Powrót dnia wczorajszego
Tląca się samotność,
iskra człowieczeństwa
zagubiona przez niespożyty
i zapomniany okres niewinności.
W niewiedzy tkwić można
i tysiące przyszłych pokoleń
zagubić tę drogę,
która od poczęcia wyznacza
kierunek niepewnego swego losu,
chłodzący wysoko ambicje
przyszłego mało normalnego
członka pewnej swej zguby
społeczności,
zginiemy od chłodu
przemienionego w ciepłe
sztuczności krótko
żyjącego kiera
Prorokiem nie zamierzałabym być,
musiałam pogodzić się z tym,
ale zbyt często mówię „nie”
i gotową odpowiedź zamykam
na niezliczoną ilość
czarnych od sadzy kłódek.
Złoty łańcuch, tak wychwalany
stał się przekleństwem,
moim przekleństwem
gardzą nim moje oczy,
diamenty zostawiam
w brudniej szufladzie,
tam gdzie kończą się
marzenia, a zaczynają koszmary.
Mam tylko jedno
to podpora
to muza
to gniew
to radość
to nic
przecież to tylko jutro.
Zagłada
Uciekająca strzała szarego świata
zamroczona przez wykrzywienie Wiecznych
podążą drogą nikłego promienia wód
których granice wyznaczyli śmiertelni
kiedyś sam jej Los był potęgą
dziś to wszystko zgniło
i czarne rzeki palące ogniem
znów poczęły strasznego potwora
kłębiącego się we własnej agonii
założyli kajdany i on zaklął
istoty żyjące w kamień
to co nie żyło — zaczęło oddychać
gargulec wraz z początkiem dnia
wstał z katedry,
pomknął ku Słońcu pełnego niewiast
i spoczął w odmętach chmur
by poznać mrok ducha
zaskoczony Midrahur wyrzekł
słowa prorokujące resztę świata
jego przeznaczenie nie pozwoliło
ujrzeć całkowitego chaosu
płaczu Matki Ziemi
rozpaczy Ojca Niebios
patrzeć na zgliszcza tamtego wieku
czuć smak zgorszenia
bólu, ciągłego niszczenia
umarł słysząc kroki
Nostrudusa
wyjącego swe męki
Midrahur widział tylko potwora
wielkiego niczym góra
o krwistoczerwonej skórze
w jego dzikich oczach
odbijała się Śmierć
z ust wyglądał Głód
a z całej postaci
emanowało Zło
Zgniótł Midrahura jak każdy inny krzak
Energiczna myśl nie zdziała nic
Nostrudus powrócił, wyrwał się Wiecznym
nie istniejemy — pochłonięci przez istotę
która winna zniknąć miliardy lat temu
przecież Bohaterze mówiłeś
że bestia zgładzona!
kryłeś nieprawdę we własnej glorii
daliśmy Ci Serce!
Bohaterze, Ty pierwszy umarłeś
dając gniewny sen ludziom
pragnących klejnotu Wiecznych-
A’kzi da nifa Lutre
(kamienia spokojnej Śmierci)
Fuego
Podszedł do ogniska
ogień okazał się
żądny palenia
Pochłonęło czystą istotę
Ashes to ashes,
Dust to dust
W umysłach pozostał
niezrozumiałym dymem
z czasem wypalił
drogę ku zapomnieniu
To wszystko czym łączył świat
podążyło za nim
Miało się zrodzić
nowe dziecię potęgi
które zatrzyma czas
lecz żar zapobiegł
inwazji świata
Śmiertelny płomień
chce śmiertelnych ludzi
Przyjaciół niełatwo znaleźć
pośród czterech potęg
współgrających ze sobą
by zatrzymać koronę.
Dzika Pani
Czarna postać wynurzyła się
z mgieł Muk’ztro de p’Adnes
Jej wielkie zielone oczy
mignęły w świetle jasnego księżyca
kocie ruchy w ludzkim ciele
Przegnana przez Wiecznych
do zaczarowanej doliny
spowitej deszczem i smutkiem
Wiedzie życie godnie
mimo przeszkód i niepowodzeń
Woli działać w samotności
przypomina czarną panterę
ostrożna lecz zdecydowana
dotkliwe kąsa przeciwnika
p’Adnes zmuszali ją
by jak niewolnik służyła
dyktatorom rajskiej planety
Uciekła z więzienia
które wlewało się w jej jaźń
Znalazła tu spoczynek
Wieczni boją się doliny
tu mieszkają Oni
dawni Panowie planety
Dzika Pani przyjmuje sojusz
przeciwników p’Adens
drażni ją Ich bezczynność