E-book
22.05
drukowana A5
44.53
Współcześni samym sobie

Bezpłatny fragment - Współcześni samym sobie


5
Objętość:
229 str.
ISBN:
978-83-8324-537-9
E-book
za 22.05
drukowana A5
za 44.53

Współcześni samym sobie

Zamiast wstępu

Oto druga część Współczesnych samym sobie. Inna. Ciekawsza, żywsza? Być może. Na pewno świeższa. Tamte historie miały ponad 10 lat, te mają kilkanaście lub kilka miesięcy. Wiele osób pytało, kim jest E., dlaczego nic o niej nie napisałam, dlaczego nie była nakreślona mocniej? Odpowiedź jest prosta — zostawiłam to na kolejną część. Z tej książki dowiecie się więcej o E. z jej pamiętnikowych zapisków. Sporo przemyśleń w poszczególnych rozdziałach było wystawione na widok publiczny na facebookowej stronie Nieoczywiste. Znalazły się w tej książce przemyślenia, które były zamieszczone w gazecie online o tej samej nazwie. Także macie pełen pakiet tego, co tworzę i jak tworzę. Wersja różowa to rozliczenie się z tym, co było dawno temu, wersja czarna, to ugruntowanie pozycji E. jako narratorki współczesności, a trzecia ostatnia wersja biała, to zupełnie inna książka, o której dowiecie się w swoim czasie.

Kontynuując wprowadzenie do tej czarnej, drugiej części napiszę tak — chciałabym, żebyście czytając ją, myśleli o sobie i o tym, czy w waszym życiu następuje podobna weryfikacja zdarzeń, ludzi i tego, co wokół. Chciałabym, żebyśmy wszyscy częściej w myślach skupiali się na tym, co możemy zrobić, co możemy wybrać. Według narratorki tej książki życie to wybory, a dokładniej magia wyboru: czy będę się wkurzać, czy wezmę oddech i zażartuję, czy wstanę dziesięć minut szybciej z łóżka, czy jednak pośpię, czy zmienię spojrzenie na sytuację, czy będę trwała w bezruchu przez lata, czy zacznę mniej jeść czegoś tam, czy będę udawał, że nic mnie nie obchodzą kolejne kilogramy na wadze? Czy będziemy udawać, że nie mamy wpływu na nasze życie, czy jednak weźmiemy sprawy we własne ręce. Jedno wielkie CZY?

Ostatnio chodzą za mną słowa Wangari Maathai, które brzmią następująco: „To małe rzeczy, które robią zwykli ludzie, zmieniają świat”. I ja, mały człowiek, po części chcę zmienić świat każdego, kto trzyma w ręku tę książkę, to ja, zwykły człowiek robiący swoje, piszący, chcę wam powiedzieć, chcę powiedzieć Tobie czytelniku/czytelniczko/człowieku — bądź, bardziej bądź. Dlaczego bądź? Ciągle czegoś chcemy, coś oceniamy, za czymś gonimy, coś sprawdzamy, czymś się zagłuszamy. A gdyby tak pomyśleć, że nie wiemy nic, tak po prostu, nic nie wiemy. Reagować na wszystko na świeżo, bez zbędnych danych z przeszłości, spróbować cieszyć się z tego, co jest. Planować to, co dobre, a nie to, co trzeba zrobić w ciągu dnia. Wieczorem myśleć o tych kilku rzeczach, które wyszły, zamiast kajać się za to, co nie wyszło i tworzyć kolejną listę tego, co będzie trzeba zrobić następnego dnia. A gdyby tak dać sobie odpocząć, odsapnąć, ucieszyć się z tego, co można, a nie zamartwiać się tym, co trzeba.

Życie się żyje, kiedy dajemy sobie chwilę na oddech i uśmiech i właśnie na tym mi zależy, żeby ta książka była waszą chwilą na oddech, waszą chwilą na uśmiech. A E., jak to E., bywa w sprzeczności z samą sobą, ale dzięki temu jest bardziej ludzka. Prawda?

W tej części można samodzielnie wpisać kwoty za niektóre Przelewy. Zastanówmy się wspólnie i sprawdźmy, jaką wartość mają poszczególne elementy układanki zwanej życie.

Życzę czasu na czytanie.

Chciałam też złożyć wielkie podziękowania dla Dobrochny za wsparcie w kropkach i przecinkach, i literówkach. To cud kobieta, która zrobiła kawał dobrej roboty. Jednak pamiętajcie, że jak wam interpunkcja w którymś miejscu nie będzie pasowała, to tylko moja wina, gdyż gdzieś coś jakoś czasem muszę w swoim stylu ;)


Autorka

za wszystko

01(39) — 31(69)

Przelew 01 (39)
Za: Fenomen w teorii

KWOTA: ……………………………………

E. w teorii jest świetna, fenomenalna, ale w praktyce wręcz koncertowo potrafi wszystko spierdo… zepsuć. Nawet te pieprzone trzy głębsze oddechy nic nie pomagają, nic. Po prostu szlag ją trafia i daje się mu ponieść. Wie, że powinna zrobić to, czy tamto, powiedzieć tak, a nie inaczej albo po prostu się zamknąć. Niestety cała teoria związana z „powinnam” bierze w łeb i zostaje to, co w danej chwili.

Nieważne, że wie co i jak, po prostu coś chlapnie i nawet nie ma siły na to, żeby to odwołać. W rzeczywistości nie brakuje tylko siły, brakuje również chęci. Okazuje się, że E. nie jest najmilszym człowiekiem na świecie i w dodatku czasem ma dość słuchania innych ludzi. Wiadomo, każdy bywa i miły i niemiły. Każdy z nas je i zdrowo i niezdrowo i każdy z nas ma prawo mieć koszmarny dzień. Obrywa się wtedy wszystkim wokół. I nic człowieku nie poradzisz. Nie ma znaczenia czy jesteś księdzem, elektrykiem, księgowym, lekarką, nauczycielem, policjantem, czasem po prostu masz dzień, kiedy mimo całych swoich chęci spieprzysz na całej linii. Tak to już w życiu bywa. Podasz nieodpowiednie lekarstwa, powiesz o jedno słowo za dużo, źle coś przeliczysz, zapomnisz o jakichś procedurach, czyli dzień ruina. I nieważne, że w teorii wiesz co i jak, dzień koszmar sprawia, że zawalasz na całej linii.

I możesz siedzieć i dłubać, i dźgać się tym, że tak koncertowo wszystko zawaliłeś, ale możesz też wstać następnego dnia i powiedzieć sobie „dziś będę lepszy” i będziesz, bo będziesz sobą, po prostu. Bo nie będziesz miał tego jednego dnia w roku, kiedy wszystko cię wkurza i gdy musisz cholernie się starać nie spartolić sobie i innym dnia, ale cóż, jesteś człowiekiem i ten pacjent, klient, poszkodowany, uczeń, Twój asystent, dyrektor, jeśli z nim akurat miałeś spotkanie, dostanie odłamkiem Twojego najgorszego dnia.

Także, jeśli raz od wielkiego dzwonu zdarzy się, że zepsujesz coś koncertowo tak jak E. się zdarzyło, to wrzuć na luz, nie rób sobie dziury w sercu i nie spalaj swojego mózgu myślą, że jesteś najgorszym człowiekiem na świecie. Nie jesteś!

Czasem można coś odkręcić, czasem można nawet po jakimś czasie przeprosić, czasem trzeba po jakimś czasie głębiej odetchnąć i zdarzy się, że przyjdzie dokładnie dzień, taki jak poprzednio, z tymi samymi składnikami, tylko akurat twoje niebo nie spadnie Ci na głowę i okaże się, że cholera, udało Ci się nic nie spartolić. Wtedy będziesz wiedział, że to nie te wszystkie zmienne wokół, z którymi miałeś do czynienia tak Cię wkurzają, że to akurat twoje gorsze samopoczucie. Twój zły dzień doprowadził do serii niefortunnych wypadków: słów, działań, nie wiadomo czego.

I możesz odetchnąć, bo kimkolwiek byś nie był — księdzem, osobą pracującą w sklepie, panem roznoszącym mleko, czy panią od języka niemieckiego — kimkolwiek byś nie był, jesteś jak każdy — i dobry i zły, i masz powody do uśmiechu i do płaczu, i możesz lubić filmy akcji i melodramaty, i ogółem możesz mieć najlepszy dzień w życiu i też coś zepsuć, i możesz mieć słabszy dzień i jakoś sobie z nim poradzić.

Nie ma ludzi idealnych, powtarzała sobie E., po jej koncercie bycia szują. Nie ma tak, że w naszych łazienkach pachnie tylko fiołkami, ale nie jest też tak, że zawsze czuć w nich gówniany zapach.

Zanim, więc zaczniesz niemalże błagać wszystkich o wybaczenie i twierdzić, że powinieneś na kolanach na Jasną Górę, bo przecież cholera jasna rzekłem coś, zachowałem się nie tak, w sumie stwierdziłem fakt, ale chyba nie powinienem aż tak dosadnie, zatrzymaj się i pomyśl, że inni ludzie też mają gorsze dni i zrozumieją, o ile mają chociaż odrobinę oleju w głowie, że Ty też możesz mieć ten gorszy dzień.

Także, kiedy pani w sklepie będzie oburzona Twoim zachowaniem, bo chcesz przymierzyć kurtkę/buty/cokolwiek i prosisz ją o znalezienie Twojego rozmiaru, gdy rozmawia przez telefon i pije kawę albo gdy pani na poczcie będzie miała zaciśnięte usta i zamiast podać Ci kopertę rzuci ją jak psu ochłapy i zanim pomyślisz, że ten człowiek szturchnął Cię, chociaż mógł spokojnie ominąć, albo ksiądz mruknie niezrozumiałą odpowiedź na Twoje pozdrowienie, lekarz będzie obcesowy, a wykładowcę trafi jasny szlag, bo znowu nic nie wiesz, zatrzymaj się i zanim ocenisz każde to zachowanie, weź ten osławiony głębszy oddech i pomyśl: oho, komuś chyba spadło niebo na głowę, nie będę dorzucał do tego swojej urażonej dumy chwilowej.

A jeśli niebo na głowę spada Ci pięć do siedmiu razy w tygodniu, co objawia się ciągłym kurwowaniem, na czym świat stoi i dawaniem tego odczuć wszystkim wokół, to wiedz, że to nie ze światem jest coś nie tak, tylko u Ciebie źle się dzieje, idź po pomoc albo zacznij dostrzegać, że świat nie jest taki zły, świat nie jest wcale mdły….

Przelew 02 (40)
Za: Kroplówkę

KWOTA: ……………………………………

Co wpuszczasz do swojego mózgu, co gości w Twoim krwiobiegu, od czego się uzależniłeś, co gra w tle Twojego dnia codziennego? W tej kroplówce z codzienności jest wszystko to, po co sięgamy każdego dnia.

E. stara się dbać o to, co wpuszcza do swojego świata, co ogląda, co czyta, jaką kawę pije. Jednak trzeba spojrzeć prawdzie w oczy: dzieci, młodzież i wielu dorosłych karmi się na co dzień prawdziwym złem, złem wcielonym. Ludzie dawkują sobie Dlaczego ja? (A dlaczego nie tamten?), Szkoła (E. widziała jeden odcinek i przez całą jej edukację nie działo się w szkole tyle gówna, co w jednym odcinku tego czegoś), Pielęgniarki (lub inne 112), Zdrada/y (wytrzymała kiedyś pięć minut z zegarkiem w ręku).

Pewnie są jeszcze inne „zacne” tytuły, które można byłoby wrzucić do tego zbioru. Jednak E. wolałaby, żeby zniknęły.

Kiedy włączacie telewizor po powrocie z pracy czy ze szkoły, upewnijcie się, czy nieświadomie nie dozujecie sobie trucizny do mózgów. Ktoś powie, że ogląda to dla jaj, że on tego na poważnie nie bierze, ale zupełnie serio, lepiej karmić swój mózg, nawet dla żartu, czymś bardziej ambitnym, czymś, co nie szkodzi, a tego typu programy są szkodliwe i to bardzo. Powinna przed emisją być wyświetlana plansza z takimi samymi hasłami, jakie pojawiają się na paczkach od papierosów, coś w stylu: OGLĄDANIE SZKODZI TOBIE I TWOJEMU OTOCZENIU.

Przelew 03 (41)
Za: Wybory dnia codziennego

KWOTA: ……………………………………

Już samo otwarcie oczu jest wyborem. To w jakim nastroju wstaniemy z łóżka również. Pewnie jest całkiem pokaźne grono osób, które po prostu nudzą się i nie rozmyślają o tym, czy mają lepszy czy gorszy nastrój. Kiedyś, jeśli takie myśli się pojawiały, to później w ciągu dnia wyborów było o wiele mniej, niż my mamy obecnie, bo my dziś spalamy się wybierając.

Kawa z ekspresu czy z kawiarki, a może dziś wypiję rozpuszczalną? Prysznic, a może kąpiel, rano czy wieczorem? Śniadanie w domu, w drodze do pracy, w pracy, czy zrezygnować ze śniadania? Co zjeść na śniadanie? Sięgnąć po telefon? A jeśli tak, to kiedy? A jeśli już siedzimy na telefonie, to co na nim robić? I oczywiście — jaki telefon kupić?

Miliony wyborów codzienności, nasz mózg płonie, bo co chwila musi wybierać.

Sami przedstawiamy mózgowi kolejne możliwości współczesności. Nie jest łatwo wybierać, a co dopiero działać. Jesteśmy przebodźcowani opcjami wyboru i często stawiamy na automat, który sami stworzyliśmy. Na obiad jemy to, co zawsze, w trzech różnych wariantach, w kawiarni wybieramy zawsze tę sama kawę, a wieczorem najczęściej oglądamy kolejny odcinek ulubionego i wałkowanego trzeci raz serialu. Dajemy naszemu mózgowi odpocząć od wyborów. Wybieramy znane i dobre, a przynajmniej nie najgorsze rozwiązania. I owszem, dziś świat krzyczy: nie bądź wygodnicki, daj się ponieść przygodzie, zmień coś w swoim życiu, wyjdź ze swojej strefy komfortu, ale polecam przynajmniej raz w tygodniu nie słuchać tych pokrzykiwań.

E. daje mózgowi odpocząć od kolejnych wyborów, pozwala mu lecieć na automacie, wybiera to, co lubi, bez żadnych wyrzutów sumienia i pamięta, że każdy człowiek musi podjąć setki wyborów każdego dnia, bo żyjemy w takim, a nie innym świecie. Mając to na uwadze, nie dodawaj swoim bliskim kolejnych wyborów w postaci: czarna czy biała bluzka, te czy inne buty, a może pójdziemy tu lub tu. Owszem, możliwość podjęcia decyzji jest świetną sprawą, wybór jest wspaniałą rzeczą, ale raz na jakiś czas sam zdecyduj, trzymaj się tego wyboru i po prostu żyj i daj żyć innym. A to, że nie spróbujecie nigdy wafelka o smaku zielonej herbaty nie sprawi, że będziecie ludźmi, którzy nie chcą eksperymentować i ogółem skapcanieliście na młodość (bo przecież nie na starość, w dzisiejszych czasach każdy młody jest). Będzie to oznaczało li tylko, że macie dość ciągłych wyborów i mózg wam płonie od tego, że ciągle trzeba się stawiać po którejś stronie: to czy to, Ci czy tamci.

Warto raz na jakiś czas polecieć na automacie i skorzystać z opcji już przetestowanych. Mało popularne w czasach bycia hej do przodu, ale warte wypróbowania dla świętego spokoju, którego przecież tak często szukamy, niczym igły w stogu siana.

Przelew 04 (42)
Za: Serce czy rozum?

KWOTA: ……………………………………

„Muszę rozumu słuchać, a nie serducha, serducho już dawno spakowało walizki i jest obok Ciebie i popłakuje, kiedy widzi, że tak nie jest w rzeczywistości. Rozum mówi: uspokój się, stonuj, dwa lata to szmat czasu, jeden weekend to za mało, daj żyć jemu i sobie”. Tak to u E. wygląda.

Także wróćmy do rozumu. Porywy serca zostawimy na później, bo choć są wskazane, to nie zawsze warto ich słuchać. W rozrachunku serce czy rozum wygrywa, to któremu z nich oddajemy władzę nad naszymi reakcjami?

Ile razy zdarzało się, że nagle moglibyście wybiec nago z domu krzycząc eureka? Pewnie moglibyście zliczyć na palcach jednej ręki, a może okazałoby się, że ciężko o taki moment w Twoim życiu.

W szkole uczymy się wielu rzeczy, zależności wielu z nich nijak nie jesteśmy w stanie zrozumieć, więc uczymy się ich, na pamięć. Tak, żeby mieć tę tróję za nauczenie się czegoś na chwilę. Dopiero z biegiem lat, dzięki życiowemu doświadczeniu, dociera do nas, że wszystko jest o wiele prostsze, niż się nam kiedyś wydawało. Po prostu do niektórych rzeczy trzeba dorosnąć. Przeżyć coś, zacząć więcej w życiu dostrzegać, nauczyć się odpowiednio artykułować swoje myśli. Musimy nauczyć się odróżnić to, co jest ważne od tego, co miałkie i nieistotne. Trzeba wiedzieć, kiedy działa rozum, a kiedy serce. Tego nie nauczymy się w szkole. To może być olśnienie, nasza prywatna eureka. Jednak trzeba pamiętać, że często, by wszystko miało ręce i nogi, trzeba używać obu tych organów jednocześnie.

E. bardzo mocno starała się przez pewien czas wybierać — albo patrząc przez pryzmat rozumowych przesłanek, albo przez pryzmat wzniosłych mniej lub bardziej emocjonalnych uniesień — i dotarła do ściany. Oszukiwanie siebie, że jest albo dobrze albo źle, to droga do piekła. Życie to mieszanka wybuchowa, serca, rozumu i wszystkiego, czym codziennie pozwalamy się karmić.

Przelew 05 (43)
Za: Syndrom opisywania

KWOTA: ……………………………………

Cierpimy na syndrom opisywania. Oczywiście są osoby, którym ten syndrom zdaje się być obcy, ale zapewne pod koniec czytania tego tekstu większość z Was stwierdzi, że: cholera, cierpię na ten syndrom.

A jakie są objawy owego syndromu?

Otóż zamiast powiedzieć: ten aktor jest świetny. Najczęściej mówimy: ten aktor jest świetny, wygląda prawie jak ten amerykański XY i ma coś w sobie z tego gościa, co grał w serialu Z. W dodatku ma takie włosy jak W. W ten sam sposób opisujemy to, co kupiliśmy. Opisywanie istnieje w każdym elemencie naszego życia. Jak smakuje kiwi: boże nie jadłaś kiwi, ono ma smak podobny do X, bo jest takie kwaskowe, ale w strukturze jest bardziej podobne do Y, bo nie jest takie gładkie jak Z.

Zamiast po prostu stwierdzić, że kiwi smakuje jak kiwi, aktor X jest świetny, a sukienka, którą kupiłyśmy jest piękna — bawimy się w zbytki słowne. W domyśle świetny/piękna przez pryzmat mojego smaku, gustu, mej estetyki. Bo wszystkie opisy zawierają subiektywną ocenę. Subiektywizm, jak wiemy, ma specyficzne osobiste oblicze, które mimo opisywania i porównywania nadal jest nasze, bo wspominanie o X w kontekście Y i tak może niewiele dać rozmówcy.

Zamiast ciągłego paplania sensowniej skupić się na konkretach i szukać obiektywnych cech, lub zaznaczać swój subiektywizm, a osoba zainteresowana wyrobi sobie własną opinię, jeśli będzie miała na to ochotę.

Lepiej więcej porozmawiać o kwestiach ważnych, życiowych, niż skupiać się na opisywaniu tego, co mamy materialnie, bo jaki koń jest, każdy widzi, a to, że inaczej o nim się opowie, cóż, to w perspektywie całego naszego życia nie jest tak ważne, jak kwestie związane z tym, obok kogo chcemy się budzić, czy tym, co jest naszą życiową pasją.

Nie marnujmy czasu z drugim człowiekiem na paplanie, znajdźmy czas na rozmowę.

Przelew 06 (44)
Za: Płaskostopie umysłowe

KWOTA: ……………………………………

O co Ci chodzi, przecież dziś wszystko mogę sprawdzić w telefonie, czemu się czepiasz? — E. daleko do czepiania się, chce jedynie nadmienić, że kompleks płaskodupia jest wszechobecny, a ten dotyczący płaskostopia umysłowego zszedł na dalszy plan. To wcale nie oznacza, że człowiek ćwiczący, mający pięknie wyrzeźbione ciało jest impotentem umysłowym. Nie, zupełnie nie. Pierwszy wniosek jaki się nasuwa, to raczej ten związany z nastolatkami, którzy uważają, że ważniejsze jest, jaki ktoś ma obwód bicepsa albo o ile cm ma większy tyłek, niż to ile stron książki ostatnio przeczytał.

Ćwiczenia nie wykluczają rozwoju umysłowego. Osoby, które ćwiczą dużo i dobrze wyglądają, a przy okazji nie mają problemów ze swoim organizmem, pokazują, że faktycznie można łączyć i jedno i drugie. Jednak żyjemy w czasach, w których jak Cię widzą, tak Cię piszą: jak masz ABS to jest super, jak Twój tyłek na IG będzie pięknie błyszczał, to jesteś mega. A to, czy czytasz, czy stawiasz na jakąkolwiek strawę duchową poza czytaniem związanym z ilością kalorii na opakowaniu batonika, nie ma znaczenia.

Smutne, że fit ciała, jak i te ciała/twarze stworzone przez dobrego chirurga, brną w opcje: pokażę, że jestem dobrze zrobiony/na. Zaprzedałeś już duszę diabłu… tyle, że u E. ma to związek z tym, że niektórzy zaprzedają swoje ciało diabłu, a inni portfele. I choć rozwój umysłowy nie wyklucza rozwoju fizycznego, bo można zaprzedać się kultowi ciała i pamiętać o balansie umysłowym, to wiele osób nie daje rady. Nie ma czasu, chęci i twierdzi, że wystarczy rozwój fizyczny. Może dla wielu osób to dobre rozwiązanie, ale mimo wszystko dobrze byłoby, gdybyśmy wszyscy choć odrobinę zadbali o stan swojego umysłu.

Przelew 07 (45)
Za: Alfabet

KWOTA: ……………………………………

E. w swoim alfabecie na A w pierwszej kolejności zapisałaby słowo Ambicja.

A jak Ambicja, Atrakcyjność, Ada (chociaż to chyba powinno być pod C jak Ciotka), Afganistan, Ania x kilka i Agata i jeszcze Agrafka, bo to bardzo ważna, można powiedzieć, wręcz niezbędna rzecz w Życiu E. (a o życiu będzie na końcu, bo to na żet).

W dzisiejszych czasach brak ambicji brzmi co najmniej jak brak chęci do życia. Uczniowie słyszą: musisz wiedzieć czego chcesz, musisz dążyć do celów, gdzie się podziały twoje ambicje? A skąd młody adept ma wiedzieć, czego tak naprawdę chce, co sprawia mu przyjemność (oczywiście poza adrenaliną związana z łamaniem zakazów)?

Ci trochę starsi, którzy ruszyli w wyścigu szczurów z impetem, często są zbyt ambitni. Ambicja totalnie ich zaślepia, przez co często biorą na swe wątłe ramiona zbyt wiele. Niestety bardzo często tylko po to, by pokazać innym, że dadzą radę, że przenieść góry to żaden problem. Chociaż to chyba lepsze podejście do życia niż siedzenie i nic nierobienie — stwierdzi ktoś inny?

Ambicja ma czerwony kolor, pachnie mocną kawą i ma smak ostrej papryki. Jak wiadomo, z żadną z tych rzeczy nie powinno się przesadzać. Jeśli czerwień to albo na ustach, albo na policzkach, jeśli mocna kawa to jedna w ciągu dnia, jeśli ostra papryczka to tylko kilka paseczków wrzuconych do garnka z gulaszem.

Umiar, złoty środek, tylko jak go znaleźć, skąd wiedzieć, że przeholowaliśmy, że zbyt dużo wzięliśmy sobie na głowę? To bardzo indywidualna sprawa. Dla jednych im więcej zadań tym lepiej, łatwiej im zorganizować sobie czas, inni wolą mieć mniej na głowie, wtedy łatwiej im się skupić. Sami w pewnym momencie powinniśmy się zatrzymać i pomyśleć, czy przypadkiem moje ego nie jest zbyt rozdmuchane, czy to są nadal moje ambitne plany, czy to jedynie chęć utarcia nosa koleżance z biura obok? Nie zawsze będziemy najlepsi i nie zawsze musimy tacy być.

Dobrze byłoby, gdyby rodzice zrozumieli, że średnia 6.0 nie jest niczym dobrym, że fajnie, żeby dziecko miało kilka przedmiotów, które lubi. Bycie alfą i omegą z każdego przedmiotu to niestety często chore ambicje rodziców. Dobrze więc spojrzeć na swoje dorosłe zachowania jak na szkołę. Jestem dobry w pisaniu projektów, więc to robię, próbuję innych rzeczy, ale jeśli mi nie wychodzą, zostawiam je dla osób, które mają do tego predyspozycje.

Zawsze można zapisać się na lekcje zumby czy salsy, tam nie trzeba umieć, tam nie trzeba pokazywać ambicji, tam wystarczy dobrze się bawić.

Wiedzieć, kiedy ruszać z kopyta i działać pełną parą, a kiedy wrzucić na luz, to właśnie złoty środek. Wtedy nasze plany, nawet te ambitne, mają możliwość realizacji, a chore ambicje nie będą w stanie zagrozić naszemu codziennemu szczęściu.

Przelew 08 (46)
Za: Szczerość

KWOTA: ……………………………………

„Już wiesz, że ludzie nie rozumieją wielu prostych i oczywistych dla ciebie zjawisk. Najczęściej działają automatycznie i bezsprzecznie. Nie mają pojęcia, że na przykład ich nastawienie wpływa na wynik bardziej niż zautomatyzowany trening mięśni lub nawyków. Ludzi można jednak szybko i łatwo zaciekawić. Jeśli wzbudzisz ich ciekawość, natychmiast pojawi się też ich silna motywacja do działania. Uważaj jednak. Ludzie nie są ciekawi samych siebie. Oczywiście udają, że chcieliby wiele wiedzieć na własny temat. Ukrywają w ten sposób potrzebę aprobaty. Nigdy pod żadnym pozorem nie mów ludziom, co naprawdę o nich sądzisz. Taki błąd możesz popełnić wobec drugiego człowieka tylko raz, gdyż od tej chwili stanie się twoim zagorzałym wrogiem i nie spocznie, dopóki nie weźmie na tobie odwetu.” [Życie na ziemi poradnik dla kosmitów; Maciej Bennewicz; Studio Emka; Warszawa 2013; str. 110]

Ten zacny cytat raczej mówi: nie bądź zbyt szczery. Można byłoby do niego dodać: zanim powiesz coś nie do końca pozytywnego, zawiń to w sreberko.

To cytat z książki o kosmitach — dodam, że książka jest naprawdę fantastyczna. Autor na początku zastrzega, że nie wie nic o tym, by kosmici lądowali na ziemi, ale gdyby… to daje im poradnik.

Okazuje się, że wielu z nas jest właśnie takimi kosmitami i musimy mieć świadomość, że bycie szczerym do cna, częściej przysporzy nam wrogów, niż sprawi, że zyskamy przyjaciół. Cóż, nie musimy się tym zbytnio przejmować, bo to prawda stara jak świat, a poza tym, czy wszyscy muszą nas lubić i czy my musimy wszystkich uwielbiać? Czy byłoby to zdrowe dla nas? Tak więc, po prostu warto mieć na uwadze fakt, że nie wszystkim odpowiada szczerość. W dodatku bycie szczerym można odnieść tak naprawdę w największej mierze jedynie do siebie.

Prawdą jest, że wszystko zależy od punktu siedzenia. To, co dla jednych osób będzie prawdą objawioną, dla kogoś innego będzie tylko stekiem bzdur.

Mimo, że prawda z natury rzeczy jest obiektywna, a subiektywizm wiąże się z opiniowaniem, to w dzisiejszych czasach sporo osób owe pojęcia bardzo chętnie stosuje niczym zamienniki. Opinię wyrabiamy sobie dzięki zdobytym informacjom, jednak czy kiedy już ją mamy, to czy na sto procent widzimy pełen obraz?

W dzisiejszych czasach jest za dużo informacji i za mało czasu, żeby to wszystko usystematyzować i stwierdzić, że ma się wiedzę na jakiś temat. Tworząc opinie znamy jedynie wycinek rzeczywistości, a jeśli zależy nam na jakichkolwiek zmianach, to najlepiej zacząć od samych siebie. Spojrzeć na to, w jakiej sytuacji jesteśmy, trochę podrażnić siebie niezbyt wygodnymi pytaniami i dojść do wniosków. Być świadomym do tego stopnia, by gadanie innych ludzi nie zmieniło naszego zapatrywania na własną osobę. Bycie pewnym siebie sprawia, że stawiamy sobie wyżej poprzeczkę i stosujemy względem siebie wyższe standardy. Warto więc, z tą szczerością zacząć od siebie samego. Nie wszystko nam się spodoba, ale dobrze poza swoimi plusami znać też swoje minusy i nad nimi popracować albo je zaakceptować. Zanim wszystkich zaczniemy karmić prawdą, najpierw nakarmmy nią siebie samych.

Co równie ważne: starajmy się mówić to, co dokładnie myślimy i pamiętajmy, że odpowiadamy za to, co mówimy, a nie za to, co ktoś zrozumie, to istotne. Jeśli ciągle będziemy chodzić na palcach, to zawsze ludzie będą brali nas pod włos i w końcu nie będziemy mieli pojęcia, jakie jest nasze zdanie, nie będziemy w żaden sposób, umieli zawalczyć o siebie.

Dlatego lepiej być szczerym — autentycznym w tym, co się mówi, zamiast za każdym razem gryźć się w język. Wartościowi ludzie, którym będzie zależało na prawdziwym feedbacku, będą nam za to wdzięczni, pozostali znajdą inne osoby, które będą pasowały do ich świata. Taka kolej rzeczy.

Najważniejsze jest jednak by mówić o ludziach dobrze, zwłaszcza za ich plecami, albo nie mówić wcale, a jeśli musimy powiedzieć o czymś negatywnym, to bez opiniowania, czyste słowa, bez dodatkowego nakręcania negatywizmu. Negatywne kwestie zostawmy negatywnym ludziom.

Chodzi o to, że to, co mówisz o drugim człowieku, świadczy bardziej o tobie niż o nim. To, co inni mówią o tobie, mówi najczęściej więcej o nich samych.

Dla jasności, E. nie uważa, że należy tamować w sobie złość, wprost przeciwnie, jeśli coś Ci w danej osobie nie odpowiada — powiedz jej to. Warto pamiętać o tym, że niektórzy biorą sobie do serca czyjeś uwagi (zwłaszcza te konstruktywne, nie mówię tu o wylewaniu na kogoś wiadra pomyj) i starają się nad sobą pracować. Oczywiście to, co dla jednych osób będzie wadą, dla kogoś innego może okazać się zaletą. I nie, to nie jest tak, że za naszymi słowami, niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, nastąpi jakaś fantasmagoryczna przemiana.

Nie duśmy w sobie złości, bo niewypowiedziane słowa w nas po prostu zgniją i zaczniemy fermentować jadem. Poza tym, czasem lepiej odpuścić i iść dalej z kimś, kogo my będziemy rozumieli i kto nas będzie rozumiał.

A w związkach, cóż… w związkach szczerość to podstawa, bez której nie można wspólnie żyć, choć warto panować nad nadmierną i zbędną szczerością dotyczącą np. związków dawnych.

Przelew 09 (47)
Za: Po czyjej stronie jest piłka?

KWOTA: ODROBINA WYROZUMIAŁOŚCI

Ile razy czekaliście na to, aż ta druga strona się odezwie, bo przecież nie chcecie wyjść na „za bardzo” jakichś tam.

W rzeczywistości, tej zdrowej emocjonalnie i relacyjnie, po prostu się odpisuje. Nie ma na co czekać. Jak ma się ochotę, to się pisze, spontaniczność jest w cenie. Jak ktoś zadaje pytanie, to się na nie odpowiada, chyba, że faktycznie nie ma się czasu, ale o tym też zazwyczaj druga strona wie, o tym braku czasu w określonych porach dnia, tak mniej więcej. Piłka jest po niczyjej stronie, bo to nie gra w ping-ponga, to gra do jednego kosza.

Przez seriale i filmy, a może przez wianuszek koleżanek, doszło do tego, że panie (choć mam nadzieję, że to raczej młode jeszcze dziewczyny wychodzą z takiego założenia) nie odpisują od razu, bo co on sobie pomyśli… Panowie zazwyczaj nie kalkulują. Odpisują, kiedy mogą, piszą dużo i gęsto na początku znajomości, a później bywa różnie. Bywa, że po pewnym czasie panowie telefon traktują jak symboliczną smycz, a panie nie mogą się powstrzymać przed wypisywaniem, mimo, że Ten On dopiero co wyszedł z domu.

Wszystko zależy od stylu komunikacji pary. Są osoby, które lubią być ciągle na telefonie, są osoby, które traktują telefon jak konieczność. Bo mimo, że bez telefonu jak bez ręki, to jednak w czasach, gdy ciągle coś się dzieje i coś się w tym telefonie sprawdza, to kolejny sms, nawet od uwielbianej osoby, może okazać się nadwyżką nie do udźwignięcia. Nie chodzi tylko o telefon. Ogólnie komunikacja nie polega na odbijaniu piłeczki, to nie ping pong. Sensowniejsze wydaje się porównanie do gry w kosza. Będąc w związku jesteśmy w tej samej drużynie, ale kiedy żyje się pod jednym dachem, dochodzi cała sztafeta i tu ważne jest, żeby umiejętnie przekazywać pałeczkę.

Wielu osobom w związkach wydaje się, że doszli do jakiegoś status quo i że tak już pozostanie. Tymczasem związek stale się rozwija, zmienia, tak jak zmieniają się partnerzy. Wspólne, radosne chwile, to, że można liczyć na drugą stronę, to wszystko ma znaczenie. Jednak codzienność, to też gro obowiązków, które wykonują partnerzy, choć czasem łatwo się przyzwyczaić do tego, że jedna strona robi to, a druga tamto. I koniec. Armagedon, gdy któremuś się nie chce ponownie działać na tej samej domowej płaszczyźnie. Bo jak to, przecież od roku to robiłaś/robiłeś, z czym masz problem, co ci nagle nie pasuje???

I tak przychodzi zmiana, zmiana przyzwyczajeń i, można powiedzieć, zmiana w sztafecie mycia wc lub robienia śniadań. Choć to w dobrej atmosferze, bo może się skończyć kłótnią, z której przez długi czas trzeba się wygrzebywać. Bo nagle okazuje się, że nie tylko czynności domowe jako takie okazują się drażniące, ale wychodzi całe mnóstwo innych działań. Tymczasem lepiej, gdyby wychodziło to bardziej naturalne. Żadna ze stron nie powinna czuć się urażona tym, że ktoś chce się/coś zamienić. Gdyby tak udało się zrobić wszystko płynnie. Kiedy jedna osoba zawsze zabiera się za śniadanie, to warto czasem ją w tym wyręczyć. Kiedy druga zawsze odkurza, warto czasem powiedzieć: kochanie już poodkurzane; kiedy jedno tankuje, to czasem warto zaskoczyć partnera (ją/jego) pełnym bakiem.

Po prostu zadziałaj, zanim ktoś wybuchnie, bo znowu musi. W rzeczywistości nie chodzi o to, że ktoś robi coś, bo druga strona przystawia pistolet do głowy. Większość tych wszystkich czynności człowiek robi często z uśmiechem na ustach, bezmyślnie, odruchowo, rzadko z niechęcią. Po prostu każdy chciałby czasem czegoś nie robić i nie musieć prosić, żeby go ktoś w tym wyręczał.

Ludzie powinni mówić o swoich potrzebach, komunikować się, bo dla jednych ważne będzie to, że ktoś czasem zrobi coś, co oni robią niemalże każdego dnia. Są też osoby, które działają na autopilocie i nie myślą o tym, że ktoś mógłby coś za nich zrobić. Warto ich tego nauczyć, żeby można było działać, myśląc o tym, co się robi, a nie tylko robić coś, żeby było zrobione. Takie automatyczne podejście czasem się przydaje, ale jednak dobrze byłoby czerpać z codziennych czynności jakąkolwiek radość, a nie bawić się jedynie w odhaczanie kolejnych działań. Życie to nie lista do wykonania, to codzienność, z której trzeba się nauczyć cieszyć. Pomagajmy sobie, by można było mówić o urokach dnia codziennego, a nie o syzyfowym głazie codzienności.

Przelew 10 (48)
Za: Na zdrowie

KWOTA: ……………………………………

Co robimy, żeby tylko nie myśleć o tym, że nam wspólnie nie idzie, rzucamy się w wir pracy, co wieczór sięgamy po kilka lampek wina, czy może jednak próbujemy coś naprawiać?

Alkohol to ucieczka, którą stosuje się często, bo to jeden z prostszych sposobów na odcięcie się od nielubianej codzienności. Z dostępnością innych używek też nie ma problemów, jak to mówią, dla chcącego nie ma nic trudnego. Sposobów na odsunięcie się od najbliższych jest wiele. Bywa, że nadmiar obowiązków drugiej strony sprawia, że początkowo tego oddalenia się nie dostrzega.

Nadmiar nadgodzin, bo trzeba pracować, bo bez pracy nie ma kołaczy i nie czepiajcie się mnie, dopóki przynoszę do domu pieniądze. Sport to zdrowie, ale muszę pobiegać rano, po obiedzie zrobić dodatkowy rozruch i wieczorem pójść poćwiczyć, to uzależnienie, to odsuwanie się od codzienności.

Jednak zdarza się również tak, że po prostu człowiek potrzebuje oddechu. I to jest okej. Jasne jest, że panowie muszą spotkać się w męskim gronie, oczywistością jest, że panie muszą posiedzieć razem z innymi paniami. Poza tym, każdy powinien znaleźć w ciągu dnia kilka minut dla siebie. Gorzej, gdy okazuje się, że ktoś wychodzi sam, mimo, że spotkanie jest mieszane. Pary muszą spędzać również czas wspólnie z innymi ludźmi. Pandemia sprawiła, że wszystko inaczej wyglądało. Wypady na siłownię czy do kumpli/wyjazd do znajomej, wszystko stanęło.

A może ruszyło, może w końcu się posypało, a może znalazło się czas na budowanie zdrowej, silnej, ciekawej relacji???

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 22.05
drukowana A5
za 44.53