Rzecz dzieje się na Wawelu w Noc Wielką Zmartwychwstania
AKT I
Poszli i na kościele ostawili dymupowłoczną chmurę; — oplotła kolumny.Pieśniarze, co śpiewali pieśni Rzymu,pokłony bijąc u ołtarza-trumny.Wonne obłoki rozpletły się w mroku,pajęczą chustą wiążąc w sieć filary.Przychodzą tutaj na ten dzień Ofiaryraz tylko jeden do roku.Przychodzą jeden raz tylko do roku,Ofiarę pełniąc świętą, tajemnicę,i płoną wszystkie na menzach gromnice.Czytane są Słowa wyroku.Jako rzeczono przed tysiącem laty,tej nocy ma się duch przetworzyć;przybyć ma Ten, co zbawiać wyrzekł światyi powstać z martwych i ożyć.Poszli, — i dymu snują się obręczei mrok coraz gęsty padai ciemność padła na głazów przełęcze,aż pełna noc już włada.Cichość się stała i weszło milczeniei objęło owe mroki i cienie.I stał się moment wielki czaru,gdy zadrgały młoty zegarui północ ozwała się z wieży.Wtedy ci, co w srebrnej odzieży,na rąk wzniesionych podporze,dźwigali straszydło-boże,trumnę, — jarzmo z bark zdjęlii unieśli nieco i dźwignęlii umocnili samą na ołtarzu.Słychać było: — opadł ciężar święty,umocnion menzą kamiennąa oni się chwycili rączęty,by odgonić precz larwę trumienną.Ocknęli się ze snu i patrzą:ciemno. —Wtedy jeden młody śrebrzystyucałował stułę, którą związan,podjął ręką strój szerokofałdzistyi zestąpił.
SCENA 1
ANIOŁ 1
Czyli sam jestem? O gdzież to bracia moi?
Ugięły się i drgają kamienie u mych stóp.
Cyt. Czyjeś łzy? Ktoś płacze. — Tam ktoś stoi?
O ręce! — Kędy stąpię grób.
Cyt! — Bracie, czy to ty? — To ty!
ANIOŁ 2
wszedł
O! Jakże ręce, ręce bolą,
dźwigać we wiecznej męce
trumnisko straszne. Dolo!!
ANIOŁ 1
O ręce, ach, jak bolą.
Ach, a, swobodo!
Siłę poznaję młodą.
Siła we mnie wstępuje.
Ach, a, ramiona! — —
Trumna?
ANIOŁ 2
Tam porzucona,
na ołtarzu ostała cicha.
ANIOŁ 1
Cyt! — Słyszysz? — Szemrze....
ANIOŁ 2
Wzdycha.
ANIOŁ 1
To tam wiatr biegł u wrót
i zaświsnął u progów bramy.
ANIOŁ 2
O bracie, jako my się kochamy.
Wiesz luby bracie? Myśl mą znasz.
Jak męka twoją zżarła twarz.
Wielki ten ciężar, wielki głaz.
ANIOŁ 1
Ramiona rozprzeć! — Jeszcze raz!
Ach, a, swobodo! — Idzie. Cyt.
To on?
ANIOŁ 2
Nasz brat.
ANIOŁ 3
wszedł
Pójdziem na spyt?
ANIOŁ 1
Pójdziemy.
ANIOŁ 2
Czy przyjdzie jeszcze
nasz inny brat?
ANIOŁ 3
Dążcie słuchem ot tam, za szelestem...
Pod kolumną przyklęknął. — Stąpił.
ANIOŁ 2
O! Jak strudzony!
ANIOŁ 4
wszedł
Jestem.
ANIOŁ 1
Oto my czterej wieszcze.
Ach, a, swobodo!
Postać my mamy młodą!
Ręce rozprzężcie się!
Rozpostrzeć skrzydła!!
— O! Jakże mi ta trumna obrzydła.
CHÓR
Ach! A! Swobodo!
ANIOŁ 4
Trudu nam nie poskąpił
nasz PAN.
ANIOŁ 3
Stwórca i kat.
ANIOŁ 2
Ach ileż bo to lat!
Dźwigamy całe dnie,
wstrzymując dech,
by nie poznał kto z ludzi
i tylko ledwo nocą,
co możem spocząć chwilę.
ANIOŁ 1
Lat tych ile?
ANIOŁ 4
Nie pomnę.
Przeznaczenie to nasze
i wyroki te nasze niezłomne.
ANIOŁ 3
O bracie! Ty, jak ptaszę
znękane, bólem drgasz.
ANIOŁ 4
O bracie! Męką zżarta twarz.
ANIOŁ 1
— Pójdziemy je budzić śpiące?
ANIOŁ 2
Pójdziemy.
ANIOŁ 1
Podajcie dłonie!
powiódł ich ku kropielnicy
Wodą zmyjemy świętą skronie.
ANIOŁ 2
W Imię Ojca i Syna i Ducha.
Godzina nasza. Świat słucha!
ANIOŁ 3
Wodą zmyjemy świętą skronie.
ANIOŁ 1
Podawajcie wzajemnie dłonie.
ANIOŁ 4
W Imię Ojca i Syna i Ducha.
przystanęli
przeżegnali się
milczą
ANIOŁ 1
Widziałeś Go w ciernistej koronie,
jak głowę pochylił,
głowę w lokach czarnych, gdzie zasłona.
ANIOŁ 2
Nie śmiem tam pójść, — On kona.
Straszliwe Jego westchnienia
i krew ciecze z rąk i stóp i twarzy
na ołtarz, — gdzie zwisło strzemię.
ANIOŁ 3
Kiedyż się Jego męka skończy?
Jak piersią smutnie dyszy...
Czy On słyszy, — jak my mówimy,
czy On swoje tylko jęki słyszy?
ANIOŁ 4
Czujesz? — — jeszcze kadzideł dymy
ostały woniącą mgłą,
i snują się, jak pajęcza sieć — ?
Ach, świece! Sądziłem, że zaduszą.
Płonąłem w tym ogniu łuny,
słabnący pod ciężarem truny;
w twarz mi świecono.
ANIOŁ 2
Oczy ich twoje nie zmuszą
drgnąć?
ANIOŁ 4
Ha! Gdyby byli z duszą! — —
O słysz, — znów Ten z koroną
jęczy. — — Te mgły ku Niemu
idą...
ANIOŁ 2
Nie chodźmy.
ANIOŁ 4
Czemu?
ANIOŁ 3
Nie, nie, nie mogę.
Pierś Jego czarna, sina,
twarz czarna, posiniała
i krew!, o we krwi cała.
Za czarną tą zasłoną
okrutnie dyszący, — — Nie!
Na śmierć Jego patrzeć co dnia.
O ta nad zbrodnie zbrodnia,
co dnia tu męką święcona!
Nie pójdę!! — On tam kona,
z koroną, mrze z koroną! ---
ANIOŁ 4
Trwożysz się?
ANIOŁ 3
Wstręt mnie zrywa.
ANIOŁ 4
Drżysz. — — Zapomnij!!!
ANIOŁ 3
Ha.
ANIOŁ 4
To nasza jedyna żywa
godzina!!
ANIOŁ 2
Godzina nasza żywa!!!!
przystanęli
milczą
ANIOŁ 3
Cóż myśli nasze struło?
ANIOŁ 1
Żegnaliśmy się wodą święconą. — —
Znaczmy się raz drugi i trzeci
a złe i trwoga odleci.
stąpił ku kropielnicy
Jedna nasza żywa godzina.
W Imię Ojca i Syna...
ANIOŁ 2
Noc głucha.
ANIOŁ 3
W Imię Ojca i Syna i Ducha.
przeżegnali się
przystanęli
milczą
ANIOŁ 1
Czujesz już w rękach moc — — ?
Że w srebro ciała płynie krew — ?
ANIOŁ 2
Czuję, jak płynie — —
ANIOŁ 1
Mam wolę; — rosnę jako lew.
ANIOŁ 3
Wskrzeszę ducha w godzinie.
Krew płynie. — Siła, — siła!
ANIOŁ 4
Noc przyszła, — wyzwoliła.
Jestem jako spiż i żywy;
na lot, przez jednę noc
szczęśliwy.
ANIOŁ 1
Zbyliśmy jarzma, bracie,
ach, o swobodo, — — —
Wiecie, co czynić macie!?
Wyciągają wedłuż ramion skrzydła,których pióra dźwięczą i szeleszczą;w ruchach rosną brzęczące straszydłaa pióra głaszczą i pieszczą.Co ku sobie oczy jasne zwrócą,jako gwiazdy mają te oczy,to ku dawnym ruchom zwolna wrócą,w skrzydeł kryjąc się dźwięcznej otoczy.I znów naraz ku sobie stąpili,strzęśli włosów uloczone grzywy,znów się jeden przed drugim pochyli.Złomy pomruk wydały straszliwy.Przystanęli. — Słuchają. — Już idą,kędy, skryty za złomów filarem,grób przygasłej Ankwicza pamięci:Amor ze zgaszonym ogaremu stóp stupa, — w sen głazu ujęci. —Przystanęli. — I rąk wzniesień czaremnapierśnic zatrzęśli egidą.Kamień naraz oto stał się żywy.
SCENA 2
NIEWIASTA Z POMNIKA ANKWICZA
O strato!
O strzaskana kolumno!
O trumno,
czyliżeś wszystko szczęście skryła?
O lato!
O skoszone zboże;
któż to cię wiąże w snopy
i rzuca snopy na wicher?
Skąd ten wicher dmie — co porywa?
O burzo — zawiejo straszliwa,
zabijasz; Na śmiertelne łoże
rzuciłaś pełń młodzieńczych lat!
O śmierci, — gdzieżeśkolwiek przeszła,
pustość ostawiasz chat
O łzy wy moje — ukropy.
O żalu, żalu,...
ANIOŁ 1
Cicho — — ...
Czego ty płaczesz?
do Aniołów
Cyt.
ku niewieście
Zbudź się, — ty śnisz —
NIEWIASTA
Kto wy?
ANIOŁ 1
Idziem na spyt. —
Czego ty płaczesz? — Kogo?
NIEWIASTA
Płacz ten we mnie zaklęto
i uznano mnie świętą
w płaczu i moim żalu.
ANIOŁ 1
Rozdziej się z tego szalu.
Odchyl włosów, rozpogódź lico.
NIEWIASTA
Oczy twoje się świecą.
ANIOŁ 1
Oczy me błyskawicą.
Poznaj we mnie zwiastuna:
Wstań!
NIEWIASTA
Tu pode mną truna.
ANIOŁ 1
Zejdź, zestąp, — zapominaj.
NIEWIASTA
Co? — Skąd ten głos? — Ta mowa?
ANIOŁ 1
Nie płacz i nie przeklinaj.
NIEWIASTA
O słyszę, sierpy dźwięczą.
To koszą pszeniczny łan?
ANIOŁ 1
Nie, to włosy me brzęczą
srebrzystych splotów zwojem,
z moim się plącząc strojem,
co naszyty srebrną liliją,
mieniącą połysku tęczą.
NIEWIASTA
Ja mam zapomnieć trun?
ANIOŁ 1
Zapomnieć. —
NIEWIASTA
Zapominać?! — —
ANIOŁ 1
Nie łkać i nie przeklinać.
NIEWIASTA
Nie płakać? Nie narzekać?
ANIOŁ 1
Nie wyrzekać, — nie szlochać.
NIEWIASTA
Nie wspominać nic — ?
ANIOŁ 1
Kochać!
NIEWIASTA
Kochać? — Kochać —
ANIOŁ 1
Miłować.
NIEWIASTA
Miłować —
ANIOŁ 1
Sercem rość.
Na przyjęcie się Jego gotować.
NIEWIASTA
On przyjdzie?
ANIOŁ 1
Świątyni gość.
NIEWIASTA
Przyjdzie?! On miły, luby!!
ANIOŁ 1
Przybędzie oblubieniec.
NIEWIASTA
Dla Niego miłość serca,
dla Niego młodość, wieniec.
ANIOŁ 1
Młoda, w krasie rumieńca,
ty Jemu podasz wieniec.
NIEWIASTA
Przybędzie Oblubieniec!!!
ANIOŁ 1
O jak ty piękna, zrumieniona,
ty się uśmiechasz, czulisz.
NIEWIASTA
Raduję się. —
ANIOŁ 1
Stęskniona
ty za wesołością.
NIEWIASTA
Miłością, będę żyć miłością.
ANIOŁ 1
Kochaj, — daj ust.
NIEWIASTA
Bierz usta.
Przytul, — osłoni nas chusta,
całun osłoni biały;
Ty mój, ty mój, mój cały.
Daj ust.
ANIOŁ 1
Kochanko, dziewo.
NIEWIASTA
Promienny!
ANIOŁ 1
Białobrewo!
Czujesz ty płynącą krew?
NIEWIASTA
Czy to noc — ?
ANIOŁ 1
Noc!
NIEWIASTA
Noc. — — Mój oddechu śpiew —
oddecham — żyję, żyję.
Kocham — ..... niech całun skryje.
ANIOŁ 1
Pójdź — za mną, ze mną, w blask.
NIEWIASTA
To światło — —
ANIOŁ 1
Gwiazdy świecą!
NIEWIASTA
Upadają i lecą,
ANIOŁ 1
Potok łask.
NIEWIASTA
Strumienie na mnie biją?
Czyją żem to jest? — Czyją?!
Kto ty — ?
ANIOŁ 1
Nie pytaj nic.
NIEWIASTA
Nie — ?
ANIOŁ 1
Żyję jednę noc
i ty na jedną chwilę
ockniona, — masz tej chwili moc.
NIEWIASTA
Ja żyję!!
ANIOŁ 1
Pójdź w ramiona!
NIEWIASTA
Ktoś szepce — — ?
ANIOŁ 1
Inne duchy.
NIEWIASTA
Duchy? —
ANIOŁ 1
To inni żywi.
NIEWIASTA
Szczęśliwi. — Czy szczęśliwi?
Cóżem to przepomniała?
Ktoś był ze mną.
ANIOŁ 1
Ja z tobą.
NIEWIASTA
Był ktoś, co przed moją żałobą,
gdym jeszcze była smutna,
pochylił pochodnię gasnącą
i dłoń podnosił z pociechą.
Ktoś mówi — ? Kto to mówi — ?
ANIOŁ 1
Echo.
NIEWIASTA
Zapomnieć? — Zapomniałam. —
A przecie byłam z kimś, gdy stałam
na onym piedestale
i teraz nie pomnę wcale.
Drasnąłeś mnie miłości grotem.
ANIOŁ 1
przesuwa jej rękę po czole
Nie myśl o tem.
przechodzą po za kolumny
SCENA 3
ANIOŁ 2
do Amora na pomniku Ankwicza
Rzuć ten gasnący żar.
Wstań — powstań.
AMOR Z POMNIKA ANKWICZA
Czar?
ANIOŁ 2
Wstaj. Czar!
Pochodnię rzuć — młodzieńcze.
Chłopcze! Zeskocz, a żywo.
AMOR
Ktoś ty? — Kim jesteś ty?
ANIOŁ 2
Jestem duszą szczęśliwą!
Szczęśliwą jestem duszą,
duszą szczęśliwą, wolną.
AMOR
Wolną?
ANIOŁ 2
I ty stań się wyzwolon!
AMOR
Wolny! — Zaklął mnie tu Apollon.
Czyli Apollon każe?
ANIOŁ 2
Powstań, chwila szczęśliwa.
AMOR
Czyjże rozkaz mnie wzywa?
ANIOŁ 2
To nie rozkaz.
AMOR
Wołanie!
Słyszę.
ANIOŁ 2
Kto słyszy, wstanie.
AMOR
wstaje
ANIOŁ 2
Zestąp.
AMOR
zstępuje
Dotknąłem ziemi.
Ach. — Co to jest?
ANIOŁ 2
Ocknienie.
AMOR
Chcę lotami orlemi
latać, biedz — polatywać.
Czem ten dreszcz?
ANIOŁ 2
To jest życie.
AMOR
Czy to noc — ?
ANIOŁ 2
Noc. — O świcie
swobodzie naszej koniec.
AMOR
Żyję!!
ANIOŁ 2
Teraz ty goniec!
AMOR
Żyję!!! — Czuję, napływa siła!
ogląda się na pomnik
Gdzie ta, co ze mną była?
ANIOŁ 2
Zapomnij, — pięknolicy.
Mnie się przypatrz, orlicy.
Widzisz, widzisz mnie żywą?
Serce bije, — a twoje?
AMOR
Larwę miałem straszliwą.
Tak, — tak, — serce mi bije;
bije serce, pierś dycha,
o żyję!! — Tyżeś piękną!
ANIOŁ 2
Zbliż się, przytul —
AMOR
Zadźwiękną...
Zabrząkłeś twoją szatą.
ANIOŁ 2
Strojną jestem, bogatą!
Obejmij ty mnie w pół.
Chcę, bym twe ręce czuł
około mojej piersi
i lice przy mej twarzy.
AMOR
Ogień w oczach się twoich pali.
Żar w oczach twych się żarzy.
ANIOŁ 2
Kocham. —
AMOR
Piękna, lilijo!
Cóż te szaty cię kryją?
Szaty srebrne te płachty brzęczące.
ANIOŁ 2
Pierś twoja obnażona;
przytulasz mnie do łona;
o radości, w oczach twoich słońce.
AMOR
Promień, dar Apollina.
Łaską uznał mnie syna
i udzielił mi dam promienia.
Ty mię budzisz z kamienia.
ANIOŁ 2
Ty uczynisz, że rajem godzina.
AMOR
Kto są tamci — ?
ANIOŁ 2
Za tamtą kolumną?
AMOR
Ci, co idą, — kto ona?
ANIOŁ 2
Kochanka wywiedziona.
AMOR
Znałem.
ANIOŁ 2
Znałeś? Zapomnij!
AMOR
Idą, jak nieprzytomni.
ANIOŁ 2
Kochanka, oblubieniec;
jako my zakochani.
AMOR
Jako my?! — Jego pani?!
ANIOŁ 2
Jako ty mój młodzieniec.
O pójdź, — nie patrz, — pójdź ze mną.
AMOR
Kochasz. —
ANIOŁ 2
Kocham, w noc ciemną
dam ci miłość tajemną.
Ty mój.
AMOR
Ja twój, ty moja.
Odchyl tych szat.
ANIOŁ 2
To zbroja.
Luby, jestem dziewicą.
AMOR
Zapłoniło się lico.
ANIOŁ 2
Kochaj.
AMOR
Kocham.
ANIOŁ 2
Ja twoja.
przechodzą za kolumnami
SCENA 4
PANI Z POMNIKA SKOTNICKIEGO
do aniołów, którzy ją wiodą
Gdzie mnie wiedziesz?
ANIOŁ 3
W blask.
PANI
Gdzie mnie wiedziecie?
ANIOŁ 3
W świt.
PANI
Kto wy?
ANIOŁ 4
Idziem na spyt.
ANIOŁ 3
Idziem budzić.
PANI
Nie warto.
Grób przede mną zawarto
i kamieniem ten grób przyłożono.
ANIOŁ 3
Byłaś mu żoną?
PANI
Nie pomnę. Nie, nie byłam.
ANIOŁ 4
Czy znałaś?
PANI
Nie wiem. — Ja się modliłam
i lutnię ze sobą wzięłam
i lutnią się bawiłam
i miałam ręce załamane,
jak teraz.
ANIOŁ 3
Rozplącz ręce.
PANI
Rozplątać....
ANIOŁ 4
Rozpleć dłonie.
PANI
A ból, który mam w łonie — ?
ANIOŁ 3
Zapomnij, — potrzej czoło.
Czy jeszcze co pamiętasz?
ANIOŁ 4
Byłaś kiedy wesołą?
PANI
Czy ja byłam kiedy wesołą?
Nie wiem. — Ja się smuciłam.
ANIOŁ 3
Czego?
PANI
Stałam na grobie.
ANIOŁ 4
Zeszłaś z grobu.
PANI
Na chwilę?
Czyli tylko na chwilę jedyną?
ANIOŁ 3
Tak, tą jedną godziną
budzisz się, —
PANI
Czuję, płyną
strumienie krwi do rąk.
Byłam w męce, — ty budzisz — ?
ANIOŁ 4
Budzę, zapomnij mąk.
PANI
Czyli ty mnie nie łudzisz?
ANIOŁ 3
Nie łudzę, — żyjesz.
PANI
Żyję!!
ANIOŁ 4
Zasłonę odrzuć z głowy
a ujrzysz w koło siebie
nas żywych i świątynię, —
bo dotąd ją dla ciebie
zasłony rąbek kryje.
Podnieś rękę do czoła.
PANI
Ty masz postać Anioła.
ANIOŁ 3
Mocen jestem, młodzieniec.
Pójdziesz ze mną!
PANI
Pójść z tobą!
ANIOŁ 3
Rozbrat weźmiesz z żałobą.
PANI
Gdzie wiedziesz?
ANIOŁ 3
Na wesele!
PANI
Ty gwiazdy masz na czele.
ANIOŁ 3
Gwiazdy. — Mam światło ducha!
PANI
Słyszę. —
ANIOŁ 3
Pójdzie, kto słucha!
Kto słucha, pójdzie za mną!
We świt, w blaski, het w łuny.
My jesteśmy zwiastuny.
PANI
Czyli słowa twe nie złudą kłamną?
Czyli słowa twe prawdą?
ANIOŁ 3
Są siłą!
Słowa moje niezłomne.
Spiż i krew moje ciało;
na tę noc żywe wstało,
jako ty wstałaś żywa.
Zapomnij, — bądź szczęśliwa.
Zapomnij!!
PANI
Ja szczęśliwa?!! —
Gdzie lutnia moja, co śpiewa?
ANIOŁ 3
Nie trzeba lutni już.
Gdy chcesz, — echo wyśpiewa,
co chcesz. Tylko się wsłuchaj.
Słyszysz, tam, ptak trzepoce.
Słyszysz, — łopocą drzewa
we wichrze tam od pola — ?
PANI
Ach ten blask, — tam migoce....
Kto są tamci? —
ANIOŁ 3
Są żywi...
PANI
Kochankowie? —
ANIOŁ 3
Szczęśliwi.
PANI
wskazuje sarkofag króla Władysława Jagiełły
A kto jest ten?
ANIOŁ 3
Monarcha.
Głazem legł, mnie nie znany.
PANI
Jakiś legł patryarcha,
tu ze czcią pochowany.
Znałam.
ANIOŁ 3
Znałaś?
PANI
Nimeś ty, pięknolicy,
serce me przeszył grotem
miłości, pożądania.
Znałam jego, — z podania.....
ANIOŁ 3
Znałaś go? — Nie myśl o tem.
przechodzą za kolumnami
SCENA 5
ANIOŁ 1
Idź pobudź te, co w tamtej są kaplicy,
zadumane.
ANIOŁ 4
Ty sam?
ANIOŁ 1
Ja sam. —
ANIOŁ 4
Czyli twe ciało czyste?
ANIOŁ 1
Czyste. — Spojrzyj mi w oczy.
Patrzaj po moim stroju,
poznaj, lilje przejrzyste.
ANIOŁ 4
Daj rękę.
ANIOŁ 1
Idź w pokoju!
SCENA 6
ANIOŁ 1
Jakoż się wyrzec tej miłości?
Uciekłem z objęć krasnolicy.
Przysiągłem. — Jak dochować śluby,
gdy żądza ciągnie do zguby — ?
Kocham, — uciekłem, — kocham, żądam,
daremno ogień w piersi tłumię;
żądam a żądzy nie rozumiem
i ze wstydem po niej poglądam.
Idzie. —
SCENA 7
AMOR i NIEWIASTA
wchodzą
NIEWIASTA
Gdzie mój kochanek?
AMOR
Odbiegł od cię kochanek?
Cóż szukasz za nim smętna?
Czemuż jesteś na niego
i na miłość jego pamiętna?
Czy pamiętasz jego całunek?
NIEWIASTA
Całunku nie pamiętam.
Całował.
AMOR
Jak całował?
Czy tak? —
całuje
Ot pochyl usta.
NIEWIASTA
Tak całował.
AMOR
Pocałuj.
NIEWIASTA
O tak, o tak, — o dłużej,
ty ze mną, — pójdź ty ze mną.
Miłość zakryje chusta.
W ustroń pójdziemy ciemną.
Kochaj.
AMOR
Kocham.
ANIOŁ 1
patrzy z poza kolumny
Zwodnica!
AMOR
Czy pamiętasz?
NIEWIASTA
Nie pomnę.
AMOR
Gdzie spoczniem ulubiona?
NIEWIASTA
Jesteśmy, jako te bezdomne
istoty. —
AMOR
Weź w ramiona.
O przytul, przytul, pieść.
NIEWIASTA
Daj ust. —
AMOR
Nad nami dom.
NIEWIASTA
Pamiętaj na mój srom.
AMOR
Ty moja.
NIEWIASTA
Ty mój luby
Chłopczyku, — ulubieńcze.
AMOR
Kochaj, — ja cię w róże uwieńczę;
oderwę róże z trumny
zdejmę róże z ołtarza
i tobie dam uplot różany.
Pani moja.
NIEWIASTA
Mój chłopcze ukochany.
przechodzą
SCENA 8
ANIOŁ 4
z kaplicy Jagiellonów wiedzie Czas
Cóż stary? Oddaj kosę.
ANIOŁ 1
który wystąpił
Niech trzyma.
TEMPUS
Jest kto?
ANIOŁ 4
Nikogo nie ma.
Przeszli podal w świątynię.
TEMPUS
Cóż mam czynić?
ANIOŁ 4
Rzuć kosę!
TEMPUS
Jakoż ja to uczynię?
Dzierżyć mi ją kazano.
Dzierżyć muszę.
ANIOŁ 4
Złóż chwilę.
TEMPUS
Bieg się rzeczy zatrzyma.
ANIOŁ 4
Zatrzyma się.
TEMPUS
Co słyszę?
ANIOŁ 4
Zatrzyma się bieg rzeczy.
TEMPUS
Będzie chwila spokoju.
ANIOŁ 4
Chwila wiele uleczy.
Noc jedna, — noc jedyna.
Pierwsza płynie godzina.
Wstań i żyj. — Kosę złóż.
Zatrzymaj rzeczy bieg.
Spokojność — lek.
TEMPUS
kładzie kosę
Upływa wiek, przelata wiek,
tysiące lat, tysiące lat
Patrz, zatrzymałem świat.
ANIOŁ 4
Żyj. —
TEMPUS
Zbyłem trwogi, trudu.
Och, zbyłem z głowy lęku;
tak nuży, kosę dzierżyć w ręku,
wieczyście, wiecznie w dłoni, —
a krew bije do skroni.
Ach, — spokój w myśl wstępuje.
Ach lubość, lubość czuję.
Jeszczem rzeźki, — pogonię!
Pogonię, jeszczem jary;
zmogę starość, — żem stary.
Krew do ciała napływa,
żyw jestem, — krew porywa!
Słysz! — siądziemy na konie
i pogonim lotami na błonie
ku górom, — ponad rzeki.
ANIOŁ 4
Przed świtem trza tu być.
TEMPUS
Czas jest i świt daleki.
Noc jasna, jasna noc.
Polecim het, — het — w lot.
ANIOŁ 4
Jak wyjdziesz stąd?
TEMPUS
Jak? — Kto ma klucze wrot?
ANIOŁ 4
Żaden z nas.
TEMPUS
Więc gdzie są!?
ANIOŁ 4
Zewnątrz zamknięte bramy
a my kluczów nie mamy.
Pozostaniesz tu —
TEMPUS
Nie chcę!
Przełamię wrót tych siłę.
ANIOŁ 4
Czemże?
TEMPUS
Kosą.
ANIOŁ 4
Nie ruszaj!
TEMPUS
Ostać mnie nie przymuszaj.
ANIOŁ 1
Idę.
TEMPUS
Na świat.
ANIOŁ 1
Na koń.
Ja z tobą.
TEMPUS
Pierwszy goń!
Noc jasna, jasna noc
O patrz, rozwieram wrota.
rozciął wrota kosą
wpływa światło księżyca
Na świat! w mem ręku moc.
Teraz tę kosę rzucę. —
Żegnajcie mury! Wrócę!!!
rzuca kosę
wybiega z Aniołem 1.
ANIOŁ 4
ustępuje za kolumny
SCENA 9
KLIO Z MONUMENTU SOŁTYKA
Nad księgą czuwam lat dziesiątki.
PANNA Z MONUMENTU SOŁTYKA
I cóż ci księga daje?
Czy daje księga wiarę?
KLIO
Wspomina biegi dziejów stare,
pamiątki
i coraz starsze, dalsze dzieje.
PANNA
A wiara?
KLIO
Ta się raczej chwieje.
PANNA
Rzuć księgę.
KLIO
Księgę rzucić?
PANNA
To się przestaniesz smucić!
Rzuć księgę, ujmij mnie w pół,
uściskiem weź siostrzanym.
Bądź ty duchem kochanym,
z którym ja noc tę żyję!
Cóż tobie trudy cudze?
I cóż tobie łzy czyje?
Cóż tobie, ta co była, męka?
Próżno się dusza nęka.
Nie siostro, nie myśl o tem.
Ja sama, zadumana
byłam nade mną i nad tobą;
i myślę: po cóż my żałobą
kajamy się, zadumą — ?
Pójdź siostro, kumo,
rzuć księgę, księgę rzuć;
zobaczysz, — co będziem same czuć
za siebie, przez się, — żywe,
nie pamiętne, szczęśliwe! —
KLIO
Mogęż ja być szczęśliwą?
PANNA
Będziesz, tę jedną noc
Rzuć księgę, zyskasz moc,
moc świętą zapomnienia.
KLIO
Siostro, jesteś z kamienia.
PANNA
Krew płynie, będę żywa!!
Ty ze mną chodź — w świątynię;
jako druchny, boginie
oddychać, chwilę żyć,
Nie smucić się! — być!!! być!!!!
KLIO
Precz księgo, — myśli katownio,
zabijałaś moje porywy,
trułaś serca —
PANNA
Zapomnij!
KLIO
Obłok się nad widownią
unosi, — oczy mgleją,
znikają myśli z oczu
Światło w źrenic przeźroczu!
Oczy mam nieprzytomne.
Zapominam —
PANNA
Nie pomnę.
chwilę milczą
patrzące ku kaplicy na grobowiec Sołtyka
KLIO
A ona?
PANNA
Ani drgnęła.
Wieko oburącz dzierży, skrzydlata,
odwrócona od nas i od świata;
w świat inny patrzy: w oczy orła,
z tych oczu orlich oczyma
czyta i orła duchem trzyma
w zaklętym ruchu.
Dłoń ptaka z mieczem wzniesiona. —
Trzeba ją zbudzić. —
KLIO
Nie trzeba.
Wieko by nad ptakiem zapadło.
PANNA
Cóż ty smutna! Do lic znów się zakradło
coś jakby cień dawnej tęsknoty.
Ty znów dumasz?
KLIO
Dumać będę poty,
dopóki mojego życia.
PANNA
Zgoń myśli.
KLIO
Ty sama w zadumie.
Jeno przede mną się pogodzisz.
Ty mnie zwodzisz.
PANNA
Nie zwodzę.
Smutkom, żalom przeszkodzę.
Śmiej się, uśmiechnij ino.
Słuchaj, jestem dziewczyną!
Chcę się kochać.
KLIO
Pustoto!
PANNA
Miłość jest szczerozłotą.
Czy to prawda?
KLIO
Jak dusza,
prawda inna każdemu.
Są, co kłamią.
PANNA
Są? — Czemu?
KLIO
Opętani przez żądze.
PANNA
pochyla głowę w zadumie
KLIO
Patrz, rozwarli wrzeciądze.
PANNA
Powietrza świeży wiew,
gdy wionie na grobowce,
na trupy, czyli wstaną?
KLIO
Nie powstają umarli.
Gdy ginie jedno życie,
już drugie nowe zakwita;
upada, ziarna sieje;
tak z życiem ich się dzieje.
Umarli, — nie powstaną.
Ciała się skruszą w prochy.
Pełne tych ciał te lochy.
Dziś z ciał tych mnogich pył,
żadnych już nie ma sił,
by wstał i znowu był.
My jedno nieśmiertelne
duchem. —
PANNA
Ich dusze żyją?
KLIO
Żyją.
PANNA
Gdzież są?
KLIO
Te z win się myją,
zanim wstąpią do Raju,
PANNA
Cóż dla nich Rajem jest?
KLIO
Rajem powrót do kraju,
gdy na wyższe się duchy przetworzą.
Inne wśród żywych idą
odrodzone, ród mnożą,
skazane w powrót służby
i te są, jako drużby,
które naród prowadzą człowieczy.
Dusza taka się leczy.
PANNA
A te które zwolone?
KLIO
Te świecą wywyższone
tam, hen na innych światach.
PANNA
Wrócą kiedy?
KLIO
Po latach.
Po mnogich, mnogich latach.
Gdy się wszystko odmieni
i z tych silnych kamieni
będą gruzy.
PANNA
My w gruzach!
KLIO
Wtedy, siostro, nad gruzy
straszne przyjdą Meduzy.
PANNA
Drżę. Nie mów o Meduzach.
KLIO
Upłyną jeszcze wieki,
jeszcze czas ten daleki,
wrócą duchy z powrotem.
PANNA
Wiem. — Nie mów więcej o tem.
KLIO
Wiesz?! — Złączmy dłoń w uścisku
i idźmy w blasku
przypatrzyć się zjawisku.
PANNA
Jakiemuż to zjawieniu?
KLIO
Gdy Bóg przyjdzie w odzieniu
króla.
Złota Jego koszula,
chorągiew w Jego dłoni
Ten dusze w odkupieniu
przez swą koronę u skroni
sprowadzi wybawione
w tę świątynię!
PANNA
Wskrzeszone!?!
KLIO
Duchy wskrzeszone!
PANNA
Wiem. — Duchy pośle żywe!
Między żywe; —
KLIO
Wskrzeszenie!
On pośle je na walkę!
Podejmie złotą szalkę
i każdemu odważy
osobne przeznaczenie.
U tych stanie ołtarzy.
PANNA
Cyt, siostro, — kto to?
KLIO
Cienie!
To wiatr pędzi obłoki,
poza któremi gwiazda.
Wstąp ze mną na promienie
ukąpiemy się w blasku.
PANNA
Któż to ten piękny w kasku?
KLIO
Rycerz —
PANNA
Zbudź mi rycerza!
Pokocham — zakochana.
KLIO
Zastukaj do pancerza.Żegnaj, siostro, — odchodzę.
PANNA
Ja ostanę z rycerzem.
Tak tem powietrzem świeżem
jestem oprzytomniona,
że czuję, jak mi bije
krew i serce u łona
i kocham, — kocham jego.
Któż oni?
KLIO
Oni strzegą
skarbów wielkiego ducha.
PANNA
Siostro, widzisz, — on słucha!
KLIO
Zastukaj do pancerza,
aż się ocknie, — poruszy.
PANNA
Kocham, o kocham z duszy.
KLIO
odchodzi poza wrota
SCENA 10
PANNA
puka w pancerz, złożony u stóp posągu
Kochanku.
POSĄG WŁODZIMIERZA POTOCKIEGO
Sławo!
PANNA
Ja nie sława.
Ja rozkosz, lubość, ja zabawa.
Ku tobiem przyszła rycerzu,
jak dziewka, — i staję przy żołnierzu
krewka. — Kochanku chodź.
puka
WŁODZIMIERZ
Na bój!?!
PANNA
Miecz ten odpaszesz twój
ciężki i złóż przy zbroi.
Zestąp.
WŁODZIMIERZ
Gdzie moi? Gdzie są moi!!?
PANNA
Jacy twoi? — Ja k'tobie
zeszłam, bom zakochana.
A ty? —
WŁODZIMIERZ
Mam odeprzeć tyrana!!
PANNA
Jakiego? Kogo? — Nie ma.
Nikogo nie ma. — Ty się mylisz.
Pochyl się, — gdy się pochylisz,
ujrzysz, żem jest tu sama
przy tobie, w ciebie patrząca.
Zestąp.
WŁODZIMIERZ
Ty miłująca?
PANNA
Zestąp.
WŁODZIMIERZ
zeskakuje
Otom przy tobie.
PANNA
Co, — Widzisz to, żem ładna?
WŁODZIMIERZ
Tulisz się, — w pochyleniu
słaniasz się lubo-składna.
PANNA
Bo cię kocham, — rycerzu.
WŁODZIMIERZ
Przypomniałaś — !
PANNA
Miecz odejm.
WŁODZIMIERZ
Bitwa tutaj być miała?!
PANNA
z uśmiechem
O nie, — teraz jest rozejm.
WŁODZIMIERZ
Ty śmiejąca, — w uśmiechu?
PANNA
Ja pragnę, — ja bez grzechu
Ty piękny.
WŁODZIMIERZ
A ty ładna.
PANNA
To miłość nami władna.
Pocałuj. — Ujmij ramieniem.
Krew we mnie jest; — pragnieniem
przejęta, — k'tobie się garnę.
Kochaj, — a wszystko inne marne.
Kochaj.
WŁODZIMIERZ
Muszę zapomnieć.
PANNA
Zapominaj.
WŁODZIMIERZ
Kochanko!
Cyt, — muszę oprzytomnieć.
PANNA
Miecz ten złóż pod pancerzem.
WŁODZIMIERZ
Miecza pozbyć?
PANNA
W kochaniu,
my ślub miłośny bierzem.
Czy mnie żądasz?
WŁODZIMIERZ
Całuję.
PANNA
Kocham! —
WŁODZIMIERZ
Krew żywą czuję!
Ze mną! ze mną dziewczyno.
PANNA
Tą jedyną godziną
żyjemy. — Krew w nas krąży.
WŁODZIMIERZ
Jestem w armii chorąży.
PANNA
O ty mój bohatyrze!
WŁODZIMIERZ
Czyli grają na lirze?
Skąd te dźwięki?
PANNA
Patrz we mnie.
Cicho. — — Kochaj tajemnie.
Zejdźmy w cienie, — w ubocze.
Ramieniem cię otoczę, —
o luby, — o kochany.
WŁODZIMIERZ
Cyt, — to szemrzą organy.
Ktoś pośrodkiem hal krąży.
PANNA
Zakryję twoje oczy
rękoma, — uchodź ze mną.
WŁODZIMIERZ
Tam?
PANNA
Tam, — w kaplicę ciemną....
przechodzą
AKT II
DRAMATIS PERSONAE:
PRIAMUS
HEKUBA
PARYS abo ALEKSANDER
HELENA
HEKTOR
ANDROMAKA
KASSANDRA
POLIKSENA
HALEBARDNICY
PAŹ
Pod skejskim donżonem, na blankach, na murachpancerni przysiedli stróżowie;łby wsparli na szpadach, na srogich kosturach,na czatach na zamku w Krakowie.
Śpią króle i dziewy i córy królewny,posnęli wojewodowie;wąsale swój odzew wołają wyśpiewny,na czatach na zamku w Krakowie.
Noc w mieście głęboka; Skamander połyska,wiślaną świetląc się faląa stróże wąsale ściskają mieczyskai hasłem zawodnem się żalą.
To pojrzą ku stołpom, to patrzą do dwora,czy nuta dobiegnie wołanaczekają wielkiego witezia Hektora,czekają swojego hetmana.
SCENA 1
STRAŻNIK 1
Czuwajcie.
STRAŻNIK 2
Czuwajcie.
GŁOS
Hola.
PAŹ
Echo płynie od pola,
od Skamandru echo przybiega
i ginie w murach miasta.
STRAŻNIK 1
Czy wiecie, że chwycono szpiega,
gdy u wielkiego dzwona
uwadził skrzydłem
i ułowił się w sieć zastawioną.
STRAŻNIK 2
Któż się ułowił?
PAŹ
Wrona.
STRAŻNIK 2
Z daleka biegł?
PAŹ
Ptak szary,
przybiegł słuchać, co szepce nasza dusza
i wpadł w sieć —
STRAŻNIK 1
Martwy leży,
w piór przemokłej odzieży,
bo, gdy chciał zrywać pęta,
krwią spłynęły skrzydlęta.
STRAŻNIK 2
Niech nas nie podsłuchuje.
PAŹ
Widziałeś, — pająk snuje
od zegarowej wieży ku dzwonnicy,
od dzwonnicy do szczytu świątyni.
STRAŻNIK 1
Patrzę, co noc tak czyni.
STRAŻNIK 2
Niestrudzony —
PAŹ
Fijołki,
pierwsze dwa, co zakwitły
na stoku po przed zamkiem.
STRAŻNIK 1
Zerwałeś.
STRAŻNIK 2
Dla kochanków.
PAŹ
Ona przyjdzie tu ze swoim kochankiem,
to ich ucieszę kwiatkiem,
gdy zejdą z leża.
STRAŻNIK 1
Kry spłynęły dziś rano ostatkiem
ku tamtej stronie.
STRAŻNIK 2
Ku stronie Sandomierza.
STRAŻNIK 1
Czyli tylko Rhezus z końmi przybędzie?
wiele na jego przyjściu zależy;
Otucha wstąpi w żołnierzy.
PAŹ
Czy wiecie, jakie król królów orędzie
wydał?
STRAŻNIK 2
Atryda?
STRAŻNIK
Ryś niesyty.
PAŹ
Pozazdrościł Pelidzie kobiety
i mówią, że ją odbierze.
STRAŻNIK 2
Cóż Achill?
PAŹ
Achill, jak zwierze,
Rzekł, że nie będzie się bił.
STRAŻNIK 1
To królewski najstarszy zły?
PAŹ
Zły. Kpił.
STRAŻNIK 2
Cyt. — Panicz idzie ze swoją.
STRAŻNIK 1
Tfy!
Ci ino wiecznie broją.
Dwa pieścidła.
PAŹ
Myślisz, że zbrzydła?
Ona jeszcze ponęty większe
przybrała; gesty i słowa miększe
i calutka go oczarowała;
i taka jest, co każdego zwycięża
i budzi w nim chuć męża.
Patrzcie....
PARYS i HELENA
przechodzą w uścisku
PAŹ
daje im fijołki
Fijołki świeże...
PARYS i HELENA
uśmiechają się
biorą fijołki
przechodzą
PAŹ
Z leża idą na inne leże.
SCENA 2
STRAŻNIK 1
Co to jest człowiek? myślę a nie wiem nic.
STRAŻNIK 2
Chciałbyś mieć onę gładkość lic,
co ma panicz?
STRAŻNIK 1
Chciałbym mieć tę gładką kobietę.
Co mi tam lice.
Zazdrośne mi się zdają te błyskawice
Hektora, — jak on to tak ogromnie szeroko
broni naszego dwora
i wie, że nie ujdzie zgonu...
STRAŻNIK 2
Idzie, to jego pora.
STRAŻNIK 1
Hasło.
HEKTOR
wchodzi
Sława Iljonu!
STRAŻNIK 2
Sława Iljonu hasło.
Stado wron się zrywa ze szczytu wieży zegarowej i lecą ku miastu wrzaskliwe
HEKTOR
Ptactwo wróżbą odwrzasło.
Cóż mówią? Kiedy zginę?
STRAŻNIK 1
Nigdy!
STRAŻNIK 2
Nigdy!
HEKTOR
Kto wstrzyma
bieg przeznaczeń i losy?
Jestem i będę walczyć. — Zginę. —
Gdzie ta dziewka, co wróży?
STRAŻNIK 1
Chcesz ją widzieć?
HEKTOR
Nie żądam.
Wiem już. —
STRAŻNIK 2
Zamkniona w wieży.
HEKTOR
A gdzie para kochanków?
STRAŻNIK 2
Szukają leży.
STRAŻNIK 1
Zeszli ze swoich ganków
i przeszli.
HEKTOR
Gdzie?
STRAŻNIK 2
Do zamku.
HEKTOR
Snać miłość ich nie nuży,
jak mnie nie nuży walka.
PAŹ
wchodzi
Król powstał już i Kralka
i rozścielić przykazał dywany,
bo przybędą sieść u skejskiej bramy.
HEKTOR
Idź, powiedz, że czekamy.
SŁUDZY
przynieśli kobierce i rozścielili
poczem odeszli
SCENA 3
PRIAMUS
Synu, radośną ci nowinę powiem,
że Achilles nie walczy.
HEKTOR
Czemu?
PRIAMUS
Ciesz się więc, bo nic złego
nie może stać się tobie.
Żyć będziesz.
HEKTOR
Nie chcę tego.
PRIAMUS
O ty jedyna moja chlubo,
o ty jedyna obrono,
rozstać chciałbyś się z żoną
kochającą i odbiec dziatek
i nas u kresu latek
ostawić samych? — Zgubo!
Iljonu zguba twoja myśl!
HEKTOR
Moja wola!
Walczyć!
PRIAMUS
Za nas? Za miasto?
HEKTOR
A czemże wy jesteście?
Ten podły gach z niewiastą,
co się stroi w robrony
fircynela, — wam miły; —
to ja mam moje siły
dla was ważyć?
PRIAMUS
Masz żonę.
HEKTOR
I ostawiam wam syna.
Pójdę, gdzie mnie godzina
zawezwie.
PRIAMUS
Co cię zmusza?
Jaka to myśl przeklęta?
HEKTOR
Dusza!
PRIAMUS
Na ojca się porywa
i chce zatrwożyć we mnie
starca. — O synu, synu.
Sam już ostanę ze starością.
Ciebie sława i wielkość uwodzi.
HEKTOR
Sława mnie rodzi.
Tu stoję jej na straży.
Wyście ojciec, — poważam, —
nie bierzcie mi to źle, — że się odważam
rzec, co moim jest bólem.
PRIAMUS
Chciałem, byś ty był królem.
HEKTOR
Chcę, byście wy ostali.
PRIAMUS
Mówisz nam, żeśmy mali;
za mali, by sięgnąć ku tobie.
Duch cię niesie.
HEKTOR
Ojcze, — to, co ja robię
czynię dla się i przez się.
Jestem na to postawion
walką, ustawną walką
we świętości obronie.
Wytrwam i będę zbawion.
PRIAMUS
Cóż jest ta świętość?
HEKTOR
Oto tem, co w mem łonie
na samo wspomnienie
żywiej porywa krew i sumienie
ostawia wiecznie czyste:
Ojczyzna, — Ilijon —
żywe i wiekuiste.
PRIAMUS
Matka przysnęła.
HEKTOR
Senne powietrze mgliste
uśpiło —
PRIAMUS
Spiło starą.
HEKTOR
Zejdę chwilę ku żonie.
Bywajcie.
PRIAMUS
Idź ku dziecku.
Gdzie Parys?
HEKTOR
Aleksander?
Ze swoją przeszli pono
tędy i tamtą stroną
wrócą. — Żegnajcie.
poszedł ku pałacowi
SCENA 4
PRIAMUS
O jak pięknie nucą
zegary wież od miasta,
Hej, posłuchaj niewiasta.
Lubisz słuchać tych godzin.
Ocknij się.
HEKUBA
Spominam dzień urodzin
naszego pierworodnego, —
jak go wzięłam raz pierwszy na ręce
a dzisiaj on rycerzem!
PRIAMUS
W męce,
we wiecznej męce ducha.
Jakowejś władzy górnej słucha
i ognie ma w sobie i żądze
i serce zamknął na wrzeciądze,
do których się nikt nie dobierze.
HEKUBA
Więc on jest nad wszystkie rycerze?
PRIAMUS
Jedyny.
HEKUBA
Widzę, jak był maleńki
i u swojej mateńki
bawił długie godziny,
śmiejący i gwarliwy;
dziecko małe.
PRIAMUS
Wyrósł w męża, — straszliwy;
lata jego dostałe;
duchem pierwszy nad twoje syny;
wyrósł w męża.
HEKUBA
Jak się cieszę, że on zwycięża.
Nie prawdaż, że on zawdy pokona,
że on pola każdemu dostanie,
że bój jego wołanie,
że masz chlubę w tym synie?
PRIAMUS
Mieczem walczy, od miecza zginie.
HEKUBA
On to wie?
PRIAMUS
On wie o tem.
HEKUBA
Czy przygnębion?
PRIAMUS
Wspomniał tu coś przelotem;
już nie pomnę, — zabyłem.
Ja co inne myśliłem,
gdy on mówił.
HEKUBA
A gdzie on się oddalił?
Czy ku żonie?
PRIAMUS
Ku żonie.
HEKUBA
Zgadłam, — serce ma w łonie.
Wiem, on ma w łonie serce.
PARYS i HELENA
wchodzą
PAŹ
przed nimi
Ot tam siedzą i gwarzą.
HELENA
Co mówią? O mnie?
PAŹ
Marzą.
Zdaje mi się, że mówią o Hektorze.
HELENA
Nie o mnie?
PAŹ
Myślą może.
Może o tobie myślą
a o Hektorze bają.
PARYS
Idź i każ, niech zagrają,
to się starzy pocieszą z nami.
HELENA
Będziem słuchać.
PARYS
Przybędą z luteńkami.
HELENA
Niech wezmą te, co perłą
sadzone, — ze złotą struną.
MUZYKANTY
wchodzą
PARYS
Widziałaś? — Mam dziś runo.
HELENA
Złote runo! — A kiedy weźmiesz berło?
PARYS
Muszę czekać.
HELENA
Hektorowego zgonu.
Nie masz-że to prawa do tronu?
PARYS
Nie mam.
HELENA
Boś leniwy.
Mów z ojcami, niech berło oddadzą.
PARYS
I cóż ja zrobię z władzą?
Cóż mi po niej? Mam ciebie.
HELENA
Będziesz pierwszy.
PARYS
Nie żądam.
Kiedy na cię poglądam,
nie chcę nic, prócz kochania.
HELENA
Czyliżem tylko łania?
A byłam już królową!!
PARYS
No wyrzecz, mów to słowo:
Kocham.
HELENA
Kocham, może.
PARYS
No rzecz mi: pójdźmy w łoże.
HELENA
Pójdźmy.
PARYS
Rzecz mi jeszcze:
że nie chcesz nic, nad kochanie.
HELENA
Kochania chcę. —
PARYS
Czy słyszysz granie?
HELENA
Słyszę. — —
PARYS
Luteńka nas kołysze.
muzyka
ŚPIEWKA
PAŹ
1. Hej panienko, róże krasne
da we twoim wianeczku.
POLIKSENA
siedząca u stóp Hekuby
2. Hej paziku, piórka jasne
da na twoim staneczku,
rom tanà, rom dynà.
PAŹ
3. Hej panienko, krasne róże
da na twojej czapeńce.
POLIKSENA
4. Hej paziku, grywasz w chórze,
Klechać wodzi za ręce,
rom tanà, rom dynà.
PAŹ
5. Hej panienko, u matusie
tulisz się przy robronie.
POLIKSENA
6. Chciałeś ty mojej gębusie;
czym ci rada czyli nie,
rom tanà, rom dynà.
PAŹ
7. Tyś mi rada i panienki
da te twoje siostrusie.
POLIKSENA
8. Rade my twojej luteńki,
da siedzim przy mamusie,
rom tanà, rom dynà.
muzyka
HELENA
Starzy zdrzemnęli.
PARYS
Drzemią.
HELENA
Gwiazdy świecą nad ziemią.
My świecim drugie gwiazdy.
PARYS
Czas przystanął.
HELENA
Noc cicha.
PARYS
Słyszysz? — Starzec oddycha.
Starcem być się nie zgodzę.
Chcę mrzeć młody.
HELENA
Ja chcę moją zachować urodę.
PARYS
Ujmij, jeszcześ urodna.
HELENA
Ja twych uścisków głodna;
dla nich rzuciłam Spartę
okryłam dom żałobą;
żądze te nieprzeparte
porwały mnie ku tobie;
wiem że nieprawość czynię,
wiem że źle, że źle robię;
ale kocham, — pożądam.
PARYS
W ciebie jeno poglądam.
Pójdź w łoże.
HELENA
Idę z tobą.
PRIAMUS
ocknął się
HEKUBA
ocknęła się
PARYS i HELENA
przystanęli przed ojcami
PARYS
Ona powiedziała, że żaden z tych półbogów Achajównie ma takich jasnych włosów, jak ja.
HEKUBA
Sokole mój.
PARYS
Ona powiedziała, że żaden z tych myślących Achajów nie ma tak myślących oczu, jak ja.
PRIAMUS
Czy ty sądzisz, chłopcze, że ona w ogóle co myśli?
PARYS
do Heleny
Czy ty co myślisz?
HELENA
Właśnie myślę, jakbyś ty wyglądał, gdybyś włos zczesał jak tenejski Apollo.
PARYS
A widzisz ojcze, myśli o mnie.
PRIAMUS
Myśli o peruce.
PARYS
A właśnie porównała mnie z Apollinem i sądzę, że bardzo trafnie i gdyby Apollo wyglądał tak, jak ja, to nawet by mi się bardzo podobał.
HEKUBA
Ja też tak myślę.
PRIAMUS
do Parysa
Sądzisz więc, że wygląda inaczej?
PARYS
Nie myślałem o tem.
PRIAM
A właśnie nad tem pomyśleć było warto. — A gdzieżeś ty siebie widział?
PARYS
Siebie? W studni.
HELENA
We zwierciadełko moje wciąż pogląda.
PARYS
Na niem Izys wyobrażona.
PRIAMUS
Więc Izys całą trzyma w dłoni.
HELENA
I pieści.
PRIAMUS
A Izys się nie płoni.
PARYS
wskazując Helenę
A ona to się jeszcze rumieni,
w swem oddaniu rumieńsza niż róże,
których wieniec nosi u skroni.
PRIAMUS
No a czy wy wiecie, że wasza głupota to jest nasze nieszczęście?
PARYS
A czy to nie jest właśnie wasza cnota,
że my możem być głupi dowoli
pod osłoną waszego majestatu woli
i majestatu siły.
HEKUBA
I ja tak myślę.
PARYS
Tacy, co na roli
pracują, są, — są i wojenni
są w rzemiośle, we wszelkiem najemnicy dzienni.
Wszystkich masz ojcze, wszelakich,
byś wzrok cieszył, — stać cię i na takich,
jak my: — zupełnie boskich,
spokojnych i beztroskich.
HEKUBA
I ja tak myślę.
PARYS
Gdybym walczył, to mógłby mnie kto zranić,
mimo mojej biegłości, ot przypadek.
Niech więc Hektor, gdy zechce mnie ganić,
pamięta, — żem zrównoważony więcej, niż on. —
HELENA
Chodźmy już.
PRIAMUS
Idźcie już dzieci.
HEKUBA
Niech was strzegą Bogi, pieścidła moje.
PARYS
do Heleny
Czy pójdziesz na pokoje?
HELENA
Nie, wprost do łóżka.
PARYS
Myślę to samo.
HELENA
Pa — a!
PARYS
Pa — a mamo!
PRIAMUS
Ostań zdrów.
HELENA
Służka.
SCENA 5
PRIAMUS
Ty, która żyjesz wspomnieniami, powiedz mi, jakże ci się lepiej wydaję; czyli ten, co jestem dziś, czyli ten, jaki byłem ongi?
HEKUBA
Jest-żeś to dzisiaj czem innem?
PRIAMUS
Wiek zmiany swoje przynosi a te drudzy widzą wyraźniej; więc i ty widzieć możesz.
HEKUBA
Nie dbam nic na to, co widzę.
PRIAMUS
Patrzysz ino w przeszłość; ja ino ku temu patrzę, co przyjdzie, im dalej, im dalsze, tem mnie milsze i duszy mojej. I jakoż zbliżymy się k'sobie, we dwie rozbieżne myślą idąc strony?
HEKUBA
Podaj mi rękę.
PRIAMUS
Był to most ku naszemu zrozumieniu wzajemnemu.
HEKUBA
Cieszą cię dzieci moje?
PRIAMUS
Nie, — to już minęło.
HEKUBA
Radują cię dzieci dzieci moich?
PRIAMUS
Nie, — to już minęło.
Świat ich się zamknął,
mój stoi otworem.
Ja widzę dalej, het poza ich żywot,
który się zdaje krótki.
Tej nocy żyjem, ocknieni, marzący
i wieczność ciągnie nas oboje;
ciebie ku wiekom, co były, —
mnie ku wiekom, wiekom, które będą.
A oni, ci żyjący
oni swoje moce i siły
tej jednej zużyją nocy
i w naszych oczach poginą.
HEKUBA
Rzekłeś. — Czas znaczy się godziną.
Na wieży, — słyszysz — — — biją.
Biją zegary wież z różnych epok
na dalekich kościołach Krakowa:
I. Od strony Wisły:
Dzwoń dzwoneczku dzwoń
srebrem w srebrny głos,
niesiesz się nad toń
nad wiślany wrzos.
Graj dzwoneczku graj.
Fiołeczku woń,
niesiesz się nad toń,
we wiślany maj.
Toń dzwoneczku toń
we wiślaną toń;
fijołeczku woń.
Idzie maj nad błoń.
II. Z wieży zegarowej; Kowale:
Czas już czas:
Młotem bijem cztery razy
metalowy dzban.
Bierz za trzon,
młotem ogniem bij w zarzewie.
Wołaj imię, wal!
Z wieży zygmuntowskiej: dzwon mniejszy
Zbigniewie!
Z wieży zegarowej; Kowale:
Wali młot,
hej na lot,
bieżaj głosie huraganie,
rota wstanie,
zatętnią kopyta,
aż się ozwie tętno w gruncie.
Wołaj miano, wal!
Z wieży zygmuntowskiej; dzwon wielki:
Zygmuncie!
III. Od wieży wyższej maryjackiej:
CHÓR
Przejasną świecisz gloryją,
promienna gwiazdolica,
w łunach twoja wieżyca.
Od wieży niższej maryjackiej; dzwon:
Maryjo!
Od wieży wyższej maryjackiej:
CHÓR
Gwiazdy Cię wieńcem kryją;
stajesz promienna w świetle
na gwiazd iskrzącej mietle.
Od wieży niższej maryjackiej; dzwon:
Maryjo!
Od wieży wyższej maryjackiej:
CHÓR
Tęcze Ciebie owiją
zanim zapłoną jutrznie.
Ty weźmiesz w piersi włócznie.
Od wieży niższej maryjackiej; dzwon:
Maryjo!
Od wieży wyższej maryjackiej:
CHÓR
Biała czysta lilijo,
o przenajświętsza Panno,
zaświeć gwiazdę poranną.
(Od wieży niższej maryjackiej; dzwon:)
Maryjo!
(IV. Z wieży wyższej maryjackiej, hejnał:)
Hej aż po skłon
nad kwietną ruń, na pole
skrzydlaty leć sokole,
skrzydła zatocz w półkole,
nad śpiące bramy polatuj.
Pani z gwiazdą na czole,
w błękitów drogiem odzieniu,
na złocistym wieży pierścieniu,
na złocistej u wieży koronie
przystanęła gdzie grają.
Chorągwie na przestrzeni
iskrzą łuną promieni.
Pani tuli gołębie przy łonie;
Anioły ma w orszaku.
Hej polatuj, złocisty ptaku,
hej polatuj, za tobą śpiewają.
Hej ponad las,
na pole, błonie, na błoń,
na kwietną, kwiecistą darń
ptaku przemocny fruń
na strojną ruń
i wołaj zagrodnikowi
i wołaj zagrodnice
niech sierpy ostrzą na świt.
Pani cała w promieniach
nastąpiła na rogi-księżyce.
V. Od strony klasztoru Bernardynów:
Wstańcie mnichy na pacierze,
bierzcie włosiennice,
mówcie Ave, mówcie Wierzę.
Jutrznia dzwoni,
ptak świergoce,
zapalcie gromnice.
Zejdą noce, przejdą noce,
mówcie litanije.
Ogród pełen świergotania
we świtaniu żyje.
Wisła płynie, woda bieży
pod klasztorne wieże;
hej pod górą panna leży,
na górze rycerze.
W Sandomierzu posłyszeli,
usłyszą w Warszawie;
hej z wichrami pobieżeli
w porannej wyprawie.
Wrócą zbrojni na galarze,
Wisła się nie wróci.
Stawcie świece na ołtarze,
Ave świt zanuci.
VI. Od labiryntu domostw na podegrodziu:
Z OKIENKA
Samam se ostała,
sama w pokoiku;
kogóżbym czekała,
powiedz mi paziku?
LUTNIŚCI
Nie sama ty, sama,
sypia z tobą ktosi,
otwiera się brama,
konik ci go nosi.
Z OKIENKA
Ktoś-ci do mnie chodzi,
koniczek go nosi,
koniczek go wodzi,
u bramy się prosi.
Prosi się u bramy,
prosi u okienka,
od roku się znamy,
jeszczem-jest panienka.
LUTNIŚCI
Do roku, do lata,
do lata, do maja,
przyśleć tobie swata,
jużci go ustraja.
Z OKIENKA
Nie wpuszczę swacika,
czekać będzie samy,
nie wpuszczę konika,
ostanę u mamy.
Dziewuszeczka będę,
co mi tam o kogo,
płócienka uprzędę,
matusia pomogą.
Śpiewam cieniusieńko,
jako ten ptaszeczek,
nicią złociusieńką
naszywam staneczek.
LUTNIŚCI
Ostań se u mamy,
cieniusieńko śpiewaj,
złociusieńką nicią
staneczek naszywaj.
Naszywaj staneczek,
staneczka przymierzaj,
przyjdzie kochaneczek,
otwieraj mu ścieżaj.
HEKTOR i ANDROMAKA
od strony pałacu zamkowego
idą w uścisku
ANDROMAKA
Czyli mi wrócisz o poranku?
HEKTOR
Na miecze idę w wielki bój.
ANDROMAKA
Żegnaj mi mężu i kochanku,
olbrzymie w złocie dźwięcznych zbrój.
Powrócisz mi ty o poranku?
HEKTOR
Iść muszę, kędy sztandar mój,
kędy proporzec załopoce;
przeznaczeń wicher go podrywa;
tam wiem, że Bóg Hektora wzywa,
bym szedł i walcząc przetrwał noce.
Żegnaj kochanko, żono miła.
Wiem, jaka moja moc i siła
wiem, jaka wola, ostań doma.
ANDROMAKA
Godzina żadna niewiadoma.
HEKTOR
Wracałem zawdy, jutro wrócę
o szarym, bladym pierwszym świcie,
ciało na pastwę sępom rzucę,
na pastwę krukom moje życie
a duchem k'tobie lgnę jedyna.
Pozostań — ty, — wychowaj syna.
ANDROMAKA
Gdy syn dojrzeje, cóż mu powiem?
HEKTOR
By szedł, jak ojciec, moim śladem.
Nie zginę, nie, — rozpogódź lice,
z pierwszem świtaniem wrócę bladem.
Iść muszę. Znasz mą tajemnicę.
ANDROMAKA
Jedno wiem tylko, że mię rzucasz,
samotną w opuszczeniu wdowiem.
HEKTOR
Na drogę próżną skargę wołasz.
Wróg się raduje smętkiem twoim.
Ani mię łzami strzymać zdołasz.
Jakoż tajemne słowo powiem?
ANDROMAKA
Idź i powracaj mężem moim!
HEKTOR
Gdy mnie pochłonie walka krwawa,
każ iść synowi za mną!
ANDROMAKA
Sława!
HEKTOR
zstępuje po schodach w niższe zatocze barbakanu, zamkowego
PRIAMUS
pogląda ku niemu, chyląc się przez krenelaże muru
Synu miły, złóż oręż siekący.
Pojrzy ku mnie, synu, w górę chwilę.
Wiesz, jako mam cię mile,
wszem sercem ku tobie pragnący.
HEKTOR
Ojcze, męże tam mnodzy stoją,
nawołują a patrzą na Troją;
wszyscy społem w kole się zebrali.
Nie trza ojcze, by na mnie czekali.
PRIAMUS
Synu, zejmij przyciężkiej tarcze.
Pojrzy ku mnie chwilę w górę twarzą.
Nie wiem, jakieć się losy przydarzą?
Nie wiem, czyli tej wojnie wystarczę?
HEKTOR
Ojcze, wiesz, jakoś mi jest miły,
jakoć kocham przy dzieciach i żenie;
ale głos twój odbiera mi siły.
Siłę jeno mój naród ma w cenie.
PRIAMUS
Synu miły, jeszcze czasu siła,
starczy walce, orężnej szermierce.
Troska serce moje dziś pożyła
i tęsknotą wielką bije serce.
HEKTOR
Ojcze drogi, ojcze mój stareńki,
idź do dworca, ku mojej rodzinie,
gdzie syn został u piersi maleńki;
mnie musieć ostać przy czynie.
PRIAMUS
Synu, żalę się twojej stałości,
już z dala oszczepy mi widne,
i ramiona co łamią twe kości
i wydzierców bezprawia ohydne.
HEKTOR
Widzieć, ojcze, ten tasak, co siecze,
co ku mojej chyli się zbroi.
Ostań, patrzaj, żałosny człowiecze,
jak za ciebie męże giną twoi.
Za ojczyznę, za dworzec i żonę,
za me dzieci i bratów i syny.
Bądźcie zdrowe miłoście stracone,
wstańcie w oczach waszych moje czyny.
Bądźcie zdrowi za murów ostoją,
bądźcie zdrowi ukryci w komnatach.
Wasz ja rycerz ostałem przed Troją
waszym bogiem powrócę po latach.
PRIAMUS
Bywaj zdrowy mój synu przemiły,
w tobie całą pokładam nadzieję,
wszystkie losy złożyłem w twe siły,
wielkie serce w twej piersi goreje.
HEKTOR
Ojcze, głos twój, idący z wysoka,
siły mi tęgie odbiera.
Ojcze, patrzaj, oto noc głęboka.
Ojcze, patrzaj, jak Hektor umiera.
KASSANDRA
zstępuje i przystaje przed ojcami
HEKUBA
O urodziwa płaczko,
dziewo Apollinowa,
urągliwa biadaczko,
szczęśliwa, nieszczęśliwa.
Padnij przy mem kolenie,
utul się przy mem łonie,
o mym szepnij mi zgonie,
co rzekło przeznaczenie?
KASSANDRA
Apollo, matko moja,
mateńko moja stara,
pytać mi jego wara;
patrz, jeszcze stoi Troja,
jeszcze mocne jej mury,
jeszcze męże we zbroi,
jeszcze tańczą twe córy,
przez dwadzieścia pokoi.
Jeszcze grają lutnisty,
jeszcze gędzą harfiarze,
jeszcze płoną ołtarze,
a dym się wije czysty.
HEKUBA
Córko, masz mi powiadać,
o mym stosie, o doli;
skoro będę w niewoli,
nade mną będziesz biadać.
KASSANDRA
Matko, budzisz mię w słowie,
w niewoli byłam w wieży
w tej starganej odzieży,
gdzie mnie więżą królowie.
Królów złamię niewolę,
pęta moje rozkuję,
matko, ogień mam w czole,
Apollina moc czuję.
Hej, Apollu, grot pali,
grot w mej piersi wrażony,
krucy będą krakali
ponad zamek zburzony.
wstała
Nie będzie już dla was dnia,
ani słońca, ni zorzy;
ni tej zorzy rumiennej promieniem,
ni tego słońca z ramieniem
złotem.
do Andromaki
Nie wyglądaj męża z powrotem!
w zapamiętaniu
Hej krucy! lećcie wielkim zawrotem,
rozwińcie mroczne skrzydła,
posiadajcie na blanki, na fosy;
widzowie zaciekawieni,
jak tam w ogniowej czerwieni
Ilijonu ważą się losy;
jak rycerze z pancernem odzieniem
kruszą na tarczach młoty!
goni Andromakę
Chwytajcie tę szaloną,
co wyszła patrzeć na obroty
walczących. — Komuś ty żoną?
Nie wróci mąż twój z pola.
Hej stróże, strażnice, hola!
Zagnajcie onę do dwora!
Wiedźma! Żona Hektora!
STRAŻNICY
ukazują się w głębi
KASSANDRA
przegania Andromakę
ANDROMAKA
ucieka
KASSANDRA
Do mnie zlatujcie krucy!
Krukowie, lećcie do mnie!!
KRUCY
zlatują się
KASSANDRA
Czarny mój, czarnoskrzydły,
ulubiony nocy powierniku,
przysiądź i patrz i płakaj.
A gdy ujrzysz rycerzy, to zakrakaj.
Pancerz pod mieczem gra...
KRUK
Kra-a, kra-a, kra-a.
KASSANDRA
Dziób twój czarny, przyostry,
przytul się do mnie, siostry,
osłoń mnie piórem.
Tam walczą moi bratowie
a bracia twoi chórem
posiedli, jak czarne mrowie
przypory zamczyska.
Na księżycowej mietle
roją się w świetle.
A ty, kochanku, krakaj
a gdy ujrzysz rycerzy, to zapłakaj.
Pancerz pod mieczom gra.
KRUK
Kra-a, kra-a, kra-a.
HEKTOR i AJAS
występują na dolnem okołu
cali srebrni, złociści w księżycu
łyskają mieczem i tarczą
sieczą
KASSANDRA
Hej, Wisłą płynie kra.
Kochanku patrzaj, krakaj.
KRUK
Kra-a, kra-a, kra-a.
KASSANDRA
Hej spływa wodą kra.
Wiosna, — kto jej doczeka — ?
Drzewa a kierz się w liście
postroją na jej przyście...
KRUK
Kra-a, kra-a, kra-a.
AKT III
DRAMATIS PERSONAE:
IZAAK
REBEKA
EZAW
JAKÓB
LABAN
RACHELA
LIA
PASTERZE
To pamiętacie, jak ściany kościoła,w dalekiej Flandryi wydziergana zdobigobelinowa „HISTORIA JACOBI”.Nasampierw scena, jako ojciec wołasyna starszego i rzekł: niech sposobikoźlę, — a zanim ten z powrotem zdoła,już brat go ubiegł. Więc indziej sen sługibożego w Bethel i orszak ów długianiołów, jako idą po drabinie.Jak Bóg mu kazał na śnie, tak on w czynieto spełnił, wstawszy. Zaś ówdzie spotkaniez Rachelą, gdy się owce u źródeł poją.Jak ją objął uściskiem i nazywał swojąsiostrą. Więc Laban go do dom przyjmujei starszą córkę dać mu obiecuje.
Ta się historya rozegra przed wami,w wyblakłych, sutych strojach gobelinów,na wielkich stopniach między kaplicami,kędy bram dwoje. — Izaak się wlecze,na długich kijach oparty barkami.Wiedzie ze sobą starszego ze synówEzawa. — Oto teraz tak doń rzecze:
SCENA 1
IZAAK
Synu mój.
EZAW
Owom ja.
IZAAK
Widzisz, żem się zestarzał, a nie wiem dnia śmierci mojej. Weźmi broń twoją, sajdak i łuk a wynijdź na pole: a gdy polując co ugodzisz, uczyń mi stąd potrawę, jako wiesz wolę moją i przynieś, abym jadł i aby błogosławiła tobie dusza moja, niż umrę.
EZAW
odchodzi
IZAAK
oddala się
REBEKA
wchodzi
JAKÓB
idzie za matką
SCENA 2
REBEKA
Słyszałam ojca twego gadającego z Ezawem bratem twoim i mówiącego mu: przynieś mi z łowu twego a uczyń potrawę, abym jadł i błogosławił ci przed Panem, pierwej niźli umrę.
Teraz tedy, synu mój, przestań na radzie mojej: a szedłszy do trzody, przynieś mi dwoje koźląt, co lepszych, abym z nich uczyniła potrawy ojcu twemu, których rad pożywa.
Które, gdy mu przyniesiesz a naje się, abyć błogosławił pierwej niźli umrze.
JAKÓB
Wiesz, iż Ezaw brat mój jest człowiek kosmaty a ja goły.
Jeśli się mnie dotknie ojciec mój, a poczuje, boję się, aby nie mniemał, żem chciał z niego szydzić, i przywiodę na się przekleństwo miasto błogosławieństwa.
REBEKA
Na mnie niech będzie to przekleństwo, synu mój, i tylko słuchaj głosu mego a szedłszy przynieś, com rzekła.
JAKÓB
oddala się
EZAW
wchodzi
ze sajdakiem i łukiem
zatrzymuje Jakóba
REBEKA
oddala się
SCENA 3
EZAW
Gdzie spieszysz bracie?
JAKÓB
Mać kazali.
Kędyż ty spieszysz?
EZAW
Ojciec każe.
Cóż się frasujesz?
JAKÓB
Wstyd mnie pali.
Czyli ty bracie mnie zgadujesz?
EZAW
Wiem, że cię mać nade mnie chwali,
lecz ciebie za to nie winuję.
Żyjemy zgodnie, jako druhy
i miłość k'tobie we mnie trwałą.
JAKÓB
Toż i to pamiętanie trwale,
żeście za chleb i soczewicę
mnie pierworodztwo swe przedali.
EZAW
Cóż wam się wstydem łuni lice
i wspominacie, co się stało
a czemu wszelkiej przeczę siły — ?
JAKÓB
Głód i pragnienie cię zmusiły
a niebo siłę słowu dało.
EZAW
A teraz oto idę w pole,
bym upolował, co się zdarzy
a co ułowić łukiem zdolę,
z tego się ojcu karm uwarzy.
JAKÓB
Ojciec chce ciebie wyznać panem?
EZAW
Błogosławieństwo ma być danem
mnie przez rąk położenie.
JAKÓB
Idź, goń i spełniaj przeznaczenie.
oddala się
SCENA 4
EZAW
W pole, hej w pole, — w lot — na łów!
Obłoki gońcie, — wichrze wiej,
do borów gnam, do kniej.
Rzeźki się czuję, silny, zdrów.
Ojcze, ułowię zwierza! Hej!
Gnaj wichrze, hej, obłoku leć!
Szczęśliwa gwiazdo, świeć mi, świeć.
Będę panem!
Hej, słudzy moi, ze mną w lot
na łów, na łów, na bór.
Zadmijcie w róg!
zadął w róg
słychać granie rogów zewsząd
oddala się
za nim służba i domownicy
prowadzą psy gończe
zbrojni w łuki i oszczepy
przechodzą.
SCENA 5
JAKÓB
wchodzi
patrzy za bratem i jego sługami
REBEKA
zbliża się ku niemu, niosąca stroje
Oto szaty dla ciebie niosę.
Co najprzedniejsze wybierałam.
Nadziej to na się.
JAKÓB
Płonę, pałam.
Chcesz matko, abym kłamał?
REBEKA
Dawno już brat twój cześć swą złamał,
gdy tobie przedał swoją miarę.
JAKÓB
Jeno czy ojciec da nam wiarę?
Jeno czy ojciec nam uwierzy?
REBEKA
Te skórki przydam do odzieży,
wtedy nie pozna.
JAKÓB
Kłamać każesz?
REBEKA
Czy myślisz, że się winą zmażesz?
Rób, co ci każę; zyskasz zasię
to, co na zawsze możesz stracić.
JAKÓB
Przekleństwo brata biorę na się;
jegoż się krzywdą mam bogacić?
REBEKA
Chwyć, co los daje ci do ręki.
JAKÓB
Matko, za wieczną pamięć męki?
REBEKA
Z przekleństwa ciebie Bóg rozwiąże.
Przebłagasz Boga twym żywotem.
JAKÓB
Czynię, co każesz.
REBEKA
Czyń, co każę.
Zejdziesz ku ojcu — z twemi dary,
nim brat twój zdąży z powrotem.
Oto twój ojciec idzie stary.
IZAAK
wchodzi
usiada
SCENA 6
REBEKA
do syna
Uklęknij.
JAKÓB
zbliża się ku ojcu i uklęka
Ojcze!
IZAAK
Głos Jakóbów. —
Ezaw-eś jest, mój pierworodny?
JAKÓB
Jam jest i czuję się niegodny.
IZAAK
Te ręce godnym ciebie czynią.
Będziesz nad inne wszystkie stawion.
JAKÓB
Ojcze mój!
REBEKA
do syna
Milcz!
IZAAK
Bądź błogosławion.
kładzie dłonie na głowę Jakóba
A teraz idźmy strawy pożyć.
obejmując syna
dźwiga się
wiedzie ku głębi syna
na którym się opiera
Jakoś tak szybko złowić zdążył?
REBEKA
Bóg mu poszczęścił.
JAKÓB
Bóg zaciążył
straszliwą dłonią nad mym bratem.
IZAAK
Będziesz rozrastać się i mnożyć.
Będziesz wywyższon i postawion
nad wszystkie inne panem.
JAKÓB
Katem!
IZAAK
Bądź ręką starca błogosławion
na żywot długi.
JAKÓB
W kłamstwa wstydzie.
REBEKA
do syna
Oddal się!
JAKÓB
Matko! Ezaw idzie!
EZAW
wchodzi
REBEKA
oddala się
JAKÓB
idzie za matką
SCENA 7
EZAW
Wstań ojcze, a raduj się z łowu syna twojego, aby mi błogosławiła dusza twoja.
IZAAK
Któżeś ty jest?
EZAW
Jam jest syn twój pierworodny Ezaw.
IZAAK
Któż tedy ono jest, który mi dawno łów ugoniony przyniósł i cieszyłem się ze wszystkiego pierwej, niźliś ty przyszedł i błogosławiłem mu i będzie błogosławionym.
EZAW
Mój brat oszustem, was okłamał?
IZAAK
Przyszedł rodzony twój zdradliwie
i sprawił, żem twą prawdę złamał,
gdy on w błogosławieństwie żywie.
EZAW
Błogosław i mnie ojcze mój.
IZAAK
Przyszedł rodzony twój zdradliwie i wziął błogosławieństwo twoje.
EZAW
Podszedł mię już oto drugi raz; pierworodztwo moje przedtem wziął a teraz powtóre podchwycił błogosławieństwo moje.
Izali nie zostawiłeś i mnie błogosławieństwa?
IZAAK
Panem-em go twoim postanowił, i wszystkę bracią jego poddałem mu w niewolę; zbożem i winem umocniłem go a tobie potem, synu mój, co dalej czynić mam?
EZAW
Izali jedno tylko masz błogosławieństwo ojcze?
IZAAK
W tłustości ziemie a w rosie niebieskiej z wierzchu będzie błogosławieństwo twoje. Z miecza żyć będziesz a będziesz służył bratu twemu. Ale przyjdzie czas,kiedy zrzucisz i rozwiążesz jarzmo jego z szyje twojej.
odchodzi
wyprowadzony przez sługi
EZAW
Przyjdąć dni żałoby ojca mego i zabiję Jakóba brata mego.
odchodzi
SCENA 8
REBEKA
wchodzi
JAKÓB
wchodzi za matką
REBEKA
Oto Ezaw, brat twój, grozi, aby cię zabił.
JAKÓB
opuścił głowę
REBEKA
Przeto teraz, synu mój, słuchaj głosu mego a wstawszy uciecz do Labana brata mego, do Haran.
I pomieszkasz z nim przez mały czas, aż się uspokoi zapalczywość brata twego i przestanie rozgniewanie jego i zapomni tego, coś mu uczynił. Potympoślę i przyprowadzę cię tu stamtąd. Przecz obydwu synów dnia jednego mam postradać?
IZAAK
wchodzi — wprowadzony przez sługi
JAKÓB
usuwa się w bok
REBEKA
Tęskno mnie żyć dla córek Hetejskich; jeśliże nie pojmie Jakób żonę z narodu tej ziemie, żyć nie chcę.
IZAAK
każe przywołać Jakóba
JAKÓB
podchodzi i staje przed ojcami
SCENA 9
IZAAK
do syna
Nie pojmuj żony z narodu Chananejskiego, ale idź i udaj się do Mezopotamii Syryjskiej, do domu Bathuela, ojca matki twojej i weźmij sobie stamtąd żonę z córek Labana wuja twego. A Bóg wszechmogący niech ci błogosławi i niech cię rozrodzi i rozmnoży, abyś był na mnóstwo ludzi.
A niech ci da błogosławieństwa Abrahamowe i nasieniu twemu po tobie, abyś osiadł ziemię pielgrzymowania twego, którą obiecał dziadowi twemu.
oddala się
wyprowadzony przez sługi
REBEKA
uściskała syna
oddaliła się za domownikami
JAKÓB
został sam
zstępuje ze schodów.
U najpierwszego stopnia przysiadł
i głowę złożył wspartą o węgar pierwszej bramy
zasnął
Na zegarze wybija godzina,na zegarze godzina uderza,czas się świętych przejawów poczyna,czas Niebios i Ziemi przymierza.
Rozwierajcie się podwoje Syonu!Na ścieżaj stają wrota.
Idą posły od Boga, od Tronu.Idzie wieszczów bożych długa rota.
i przystają na stopniach i idą,dalmatyk wstrząsając egidą.
I przystają i zstępują ku bronie,w szat długich strojnym robronie.
I przystają i zstępują ku bramiei nad śpiącym każdy wznosi ramię.
SCENA 10
ANIOŁOWIE SNU JAKÓBOWEGO
1. Witaj promieniu życia.
2. Żegnaj mi słońce dnia.
1. Zawitaj jutrznio, zorzo.
2. Zanika krasa twa.
3. Promieniu żywy wschodzisz.
4. Zamierasz świetny dniu.
3. Po świateł morzu brodzisz.
4. Głowę kładziesz na pniu.
Skazańcze, śmierć cię goni.
3. Ku życiu wnijdź nowemu.
Tysiąc cię potęg broni.
5. Przed tobą sława, mienie,
przed tobą żywot boży.
6. Za tobą pokolenie
zamarłych, klątwę trwoży.
5. Przed tobą złości, żądze;
nasycisz twoje usta.
6. Za tobą zawarto wrzeciądze
i noc przed tobą pusta.
5. Łask źródło dla cię spłynie;
ty łaską żyjesz chwili.
6. Szczęście twe mrze w godzinie.
Proch są ci, co wierzyli.
5. Co zechcesz, zyskasz prośbą
i wnijdziesz w chwałę siły.
6. Zagrodzęć Raju groźbą,
by węże cię strwożyły.
7. Przemożesz siły wrogie,
ramieniem męża złamiesz.
8. Twe władze za ubogie;
potęgę twoją skłamiesz.
7. Gdy k'tobie twarzy schylę,
niebo ukażę z proga.
8. Pod stopy rzucę dyle,
goździem zakrwawi noga;
byś znał, że idąc w trudzie,
nie sięgniesz drogi szczytu.
7. Uczynięć pierwszym w ludzie;
dam poznać sytość bytu.
2. Szczodrą Twą łaską Panie
przywrócisz mnie do łona
i dasz Twe królowanie,
gdy ciało w trwodze skona.
1. A gdy już mnie wyżeniesz
ze szczytów Twego domu,
choć pozwól kęs mi przysiąść
u bram Twych, tu u złomu.
4. Gdy zechcesz, wszystko może
żywototwórcza władza.
Porzucam nędzy łoże,
gdy moc mię Twa odradza.
3. Gdy moc mię Twoja strąca,
za przeznaczeniem muszę,
w przepaść dusza idąca
Ulituj mojej dusze.
6. Tak nowe co dnia budzisz.
5. Tak co dnia męką trudzisz.
6. Tak z nocy Twe wywodzisz.
5. Tak szczęściem zwodnem łudzisz.
8. Tak czynisz mnie potęgą,
którym był marnym pyłem.
7. Tak wijesz żywot wstęgą,
żem pył, gdy siłą byłem;
na nicość obrócony,
ku szczytom gdy dążyłem.
8. Świetność mi wracasz znowu,
na Twe zwołujesz trony,
bym z Tobą w królowaniu
zapomniał, co przebyłem.
I znów świątyni wrota zwartena żelaznych wrzeciądzów zapory.Jakób powstał i oczy otwartedłońmi przetarł i podniósł się skoryi dzban, gdzie oliwy zawarte,ujął w dłonie, napełnił zeń czarę.Na wezgłowie wylał na ofiarę,na ów kamień, gdzie czas prześnił spory,owo miejsce Bethel, gdzie miał leże.A już przyszli ku miejscu pasterze.
PASTERZE
się gromadzą
wsparli głowy na kijach, wyczekujący
JAKÓB
Owóż co pod kamieniem tym wielkim?
PASTERZE
Źródło czyste.
JAKÓB
Bracia, a skąd-eście?
PASTERZE
Z Haran.
JAKÓB
Znacieli Labana, syna Nachorowego?
PASTERZE
Znamy.
JAKÓB
Zdrówli?
PASTERZE
Zdrów. A oto Rachel, córka jego, idzie ze stadem swojem.
JAKÓB
Jeszcze nie czas gnać stada do owczarniej; napójcie pierwej owce a tak je zasię na paszą żeńcie.
PASTERZE
Nie możemy, aż się wszystkie stada zgromadzą. I odwalimy kamień z wierzchu studnie, abyśmy napoili stada.
RACHEL
wchodzi
JAKÓB
odwala kamień
ukazuje się źródło czyste
RACHEL
się płoni
JAKÓB
całuje ją
SCENA 11
JAKÓB
Dziewczę, twe usta.
RACHEL
Usta twoje.
JAKÓB
Chylisz się ku mnie pełny kwiecie.
RACHEL
Pij słodycz kwiatu, mężu miły.
Z daleka ku nam snać idziecie?
JAKÓB
Skrzepiłem źródłem moje siły.
Przyszłaś ku źródłu, kędy stoję.
RACHEL
Ramieniem dajesz mi osłonę.
JAKÓB
Już wędrowanie me skończone.
RACHEL
Tęsknotę sycisz serca mego
i słowem pieścisz uszy miłem.
JAKÓB
Słowem mi dźwięczysz rajski ptaku.
Z rozkazu idę tu Bożego.
RACHEL
Wyrozumiałam twe wołanie.
Ze mną do ojca pójdź mojego.
JAKÓB
Wola się twoja niechaj stanie.
Długom Bożego czekał znaku;
w wołaniu twojem go zgaduję.
RACHEL
Rzec chciałam: ino was miłuję.
JAKÓB
Rachelo.
RACHEL
Miłośny panie.
Bywało śniłam przybysza,
że wichry go przygonią,
że jego przyniosą wołanie.
JAKÓB
Rachelo!
RACHEL
Gdy gnałam stada,
w wodę krynic patrzę ustaloną,
czyli ujrzę krasej mojej twarzy
i człowiek, co za mną się schyli,
z głębin wody pojrzy ku mnie zjawion,
mój będzie mąż.
JAKÓB
Od ojców jestem wyprawion,
bym szedł przed dom Bathuela,
macierzy ojca i pana.
RACHEL
Gdy dzisiaj nadeszłam z rana,
oto studnię zakryli
kamienia ciężką przywałą,
a moje tam skryte obilcze
pod głazem żywe ostało.
Tyś kamień odwalił strumienia,
tyś mnie zawołał z imienia;
patrz, jako obraz mój znika
pod wody szklącą topielą,
jak kręgi się farbią i dzielą
od świateł mdłego promyka.
JAKÓB
Rachelo, — Rachelo, — Rachelo.
RACHEL
Gdy patrzyłam ku polom i skałom,
ku słońcu przez kierz topoli,
gdzie ptacy trzęśli śpiewem gałęzie,
cale rannym oddani chorałom, —
a pasterze stada wodzą po roli,
flety wiążąc w rzemienne uwięzie,
pieśń wodzą ku bożym chwałom,
upatrywałam, czyli
przybysz się zjawi z tej strony
i wołaniem zawoła mnie żony,
gdy się słońcu gałązki rozdzielą.
JAKÓB
Rachelo!
RACHEL
Panie mój z woli.
JAKÓB
Rachelo, — Rachelo, — Rachelo.
LABAN
w otoczeniu niewiast i mężów wyszedł z podwojów katedry i przystanął na progu.
JAKÓB
podchodzi i chyta jego bioder
LABAN
ujmuje jego bioder
JAKÓB
powstaje
SCENA 12
LABAN
Jesteś kość moja i ciało moje.
Służ mnie.
JAKÓB
Rzekłeś. Pójdę na służbę twoją.
LABAN
Izaż, żeś mi brat, darmo mi służyć będziesz?
Powiedz, co za wysługę chcesz wziąć?
JAKÓB
Będęć służył za Rachelę córkę twoją młodszą.
LABAN
Lepiejci żeć ją tobie dam, niż inszemu mężowi.
Mieszkaj u mnie.
Wtem sługowie otoczą ich kołemi do bram gontyny wewodząa wtórują im śpiewem wesołemi choroły weselne wywodzą.
Taneczne wodzą się parya śpiewy zawodzą weselne;już płoną kadzidła ofiary;organy wtórują kościelne.
Taneczne pary przechodząi milkną w kościoła głębi:śpiewy chóralne zawodząa organ im dziewośłębi.
Z weselnych godów gospodynaprzód oto idzie mąż młodyi wiedzie swą poślubioną,owitą ślubną zasłoną.
SCENA 13
JAKÓB
Któż to w ujęciu mojem nocy tej spoczął?
LIA
rozchyla się ze ślubnych osłon
Mnie oto pieściłeś z daru ojca mojego.
JAKÓB
Nie twoje były weselne gody, które mi ojciec twój sprawiał, ani miłowanie twoje dla mnie miłe.
LIA
Odpychasz mię, nasyciwszy żądzę twoję; jakbym już w niwczem miłowania twego godną być nie miała. Krzywdę mnie czynisz.
JAKÓB
Dla siostry twojej służę i onej tylko miłości pragnę. Oszukałaś mnie, wiedząc, iż li z ojcowej woli weszłaś ku mnie a nie z pożądania mego.
LIA
Krzywdę mnie czynisz i siostrze mojej; bowiem nienawiść rzucasz pomiędzy mnie i siostrę moję.
LABAN
wchodzi
SCENA 14
JAKÓB
Cóż jest, coś chciał uczynić?
Izali nie za Rachelę tobie służę?
Czemuś mnie oszukał?
LABAN
Nie jest to we zwyczaju u nas, abyśmy pierwej młodsze za mąż wydawali.
Wypełni twego złączenia; a dam ci drugą za pracą, którą mi będziesz służył.
RACHEL
wchodzi
JAKÓB
się oddala
LABAN
się oddala
SCENA 15
RACHEL
Tobie mąż, mnie kochanek,
bom ja jego wybrana,
gdy u źródła usta me całował,
u przeczystej krynice
a to wyrzekł, jako umiłował
mnie niewiastę jedyną.
LIA
Dzieci mu dałam.
Chocia byłam kochana nierównie
cześć ci zachował dla mnie samej,
bom mać jego narodu.
RACHEL
Równie, jak ty, go miałam
i nie stanie się, by mnie poniechał
dla dzieci płodu twojego.
Koral na ustach moich
i gwiazda z ócz mi zaświeci
a mąż do ulubionej powróci
dla miłosnego głodu
i ja go napoję i nasycę, bom jest jego.
Wesele w dom mój wnidzie,
radość zagości ubłagana,
jestem umiłowana,
dzieci mu dam w miłości,
z łaski i wolej Pana.
Dom mój w naród urośnie
w kwiatów wiosennej pysze,
w słońca promiennem lecie,
w żywotów słonecznej wiośnie.
Ja mać pierwsza w narodzie.
LIA
Słowo nad tobą Pana.
Skoroś umiłowana,
siostro przysięgnij zgodzie.
JAKÓB
wchodzi
niewiastom dał znak, by odeszły
LABAN
podąża za Jakóbem
SCENA 16
JAKÓB
Puść mię, abym się wrócił do ojczyzny i do ziemie mojej.
Daj mi żony i dzieci moje za którem ci służył, że pójdę; ty wiesz posługę moję, którąm ci służył.
LABAN
Niechaj najdę łaskę przed obliczem twojem.
Skutkiemem doznał tego, iż mi błogosławił Bóg dla ciebie.
Postanów zapłatę twoję, którą dać mam.
JAKÓB
To wiesz, jakomci służył, a jako wielka była w rękach moich majętność twoja. Małoś miał pierwej, niżem przyszedł do ciebie, a teraz stałeś się bogatym i błogosławił ci Pan na przyjście moje. Słuszna tedy rzecz jest, abym też kiedy swój dom opatrzył.
LABAN
Cóż ci mam dać?
JAKÓB
Nie chcę nic! Ale jeśli uczynisz, czego żądam, będę jeszcze pasł bydła twego; A cokolwiek płowego, blachowanego i pstrego będzie, tak między owcami jako i między kozami, będzie zapłata moja.
I odpowie mi jutro sprawiedliwość moja, kiedy umowy czas przyjdzie przed tobą. A wszystko, co nie będzie pstre, ani blachowane, ani płowe, tak między owcami jako i kozami, złodziejstwo mi zadadzą.
LABAN
Wdzięcznie przyjmuję czego żądasz.
oddala się
LIA i RACHELA
wchodzą
SCENA 17
JAKÓB
do obu niewiast mówi:
Widzę twarz ojca waszego, że nie jest przeciw mnie, jako wczora i dziś trzeci dzień; lecz Bóg ojca mego był ze mną.
I same wiecie, iżem ze wszystkich sił moich służył ojcu waszemu.
Ale i ojciec wasz oszukał mnie i odmienił zapłatę moję po dziesięćkroć; a przedsię niedopuścił mu Bóg, aby mi szkodził.
I odjął Bóg wszystek dobytek ojca waszego, a dał mnie.
I rzekł Anioł Boży we śnie do mnie:
Jakóbie!
A jam odpowiedział: owom ja.
Który rzekł:
Jamci jest Bóg Bethel, gdzieś namazał kamień i ślubiłeś mi ślub.
Teraz tedy wstań a wynijdŹ z tej ziemie, wracając się do ziemie narodzenia twego.
RACHEL
Izaż jeszcze mamy jaką cząstkę w majętności i w dziedzictwie domu ojca naszego?
LIA
Izaż nas za obce nie poczytał i przedał i zjadł zapłatę naszę.
Ale Bóg odjął majętności ojca naszego i podał je nam i synom naszym.
A tak wszystko uczyń, coć Bóg przykazał.
Słudzy i domownicy Jakóbowi niosą skrzynie ładowne i toboły, i przechodzą w kierunku od strony kaplicy królowej Zofii ku stronie kaplicy Jagiellońskiej.
Za nimi podąża Jakób i dzieci Jakóbowe.
W ślad za niemi pojawia się Laban. Z przeciwnej strony biegnie ku niemu sługa.
SCENA 18
SŁUGA
Człowiek, któremu zawierzyłeś mienie twoje i dobytek twój i córki twoje za żony dałeś, opuścił twój dom kryjomie, pobrawszy z majętności twej i oto ucieka przed tobą, jako zbrodzień i winowajca.
LABAN
Co mówisz, jest-że tym człowiekiem Jakób, któremu najbardziej zawierzyłem, i którego za syna przyjąłem, córki moje jemu ustawując?
SŁUGA
Ten ci jest Jakób. Przez rzekę się przeprawił i ku górze podąża.
LABAN
W pościg za nimi!
zwraca się ku głębi
stuka do wrót
SCENA 19
JAKÓB
przed wrota wychodzi i wrota za sobą zawiera
LABAN
Czemuś tak uczynił, żeś krom wiedzenia mego zabrał córki moje, jakoby mieczem poimane?
Przecześ bez wiadomości mojej chciał uciec, ani dać mi znać, żebym cię był odprowadził z weselem i z pieśniami i z bębny i z cytrami?
Nie dopuściłeś, abym pocałował syny moje i córki. Głupieś uczynił.
A teraz wprawdzie możeć ręka moja złem oddać; ale Bóg ojca waszego wczora mi rzekł: Strzeż, abyś nie mówił przeciw Jakóbowi nic przykrego.
Niech tak będzie. Chciałoć się jechać do swoich i pragnąłeś domu ojca twego. Czemużeś pokradł Bogi moje?
JAKÓB
Żem odjechał bez wiadomości twojej, bałem się, byś mi mocą nie pobrał córek twoich. A co mię w złodziejstwie pomawiasz: u kogokolwiek najdziesz Bogi twoje, szukaj; cokolwiek twego u mnie najdziesz, to weźmi.
LABAN
staje przed wrotami katedry
wrota się otwierają
SCENA 20
RACHEL
poza wrotami, siedząca na ziemi,
skrzynie ze skarbami przykryła skórami zwierząt, na tych tobołach przysiadłszy
Niech się nie gniewa pan mój, żeć przed tobą powstać nie mogę, bo według obyczaju niewieściego teraz na mię przypadło.
JAKÓB
staje za Rachelą
Prze którą winę moję i który grzech mój takieś się zapalił za mną i wymacałeś wszystek sprzęt mój?
Cóżeś nalazł ze wszystkiej majętności domu twego?
Połóż tu przed bracią moją i przed bracią twoją a niech rozsądzą między mną a tobą.
I potożem przez dwadzieścia lat był z tobą?
Owce twoje i kozy twoje były niepłodne; nie jadłem baranów trzody twojej.
Anim ci porwanego od zwierza pokazował, jam wszytkę szkodę nagradzał. Cokolwiek kradzieżą ginęło, na mnieś ścigał.
We dnie i w nocy cierpiałem gorąco i zimno i nie postawał sen na oczach moich. I takem ci przez dwadzieścia lat w domu twym służył; czternaście za córki a sześć za trzody twoje. Odmieniałeś też po dziesięćkroć zapłatę moję.
By był Bóg ojca mego Abrahama a bojaźń Izaaka nie była przyszła, snać byś mię był teraz puścił nagiego. Na utrapienie moje i na pracę rąk moich wejrzał Bóg i strofował cię wczora.
LABAN
Córki moje i synowie i trzody twoje i wszystko to, co widzisz, moje jest. Cóż mam czynić synom i wnukom moim?
Pójdź-że tedy a uczyńmy przymierze, aby było na świadectwo między mną a tobą.
JAKÓB
do sług
Nanoście kamienie.
SŁUDZY
znoszą kamienie
LABAN
Niechaj widzi i sądzi Pan między nami, gdy odejdziemy od siebie.
Jeźli będziesz trapił córki moje i jeśli pojmiesz insze żony nad nie, nie masz tu inszego świadka mowy naszej oprócz Boga, który obecnie patrzy.
Kamień niech będzie na świadectwo, jeślibym abo ja przeszedł ten idąc do ciebie, abo ty przeszedłbyś, myśląc mi co złego. Bóg Abrahamów i Bóg Nachorów niech rozsądzi między nami.
wstąpił kędy leżą i śpią syny i córki Jakóbowe
Nie zajrzę szczęściu waszemu, niech rośnie;
jak wielkie drzewo niech się rozrasta,
jako kwiat niech się w pełni rozwija
i słonecznym cieszy się pokojem.
A ty bądź onemu żona i niewiasta,
stróżka wierna i wierniejsza służebna,
niźli ojcu twemu byłaś kiedy.
Żyj z nim społu przyjęta miłośnie
a mnie wspomnij, którym we starości
gonił cię, twojej spragniony wierności.
Bóg Abrahamów niechaj nas rozsądzi,
czy dziecko, czyli ojciec twój starzec tu błądzi.
Nie masz cię w sercu mojem.
Przyjm me ostatnie dziś pocałowanie.
Ty łzy te moje jeden widzisz, Panie!
pocałował syny i córki
błogosławił im
odszedł
SCENA 21
JAKÓB
wychodzi na przeciw sług swoich
Tak rzeczecie panu memu Ezawowi.
To mówi brat twój Jakób:
U Labana byłem gościem i mieszkałem aż do dnia dzisiejszego.
Mam woły i osły i owce i sługi i służebnice i ślę teraz poselstwo do pana mego, abym nalazł łaskę przed obliczem twojem.
SŁUGA
Rozdzielcie lud we dwa hufce, który ze mną jest.
Takie trzody i owce i woły i wielbłądy na dwa hufca.
Jeźli przyjdzie Ezaw do jednego hufca a porazi, — tedy hufiec drugi, który zostanie, będzie zachowany.
SŁUDZY
odeszli
SCENA 22
JAKÓB
uklęka
Boże ojca mego Abrahama i Boże ojca mego Izaaka. Panie, któryś mi rzekł: wróć się do ziemie twojej i na miejsce narodzenia twego, a uczynięć dobrze. Mniejszy jestem, niż wszytki zmiłowania Twoje i prawda Twoja, którąś wypełnił słudze Twemu.
O lasce mojej przeszedłem ten Jordan, a teraz ze dwiema hufcami się wracam.
Wyrwi mię z ręki brata mego Ezawa, bo się go bardzo boję, by snać przyszedszy nie pobił matki ze synami.
Tyś rzekł, żeś mi miał dobrze czynić i rozmnożyć nasienie moje jako piasek morski, który przez mnóstwo zliczon być nie może.
SCENA 23
SŁUDZY
zewsząd zeszli się i otoczyli Jakóba
JAKÓB
Oddzielcie z tego, co mam, dary Ezawowi bratu memu.
Kóz dwieście, kozłów dwadzieścia, i owiec dwieście i baranów dwadzieścia; wielbłądzic źrebnych ze źrebięty ich trzydzieści, krów czterdzieści i byków dwadzieścia i ośląt ich dziesięć.
Idźcie przede mną.
A niech będzie plac między stadem i stadem.
do jednego ze sług
Jeźli potkasz brata mego Ezawa a zapyta cię: Czyjeś ty? albo gdzie idziesz? abo czyje to, co żeniesz?, odpowiesz: sługi twego Jakóba, dary te posłał panu memu Ezawowi. Sam też za nimi idzie.
do innego sługi
Temi słowy mówcie do Ezawa, gdy go znajdziecie.
do innego sługi
I przydacie:
Sam też sługa twój Jakób idzie za nami, mówił bowiem:
Ubłagam go darami, które uprzedzają, a potem go ujrzę, owo się zmiłuje nade mną.
SŁUDZY
odeszli
ANIOŁ
stanął we drzwiach katedry
Stąpił, — — gną mu się płyty,w głazy się wrył koturnem.Krok każdy śladem wyryty.Czoło rysem pochmurnymzasępił.
Ręką skinął, żegnaniem wypisałkrzyż na powietrznym szlaku.I w gwiazdy krzyżowym znakudrogi za sobą przebytepotępił.Skrzydeł czarnych dwoje rozszerzył,szat czarnych ramieniem ujął, —postąpił.Idzie naprzód ku bronie,gdy mąż mu drogę zastąpił.
Spojrzeniem z mężem się zmierzył,zaćmił go ócz błyskawicą.Mąż ułapił onego prawicąi z dłońmi sprzęgł jego dłonie,siłą się wsparł i uderzył.W zapasach z onym się wije.Tegoż czasu na zegaru dzwoniemłot bije.
SCENA 24
ANIOŁ
Puszczaj, ustąp z przedemnie.
JAKÓB
Przystań, — wołasz daremnie.
ANIOŁ
Puszczaj, mnie nie wyzywaj.
Niech idę w bród znaczony.
JAKÓB
Rzekłem: tu się zatrzymaj.
I rzecz: błogosławiony.
ANIOŁ
Nie rzekę słów zbawienia,
ty kłamca, ty przeklinany.
JAKÓB
Siłą cię pojmę ramienia,
otrokiem będziesz spętany.
ANIOŁ
Moc moja nad siły twoje;
Boża znaczyła mię ręka.
JAKÓB
Bogu przemocą dostoję,
chociażby wieczysta męka.
ANIOŁ
pod naporem dłoni Jakóbowych
klęka
W męce wieczystej upadam,
gdy słabych gnę w ucisku.
Gną się pod memi stopami
na plemion cmentarzysku.
JAKÓB
Władczą człowieka potęgą,
pan nad stworzeniem żywem,
z tobą się zmierzę straszliwym,
twego uroku potłumię.
Ty co nie znasz litości
i chadzasz w anielskiej dumie
lotów wielkiemi skrzydłami....
ANIOŁ
Gdy skrzydeł loty mych sięgą
twej żywej u bioder kości,
zapoznasz, ślepiec w rozumie,
mej mocy; w żywe kamienie
zaryjesz się kolanami.
Świadom się staniesz mądrości:
kto panem nad stworzeniami.
JAKÓB
Wyznałeś gończe skrzydlaty,
że idziesz z Bożemi dary.
Nie zwolnię choć zorze płyną,
i farbią niebiosa różami,
aż twemi uświęcisz mię czary
i ręce złożysz modlące
nad moich ziem plemionami.
ANIOŁ
Puszczaj, — za różą słońce
skrzydła me pali purpurą.
JAKÓB
Przewalczę godzinę wtórą.
ANIOŁ
Puszczaj, zmażę cię karą,
Poczujesz dłoń twoją schnącą.
JAKÓB
Nie igraj z człowieka wiarą;
w bólu ją znaj żyjącą.
Chociaż powalisz i zmożesz,
zaryjesz do ziemi kolanem,
z gleby powstanie kwitnącą
i poznasz kto ziemi panem:
na czyjem najemstwie stoję.
ANIOŁ
Weźmij część twoję.
dotknął bioder Jakóba
JAKÓB
uklęknął
Ktoś jest, żeś mię wziął poły
ramieniem nad mężów ramię.
ANIOŁ
Łamię.
JAKÓB
Skąd idziesz, żeś mnie poimał.
Czyli ty zjawisko boże,
żeś mnie na drodze zatrzymał?
ANIOŁ
Trwożę.
JAKÓB
Silisz przeokrutną dłonią,
darmo w ujęciu się zwijam,
twe słowa piorunem dzwonią, —
słabi próżno się bronią.
ANIOŁ
Zabijam.
JAKÓB
Sąd ten wyrzekasz.
Za jakie karzesz mnie winy?
ANIOŁ
Godzinę twoją odwlekasz
na zbrodnie, na nowe czyny.
Przez wieki pójdziesz walczący,
jakoś się zmagał ze mną
w bolu na byt nieśmiertelny,
w pracy i rąk ciągłym trudzie
i w twoim rozpoznasz ludzie
twój trud i oręż daremny.
JAKÓB
Błogosławieństwo to twoje?
ANIOŁ
Pan stoję.
JAKÓB
Zabijasz duszy słoneczność
Kędy idziesz, odchodzisz — — ?
ANIOŁ
We wieczność.
JAKÓB
Za tobą gnie się fundament;
ostawiasz za sobą runy.
Stóp ślady ryte w kamieniu,
krwią zaszłe płynącą....
ANIOŁ
Lament.
JAKÓB
Krew płynie szeroką rzeką,
nad bożym zlituj się sługą,
rzec słowo, — idziesz daleko — ?
Skrzydła za tobą się wleką...
we wieczność — idziesz we wieczność...
Rzec słowo, — ktoś jest — ?
ANIOŁ
Konieczność.
Od strony prawej wchodzą na proscenium domownicy i słudzy Jakóbowi.
Od strony lewej teatru wchodzą na proscenium domownicy i słudzy Ezawowi.
Przoduje rycerzom swoim:
SCENA 25
EZAW
do Jakóba
A ci, co zacz są? A jeśli do ciebie należą?
JAKÓB
Drobióżdżek jest, który darował Bóg mnie, słudze twemu.
SŁUŻEBNICE i SYNOWIE JAKÓBOWI
skłaniają się przed Ezawem
LIA
z dziećmi
przystępuje i skłania się przed Ezawem
RACHEL
z dziećmi
przystępuje i skłania się przed Ezawem
EZAW
Cóż za hufy, którem potkał?
JAKÓB
Abym znalazł łaskę przed panem moim.
EZAW
Mam dosyć bracie mój, miej ty swoje.
JAKÓB
Nie chciej tak, proszę. Ale jeślim znalazł łaskę w oczach twoich, przyjmij mały dar z ręku moich.
Bom tak widział oblicze twoje, jakobym widział Boże.
A przyjmi błogosławieństwo, którem-ci przyniósł i które mi darował Bóg, dający wszystko.
EZAW
Jedźmy pospołu, a będę towarzyszem drogi twojej.
JAKÓB
Wiem, panie mój, że drobióżdżek młodziusieńki, owce też i krowy cielne mam ze sobą i którym, jeśli gwałt uczynię w chodzeniu, odejdą mi jednego dnia wszystkie stada.
Niech wprzód jedzie pan mój przed sługą swoim; a ja pójdę z lekka za nim w tropy jego, jako obaczę, że należy mój drobióżdżek, aż przyjdę do pana mego do Seir.
EZAW
Proszę cię, niechaj wżdy z ludu, który jest ze mną, zostaną towarzysze drogi twojej.
JAKÓB
Nie trzeba tego; tylko mi tego trzeba, abym nalazł łaskę przed obliczem twojem, panie mój.
EZAW
Tak, widzę bracie, wiodłeś bronie
i dary wiodłeś mi zdradliwe;
z rycerzmi memi szedłem po nie,
bym je uczynił nieszkodliwe
i bym przebaczył, miasto karać,
bo mi za tobą bracie tęskno,
bo widzieć chciałem to przed zgonem,
jako się wielkim cieszysz plonem
lat twojej pracy i wysługi,
jako jest poczet juczny, długi.
Chciałem nasycić me wejrzenie
i rzec ci bracie przebaczenie.
JAKÓB
klęka
EZAW
Bracie, ku duszy twojej pragnę.
JAKÓB
Bracie, jakie nędzna jest dusza moja.
EZAW
Poznaję błogosławieństwa dłoń i władzę nad tobą.
Wyznaniem czyści się dusza twoja.
JAKÓB
Bierz ją bracie i ukój.
Podejmę cię i ukoję.
obłapia Jakóba, ściskając szyję jego i całując płacze
JAKÓB
Tylam przemyślał na cię złego,
nienawiść w sercu żywiąc;
bojaźń to gnała mnie do tego,
trwogą mnie nieszczęśliwiąc.
Postrachem byłeś dla mnie, biczem,
co smagał mnie w snach lękiem.
Klękam przed twojem dziś obliczem
z błagalnej prośby jękiem.
Ulituj duszy mojej trwożnej,
ulituj lat przeżytych;
dla jednej chwili życia zbożnej
i dziatek nierozwitych.
Nie sięgaj na mnie, na nich, miecza,
nie karaj, jakom godny;
niech zadrga sercem pierś człowiecza,
choć byłem brat wyrodny.
Ty nie bądź, jakom ja był dla cię,
gdym skradł błogosławieństwo
i nie bierz siłą dzisiaj, bracie,
mnie i mych dziatek w jeństwo.
Niech żywiem spolnie pobok ojca,
byś był błogosławiony;
do twego lud mój zawiedź grojca
i mnie i moje żony.
Niech żywiem spolnie po bożemu,
gdy dasz twe przyzwolenie
i jedno słowo wyrzec k'temu;
rzec bracie:
EZAW
Przebaczenie.
JAKÓB
O bracie, grzech to Kaina,
co z ojca idzie na syna
i pokolenia niewinne
w tej jednej zbrodni przeklina.
EZAW
W niepamięć zbrodnia się grąży,
uściskiem zmaże się wina.
Będę ja owo zgody chorąży,
co wielkich krzywd zapomina.
obejmuje brata i całuje
AKT IV
Z organów śpiewnego szczytuKról spływa w szat pozłociena dolę ziemskiego bytui harfę dzierży na locie.Na posadzkę katedry spłynął,padł twarzą na pawimencie,trzykrotne wyrzekł zaklęcie,złociste peplum odwinął,ustawił harfę na podium,by począł śpiewne psalmodium.
Na zamku dziejowym zegarzegodzina uderza trzecia.Królewscy śpią gospodarze;czuwają nad nimi stulecia.Stulecia nad nimi płynąprzedranną wczesną godziną.Jeszcze za chóru różycąmdlejące gwiazdy im świecą.Drga jeszcze zegar na wieży,nim trzecim młotem uderzy.Uderzył. — Król harfę stroii postąpił krokiem od podwoi.Ustawił harfę na podiumi począł śpiewne psalmodium.
SCENA 1
HARFIARZ
I. Król jestem i monarcha ludu mojego a pastuch li byłem prostaczy.
Szkarłat mi nadziać na się przyszło a co najkosztowniejszy wziąść ubiór w narodzie moim, którym przódy pacholę skromne li wiązał skór, brzegami strumienia biegnący, gdym pierwszej chwalby k'Tobie się uczył.
II.
1. O święte wody, świętej rzeki
z waszych to piłem źródeł
żar święty, którym żyłem wieki.
2. O święte wody, święta rzeko,
z twoich to piłem krynic
tę pamięć czasów, co się wleką.
3. O źródło czyste, jasne wody,
u twojej żywię strugi
wieczyście jary, wiecznie młody
na trudów żywot długi.
III.
1. Skargi przede mną głośne płaczą
w wichrowych burz poszumach;
dumam nad niemi, co zaś znaczą
w jękliwych słów zadumach?
2. Hej popod stropy płyną skargi
a wichry het je niosą.
O czyjeż je to szepcą wargi,
czyjem przydane głosom?
3. Głosy to czyje skargę głoszą,
proszalny jęk modlitew?
Słyszę w nim jarzmo, które noszą
i łoskot dawnych bitew.
4. Bitew szczękanie słyszę dawne,
płynące z pobojowisk;
rzesze proszalne, jak się garną
do zdrojów, do uzdrowisk.
IV.
1. Hej, jakieś miasto palą
rycerze jacyś mnodzy.
Hej słupce dworców walą
zwycięzcę miecza srodzy.
2. Wieże za łun ogniami,
płomienne przodownice.
Deszcz siecze piorunami,
szaleją błyskawice.
3. Szaleją wodze w łunach,
w krew się nurzają jarą;
mrą starce lwy na trunach,
grzebią się ojców wiarą.
V.
1. Brat łup wydziera bratu,
brat brata oszukuje;
niegodzien syn złej maci,
mać go na brata szczuje.
2. Gdy rodzic zaszedł w lata,
braterstwo odkupuje;
błogosławieństwo kradnie
i podbiera je zdradnie
i wydziera starszemu niegodny.
3. Gdy brat zmęczon i głodny,
gdy brat siły swej prawdy nie czuje;
o zdradliwe rodzeństwo:
wziął ci błogosławieństwo
i kradzieżą się zbrodnią raduje.
VI.
1. Błąkałem się nad brzegiem Jordanu,
płaczący, czyli naród mnie godny;
czylim ja mocen wzróść do stanu,
czyli dostatków stanu głodny?
2. Czyli majętność mię dostojna
nie przybarczy zbytnio brzemieniem,
czy dusza wytrwa byt spokojna,
czy spokojnem zawładam sumieniem?
3. Tak się za naród mój biedziłem,
chowając trwożny czystość myśli
i z wód Jordanu czystych piłem,
modląc się błędny k'Tobie słońce.
Sędzio, anioły swoje wyślij,
niech zejdą ku mnie w skrzydłach gońce.
4. Umocnij ducha, wesprzej ramię,
gdy boskie dałeś znamie.
Oto się naród zszedł na Gody.
Jordanu płyną ciche wody.
VII.
1. Gdy Golijath w szyderstwie drwił
ze Saulowych chłopów orężnych,
jam oto ten z Twej woli był
nad innych stawion mężnych.
2. Gdy Golijath drwił, ja w oczach ludu
li jeno z procą w dłoni,
byłem ten, co zwycięzki goni,
aż krwawego dokonałem cudu.
3. I krwiący łeb Golijatowy
rzuciłem pod nogi króla.
Skrwawiła się moja koszula
a król kazał dać mnie strój godowy.
4. I na czele stanąłem sotni
harfiarzy i Pańskich śpiewaków,
gdy, jako chóry ptaków,
śpiew się nasz wielokrotni.
VIII.
1. Już wtedy Ciebie poznałem
Pana mego, jedynego Boga;
wiedzący, że tam moja droga,
gdzie koronę Saulową widziałem.
2. I odwrócił Saul twarz ode mnie
i moich unikał oczu
i poczęła się ta tajemnicza
nienawiść w nim i we mnie.
3. Czemużeś wtedy dał mnie pychę
i dumę już królewską,
żem ja pastusze wonczas liche
wziął na się wolę niebieską.
4. I w łasce twojej wesoły,
we śpiewach moich chóralnych
Boże widziałem anioły
na złomach pustyni skalnych.
5. Widziałem je uskrzydlone,
jak wieńcem szły, uwieńczone
różami wonnemi z ogrodów
i chciałem być królem narodów,
Saulową pobrawszy koronę!
IX.
1. Koronę złotą na mą skroń
włożyłeś w Izraelu
i rzekłeś: śpiewem ptaku dzwoń
na godach, na weselu.
2. I rzekłeś: skrzydła orle weź
i goń, gdzie śpiew cię woła;
w plemieniu godny władny kneź,
w znamieniu Archanioła.
3. W koronie przed mym ludem stój,
jak mój zbrojony wój,
przez strony dźwięcz pobrzękiem zbrój,
jak sęp szponami rwij.
4. Czuwaj a czuj a graj.
Oraczu patrz, by lemiesz czyj
w skraj ziemi się nie worał.
5. Bogu się ciesz, w narodzie żyj
żywota rzeźki chorał.
Przy harfie stój, za śpiewem śpiesz,
Bogu się ciesz a graj!
X.
1. I ocaliłeś mnie przed Saula mściwym wzrokiem
i uchyliłeś włócznię, którą mierzył.
Ty nad młodzieńca mym czuwałeś krokiem.
Kazałeś, bym w Ciebie wierzył.
2. Wierzyłem, że mnie strzeżesz, abym wyrósł
z młodzieńca w męża prorokiem;
abyś mnie ponad Saula królem wyniósł
Tyś postanowił niezmiennym wyrokiem.
3. Wyroczni Twojej słuchałem od młodu,
gdy Samuel mnie powołał,
bym był śpiewakiem na służbie narodu,
bym Boży śpiewywał chorał.
4. Chóralne tobie nucę granie
w świątyni twojej progu.
Słysz moją harfę, słysz śpiewanie,
król-pieśniarz śpiewam Bogu.
XI.
1. Przeszedłem bolów i zawodów koło,
wszystkiegom się musiał wyrzekać;
troską o gwiazdę mą sępiłem czoło
a ty kazałeś mi czekać.
2. Byłem pod pręgierz szyderstwa wystawion
i stawion w bezczelnych gronie.
Drżałem ku myśli tej, czy będę zbawion,
gdy żar nieprawość schłonie — ?
3. Kazałeś czekać i wytrwać w mocy,
choć giąłeś mię ciężarem,
w trudach i walce długiej nocy,
nim jutrznia błyśnie pożarem.
4. Jutrzni czekałem, Zorzym wyglądał
i świateł tych różanych,
oblicza Twego Słońca pożądał,
Twych Słów zapowiedzianych.
5. Rzekłeś, że przyjdziesz, Słowem zbawisz,
że stąpisz nad grodzisko,
że nas niewolne ułaskawisz,
i zejmiesz pośmiewisko.
6. Bliska już chwila, — idziesz Boże,
o Słońce ty złociste;
ślesz twe promienie het w przestworze,
Twe głosy wiekuiste.
7. Słyszę Twe głosy, Słowo słyszę
nad stropem tym sklepionym.
Rys Twój słoneczny się kołysze
na wozie uprzężonym.
XII
1. Pamiętam, jako byłem mały,
gdym świętość duszy kalał,
gdym żył pogrążon w grzechu cały,
Tyś chciał, abym ocalał.
2. Przed emną poniżałeś króle,
zdzierałeś im korony
i mnieś złocistą dał koszulę,
bym ja był wywyższony.
3. Porwałem żonę słudze memu,
wodzowi mych rycerzy;
na bój kazałem iść samemu,
gdzie śmigła strzała bieży.
4. Gdzie grot śmiertelny go ugodził,
że padł, z mej ginął woli;
gdym ja niewiastę mu uwodził,
w miłośnej mej niewoli.
XIII.
1. Tyś syna mego na mnie zburzył,
oszczep mu w ręce dałeś.
Gdym ja przed synem wstydny stchórzył,
zabijać go kazałeś.
2. Więc wieść tą straszną do mnie niosą,
że syn na drzewach zwisnął,
że Joab, moich wódz siepaczy,
grot weń śmiertelny cisnął.
3. Synu cieszyłeś się twym włosom,
królewskiej twojej grzywie;
na mnie sprzysiągłeś się niebiosom;
dosięgłem cię straszliwie
4. Gdym przy tych zwłokach zwalon leżał,
płacząc nad syna zgonem,
Tyś chciał, bym w żalu był ocalon
i powstał znów przed tronem.
XIV.
1. I rzekłeś, Panie: Powstań w czynie,
powstań we wspaniałości,
nad miasta górą wznieś świątynię,
niech Duch mój w niej zagości.
2. I otom Tobie wzniósł gontynę
ze wszystkich kruszców ziemie;
by, jako rzekłeś, gdy ja zginę,
rozmnożył moje plemię.
3. Byś je rozmnażał w pokolenia,
aż wzrośnie naród mnogi,
co Ciebie będzie czcił z Imienia,
Boga nad inne Bogi.
4. Co będzie Tobie służył wiernie,
na Twoją służbę wzięty,
gdy Ty nań pojrzysz miłosiernie,
o Święty, Święty, Święty.
uklęka
W głębi, pod arkadami nawy bocznej pojawiła się ze swym orszakiem:
SCENA 2
NOC
Ptaki lecą i przystanęły na wodach.
Szumią liście w ogrodach,
drzewa w ogrodach szemrają.
Ptacy polatują, — przystają.
Do okien biją skrzydłem,
szybami okna zachwieją...
Okna zorzą goreją.
Zorza skryta ciemnemi piórami,
ptacy lecą chórami czarni,
polatują nad domem, krakają,
krukowie to szemrają cmentarni.
Zamczysko obsiadło ich mrowie;
polatują, przystają krukowie,
ponad drzewa, na wielkich ogrodach.
Przystanęły nad Wisłą na wodach.
przesunęła się pod arkady, popod słupami, na których wsparty chorus, i wstąpiła na proscenium
ORSZAK
podążał za nią
NOC
Cyt, uciekajmy, cyt synkowie,
cyt, córy, zwleczcie zwoje szat,
pogaście gwiazdy na płaszczach,
przepadniem w norach, zginiem w paszczach,
hej w groby, cyt —
już świt.
Słyszycie? — Biegną już za wami,
już gonią, już ścigają.
Cyt, gwiazdy mdleją, gwiazdy gasną,
nie patrzcie ku wierzejom drzwi;
ktoś klingą rozciął je jasną.
milczenie
Cyt, oto tu przystanek dusz,
tu oto wieczny cień,
tu nas nie spłoszy dzień;
zstąpim do głusz.
Zestąpcie w mrok, zasuniem wieko;
w podziemny idziem byt;
razi nas świt. — Już świt nad rzeką.
Nad Wisłą prysnął świt.
CHORUS EUMENID
1. Matko, matuchno, róże wonią,
zwól chwilę dobrotliwa.
2. Przywiała ku mnie woń różana;
róża pachnie, jak żywa.
NOC
Odwróćcie, córy, precz oblicze,
to kwiaty zdrady, złości;
zestąpmy, kędy wieczne znicze,
gdzie trupów płoną kości.
CHORUS EUMENID
Człowiek, co klęczy, w harfę dzwoni;
daj chwilę strun posłuchać.
NOC
Pomnijcie, że nas Słońce goni,
że ognie zaczną buchać.
CHORUS EUMENID
Matko, matuchno, ptaszę w dłoni;
człowiecze bije serce.
NOC
Nie patrzcie córki, świt się płoni
i ściele róż kobierce.
Hej w otchłań, w głębie, za mną chyże!
W zawiasach jękły dźwirze.
CHORUS EUMENID
1. Nad Wisłą prysnął szary świt.
2. Nad miastem świt daleki.
3. O matko, przystań, patrzaj — cyt....
4. Człowiek przemknął powieki.
1. Przemknął oczy, patrzy dokoła.
2. Matko, ma koronę u czoła.
4. Harfa jest szczerem złotem.
1. Patrzy znów, przemknął oczy.
2. Matko, stąpił w pomroczy.
NOC
Harfiarzu — piewco Boży.
zapadają się pod ziemią
SCENA 3
AURORA
nadbiega od strony kościoła
za nią orszak
Kochanku, złoty Febie,
wstawaj na niebie,
ścigaj promieniem, grotem.
Hej gachy, pełńcie kruże,
nektarem pełńcie kruże
za moim szybkim lotem.
Hej, jużem wbiegła w pole,
hej za mną moi gońce,
hej za mną, za mną Słońce
zaryje rydwan w rolę.
Nad rolę, ponad sady
ścigaj grotem promieniem;
biegnę przed tobą włady,
owita róż odzieniem
nachyla się ku Harfiarzowi
Starcze, królu, lud zebrał się mnogi
i czeka na twoją harfę;
w róż krasych oplotę was szarfę,
bo mrok was zatulił ubogi.
HARFIARZ
Lud mnogi czeka pod bramą?
AURORA
Lud mnogi u strug Jordanu
przed świtem zebrał się rzeszny,
byś mu śpiewał ty, co śpiewasz Panu
pieśni Godów.
HARFIARZ
W grzechach ja grzeszny.
Lud czeka u strug Jordanu?
Mnogie zebrały się rzesze?
AURORA
U Jordanu rzesze zgromadzone,
twojej harfy czekają pragnące,
daleką drogą strudzone,
z rozstajów dalekich idące.
HARFIARZ
O Zorzo, jakoż uczynię?
Jakie tym śpiewom wydolę?
Mrok jeszcze tuli świątynię.
AURORA
W róż krasych splot cię okolę.
oddała się w stronę kaplicy Sołtyka
ORSZAK
podąża za nią
SCENA 4
HARFIARZ
XV.
1. Rzesze się mnogie gromadzą,
naród u wielkich podwoi;
zeszły się rzesze i radzą,
czy Pieśń je moja napoi?
2. Zeszły się rzesze gromadą,
u wielkich radzą podwoi,
czy pieśń je moja napoi,
czy pieśń je moja posili?
3. Na złomach strudzone kładą
swe czoła, do głazów cisną,
czyli Twe promienie zabłysną,
czy pieśniasz harfę już stroi?
4. O śpiewam, śpiewam narodzie!
O rzeszo, głosów mych słuchaj!
Promieniu światły wybuchaj
w słonecznych grotów pochodzie!
5. O Boże, słuchaj, jak gwarzą,
jak szemrzą, u wrót szemrają,
czy harfy moje już grają,
do złomów przyparci twarzą?
6. Do wrót już sięgli, zatrzęśli;
już wrota ledwo dostoją.
O Panie, siłę sil moją
i mocy przydawaj gęśli!
CHÓR
Harfiarzu!
HARFIARZ
Słyszysz ich Panie.
CHÓR
Harfiarzu!
HARFIARZ
Spiesz zmartwychwstanie!
O spiesz wybawco narodu!
CHÓR
Harfiarzu!
HARFIARZ
Pragnący z głodu,
u złomów się Twoich przyparli,
o Panie, wstaną umarli!
Umarli na Twoje Słowo
powstaną, gdy ręką skiniesz.
O Panie, powietrzem płyniesz,
gwiazd niebios dosięgasz głową.
Ulituj się doli narodu,
wołają na mnie.....
CHÓR
Harfiarzu!
HARFIARZ
Staniesz na szczytnym ołtarzu!
Wołają na mnie....
CHÓR
Harfiarzu!
HARFIARZ
Moc Pieśniom wskrzesisz Mocarzu!
CHÓR
Harfiarzu! Harfiarzu! — Harfiarzu!
SCENA 5
HARFIARZ
XVI.
1. Nie będzie już bólów ni łez.
Przybywasz oto Boży Lwie.
Położysz klęsce, kłamstwu kres
przez Twojej mękę krwie.
2. Przybywasz oto włady Lew,
na wozie Bóg ognisty;
ognisty deszcz, gdy zmarszczysz brew,
o Wielki, Wiekuisty!
3. O Nieśmiertelny, ponad świat,
nad światy władny mnogie;
położysz kres niewoli lat
i pęta zejmiesz wrogie.
4. Pokruszysz pęta, w skrzydeł lot
na nieśmiertelne trwanie.
Niechaj na dzwonach bije młot
Twe Wielkie Zmartwychwstanie!
XVII.
1. Przez Twe Wielkie Zmartwychwstanieżywioł wszelki budzisz Panie.
Budzisz ze snu, żywot dajesz,
w wszelkim bycie zmartwychwstajesz.
2. Bądź pochwalon chwalbą pieśni,
bądź pochwalon w gromie burz.
Duch się twój niechaj cieleśni,
ponad groby żywot twórz.
3. Ostań z nami na dniu wielkim
Zmartwychwstały Boży Lew.
Bądź pochwalon w bycie wszelkim,
chwalbę twoją głosi śpiew.
4. Biją dzwony, trąby grają,
huczą gromy, wicher rwie.
Chwalbę Twoję dziś śpiewają.
Zmartwychwstały Boży Lwie!
XVIII.
1.Ranną rosą rzeźwisz kwiaty,
orzeźwionym dajesz woń.
K'Tobie nędzarz i bogaty
w modłach wznosi dłoń.
2. Upodlone dźwigasz z chaty,
równasz możne w jeden huf.
Uskrzydlone Twoje swaty
zsyłasz w sile słów.
3. Lecą oto ponad chaty,
ponad dzwony, ponad gród;
ranną rosą krzepią kwiaty,
rosę piją z wód.
4. Ponad wody idą rzeszą,
Ciebie chwalą w pieśni słów.
K'Tobie w jednym hufie spieszą:
błogosławisz huf.
XIX.
1. Nie po tom przed Twe zszedł gromnice,
bym mą nieprawość gadał.
Byś mię wyznawcę wyspowiadał
z moj duszy tajemnice.
2. Na wrogów mych nie będę biadał,
nie będę ścigał winnych.
W Tobiem ufności me poskładał;
modlitew chcę dziś innych.
3. Chcę dzisiaj modlić się do Ciebie
na dobie tej jutrznianej,
bym opowiedział Słońcu siebie,
jakom jest powołany.
4. Żem powołany jest tu zostać
przy harfie mej na straży,
Twoję widzący złotą postać
na szczytach u ołtarzy,
5. Że jestem mocen Twoją wolą
i wolą Twoją silny;
że wszystkim trudom ręce zdolą,
gdy głos Twój nieomylny.
6. Gdy zstąpisz Jasny nad mym ludem,
mój naród Cię obwoła;
wstań z nocy, jakoś wskrzesnął cudem,
rozewrzej strop kościoła.
7. Kościół przed Tobą padnie gruzem
na ludu mego głowy.
We trzech dniach wielkiem tem wołaniem
w Twem Słowie wstanie nowy.
8. Przewinień dawnych, grzechów czysty,
niepomny lat niewoli,
w byt nieśmiertelny, wiekuisty
Twych Słów i Twojej woli.
9. Rozewrzej strop, rozeprzej ściany,
w rum zwal ołtarze trony.
Przybywaj Zbawco, wywołany,
w różanej blaskach łuny.
10. Już słyszę rum rumaków. Świta!
Już Zorze krasne palą.
Centaurów Twoich to kopyta
kamienie kolumn walą.
11. Pękają mury, ciosy suną,
Z posad się sypie ściana.
W rydwanie złotym Ty nad truną,
chorągiew nieskalana.
12. Złotem się runi Twoje lice,
złotem się szata wlecze.
Spełniłeś nocy tajemnice,
iskrami wzrok Twój siecze.
13. O srebro trumny bij kołami.
O Zbawco krusz kajdany.
To rzec, Słoneczny: jestem z wami,
Świątyni Pan zjednany.
14. To rzec: Przybyłem, Bóg przybyłem,
przede mną innych nie masz
i nie masz nic nad moce moje,
w te skały się zaryłem.
15. Ze skier, co płoną pod stopami
świątynię zamknę nową
i będę Bóg sam mieszkał z wami,
gdy rzekłem moje Słowo.
gromy
na chórze orkiestra
SCENA 6
HARFIARZ
od posadzki wznosi się w górę
głowa jego i harfa płonie zorzą.
Piorun
Słychać ze szczytu ołtarza wielkiego:
GŁOS SALWATORA
Jam jest!
HARFIARZ
Przybywaj.
SALWATOR
Siła, Moc!
HARFIARZ
Przybywaj, przewalczona Noc.
gromy
na chórze orkiestra
SALWATOR
Jam jest!
Piorun
HARFIARZ
Przybywaj!
SALWATOR
Siła, Moc!
HARFIARZ
uniesiony na szczyt chóru
nad organami
gromy
orkiestra i harfa od stropu.
Słychać:
jęczący brzęk druzgotanych blach
trumny srebrnej
od strony ołtarza Świętego Stanisława.
Od tejże strony
APOLLO
wjeżdża na rydwanie złocistym
we cztery zaprzężonym rumaki
białe.
Piorun
Jasność
1. Grajkowie gwarem złotych strunw płomiennych strug powodzi,grają orkiestrą w ogniach łun,bo dzień, bo dzień już wschodzi.
2. Zmartwychwstał Ten, zmartwychwstał On,co nosi cierń u skroni.Na ołtarz wszedł, na złoty tron;poza nim dzień, dzień wschodzi.
3. Skrzypkowie grajcie, harfo brzęczw płomiennych zornych falach;nad domem oto obręcz tęcz.Hej Jego pierś w koralach.
4. Organy huczą, bije grom,huragan dmie piorunem.W pożarach stoi Boży Dom,nad Swoim, nad Zwiastunem.
5. Harfiarzu, brzęczy lira twaw orkiestrze spolnych dziecii het pod stropy białe gnai het pod stropy leci.
6. Skrzypkowie twoi wtórzą Pieśń,pieśń ponad inne pieśni.Posłyszą ją, za murów cieśń,hej, aż Bogowie leśni.
7. Już leci już, już goni, hej,Apollo Bóg świetlany.Już za nim idą z halnych knieji dziewy i dziewany.
8. Hej śmiej się dniu, hej harfo graj,nieś wichrze w pola granie.Apollu wnijdź, Apollu wstańna Pańskie Zmartwychwstanie.
9. Zabrzęczał Zygmuntowski dzwoni bije jako młotema trąby huczą po przestworzu,hej Zygmuntowskim lotem!
10. A trąby huczą jako działa,jak ongi na tych polach;jakby już Polska wszystka wstała,kej w dawnych swoich dolach.
11. Jakby już szczęście swoje miałapo wiekach, hej po latachi klęsk i krzywdy zapomniałaprzy dzwonach swoich swatach.
12. I pieśń nad ludem szła nad ziemią,nad Polską ziemią krwawą,nad Akropolis, kędy drzemiąkrólowie i ich prawo.
13. Zbudzę stulecia jednej doby;w obliczu Boga wstałem.Bóg: Żywe Słowo zszedł nad groby;uczciłem go chorałem.
14. Hej, pieśń skończona, pieśń Wawelu,gdzie nieśmiertelna Sława.Na zdruzgotany głaz kasteluBóg wpisał swoje prawa.