyśleć, czego dokładnie chcesz w swoim życiu, bo zacząłeś się motać. To, że Kamila cię zdradziła, a ja zostałam sama na horyzoncie, nie znaczy, że ci zaufam i że będę z tobą. Nie jestem nagrodą pocieszenia. Jeśli przemyślisz to wszystko na spokojnie i będziesz pewny, że naprawdę coś do mnie czujesz i że rzeczywiście ci na mnie zależy, to uprzedzam, że czeka cię bardzo ciężka droga. Nie jestem zabawką i nie można mnie rzucić w kąt, kiedy się znudzę. Będziesz musiał się wykazać, by ze mną być. Więc proszę cię jeszcze raz, przemyśl to wszystko, ale dopiero wtedy, gdy emocje dnia dzisiejszego opadną. A teraz, jeśli możesz, to zostaw mnie samą. Ja też muszę przemyśleć parę spraw.