Przedstawiona po raz pierwszy przez aktorów nadwornych J. K. Mości we wtorek, 27 lutego 1784
Wstęp
Mówiąc swojego czasu o Wyznaniach Jana Jakuba zaznaczyłem, iż ze wszystkich dzieł tego pisarza najbliższym dla nas pozostało to, w którym kreśli dzieje swego życia, w przeciwieństwie do wielu pisarzy XVIII wieku, których życie jest dla zrozumienia ich dzieł niemal obojętne. Nie może się to odnosić do autora Wesela Figara. Dopiero w świetle życia tego pisarza można ustalić i zrozumieć wszystkie perspektywy jego dzieła; poza tym życiorys jego jest sam przez się tak bogaty w ciekawe szczegóły i tak znamienny dla epoki, iż jedynie żałować mi przychodzi, iż muszę ściągnąć go tutaj do szczupłego zarysu.
Piotr Augustyn Caron, który później przybrał nazwisko de Beaumarchais, urodził się w Paryżu w r. 1732 jako syn zegarmistrza. Ojciec, nawrócony kalwin, był człowiekiem uczciwym, światłym i przedsiębiorczym. Straciwszy trzech synów, pragnął, aby ostatni, jaki mu pozostał, był jego następcą w rzemiośle; dlatego nie umieścił go w żadnym wyższym zakładzie naukowym, ale dał mu wykształcenie ściślezawodowe. Wszystko, co Beaumarchais posiądzie w dziedzinie ducha, będzie zawdzięczał jedynie sobie i życiu, które w tym wypadku okazało się nader szczęśliwym nauczycielem. Po wcześnie rozbudzonym półdziecięctwie Cherubina i dość burzliwych latach młodzieńczych, młody Caron daje dowody wybitnego uzdolnienia w swoim zawodzie, jak również szerokości horyzontów sięgających poza jego granice. Chodziło o wynalazek z zakresu zegarmistrzostwa dokonany przez przyszłego komediopisarza, a którego pierwszeństwo chciał mu zagarnąć kto inny. Beaumarchais wytacza proces — pierwszy z serii procesów, które miały towarzyszyć mu przez całe życie — równocześnie apeluje do Akademii Nauk, do opinii za pomocą artykułów w „Mercure de France” i — wygrywa sprawę. Mikroskopijny zegareczek w pierścionku, ofiarowany w hołdzie pani de Pompadour, daje go poznać na dworze, dokąd wzywa go sam monarcha. To wszystko nie zaspokajało ambicji młodego człowieka. Ubóstwiany całe życie przez kobiety, kobiecej też rączce zawdzięczać będzie pierwszy krok ku wywyższeniu. Znajomość zawarta w sklepie z klientką, panią Franquet, przynosi mu najpierw mały, lecz dość honorowy urzędzik, tanio odkupiony — modą XVIII w. — od jej męża, a następnie, po śmierci tegoż, małżeństwo z bogatą, o dziesięć lat starszą wdową. W niespełna rok żona umiera; mimo że Caron zabezpieczył sobie kontraktem prawo dziedzictwa, brak pewnych formalności oraz zabiegi rodziny zdołały go zeń wyzuć. Zostało mu jedynie „szlacheckie” nazwisko de Beaumarchais, które wedle praktykowanego zwyczaju przybrał był od folwarczku będącego własnością żony. Gdzie, w jakiej okolicy Francji leżało owo Beaumarchais, było zawsze i jest do dziś dnia rzeczą niezbadaną. Beaumarchais nie traci głowy w trudnej sytuacji. Raz zwróciwszy na siebie uwagę Wersalu jako zegarmistrz, wypływa tam obecnie jako muzyk, harfista, popierany przez córki Ludwika XV, miłośniczki muzyki. Beaumarchais daje im lekcje, układa dla nich utwory muzyczne, organizuje koncerty. Równocześnie uprawia i inne stosunki, jest zażyły w domu pana Le Normand, męża pani de Pompadour; tam wchodzi w świat finansów i uświadamia sobie własne w tym kierunku talenty. Oddaje, dzięki łasce dworu, przysługę finansiście Duvernay, który przez wdzięczność wprowadza go w świat interesów i pozwala przy sobie dojść do fortuny. Pierwszym staraniem Beaumarchais'go po zbogaceniu było wznieść się do stanu szlacheckiego. Skłania ojca do poniechania zawodu zegarmistrza, sam zaś, kupując za pięćdziesiąt sześć tysięcy franków dyplom „sekretarza królewskiego”, staje się tym samym szlachcicem. „Nie mogąc zmienić przesądu, trzeba mu się poddać” — powiada z filozofią godną Figara.
Dobrze zaopatrzony w pieniądze i rekomendacje, puszcza się do Hiszpanii. Podróż ta miała rozmaite cele. Najpierw, sprawy rodzinne; dalej pomysły ekonomiczno-finansowe; wreszcie pociąg do uciech i wrażeń. Temperament Beaumarchais'go nastarczy wszystkiemu: widzimy go, jak rozrzuca fantastycznie śmiałe pomysły handlu kolonialnego, gra grubo u ambasadorów, bałamuci ich żony, układa wiersze na nutę melodii hiszpańskich, słowem, wchodzi w skórę madryckiego „kawalera” pierwszej wody. A jako jeszcze jeden rezultat podróży — memoriał przedłożony księciu de Choiseul o stanie politycznym Europy i Hiszpanii. (...) Pomysły jego finansowe nie znalazły w Hiszpanii gruntu; sam powiada, iż furia francese rozbiła się o bezwładność hiszpańskiej flegmy.
Wróciwszy do Paryża, Beaumarchais pcha się dalej do fortuny i wywyższenia, ale to nie wystarcza jego bujnej naturze. Rzuca się w teatr; pisze sztukę pod tytułem Eugenia, w rodzaju sentymentalnego dramatu, zapoczątkowanym przez Diderota, Sedaine'a i La Chaussee'go; rodzaj sprzeczny zresztą z jego talentem i naturą. Mimo iż Beaumarchais przygotował grunt dla sztuki — tak jak to on tylko potrafił — odczytując ją po salonach i z góry tworząc jej stronnictwo, nie uzyskała powodzenia; ledwie później, przerobiona i skrócona, zdobyła wątłe życie na deskach scenicznych. Najwytrawniejsi znawcy, Grimm, Wolter, Collé, odsądzali po tej próbie pisarza od wszelkich nadziei.
W r. 1769 żeni się Beaumarchais powtórnie — z panią Léveque, młodą i bogatą wdową; żona umiera mu po paru latach, jak również syn z tego małżeństwa, które nie przyniosło Beaumarchais'mu prawie nic pod względem majątkowym, ponieważ majątek żony był głównie dożywociem. Ale Beaumarchais miał wrogów; już po śmierci pierwszej żony, poprzedzonej rychłym zgonem jej męża, puszczano przeciw pisarzowi podejrzenia trucicielstwa; obecnie niedorzeczne te pogłoski zaczęły obiegać ze zdwojoną siłą. Zaiste, Beaumarchais ze świadomością rzeczy mógł ustami don Bazylia wyśpiewać ów boleśnie ironiczny hymn na cześć potwarzy!
Nowa sztuka Dwaj przyjaciele, czyli Kupiec z Lyonu również nie zdobyła powodzenia. Beaumarchais poznaje gorycze, jakimi świat poi wygwizdanego autora. W ogóle lata te stanowią w życiu pisarza okres niepowodzeń, z których zdołał się wydźwignąć jedynie mocą swej niespożytej energii, żywotności i talentu. Niewczesny koncept, jaki dla rozerwania króla podsunął staremu dworakowi, księciu de la Vallière, ściąga na Beaumarchais'go niełaskę dworu. Wreszcie — najcięższe z nieszczęść — w r. 1770 umiera przyjaciel jego i protektor, Paris Duvernay, uregulowawszy na trzy miesiące przed śmiercią rachunki swoje z pisarzem i zostawiwszy mu formalne pokwitowanie. Hrabia de la Blache, spadkobierca finansisty, nienawidził Beaumarchais'go. „Nienawidzę tego człowieka, tak jak się kocha kochankę”. Odmówił uznania rachunków, zarzucił fałszerstwo aktu i wpisanie punktów, którym Duvernay był, jego zdaniem, obcy. Wszczął się zawiły proces; Beaumarchais wygrywa w pierwszej instancji, ale hrabia apeluje.
Wśród tego Beaumarchais napisał słowa i muzykę opery pod tytułem Cyrulik sewilski i przedłożył ją aktorom włoskiego teatru. Operę odrzucono. Niewyczerpany w energii autor przerabia na poczekaniu operę na komedię i czyta ją aktorom Komedii Francuskiej, gdzie zyskuje przyjęcie. Ale nieprzewidziany wypadek krzyżuje plany. W toku prób wybucha zwadamiędzy pisarzem a księciem de Chaulnes, zazdrosnym o względy aktorki Menard. Dochodzi między rywalami do publicznej bójki; skandal jest taki, iż obaj zapaśnicy dostają się do więzienia. Hrabia de la Blache korzysta z pobytu Beaumarchais'go w For-l'Evêque, aby dosięgnąć sparaliżowanego w obronie przeciwnika i uzyskać osądzenie sprawy. Beaumarchais miota się w swym zamknięciu; uzyskuje wreszcie, iż pod strażą wypuszczają go kilka razy, aby mógł zająć się procesem. Referentem sprawy był sędzia Goëzman, nieżyczliwy dla pisarza. Beaumarchais po długich staraniach zdobywa u niego audiencję za cenę stu ludwików i zegarka z brylantami, ofiarowanych żonie sędziego, plus piętnaście ludwików rzekomo „dla sekretarza”.
Beaumarchais przegrywa proces. Pani Goëzman zwraca mu — jak umówiono w razie przegranej — sto ludwików i zegarek, ale piętnaście ludwików sekretarza przepadły jak kamień w wodzie. Beaumarchais, podrażniony niepowodzeniami, podnosi krzyk, domaga się zwrotu; Goëzman wytacza niebacznie skargę o usiłowanie przekupstwa i zniewagę żony sędziego! Wszczyna się nowy proces, pamiętny w dziejach literatury tym, iż daje asumpt do słynnych Memoriałów pisarza, którebawiły i elektryzowały Francję od najlichszego z mieszkańców Paryża aż do samego króla. „Nie znam — pisze w którymś z listów Wolter — zabawniejszej komedii, tragedii bardziej wzruszającej, a zwłaszcza lepiej oświetlonej drażliwej sprawy...”. A w innym, pisanym do d'Alemberta: „Co za człowiek! Łączy wszystko: dowcip, powagę, rozsądek, wesołość, siłę, zdolność wzruszania, wszystkie rodzaje wymowy bez ubiegania się o żaden; miażdży przeciwników i daje lekcje swoim sędziom...”. Poza talentem pisarskim, jaki ujawnił się tupierwszy raz w całej pełni, Beaumarchais miał tę zręczność, iż umiał wyzyskać na swą korzyść wszystkie pasje polityczne i wszystkie niezadowolenia nurtujące wówczas w Paryżu, i w ten sposób uczynił własną sprawę sprawą ogółu; ale poza tym wszystkim Memoriały jego wyrastają ponad lokalne znaczenie procesu: to potężne i niechybne ciosy zadawane w najsłabsze punkty strupieszałego już sądownictwa i całego na feudalnych przeżytkach opartego systemu.
Beaumarchais wygrał sprawę... tak jak ją mógł wygrać przeciw takiemu przeciwnikowi... Wygrał i przegrał zarazem. Sędzina Goëzman otrzymała naganę, której musiała wysłuchać na kolanach. Sędziemu Goëzmanowi polecono podać się do dymisji. Ale i Beaumarchais otrzymał naganę, co wedleówczesnej procedury równało się śmierci cywilnej. Memoriały jego — jako oszczercze! — skazano na szarpanie szczypcami i spalenie w dziedzińcu sądowym. Nad tym Salomonowym wyrokiem pełny sąd radził od piątej rano do dziewiątej wieczór.
Jakimi sposobami Beaumarchais zdobył na tyle kredytu, aby uzyskać odwet, to już inny rozdział jego historii, nie najmniej fantastyczny w tym zdumiewającym życiorysie. Ale uzyskał odwet w całej pełni: najpierw rehabilitację z wyroku z Goëzmanami, potem rewizję procesu z hrabią de la Blache i wygraną tegoż procesu. Jaką popularność zdołał osiągnąć, świadczy, że w dniu wygranej miasto Aix, gdzie toczył się proces, iluminowano. Naród — jak mu to z całym talentem podsunął — uznał jego sprawę za swoją.
I teraz dopiero, po wygaśnięciu sprawy, zrodzony w jej trakcie — i z niej — wielki pisarz oblecze ją w nieśmiertelne kształty. Z Memoriałów i ich przedmiotu przekształconego twórczo, przetransponowanego na intrygę miłosną powstanie Wesele Figara. Figaro, w Cyruliku sewilskim jeszcze usłużnysługus z komedii, zmieni się tu w utalentowanego i uczciwego plebejusza, nabrzmiałego, mimo że ton całej sztuki jest rozkosznie wesoły, buntem i szyderstwem. „O panie hrabio, cóżeś uczynił dla zyskania tylu przywilejów? Zadałeś sobie ten trud, aby się urodzić, nic więcej. Poza tym człowiek dosyć pospolity, podczas gdy ja...!”. Te słowa wielkiego monologu Figara, wyrzucone gniewnie przez zaciśnięte zęby, padną ze sceny na widownię, na której będą się tłoczyli zachwyceni i oklaskujący arystokratyczni słuchacze. „Figaro to rewolucja już w czynie” — mówił Napoleon. „Figaro zabił szlachtę” — wołał Danton. Otóż konflikt Figara z Hrabią urodził się niewątpliwie z procesu z hrabią de la Blache, tak jak owa centralna sprawa sądu z nieśmiertelnym sędzią Brid'oison (don Guzman) urodziła się ze sprawy z Goëzmanem. Cała skala tonów, jakie Beaumarchais genialnie zinstrumentuje w Weselu Figara, znajduje się już w Memoriałach. Rzadko kiedy można śledzić z taką precyzją i na tak interesującym materiale narodziny wielkiego pisarza. I mimo woli, odłożywszy książkę, popada człowiek w zadumę i sili się odgadnąć, jak by wyglądał dziś świat, jak literatura, gdyby sędzina Goëzman nie była zatrzymała owych szczęśliwych piętnastu ludwików? Świat jak świat, licho go tam wie; ale to pewna, że teatr wyglądałby inaczej. Wesele Figara pokazało mu nowe drogi.
Mimo to położenie Beaumarchais'go nie było najlepsze. W dawnej jurysprudencji „nagana” taka była wyrokiemśmierci cywilnej; brakło tylko kilku głosów, aby Beaumarchais był skazany na galery. Hrabia de la Blache wyzuł go z majątku; o wystawieniu Cyrulika, którego próby zawieszono, nie mogło być mowy. Aby uzyskać na drodze łaski królewskiej nadzieję unicestwienia wyroku, Beaumarchais oddaje dworowi usługi dość dwuznaczne, z zakresu policji polityczno-literackiej: wyławia pamflet przygotowany do ogłoszenia w Anglii przeciw pani du Barry, wykupuje rękopis i przeprowadza jego zniszczenie. Wśród tego król umiera, następca zaś jego, Ludwik XVI, nie ma przyczyny solidaryzować się w obowiązkach wdzięczności dla obrońców honoru pani du Barry... Na szczęście pamfletów nie brak; krążą, i nader złośliwe, wymierzone w Marię Antoninę. Nowa wyprawa Beaumarchais'go pełna romantycznych przygód, które okazują się jedynie Szelmowskimi sztuczkami Skapena i sprowadzają nań — zamiast nagrody — uwięzienie w Wiedniu z podejrzeniem, niezupełnie niepodobnym do wiary, że to on sam... był autorem pamfletu, którego przychwyceniem się chlubił. Wypuszczony za wstawiennictwem tajnej policji francuskiej (również dość dwuznaczną odgrywającej w tej sprawie rolę), odszkodowany za trzydziestojednodniowe więzienie tysiącem dukatów, które odrzuca, i diamentem, który przyjmuje, wraca do Paryża.
Wróciwszy, Beaumarchais uzyskuje podjęcie prób Cyrulikasewilskiego i wreszcie, po trzechletniej odwłoce, doczekuje się jego wystawienia 23 lutego 1775 r. W tryumfalnej przedmowie, jaką opatruje swoją komedię, ogłaszając ją drukiem, pisze w nagłówku: „komedia, wystawiona i położona na scenie Komedii Francuskiej dnia...” itd. To niemal prawda. Paryż za długo czekał na Cyrulika i za wiele się spodziewał. Sztuka, która zyskała żywy poklask czytana w salonach przez autora,na scenie wydała się rozwlekła, przeładowana i — prawie że padła. Beaumarchais wziął się zaraz nazajutrz do roboty, oczyścił, skupił, ściągnął do czterech aktów i w tej nowej postaci zdobył niespodziewany i tym razem trwały sukces.
Tutaj następuje w życiu Beaumarchais'go — mimo iż przyzwyczaiło nas ono do niespodzianek — okres niemal fantastyczny. Była to chwila, kiedy kolonie angielskie w Ameryce oderwały się od pnia macierzystego i podjęły wolnościową wojnę. Beaumarchais jeden z pierwszych, jużw r. 1775, ocenił doniosłość wydarzeń. Obyczajem XVIII wieku zasypuje memoriałami króla i ministrów; odradza jawne wystąpienie przeciw Anglii, ale zaklina o tajemne udzielenie posiłków „buntownikom”. Rząd francuski uznaje trafność jego poglądów; pozwala mu zorganizować całe biuro dostawy broni i opatruje je milionową subwencją, do której przyczynia się również milionem rząd hiszpański. Dom powstaje pod firmą Rodrigue Hortalez i Spółka. Beaumarchais rozwija coraz szerzej swoje plany; osiąga to, iż wystawia własną „flotę wojenną” złożoną z jednego wprawdzie, ale znakomicie uzbrojonego okrętu. Działalność jego utyka wskutek nierzetelności Stanów, od których Beaumarchais miał otrzymywać w zamian za amunicję tytoń i bawełnę, a nie otrzymał nic prócz weksli Franklina i teoretycznego uznania swych pretensji. Zaledwie w r. 1835 rodzina Beaumarchais'go windykuje w drodze ugody osiemset tysięcy franków jako spłatę długu, który w r. 1793 uznany został w wysokości blisko półtrzecia miliona.
W r. 1776 Beaumarchais uzyskał swą rehabilitację z wyroku w sprawie z Goëzmanem, wszczął na nowo proces przeciw hrabiemu de la Blache, przysporzył uciechy i emocji Francji nowymi memoriałami i — tryumfalnie wygrał. Mieszkańcy Aix, przed którego to miasta trybunałem rzecz się toczyła, uczcili ten wynik iluminacją, serenadami itd. Temperament Beaumarchais'go, nie wyczerpany tak różnorodną działalnością, znajduje sobie jeszcze nowe pole. Podejmuje on sprawę, mimo iż skromniejszą co do rozmiarów, ale z pewnością nie najmniej drażliwą. Doświadczywszy w stosunkach swoich z teatrami, jak dalece autorzy dramatyczni są ofiarą wyzysku przedsiębiorstw teatralnych, organizuje — więcej z potrzeby działania i poczucia sprawiedliwości niż z własnego interesu, gdyż dochody autorskie nie mogły stanowić rubryki w jego milionowych pozycjach — syndykat autorów dramatycznych, prowadzi walkę przeciw aktorom i — po latach — uzyskuje ustawowe uregulowanie kwestii. Ale wszystko to to jedynie cząstka czynności, jaką Beaumarchais rozwija na wszystkich polach. Można powiedzieć, iż był on Figarem całego Paryża. Od ministrów i wynalazców aż do uwiedzionych dziewcząt szukających rady i pomocy — wszyscy zwracają się do niego: dla każdego ma w zanadrzu pomysł, kombinację, radę, pożyczkę. Zaś w nawale tych najróżnorodniejszych spraw i zatrudnień — jakże odległych od literatury! — powstaje dzieło, które ma jeszcze raz zelektryzować Francję i unieśmiertelnić swego twórcę: Wesele Figara.
Ukończone w r. 1778, przyjęte przez Komedię Francuską w r. 1781, Wesele Figara doczekało się wystawienia dopiero w r. 1784. Trzy lata Beaumarchais walczył przeciw powadze zakazu królewskiego i zwyciężył dzięki zręczności, z jaką umiał wygrywać jedyną prawdziwą potęgę owej doby — opinię.
Cenzor, któremu zrazu przedłożono sztukę, aprobował ją. Ale zawieziono rękopis do Wersalu, król i królowa kazali go sobie przeczytać. Ludwik XVI oświadczył wręcz: „To ohydne; nigdy nie pozwolę wystawić tej sztuki”. Powiadają, iż Beaumarchais odzywał się głośno w Paryżu: „Król nie chce, aby Wesele Figara było grane: zatem — będzie grane”.
Skoro rozeszła się wieść o zakazie, cały Paryż chciał poznać sztukę, Beaumarchais zręcznie gospodarował faworem lektury użyczanym co najwpływowszym osobom. Przez chwilę zdawało się, że będzie można sztukę odegrać dla zamkniętego grona; aktorzy komedii umieli już role, bilety były rozdane. W ostatniej chwili król zabronił. Wedle relacji pani Campan: „nigdy — w owych dniach poprzedzających upadek tronu — słowa ucisk i tyrania nie były wymawiane z większą pasją i gwałtownością”. A wymawiały je usta klasy najdostojniejszej i najbliżej stojącej tronu dla tej komedii, której treścią i celem było okryć tę właśnie klasę śmiesznością i wstydem! W końcu, po nieskończonych zabiegach, zezwolono na widowisko prywatne, a wreszcie, 27 kwietnia 1784 r. — publiczne. Co się działo pod teatrem i w teatrze, tego nie pamiętają dzieje sceny. Najwyżsi dostojnicy tłoczyli się z roznosicielami afiszów; złamano kordon straży i kratę żelazną; parę osób uduszono w ścisku. Trzysta osób z największego świata jadło obiad w garderobach aktorek, aby tym pewniej dostać się na salę. Księżne i margrabiny czuły się szczęśliwe, wciśnięte gdzieś w kącik na galerii, obok osób więcej niż wątpliwego towarzystwa.
Wesele Figara miało sześćdziesiąt osiem przedstawień niemal jednym ciągiem; ilość na owe czasy olbrzymia. Można się domyślić, iż zawistni i wrogowie nie patrzyli spokojnie na ten tryumf. Przedmowa do Wesela Figara, jedna z najbłyskotliwszych kart pióra Beaumarchais'go, odzwierciedla zajadłość walki. Wśród coraz żywszej polemiki, prowadzonej za pomocą piosenek, artykułów, listów otwartych, wymknęła się Beaumarchais'mu nieszczęśliwa aluzja do udaremnionego zakazu królewskiego. Wyzyskano tę okoliczność, aby poruszyć króla przeciw niemu. Nie wstając od stołu karcianego, przy którym się zabawiał, Ludwik XVI skreślił na siódemce pik rozkaz uwięzienia Beaumarchais'go i odprowadzenie go do Św. Łazarza, domu poprawy dla rozpustnej młodzieży. Paryż przez kilka dni bawił się nieszczęściem pisarza, po czym nastąpił zwrot w opinii: zaczęto się oburzać na samowolę władzy. Dwór spostrzegł, iż popełnił krok fałszywy. Beaumarchais'go wypuszczono na wolność; w dzień jego uwolnienia wszyscy niemal ministrowie byli obecni na przedstawieniu Figara; co więcej, Ludwik XVI kazał wystawić w Trianon Cyrulika, gdzie sama królowa grała rolę Rozyny! Wreszcie wypłacono przeszło dwa miliony franków należne pisarzowi tytułem odszkodowania za uszczerbki, jakie ucierpiała w bitwie morskiej jego „flota”, a których wypłacenia dotąd na próżno się domagał. Epizod ten jest jednym z najwymowniejszych rysów malujących ostatnie podrygi „dawnego porządku”, w których samowola łączy się w zdumiewający sposób ze słabością.
Był to zarazem ostatni przebłysk gwiazdy Beaumarchais'go. W licznych i zawiłych sprawach, jakie ściągnęły nań i nadal jego śmiałe i awanturnicze nieraz przedsiębiorstwa, opinia, ta najwyższa wówczas instancja, do której zawsze apelował i na której umiał grać po mistrzowsku; obraca się teraz stale przeciw niemu, a na korzyść przeciwników. Bo też te ostatnie lata monarchii, pędzące z zawrotną szybkością ku przewrotowi, jak również i sama epoka rewolucji, innej wymagają broni i wymowy. Skończył się czas śmiechu i lekkiej ironii: namaszczony patos, deklamacja, waląca maczugą inwektywa — oto hasła chwili. Przekonał się o tym Beaumarchais, spotkawszy się z takim przeciwnikiem jak Mirabeau, który, świeżo wypuszczony z więzienia, zrujnowany i żądny rozgłosu, dał się użyć za narzędzie wrogich Beauimarchais'mufinansistów paryskich. Zresztą Beaumarchais nie ma już dawnego zapału. Bogaty, szczęśliwy w nowo stworzonym ognisku rodzinnym, myśli raczej o spoczynku. Buduje i zdobi pałac położony na bulwarze, naprzeciwko Bastylii. W swoim czasie Ludwik XVI słuchając monologu Figara mówił: „To ohydne; nigdy nie pozwolę tego wystawić; trzeba by zburzyć Bazylię, jeśli wystawienie tej sztuki nie miałoby być groźną niekonsekwencją”. Minęło kilka lat; lud ciągnie burzyć Bastylię: Beaumarchais zgłasza prośbę, aby mu powierzono nadzór burzenia cytadeli, „iżby — powiada — sąsiednie domy nie poniosły przy tym uszczerbku”. „Roztropna przezorność. Cudowny symbol!” — czyni w tym miejscu słuszną uwagę jego biograf. W toku rewolucji, spotwarzany, denuncjowany, zmuszony niemal bronić życia, Beaumarchais znajduje energię, aby wystawić sztukę Występna matka, w której jeszcze raz wprowadza na scenę Figara przykrojonego na nową modłę. Sztuka, słaba zresztą, padła; czasy nie były pomyślne dla literatury. Prześladowania walą się nań w dalszym ciągu. Uwięziony, jedynie wpływom dawnej kochanki, pani Houret, zawdzięcza ocalenie; 9 Termidor ratuje od gilotyny żonę jego, siostrę i córkę. Kilka lat tuła się za granicą, wreszcie w r. 1796 wraca, aby kosztować spokoju na resztkach, dość pokaźnych zresztą, dawnej fortuny. Umiera nagle w r. 1799.
Takim było życie Beaumarchais'go. Jak wspomniałem, z żalem ograniczam się do skreślenia go w najogólniejszych rysach, gdyż dopiero w szczegółach nabiera ono pełni wyrazu. Można powiedzieć, iż życie pisarza jest satyrą ancien régime'u, co najmniej równie kapitalną jak jego dzieła. I dzieła te są z nim ściśle związane, wypływają zeń niejako. Pierwiastek awanturniczej swobody i śmiałości, jaki cechuje sprawy jego życia, jest i w jego pismach; twórczość nie jest u Beaumarchais'go celem, ale epizodem jego wielostronnej działalności. Idzie też linią bardzo nierówną. Po słabych — mimo iż nie tak młodzieńczych — początkach, po których nawet wytrawni sędziowie odsądzali autora od przyszłości, następuje kilka lat, w których talent jego, smagany na przemian sukcesem i przeciwnościami, rozgrzany pasją i karmiony wszelkiego rodzaju doświadczeniem, skupia się, mężnieje, sypie iskrami — i znowuż po tych kilku latach omdlewa, traci prawdę i życie. O „dramatach” — nazwa ta była wówczas nowością — Beaumarchais'go nie mówi się zupełnie. Rodzaj tak zwanej „łzawej komedii” (comédie larmoyante), w przeciwieństwie do tragedii, która prawo cierpienia i szlachetności przyznawała jedynie królom i bohaterom, rozwinął się później, w XIX wieku, jako „dramat mieszczański” i udowodnił trafność poglądów pierwszych jego twórców; niemniej pierwsze dzieła na tej drodze — tak Diderota, jak La Chaussée'go, nie mówiąc o idących w te ślady pierwszych sztukach Beaumarchais'go — są to płody martwo urodzone. Dopiero Memoriały ujawniają talent pisarski, który tutaj, pod wpływem pasji i desperacji, zapomniał o wzorach i literaturze i odkrył bogatą, sobie tylko właściwą żyłę twórczości. Niestety, mimo świetnych zalet, Memoriały dzielą los okolicznościowych broszur, ściśle związanych ze sprawą, której aktualność przebrzmiała: mało kto ma dziś odwagę zapuszczać się w ten gąszcz zawiłej kontrowersji i odszukiwać w nim rysy werwy i dowcipu autora, skoro może rozkoszować się nimi w miłej, świeżej i łatwo dostępnej formie dwu jego nieśmiertelnych komedii. Tak więc dzieło życia Beaumarchais'go streszcza się w dwóch utworach: Cyruliku sewilskim i Weselu Figara. Dwie te sztuki skupiły w sobie niejako rasowe elementy francuskiego teatru, odmłodziły je, przetworzyły w nowe formy i przekazały następnym pokoleniom, stając się podwaliną nowoczesnej sceny francuskiej. Cały niemal późniejszy teatr, począwszy od Scribe'a poprzez Sardou i współczesnych mu dramaturgów, aż do Króla Caillaveta i Flersa, tego Wesela Figara à rebours, mieści się w zarodku w dziele Beaumarchais'go.
Jak wspomniałem, Beaumarchais jako komediopisarz, mimo swej beztroski i świeżości tworzenia, ma we krwi cały poprzedzający teatr francuski. Ogólna treść i założenie jego sztuk prostotą swą przypominają tradycyjne farces średniowiecza; intryga ma wiele z owych imbroglio, które przeniknęły z Włoch na scenę francuską; z Moliera przejmuje śmiałe rysy charakterów, jasność i zwięzłość ekspozycji, i — w razie potrzeby — gwałtowność inwektywy; z następców jego bogactwo i urozmaicenie w wikłaniu akcji; z Marivaux tchnienie erotyczne i subtelność profilów kobiecych: ale jakże to wszystko przetworzone, przepojone nowym życiem! Z jaką swobodą miesza wszystkie rodzaje, stapiając je w nowe twory! Komiczne imbroglio splata się z komedią charakterów; pustota farsy z satyrą społeczną i tchnieniem rewolucyjnym: wszystkie dawne elementy pod dotknięciem tego jedynego talentu stają się czymś na wskroś nowym. Weźmy treść Cyrulika: opiekun czyhający na rękę i majątek pupilki; młody panicz krzyżujący, przy pomocy sprytnego lokaja, jego plany; przebrania, lekcja śpiewu, wymiana listów, wreszcie nieodzowny rejent, ślub... czy może być na pozór coś bardziej zużytego? Ale jak to wszystko, począwszy od pierwszej scenyspotkania hrabiego z Figarem, tętni życiem, jak iskrzy się, czaruje świeżością! Ta urocza Rozyna ze swą przebiegłością i prostotą, z tkliwą uległością i dziewiczą dumą, o ileż cieplej jest kobieca od „pupilek” dawnej komedii! Ten sługus-wyga, stanowiący od Plauta do Moliera i jego następców sprężynę komicznego teatru, jakże nowe zyskuje perspektywy w postaci nieśmiertelnego dziecięcia XVIII wieku, Figara! A Bazylio, rozkoszny Bazylio! Czy można wcielenie podłoty przedstawić w formie bardziej rozbrajającej niewinności? Zakończenie sztuki nawet, przy tak konwencjonalnych środkach, ileż posiada tutaj dramatycznego życia i ludzkich walorów! A dialog! (...) Replika po replice pędzi z zawrotną chyżością, nie dając czasu na opamiętanie, nie zostawiając miejsca na hałaśliwy wybuch śmiechu; nim wrażenie zdążyło się utrwalić, już spędza je drugie, trzecie, scena mija na kształt świetnego fajerwerku. Tu już jesteśmy w całej pełni w nowożytnym teatrze, i to najlepszym.
Jeżeli w Cyruliku autor, wziąwszy dawne formy, potrafił je odrodzić, w Weselu Figara posunął się jeszcze dalej w twórczej oryginalności. Wesele Figara jest sztuką jedyną w swoim rodzaju, nieprzypominającą absolutnie niczego; dziełem, w którym pisarz dał całego siebie. Z niego, nim samym niemal jest ów Figaro, pogłębiony tu i silniej narysowany, ze swą aż nadto bogatą przeszłością, swymi gorzkimi doświadczeniami, kipiącą żywotnością i radością życia. Z niego, z bolesnych przeżyć pisarza ta walka talentu z „urodzeniem”, słuszności z przywilejem. Z siebie przekazuje autor Figarowi tę namiętność intrygi, często wikłającej sprawę dla przyjemności intrygowania, tę łatwą filozofię życia i ten... powiedzmy, niedostatek skrupułów moralnych. Z siebie wreszcie Beaumarchais, całe życie namiętnie kochany przez kobiety i umiejący je kochać, daje tę drażniącą atmosferę zmysłów, delikatną gamę kobiecości — tego czarującego Cherubina wreszcie, najśmielej, najoryginalniej może stworzoną postać w całej sztuce (...). Ten mały pazik, urwis, który — wyrastając wszędzie pod nogami hrabiego i doprowadzając go niemal do szaleństwa — przysparza akcji tyle niezrównanych efektów, kocha wszystkimi pierwocinami swego trzynastoletniego serca; kogo? — gdybyż on sam wiedział!
Ale świeżość Wesela Figara jako utworu scenicznego nie wyczerpuje bynajmniej bogatych i różnorodnych perspektyw tego dzieła. Napoleon mówił o Weselu Figara, że to „Rewolucja już w czynie”; Danton wołał głośno, że „Figaro zabił szlachtę”. W jakim stopniu tedy możemy uważać Beaumarchais'go za współtwórcę rewolucji?
Nie ulega wątpliwości, że, podobnie jak większość pisarzy XVIII w., którzy rewolucję przygotowali, Beaumarchais nie był rewolucjonistą. Dawny porządek rzeczy, zwłaszcza od czasu gdy wywalczył sobie w nim dość poczesne miejsce, znacznie lepiej odpowiadał temperamentowi pisarza niż nadchodząca epoka republikańskiej „cnoty”. Ale w ciągu swego niespokojnego życia miał sposobność zajrzeć za wszystkie kulisy rządu, społeczeństwa i obyczajów; połknął niejedno upokorzenie; doznał niejednej krzywdy; na własnej skórze przekonał się, iż prawa i urządzenia dogorywającego świata nie odpowiadają potrzebom dojrzewających mas narodu. Nasiąknął — nie mogło być inaczej — wszystkimi ideami, dyskusjami, całą filozofią swego wieku. I miał talent. Zrobił w Weselu Figara (a po części w Cyruliku) na swój sposób to, co czynił Wolter w ulotnych pisemkach, którymi przez pół wieku blisko zasypywał Francję; wszystkie prawdy po tysiąc razy dyskutowane, przyjęte, niemal utarte, przebił stemplem swego talentu na monetę obiegową; nadał im formę najzwięźlejszą, najlotniejszą — i tym samym, mocą potężnego wpływu słowa padającego ze sceny, wraził je tym bardziej w mózgi i serca współczesnych. Żadna z tych prawd nie była nowa; ale to właśnie — uwagę tę czyni Sarcey, znawca psychologii teatralnej — stanowiło ich siłę: prawda nowa, padająca ze sceny, oszałamia i nie znajduje współdźwięku; prawda znana, uznana, podana w scenicznej plastyce słowa, zyskuje potężny odgłos u zachwyconych słuchaczy. Od tych „prawd” roi się komedia Beaumarchais'go; nie ma chyba obyczaju, prawa, urządzenia jego epoki, które by nie przeszły przez ognisty tusz tego fajerwerku.
Przede wszystkim sądownictwo. Z nim, jak to wiemy z życiorysu pisarza, osobliwie miał na pieńku. Miał też i dawne wzory i sięgnął po nie swobodną ręką. Wziął niemal żywcem Rabelaisowską figurę sędziego (ledwie zdrobniwszy jego nazwisko: Brid'oie — na Brid'oison) i pokazał ją w ruchu, w działaniu. Scena procesu w akcie III musiała do współczesnych przemawiać wymowniej niż tomy całe spisane od paru wieków przeciw śmieszniej i przestarzałej procedurze i nadużyciom sądownictwa.
MARCELINA
do Gąski
Panie sędzio, niech pan wysłucha sprawy.
GĄSKA
w todze sędziowskiej, zająkuje się nieco
Do-o-brze więc! Werba-alizujemy.
BARTOLO
Chodzi o przyrzeczenie małżeństwa.
MARCELINA
Połączone z pożyczką pieniężną.
GĄSKA
Ro-ozumiem, et caetera, jak na-astępuje.
MARCELINA
Nie, panie sędzio, bez et caetera.
GĄSKA
Ro-ozumiem, i czy masz pani sumę?
MARCELINA
Nie, panie sędzio, to ja pożyczyłam.
GĄSKA
Ro-ozumiem, ro-ozumiem; żądasz pani zwrotu pieniędzy?
MARCELINA
Nie, panie sędzio; żądam, aby mnie zaślubił.
GĄSKA
Ro-ozumiem do-oskonale. A on, czy chce panią za-aślubić?
MARCELINA
Nie, panie sędzio. O to właśnie proces.
GĄSKA
Czy pa-ani mniemasz, że ja nie ro-ozumiem procesu?
MARCELINA
Nie, panie sędzio, do Bartola w kogóżeśmy wpadli! do GąskiJak to! To pan będziesz nas sądził?
GĄSKA
Czyż w innym celu nabyłem moją po-osadę?
MARCELINA
wzdychając
To wielkie nadużycie taki handel.
GĄSKA
Tak. Le-epiej by było dawać je nam da-armo.
FIGARO
...Panie radco, zdaję się na pańską sprawiedliwość, mimo że jesteś sędzią...
Drugi cel pocisków to przywilej urodzenia, najbardziej znienawidzony ze wszystkich, bolączka „trzeciego stanu”, przeciw której przede wszystkim zwróciła się rewolucja. Beaumarchais, jak wspomniałem w życiorysie, „nie mogąc zwalczyć przywileju, poddał się mu” i nabył szlachectwo za brzęczącą monetę; ale zbyt wiele ucierpiał w życiu od przewag „urodzenia”, aby nie miało się to odbić w całym jego dziele. Nie bierzmy zbyt dosłownie ustępu apoteozującego szlachectwo, który sam z własnych Memoriałów cytuje w przedmowie. Te same saturnalia, które w kilka lat potem w sposób krwawy święci rewolucja, tu odbywają się na scenie w formie, której wesołość maskuje oblicze jadowitej satyry. Już samo założenie sztuki jest postawieniem na głowie dotychczasowego teatralnego porządku, w którym „panowie” bawili się na scenie kosztem prostaczków: tutaj — w rezultacie — rozum, uczciwość, wdzięk, słowem, „piękna rola” jest po stronie pary służących; figurą zaś pocieszną sztuki, Grzegorzem Dyndałą niemal, raz po raz wystrychniętym na dudka, jest — hrabia. A czyż trzeba przypominać nieuszanowanie, jakim tchną wszystkie repliki Figara, i wszystkie zjadliwe groty wypuszczone na fortecę przywileju!
HRABIA
...Reputację masz fatalną!
FIGARO
A jeśli więcej wart jestem od niej? Czy dużo jest wielkich panów, którzy by mogli to samo powiedzieć?
HRABIA
...Przy swoim talencie i zaletach mógłbyś kiedyś dobić się awansu.
FIGARO
Talent drogą do awansu? Wasza dostojność żartuje. Mierność i płaszczenie się: oto środki, aby dojść do wszystkiego.
HRABIA
...Lokaje ubierają się w tym domu dłużej niż panowie!
FIGARO
Bo nie mają służących, którzy by im pomagali.
HRABIA
...W trybunale sędzia zapomina o sobie i ma na oczach jedynieprawo.
FIGARO
Pobłażliwe dla wielkich, twarde dla małych.
A sławny monolog Figara w piątym akcie:
...Nie, panie hrabio... dlatego że jesteś wielkim panem, uważasz się za geniusza!... Szlachectwo, majątek, stanowisko, urzędy, wszystko to czyni tak pysznym! Cóżeś uczynił dla zyskania tylu przywilejów? Zadałeś sobie trud, aby się urodzić, nic więcej...
Oto sztuka, o której wystawienie walczył przez trzy lata przeciw królowi sam kwiat „uprzywilejowanych”, aby blisko przez setkę przedstawień z rzędu oklaskiwać na scenie włóczenie w błocie wszystkiego, na czym wspierało się ich istnienie i stanowisko. Walka ta i okoliczności, w jakich uzyskano wystawienie Figara, potężnie wzmogły doniosłość jegowpływu.
Wesele Figara jest dziełem bardziej genialnym niż doskonałym. Uderzające jest, ile wad i nieprawdopodobieństw wykazuje ta sztuka wzięta pod skalpel krytycznej analizy. Zdaniem Sainte-Beuve'a akcja łamie się w akcie III, w dość niesmacznej sentymentalnej scenie, gdy Marcelina poznaje w Figarze własnego syna. Sarcey zwraca uwagę, jak logicznie słabo nakreślona jest rola samego Figara: ma on pozory niespożytej czynności, a właściwie nie robi nic, wszystkie jego intrygi okazują się zawodne lub bezużyteczne, nic z tego, co przewiduje, się nie sprawdza, a wszystko robią inni lub przypadek. Ale na odwrót, można by to wziąć jako punkt wyjścia do podziwu dla prestidigitatorstwa scenicznego autora i jego poczucia optyki teatralnej, skoro te wszystkie braki występują jedynie przy zimnym rozważaniu, a nie w świetle rampy.
Zresztą niesłuszne byłoby szukać w sztuce rzeczy, których autor nie miał zamiaru w niej pomieścić. Chciał dać swoim współczesnym wesołość — i dał ją, i ileż jeszcze poza tym, i na jak długo! Ale nawet w końcowym „wodewilu”, kiedy w atmosferze ogólnego pojednania i pustoty każdy z aktorów sztuki rzuca swój pożegnalny kuplet rozbawionemu parterowi, i wówczas pod wesołą nutą dźwięczy akcent brzemiennego przyszłością protestu:
Różnie los ludzi obdarza:
Królem ten, pastuchem ów;
Traf różnicę całą stwarza,
DUCH ją zatrzeć może znów;
Tysiące królów, z ołtarza,
Śmierci zmiótł wszechmocny gest:Wolter nieśmiertelny jest.
Daremnie optymizm sędziego Gąski stara się uspokoić siebiei publiczność:
Ot, panowie, ko-omedyjka
W bu-udzie prze-edstawiona tej
Wiernie ży-ycie wam odbija
Ludku, co dziś słu-ucha jej;
Krzywdzą go: gwałt, wrzaski, chryja;
Aż w końcu, z tych wszy-ystkich burz,
Kropnie pio-osenkę — i już!
Tym razem nie skończyło się na piosence!
Sądy krytyczne, jakie wywołały obie komedie Beaumarchais'go, były bardzo rozbieżne; echa ich znajdują odbicie w przedmowach autora. (...) To pewna, iż nawet ci, którzy najpochlebniej oceniali obie sztuki, dalecy byli od podejrzewania ich znaczenia dla rozwoju przyszłego teatru we Francji.
Jak wspomniałem, Figaro pojawia się jeszcze po raz trzeci na scenie w sztuce pod tytułem Występna matka. Jest to utwór słaby, niemający nic z prawdziwego Beaumarchais'go; wystygła werwa pisarza szuka ucieczki w modnej za czasów Beaumarchais'go sentymentalnej deklamacji.
Cyrulik sewilski i Wesele Figara pojawiły się w polskim przekładzie niemal bezpośrednio po ich ogłoszeniu drukiem w języku francuskim. Przekład obu sztuk (bez przedmów autora), ogłoszony bezimiennie, nie odpowiada, jak większość przekładów owej epoki, dzisiejszym wymaganiom; na swój czas był wcale dobry i sumienny. Rękopiśmienny egzemplarz przekładu Wesela Figara (bezimiennego również), wedle którego grywało się tę sztukę, poza wydatnymi skróceniami (prawie cały monolog Figara w akcie V!), często dość swobodną stopą przechodzi obok oryginalnego tekstu. Sądzę zatem, że niniejsze wydanie utworów Beaumarchais'go okaże się usprawiedliwione i potrzebne. Dla większości polskich czytelników stanie się ono — nawet pomimo pojawiania się co kilkanaście lat Wesela Figara w teatrze — prawdziwą rewelacją tego bujnego, żywego, a tak mało do dziś dnia naruszonego przez czas talentu.
T. Ż.
Warszawa, kwiecień 1932.
Szalony dzieńczyliWesele Figara
Przez wzgląd na miłe androny
Darujcie rozsądku zgrzyt.
Wodewil z 5 aktu sztuki
Charaktery i stroje
Hrabia Almawiwa — winien być grany bardzoszlachetnie, ale z wdziękiem i swobodą. Skażenie serca nie powinno nic ujmować z dobrego tonu. Wedle ówczesnych obyczajów, wielcy panowie traktowali jako zabawkę wszystko to, co tyczyło czci kobiecej. Rola tym trudniejsza do dobrego oddania, ile że w sztuce osobistość ta zawsze jest ofiarą. Ale grana przez doskonałego aktora (pana Molé) uwydatniła tym lepiej wszystkie inne role i umocniła powodzenie.
Strój w pierwszym i drugim akcie myśliwski, buty z cholewami, starym hiszpańskim krojem. Od trzeciego do ostatniego aktu bogaty strój narodowy.
Hrabina — między dwoma sprzecznymi uczuciami zdradza jedynie zdławioną czułość lub gniew bardzo umiarkowany. Nic zwłaszcza, co by mogło w oczach widza poniżyć tę miłą i cnotliwą istotę. Ta rola, jedna z najtrudniejszych, przyniosła wiele zaszczytu talentowi panny Saint-Val.
Strój w pierwszym, drugim i czwartym akcie to luźny szlafroczek, z gołą głową; Hrabina jest u siebie w domu, rzekomo niezdrowa. W piątym akcie ma strój i wysoki kok Zuzanny.
Figaro — Nie można nazbyt zalecić aktorowi, który będzie grał tę rolę, aby dobrze przejął się jej duchem, jak to uczynił pan Dazincourt. Gdyby dał w niej coś innego niż rozsądek zaprawny wesołością i dowcipem, zwłaszcza gdyby domieszał najlżejszą szarżę, obniżyłby rolę, którą pierwszy komik, pan Préville, uznał godną talentu największego aktora, o ile pochwyci jej różnorodne odcienie i zdoła się wznieść do jej pełnej koncepcji.
Strój taki jak w Cyruliku sewilskim.
Zuzanna — Młoda osoba, zręczna, dowcipna i wesoła, ale nie wyuzdaną wesołością naszych bezczelnych subretek. Ładny jej charakter nakreślono w przedmowie: aktorka, która nie widziała panny Contat, powinna tam go wystudiować, chcąc właściwie oddać rolę.
Strój w pierwszych czterech aktach: staniczek biały z bufami, bardzo wykwintny; spódniczka takaż, toczek, który później modniarki nazwały à la Suzanne. Podczas uroczystości w ostatnim akcie hrabia kładzie jej na głowę toczek z długim welonem, z wysokimi piórami i białymi wstążkami. W piątym akcie ma na sobie luźną lewitkę Hrabiny, nic na głowie.
Marcelina — Rozsądna kobieta, żywa z natury, która błędom i doświadczeniu zawdzięcza wyrobienie. Jeśli aktorka wzniesie się pełną godności dumą do moralnej wyżyny, jaka następuje po scenie poznania w czwartym akcie, przyczyni się wiele do zainteresowania rolą.
Strój hiszpańskiej duenny, ciemny, z czarnym stroikiem na głowie.
Antonio — zdradza jedynie stan lekkiego pijaństwa, rozpraszającego się stopniowo; w piątym akcie jest już prawie trzeźwy.
Strój hiszpańskiego wieśniaka, rękawy zwisające z tyłu, kapelusz i białe trzewiki.
Franusia — Dziewczynka dwunastoletnia, bardzo prostoduszna. Strój: brunatny staniczek z pętlicami i srebrnymi guzikami; spódnica jaskrawa, czarny toczek z piórami. Takiżstrój mają i inne wieśniaczki podczas uroczystości weselnej.
Cherubin — Tę rolę może grać (jak też i grała) jedynie młoda i ładna kobieta. Nie mamy w teatrach bardzo młodego człowieka dość wyrobionego, aby odczuć jej wszystkie finezje. Lękliwy bez granic wobec Hrabiny, gdzie indziej przemiły urwis; niespokojne i mętne pragnienie jest tłem jego charakteru. Idzie za głosem budzącej się dojrzałości, ale bez planu, bez celu, poddając się chwili; słowem, jest takim, jakim każda matka w głębi serca pragnęłaby może, aby był jej syn, choćby miała dużo przez to cierpieć.
W pierwszym i drugim akcie bogaty strój hiszpańskiego pazia, biały, haftowany srebrem; niebieski płaszczyk, kapelusz z piórami. W czwartym akcie gorset, spódniczka i toczek — jak młode wieśniaczki, w których jest gronie. W piątym mundur oficerski, kokarda i szpada.
Bartolo — Charakter i strój jak w Cyruliku sewilskim; gra tutaj jeno drugorzędną rolę.
Bazylio — Charakter i strój jak w Cyruliku sewilskim; również rola drugorzędna.
Gąska — winien mieć ową niezłomną i szczerą pewność siebie, jaką mają głupcy, skoro zbędą się nieśmiałości. Jąkanie jego jest tylko jednym wdziękiem więcej i powinno być ledwie dostrzegalne; myliłby się grubo aktor i grałby zupełnie fałszywie, gdyby szukał w nim komizmu roli. Polega ona cała na kontraście powagi stanowiska, a śmieszności charakteru; im mniej aktor będzie szarżował, tym więcej okaże prawdziwego talentu.
Strój: toga hiszpańskiego sędziego, węższa niż u naszych prokuratorów, prawie sutanna; do tego wielka peruka, rabat na szyi i długa biała laseczka w ręku.
Łapowy — ubrany jak sędzia, biała laseczka, nieco krótsza.
Woźny, czyli Algazil — Strój urzędowy, płaszcz i szpada przypięta wprost, bez rzemiennego pasa. Nie nosi butów, ale trzewiki czarne, białą perukę z obfitymi lokami, krótka biała pałeczka.
Słoneczko — Strój wieśniaczy, zwisające rękawy, jaskrawy kubrak, biały kapelusz.
Młoda pasterka — Strój jak Franusi.
Pedrillo — Kubrak, kamizelka, pas, bicz, buty pocztowe, siatka na głowie, kapelusz kurierski.
Osoby nieme — jedne w togach sędziów, drugie w strojach wieśniaczych, inne w liberii.
OSOBY
Hrabia Almawiwa — wielkorządca Andaluzji
Hrabina — jego żona
Figaro — służący Hrabiego i burgrabia zamku
Zuzanna — pierwsza garderobiana Hrabiny i narzeczonaFigara
Marcelina — z fraucymeru Hrabiny
Antonio — ogrodnik pałacowy, wuj Zuzanny i ojciecFranusi
Franusia — córka Antonia
Cherubin — pierwszy paź Hrabiego
Bartolo — lekarz w Sewilli
Bazylio — nauczyciel klawicymbału
Don Guzman Gąska — sędzia
Łapowy — pisarz, sekretarz don Guzmana
Woźny sądowy
Słoneczko — młody pasterz
Młoda pasterka
Pedrillo — kurier Hrabiego
Grono służących
Grono wieśniaczek
Grono wieśniaków
Rzecz dzieje się w zamku Aguas-Frescas, o trzy mile od Sewilli.
AKT PIERWSZY
Scena przedstawia pokój wpół umeblowany; wielki fotel, jak dla chorego, stoi pośrodku. Figaro z łokciem w ręku mierzy podłogę. Zuzanna przed lustrem umocowuje sobie na głowie bukiecik kwiatu pomarańczowego, tak zwany wianek panny młodej.
SCENA PIERWSZA
Figaro, Zuzanna
FIGARO
Szerokość stóp dziewiętnaście, długość dwadzieścia sześć.
ZUZANNA
Spójrz, Figaro, oto wianek, czy tak lepiej?
FIGARO
bierze ją za rękę
Bez porównania, moje ty śliczności. Och, jakże ten dziewiczy wianek, w dzień ślubu, na głowie ładnej dziewczyny wydaje się słodki oczom oblubieńca!...
ZUZANNA
wysuwając się
Co ty tam mierzysz, kochanie?
FIGARO
Patrzę, Zuziulu moja, czy to łóżko, które pan hrabia nam daje, będzie tu ładnie wyglądało?
ZUZANNA
W tym pokoju?
FIGARO
Oddaje go nam.
ZUZANNA
A ja nie chcę.
FIGARO
Czemu?
ZUZANNA
Nie chcę.
FIGARO
Ależ przecie?
ZUZANNA
Nie podoba mi się.
FIGARO
Trzebaż podać jakąś rację.
ZUZANNA
A jeśli nie chcę podać?!
FIGARO
Ot co, kiedy kobieta jest człowieka pewna!...
ZUZANNA
Dowodzić, że mam słuszność, znaczyłoby przyznać, że mogę jej nie mieć. Jestem twoją panią czy nie?
FIGARO
Kręcisz nosem na pokój najwygodniejszy w całym zamku, położony między apartamentami obojga państwa. Ot, w nocy pani czuje się niedobrze, zadzwoni: hyc! dwa kroki i jesteś u niej. Pan hrabia życzy sobie czego; tylko pociągnie za sznurek: hop! w trzech susach jestem na rozkazy.
ZUZANNA
Wybornie! Ale kiedy zadzwoni rano, aby ci dać jakie ważne i długie zlecenie, hyc! dwa kroki i jest pod mymi drzwiami, i hop! w trzech susach...
FIGARO
Co ty chcesz powiedzieć, Zuzanno?
ZUZANNA
Wysłuchajże spokojnie.
FIGARO
Ale cóż wreszcie, na miły Bóg!
ZUZANNA
To, mój kochasiu, że znużony gonitwą za okolicznymi pięknościami hrabia Almawiwa pragnie wypocząć sobie w zamku, ale nie przy własnej żonie. Na twoją, słyszysz, Figaro, obrócił oczy i ma nadzieję, że to mieszkanie niezgorzej mu się nada. Oto co zacny Bazylio, zacny dostawca uciech swego pana i mój szlachetny nauczyciel śpiewu, powtarza mi co dzień przy lekcji.
FIGARO
Bazylio! O mój koteczku! Jeśli kiedy porcja rzęsistych kijów zaaplikowana na krzyże wzmocniła komu szpik pacierzowy...
ZUZANNA
Myślałeś, niebożątko, że posag, jaki mi dają, to dla twoich pięknych oczu, dla twoich znamienitych zasług?...
FIGARO
Dosyć zdziałałem, aby mieć prawo tak mniemać.
ZUZANNA
Mój Boże! Jacy ci rozumni ludzie są głupi!
FIGARO
Tak mówią.
ZUZANNA
Ba! Ale nikt nie chce wierzyć.
FIGARO
Źle czyni.
ZUZANNA
Dowiedz się, że za cenę tego posagu hrabia spodziewa się uzyskać po kryjomu kwadransik sam na sam, który dawne prawo pańskie... Znasz ów piękny przywilej.
FIGARO
Tak dalece znam, iż gdyby hrabia żeniąc się nie był zniósł tego ohydnego prawa, nigdy bym się nie zgodził zaślubić cię w jego dobrach.
ZUZANNA
Otóż jeżeli je zniósł, żałuje tego; i właśnie od twojej narzeczonej pragnie je dziś potajemnie odkupić.
FIGARO
uderzając się po głowie
Głowa mi pęcznieje ze zdumienia; czoło moje użyźnione...
ZUZANNA
Nie trzyjże!
FIGARO
Czemu?
ZUZANNA
A nuż się zrobi jaki pryszczyk; ludzie przesądni...
FIGARO
Śmiejesz się, hultajko! Ach, gdyby był sposób dopaść tego arcyzwodziciela, wpakować go w zmyślną pułapkę, zgarniając równocześnie jego złotko!...
ZUZANNA
Intryga i pieniądze: Figaro w swoim żywiole.
FIGARO
Nie wstyd mnie wstrzymuje, to pewna.
ZUZANNA
Obawa?
FIGARO
Nie sztuka przedsięwziąć rzecz niebezpieczną, ale uniknąć niebezpieczeństw i dopłynąć szczęśliwie do celu, ot co! Zakraść się do kogoś w nocy, zdmuchnąć mu żonę i wziąć sto batogów za fatygę — nic łatwiejszego pod słońcem: tysiąc łajdaków bez mózgu zdołało tego dokazać. Ale...
dzwonek
ZUZANNA
Pani się obudziła; poleciła mi, abym pierwsza zjawiła się u niej w dzień mego wesela.
FIGARO
Czy i w tym tkwi jakaś tajemnica?
ZUZANNA
Owczarz powiada, że to przynosi szczęście opuszczonym żonom. Bywaj zdrów, mój Fi, Fi, Figaro, myśl o naszej sprawie.
FIGARO
Małego buziaka dla odświeżenia umysłu.
ZUZANNA
Buziaka! Dziś? Memu kochankowi? To by było ładnie! A cóż by na to jutro powiedział mój mąż?
Figaro ściska ją
No! no! no!
FIGARO
Ty nie masz pojęcia, jak ja cię kocham.
ZUZANNA
poprawiając strój
Kiedyż przestaniesz, nudziarzu, mówić mi o miłości od rana do wieczora?
FIGARO
tajemniczo
Kiedy będę mógł ci jej dowodzić od wieczora do rana.
powtórny dzwonek
ZUZANNA
z daleka przykładając palce do ust
Masz swego całusa z powrotem; nicem ci już nie winna.
FIGARO
biegnie za nią
O nie! Nie w tej walucie dostałaś!
SCENA DRUGA
FIGARO
sam
Czarująca dziewczyna! zawsze roześmiana, tryskająca życiem, pełna wesołości, dowcipu, miłości i rozkoszy! Ale cnotliwa! przechadza się żywo, zacierając dłonie O panie hrabio, drogi panie hrabio, chciałbyś mnie przystroić... po hrabsku! Zastanawiałem się też, czemu uczyniwszy mnie burgrabią zabiera mnie z sobą na ową ambasadę i mianuje kurierem. Rozumiem, panie hrabio: trzy promocje na raz: ty wiceministrem; ja pędziwiatrem; Zuzia gosposią pałacu, podręczną ambasadorową; a potem w cwał, kurierze! Gdy ja będę galopował w jedną stronę, ty, panie hrabio, ujedziesz z moją miłą ładny kawał drogi! Ja będę się chlastał w błocie i nadkręcał karku dla chwały twego rodu; pan raczysz łaskawie przyczynić się do pomnożenia mojego! Wzruszająca wymiana usług! Ale, ekscelencjo, to za wiele naraz. Załatwiać w Londynie jednocześnie sprawy swego pana i jego służącego; zastępować przy cudzoziemskim dworze wraz osobę króla i moją — to za wiele, o połowę za wiele. Co do ciebie, obwiesiu Bazylio, mój synaczku, ja cię nauczę, jak się gwizda po kościele, ja ci... Nie! Trzeba grać komedię; obu naraz wystrychnąć na dudka. Baczność na dziś, mości Figaro! Przede wszystkim przyśpieszyć ceremonię, aby tym pewniej dobić do ołtarza; usunąć Marcelinę, która ma na ciebie diabelny smaczek; zgarnąć złoto i podarki; wywieść na manowce zachcianki pana hrabiego; wygarbować sumiennie skórę imć Bazylia; wreszcie...
SCENA TRZECIA
Marcelina, Bartolo, Figaro
FIGARO
urywa
Ho! ho! ho! ho! Jest i grubas. Sługa pana doktora, wesele w komplecie. Dzień dobry, dzień dobry, najmilszy z doktorów. Czy to mój ślub sprowadza pana do zamku?
BARTOLO
wzgardliwie
Nie, mości Figaro, bynajmniej.
FIGARO
To byłoby bardzo szlachetnie!
BARTOLO
Zapewne; szlachetnie i głupio.
FIGARO
Ja, który miałem nieszczęście zmącić pańską uroczystość weselną...
BARTOLO
Czy masz mi co innego do powiedzenia?
FIGARO
Nie wiem, czy zaopiekowano się pańskim mułem.
BARTOLO
w złości
Gaduło przeklęty! Zostawże nas.
FIGARO
Gniewasz się, doktorze? Ludzie pańskiego rzemiosła mają bardzo twarde serca! Cienia litości dla biednych bydlątek... w istocie... zupełnie, jak gdyby to byli ludzie! Bądź zdrowa, Marcelino; wciąż masz ochotę procesować się ze mną?
Gdy się nie kocha, trzebaż nienawidzić?...
Odwołuję się do doktora.
BARTOLO
Cóż to takiego?
FIGARO
Jejmość opowie panu resztę.
wychodzi
SCENA CZWARTA
Marcelina, Bartolo
BARTOLO
patrzy za odchodzącym
Hultaj zawsze ten sam! Umrze w skórze największego bezczelnika, o ile go z niej nie obedrą żywcem.
MARCELINA
okręca nim
Jesteś wreszcie, wiekuisty doktorze? Zawsze tak poważny i flegmatyczny, że można by umrzeć czekając twej pomocy, tak jak się wzięło ślub niegdyś mimo twych przezorności.
BARTOLO
Zawsze cierpka i dokuczliwa. Więc cóż? Na cóż moja obecność w zamku tak potrzebna? Hrabia miał jaki wypadek?
MARCELINA
Nie, doktorze.
BARTOLO
Może Rozyna, jego przewrotna żona, czuje się niezdrowa, co daj Boże?!
MARCELINA
Tęskni i wzdycha.
BARTOLO
Czego?
MARCELINA
Mąż ją zaniedbuje.
BARTOLO
z radością
Ha! Godny małżonku, mścisz się mojej krzywdy!
MARCELINA
Nie wiadomo, jak określić hrabiego: zazdrosny i płochy.
BARTOLO
Płochy z nudów, zazdrosny z próżności: cóż naturalniejszego?
MARCELINA
Dziś, na przykład, wydaje Zuzię za swego Figara i z racji tego związku...
BARTOLO
Który jego ekscelencja uczynił koniecznym?
MARCELINA
Niezupełnie; ale który pragnąłby uświęcić po trosze z oblubienicą...
BARTOLO
Pana Figara? Hm, o to można dobić targu z nim samym.
MARCELINA
Bazylio twierdzi, że nie.
BARTOLO
I ten opryszek tutaj? Ależ to istna jaskinia! Cóż on tu robi?
MARCELINA
Tyle złego, ile tylko zdoła. Najgorsze w tym wszystkim to nudne amory, jakimi płonie dla mnie od dawna.
BARTOLO
Na twoim miejscu byłbym się już dwadzieścia razy uwolnił od natręta.
MARCELINA
A to jak?
BARTOLO
Wychodząc zań.
MARCELINA
Niesmaczny, okrutny szyderco, czemuż ty nie uwolnisz się za tę samą cenę od moich nalegań? Czyż to nie jest twoim obowiązkiem? Gdzież pamięć przyrzeczeń? Co się stało ze wspomnieniem małego Emanuela, owocu zapomnianej miłości, która miała nas zawieść do ołtarza?
BARTOLO
zdejmując kapelusz
Czy po to, aby mi kazać słuchać tych smalonych dubów, sprowadziłaś mnie z Sewilli?... Ten paroksyzm małżeński, który przypiera cię tak nagle...
MARCELINA
Dobrze więc! Nie mówmy o tym. Ale jeśli nic nie zdoła ciebie samego skłonić do spełnienia obowiązku, pomóż mi bodaj zdobyć innego.
BARTOLO
To najchętniej: możemy pogadać. Ależ któryż śmiertelnik opuszczony od niebios i od kobiet...
MARCELINA
Ach, któż by inny, doktorze, jeśli nie piękny, wesoły, rozkoszny Figaro!...
BARTOLO
Ten ladaco?
MARCELINA
Nigdy markotny; zawsze w dobrym humorze, zawsze cieszący się chwilą, bez troski o przeszłość, jak o przyszłość; pełen życia, szczodry! Och, szczodry...
BARTOLO
Jak złodziej.
MARCELINA
Jak wielki pan. Uroczy, jednym słowem; ale z tym wszystkim istny potwór!...
BARTOLO
A Zuzia?
MARCELINA
Nie dostanie go, niecnota, jeśli zechcesz, doktoreńku, pomóc mi wyzyskać pewne zobowiązanie, które ma wobec mnie.
BARTOLO
W dzień ślubu?
MARCELINA
Och, rozchodzą się ludzie i od ołtarza! Gdybym się nie lękała odsłonić małej kobiecej tajemnicy...
BARTOLO
Czyż kobiety mają tajemnice dla lekarza?
MARCELINA
Ach, wiesz dobrze, że nie mam ich dla ciebie! Płeć, do której należę, jest namiętna, lecz lękliwa: próżno jakiś czar wabi nas ku rozkoszy, najzuchwalsza kobieta czuje w sobie głos, który ostrzega: „Bądź piękną, jeśli możesz, cnotliwą, jeśli chcesz; ale bądź szanowaną bezwarunkowo!”. Owóż skoro trzeba przede wszystkim być szanowaną, skoro każda kobieta czuje tego wagę, nastraszmy wpierw Zuzannę rozgłoszeniem propozycji, które jej czyni hrabia.
BARTOLO
Do czegóż to doprowadzi?
MARCELINA
Do czego? Zuzanna przez prosty wstyd będzie uparcie odrzucać jego ofiary; hrabia przez zemstę poprze mój protest przeciw ich małżeństwu; wówczas moje zamęście staje się pewne.
BARTOLO
Ma słuszność. Na honor! Dobra sztuka; wydać moją starą gospodynię za hultaja, który pomógł mi wydrzeć młodą narzeczoną!
MARCELINA
szybko
Który pragnie sycić swoje żądze kosztem mych najsłodszych nadziei.
BARTOLO
szybko
Który w swoim czasie ukradł sto talarów, dotąd leżących mi na sercu.
MARCELINA
Ach, cóż za rozkosz!...
BARTOLO
Ukarać łajdaka...
MARCELINA
Wyjść za niego, doktorze, wyjść za niego!...
SCENA PIĄTA
Marcelina, Bartolo, Zuzanna
ZUZANNA
trzyma w ręku czepeczek z szeroką wstążką, na ręku suknię
Wyjść za niego! Za kogóż to? Za mego Figara?
MARCELINA
zgryźliwie
Czemuż by nie? Toć i ty nie co innego robisz!
BARTOLO
śmiejąc się
Paradny argument: tylko kobieta w złości zdobędzie się na podobny! Mówiliśmy, piękna Zuziu, o szczęściu, jakim dlań będzie posiadanie ciebie.
MARCELINA
Nie licząc pana hrabiego, o którym się nie mówi.
ZUZANNA
z dygiem
Sługa uniżona pani; ilekroć otworzysz usta, zawsze musisz powiedzieć coś gorzkiego.
MARCELINA
z dygiem
Sługa pani nawzajem; gdzież ta gorycz? Czyż nie jest sprawiedliwie, aby wspaniałomyślny pan dzielił po trosze radość, którą sprawia swym poddanym?
ZUZANNA
Radość, którą sprawia?...
MARCELINA
Tak, pani.
ZUZANNA
Szczęściem, zazdrość pani jest równie znana, jak prawa jej do Figara nikłe.
MARCELINA
Można by je uczynić trwalszymi, umacniając je na twój sposób.
ZUZANNA
Och, tym sposobem posługują się raczej osoby wytrawne.
MARCELINA
A dzieciątko do nich nie należy. Niewinna jak stary sędzia!
BARTOLO
odciągając Marcelinę
Bywaj zdrowa, piękna oblubienico naszego Figara.
MARCELINA
dygając
Tajna wspólniczko jego dostojności pana hrabiego.
ZUZANNA
dygając
Który jejmość panią niezmiernie poważa.
MARCELINA
dygając
Czy pani uczyni mi ten zaszczyt, aby spoglądać i na mnie łaskawym okiem?
ZUZANNA
dygając
Pod tym względem nie pozostaje jejmość pani nic do życzenia.
MARCELINA
dygając
Z dostojnej pani taka śliczna osóbka!
ZUZANNA
dygając
Et, wystarczy, aby jejmość wszyscy diabli brali.
MARCELINA
dygając
A zwłaszcza wielce czcigodna!
ZUZANNA
dygając
Ta cnota przystoi matronom.
MARCELINA
rozwścieczona
Matronom! Matronom!
BARTOLO
zatrzymując ją
Marcelino!
MARCELINA
Chodźmy, doktorze; nie panuję nad sobą. dygając Sługa uniżona.
SCENA SZÓSTA
ZUZANNA
sama
A leć, kumoszko! Leć, mądralo! Równie mało lękam się twych zakusów, jak gardzę zniewagami. Patrzcie mi starą Sybillę! Dlatego że liznęła książki i dręczyła jaśnie panią za młodu, chce się rządzić jak szara gęś w zamku! rzuca na krzesło suknię Sama już nie wiem, po co tuprzyszłam.
SCENA SIÓDMA
Zuzanna, Cherubin
CHERUBIN
wbiegając
Och, Zuziu! Od dwóch godzin czatuję na chwilę, kiedy będę cię mógł zdobyć samą. Ach, ty wychodzisz za mąż, a ja odjeżdżam.
ZUZANNA
W jaki sposób małżeństwo moje łączy się z odjazdem pazia jego dostojności?
CHERUBIN
żałośnie
Zuziu, hrabia mnie oddala.
ZUZANNA
przedrzeźniając go
Cherubinku, znowu jakieś głupstwo!
CHERUBIN
Zastał mnie wczoraj u twej kuzynki, Franusi; pomagałem jej przepowiadać rolę niewiniątka na dzisiejszą uroczystość. Powiadam ci, jak mnie zobaczył, wpadł w taką wściekłość!... „Wynoś się — wrzasnął — mały...”. Nie śmiem w obecności kobiety wymówić tego słowa. „Wynoś się! A jutro nie będzie cię w zamku”. Jeśli pani hrabina, moja piękna chrzestna, nie zdoła go ułagodzić, stało się, Zuziu, tracę na zawsze szczęście oglądania ciebie.
ZUZANNA
Oglądania mnie?... Teraz moja kolej? Więc już nie do pani wzdychasz potajemnie?
CHERUBIN
Ach, Zuziu! Jaka ona szlachetna i piękna! Ale jaka imponująca!
ZUZANNA
To znaczy, ja nie jestem imponująca i ze mną można się ośmielić...
CHERUBIN
Wiesz aż nadto, niegodziwa, że ja nie śmiem się ośmielić... Ale jakaś ty szczęśliwa! W każdej chwili ją oglądać, mówić do niej, ubierać, rozbierać, szpilka po szpilce!... Ach, Zuziu! Dałbym... Co ty tam trzymasz?
ZUZANNA
przedrzeźniając go
Ach, szczęśliwy czepeczek i błogosławioną wstążkę, które otulają w nocy włosy uroczej chrzestnej matki...
CHERUBIN
żywo
Czepeczek! Wstążka!... Daj mi ją, moja kochana.
ZUZANNA
cofając
Za pozwoleniem! „Jego kochana”! Patrzcie go, jaki poufały! Ech, gdyby to nie był, ot, smarkacz...
Cherubin wyrywa wstążkę
Ach, wstążka!
CHERUBIN
ucieka dokoła wielkiego fotela
Powiesz, że podziała się gdzieś, zniszczyła; powiesz, żeś zgubiła; co ci się podoba.
ZUZANNA
goniąc go dokoła
O, za parę lat, przepowiadam, będzie z ciebie największy urwis pod słońcem!... Oddasz ty wstążkę?
chce odebrać
CHERUBIN
dobywa z kieszeni piosenkę
Zostaw, ach, zostaw, Zuziu! Dam ci mą piosenkę: gdy wspomnienie twej pięknej pani będzie zasmucać wszystkie moje chwile, twoje będzie mi jedynym promieniem, jaki może jeszcze ogrzać moje serce.
ZUZANNA
wyrywa piosenkę
Ogrzać twoje serce, łotrzyku! Zdaje ci się, że mówisz do swej Franusi; przyłapali cię u niej, wzdychasz do pani, a robisz czułe oczy do mnie na dokładkę.
CHERUBIN
w podnieceniu
To prawda, na honor! Nie wiem już, co robię; ale od jakiegoś czasu czuję dziwny niepokój; serce mi bije na sam widok kobiety, słowa miłość i rozkosz przyprawiają je o dreszcz i pomieszanie. Potrzeba mówienia komuś: „Kocham ciebie”, rozpiera mnie tak, że mówię to sam sobie, uganiając po parku, twojej pani, tobie, drzewom, obłokom, wiatrowi, który je unosi wraz ze słowami. Wczoraj spotkałem pannę Marcelinę...
ZUZANNA
śmiejąc się
Cha! cha! cha! cha! cha!
CHERUBIN
Czemuż nie? Wszak jest kobietą! Panna! Kobieta! Ach, jakież te miana są słodkie! Jakie wzruszające!
ZUZANNA
Oszalał!
CHERUBIN
Franusia jest poczciwa; słucha mnie bodaj; ty nie jesteś dobra.
ZUZANNA
Wielka szkoda; jeszcze tego brakowało.
chce wyrwać mu wstążkę
CHERUBIN
wykręca się i ucieka
Aha! Właśnie! Wydrzesz mi ją chyba z życiem. Jeśliś nierada z ceny, dołożę tysiąc całusów.
ściga ją
ZUZANNA
obraca się uciekając
Tysiąc policzków, jeśli się zbliżysz. Poskarżę pani; nie tylko nie będę prosić za tobą, ale sama powiem jego dostojności: „Wybornie, panie hrabio, wygoń tego łotrzyka, odeślij do domu małego hultaja, który śmie durzyć się w jaśnie pani, a na dobitkę mnie ciągle chce całować”.
CHERUBIN
spostrzega wchodzącego Hrabiego; rzuca się z przerażeniem za fotel
Zgubiony jestem!
ZUZANNA
Co się dzieje?
SCENA ÓSMA
Zuzanna, Hrabia, Cherubin ukryty
ZUZANNA
spostrzega Hrabiego
Ach!...
zbliża się do fotela, aby zasłonić Cherubina
HRABIA
podchodzi bliżej
Wzruszona coś jesteś, Zuziu! Mówiłaś sama do siebie... Twoje serduszko wydaje się w stanie... bardzo naturalnym zresztą w takim dniu...
ZUZANNA
zmieszana
Panie hrabio, czego pan sobie życzy? Gdyby waszą dostojność zastał tu kto ze mną...
HRABIA
Byłbym w rozpaczy, gdyby mnie ktoś zaskoczył; ale wiesz, jak żywo interesuje mnie twoja osóbka. Bazylio nie ukrywał ci moich uczuć. Mam tylko chwilę, aby wytłumaczyć moje zamiary; posłuchaj...
siada w fotelu
ZUZANNA
żywo
Nic nie słucham.
HRABIA
bierze ją za rękę
Jedno słowo! Wiesz, że król mianował mnie ambasadorem w Londynie. Zabieram Figara; daję mu znakomitą pozycję, że zaś obowiązkiem żony jest towarzyszyć mężowi...
ZUZANNA
Ach, gdybym śmiała mówić!
HRABIA
przyciąga ją do siebie
Mów, mów, droga; korzystaj z praw, jakie daję ci nad sobą na całe życie.
ZUZANNA
przerażona
Nie chcę tych praw, panie hrabio, nie chcę. Zostaw mnie, wasza dostojność, błagam.
HRABIA
Ale powiedz wprzódy.
ZUZANNA
z gniewem
Sama już nie wiem, o czym mówiłam.
HRABIA
O obowiązkach żony.
ZUZANNA
A zatem: kiedy pan hrabia wziął jaśnie panią z domu doktora i zaślubił ją z miłości; kiedy zniósł dla niej pewien ohydny przywilej...
HRABIA
wesoło
Tak strasznie dotkliwy dla dziewcząt, prawda? Ach, Zuziu, to urocze prawo! Gdybyś przyszła pogwarzyć o nim o zmroku do ogrodu, opłaciłbym to lekkie ustępstwo taką ceną...
BAZYLIO
za sceną
Nie ma ekscelencji w domu.
HRABIA
wstaje
Co to za głos?
ZUZANNA
Och, ja nieszczęśliwa!
HRABIA
Wyjdź naprzeciw, żeby nie wszedł.
ZUZANNA
zmieszana
Mam pana tu zostawić?
BAZYLIO
woła za sceną
Hrabia był u jaśnie pani, ale już wyszedł, pójdę zobaczyć.
HRABIA
I nie ma gdzie się ukryć! A! Za fotelem... od biedy; odprawże go co rychlej.
Zuzanna zagradza drogę, Hrabia odtrąca ją lekko, ona cofa się tak, że staje między nim a paziem. Gdy Hrabia schyla się i zajmuje miejsce Cherubina, ten okręca się, wskakuje, przerażony, równymi kolanami na fotel i chowa się. Zuzanna chwyta suknię, którą przyniosła, okrywa nią pazia, i staje sama przed fotelem.
SCENA DZIEWIĄTA
Hrabia i Cherubin ukryci, Zuzanna, Bazylio
BAZYLIO
Czy panna Zuzia nie widziała hrabiego?
ZUZANNA
szorstko
Gdzież miałam widzieć? Zostaw mnie pan.
BAZYLIO
przysuwa się
Gdybyś była rozsądniejsza, nie byłoby nic dziwnego w moim pytaniu. Figaro go szuka.
ZUZANNA
Szuka człowieka, który życzy mu najgorzej na świecie — po panu?
HRABIA
na stronie
Przekonajmyż się, jak on mi służy.
BAZYLIO
Pragnąć dobra kobiety, czyż znaczy źle życzyć jej mężowi?
ZUZANNA
Nie wedle twoich ohydnych zasad, stręczycielu.
BAZYLIO
Czegóż żąda tu kto nadzwyczajnego? Czyż nie jesteś gotowa użyczyć tego samego innemu? Dzięki tej lubej ceremonii to, co ci było wzbronione wczoraj, stanie się jutro twoim obowiązkiem.
ZUZANNA
Niegodny!
BAZYLIO
Ponieważ ze wszystkich poważnych rzeczy małżeństwo jest największym błazeństwem, myślałem...
ZUZANNA
w oburzeniu
Ohyda! Kto panu pozwolił wejść?
BAZYLIO
Och! och! Jaka zła! Uspokójże się, duszko! Stanie się tylko to, co zechcesz; ale nie sądź, że uważam imć Figara za właściwą przeszkodę: gdyby nie pewien pazik...
ZUZANNA
trwożliwie
Cherubin?
BAZYLIO
przedrzeźniając
Cherubino di amore, który kręci się koło ciebie bez ustanku: dziś jeszcze myszkował tutaj, kiedy rozstałem się z tobą; czy zaprzeczysz?
ZUZANNA
Cóż za potwarz! Precz stąd, niegodziwcze!
BAZYLIO
Jestem niegodziwcem, bo mam oczy. Czy nie dla ciebie i ta piosenka, którą się nosi w takiej tajemnicy?
ZUZANNA
w gniewie
Och, tak! Dla mnie!...
BAZYLIO
Chyba że ją ułożył dla samej jaśnie pani! Kiedy usługuje przy stole, powiadają, że patrzy na nią takimi oczami!... Ale, do kata! Niech nie igra: hrabia na tym punkcie jest mocno gburowaty.
ZUZANNA
wzburzona
A pan jesteś skończony zbrodniarz, aby rozsiewać podobne bajki i gubić nieszczęśliwe dziecko, które popadło w niełaskę u pana.
BAZYLIO
Czy to ja wymyśliłem? Powtarzam, co wszyscy mówią.
HRABIA
wstając
Jak to, wszyscy mówią!
ZUZANNA
O nieba!
BAZYLIO
Cha! cha!
HRABIA
Biegnij, Bazylio, niech go wypędzą.
BAZYLIO
Och, jakże mi przykro, że wszedłem tutaj.
ZUZANNA
pomieszana
Boże, Boże!
HRABIA
do Bazylia
Słabo jej. Posadźmy ją w fotelu.
ZUZANNA
odpychając go żywo
Nie chcę. Wchodzić tak przemocą to niegodnie!
HRABIA
Jest tu nas dwóch, moja duszko. Nie ma żadnego niebezpieczeństwa!
BAZYLIO
W istocie, jestem w rozpaczy, że tak sobie ostrzyłem język na paziku, skoro pan hrabia mógł słyszeć. Chciałem jedynie wybadać uczucia panny Zuzi; w gruncie bowiem...
HRABIA
Pięćdziesiąt pistolów, konia i niech go odeślą do rodziców.
BAZYLIO
Ekscelencjo, dla prostego żarciku?
HRABIA
Mały ladaco: wczoraj jeszcze złapałem go z córką ogrodnika.
BAZYLIO
Z Franusią?
HRABIA
W jej izdebce.
ZUZANNA
oburzona
Gdzie pan hrabia też widać czegoś szukał!
HRABIA
wesoło
Doskonałe spostrzeżenie.
BAZYLIO
I dobrze nam wróży.
HRABIA
wesoło
Ależ nie; szukałem wujaszka Antoniego, pijaczyny ogrodnika, aby mu dać jakieś rozkazy. Pukam, długo nikt nie otwiera; kuzyneczka wydaje się zmieszana, zaczynam coś podejrzewać, zagaduję ją i tak, wśród rozmowy, przyglądam się spod oka. Była tam za drzwiami jakaś firanka, wieszadło, nie wiem co zresztą, jakieś schowanie na szmatki; otóż nie pokazując nic po sobie, powoli, powoli, odsłaniam firankę naśladując gest, podnosi suknię z fotela i widzę... spostrzega pazia A!...
BAZYLIO
Cha! cha!
HRABIA
Ta sztuka warta tamtej.
BAZYLIO
Jeszcze lepsza.
HRABIA
do Zuzanny
Wybornie, panienko: ledwie zaręczona, już sobie poczynasz w ten sposób? Więc to dla mego pazia tak pragnęłaś zostać sama? A ty, paniczu, brakowało jeszcze tego, abyś, niepomny szacunku dla chrzestnej matki, obrócił oczy na jej garderobianą, żonę twego przyjaciela? Ale ja nie ścierpię, aby Figaro, człowiek, którego szanuję i kocham, padł ofiarą podobnej zdrady. Czy on wszedł z tobą, Bazylio?
ZUZANNA
wzburzona
Nie ma tu ofiary ani zdrady; był w pokoju, kiedy pan hrabia mówił ze mną.
HRABIA
porywczo
Dałby Bóg, aby to było kłamstwem! Najzawziętszy wróg nie śmiałby mu życzyć takiego nieszczęścia.
ZUZANNA
Prosił mnie o słówko do pani, aby wyprosiła jego łaskę. Wejście waszej dostojności przeraziło go tak, że skrył się za fotelem.
HRABIA
w gniewie
Szalbierstwo! Toć ja sam siadłem tutaj, wszedłszy do pokoju.
CHERUBIN
Tak, panie hrabio, a ja, drżąc cały, przycupnąłem za fotelem.
HRABIA
Nowe szalbierstwo! Wszak ja skryłem się tam przed chwilą.
CHERUBIN
Tak, wasza dostojność, wówczas właśnie ja schowałem się w fotelu.
HRABIA
z rosnącym wzburzeniem
Ależ to istna jaszczurka z tego małego... węża! Podsłuchiwał nas!
CHERUBIN
Przeciwnie, wasza dostojność, robiłem, co mogłem, aby nie słyszeć.
HRABIA
Przewrotni! do Zuzanny Nie pójdziesz za Figara.
BAZYLIO
Powściągnij się, wasza dostojność, nadchodzą.
HRABIA
ściągając Cherubina z fotela i stawiając go na nogi
Zostałby tak na oczach wszystkich!
SCENA DZIESIĄTA
Cherubin, Zuzanna, Figaro, Hrabina, Hrabia, Franusia, Bazylio, tłum służby, wieśniaczek, wieśniaków biało odzianych.
FIGARO
trzymając wianek z białymi piórami i wstążkami, do Hrabiny
Jedynie pani hrabina zdoła nam wyjednać tę łaskę.
HRABINA
Patrz, hrabio, przypisują mi władzę, której nie posiadam; że jednak w ich prośbie nie mam nic nagannego...
HRABIA
zakłopotany
Musiałoby być bardzo wiele...
FIGARO
po cichu do Zuzanny
Wspieraj me usiłowania.
ZUZANNA
po cichu do Figara
Które nie doprowadzą do niczego.
FIGARO
po cichu
Próbuj.
HRABIA
do Figara
Czegóż chcecie?
FIGARO
Ekscelencjo, wasale twoi, wzruszeni zniesieniem pewnego dotkliwego prawa, które miłość waszej dostojności dla pani hrabiny...
HRABIA
Więc co? To prawo już nie istnieje. O cóż tedy chodzi?
FIGARO
chytrze
Że czas, aby cnota dobrego pana zajaśniała przed światem; jest ona dziś dla mnie takim dobrodziejstwem, że pragnę być pierwszym, który uczci ją przy swoim ślubie.
HRABIA
z rosnącym zakłopotaniem
Żartujesz, przyjacielu! Zniesienie hańbiącego prawa jest jedynie spłaceniem długu rycerskości. Hiszpan może zabiegać o względy kobiety, ale wymagać ich najsłodszych objawów jako niewolniczej powinności, och, to tyrania Wandala, a nie przywilej szlachetnego Kastylczyka.
FIGARO
ujmując Zuzanną za rękę
Pozwól zatem, wasza dostojność, aby ta młoda osóbka, której honor ubezpieczyła twoja, panie, cnota, otrzymała z twej ręki, publicznie, ten wianek dziewiczy, zdobny w białe pióra i wstążki, symbol czystości twoich, panie, intencji... Uświęć ten ceremoniał dla wszystkich małżeństw i niechaj chóralny śpiew utrwali na zawsze wspomnienie...
HRABIA
zakłopotany
Gdybym nie wiedział, że zakochany, poeta i muzyk to trzykrotny tytuł pobłażania dla wszystkich szaleństw...
FIGARO
Przyłączcie się do mych próśb, przyjaciele.
WSZYSCY
Wasza dostojność! Wasza dostojność!
ZUZANNA
do Hrabiego
Czemuż uchylać się od tak zasłużonej chwały?
HRABIA
na stronie
Przewrotna!
FIGARO
Niech wasza dostojność spojrzy: nigdy piękniejsza oblubienica nie doda więcej ceny poświęceniu waszej dostojności.
ZUZANNA
Zostaw mą urodę i sławmy jedynie cnotę pana hrabiego.
HRABIA
na stronie
To ukartowana gra.
HRABINA
Przyłączam się do nich, hrabio; ten obrzęd będzie mi zawsze drogi, skoro zawdzięcza początek uroczej miłości, którą czułeś dla mnie.
HRABIA
Czuję ją zawsze; z tego też tytułu zgadzam się.
WSZYSCY
Wiwat!
HRABIA
na stronie
Wpadłem. głośno Iżby ten obrządek mógł odbyć się tym uroczyściej, pragnąłbym jedynie odłożyć go nieco. na stronie Każmy co żywo szukać Marceliny.
FIGARO
do Cherubina
I cóż, figlarzu! Nie jesteś zachwycony?
ZUZANNA
Jest w rozpaczy; pan hrabia go oddala.
HRABINA
Och, hrabio, łaski dla niego.
HRABIA
Nie zasługuje na nią.
HRABINA
Ach, jest tak młody...
HRABIA
Nie tak bardzo, jak pani mniema.
CHERUBIN
drżąc
Przebaczać wspaniałomyślnie — to prawo, którego wasza dostojność nie zrzekł się, zaślubiając panią.
HRABINA
Zrzekł się jedynie tego, które nękało was wszystkich.
ZUZANNA
Gdyby jego dostojność wyrzekł się prawa przebaczenia, byłoby to z pewnością pierwsze, które pragnąłby potajemnie odkupić.
HRABIA
zakłopotany
Bez wątpienia.
HRABINA
Odkupić?...
CHERUBIN
do Hrabiego
Byłem płochy, to prawda, wasza dostojność; ale nigdy cień niedyskrecji...
HRABIA
zakłopotany
Dobrze już! Dość na tym....
FIGARO
Co on ma na myśli?
HRABIA
żywo
Dość już, dość; wszyscy żądają, aby mu przebaczyć, przystaję; idę nawet dalej, daję mu kompanię w swojej legii.
WSZYSCY
Wiwat!
HRABIA
Ale pod warunkiem, że pojedzie natychmiast ją objąć!
FIGARO
Och, wasza dostojność, jutro.
HRABIA
z naciskiem
Tak chcę.
CHERUBIN
Jestem posłuszny.
HRABIA
Pokłoń się chrzestnej matce i poleć się jej łasce.
Cherubin przyklęka przed hrabiną, nie mogąc mówić zewzruszenia
HRABINA
wzruszona
Skoro nie można zatrzymać cię ani na dziś, jedź tedy, młodzieńcze. Nowe obowiązki powołują cię, wypełń je godnie. Przynieś zaszczyt swemu dobroczyńcy. Zachowaj w pamięci ten dom, w którym młodość twoja znalazła tyle pobłażania. Bądź posłuszny, poczciwy i odważny; będziemy z radością dzielić się każdym twym powodzeniem.
Cherubin wstaje i wraca na miejsce
HRABIA
Bardzo pani wzruszona!
HRABINA
Nie przeczę. Któż odgadnie los dziecka rzuconego w tak pełne niebezpieczeństw rzemiosło! Jest mi powinowaty; co więcej, moim chrzestnym synem.
HRABIA
na stronie
Widzę, że Bazylio miał słuszność. głośno Młodzieńcze, uściskaj Zuzannę... ostatni raz.
FIGARO
Czemu, ekscelencjo? Wszak będzie tu przyjeżdżał zimą. Uściskaj i mnie, kapitanie! ściska go Bywaj zdrów, Cherubinku. Zaczyna się dla ciebie tryb życia zgoła odmienny, moje dziecko. Ba! Już nie będziesz krążył cały dzień wpodle damskiej kwatery; przepadły łakocie, podwieczorki, śmietanki; koniec z „ciepłą rączką” i ze „ślepą babką”. Koledzy żołnierze, dobre kompany, do kroćset! Ogorzałe, obdarte, wielka fuzja, ciężka jak sto diabłów: w prawo zwrot, w lewo zwrot, naprzód marsz, naprzód ku chwale i ani drgnij w drodze, chyba że jaki tęgi strzał z muszkietu...
ZUZANNA
Pfe! Zgroza!
HRABINA
Cóż za wróżby!
HRABIA
Gdzież Marcelina? Osobliwe, nie ma jej z wami!
FRANUSIA
Wasza dostojność, Marcelina udała się do miasta przez folwark.
HRABIA
A wróci?
BAZYLIO
Kiedy się Bogu spodoba.
FIGARO
Gdyby mu się mogło spodobać, aby mu się nigdy nie spodobało...
FRANUSIA
Pan doktor prowadził ją pod rękę.
HRABIA
żywo
Doktor tu?
BAZYLIO
Uczepiła się go z miejsca.
HRABIA
na stronie
Nie mógł się zjawić bardziej w porę.
FRANUSIA
Zdawała się bardzo podniecona, idąc rozprawiała głośno, potem przystawała, wymachiwała, ot tak, rękami... a pan doktor robił o tak, ręką, uspokajając; była taka zagniewana! Mówiła coś o szwagrze Figaro.
HRABIA
biorąc ją pod brodę
Szwagrze... przyszłym.
FRANUSIA
wskazując Cherubina
Czy wasza dostojność przebaczył nam już za wczoraj?...
HRABIA
przerywając
Bądź zdrowa, mała, bądź zdrowa.
FIGARO
To jej sobacza miłość tak ją nosi; byłaby nam całkiem zepsuła uroczystość.
HRABIA
na stronie
Zepsuje, ja ci ręczę. głośno Pójdźmy, hrabino. Bazylio, zajdziesz do mnie.
ZUZANNA
do Figara
Wstąpisz do mnie, kochanie?
FIGARO
po cichu do Zuzanny
Cóż? Źle połknął haczyk?
ZUZANNA
po cichu
Rozkoszny chłopiec z ciebie!
wszyscy wychodzą
SCENA JEDENASTA
Cherubin, Figaro, Bazylio
Podczas gdy wszyscy wychodzą, Figaro zatrzymuje ich obui ściąga z powrotem.
FIGARO
No więc, chodźcież przecie! Ceremonia uznana, wesele dziś wieczór; trzeba zestroić się, jak należy; nie bądźmyż jak ci aktorzy, którzy nigdy nie grają tak licho, jak w dniu, kiedy krytyka najbardziej ma na nich oko. My nie mamy przed sobą jutra, aby się zrehabilitować.Musimy dziś dobrze umieć role.
BAZYLIO
złośliwie
Moja jest trudniejsza, niż sobie wyobrażasz.
FIGARO
czyniąc niepostrzeżony przezeń ruch, jakby go grzmocił
Nie zdajesz też sobie sprawy z uznania, jakie cię czeka.
CHERUBIN
Figaro, zapominasz, że ja odjeżdżam.
FIGARO
A chciałbyś zostać?
CHERUBIN
Czy bym chciał?!
FIGARO
Trzeba kluczyć. Ani mru-mru przy odjeździe. Płaszcz podróżny na ramię; gotuj na oczach wszystkich zawiniątko, niech widzą konia u bramy. Galopem aż do folwarku; potem piechotą, tyłami z powrotem. Hrabia będzie myślał, żeś pojechał; nie właź mu tylko na oczy; biorę na siebie, że ułagodzę go po weselu.
CHERUBIN
Ale Franusia nie umie roli.
BAZYLIO
Czegóż tedy, u diabła, jej uczysz? Toć od tygodnia nie opuszczasz jej na krok.
FIGARO
Nie masz dziś nic do roboty: daj jej, z łaski swojej, lekcję.
BAZYLIO
Ostrożnie, młodzieńcze, ostrożnie! Ojciec jest grubo niezadowolony, córce oberwało się po buzi! Ej! ej! Czego ty jej tam uczysz! Cherubinie! Cherubinie! Staniesz się przyczyną zgryzoty! Póty dzban wodę nosi!...
FIGARO
Aha, wsiadł na swego konika ze starymi przysłowiami! No i cóż, bakałarzu! Co powiada mądrość narodów: Póty dzban wodę nosi, póki...
BAZYLIO
...się nie napełni.
FIGARO
odchodząc
Nie takie głupie, na honor, nie takie głupie!
AKT DRUGI
Scena przedstawia wspaniałą sypialnię, wielkie łóżko w alkowie na stopniach. Drzwi wchodowe otwierają się i zamykają w trzeciej kulisie po prawej; drzwi do alkierza w pierwszej po lewej. Drzwi w głębi wiodą do garderoby; po prawej okno.
SCENA PIERWSZA
Zuzanna, Hrabina wchodzą drzwiami z prawej
HRABINA
rzuca się w berżerkę
Zamknij drzwi, Zuzanno, i opowiedz mi wszystko ze szczegółami.
ZUZANNA
Nie ukryłam nic pani hrabinie.
HRABINA
Jak to, Zuziu, chciał cię uwieść?
ZUZANNA
Och nie! Pan hrabia nie zadaje sobie tyle trudu z prostą służącą. Chciał mnie kupić.
HRABINA
I pazik był przy tym?
ZUZANNA
Ukryty za fotelem. Przyszedł mnie prosić, abym się za nim wstawiła do pani.
HRABINA
Czemu nie zwrócił się wprost do mnie? Czyż byłabym mu odmówiła, Zuziu?
ZUZANNA
Toż samo i ja mówiłam. Ba! Gdyby kto słyszał jego żale, że odjeżdża, a zwłaszcza że opuszcza panią: „Ach, Zuziu, jaka ona szlachetna i piękna! Ale jaka dumna!”.
HRABINA
Czy ja wyglądam na to, Zuziu? Ja, która zawsze brałam go w obronę!
ZUZANNA
Potem zobaczył wstążkę pani, którą trzymałam w ręku, i rzucił się na nią...
HRABINA
z uśmiechem
Wstążkę?... Cóż za dzieciństwo!
ZUZANNA
Chciałam odebrać; och, gdyby go pani widziała! Istny lewek, oczy mu tak błyszczały... „Wydrzesz mi ją chyba razem z życiem” — wołał podnosząc swój wątły i słodki głosik.
HRABINA
w zadumie
I co, Zuziu?
ZUZANNA
Ano, cóż, proszę pani, alboż można dać sobie rady z tym diabełkiem? A chrzestna matka to, a chciałbym znów owo; i dlatego że nie śmiałby ucałować ani kraju sukni pani, chciał z tego wszystkiego mnie wyściskać raz po raz.
HRABINA
w zadumie
Zostawmy... zostawmy te szaleństwa... Zatem, moja dobra Zuzanno, mąż mój powiedział ci wreszcie...
ZUZANNA
Że jeśli nie zechcę go wysłuchać, weźmie stronę Marceliny.
HRABINA
wstaje i chodzi, wachlując się silnie
Już mnie wcale nie kocha.
ZUZANNA
Czemuż więc taki zazdrosny?
HRABINA
Jak wszyscy mężowie, moja droga: jedynie przez dumę! Ach, nadto go kochałam! Znużyłam go czułościami, zmęczyłam miłością; oto mój jedyny błąd. Ale nie ścierpię, aby to uczciwe wyznanie miało ci zaszkodzić; wyjdziesz za Figara. On jedynie zdoła nam pomóc; czy przyjdzie?
ZUZANNA
Natychmiast, skoro tylko pan hrabia ruszy na polowanie.
HRABINA
wachlując się
Otwórz trochę okno na ogród. Szalony upał!...
ZUZANNA
To stąd, że pani mówi i chodzi tak żywo.
otwiera okno w głębi
HRABINA
wciąż w zadumie
Gdyby nie to wytrwałe unikanie mnie... Ha! Mężczyźni są bardzo niegodziwi.
ZUZANNA
woła od okna
Och, pan hrabia jedzie konno aleją, za nim Pedrillo z dwoma, trzema, czterema chartami.
HRABINA
Mamy czas. siada Ktoś puka, Zuziu.
ZUZANNA
biegnie otworzyć, nucąc
Och, to mój Figaro! Och, to mój Figaro!
SCENA DRUGA
Figaro, Zuzanna, Hrabina siedzi
ZUZANNA
Jesteś, skarbie! Chodźże tutaj. Pani hrabina się niecierpliwi!...
FIGARO
A ty, Zuziątko moje? Pani hrabina nie ma się czym przejmować. W gruncie, o cóż chodzi? O drobnostkę. Panu hrabiemu wydaje się nasza młoda żonka ponętna, chciałby uczynić z niej swą kochankę; bardzo naturalne.
ZUZANNA
Naturalne?
FIGARO
Mianował mnie tedy kurierem, a Zuzię radcą ambasady. Bardzo roztropnie.
ZUZANNA
Skończysz raz?
FIGARO
A ponieważ Zuzanna, moja narzeczona, nie przyjmuje dyplomu, hrabia będzie popierał Marcelinę. Jeszcze raz pytam, cóż prostszego? Na tych, którzy krzyżują jego projekty, mści się obalając ich własne; toć to jest to samo, co każdy z nas czyni i co właśnie mamy zamiarzrobić. No i cóż? To wszystko.
HRABINA
Czy ty możesz, Figaro, traktować tak lekko zamiar, który niweczy szczęście nas wszystkich?
FIGARO
Któż to powiada?
ZUZANNA
Zamiast przejmować się naszym strapieniem...
FIGARO
Czy to nie dosyć, że się nim zajmuję? Owóż, aby postępować równie metodycznie jak pan hrabia, ochłódźmy przede wszystkim jego zdobywcze zapały, niepokojąc go na jego własnych gruntach.
HRABINA
Dobra myśl; ale jak?
FIGARO
Już się stało, pani; fałszywe ostrzeżenie tyczące jej osoby...
HRABINA
Mojej osoby?! Tyś oszalał!
FIGARO
Och, będzie szalał, ale mój pan.
HRABINA
On, taki zazdrosny!...
FIGARO
Tym lepiej. Aby powodować ludźmi tego charakteru, trzeba im smagać nieco krew: kobiety umieją to tak dobrze! Następnie, skoro się ich rozżarzy do czerwoności, przy odrobinie sprytu można ich zaprowadzić, dokąd się chce, bodaj nosem do Gwadalkwiwiru. Kazałem oddać Bazyliowi bilecik nieznanej ręki ostrzegający hrabiego, że jakiś gaszek będzie się starał widzieć z panią dziś podczas balu.
HRABINA
I ty śmiesz igrać w ten sposób z prawdą, kosztem honoru uczciwej kobiety?
FIGARO
Mało jest takich, z którymi bym się na to odważył w obawie, aby zmyślenie nie okazało się prawdą.
HRABINA
Może każesz mi jeszcze dziękować!
FIGARO
Ale powiedzcie mi, panie, czy to nie urocze urządzić panu hrabiemu dzień w ten sposób, aby krążąc, czatując, złorzecząc własnej żonie strawił czas, który przeznaczał na uciechy z moją! Będzie zupełnie zbity z tropu: gonić za tą? Czatować na tamtą? Wzburzony, pomieszany, oo! patrzcie, jak gna po równinie mszcząc się na niewinnym zającu! Tymczasem nadchodzi godzina ślubu; nie powziął nic stanowczego, aby mu przeszkodzić, a nie będzie śmiał sprzeciwić się wręcz przy pani.
ZUZANNA
Nie; ale Marcelina, ta uczona główka, ona będzie śmiała z pewnością.
FIGARO
Brr! To mnie niepokoi, na honor! Każ powiedzieć hrabiemu, że o zmierzchu przyjdziesz do ogrodu.
ZUZANNA
Na to liczysz?
FIGARO
Tam do licha! Słuchaj przecie; ludzie, którzy nie chcą niczego tknąć, nic nigdy nie osiągną i w ogóle są do niczego. Oto moje zdanie.
ZUZANNA
Śliczne!
HRABINA
Jak i sam pomysł. Zgodziłbyś się więc, aby uległa?
FIGARO
Wcale nie. Każę wdziać suknię Zuzanny komu innemu; hrabia, przychwycony na schadzce, czyż będzie się mógł wyprzeć?
ZUZANNA
I kogóż ustroisz w moje suknie?
FIGARO
Cherubina.
HRABINA
Odjechał.
FIGARO
Dla innych, ale nie dla mnie: czy pozwolicie mi działać?
ZUZANNA
Można się spuścić na niego, gdy chodzi o intrygę.
FIGARO
Dwie, trzy, cztery na raz, diabelsko powikłane i krzyżujące się wzajem. Byłem urodzony na dworaka.
ZUZANNA
Mówią, że to rzemiosło tak trudne.
FIGARO
Dostawać, brać i prosić jeszcze — to w trzech słowach cała tajemnica.
HRABINA
Tyle zdradza otuchy, że i mnie zaczyna jej udzielać.
FIGARO
Taki był mój zamiar.
ZUZANNA
Mówiłeś zatem?...
FIGARO
Że w czasie nieobecności hrabiego przyślę ci Cherubina; uczesz go, ubierz: zamykam się z nim, uczę go roli; a potem prosimy w tany, panie hrabio!
wychodzi
SCENA TRZECIA
Zuzanna, Hrabina siedzi
HRABINA
trzymając puzderko z muszkami
Boże, Zuzanno, jak ja wyglądam!... Ten młody człowiek ma tu przyjść za chwilę...
ZUZANNA
Więc pani hrabina nie chce, aby się wyleczył?
HRABINA
spoglądając w zadumie w lusterko
Ja!... zobaczysz, jak go wyłaję.
ZUZANNA
Każmy, niech zaśpiewa swą piosnkę.
kładzie ją Hrabinie na kolanach
HRABINA
Ależ bo w istocie włosy moje są w takim nieładzie.
ZUZANNA
śmiejąc się
Wystarczy poprawić te dwa pukle; tym lepiej będzie się pani łajało.
HRABINA
opamiętując się
Co ty tam paplesz, szalona głowo?
SCENA CZWARTA
Cherubin z miną zawstydzoną, Zuzanna, Hrabina siedzi
ZUZANNA
Wejdź, wejdź, panie oficerze, pani pozwala.
CHERUBIN
posuwa się, cały drżący
Ach, pani! Jakże mnie ten tytuł martwi! Przypomina mi, że trzeba opuścić te strony... chrzestną matkę... taką... dobrą...
ZUZANNA
I taką ładną!
CHERUBIN
z westchnieniem
Ach tak!
ZUZANNA
przedrzeźniając
„Ach tak”! Niebożątko! Ze swymi długimi, obłudnymi rzęsami! No dalej, piękny Cherubinku, zaśpiewaj pani swą romancę.
HRABINA
rozwija papier
Któż to... ma być autorem?
ZUZANNA
Widzi pani rumieniec winowajcy; na cal różu na policzkach.
CHERUBIN
Czyż nie wolno uwielbiać?...
ZUZANNA
grozi mu pięścią pod nosem
Powiem wszystko, ladaco!
HRABINA
Czy on... ją śpiewa?
CHERUBIN
Och, pani, jestem tak wzruszony...
ZUZANNA
śmiejąc się
I mniam, mniam, mniam! Skoro pani sobie życzy, skromny panie autorze! Ja ci będę towarzyszyć.
HRABINA
Weź moją gitarę.
Hrabina siedząc patrzy w papier idąc za słowami piosnki. Zuzanna stoi za fotelem i preludiuje zaglądając w nuty przez ramię pani. Pazik stoi przed nią ze spuszczonymi oczami. Razem odtwarzają piękny sztych Van Loo, pod tytułem La Conversation espagnole.
PIOSENKA CHERUBINA
Hej, z wiatrami w przegony
(Jakże serce, jak serce ukoić!)
— byle rzucić te strony —
nieś mnie, koniu, daleko.
Nieś mnie, koniu, daleko!
Przy gaiku nad rzeką,
tam mię żal mój dogonił
(Jakże serce, jak serce ukoić!),
bym rzewliwe łzy ronił,
myśląc o mej jedynej.
Myśląc o mej jedynej
w cieniu młodej brzeziny,
drogie imię — mój Boże —
(Jakże serce, jak serce ukoić!)
ostrzem ryłem na korze,
Król przejeżdżał tamtędy.
Król przejeżdżał tamtędy,
dwór, rycerze w dwa rzędy.
«Paziu! — rzecze królowa —
(Jakże serce, jak serce ukoić!)
skąd ta łezka perłowa?
Czemu smutkiem twarz blada?
Czemu smutkiem twarz blada?
Może znajdzie się rada».
«Każesz, wyznać ci muszę
(Jakże serce, jak serce ukoić!),
dałbym życie i duszę
dla mej pani przesłodkiej.
Dla mej pani przesłodkiej
więdnę niby kwiat wiotki».
«Nie płacz, piękne me dziecię!
(Jakże serce, jak serce ukoić!)
pań jest więcej na świecie,
posłuchaj rady zdrowej.
Posłuchaj rady zdrowej,
będziesz paziem królowej.
Helena, moja dworka
(Jakże serce, jak serce ukoić!),
przyhołubi amorka,
spłynie łaska Kościoła».
«Spłynie łaska Kościoła,
Nic twa rada nie zdoła.
Wolę umrzeć z rozpaczy
(Jakże serce, jak serce ukoić!),
gdy nie można inaczej
kochać mego anioła».
HRABINA
Jest w tym szczerość... uczucie nawet.
ZUZANNA
składa gitarę na fotelu
Och, co się tyczy uczucia, chłopiec... Ale, ale, panie oficerze, czy mówiono ci, że dla ożywienia wieczoru chciałybyśmy się przekonać, czy która z moich sukien nie nada się tobie?
HRABINA
Obawiam się, że nie.
ZUZANNA
mierzy się z nim
Jest mojego wzrostu. Zdejmijmy mu najpierw płaszcz.
odpina
HRABINA
A gdyby kto wszedł?
ZUZANNA
Alboż robimy co złego? Zamknę drzwi. biegnie Ale przede wszystkim chciałabym coś dlań na głowę.
HRABINA
Na mojej toalecie leży czepeczek kąpielowy.
Zuzanna wchodzi do alkierza drzwiami po lewej na przodzie sceny
SCENA PIĄTA
Cherubin, Hrabina siedzi
HRABINA
Aż do otwarcia balu hrabia nie będzie wiedział, że jesteś w zamku. Powiemy mu później, że w oczekiwaniu, aż przygotują twój dekret, wpadła nam myśl...
CHERUBIN
pokazuje dekret
Niestety, pani, oto już jest! Bazylio oddał mi go w imieniu hrabiego.
HRABINA
Już? Obawiali się stracić bodaj minutę. czyta Tak im było pilno, że aż zapomnieli pieczęci.
oddaje dekret
SCENA SZÓSTA
Cherubin, Hrabina, Zuzanna
ZUZANNA
wchodzi z wielkim czepkiem
Jakiej pieczęci?
HRABINA
Na dekrecie.
ZUZANNA
Już?
HRABINA
Toż samo mówiłam. Czy to mój czepeczek?
ZUZANNA
siada koło Hrabiny
I najpiękniejszy ze wszystkich.
śpiewa ze szpilkami w ustach
Zwróć nieco głowę, prosto stój,
Janie de Lyra, miły mój.
Cherubin przyklęka, Zuzanna stroi mu głowę
Ach, pani, ależ uroczy!
HRABINA
Ułóż mu kołnierzyk bardziej po damsku.
ZUZANNA
poprawia
O tak... Patrzcie mi tego hultaja, jak jemu do twarzy za dziewczynę! Zazdrosna jestem, doprawdy! bierze go pod brodę Słuchaj, przestaniesz ty być taki ładny?
HRABINA
Cóż za wariatka! Trzeba podwinąć rękaw, aby suknia lepiej leżała... podwija Cóż on ma na ramieniu? Wstążkę?!
ZUZANNA
I to wstążkę pani. Rada jestem, że pani widziała. Powiedziałam mu już, że sama powiem! Oho! Gdyby hrabia nie wszedł, z pewnością odebrałabym wstążkę, bo jestem prawie tak silna jak on.
HRABINA
Ależ tu krew!
odwiązuje wstążkę
CHERUBIN
zawstydzony
Dziś rano, na wsiadanym, poprawiałem munsztuk; koń szarpnął głową i guzik skaleczył mi ramię.
HRABINA
Jeszcze nikt chyba wstążką...
ZUZANNA
A zwłaszcza kradzioną. Popatrzmyż tedy, co ten łańcuszek... guzik... wędzidło... nie rozumiem się nic a nic na tych nazwach. Och, jakie on ma białe ramię! Istna kobieta! Bielsze niż moje! O, niech pani patrzy!
porównuje
HRABINA
lodowato
Poszukaj raczej kawałka kitajki w gotowalni.
Zuzanna popycha mu głowę, śmiejąc się. Cherubin pada na obie ręce. Zuzanna wchodzi do alkierza.
SCENA SIÓDMA
Cherubin na kolanach, Hrabina siedzi
HRABINA
jakiś czas milczy, z oczami wlepionymi we wstążkę. Cherubin pożera ją wzrokiem
Co zaś do wstążki, panie kawalerze... bardzo lubię ten kolor... i byłam bardzo zmartwiona z jej zguby...
SCENA ÓSMA
Cherubin na kolanach, Hrabina siedzi, Zuzanna
ZUZANNA
wchodząc
A opatrunek?
Oddaje Hrabinie kitajkę i nożyczki
HRABINA
Kiedy pójdziesz szukać swoich szmatek, weź wstążkę od innego czepeczka.
Zuzanna wychodzi w głębi, zabierając płaszcz pazia.
SCENA DZIEWIĄTA
Cherubin na kolanach, Hrabina siedzi
CHERUBIN
ze spuszczonymi oczami
Ta, którą mi odebrano, wyleczyłaby mnie w mgnieniu oka.
HRABINA
Jakim cudem? pokazując kitajkę To o wiele skuteczniejsze.
CHERUBIN
wahając się
Skoro wstążka... opasywała głowę... lub spoczywała na ciele osoby...
HRABINA
przecinając zdanie
...obcej! Staje się dobra na rany? Nie znałam tej własności. Dla wypróbowania zachowam wstążkę, którą miałeś na ramieniu. Za pierwszym zadraśnięciem... której z garderobianych... spróbuję.
CHERUBIN
wzruszony
Pani zachowa wstążkę, a ja jadę!
HRABINA
Nie na zawsze.
CHERUBIN
Jestem tak nieszczęśliwy!
HRABINA
wzruszona
Płacze teraz! To ten niegodziwy Figaro ze swoją wróżbą!...
CHERUBIN
w podnieceniu
Ach, chciałbym, aby się co rychlej sprawdziła. Gdybym miał pewność, że umrę za chwilę, moje usta odważyłyby się...
HRABINA
przerywa i wyciera mu oczy chusteczką
Cicho bądź, cicho, dziecko. Nie ma odrobiny sensu w tym, co mówisz.
pukanie do drzwi
HRABINA
pyta podniesionym głosem
Któż to puka w ten sposób?
SCENA DZIESIĄTA
Cherubin, Hrabina; Hrabia za sceną
HRABIA
z zewnątrz
Czegóż zamknięte?
HRABINA
zmieszana, powstaje
Mąż! Wielkie nieba! do Cherubina, który zerwał się również Ty bez płaszcza, z obnażoną szyją, ramionami! Sam ze mną! Ten nieład, list, który hrabia otrzymał, jego zazdrość!...
HRABIA
z zewnątrz
Nie otwiera pani?
HRABINA
Bo... bo jestem sama.
HRABIA
z zewnątrz
Sama! Z kimże tedy rozmawiasz?
HRABINA
zakłopotana
Z tobą... oczywiście, hrabio.
CHERUBIN
na stronie
Po tym, co zaszło wczoraj i dziś rano, zabiłby mnie na miejscu!
biegnie ku gotowalni, wpada i zamyka za sobą
SCENA JEDENASTA
HRABINA
sama, wyjmuje klucz i biegnie otworzyć Hrabiemu
Och, cóż za nierozwaga! Co za nierozwaga!
SCENA DWUNASTA
Hrabia, Hrabina
HRABIA
dość surowo
Nie jest w pani zwyczaju zamykać się!
HRABINA
zmieszana
Przebierałam gałganki... Przebierałam gałganki z Zuzią... Poszła na chwilę do siebie.
HRABIA
przygląda się jej
Twarz i głos pani są bardzo zmienione!...
HRABINA
Nic w tym dziwnego... zupełnie nic dziwnego... upewniam... mówiłyśmy o tobie... poszła, jak ci wspomniałam...
HRABIA
Mówiłyście o mnie!... Wróciłem pod wpływem jakiegoś niepokoju; kiedy wsiadałem na konia, oddano mi bilecik... och, nie przywiązuję doń najmniejszej wagi, ale... podrażnił mnie...
HRABINA
Jak to, panie?... Co za bilecik?
HRABIA
Trzeba przyznać, pani, że ty albo ja otoczeni jesteśmy bardzo niegodziwymi ludźmi. Ostrzeżono mnie, że ktoś, kogo uważam za nieobecnego, postara się zobaczyć z panią.
HRABINA
Ktokolwiek byłby ów śmiałek, będzie chyba musiał wejść tutaj; mam zamiar cały dzień nie opuszczać pokoju.
HRABIA
A wieczór, na wesele Zuzi?
HRABINA
Za nic w świecie; czuję się bardzo niedobrze.
HRABIA
Na szczęście doktor jest tutaj.
paź przewraca krzesło w gabinecie
Cóż to za hałas?
HRABINA
zmieszana
Hałas?
HRABIA
Ktoś przewrócił jakiś mebel.
HRABINA
Ja... ja nic nie słyszałam.
HRABIA
Musi tedy być pani diablo zajęta!
HRABINA
Zajęta? Czym?
HRABIA
W tym gabinecie jest ktoś, pani.
HRABINA
Jak to... któż by?
HRABIA
To ja o to pytam; dopiero wszedłem.
HRABINA
Ależ... prawdopodobnie Zuzia robi porządek.
HRABIA
Powiedziała pani, że Zuzia poszła do siebie.
HRABINA
Poszła... lub weszła tam... nie wiem pewnie.
HRABIA
Jeśli to Zuzia, skąd twoje zmieszanie?
HRABINA
Zmieszanie... z przyczyny mojej pokojówki?
HRABIA
Czy z przyczyny pokojówki, nie wiem; ale co do zmieszania, to rzecz pewna.
HRABINA
Rzecz pewna, hrabio, że ta dziewczyna niepokoi i zajmuje ciebie o wiele więcej niż mnie.
HRABIA
w gniewie
Zajmuje do tego stopnia, iż pragnę widzieć ją w tej chwili.
HRABINA
Zdaje mi się w istocie, że pragniesz tego często; ale nigdy zuchwalsze podejrzenie...
SCENA TRZYNASTA
Hrabia, Hrabina; Zuzanna wchodzi z rękami pełnymi sukien
HRABIA
Tym łatwiej będzie je rozproszyć. woła w stronę alkierza Wyjdź, Zuziu, rozkazuję.
Zuzanna zatrzymuje się koło alkowy w głębi
HRABINA
Jest prawie nieubrana; czyż można w ten sposób obchodzić się z kobietami w ich mieszkaniu? Przymierzała suknie, które jej daję z okazji ślubu, uciekła usłyszawszy twój głos.
HRABIA
Jeśli tak bardzo się boi pokazać, może bodaj przemówi. obraca się ku drzwiom Odpowiedz, Zuziu, czy jesteś?
Zuzanna, która dotąd stała w głębi, pomyka do alkowy i chowa się
HRABINA
żywo, w stronę alkierza
Zuziu, zakazuję ci odpowiadać. do Hrabiego Jeszcze nikt nie posunął tyranii do tego stopnia.
HRABIA
zbliżając się do drzwi
Och, skoro nie chce mówić, ubrana czy nie, muszę ją widzieć.
HRABINA
staje przed drzwiami
Wszędzie indziej nie jest w mej mocy przeszkodzić panu; ale mam nadzieję, że choć we własnym pokoju...
HRABIA
A ja mam nadzieję, że dowiem się za chwilę, kto jest owa tajemnicza Zuzia. Żądać od pani klucza byłoby, jak widzę, daremnie! Ale jest sposób, aby wysadzić te drzwiczki. Hej! jest tam który?
HRABINA
Chcesz wołać ludzi i dawać publiczny rozgłos podejrzeniu, które uczyniłoby nas pośmiewiskiem?
HRABIA
Ma pani słuszność; w istocie, ja sam wystarczę: pójdę w tej chwili przynieść, co potrzeba. idzie ku drzwiom i wraca Ale by wszystko zostało, jak jest, czy raczy pani towarzyszyć mi bez skandalu i hałasu, skoro ich tak nie lubisz?... Rzeczy tak prostej nie zechcesz chyba odmówić!
HRABINA
zmieszana
Ależ, mężu, któż myśli ci się sprzeciwiać?
HRABIA
Ach, zapomniałem o drzwiach do garderoby; muszę je zamknąć również, iżby uniewinnieniu pani stało się zadość w całej pełni.
zamyka drzwi w głębi i wyjmuje klucz
HRABINA
na stronie
O nieba! Cóż za nierozwaga!
HRABIA
wracając
Teraz, kiedy pokój zamknięty, przyjm moje ramię, proszę. podnosząc głos Co się tyczy Zuzi, musi łaskawie zaczekać w alkierzu, aż wrócę; najmniej zaś, co jej grozi za moim powrotem...
HRABINA
W istocie, hrabio, trudno o wstrętniejszą przygodę...
Hrabia wyprowadza ją i zamyka drzwi na klucz.
SCENA CZTERNASTA
Zuzanna, Cherubin
ZUZANNA
wybiega z ukrycia, podbiega do alkierza i mówi przez dziurkę od klucza
Otwórz, Cherubinie, prędko; to ja, Zuzia, wychodź.
CHERUBIN
wychodzi
Ach, Zuziu, cóż za straszna scena!
ZUZANNA
Wychodź, nie ma minuty do stracenia!
CHERUBIN
przestraszony
A jak wyjść?
ZUZANNA
Nie wiem, ale wyjdź.
CHERUBIN
Jeśli nie ma wyjścia?
ZUZANNA
Po rannym spotkaniu hrabia zgniótłby cię, a my byłybyśmy zgubione. Biegnij uwiadomić Figara...
CHERUBIN
Okno nie jest może zbyt wysokie.
biegnie do okna
ZUZANNA
ze zgrozą
Z piętra! Niepodobna! Och, biedna pani! A moje małżeństwo, o Boże!
CHERUBIN
wraca
Wychodzi na inspekty; co najwyżej uszkodzę parę grządek.
ZUZANNA
zatrzymuje go, wołając
Zabije się!
CHERUBIN
w uniesieniu
W gorejącą otchłań, Zuziu, raczej, niż ją narazić... A ten całus przyniesie mi szczęście.
SCENA PIĘTNASTA
ZUZANNA
sama, wydaje okrzyk przerażenia
Och!... pada na chwilę na krzesło; z trudem zbliża się do okna i wraca Już jest daleko! Och, mały urwis! Równie zwinny jak ładny! Jeśli temu zbraknie w życiu kobiet... Zajmijmy co prędzej jego miejsce, wchodząc do alkierza Możesz teraz, panie hrabio, wyłamać zamek, o ile cię to bawi; zje diaska, kto dobędzie ze mnie słowo.
zamyka się
SCENA SZESNASTA
Hrabia, Hrabina wracają do pokoju
HRABIA
trzyma w ręku obcęgi, które rzuca na fotel
Wszystko jest, jak zostawiłem. Pani, nim mnie narazisz na konieczność skruszenia drzwi, zastanów się: jeszcze raz pytam, nie chcesz otworzyć?
HRABINA
Ach, mężu, jakiż straszliwy poryw zdolny jest niweczyć w ten sposób względy należne godności żony? Gdyby to miłość władała tobą i podsuwała ci te szaleństwa, usprawiedliwiłabym je mimo ich niedorzeczności; zapomniałabym może przez wzgląd na pobudki wszystko,co jest w nich obrażającego. Ale sama próżność czyż może szlachetnego człowieka przywieść do takich wybryków?
HRABIA
Miłość czy próżność — otworzysz, pani, albo natychmiast...
HRABINA
stając między Hrabią a drzwiami
Wstrzymaj się, hrabio, proszę. Czy sądzisz, że byłabym zdolna uchybić samej sobie?
HRABIA
Co się pani podoba; chcę widzieć, kto jest w alkierzu.
HRABINA
przestraszona
Dobrze więc, mężu, zobaczysz. Posłuchaj mnie... spokojnie.
HRABIA
Więc nie Zuzia?
HRABINA
trwożliwie
W każdym bądź razie nie osoba... której mógłbyś się w czymkolwiek obawiać... Gotowałyśmy żarcik... bardzo niewinny... doprawdy... na dziś wieczór... i przysięgam...
HRABIA
I przysięgasz?...
HRABINA
Że ani on, ani ja nie mieliśmy zamiaru cię obrazić.
HRABIA
szybko
„Ani on, ani ja”? Więc to mężczyzna?
HRABINA
Dziecko raczej, mężu.
HRABIA
Któż?
HRABINA
Ledwie śmiem go nazwać.
HRABIA
wściekły
Zabiję go.
HRABINA
Wielkie nieba!
HRABIA
Mów więc.
HRABINA
Młody... Cherubin.
HRABIA
Cherubin! Zuchwały!... Oto więc moje podejrzenia i bilecik sprawdziły się.
HRABINA
składając ręce
Och, hrabio, nie myśl...
HRABIA
tupiąc nogą; na stronie
Wszędzie spotykać przeklętego pazia! głośno Proszę, pani, otwórz; wiem wszystko teraz. Nie byłabyś tak wzruszona, żegnając go dziś rano; on byłby odjechał, jak mu kazałem; nie byłabyś z takim nakładem fałszu układała bajeczki o Zuzannie; nie byłby się tak skwapliwie schował, gdyby nie kryło się w tym nic występnego.
HRABINA
Lękał się pogniewać cię, pokazując ci się na oczy.
HRABIA
odchodząc od zmysłów, krzyczy przez drzwi do alkierza
Wychodźże raz, malcze przeklęty!
HRABINA
bierze go wpół i odciąga
Och, hrabio, mężu, gniew twój... ja drżę o niego. Nie dopuszczaj, błagam, próżnego podejrzenia! I niech to, że go zastaniesz trochę rozebranym...
HRABIA
Rozebranym!...
HRABINA
Niestety! Miałyśmy go przebrać za kobietę: ma mój czepek, jest w kamizelce, szyja i ramiona gołe; miał właśnie przymierzać...
HRABIA
I pani pod pozorem słabości chciałaś zostać w pokoju! Niegodna żono! Ha! Zostaniesz w nim... długo, ale trzeba wprzód wypędzić zeń zuchwalca, i to tak, abym go już nie spotkał nigdzie.
HRABINA
padając na kolana, ze wzniesionymi rękami
Hrabio, miej litość dla dziecka, nie darowałabym sobie nigdy, iż stałam się przyczyną...
HRABIA
Przestrach twój przydaje wagi jego zbrodni.
HRABINA
On nie winien, odjeżdżał już; to ja kazałam go zawołać.
HRABIA
wściekły
Powstań, usuń się... Pani masz śmiałość przemawiać do mnie za innym!
HRABINA
Dobrze więc, mężu, usuwam się; wstaję; oddam ci nawet klucz od alkierza: ale zaklinam cię w imię twej miłości...
HRABIA
Mej miłości, wiarołomna!
HRABINA
wstaje i oddaje klucz
Przyrzeknij, że pozwolisz odejść temu dziecku, nie robiąc mu nic złego; niech potem cały twój gniew spadnie na mnie, jeśli cię nie przekonam...
HRABIA
biorąc klucz
Nie słucham już nic.
HRABINA
rzuca się na berżerkę, zasłaniając chustką oczy
Nieba! On zginie.
HRABIA
otwiera drzwi i cofa się
Zuzia!
SCENA SIEDEMNASTA
Hrabina, Hrabia, Zuzanna
ZUZANNA
wychodzi, śmiejąc się
„Zabiję go, zabiję”. Zabij go więc pan, tego niegodziwego pazia!
HRABIA
na stronie
Ha! Cóż za nauczka! patrząc na Hrabinę, która stoi osłupiała I pani także udajesz zdumienie?... Ale może ona tam nie sama...
wchodzi
SCENA OSIEMNASTA
Hrabina siedzi, Zuzanna
ZUZANNA
podbiega do Hrabiny
Niech się pani uspokoi, jest daleko, wyskoczył.
SCENA DZIEWIĘTNASTA
Hrabina siedzi, Zuzanna, Hrabia
HRABIA
wychodzi z gabinetu zawstydzony; po krótkim milczeniu
Nie ma nikogo, tym razem wina po mojej stronie. Hrabino... gra pani komedię bardzo dobrze.
ZUZANNA
wesoło
A ja, wasza dostojność?
Hrabina przyciska chustkę do ust, aby ochłonąć, i milczy
HRABIA
zbliża się
Jak to, pani, więc to był żart?...
HRABINA
opamiętując się nieco
Czemuż by nie?
HRABIA
Cóż za szkaradna zabawa! I na cóż to?...
HRABINA
Czyż pańskie szaleństwa zasługują na litość?
HRABIA
Nazywać szaleństwem coś, co tyczy honoru?
HRABINA
stopniowo coraz pewniejszym tonem
Czyż po to złączyłam swoje życie z pańskim, aby być wiecznie wydana na opuszczenie i zazdrość, dwie rzeczy, które pan jeden śmiesz kojarzyć?
HRABIA
Ach, pani, to było za wiele.
ZUZANNA
Jaśnie pani winna była pozwolić panu hrabiemu, aby zwołał służbę...
HRABIA
Masz słuszność, zawiniłem... Daruj, Rozyno, jestem tak zawstydzony!...
ZUZANNA
Niech wasza dostojność wyzna, że zasłużył na to po trosze.
HRABIA
Czemuż nie wyszłaś, kiedy cię wołałem, niegodziwa?
ZUZANNA
Odziewałam się, jak mogłam, pokłułam się cała szpilkami; zresztą pani hrabina, broniąc mi się odezwać, miała pewno swoje racje.
HRABIA
Miast przypominać mi moje błędy, pomóż mi uzyskać przebaczenie.
HRABINA
Nie, hrabio; podobnej zniewagi się nie zapomina. Schronię się do urszulanek; widzę, że czas mi to uczynić.
HRABIA
Byłabyś zdolna, tak bez żalu?...
ZUZANNA
Co do mnie, jestem pewna, iż ani jeden dzień nie spłynąłby pani bez płaczu.
HRABINA
A gdyby nawet, Zuziu? Wolę raczej opłakiwać niewdzięcznika niż mieć tę słabość, aby mu przebaczyć. Nadto mnie obraził.
HRABIA
Rozyno!
HRABINA
Nie jestem już ową Rozyną, którą tak oblegałeś! Jestem biedną hrabiną Almawiwa, biedną, opuszczoną żoną, której już nie kochasz.
ZUZANNA
Pani!
HRABIA
błagalnie
Przez litość!...
HRABINA
Nie miałeś jej dla mnie.
HRABIA
Ale bo ten bilecik... przywiódł mnie do szaleństwa!
HRABINA
Napisano go bez mego zezwolenia.
HRABIA
Wiedziałaś o nim?
HRABINA
To ten wariat Figaro.
HRABIA
On w tym palce maczał?
HRABINA
...oddał Bazyliowi...
HRABIA
Który powiedział mi, że ma go z rąk jakiegoś wieśniaka. O przewrotny dławidudo! Więc to tak? Siedzisz na dwóch stołkach? Zapłacisz mi za wszystkich!
HRABINA
Żądasz przebaczenia dla siebie, a odmawiasz go innym! Oto mężczyźni! Och, gdybym zgodziła się przebaczyć przez wzgląd na uniesienie, w jakie mógł cię wtrącić ten bilecik, żądałabym, aby amnestia była powszechna.
HRABIA
Dobrze więc, z całego serca, hrabino. Ale jak okupić błąd tak upokarzający?
HRABINA
wstaje
Był nim dla nas obojga.
HRABIA
Ach, powiedz, dla mnie samego. Ale nie mogę jeszcze pojąć, jak kobiety zdołają tak szybko i zręcznie nastroić się na ton wymagany przez okoliczności. Czerwieniłaś się, płakałaś, twarz ci się mieniła... Na honor! Jeszcze jesteś zmieniona...
HRABINA
siląc się na uśmiech
Rumieniłam się... z oburzenia na twą podejrzliwość. Ale czyż mężczyźni są na tyle subtelni, aby rozróżnić wzburzenie obrażonej cnoty od pomieszania zrodzonego z poczucia winy?
HRABIA
uśmiechając się
A ten paź wpół rozebrany, w kamizelce, prawie nagi...
HRABINA
ukazując Zuzannę
Widzisz go przed sobą. Czy nie milej ci raczej spotkać ją niż kogo innego? Zazwyczaj takie spotkanie nie sprawia ci przykrości.
HRABIA
śmieje się głośniej
A te prośby, te udane łzy...
HRABINA
Zmuszasz mnie do śmiechu, a doprawdy nie mam na śmiech ochoty.
HRABIA
Zdaje się nam, że jesteśmy wielcy politycy, a jesteśmy proste dzieci. To ciebie, pani, król winien posłać w ambasadzie do Londynu! Płeć wasza musiała bardzo gruntownie zgłębiać sztukę udawania, aby osiągnąć tak zadziwiające rezultaty!
HRABINA
To wy zmuszacie nas do tego.
ZUZANNA
Traktujcie nas jako jeńców na słowo, a zobaczycie, czy jesteśmy ludźmi honoru.
HRABINA
Skończmy już, hrabio. Może posunęłam się za daleko; ale pobłażliwość moja wobec tak ciężkiej zniewagi powinna co najmniej uzyskać mi twoją.
HRABIA
Ale powtórz jeszcze, że przebaczasz.
HRABINA
Czy ja to powiedziałam, Zuziu?
ZUZANNA
Nie słyszałam, proszę pani.
HRABIA
Więc pozwól się wymknąć temu słowu.
HRABINA
Czy zasługujesz na nie, niewdzięczny?
HRABIA
Tak, skruchą moją.
ZUZANNA
Podejrzewać, że u pani w alkierzu chowa się mężczyzna!
HRABIA
Ukarała mnie dość surowo!
ZUZANNA
Nie wierzyć jej, gdy powiada, że to Zuzia!
HRABIA
Rozyno, nie dasz się zmiękczyć?
HRABINA
Ach, Zuziu, jakaż ja słaba! Jakiż przykład ci daję! wyciągając rękę do Hrabiego Już nikt nie będzie wierzył w gniew kobiety.
ZUZANNA
Ba, proszę pani, czyż z nimi nie zawsze trzeba skończyć na tym?
Hrabiacałuje gorąco rękę żony
SCENA DWUDZIESTA
Zuzanna, Figaro, Hrabina, Hrabia
FIGARO
wbiega zdyszany
Mówiono, że pani zasłabła. Pędzę co rychlej... Widzę z radością, że to bajki.
HRABIA
sucho
Bardzoś troskliwy.
FIGARO
To mój obowiązek. Ale skoro nic nie grozi, wasza dostojność, oto młodzi wasale i wasalki zebrali się na dole ze skrzypkami i gęślami, czekając chwili, w której pan hrabia zezwoli, bym powiódł narzeczoną...
HRABIA
A któż zostanie, by czuwać przy hrabinie?
FIGARO
Czuwać? Wszak nie chora.
HRABIA
Nie; ale ten nieznajomy, który ma się z nią widzieć?
FIGARO
Jaki nieznajomy?
HRABIA
Ten z bileciku, któryś oddał Bazyliowi.
FIGARO
Kto to powiada?
HRABIA
Gdybym nie wiedział tego skądinąd, obwiesiu, sama fizjonomia twoja upewniłaby mnie, że kłamiesz.
FIGARO
Jeśli tak jest w istocie, nie ja kłamię, ale moja fizjonomia.
ZUZANNA
Daj pokój, nieboraku! Nie marnuj elokwencji: powiedziałyśmy wszystko.
FIGARO
Powiedziały — co? Traktujecie mnie jak Bazylia!
ZUZANNA
Że napisałeś przed chwilą bilecik, aby wmówić w pana hrabiego, iż pazik znajduje się w tym alkierzu, gdzie ja się tymczasem zamknęłam.
HRABIA
Co na to odpowiesz?
HRABINA
Nie ma już co ukrywać, Figaro; żart skończony.
FIGARO
starając się zgadnąć
Żart... skończony?
HRABIA
Tak; consumatum est. Cóż ty na to?
FIGARO
Ja... na to... że chciałbym, aby można było to samo rzec o mym małżeństwie, i jeśli pan hrabia każe...
HRABIA
Przyznajesz się wreszcie do bileciku?
FIGARO
Skoro pani sobie życzy, skoro Zuzia sobie życzy, skoro sam pan hrabia sobie życzy, trzebaż i mnie się zgodzić, ale na miejscu waszej dostojności, na honor! nie wierzyłbym ani słowa wszystkiemu, co my tu opowiadamy.
HRABIA
Wciąż kłamać wbrew oczywistości! Zaczyna mnie to drażnić.
HRABINA
śmiejąc się
Biedny chłopak! Czemuż żądać koniecznie, hrabio, aby raz w życiu powiedział prawdę?
FIGARO
po cichu do Zuzanny
Ostrzegłem go o niebezpieczeństwie; to wszystko, co uczciwy człowiek może zrobić.
ZUZANNA
cicho
Widziałeś pazika?
FIGARO
cicho
Cały poturbowany.
ZUZANNA
cicho
Biedaczek!
HRABINA
Chodźmy, hrabio, ta para nie może się doczekać; niecierpliwość tak zrozumiała! Zejdźmyż dopełnić ceremonii.
HRABIA
na stronie
A Marcelina, Marcelina... głośno Chciałbym bodaj... ubrać się.
HRABINA
Dla służby?... Czyż ja się ubieram?
SCENA DWUDZIESTA PIERWSZA
Figaro, Zuzanna, Hrabina, Hrabia, Antonio
ANTONIO
podchmielony; trzymając doniczkę zgniecionych goździków
Wasza dostojność! Wasza dostojność!
HRABIA
Czego chcesz, Antonio?
ANTONIO
Każże, pan hrabia, okratować okna, które wychodzą na moje grzędy. Wciąż wyrzucają mi coś przez okno; ot, przed chwilą wyrzucono mi człowieka.
HRABIA
Przez te okna?
ANTONIO
Patrzże, hrabio, jak urządzili moje goździki!
ZUZANNA
cicho do Figara
Ratuj, Figaro, ratuj!
FIGARO
Wasza dostojność, toż on pijany od samego rana.
ANTONIO
Takżeś zgadł! To mała reszteczka z wczoraj. Oto jak ludzie wydają sądy... mętne...
HRABIA
gwałtownie
Ten człowiek! Ten człowiek! Gdzie on?
ANTONIO
Gdzie?
HRABIA
Tak.
ANTONIO
O to właśnie pytam. Muszę go znaleźć koniecznie. Jestem pańskim sługą: ja sam mam pieczę o ogród; wpada mi w ogród mężczyzna; czuje pan hrabia... że moja reputacja...
ZUZANNA
cicho do Figara
Odwróć to, odwróć jakoś.
FIGARO
Zawsze więc będziesz pił?
ANTONIO
Gdybym nie pił, wściekłbym się.
HRABINA
Ale nadużywać w ten sposób, bez potrzeby...
ANTONIO
Pić bez pragnienia i czulić się o każdej porze roku, pani hrabino, wszak to jedno odróżnia nas od innych bydląt.
HRABIA
żywo
Odpowiadaj albo cię wypędzę.
ANTONIO
Alboż ja bym odszedł?
HRABIA
Co?
ANTONIO
dotykając ręką czoła
Jeśli pan nie masz dosyć tego, aby zachować dobrego sługę, ja nie jestem dość głupi na to, aby odprawiać tak dobrego pana.
HRABIA
potrząsa nim w gniewie
Zatem powiadasz, że wyrzucono mężczyznę z tego okna?
ANTONIO
Tak, moja ekscelencjo; przed chwilą, w białej kamizeli; uciekał, psiakość! aż się kurzyło...
HRABIA
zniecierpliwiony
No i?...
ANTONIO
Chciałem biec za nim, ale nabiłem sobie o kratę takiego siniaka... że nie mogę ruszać ani ręką, ani nogą u tego małego palca.
podnosi palec
HRABIA
Poznałbyś bodaj tego człowieka?
ANTONIO
Och, jeszcze by nie!... Gdybym go choć widział!
ZUZANNA
po cichu do Figara
Nie widział.
FIGARO
Ileż historii dla głupiej doniczki! Ileż ci trzeba, stękało, za twoje goździki? Nie ma co ukrywać, wasza dostojność: to ja skoczyłem.
HRABIA
Jak to, ty?
ANTONIO
„Ileż ci trzeba, stękało”? Zatem ciało twoje tęgo podrosło od owego czasu? Bo widziałeś mi się grubo mniejszy i cieńszy.
FIGARO
Oczywiście; kiedy człowiek skacze, kurczy się...
ANTONIO
Mnie by się zdawało, że to był raczej... aby nie zełgać... ten mały szkrab, ten pazik.
HRABIA
Cherubin, chcesz powiedzieć?
FIGARO
Tak, wrócił razem z koniem umyślnie po to spod Sewilli, gdzie już się pewnie znajduje.
ANTONIO
Och, nie, tego nie mówię, tego nie mówię! Nie widziałem, żeby koń skakał, inaczej powiedziałbym sumiennie...
HRABIA
Cierpliwości!...
FIGARO
Byłem w garderobie u dworek, w białej kamizelce: boteż upał!... Czekałem na moją Zuzię, kiedy nagle słyszę głos pana hrabiego, hałas, brum, brum!... Nie wiem, co za lęk mnie chwycił; przypomniałem sobie bilecik; i przyznam się wręcz do swej głupoty: skoczyłem bez zastanowienia na inspekty. Stłukłem nawet nieco prawą nogę.
rozciera nogę
ANTONIO
Skoro to ty, niechże ci oddam ten świstek, który przy upadku wypsnął ci się z kamizeli.
HRABIA
rzuca się ku Antoniowi
Daj!
rozwija papier i składa go
FIGARO
na stronie
Wpadłem.
HRABIA
do Figara
Czy z przestrachu nie zapomniałeś, co zawiera ten papier i skąd znalazł się w twojej kieszeni?
FIGARO
zakłopotany, szpera po kieszeniach i dobywa kolejno różne papiery
Nie, z pewnością. Mam ich tyle! Cała korespondencja zamkowa, ogląda jakiś papier To? A, to list od Marceliny, cztery stronice, ładna historia!... A to? czy przypadkiem nie prośba tego biednego kłusownika?... Nie nie, o jest... O, w drugiej kieszeni spis inwentarza...
Hrabia znów rozwija papier
HRABINA
cicho do Zuzanny
Nieba! Zuziu! To patent oficerski.
ZUZANNA
po cichu do Figara
Wszystko stracone, to dekret.
HRABIA
składa papier
No i cóż, arcyprzemyślny człowieku, nie domyślasz się?
ANTONIO
zbliżając się do Figara
Pan hrabia pyta, czy się nie domyślasz.
FIGARO
odpycha go
Pfuj! Ten paskudziarz chucha mi w sam nos!
HRABIA
Nie przypominasz sobie, co to być może?
FIGARO
Aaaa! Povero! To będzie dekret tego biednego chłopczyny! Powierzył mi go i zapomniałem mu oddać. Oooo! Ja roztrzepany. Cóż on pocznie bez dekretu, trzeba pędzić...
HRABIA
Czemu ci go oddał?
FIGARO
zakłopotany
Chciał... chciał, żeby coś z tym zrobić.
HRABIA
ogląda już papier
Wszak nic nie brakuje.
HRABINA
po cichu do Zuzanny
Pieczęć.
ZUZANNA
po cichu do Figara
Pieczęci brakuje.
HRABIA
do Figara
Nie odpowiadasz?
FIGARO
Hm... bo tak... w istocie... prawie nic nie brakuje... Powiada, że to zwyczaj...
HRABIA
Zwyczaj! Co za zwyczaj?
FIGARO
Żeby był opatrzony pańską herbową pieczęcią. Może obeszłoby się bez tego.
HRABIA
rozwija papier i mnie go w złości
Postanowione jest widać, że nic się nie dowiem. na stronie To Figaro dowodzi tym wszystkim i ja nie miałbym się zemścić?
zwraca się ku drzwiom z gniewem
FIGARO
zatrzymuje go
Wasza dostojność wychodzi, nic nie postanowiwszy co do uroczystości?
SCENA DWUDZIESTA DRUGA
Bazylio, Bartolo, Marcelina, Figaro, Hrabia, Słoneczko, Hrabina, Zuzanna, Antonio, służba Hrabiego, wasale
MARCELINA
do Hrabiego
Niech wasza dostojność nic nie postanawia! Wcześniej niż jemu łaskę, nam jesteś winien sprawiedliwość. On ma zobowiązania wobec mnie.
HRABIA
na stronie
Nadchodzi moja pomsta.
FIGARO
Zobowiązania? Jakie? Wytłumacz się, pani.
MARCELINA
Wytłumaczę się, zwodniku!
Hrabia siada na berżerce, Zuzanna staje za nią
HRABIA
O cóż chodzi, Marcelino?
MARCELINA
O przyrzeczenie małżeństwa.
FIGARO
Ot, po prostu oblig w zamian za pożyczone pieniądze.
MARCELINA
do Hrabiego
Pod warunkiem małżeństwa. Wasza dostojność jesteś wszechmocnym panem, najwyższym sędzią prowincji.
HRABIA
Skieruj rzecz przed trybunał, wymierzę wszystkim sprawiedliwość.
BAZYLIO
ukazując Marcelinę
W takim razie wasza dostojność pozwoli, abym i ja przedłożył moje prawa do Marceliny?
HRABIA
na stronie
A, to ten hultaj, oddawca listu.
FIGARO
Inny wariat tegoż gatunku!
HRABIA
z gniewem do Bazylia
Twoje prawa! Twoje prawa! Właśnie tobie przystało odzywać się w mojej obecności, mości błaźnie!
ANTONIO
klaszcząc w dłonie
Trafił hrabia w sedno: to jego tytuł.
HRABIA
Marcelino, wszystko zawieszamy na razie, aż do rozpatrzenia twoich praw, które odbędzie się publicznie, w wielkiej sali. Ty, uczciwy Bazylio, wierny i pewny pośle, udasz się po ławników.
BAZYLIO
Dla tej sprawy?
HRABIA
I po wieśniaka, który ci oddał list.
BAZYLIO
Alboż ja go znam?
HRABIA
Wzdragasz się?
BAZYLIO
Nie zgodziłem się do załatwiania posyłek.
HRABIA
Hę?
BAZYLIO
Jestem niepospolity mistrz na organach, uczę hrabinę na klawicymbale, dworki ćwiczę w sztuce śpiewu, paziów na mandolinie; przede wszystkim zaś obowiązkiem moim jest umilać waszej dostojności czas brzdąkaniem na gitarze, kiedy się jej spodoba rozkazać.
SŁONECZKO
wysuwa się
Ja bym poszedł, wielmożny panoczku, jeśli wasza wola.
HRABIA
Jak się nazywasz i jaki masz urząd?
SŁONECZKO
Nazywam się Słoneczko, dobry panoczku; koziarz, koziarek sprowadzony tu względem... tego niby... fajwerku. Dziś moje kózki mają niby... święto, a ja znam, gdzie jest w mieście ten wściekły kram z procesami.
HRABIA
Podoba mi się twoja gorliwość; ty zaś do Bazylia będziesz towarzyszył panu, przygrywając na gitarze i zabawiając go w drodze śpiewem. Uważaj go za mego gościa.
SŁONECZKO
uszczęśliwiony
Co! ja, ja jestem...
Zuzanna ucisza go ręką, ukazując Hrabinę
HRABIA
To twój urząd: ruszaj albo cię przepędzę.
SCENA DWUDZIESTA TRZECIA
Ciż sami z wyjątkiem Hrabiego
BAZYLIO
do siebie
Ha! Nie będę rozbijał nosa o garnek żelazny, ja, który jestem tylko...
FIGARO
Pustym czerepem...
BAZYLIO
na stronie
Miast dopomagać do ich małżeństwa zakrzątnę się koło Marceliny. do Figara Nie gódź się na nic, wierzaj, póki nie wrócę.
bierze gitarę z fotela
FIGARO
idzie za nim
Godzić się! Och, nie, nie lękaj się; choćbyś nawet miał nie wrócić nigdy... Nie wyglądasz mi coś do śpiewu; chcesz, abym ja zaczął?... Hop! hop! wesoło! Bierz górne la-mi-la, na cześć mojej narzeczonej.
cofając się tańczy i przyśpiewuje; Bazylio towarzyszy mu na gitarze, cały orszak idzie za Figarem
Ponad góry złote
Wolę wdzięk i cnotę,
Zuzi, Zuzi mej,
Hej, hej! Hej, hej!
Hej, hej!
Oddam góry złote
Za jedną pieszczotę
— Zuzi, Zuzi mej,
Hej, hej! Hej, hej!
Hej, hej!
śpiew oddala się i zamiera za sceną
SCENA DWUDZIESTA CZWARTA
Zuzanna, Hrabina
HRABINA
siedząc w berżerce
Widzisz, Zuziu, ładną scenę sprowadził mi twój wartogłów swoim bilecikiem.
ZUZANNA
Och, pani, kiedy wyszłam z alkierza, gdyby pani była widziała swoją twarz! Zbladła pani w jednej chwili: ale to tylko na moment, a potem stopniowo zrobiła się pani czerwona, czerwona, czerwona!
HRABINA
Więc on wyskoczył oknem?
ZUZANNA
Bez wahania, cudny dzieciak! Lekki... jak pszczółka.
HRABINA
Och, ten nieszczęsny ogrodnik! Wszystko to przejęło mnie do tego stopnia... myśli nie mogłam zebrać po prostu.
ZUZANNA
Och, ja przeciwnie: poznałam dopiero, do jakiego stopnia światowe obycie pozwala wielkim paniom kłamać tak, aby się nie zdradzić.
HRABINA
Mniemasz, że hrabia dał się wywieść w pole? Och, gdyby spotkał tego dzieciaka gdzie w zamku!
ZUZANNA
Wydam zlecenie, aby go dobrze ukryto...
HRABINA
Trzeba, aby wyjechał. Po tym, co się stało, pojmujesz, że nie mam ochoty posyłać go do ogrodu na twoje miejsce.
ZUZANNA
To pewna, że i ja nie pójdę. Oto więc moje małżeństwo jeszcze raz...
HRABINA
wstaje
Zaczekaj... A gdyby... w miejsce kogo innego i w twoje... gdybym ja sama...
ZUZANNA
Pani!
HRABINA
Nikt nie naraziłby się na niebezpieczeństwo... hrabia nie mógłby zaprzeczyć... Ukarać jego zazdrość i dowieść mu zdrady, to byłoby... Chodźmy: szczęśliwy obrót pierwszej sztuczki dodaje mi odwagi... Daj mu znać, że przyjdziesz. Ale zwłaszcza niech nikt...
ZUZANNA
Och, Figaro!
HRABINA
Nie, nie. Chciałby zaraz palec umaczać... zepsułby może. Podaj mi aksamitną maseczkę i laskę; pójdę podumać o tym na terasie.
Zuzanna wchodzi do gotowalni
SCENA DWUDZIESTA PIĄTA
HRABINA
sama
Trzeba przyznać, że projekt jest dość zuchwały... odwraca się Ach, wstążka! Miła wstążeczko, zapomniałam o tobie! bierze ją z berżerki i rozwija Nie opuścisz mnie już... będziesz mi przypominała scenę, gdy to nieszczęsne dziecko... O, hrabio, cóżeś ty uczynił? A ja sama! Co czynię w tej chwili?
SCENA DWUDZIESTA SZÓSTA
Hrabina, Zuzanna
Hrabina chowa ukradkiem wstążkę za gors
ZUZANNA
Oto laseczka i maska.
HRABINA
Pamiętaj, zabroniłam ci wtajemniczyć bodaj słówkiem Figara.
ZUZANNA
z radością
Pani projekt jest czarujący. Zastanowiłam się. Wszystko załatwia, wszystkiemu kładzie koniec, wszystko ogarnia; co bądź by się zdarzyło, małżeństwo moje obecnie jest pewne.
całuje rękę Hrabiny; wychodzą
W czasie antraktu lokaje urządzają salę audiencjonalną; wnoszą dwie ławy dla adwokatów, które ustawiają po bokach sceny, tak aby przejście z tyłu było wolne. Na środku, w głębi, wznoszą estradę o dwóch stopniach, na której stawiają fotel Hrabiego. Stolik i taboret pisarza ku przodowi z boku, siedzenia dla Gąski i innych sędziów po dwóch stronach estrady.
AKT TRZECI
Scena przedstawia komnatę w zamku, zwaną salą tronową, a która służy za salą audiencjonalną. Z jednej strony na ścianie godła królewskie, pod nimi portret króla.
SCENA PIERWSZA
Hrabia, Pedrillo w rajtroku, w butach z ostrogami, ma w ręku zapieczętowany pakiet
HRABIA
szybko
Zrozumiałeś dobrze?
PEDRILLO
Tak, ekscelencjo.
wychodzi
SCENA DRUGA
HRABIA
sam, krzyczy
Pedrillo!
SCENA TRZECIA
Hrabia, Pedrillo wraca
PEDRILLO
Wasza dostojność?
HRABIA
Nikt cię nie widział?
PEDRILLO
Ani żywy duch.
HRABIA
Weź araba.
PEDRILLO
Osiodłany u furty.
HRABIA
Ostro, jednym tchem, aż do Sewilli.
PEDRILLO
Trzy mile tylko, ale opętane.
HRABIA
Skoro staniesz na miejscu, dowiedz się, czy paź przyjechał.
PEDRILLO
Do gospody?
HRABIA
Tak; a zwłaszcza od jak dawna.
PEDRILLO
Rozumiem.
HRABIA
Oddaj mu dekret i wracaj szybko.
PEDRILLO
A gdyby go nie było?
HRABIA
Wracaj jeszcze szybciej i zdaj mi sprawę. Ruszaj.
SCENA CZWARTA
HRABIA
sam; chodzi zamyślony
Głupstwo strzeliłem, oddalając Bazylia!... Gniew to rzecz diabła warta. Ten bilecik ostrzegający o czyichś zamiarach na hrabinę; ta pokojówka zamykająca się w alkierzu, właśnie gdy ja przybywam; żona zdjęta prawdziwym lub udanym lękiem; człowiek jakiś, który skacze oknem... drugi, który wyznaje... lub wpiera we mnie, że to on... Nitka wymyka mi się... Jest w tym coś niejasnego... Inna rzecz, poddanka: cóż to ma za znaczenie dla ludzi tego stanu! Ale hrabina! Gdyby jaki zuchwalec śmiał... Co ja mam za myśli... W istocie, kiedy głowa płonie, najrozsądniejszy człowiek zaczyna bredzić jak we śnie! Bawiła się: te zduszone krzyki, ta źle skrywana radość! Nie, hrabina szanuje się: mój honor... kiż diabeł go tam pomieścił! Z drugiej strony, jak stoimy? Czy ta szelmeczka Zuzia zdradziła mój sekret?... Ba! Nie jest jeszcze jej sekretem, więc... Co mnie prze do tego kaprysu? Dwadzieścia razy chciałem poniechać wszystkiego... Szczególne działanie niepewności! Gdybym jej pragnął bez walki, pragnąłbym tysiąc razy mniej. Ten Figaro marudzi! Trzeba go zręcznie wybadać...
Figaro ukazuje się w głębi i zatrzymuje się.
... i starać się w rozmowie wymacać ostrożnie, czy coś wie o mej miłości do Zuzi.
SCENA PIĄTA
Hrabia, Figaro
FIGARO
na stronie
Tuśmy, panie hrabio!
HRABIA
...czy wie od niej bodaj słówko...
FIGARO
jak wyżej
Domyślałem się tego.
HRABIA
...ożenię go ze starym gratem.
FIGARO
jak wyżej
Przedmiot afektów imć Bazylia?
HRABIA
A teraz pomyślmy, co zrobić z tej dziewczyny...
FIGARO
jak wyżej
Och, moją żonę, jeśli łaska.
HRABIA
odwraca się
Hę? Co? Kto tu?
FIGARO
zbliża się
Ja, na rozkazy waszej dostojności.
HRABIA
A cóż znaczyły te słowa?
FIGARO
Ja nic nie mówiłem.
HRABIA
powtarza
„Moją żonę, jeśli łaska”.
FIGARO
To... to ostatnie słowo — mówiłem komuś: „Idź, uwiadom moją żonę, jeśli łaska”.
HRABIA
przechadza się
Jego żonę!... Rad bym wiedzieć, co za sprawy mogą zatrzymywać imć Figara, gdy ja go każę wołać?
FIGARO
udając, że poprawia ubranie
Powalałem się, upadłszy na inspekty; zmieniłem ubranie.
HRABIA
Trzebaż na to godzinę?
FIGARO
Zawszeć trzeba czasu.
HRABIA
Lokaje ubierają się w tym domu dłużej niż panowie!
FIGARO
Bo nie mają służących, którzy by im pomagali.
HRABIA
Nie bardzo zrozumiałem, co ci się kazało dziś rano narażać na bezcelowe niebezpieczeństwo, rzucając się...
FIGARO
Niebezpieczeństwo! Rzekłby kto, iż otchłań pochłonęła mnie żywcem...
HRABIA
Próbuj, próbuj wywieść mnie w pole, udając, że nie rozumiesz, wykrętny sługusie! Rozumiesz dobrze, że nie o niebezpieczeństwo mi chodzi, ale o pobudki.
FIGARO
Wskutek fałszywego donosu wpada pan wściekły, druzgocząc wszystko jak Potok Moreński; szuka pan mężczyzny, trzeba ci go natychmiast, inaczej wywalisz drzwi, skruszysz zamki! Znajduję się tam przypadkiem; kto wie, czy w pierwszym uniesieniu...
HRABIA
przerywając
Mogłeś uciec schodami.
FIGARO
A pan przyłapać mnie na korytarzu.
HRABIA
Na korytarzu! na stronie Unoszę się i chybiam tego, o czym pragnę wiedzieć.
FIGARO
na stronie
Wyczekajmyż go tam, gdzie zmierza, i trzymajmy się ostro.
HRABIA
łagodząc ton
Nie to zresztą chciałem powiedzieć, dajmy pokój... Miałem... tak, miałem ochotę zabrać cię do Londynu za kuriera... ale wszystko zważywszy...
FIGARO
Wasza dostojność zmienił zdanie?
HRABIA
Po pierwsze, nie umiesz po angielsku.
FIGARO
Umiem Goddam.
HRABIA
Nie rozumiem.
FIGARO
Powiadam, że umiem Goddam.
HRABIA
No więc?
FIGARO
Do kaduka! Angielszczyzna to piękny język: niewiele trzeba umieć, aby zajść daleko. Z jednym Goddam można przejechać całą Anglię, nie zaznawszy najmniejszego braku. Chce pan wsunąć tłustego kurczaka? Wejdź tylko do garkuchni i zrób ten oto gest. udaje, że kręci rożnem Goddam! Przynoszą ci nóżki cielęce. To cudowne! Ma pan ochotę napić się przedniego burgunda? Wystarczy tylko tyle. odkorkowuje butelkę Goddam! Przynoszą ci kufel piwa, piękny cynowy kufel, z pianą po brzegi. Rozkosz! Zdarzy się panu spotkać miłą osóbkę, z tych, co to pomykają drobnym kroczkiem, ze spuszczonymi oczkami, z łokietkami przy sobie, kręcąc odrobinę kuperkiem? Przyłóż pan wdzięcznie palce do ust! Ha! Goddam! Wytnie ci policzek niczym tragarz portowy: dowód, że rozumie. Anglicy, trzeba przyznać, dodają czasem w rozmowie tu, owdzie parę słów; ale łatwo poznać, że Goddam jest podstawą języka! Jeśli więc wasza dostojność nie ma innych przyczyn, aby mnie trzymać w Hiszpanii...
HRABIA
na stronie
Chce jechać do Londynu: nic mu nie powiedziała.
FIGARO
na stronie
Myśli, że nic nie wiem; pociągnijmy go za język.
HRABIA
Jaki powód miała hrabina, aby mi płatać podobną sztuczkę?
FIGARO
Na honor, wasza dostojność, pan hrabia wie lepiej ode mnie.
HRABIA
Uprzedzam jej życzenia, obsypuję ją podarkami...
FIGARO
Obdarza ją pan, ale ją pan zdradza. Cóż po koronkach temu, kto nie ma kubraka?
HRABIA
...Dawniej mówiłeś mi wszystko.
FIGARO
A teraz nic panu nie ukrywam.
HRABIA
Ile ci dała hrabina za twój współudział?
FIGARO
Ile mi pan dał, aby ją wydobyć z rąk doktora? Ej, panie hrabio, nie poniewierajmy człowiekiem, który nam dobrze służy; łatwo go zmienić w lichego lokaja.
HRABIA
Czemu wszystko, czego się tkniesz, musi trącić krętactwem?
FIGARO
Bo wszędzie można się go dopatrzyć, skoro się gwałtem szuka.
HRABIA
Reputację masz fatalną!
FIGARO
A jeślim więcej wart od mej reputacji? Czy dużo jest wielkich panów, którzy by mogli to samo powiedzieć?
HRABIA
Sto razy widziałem cię, jak szedłeś ku fortunie, a nigdy prostą drogą.
FIGARO
Cóż pan chce? Straszna tam ciżba; każdy chce biec; cisną się, popychają, trącają łokciami, przewracają; dojdzie do mety, kto może, reszta ginie stratowana. Toteż mam tego dosyć; co do mnie, wyrzekam się.
HRABIA
Fortuny? na stronie To coś nowego.
FIGARO
na stronie
Na mnie teraz kolej. głośno Wasza dostojność obdarzył mnie posadą burgrabiego; to bardzo piękne stanowisko. Nie będę tedy po prawdzie radośnie witanym kurierem zajmujących nowin, ale w zamian szczęśliwy z młodą żoną w głębi Andaluzji...
HRABIA
Któż by ci bronił wziąć ją do Londynu?
FIGARO
Trzeba by ją opuszczać tak często, że niebawem miałbym małżeństwa wyżej uszu.
HRABIA
Przy twoim talencie i zaletach mógłbyś z czasem dobić się awansu.
FIGARO
Talent drogą do awansu? Wasza dostojność żartuje. Mierność i płaszczenie się: oto środki do wszystkiego.
HRABIA
Trzeba by tylko pod mym kierownictwem obeznać się nieco z polityką.
FIGARO
Znam ją.
HRABIA
Tak jak język angielski: główne zasady!
FIGARO
Tak, gdyby było tutaj czym się chwalić. Ale udawać, że się nie wie tego, co się wie; że się wie czego się nie wie; że się rozumie to, czego się nie pojmuje; że się nie słucha tego, co się słyszy; że się może zwłaszcza więcej, niż się może w istocie... Często jako największy sekret ukrywać, że nie ma żadnego; zamykać się, aby temperować pióra; udawać głębię, kiedy się jest tylko, jak powiadają, czczym i próżnym; bez ustanku grać od siedmiu boleści poważną figurę, rozpuszczać szpiegów i utrzymywać zdrajców, naruszać pieczęcie; przejmować listy i starać się uszlachetniać lichotę środków ważnością przedmiotu — oto cała polityka albo niech zginę!
HRABIA
Ech, to raczej definicja intrygi!
FIGARO
Polityka, intryga mniejsza; ponieważ, jak sądzę, są one nieco spokrewnione z sobą, niech się para nimi, komu wola! „Ja wolę mą miłą, hej, wolę mą miłą!”, jak powiada piosenka poczciwego króla.
HRABIA
na stronie
Chce zostać. Rozumiem... Zuzanna zdradziła mnie?
FIGARO
na stronie
Połknął haczyk: odpłaciłem mu jego własną monetą.
HRABIA
Zatem masz nadzieję obronić się Marcelinie?
FIGARO
Czy mi to pan hrabia weźmie za zbrodnię, że odtrącam starą pannicę, skoro wasza dostojność raczy nam zabierać sprzed nosa wszystkie młódki?
HRABIA
drwiąco
W trybunale sędzia zapomina o sobie i ma na oczach jedynie prawo.
FIGARO
Pobłażliwe dla wielkich, twarde dla małych.
HRABIA
Sądzisz więc, że ja żartuję?
FIGARO
Och, któż to wie, wasza dostojność? Tempo galantuomo — powiada Włoch; czas zawsze mówi prawdę:on to pouczy mnie, kto mi życzy źle, a kto dobrze.
HRABIA
na stronie
Widzę, że wie wszystko: ożenię go ze starą.
FIGARO
na stronie
Próbował mnie przechytrzyć i czegóż się dowiedział?
SCENA SZÓSTA
Hrabia, Lokaj, Figaro
LOKAJ
oznajmiając
Don Guzman Gąska.
HRABIA
Gąska?
FIGARO
No tak, oczywiście. Rzeczywisty sędzia, naczelnik trybunału, pański mąż zaufania.
HRABIA
Niech zaczeka.
Lokaj wychodzi
SCENA SIÓDMA
Hrabia, Figaro
FIGARO
patrzy jakiś czas w milczeniu na Hrabiego pogrążonego w zadumie
...Czy tylko tyle życzył sobie pan hrabia?
HRABIA
opamiętując się
Ja?... Mówiłem, aby przyrządzić salę na audiencję.
FIGARO
No więc? I czegóż brakuje? Fotel dla waszej dostojności, wygodne krzesła dla uczonych w prawie, taboret dla woźnego, ławki dla adwokatów, posadzka dla wytwornej publiki, a hołota z tyłu. Idę odprawić froterów
Wychodzi.
SCENA ÓSMA
HRABIA
sam
Ladaco zaczął dobierać się do mnie! Cóż za sposób dysputowania! Wyzyskuje każde słowo, przypiera do muru, ciągnie za język... O hultajko! O hultaju! Porozumieliście się, aby sobie zadrwić ze mnie!... Bądźcie przyjaciółmi, kochankami, bądźcie, czym wam się podoba, zgoda; ale, do kroćset! małżeństwo...
SCENA DZIEWIĄTA
Zuzanna, Hrabia
ZUZANNA
zdyszana
Panie hrabio... przepraszam waszą dostojność.
HRABIA
cierpko
Cóż takiego, moja panno?
ZUZANNA
Pan hrabia się gniewa?
HRABIA
Życzyłaś sobie czegoś zapewne?
ZUZANNA
Pani hrabina ma wapory. Biegłam prosić pana hrabiego, aby nam pożyczył flakonika z eterem. Odniosłabym natychmiast.
HRABIA
podając
Nie, nie, zatrzymaj dla siebie. Niebawem może ci się przydać.
ZUZANNA
Alboż kobiety takie jak ja miewają wapory? To choroba jaśniepaństwa; nabywa się jej w buduarach.
HRABIA
Tak czuła narzeczona, skoro jej przyjdzie stracić swego przyszłego...
ZUZANNA
Skoro odszkodujemy Marcelinę posagiem, który pan hrabia przyrzekł...
HRABIA
Przyrzekłem?
ZUZANNA
spuszczając oczy
Wasza dostojność, tak przynajmniej zrozumiałam.
HRABIA
Tak, o ile byś się zgodziła zrozumieć znowuż co innego.
ZUZANNA
ze spuszczonymi oczami
Czyż nie jest mym obowiązkiem być powolną waszej dostojności?
HRABIA
Czemuż więc, niedobra dziewczyno, nie powiedziałaś tego wcześniej?
ZUZANNA
Czyż jest kiedy za późno na powiedzenie prawdy?
HRABIA
Przyszłabyś o zmierzchu?
ZUZANNA
Czyż nie przechadzam się co wieczór?
HRABIA
Dziś rano obeszłaś się ze mną tak surowo!
ZUZANNA
Rano? A pazik za fotelem?
HRABIA
Ma słuszność, zapomniałem. Ale czemu ta uparta odmowa, kiedy Bazylio w moim imieniu...
ZUZANNA
Na cóż taki Bazylio?...
HRABIA
Ciągle ma słuszność! Mimo to imć Figaro, któremu, obawiam się bardzo, wypaplałaś wszystko...
ZUZANNA
Hm! Zapewne, mówię mu wszystko z wyjątkiem tego, co trzeba zmilczeć.
HRABIA
śmiejąc się
Och, filutko! Więc przyrzekasz? Gdybyś chybiła słowu... porozumiejmy się, moje serce: nic ze schadzki — nic z posagu, nic z małżeństwa.
ZUZANNA
z głębokim dygiem
Ale też jeśli nic z małżeństwa, nic z przywileju pańskiego, wasza dostojność.
HRABIA
Skąd ona bierze tyle sprytu, ta dziewczyna? Na honor, szaleć będę za nią! Ale twoja pani czeka na flakon...
ZUZANNA
śmiejąc się i oddając flakon
Czyż mogłabym mówić z panem bez pozoru?
HRABIA
chce ją uściskać
Rozkoszne stworzenie!
ZUZANNA
wymyka się
Ktoś idzie.
HRABIA
na stronie
Mam ją.
wychodzi śpiesznie
ZUZANNA
Chodźmy zdać sprawę pani.
SCENA DZIESIĄTA
Zuzanna, Figaro
FIGARO
Zuziu! Zuziu! Gdzie ty tak pędzisz prosto z rozmowy z hrabią?
ZUZANNA
Prawuj się teraz, jeśli chcesz; w tej chwili wygrałeś proces.
ucieka
FIGARO
spieszy za nią
Ależ, powiedz...
SCENA JEDENASTA
HRABIA
wraca sam
„W tej chwili wygrałeś proces”! Byłbym wpadł w ładną pułapkę! O moja miła parko! Już ja was nauczę!... Piękny wyroczek, legalnie uzasadniony... Ale gdyby miał spłacić tę starą... Ba, czym?... Gdybyspłacił... Ech, czy nie mam dumnego Antonia, którego szlachetna pycha nie chce Figara za siostrzeńca, gardząc w jego osobie nieznanym przybłędą? Gdyby mu podbić bębenka... Czemu nie? Na szerokim łanie intrygi trzeba hodować wszystko, nawet próżność głuptasa. woła Anto...
widząc wchodzącą Marcelinę itd., Hrabia wychodzi
SCENA DWUNASTA
Bartolo, Marcelina, Gąska
MARCELINA
do Gąski
Panie sędzio, niech pan wysłucha mej sprawy.
GĄSKA
w todze sędziowskiej, zająkuje się nieco
Do-obrze więc! Werba-alizujemy.
BARTOLO
Chodzi o przyrzeczenie małżeństwa.
MARCELINA
Połączone z pożyczką pieniężną.
GĄSKA
Ro-ozumiem, et caetera, jak na-astępuje.
MARCELINA
Nie, panie sędzio, bez et caetera.
GĄSKA
Ro-ozumiem; masz pani sumę?
MARCELINA
Nie, panie sędzio, to ja pożyczyłam.
GĄSKA
Ro-ozumiem, ro-ozumiem; żądasz pani zwrotu?
MARCELINA
Nie, panie sędzio; żądam, aby mnie zaślubił.
GĄSKA
Ro-ozumiem do-oskonale. A on, czy chce za-aślubić?
MARCELINA
Nie, panie sędzio; o to właśnie proces.
GĄSKA
Czy pa-ani mniemasz, że ja nie ro-ozumiem pro-ocesu?
MARCELINA
Nie, panie sędzio! do Bartola W kogóżeśmy wpadli! do Gąski Jak to! To pan będzie nas sądził?
GĄSKA
Czyż w innym celu nabyłem swoją po-osadę?
MARCELINA
wzdychając
To wielkie nadużycie taki handel!
GĄSKA
Tak, le-epiej by było dawać je nam darmo. Przeciw ko-omu wnosisz pani skargę?
SCENA TRZYNASTA
Bartolo, Marcelina, Gąska; Figaro wraca, zacierając ręce
MARCELINA
Przeciw temu oto niegodziwcowi, panie sędzio.
FIGARO
bardzo wesoło do Marceliny
Może przeszkadzam? Hrabia przybędzie za momencik, panie radco.
GĄSKA
Wi-idziałem już gdzieś tego chło-opca.
FIGARO
U szanownej małżonki pańskiej, w Sewilli, do jej usług, panie radco.
GĄSKA
Kie-edyż to?
FIGARO
Nieco mniej niż rok przed urodzeniem szanownego młodszego pańskiego syna. Śliczny chłopak, dumny zeń jestem.
GĄSKA
Tak, najła-adniejszy ze wszystkich. Powiadają, że ty tu coś bro-oisz?
FIGARO
Pan radca nadto łaskawy. Ledwie jest o czym mówić.
GĄSKA
O-obietnica małżeństwa! Ha! ha! Biedny du-udek!
FIGARO
Panie radco...
GĄSKA
Mówiłeś już z moim se-ekretarzem, poczciwym chłopcem?
FIGARO
Imć Łapowy, pisarz trybunału?
GĄSKA
Tak; to jest, wła-aściwie, on jada z dwóch żło-obów.
FIGARO
Jada! Powiedzmy: żre! Och, tak, byłem u niego wedle ekstraktu, i dubeltowego ekstraktu, jak zresztą w zwyczaju.
GĄSKA
Należy dopełnić fo-ormy.
FIGARO
Oczywiście, panie radco; o ile treść procesu należy do stron, wiadomo, że forma jest przywilejem trybunału.
GĄSKA
Nie ta-aki głupi, jak mi się zrazu wy-ydawało. Dobrze więc, przy-yjacielu, skoro z ciebie taki łepak, bę-ędziemy mieli pieczę o twej sprawie.
FIGARO
Panie radco, zdaję się na pańską sprawiedliwość, mimo że jesteś sędzią.
GĄSKA
Hę?... Tak, je-estem sędzią. Ale jeśliś winien, a nie pła-acisz?
FIGARO
W takim razie pan sędzia widzi, że to tak, jakbym nie był winien.
GĄSKA
Bez wą-ątpienia. Hę? hę? Co on po-owiada?
SCENA CZTERNASTA
Bartolo, Marcelina, Hrabia, Gąska, Figaro,Woźny
WOŹNY
idzie przed Hrabią i krzyczy
Jego dostojność, panowie!
HRABIA
Co, pan w todze, panie Gąska! Toć to domowa sprawa: zwykły surdut byłby aż nadto dobry.
GĄSKA
To pan jest aż nadto dobry, panie hra-abio. Ale ja się nie ruszam bez togi; przede wszystkim fo-orma, uważa wasza dostojność, fo-orma! Niejeden, który śmieje się z sędziego w kubraku, zadrży na sam widok prokuratora w todze. Fo-orma, o, fo-orma!
HRABIA
do Woźnego
Proszę wpuścić trybunał.
WOŹNY
otwiera, krzycząc
Wysoki trybunał!
SCENA PIĘTNASTA
Ciż sami, Antonio, służba zamkowa, wieśniacy i wieśniaczki w weselnych strojach, Hrabia na wielkim fotelu. Gąska na krześle obok, Pisarz na zydlu za stołem; sędziowie, adwokaci na ławkach, Marcelina obok Bartola; Figaro na drugiej ławce; chłopi i służba stoją z tyłu.
GĄSKA
do Łapowego
Mości Łapowy, proszę powołać strony.
ŁAPOWY
czyta
„Szlachetnie, bardzo szlachetnie, nieskończenie szlachetnie urodzony don Pedro George, hidalgo, baron de los Altos y Montes Fieros y otros montes; przeciw imć Alonzowi Kalderonowi, młodemu autorowi dramatycznemu. Chodzi o komedię nieżywo narodzoną, której każdy się wypiera i zwala ją na drugiego”.
HRABIA
Obaj mają słuszność. Oddala się sprawę. Jeśli spłodzą we dwóch nowe dzieło, które zyska nieco uznania, nakazuje się, że szlachcic da mu swoje nazwisko, poeta zaś talent.
ŁAPOWY
czyta inny papier
„Andrzej Petruccio, rolnik; przeciw poborcy podatków”. Chodzi o samowolne wymuszenie.
HRABIA
Sprawa nie należy do naszej kompetencji. Lepiej przysłużę się moim poddanym, popierając ich u króla. Idź dalej.
Łapowy, bierze trzeci papier; Bartolo i Figaro wstają
ŁAPOWY
„Barbara Agar Raab Magdalena Michalina Marcelina Chwacianka, panna, pełnoletnia...”.
Marcelina wstaje i kłania się
„...przeciw imć Figaro...”. Imię chrzestne in blanco.
FIGARO
Anonim.
GĄSKA
A-anonim! Có-óż to za pa-atron?
FIGARO
Mój własny.
ŁAPOWY
pisze
Przeciw Anonimowi Figaro. Stan?
FIGARO
Szlachcic.
HRABIA
Szlachcic?
Łapowy pisze
FIGARO
Gdyby niebo zechciało, byłbym synem księcia.
HRABIA
do Łapowego
Dalej.
WOŹNY
krzyczy
Cisza, panowie!
ŁAPOWY
czyta
„...W sprawie pozwania pomienionego Figara o małżeństwo przez rzeczoną Chwaciankę. Przy czym doktor Bartolo będzie stawał za skarżącą, rzeczony zaś Figaro za samego siebie, jeśli trybunał zezwoli na to, wbrew postanowieniom obyczaju i jurysprudencji”.
FIGARO
Obyczaj, mości Łapowy, jest często nadużyciem. Klient, bodaj trochę wykształcony, zawsze zna lepiej własną sprawę niż pewni adwokaci, którzy, pocąc się na zimno, drąc się ile tchu i znając wszystko z wyjątkiem faktu, o który chodzi, równie mało troszczą się o to, że zrujnują klienta, jak o to, że znudzą audytorium i uśpią trybunał, bardziej później nadęci, niż gdyby ułożyli Oratio pro Murena. Co do mnie, opowiem rzecz w niewielu słowach. Panowie...
ŁAPOWY
Straciłeś ich aż nadto, nie jesteś bowiem stroną skarżącą i przysługuje ci jedynie obrona. Zbliż się, doktorze, i odczytaj przyrzeczenie.
FIGARO
Ba! Przyrzeczenie.
BARTOLO
kładąc okulary
Jest zupełnie jasne.
GĄSKA
Zo-obaczmyż.
ŁAPOWY
Cisza, panowie!
WOŹNY
krzyczy
Cisza!
BARTOLO
czyta
„Ja, podpisany, uznaję, iż otrzymałem od jejmość Marceliny Chwacianki, w zamku Aguas-Frescas, dwa tysiące bitych talarów, którą to sumę przyrzekam, że oddam jej na żądanie w tymże zamku lubo że ją zaślubię w odwdzięczeniu tej przysługi”. Konkluzja moja domaga się zapłacenia obligu i dopełnienia obietnicy plus koszta prawne. przechodząc w ton obrońcy Panowie!... Nigdy bardziej interesująca sprawa nie zaprzątała uwagi trybunału; i od czasu Aleksandra Wielkiego, który przyrzekł małżeństwo pięknej Telestris...
HRABIA
przerywając
Nim pójdziemy dalej, panie adwokacie: czy oskarżony uznaje ważność obligu?
GĄSKA
do Figara
Co pan masz do powiedzenia na to, co ci o-odczytano?
FIGARO
Tylko to, panowie, iż musiała zajść zła wola, omyłka lub nieuwaga w sposobie odczytania aktu, albowiem nie jest tam napisane, „że tę sumę oddam lubo że zaślubię”, ale „że tę sumę oddam lub że zaślubię”; a to wielka różnica.
HRABIA
Czy w akcie jest lub czy lubo?
BARTOLO
Lubo.
FIGARO
Lub.
GĄSKA
Mości Łapowy, przeczytaj sa-am.
ŁAPOWY
biorąc papier
To najpewniejsze; często strony przekręcają w czytaniu. czyta mamrocząc A-a a-a. Chwacianka-a-a-a... Aha! którą to sumę oddam jej w tymże zamku... lub... lubo...lub... lubo... Tak niewyraźnie napisane... kleksa ktoś usadził...
GĄSKA
Kle-eksa? A-aha!
BARTOLO
ciągnąc obronę
Ja twierdzę, iż to jest łącznik kopulatywny lubo, który wiąże korelatywne członki zdania: spłacę pannę tę a tę lubo się z nią ożenię.
FIGARO
Ja zaś twierdzę, że to jest łącznik alternatywny lub, który rozdziela pomienione członki: spłacę pannę lub się z nią ożenię. Trafił frant na franta, pedant na pedanta. Niech mi wyjeżdża z łaciną, ja go zazionę greką; ani zipnie.
HRABIA
Jak rozsądzić taką sprzeczność?
BARTOLO
Zgadzamy się. Taki lichy wykręt nie uratuje winnego. Rozpatrzmy skrypt w tym sensie... czyta „że oddamjej na żądanie w tymże zamku lub że ją zaślubię. To tak, jakby kto powiedział, panowie: „Weźmiesz środek przeczyszczający lub (niby inaczej rzekłszy) dwa grany rabarby”; co wychodzi na jedno z tym: „Weźmiesz środek przeczyszczający, czyli dwa grany rabarby”. Albo: „Zastosujmy u chorego derivativum lub krwiopuszczenie”; to tak, jakby powiedział: „Zastosujemy derivativum, czyli krwiopuszczenie”. Zatem: „Spłacę ją w tymże zamku lub się z nią ożenię”, to znaczy: „Spłacę ją w tymże zamku, czyli się z nią ożenię...”.
FIGARO
Wcale nie. Zdanie opiewa w tym sensie: „Chorego zabija choroba lub lekarz”; lub lekarz, to niewątpliwe.Inny przykład: „Nie będziesz pisał nic, co by się podobało publiczności, lub głupcy będą cię szkalować”; lub głupcy, sens jasny; w tym bowiem wypadku głupcy albo łajdaki stanowią podmiot rządzący. Czy mistrz Bartolo sądzi, że ja zapomniałem gramatyki? Zatem oddam jej w tymże zamku, przecinek, lub się z nią ożenię...
BARTOLO
szybko
Bez przecinka.
FIGARO
szybko
Z przecinkiem. Przecinek, panowie, lub się z nią ożenię.
BARTOLO
patrząc w papier, szybko
Nie ma przecinka, panowie.
FIGARO
szybko
Był przecinek, panowie. Zresztą człowiek, który zaślubia, czyż ma obowiązek oddawać?
BARTOLO
szybko
Tak; żądamy małżeństwa z separacją od wspólności majątków.
FIGARO
szybko
A ja od wspólności łoża, skoro małżeństwo nie jest umorzeniem.
sędziowie wstają i naradzają się po cichu
BARTOLO
Pocieszne wykręty!
ŁAPOWY
Cisza, panowie!
WOŹNY
wrzeszczy
Ci-isza!
BARTOLO
Obwieś nazywa to płaceniem długów.
FIGARO
Czy pan swojej sprawy bronisz, panie adwokacie?
BARTOLO
Bronię tej panienki.
FIGARO
Bredź pan dalej, ale przestań znieważać. Kiedy, lękając się zapalczywości stron, trybunały zgodziły się na to, aby osoby trzecie stawały w ich imieniu, nie uczyniły tego po to, aby ci spokojni obrońcy mieli się stać bezkarnymi napastnikami; czynić tak znaczy poniżać najszlachetniejszą instytucję.
sędziowie wciąż naradzają się po cichu
ANTONIO
do Marceliny, pokazując sędziów
Co oni tyle mamroczą?
MARCELINA
Przekupiono głównego sędziego; on przekupuje drugich, i proces przegrany.
BARTOLO
półgłosem, ponuro
Obawiam się.
FIGARO
wesoło
Brawo, Marcelinko!
ŁAPOWY
wstaje, do Marceliny
Ha! To za wiele! Oskarżam tę panią i dla honoru trybunału żądam, aby zanim się wyda wyrok w tamtej sprawie — osądzono wprzód ten proces.
HRABIA
siada
Nie, mości pisarzu, nie będę wyrokował w sprawie mej osobistej zniewagi; hiszpański sędzia nie będzie się musiał wstydzić wybryku godnego zaledwie azjatyckich trybunałów: dosyć już innych nadużyć. Postaram się uleczyć jedno z nich, motywując mój wyrok: każdy sędzia, który uchyla się od tego, jest wrogiem praw. Czego może żądać skarżycielka? Małżeństwa w razie niezapłacenia; obie rzeczy razem kolidowałyby z sobą.
ŁAPOWY
Cisza, panowie.
WOŹNY
wrzeszcząc
Ci-isza!
HRABIA
Co mówi obżałowany? Że chce zachować wolność; ma prawo.
FIGARO
z radością
Wygrałem!
HRABIA
Ale skoro brzmienie tekstu mówi: „Którą sumę zapłacę na pierwsze żądanie lub zaślubię etc.”, trybunał skazuje obżałowanego na zapłacenie powódce dwóch tysięcy bitych talarów lub zaślubienie jej w ciągu doby.
wstaje
FIGARO
zdumiony
Przegrałem.
ANTONIO
z radością
Wspaniały wyrok!
FIGARO
W czym wspaniały?
ANTONIO
W tym, że nie jesteś już moim siostrzeńcem. Serdeczne dzięki, wasza dostojność.
WOŹNY
krzycząc
Na ustęp! Na ustęp!
lud wychodzi
ANTONIO
Opowiem wszystko mojej siostrzenicy.
wychodzi
SCENA SZESNASTA
Hrabia przechadza się tam i z powrotem. Marcelina, Bartolo, Figaro, Gąska
MARCELINA
siada
Uff! Oddycham!
FIGARO
A ja się dławię.
HRABIA
na stronie
Zemściłem się bodaj, to sprawia ulgę.
FIGARO
na stronie
A ten Bazylio, który miał się sprzeciwiać małżeństwu Marceliny, widzicie go, jak wraca! do Hrabiego, który odchodzi Wasza dostojność nas opuszcza?
HRABIA
Sprawa osądzona.
FIGARO
do Gąski
To ten rajca, ten brzuchacz przeklęty...
GĄSKA
Ja brzu-uchacz?...
FIGARO
Oczywiście. A ja się nie ożenię; szlachcic ma jedno słowo.
Hrabia zatrzymuje się
BARTOLO
Ożenisz się.
FIGARO
Bez zezwolenia mych szlachetnych rodziców?
BARTOLO
Wymień ich, pokaż.
FIGARO
Dajcie mi nieco czasu; tuj, tuj, a dopadnę ich: mija piętnaście lat, jak ich szukam.
BARTOLO
Samochwał! Pewnie jest jakimś znajdą!
FIGARO
Prędzej zgubą, doktorze; a raczej skradzionym dzieckiem.
HRABIA
wraca
Zgubionym, porwanym, gdzież dowody? Krzyczałby, że mu się dzieje niesprawiedliwość.
FIGARO
Wasza dostojność, gdyby koronkowe pieluszki, haftowane materie i klejnoty, jakie znaleźli przy mnie opryszki, nie wskazywały na me wysokie urodzenie, zapobiegliwość, z jaką wyciśnięto mi znaki rozpoznawcze, świadczyłaby dowodnie, jak szacownym byłem synem...
chce obnażyć prawe ramię
MARCELINA
wstając żywo
Łopatka na prawym ramieniu?
FIGARO
Skąd pani wiesz?
MARCELINA
Bogi! To on!
FIGARO
Tak, to ja.
BARTOLO
do Marceliny
Kto: on?
MARCELINA
żywo
Emanuel.
BARTOLO
do Figara
Porwali cię Cyganie?
FIGARO
w podnieceniu
Tuż koło zamku. Zacny doktorze, jeżeli mnie wrócisz mej szlachetnej rodzinie, naznacz, jaką chcesz, cenę za tę usługę; góry złota nie przerażą mych znamienitych krewnych.
BARTOLO
ukazując Marcelinę
Oto twoja matka.
FIGARO
Mleczna?
BARTOLO
Rodzona!
FIGARO
Wytłumaczcie się.
MARCELINA
ukazując Bartola
Oto ojciec.
FIGARO
zrozpaczony
Au! au! au! o, ja nieszczęsny!
MARCELINA
Czy natura nie mówiła ci tego tysiąc razy?
FIGARO
Nigdy.
HRABIA
na stronie
Jego matka!
GĄSKA
To ja-asne: nie o-ożeni się z nią.
BARTOLO
Ani ja.
MARCELINA
Ani ty! A twój syn? Przysiągłeś mi...
BARTOLO
Byłem szalony. Gdyby podobne wspomnienia obowiązywały, trzeba by się żenić z całym światem.
GĄSKA
A gdyby wglą-ądać tak ściśle, nikt nie że-eniłby się z nikim.
BARTOLO
Błędy tak pospolite! Opłakana młodość!
MARCELINA
rozgrzewając się stopniowo
Tak, opłakana więcej, niżby kto mniemał! Nie myślę zapierać się swych błędów; ten dzień dostarczył aż nazbyt jawnego ich dowodu. Ale jak ciężko pokutować za nie po trzydziestu latach przykładnego życia!Urodziłam się, aby być cnotliwą, byłam nią, odkąd mi dane było osiągnąć pełnię rozumu. Ale w wieku złudzeń, niedoświadczenia i potrzeb, gdy uwodziciele oblegają nas, a nędza nas zjada, co może przeciwstawić biedna dziewczyna tylu zjednoczonym wrogom? Niejeden z tych, co nas surowo sądzą, sam w swoim życiu zgubił może dziesięć nieszczęśliwych!
FIGARO
Najwinniejsi są zawsze najmniej wspaniałomyślni — oto reguła.
MARCELINA
z uniesieniem
Ludzie więcej niż niewdzięczni, którzy kalacie wzgardą igraszki swoich namiętności, swoje ofiary, was to trzeba by karać za błędy naszej młodości, was i waszych urzędników, tak dumnych z prawa sądzenia nas, a zarazem przez swą zbrodniczą niedbałość odejmujących nam wszelki uczciwy sposób egzystencji! Czy jest choć jedno rzemiosło dla nieszczęśliwych dziewcząt? Miały naturalne prawo do wszystkiego, co jest strojem kobiecym; dziś współzawodniczą z nimi tysiące męskich robotników.
FIGARO
Każą haftować nawet żołnierzom!
MARCELINA
podniecona
Nawet w najwyższych klasach kobiety uzyskują od was jedynie parodię szacunku. Mamione pozorną czołobitnością, tkwią w istotnej niewoli; traktowane jak małoletnie, gdy chodzi o ich majątek, karane jak pełnoletnie, gdy chodzi o ich błędy. Ha! Z każdego punktu widzenia postępowanie wasze budzi we mnie wstręt lub litość.
FIGARO
Ma słuszność.
HRABIA
na stronie
Straszliwą słuszność.
GĄSKA
Mój Bo-oże! Ma słuszność.
MARCELINA
Ale co nam znaczy, synu, odmowa niegodziwego człowieka? Nie patrz, skąd przychodzisz, ale dokąd idziesz. To jedno ma wagę dla świata. Za kilka miesięcy narzeczona twoja zależeć będzie tylko od siebie; przyjmie cię, ręczę; żyj między żoną a tkliwą matką, które będą cię kochały na wyprzódki. Bądź pobłażliwy dla nich, szczęśliwy dla siebie, wesół, dobry i miły dla całego świata, a matka twoja nic nie będzie pragnąć więcej.
FIGARO
Złote słowa, mamusiu, jestem twojego zdania. Jacyż ludzie głupi, w istocie! Na te tysiące lat, które świat się toczy, w tym oceanie istnienia, gdzie przypadkowo wyłowiłem jakieś tam liche trzydzieści lat, które nie wrócą już nigdy, miałbym się dręczyć, komu je jestemwinien! Pal sześć tych, którzy się tym kłopocą. Spędzić tak życie na szamotaniu się to znaczy ciągle czuć swoje chomąto jak te nieszczęśliwe konie holujące galary pod wodę, które nie spoczywają nigdy, nawet kiedy stoją w miejscu, i wciąż ciągną, mimo iż przestaną iść. Zaczekamy.
HRABIA
Ta głupia awantura krzyżuje mi wszystko.
GĄSKA
do Figara
A szlachectwo, a zamek? Wpro-owa-dzałeś w błąd sprawiedliwość.
FIGARO
Ładną mi sztukę chciała spłatać ta wasza sprawiedliwość! Toć dla przeklętych stu talarów omal dwadzieścia razy nie utrupiłem tego jegomości, który okazuje się dziś moim ojcem! Ale skoro niebo ocaliło mą cnotę od tych niebezpieczeństw, przyjm, ojcze, moje przeprosiny... a ty, matko, uściskaj mnie... najbardziej macierzyńsko, jak zdołasz...
Marcelina rzuca mu się na szyję
SCENA SIEDEMNASTA
Bartolo, Figaro, Marcelina, Gąska, Zuzanna, Antonio, Hrabia
ZUZANNA
wbiegając z sakiewką w dłoni
Wasza dostojność, proszę wstrzymać wszystko; proszę cofnąć to małżeństwo; spłacę jejmość pannę posagiem, jaki dostałam od pani.
HRABIA
na stronie
Do czarta z panią! Wszystko się spiknęło.
wychodzi
SCENA OSIEMNASTA
Bartolo, Antonio, Zuzanna, Figaro, Marcelina, Gąska
ANTONIO
widząc, jak Figaro ściska swą matkę, mówi do Zuzanny
Aha! Spłacisz! Patrz, patrz.
ZUZANNA
odwraca się
Dość już widziałam; chodź, wuju.
FIGARO
zatrzymując ją
Nie, jeśli łaska. Cóż widziałaś?
ZUZANNA
Moją głupotę, a twoją podłość.
FIGARO
Ani jedno, ani drugie.
ZUZANNA
w gniewie
A żeń się, ile chcesz, skoro się z nią cackasz.
FIGARO
wesoło
Cackam się, ale się nie ożenię!!
Zuzanna chce wyjść, Figaro zatrzymuje ją
ZUZANNA
daje mu policzek
Bezczelny, śmiesz mnie zatrzymywać!
FIGARO
do publiczności
To się nazywa miłość! Nim się rozstaniemy, błagam, przypatrz się tej drogiej istocie.
ZUZANNA
Patrzę.
FIGARO
I widzi ci się?...
ZUZANNA
Ohydna.
FIGARO
Niech żyje zazdrość, nie targuje się o słowa.
MARCELINA
z otwartymi ramionami
Uściskaj swą matkę, śliczna Zuziulko. Niegodziwiec, który cię dręczy, jest mym synem.
ZUZANNA
biegnie ku niej
Pani jego matką!
trwają przez chwilę w objęciach
ANTONIO
To niby od teraz?...
FIGARO
Dowiedziałem się o tym.
MARCELINA
w podnieceniu
Nie, serce moje prąc mnie ku niemu myliło się jedynie co do pobudek; to krew mówiła we mnie.
FIGARO
A we mnie zdrowy rozsądek kierował instynktem, kiedy ci się broniłem; nie czułem zresztą do ciebie żadnej nienawiści: dowodem pieniądze...
MARCELINA
oddając mu papier
Są twoje. Odbierz skrypt — to twoje wiano.
ZUZANNA
rzuca mu sakiewkę
Weź i to.
MARCELINA
rozgorączkowana
Dość już nieszczęśliwa jako panna, miałam się stać najnędzniejszą z żon — i oto jestem najszczęśliwszą z matek! Uściskajcie mnie oboje; łączę w was całą mą tkliwość. Szczęśliwa dziś jestem, moje dzieci: ach, jak ja was będę kochać!
FIGARO
rozczulony, żywo
Przestań, mamusiu, przestań! Chcesz roztopić w wilgoci oczy moje, zroszone pierwszymi łzami, jakie znam? Ale są to, na szczęście, łzy radości. Co za głupota! Omal się ich wstydziłem; czułem, jak płyną mimiędzy palce: patrz, rozstawia palce i wstrzymywałem je jak głupiec! Do diaska ze wstydem! Chcę śmiać się i płakać równocześnie; człowiek nie doświadcza dwa razy w życiu tego, co ja czuję.
tuli matkę z jednej strony, Zuzannę z drugiej
MARCELINA
O drogie dziecko!
ZUZANNA
Drogi Figaro!
GĄSKA
ocierając oczy chusteczką
A to co? Czy i-i ja ta-aki głupi jestem?
FIGARO
w uniesieniu
Zgryzoto, teraz mogę cię wyzywać! Dosięgnij mnie, jeśli się odważysz, między dwiema ukochanymi istotami.
ANTONIO
do Figara
Nie tyle karesów, jeśli łaska. Gdy chodzi w rodzinie o małżeństwo, wpierw zwykli pobierać się rodzice, rozumiesz? Czy twoi podają sobie ręce?
BARTOLO
Moja ręka! Niech mi wprzód uschnie i odpadnie, nim ją oddam matce takiego obwiesia!
ANTONIO
do Bartola
Zatem jesteś pan tylko ojczulkiem z lewej ręki? do Figara W takim razie, mości galancie, nici z tego.
ZUZANNA
Och, wuju!...
ANTONIO
Miałbym oddać dziecko rodzonej siostry komuś, kto sam jest niczyj?
GĄSKA
Czy to mo-ożliwe, ty głupi? Zawsze się jest czyimś dzie-eckiem.
ANTONIO
Bajbaju!... Nie dostanie jej nigdy.
wychodzi
SCENA DZIEWIĘTNASTA
Bartolo, Zuzanna, Figaro, Marcelina, Gąska
BARTOLO
do Figara
Szukajże teraz, kto cię zaadoptuje.
chce odejść
MARCELINA
biegnie za Bartolem, chwyta go wpół i wiedzie go z powrotem
Czekaj, doktorze, nie odchodź!
FIGARO
na stronie
Nie! Wszyscy głupcy całej Andaluzji rozpętali się przeciw memu małżeństwu!
ZUZANNA
do Bartola
Tato, tatusiu, to twój syn.
MARCELINA
do Bartola
Dowcip, talenty, uroda.
FIGARO
do Bartola
I nie kosztował cię ani szeląga.
BARTOLO
A sto talarów, które mi wyłudził?
MARCELINA
pieszcząc go
Tak będziemy dbali o ciebie, tatusiu!
ZUZANNA
pieszcząc go
Tak będziemy cię kochać, tatuleńku!
BARTOLO
rozczulony
Tato, tatusiu, tatuleńku! Ot, jeszcze głupszy jestem niż pan sędzia. wskazując Gąskę Daję sobą powodować jak dziecko.
Marcelina i Zuzanna ściskają go
Och nie! Nie powiedziałem „tak”. obraca się Gdzie się podział pan hrabia?
FIGARO
Biegnijmy za nim; wydrzyjmy mu ostatnie słowo. Gdyby uknuł jeszcze jaką intrygę, trzeba by wszystko zaczynać od nowa.
WSZYSCY RAZEM
Biegnijmy, biegnijmy.
pociągają za sobą Bartola
SCENA DWUDZIESTA
GĄSKA
sam
Głu-upszy niż pan sę-ędzia! Można sa-amemu o sobie mówić ta-akie rzeczy, ale... Tute-ejsi ludzie nie zna-ają grze-eczności.
wychodzi
AKT CZWARTY
Scena przedstawia galerię ozdobioną kandelabrami, zapalonymi świecznikami, kwiatami, girlandami, słowem, przygotowaną do uroczystości. Na przodzie po prawej stół z przyborami do pisania, za nim fotel.
SCENA PIERWSZA
Figaro, Zuzanna
FIGARO
trzymając ją wpół
I cóż, kochanie, zadowolona jesteś? Miodopłynna mamusia nawróciła doktora! Mimo niechęci, żeni się z nią, przeklęty wujaszek nie może już ani pisnąć; jedynie hrabia się wścieka, ostatecznie bowiem naszemałżeństwo będzie owocem tego związku. Uśmiechnijże się trochę z tego szczęśliwego obrotu.
ZUZANNA
Widziałeś kiedy co osobliwszego?
FIGARO
Weselszego raczej. Chcieliśmy wydrzeć jedno wiano jego ekscelencji i oto mamy już dwa, a żadne od niego. Ścigała cię zaciekła rywalka, ja byłem pastwą rozjuszonej furii i oto nagle zmieniła się w najlepszą z matek. Wczoraj byłem niby sam na świecie i oto mam całą rodzinę; nie tak wspaniałą, co prawda, jak ją sobie w myślach sztyftowałem, ale wcale niezłą dla nas, którzy nie jesteśmy tak ambitni jak bogacze.
ZUZANNA
Z tym wszystkim, drogi Figaro, z rzeczy, które układałeś, których oczekiwaliśmy, żadna się nie ziściła!
FIGARO
Przypadek lepiej się spisał niż my wszyscy, moja mała. Tak toczy się świat: człowiek mozoli się, snuje plany, ciągnie w jedną stronę; los spełnia je z drugiej. Od niesytego zdobywcy, który chciałby połknąć ziemię, aż do spokojnego ślepca, który daje się wieść swemu psu, wszyscy są igraszką pani Fortuny; a jeszcze ślepiec z psem lepszego często ma przewodnika i mniej podlega omyłkom niż inny ślepiec wśród całego swego dworu! Co się tyczy uroczego ślepca zwanego Miłością...
znów przygarnia ją czule
ZUZANNA
Ach, to jedyny, który mnie obchodzi!
FIGARO
Pozwól tedy, iż obejmując rolę Szaleństwa będę dobrym psem, który miłość zawiedzie do twej miluchnej bramy; i oto znaleźliśmy pomieszczenie na całe życie!
ZUZANNA
śmiejąc się
Miłość i ty?
FIGARO
Ja i miłość.
ZUZANNA
I nie będziesz szukał innej kwatery?
FIGARO
Jeśli mnie na tym złapiesz, niech tysiąc tysięcy gachów...
ZUZANNA
Przesadzasz: powiedz szczerą prawdę.
FIGARO
Najprawdziwszą!
ZUZANNA
Pfe, ty nic dobrego! Więc są różne?
FIGARO
Ba, jeszcze jak! Od czasu jak zauważono, że dawne szaleństwa stają się mądrością i że dawne kłamstewka, dość licho zasadzone, wydały duże, duże prawdy, mamy ich najrozmaitsze rodzaje. I te, które się wie, nie śmiejąc ich rozpowszechniać: o, bo nie każdą zdrowo jest głosić; i te, które się chwali, nie wierząc w nie: o, bo nie w każdą prawdę dobrze jest wierzyć; i namiętne przysięgi, groźby matek, zaklęcia pijaków, obietnice dworaków, ostatnie słowo kupców: nie masz temu końca. Jedynie miłość moja dla Zuzi jest prawdą szczerej próby.
ZUZANNA
Podoba mi się twój humor przez to, że taki pusty: czuć, żeś szczęśliwy. Mówmy o schadzce z hrabią.
FIGARO
Lub raczej nie mówmy o niej nigdy; omal że mnie nie kosztowała mojej Zuzanny.
ZUZANNA
Nie chcesz już tedy, aby przyszła do skutku?
FIGARO
Jeśli mnie kochasz, Zuziu, przyrzeknij mi to; niech hrabia zmarznie czekając; to jego kara.
ZUZANNA
Więcej mnie kosztowało zgodzić się, niż będzie mi ciężko chybić przyrzeczeniu; nie ma już mowy o tym.
FIGARO
Prawdziwa prawda?
ZUZANNA
Ja nie jestem taka jak wy, panowie uczeni! Ja mam tylko jedną.
FIGARO
I będziesz mnie kochała trochę?
ZUZANNA
Bardzo.
FIGARO
To za mało.
ZUZANNA
A ile?
FIGARO
Gdy chodzi o miłość, widzisz, Zuziu, zanadto to jeszcze nie dosyć.
ZUZANNA
Nie rozumiem się na tych mądrościach, ale będę kochała tylko męża.
FIGARO
Dotrzymaj słowa, a będziesz pięknym wyjątkiem z powszechnego obyczaju!
chce ją uściskać
SCENA DRUGA
Figaro, Zuzanna, Hrabina
HRABINA
Och, miałam słuszność: gdziekolwiek się ich zdybie, można być pewną, zawsze razem. Ej, Figaro, okradasz przyszłość, małżeństwo i samego siebie, nadużywając w ten sposób słodkiego sam na sam... Wszyscy czekają, niecierpliwią się.
FIGARO
To prawda, pani hrabino, zapominam o świecie. Przedstawię im swoje usprawiedliwienie.
chce wziąć ze sobą Zuzannę
HRABINA
zatrzymując ją
Pośpieszy za tobą.
SCENA TRZECIA
Zuzanna, Hrabina
HRABINA
Masz wszystko, czego trzeba, aby pomieniać się na suknie?
ZUZANNA
Nic nie trzeba, pani hrabino; nie będzie schadzki.
HRABINA
Jak to? Zmieniłaś zdanie?
ZUZANNA
To Figaro.
HRABINA
Zwodzisz mnie.
ZUZANNA
Miłosierne nieba!
HRABINA
Figaro nie jest człowiekiem, który by tak łatwo żegnał się z posagiem.
ZUZANNA
Pani hrabino! Co pani przypuszcza?
HRABINA
Iż porozumiawszy się z hrabią, żałujesz teraz, że zdradziłaś mi jego zamysły. Znam cię na wylot. Zostaw mnie.
chce wyjść
ZUZANNA
pada jej do kolan
Na imię niebios, nadziei naszej! Pani sama nie wie, jaką mi krzywdę czyni! Po tylu łaskach! Po tym posagu, którym mnie pani obdarzyła!...
HRABINA
podnosi ją
Ależ... ja sama nie wiem, co mówię! Wszak ustępując mi swego miejsca w ogrodzie nie idziesz tam sama, moje serce; dotrzymujesz słowa swojemu mężowi, a pomagasz mi odzyskać mego.
ZUZANNA
Jaką pani mi sprawiła przykrość!
HRABINA
Doprawdy, czasem mówię bez zastanowienia... całujeją w czoło Gdzież ta schadzka?
ZUZANNA
całuje ją w rękę
Dosłyszałam jedynie słowo „ogród”.
HRABINA
wskazując stół
Weź pióro i oznaczmy miejsce.
ZUZANNA
Pisać do pana hrabiego!
HRABINA
Trzeba.
ZUZANNA
Przynajmniej niech pani...
HRABINA
Biorę wszystko na siebie.
Zuzanna siada, Hrabina dyktuje
Nowa piosenka, na nutę... „Jakże słodko wieczorem pod cienistym kasztanem...”. Jakże słodko wieczorem...
ZUZANNA
pisze
Pod cienistym kasztanem... Dalej?
HRABINA
Lękasz się, że nie zrozumie?
ZUZANNA
odczytuje
To prawda. składa bilecik Czym zapieczętować?
HRABINA
Prędko, szpilkę!! Posłuży za odpowiedź. Napisz na odwrotnej stronie: „Proszę odesłać pieczęć”.
ZUZANNA
pisze, śmiejąc się
A, pieczęć!... Ta pieczęć, proszę pani, weselsza jest niż owa na patencie.
HRABINA
z bolesnym uśmiechem
Och!
ZUZANNA
szuka na sobie
Masz tobie! Nie mam szpilki!
HRABINA
odpina lewitkę
Weź tę.
Wstążka pazia wypada zza gorsu na ziemię
A! Moja wstążka!
ZUZANNA
podnosi
Wstążka małego hultaja! Pani była tak okrutna?...
HRABINA
Miałam zostawić ją na jego ramieniu? To byłoby ładnie! Dajże!
ZUZANNA
Nie będzie jej pani nosiła więcej; splamiona krwią tego dzieciaka.
HRABINA
biorąc wstążkę z powrotem
Wyborna dla Franusi... Za pierwszy bukiet, który mi przyniesie...
SCENA CZWARTA
Młoda pasterka, Cherubin przebrany za dziewczynę, Franusia i gromadka młodych dziewcząt ubranych jak ona, z bukietami w rękach; Hrabina, Zuzanna
FRANUSIA
Wielmożna pani, to dziewczęta ze wsi przyniosły kwiaty.
HRABINA
chowając śpiesznie wstążkę
Urocze dzieci! Wyrzucam sobie, ślicznotki, że nie znam was wszystkich. pokazując Cherubina Któż jest ta miła dzieweczka, z tą skromną minką?
PASTERKA
To moja krewniaczka, proszę pani: przybyła tylko na wesele.
HRABINA
Ładniutka! Nie mogąc wziąć dwudziestu bukietów, uczyńmyż honor gościowi. bierze bukiet Cherubina i całuje go w czoło Zarumieniła się! do Zuzanny Nie uważasz, Zuziu... że ona przypomina kogoś?
ZUZANNA
Łudząco, w istocie.
CHERUBIN
na stronie, z rękami na sercu
Ach, ten pocałunek głęboko zapadł mi w duszę!
SCENA PIĄTA
Młode dziewczęta, Cherubin pośród nich, Franusia, Antonio, Hrabia, Hrabina, Zuzanna
ANTONIO
Powiadam panu hrabiemu, że on tu jest: przebierały go u mojej dziewuchy; jego rzeczy zostały tam jeszcze, a oto kapelusz oficerski, który znalazłem porzucony.
zbliża się i czyniąc przegląd dziewcząt poznaje Cherubina, zdejmuje mu z głowy wianek dziewczęcy, wskutek czego długie włosy rozsypują się. Kładzie mu na głowę oficerski kapelusz
Do paralusza, ot i nasz oficerek!
HRABINA
cofa się
Nieba!
ZUZANNA
O, ladaco!
ANTONIO
Toć powiadałem już wprzódy, że to on!...
HRABIA
w gniewie
I cóż, pani?
HRABINA
Cóż, hrabio! Widzisz mnie nie mniej zdumioną od siebie i z pewnością równie zagniewaną.
HRABIA
Tak; ale dziś rano?...
HRABINA
Byłabym winna, w istocie, gdybym ukrywała coś jeszcze. Zaszedł do mnie. Zaczęłyśmy zabawę, którą te dzieciaki doprowadziły do końca; zaskoczyłeś nas, kiedyśmy go ubierały; jesteś tak gwałtowny!... On uciekł, ja się zmieszałam; ogólny strach dopełnił reszty.
HRABIA
z gniewem do Cherubina
Czemu nie wyjechałeś?
CHERUBIN
zdejmując śpiesznie kapelusz
Wasza dostojność...
HRABIA
Ukarzę twe nieposłuszeństwo.
FRANUSIA
nieopatrznie
Och, wasza dostojność, chciej wysłuchać! Za każdym razem, kiedy wasza dostojność zachodzi mnie uściskać, powtarza przecie: „Jeśli mnie będziesz kochała, Franusiu, dam ci, co zechcesz”...
HRABIA
czerwieniąc się
Ja! Ja to powiedziałem?
FRANUSIA
Tak, wasza dostojność. Zamiast karać Cherubina, daj mi go, wasza dostojność, za męża, a będę cię kochała do szaleństwa.
HRABIA
na stronie
Czy jakieś urzeczenie z tym paziem?
HRABINA
Więc dobrze, hrabio, na ciebie kolej! Wyznanie tego dziecka, równie szczere jak moje, stwierdza wreszcie dwie prawdy: że ja, jeśli przyprawiam cię o niepokój, to zawsze mimo woli, gdy ty dokładasz starań, aby mój pomnożyć i usprawiedliwić.
ANTONIO
Pan także, ekscelencjo! Ho! ho! Już ja ją nauczę rozumu, jak nieboszczkę jej matkę, która zmarła... Niby nie mówię do tego, ale pani hrabina wie dobrze, że młode dziewczęta, kiedy podrosną...
HRABIA
zmieszany, na stronie
Jakiś zły duch obraca wszystko przeciw mnie!
SCENA SZÓSTA
Dziewczęta, Cherubin, Antonio, Figaro, Hrabia,Hrabina, Zuzanna
FIGARO
Ekscelencjo, jeśli wasza dostojność będzie nam tu trzymał dziewczęta, nie ma sposobu zacząć wesela ani tańców.
HRABIA
Ty, tańczyć! Żartujesz? Po tym upadku, w którym stłukłeś sobie nogę!
FIGARO
ruszając nogą
Boli jeszcze trochę, ale to nic. do dziewcząt Dalej, aniołki, dalej!
HRABIA
okręcając nim
Miałeś szczęście, że grzędy były miękkie!
FIGARO
Wielkie szczęście, to pewna; inaczej...
ANTONIO
okręca nim
Do tego machnął kozła, zleciawszy na ziemię.
FIGARO
Zgrabniejszy, prawda, byłby został w powietrzu?do dziewcząt Cóż, dziewczęta, idziecie?
ANTONIO
okręca nim
I przez ten czas pazik cwałował do Sewilli?
FIGARO
Cwałował czy jechał stępa...
HRABIA
okręca nim
A ty miałeś jego patent w kieszeni?
FIGARO
nieco zdziwiony
Oczywiście; ale cóż za śledztwo? do dziewcząt Dalej, dziewuchy!
ANTONIO
prowadząc Cherubina za ramię
A tu jedna z nich twierdzi, że mój przyszły siostrzeniec jest prosty łgarz.
FIGARO
zdumiony
Cherubin! na stronie Przeklęty urwis!
ANTONIO
Rozumiesz teraz?
FIGARO
szukając w głowie
Rozumiem... rozumiem... Hę? Co on baje?
HRABIA
sucho
Nie baje; powiada, że to on skoczył w gwoździki.
FIGARO
z roztargnieniem
A! Powiada... być może. Nie spieram się o to, czego nie wiem.
HRABIA
Zatem i ty, i on?
FIGARO
Czemu nie? Mania skakania może być zaraźliwa: ot, weź pan owcę Panurga; a kiedy pan hrabia jesteś w gniewie, nie ma człowieka, który by nie wolał...
HRABIA
Jak to, dwóch naraz?
FIGARO
Choćby dwa tuziny! I cóż to szkodzi, ekscelencjo, skoro nikt sobie nie zrobił nic złego. do dziewcząt No cóż, idziecie wreszcie?
HRABIA
podrażniony
Cóż my? Komedię gramy?
słychać fanfary
FIGARO
Oto sygnał! Na stanowiska, dziewuszki, na stanowiska! Dalej, Zuziu, podaj mi rękę.
wszyscy pomykają, Cherubin zostaje sam, ze spuszczoną głową
SCENA SIÓDMA
Cherubin, Hrabia, Hrabina
HRABIA
patrząc za Figarem
Widział kto kiedy większego zuchwalca? do pazia Co do ciebie, mości filucie, który udajesz tu zawstydzonego, idź, przebierz się co rychlej i żebym cię nie spotkał cały wieczór.
HRABINA
Biedny, będzie mu się przykrzyć.
CHERUBIN
nieopatrznie
Przykrzyć! Unoszę na mym czole szczęścia bodaj na sto lat więzienia.
kładzie kapelusz i wybiega
SCENA ÓSMA
Hrabia, Hrabina; Hrabina wachluje się w milczeniu
HRABIA
Cóż się jego czołu trafiło tak szczęśliwego?
HRABINA
z zakłopotaniem
Pierwszy kapelusz oficerski zapewne; dziecku wszystko starczy za cacko.
chce odejść
HRABIA
Nie zostajesz z nami, hrabino?
HRABINA
Wiesz, że nie czuję się zdrowa.
HRABIA
Daruj jedną chwilę swej protegowanej lub pomyślę, że się gniewasz.
HRABINA
Oto dwa orszaki weselne; siądźmyż, aby je przyjąć.
HRABIA
na stronie
Wesele! Trzeba ścierpieć to, czemu nie można przeszkodzić.
Hrabia i Hrabina siadają z jednej strony galerii
SCENA DZIEWIĄTA
Hrabia, Hrabina siedzą; muzyka gra marsza
POCHÓD
Straż leśna z fuzjami na ramieniu.
Woźny, ławnicy, Gąska.
Wieśniacy i wieśniaczki w strojach weselnych.
Dwie dziewczyny niosą wianek dziewiczy z białych piór.
Dwie inne niosą biały welon.
Dwie inne rękawiczki i bukiet.
Antonio prowadzi za rękę Zuzannę jako ten, który ma ją oddać w ręce Figara.
Inne dziewczyny niosą drugi wianek, drugi welon i bukietbiały, podobne do pierwszych, dla Marceliny.
Figaro podaje rękę Marcelinie jako mający ją oddać doktorowi, który zamyka pochód, z wielkim bukietem na piersiach z boku. Dziewczęta przechodząc przed Hrabiąoddają służbie przybory przeznaczone dla Zuzanny i dlaMarceliny.
Wieśniacy i wieśniaczki stają w dwóch szeregach po obu stronach sali i tańczą fandango z kastanietami; następnie orkiestra gra riturnellę, podczas której Antonio prowadzi Zuzannę przed Hrabiego; Zuzanna klęka. Gdy Hrabia kładzie jej wianek i welon oraz wręcza bukiet, dwie dziewczyny śpiewają, co następuje:
Śpiewaj, o dziewczę, pana orędzie wspaniałe,
Co w sercu jego prawo nad tobą zwycięża:
Nad rozkosz wyżej ceniąc szlachetności chwałę,
Czystą oddaje cię w ramiona męża.
Zuzanna, klęcząc, podczas ostatnich wierszy ciągnie Hrabiego za płaszcz i pokazuje mu bilecik, który trzyma w ręku; następnie podnosi rękę od strony widzów ku głowie, na której Hrabia niby to poprawia wianek. Zuzanna podaje mu bilecik.
Hrabia chowa go szybko na piersi; dziewczęta kończąśpiewać; narzeczona wstaje i składa głęboki ukłon.
Figaro odbiera Zuzannę z rąk Hrabiego i przechodzi z nią w przeciwną stronę sali, ku Marcelinie. Tymczasem wszyscy tańczą dalej fandango.
Hrabia, któremu pilno przeczytać, wysuwa się na przódsceny i wyciąga papier; wyjmując go, czyni ruch człowieka, który dotkliwie ukłuł się w palec; potrząsa nim, ściska, wysysa i spoglądając na papier spięty szpilką mówi:
HRABIA
podczas gdy mówi, jak również podczas tego, co mówi Figaro, orkiestra gra pianissimo
Do diaska z babami, które wszędzie muszą wściubiać swoje szpilki!
rzuca szpilkę na ziemię, następnie czyta bilecik i całuje go
FIGARO
który wszystko widział, mówi do matki i do Zuzanny
To bilecik miłosny; widać jedna z dziewcząt wsunęła mu go mimochodem. Spięty był szpilką, która go szpetnie ukłuła.
taniec zaczyna się na nowo: Hrabia, przeczytawszy bilecik, obraca go; spostrzega prośbę o odesłanie pieczątki na znak odpowiedzi; szuka na ziemi, wreszcie znajduje szpilkę, którą przyszpila sobie do rękawa; Figaro do Zuzanny i Marceliny
Od miłej osoby wszystko jest cenne. Patrzcie, podnosi szpilkę. Na honor! pocieszna figura!
przez ten czas Zuzanna wymienia znaki z Hrabiną;taniec kończy się, powtarza się riturnella
Figaro prowadzi Marcelinę przed Hrabiego, jak wprzód Antonio Zuzannę; gdy Hrabia bierze wianek i kiedy mają odśpiewać duet, przerywają go następujące krzyki:
ODŹWIERNY
krzycząc u drzwi
Wstrzymajcie się! Nie możecie wejść wszyscy... Hola! Strażnicy, tutaj! Strażnicy!
straż zbiega się szybko do drzwi
HRABIA
wstając
Co tam znów?
ODŹWIERNY
Wasza dostojność, to imć Bazylio, a za nim cała wieś, bo idąc śpiewa jak opętany.
HRABIA
Niech wejdzie sam.
HRABINA
Panie hrabio, pozwól mi się już oddalić.
HRABIA
Nie zapomnę ci twej uprzejmości, hrabino.
HRABINA
Zuzanno!... Zaraz ją odeślę. na stronie do Zuzanny Chodźmy zamienić suknie.
wychodzi z Zuzanną
MARCELINA
Zawsze zjawia się tylko, aby szkodzić.
FIGARO
Nie bój się, mamo, już on spuści z tonu.
SCENA DZIESIĄTA
Ciż sami z wyjątkiem Hrabiny i Zuzanny; Bazylio z gitarą w ręku, Słoneczko
BAZYLIO
wchodzi, śpiewając na nutę końcowego wodewilu
Wy, co serduszka zbyt żywe
Winicie o cnoty brak,
Wstrzymajcie skargi zelżywe:
Czyliż zmienność grzeszną tak?
Jeśli Miłość jest skrzydlata,
Cóż dziwnego, że ulata?
Cóż dziwnego, że ulata?
FIGARO
podchodząc doń
Tak, dlatego właśnie ma skrzydła na plecach. Mój przyjacielu, co chcesz wyrazić przez tę piosenkę?
BAZYLIO
ukazując Słoneczko
Iż dowiódłszy swego posłuszeństwa jego ekscelencji tym, że zabawiałem imć pana należącego do jego kompanii, będę mógł z kolei żądać sprawiedliwości.
SŁONECZKO
Ba, ekscelencjo! Wcale mnie nie ubawił swymi głupawymi tralalami.
HRABIA
Krótko mówiąc, czego żądasz, Bazylio?
BAZYLIO
Tego, co mi się należy, ekscelencjo: ręki Marceliny; przychodzę sprzeciwić się...
FIGARO
zbliża się
Szanowny pan od dawna nie widział fizjonomii durnia?
BAZYLIO
W tej chwili ją widzę.
FIGARO
Skoro moje oczy służą ci tak dobrze za zwierciadło, wyczytaj w nich następstwa mojej zapowiedzi. Jeśli tylko spróbujesz zbliżyć się do pani...
BARTOLO
śmiejąc się
Ej, czemu nie? Pozwól im pogadać z sobą.
GĄSKA
wsuwa się między nich
Trze-ebaż, aby dwaj przy-yjaciele...
FIGARO
My, przyjaciele!
BAZYLIO
Cóż za omyłka!
FIGARO
szybko
Dlatego że składa niezdarne kantyczki?
BAZYLIO
szybko
A on wierszydła godne gazeciarza?
FIGARO
jak wyżej
Muzykus jarmarczny!
BAZYLIO
jak wyżej
Plotkarz gazeciarski!
FIGARO
jak wyżej
Organista z przedmieścia!
BAZYLIO
jak wyżej
Dżokej dyplomatyczny!
HRABIA
siedząc
Hola! Zuchwalcy!
BAZYLIO
Uchybia mi przy każdej sposobności...
FIGARO
Ba, gdyby tylko to było możebne!
BAZYLIO
Rozpowiadając wszędzie, że jestem głupiec...
FIGARO
Bierzesz mnie tedy za echo?
BAZYLIO
...gdy nie ma muzyka, którego by mój talent nie uświetnił.
FIGARO
Uszpetnił!
BAZYLIO
Wszędzie to powtarza!
FIGARO
Czemuż by nie, skoro to prawda? Czy jesteś księciem, żeby ci kadzić? Ścierp prawdę, łajdaku, skoro nie masz za co opłacić pochlebcy; albo jeśli lękasz się ją tu znaleźć, po co przychodzisz zakłócać nasze wesele?
BAZYLIO
do Marceliny
Nie przyrzekłaś mi, pani, iż jeśli do czterech lat się nie wydasz, mnie wówczas dasz pierwszeństwo?
MARCELINA
Pod jakim warunkiem przyrzekłam?
BAZYLIO
Że jeśli znajdziesz zgubionego syna, zaadoptuję go przez miłość dla ciebie.
WSZYSCY RAZEM
Znalazł się.
BAZYLIO
No, więc dobrze.
WSZYSCY RAZEM
wskazując Figara
Oto on!
BAZYLIO
cofając się z przerażeniem
Czart! Ujrzałem czarta!
GĄSKA
do Bazylia
I wyrzekasz się jego dro-ogiej matki?
BAZYLIO
Czyż mogłoby być większe nieszczęście niż uchodzić za ojca obwiesia?
FIGARO
Kpisz chyba: nie za ojca, ale za syna!
BAZYLIO
wskazując Figara
Z chwilą gdy ten pan jest tu czymś, oświadczam, że ja nie jestem już niczym.
wychodzi
SCENA JEDENASTA
ciż sami prócz Bazylia
BARTOLO
śmiejąc się
Cha! cha! cha! cha!
FIGARO
skacząc z radości
Zatem w końcu dotrę do swej żony.
HRABIA
na stronie
A ja do kochanki!
wstaje
GĄSKA
do Marceliny
I wszy-yscy są zadowoleni.
HRABIA
Niech wygotują dwa kontrakty; podpiszę.
WSZYSCY
Wiwat!
wychodzą
HRABIA
Trzeba mi spocząć trochę.
chce wyjść za innymi
SCENA DWUNASTA
Słoneczko, Figaro, Marcelina, Hrabia.
SŁONECZKO
do Figara
A ja pójdę pomóc narządzać fajerwerki pod kasztanami, jak kazano.
HRABIA
wraca pędem
Co za głupiec dał taki rozkaz?
FIGARO
Cóż w tym złego?
HRABIA
żywo
A hrabina? Wszak jest niezdrowa; skądże będzie mogła przyjrzeć się fajerwerkowi? Na terasie, naprzeciw jej okien.
FIGARO
Słyszysz, Słoneczko: na terasie.
HRABIA
Pod kasztanami! Ładny pomysł! na stronie Chcieli puścić z dymem moją schadzkę!
SCENA TRZYNASTA
Figaro, Marcelina
FIGARO
Cóż za nadzwyczajne atencje dla żony!
chce wyjść
MARCELINA
zatrzymuje go
Dwa słowa, synu. Pragnę oczyścić się wobec ciebie: źle skierowane uczucie zrobiło mnie niesprawiedliwą wobec twej uroczej żony: posądziłam ją o zmowę z hrabią, mimo iż wiedziałam od Bazylia, że zawsze go odpychała.
FIGARO
Źle znasz swego syna, skoro przypuszczasz, iż mogły mieć nań wpływ kobiece poduszczenia. Najchytrzejszą wyzywam, czy potrafi mnie wywieść w pole.
MARCELINA
Szczęśliwy, kto zawsze tak mniema, mój synu; zazdrość...
FIGARO
...jest głupim dzieckiem pychy albo chorobą szaleńca. Ach, na tym punkcie, matko, mam filozofię... nie do zmącenia; jeśli Zuzanna oszuka mnie kiedy, przebaczam jej z góry; długo się napracuje...
odwraca się i spostrzega Franusię szukającą kogoś
SCENA CZTERNASTA
Figaro, Franusia, Marcelina
FIGARO
Ej... to kuzyneczka podsłuchuje nas!
FRANUSIA
O nie; powiadają, że to nieładnie.
FIGARO
To prawda; ale że zarazem użytecznie, mienia się często jedno za drugie.
FRANUSIA
Patrzyłam, czy ktoś tu jest.
FIGARO
Już fałszywa szelmeczka! Wiesz dobrze, że nie może tu być.
FRANUSIA
A kto taki?
FIGARO
Cherubin.
FRANUSIA
Nie jego szukam, wiem pysznie, gdzie jest; szukam siostrzyczki Zuzanny.
FIGARO
A czegóż kuzyneczka chce od niej?
FRANUSIA
Tobie, kuzynku, powiem. Chciałam... tylko oddać jej szpilkę.
FIGARO
żywo
Szpilkę! Szpilkę!... Od kogóż to, kuzyneczko? W swoim wieku praktykujesz już rzemiosło... opamiętywa się i powiada łagodnie Bardzo dobrze robisz, Franusiu, doskonale; jesteś, kuzyneczko, tak uprzejma...
FRANUSIA
Na kogo on się znów gniewa? Odchodzę...
FIGARO
zatrzymując ją
Nie, nie, żartuję. Czekaj, czekaj... szpilka... prawda? Pan hrabia kazał ci oddać Zuzi? Zamknięty był nią liścik, który trzymał w ręku; widzisz, że wiem wszystko.
FRANUSIA
Po cóż zatem pytać, skoro pan wie?
FIGARO
szukając w myśli
Tak... ciekaw byłem dowiedzieć się, w jaki sposób hrabia dał ci to zlecenie.
FRANUSIA
naiwnie
Tak jak kuzyn powiedział: „Masz, Franusiu, oddaj tę szpilkę ślicznej kuzynce i powiedz tylko, że to pieczęć spod wielkich kasztanów”.
FIGARO
Wielkich...
FRANUSIA
Kasztanów. Prawda, dodał jeszcze: „Uważaj, żeby cię nikt nie spostrzegł”...
FIGARO
Trzeba być posłuszną, kuzyneczko; szczęściem, nikt cię nie widział. Spełń zatem pięknie zlecenie i nie mów nic ponadto, co pan hrabia kazał.
FRANUSIA
I czemuż miałabym mówić coś więcej? Ten kuzyn bierze mnie za dziecko.
SCENA PIĘTNASTA
Figaro, Marcelina
FIGARO
I cóż, matko?
MARCELINA
Cóż, synu?
FIGARO
łapiąc oddech
No, to już!... Doprawdy, bywają rzeczy!...
MARCELINA
Bywają rzeczy! No i cóż takiego?
FIGARO
z rękami na piersiach
To, com usłyszał, matko, trafiło mnie jak ołowiem.
MARCELINA
Więc to serce pełne wiary w siebie to był jedynie wzdęty balon? Wystarczyło nakłucia szpilki?...
FIGARO
wściekły
Szpilki! Ależ, matko, to on podniósł tę szpilkę.
MARCELINA
przypominając, co mówił przed chwilą
Zazdrość! „Och, na tym punkcie, matko, mam filozofię... nie do zmącenia i jeśli Zuzanna oszuka mnie kiedy, odpuszczam jej...”.
FIGARO
żywo
Ech, matko! Człowiek mówi, jak czuje: każ najbardziej lodowatemu sędziemu bronić własnej sprawy, usłyszysz, jak zacznie wykładać paragrafy! Już się nie dziwię, że tak mu się nie podobał pomysł fajerwerku! Co do tej lalusi ze szpileczkami, dalszą ma, niż sądzi, drogę do swoich kasztanów! Jeśli sprawa małżeństwa zaszła dość daleko, aby usprawiedliwić mój gniew, to w zamian nie dosyć, abym nie mógł jej porzucić, a zaślubić innej!...
MARCELINA
Świetna konkluzja! Zniszcz wszystko dla prostego podejrzenia! Kto ci udowodnił, powiedz, że ona ciebie, a nie hrabiego chce wystrychnąć na dudka? Czyś wysłuchał jej zeznań, aby tak skazywać bez apelacji? Zali wiesz, czy przyjdzie pod te kasztany i w jakiej intencji? Co powie, co uczyni? Miałam cię za tęższego w sędziowskim procederze!
FIGARO
całując jej rękę z zapałem
Ma słuszność mamusia; ma słuszność, zawsze słuszność! Ale przyzwólmy, mateczko, coś naszej naturze; człowiekowi lżej potem na sercu. Rozpatrzmy rzecz, nim zaczniemy oskarżać i sądzić. Wiem, gdzie się maodbyć schadzka. Bądź zdrowa, matko.
wychodzi
SCENA SZESNASTA
MARCELINA
sama
Bądź zdrów. I ja wiem także. Ułagodziwszy jego gniew, czuwajmy nad postępkami Zuzanny lub raczej ostrzeżmy ją; to takie śliczne stworzenie! Ach, kiedy interes osobisty nie zbroi nas wzajem przeciw sobie, zawsze jesteśmy gotowe wspierać naszą biedną uciśnioną płeć przeciw tym dumnym, straszliwym... śmiejąc się a mimo to nieco głupawym mężczyznom.
wychodzi
AKT PIĄTY
Scena przedstawia aleję kasztanową w parku; dwa pawilony, kioski lub altanki po prawej i lewej. W głębi polanka, na przodzie ławeczka darniowa. Na scenie ciemno.
SCENA PIERWSZA
FRANUSIA
sama, trzymając w jednej ręce dwa biszkopty i pomarańczę, w drugiej zapaloną papierową latarnię
W altance na lewo, powiedział. To tu. Gdyby miał teraz nie przyjść, ladaco!... Te draby z kredensu nie chciały mi nawet dać pomarańczy i biszkoptów! „Dla kogóż to, moja panno?” — „Mówię panu, że dla kogoś”. — „Ho, ho! my już wiemy”. — „Więc gdyby nawet? Dlatego że hrabia nie chce go widzieć na oczy, ma już umierać z głodu?” Ba! Kosztowało mnie to tęgiego całusa w sam policzek!... Kto wie? On mi go może odda... spostrzega Figara, który się jej przygląda; wydaje krzyk Ach!...
ucieka i kryje się w altance po lewej
SCENA DRUGA
Figaro w wielkim płaszczu na ramionach, w kapeluszu z szerokim, opuszczonym rondem, Bazylio, Antonio, Bartolo, Gąska, Słoneczko, gromada lokajów i robotników
FIGARO
zrazu sam
Franusia! przebiega oczyma innych, w miarę jak nadchodzą, i mówi szorstko Dobry wieczór, panowie; dobry wieczór. Jesteście wszyscy?
BAZYLIO
Ci, którym kazałeś przyjść.
FIGARO
Która godzina mniej więcej?
ANTONIO
spogląda w górę
Księżyc powinien by już wstać.
BARTOLO
Cóż za tajemnicze przygotowania? Mina istnego spiskowca!
FIGARO
kręcąc się niespokojnie
Powiedzcie mi, czy nie na wesele zgromadziliście się w zamku?
GĄSKA
Za-apewne.
ANTONIO
Szliśmy właśnie do parku, aby czekać sygnału uroczystości.
FIGARO
Nie pójdziecie dalej, panowie; tutaj pod kasztanami trzeba nam wszystkim uczcić zacną narzeczoną, którą mam zaślubić, i wielkodusznego pana, który ją sobie upatrzył.
BAZYLIO
przypominając sobie zdarzenia dnia
Aha, prawda, już jestem w domu. Chodźmy stąd, wierzcie; tu pachnie schadzką; opowiem wam resztę.
GĄSKA
do Figara
Wró-ócimy później.
FIGARO
Skoro usłyszycie moje wołanie, zbiegnijcież się wszyscy; możecie okrzyknąć Figara za bajbardzo, jeśli wam nie pokażę ładnych rzeczy.
BARTOLO
Pamiętaj, że roztropny człek nie szuka zwady z wielkimi panami.
FIGARO
Pamiętam.
BARTOLO
Że już przez samo stanowisko mają przeciw nam zawsze cztery tuzy w ręku.
FIGARO
Nie licząc talentów, o których zapominasz. Ale pamiętaj też, iż człowiek, o którym wiedzą, że jest tchórzem podszyty, jest na łasce i niełasce każdego łajdaka.
BARTOLO
Doskonale.
FIGARO
I że ja mam na nazwisko Chwat, po czcigodnych przodkach mojej macierzy.
BARTOLO
Istny diabeł ten chłopak!
GĄSKA
I-istny!
BAZYLIO
na stronie
Hrabia i Zuzanna porozumieli się beze mnie: nie mam nic przeciw temu, aby ich wykierować.
FIGARO
do służby
A wy, hultaje, jak wam dałem rozkaz, iluminujcie natychmiast ogród lub — na tego czarta, którego chciałbym trzymać w garści — jeśli którego wezmę za kark!...
potrząsa Słoneczkiem
SŁONECZKO
umyka z krzykiem i płaczem
Au! au! au! Przeklęty brutal!
BAZYLIO
odchodząc
Niech ci niebo da wszystko najlepsze, mości oblubieńcze!
wychodzą
SCENA TRZECIA
FIGARO
sam; przechadzając się w ciemności, mówi tonem na wskroś posępnym
O kobieto, kobieto, kobieto! Słaba i zwodnicza istoto!... Żadne żyjące stworzenie nie może chybiać swemu instynktowi: twoim jest oszukiwać!... Tak uparcie odmawiała, kiedym nalegał w obecności pani; i oto w chwili gdy składa przysięgę, w samej pełni obrzędu... Śmiał się czytając, przewrotny! A ja jak ten głupiec!... Nie, panie hrabio, nie będziesz jej miał... Nie będziesz. Dlatego że jesteś wielkim panem, uważasz się za geniusza!... Szlachectwo, majątek, stanowisko, urzędy, wszystko to czyni tak pysznym! Cóżeś uczynił dla zyskania tylu przywilejów? Zadałeś sobie ten trud, aby się urodzić, nic więcej. Poza tym człowiek dość pospolity; gdy ja, do kata, zgubiony w lada jakiej ciżbie, jedynie aby istnieć, musiałem rozwinąć więcej talentów i rachuby, niż ich zużyto od stu lat, aby rządzić całą Hiszpanią. I ty chcesz walczyć... Idą... to ona... nie, nie ma nikogo. Noc czarna jak diabeł... I oto odgrywam tu głupią rolę męża, mimo że jestem nim tylko w połowie. siada Czy może być coś osobliwszego niż mój los? Syn nie wiadomo czyj, skradziony przez opryszków, wychowany w ich obyczaju, przykrzę sobie tę kompanię i pragnę się imać uczciwego życia: ba! Wszędzie mnie odtrącają! Uczę się chemii, farmacji, chirurgii: i cała protekcja wielkiego pana ledwie zdoła uzyskać, aby mi dano w rękę lancet konowała!... Zbrzydziwszy sobie dręczenie chorych bydląt rzucam się — biorąc wręcz przeciwne rzemiosło — na łeb na szyję w teatr: abym był sobie przywiązał kamień do szyi! Klecę komedię na tle współczesnych obyczajów. Jako autor hiszpański rozumiałem, iż mogę kpić bez skrupułu z Mahometa: natychmiast poseł... nie wiem już czyj? skarży się, że obrażam mymi wierszami Wysoką Portę, Persję, część półwyspu Indów, cały Egipt, królestwo Barka, Trypoli, Tunisu, Algieru i Maroka; i oto puszczono z dymem moją komedię dla spodobania się władcom mahometańskim, z których ani jeden, jak sądzę, nie umie czytać i którzy znęcają się nad naszym grzbietem, wołając nas psami chrześcijańskimi. Nie mogąc spodlić talentu, świat mści się, prześladując go. Policzki zaczęły mi się zapadać, zewsząd oblegały mnie terminy; ujrzałem z dala widmo ohydnego komornika, z piórem za peruką: z drżeniem zbieram resztkę sił. Wszczyna się dyskusja o naturze bogactw, że zaś nie trzeba znać rzeczy, aby o niej rozumować, tedy nie mając szeląga przy duszy, piszę traktat o wartości pieniędzy i czystym ich produkcie: i oto wnet widzę z głębi dorożki spuszczający się dla mnie zwodzony most turmy, u której wrót zostawiłem nadzieję i wolność. wstaje Jakże siada z powrotem chciałbym mieć w garści jednego z owych czterodniowych mocarzy, tak lekkich w rozdzielaniu katuszy! Kiedy niełaska spłukałaby trochę jego pychę, powiedziałbym mu... że głupstwa drukowane mają wagę jedynie tam, gdzie się krępuje ich obieg; że bez swobody krytyki nie ma zaszczytnej pochwały, że jedynie mali ludzie lękają się małych pisemek. siada z powrotem Sprzykrzywszy sobie żywienie niesławnego pensjonariusza, wypuszczono mnie wreszcie na ulicę: że zaś jeść obiad trzeba, choć się już nie siedzi w więzieniu, zacinam na nowo pióro i pytam naokół, o czym ludzie mówią. Dowiaduję się; iż podczas mych ekonomicznych wywczasów ustanowiono w Madrycie system wolności produktów rozciągający się nawet na płody pióra i że bylem nie wspominał o zwierzchności ani o religii, ani o moralności, ani o urzędnikach, ani o uprzywilejowanych stanach, ani o operze, ani o innych widowiskach, ani o nikim, kto z czymkolwiek ma coś do czynienia, wolno mi wszystko drukować swobodnie pod pieczą dwóch czy trzech cenzorów. Aby skorzystać z tej lubej swobody, zapowiadam pismo periodyczne i sądząc, iż nie wejdę do niczyjego ogródka, daję mu miano „Dziennik Bezużyteczny”. Tam do licha! Widzę, jak się podnosi przeciw mnie tysiąc żyjących z kałamarza nieboraków; zamykają mi pismo i otom znów bez zajęcia. Rozpacz mnie już ogarnia; ktoś zakrzątnął mi się o posadę, ale, nieszczęściem, miałem kwalifikacje: trzeba było rachmistrza, otrzymał ją tancmistrz. Pozostało mi już tylko kraść; puściłem się na banczek faraona; dopieroż, moi ludzie! zaczynają się kolacyjki, tak zwane dobre towarzystwo otwiera mi uprzejmie domy, zatrzymując dla siebie trzy czwarte zysku. Mogłem się odratować; zaczynałem rozumieć, że aby wyjść w świecie na swoje, lepiej być filutem niż mędrcem. Ale ponieważ każdy dokoła łupił, wymagając, abym był uczciwym, trzebaż było zginąć jeszcze i tym razem! Miałem już dość; postanowiłem rozstać się ze światem: dwadzieścia sążni wody miało mnie odeń oddzielić, kiedy dobrotliwy Bóg wrócił mnie do pierwotnego stanu. Podejmuję tedy dawny tobołek i pasek z angielskiej skóry; następnie, zostawiając na szerokim gościńcu dym głupcom, którzy się nim karmią, oraz wstyd, jako zbyt ciężki dla piechura, idę od miasta do miasta, goląc brody: nareszcie żyję bez troski. Wielki pan zjeżdża do Sewilli; poznaje mnie, pomagam mu do żeniaczki: w nagrodę, że dzięki mym staraniom posiadł swoją żonę, dobiera się do mojej! Stąd intrygi, burze... Bliski stoczenia się w przepaść, w chwili gdym miał zaślubić własną matkę, nagle odnajduję całą rodzinę. wstaje podrażniony Kłócą się: to ty, to on, to ja, to wy; nie, to nie my; eh! któż tedy, u diaska? osuwa się na ławkę O dziwny ciągu wypadków! W jaki sposób zdarzyło mi się to wszystko? Czemu to, nie co innego? Któż zawiesił te rzeczy nad mą głową? Zmuszony przebiegać drogę, na którą wszedłem, nie wiedząc o tym, świadom, że ją opuszczę bez własnej woli, umaiłem ją tylą kwiecia, na ile pozwoliła mi moja wesołość: a i to, mówię moja wesołość, nie wiedząc, czy ona jest bardziej moja niż co insze, ani co jest owo ja, które mnie zaprząta: bezkształtne skupienie nieznanych cząstek; później wątłe, bezrozumne stworzenie: swawolne zwierzątko; młodzieniec rwący się ku rozkoszy, użyciu,praktykujący wszystkie rzemiosła, aby istnieć; tu pan, tam sługa wedle kaprysu Fortuny! Ambitny z próżności, pracowity z potrzeby, ale leniwy... z rozkoszą! Mówca w razie niebezpieczeństwa; poeta dla wytchnienia; muzyk z konieczności; kochanek okresami w ataku szaleństwa; wszystkom widział, wszystkom robił, wszystkiegom użył. Później złudzenia rozwiały się: rozczarowany... Zuziu, Zuziu, Zuziu! Ileż ty mi cierpień zadajesz!... Słyszę kroki... nadchodzą. Oto moment.
cofa się w pierwszą kulisę po prawej
SCENA CZWARTA
Figaro, Hrabina w sukniach Zuzanny, Zuzannaw sukniach Hrabiny, Marcelina
ZUZANNA
po cichu do Hrabiny
Tak, Marcelina mówiła, że Figaro tu będzie.
MARCELINA
Toteż jest; mów ciszej.
ZUZANNA
Tak więc jeden słucha, a drugi ma przyjść na schadzkę. Zaczynajmy.
MARCELINA
Aby nie stracić słowa, skryję się w altanie.
wchodzi do kiosku, gdzie skryła się Franusia
SCENA PIĄTA
Figaro, Hrabina, Zuzanna
ZUZANNA
głośno
Pani drży! Czyżby z zimna?
HRABINA
głośno
Wilgoć jest, już wrócę.
ZUZANNA
głośno
Jeśli pani mnie nie potrzebuje, odetchnę nieco pod tymi drzewami.
HRABINA
głośno
Zaziębisz się.
ZUZANNA
głośno
Przyzwyczajona jestem.
FIGARO
na stronie
Tak się zdaje!
Zuzanna cofa się blisko kulis, w stronę przeciwną tej, po której czai się Figaro
SCENA SZÓSTA
Figaro, Cherubin, Hrabia, Hrabina, Zuzanna;Figaro i Zuzanna, każde po przeciwnym krańcu, ku przodowi sceny
CHERUBIN
w stroju oficera, wbiega nucąc wesoło finał swej romancy
La, la, la, la.
Dałbym życie i duszę
dla mej pani przesłodkiej...
HRABINA
na stronie
Pazik!
CHERUBIN
zatrzymuje się
Ktoś tu chodzi; spieszmyż do mego schronienia, gdzie Franusia... Zawszeć to kobieta!...
HRABINA
słuchając
Ha! Wielkie nieba!
CHERUBIN
schyla się, wypatrując
Czy się mylę? Sądząc po tym wianku, który rysuje się w zmroku, zdaje się, że to Zuzia.
HRABINA
na stronie
Gdyby Hrabia nadszedł!...
Hrabia ukazuje się w głębi
CHERUBIN
zbliża się i ujmuje za rękę Hrabinę, która się broni
Tak, to urocza dziewczyna, którą wołają Zuzia. Ha! Czyż mógłbym się omylić po miękkości tej rączki, po jej nagłym drżeniu, a zwłaszcza po biciu mego serca!
chce położyć sobie rękę Hrabiny na sercu; ona cofa rękę
HRABINA
cicho
Idź stąd!
CHERUBIN
Jeśli współczucie sprowadziło cię umyślnie w ten zakątek, gdzie jestem ukryty od dawna...
HRABINA
Figaro ma nadejść.
HRABIA
podchodząc, na stronie
Czy to nie Zuzię widzę?
CHERUBIN
do Hrabiny
Co mi Figaro! Wcale nie jego oczekujesz...
HRABINA
Kogóż więc?
HRABIA
na stronie
Jest ktoś z nią.
CHERUBIN
Hrabiego, szelmeczko, który prosił cię o tę schadzkę dziś rano, kiedym przycupnął za fotelem.
HRABIA
na stronie, z wściekłością
Znów ten paź piekielny!
FIGARO
na stronie
Mówią, że nie trzeba podsłuchiwać!
ZUZANNA
na stronie
Mały papla!
HRABINA
do Cherubina
Zrób mi tę grzeczność i oddal się.
CHERUBIN
Nie wcześniej w każdym razie, aż uzyskam zapłatę mego posłuszeństwa.
HRABINA
przestraszona
Cóż takiego?...
CHERUBIN
Najpierw dwadzieścia całusów na twój rachunek, a potem sto na rachunek twej pięknej pani.
HRABINA
Ty śmiałbyś?...
CHERUBIN
Ojej! Tak, śmiałbym. Ty zajmujesz jej miejsce przy ekscelencji; ja miejsce pana hrabiego przy tobie: najgłupszą rolę gra w tym Figaro.
FIGARO
na stronie
A, obwieś!
ZUZANNA
na stronie
Zuchwały jak paź.
Cherubin chce pocałować Hrabinę; Hrabia staje między nimi i odbiera pocałunek
HRABINA
pierzchając
Och, Nieba!
FIGARO
na stronie, słysząc pocałunek
Byłbym zaślubił miłą lalusię!!
słucha
CHERUBIN
macając suknie Hrabiego, na stronie
To pan hrabia!
umyka do altany, gdzie schroniły się Franusiai Marcelina
SCENA SIÓDMA
Figaro, Hrabia, Hrabina, Zuzanna
FIGARO
zbliża się
Muszę...
HRABIA
myśląc, że mówi do Cherubina
Skoro nie ponawiasz całusa...
wymierza policzek
FIGARO
który się nasunął, dostaje
Au!
HRABIA
...Porachowaliśmy się tedy z jednym.
FIGARO
na stronie; oddala się, trąc policzek
Nie wszystkie zyski podsłuchu są miłe.
ZUZANNA
śmiejąc się, po przeciwnej stronie
Cha! cha! cha! cha!
HRABIA
do Hrabiny, którą bierze za Zuzannę
Osobliwy ten paź: dostaje tęgi policzek i zmyka pękając od śmiechu.
FIGARO
na stronie
Pewnie, ma o co płakać!...
HRABIA
Ech, do kaduka! Nie mogę zrobić kroku... do Hrabiny Ale dajmy pokój tym głupstwom; zatrułyby całą radość naszej schadzki.
HRABINA
udając głos Zuzanny
Czy spodziewał się pan...
HRABIA
Po twoim sprytnym bileciku! bierze ją za rękę Ty drżysz?
HRABINA
Zlękłam się.
HRABIA
Nie po to cię wziąłem za rękę, by cię pozbawić całusa.
całuje ją w czoło
HRABINA
Panie hrabio! Ta śmiałość...
FIGARO
na stronie
Szelma!
ZUZANNA
na stronie
Urocza istota!
HRABIA
ujmując żonę za rękę
Cóż za miła i delikatna skórka; jakże daleko hrabinie do tak ładnej rączki!
HRABINA
na stronie
Co może uprzedzenie!
HRABIA
Czyż ona ma to jędrne i toczone ramię! Te ładne paluszki pełne powabu i sprytu?
HRABINA
głosem Zuzanny
Zatem miłość...
HRABIA
Miłość... to tylko romans serca: rozkosz jest jego historią; ona sprowadza mnie do twych kolan.
HRABINA
Nie kocha już pan żony?
HRABIA
Bardzo; ale trzy lata czynią małżeństwo tak czcigodnym!
HRABINA
Czegóż pragnąłby pan u niej?
HRABIA
pieszcząc ją
Tego, co znajduję w tobie, ślicznotko.
HRABINA
Ależ powiedz pan, proszę.
HRABIA
...Nie wiem; mniej jednostajności może; czegoś drażniącego, nieokreślonego, co stanowi urok: czasem odmowy; czy ja wiem? Żonom wydaje się, że robią wszystko, kiedy nas kochają; przyjąwszy to za pewnik, kochają nas, kochają (jeśli kochają), są tak uczynne i takgotowe do ofiar, i zawsze, i bez ustanku, iż pewnego pięknego wieczora stajemy zdumieni, znajdując przesyt tam, gdzie szukaliśmy szczęścia.
HRABINA
na stronie
Ha! Cóż za nauka!
HRABIA
W istocie, Zuziu, tysiąc razy przychodziło mi na myśl, że jeśli gdzie indziej upędzamy się za rozkoszą, której nie znajdujemy u nich, to dlatego że one nie dość studiują sztukę podsycania pragnień, odnawiania się, ożywiania, można rzec, czaru miłości urozmaiceniem.
HRABINA
dotknięta
Zatem one powinny wszystko?...
HRABIA
śmiejąc się
A mężczyzna nic? Czyż możemy zmienić bieg natury? Naszym zadaniem było je zdobyć; ich...
HRABINA
Ich?...
HRABIA
Ich — zatrzymać nas: nazbyt zapominają o tym.
HRABINA
Och, ja nie zapomnę.
HRABIA
Ani ja.
FIGARO
na stronie
Ani ja.
ZUZANNA
na stronie
Ani ja.
HRABIA
ujmuje rękę żony
Echo jest tutaj, mówmy ciszej. Ty nie potrzebujesz o tym myśleć, ty, którą miłość uczyniła tak żywą i ładną! Przy odrobinie kaprysu będziesz najbardziej drażniącą kochanką! całuje ją w czoło Moja Zuziu, Kastylczyk ma tylko jedno słowo. Oto złoto, przyrzeczone na wykup straconego dobrowolnie prawa, które godzisz mi się zwrócić. Ale ponieważ wdzięk, jakim raczysz go zaprawić, jest bez ceny, dodaję jeszcze ten brylant: noś go na mą pamiątkę.
HRABINA
z ukłonem
Zuzia przyjmie wszystko.
FIGARO
na stronie
Większej szelmy nie było na świecie!
ZUZANNA
na stronie
A to się sypie na nas!
HRABIA
na stronie
Interesowna; tym lepiej.
HRABINA
spogląda w głąb
Widzę pochodnie.
HRABIA
Gotują się na twoje wesele. Wejdźmy na chwilę doaltany, pozwólmy im przejść.
HRABINA
Bez światła?
HRABIA
pociągając ją lekko
Po cóż? Nie będziemy czytać.
FIGARO
na stronie
Idzie, na honor! Domyślałem się.
zbliża się
HRABIA
obracając się, grubym, zmienionym głosem
Kto się tu błąka?
FIGARO
z gniewem
Błąka? Umyślnie idzie.
HRABIA
po cichu do Hrabiny
To Figaro!
ucieka
HRABINA
Spieszę za panem.
wchodzi do kiosku po prawej, gdy Hrabia kryje się w parku w głębi
SCENA ÓSMA
Figaro; Zuzanna w ciemności
FIGARO
stara się wypatrzyć, dokąd idą Hrabia i Hrabina, którą bierze za Zuzannę
Nic już nie słychać; weszli: stało się. głosem zmienionym z podrażnienia Wy, niezgrabni żonkosie, którzy utrzymujecie szpiegów i kręcicie się miesiące całe koło podejrzenia, czemuż nie naśladujecie mnie? Od pierwszego dnia szpieguję żonę i podsłuchuję: w mgnieniu oka człowiek obznajmia się ze wszystkim: to cudowne, żadnych wątpliwości; wie, czego się trzymać. chodząc żywo Na szczęście nie dbam o to; zdrada jej w niczym mnie nie dotyka. Mam ich wreszcie!
ZUZANNA
która zbliżyła się po cichu w ciemności, na stronie
Zapłacisz mi za swoje posądzenie. głosem Hrabiny Kto tam?
FIGARO
z podrażnieniem
„Kto tam”? Ten, który chciałby z całego serca, aby zaraza zdusiła go przy urodzeniu...
ZUZANNA
tonem Hrabiny
Ależ to Figaro!
FIGARO
spogląda i mówi żywo
Pani hrabina!
ZUZANNA
Mów cicho.
FIGARO
żywo
Ach, pani, jakże w porę niebo cię sprowadza. Jak pani sądzi, gdzie pan hrabia?
ZUZANNA
Cóż mnie obchodzi, niewdzięcznik! Powiedz mi...
FIGARO
jeszcze żywiej
A Zuzanna, świeżo upieczona małżonka, jak pani myśli, gdzie jest?
ZUZANNA
Ależ mów ciszej!
FIGARO
bardzo szybko
Ta Zuzia, którą wszyscy mieli za tak cnotliwą, która udawała niedotykalską! Tam siedzą zamknięci. Zwołam ludzi.
ZUZANNA
zamykając mu usta ręką, zapomina odmienić głos
Nie wołaj!
FIGARO
na stronie
To Zuzia! Goddam!
ZUZANNA
tonem Hrabiny
Zdajesz się niespokojny.
FIGARO
na stronie
Szelma! Chce mnie złapać.
ZUZANNA
Trzeba się nam zemścić, Figaro.
FIGARO
Czuje pani żywe pragnienie?
ZUZANNA
Nie byłabym kobietą! Ale mężczyźni mają sto sposobów po temu...
FIGARO
poufale
Pani, jesteśmy sami, możemy mówić otwarcie. Kobiety mają jeden... ale ten jeden wart jest wszystkich naszych.
ZUZANNA
na stronie
Spoliczkowałabym go!
FIGARO
na stronie
Byłoby bardzo ucieszne, gdyby przed ślubem...
ZUZANNA
Ale cóż warta taka zemsta, jeśli nie jest zaprawiona odrobiną miłości?
FIGARO
Wszędzie, gdzie pani jej nie widzisz, bądź pewna, iż szacunek ją przesłania.
ZUZANNA
dotknięta
Nie wiem, czy myślisz szczerze, ale nie mówisz przekonywająco.
FIGARO
z komicznym zapałem; na kolanach
Ach, pani, ubóstwiam cię. Weź pod uwagę czas, miejsce, okoliczności i niech uraza twoja uzupełni wdzięk, którego nie staje mej prośbie.
ZUZANNA
na stronie
Ręka mnie świerzbi.
FIGARO
na stronie
Serce mi bije.
ZUZANNA
Ależ, Figaro, czyś pomyślał?...
FIGARO
Tak, pani hrabino, pomyślałem.
ZUZANNA
...że gniew i miłość...
FIGARO
...nie znoszą odwłoki... Ta rączka...
ZUZANNA
swoim głosem; dając mu policzek
Oto jest.
FIGARO
Ha! Czarci! Co za policzek!
ZUZANNA
daje mu drugi
Co za policzek! A ten?
FIGARO
Au! qu'es aquò? Tam do kaduka! Czy to dziś deszcz policzków?
ZUZANNA
bije go przy każdym zdaniu
A! qu'es aquo? Zuzanna; masz za swoje posądzenia; za swoją zemstę, za zdradę, za swoje sposoby, swoje zniewagi i zamiary. To jest miłość? Powtórz jeszcze, coś mówił rano?
FIGARO
śmieje się, wstając
Santa Barbara! tak, to jest miłość. O radości, o rozkoszy, o szczęśliwy po stokroć Figaro! Bij, ukochana, bij bez wytchnienia. Ale kiedy pocętkujesz mi całe ciało, spojrzyj łaskawie, o Zuziu, na najszczęśliwszego z ludzi, jakiemu kiedykolwiek kobieta wygarbowała skórę.
ZUZANNA
Najszczęśliwszego! Ty ladaco! Bałamuciłeś hrabinę tak kusząco, że, doprawdy, zapominając sama siebie już miałam ulec na jej rachunek.
FIGARO
Mogłemż nie poznać twego ślicznego głosu?
ZUZANNA
śmiejąc się
Poznałeś? Ha! Jakże się zemszczę?
FIGARO
Wytłuc porządnie i chować urazę to już zbyt kobiece! Ale powiedz mi, jakim szczęsnym cudem widzę cię tutaj, kiedy mniemałem, że jesteś z nim, i w jaki sposób ten strój, który mnie zmylił, stwierdza twojąniewinność...
ZUZANNA
Ech, głuptas z ciebie, dać się wziąć w pułapkę zastawioną dla innego! Czy to nasza wina, jeśli chcąc chwycić jednego lisa złapałyśmy dwóch?
FIGARO
Któż więc chwyta drugiego?
ZUZANNA
Własna żona.
FIGARO
Żona?
ZUZANNA
Żona.
FIGARO
z szaloną uciechą
Ha! Figaro, powieś się, nie odgadłeś tej sztuki. Jego żona? O, dwanaście i piętnaście tysięcy razy sprytne samiczki! Zatem pocałunki w tej altanie...
ZUZANNA
Odebrała hrabina.
FIGARO
A całusy pazia?
ZUZANNA
śmiejąc się
Pan hrabia.
FIGARO
A tam, za fotelem?
ZUZANNA
Nikt.
FIGARO
Jesteś pewna?
ZUZANNA
śmiejąc się
Figaro, ej! pamiętaj o deszczu policzków.
FIGARO
całuje jej ręce
Klejnoty istne trzymam. Ale ten jeden od hrabiego był z dobrego kruszcu.
ZUZANNA
Dalej, pyszałku, ukórz się!
FIGARO
czyniąc równocześnie wszystko, co mówi
Masz rację: na kolanach, zgięty, pochylony, rozpłaszczony na ziemi...
ZUZANNA
śmiejąc się.
Och, biedny hrabia! Ileż trudu sobie zadał...
FIGARO
wstając
Dla zdobycia własnej żony!
SCENA DZIEWIĄTA
Hrabia wchodzi głębią i idzie prosto ku altanie po prawej; Figaro, Zuzanna
HRABIA
do siebie
Próżno szukam jej w gaiku, schroniła się może tutaj.
ZUZANNA
cicho do Figara
To on.
HRABIA
otwierając altanę
Zuziu, jesteś?
FIGARO
po cichu
Szuka jej, a ja myślałem...
ZUZANNA
po cichu
Nie poznał...
FIGARO
Dorżnijmy go, chcesz?
całuje ją w rękę
HRABIA
odwraca się
Mężczyzna u nóg hrabiny?... Ha! Jestem bez broni.
zbliża się
FIGARO
wstaje, odmieniając głos
Daruj pani, nie pamiętałem, że ta zwykła nasza schadzka wypada na porę wesela.
HRABIA
na stronie
To ten, który siedział w alkierzu dziś rano.
FIGARO
jak wyżej
Ale nie może być, aby tak głupia przeszkoda opóźniła chwile naszego szczęścia.
HRABIA
na stronie
Ha! Śmierć! Piekło! Szatani!
FIGARO
prowadząc ją do altany, po cichu
Klnie. głośno Spieszmy, pani, i nagródźmy sobie krzywdę, jaką nam wyrządzono dziś rano, kiedy musiałem skakać oknem.
HRABIA
na stronie
Ha! Wszystko się odsłania!
ZUZANNA
blisko altany po lewej
Nim wejdziemy, zobacz, czy nikt nas nie śledzi.
Figaro całuje ją w czoło
HRABIA
krzyczy
Pomsty!
Zuzanna ucieka do altany, gdzie weszli Franusia, Marcelina i Cherubin
SCENA DZIESIĄTA
Hrabia, Figaro
Hrabia chwyta za ramię Figara
FIGARO
udając gwałtowne przerażenie
Mój pan!
HRABIA
poznając go
Ha! Zbrodniarzu, to ty! Hola! Ludzie! Jest tam kto?
SCENA JEDENASTA
Pedrillo, Hrabia, Figaro
PEDRILLO
w butach z ostrogami
Wasza dostojność! Znajduję go wreszcie.
HRABIA
Pedrillo, doskonale. Jesteś sam?
PEDRILLO
Prosto z Sewilli, co koń wyskoczy.
HRABIA
Zbliż się tu i krzycz, co masz siły!
PEDRILLO
krzycząc na całe gardło
O paziu ani słychu. Oto papiery.
HRABIA
odtrąca go
Ech, głupiec!
PEDRILLO
Wasza dostojność kazała mi krzyczeć.
HRABIA
wciąż trzymając Figara
Na ludzi! Hej, jest tam kto! Nikt nie słyszy? Chodźcie tu wszyscy!
PEDRILLO
Jest nas dwóch: Figaro i ja; cóż może się stać waszej dostojności?
SCENA DWUNASTA
Ciż sami, Gąska, Bartolo, Bazylio, Antonio,Słoneczko, cały orszak weselny z pochodniami
BARTOLO
do Figara
Jak widzisz, na pierwszy sygnał...
HRABIA
ukazując altanę po lewej
Pedrillo, pilnuj mi tych drzwi.
Pedrillo staje pod drzwiami
BAZYLIO
cicho do Figara
Schwyciłeś go z Zuzanną?
HRABIA
ukazując Figara
A wy wszyscy, moi wasale, otoczcie mi tego człowieka: odpowiadacie zań gardłem.
BAZYLIO
Cha! cha!
HRABIA
wściekły
Milcz! do Figara lodowato Mój rycerzu, czy raczysz odpowiedzieć na moje pytania?
FIGARO
zimno
Ba! I któż mógłby mnie zwolnić od tego, ekscelencjo? Pan hrabia panujesz tu nad wszystkimi, wyjąwszy nad samym sobą.
HRABIA
powściągając się
Wyjąwszy nad samym sobą!
ANTONIO
Dobrze powiedziane!
HRABIA
powściągając gniew
Nie, jeżeli coś jeszcze mogło pomnożyć mój gniew, to zimna krew, jaką ten łotr udaje.
FIGARO
Czy my jesteśmy żołnierze, którzy dają się zabijać za sprawy, których nie znają? Ja, kiedy się złoszczę, lubię wiedzieć o co.
HRABIA
odchodząc od zmysłów
O wściekłości! powściągając się Uczciwy człowieku, który udajesz nieśmiałość, czy raczysz przynajmniej powiedzieć, co za damę przed chwilą wpuściłeś do altany?
FIGARO
złośliwie, ukazując przeciwległą altanę
Do tej?
HRABIA
żywo
Nie, do tej.
FIGARO
zimno
To inna sprawa. Jest to młoda osoba, która zaszczyca mnie szczególną łaską.
BAZYLIO
zdziwiony
Cha! cha!
HRABIA
żywo
Słyszycie, panowie?
BARTOLO
zdziwiony
Słyszymy.
HRABIA
do Figara
A czy ta młoda osoba ma jakie inne obowiązki, które by ci były wiadome?
FIGARO
zimno
Wiem, iż pewien wielki pan zaszczycał ją jakiś czas swymi względami; ale czy że ją zaniedbał, czy też ja przypadłem jej do smaku więcej niż ktoś godniejszy kochania, dziś woli mnie.
HRABIA
żywo
Woli... powściągając się Przynajmniej jest szczery! Bo to, co on wyznaje, panowie, słyszałem, przysięgam wam, z ust jego wspólniczki.
GĄSKA
zdumiony
Wspó-ólniczki!!
HRABIA
z wściekłością
Zatem skoro hańba jest publiczna, trzeba, by pomsta była nią również.
wchodzi do altany
SCENA TRZYNASTA
Ciż sami prócz Hrabiego
ANTONIO
Słusznie mówi.
GĄSKA
do Figara
Któ-óż tedy wziął drugiemu żo-onę?
FIGARO
śmiejąc się
Nikt nie miał tego szczęścia.
SCENA CZTERNASTA
Ciż sami, Hrabia, Cherubin
HRABIA
ukryty w altanie, ciągnąc kogoś, kogo jeszcze nie widać
Wszystkie wysiłki daremne; zgubiona pani jesteś, godzina twoja nadeszła! wychodzi nie patrząc Cóż zaszczęście, że żaden owoc nienawistnego związku...
FIGARO
wykrzykuje
Cherubin!
HRABIA
Mój paź?
BAZYLIO
Cha! cha!
HRABIA
nieprzytomny z wściekłości; na stronie
Wszędzie ten paź diabelski! do Cherubina Co robiłeś w altanie?
CHERUBIN
trwożliwie
Kryłem się, jak mi pan hrabia kazał.
PEDRILLO
Warto było zajeżdżać konia!
HRABIA
Wejdź, Antonio; przyprowadź przed jej sędziego bezwstydną, która mnie zniesławiła.
GĄSKA
Pa-ani hra-abiny ekscelencja ta-am szuka?
ANTONIO
Do paralusza! Jest tedy dobra Opatrzność; tyleś się pan tego napraktykował w okolicy...
HRABIA
wściekły
Właźże!
Antonio wchodzi
SCENA PIĘTNASTA
Ciż sami z wyjątkiem Antonia
HRABIA
Zobaczycie, panowie, że paź nie był sam.
CHERUBIN
trwożliwie
Los mój byłby zbyt okrutny, gdyby jakaś tkliwa dusza nie złagodziła jego goryczy.
SCENA SZESNASTA
Ciż sami, Antonio, Franusia
ANTONIO
ciągnąc za rękę kogoś, kogo jeszcze nie widać
Niechże pani idzie, nie trzeba się dać prosić, skoro wiadomo, że pani tu weszła.
FIGARO
wykrzykuje
Kuzyneczka!
BAZYLIO
Cha! cha!
HRABIA
Franusia!
ANTONIO
obraca się i woła
Do kaduka, jaśnie panie, co za koncept, żeby mnie wybierać dla pokazania kompanii, że to moja dziewucha narobiła całego bigosu!
HRABIA
wzburzony
Któż mógł wiedzieć, że ona tam jest?
chce wejść do altany
BARTOLO
zastępując
Pozwól, panie hrabio, to zaczyna być niejasne. Ja mam zimniejszą krew.
wchodzi
GĄSKA
A to mi spra-awa trochę za bardzo za-awikłana.
SCENA SIEDEMNASTA
Ciż sami, Marcelina
BARTOLO
mówiąc wewnątrz i wychodząc
Nie lękaj się, pani, nie zrobi ci nic złego, ręczę. odwraca się i krzyczy Marcelina!
BAZYLIO
Cha! cha!
FIGARO
śmiejąc się
Cóż za szaleństwo, mama też?
ANTONIO
Coraz lepiej!
HRABIA
wzburzony
Co mi to wszystko! Hrabina...
SCENA OSIEMNASTA
Ciż sami, Zuzanna z twarzą zasłoniętą wachlarzem
HRABIA
...A, oto wychodzi. chwyta ją gwałtownie za ramię Jak sądzicie, panowie, czego warta jest nikczemna...
Zuzanna pada na kolana, ze spuszczoną głową
Nie, nie!
Figaro pada na kolana z drugiej strony; Hrabia silniej
Nie, nie!
Marcelina pada na kolana na wprost Hrabiego; Hrabia coraz silniej
Nie, nie!
Wszyscy padają na kolana, z wyjątkiem Gąski
Hrabia oszalały
Choćby was było i sto!
SCENA DZIEWIĘTNASTA
Ciż sami, Hrabina wychodzi z drugiej altany
HRABINA
pada na kolana
Niechże ja dopełnię liczby.
HRABIA
patrząc na Hrabinę i Zuzannę
Ha! Co widzę?
GĄSKA
śmiejąc się
Dalibóg, to pa-ani.
HRABIA
chce podnieść Hrabinę
Jak to, ty, hrabino? błagalnie Jedynie wspaniałomyślne przebaczenie...
HRABINA
śmiejąc się
Ty, hrabio, powiedziałbyś na moim miejscu: „Nie, nie”; ja zaś po raz trzeci dzisiaj przebaczam bez warunków.
wstaje
ZUZANNA
wstaje
I ja.
MARCELINA
wstaje
I ja.
FIGARO
wstaje
I ja: jest echo tutaj.
wszyscy wstają
HRABIA
Echo!! Chciałem bawić się z nimi w chytrość, a oni potraktowali mnie jak dziecko.
HRABINA
śmiejąc się
Nie żałuj tego, hrabio.
FIGARO
otrzepując kolana kapeluszem
Taki dzionek jak dziś to dobra szkółka dla przyszłego ambasadora.
HRABIA
do Zuzanny
Ten bilecik zapięty szpilką?...
ZUZANNA
Pani hrabina go podyktowała.
HRABIA
Należy się jej odpowiedź.
całuje rękę Hrabiny
HRABINA
Każdy dostanie, co mu się należy.
daje sakiewkę Figarowi, a diament Zuzannie
ZUZANNA
do Figara
Jeszcze jeden posag.
FIGARO
podrzucając sakiewkę w ręce
To trzeci. Ten było ciężko zdobyć.
ZUZANNA
Jak nasze małżeństwo.
SŁONECZKO
A podwiązkę panny młodej dostanę?
HRABINA
zrywa wstążkę, którą zachowała na łonie, i rzuca ją na ziemię
Podwiązkę? Była przy sukniach Zuzi; masz.
drużbowie chcą spierać się o nią
CHERUBIN
zwinniejszy, chwyta z ziemi i woła
Ten, który chce ją mieć, ze mną się wprzód rozprawi.
HRABIA
śmiejąc się, do Cherubina
Ale, ale, mój ty drażliwy jegomościu: cóż ci się zdało tak wesołego w policzku, któryś oberwał przed godziną?
CHERUBIN
dobywając do połowy szpady
Ja, panie pułkowniku?
FIGARO
z komicznym gniewem
Otrzymał go na mojej fizjonomii: oto, jak możni wymierzają sprawiedliwość.
HRABIA
śmiejąc się
Ty? Cha! cha! cha! cha! Cóż ty powiadasz na to, droga hrabino!
HRABINA
budzi się z zamyślenia i powiada z czułością
Ach tak, drogi hrabio... I na całe życie, bez chwili zapomnienia, przysięgam.
HRABIA
uderzając Gąskę po ramieniu
A pan, don Gąsior, jakież twoje zdanie?
GĄSKA
O tym, co-o widzę, panie hrabio? Na ho-onor, co do mnie, nie wiem, co powiedzieć: o-oto mój sposób myślenia.
WSZYSCY RAZEM
Pięknie osądzone!
FIGARO
Byłem biedny, pogardzano mną. Okazałem nieco talentów, rzuciła się na mnie zawiść. Przy pięknej żonie i majątku...
BARTOLO
śmiejąc się
Serca będą się cisnąć do ciebie hurmem.
FIGARO
Czy podobna?
BARTOLO
Znam ludzi.
FIGARO
kłaniając się widzom
Wyjąwszy żoną i majątkiem, wszystkim innym służę z miłą chęcią.
przygrywka do wodewilu
WODEWIL
BAZYLIO
Trzy posagi, smaczna brzana,
Cóż chcieć więcej, jakem żyw?
O pazika czy tam pana
Głupiec chyba byłby krzyw;
Łacińska prawda uznana
Dobrze mówi, wierzcie mi:
FIGARO
śpiewa
Wiem... Gaudeant bene nati.
BAZYLIO
śpiewa
Nie... Gaudeant bene nanti.
ZUZANNA
Że mąż zdradza swą połowę,
Każdy mu tym bardziej rad;
Żonka niech postrada głowę,
,,Gwałtu!” — krzyczy cały świat;
Skąd różnice są takowe?
Mam powiedzieć? To nie traf!
Silniejszy jest twórcą praw...
FIGARO
Piotr zazdrośnik, sztuka szczwana,
Iżby w domu spokój miał,
Kupił srogiego brytana,
Co na wszystkich: hau! hau! hau!
,,Brysiu, cyt! Puść swego pana!...”
Gach rzemiosło dobrze zna:
Sam Piotrowi sprzedał psa...
HRABINA
Jedna, choć nie kocha męża,
Dba o czci niestarty blask;
Druga, tkliwsza na szept węża,
Mężowi nie szczędzi łask;
Wierzcie, cnota ta zwycięża,
Która strzegąc własnych lic
O drugich nie sądzi nic...
HRABIA
Parafianka, tam do kata!
Z sercem nieczułym jak głaz,
Licha starań to odpłata;
Wiwat dama z górnych klas!
Na kształt bitego dukata
Stempel z władcy wziąwszy rąk
Wszystkim wiernie służy w krąg...
MARCELINA
Jedno pewne jest: to matka,
Co nam życia dała chrzest;
Wszystko inne, et, zagadka,
Miłości to sekret jest.
FIGARO
podejmuje melodię
Stąd, wiadomo, rzecz nierzadka,
Palcem mógłbym wskazać wam:
Syn — brylant, choć ojciec cham...
Różnie ludzi los obdarza:
Królem ten, pastuchem ów;
Traf różnicę całą stwarza,Duch ją zatrzeć może znów;Tysiąc królów z ołtarza
Śmierci zmiótł wszechmocny gest:
Wolter nieśmiertelny jest...
CHERUBIN
Płci urocza, ty zwodnico,
Źródło naszych mąk i bied:
Każdy klnie cię, lży — no i co?
Każdy do cię wraca wnet;
Parter twoją jest siostrzycą:
Ten, co niby gardzi nim,
Dałby krew za pochwał dym...
ZUZANNA
Jeśli utwór ten szalony
Nauczką wam trąci zbyt,
Przez wzgląd na miłe androny
Darujcie rozsądku zgrzyt;
Tak natury głos tajony
Do swych celów w pragnień czas
Przez rozkosz prowadzi nas...
GĄSKA
Ot, panowie, ko-omedyja
W bu-udzie prze-edstawiona tej
Wiernie ży-ycie wam odbija
Ludku, co dziś słu-ucha jej:
Krzywdzą go: gwałt, wrzaski, chryja;
A w końcu z tych wszy-ystkich burz
Kropnie pio-osenkę — i już!...
OGÓLNY BALET
Beaumarchais o Weselu Figara
Nieboszczyk książę Conti, zacnej i patriotycznej pamięci (wymawiając głośno jego imię słyszy się dźwięk starego słowa: „ojczyzna”), rzucił mi publiczne wyzwanie, abym wystawił na scenie mą przedmowę do Cyrulika, zabawniejszą, powiadał, od samej sztuki, i abym pokazał w niej rodzinę Figara wspomnianą w tej przedmowie. „Wasza Dostojność — odparłem — gdybym wprowadził jeszcze raz Figara, musiałbym go pokazać starszym i, co za tym idzie, wytrawniejszym: dopieroż by się zaczęły hałasy; kto wie, czy ujrzałby w ogóle światło dzienne?” Mimo to przez szacunek przyjąłem wyzwanie; napisałem ten Szalony dzień, dziś przedmiot tumultu. Książę pierwszy raczył zobaczyć sztukę. Był to człowiek wielkiego charakteru, pan w każdym calu, umysł wyniosły i szlachetny: otóż, mamż wyznać? rad był ze mnie.
Ale jakąż pułapkę, niestety, zastawiłem naszym krytykom, chrzcząc komedię czczym mianem Szalonego dnia. Było wprawdzie moim zamiarem odjąć jej nieco wagi; ale nie wiedziałem jeszcze, do jakiego stopnia zmiana godła może sprowadzić na manowce. Gdybym zostawił właściwy tytuł, brzmiałby: Mąż-uwodziciel. Dałem im nowy trop: pościg gonił mnie innym śladem. Ale ta nazwa: Szalony dzień, oddaliła ich o sto mil; ujrzeli w dziele już tylko to, czego w nim nigdy nie będzie. Ta przyostra uwaga o łatwości zmylenia tropu donioślejsza jest, niżby kto mniemał. Gdyby zamiast Grzegorz Dyndała Molier nazwał swój dramat Niedorzeczne parantele, byłby nim przyniósł o wiele więcej korzyści; gdyby Regnard swego Spadkobiercę nazwał Karą bezżenników, sztuka byłaby nas przyprawiła o drżenie. To, co on zrobił bez myśli, ja uczyniłem z intencją. Ale jakiż piękny rozdział można by napisać o sądach ludzkich i o moralności teatralnej! Rozdział, który by można zatytułować: O znaczeniu afisza.
Jak bądź się rzeczy miały, Szalony dzień został pięć lat w tece. Aktorzy wiedzieli o nim, wydarli mi go wreszcie. Czy uczynili dobrze, czy źle dla siebie, można się było przekonać. Czy że trudność odtworzenia tej sztuki pobudziła ich współzawodnictwo, czy że uczuli wraz z publicznością, iż aby trafić jej do smaku, trzeba nowych wysiłków, nigdy równie trudnej sztuki nie odegrano tak świetnie. Jeżeli autor (jak osądzono) został poniżej siebie, nie ma za to ani jednego aktora, którego by reputacji dzieło to nie ustaliło, nie wzmogło lub nie potwierdziło. Ale wróćmy do jego czytania, do przyjęcia przez aktorów.
Na skutek przesadnych pochwał po lekturze wszyscy zapragnęli poznać sztukę. Trzeba by mi było narażać się codziennie na sprzeczki i urazy lub też ustępować naleganiom. Od tej chwili również możni wrogowie autora nie omieszkali ogłosić na dworze, iż w dziele tym, które zresztą jest „stekiem głupstw”, autor obraża religię, rząd, społeczeństwo, obyczaje; że cnota jest w nim pohańbiona, a zło tryumfuje: „jak można się było domyślać” — dodawali. Jeśli poważni panowie, którzy tylekroć to powtarzali, zrobią mi ten zaszczyt, aby przeczytać niniejszą przedmowę, ujrzą bodaj, że cytuję wiernie i ściśle; mieszczańska zaś uczciwość moich cytatów tym bardziej uwydatnia dostojną nieścisłość ich własnych.
Tak więc w Cyruliku wstrząsnąłem jedynie państwem; w tej nowej próbie, bezecniejszej i bardziej buntowniczej, burzę je rzekomo od fundamentów do stropu. Nie ma już nic świętego (mówili), o ile to dzieło ma wejść na scenę. Uprzedzano władze za pomocą najpodstępniejszych donosów; szczuto wpływowe korporacje; straszono lękliwe damy; tworzono mi wrogów po zakrystiach: ja zaś, stosownie do ludzi i do okoliczności, odpierałem niską intrygę bezgraniczną cierpliwością, niewzruszonym szacunkiem, uporczywą powolnością; argumentami wreszcie, rozsądkiem, o ile chciano im dać ucha.
Walka trwała cztery lata. Dodajcie je do pięciu lat, które sztuka spoczywała w tece: cóż zostaje z aluzji, jakich silą się dopatrywać w mym dziele? Niestety! Kiedy je pisałem, wszystko, co dziś rozkwita, ani kiełkowało jeszcze: to był zgoła inny świat!
Przez te cztery lata walki żądałem tylko jednego cenzora; dano mi ich pięciu czy sześciu. Cóż ujrzeli w tej sztuce, przedmiocie takiej nagonki? Najniewinniejszą intryżkę pod słońcem. Magnata hiszpańskiego zakochanego w dziewczynie, którą chce uwieść; wysiłki, jakie młoda oblubienica, narzeczony jej i żona magnata jednoczą, aby unicestwić zamiary absolutnego pana, któremu stanowisko, majątek i hojność dają w ręce wszystkie środki. Oto wszystko, nic więcej. Macie całą sztukę jak na dłoni.
Skąd te przeraźliwe krzyki? Stąd, iż miast ścigać jedną tylko przywarę, jak: gracza, pyszałka, skąpca lub obłudnika, co by mu ściągnęło na kark jedną tylko kastę wrogów, autor skorzystał z lekkiej kompozycji lub raczej pokierował swój plan tak, aby wprowadzić weń krytykę mnóstwa nadużyć toczących społeczeństwo. Ale ponieważ w oczach oświeconego cenzora nie stanowi to jeszcze skazy dzieła, wszyscy aprobując je domagali się prawa sceny. Trzebaż więc było je ścierpieć; i wówczas możni tego świata ujrzeli ze zgorszeniem
Sztukę, w której z zuchwalstwem iście niesłychanem
Bronić własnej małżonki sługa śmie przed panem!
M. Gudin
Och, jak żałuję, iż z tego na wskroś moralnego tematu nie ułożyłem krwawej tragedii. Wkładając sztylet w rękę obrażonego małżonka (którego nie byłbym z pewnością ochrzcił Figarem!) kazałbym mu w zazdrosnym szale dostojnie zasztyletować możnego rozpustnika. Ponieważ pomściłby swój honor w potoczystych aleksandrynach i ponieważ mój zazdrośnik, co najmniej wódz armii, byłby rywalem jakiegoś bardzo okropnego tyrana władającego haniebnie nad nieszczęsnym ludem, wszystko to, bardzo odległe od naszych obyczajów, nie byłoby, sądzę, zraniło nikogo; krzyknięto by: „Brawo! Bardzo moralne dzieło!”. Bylibyśmy ocaleni, ja i mój nieokrzesany Figaro.
Ale ja miałem zamiar zabawić po prostu mych ziomków, a nie wyciskać strumień łez ich połowicom. Występnego kochanka zrobiłem dzisiejszym paniczem, hojnym, dość rozwiązłym, nawet nieco hulaką, ot, jak inni panowie dzisiejsi. Ale co można powiedzieć w teatrze o wielkim panu bez obrażenia wszystkich, jeśli nie skarcić lekko zbytek jego płochości? Czyż to jest wada, której się sami zapierają? Widzę już, jak wielu z nich rumieni się skromnie (o, szlachetny wysiłek!), przyznając, że mam słuszność.
Chcąc tedy osądzić mego panka, okazałem wszelako ten wielkoduszny szacunek, iż nie użyczyłem mu żadnej z przywar gminu. Powiecie, że nie mogłem był tego uczynić i że byłoby to pogwałceniem wszelkiego prawdopodobieństwa? Zatem, skoro nie uczyniłem, zapiszcie to na dobro mej sztuki.
Wada nawet, o którą go obwiniam, nie wywołałaby komicznego starcia, gdybym w przystępie dobrego humoru nie przeciwstawił mu arcywygi, prawdziwego Figara, który broniąc Zuzanny jako swej prawnej własności równocześnie drwi sobie z zamiarów pana i oburza się bardzo uciesznie, iż ten ośmiela się walczyć na spryt z nim, Figarem, mistrzem w tego rodzaju szermierce.
Tak więc z dość żywej walki między nadużyciem i potęgą, zdeptaniem zasad, hojnością, sposobnością, wszystkim, co pokusa ma najwymowniejszego, i tym, co — z drugiej strony — temperament, spryt, zdeptana ambicja mogą przeciwstawić temu atakowi, rodzi się w mojej sztuce zabawna gra. Mąż-uwodziciel, nękany, skłopotany, raz po raz wytropiony i wystrychnięty na dudka, musi trzy razy w ciągu dnia paść do nóg żony, która — dobra, pobłażliwa i czuła — przebacza w końcu; jak w życiu! Cóż w tym morale tak nagannego, panowie?
Czy wydaje się on wam nieco lekki, jak na powagę, z którą tu przemawiam? Więc oto macie nieco surowszy, który rani wasze oczy w mym dziele, mimo żeście go nie szukali: a to, iż wielki pan, dość rozpustny, aby chcieć poddać swym kaprysom wszystko, co odeń zawisłe, aby igrać na swoich terytoriach z wstydem młodych poddanek, musi, jak mój hrabia, stać się w końcu pośmiewiskiem własnej służby. I to autor wyraził bardzo silnie, skoro w piątym akcie Almawiwa, wściekły, sądząc, iż pognębi niewierną żonę, wskazuje ogrodnikowi altanę, wołając: „Wejdź, Antonio; przyprowadź przed jej sędziego bezwstydną, która mnie zniesławiła”. Ten zaś odpowiada: „Do paralusza. Jest tedy Opatrzność na świecie! Tyleś pan się tego napraktykował w okolicy, trzebaż było, aby przyszła pańska kolej...”.
Ten głęboki morał bije z całego dzieła; gdyby przystało autorowi wykazywać przeciwnikom, że poprzez swą silną lekcję posunął szacunek dla godności winnego dalej, niż można się było spodziewać po energii jego pędzla, zwróciłbym ich uwagę, że hrabia Almawiwa, raz po raz paraliżowany w swoich zamysłach, jest w oczach widzów wciąż upokorzony, nigdy zbezczeszczony.
W istocie, gdy hrabina uciekła się do podstępu, aby oślepić jego zazdrość w zamiarze zdradzenia męża, wówczas stawszy się winną sama, nie mogłaby zgiąć do swych stóp małżonka, nie poniżając go w naszych oczach. Gdyby zbrodnicze intencje żony stargały czcigodny węzeł, można by zarzucić autorowi, iż kreśli skażone obyczaje; w przedmiociebowiem obyczajów sąd wasz tyczy się zawsze kobiet; nie cenicie mężczyzn na tyle, aby w tej delikatnej sprawie wymagać od nich równie wiele. Ale hrabina jest nader odległa od tego szpetnego zamiaru; niezłomnym faktem jest, że nikt nie chce oszukać hrabiego; jedynie przeszkodzić, aby on nie oszukiwał wszystkich. Czystość pobudek ratuje tutaj środki; przez to samo, że hrabina chce jeno odzyskać męża, wszystkie jego konfuzje są niewątpliwie bardzo moralne, a żadna nie jest hańbiąca.
Iżby ta prawda wyraźniej biła w oczy, autor przeciwstawia temu niezbyt skrupulatnemu mężowi najcnotliwszą z żon — i z natury, i z zasad.
Kobietę tę, opuszczoną przez nazbyt kochanego męża, w jakiejż chwili pokazuje waszym oczom? W chwili krytycznej, gdy życzliwość dla miłego dzieciaka, jej chrzestnego syna, może się stać niebezpieczna, o ile ona sama dopuści, aby słuszna uraza zyskała nad nią zbyt wiele władzy. Jeśli autor stawia ją na chwilę w walce z rodzącą się skłonnością, groźną dla obowiązku, to aby tym lepiej uwydatnić jej szczerą miłość tego obowiązku. Och, jakąż broń ukuto z tej lekkiej intryżki, aby nas obwinić o nieskromność! Uznajecie w tragedii, że wszystkie królowe, księżniczki żywią płomienne namiętności i zwalczają je mniej lub więcej skutecznie; ale nie znosicie, aby w komedii pospolita kobieta walczyła przeciw najlżejszej słabości! O, przemożny wpływie afisza! Pewny i odpowiedzialny sądzie! Skoro odmieniono rodzaj, ganicie tutaj to samo, czemuście tam przyklaskiwali. A przecie w obu wypadkach zasada jest ta sama: nie ma cnoty bez ofiary.
Co nam się podoba w hrabinie, to że widzimy ją w otwartej walce, tak przeciw rodzącej się skłonności, jak przeciw słusznej urazie. Wysiłki, jakich dokłada, aby odzyskać niewiernego męża, oświetlają najkorzystniej podwójną ofiarę, jaką czyni ze swej skłonności i ze swego gniewu. Nie trzeba się zastanawiać ani chwili, aby przyklasnąć jej tryumfowi; jest ona wzorem cnoty, chwałą swej płci, a rozkoszą naszej.
Jeśli ta filozofia uczciwości scenicznej, jeśli ta tryumfalna zasada obyczajności teatralnej nie uderzyła naszych sędziów na przedstawieniu, próżno siliłbym się tutaj rozwijać jej konsekwencje. Stronniczy trybunał nie słucha obwinionego, którego z góry chce zgubić; mojej zaś hrabiny nie postawiono przed sąd całego narodu: sądzi ją jedynie komisja.
Czemu Zuzanna, sprytna pokojóweczka, zręczna i roześmiana, ma również prawo do sympatii? Bo, nagabywana przez potężnego uwodziciela, z większą wymową pokus, niż trzeba zazwyczaj, aby pokonać prostą dziewczynę, nie waha się zwierzyć zamysłów hrabiego dwóm osobom najbardziej mającym powód czuwać nad jej postępkami: swej pani i swemu narzeczonemu. W całej roli, bodaj najdłuższej z całej sztuki, nie ma ani jednego zdania, słowa, które by nie oddychało rozsądkiem i miłością obowiązku: jedyny podstęp, na jaki sobie pozwala, to na rzecz swej pani, która umie cenić jej przywiązanie i która sama żywi jeno uczciwe zamysły.
Czemu w zuchwalstwach swoich wobec hrabiego Figaro bawi mnie miast oburzać? Bo w przeciwieństwie do zwykłych ról lokajów nie jest (i wiecie o tym) szpetnym charakterem komedii. Widząc go, jak w walce z silniejszym musi odpierać zniewagę zręcznością, przebaczamy mu wszystko, skoro wiemy, że walczy ze swym panem na chytrość jedynie po to, aby chronić przedmiot swej miłości i ocalić swą własność. Zatem prócz hrabiego i jego zauszników każdy czyni tam mniej więcej to, co powinien. Jeśli wyciągacie ujemne wnioski o moich bohaterach stąd, że jedni mówią źle o drugich, to wielki błąd. Patrzcież na nasze najwytworniejsze towarzystwo: toć życie całe spędza na tym zajęciu! Do tego stopnia zgoła przyjęte jest szarpać nieobecnych, że ja, który bronię ich zawsze, słyszę często pomruki: „Czart, nie człowiek: jakion nieznośny! Mówi dobrze o wszystkich!”.
Może wreszcie gorszy was mój pazik? (...) Kochany przez wszystkich, żywy, psotny i postrzelony jak wszystkie dzieci bystre, raz po raz swoją ruchliwością miesza niechcący występne zamiary hrabiego. To dziecię natury. Wszystko, co widzi, wyraża się w drgnieniach jego serca; może nie jest już dzieckiem, ale nie jest jeszcze mężczyzną: oto moment, jaki wybrałem, aby pozyskać dlań sympatię, nie zmuszając nikogo do rumieńca. Niewinne uczucia, jakie go nurtują, udzielają się wszystkim dokoła. Powiecie, że to, co budzi, to miłość? To złe słowo, panowie cenzorzy. Jesteście zbyt światli, aby nie wiedzieć, że miłość, bodaj najczystsza, dąży do czegoś: nie kocha się tedy Cherubina; czuje się, że kiedyś będzie się go kochało. Tę właśnie myśl w wesołej formie włożył autor w usta Zuzanny, kiedy mówi miłemu dzieciakowi: „Och, za parę lat, przepowiadam, wyrośnie z ciebie największe małe ladaco pod słońcem...”.
Aby uwydatnić jeszcze ten charakter dziecięctwa, zaznaczyliśmy umyślnie, że Figaro go tyka. Czy przypuszczacie, iż w dwa lata później sługa pałacowy ośmieliłby się na to? Patrzcież pod koniec sztuki na naszego pazika; ledwie wdział mundur oficera, już sięga do szpady za pierwszym żarcikiem hrabiego z powodu qui pro quo z policzkiem. Będzie chwat z naszego urwisa! Ale dziś to tylko dziecko, nic więcej.
Ale czy to osoba pazia, czy też własne sumienie zadaje magnatowi udrękę za każdym razem, kiedy autor każe się im spotkać? Zwróćcie uwagę na to spostrzeżenie: może was skierować na dobry ślad; lub raczej poznajcie z niego, iż dziecię to wprowadzono na scenę, aby podkreślić jeszcze morał, pokazując, że największego tyrana domowego, z chwilą gdy nosi się z występnymi zamiarami, może doprowadzić do rozpaczy istota najmniej ważna, ten, który najbardziej obawia się znaleźć na jego drodze.
Tak więc w tym dziele każda ważna rola ma jakiś cel moralny. Jedyna, która zdaje mu się chybiać, to rola Marceliny. Winna dawnego zbłąkania, którego Figaro jest owocem, powinna by, mówią, czuć się ukarana bodaj hańbą występku, w chwili gdy poznaje syna. Autor mógł wydobyć morał głębszy: wedle obyczajów, które chce poprawić, błąd uwiedzionej dziewczyny jest winą mężczyzn, nie jej. Czemuż tego nie zrobił?
Kiedy Molier dość upokorzył kokietkę czy ladacznicę z Mizantropa publicznym odczytaniem jej listów do wszystkich kochanków, zostawia ją splugawioną pod ciosami, jakie jej zadał. Ma słuszność, i cóż by z nią począł? Jest występna z własnego wyboru i chęci: doskonale pocieszona wdowa, modnisia dworska, niemająca nic na usprawiedliwienie swych błędów, plaga zacnego człowieka; autor wydaje ją naszej wzgardzie i taki jest jego morał. Co do mnie, przedstawiając szczere wyznanie Marceliny w chwili niespodziewanego poznania, ukazałem tę kobietę upokorzoną w obliczu Bartola, który ją odtrąca, i Figara, ich wspólnego syna, ściągającego uwagę publiczną na prawdziwych winowajców nierządu, w jaki wciąga się bez litości wszystkie dziewczyny z ludu, obdarzone ładną buzią.
A wy, obojętni poczciwcy, którzy bawicie się wszystkim, nie przechylając się na żadną stronę; wy, skromne i nieśmiałe kobietki, którym podoba się mój Szalony dzień (jeśli podejmuję jego obronę, to jedynie, aby usprawiedliwić wasz smak), skoro usłyszycie gdzie jednego z owych mądralów, jak krytykuje ogólnikowo sztukę, jak wszystko gani, nie wskazując niczego palcem, jak krzyczy, zwłaszcza na nieobyczajność, przyjrzyjcie się mu dobrze, wywiedzcie się o jego pozycję, stan, charakter, a zgadniecie natychmiast, jakie słówko uraziło go w mym dziele.
Każdy czuje chyba, że nie mówię o szumowinie literackiej, która sprzedaje swoje biuletyny lub artykuły od sztuki. Tacy jak wielebny Bazylio mogą spotwarzać; gdyby nawet tylko obmawiali, nikt by im nie uwierzył.
Jeszcze mniej mam na myśli owych bezecnych gryzipiórków, którzy nie znaleźli innego sposobu nasycenia swej wściekłości (wobec tego, iż skrytobójstwo jest zbyt niebezpieczne), jak tylko rzucać spod pułapu bezecne wiersze przeciw autorowi, gdy na scenie grają jego sztukę. Wiedzą, że ich znam; gdybym miał zamiar ich nazwać, uczyniłbym to głośno w Ministerstwie Publicznym; dość im kary, że musieli się tego obawiać; to starczy dla mej zemsty. Ale nikt sobie nie wyobrazi, jak wysoko oni zdołali skierować podejrzenia publiczności z przyczyny tak podłego epigramu! Podobni są w tym nędznym szarlatanom jarmarcznym, którzy, aby dodać powagi swym miksturom, obwieszają orderami i wstęgami obraz, który im służy za godło.
Nie; cytuję tutaj naszych wścibskich, którzy draśnięci, nie wiadomo dlaczego, krytykami rozsianymi w dziele, silą się mówić o nim źle, nie przestają się cisnąć na moje Wesele.
Jest to dość ucieszna rzecz widzieć ich w teatrze w bardzo zabawnym kłopocie, kiedy nie mogą okazać zadowolenia ani gniewu; wysuwają się na przód loży, gotowi drwić z autora, i cofają się natychmiast, aby ukryć cień uśmiechu; porwani werwą wiejącą ze sceny i natychmiast zachmurzeni pędzlem moralisty. Za najlżejszym rysem wesołości udają smutno zdziwionych, robią niezręczne podrygi, udając wstydliwość i spoglądają kobietom prosto w oczy z wyrzutem, iż cierpią takie zgorszenie; następnie, podczas gromkich oklasków, rzucają na publiczność wzgardliwe spojrzenia, którymi ją miażdżą; wciąż gotowi wołać do parteru, jak ów molierowski laluś, który, oburzony powodzeniem Szkoły żon, wołał z balkonu: „Śmiejcież się, chamy, śmiejcież się!”. Zaiste, przednia to zabawa i kosztowałem jej nie jeden raz.
To mi przypomina co innego. Podczas pierwszego spektaklu Szalonego dnia oburzano się w korytarzach na to, co nazywano dowcipnie moim zuchwalstwem. Jakiś impetyczny staruszek, zniecierpliwiony tymi krzykami, uderzył laską o podłogę i rzekł odchodząc: „Francuzi są jak dzieci: drą się, kiedy ich myją”. Miał olej w głowie ten staruszek! Można było zapewne lepiej się wyrazić, ale lepiej myśleć — wątpię.
Wobec tej intencji ganienia wszystkiego, można pojąć, że najtrafniejsze rysy tłumaczono opacznie. Czyż nie słyszałem sto razy, jak szmerek biegł po lożach po tej odpowiedzi Figara:
HRABIA
Reputacja opłakana!
FIGARO
A jeślim więcej wart od niej? Czy dużo wielkich panów mogłoby to samo powiedzieć o sobie?
Otóż ja twierdzę, że nie ma ich, nie może ich być, chyba rzadkim wyjątkiem. Człowiek mało znany może być więcej wart niż jego reputacja, która jest tylko cudzym mniemaniem. Ale jak głupiec na wysokim stanowisku wydajesię dwa razy głupszy, bo nie może nic utaić, tak samo wielki pan, obsypany godnościami, którego majątek i ród pomieściły na świeczniku i który wchodząc w świat ma za sobą wszystko, wart jest prawie zawsze mniej niż jego reputacja, o ile zdoła ją zepsuć. Czyż twierdzenie tak proste i tak dalekie od sarkazmu powinno było wywołać szmer? Jeśli aluzja wydaje się dotkliwa magnatom niedbałym o swą sławę, jak może zranić tych, którzy zasługują na szacunek? Jakaż maksyma padająca ze sceny snadniej może posłużyć za hamulec możnym tego świata i zastąpić naukę tym, którzy nie raczą przyjmować nauk od nikogo?
„Nie iżby trzeba było zapominać (powiedział pewien poważny pisarz; i tym chętniej go cytuję, ile że jestem jego zdania), nie iżby trzeba było zapominać — mówi — co się należy wysokiemu stanowisku; słuszna jest, przeciwnie, aby przywilej urodzenia najmniej ze wszystkich podawano w wątpliwość. To darmo otrzymane dobrodziejstwo, owoc czynów, cnót i zasługi przodków, nie może ranić miłości własnej tych, którym go los odmówił. Gdyby w monarchii usunąć pośrednie stopnie, za daleko byłoby od monarchy do poddanych: niebawem ujrzałoby się jedynie despotę i niewolników. Utrzymanie drabinki od prostego rolnika aż do potentata leży jednako w interesie wszystkich stanów i jest może najsilniejszą podporą monarchicznego ustroju”.
Ale któż to przemawiał w ten sposób? Kto składał to credo szlachectwa, od którego sądzą mnie tak dalekim? Piotr Augustyn Caron de Beaumarchais, broniąc na piśmie przedparlamentem w Aix w roku 1778 doniosłej i poważnej kwestii, która miała niebawem rozstrzygnąć o honorze pewnego szlachcica i jego własnym. Dzieło, którego bronię, nie zaczepia stanów, ale nadużycia każdego stanu: jedynie ludzie, którzy się ich dopuszczają, mają powód się oburzać. Oto przyczyna hałasów. Jakże to? Czyżby nadużycia stały się tak święte, że nie można żadnego zaczepić, aby nie spotkać dwudziestu obrońców?
Sławny adwokat, czcigodny sędzia czy posuną się aż tak daleko, aby się utożsamiać z obroną Bartola lub wyrokiem Don Guzmana-Gąski? Słowa Figara o niegodnym nadużywaniu obrony za naszych czasów (,,to znaczy poniżać najszlachetniejszą instytucję”) wskazały, jak wysoko stawiam szlachetne rzemiosło adwokata; a szacunku mego dla sądownictwa nikt nie zechce podejrzewać, skoro będzie wiadomo, skąd czerpałem swą naukę, i skoro przeczytacie następujący ustęp, również zaczerpnięty z pewnego moralisty, który mówiąc o sędziach wyraża się tak:
„Któryż zamożny człowiek chciałby za nader skromne honorarium wykonywać to straszliwe rzemiosło? Wstawać o czwartej rano, aby codziennie udawać się do trybunału i zajmować się tam wedle przepisanej formy sprawami niedotyczącymi go osobiście? Znosić bez ustanku nudę natrętów, przykrość nalegań, gadulstwo obrońców, monotonię posiedzeń, znużenie i napięcie uwagi konieczne do wydania wyroku? Któż zgodziłby się na to, gdyby nie uważał, że to pracowite i uciążliwe życie dostatecznie opłacone jest czcią i szacunkiem publicznym? A ten szacunek, czyż to jest co innego niż sąd ogółu, który jeśli tak wysoko stawia dobrych sędziów, w tym samym stosunku odnosi się z najwyższą surowością do złych”. Któryż to pisarz dawał mi takie nauki? Pomyślicie, że to znowuż Piotr Augustyn. Odgadliście: to on w roku 1773, w czwartym Memoriale, broniąc do upadłego swej smutnej egzystencji zaczepionej przez rzekomego sędziego. Szanuję tedy jawnie to, co każdy winien poważać, a potępiam, co może być szkodliwe.
— Ale w tym Szalonym dniu miast podkopywać nadużycia pozwala pan sobie na swobody bardzo naganne; twój monolog zwłaszcza zawiera na temat ludzi pokrzywdzonych losem uwagi przechodzące granice swawoli.
— Ech! czyż mniemacie, panowie, że ja miałem jakiś talizman, aby zwieść, omamić, spętać cenzurę i władzę, kiedy im przedkładałem swoje dzieło? Że nie musiałem usprawiedliwić tego, com ośmielił się napisać? Cóż mówi Figaro, gdy przemawia do człowieka wypadłego z łaski? „Że głupstwa drukowane mają znaczenie jedynie tam, gdzie się krępuje ich obieg”. Czyż to jest tak niebezpieczna prawda? Czemuż nie poniechać tych dziecinnych i nużących inkwizycji dających dopiero wagę temu, co nie miałoby jej nigdy? Gdyby, jak w Anglii, władze umiały traktować głupstwa ze wzgardą, która je zabija, wówczas miast wychodzić ze śmietniska, gdzie się wylęgły, gniłyby tam w zarodku i nie rozprzestrzeniałyby się. Mnoży takie pisemka słabość, która się ich lęka; przyczynia się do ich sprzedaży głupota, która je ściga.
I jak konkluduje Figaro? „Iż bez swobody i krytyki nie istnieje pochlebna pochwała i że jedynie mali ludzie obawiają się małych pisemek”. Czy to są karygodne zuchwalstwa, czy też zachęta do cnoty? Zamach na moralność czy też maksymy głęboko przemyślane, równie sprawiedliwe jak ożywcze?
Przypuśćcie, że są one owocem wspomnień. Jeśli zadowolony z obecności autor przez swą krytykę przeszłości czuwa nad przyszłością, kto ma prawo się uskarżać? I jeżeli — nie wskazując czasu, miejsca ani osób — otwiera przy pomocy sceny drogę dla pożądanych reform, czyż nie osiąga swego celu?
Wróćmy do Szalonego dnia.
Pewien pan, który ma dowcip, ale go nadto oszczędza, powiadał mi jednego wieczora:
— Niech mi pan wytłumaczy, jeśli łaska, czemu w pańskiej sztuce jest tyle zdań niedbałych i nie pańskiego stylu?
— Mego stylu, łaskawy panie? Gdybym, na nieszczęście, miał jaki, starałbym się zapomnieć o nim, pisząc komedię. Nie znam nic gorszego w teatrze niż owe mdłe malowidła, gdzie wszystko jest niebieskie, wszystko różowe, gdzie wszystko jest autorem bez względu na jego wartość.
Skoro przedmiot mnie opanuje, tworzę w wyobraźni wszystkie figury i stawiam je w danej sytuacji. „Myśl o sobie, Figaro, hrabia przeniknął twoją grę. — Umykaj, Cherubinie, natknąłeś się na jego dostojność. — Och, pani hrabino, cóż za nierozwaga... znając gwałtowność męża!..”. Co powiedzą, nie wiem; zajmuje mnie to, co zrobią. Skoro się raz rozgrzeją, piszę pod ich dyktandem, pewny, że mnie nie oszukują; że poznam Bazylia, który nie posiada ciętości Figara ani grandezzy hrabiego, ani słodyczy hrabiny, ani wesołości Zuzanny, ani pustoty pazia, a zwłaszcza żadne z nich nie ma wzniosłości don Guzmana-Gąski. Każdy przemawia swoim językiem: niechże bóg Naturalności broni ich, by mieli mówić innym! Zwracajmy tedy uwagę jedynie na ich myśli, a nie na to, czym powinien był użyczyć im swego stylu.
...nie jestem wrogiem moich wrogów. Mówiąc wiele złego o mnie, nie zaszkodzili mej sztuce; o ile tylko czuli tyle radości w szarpaniu jej, ile ja miałem przyjemności w jej pisaniu, nikt by nie poniósł szkody. Nieszczęście w tym, że oni się nie śmieją; nie śmieją się na mej sztuce, ponieważ nikt się nie śmieje na ich produkcjach. Znam amatorów, którzy mocno schudli od powodzenia Wesela: darujmy ich gniewom!
Widzimy przeto morał w całości i w szczegółach płynący falą niezmąconej wesołości; żywy dialog, którego swoboda zasłania włożoną weń pracę. Jeśli autor dołączył do tego intrygę łatwą i kryjącą artyzm pod samym artyzmem; intrygę, która splata się i rozplata bez ustanku poprzez mnóstwo komicznych sytuacji, urozmaiconych obrazów, podtrzymujących bez znużenia uwagę publiczności przez trzy i pół godziny (czas widowiska: odwaga, o którą nikt dotąd się nie pokusił): cóż zostaje biednym złośnikom, których wszystko to gniewa? Napadać, ścigać autora potokiem obelg słownych, pisemnych, drukowanych; co też czyniono bez wytchnienia. Wyczerpali wszystko — aż do oszczerstwa, aby mnie zgubić wobec wszystkich czynników decydujących we Francji o spokoju obywatela. Szczęściem, sztuka moja jest dostępna oczom narodu, który od długich dziesięciu miesięcy widzi ją, sądzi i ocenia. Dać ją grać póty, póki będzie bawiła, to jedyna zemsta, na jaką sobie pozwoliłem. Nie piszę tego dla obecnych czytelników: opis zła nazbyt znanego nie wzrusza; ale za osiemdziesiąt lat wyda ona swoje owoce. Autorowie owych czasów porównają swój los z naszym; nasze dzieci dowiedzą się, za jaką cenę wolno było bawić ich ojców.
...Ale skoro przyrzekłem krytykę własnej sztuki, trzeba mi wypełnić zadanie.
Na ogół wielkim jej brakiem jest to, „że pisałem ją bez zdolności obserwacji, że nie ma w niej nic z realnych stosunków i że nie przypomina w niczym obrazu społeczeństwa; obyczaje jej, podłe i skażone, nie mają nawet tej zalety, aby były prawdziwe”. Oto cośmy czytali niedawno w pięknej drukowanej rozprawie, ułożonej przez zacnego człowieka, któremu, aby zostać miernym pisarzem, brak jedynie nieco talentu. Ale pomijając jego mierność, ja, który nie posługiwałem się nigdy krzywym i krętym sposobem, za pomocą którego zbir udając, że nie patrzy w tę stronę, wsuwa sztylet pod żebro, godzę się z tym panem. Przyznaję, iż po prawdzie poprzednie pokolenie wielce było podobne do mej sztuki; przyszłe również będzie podobne; ale co się tyczy obecnego, zgoła nie ma podobieństwa! Nie spotkałem nigdy ani męża uwodziciela, ani magnata rozpustnika, ani chciwego dworaka, ani niesprawiedliwych i tępych sędziów, ani adwokata szermującego obelgami, ani miernot pchających się w górę, ani nikczemnie zawistnego tłumacza. I jeśli czyste dusze, które nie poznają bynajmniej siebie w tym zwierciadle, złoszczą się na sztukę i szarpią ją bez wytchnienia, czynią to jedynie przez szacunek dla swoich dziadów i przez tkliwość dla wnuków. Mam nadzieję, że po tym oświadczeniu zostawią mnie w spokoju; i — SKOŃCZYŁEM.
PrzełożyłTadeusz Żeleński (Boy)
Wypowiedzi na temat Wesela Figara
Wesele Figara to najbardziej dowcipna sztuka, jaką kiedykolwiek napisano. Olśniewa na kształt fajerwerku. Autor naruszył w niej wszystkie reguły dramatu, co nie przeszkadza nam przez cztery pełne godziny słuchać jej z niesłabnącym zainteresowaniem. (...) Komedia ta nie zejdzie z repertuaru, będzie często wznawiana i będzie zawsze bawić. Mam wrażenie, że wielcy panowie wykazali brak taktu i umiaru, chodząc do teatru, aby ją oklaskiwać: w ten sposób wymierzyli sobie sami policzek, śmiali się z samych siebie i co gorsza — pobudzali do śmiechu innych. Pożałują tego kiedyś.
Pamiętniki baronowej d'Oberkich (1784)
Wesele Figara od samego początku odniosło olbrzymi sukces. Powodzenie to, bynajmniej nieprzelotne, zawdzięcza sztuka przede wszystkim samej koncepcji, równie szalonej, jak nowej i oryginalnej. Intryga, łatwa do uchwycenia, obfituje jednak w niezliczone sytuacje w równym stopniu dowcipne jak niespodziewane.
Korespondencja literacka Grimma (1784)
Figaro jest najlepszym wcieleniem literackim Francuza — dlatego też urodził się w Paryżu. Ma zasadnicze cechy charakteru i umysłowości paryżanina: krzykliwą wesołość fanfarona na co dzień, ale konieczną powagę w momentach decydujących; kpiarz z niego nie lada, ale kpiarz o czułym sercu; bardzo przywiązany do swoich praw, czasami — do swego pana; kochający pieniądze, ale jeszcze bardziej możność wygarnięcia każdemu, co o nim myśli; najczęściej przekorny, rzadko — oszukiwany, nigdy — głupi; umysł wykwintny z drobną domieszką rubaszności; umiejący trafiać celnie niewinnymi żarcikami, z których Paryż zbuduje kiedyś barykady — to właśnie Figaro, najcudowniejszy i najniesforniejszy z paryskich urwisów.
A poza tym najlepszy chłopak na świecie.
E. Linhilac, Beaumarchais i jego dzieło (1887)
Zarówno Cyrulik sewilski, jak Wesele Figara odniosły wspaniałe zwycięstwo na deskach teatru — to prawdziwe arcydzieła. I jeżeli w czasach Beaumarchais'go ludzie wykształceni nie mogli się zdecydować na wydanie sądu o nich, lud ocenił je w lot. W tych intryżkach podlanych sosem hiszpańskim rozpoznał od pierwszego wejrzenia Francję, autora i orzekł, że to „swój człowiek”. Nie powiedział: „To wielki człowiek”, ale zdawał sobie sprawę, że ten rzekomy cyrulik potrafi niejednemu osmalić wąsy.
J. J. Brousson, artykuł w „Nowościach literackich” (9. V 1931)
Wesele Figara w Polsce
Jeszcze zanim Beaumarchais napisał dwie swoje najlepsze sztuki teatralne Wesele Figara i Cyrulika sewilskiego, słynny pisarz francuski Bernardin de Saint-Pierre po przeczytaniu znakomitych Memoriałów napisał, że stawia je na równi z Molierem, a Wolter pisze w jednym z listów: „Radzę panuBeaumarchais, aby swe pamflety wystawił na scenie”. Nerw sceniczny i poczucie dramatyczne autora Wesela Figara były bardzo wyczulone i nawet jego pamflety miały w sobie tak wiele napięcia dramatycznego, że można by je zakwalifikować do wystawienia na scenie.
Nic więc dziwnego, że utwory Beaumarchais'go były znane w całej Europie, a muzykę do jego najwybitniejszych dzieł: Wesela Figara i Cyrulika sewilskiego, skomponowali najwybitniejsi kompozytorzy owego czasu Wolfgang Amadeus Mozart i Gioacchino Rossini.
Komedia Wesele Figara jest nie tylko najlepszym utworem dramatopisarstwa francuskiego XVIII wieku, ale można ją uważać za najwybitniejsze dzieło europejskiej literatury dramatycznej wieku Oświecenia.
Nic więc dziwnego, że Wesele Figara jeszcze nawet przed ukazaniem się w druku we Francji (1784 r.) krążyło w rękopisie wśród arystokratycznych miłośników teatru w Warszawie, rozmiłowanych w literaturze francuskiej. Sam król Stanisław August, protektor sceny polskiej, interesuje się głośno tą sztuką, o której wiele mówiono w stolicy Polski, a którą król Ludwik XVI nazwał „rzeczą obrzydliwą, nie do grania, która w żadnym wypadku nie powinna być wystawiona”. Mimo interwencji królowej Marii Antoniny i wpływowych ludzi z otoczenia króla wystawienie sztuki zostało zakazane we Francji.
W liście z 4 listopada 1783 r. Karolina de Nassau, z domu Gozdzka, pisze z Paryża do króla Stanisława Augusta: „Mamy tu kilka nowych sztuk, z których parę zasługuje, aby je Wasza Królewska Mość przeczytał, między innymi komedia Wesele Figara... skoro tylko będzie drukowana albo będzie można dostać manuskrypt, pozwolę sobie przesłać ją Waszej Królewskiej Mości wraz z tekstami muzycznymi”.
Karolina Gozdzka, wojewodzianka podlaska, po rozwodzie z marszałkiem litewskim księciem Januszem Sanguszką, poznała w Paryżu księcia Karola de Nassau-Siegen, wydziedziczonego syna panującego księcia jednego z mniejszych państewek niemieckich. Książę Karol de Nassau, typowy awanturnik XVIII wieku, waleczny żołnierz i lew salonowy, owiany sławą egzotycznych podróży, fantastycznych polowań i walecznych bojów w służbie francuskiej, chciał podreperować swą nadwątloną fortunę przez małżeństwo z bogatą i ekscentryczną magnatką polską.
Piękna i bogata Karolina Gozdzka prowadziła w Paryżu dom na wielką skalę i zdołała już poważnie nadszarpnąć swój wielki majątek. Ale była to partia jeszcze nie do pogardzenia, jeżeli się weźmie pod uwagę, że prócz klejnotów, kosztowności i wyprawy miała 75 000 dukatów posagu.
Toteż waleczny książę de Nassau poprosił o rękę pięknej wojewodzianki. Ślub odbył się w Warszawie 14 września 1780 roku w zamkowej kaplicy. Pannę młodą prowadził do ołtarza sam król Stanisław August, a biskup Naruszewicz z okazji tego ślubu napisał odę poświęconą nowożeńcom.
Księstwo de Nassau na Aleksandrii, dzielnicy położonej obok ulicy Oboźnej i Sewerynowa, rozpoczęli budowę pałacu, na razie zaś wyjechali z powrotem do stolicy Francji. Książę de Nassau otrzymał polskie szlachectwo; znany był w Polsce jako książę Denassów, a pałac jego warszawianie przezwali Dynasami. Adam Mickiewicz wspomina o nim w Panu Tadeuszu.
Księstwo de Nassau dobrze znali Beaumarchais'go, który przez pewien czas zarządzał finansami awanturniczego księcia. Między księciem de Nassau, jego małżonką a znakomitym komediopisarzem francuskim zadzierzgnął się bliższy stosunek i księstwo żywo interesowali się losami Wesela Figara; książę de Nassau brał udział w próbach tej sztuki w Komedii Francuskiej na jesieni 1781 roku.
Gdy zakaz króla uniemożliwił wystawienie Wesela Figara w teatrze paryskim, hrabia Vaudreuil postanowił ją wystawić w swoim zamku Gennevilliers. Aktorami mieli być arystokraci, którzy grali w amatorskim teatrze hrabiego. Książę de Nassau po powrocie z Hiszpanii, gdzie walczył z Anglikami na Gibraltarze, udaje się na to przedstawienie, które odbyło się 26 września 1783 roku w obecności kwiatu arystokracji francuskiej i towarzystwa paryskiego z hrabią d'Artois i panią de Polignac. Królowa miała również być obecna na przedstawieniu, ale choroba nie pozwoliła jej opuścić Paryża.
Po powrocie do Polski w połowie 1784 roku książę de Nassau i jego małżonka postanowili wystawić sztukę Beaumarchais'go Wesele Figara w swoim pałacu na Dynasach.
Przez długi czas odbywają się próby i wreszcie w liście z dnia 15 grudnia 1785 roku książę de Nassau donosi autorowi Wesela Figara do Paryża o wystawieniu przez niego tej sztuki w Warszawie. „Utrzymują tu — pisze książę de Nassau do Beaumarchais'go — że jako świadek dziesięciu przeszło prób, przy których asystowałem zawsze u boku autora, powinienem go tu zastąpić, biorąc za wzór jego postępowanie z aktorami Komedii Francuskiej. Widzi Pan, drogi Beaumarchais, że rola moja nie należy do najłatwiejszych, toteż nie pretenduję do odegrania jej równie dobrze, jak hrabina Tyszkiewiczowa, którą poznałeś u mnie w Paryżu, odegra rolę hrabiny Almawiwa. Żonie mojej powierzono partię Zuzi, a Zofia, która bardzo urosła, wywiązuje się znakomicie z roli pazika. Figaro — to pan de Maisonneuve, którego grę cechuje mniejszy chłód, a nie mniejsza inteligencja niż grę Denincourta. Hrabią Almawiwa jest pan W[oyna], który nosi się godnie, posiada wszystkie warunki zapewniające trafne odtworzenie tej postaci. Król bywa na próbach i interesuje się poziomem gry; powiedział wczoraj przy kolacji: «Dałbym wiele, żeby przyjechał tu dziś pan Beaumarchais». Rozumie się, że przyklasnęliśmy mu oboje z żoną”.
Książę de Nassau w swym liście do Beaumarchais'go z dnia 15 grudnia 1785 r. podał dokładny spis osób biorących udział w pierwszym przedstawieniu warszawskim Wesela Figara. Prócz małżeństwa de Nassau w przedstawieniu występował szambelan Franciszek Woyna, który wspólnie ze stolnikiem koronnym Fryderykiem Moszyńskim z polecenia króla sprawował opiekę nad teatrem w Warszawie, brał udział w amatorskich przedstawieniach i tłumaczył sztuki dramatyczne. Szambelan Franciszek Woyna był właśnie tą osobą, która do teatru wprowadziła Wojciecha Bogusławskiego.
Rolę hrabiny Almawiwa odegrała hetmanowa Konstancja Tyszkiewiczowa, córka księcia Andrzeja Poniatowskiego, siostra księcia Józefa Poniatowskiego, marszałka Polski i Francji.
Joseph de Maisonneuve, który w sztuce grał rolę Figara — to słynny w warszawskich kołach towarzyskich kapitan francuski, inicjator i organizator wielu przedstawień amatorskich, wytworniś, który warszawskiej młodzieży arystokratycznej dawał wzór paryskiego modnisia.
Kim była Zosia, której powierzono rolę pazika w warszawskim przedstawieniu Wesela Figara — nie wiadomo.
Jak wynika z listu księcia de Nassau do Beaumarchais'go, przedstawienie Wesela Figara na Dynasach odbyło się w końcu grudnia 1785 r. Sztukę grano w języku francuskim.
W dotychczasowej literaturze o warszawskim wystawieniu Wesela Figara historycy teatru polskiego powtarzają za prof. Wiktorem Hahnem, że przedstawienie w pałacu Gozdzkich na Dynasach odbyło się w 1783 r. Data ta polega na nieporozumieniu. Zarówno z listu księcia de Nassau, któryśmy tu cytowali, jak i z innych dokumentów wynika niezbicie, że przedstawienie to miało miejsce w dwa lata później, w końcu 1785 r. Zresztą w 1783 r. książę de Nassau przebywał w Hiszpanii, Paryżu i Wiedniu, a żona jego w Paryżu. Nie mogli więc w tym roku grać w Warszawie.
Ale sztuką Beaumarchais'go interesowali się nie tylko arystokraci zgrupowani wokół teatru amatorskiego Gozdzkich na Dynasach, zainteresowali się tą komedią dwaj najwybitniejsi ludzie teatru polskiego XVIII wieku — słynny komediopisarz Franciszek Zabłocki, który przetłumaczył Wesele Figara, i twórca warszawskiej sceny narodowej — Wojciech Bogusławski, który tę sztukę wystawił na scenie polskiej.
Tłumaczenie Franciszka Zabłockiego nie zostało wydrukowane, a rękopis tego tłumaczenia nie dochował się do naszych dni. Jest to wielka strata dla literatury polskiej i dla polskiego teatru.
Premiera sztuki Beaumarchais'go w tłumaczeniu Franciszka Zabłockiego pt. Dzień swywoli albo Wesele Figara odbyła się w Warszawie w niedzielę 17 grudnia 1786 r., a więc w rok po przedstawieniu francuskim w teatrze na Dynasach. Afisz ogłaszający pierwsze polskie przedstawienie Wesela Figara w Warszawie zawiadamia, że ma się odbyć pierwsza reprezentacja „komedii nowej, z francuskiego przetłumaczonej, w 5 aktach, przeplatanej piosneczkami i tańcami, prozą pt. Dzień swywoli albo Wesele Figara”, i wyjaśnia, że „komedia ta pana de Beaumarchais, autora znajomego z tylu dzieł pierwszych i dowcipnych (...) zdawało się, że tylko dla samej Francji była napisana (...).Mimo to wszystko sztuka, już dotąd na wszystkie niemal języki tłumaczona i wszędzie grana, dała pochop i tutejszemu teatrowi do dania owej w narodowym języku dla prześwietnego publicum”.
Jak już zaznaczyliśmy, tłumaczenie Wesela Figara przez Franciszka Zabłockiego nie ukazało się w wydaniu książkowym, natomiast w 1786 r. ukazało się w Warszawie tłumaczenie sztuki Beaumarchais'go dokonane przez Mikołaja Wolskiego pt. Dzień pusty albo Wesele Figara.
Tłumacz pisze, że świadomy jest trudności, jakie wyłaniają się przy przekładzie na język polski takiego arcydzieła, jakim jest Wesele Figara, i dodaje, że trzymał się w tłumaczeniu „przyzwoitości przepisów sztuki, natury mowy ojczystej ściślej niż słów autora”. W rzeczywistości tłumaczenie Mikołaja Wolskiego, jak na swoje czasy, było bardzo poprawne: nie jest to tłumaczenie dosłowne, ale dość zręcznie oddane są myśli autora. W trudniejszych miejscach tłumacz ułatwia sobie jednak pracę przez opuszczanie takich ustępów. To właśnie zarzuca mu chyba Zabłocki w afiszu, w którym czytamy: „Oczekiwana była tylko edycja dzieła taka, jaka jest zgodna z manuskryptem samego autora; wiele bowiem poprzednich edycji, sfałszowanych, nie okazywały go jak tylko niedoskonałym i przez połowę niemal co inszego prócz myśli i wyrazów autora mającym”.
Ukazanie się Wesela Figara w tłumaczeniu Mikołaja Wolskiego przeszkodziło chyba Franciszkowi Zabłockiemu w znalezieniu wydawcy na swoje na pewno lepsze tłumaczenie tej komedii. Tłumaczenie Franciszka Zabłockiego, jak to widać z cytowanego afisza, zapowiadającego pierwsze przedstawienie w Warszawie, było tłumaczeniem pełnym, bez opuszczeń i doskonale oddającym myśl autora.
Wesele Figara w tłumaczeniu szambelana Wolskiego wystawił Wojciech Bogusławski w Wilnie dnia 8 maja 1786 r.
Takie były dzieje Wesela Figara na scenie polskiej. Sztuka ta weszła na scenę polską już w następnym roku po ukazaniu się jej w druku w Paryżu w 1784 r. i od tego czasu w ciągu ponad 170 lat nie schodzi z desek teatrów w Polsce.