E-book
8.19
Wroclove

Bezpłatny fragment - Wroclove


5
Objętość:
175 str.
ISBN:
978-83-8189-040-3

Taka miłość, jak nasza zdarza się tylko w książkach. Dlatego napisałam własną.

***

Przy przelewaniu tej historii na papier zostały wylane hektolitry łez i wypite hektolitry wina.

***

P.S. Czytając możesz słuchać ♪, którą umieściłam przed niektórymi fragmentami.
To zbiór naszych wspólnych ulubionych utworów.

“Wystarczy, że jesteś i nic więcej Mi nie potrzeba.”

Sierpień 2016

♪ John Legend- We just don’t care

„We just don’t care” — to piosenka o nas. Wiesz?

Słysząc to z ust Chima zatapiam się w tekście utworu. Słowa są piękne.

Mam wrażenie, że utwór pasuje do nas idealnie. Zaskakująco dobrze komponuje się z obecną sytuacją. Słuchamy jej wspólnie, jadąc pociągiem. Jesteśmy w drodze do Lublina, Jedziemy na wesele. To nasza pierwsza wspólna, rodzinna impreza. Moja rodzina w końcu go pozna.

***

On… jest obok mnie. Zjawiskowym wzrokiem wpatruje się w ekran laptopa. Ogląda z takim zapałem, normalnie na pełnej vixie.

***

— Wiesz, dlaczego oglądam z takim podnieceniem?

— Hmmm?

— Na podstawie tego filmu, była robiona moja ulubiona gra.

***

Ja… leżę sobie wygodnie. Moje nóżki odpoczywają na nim. Jego ręka jest pod moim kolanem. Miło mi. Uwielbiam czuć go obok. Mogę patrzeć i podziwiać… wystarczy tylko, że jest. Nic mi więcej nie potrzeba.

Wystarczy, że jest.

“Całując Cię, czułam się jakbym odgrywała główną rolę w Twoim filmie.”

Stoimy na dworcu.

Czekamy na moich rodziców.

Widzę, że on denerwuje się coraz bardziej.

— Nie przejmuj się, będzie dobrze.

— Łatwo ci mówić.

— Naprawdę. Spokojnie, nie denerwuj się.

— Bądź przy mnie proszę. Cały czas bądź przy mnie, bo nie dam rady…

— Dobrze, będę. Obiecuję.

— Musisz dać mi buziaka, jak podjadą. Wtedy będę czuł się pewniej.

— Chyba żartujesz?

— No chodź, poćwiczymy. Powiem „już”, gdy będą jechać. Uwaga! Już!

Daję mu soczystego całusa, ale po chwili zaczynam się śmiać i nic z tego nie wychodzi…

— No jeszcze raz, nie śmiej się. Uwagaaa… już!

Całuję go jeszcze raz. I jeszcze raz… i znowu. Z każdą próbą zaczynam śmiać się coraz bardziej…

— Próbujemy ostatni raz. Postaraj się! Już!

Staram się nie zaśmiać. Raptownie słyszę, jak ktoś trąbi. Znam ten dźwięk. To oni. Widzę, jak mamcia macha na nas palcem.

Tak oto próba generalna okazała się występem na żywo.

“Każdą Naszą wspólną chwilę, pragnęłam zapamiętać na zawsze. Chciałam mieć, co wspominać.”

Wesele trwa. Tańczymy. Tańczymy jak szaleni. Parkiet jest nasz. Czuję to. Poruszamy się w rytm muzyki, jakbyśmy tylko my byli na sali. Myślę, że wyglądamy wspaniale. Raptownie naprawdę zostajemy sami na parkiecie. Tylko nas dwoje. Na początku trochę się krępuję. Po chwili zapominam o tym. Oddaję się muzyce. Tańczę jakby nikogo nie było na sali. Swój wzrok zatapiam w nim. Wiem, że inni na nas patrzą, obserwują i komentują. Nie przejmuję się tym wcale. Chcę się dobrze bawić i zapamiętać tę chwilę. Naszą chwilę. Wyjątkową, niezapomnianą chwilę. Podchodzimy do siebie bliżej, łapiemy się za ręce. Jest magicznie. Odwracam się w stronę rodziców. Patrzą na nas. Uśmiechają się. Myślę, że są teraz tak samo szczęśliwi jak ja. Już dawno nie byłam taka szczęśliwa. Cieszę się, że jestem tu i że Chim mi towarzyszy. Kończymy nasz występ, czas złapać oddech…

***

— Myślałam, że idziemy na dwór.

— Ja też tak myślałem, ale warto zwiedzić to miejsce.

Idziemy w głąb hotelu, po ciemnej klatce w dół…

— Chodź! Zobaczymy co tam jest.

***

Nie zastanawiam się (a to dziwne). Idę prosto za nim. Ufam mu i jestem ciekawa tego miejsca. Chim chwyta za klamkę- zamknięte. Kolejna- zamknięte! Metodą prób i błędów odkrywamy pomieszczenie z dywanami. Wchodzimy do środka. Chim zamyka za nami drzwi. Jest ciemno. Bardzo ciemno. Trudno mi nawet zauważyć jego postać. Włącza latarkę. Po pomieszczeniu rozchodzi się delikatne światło. Teraz dokładniej widzę jego zarys. Podchodzi do mnie. Zaczyna całować. Namiętnie całować. Całuje mnie tak, że zapominam o Bożym Świecie. Nie zauważam nawet kiedy, oboje leżymy na jednym z dywanów. Całujemy się dalej. Nie przerywamy tego maratonu. Czuję, jak moje ciało reaguje na niego. Reaguje podnieceniem, aż do gwiazd. Zaraz eksploduję! Chcę całować się z nim tak bardzo! Jego ręce delikatnie penetrują moje plecy. Wkłada je pod sukienkę. Sunie nimi od łopatek, aż do pośladków. Czuję, że powstrzymuje się przed zerwaniem ze mnie ubrań. Tak bardzo tego chcę. “Ciiii, oddychaj!” — mówię sama do siebie. Dotyka mnie tak, jak nikt inny przedtem. Tego nie da się opisać. Pocałunkami jeździ po całym moim rozpalonym ciele. Zaczynam dotykać go po plecach. Szybko przechodzę do sedna. Rozpinam skórzany pasek od Milera i delikatnie rozsuwam suwak w spodniach. Jego penis jest już w pełni gotowy. Wyjmuję go. O mamo, jest cudowny! Ściskam coraz mocniej. Chim delikatnie syczy. Podoba mu się. Mam na niego wielką ochotę! Jeny, nigdy nie miałam w sobie tak erotycznych myśli. Biorę go do ust. Jeżdżę językiem po nim tak, jakby to był ostatni lizak na świecie. Jest pyszny. Jest mój. Robiąc mu dobrze, czuję w sobie wielką satysfakcję. W momencie kulminacyjnym spijam z niego soki, jak najlepszy trunek. Słodycz połączona z nutą soli. Jejku cóż za emocje. Właśnie zrobiłam to pierwszy raz. Co mnie napadło? Nigdy taka nie byłam. Przez chwilę czuję się jak w filmie. Z resztą z nim zawsze tak jest.

— Byłaś idealna. Nigdy nie czułem się tak, jak dziś.

Opanowujemy się i opuszczamy to dziwne pomieszczenie. Po drodze znajdujemy jeszcze jakiś magazyn, to chyba graciarnia. O ścianę oparta jest wielka drewniana płyta. Chim znajduje spray i zaczyna coś malować. Niestety to końcówka i widać tylko zarys: „I love Olcia”.

To takie słodkie.

Wracamy na imprezę szaleć dalej.

“Nasze życie przemija tak szybko, minuta po minucie, sekunda za sekundą.”

♪ Sidney Polak feat. Pezet- Otwieram wino

Wracamy do Poznania.
Chim siedzi obok. Ciągle jest przy mnie.
Patrzę na niego.
Jego wyraz twarzy odsyła mnie do myślenia o sensie życia.
Teraz już wiem.
Wiem, że życie jedno jest i musimy…
Nie zaraz, nic nie musimy!
Mała poprawka, możemy wykorzystać je lepiej,
mocniej, na sto procent.
Dzięki niemu odkrywam nowy świat.
Świat, który otacza mnie i który był zawsze,
ale wcześniej nie zwracałam na niego uwagi.
Po prostu nie zauważałam.
Życie leciało jak wskazówki zegara, minuta po minucie,
sekunda za sekundą.
Wiem!
Teraz wiem!
Stać mnie na coś więcej.
Chcę moje życie wykorzystać lepiej.
Pragnę zrobić to z nim.
Czuję, że szansę mam zrobić to teraz.
Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że szansę mam jedną.
Drugiej takiej nie będzie.
To ode mnie zależy, jak ją wykorzystam.
Jak ostatnio usłyszałam:
„Trzeba mieć jaja, żeby podjąć dobrą decyzję.”
Lepszą decyzję.
Ode mnie zależy, co wybiorę.
Ja już wiem.
To ta decyzja. Właśnie ta.
Stawiam na stronę lewą…

“Uwielbiam czuć Cię obok, uwielbiam jak tak na Mnie patrzysz.”

Wrzesień 2016

♪ Fismoll- Let’s play birds

Siedzę u niego na łóżku.
Jestem sama, ale nie czuję się samotnie. Siedzę i myślę. Myślę nad wszystkim. W tle słychać Fismolla, pierwsza piosenka na płycie. Przypomina mi się Malta, a dokładniej Maltańska Scena Muzyczna i koncert, gdy po zamknięciu oczu nie słyszałam nic, prócz cudownej melodii. Nutka po nutce, brzmi niesamowicie. Siedzę oparta o ścianę. Już po dziewiątej wieczór. Czekam na niego. Możliwe, że zaraz zasnę. Nie wiem. Moje uczucia są dziwne, wręcz przedziwne… raz wydaje mi się, że mogę z nim wszystko, a raz, że wszystko będę musiała robić sama. Może to przez Barany (Chim nazywa tak swoich rodziców od czasu do czasu), bo one beczą ciągle tak głośno. Mogłyby się ściszyć o pół tonu. Choć odrobinkę. Wtedy on czułby się pewniej i dużo swobodniej.

Och ten Chim. Uwielbiam czuć go obok. Kocham jego zapach, uśmiech i wzrok. Czasami czuję się jak w bajce i chcę, aby The End był szczęśliwy. Wiem, że często będą przeciwności losu, przez które nasz świat będzie się zawalał. Mam nadzieję, że wspólnie stawimy im czoła.

On jest taki… szaleńczo dziwny. Jest w nim coś…

Coś innego, nadzwyczajnego. Nie wiem co ma w głowie. Wiem, że teraz część jego świata pochłaniam ja. Chciałabym się nim zachłysnąć. Poczuć wszystko w pełni. Chcę romansu, gorącego romansu. Na biurku, pod biurkiem, na pralce, w wannie, pod pianinem i w kuchni. Czekam na to. Mając na myśli czekam, myślę, że czekam tak naprawdę. Jesteśmy w czystości jakiś czas. Zupełniej. Mamy do siebie pełen szacunek. Potrafimy oprzeć się pokusie. Wiem, że to się opłaci. Poczekamy tak długo, do póki będziemy mieli siłę i chęci. Jeżeli on podaruje mi swą moc, to będę silniejsza w tym postanowieniu. Czuję, że mu też nie jest łatwo, ale daje radę. W takim razie ja też dam. Gdy zamkniesz oczy i weźmiesz głęboki wdech jest lepiej. Myśli w mojej głowie świrują i drażnią moją wygłodniałą wyobraźnię, także zamykam oczy i biorę głęboki oddech, słuchając Fisia…

“Tylko Ty potrafisz doprowadzić Mnie do takie stanu, że normalnie funkcjonować nie potrafię.”

♪ Youth- Daughter

Słyszę muzykę i strumienie wody spadającej z deszczownicy prysznica… To on, relaksuje się po ciężkim dniu. Coś mnie tknęło, żeby zajrzeć… aaa wiem, szukałam zapalniczki, aby zapalić świeczki na tarasie.
Otwieram drzwi i słodko pytam:

— Gdzie zapalniczka?

Wyłącza wodę, a ja ponawiam pytanie.

— Powinna być na parapecie.

Patrzy na mnie. Zapada chwila ciszy. Nie zupełnej, bo w tle muzyka gra. Usłyszałam słowa: „You’re the lucky ones.” i poczułam impuls. Otworzyłam drzwi od kabiny i w ubraniach weszłam do niego. Nawet nie zdjęłam skarpetek, a tak bardzo nie lubię mieć ich mokrych.

— No głuptasie, co robisz? Tu jest mokro.

Uśmiecha się słodko.

— Przecież wiem.

Zaczynam namiętnie go całować, tak jak nikogo przedtem. Z zamkniętymi oczami suwam rękami po jego karku. Schodzę w dół i gładzę delikatnie jego wyrzeźbione pośladki. Czuję… czuję ciarki na jego ciele i te cudne, delikatne, drobne włoski. Otwieram oczy. Na chwilę przestajemy się całować.

— Oj Olcia. Tylko ty potrafisz doprowadzić mnie do takiego stanu.

Uśmiecham się…

— Wstaw proszę wina do lodówki.

— Już wstawione.

Całuję go jeszcze raz. Wychodząc zamykam za sobą drzwi od kabiny, odmawiając ostatniego całusa. A niech niedosyt zostanie. Nie można mieć wszystkiego, czego dusza zapragnie.

Wchodzę do niego do pokoju, zapalniczka jest na parapecie.

“Inni by Nam zazdrościli, że potrafimy cieszyć się wspólnym wieczorem na tarasie przy winku.”

♪ Fismoll- History of the moon

Czekam na tarasie.
Już późny wieczór, bo koło dwunastej. Świeczki palą się wokoło. Nagle jest. W ręku trzyma wino. Siada obok mnie. Nakrywamy się kołdrą. Przytula mnie i całuje czule w czoło. Oczy wędrują nam w stronę nieba. Tej nocy jest naprawdę gwiaździste. Jest taka jedna gwiazda…

***

— Widzisz ją?

— Tak widzę.

— Świeci jakoś mocniej.

— Tak, najmocniej ze wszystkich.

***

Zapada cisza, lubię ją. Uwielbiam siedzieć z nim w ciszy i słuchać

jak nasze myśli próbują się dogadać, a my sami ich nie słyszymy.

***

— Wiesz?

— Tak?

— Uwielbiam z Tobą robić wszystko i zależy mi na Tobie.

— Wiem.

— Myślę, że inni gdyby nas widzieli, to by nam tego zazdrościli.

Wiesz czego?

— Czego?

— Że potrafimy cieszyć się wspólnym wieczorem na tarasie przy winku

i niczego nam więcej nie potrzeba. Wystarczy, że mamy siebie i to nas

uszczęśliwia najbardziej.

— Masz racje Kochanie.

— Próbujemy wina?

— No raczej, mam nadzieję, że będzie dobre.

***

Zaraz będziemy pić białe, półwytrawne wino z Żabki za niecałe 20 zł. Riesling.

Chim delikatnie je otwiera. Robi to bardzo profesjonalnie. Nigdy nie widziałam, żeby ktoś robił to tak perfekcyjnie jak on. Wprawę ma. W końcu od kilku lat siedzi w gastronomii. Od liceum już pracował. Rodzice średnio mu pomagali. Nie wiem, czy to dobrze, czy źle. Może dlatego, że to chłopak i uczyli go pracy i zarabiania na siebie samego.

Wino otwarte.

***

— Proszę, daj powąchać.

— Zapach ma subtelny, taki bardzo delikatny.

Hmm… może być naprawdę dobre.

Oddaję mu trunek.

— Dziś ty Chim spróbuj pierwszy!

Delikatnie bierze dwa łyki.

— I jak?

— No powiem szczerze, że może Ci smakować. Pierwszy łyk średnio,

ale drugi jest już bardzo dobry. Wsmakuj się!

Delikatnie biorę dwa łyczki. Wino jest naprawdę smakowite.

Żabka ma szczęście, że mi pasuje.

I tak siedzimy, później leżymy wtuleni, co jakiś czas popijając wino. I nic więcej nie trzeba. No może odrobinę ciepła, ale gdy on mnie przytula, zimno nie ma znaczenia. Tak mijają szybkie chwile. Czas zawsze robi nas w jajo. Ale mówi się, że szczęśliwi czasu nie liczą. Zaczynamy się całować. Uwielbiam to uczucie. Kocham to. Chcę tego! Pyta mnie, czy wolę iść na łóżko. Krótkie “tak”, przecież tam jest dużo wygodniej i cieplej, a do tego komary nie gryzą.

Wchodzimy do pokoju. Puszcza muzykę. TOKIO HOTEL mu się przypomniał i zaczyna śpiewać. Pierwszy raz ktoś mi śpiewa po niemiecku. Haha, uwielbiam go za to, za to, że jest sobą. Śmieje się przy tym, jak dziecko. Jego uśmiech powoduje, że ja także zaczynam się śmiać. Podchodzę do niego i zaczynam gładzić go po pleckach. Delikatnie, centymetr po centymetrze schodzę powoli w dół.

— Przestań, bo śpiewam!

— Okej.

Kładę się do łóżka i przykrywam kołdrą. Za chwilę dołącza się do mnie i wtula się jak do poduszki. Zasypiamy.

“Jesteś słodki jak niemowlak, szczególnie kiedy śpisz.”

Noc.
Budzę się.
Na szczęście w ciemnościach dostrzegam jego postać.
Śpi.
Uwielbiam obserwować go, gdy śpi.
Wygląda wtedy tak niepozornie.
Wyraz jego twarzy jest spokojny, bez emocji.
Tylko powieki lekko mu drżą.
Może mu się coś śni?
Często ma sny, które są dość dziwne.
Czasem mi o nich opowiada.
Ma bardzo bujną wyobraźnię.
Chyba bardziej bujną od dziecka.
On w sumie czasami jest jak takie słodkie dziecko,
a szczególnie kiedy śpi.
Obserwuję go kawałeczek po kawałeczku.
Zwiedzam centymetr po centymetrze.
Kocham to robić.
Kocham!
Naprawdę!
Chcę zwiedzić go w całości.
Nie chcę ominąć żadnego zakamarku.
A wiem, że ma ich kilka.
W sumie każdy je ma.
Ważne jest, aby zaufać sobie
i pozwolić wyjątkowym ludziom je odnaleźć
i oswoić się z nimi.
Zasypiam.

“Lubię poranki, zapach kawy wydostający się z kawiarki i Twoją niedosmażoną jajecznicę z fetą, boczkiem i świeżymi pomidorkami koktajlowymi zebranymi prosto z ogródka.”

♪ The Dumplings- Nie gotujemy

Jemy śniadanie.
Chim siedzi obok.
Ja właśnie wsuwam kawałek jajecznicy,
którą sobie przygotował.
Delikatnie kosztuję kawałeczek boczku.
Jest idealnie wysmażony.
Tak, jak lubię.
Oddaję mu widelec.
Sama zabieram się za jedzenie płatków.
Obserwując go, wkładam do ust łyżkę, za łyżką.
On jest taki…
Taki…
Nie potrafię tego określić.
Za trudne to jest.
Zajada z takim podnieceniem,
jakby jadł najlepszy posiłek na świecie.
Zachwyca się każdym kęsem.
Uwielbiam go wtedy obserwować.
Uśmiecha się przy tym tak anielsko,
że cały świat przestaje istnieć.

„Chcę mieć z Tobą bliźniaki.”

— Chim! Chcę mieć z tobą bliźniaki.

— To o mnie dbaj.

— Dobrze.

— To ci dam.

“Nasza znajomość jest jak plan filmowy. Potrafisz ze zwyczajnej chwili, zrobić jedyną i niepowtarzalną.”

Czekam na schodach UAM.
Chim podjeżdża autem. Parkuje swój wehikuł czasu przed uczelnią. Już chyba myślą, że tu pracujemy. Chim załatwił sobie nawet pieczątkę z biura, żeby w razie “w” leżała przy szybie.

***

— Cześć Kochanie! Tęskniłem. Jak się czujesz?

— Ja też. Wszystko w porządku.

— Jesteś głodna? Chciałem iść do Meat us.

— Ja nie bardzo, ale mogę iść z tobą.

— W sumie nie mamy dużo czasu, więc zjedzmy w fast food, a Meat us zostawmy na później.

***

Zamówiliśmy więc w foodtruck’u, on kanapkę z podwójnym mięsem, (jak zwykle, bo jedna porcja to za mało) z mango i sosem mango, plus trzy dodatki a ja miałam ochotę spróbować frytek belgijskich, tym razem w Poznaniu.

Zjedliśmy. Czas na nas. Dotarliśmy na miejsce minutę przed seansem. Dziś grają “Barany- irlandzka opowieść” (film o dwóch braciach, którzy mieszkali obok siebie, ale ze sobą nie rozmawiali). Stary browar, w sumie dobre miejsce na oglądanie filmu. Oczywiście nie było już leżaków, ale mój cudowny Chim załatwił nam mega dużą poduchę i to na niej siedzieliśmy. Oglądając ten całkiem interesujący film, cały czas byłam blisko niego. Trzymaliśmy się za ręce. Pierwszy raz oglądam film pod gołym niebem. W sumie bardzo dużo rzeczy robię z nim pierwszy raz. To chyba dobrze. Tak myślę.

***

— Olcia?

— Słucham?

— Zależy mi na tobie naprawdę.

— Mi na tobie też.

***

Dzwon w zegarze zabił pięknie i idealnie skomponował się z filmem. Było tak miło, że aż nie zauważyłam, kiedy na ekranie pojawiły się napisy końcowe. Zostaliśmy sami, wszyscy wyszli. Tylko my byliśmy na placu. Usiedliśmy na leżakach. Niestety ekipa sprzątająca zaczęła je składać. Ja już chciałam wstawać, ale on powiedział: „Ciiii… mamy włączoną niewidzialność, nikt nas nie widzi. Pomyśl, że jesteśmy tu tylko my, nikogo więcej tu nie ma!”.

Uwielbiam go za to. Potrafi z każdej chwili, nawet bardzo zwykłej, zrobić jedyną i niepowtarzalną.

***

— Wyobraź sobie, że jesteśmy na planie filmowym. Tam będzie scena z Romeo i Julia, tam Harry Potter, a tu Rzym. Zaraz obok niego Big Ben.

On naprawdę ma bujną wyobraźnię, dzięki niej potrafi zaskoczyć mnie w każdym momencie, w najmniej oczekiwanej minucie. Siedzimy tak pod kocem i wpatrujemy się w gwieździste niebo.

— Patrz, spadająca gwiazda!

— Nieee, to tylko samolot..

— Wiem, ale możemy udawać, że to właśnie gwiazda.

Ekipa sprzątająca była coraz bliżej, ale przecież oni nas nie widzieli.

— Wiesz wyłączę już tą niewidzialność, bo może nam się jeszcze kiedyś przydać.

***

Niewidzialność została wyłączona, więc musieliśmy się zbierać. Szybka droga do domu i jesteśmy na miejscu. Czas na sen…

“Nikt nie jest idealny.”

Kolejny dzień w pracy.
Dziś był dość krótki.
Zaledwie cztery godziny.
Dlaczego tak krótko?
Hmmm… powody są dwa.
Pierwszy: moja przyjaciółka dziś do mnie przyjeżdża.
Drugi: Chim nie podłączył mi telefonu i budzik nie zadzwonił.
2 godziny spóźnienia.
Nie tak dużo co?
Myślałam, że oszaleję ze złości.
Ta sytuacja pokazała mi, że nikt nie jest idealny,
lub że nawet idealni ludzie popełniają błędy.
Nauczyłam się też, że warto wszystko robić samemu,
wtedy ma się pewność.
Posunięcie Chima bardzo mnie zdenerwowało.
Po prostu było mi głupio.
Jak tak można?
Spóźniać się do pracy i to 2 godziny…

Chciałam spalić się ze wstydu.

“Właśnie tego potrzebowałam. Lody zawsze poprawiają mi humor.”

Czekam na przystanku.

***
Zaraz ją zobaczę. Nie mogę się doczekać. Widzę tramwaj. Jest i ona. Piękna, ubrana w modną czarną sukienkę. Chcę dziś zabrać ją na pyszny obiad.

***

Wchodzimy do Ptasiego Radia. Zamawiamy posiłek. Jest pyszny, a do tego tak cudownie podany. Cały czas rozmawiamy jak wariatki. Skaczemy z tematu na temat. Dosłownie szaleństwo. Co odległość robi z człowiekiem.

***

Czas na deser. Lody w Kolorowej to genialny pomysł. Mój snickers i malina smakuje przepysznie. Właśnie tego potrzebowałam. Wyśmienity deser! Siedzimy przy wielkiej kolorowej fontannie. Jest pięknie. Muszę tu przyjść z Chimem jak będziemy mieli chwilę.

***

Odprowadzam ją na dworzec, szkoda, że tak szybko odjeżdża. Do zobaczenia wkrótce…

“Każdy z Nas jest nienormalny, wyjątkowy.”

Wracam do domu.
Jadę odwiedzić rodzinę. Stęskniłam się za nimi. To już ponad miesiąc poza domem. Szybko zleciało. Brakuje mi ich. Brakuje mi swobody ruchu. Nie ma to jak dom, w którym wszyscy się szanują i nikt nie czepia się o byle co. Wiadomo, są obowiązki, ale przyjemności też. Dom, w którym rodzice starają się stworzyć ciepło, akceptują Cię i nie krytykują twojej nienormalności. Każdy z nas na swój sposób jest nienormalny. Tylko nie każdy zdaje sobie z tego sprawę. Jeden uwielbia tworzyć niestworzone historie, a drugiego wkurza do potęgi odgłos zapalania światła, czy trzaskanie drzwiami. Na szczęście u mnie w domu nienormalności są akceptowane. Wiadomo, że trzaskanie bezpodstawne drzwiami nie zdarza się na co dzień. Jednak nie skupiam się nad tym, by zamykać je jak najciszej i by jak najdelikatniej łapać za klamkę. Na całe moje szczęście za niewykonanie polecenia nikt nie rzuca się do mnie z rękami i nie „nadziera” używając niewyparzonego języka. Tak, na całe szczęście. Dziękuję za to Bogu z całego serca.

***

Długa droga przede mną. Siedzę w pociągu. Mijam stację za stacją. Zdążyłam przegadać pół drogi z jakimś Norwegiem, który wcale nie wyglądał jak Norweg. Ale kto tam wie. Może uważa się za Norwega, bo mieszka tam od dziecka. Zastanawiam się… czy będę tęsknić, czy odczuję stratę?

Czy zatęsknię za nim, za wspólnymi nocami i za wspólnym myciem zębów? W zasadzie w głębi duszy potrzebuje chwili dla siebie, by odpocząć. Czasem tak jest, że chce się samotności.

Myślę, że dwudniowy wyjazd dobrze mi zrobi. Tęsknota, nawet minimalna spotęguje moje odczucia i pragnienia. Może bardziej pobudzi moje zmysły i wyobraźnię. Chcę zatęsknić. Myślę, że już powoli tęsknię i trochę żałuję, że Chim nie jedzie ze mną. Spróbuję wytrzymać.

Keep your fingers crossed.

“Szaleję za chwilami, gdy myślami odpływamy razem.”

♪ Fismoll- To dryad

Krynica Morska…
Siedzę na plaży… jest dość zimno. Mam na sobie pelerynkę koloru czerwonego, która chroni mnie przed deszczem. Wyglądam trochę jak teletubiś. Nie tylko ja, bo moi towarzysze również. Jedynie mój psiak wygląda normalnie. Siedzę i spoglądam na horyzont, gdzie niebo zlewa się z wodą. Myślę, marzę i zastanawiam się. Lubię ten stan, kiedy, mimo że tyle osób jest wokół, ja błądzę myślami w samotności. Mam wtedy chwilę dla siebie i swoich przemyśleń. Myślami wracam do naszych chwil. Pragnę, aby je przeżyć znów. Jednak wiem, że to już nigdy nie nastąpi. Możemy przeżyć jedynie podobne, ale nie wiem, czy radość będzie tak owocna, jak za pierwszym razem. Szkoda, że go tu nie ma. Chciałabym, aby usłyszał szum morza i odpłynął myślami razem ze mną. Szaleje za chwilami, gdy myślami odpływamy razem.

***

Szkoda, że nie zdążyliśmy na zachód słońca. Mogę go sobie tylko wyobrazić. Tak, WIELKIE DZIĘKI Bogu za to, że każdego z nas obdarzył lepszą, bądź gorszą wyobraźnią! Amen.

“Warto doceniać drobiazgi.”

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.