Wstęp
Jesteśmy uczniami Zasadniczej Szkoły Zawodowej w ZSTZ w Piekarach Śląskich. O konkursie dowiedzieliśmy się od nauczycielek z naszej szkoły. Wybór tytułu książki wiązał się z naszymi zainteresowanymi, pasjami a nawet z zawodem, którego się uczymy. Smaki dzieciństwa to temat bardzo uniwersalny i często poruszany w literaturze. Jednak każdy ma inne wspomnienia, czasami bardzo osobiste, przywołujące błogi nastrój, uśmiech na twarzy czy nawet charakterystyczny smak w ustach. Mamy nadzieję, że nasze opowiadania przeniosą Was w krainę dziecięcych wspomnień, niezależnie ile akurat macie lat. A przy okazji udowodnią, że młodzi ludzie też darzą szacunkiem dawne czasy i osoby, dzięki którym te obrazy zostały w pamięci.
„Papinka”
Angelika Soporska
Wspomnienia… Każdy je ma. Są to chwile, które na zawsze tkwią w naszej pamięci. Zarazem jest to niestety czas, który już nigdy nie wróci.
Najbardziej lubię wspominać czasy dzieciństwa, kiedy dni mijały mi tak beztrosko. Moim jedynym zmartwieniem było to co będę robić każdego dnia, bo w głowie miałam tyle pomysłów, że ciężko było mi się zdecydować.
Pamiętam, że moim ulubionym,,zajęciem” było jedzenie. Całe dnie spędzałam w ogrodzie, gdzie zawsze mogłam napełnić swój brzuszek. Można było tam znaleźć pyszne maliny, słoneczniki, agrest, soczyste jabłka, gruszki i porzeczki. Moi rodzice zawsze twierdzili, że zostanę kucharką, bo stale ciągnęło mnie do kuchni. Z dzieciństwem najbardziej kojarzy mi się smak mleka. Miałam taki pomarańczowy kubek ze słomką, z którego każdego dnia piłam świeżutkie mleczko. Mama powtarzała mi wtedy takie znane hasło z reklamy:,,Pij mleko będziesz wielki”, a ja nie miałam świadomości tego, że nie do końca jest to prawdą i chętnie je piłam. Gdy byłam już trochę starsza każdego dnia, gdy przychodziła pora na kolację(mimo iż nie znałam się na zegarku i nie wiedziałam która jest godzina nie można było mnie oszukać) zabierałam tatę do kuchni i robiliśmy jakieś mleczne dania.
Jednego dnia była to zupa mleczna, czyli makaron z ciepłym mlekiem i duża ilością cukru. Tak, żeby osłodzić sobie sen (ha ha). Innym razem robiliśmy tzw.,,papinkę”. Były to małe kawałki bułki wrzucone do mleka i także dodawało się tam cukru. Ojciec mówił mi, że taka,,papinka” w czasach jego dzieciństwa była bardzo powszechną przekąską.
Kolejnym takim smakiem, który pamiętam z dzieciństwa jest kapusta. Uwielbiałam jak mama gotowała na obiad ciaperkapustę — kapustę z ziemniakami, ze smalcem i boczkiem. Do tego były podawane mięciutkie, przepyszne żeberka.
Kiedy byłam mała i nie potrafiłam jeszcze dobrze wypowiadać wszystkich słów to mówiłam na kapustę — „ciaputka”. Za każdym razem, gdy mijaliśmy sklep krzyczałam: „Mamo, mamo! Chodź do pepu po ciaputkę!”. Do dziś każdy w rodzinie śmieje się z tego, ale jest co wspominać. W głębi duszy chciałabym wrócić do tych czasów, lecz niestety tak się nie da, bo wzywa już dorosłe życie i nowe doświadczenia. Może kulinarne?
„Turbo Tyta”
Patrycja Olma
Kilkanaście lat temu, gdy miałam 6 lat, miałam iść do pierwszej klasy szkoły podstawowej. Byłam z tego powodu bardzo podekscytowana. Zbliżał się mój długo wyczekiwany dzień. Musiałam z mama iść kupić „tyte” inaczej zwaną rogiem obfitości oraz dużo słodkości, którymi miałyśmy ją wypełnić. Były tam m.in. cukierki, żelki, dużo batonów różnego rodzaju np. Mars, Twix i Snickers, który najbardziej mi smakuje. Snickers jest w przepysznej polewie czekoladowej z nugatowym nadzieniem z kawałkami orzeszków. Kupiliśmy również dużo ciastek z marmoladą, jeżyki z bakaliami i czekoladą, kruche ciastka familijne z kremem waniliowym i czekoladowym oraz moje ulubione gumy Turbo. Uśmiech pojawia się na mojej twarzy gdy sobie o nich przypomnę. Uwielbiałam je, ponieważ były o smaku brzoskwiniowym. Gumy były bardzo twarde. Nie dało się ich zgiąć więc zawsze je łamałam. Podobało mi się, że były różnego koloru. Ich kształt przypominał odciśnięte opony samochodowe. Do każdej gumy były dodawane obrazki sławnych samochodów i motocykli. Każdy rówieśnik je zbierał i chwalił się zebraną ilością. Ale wracając do mojego jedynego i dla mnie oryginalnego rogu obfitości. Było tego wszystkiego bardzo dużo. Nie umiałam się doczekać kiedy to wszystko zjem. Wreszcie nadszedł długo oczekiwany dzień. Rano, zanim wstałam z łóżka, obudził mnie cudowny zapach naleśników z bananem i syropem klonowy. Zrobiła je specjalnie dla mnie moja mama. Po śniadaniu wreszcie wyruszyliśmy do nowej szkoły. Długo nie szliśmy bo szkoła znajduje się blisko mojego domu. Mama miała przejętą minę, ja się bardzo cieszyłam. Niby nie odczuwałam żadnego strachu przed samą szkołą, ale w rzeczywistości bałam się trochę poznania nowego otoczenia i nowych koleżanek. Kilka dni po rozpoczęciu roku w szkole zorganizowano bal przebierańców. Długo z mamą myślałam nad strojem, aż wpadłam na pomysł, że chcę być wróżką. Bardzo lubiłam bajki o dobrych czarodziejkach, więc postanowiłam być jedną z nich. Moja mama jest z zawodu krawcową. Szybko uszyła mi przepiękną suknię sięgającą kostek oraz tiarę. Wyglądałam bajecznie.
Na bal miałam zabrać jakiś poczęstunek więc z mamą upiekłam moje ulubione ciasto czekoladowe, które zawsze robi na moje urodziny. Wypiek jest bardzo prosty do zrobienia. Potrzebne jest tylko mleko, mąka, jaja, cukier, masło oraz mleczna czekolada. Ciasto jest przepyszne, ponieważ jest zrobione z słodkiej czekolady, bakalii i polewy czekoladowej.
Wreszcie odbył się bal, podczas którego odbyły się różne konkursy. W jednym wygrałam misia, którego nazwałam potem Puszek, bo był puszysty. Po zabawie odbył się poczęstunek. Były ciasta, pączki, soki. Najwięcej jednak zjadłam mojego ciasta. Po poczęstunku dalej się bawiliśmy. Był to mój pierwszy i najbardziej udany bal. Ze szkołą podstawową wiąże się wiele wspomnień, tych wesołych i tych mniej. Na pewno długo o nich nie zapomnę.
Rozpieszczanie Wnuków
Wiktoria Skrzypek
Postanowiłam podzielić się z wami moimi wspomnieniami z dzieciństwa. Mimo iż nie będę oryginalna to śmiało stwierdzam, że młode lata kojarzą mi się z moją najukochańszą babcią ze strony mamy. Towarzyszyła mi i na szczęście nadal towarzyszy w moim codziennym życiu. Była i jest zawsze gdy jej potrzebuje. To ona po dzień dzisiejszy zawsze gotuje nam przepyszną grochówkę. Każdy kto zje jej zupę nie zapomina tego smaku. I chociaż mam przepis i często ją robię to nigdy nie jest ona już taka pyszna. Stwierdzam więc, że tylko ona robi ją najlepiej. Jest taka naprawdę „babcina”. Dzieje się może tak dlatego, że babcie dla wnucząt zrobią wszystko i rozpieszczają nas całe życie. Moja to podwójnie, a nawet i potrójnie.
Dowodem na to jest kolejne moje wspomnienie z dzieciństwa. Była zima. Na dworze jak zwykle było bardzo zimno. Często wtedy nocowałam u babci. Bardzo lubiłam spędzać swój wolny czas właśnie u niej. Rano jak wstawałam z łóżka to obok na stole stała już naszykowana ciepła herbatka owocowa (do dzisiejszego dnia jak sobie przypomnę czuję jej zapach) i ulubione śniadanko — frankfuterki. Były zawsze dwie (wiedziała, że jem zawsze tylko taką ilość). Obok kiełbasek znajdowały się dwie kromki świeżego, pachnącego chleba posmarowanego masełkiem osełkowym. Babcia zawsze rano, kiedy jeszcze spałam, szła na dół do piekarnio-cukierni „Stach“ i kupowała dopiero co wyciągnięty z pieca bochenek chleba i kostkę prawdziwego masła. Prawda — że mam wspaniałą babcię!?
Jej mąż, czyli mój dziadek wcale nie był gorszy. Zawsze brał mnie na różne wycieczki. Zabierał ze sobą mój ulubiony smakołyk. Słonecznik prażony. Pamiętam jak zorganizował wyjazd do Miasteczka Śląskiego na przejażdżkę pociągiem wycieczkowym. Siedziałam wtedy dziadkowi na kolanach i wpatrywałam się w piękny krajobraz. Było cudownie. W drodze oczywiście jadłam słonecznik. Dziadzio prażył go zawsze wcześniej w domu na patelni i przesypywał do torebek papierowych jak to się robiło za dawnych czasów. W domu jeszcze długo unosił się zapach przygotowywanych pestek. Tłumaczył, że słonecznik wtedy jest dłużej chrupiący i wiele smaczniejszy. Miał rację. Szkoda że dziadek już nie żyje, bo sądzę, że mieć takich dziadków to naprawdę skarb. Dlatego chciałabym żeby babcia Marysia długo jeszcze pożyła. Najlepiej żeby przeżyła 100 LAT albo i dłużej!
Beztroskie Dzieciństwo
Dawid Repeta
Dzieciństwo każdemu kojarzy się z czymś innym. Jednym kojarzy się z czasem, który spędzili na zabawie z przyjaciółmi a innym z rodzinnymi wycieczkami w ciekawe miejsca. Gdy słyszę słowo dzieciństwo przypominam sobie moją babcię do której chodziłem prawie codziennie. Była cudowną osobą. Piekła najpyszniejszy chleb jaki kiedykolwiek jadłem. Uwielbiałem przyglądać się jak szybko potrafi uformować idealny bochenek. Jak zaczynał się piec w domu roznosił się fantastyczny zapach. Od razu człowiek robił się głodny. Pamiętam, że babcia zawsze była miła, pomocna oraz uśmiechnięta. Niestety zmarła gdy miałem siedem lat.
Mieszkała na wsi. Do najbliższego sąsiada miała około kilometra, ale to miało w sobie swój urok. Chcąc iść do kogoś szło się piękną polną drogą, a nad głową było bezchmurne niebo, które w letni dzień wyglądało cudownie. Pewnego dnia gdy byłem u babci, wraz z moją mamą i moim starszym o rok bratem, zapytała mnie czy chcę u niej nocować. Od razu się zgodziłem. Pobawiłem się jeszcze chwilę z bratem i poszliśmy do domu, ponieważ uparłem się, że chcę zabrać ze sobą mojego misia, z którym zawsze zasypiałem. Gdy dotarłem do domu wziąłem reklamówkę i zacząłem się pakować. Oprócz misia wziąłem kilka zabawek i ulubioną poduszkę. W drodze do babci mama powiedziała, że jakbym zmienił zdanie to mogę wrócić do domu. Byłem tak podekscytowany i uparty, że stwierdziłem „Na pewno nie będę wracał”. Mama uśmiechnęła się, chyba nie dowierzała. Chwile potem byliśmy już na miejscu. Pożegnałem się z mamą i usiadłem u babci w kuchni. Tego dnia (pamiętam jakby to było wczoraj) zrobiła mi pyszne kakao i kromkę chleba z dżemem truskawkowym. Dżem robiła sama co roku ze świeżych truskawek, które od małego zbierałem z moim bratem u niej w ogrodzie. Owoce były duże, soczyste i miały cudowny zapach. Już podczas zbierania nie mogłem się oprzeć pokusie i zawsze je podjadałem. Były wyjątkowe. Nigdy tak dobrych truskawek nie udało mi się kupić w sklepie. Wróćmy jednak do wizyty u babci. Gdy zjadłem kolację położyłem się na łóżku, które babcia mi przygotowała. Oglądałem wieczorynkę. W końcu zasnąłem obok mojego misia. Jednak w nocy obudziłem się. W spokoju rozglądałem się po pokoju, aż w pewnej chwili zacząłem płakać i powiedziałem, że chcę wrócić do domu. Była noc, więc babcia powiedziała, że mama przyjdzie po mnie z samego rana. Ja jednak uparłem się, że nie chcę czekać i zacząłem jeszcze bardziej płakać. W końcu babcia zadzwoniła do mojej mamy i poprosiła, żeby po mnie przyszła. Chwilę potem mama zjawiła się w drzwiach, a ja podbiegłem i przytuliłem się do niej. Pożegnałem się z babcią i wróciłem do domu z moją najukochańszą mamą.
Dziękujemy za fachową pomoc i dobre słowo naszym nauczycielkom p. Agnieszce Kruk i p. Katarzynie Brodowskiej