Motto:
Tu się zaczyna ta rozmowa,
Na słowa proste i zawiłe,
Niejedną łzę w swym wnętrzu chowa
I uśmiech, co wyjrzał na chwilę.
Wplecione w wersy
Nie mówmy — Pas!
Nie mówmy — pas!
bo jeszcze nie raz,
los do tablicy nas wywoła.
Czy wtedy czas,
łaskawy tym z nas,
co z obietnic robią koła.
Nie mówmy — pas!
cóż dzisiaj nie raz,
kieliszek pustym się wydaje.
Lecz jutro czas,
przywróci do łask,
znów obiecując cudne racje.
Nie mówmy — pas!
Znów karty w tas
I inny układ na nas czeka.
Jutro en face,
entre w inny czas,
więc dzisiaj, niech nikt nie narzeka.
TU I TAM
* * *
Z tysięcy osób, jedyna,
ze wszystkich miast
właśnie to.
Z marzeń wzniesiona Syrena
miecz ponad mgłą.
* * *
A ty mnie przytul,
ulico mego dzieciństwa.
Zmienna kobieto w odsłonach wielu.
Wczoraj, jeszcze drży na twoich rzęsach.
Dzisiaj, ze słowem — wreszcie!
wschodzi pełne dźwięków i kształtów.
Jutro, cieniem wieczoru
na klawiszach domów gra.
Zadrżało
Zadrżało serce, zadrżało.
Zadrżało od głów do stóp.
Ulico odmieniona a znana,
Pod twoim brukiem,
wciąż tkwi grób.
Spłynęły słone brylanty,
barwiąc ślad krzyża.
Na ścianach, długi przemarsz cieni
w rytmie melodii
wrogich salw.
Słyszysz? Biją dzwony Długiej.
Listę otwierają i
twarze — pseudonimy wracają,
by na Starówce
uśmiech kwitł.
Tęsknota
Przenoszę myśli moje dróg plątaniną,
nad rzekę młodo szumiącą,
nad ażury mostów wiatrem muskane,
świateł symfonię nocno-poranną,
kiedy mrok zapada za wcześnie.
Na brzęk kroków, odyseję rozmów
i nieustanny pośpiech ulic,
choć czas równo odmierza się na tarczy.
Przenoszę serce moje, tam gdzie zawsze
błądzić pragnie i patrzeć na oblicze
co dnia inne, rodzinnego miasta.
Wracam wiosennym szlakiem ciszy,
dziś nie brzmi jak wtedy uwerturą.
W spiekotę drzewocienną, jakby
czekała na nieba chmurną zapowiedź.
I nie odnajduję moich śladów.
Tylko i aż
Tylko i aż,
dach znajomo brązem błyszczy
w oknach zachód płonie
nad łąką mgły sukienka.
Tylko i aż
chwilo trwaj jak najdłużej
otulona w piękna szal
oczami nocy strzeżona.
Tylko i aż
ziemio tęskniąca rodzinnie,
ulico nad Bzurą
z furtką i chłodem ścian.
* * *
Droga cena cegieł rzucanych na szaniec
„Czarny Jaś” Wuttke
Rozwiesili na sierpniowym niebie,
swoje dłonie ubrane w karabin,
czapkę wsuniętą na bakier,
opaskę biało-czerwoną.
Rozdawali uśmiechy nadziei
i wolność w butelkach z benzyną.
Szli ulicami bronić miasta.
Płacili najlepszą monetą,
sercem bijącym zbyt krótko.
Chmurzyło się, szarzało
nim skończył się ich bój.
Październik 44
A po co to wszystko…
ten smutek,
ten ból serca samotnego.
Strzał padł,
salwą mury rozstrzelał,
roześmiał się
szeregiem białych krzyży
i przysiadł obok
niespodziewanym gościem
kłującym kasztanem.
Jedyny
W sali, cisza zapadła
wiatr przystanął za oknem.
On siedział krótką chwilę
zanim podniósł dłonie
dotknął klawiszy, zatańczyli
w czarno-białych dominach,
nuty zapatrzone w rytm wpadały,
który wyznaczył.
Pasaże mazurków i walców brzmiały,
wieczór nadszedł…
Nikt nie wstał, zasłuchani
w echo, co grało jeszcze.
Czekali,
choć on już przestał.
Echa
Wśród murów bezdachych, księżyc rozpalony
Przenosi dzieci cienie w gwiezdną latarnie.
Szemrze w dole ze smutkiem woda w rzece,
O tym co przeminęło, na dnie warstwą piasku.
Czasy się przetaczają, naniesione wiatrem
Słychać salwy wystrzałów, sekwensy rozkazów.
Płonie, lecz nie latarnia, żywioł wypuszczony,
Obcą dłonią w nadziei zwycięskiej.
Milkną na progu świtu, w ramach poszarzałych
Niechętne dniu nowemu, co obwieszcza wiek.
W rytmie długich ciągów i wielkiego pospiechu
budzi się Sochaczew i z koleją rozchodzi.
Śladom po …
To miejsce, nadal pamięta
dziś otulone drzew szelestem
został ślad po krzyżu
i pusty dół, który zapomniał
kto tu spał.
Na tynku, pęknięcia czasu
I zdarzeń
odbite skapywały
barwiąc kontury stóp.
OKRUCHY
* * *
Świat
dłoń otwarta w znajomym geście
dryfuje w kosmosie czekając drugiej.
Razem
stworzą niepowtarzalną całość
zamkniętą słowem
...nareszcie!
* * *
Wielbię tę niedoskonałość,
co każe iść do przodu
i dalej odmieniać barwy słów
i tę niepewność,
co myśli ubiera w nową tkaninę,
nim dłoń wyda ją