[I] NA BOISKU PRZED NAMIOTAMI
ACHILLES
Rycerze miecza i mężowie czynu,
wy, których ludów rzesza mnoga słucha,
którzy chadzacie w gałęziach wawrzynu,
chcę w was obudzić myśl i potrząść ducha.
Lud nasz, nad którym wództwo jest nam dane,
zarazą mrze, pokotem u nóg wam się wali;
rażą go Apollina groty weń ciskane;
umyśliłem, że lud ten ofiara ocali.
Przed Bogiem się oczyścim skruchą w naszej winie
i ofiarę oddamy — Bóg wstrzyma się w czynie.
Jeden z nas winien hańby, za którą Bóg karze:
oto porwano córę temu, co ołtarze
pieści Apollinowe...
AGAMEMNON
Zamilcz — ty zuchwały.
Wiem już, co chcesz powiedzieć.
ACHILLES
To i cóż drżysz wdały?
Czas, żebyś oddał dziewkę.
AGAMEMNON
A twoją zabiorę;
A ciebie tym rozkazem raz przygnę w pokorę!
ACHILLES
Nie o sobie ja rzekłem, bo z krzywdą niczyją
bawię się dziewką moją, której sam dobyłem,
gdy cały ród królewski jej trupem zwaliłem.
Nie wydarłem jej Bogu, lecz mnie Bóg ją nadał,
żebym do woli miał.
AGAMEMNON
Tożeś wygadał,
Za długo ty się bawisz w miłośnym bezwstydzie,
ulegając kobiecie; — gdy oręż twój władny,
dla którego cię cenim, rdzewieje próżniaczo.
ACHILLES
Nie mów tak — bo mój oręż dziś rano bieliłem,
o ostry porając go krzemień.
A nie przymawiaj mi — gdy wiesz, co słowa znaczą,
bo zejmę z ramion mych rzemień
i poznasz, gdy kobiety w twym domu zapłaczą,
ktom jest i jaki Bóg mnie broni,
gdy cios wymierzę przykładny.
NESTOR
Widzę, że się spieracie i upust dajecie
złości, złej przewodniczce mędrców i młodzieży.
Przyznaję ci, Atrydo — żeś dojrzały w lecie
i nie chcesz wołać próżno. Przyznaję, Pelido,
że chcesz dobra — lecz Bogom zostawcie działanie.
Gdzie wy macie jakiekolwiek pojęcie,
jak trzeba gadać, gdy się co chce zrobić?
Nie dość jest kogo ukarać lub obić,
trza umieć słowem powolnie i święcie
przekonywać i działać ot językiem raczej.
Za moich czasów inni byli ludzie.
Otóż ci inni ludzie gadali inaczej.
Przedewszystkiem umieli gadać, co jest sztuką.
Byli w swej mowie powolni, wytrwali,
wy zaś jesteście tacy, co się tłuką,
i pięścią chcecie wodzić rej. — Pamiętam jeszcze...
Zaraz przypomnę sobie — co mówiłem
lat temu sporo i jak mnie słuchano
dla mej wymowy, słów potoczystości;
bo miałem zdolność mówienia ogromną
i myśl rozważną, spokojną, przytomną.
Zaraz przypomnę sobie — jak to było,
gdy dwóch za moich czasów się kłóciło.
Jakżeż się zwali? Mniejsza o imiona;
ja należałem wtedy do ich grona.
Byli wielcy i tacy dziś w powieści gminu
żyją po latach mnogich. Posłuchajcie dalej,
zaraz wam powiem, jak ci mnie słuchali,
rozmową krzepiąc myśl w przededniu czynu.
Nie tacy byli, jak wy — inni wcale.
ACHILLES
Ody Pejritoos na swojem wesolu
pałą mordował swoich weselników;
syna gdy Tezeus zabijał;
gdy żywa pamięć zbrodni Pelopidów
klątwą ciąży — gdzież ty ucztowniku
bywałeś wtedy. Myśmy nieodrodni
i za kpów mamy, stary przyjacielu,
tych, co szukają duszy na języku.
Gdy ze mnie pożar bije, ten językiem miele,
tak pies kręci się w kółko, gdy barłóg swój ściele.
NESTOR
usiada
ACHILLES
W namiocie moim człowiek padły leży,
porażon słońcem dzisiaj. Wczoraj dwoje legło:
mąż jeden, co przy koniach był, i z niewiast jedna.
A wiem, że w nocy wywleczono trupy
z waszych namiotów Atrydzi kryjomie,
a wy ani pojrzycie, kto jest czerń ta biedna.
Złote robactwo obsiadło im lice,
krew ssając czarną, co z nozdrzy im ciekła.
Jeźli nie lunie deszcz, to te złotnice,
Apollinowe wysłanniki piekła,
pocałunkami darząc nas strasznymi,
zarazę wszczepią w krew, że sczeźniem z nimi.
Wiem, że ty sądzisz, że Bóg sobie zbierze
sam tyle ofiar w ludziach, ile zechce,
Lecz ja to mówię — ja, co w Boga wierzę,
żem mocen wstrzymać tę karzącą rękę,
że tej Apollinowej kaźni znosić nie chcę!
I że w imieniu ludu, postawion nad ludy,
wzywam Boga, by wyrzekł, czego po nas czeka;
by nas wszystkich nie karał w srogości bez miary
za przewinę jednego człowieka.
wskazuje Agamemnona
OFIARNIK
Rzeknę to tedy, którym milczał poty,
że prawie bluźnisz twem słowem młokosie.
Choć kto zawinił, niezmienne są loty
słonecznych grotów, które Bóg ten ciska.
Wy słów się strzeżcie. Niech się nikt nie zbliża
zbytnio ku światłu. We wysokie drzewa
biją nejszybsze groty, co powalą.
Nie wyrastaj ty słowem, Pelido — bo zginiesz.
Od miecza jeno ci słynąć.
A gdy się z sławą mieczową rozminiesz,
z niczem ci przyjdzie odpłynąć.
ACHILLES
Wspomniałeś — może mi przyjdzie się zbierać.
Nie rzekłem jeszcze wszystkiego, co taję,
ku czemu serce bije.
Kiedym się zbierał tu lecieć pod Troję,
mój ojciec cudną darował mi zbroję;
tę matka bogini przyniosła mu w darze,
sam Hefaist ją kował w podziemnej pieczarze,
tę, co dziś pierś mą kryje.
Rzekł ojciec, mój synu — rzekł mi, dziecię moje,
to jest dar Bogów, w tej zbroi jest siła:
Gdy zechcesz zło czynić, nie będzie walczyła.
W tej zbroi nie wolno zawinić.
Idź w bój ten, gdzie męże
skrzyżują oręże,
gdzie męże miotają oszczepy —
lecz strzeż się człowieka,
co wyrósł nad inne,
którego jest serce prawością niewinne
i Boża nad którym opieka.
AGAMEMNON
Na Zewsa, Atrydzi, czy wiecie, gdzie zmierza?
Wszak mało zgaduję, co mówi.
Być może z Iljonem już szukał przymierza
i złamał przysięgę królowi.
ACHILLES
Przysięgim nie złamał,
lecz nie czas, bym kłamał,
gdym nadział świętą zbroję.
Nie zadrżę przed wami,
mocnymi królami,
lecz Bogów słonecznych się boję.
Dziś walkę tę rzucę — zabiorę okręty,
z którymi tu płynąłem.
Was samych ostawię na bój ten przeklęty.
Ze śmiałem stawam lu czołem.
I ojcu, gdy wrócę,
do koan się rzucę
i rzekę, całując skraj szaty:
Znalazłem człowieka.
Dalekom go szukał
i mnogie przebiegiem dlań światy.
AGAMEMNON
Słuchajcie królowie, jak on nas oszukał:
Z Hektorem oto jest w zmowie!
ACHILLES
Nie, ja nie będą wam walczył z Hektorem.
Ja zrozumiałem już dziś w sercu mojem,
gdy nadarzyła się chwila z tym sporem
z tobą, Atrydo — że wy, jako sępi,
tuście zlecieli, gdzie mąż ten nad męże
nad grodowisko ojców wzniósł oręże,
by bronić chaty i żony, i dziecka;
że go tam w sieci dzierży garść zdradziecka
głupców, bezczelnych zbójów z Parysem na czele,
których on jeden przerósł duchem wiele,
i ta jego istota, dusza, co nim rządzi,
mnie go każe szanować — i niech Zews mnie sądzi.
Wy się żrecie, jak sępy o padła kawalce,
nie myśląc cale o tem, z kim stajecie w walce?
Oszukujecie lud własny i chłopów,
że klątwa cięży na ojczystej ziemi;
że gwiazda jasna w morze wam uciekła,
tuście ją gonić przybiegli mocarni;
nienasycone łupem pełniąc wory
dla was samych, nie dbając o lud, co gruz orze.
Gdy was poznaję, nikczemni i marni,
że klątwa wasza wlecze się za niemi,
imieniem czego żądacie pokory?
AJAS
do odchodzącego Achillesa
Co postanawiasz?
ACHILLES
Już postanowiłem,
bo tu nie z prośbą, z nakazem przybyłem.
AGAMEMNON
Ja dziewki nie dam.
ACHILLES
A ja nie dam mojej.
ODYS
Pewna, że kłótnią nie weźmiecie Trojej.
ACHILLES
Mądry Odyssie, nad twą mądrość wzrosłem;
nie chcesz uznać, że słusznym gniewem się uniosłem.
ODYS
Synu Peleusa, lubię kiedyś ty rumiany
gniewem, bo to zapowiedź, że krew w tobie pali,
że skoro się do lotów zerwie, Iljon zwali
Pomnisz, jakom cię przywiódł i wśród dziewek poznał,
gdyś ty za miecz uchwycił — ot jako tej chwili,
gdy się rwiesz ku Atrydzie —
AGAMEMNON
Więc Odys się sili
miłemi słowy ugłaskać Pelidę,
Więc ja niejako jestem winien?
ODYS
Myślę.
AGAMEMNON
Poczekajcież, więc zaraz pachołków dwu wyślę,
niech przywiodą kochankę moją tu na radę
i zobaczycie, czyli ja jej przymus kładę,
żebym ją dla się miał...
CHRYZES
wchodzi
w godowym stroju Apollinowego kapłana
AGAMEMNON
milknie
OFIARNIK
do Chryzesa
Lepiej byś starcze uczynił, byś ostał
z dala i nie przychodził do władców tej pory.
CHRYZES
Nie przychodzę ich błagać, karać jestem skory.
Bóg jest ze mną. — Ten wicher, co się rwie upalny,
żenie tu nas pomór i piasek gna skalny.
Ludziska wasze mrą — i wy pomrzecie,
gdy mnie w bezwstydzie dziecko marnujecie.
AGAMEMNON
Możesz ją sobie zabrać.
CHRYZES
Nie drwij ze mnie, królu,
i bodajbyś nie zaznał nigdy tego bólu,
który ja ojciec znam.
AGAMEMNON
Więc poznaj radość.
Możesz odebrać córkę, już miałem jej zadość.
CHRYZEIS
wchodzi
wprowadzona przez zbrojnych
CHRYZEIS
bezradna
Ojcze — ...
do Agamemnona
Panie mój — królu,...
CHRYZES
Głupia, obłąkana.
ODYS
Opętana miłością — przylgnęła do męża.
Nie pójdzie z tobą stary. Więc rzuć Apollina
i przyjm te kubły złota odeń, jako dary
za chowaną dziewczynę.
CHRYZES
Wam nic jej sromota?!
OFIARNIK
Nie widzę tu sromoty ni żadnej bezcześci,
gdy ją najpierwszą z dziewic mąż najpierwszy pieści.
I cale być nie miała na to przeznaczona,
jak inne, by kolejno iść w innych ramiona.
Jest kochanicą króla nad mnogimi ludy
i sądzę, że przesadne twe żale a trudy
i zachód niepotrzebny. Co więcej tem zyskasz,
że się rzucasz na mężów mocniejszych od ciebie,
że się klniesz Apollinem?
CHRYZES
Pomór was pogrzebie!!
do ofiarnika
Ty, coś fałszerzem świętych praw i świętej woli;
ty, co wiesz, że jedynym sędzią przeznaczenie,
śmiesz urągać łzom moim i krzywdzie, co boli?
Przekupny — możesz złoto zagarnąć, co dają.
Ja nie zabiorę nic. Tu dar przyniosłem.
do córki
Ze mną chodź —
CHRYZEIS
do ojca
Tu zostanę — gdzie chcesz mnie wieść?
do Agamemnona
Panie.
On tak oczyma rzuca — straszno patrzy ku mnie,
— a ty milczysz — i jeno uśmiechasz się do mnie.
Czemże byłam dla ciebie — — ? A więc ty się lękasz,
ty się lękasz mnie przyjąć na powrót do łoża?
Kędyż pójdę? — — Mnie ojciec zabije...
CHRYZES
chwyta ją za rękę
Dłoń Boża.
Zrozumiałem. Wy drwicie ze mnie i z dziewczyny.
Hańba człowieka, to są wasze czyny.
Chcecie, bym u nóg waszych jak pies leżał podły
i wył, skomlał o litość — a wy moje modły
jako czczy dym zgonicie przed Apolla tronem,
sutą go łbów stu pastwą darząc — i mym zgonem.
Jestem Jego kapłanem — ludziom pośredniczę,
człowiecze jeno ciało kryje mego ducha,
aż oto dziś się zrywa Boża zawierucha
i inne mam przyjąć oblicze.
Niechaj was spali żar i ogień z nieba.
Niechaj was zawiść żre i miecz niech was wytępi,
którzyście przyszli tu rycerze-sępi —
za moje dziecko.
ofiarnym nożem zabija córkę
CHRYZEIS
Ach —
CHRYZES
Nóż Apollina!!
WSZYSCY
dobywają mieczów
CHRYZES
Przekleństwo mieczom tym! Bóg was przeklina!!
grom bije
WSZYSCY
upadają na kolana
CHRYZES
wznosi ręce
Chciałeś tej krwi — oddałem ją Tobie, Mocarzu.
Śpiewasz tam na tych stropach wysokich pod niebem.
Wtóruj mi gromem, gdy idę z pogrzebem;
rzuciłeś ich na kolana.
Hańba już zmyta i dziewka skalana
ofiarnym nożem zabita.
dźwiga trupa
Pójdź moje dziecię, biorę cię na ręce
i pójdę — precz odpłynę — na głębie morskie — idę w męce...
zastępują mu drogę
Puszczajcie mnie!
WSZYSCY
podnoszą się z miejsc, jak klęczeli
CHRYZES
Dajcie mi łódź czerwoną, strojno
i lud niech stanie przy mnie zbrojno
i córę niech poniosą...
AGAMEMNON
klęcząc
Dajcie mu łódź i zbrojny lud
niech wniesie w łódź dziewczyny ciało
i z ojcem niech odpłyną.
CHÓR
Cud!
Patrzajcie, co się stało!
OFIARNIK
Niebo chmurami się zakryło.
Zciemniało.
gromy
CHRYZES
do Agamemnona
A jeśli miłość znała z tobą,
nie kryj jej pod zawojem. —
Nie żałuj jej, wydzierco praw.
Jej żal jest prawem mojem.
odchodzi
za nim zmierzają wszyscy, wśród nich Achilles.
Tegoż ostatniego spostrzega Agamemnon i z klęczek wstaje
AGAMEMNON
do swoich wskazując Achillesa
Nie dopuść Bóg,
by mnie śmiał lżyć
i mnie przekleństwo nieść.
Przez cały obóz niech dmie róg
i wieści moją wieść:
Pelidzie każę dziewką wziąć
i oddać w łoże mnie.
Niech wie, gdy Bogiem śmiał mnie kląć,
czyja go ręka gnie.
Hej, nie straciłem jeszcze nic
z mej władzy i przemocy.
Klnę się na Olymp i na Stygs,
że pojmę ją tej nocy.
NESTOR
którego podtrzymuje dwóch młodzieńców
Prowadźcie mnie. — Pójdziemy się przyjrzeć ofiarom.
Wiek mój jest już zgrzybiały i postać mam starą.
Choć człowiek z wiekiem zyska jakie doświadczenie,
zawsze przecie swą młodość w najpierwszej ma cenie.
Częściej-em gadał z młodu — mniej na starość gadam;
przysłuchuję się innym i rad w kącie siadam.
Choć jakie doświadczenie człowiek w starość zyska,
przedsię piękna ta młodość, co przebój się ciska.
Prowadźcie mnie, wam młodym ten zaszczyt przypada.
Nikt tak płynnie jak Nestor o wszystkim nie gada.
odchodzi za tamtymi
ODYS
zbliża się teraz ku Agamemnonowi
Słowo rzec chciałem, nakłoń ucha.
AGAMEMNON
Mów, chociaż patrzą, nikt nie słucha.
ODYS
Niech to, co stanie się tej nocy
a o czem jeszcze nie wiem wiele,
lecz wiem, że w mej się rodzi głowie,
niech to nie zadziwi ciebie.
AGAMEMNON
W dziwnych zagadek błądzisz mowie.
ODYS
Czyn, co się z mojej zrodzi mowy,
jeśli wysłuchasz jej rozumnie,
wyniosły Ilion w gruz zagrzebie.
Znasz mię, że ważę każde słowo,
że słowo czynem jest u mnie.
Zamyślam wielką rzecz tej nocy.
Więc jeśli Troję chcesz mieć w mocy,
zmilcz i nie żądaj, jak ci z gminu,
bym popisywał się z wymową,
gdy czasu skąpo mam do czynu.
AOAMEMNON
słucha
ODYS
Udaj, że idziesz spać — ... a zasię
czuwaj w strzeżonym twym szałasie.
Każ, niech straż będzie przy twym boku,
a zrób tak, byś straż miał na oku,
byś był sam jeden, ten, co czuwa.
AGAMEMNON
Z kłębu się widzę wąż wysnuwa.
ODYS
Czy zamierzona rzecz się uda,
potrzebną moja jest obłuda.
By ktoś na twoim poległ słowie,
potrzebna tobie szczerość w mowie.
Ktokolwiek w nocy przyjdzie k'tobie,
przyjmiesz go godnie w twym namiocie.
Obdarzysz szatą i dziewczyną
i pić dasz co najlepsze wino,
i bacz, by nikt prócz ciebie
jego nie widział, nim ja wrócę.
AGAMEMNON
Gdzie idziesz?
ODYS
Jeśli noc ta minie
a nikt u ciebie się nie stawi,
znaczyć to będzie — że ten zginie,
pokazuje na siebie
co cię tą sztuczną mową bawi.
nagle kończy
gdy inni się zbliżają i okalają ich
spiesznie się oddala
[II] WĄWÓZ SKALNY
REZOS
Znużony jestem.
PENTEZILEA
To czary wieczoru.
REZOS
Czar twoich oczu i ust twoich czary.
Rozkosz z nich piłem zeszłego wieczoru
i przypominam tę rozkosz, gdy patrzę.
PENTEZILEA
Spieszmy co prędzej, gdy napoją konie.
Spieszno mi widzieć Ilion i rycerzy.
REZOS
Wiem, pragną twoje to spełnić życzenie,
skorszy ku twojej naginać się woli,
niż ty ku mojej —
PENTEZILEA
Słuchałam cię wczora.
REZOS
Lecz dziś wróciła znów ta sama pora
i noc nam druga miłosna się zbliża.
Kędyż się spieszysz, jeżeli nie ku mnie?
Wszystkie pragnienia moje zwracam k'tobie.
PENTEZILEA
Tam nas czekają w Iljonie,
REZOS
Źle robię,
że zwlekam chwilę — wiem że to źle czynię.
lecz przez tę chwilę pragnę żyć dla ciebie,
twoją miłością i twymi ramiony
ujęty, w szczęściu, które wieczór niesie.
Słyszysz te głosy i szum ten po lesie,
i strumień, jak deszczem dzwoni.
Jutro ze świtem wstaniemy w rydwanie,w złocistym moim wozie;
wóz zaprzęgniemy w czworo białych koni
i w pełnem słońcu będziemy w Iljonie.
PENTEZILEA
Mówią, że Parys jest piękny.
REZOS
Niech więc od jutra, gdy pięknym się zjawi,
swoją pięknością jak dziewka cię bawi.
PENTEZILEA
Że nikt nie sprosta mocy Achillesa.
REZOS
Niechże od jutra, gdy ujrzysz go w dali,
ogień cię żądzy ku niemu rozpali.
PENTEZILEA
Chwila nas dzieli od celu podróży.
REZOS
Chwila ta raz się drugi nie powtórzy.
PENTEZILEA
Wierzysz, że miłość moją tylko kłamie?
REZOS
Obecność innych miłość naszą złamie.
PENTEZILEA
Mówią, że Hektor życie swoje całe
jednej niewieście ślubował niezłomnie.
Mówią, że Parys gdy się na dziewczynę
którą przypatrzy, to już ona musi
przyjść sama w nocy do jego łożnicy;
że dar mu taki dała Afrodite,
więc, że są jego zaloty niezbyte.
REZOS
Mówią o tobie, że czyjej się mocy
poddasz raz jeden, to już każdej nocy
szukać go będziesz — oto noc zapada —
że czar ten tylko przez noc tobą włada.
PENTEZILEA
Ufam tej mocy, która wróci do mnie,
gdy noc się skończy — gdy w słońcu zasłynę.
[III] W NAMIOCIE MENELAOSA
W otoczeniu ofiarników czuwa:
MENELAOS
Uchylcie płócien — niech patrzę na morze,
na drogę ku mojej ojczyźnie,
gdzie dom mej żony, gdzie ona mię czeka.
Jakże mi smutno. — Toń jaka daleka.
Jak ciemno. Czy gwiazdy płoną?
Zda mi się, zgasły dla mnie.
Czy jest mój śpiewak? — —
Widzicie tam, w oddali
tę postać? Idzie przez odmęty,
stęskniona idzie ku mnie.
Gwiazd wlecze orszak święty,
uśmiecha się ku mnie z fali. — —
Jestem dotknięty chorobą tęsknoty.
Dopokąd jeszcze świeci się dzień złoty,
to w blasku światła i w złocie promieni
tłumi się żałość i lice rumieni,
i garnę się na wojnę.
Lecz gdy noc zajdzie i orszaki zbrojne
rozejdą się po namiotach,
myśl moja w lotach,
za temi biegnie mroki tajemnemi
strwożona —
snadź dusza moja znaki niebieskiemi
tym się miarkuje
i tęskni, ku czemu stworzona.
Czas kiedyś przyjdzie, gdy oręż odłożę
i okręt czarny spalę.
Aż ci wyginą, którym ja obrożę
mojego wództwa rzuciłem na szyję.
Ich pierś się w piasku pustynię zaryje,
goniących ku próżnej chwale.
O, nie daj Boże powrócić nikomu.
Niech giną, zginą przeklęci,
gdy żagiew kłótni wnieśli w pokój domu
i łup wydzierców ich nęci.
Ja pan zostanę przed Zewsa obliczem.
Daj trupom sławę — pozwól wrócić z niczem.
AGAMEMNON
wchodzi
MENELAOS
się nie zwraca
AGAMEMNON
Brat twój.
MENELAOS
Przychodzisz o niezwykłej porze.
AGAMEMNON
Chcę z tobą mówić.
MENELAOS
Mów. — Patrzę na morze:
jak fale lecą i dziwne skorpiony
cisną na brzegi, tu pod stopy moje.
AGAMEMNON
Takie przed chwilą usłyszałem słowa,
że jako skorpion wpełzły mi do głowy,
że pragną z tobą dzielić treść tej mowy:
Odys....
MENELAOS
Wiem. Sprawa ta dla mnie nie nowa.
W jego zwycięstwie jest sprawy połowa.
AGAMEMNON
W czemżeż spełnienie sprawy jest objęte?
MENELAOS
Gdy wąż, co splotem swym sidła ofiary,
sam zasłużonej doczeka się kary.
AGAMEMNON
Czyliż i ze mną myśl więzisz tę samą?
MENELAOS
Więc myśl mą wyjaw i ogłoś mi jawną,a padniesz pierwszy pod chmurą kamieni,bo nie uwierzy nikt, żeś ty jest inny,bo stanu twego słowo twe nie zmieni. — Posiędziesz Iljon. — Przeczekam spokojnyczas tej wędrówki, czas tej wielkiej wojny,aż wszyscy wielcy, półboże olbrzymywe wichrze zdarzeń zwieją się jak dymy. —Skończyłem — resztę sam sobie rozważaji śmiej się treścią słów, lub się przerażaj.
AGAMEMNON
Przestałeś być człowiekiem czynu.
MENELAOS
To tak z nocą.
Dzień moje czyny ogląda, noc myśli.
Noc patrzy się na moje myśli. — Twoja wina,
żeś przyszedł nocą. Już działać zaczyna
chwili tej świętość — Zagaście ognisko. —
Słyszysz jak fala szumi...?
szum fali
MENELAOS
daje znak bratu, by się zbliżył
AGAMEMNON
zbliża się i pochyla nad siedzącym bratem
MENELAOS
szepce pochylonemu
W ostępie kamiennej pustyni
spoczywa rycerz, człowiek prawy,
z pomocą idący w miasto.
Tego przyjmiesz — jako wódz łaskawy
i uraczysz winem i niewiastą.
Odys jest człowiekiem czynu.
Tyś jest człowiekiem, co rządzi,
a ja jestem ten, który sądzi
i czeka znaku — czeka na: zjawisko.
wzosi ręce
Ocal nas, Zewsie, ty, któryś sam zwalczył
plemię olbrzymów,
nas, którzy świątyń bożych domy białe
w oliwnych gajach zbudujemy
i opanujem przy twojej pomocy
śpiewem i pieśnią ziemie tych, co padną.
Dozwól im upaść, jak zwaliłeś syny
ziemi, co przeciw tobie szli w dumie.
Strąć je w noc ciemną, już strąciłeś tylu —
a nad naszemi domostwy świętemi
niech świt się płoni i jutrznia promieni.
do ofiarników
Wzywajcie cienie umarłych.
OFIARNICY
klękają nad brzegiem morza, ręce wznoszą i ku morzu ręce wyciągają
szum fal
AGAMEMNON
się oddala
[IV] W NAMIOCIE ACHILLESA
HIPODAMIA
Przez to ciebie lubiłam, żeś ty miał mnie za co
i zrozumiał, że jestem sierota,
i że ten człowiek, gdy mnie wziął ku sobie,
a mnie czekała zbrodnia i sromota;
to życie moje dziś zawdzięczam tobie —
żeś moje piosnki śpiewał przed Pelidą,
aż litość jego serce skruszyła
i miłością ku mnie zniewoliła.
nuci
miałam ci ja dwór i dom,
byłem jedną z siedmiu cór,
króle o mnie wiedli spór...
płacze
nagle urywa
Patrzysz, czy po mnie idą?
Jeśli mnie przyjdą wzięć i on pozwoli,
nóż ten położy koniec mej niewoli.
PATROKLOS
Ty się chcesz zabić?
HIPODAMIA
Nie mówiłam tego.
PATROKLOS
Cóżeś się odgrażała?
HIPODAMIA
Zabiję tamtego.
PATROKLOS
To pomyśl o tem, by nóż nie był tępy.
HIPODAMIA
Dzieciaku.
PATROKLOS
Jak cię goźdźmi wywleką na puszczę
będą miały biesiadę z ciała twego sępy.
HIPODAMIA
Wyjdę pojrzeć, czy idą...?
PATROKLOS
Czekaj tu.
HIPODAMIA
Pies — zginie!
ACHILLES
wchodzi
HIPODAMIA
rzuca się ku niemu
ACHILLES
Nie nudź mię!
HIPODAMIA
oddala się w bok
PATROKLOS
podchodzi ku Achillesowi
ACHILLES
Daj mi pokój.
nagle zwrócił się ku Hipodamii
Odejdź precz — pieścidło.
Już mi ujęcie ramion twych obrzydło.
Pójdziesz innym w uciechę.
HIPODAMIA
Nie kłam!
ACHILLES
Milcz!
HIPODAMIA
Rozumiem.
Umiałam kochać i pomścić się umiem.
ACHILLES
Mścij się — niewolną jesteś — dzisiaj cię oddaję.
Pójdziesz precz, coś więziła mnie czarów urokiem.
HIPODAMIA
Nie pójdę ani krokiem stąd, nie pójdę krokiem.
ACHILLES
Wypędzam cię — służebni ciebie odprowadzą.
HIPODAMIA
Czy to o mnie królowie na sejmie tym radzą?
ACHILLES
Zostaw mnie moje myśli — caleś mną owładła.
Teraz widzę, jak wszystko wiesz, języku składny,
i jak dobrze, że ciebie biorą.
HIPODAMIA
Czy on ładny?
PATROKLOS
wybucha śmiechem
HIPODAMIA
usiłuje śmiech pokryć
ACHILLES
patrzy na nią
HIPODAMIA
Pójdę. — Jutro obaczysz, kto jestem, ktom była;
czylim ja go przyjęła, czylim pogardziła?
ACHILLES
Co? Ty byś pogardziła? Marna niewolnica.
HIPODAMIA
Kochanka Achillesa! Wstyd bije mi w lica.
Jabym miała pójść w łoże z innym?
ACHILLES
Ruszaj sobie.
HIPODAMIA
Oto wiedz, że ja miłość ślubowałam tobie.
I że jeśli się waży król mnie wlec do łoża,
rzuca nóż na ziemię
zamorduję.
PATROKLOS
zasuwając zasłony namiotu
Już idę.
HIPODAMIA
biegnie ku drzwiom
ACHILLES
uśmiechnął się
Zapominasz noża.
HIPODAMIA
Podnosi nóż i chowa a patrzy w twarz Achillesowi
WYSŁANNICY
wchodzą
przystają w milczeniu u skraju namiotu
HIPODAMIA
owija się cała zasłoną, że głowę i twarz kryje i wychodzi
WYSŁANNICY
idą za nią
ACHILLES
nie poruszony
TERSYTES
wchodzi
O najmożniejszy królu świata, o człowieku,
któryś godzien królować królom...
ACHILLES
Psie, co szczekasz?
TERSYTES
O łaj mnie; krzycz, co zechcesz, ty podobny Bogu;
jeno mnie tu od stopy twojej precz iść nie każ.
PATROKLOS
Wynoś się.
TERSYTES
do Patroklosa
Czy ty chłopcze umiesz to ocenić,
że to jest człowiek wielki?
do Achillesa
Myśl tę samą miałem,
jak ty. Już dawno precz stąd płynąć chciałem.
Bo co za zysk? Nie dla mnie bojowe te harce.
I cóż miał naród zyskać na tej gospodarce
kilku tyranów?
ACHILLES
do Patroklosa
Wyrzuć tego szpiega.
TERSYTES
Mówię to, że Atrydzi są łotrzy, bezczelni oszuści.
Powtórzę to — lecz jeno niech młokos mię puści.
PATROKLOS
puszcza go
TERSYTES
szeptem
Powtórzę to, coś mówił, synowi Pryama:
Hektorowi...
ACHILLES
To jako?
TERSYTES
Otworzy się brama
dla mnie, tam gdzie zamknione dla Atrydów zwory.
Wiem, że Priam wysłuchać wieści będzie skory,
gdy go ujrzę tej nocy...
klęka przed Achillesem
ACHILLES
Precz stąd niewolniku.
kopie go nogą
TERSYTES
Krzyczysz, wielki Pelido? — Poprzestań na krzyku
Idę. Zews mnie prowadzi. Myśl miałem tę samą.
ACHILLES
Wrócisz — jak psa cię każę powiesić pod bramą.
TERSYTES
wyszedł
ODYS
wchodzi
ACHILLES
legł na skórach i nie zwraca się ku Odysowi
PATROKLOS
legł w innym kącie namiotu
ODYS
ku Achillesowi
Byłeś niczym, dziewką byłeś. Tyle byłeś wart, co dziewka rozrośnięta i głupia.
Byłeś niczym i dopiero ja wywiodłem cię z domostwa niewoli głupoty i nieświadomości. Przybyłeś tutaj z nami.
Możesz być i nadal niczym i nie będę się silił, żeby cię dźwigać co parę staj drogi w górę i pchać, jak ciężki głaz nieociosany.
Trudził się nie będę tobą i twoimi myślami. Borykaj się z myślą sam i truj. Większa to dla takich głów zaraza, niźli ta Apollinowymi grotami przygnana. Z tej się nie dźwigniesz. A jeno kiedyś, gdy cię szaleństwo obejmie, śmiech mój posłyszysz
Przy mnie tylko i ze mną, i przeze mnie być możesz. Odchodzę. — Teraz rozumiem, że takim, jak ty, wyczytać można z oblicza ich przeznaczenie.
wyszedł
ACHILLES
do Patroklosa
Zobacz, czy odszedł?
PATROKLOS
Cóż on cię obchodzi?
ACHILLES
To jest ten człowiek, z którego oblicza
fałsz czytam zawdy, ilekroć fałsz knuje.
Ale to człowiek jest, co patrzy w duszę
i wzlot mój każdy jasno przewiduje.
Moja się dusza tak przed nim kształtuje.
Więc on potrzebny jest do mego lotu.
Rozumem idąc, daremno się trudzi.
Wzgardę zdobędzie u Bogów i ludzi.
Kiedyś się ocknie, żeby mnie wspominać.
Będzie już późno, by żywot zaczynać.
do Patroklosa
Podaj orfejkę.
PATROKLOS
podaje mu lutnię
ACHILLES
porusza struny
Nie. Dźwięk strón mię drażni.
lutnię położył
Tylu już ludzi zwodziło mię co dnia.
Twojej jedynej chcę ufać przyjaźni.
Gdy się przed tobą palę jak pochodnia,
czyli ty, dziecko, płomień ten rozumiesz,
czyli ty czujesz żar i poznać umiesz?
PATROKLOS
Od ciebie się nauczyłem wiązać zbroje.
Od ciebie się nauczyłem wodzić konie.
Od ciebie się uczyłem bełt rzucać.
Od ciebie się uczyłem imać tarczy.
Tyś pouczał, jak kierować wędzidło.
Tyś rękę ze strunami zapoznał,
Tyś me usta otworzył do śpiewu.
Ty mi dałeś dziewczynę i męstwo,
tyś się cieszył na pierwsze zwycięstwo.
Twoją sławą i prawdą twą żyję,
więc mi za nic są prawdy niczyje.
ACHILLES
Oni może będą tobie mówić,
żebyś śledził me kroki i myśli.
Będą może chcieli z ciebie dobyć,
co zamierzam uczynić, gdzie dążę?
Bo skoro wiedzą, że przyjaźń nas wiąże,
będą chcieli te węzły rozerwać,
bym ja sam był i ostał samotny,
żebym nigdzie nie dobył się serca
i bym uznał mój los za sromotny,
ja, tylu mężów morderca,
ja, mocarz Atrydów najemny,
którym przejrzał dziś — raz pierwszy poczuł,
że szczuto mnie jak psa;
że mordowani przeze mnie — niewinni
i że w tych czynach szlachetni bezczynni.
[V] W NAMIOCIE DIOMEDESA
ODYS
wchodzi
Hełm ten mój na to ofiaruję własny,
że ty o Achillesie myślisz.
DIOMEDES
biorąc hełm
Hełm za ciasny,
ODYS
Że jest skórzany, namknę ci rzemienia;
może rozumu przejmiesz co z odzienia.
DIOMEDES
Że myśl mą zgadłeś, broni się wyzuwasz?
ODYS
Chcę, byś rozumiał, że myśl twoją cenię,
gdy odpowiednie myśli dasz odzienie.
Przyszedłem pewny, że myślisz i czuwasz,
że ci spodobał się Achilles w gniewie
i że twój umysł, co myśleć ma — nie wie.
Tarczę tę moją przydałbym ku temu.
DIOMEDES
K'czemuż chcesz dzisiaj pchać dalej?
ODYS
Ku złemu.
Ty bowiem jesteś bystrzejszy o wiele
ponad Pelidę i wiele piękniejszy
w ruchach i barwie, żeś smagły na ciele.
DIOMEDES
Myślisz, że sławy jemu język zmniejszy — ?
ODYS
Nie tyle język, ile zmniejszą uszy
tych ludzi, którym język uwiązgł w duszy.
Weź jeszcze oszczep w dłoń i wyjdziesz ze mną.
DIOMEDES
Ja? W twoich znakach?
ODYS
Pozornie. Ja z tobą.
Sługą ci będę i miecz twój podźwignę.
Gdy miniem obóz i wszystkie namioty
gdy ostawimy daleko za sobą,
zgadniesz, że szliśmy obaj niedaremno.
Chcę cię o przyjaźń prosić – przez twe cnoty,
że biec tak umiesz, jak ani Pelida
nie biegnie — chyba złość gdy kogo ściga.
A musim obaj biec — nie możem zwlekać.
Włócznią uderzysz tych, których ci wskażę,
i potem...
DIOMEDES
Zabrać łup.
ODYS
Potem uciekać.
Nie patrzeć nawet na pobitych twarze
ani na znaki — Ja ich sam obnażę
i sam ich zwiążę.
DIOMEDES
Śpiących?
ODYS
Nie. Zabitych.
A ty się nagród spodziewaj obfitych,
jeźli twój język przyschnie i myśl zgaśnie.
Oto ku Trojej czworoprząg się zbliża
możnego króla, wielkiego rycerza,
którego dusza jest jak woda świeża
święconych źródeł, których nimfy strzegą,
i wiem, że król ten tam w pół drogi zaśnie,gdzie w czystym źródle konie swe napoi.
Bo wodę źródła struli ludzie moi,
że kto zeń pije, zasypia... jak trzeba.
DIOMEDES
Skoro otruci, cóż ja się mam trudzić?
ODYS
Ty ich zabijać będziesz a ja budzić.
DIOMEDES
Cha, cha, cha.
ODYS
Śmiej się. Śmiech to jest dar nieba,
a nieświadomość celu szczyt rozumu.
Idź i licz kroki.
DIOMEDES
Cyt — fal słucham mumu.
ODYS
Idź i licz kroki — Woskiem zalep uszy.
DIOMEDES
Morze wre we mnie krzywdą mojej duszy.
Nie pójdę.
ODYS
Pójdziesz; wyrośniesz nad tłumem.
Ty jeden godzien zmóc litość rozumem.
DIOMEDES
To nie jest litość.
ODYS
Nie litość? — To trwoga.
DIOMEDES
To nie jest trwoga.
ODYS
Więc co?
DIOMEDES
Duch się budzi.
ODYS
Wiedz: Bogom dane jest zabijać ludzi.
Wiedz, że kto w sobie żal i litość skruszy,
takiego człowiek opowie za Boga.
[VI] W NAMIOCIE AJASA
AJAS
Spokoju mi nie daje Achilles.
Postawa jego
i to mówienie jego tak wyniosłe....
Co to myśl znaczy — jeźli się uwiąże
na czyim karku w węzeł? O Pallado!
Czemużeś ani nie pojrzała ku mnie?
Mówił wyniośle tak, mówił tak dumnie,
że słowo każde było, jakby wzięte
z tych głębin, kędy duch mój zaszedł senny
i skąd chce powstać kiedyś w szał płomienny.
Ja, który dotąd biłem się, jak zbrodzień,
mieczem i włócznią torujący drogę
żądności czynu — omdlewając co dzień
w pochlebstwie łotrów, którzy ze mnie drwili,
chwalby przydając mej ręce. —
Jakżeż ku niemu się zbliżyć — ze wstydem?
Jaka spokojna noc... Śpiew tu dolata.
Raz pierwszy słyszę śpiew i czyjeś granie.
Nie zasnę — Ducha pocznę bojowanie. —
Zabiłem tylu i duch się nie skrzepił.
I naraz, jak ten półbóg oczy wlepił
w Atrydę — naraz ja poczułem siebie,
że poły żyję na ziemi, pół w niebie.
Jakżeż mu sprostać, jak przeróść, jak zwalić?
Kogóż mam zwalczać, a kogo ocalić?
Duch mój zbudzony, lecz myśl precz ucieka.
Nie wiem, czym synem Boga, czy człowieka?
Kres zobaczyłem przed nim i tak blisko. —
On chyba w oczach miał jakie zjawisko?
Ku umie nie przyszła, sam ostałem z nocą...
NOC
Mścicielem będziesz krzywd, które się staną.
Z obłędów nocy wyjdziesz.
AJAS
Kiedy?
NOC
Rano.
AJAS
uchyla płócien namiotu i patrzy w pole
Któż ty jesteś?
MARSYAS
zbliża się zwolna ku Ajasowi
Sądzisz, żem ja powinien wiedzieć coś o tobie?
AJAS
Śmieszek jesteś i mowca?
MARSYAS
Szaleństwem rażony.
AJAS
Szaleństwem? Nieszczęśliwy zatem?
MARSYAS
Szczęśliw bardzo.
Nie pamiętają o mnie ci, którzy mną gardzą
i nie żądają ode mnie niczego,
więc ja się mogę zajmować spokojny
mojem szaleństwem.
AJAS
Nigdym cię nie widział.
MARSYAS
Koło namiotu twego grywam codzień.
AJAS
Nigdym nie słyszał.
MARSYAS
Boś nie słuchał nigdy.
AJAS
Dlaczogóż dzisiaj?
MARSYAS
Uszy masz otwarte.
AJAS
Chcesz wina?
MARSYAS
Owszem, jeśli łakniesz wina
i jeźli wino na myśl ci przychodziw rozmowie ze mną; — widocznieś to uczuł,że to, co mówię do cię, ma smak wina.
AJAS
Wino jest w dzbanie.
MARSYAS
Patrz — noc się zaczyna.
Otwarte uszy masz, otwarte oczy.
Patrzaj i słuchaj, ile tu gra dźwięków.
Ile to czarów Słońce żarem tłumi
i jak bogaty ten — kto słuchać umie.
AJAS
Przychodź grać codzień u mego namiotu.
MARSYAS
Widzisz minie dzisiaj już po raz ostatni.
AJAS
Dlaczego?
MARSYAS
Boś mnie już posłyszał.
I teraz będziesz nadal duch mój bratni,
jak ja szalony i jak ja przeklęty,
wróg Apollina. — Bądź zdrów.
AJAS
Dziwne cudo.
MARSYAS
A skier tych dziwna chuć nienasycona,
która przez piersi twoje dziś przepływa,
jest klątwą Bogów i duszy ofiarą
i ogniem świętym wielkich się nazywa.
AJAS
się zrywa
MARSYAS
Zostań w tym ogniu. Żyj w szaleństwie duszy,
zbudzony mężu-rycerzu!
ucieka
AJAS
Znikł w głuszy.
gdy się zwraca, postrzega krzątającą się po namiocie niewiastkę
AJAS
Gdzieżeś się uchowała, luba dziewczyno?
NOC
Córką jestem wyrobnika, rybaka — a który też umacnianadwątlone okręty wasze i łodzie.
AJAS
Mieszkasz przy ojcu?
NOC
Chowam się przy ojcu. A ojciec mój chaty nie ma anipłócien takich, jak w tym oto szałasie; ale rodzeństwomoje śpi pokotem śród nadbrzeżnych traw i ziół.A ja doglądam ubiorów waszych i w świętej morskiejwodzie szaty wasze płukam — a potem suszy je słońce.
AJAS
Nie widziałem cię nigdy.
NOC
Co noc przychodzę ku waszemu namiotowi i widzę was,jak znużeni pożywacie strawę wieczorną i potem kładzieciesię na łożu.
AJAS
Byłaś codzień koło mnie i byłaś tak lubą i miłą?
NOC
Mówicie, żem jest lubą i milą?
AJAS
Czemużeś nigdy nie przemówiła do mnie?
NOC
tąpałam cicho, a piasek brzeżny tłumił stąpanie moich drewniaków; przemykałam się cicha po ścielonych skórach twego schronienia.
AJAS
I nie ciągnęło cię nic ku mnie? Nie zapragnęłażeś nigdybyć ze mną?
NOC
Spałeś i to mnie cieszyło. Wiedziałam, że taka chwilaprzyjdzie, gdy mnie spostrzeżesz, bo taka przyjść musi;ale wiedziałam, że wtedy spokojność twoję utracisz.
AJAS
Możesz pozostać przy mnie?
NOC
Pozostanę.
[VII] W NAMIOCIE AGAMEMNONA
TERSYTES
wchodzi
Idę ku Trojej.
AGAMEMNON
Nie żądam po tobie.
TERSYTES
A przedsię pójdę i co zechcesz zrobię.
AGAMEMNON
Pójść więc pozwalam.
TERSYTES
Poszedłbym bez tego.
Pracuję dla narodu, nic ciebie jednego.
AGAMEMNON
Lecz naród nic nie płaci. Ja płacę, choć skromnie.
Po uznanie narodu przychodzisz tu do mnie.
TERSYTES
Więc nie dasz nic —?
AGAMEMNON
Chcesz chłosty? Pachołki czekają.
TERSYTES
Nie sztuka, gdy masz takich, co ślepo słuchają.
wyszedł
CHÓR DZIEWCZĄT
otacza Agamemnona
Gdzie Chryze, twoja dziewczyna?
AGAMEMNON
Bywała ze mną tych dni.
CHÓR DZIEWCZĄT
Gdzie Chryze, twoja dziewczyna?
AGAMEMNON
Pod ojca nożem, jedyna,
strugą oblała się krwi.
CHÓR DZIEWCZĄT
Więc ojciec Chryzę zabija?
AGAMEMNON
Więc miłość ojciec przeklina
i dziecko własne zabija.
Strugą oblekła się krwi
pod nożem ojca, jedyna.
CHÓR DZIEWCZĄT
Gdzie Chryze, twoja dziewczyna? — —
słychać szczęk
DZIEWCZĘTA
uciekają
STRAŻNICY
wprowadzają Hipodamię osłoniętą
AGAMEMNON
Kogóż to wiedą?
HIPODAMIA
Sługę.
AGAMEMNON
Gwoli?
STRAŻNIK
oddaje nóż Agamemnonowi
AGAMEMNON
Ty — zbrodniarka!?
patrzy na Hipodamię
Puśćcie jej więzy.
daje znak strażnikom, by odeszli
Precz.
do Hipodamii
Ty u mnie, jak mocarka
będziesz. — Nie zbliżę się cale ku tobie.Że cię więżę — to jeno to dlatego robię,żebym w Achillu bohatyra zbudził,któregoś ty uśpiła.
HIPODAMIA
milczy
AGAMEMNON
Odejdź.
HIPODAMIA
nie odchodzi
AGAMEMNON
Nie będę się trudził
dla cię.
wskazuje ku płótnom namiotu
Tam najdziesz dla siebie posłanie.
A jutro rano świtem, skoro słońce wstanie,
wyznaczą ci robotę przy tkackim rzemieśle.
Gdy Pelida zwycięży — wtedy cię odeślę.
HIPODAMIA
rzuca się ku otworowi namiotu
STRAŻ
widać, stojącą tuź koło płócien.
HIPODAMIA
wraca
idzie w bok pod namiot, gdzie znikły dziewczęta.
wraca
Ty mnie tu więzisz psa. A! będę ciebie strzegła.
A nie myśl sobie to, bym z tobą kiedy legła;
byś zdołał ująć mnie podarkiem lub rozkazem.
Z Achillem mnie tu żyć i z nim mnie ginąć razem.
AGAMEMNON
Zaprzysięgłaś się śmierci – bo stąd cię nie zwolę,
aż Achilles wypełni wszystką swoją dolę.
HIPODAMIA
znika za płótnem namiotu
OFIARNIK
wchodzi szybko
klęka przed Agamemnonem
Mocarzu, że przychodzę, trwoga mnie tu zwlekła.
Przynoszę wieść, wróżbita, o, czemuż tak zlękły?
Sam dziwię się zdarzeniu.
AGAMEMNON
Mów, słucham — ty w trwodze?
OFIARNIK
Wiem, iż tym, co wyrzeknę, serce twe ugodzę.
Że i ty czoło chmurą przywleczesz posępną.
AGAMEMNON
Miałażby twoja mowa być złą a występną?
Czy się stała rzecz jaka?
OFIARNIK
Nie, ale się stanie.
Lud żądał, abym wróżył przed słońca zachodem,
po onym deszczu ulewnym, gdy chmury
rozstąpiły się nieco przed słońcem z purpury.
AGAMEMNON
I cóż wróżby wyrzekły?
OFIARNIK
Że gdy słońce wstanie
I Jutrznia z fal wybiegnie różano-kolora —
ty już nie będziesz władał nad narodem;
zasię jutro największy dzień sławy Hektora.
AGAMEMNON
Łgarzu, oszuście!
OFIARNIK
Jestem równy tobie
i nic nie wierzę w guseł czar i moce;
ale wyjdzi sam pojrzyj, jakie się tam noce
chmurzysków rozpostarły nad korabiów rzędem.
Wiedz, grom daleki błysnął, gdy obrzędem
świętym zajęty, rzezałem jagnięta.
I myślę, że w zdarzeniu tym jest wola święta.
AGAMEMNON
Mamże więcej od ciebie posiadać rozumu,
gdy ty nad tłum wyrosły — sam schodzisz do tłumu?
OFIARNIK
Mocarzu, nie chcę walczyć z nieznaną potęgą.
Gdy mają paść pioruny, niechaj innych sięgą.
AGAMEMNON
Wróżba to mówi, że Hektor zasłynie;
lecz to nie mówi: zwycięży lub zginie.
OFIARNIK
To jest najgorsze, że wróżba wam sroga
jest z woli ludu, więc słowem jest Boga.
AGAMEMNON
Śmiałeś gawiedzi wyjawić rzecz tajną?
OFIARNIK
Królu, tym razem nie była przedajną
ofiara, a gdy ręka niosąca nóż drżała,
wraz poznałem, że siła tajna na mnie działa.
Że się coś dzieje, czego nie rozumiem,
i wybacz, że nie znajdę słów — mówić nie umiem.
AGAMEMNON
Uspokój się. — Ostaniesz dziś pod moją chustą,
w namiocie moim. — Rozkazy ogłoszę,
że Bogom pastwę łbów stu rzucę tłustą
i ucztę sprawię ludom i że sam ponoszę
z mego dostatku wszelką biesiady tej stratę.
Jeszcze są moje statki zadosyć bogate,
bym miał Bogów po myśli. ---
woła na straż
Hej!
idzie w głąb namiotu, nawołując
Wołać po leżach,
że nie tracę ufności ja w moich rycerzach.
Lecz gdy wróżba, sprawiona o słońca zachodzie,
zda mi się zapowiadać klęskę w mym narodzie —
by się nikt nie wydalał z obozu dzień cały.
Dzień ten ma dla Hektora być dniem wielkiej chwały.
Więc niech Hektor swej sławy szuka na pustkowiu,
a wy wszyscy broń ostrą miejcie w pogotowiu.
STRAŻNIK
Czy pod namiot Pelidy pójść?
AGAMEMNON
Nie trudź się cale.
Pelida dawno zasnął w laurów pustej chwale.
oddala się za strażnikiem
DZIEWCZĘTA
wychylają głowy z pod płócien
wpełzają do namiotu
HIPODAMIA
szeptem do jednej z dziewcząt
Ponad Skamandru brzegiem namiot ten ostatni
jego jest.
Gdy nie będzie doma, druh tam jego bratni
Patroklos będzie czuwał. Temu rzec.
DZIEWCZYNA
Daremno.
Jeśli mnie rzuci chustę, będzie spał dziś ze mną.
HIPODAMIA
To się skrzyw, żebyś mu się wydała nieładną.
DZIEWCZYNA
Ja mam się wydać brzydką? To za cenę żadną.
HIPODAMIA
Ale tamten piękniejszy jest i młodszy wiele.
DZIEWCZYNA
Masz tu farbę i kreski namaż mi na. czele,
żebym się zdała starsza. Czy włosy ma jasne?
HIPODAMIA
Powtórz mu rozkaz wodza.
DZIEWCZYNA
Czy się ino zdarzy
wybiedz?
AGAMEMNON
wraca
HIPODAMIA
do dziewczyny
Weź moją chustę.
DZIEWCZYNA
okrywa się jej chustą
DZIEWCZĘTA
ustawiają się rzędem
AGAMEMNON
nie patrząc, rzuca chustę pierwszej z brzegu
i ta za nim idzie
DZIEWCZYNA
odziana w chustę Hipodamii wymyka się tymczasem
AGAMEMNON
do dozorcy dziewcząt
Policzyć dziewczęta.
Niech za próg jutro przez dzień nikt się wyjść nie waży.
Każesz im dziergać płótna.
DOZORCA DZIEWCZĄT
Wola wasza święta.
AGAMEMNON
odchodzi wsparty na wybranej dziewczynie
DZIEWKA
do Hipodamii
Byłam pewna, że tobie chusta się dostanie.
HIPODAMIA
No, toś się pomyliła. Sama będę spała.
DZIEWKA
Ułożymy się razem, mnieś się spodobała.
HIPODAMIA
Szmato!
DZIEWKA
Coś ty lepszego?
DOZORCA DZIEWCZĄT
Milczeć! Na leżyska!
HIPODAMIA
Zła, że ją pominięto i o to się ciska.
DZIEWKA
podsłuchując pod płótnami kędy się oddalił Agamemnon
Ale tam sobie jedzą i piją aż miło.
do Hipodamii
I powiedz, czy nie lepiej tam z nim by ci było?
Cożeś się tak już z jednym miłością zażegła,
żeby ci szkodzić miało, gdybyś z innym legła?
DOZORCA DZIEWCZĄT
przegania dziewczęta
MUZYKĘ FLETÓW
słychać przez chwilę
GŁOS
wywołującego echa pożegnalne, ginie, coraz z innejstrony płynąc.
cisza
AGAMEMNON
uchyla płócien z boku i wkracza
stąpa ostrożnie
nadsłuchuje
oczekuje
wychodzi przed namiot
przed nim błyska światło księżyca
AGAMEMNON
wraca
skłaniając się przed kimś, kto dąży do namiotu
REZOS
wchodzi
jakby w obłędzie, niespokojny
obdarty z szat
AGAMEMNON
podchodzi ku niemu i rozszerza ramiona
całuje go
wskazuje miejsce na skórach
przynosi i podaje szaty
przynosi mu pić
pije sam wprzódy
klęka przed gościem
zdejmuje sandały Rezosa
kładzie rękę na sercu Rezosa
powstaje
palec kładzie na ustach swoich
palec kładzie na ustach Rezosa
REZOS
Jestem tu zakładnikiem? I z Priama woli?
Jak widzę z twojej twarzy i szczerości lica
podejmujesz mnie godnie.
AGAMEMNON
Strzegę. — Tajemnica.
Rozumiem. — Jesteś tego sojuszu poręką.
REZOS
Śle mnie Priam —?
AGAMEMNON
Król Troi wie, że cię przyjmuję.
Za jego to jest wolą — gościem się raduję.
Ktokolwiek jesteś, raduj się w mojej gościnie.
REZOS
Jam jest Rezos, a imię moje prawdą słynie.
Szedłem w obronę prawdzie i tamtym w ucisku,
gdy schwytali mię zbójcę, gdym spał w okopisku.
Z szat moich mię odarli — i wiedli — — ku tobie,
mówiąc, że z twoją wiedzą i z wiedzą Priama.
Dopiero u namiotu twego, gdy już brama
odemknięta poza mną chustami opadła,
z ust mi zdjęto wiązadła.— — — Konie....?
AGAMEMNON
...Są przy żłobie.
REZOS
Drużyna moja — — nie wiem, czyli żywa?
AGAMEMNON
Dawno pewno już w mieście zdrowa i szczęśliwa.
REZOS
Sądziłem, że ta zgraja konie mi wykradła
i mój skarb, który miałem.
AGAMEMNON
Słońce ci je zwróci.
Niech sen ciało pokrzepi i czasu bieg skróci.
oddala się
wraca
prowadząc Hipodamię
oddala się
HIPODAMIA
usiadła przy Rezosie na skórach
Kazano bawić was rozmową.
REZOS
Jesteś tu niewolnicą?
HIPODAMIA
W niewoli jestem, lecz czuję się wolna.
Jestem u tego zakładnicą,
co włada w tym namiocie.
REZOS
A czyjąże tu jesteś kochanką?
HIPODAMIA
Kochanek mój jest ten, co pierwszy przed innymi
mieczem i słowem. A tych nienawidzę.
Nie wierzcie im, bo to są psy podstępne.
REZOS
Nienawidzisz? — Posłuchaj. A przybliż się nieco,
bo może słucha kto, choć mówię cicho.
Złowiony jestem w sieć. — Spałem w miłości
w parowie górskim, wśród lesistej głuszy,
i kochanka moja była przy minie.
Czar nas opętał i błogość dał duszy,
i sań mój śniłem rozkoszy,
kiedym się zbudził, ockniony jej krzykiem
strasznym. — Ból czuję. — Związane mam oczy
mocnym rzemieniem, który ktoś zaciska.
I wlecze mnie wśród nocy,
wśród skał parowu — i, widać, wzdłuż rzeki,
bo chłód powiewu wody czułem.
Gdzie się mój orszak podział? Moje wozy?
Gdzie dziewczę? — Nie wiem. — Tu rzemień mi zdjęto
z czoła — u progu tego namiotu
i winem i ubiorem gościnnym przyjęto. —
Ten jej okropny krzyk dotąd mnie woła;
w uszach mi dzwoni wśród nocy. — —
Więc mówisz, że Achilles nie jest w zmowie
z rodem Atrydów — że jest im niechętny?
Więc także łupem i zdobyczą
z nim się nie dzielą...?
HIPODAMIA
Że tyle jeno ma, co sam zdobędzie
ze swymi ludźmi, gdy idą po nocy
na łup i zdobycz.
REZOS
Przyrzekł mi Atryda,
że sprawców zbrodni wykryje i skarze.
HIPODAMIA
Jak mnie porwano z domostwa rodziców,
gdy dam nasz spłonął i zapadł się w gruzy,
ostałam wtedy w namiocie zwycięzcy.
Był dobrym dla mnie.
REZOS
Więc ty?
HIPODAMIA
Dziś prócz niego
nie mam nikogo. On — właśnie zabronił,
bym, jako inne, szła przez ręce wszystkim,
i strzegł mej hańby, by mię po namiotach
co wieczór inny pieścił,
i on to słowem potężnym obwieścił,
że mnie jedyną chce pojąć za żonę,
gdy stąd odpłynie...
[VIII] W DOMOSTWIE PRIAMA
PRIAM
do domownika
Co jest za jeden, jaki, jak ubrany?
HEKABE
Przekupień, często przynosi świecidła,
które sprzedają nam tamci z obozu,
a w zamian bierze nasze.
PARYS
Szpieg, powiesić.
HEKABE
Znam go dobrze i z dawna; Grek pewien spokojny;
handluje drobnostkami, jest bardzo przystojny.
A miłyć zawsze widok człowieka grzecznego.
Dopuścić go bezpiecznie. Powie co nowego.
TERSYTES
wchodzi
rozkłada na ziemi, na środku izby mały dywanik i na nim usiada
rozwija przed sobą tobół i dobywa różnych przedmiotów
Ojcowie i synowie Ilionu, oto jest maść, którą się maści Achilles i ciało jego przepojone jest tą wonią. Kiedyś przyjdzie czas, gdy was posiecze. Ale oto niezawodny środek na nieśmiertelność.
Bodajbym się nie ruszył z tego miejsca, jeźli mi boskisyn Tetydy nie dziękował wielokrotnie ze łzami wdzięcznościi rąk tych moich nie całował, rąk tych kształtempięknych i piękną cerą.
Matki i córy Ilionu, oto warkoczeuplecione z włosów najmilszych kochanek, którychlubością i czarem ciała cieszyli się Atrydzi po trudachmozolnych bojów z wami, o przesławni obrońcy świątyniPozejdona.
Oto naszyjnik z potworków morskich suszonych na słońcu.Ktokolwiek go nosi, żywot jego wydłużon będzieo tyleż dni, ile łebków liczy ta święta obroża.
WSZYSCY
milczą
TERSYTES
zdejmuje z głowy sutą jakby czapkę z upiętych loków, niezmiernie długich, w której był przyszedł modą trojańską ubrany; znów jest tylko w swoich naturalnych lokach
potrząsa peruką w rękach
Taka różnica was jednych od drugich,
że Grecy w lokach krótkich, a wy w lokach długich.
Wy się z takich śmiejecie, co głowy nie zdobią;
a tam śmiech, że Trojanie pudło ze łba robią.
Minie we wszystkim do twarzy, wszędzie podejść umiem;
ku temu się naginam, czego nie rozumiem.
Tę zdolność Proteusza posiadłem tajemną:
mogę udać każdego, kto przestaje ze mną.
WSZYSCY
milczą
TERSYTES
Przyszedłem w koło rozumnych, jak sądzę. —
Precz ich odwiozę wszystkich — dajcie mi pieniądze.
WSZYSCY
milczą
TERSYTES
Wiecie, czemu Achilles popod mury Troi
nie zajeżdża swym wozem?
WSZYSCY
milczą
TERSYTES
Achilles sią boi.
WSZYSCY
milczą
TERSYTES
Chcecie wiedzieć, co będzie jutro, gdy dzień wstanie?
Oto odpłyną wszyscy i nikt nie zostanie,
prócz Atrydów i kilku małoznacznych osób,
i wiedzcie, że ja na to wynalazłem sposób.
WSZYSCY
milczą
TERSYTES
Ja i Achilles, który mi się zwierzył
i prosił mnie, bym wieść tę po obozie szerzył.
WSZYSCY
milczą
TERSYTES
Odpłyniemy, lecz trzeba nam złota na drogę.
Idź, rzekł, i przynieś złoto, gdy ja pójść nie mogę.
WSZYSCY
milczą
TERSYTES
Mocarze Troi, że wam to zależy
na tem — jak skoro naród swe króle odbieży,
wyłowicie je w sieci, jak rybak cierpliwy.
Zatęskniłem, by ujrzeć me ojczyste niwy.
WSZYSCY
milczą
TERSYTES
A wiecie to — w obozie wieść publiczna głosi,
że wśród was, choć najwyżej Parys głowę nosi,
najwięcej wart jest Hektor. Zresztą któż to zgadnie,
komu jeszcze najpierwsze miejsce dać wypadnie?
Często robaczek mały przypełznie do góry,
a orzeł zwichnie skrzydła i spadnie spod chmury.
Nie dziwcie się, że mądrość w słowiech zawrzeć umiem,
Odys mawia, że jeden ja jego rozumiem.
A Odys jest myśliciel głęboki i rzadki;
kogo zechce, do swojej tego chwyci klatki.
Więc Odysa się strzeżcie, choćby szedł z podarkiem;
miecz by jego niedługo zawisł wam nad karkiem.
ODYS
który siedzi w obozie Priamidów w stroju i sztach Rezosa
Pilnie go słucham i myśl mi przychodzi,
że gdy tu zręcznie tak wkradł się ten złodziej,
można by go przytrzymać tutaj jako zbiega
i do dalszych używać zleceń jako szpiega.
WSZYSCY
milczą
TERSYTES
który poznał Odysa po głosie
Nie wiem, czybym mógł sprostać? Szlachetne zadanie.
Sądzę, ku temu trzeba mieć już powołanie.
ODYS
milczy
TERSYTES
Chcecie wiedzieć, jakom się dostał tu za mury grodu,
mimo że bram tych strzegą wybrance narodu?
WSZYSCY
milczą
TERSYTES
Nie ma takich puklerzów zbrojnych żadne miasto,
których nie spętać winem, nie spodlić niewiastą.
WSZYSCY
milczą
TERSYTES
Dziewkim przywiódł i wasza straż na skejskiej bronie
niewiastkami się bawi.
wskazuje Parysa
Jak ty...
KRZYK KASANDRY
Iljon płonie!!
WSZYSCY
nie ruszają się z miejsc
ODYS i TERSYTES
zrywają się ze swoich miejsc
KASANDRA
wbiega
Płonie Ilijon, święte upadają Bogi
w duszącym dymie. Dym kłębem się wzbija! —
O Izis, święta Izis — u twego ołtarza
on leci z mieczem dobytym
i jako piorunnym grotem
uderza — siecze — poraża —
ojca mojego zabija!!
upada obok Priama, obejmując jego kolana
WSZYSCY
słuchają obojętnie
ODYS
zajmuje znów miejsce dawne, spokojny
KASANDRA
Patrzcie, wloką się starce, w trudzie,
w duszących dymów kłębie,
padają jako gołębie. — —
Gdzie Hektor?! — Zbudźcie Hektora!
wlecze się na kolanach ku Hektorowi
Hektorze!! — Wstań, ty umarły,
sępy twe ciało pożarły.
Hektorze! siostra cię woła!
Hektorze, siostra cię wzywa!
HEKTOR
odtrąca ją
Milcz głupia!
PARYS
Rzec: nieszczęśliwa.
HEKTOR
Biadaczko, z tobą zakończę.
Łeb tobie ten kruczy rozwalę,
że język szczekać przestanie.
PARYS
Cóż tobie wadzi krakanie?
HEKTOR
Niech zmilknie!
KASANDRA
Bóg we mnie woła!
HEKTOR
chwyta ją
zwraca głową ku ziemi i dzierży za włosy
PARYS
wstaje ze swego miejsca
Puść ją!!
KASANDRA
Niech mie zabije.
obejmuje stopy Hektora
A strzeż ty się człowieka,
co świętą obmyty wodą,
z wodnicy urodzony,
bo ten cię ujmie szpony
ostremi
i przywali i przybije do ziemi.
Strzeż się! — Konie mu wiodą!
Patrzcie!! — Hektor ucieka?!
śmieje się
wlecze się za Hektorem
HEKTOR
chwyta za nóż
PARYS
biegnie do niego z nożem
Ze mną będziesz miał sprawę przódzi.
HEKTOR
To czerw, krew naszą brudzi.
PARYS
To wasza krew — niech krzyczy.
Jeśli ma w piersi ból czy gniew,
niech wywoła,
a jeśli chce, to niech nam dnie nasze liczy
i straszy wężem u czoła.
Nie dbam o jutrzejszy dzień.
Niech przyjdą! Niech nas wytną w pień.
Patrzeć będę na Pożar Troi.
A to mówię: Hektor się boi,
Hektor przed hańbą drży.
HEKTOR
Gachu, imaj się noża!
rzuca się na Parysa
PRIAM
Psy!!
rozdziela walczących
WSZYSCY
rzucają się jedni ku Hektorowi, drudzy ku Parysowi i trzymają ich
PARYS
Zranił mnie — niech go zasiekę.
HEKTOR
Jako pan cię na mury powlekę
i rzucę.
PRIAM
do Hektora
Precz — ty coś na sławę naszą
podniósł dłoń — prostaku tępy.
Precz — zejdź mi z oczu mych i niech cię sępy
rozwłóczą. — Ani cię pożałuję.
I cóż mi z ciebie, że siedzisz bezczynny,
zazdrosny o to, że Parys króluje — ?
HEKTOR
nawołuje ku Parysowi
A że jesteś przybłęda, to w oczy ci powiem.
PARYS
Czytałem dawno to już z twoich oczu
a tum jest przeto siłą mego daru,
że nikt nade mnie.
HEKTOR
I obejść się może.
Już dawno żądam wyzwać cię na noże.
PARYS
Łatwiej mię uciąć, niźli zrównać głową.
Nie sięgniesz sprytem, a przygnieść chcesz mową.
HEKTOR
Snadź wszelkie słowo tak spływa po tobie,
Jako po wężu lub rybie.
Rozpanoszyłeś się w tym świętym grobie,
w tej mnie należnej sadybie.
PARYS
Jeźli ustąpię pola na dzień jeden,
dzień ten was wszystkich pogrzebie.
HEKTOR
I skąd ta wiara? Przybłędo, hołyszu;
nie dbam o życie przez cię ocalone.
Nie chcę, bym tobie zawdzięczał zwycięstwo.
Tyle chcę jeno, co ręce potrafią
te moje.
PARYS
Że nie do ciebie należy korona,
to nie ty rządzisz.
HEKTOR
Odmawiam twoim rozkazom posłuchu.
Sam walczyć będę za się.
PARYS
Znam cię duchu.
HEKTOR
Znaj umie — że z tobą rozbrat wieczny wziąłem
Tą ziemią żyję i gwiazd sięgam czołem.
PARYS
Gwiazdy ku ziemi przygnę do mej woli.
Bogi kreśliły bieg ziemskiej mej doli.
Dzień ten mój każdy miłością żebrany.
Ofiarę duszy niosę wam w ofierze.
Codzień miłosny dar Bogini bierze
i ciało moje oplata uściskiem.
Co dzień postaci ponętniejsze, świeże
i codzień nowym krasi się nazwiskiem,
i za tę miłość moją i kochanie
o dzień to moje wzdłuża królowanie.
Więc niczem wasze i bronie i miecze,
bo dawno Iljon, skazany na ognie,
padłby piorunem boskim porażony,
lecz Afrodyty ja palę pochodnię
i czekam na nią, przez nią ulubiony,
czy przyjdzie? — — Tyle waszego istnienia,
póki ta gwiazda wzlotów swych nie zmienia,
wschodząc co wieczór ponad skejską bramą
dla mnie i miłość niosąc mi tę samą.
Nie jestem synem twojego rodzica,
nie jestem twoim bratem;
z tych jestem, których strzeże tajemnica
i władztwo ich nad światem.
Po nic nie sięgam w zazdrości i pysze,
nie dbam o jutro, wczora.
Szept jeno jeden ten miłosny słyszę
i czekam dziś wieczora.
PRIAM
skinął był ku Tersytesowi
TERSYTES
podchodzi ku Priamowi
ładuje do swego toboła podarki Priama
PARYS
Jako na onym dniu, gdy wszyscy razem
przeciwko mnie jednemu szliście sprzysiężeni,
chcąc mnie porazić i usiec żelazem,
niepomni, jakich byłem pan płomieni.
Tak was rozumiem, bracia, że jesteście
ci sami, co na onym dniu zawiści.
Śmierć moja? Cha cha cha, alboż się ziści?
Nie jest to groźba dla mnie, jeno dziwo,
i chwilę zgonu zwać będę szczęśliwą,
gdy po mnie jeno zgliszcz ostanie w mieście.
To lubię, gdy ona wróżka wam skrzeczy,
bo czyn mój każdy tym jej wróżbom przeczy.
To wiem, moc czyja bieg dni wstrzymać może.
Żywoty ludzkie są igraszki boże.
Kto raz zrozumiał, że jutro jest niczem,
że żyje jeno dla tej jednej chwili,
ten Boga śmiałym powita obliczem;
bo owe same nieśmiertelne Bogi,
ilekroć wzięli na się ludzkie ciało,
żywot swój ziemski tak jak ja przeżyli,
wiedząc, że wrócą w olimpijskie progi,
że śmierć największą otoczy je chwałą.
TERSYTES
obok Odysa stanął
szepce
Ja wiem kto jesteś.
ODYS
szeptem
To się strzeż demonie,
bu pierwej zginiesz, niźli się zapłonię.
TERSYTES
Ja cię nie zdradzę, bom dorósł do dzieła.
które w mej głowie Bogini poczęła.
ODYS
Niech cię twe żądze k'temu zbyt nie spieszą,
bo nim co zdziałasz, wprzódzi cię powieszą.
TERSYTES
Rola ta nasza podobnoż jednaka.
Mniejsza: powieszą króla czy żebraka.
ODYS
Błaźnie.
TERSYTES
Oceniaj umysłu przytomność.
Jednako podli przejdziemy w potomność.
ODYS
Odpowiem kiedyś na obelgę czynem.
TERSYTES
Tymczasem sławą wyrosnę nad gminem.
Jeśli podstępem laur Odysej zyska,
niech tej podłości napatrzę się z bliska.
PRIAM
O dniu okrutnej rozpaczy. Postrzegam
kres mej wielkości i sławy mej przełom,
i synów moich w kłótni.
Darmo zdążałem ku wieczystym dziełom;
wstecz gnany burzą wydarzeń, odbiegam;
Bogowie mię ścigają okrutni.
Te się nieszczęścia darzą tego lata,
że nie jest Bóg wody poczczony.
Brat oto rękę podnosi na brata,
mój pierwszy w rodzie zhańbiony.
do Odysa
Królu Rezosie, gdy los cię nadarzył,
czas więc, byś słowem na radzie zaważył,
co czynić? co zamierzyć?
Możnali Achajom zawierzyć
i rozejm zyskawszy chwili,
Pozejdonowego rumaka
w morskiej kąpieli opłukać?
Nie sądziszli, że Achaje
w tym nas zapragną oszukać?
i rozejmu czas zaprzysiężony
złamać? Że Bóg niejako im daje
nas w ręce? — Czy oni zechcą kłamać?
ODYS
Mocarzu, oto ja się poświęcę.
Jakom jest pójdę i rzekę:
Zakładnikiem staję się waszym i sługą
niewolnym, ja Rezos, tak długo,
póki męże Ilionu
nie uczynią zadość swojej wierze.
Moich słów prawdy zaświadczę ciałem,
A gdy ujrzą, że się w niewolę podałem
dobrowolną — na rozejm przystaną.
Lecz jedno wiedz: — Pójdę tej chwili,
a wy czyńcie ofiarne posługi
natychmiast. — Gdy błyśnie rano,
możemy już być z powrotem.
PRIAM
Idź i niech Bogi cię strzegą.
ODYS
Przydaj mi rycerze i sługi.
PRIAM
Za tobą rumaka wywiodą.
A gdy uświęcim się zgodą
z Bogiem morskiej rozległej topieli,
wtedy rzekę losom: niech płyną.
I nie zadrżę w mym sercu trwogą,
choć i syny moje poginą.
Czyniłem, co czynić mogą
ludzie — błądziłem ludzką przewiną.
Możem zbyt ufność położył
w potędze sił nieśmiertelnych.
Czas ten minie.
A gdy Bóg mój będzie chciał, bym ożył
w wieków nieśmiertelnej gontynie,
to baczę, bym się nie zapłonił
pamięcią o podłym czynie.
[IX] W DOMOSTWIE HEKTORA
ANDROMAKA
nad kołyską
HEKTOR
wchodzi
Koniec mego spokoju, miejsca tu dla mnie nie ma,
jutro świtem wyruszę na bój.
Mir tam sposobią hańbą kupiony,
zniewagą tęgich rąk i zbrój.
Koń święty w morze zawleczony,
by zbłagać Pozejdonów gniew.
Zranion kochanek Afrodyty,
a do mnie przyschła jego krew.
ANDROMAKA
Zraniłeś brata!
HEKTOR
Wierzysz temu?
Przybłęda, pastuch leśnych gór,
co mnie przywództwo wziął starszemu,
co śmiał nad Hery ołtarz święty,
którego jestem prawym stróżem,
czcić Afrodyty nagą postać.
ANDROMAKA
Nie drżysz przed zemstą?
HEKTOR
Zemstą czyją?
ANDROMAKA
Bogini.
HEKTOR
Hera moją panią.
W tobie jej cześć oddaję ślubem,
za ciebie ginąć chcę i za nią.
ANDROMAKA
Chcesz ginąć?
HEKTOR
Chcę, bom jest przeklęty.
Bo dziś rozumiem to obłędem,
żem razem z tymi żył pospołu,
z którymi nic minie nie wiąże.
ANDROMAKA
A przecież twoi to rodzice.
HEKTOR
Wiek ich rozdzielił precz ode mnie,
więc ku nim szedłbym już daremnie,
gdy po mnie żądają pokory.
Ta myśl, co siadła u przyczołu
nad drzwiami mego domu,
żąda, bym szedł tam, gdzie zaciążę,
bym tu nie ustąpił nikomu.
Żywota mego tajemnicę
chcę zgadnąć. Dzień rozstrzygnie.
Albo zwycięzcą będę miecza;
walkę sam wbrew ich woli podejmę
i moc ta, którą mam od boga,
będzie wspierać me ramię i siły;
lub lepiej, że zakłuty przez wroga
polegnę — nim dłoń tę wzniosę
na zagładę straszliwą Iljonu.
Wytępić ślubuję brać i naród,
śmiertelną hańbą zarażony:
zburzę Afrodyty ołtarze.
Ani się ogniem nie strwożę,
który, trzaskiem głowni płonących,
świątynie obejmie Boże!
Gdy nowe wzrośnie pokolenie,
które sam stworzę,
grobów zaorzę w ziem kamienie
nad Afrodyty łoże.
ANDROMAKA
Powrócisz?
HEKTOR
Wrócę!
ANDROMAKA
Wrócisz!!
HEKTOR
Może.
Czy chcesz tych moich czynów?
ANDROMAKA
Cokolwiek rzekłeś w słowach klnących,
w czynach wspominaj synów.
HEKTOR
Dla moich dzieci nie chcę życia,
jeno to, które widzę zbożne.
Śmierć chcę nieść, kogo nienawidzę,
kto wdał się mieczem w cudze włości
lub kto chytrością mnie oszukał,
kto ręce swe podłością zbrukał,
zabiję, psom ich rzucę kości.
Kto w Afrodyty usłudze
śmiał Herę przy mnie poniżyć,
śmiał Hery posąg obalić —
śmierć temu ślubuję skorą
i stos pogrzebmy zapalić!
ANDROMAKA
Może słońce, co przyjdzie ze dniem,
pogodę myślom wróci!
i wstaniesz rzeźwym mężem lwem.
Patrz się, jak mali śpią...
HEKTOR
nad kołyską
Sny ich pogodne, sny ich młode.
Obawą drżę o ich pogodę,
by jej nie spluto krwią.
Gdy mnie nie stanie, dzieci moje,
będziecież wy tak urodne;
będziecież wy się śmiać i bawić,
będziecie się weselić?
Tam oto, kędy ja pójść muszę,
szakale, sępy przyszły głodne,
by was w niewolne jarzmo wprząc
i czystą skalać duszę.
zdejmuje zbroję i spoczywa
ANDROMAKA
nuci nad kołyską, kolebiąc dziecko
1. Trójca dziewek przyszła do pasterza
w ustronie pod ciemny bór.
Jedna dała jemu kask żołnierza;
koralowy dała druga sznur.
Trzecia ino na niego pojrzała,
że był młodym pasterzem tych gór.
2. „Powiedz nam ty, chłopcze urodziwy,
bo wiedziemy z sobą o to spór,
która ci się najbardziej udała,
byś ją pieścił na łożu ze skór?”
3. Pastuch śmiał się na trzy tęgie dziwy
i na dary a gdy podniósł dłoń,
rzecze, która na niego patrzała:
,,ty, co oczy masz modre jak toń”.
[X] NAD SKEJSKĄ BRAMĄ
PARYS
siedzi na marach omdlały
CHÓR DZIEWCZĄT
tańcuje przed nim wśród nastawionych nożów
MUZYKA
grajkowie siedzą na ziemi, pod murami
ERYNNIS
przystanęła tuż za Parysem
szepcze mu
Rzuć miasto i przeklnij ojca.
PARYS
To nie mój ojciec ten stary.
ERYNNIS
To on z Hekabą niewiastą
ciebie niemowlę rzuca
na pustkowie, opodal grojca.
Tam ciebie naszli pastuchy
i wychowali mołojca.
PARYS
Z niebios przyniosły mię duchy.
O nie moi to bracia.
ERYNNIS
Bracia źli.
Za twoją urodę i potęgę
oni się nad tobą mścili.
Pomnisz, jak w ów dzień godów
z mieczami przeciw tobie szli
i już nad tobą siekiera ostra —
aż cię obroniła siostra?
PARYS
O nie moja to siostra, ta panna.
ERYNNIS
Zginą!
PARYS
Zejdzie gwiazda przedranna,
ostatnia Iljonu iskrzyca
a zgon im wyśpiewa ich siostrzyca
a ku mnie zejdzie Pani jaśniejąca.
ERYNNIS
Trzy zejdą ku tobie niewieście.
PARYS
Trzy niewieście ku mnie przychodzą.
Jedna cale mieczem zbrojna i tarczą,
zasię druga w królewskiej purpurze,
zasię trzecia w gwieździstej osłonie,
gołębie tuląca przy łonie.
ERYNNIS
Ty przedsię wybierzesz którą?
PARYS
Wybiorę we gwiazdach kobietę,
panią nad wszystkie najmilszą
królowę mórz Afrodite.
AFRODITE
zeszła
po promieniu księżyca stąpająca
w płaszczu z gwiazd iskrzących
PARYS
patrzy na nią
ręce ku niej wyciąga
postąpił ku niej
obejmuje ją
całuje
w uścisku przechodzą w kierunku grodu
[XI] W ŚWIĄTYNI ILIONU
LAOKOON
siedzi u stóp drewnianego konika
posłyszał kołatanie
wstaje niechętny
idzie w głąb
otwiera zasuwę we wrotach
wraca na dawne miejsce
PRIAM
wszedł
Czuwacie stary — ?
LAOKOON
— Odmawiam pacierze.
PRIAM
Wierzycie w siłę modlitw —?
LAOKOON
— -- Nie wierzę.
PRIAM
Pilnujecie świątnicy.
LAOKOON
Starego śmietniska.
PRIAM
Nawykłeś czuwać nocą u świętego żłobu.
LAOKOON
W noc świętą tę komorę pełnią mi zjawiska.
Strzegę pamięci wiecznej dzieci moich grobu.
PRIAM
Dniem żyję i na synów żywych patrzę stary.
Nigdym słowem pogardy nie dosięgnął wiary.
LAOKOON
Gdy się synowie twoi na marach położą,
wtedy się oczy twoje szeroko otworzą.
PRIAM
Kiedykolwiek nieszczęścia piorun mnie przytłoczy,
klęski wszystkie przyjmuję — — otwarte mam oczy.
LAOKOON
Od lat nie przestąpiłeś progów tego domu.
Wiedz, że Bóg nie przebacza swej krzywdy nikomu.
PRIAM
Nie chcę litości Boga, co jej nie rozumie.
Chcę go uczcić, by mojej cześć przywrócić dumie.
LAOKOON
Cokolwiek byś uczynił, ten Bóg cię ukarze.
PRIAM
Zanim cios mnie dosięże, winę z siebie zmażę.
LAOKOON
Przestrzegać cię nie będę. Zbędę cię milczeniem.
A to pragnę, byś zgiął się pod losu brzemieniem.
PRIAM
Boga wyzwę do czynu i spełnię ofiarę.
LAOKOON
Na dniu tym samym Bóg spełni swę karę.
PRIAM
Niech dom mój runie, jeźli Bóg go sądzi.
Lecz człowiek rządzę ja — nie Bóg tu rządzi.
LAOKOON
Jeśli chcesz Boga przeżyć — każ spalić świątynię!
Wtedy Bóg ci przebaczy — żeś marnym był w czynie.
Lecz skoro chcesz ofiarą pojednać się z niebem,
powleczesz się, żebraku, za synów pogrzebem.
PRIAM
Com zamyślił, dopełnię. Za nic mi przestroga
Bóg mnie wyzwał — a teraz ja wyzywam Boga.
LAOKOON
Bóg cię oślepił w sądzie i rozumie.
Poznaję boskie dary.
Ja już mym wzrokiem rozeznać nie umię
wiary od niewiary.
Już wszystko we mnie żyjące umarło
w on dzień bezczelnej kary,
gdy w dzień świątalny dzieci moje giną,
święconych wężów zmiażdżone uściskiem. —
Dziś dawne modły powtarzam — niech płyną,
jako te kamienie do lądu,
rzucone wodą — —
i wiem, że nikt ich nie słucha;
i padają, jak padają kamienie
o skałę, gdzie przystań głucha.
A jeźli modlitwę mówię
i w dźwięk ją składam proszalny —
to, że się modlę ku sobie,
sam głuchy jak cios ten skalny,
jak sam Bóg.
szepce
Pozejdon to jestem ja — jestem wieczny. —
A tam w tym kamiennym obrębie
moi żyją synowie — te węże
i przyjdą po mnie — gdy otworzę —
wskazuje wieko studni
bo mnie, jak ich — wydało morze!
Więc gdy na srebrnej trąbie
kto zadmie, róg Pozejdona!
i gdy zaszczękną oręże
u tych wrót —
pokazuje na siebie
nędzarz skona.
Wtedy trwogę człowieczą zwyciężę
i ujrzycie mnie Laokoona
w oplotach wężów, mych dzieci —
w on czas gwieździca przyleci
w żywego człowieka zmieniona
i wszystko spadnie w popioły...
A ja i syny anioły
wpełzniem na gruz, na leżące przyczoły
twego domostwa, mocarzu,
i obaczym, jako ty legniesz przy ołtarzu
usieczon,
i obaczym, jako ród twój powleczon
na powrozach, rzezane sługi,
i będziem pić te strugi
krwi ciekące
śmieje się
my gady...
TROILUS
wchodzi
w otoczeniu jego wielu chłopców, równych mu wiekiem
LAOKOON
...A twój Bóg nam pozazdrości biesiady,
twój Bóg słoneczny. — —
Pozejdon jestem ja — jestem wieczny.
TROILUS
i jego orszak na znak Priama zatrzymuje się w głębi u wrót
LAOKOON
niespokojny
wciąż na miejscu swem siedzi
mówi, jakby sam te sobą
Nie powinni się trwożyć zginąć,
jako ja się śmierci nie trwożę
i wiem, że wiecznie będę słynąć
i żyć — — — jak wiekopłynne morze. —
Przez zieleń fal, na modrej wód ścieli
pan — — — pan —
ku temu mnie przekształcił ból,
gdym patrzył na dzieci chłopięta,
jak w splotach, wężym uścisku
giną na cmentarzysku.
O Boże! Świątynio! —
Gdybym jednym słowem
miał wstrzymać grom, co cię spali —
gdybym miał pewność tę,
że jeden ręki mej ruch
wstrzyma ten rum, co cię powali —
to stałbym niewzruszony duch.
Klnę, klnę, klnę,
wy ludzie — — mali.
nadsłuchuje
Słyszysz szept tych ścian,
słyszysz szept i jęk tych ziem?
Słyszysz — uprząż konika
potrząsa dzwonkiem korali?
A tam — patrz — skrzydło orlika
się chwieje. — — A! Księżyc świeci —
Ból — pierś starą pali:
Moje dzieci — moje dzieci!
Ten dzień, gdyście wy ofiarowali
w tańcach, śpiewie i śmiechu,
na ołtarzu woniące śmieci
rzucając Bogu — wy bez grzechu.
Gdzieżem ja oczy miał, że w to wierzyłem!?
O marność, ojcze-człowieku!
W zaraniu dni was straciłem
w różach i kwiatach, i śpiewie.
Świątynio! Spal cię zarzewie!
zatacza się
Świątynio! Spal cię piorunie!
ORSZAK TROILUSA
zdejmuje bogaty strój z konia świętego
Kapy i strój Pozejdona zwijają
Każdy chłopak dzierży inną część ubioru
LAOKOON
Bierzcie wszystko — a ja tu ostanę w trunie
z synami memi, wężami.
śmieje się
A ty wierzył-mi w to, że ja zapłaczę łzami.
Na mnie tu patrzy wieków sto, lat tysiąc,
i myślą, piersią mą, miłością mam im przysiąc
wierność na prochy.
Ja słyszę szum i szept tych drzew,
co kiedyś nad te lochy
wzrosną gajem —
jak słyszę szum tych mórz,
co skamandrowym ruczajempodpełzły pod to cebrzysko.
Widzicie roje bóstw! — O, roje zmarłych dusz! —
pokazuje dookoła siebie
Otwarcie patrzę w śmierć, tam gwiazda wasza świeci.
O Śmierci! wszakże ty wrócisz mi moje dzieci.
O synku mój płowowłosy,
prawie twoje widzę oczęta
błękitne, jako niebiosy
O synku mój rumiany,
prawie twoje widzę usta rozchylone.
Ołtarza się chwytasz kolany,
wyginasz rozpacznie rączęta...
A! węże! — węże wplecione
w twoje ciało... Cha cha — — a wiesz ty, co zostało?
pokazuje na studnię
pochyla się ku studni
kładzie się na ziemi
nasłuchuje
Tam grają. — — — na dnie topieli
na dnie tej studni głębokiej
i wołają, nawołują ku mnie:
,,Ojcze —- ojcze — my w trumnie —
chcesz ma obaczyć żywemi — —”.
ORSZAK TROILUSA
zabrawszy konika i przybory stroju i łuk i kołczan Pozejdona.
oddalił się poza wrota
i słychać jak idą przy fletach
LAOKOON
nasłuchuje
Wyrzekłeś — — żyjesz z niemi...
PRIAM
odchodzi
CHÓR CHŁOPCÓW
słychać z za wrót
Zielony wał, zielonych wód!
Przejdziem go w bród,
hej morze, falo, hej morze!
Pozejdon Bóg
potrząsa róg,
piorunem rwie przestworze.
Rumaku hej, koniku hej,
wstań z wód, wstań z wód, wstań z wód.
Zielony wał, pieniących fal,
hej morze!
Przejdziesz go w bród,
koniku hej,
wędzidło ci założę!
głosy giną w oddali
LAOKOON
podnosi się z ziemi
zamyka wrota
stoi chwilę u wrót, jakby w zapomnieniu
postępuje ku studni
zrzuca z pokrywy drewnianej głaz ciężki
pokrywa studni na sznurach dźwiga się sama ku górze
LAOKOOK
klęka
twarz jego mieni się trwogą
oblicze kryje do ziemi
leży stężały z trwogi.
Po długiej chwili
nad ocembrowaniem kamiennem studni kołyszą w ciemności dwa wielkie połyskujące łby:
WĘŻE
[XII] NA POKŁADZIE OKRĘTU ODYSA
ODYS
wszedł na pomost okrętu
TOWARZYSZE
idą za nim
ODYS
usiada
Przedewszystkiem podajcie mi wór z winem; ci bowiem,którzy ugościli mnie, sobą byli zajęci i o skrzepieniusił moich nie pomyśleli.
pije wino
Byli może wiedzeni przeczuciem, że sił moich wszystkichużyję na ich szyderstwo i umniejszenie ich potęgi,która wiele zmalała w mych oczach, którym niejednozobaczył z bliska.
pije wino
Wracam z Troi.
TOWARZYSZE
posiadali na deskach i poręczach
ODYS
Przede wszystkim podajcie mi suchary z moich skrzyń,o których wiem pewno, że nie są zaprawne jadem żadnejtrucizny, i które jedząc, przypomnę sobie domostwomoje i przeszłoroczne zbiory zbóż, i żonę moją. Wracam z Troi.
je suchar
Gdy wam opowiem wszystko, co zaszło dotąd, a poczęłosię z wieczora dnia dzisiejszego, zasnę, a wy zbudziciemnie dopiero wówczas, gdy wykonacie wszystko to, cowam przeznaczyłem do działania.I opowiadanie moje zacznę od tego, co uczynić wypadawam, abyście nie sądzili, że tylko umyśliłem chwalićsię przed wami i że to, co wy macie zdziałać, już nigdywas nie uczyni mnie równymi.
pije wino
Weźmiecie powrozy grube i przygotujecie je tak, abyzarzucone na szyję i ściągnięte, śmierć łatwą dały tym,których z miasta wywiodłem, a którzy nad brzegiemmorza odprawują obrzęd uroczysty.
Jest ich prawie tylu, co was. Więc pójdziecie wszyscy.I powoli, po jednemu się zbliżając, jakobyście niejakomuszli a krabiów szukali, pochyleni podejdziecie ku nimi zwabiać ich będziecie pojedynczo ku sobie.
Jeden zaś niech patrzy z dala i bieg cały zdarzenia obejmiebystrze — i świstawką da znak, kiedy macie zarzucićpowrozy. Księżyc ten będzie świecił jeszcze równiejasno, jak tej świeci chwili — a cichość i milczeniezależy jedynie od waszego rozsądku.
Wtedy zabierzecie wszystką porzuconą przez nich odzieżi stroje, i przybory i wrócicie do mnie, i staniecie nademną śpiącym.
pije wino
Dobranoc.
układa się do snu
zasypia
[XIII] W NAMIOCIE DIOMEDESA
DIOMEDES
siedzi skulony
TERSYSTES
wchodzi niosąc toboły
Cóż to? Czuwasz tej nocy?
DIOMEDES
milczy
TERSYSTES
Krwi moja rodzona.
Jestem twój krewny — w tym cześć moja cała.
Poza tym jestem niczym. — Ciebie to nie boli,
że ja w tłum szary wszedłem, że zginąłem w tłumie.
Myślisz, że jestem niczym i że nic nie umiem?
Wielki człowieku, pozwól przespać się w namiocie
gdzie w kącie...?
DIOMEDES
milczy
TERSYSTES
Lub gdy nie śpisz, na twoim posłaniu — ?
Spać muszę, bowiem mam się zbudzić na zaraniu.
kładzie się
Myśl, myśl, mój wielki bracie. Nie zdarza się codzień,
żebyś myślał. U ciebie myśl rzadki przechodzień.
Teraz czuję, gdy patrzę na twą dziwną postać,
żeś ty może mój krewny i możesz mi sprostać.
Gdyby nie to, żem śpiący, mógłbym długo prawić;
smutek twój bym rozprószył i zdołał zabawić.
Lecz jestem wyczerpany z sił w służbie narodu.
Jeźli masz jaki udziec, daj, bo łaknę z głodu.
Pozwól, sam sięgnę ręką. — Rozkoszuj się ciszą. —
W każdym namiocie wiem, gdzie połcie wiszą.
bierze połeć słoniny
Myśl, myśl. Myśl kształci ducha, rozwija, uzbraja.
Myśl, jak wino — opęta ducha i upaja.
Masz tu wino?
DIOMEDES
chrapie
TERSYSTES
maca za winem
Wór pusty. — Spił się niestatecznie.
Kiedyż ku temu wzrośnie duch, by żył społecznie.
znajduje inny wór
Jest drugi wór. Wysączę i tym go przygnębię,
że w samolubstwie służył własnej gębie,
że mu przez myśl nie przejdą ci biedacy, ludzie,
co przy jego namiocie tu pracują w trudzie.
Dzięki, żeś mnie oświecił, Zewsie dobrodzieju,
żeś mi nie dał zapomnieć, ktom jest.....
ONEIROS
unoszący się w powietrzu, potrąca go nogą
Pij złodzieju!
TERSYSTES
opuszcza wór z winem
pogląda ku Diomedesowi
DIOMEDES
śpi
TERSYTES
Przez sen gada.
ONEIROS
unoszący się nad Diomedesem
Morderco! Patrz, krwi rzeka płynie!
przyrzuca Diomedesa płachtą
TERSYTES
Wino go trochę mroczy. — Czuję się wzmocniony.
przykrywa się z głową na posłaniu
Zasnę z workiem, jak ojciec Zews obok Latony.
Kto wie, czy nie pochodzę od Zewsa? Być może.
Zews tak często do gustu zmieniał twórcze łoże.
zasypia
DIOMEDES
szarpie się, spętany płachtą Oneirosa
Trupie! Oderwać rąk....!! Masz! — Upadła!
ONEIROS
Podły.
Zepchnij ją na dno rzeki!
DIOMEDES
budzi się
usiłuje się uwolnić od Oneirosa
chce go zrzucić z siebie
ONEIROS
udaje jęki człowieka mordowanego
DIOMEDES
jakby kogoś ciskał w przepaść z wysoka
ONEIROS
ulatując w powietrzu
śmieje się
Cha, cha!
DIOMEDES
ockniony
Noc się sili.
Już nie pamiętam nic. — Jutrzejsze rano:
dla mnie słoneczny dzień. — Trupy nie wstaną.
Moc się Boża przez moje objawiła czyny;
tyleż, co mojej, boskiej w nich jest winy.
Lećcie straszydła precz. — Minęła trwoga.
Niech mnie ogląda dzień rzezańcem Boga.
[XIV] NAD SKAMANDREM
ACHILLES
siedzi na urwistym brzegu
skalony I zapatrzony i zasłuchany w wodę
FALE
przepływające:
1. I dla kogoż ty będziesz siły twe marnował?
2. Bogini cię zrodziła, a Bóg cię wychował.
3. Maszże być sługą cudzym, na czyjej niewoli?
4. Jesteś z tych, co jak lemiesz przejść mają po roli.
5. Za cóż tobie ci ludzie, jeźlić urągają — — ?
6. Żeś synem Bożym jest, uznać cię mają.
7. Na tobie spełni się dola człowieka.
8. Czekaj, wytrwaj twą siłą, królestwo cię czeka.
9. Królestwo ponad wszystką ziem twego narodu.
10. U szczytów sławy polężesz za młodu.
11. Nie wrócisz do ojczyzny, iżeś śmiał odpłynąć.
12. Tutaj tobie znaczono zwyciężyć i zginąć.
zastój
FALE
znów płyną:
1. W sieć losów jesteś przez Bogów złowiony.
2. Strzeż się, bo przez najbliższych twych będziesz zdradzony.
3. Cokolwiek chciałbyś myśleć, ich wola wprzód bieży.
4. Czyhają, jako sępi, na swoich szermierzy.
5. Przyznają tobie sławę, lecz za cenę zgonu.
6. Sławę z śmiertelnym ciosem Bóg ześle ci z tronu.
7. W tobie jest objawiona potęga człowieka.
8. Człowiek przed losem swoim daremno ucieka.
9. Możesz czas twój ostatni na twą zemstę użyć.
10. Nikt nie ma mocy życia przykręcić lub zdłużyć.
11. Możesz przed zgonem w pożar zognić twego ducha.
12. Ciało pokrywa marna jest, skorupa krucha.
zastój
FALE
znów płyną:
1. Żywot twój nie na jednym zakończy się bycie.
2. Będziesz się błąkał duchem we gwiazd zawierusze.
3. Aż trud podejmiesz nowy, nowe zaczniesz życie.
4. W odległe wbiegniesz puszcze, nad jeziorne głusze.
5. Jako orzeł polecisz na skrzydłach niesiony.
6. W górnym locie zapomnisz, gdzie rodzinne strony.
7. Wyzwoleń będziesz duchem z ciała i pamięci.
8. Zginą wszyscy, co z tobą dziś walczą przeklęci.
9. Wzbudzisz nowe narody do siły i czynu.
10. I zginiesz jako teraz, gdy sięgniesz wawrzynu.
11. Skrzydła orle na kasku twoim się rozszerzą.
12. Przemóż Śmierć! — Ducha twego siłą zgonu mierzą!
CENTAUR
nadbiegł i przystanął nad urwiskiem
Eheu, Eheu, Pelido!
Jak wartko dnie twe płyną,
jak w przepaść noce idą.
Jak młodość, hej, ulata
na krańce kędyś świata.
Jak twoje myśli lecą
po wodzie, po tej fali;
ani ku tobie wrócą
z tej morskiej wielkiej dali.
Ino je porwie morze
na wały, hej, na wody —
Pelido, hej, Pelido,
chowańcu ty mój młody!
Pomnisz, jakoś z Centaurem
Wybiegał w las na harce;
jako się drzewa-starce
patrzyły na twe obroty — ?
A tyś się łukiem zmierzył
i wycisnął grotem, i uderzył — ?
Nie chybią twoje groty!
Pomnisz, jakoś spoczął pod laurem — ?
Pod laurem spocząłeś w cieniu
i słuchałeś jako Centaur dzwoni
na złotostrunnej lirze:
o Sławie, o bohatyrze,
o walce, mnogiej zdobyczy —
a twarz się twoja płoni
i twe siły rozważasz w sumieniu.
przebiega górą urwiskiem i przepada
FALE
niosą ciało Pentezilei
FALA
Kochankę twoją niosę,
patrz, dziewczę jasnowłose,
patrz, oczy ma otwarte,
patrz, usta ma w uśmiechu.
Jakiż okrutnik zabił tę urodę?
Patrz, szyja ściśnięta pętlicą,
patrz w jej lico.
czyli nie cudne?
czyli nie milsza niż Bryzejka,
która twoją była kochanką — ?
ACHILLES
przyjmuje z rąk Fal ciało Pentezylei
dzierży ją w objęciach martwą
Fala drwi ze mnie. Noc śle na mnie trwogi.
Któż jesteś, dziewczę niesione przez fale?
Śmierć cię spokojna ujęła.
Dziewczyno! Rzeko płyń, skończone żale.....
Umarła abo li zasnęła — ?
Czyli cię miłość okrutna uśpiła?
Omdlałe gnie się twoje ciało;
o luba, dałbym życie moje,
gdyby to życie tobie dało.
W dziwnym zdarzeniu, z Bogów woli
ku mnie spłynęło twoje ciało.
Przyszłaś u kresu mojej doli,
gdy serce kochać już przestało.
Wszystko, com kochał i polubił,
złość ludzka, zawiść mi wydziera.
Spłynęłaś, abym cię poślubił,
gdy cię spokojna śmierć ujęła.
O luba, dałbym moje życie,
gdyby to życie dało tobie.
Przyjm pocałunek, boskie dziecię.
Miłość zakwita na grobie.
całuje ją umarłą
całuje i pieści trupa
PENTEZILEA
Gdzieżem jest? — Patrzę. — Duch się mój obudził.
Tyżeś jest przy mnie, kochanku,
tyś całowaniem mię poślubił,
do miasta pójdziem o poranku,
gdy słońce błyśnie, o świcie —
Ktoś jest, coś mi powrócił życie — ?
Ktoś jest, co pieścisz mnie tak czule,
ty, co całujesz mnie umarłą — ?
O patrz, te rany, patrz me bóle —
ran moich tyle się otwarło.
O, lepsza śmierć i zapomnienie.
Sen wieczny — moc mię twoja budzi. —
Pocałuj — — nie chcę żyć śród ludzi.
Daleko jeszcze te promienie
Słońca? — Noc jeszcze głucha. — —
Jutrzejszy dzień da wyzwolenie
nocy twojego ducha.
Dobranoc.....
ACHILLES
Czyjeż słowa słyszę — ?
Mowa to duszy, moc upiorna.
Dobranoc, niech cię niosą fale.
To ja sam za nią mówię,
a fala szemrze przekorna:
dobranoc. — Już cię woda niesie.
Dobranoc — miłość moja płynie.
oddaje Falom ciało Pentezilei
FALE
płyną unosząc umarłą
ACHILLES
usiadł był tuż u skraju fal, wpatrzony i zasłuchany w wodę
O matko moja, rodzicielko,
Sławę roiłaś dla mnie wielką,
Sławę młodemu wiekopomną.
Czyliś już wróżby twej niepomną,
czy przepomniałaś o twym synie?
FALE
przepływające:
1. I dla kogóż ty będziesz siły twe marnował?
2. Bogini cię zrodziła, a Bóg cię wychował.
3. Maszże być sługą cudzym na czyjej niewoli?
4. Jesteś z tych, co jak lemiesz przejść mają po roli.
5. Za cóż tobie ci ludzie, jeźlić urągają?
6. Żeś synem Bożym jest, uznać cię mają.
7. Na tobie spełni się dola człowieka.
8. Czekaj, wytrwaj twą siłą, królestwo cię czeka.
9. Królestwo ponad wszystką ziem twego narodu.
10. U szczytów sławy polężesz za młodu.
11. Nie wrócisz do ojczyzny, iżeś śmiał odpłynąć.
12. Tutaj tobie znaczono zwyciężyć i zginąć.
zastój
FALE
znów płyną
I znów coś szemrzą, szepcą, gwarzą,raz go pociechy słowem darzą;to mącą słowem światło ducha.On zadumany fal tych słucha.jak szemrzą, szepcą, gwarzą, płynąigrają, w oczach wstają, giną.
[XV] NAD MORZEM
Na ławicy piasku, śród łodzi i okrętów, rojowisko rzemieślników, zajętych pracą.
TERSYTES
wchodzi
przystaje
kijem kreśli znaki po piasku
przystają i gromadzą się koło niego
gdy się zbierze spora liczba gapiów
TERSYTES
porzuca kijek
wskakuje na beczkę i poczyna:
Oto jako zawsze z maluczkich powstaje ogrom.
Z rzeczy na pozór niepozornej rzecz, która wszelkim pozoromsprosta i przerośnie te nawet szczyty, ku którym myśl wasza nie sięgła.
O myśl waszą tu idzie.
Idzie o nią mianowicie, aby szła, a nie stała w miejscu, jak oto w miejscu stoją wasze okręty.
Waszych rąk dzieła, mianowicie te okręty stoją w miejscu.
A oto za ruchem waszych okrętów i żagli pójdzie myśl wasza.
Krótko: Po co wy tu siedzicie?
Wielkości rzuciliście już ten ochłap i pokłonili się, jakby tego wymagała wasza pycha i zarozumiałość. Aleć nie dla samej pychy i zarozumiałości żyjecie? Może wam być indziej i lepiej, aleć to jest nieznane i niech wprzódy takie orzechy rozgryzają same Bogi.
Krótko: chodźcie do domu.
Rzućcie jedno piękno dla piękna kształtu drugiego. Zarzućciewystawanie po cudzych brzegach, może nawet w skutku wzniosie zdobycznością, ale zbyt dybiące trudami na waszą krew i żywot wasz niedoceniony. Zarzućcie dla piękna powrotu, zieleni morskich wałów, dla myśli powitalnej rodzimych strzech i tego dymu woniącegoz kominów rodzimych waszych chat.
Dla chat waszych, kominów i dymu!
Krótko: to samo mówi Achilles, tylko Achilles nie umie mówić waszym językiem.
Wielbię wielkość i lubię słuchać opowiadań o rzeczach wielkich, ale aliści wielkość jest różna. I często nie wymiar jest tym czynnikiem ostatecznym.
Oto: współczucie oceniać ma miarę wielkości.
Rozumiecie mnie teraz, gdy w osierdziu waszem to samorodzi się uczucie, które mnie w słowach ku wam skłania.
Idźcie za uczuciem waszem, za osierdzia waszego pożądaniem,a stworzycie wielkość dla was, podług waszej miary.
Tę wielkość własną.
Nowy stworzycie niejako kształt i rozmiar.
Krótko: ładujcie okręty i w drogę.
Wylądujemy w Tenedos i tam zjemy obiad, nie zapominająco Zewsie, Apollinie, półboskich Atrydach, Achillesiei tym podobnych.
Niech żyje pamięć o Achillesie; bo choć Achilles pamięćma krótką, ale pamięć jego myśli należy do nas, do narodu.
Nie wiadomo jeszcze we wszech rzeczy mierze, ktoze swą miarą i wiarą ostanie — ?
Nie trzeba i źle jest po najwyższe w pysze sięgać, gdynajwyższe znać można ze słuchu. Owszem, niech sięrozwija, ale nie kosztem waszego zdrowia ani kosztemcałości skóry waszej.
Jeśli co kto może — może, powtarzam — niech może sam.
Ku czemuż my potrzebni? — My, mówię — to jest wy. Ku czemuż wy?
Patrzcie na wały tej wody. — Na srebrem pieniące się wały morza, na te bałwany wiekuistego żywiołu.Oto uderzają i wracają. Skarby swej tonii łona swego skorpiony porzucając na wybrzeżu. —
Skorpiony porzucone w suszy zaginą, a narodu falaw głębinie swej wiecznie odżyje.
Atrydzi — to skorpiony! A bałwany te słone, żywioł tenodżywczy, to naród, to wy! To my!! Czyli jedno jesteściez tym piaskiem, przez który rzeka abo potok płynie?
Rzeko, mówię, rzeszo! Potoku, mówię, i żywy strumieniunarodu!
Wracaj, gdzie ci dobrze.
Albowiem chciano cię tu wywieść celem przesiedleniai łupiestwa; by inni część twoją ojczystą wzięli i zagrabili.
Bednarze jesteście i cieśle! Tkacze, koszykarze i garncarze!Kucharze i siodlarze!
W waszem ręku żołądek narodu i jego skrzynie i ubiory.
Mosiądz jego i złoto jego gnie się w waszym ręku. Pracarąk waszych jest nieustająca i pilna i ona jest podstawąkaprysów tych, którzy wami rządzą.
W waszym więc ręku są kaprysy tych, którzy nad wamikapryszą.
Zakres wasz jest mały, ale doniosły.
Waszego potrzebujecie człowieka, który by waszym byłrzecznikiem.
Ja, że wśród was wyrosłem ponad was, ja, że handlujęrozmaitościami, duszę waszą złożoną objąć, pojąć, ukochaći do łona przycisnąć mogę.
Niejako jakby mogę.
Wracajcie ze mną. A utworzymy Pospolitą-Rzecz z waszychsiodeł i skrzynek, z potrawu i jadła, z garnkówi koszyków, z rozmaitości i drobnostek, z pracy rąk waszych.Przez was, dla was — obywatele przyszłości.
Męże do czynu!
W Tenedos spożyjemy pierwszy posiłek.
A od Tenedos Bóg się już dziełu naszemu przeciwstawiałnie będzie.
Bóg i naród.
Naród i Bóg! Wielkość w ogromie spotęgowanej wolimaluczkich.
Mała wielkość! Swoja!!
zachwycony sobą
Pogoda jest i wiatr mię z tyłu podwiewa pomyślny.Wiatr ku ojczyźnie — że i pracy wiele żeglarzom nieprzyda.
wskazuje obnażone wichrem łydki
Boży to znak.
Znak! Bóg! Wielkość! Pogoda!
Obiad w Tenedos!
WSZYSCY
krzyczą
oklaskują Tersystesa
TERSYSTES
wzruszony
poseła od ust całusy
[XVI] W NAMIOCIE ACHILLESA
DZIEWCZYNA
Już dzień. — Więc to mi przyrzekasz,
że nie weźmiesz dziś na się zbroi?
PATROKLOS
To ci pewno przyrzeknę, dziewczyno,
że jak wrócisz do mnie jeszcze kiedy,
to cię przyjmę na moje posłanie.
DZIEWCZYNA
Czy jesteście Achilles, wy panie?
Czy jesteście ten drugi młodzieniec,
co z nim śpi — ?
PATROKLOS
Którego byś wolała?
DZIEWCZYNA
Ciebie, ale żebyś ty był ten, co go płacze Brizejka.
PATROKLOS
A więc płacze Brizeis w niewoli?
DZIEWCZYNA
Płacze, póki się nie zaśmieje,
jak się śmieje, to zaś nie płacze.
A to ci tak wytłumaczę,
że się wezwyczai powoli.
wstaje z posłania
Już dzień. —
nadziewa chustę
Jużem uciekła.
ucieka
PATROKLOS
wołając za nią z posłania
Hej, zostań lepiej, bo tam weźmiesz chłostę,
jeźli cię złapią. — — Hej!
ACHILLES
wbiega
Wołasz na kogo?
PATROKLOS
Całyś w ogniu, krew bije ci na twarz płomieniem.
ACHILLES
A ty czem zrumieniony — ?
PATROKLOS
Miałem tu dziewczynę.
ACHILLES
Nie dziewczyna mi w myśli. — A! ten błazen z piekła
w szyderstwo głupstwa zawlókł myśli moje,
że zrumieniony gniewem wstydnym stoję.
Gawiedź co głupią zebrał po obozie
i za pieniądze wyłudzone Troi
płynie przez morze, przez zielone fale,
głosząc, że woli dym z rodzimej strzechy
niźli zdobyte zbrodnią wielkie czyny.
I że płynie ku wyspom, kędy ja, Pelida,
niebawem za nim pójdę — ?
PATROKLOS
To pewno Atryda
podmówił go — by udał i ciebie ośmieszył.
ACHILLES
I przed kim — ? Li przede mną chyba tylko samym?
Za cóż ja mam ich myśli, wagę i uznanie?
Wstyd mnie pali, że błazen taki mnie jest w stanie
z imieniem swoim złączyć i głośno powiadać,
że przychodził tu do mnie myśl moją wybadać
i że to wszystko wysnuł z mojego milczenia.
Że jestem jemu równy na wagę myślenia.
PATROKLOS
Gdzieżeś bywał tej nocy?
ACHILLES
Przesiedziałem całą
żaląc się morskim wałom, a morze słuchało.
PATROKLOS
I czego-żeś się żalił?
ACHILLES
A czy ja wiem czego — ?Że chytrzy okradają zawsze szlachetnego.
Że kto szlachetny, może poskarżyć się niebu;
że go głupiec wychwalać będzie w dzień pogrzebu.
Myśli moje! — Hej, w pościg za wami chyżemi?
wyrzuca bełt z cięciwy
Patrz, jak strzała obiegła. Wbiła się do ziemi.
próbuje ostrzów
PATROKLOS
Cóż to, próbujesz grotów —?
ACHILLES
Próbuję czy ostre.
PATROKLOS
Ostrzyłem.
ACHILLES
— — Widziałeś ty Hektora siostrę?
PATROKLOS
Nie widziałem, lecz wtedy będę ją oglądać,
gdy, jako branki, łupem mogę jej zażądać.
ACHILLES
Tak — — tyś ode mnie młodszy i chciałbyś się wsławić.
PATROKLOS
Maszli ty sławy dosyć?
ACHILLES
Ludźmi chcę się bawić.
Łotrów karać, szlachetnym dłoń podawać śmiele,
choćby to mieli moi być nieprzyjaciele.
PATROKLOS
Co ty mówisz?
ACIHLLES
To mówię, ku czemu myśl wzrosła.
PATROKLOS
Bo, mój bracie, powtarzasz zdanie tego osła.
ACHILLES
Tersytesa! — On jak pies u nóg moich leżał
i bawił mnie szczekaniem.
PATROKLOS
Głosi, żeś się zwierzał.
ACHILLES
Ja się temu durniowi zwierzałem? I z czego?
Ten robak śmiał powiedzieć, żem dzielił myśl jego.
Że co się w mojej piersi obudziło duszą,
jest tym samym, co podłe policzki wykrztuszą.
Gniew mnie próżny porywa. Na kogóż się złoszczę?
Pies, co się czołgał tu za moją nogą,
a dzisiaj jest ostoją tym, których ja chłoszczę
czynem, że mnie naprzeciw wszyscy nic nie mogą!
Obić jego powrósłem, rzemieniem czy płazem — ?
Śmieć nie godzien, bym moim jego tknął żelazem.
Nie godzien, bym ja karcił go. — Śmieją się ze mnie!
Bo wszystko, com powiedział tam, rzekłem daremnie.
Bo jeźli takie błazny mnie dziś posłuch dają,
czym są ognie, co w piersi Achilla powstają — ?
Bo jeźli takie płazy, robactwo i brudy
garną się k'mojej myśli — skalane me trudy.
Gdy Achilles w swej dumie żagle w lot rozwinął,
wśród oklasków narodu Tersytes odpłynął!
płacze
PATROKLOS
Płaczesz...?
ACHILLES
Bo teraz widzę, żem jeno do miecza.
Żem wtedy jeno panem, gdy miecz w rękę chwycę;
że gdy mówię — me słowa obrócą na nice,
że słowa są ciężarem. — Wezmę młot i zwalę,
wpadnę w ich rojowisko i myśl mą ocalę!!
zrywa się
biegnie
PATROKLOS
Co chcesz czynić?!
ACHILLES
Rzecz wielką. Na wszystko się ważę
W sojuszu będę żył z tym, co mnie godny.
Jestem równie, jak Hektor, na podłą krew głodny.
Pozostanę — lecz łotrów pokryją cmentarze.
PATROKLOS
Ne Zewsa, co chcesz czynić!?
ACHILLES
Przez Zewsa się stanie.
Tej chwili Hektorowi poślę tarcz, wyzwanie.
I przed Hektorem duszę mą odsłonię całą.
Niech się dzieje, co dawno trza, żeby się stało.
I niech jeno szlachetni władają nad światem,
powiem, że przyjacielem chcę mu być i bratem!
PATROKLOS
się chwieje
klęka
ACHILLES
Dziecko moje najmilsze, co tobie?
PATROKLOS
Nic bracie.
Lecz myślę, że jednego mnie tutaj kochacie,
że jednego mnie jeno lubicie. — Gdy wola,
pozwólcie, bym Achilla tarcz ja wiódł do pola.
Bym ja wezwał Hektora.
ACHILLES
Przysięgasz?
PATROKLOS
Twej sławie
ACHILLES
Wiedz, że śmierć czeka tego, kto przysięgę łamie.
PATROKLOS
Sądzę, że jeden za cię ja godnie się sprawię.
ACHILLES
Przysięgnę sojusz ludom, co dotąd walczyły.
Na hańbę złu szlachetne dziś połączę siły.
Już z dawna Poliksenę dają mi tam w Troi.
Niech poznają, kim jestem dziś, wrogowie moi!
Poliksenę dla ciebie przeznaczam, mój synu.
Dla ciebie jestem gotów wyrzec się wawrzynu:
nieśmiertelnej mej sławy w zabójstwie Hektora.
Teraz, dziecko, dla ciebie jest działania pora.
Jestem na to, bym tępił zło i siłę podłą.
Nie co inne, to jeno, płynąć mnie tu wiodło.
Dziś, gdy widzę, jak podłość mnie oplotła sidłem,
nie czas, bym ja oszustwa cudze skrywał skrzydłem.
Spiesz się, mój ty najmilszy, duszy mojej gończe.
Nieś mą tarcz — niech ja wojnę narodów zakończę!
PATROKLOS
podszedł ku wejściu
daje komuś znaki
znika na chwilę
i tejże chwili wraca
ACHILLES
Czy ty wierzysz, mój chłopcze, ażeby Bryzejka
tak kochała Atrydę, jak mnie — ?
PATROKLOS
Bracie, nie wiem.
ACHILLES
Czy ty wierzysz, by ona z tem samem zarzewiem
w oczach patrzyła k'niemu, co patrzyła ku mnie?
PATROKLOS
I po cóż myśleć o niej.
ACHILLES
Westchnąłeś.
PATROKLOS
Rozumnie
byłoby milczeć.
ACHILLES
Szydzisz.
PATROKLOS
Żal mi może
Lecz jeszcze nie wiem czego, czyli jej, czy ciebie?
Czyli tego, co było, gdy była tu z nami?
Czyli tego, że padnie razem z Atrydami,
jako słuszny łup śmierci, który wszystkich sięże,
skoro się zaczniesz mścić.
nadziewa na się pancerz Achillesa
ACHILLES
Zostaw oręże.
PATROKLOS
Co się gniewasz? — Tę twoją polubiłem zbroję
i szczęk ten lubię dźwięczny twojego pancerza.
ACHILLES
Przestań — już mi mówiłeś — o ciebie się boję.
Nie bierzże mojej zbroi.
PATROKLOS
Nie chcesz, bym rycerza
udał, gdy na się wezmę twój strój. Czyś zazdrośny?
ACHILLES
Nie. Jedno wiem, że Hektor łuk dalekonośny
dzierży jako nikt inny i oszczep potężny.
I gdybyś ty na chwilę mą zbroją orężny
wybiegł — toby na ciebie przypadli czeredą,
zanimbyś jeszcze sprawił to poselstwo moje.
PATROKLOS
Jedno błagam, Pelido — daj mi dziś twą zbroję.
Postraszę ich Pelidą.
ACHILLES
który posłyszał turkot przed namiotem
A wóz komu wiedą?
PATROKLOS
Jechać chcę wzdłuż Skamandru. Opodal nad rzeką
zjadę ku źródłom; konie napoję i wrócę.
Będą myśleć, że jedzie Pelida. Zasmucę
wszystkich, gdy ujrzą, żem wozem zawrócił.
ACHILLES
Wracaj. Tu ciebie czekam. Nie skręcaj daleko.
Wracaj.
PATROKLOS
Czy bardzo o mnie byś się smucił?
ACHILLES
Pleciesz, dziecko — pozwalam — nadto-żeś mi miły.
PATROKLOS
w pełnej zbroi
A ty zawsze myślałeś, że nie mam dość siły,
by te płaty udźwignąć...
ACHILLES
A stroją cię pięknie.
PATROKLOS
Zda mi się, żem Achilles, jak zbroja ta dźwięknie.
wybiega
[XVII] POD MURAMI
Przeciw siebie stoją na wozach:
HEKTOR
w pełnej zbroi
PATROKLOS
w pełnej zbroi
w prawej dłoni ma wzniesioną gałązkę zieloną
HEKTOR
Przynosisz pokój. — Gardzę twoim mirem!
PATROKLOS
Nie! W twarz tę gałąź chciałem rzucić tobie.
HEKTOR
Wiesz-li kto jestem?
PATROKLOS
Wiem, idziesz z Iljonu,
nadziałeś zbroję, gotuj się do boju.
HEKTOR
Twoi w obozie głoszą dzień pokoju.
PATROKLOS
Czyli uznajesz mir ten z Atrydami?
HEKTOR
Kimkolwiek jesteś, przybyłeś z łotrami.
Z tych idziesz grona, których nienawidzę.
PATROKLOS
Wiedz: jak ty równie, nienawiść mam dla nich,
Ale są moi i mścić chcę się za nich.
HEKTOR
Wiedz: równy tobie jestem w mojej woli;
walczę w obronie sprawców mej niedoli.
PATROKLOS
Widzę, że działasz przeciw tym, co w grodzie,
gdy inni wszystko sposobią ku zgodzie.
HEKTOR
Widzę, żeś wybiegł przeciw samowolny;
w tej zbroi, którą jeno Achill dźwignie.
PATROKLOS
Sądzisz, żem zbroi udźwignąć nie zdolny.
Zabij mnie, jeźli żądasz, bym zszedł z drogi.
HEKTOR
Poznać cię muszę wpierw, czyli nie kłamiesz,
ty, co Achilla bierzesz na się postać.
PATROKLOS
Więc strąć twym mieczem kask, gdy chcesz mnie dostać.
HEKTOR
Kask zejmij! — Patrzaj — oto kask zejmuję.
zdjął kask
AUTOMEDON
kierujący konie wozu Patroklosa
Hektor!!
PATROKLOS
O biada ci, gdy zgonu chwila
drugiego każe lękać się Achilla.
HEKTOR
Kłamiesz twą postać — i śmierć będzie karą,
żeś śmiał me oczy Pelidą zatrwożyć.
PATROKLOS
Zadrżałeś! — Możesz mnie zabić, gdy wola;
lecz strzeż się wtedy pojrzeć w twarz Pelidzie.
zdejmuje kask
HEKTOR
Kłamca! — rumienić się będzie we wstydzie,
żeś się zasłaniał, chłopcze, jego tarczą.
PATROKLOS
Strzeż się, Hektorze, bo ten za mną idzie,
którego moce mocy twojej starczą.
HEKTOR
Więc w proch, chłopaku! Gniesz się pod ciężarem..
PATROKLOS
Dzień mój ostatni tobie śmierć zwiastuje.
Szedłem tu do cię z Achillesa darem,
z gałęzią miru dla ciebie jedynie
i oto tak to poselstwo sprawuję,
byś mężem woli uznał mnie w mym czynie.
łamie gałąź
rzuca przed Hektora
nadziewa kask
HEKTOR
nadziewa kask
wozy ruszają przeciw sobie
[XVIII] W NAMIOCIE AGAMEMNONA
ODYS
wchodzi
Wracam — — lecz jeszcze nie skończone dzieło,
dzieło zniszczenia.
kładzie palec na ustach
Cyt. — Mówię za wiele.
Trzeba, by żadne serce nie pojęło
tego, co moja pomyślała głowa.
Spełniłem w noc tę dzieło, dziś reszta się stanie.
Ujrzysz mnie jeszcze w niejednej przemianie.
Przyjm wszystko jako rzecz znaną.
Niechaj ofiara krwi będzie gotowa.
Spieszno mi odejść. — Ty uświęcisz zgodę,
zgodę rzekomą.
AGAMEMNON
Kłamać?
ODYS
wskazując na niego
Tak w tej mierze.
Mnie teraz kłamiesz: — — że potrafisz, wierzę.
odchodzi
AGAMEMNON
uderza w tarcz
ZBROJNI
wchodzą
AGAMEMNON
wyprowadza Rezosa
REZOS
wchodzi
AGAMEMNON
do Rezosa
Otoś jest wolny. — — Oto twoje szaty.
Straż moja schwytała złoczyńce.
Pospieszysz w miasto dziś wieścią bogaty.
Witać cię będą jako dobroczyńcę.
Wieczysty sojusz zawieram z Iljonem
i żem śmiał z Bogiem mórz walczyć żelazem,
boć Ilion święte miasto Pozejdona,
więc siedmiu zbrojnych sojusz święcę zgonem;
straszliwą śmiercią siedmiu zbrojnych skona.
Pozejdonową dziś kąpią kobyłę
w fal morskich słonej topieli.
Oto Pozejdon swą objawia siłę:
i ci, co z sobą na bój stanąć mieli,
krzywdy i straty głoszą za niebyłe,
by w zapomnieniu mir wieczysty wzięli,
Ustrój się godnie. W niezadługim czasie
powiedziesz Boga Centaura do grodu.
Tam oczekuje was Święto narodu.
REZOS
oddala się
ZBROJNI
niosą za nim jego ubiory
DZIEWCZYNA
wbiega
AGAMEMNON
Skąd wracasz —?
DOZORCA DZIEWCZĄT
wbiegł za dziewczyną
AGAMEMNON
do dozorcy
Za nią ty odpowiesz.
DOZORCA DZIEWCZĄT
Myślę, że była u kochanka.
AGAMEMNON
Utopić.
DZIEWCZYNA
Wracam od Pelidy.
Byłam go przestrzedz — i zostałam.
AGAMEMNON
Kto cię posłał?
DZIEWCZYNA
Jego branka.
AGAMEMNON
Więc w zamian wzięłaś jej kochanka.
DZIEWCZYNA
Ogniami temi jeszcze pałam,
które mi dał w uścisku.
AGAMEMNON
I przed czem byłai go przestrzegać?
DZIEWCZYNA
By się nie ważył dziś wybiegać
ni wozem, ani pieszo z bronią,
bo śmierć królować ma w igrzysku,
i z tym orędziem sługi twoje
przez cały obóz ganią.
A żem została, chłostaj biczem,
Eros tu winę moją zmniejszy — —
młodszy od ciebie i ładniejszy.
HIPODAMIA
podsłuchiwała, naraz staje we drzwiach namiotu
To nie on!
DZIEWCZYNA
Wszystko mi to jedno.
Jeszcze ramiona jego czuję
i słowa, co mi szeptał.
HIPODAMIA
Myślisz, by Achill miłość moją
na pierwszym dniu rozstania deptał?
DZIEWCZYNA
A jednak cię trucizna truje
zazdrości; — nie dbam o złość twoją.
AGAMEMNON
Jeźli to Achill był ten miły,
co cię dziś gościł nocą,
i jeźli twoich słów posłucha —
powiodą cię doń sługowie.
O co rozumu przewagą
darmo się silą królowie:
żeś ty zdeptała jego ducha
powabem twego ciała.
HIPODAMIA
Jeźli to Achill był ten miły,
co cię dziś pieścił nocą
i tulił do piersi nagą —
to patrzeć ino, jak wybieży
we złotej swoich zbrój odzieży,
i tegom ino chciała!
AGAMEMNON
Czego?
HIPODAMIA
By szedł przeciw twej woli.
AGAMEMNON
Zginie!
HIPODAMIA
A czyliż mu to zginąć pozwoli
tylu tbrajnyeh królów i mężów!?
AGAMEMNON
Zginie — bo dziś żaden pomocą
nie wybieży i nie sięgnie orężów.
HIPODAMIA
Niewolników to masz na smyczy?
WRZASK
słychać
AGAMEMNON
Skąd ten wrzask?
DOZORCA DZIEWCZĄT
Gawiedź krzyczy.
AGAMEMNON
wychodzi do wrót
DOZORCA DZIEWCZĄT
za nim
HIPODAMIA
Byłaś u niego?
DZIEWCZYNA
Nie wiem u kogo.
HIPODAMIA
Czy zastałaś innego?
DZIEWCZYNA
Samego.
HIPODAMIA
Czy był smutny?
DZIEWCZYNA
Wielce zadumany.
HIPODAMIA
Czy me imię wymówił?
DZIEWCZYNA
Powtarzał.
Przez pierś, gdy się obnażał,
wyryte miał w promieniach słońce.
AGAMEMNON
wraca z pośpiechem
TŁUM
za nim się ciśnie
uchylono płócien namiotu
WRZASK
Hektor walczy!!
AGAMEMNON
do Hipodamii
Patrz, tam śmiertelni gońce!
Hektor pędzi złotego rycerza!!
HIPODAMIA
patrząc poza namiot
W słońcu zbroje się świecą.
AGAMEMNON
Trupy z wozu się walą!
HIPODAMIA
Achilles!! Zbroja jego!
biegnie
AGAMEMNON
Gdzie lecisz?
HIPODAMIA
Tam! do niego!
wskazuje Agamemnona
Radość z tych oczu bije.
Niedoczekanie, byś mnie miał kochanicą.
DZIEWKI
Konie jakieś pędzą rzucone.
HIPODAMIA
Ksantus! — Lecą w stronę namiotu!
Jak mnie wóz ten zabije,
niech mnie z tym trupem spalą!!
wybiega
ginie pod końmi przelatującego wozu
[XIX] W NAMIOCIE ACHILLESA
ACHILLES
zadumany
TETYS
wchodzi
otoczona chórem wodnic
CHÓR
1. O nie płacz dziecię rycerzu.
Cóż tobie jedna kochanka?
Zdobędziesz inną żołnierzu,
inna przytuli cię branka.
2. Najdzie cię inna kochanka,
dobędziesz inną żołnierzu,
inna przytuli cię branka —
o nie płacz dziecię rycerzu.
ACHILLES
O matko, idziesz strojna w wód dziwne obsłony.
O matko, jak okrutnie jestem poniżony.
TETYS
Zwiastujęć, synu, tobie dnie twoje najbliższe.
Będziesz sławą wyniesion nad męże najwyższe.
ACHILLES
Słowom twoim wierzyłem zawdy, matko miła.
TETYS
W bólu twoim najwyższa dla cię, synu, siła.
ACHILLES
Nie uwodzisz mnie chyba zwodną obietnicą?
TETYS
O dziecię, daj mi dłonie twe i przytul lico
ku moim piersiom.
ACHILLES
tuli się do matki
Bogini srebrzysta...
TETYS
Synu Peleusa, sława twoja wiekuista.
ACHILLES
Więc przez miecz będę sławny?
TETYS
Nadejdzie godzina,
gdy miecz się stanie żagwią w ręku mego syna.
ACHILLES
Więc przez miecz będę sławny, gdy w gniewie zwyciężę?
TETYS
Najpierwszy z mężów Trojej pod ciosem twym lęże.
ACHILLES
Ja mam zabić Hektora?! Nigdy!
TETYS
Przez cię zginie.
Ciebie jeno się lękać będzie w swoim czynie.
ACHILLES
Co mówisz? W jakim czynie Hektor mnie się strwoży?
TETYS
Gdy najmilszego z ludzi twych trupem położy.
ACHILLES
Kogo?
CHÓR WODNIC
Gdzie twoj druh?
Czyli poszedł poić konie?
Czyli źrebce paść na błonie?
Czyli bawi się z dziewczyną?
ACHILLES
Czegóż się lękam?
TETYS
Przyjaźni dotrzymaj.
ACHILLES
opędza się wodnicom
Precz przekląte widziadło! Zmora!
TETYS
Za miecz imaj!
ACHILLES
Zabrał mi moją zbroją i miecz! —
TETYS
Mścij się synu!!
ACHILLES
O matko, jakąż zemstą wołasz mnie do czynu?!
TETYS
znika
ACHILLES
Jako mgła się rozwiała. — Myśl to jeno moja.
Wybiegną. Tam z daleka zalśni jego zbroja.
tętent wozu
wybiega przed namiot
Konie same wracają — pobiegły do żłobu.
słychać go jak krzyczy:
...Któż się w bolu wije?
Padł, przybiegł z wieścią, —
AUTOMEDON
leży na ziemi u płócien namiotu
Włady,... Patroklos nie żyje.
ACHILLES
dźwigając go
Spadł? Konie go poniosły?
AUTOMEDON
Nie. — Zabit. — Powleczon.
ACHILLES
Kto go powlókł?
AUTOMEDON
Tam leży, we krwi w szczerym polu.
Pędziłem całą siłą — bo Hektor mnie goni,
Hektor, który go zabił.
ACHILLES
Do broni! do broni!!!
— Kto jest przy nim?
AUTOMEDON
Przy trupie nie było nikogo.
Nikt koło nas nie walczył, patrzono z oddali.
Nikt nie bieżał z pomocą.
ACHILLES
O nędzni i mali.
Myślano, że to jestem ja w tej mojej zbroi.
AUTOMEDON
Myśleli, że ty giniesz, przyjaciele twoi.
ACHILLES
Podli! — Co prędzej zawróć. — Pij tu z tego kruża.
Odzyskasz moc.
nawołuje do innych po za namiot
Przeprzążcie konie!
patrzy otworem w namiocie
Jakowyś mrok przesłania nadrzeczne wybrzeża.
AUTOMEDON
To Apollon, niechętny nam, Hektora strzeże
i okrywa go chmurą.
ACHILLES
Rozegnam te chmury.
Krwią Hektora opluję te Iljońskie mury,
ubiera się w zwykłą zbroję niepozorną
Trzymaj lejce. — Tarcz dajcie. Podajcie dziryty.
I lecieć za mną pędem, łup będzie obfity.
burza
ANTILOCHOS
zdyszany wbiega
ACHILLES
czego chcesz?
ANTILOCHOS
Wieść przynoszę.
ACHILLES
Już wprzódy przed wami
nieszczęścia wieść czarnymi przybiegła skrzydłami.
Precz.
ANTILOCHOS
Ajas odbił ciało i przegnał zwyciezcę.
ACHILLES
Niech Ajas weźmie zbroję. — Leć z wieścią o klęsce!
Ja Hektora zabiję! — Ziem Trojej zaorzę!!
Zamorduję!!! Hektorze, Hektorze, Hektorze!!!
wybiega
dosiada wozu, wóz rusza
[XX] POD MURAMI. U ŹRÓDEŁ
PALLAS
uzbrojona, biegnąc
Tam, tam, o widzisz go, biegnie w oddali!
ACHILLES
sądzi, że ściga kogoś przed sobą
uzbrojony biegnąc, krzyczy:
Zabiłeś przyjaciela, jedynego druha!!
przebiega
HEKTOR
uzbrojony wbiega
przystaje
Przystanę — krew w gardło mi bucha.
Owóż źródło. — Garść chwycę, ha, jak ukrop pali.
pije
Odetchnąłem. — Gdzież tygrys? Muszę go doścignąć;
niech nie sądzi, żem stchórzył?
PALLAS
przemyka się koło murów
HEKTOR
nie patrząc w tył, a pewny, że jest ktoś za nim
Pomóż tarcz mą dźwignąć.
I powiedz tam wrotnemu, by wrota odemknął.
PALLAS
zapada się
HEKTOR
Przepadł? Wszak był ktoś tutaj? Czy Deifob? Czy widmo?
Czyli mój to cień własny po murze się przemknął?
Słońce pali.
biegnie w stronę, gdzie pognał był Achilles
Apollu, zawlecz niebo mrokiem.
Czyimże to w śmierć jestem skazany wyrokiem?
grom
Znak mi dajesz. W tym znaku zwycięstwo się waży. —
z trwogą ciszej
Jeżelim kiedy twoich zaniedbał ołtarzy
o Pallas...
ACHILLES
wraca od strony, w którą pobiegł
HEKTOR
Czekam na cię. Chcesz się mścić. Dostoję!
ACHILLES
Zabójco dzieci, zbrój się, grabarzu, zabiłeś!
HEKTOR
Odrzuć włócznię! Na noże walcz, dostoję pola!
ACHILLES
Strzeż się, gdy nieopatrznie włócznię wyrzuciłeś.
Walczę włócznią, bo zabić jeno moja wola!
rzuca dziryt
HEKTOR
upadł na kolana, ugodzony w szyję
ACHILLES
patrzy
HEKTOR
gnie się ku ziemi, drżący
Ciało me oddaj ojcu, dzieciom i mej żonie.
ACHILLES
Wprzód ogniem cały Iljon zdobyty zapłonie!
wyrywa dziryt z rany Hektora
HEKTOR
omdlewa
[XXI] NA MURACH ILIONU
PRIAM
biegnie z pośpiechem
GROMADA STARCÓW
otacza go, biegnąca za nim
wszyscy patrzą kędyś w dół, poza mury
PRIAM
sute ubranie starczej swojej głowy zrzuca; pozrywał loki i tyarę
Synu! Synu! — Mój Synu! Już cię nie zobaczę!
Już cię żywym nie ujrzę!!
zatrzymuje się
GROMADA NIEWIAST
biegnie z pośpiechem
wszystkie patrzą kędyś w dół, poza mury
wskazują
O tam, o tam! Już widzę! Wóz pędzi śród pyłu!
ANDROMAKA
wpada, krzycząc
Okrutniku! — O widzę!! Tam! Ach! Wlecze trupa!!!
GROMADA STARCÓW
Obłok kurzawy przesłania wóz — konie.
przebiegają pędem
GROMADA NIEWIAST
Pędzą, tam, dalej! tam — ku tamtej stronie!
przebiegają pędem
ANDROMAKA
stoi chwilę, słucha
rozplątuje i rozrywa węzły bogatego ubioru głowy
Stójcie!! —- Ha! Wlecze trupa! Zabił! Okrutny! Straszliwy!
stoi nieruchoma z rękoma wzniesionemi
DZIECI
wbiegają
ANDROMAKA
Dzieci, nie patrzcie tam! — Droga krwią ojca....!!
DZIECI
krzyczą, płaczą
ANDROMAKA
Ojcze!? Ach ojcze! — Zabójca, zabójca!!
GROMADA STARCÓW i NIEWIAST
wracają pędem
Biegą tutaj. Zawrócił. — Wpadł. Przez rzekę goni!
Przebrnął. — Tu pędzi. Ku nam, tu! — — Śmierć goni!!
odwracają się nie patrząc
słychać tętent wozu daleki
ANDROMAKA
przechyla się przez mur
Zabójca! Zabójca! — Zabójca!! — Zabójca!!!
upada zemdlona
tętent wozu tuż pod murami
GROMADA STARCÓW i NIEWIAST
krzycząc, lecą w stronę, ku której pędzi wóz
[XXII] NA POLU WALKI
ACHILLES
uzbrojony
w otoczeniu swoich domowników
nad ciałem Patroklosa
AJAS
uzbrojony
Synu Peleusa. Chciałem w twej obronie...
Za późnom przybył...
ACHILLES
rękę podaje i ściska dłoń Ajasa
Synu Telamona.
AJAS
Za późno, na nic była już obrona.
ACHILLES
Ty oszczędziłeś mu hańby po skonie,
żeś odbił ciało służalcom Hektora.
AJAS
I twoją zbroję. Tak bowiem sądzono,
żeś ty wybieżał wyzywać Hektora
i że to ciebie jego pocisk zwala.
ACHILLES
Mój przyjacielu, zejmij z niego stroje.
AJAS
zdejmuje części zbroi z Patroklosa, którego podtrzymuje Achilles
ACHILLES
Jak rany straszne i jakie okrutne.
O drogi bracie mój, o mój kochany,
jedyny synu, luby przyjacielu. —
Skłamałeś, dziecko szlachetne. —
Ojcze, mój ojcze, drogi rodzicielu,
i cóż mi zbroje twe świetne?
W nich to przyjaciel mój ginie.
I cóż mi, matko nieśmiertelna Boża,
że sławę do dom przywiozę zza morza,
gdy w strasznym zyskałem ją czynie.
Kogom ukochał, w krwi przede mną leży,
przyjaciel jedyny miły.
Kogom czcić pragnął i duchem doścignął,
ręce go mściwe zabiły.
Próżnom się myślą ku niebu wydźwignął,
lot prześcigł moje siły. — —
O, daj mi ciało, złóż tu na ramiona,
niech go poniosę pod płótna.
Młodości luba! O Śmierci okrutna.
O dolo ty moja stracona.
AJAS
Mogęż pójść z tobą?
ACHILLES
O czemuż nie z nami —?
Przyjm pocałunek wdzięczności za niego.
całuje ramię Ajasa
Zbroję weź dla się. — — My pójdziemy sami.
AJAS
Strój ten mnie dajesz — twój!?
ACHILLES
Za czyn szlachetny.
Staniesz się godny i daru godniejszy
niż ja. — Snadź dzieła skończyły się moje.
Żegnaj mi w zdrowiu. — O nic już nie stoję
i jedno w oczy te patrzę przymknione —
sam ci jemu powieki przywarłem
i widzę szczęście to moje zginione.
O dziecko! — W tobie umarłem.
odchodzi, unosząc ciało Patroklosa
AJAS
nad porzuconą zbroją
Te płaty żyją. — Jakoż wezmę na się?
Mówił, żem równy. — Stanę się godniejszy.
Dzień ten mnie zbliżył ku niemu dzisiejszy,
gdy nic już siła u niego nie waży,
gdy duchem boskich dosięga mocarzy.
Hej, za nim w pościg!
wiąże zbroję i zabiera
[XXIII] W NAMIOCIE ACHILLESA
PRIAM
u stóp Achillesa
ACHILLES
Gdyby na chwilę przede mną tu ożył,
raz bym go drugi tym mieczem położył.
PRIAM
Gdybyś na chwilę wskrzesić go był zdolny,
rzekłbym, że światem władasz, jak duch wolny.
ACHILLES
O władztwo się nie kuszę, nie głoszę się Bogiem.
PRIAM
Więc uznaj we mnie ojca, co kląkł przed twym progiem.
ACHILLES
Jesteś ojcem człowieka, co zabił mi brata.
PRIAM
Przed tobą gnę kolana, jak przed władcą świata.
ACHILLES
Chcesz ocalić od hańby syna.
PRIAM
A z nim ciebie.
ACHILLES
Coś rzekł?
PRIAM
Hektora sromem hańbisz siebie.
Wróć mu cześć bohaterską.
ACHILLES
Dam mu ją na stosie
Na stosie Patroklosa pozyszcze dym chwały.
PRIAM
Tak-że okrutne chcesz mieć bawisko w tym losie,
który mu zdradne Bogi z dawna przeznaczały.
Wiedz, że jeźli zgon jego z ich woli się zdarza,
klątwa dosięgnie tego, kto zmarłych znieważa.
Znieważyłeś i wlokłeś.
ACHILLES
Jako psa włóczyłem.
PRIAM
Na mękę moich oczu sam z wieżyc patrzyłem.
Nasyciłeś twą zemstę.
ACHILLES
Niestety zbyt łatwo.
Chciałbym cię płaczącego widzieć nad twą dziatwą.
Wszystko, wszystko, co twoje, zaorać i złupić.
PRIAM
Przychodzę mego syna łzami mymi kupić.
Ty sam przypomnij ojca i ludzkich dni koniec. —
Wiesz, jak jest szybki Śmierć, jak lotny goniec.
Nieszczęście nie zabiło mnie, ale mnie chowa
dla jeszcze większych gromów, które padną,
bym widział wszystko gruzem i popiołem
i poznał Śmierć jedyną wielką, siłowładną,
i z tą straszliwą Panią do uczty siadł społem
wśród trupów — ... gdy już ciebie nie stanie, mocarzu.
ACHILLES
Zabieraj twego trupa i idź precz, nędzarzu!
PRIAM
Oddałeś!!! — — O ty wielki. O wielki, szlachetny.
Niech tobie Bóstwo stokroć czyn ten twój nagrodzi.
Daj ucałować rękę.
ujmuje za rękę Achillesa i całuje
ACHILLES
Ach... starcze. — Całuje.
To jest ręka mordercy twojego Hektora.
PRIAM
Budujesz jego sławę, któryś zabił wczora.
ACHILLES
Puść mi rękę — ze wstydu krew bije do czoła.
PRIAM
Pójdziesz drogą, na którą Hektor cię mój woła!
ACHILLES
rozchyla szeroko płócien namiotu
woła do swoich
Niechaj mu dadzą ciało! —Królowi Iljonu
pokłońcie się do kolan! —
do Priama
Idź precz.
PRIAM
Godnyś tronu.
Dzisiaj tyś ponad innych wyrósł duszą Bogów.
patrzy chwilę na Achillesa
wychodzi
LUD
zebrany przed namiotem
bije pokłony Priamowi
ACHILLES
Nie mam przyjaciół już i nie mam wrogów.
LUD
zebrany przed namiotem rozstępuje się
ATRYDZI
wchodzą
MENELAOS
Król królów cię odwiedza.
wskazuje Agamemnona
ACHILLES
nie patrząc
Przyszedłeś Atrydo.
AGAMEMNON
Przyszedłem — a po za mną inne króle idą.
w pokłon przed twoją dolą i żalem.
ACHILLES
Za późno.
wchodzą wodzowie i rycerze mnodzy
MENELAOS
Chcesz mówić, że ci ulgę niesiemy na próżno,
że ciężko twemu sercu do nas nią przychylić
i widzieć naszą litość.
ACHILLES
Mógłbym się omylić.
Starcze — nie żądaj słowa — bo słowo mnie pali
i ogień do lic wraca. — Wy jesteście mali.
Może wy i mocniejsi — i ludy wam dane
może od mych liczniejsze — ale wy za marni.
Wyście przyszli nasycić wzrok wasz tych męczarni
widokiem, które łzami mnie w gardło się cisną. —
O, strzeżcie się — bo jedna moja złość, a miecze błysną.
Bom nie zapomniał jeszcze mych krzywd i ucisku.
Ulga mi jedna: w spólnym cmentarzysku.
AGAMEMNON
Przyznaję, żem pobłądził; przebaczysz, mój drogi.
ACHILLES
Wy przyjaciele moi — jedyne mnie wrogi
AGAMEMNON
Przecież z Troją nie pójdziesz, jeno pójdziesz z nami.
ACHILLES
Zginę, — bywajcie zdrowi — ostaniecie sami.
MENELAOS
Pytałem się wróżbitów i znam wróżbę twoją.
ACHILLES
A wiesz, jakie lekarstwa są, co rany goją
serdeczne — te, co dusza z nich wolna wieczyście
zapomina — i ciało rzuca, jako liście
swe zrzuca drzewo za jesiennym chłodem:
Że mnie tęsknota prze ku Śmierci głodem —
za moim przyjacielem, jedynym mym druhem.
Jego pomnę — i z nim się połączę mym duchem.Bądźcie zdrowi. — Oddalcie się — widok wasz boli.
Oddalcie się... was nie chcę... na świadectwo doli.
WSZYSCY
stoją nieporuszeni
przybywają coraz nowi rycerze
ACHILLES
Walczyć z nikim nie będę. — Krwi już tyle piłem.
Nie chcę krwi. — Matko moja ty — za długo żyłem.
Być może, że na walkę wynijdę — by zginąć.
Już wiem dziś — że mym bólem najbardziej mi słynąć.
Tym, co cierpię. Gdy los mię okrutny ograbił,
gdy najmilszego druha mego Hektor zabił;
śmierć zabójcy nie dała mi zemsty spragnionej
i dziś widzę, że druh mój na próżno pomszczony.
Że nie wróci już nigdy — i krew nic nie może,
gdy dusza raz w tajemne zestąpi bezdroże
nad ciemny Styks. — O matko — i ja tam pójść muszę.
Tu mi tęskno. — Hektorze, zbudziłeś mą duszę! —
Iljon w płomieniach zgore! — Dusza we mnie płonie.
pokazuje po za namiot
Hej! — Tam stos przyjaciela zbudowan wysoko!
Hej! — Atrydo! Mykeński lwie! wytęż wzrok, oko
i patrz! — Hej! sługi moje, zaprząc konie!!
SŁUDZY
zaprzęgają konie
ACHILLES
Usługę oddam druhowi ostatnią,
a was na ucztę tę dziś spraszam bratnią.
Co mam i co posiadam, wam to ostawuję.
wskazuje po nagromadzonych w namiocie przedmiotach
Podzielcie się, jak wartość swoją każdy czuje.
Mnie już tych rzeczy nie trza. Tęsknię za czemś w dali.
tęsknię. — tęsknota ta pierś moją pali...
wóz zajeżdża
Hej! Wóz po mnie zajeżdża, tam w piasek się ryje.
Konie rżą. — — Przyjacielu, kogóż ci zabiję?
AUTOMEDON
gdy chce wstąpić na wóz, aby ująć lejce, jakaś siła nie da mu dostąpić
wybladły, wylękły przystępuje ku Achillesowi i całuje dłoń jego i uklęka...
ACHILLES
zwraca się i postrzega na wozie:
PALLAS
w czarnej zbroi ze srebrną egidą, z zapuszczoną przyłbicą
ACHILLES
O Pallas! O Bogini. Tyżeś przyszła ku mnie.
Będziesz wóz mój wodziła. Powiedziesz rozumnie.
Ponad tłum polecimy, szybciejsi niż błyski.
Prowadź mię. Teraz czuję, żem Bogom jest bliski.
głaska konie
Ksantus drży. Lot to będzie! jak lot Apollina.
O matko, patrz ty na mnie, na twojego syna.
wstępuje jedną nogą na wóz
Żegnajcie!
wstąpił na wóz, wesoły
Patrzę na was półbogiem z wysoka.
Naprzód. — Już przed oczyma świetlna zawierucha.
Pallas!! — O Pallas, ponoś mego ducha!!
PALLAS
zacina konie lejcami
wóz rusza
WSZYSCY
patrzą w przerażeniu, jak wóz pędzi; w szalonym biegu skręca kilka razy dokoła stosu i jak się rozbija.
[XXIV] PRZED ŚWIĄTYNIĄ ILIONU
KASANDRA
oddaje Troilusowi łuk i kołczan
Tą bronią jeno i tymi grotami
może być Ilion zdobyty
i przeto łuk i groty, chowane w świątyni,
nigdy nie przejdą w ręce obce; są strzeżone.
TROILUS
Więc mają groty być w niebo puszczone
na znak przymierza z Bogiem?
KASANDRA
Łucznik tu stanie przed progiem
i po trzykroć ukłonem pozdrowi
Boży dom. — Ty wtedy zejdziesz ku niemu,
podasz mu łuk i kołczan przerzucisz przez ramię.
Przybędzie ustrojony Centaur konny,
na świętym Pozejdona rumaku,
będzie miał słońce na kołpaku.
I weźmie z twych rąk łuczysko Boga olbrzymie,
i grotem w niebo się zmierzy,
i cięciwy przygnie, i uderzy.
A gdy grot w niebo uleci,
ja bramę świątyni otworzę,
by orszak wszedł. I to będzie znaczyło,
że morski Bóg jest z nami w zgodzie.
A resztę dnia naród spędzi w gospodzie
na ucztach i wesołej zabawie.
TROILUS
Jeno to by mnie jedno cieszyło,
żebym to ja wyrzucał tę strzałę.
KASANDRA
Nie masz dość silnych rąk, ty jesteś dziecko.
TROILUS
Więc po cóż mam tu być?
KASANDRA
Boś ty niewinny i masz w oczach czystość,
i twój wzrok jest pogodnie patrzący,
i żeś ty niewiedzący.
Bo taki tylko może być wybrany,
by łuk podawał i groty
i patrzył w twarz łucznika,
a nie tknięty był grzechem sromoty.
Tak żąda narodu prawo.
Ty jesteś pośrednikiem Boga.
TROILUS
Wszyscy będą się na mnie patrzyli,
co ja zrobię — ? Ja jestem ciekawy,
jak wysoko strzała poleci?
KASANDRA
Laokoon dawnymi latyłucznikiem bywał w tej zabawie.
Dziś Boga klnie i swojej straty
opłakuje, bo mu dzieci pomarły,
bo je węże święcone
oplotły uściskiem i pożarły.
TROILUS
Widziałem go wczora.
KASANDRA
Lat temu tyle, ile twego życia,
jak uroczystość nie była święcona,
odkąd węże wyszły z ukrycia
i Laokoon przeklął Pozejdona.
Nikt inny nie śmiał z koniem pójść
i nikt nie chciał pozwolić,
by jego dziecko łuk ten podawało
u bram rozwartej świątyni,
bo obawiano się Laokoona
losu.
słychać muzykę
POSPÓLSTWO
wbiega
otaczając
ORSZAK POZEJDONOWEGO KONIKA
muzyka
KASADRA
kołace do wrót świątyni
DIOMEDES
przebrany, ustrojony w orszaku Pozejdona
zbliża się ku Odysowi
Co ona robi?
ODYS
skłania się w ceremonialne ukłony
to znów trójzębem tłum przegania
ustrojony z medyjska, jako Pozejdon na drewnianym koniku
tak zaś jest, że jeździec dźwiga sam na szelkach ów tułów koński, na którym niby harcuje
Puka, by ten stary otworzył.
Upatruj sobie tych,
których trza, byś pierwszych położył
trupem,
skoro ja wezmę łuk z rąk chłopaka.
muzyka
KASANDRA
pod wrotami świątyni, zaniepokojona
Stójcie Trojanie!
WSZYSCY
Drzwi rozwalić!!
rozbijają drzwi świątyni
ODYS
kłania się trzykrotnie Troilusowi
TROILUS
zarzuca mu kołczan przez ramię
podaje mu łuk
ODYS
wyrzuca grot w niebo
KASANDRA
przerażona, we wrotach świątyni
Stójcie Trojanie!! — Węże!! Trup tam leży,
ujęty wężów okropnym uściskiem.
Nie patrzcie! zamknąć wrota!!
do Troilusa
Uciekaj dziecko!
ODYS
zmierza się; godzi grotem w Troilusa
ORSZAK POZEJDONA
rzuca się na Trojańczyków, mordując
ODYS
wyrzuca groty i od wrót świątyni mierząc, zabija mężów
KASANDRA
nad upadłym Troilusem
Kona! Kona! Kona!
Laokoonie, wróżba twa spełniona!
ucieka
z daleka jeszcze grają fletnie
ODYS
bije grotami w tłum.
[XXV] W DOMOSTWIE PRIAMA
PRIAM
w otoczeniu całej rodziny, pogrążony w głębokiej zadumie
REZOS
wchodzi
staje po chwili bezradny
PRIAM
po chwili dopiero dźwiga się z miejsca
podchodzi do Rezosa zdziwiony
REZOS
Raz oto pierwszy ręce twoje
ujmuję w uścisk powitalny,
witaj, monarcho.
PRIAM
Witaj mężu.
Miło mi twarz twą ujrzeć znowu
i znów do piersi mej przycisnąć
tę dłoń — wczorajszy gościu miły.
REZOS
nie rozumiejąc
Tak, to pragnieniem tylko było,by jeszcze wczora zajść w te progi;
lecz mnie inaczej darzą Bogi.
Namioty Greków mię więziły
po czas, aż Jutrznia weszła błysnąć.
PRIAM
zastanawia się
Dziwna dłoń twoja jest w ujęciu.
Witając, chwytasz w pół tułowu
i skroń ku mojej chylisz twarzy...?
REZOS
Gdy przyjaciela Bóg nadarzy,
to ojce moi we zwyczaju
tak go witają.
PRIAM
Czemuż wczora
z daleka tylko na kolana
padłeś przede mną, kryjąc lico — ?
REZOS
marszczy brew
Nie kryłem nigdy lica chustą
przed nikim — jeno w świętym chramie.
Przywiodłem świętość waszą w miasto
i tam ostawiłem przy bramie,
gdzie lud się zebrał wesoły
i będzie strzegł ofiary;
by jak było rzeczno,
ofiarą sojusz uświęcono.
PRIAM
niechętny
Weź miejsce twoje znajome,gdzieś z nami siedział wczora.
Ostaniemy tak w zadumie
do późnego gwiezdnego wieczora.
Niech nikt nie przerywa wrzawą
ani okrzykiem
spokoju i ciszy, którą Bóg zseła.
zasiada
REZOS
stoi
PRIAM
po chwili patrzy na Rezosa
REZOS
Wskaż mi miejsce.
PRIAM
Wskazałem je wczora.
Cóż głos się twój załamał?
Czyżbyś ty kłamał?
REZOS
Idę prawdą. Dla prawdy walczę.
Czemuż wy mnie podstępnie pytacie — ?
Czyż wy kłamiecie — ?
PRIAM
Zuchwalcze!
REZOS
Jedyny ty mąż żywy
na którego nie porwę za nóż,
choć mnie twój język lży.
PRIAM
Mącisz nasz spokój — —
I wszystko, co mówisz ty,
jest dziwne — inaczej zgoła
wydałeś mi się wczora.
Cóż dziś obejście twoje i ruchy
szorstkie i niehamowne,
i oczy takie błyszczące
niepokojem...?
REZOS
po długiej chwili
nagle
O wasze życie!!
po chwili
O kim, wy to, monarcho, mówicie?
Raz oto pierwszy dziś tu stoję
gościem wśród was.
PRIAM
Tę samą zbroję
miałeś na sobie wczora
i zapinki te same, i szaty.
REZOS
Te mi właśnie wczora ze mnie zdarto
i jako żebraka puszczono
przed namiot Agamemnona,
gdzie mnie jako waszego posła
i zakładnika ugoszczono.
A dziś rano — Achajów straże
złodziei onych wychwytały,
którzy moje ukradli ubiory
i ubiory moje mnie zwrócono.
I otom jest w szatach moich przed wami.
PRIAM
zrywa się
Oszuście!!
do swoich
Imajcie mieczów.
To nie on, co wczora był z nami.
Wszakże mamy w stajniach twoje konie
i wozy twoje złociste.
REZOS
O potęgi światła, wiekuiste!Wszakże konie me wczora skradziono
i to pewno z waszego rozkazu!
O królu! Tobie szedłem z pomocą
i ty na mnie wysłałeś zbrodniarzy,
którzy zdradą opadli mnie nocą,
mnie i dziewczę to o cudnej twarzy,
które zbójcę porwali przemocą.
Więc ci zbójce to wy, królowie — —?!
PRIAM
To jawne! — Z Atrydą jest w zmowie!
Otoczcie go mieczami!
To nie on, co wczora był z nami!
dobywa miecza
PRIAMIDZI
biorą za miecze
REZOS
dobywa miecza
nagle opanowuje wszystkich trwoga
długa chwila milczenia
nagle słychać:
KRZYK KASANDRY
Puszczaj! Puszczaj! Płomienie!!
WSZYSCY
stoją, jak skamieniali, słuchają
POLIKSENA
nieśmiało
Kasandry to zwodnicze wieszczenie.
KRZYKI
łuna pożaru
łomot za drzwiam
WSZYSCY
chowają się wylękli w kątach izby
PRIAM i REZOS
na swoich miejscach z dobytymi mieczami
ODYS
w zbroi ukazuje się we drzwiach
na czele swoich towarzyszów
w jednej chwili izba jest opanowana
REZOS
Odjętą będzie od was wieki ręka Boża,
żeście się zbójeckiego jęli wszyscy noża.
Łamiecie mir! W świadectwo wzywam. Boga wód.
Przeklęte wodze wy i naród wasz, i lud.
ODYS
Stawaj do walki!
REZOS
Nie walczę z podłymi.
Służalcze ziemi, rzeź spraw nad świętymi.
ODYS
Czas widzę zda się, byś zmilkł usieczony.
REZOS
Siłą wieczystą ostanę pomszczony.
Stawaj do walki. Niech się spełni dola!
ODYS
Ja z woli Bóstwa idę, gdzie mnie wola.
uchylił się przed włócznią Rezosa
Rzuciłeś włócznią! — Więc zmierz się na miecze!
DIOMEDES
zmierzył się łukiem ku Rezosowi
REZOS
ugodzony grotem Diomedesa
Grot!
ODYS
Łuk Posejdona! Ha, krew z rany ciecze!
pochyla się nad Rezosem
Śmierć twoja była konieczna... człowiecze.
Myślałem, że ty Boży — i już drżałem w lęku,
jeźli moc Boża zjawi się w twym ręku.
REZOS
Wiedz, że moc Boża jawi w mej duszy,
Przekleństwo Boga ciało twoje skruszy.
umiera
ODYS
Cokolwiek będzie, przyjmę mękę godnie.
Spełniłem dzieło. Wiem, że spełniam zbrodnie.
głosem podniesionym
Zarzezać męże! — Niewiasty ocalić.
Śmierć królem naszym! Mordować, ciąć, palić!!!
AGAMEMNON
staje we drzwiach na czele swoich
w głębi pożar
AGAMEMNON
wszedł na izbę
Dzięki Odysie u usługi twoje.
Dziś oto jako pan Iljonu stoję.
wskazując Priamidów
Biorę w opiekę tych ludzi.
MENELAOS
Spokojni,
przychodzim tutaj zwycięzcy. — Niech zbrojni
wszelką broń złożą. — Darzym was pokojem.
Przestać możecie na tem słowie mojem.
Orężne walki i zbójcza chuć syta.
Troja dziś twoja ogniami spowita.
Mocarzu-starcze. — Życiem was obdarzę.
Niech choć tym słowem zdrady zbrodnię zmażę.
PRIAM
milczy
ODYS
do Menelaosa
Zaiste wielkie słowa łatwo płyną. —
Ci na których nie patrzysz...
wskazuje ku miastu
Tam za ciebie giną.
MENELAOS
Których Bóg zechce, ocali lub zgnębi.
do Odysa
Mnie posłuszeństwo jesteście powinni.
Spryt wasz oceniam. — Ostańcie bezczynni.
Z wszelkich zdobyczy część wam się wyznaczy.
Lecz tu ja rządzę — głos wasz nic nie znaczy.
HEKABE
z niewiastami przypadła da nóg Menelaosa
Jesteśmy oto stado gołębi
błagalnice u twoich kolan.
Twoja wola nas ocali lub zgnębi.
Oto patrzaj na nasze dziewice.
Wszystkie zabierz złote skarbnice,
ostaw życie — niechaj z wami żyją!
do Priama
ciągnąc go za skraj szaty
Klęknij stary przed ich siłą...
PRIAM
nie poruszony
Przed czyją —?
[XXVI] NAD SKEJSKĄ BRAMĄ
PARYS
do gromady zbrojnych
Do broni! Nagotujcie łuki
i kamienie miejcie pogotowiu!
DEIFOBOS
patrząc ku księżycowi
Nie rozumiem, czemu bieg się inaczy,
czemu tarcza złocista przygasa — ?
PARYS
Czekać będziemy gwiazdy,
z mieczmi dobytymi w obronie.
Wiedzcie, że jeźli tych skroni
nie uwieńczy gałązka wawrzynu,
do trupów zlecą się kruki,
do trupów zlecą się sępy.
Do walk się gotujcie, do czynu!
Ten muru kawał obronny, te strzępy
Iljonu, ten gruz ostatni;
tu ostatnie nasze schronisko
i kres abo zwycięstwo nasze,
od waszych zależne dłoni,
i kres abo sława blisko!
DEIFOBOS
Tam wrzawa w uszy mi dzwoni.
Czy widzisz, jako biega pod mury
i jako całe nad Skamandrem błonie
pełne koni,
pełne koni i strojnych rycerzy — ?
PARYS
Albo ich złupim z odzieży,
abo Śmierć tu będzie władnąca.
klęka
O gwiazdo! O ty nieblednąca!
Znijdź ku mnie w ostatniej dobie.
Oto otoczon rycerzmi
w modły się skłaniam ku tobie,
jako modliłem się co dnia.
Zejdź ku mnie jak pochodnia,
ty, któraś miłość w mej piersi
miłością zapaliła płomienną.
Zestąp nad bramę tę, boska,
niech trud się mój złamie i troska,
trud i troska o moich!
O, dla tych zachwytów twoich
nie zapomnij twojego pasterza!
DEIFOBOS
Łuna się pożaru rozszerza.
Oto świątynia w czarnym dymie;
w kłębach, co jej czoła sięgły.
Patrz — na palące węgły,
ze wszech stron owite dymem pożaru.
PARYS
klęcząc w modlitwie
Ty mocą twojego czaru
daj moc piorunom!!
wstając
Do broni! — Stawajcie za mną!
DEIFOBOS
Bieży człowiek — zda mi się ze dworu
mego ojca, starego rodzica.
SŁUGA
który przybiegł od strony grodu
Rzeź sprawili! —
do Parysa
Wielki, przysloń lica.
Pasterzu, nakryj twej twarze.
Słowem cię strasznym uderzę.
Skonali pod toporem, pod nożem,
klnąc twoje imię przeklęte
i zwąc karaniem bożem
moce twych czarów nieświęte,
iżeś śmiał Bóstwo gwieździste
wlec w twoje łoże człowieka,
że kara dla cię już bliska,
że klątwa już niedaleka,
co sięże ciebie — przychodnia.
PARYS
Psie! — We krwie tej, co cię opłucze,
świeć mi się jak pochodnia
w pożarnej łunie.
zabija sługę
do rycerzy
Za tarcze!
Dzielnie bić! — Z wami wystarczę!
walka
DEIFOBOS
tuż obok Parysa walczący
godzi go z tyłu oszczepem
PARYS
pada ugodzony oszczepem
ATRYDZI
na czele swoich rycerzy wkraczają
mordują opornych rycerzy Parysowych
stoją chwilę, jako zwycięzcy
AFRODITE
zstępuje po promieniu
w szacie z gwiazd
idzie, jak senna
szuka kogoś przed sobą
przechodzi w kierunku grodu
JEŃCY TROJAŃSCY
patrzą na nią
1 CHÓR
Gdzie idzie?
2 CHÓR
Poszła w jego łożnice.
1 CHÓR
Czy widzicie, idzie jak senna —?
2 CHÓR
To ona jemu miłośnie życie
czyniła, Bogini gwiazd promienna,
że nocą szła ku niemu skrycie,
a gdy gwiazda zaświtała jutrzenna,
dom porzucała i łożnice,
unosząc w szatach tajemnicę
miłości.
1 CHÓR
Patrzcie, wraca.
2 CHÓR
Patrzcie, około siebie szuka.
AFRODITE
wraca
2 CHÓR
Czy widzicie, jak się uśmiecha —?
1 CHÓR
Pragnie; miłości snać niesyta.
2 CHÓR
Czy ona widzi?
1 CHÓR
Nie, nie widzi.
2 CHÓR
Jakaż to poza nią świta
gwiazd — świetlana droga.
1 CHÓR
Oto widzicie przed sobą Boga,
który postać bierze człowieka
i z błękitów podniebnych ucieka.
2 CHÓR
Błąka się.
1 CHÓR
Przystaje i czeka.
Zdaje się zawiedziona.
Jakże się dziwno uśmiecha.
Snadź nie wie, że kochanek jej kona.
2 CHÓR
Tu idzie — nie widzi trupa.
1 CHÓR
Postrzegła — ze wstrętem się cofa.
2 CHÓR
Znika za węgłem słupa.
1 CHÓR
We światłach groźna wraca.
2 CHÓR
Oczy jej błyskawice, górą!
Zemstą dysze! — Straszliwa.
Upadajcie do ziemi twarzą.
Jej oczy piorunem rażą.
1 CHÓR
Kochanka szuka, płonie.
z szat się rozdziewa nieskromnie.
AFRODITE
porusza ustami
Do mnie, do mnie, pójdź do mnie.
2 CHÓR
Słyszycie, jak się żali?
AFRODITE
porusza ustami
szept, ledwo dosłyszalny
Przyjdź, ciało mię pali.
Mężu, przyjdź — przeklnę Ziemię,
świat wasz cisnę w płomienie,
zabiję piorunami.
Moc moją Bożą odsłonię.
Kochanku, za jednę tę noc,
gdy duch mój ciałem płonie
przeklęty — bierz ciało
w miłosnym czynie,
bo świat ogniem zatopię,
bo wszelki żywot spalę....
WSZYSCY
w trwodze upadają przed Boginią
1 CHÓR
Szaty zdejmuje — zrzuca — lwica!
Okropne oczu błyski — porażą błyskawice.
Nie patrzcie w lica.
Bogini Afrodite!!!
AFRODITE
wpół odsłoniona z szat
MENELAOS
Ja was ocalę! —
biegnie ku niej z mieczem
by ją ciąć
spojrzał
miecz wypada mu z dłoni
AFRODITE
zwrócona ku niemu twarzą
patrzy nań
MENELAOS
w przerażeniu
Helena! Helena! Helena!
AFRODITE
jej oblicze znów się składa do uśmiechu
GRECY
Helena!!