E-book
15.75
drukowana A5
29.62
Władcy cieni

Bezpłatny fragment - Władcy cieni

Stworzona przy pomocy AI.


Objętość:
70 str.
ISBN:
978-83-8384-822-8
E-book
za 15.75
drukowana A5
za 29.62

CZĘŚĆ I: POWRÓT DO ALVERTON
Rozdział 1: Pogrzeb tajemnic

Deszcz padał nieustannie, jakby niebo płakało razem z Maeve. Wysiadła z autobusu na skraju miasteczka Alverton, gdzie czas zdawał się stanąć w miejscu. Ulice były puste, a domy o omszałych dachach spoglądały na nią, jakby oceniały, czy jest godna powrotu. Zbyt długo jej tu nie było — zbyt długo uciekała od tego, co zostawiła za sobą.


Pogrzeb odbył się w lokalnym kościele, który zdawał się większy, niż go pamiętała. Atmosfera była ciężka, a szeptane rozmowy za jej plecami ją przytłaczały. Gdy spojrzała na twarze zebranych, widziała w nich coś dziwnego. Nie było w nich tylko smutku — było coś innego, coś nienaturalnego. Oczy ludzi wpatrywały się w nią dłużej, niż powinny. Każdy wydawał się coś wiedzieć, ale nikt nie mówił ani słowa.


W końcu ceremonia dobiegła końca, a Maeve, nie czekając na kondolencje, ruszyła w stronę starego domu rodzinnego. Kamienne mury, porośnięte bluszczem, wydawały się mroczniejsze, niż je zapamiętała. Powietrze w środku było ciężkie i pachniało kurzem oraz papierem. To tutaj jej ojciec spędzał całe dnie, pochylony nad swoimi badaniami.

Gabinet ojca

Pomieszczenie było nietknięte, jakby wciąż tam był. Na biurku piętrzyły się stosy książek i notatników. Maeve przesuwała wzrokiem po grzbietach tomów, próbując zrozumieć, nad czym pracował przed śmiercią. To wtedy zauważyła coś dziwnego — cienką kopertę wsuniętą pomiędzy strony jednej z otwartych książek. Na jej froncie widniało jedno słowo, napisane pismem ojca: Maeve.


Drżącymi rękami otworzyła kopertę. W środku znajdował się klucz — stary, z czarną rączką w kształcie wijących się cieni. Obok niego, na małym kawałku papieru, zapisane były jedynie inicjały: L.C. oraz data: 1874.


Maeve zmarszczyła brwi. Nigdy nie słyszała o L.C.. Nie miała pojęcia, do czego odnosi się data, ale coś w tym kluczu ją przerażało. Był ciężki, jakby nosił w sobie tajemnicę. Wzięła go do ręki, a przez jej ciało przeszedł chłód, który nie mógł być jedynie efektem zimnego metalu.

Dziennik w zagadkach

Na biurku leżał również stary dziennik ojca — znajomy widok, bo zawsze nosił go przy sobie. Otworzyła go i od razu zauważyła, że większość wpisów była zakodowana. Zamiast zwykłych słów, widniały tam ciągi liter, cyfr i dziwnych symboli, które wyglądały jak znaki runiczne. Maeve wyłapała tylko jedno zdanie, zapisane na marginesie:

„Czas nie jest tym, czym się wydaje. Klucz otwiera drzwi, ale czy jesteś gotowa, by przez nie przejść?”


Serce zaczęło bić szybciej. Co to wszystko znaczyło? Co ojciec chciał jej powiedzieć? Gdy przeszukiwała dalej notatki, usłyszała coś za sobą.


Skrzypienie.


Odwróciła się gwałtownie, ale nikogo tam nie było. Tylko drzwi gabinetu, lekko uchylone, choć przysięgłaby, że zamknęła je za sobą.


Cienie na zewnątrz

Tego wieczoru, gdy siedziała przy biurku ojca, próbując rozgryźć dziwne symbole w dzienniku, spojrzała przez okno. Na ulicy, w strugach deszczu, stała postać. Wysoka sylwetka w czarnym płaszczu, z kapturem nasuniętym głęboko na twarz, patrzyła prosto na jej dom.


Maeve odsunęła się od okna, a gdy spojrzała znowu, postaci już nie było. Pozostało tylko jej własne odbicie, w którym przez chwilę, jakby w blasku błyskawicy, zobaczyła coś jeszcze.

Cienie. Wijące się za jej plecami

Rozdział 2: Zegary zatrzymane w pół kroku

Maeve miała wrażenie, że coś w tym domu jest nie tak. Choć nie mogła tego dokładnie określić, czuła, jakby coś w powietrzu nieustannie się zmieniało. Jakby czas w Alverton miał swój własny rytm, niezależny od wszystkiego, co znała. I choć próbowała skupić się na zwykłych rzeczach — na porządkowaniu dokumentów ojca, na przeglądaniu książek, które zostawił — to nie mogła pozbyć się tego uczucia niepokoju.


Pierwszy niepokojący sygnał dał stary zegar stojący w hallu. Maeve nie zwróciła na niego uwagi przez pierwsze dni po powrocie, ale dziś coś przyciągnęło jej uwagę. Gdy weszła do korytarza, zauważyła, że wskazówki na zegarze nie ruszają się. Stoją w miejscu, na godzinie 3:15. Mało tego — zegar nie był wyłączony. Zwykle mały dźwięk tykania, który towarzyszył każdemu jego ruchowi, również zniknął. Zamiast tego panowała martwa cisza, która miała w sobie coś niepokojącego.


Podeszła do zegara i potrząsnęła nim lekko. Nic. Pozostawał w martwym bezruchu. Maeve miała wrażenie, że zegar wcale nie chce tykać. Że coś w nim, albo w jej domu, blokuje naturalny przepływ czasu.


Przeszła przez hol do kuchni, gdzie wisiał kolejny zegar. Zaskakująco, ten wskazywał godzinę 5:27, ale gdy spojrzała na minutnik, zauważyła, że zamiast normalnego ruchu, wskazówki przesuwały się w przyspieszonym tempie, jakby czas płynął szybciej niż zwykle.


„Co się dzieje z tymi zegarami?” — pomyślała, czując rosnące napięcie w piersi. Zatrzymała wzrok na oknie, które patrzyło na rozległy ogród. Deszcz ustąpił, ale niebo wciąż było szaro-białe, a wiatr szarpał gałęziami drzew, które wyglądały jak postacie walczące z czasem. Wtedy, w tej chwili, poczuła coś dziwnego — coś, jakby cały świat wokół niej zaczynał drżeć.


Wszystko trwało chwilę — sekundę? Minutę? — ale na pewno nie dłużej. Czas zdawał się zawisnąć w zawieszeniu, a ona sama nie mogła zrozumieć, co się dzieje. Odruchowo spojrzała na zegar w holu. Wskazówki przesunęły się… ale o dwie godziny naprzód. Zegar zaczął tykać, ale dźwięk był dziwnie inny, jakby każda sekunda była obciążona czymś więcej niż tylko mechanizmem czasowym.

W tym momencie usłyszała dźwięk dzwonka do drzwi

Finn

Maeve otworzyła drzwi, zaskoczona, ale i trochę ulżona. Za nimi stał Finn — jej przyjaciel z dzieciństwa. Mimo że spędzili razem tylko kilka lat w Alverton, pamiętała go doskonale. Był typem samotnika, z nieco cynicznym uśmiechem i niezwykle bystrym umysłem, który zawsze zadawał za dużo pytań. Teraz, po kilku latach, nie zmienił się aż tak bardzo — ten sam kasztanowy włos, lekko podkręcony na końcach, i ten sam lekko znużony wzrok, który zawsze sugerował, że ma więcej tajemnic niż wszyscy inni.


„Hej, Maeve” — powiedział, jakby nie zauważył jej zaskoczenia, i wszedł do środka, bez pytania. — „Czuję, że mogę tu coś znaleźć, czego ty nie zauważyłaś.”


Maeve westchnęła, czując, jak ulga mieszana z niepokojem przepływa przez jej ciało. „Coś znaleźć? Co masz na myśli, Finn?”


„Właśnie to” — Finn wskazał na zegar w korytarzu, który właśnie zaczął tykać, ale dźwięk wydawał się zniekształcony. — „Zauważyłaś, że zegary w tym domu zachowują się dziwnie? Że coś tu nie gra?”


Maeve patrzyła na niego z rosnącą irytacją. „Tak, zauważyłam. Coś się dzieje z czasem, jakby… coś go zakłócało. Ty też to czujesz?”


Finn przeszedł do zegara, obracając go w rękach, jakby rozumiał, o czym mówi. „To nie jest przypadek, Maeve. To nie tylko zegary. Czas w Alverton jest… niestabilny. A to miejsce — twój dom — jest epicentrum tego wszystkiego.”


„Co ty mówisz? Epicentrum?” — Maeve zrobiła krok w stronę Finn’a. „Przecież to tylko stare zegary. Może coś z mechanizmem.”


„To nie jest zwykła awaria” — Finn odpowiedział poważnie. „Czas jest zakrzywiony wokół tego domu. Mój tata opowiadał mi kiedyś o tym, ale nigdy nie chciałem w to wierzyć… Zegar w twoim domu to tylko symptom czegoś znacznie większego. Chyba twój ojciec odkrył coś, Maeve. I to ma związek z tą tajemniczą mocą, którą czujesz. Z tym kluczem.”


Maeve poczuła, jak jej serce przyspiesza. „Co to ma wspólnego z kluczem?”


„Klucz — to coś, co łączy przeszłość i przyszłość. Otwiera drzwi, ale to nie jest zwykły klucz. Czas w Alverton ma swoje własne zasady. A to miejsce… twój dom, twoja rodzina, twoje dziedzictwo — wszystko to jest w jakiś sposób związane z tym, co się dzieje z czasem.”


Finn położył rękę na ramieniu Maeve. „Musisz być gotowa, Maeve. Czas nie czeka na nikogo. A to, co zaczęło się tutaj, może się skończyć tylko wtedy, gdy odkryjemy, co naprawdę kryje się za tą zakrzywioną rzeczywistością.”


Maeve poczuła, jak napięcie w jej ciele staje się niemal namacalne. Wskazówki na zegarze znów ruszyły — ale tym razem były nieuchwytne. Czas płynął szybciej, niż mogła zrozumieć. A jej życie, jej rodzina, jej dziedzictwo — wszystko to było częścią czegoś, co miało moc wykraczającą poza to, co zwykła postrzegać.


„Co teraz?” — zapytała, czując, jak ciemność zaczyna wkraczać w każdy zakamarek jej umysłu.


„Teraz musimy zrozumieć, jak przełamać ten czas, zanim on nas przełamie” — odpowiedział Finn, a jego głos zabrzmiał poważniej niż kiedykolwiek wcześniej.

Rozdział 3: Cienie w bibliotece

Biblioteka w Alverton była jedną z tych starych, zapomnianych budowli, które z biegiem czasu traciły swoje znaczenie. Maeve pamiętała ją jako miejsce, gdzie jako dziecko spędzała godziny, szukając skarbów w postaci ilustrowanych książek. Jednak teraz, gdy przekroczyła jej próg, wnętrze wydawało się inne — bardziej mroczne, jakby samo światło nie chciało tu przebywać.


Zapach kurzu i starego papieru uderzył ją natychmiast. Wysokie regały piętrzyły się aż pod sufit, a wąskie alejki pomiędzy nimi zdawały się prowadzić donikąd. Maeve poczuła chłód, jakby ktoś przeciągnął zimną dłonią wzdłuż jej kręgosłupa. Przyszła tutaj, aby przeszukać sekcję historyczną — ojciec wspominał kiedyś, że biblioteka kryje w sobie książki, których nie znajdzie nigdzie indziej. Może znajdzie coś o „L.C.” albo o dacie 1874 zapisanej w jego notatniku.


Kiedy zaczęła przeszukiwać półki, usłyszała miękkie kroki za sobą. Odwróciła się gwałtownie, serce podskoczyło jej do gardła. Stała tam kobieta — drobna, o siwiejących włosach splecionych w warkocz i ciemnych oczach, które zdawały się widzieć więcej, niż powinny.


„Szukasz czegoś, co należało do twojego ojca, prawda?” — zapytała cicho.


Maeve spojrzała na nią zaskoczona. „Skąd wiesz, kim jestem?”


Kobieta, która przedstawiła się jako Evelyn, uśmiechnęła się lekko, ale jej oczy pozostały poważne. „Znałam twojego ojca bardzo dobrze. Był stałym bywalcem biblioteki. Często przychodził tutaj po zmroku, gdy miasto spało. Czytał książki, które inni omijali. Był… jak to ująć… poszukiwaczem prawdy.”


Rozmowa pełna sekretów

Maeve poczuła, jak napięcie w jej ciele rośnie. „Prawdy o czym?” — zapytała, próbując brzmieć pewnie, choć jej głos lekko zadrżał.


Evelyn zamilkła na chwilę, jakby ważyła, ile powinna powiedzieć. W końcu spojrzała na Maeve z intensywnością, która przeniknęła ją na wskroś. „O tym, co kryje Alverton. O tym, co twoja rodzina ukrywała przez pokolenia. Twojego ojca zawsze interesowały rzeczy, których inni nie chcieli dostrzec. Legendy, które mieszkańcy wyśmiewają — jakby śmiech mógł je wymazać z istnienia.”


Maeve skrzywiła się, zdezorientowana. „Mówisz o tym całym Zegarze Cieni? O tej miejskiej legendzie, która mówi, że czas w Alverton jest… inny?”


Evelyn uniosła brew. „To nie legenda, Maeve. W Alverton czas naprawdę jest inny. Wiem, że już to zauważyłaś. Twój ojciec był blisko odkrycia, dlaczego tak się dzieje, ale ktoś lub coś nie chciało, żeby poznał prawdę.”


Maeve poczuła, jak jej gardło się ściska. „Co masz na myśli?”


„To, co czai się w cieniu, nigdy nie chce być odkryte” — odpowiedziała Evelyn, a jej głos zniżył się do szeptu. „Twój ojciec próbował rozwiązać zagadkę Alverton, ale w końcu zdał sobie sprawę, że każda odpowiedź ma swoją cenę. A cena, jaką zapłacił, była zbyt wysoka.”

Sekretne książki

Evelyn gestem wskazała Maeve, aby poszła za nią. Przeszły przez labirynt półek, aż dotarły do zamkniętej na klucz sekcji biblioteki. Evelyn wyjęła z kieszeni pęk kluczy i otworzyła ciężkie drzwi. W środku znajdowały się książki, które wyglądały na starsze niż sama biblioteka. Grzbiety miały dziwne symbole, a niektóre z nich były owinięte w ciemny materiał, jakby sam papier był niebezpieczny.


„To tutaj twój ojciec spędzał najwięcej czasu” — powiedziała Evelyn, otwierając jedną z ksiąg. W środku znajdowały się schematy przypominające mechanizmy zegarowe, a także opisy dziwnych zjawisk związanych z czasem. „Twój ojciec wiedział, że Alverton kryje w sobie coś, co łączy ten świat z czymś… innym. Tym, co nazwałbyś cieniem.”


Maeve spojrzała na otwartą stronę księgi i zauważyła coś, co sprawiło, że zamarła. Był tam rysunek klucza — identycznego jak ten, który znalazła w gabinecie ojca. Pod obrazem widniał podpis: „Klucz do Krypty Czasu”.


„Czym jest Krypa Czasu?” — zapytała Maeve, choć sama ledwo mogła wydobyć głos.


Evelyn zamknęła księgę z hukiem. „Tego dowiesz się, gdy będziesz gotowa. Na razie wiedz tylko, że Alverton to nie zwykłe miasteczko. Czas tutaj… żyje własnym życiem. A twój ojciec próbował go ujarzmić. Teraz ty musisz zdecydować, co z tym zrobisz.”


Cienie na skraju światła

Kiedy Maeve wychodziła z biblioteki, czuła, jak jej głowa pulsuje od nadmiaru informacji. Wszystko, co mówiła Evelyn, wydawało się niemożliwe, a jednak część Maeve wiedziała, że kobieta mówiła prawdę. Spojrzała na zegar na ścianie biblioteki, ale wskazówki znów się zatrzymały — 3:15.


Przechodząc przez główną salę, kątem oka dostrzegła coś dziwnego. Między regałami poruszył się cień, choć nikogo tam nie było. Był za duży, by należał do człowieka, i zbyt szybko się poruszał. Maeve przyspieszyła kroku, starając się nie oglądać za siebie.


Gdy wyszła na zewnątrz, biblioteka wydawała się jeszcze bardziej ponura niż wcześniej. W mroku Alverton cienie zdawały się rosnąć, jakby witały ją w swoim królestwie. Wtedy po raz pierwszy poczuła, że jej ojciec mógł mieć rację — coś czaiło się w cieniu, i nie zamierzało jej puścić.

Rozdział 4: Dom bez końca

Maeve zawsze uważała dom swojego dzieciństwa za miejsce dziwne, ale pełne ciepła — duży, z wysokimi sufitami i oknami, które wpuszczały światło w specyficzny sposób. Jednak teraz, gdy patrzyła na niego po latach nieobecności, miała wrażenie, że kryje w sobie coś więcej, niż kiedykolwiek podejrzewała. Mury zdawały się mieć uszy, podłoga — pamięć, a każdy krok wywoływał delikatne echo, jakby dom chciał opowiedzieć swoją historię, ale brakowało mu słów.

Niepokój w ścianach

Wszystko zaczęło się przypadkiem. Maeve szukała śladów prowadzących do „L.C.” — inicjałów znalezionych w zapiskach ojca — gdy zauważyła coś dziwnego w gabinecie. Na jednej ze ścian, za regałem z książkami, widoczna była linia biegnąca od podłogi do sufitu. Nie była to zwykła szczelina. Po bliższym przyjrzeniu się Maeve odkryła, że przypomina ona zarys drzwi, choć ukrytych pod warstwą farby.


Pchnęła ścianę, ale nic się nie wydarzyło. Dopiero kiedy przypadkiem dotknęła jednej z rzeźbionych gałek w regale, usłyszała cichy trzask. Sekcja ściany odsunęła się lekko, ukazując wąski korytarz prowadzący w głąb domu.


Z bijącym sercem Maeve zapaliła latarkę w telefonie i weszła do środka.


Labirynt wspomnień

Korytarz wydawał się nie mieć końca. Ściany były wilgotne, a zapach stęchlizny drażnił jej nos. Co kilka metrów natrafiała na zamknięte drzwi, za którymi kryły się pokoje o różnym przeznaczeniu. W jednym z nich znalazła stary pokój dziecinny, pełen porzuconych zabawek, które musiały należeć do dzieci sprzed wielu dekad.


W innym pokoju odkryła schowek pełen starych dokumentów. Przeglądając je, natknęła się na mapę — żółtą, postrzępioną, ale wyraźnie przedstawiającą podziemia miasta. Na mapie zaznaczone były różne lokalizacje, ale jedna z nich, oznaczona symbolem zegara, przyciągnęła jej uwagę. Podpis pod nim brzmiał: „Wrota do Krypty Czasu”.


Mapa była szczegółowa, a linie na niej zdawały się prowadzić bezpośrednio z jej domu wprost do czegoś, co wyglądało na sieć podziemnych tuneli pod Alverton.

Zwierciadła przeszłości

Idąc dalej, Maeve dotarła do większego pomieszczenia — coś na kształt salonu, choć jego centralnym punktem nie był kominek, a duże, złote lustro. Odbijało ono światło jej latarki w dziwny, zniekształcony sposób, jakby pokazując coś więcej niż tylko jej własne odbicie.


Gdy podeszła bliżej, zauważyła, że w lustrze odbijają się nie tylko meble i korytarz za nią, ale także fragmenty czegoś innego — obrazy ludzi, których nie było w pokoju. Mężczyzna w czarnym płaszczu, kobieta trzymająca dziecko, a w kącie postać, której twarzy nie mogła dostrzec. Wszystkie te sylwetki zdawały się spoglądać na nią z lustrzanego świata.


Zrobiła krok wstecz, gdy nagle obraz się zmienił. Teraz widziała siebie stojącą w tym samym pokoju, ale za nią rozciągał się ciemny tunel, którego w rzeczywistości tam nie było.

Podziemne przejście

Złapała mapę mocniej i wróciła do gabinetu. Tam, korzystając z informacji na mapie, odnalazła kolejne ukryte drzwi, tym razem prowadzące w dół. Wąskie schody, niemal klaustrofobiczne, prowadziły do podziemnego korytarza. Czuła się tak, jakby schodziła nie tylko pod ziemię, ale też w głąb historii swojej rodziny.


Korytarz prowadził do przestronnego pomieszczenia, którego ściany były pokryte freskami przedstawiającymi sceny, które wywołały dreszcze na jej plecach. Były tam obrazy ludzi patrzących na zegary, które topniały, oraz postaci w kapturach, trzymających klucze. Jeden z fresków przedstawiał kobietę trzymającą klucz — klucz niemal identyczny z tym, który Maeve znalazła w gabinecie ojca.

Przeszłość i teraźniejszość

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 15.75
drukowana A5
za 29.62