Dumanie poety
Noc ponura osiadła skał olbrzymie grzbiety,
Na ziemi i na niebie smutno i ponuro;
Tak ponuro i smutno, jak w duszy poety,
Co siedząc przy stoliku temperował pióro.
On szukał nowych myśli w swéj duszy odmęcie,
Myśli, by je uwiecznić nieśmiertelném pieniem:
Ale myśli przeczuwszy kąpiel w atramencie,
W ciasnéj głowie poety osiadły kamieniem.
On po sklepieniu nieba wieszcze oko toczył,
I pół wieszczego pióra w wieszcze usta włożył,
I w wieszczym kałamarzu wieszczy nos umoczył,
I dumał, dumał, dumał, aż spać się położył.
Do ***
Z pałaców sterczących dumnie
Znijdź, piękna, do mojej chatki,
Tylko zabierz swe manatki,
Bo hołotę znajdziesz u mnie.
Święte pustki wszędzie, wszędzie,
Ale nie marz nic o chlebie,
Bo kochanek wierny ciebie
Czułościami karmić będzie.
Z rana ci wianek uplotę,
Na obiad dam szmer strumyka,
Na wieczerzę śpiéw słowika,
A na noc marzenia złote.
A gdy cię dumanie czyste
W niebieskie sfery uniesie,
Przez otwory w mojéj strzesieObaczysz niebo gwiaździste!
1843
Oda z Horacyusza
Quem tu Melpomene semelNascentem placido lumine videris.
Komu raz, Muzo, usiędziesz na karku,
Tego już rozum nie złapie,
Ten już nie pójdzie hasać po jarmarku,
Jak Cygan na chudéj szkapie.
Już go głos trąby śmiertelnie zatrwoży,
Sława go z pieca nie zwabi,
Już on w teatrze nie zasiędzie w loży
Na kształt fircyka lub hrabi.
Za to ulubi gdzieś pod drzewem suchém,
Lub przy kałuży swéj wioski,
Ległszy do góry wychudzonym brzuchem,
Układać rymy i zgłoski.
Muzo! co umiész i na dudce z łyka
Dziwną i słodką pieśń stwarzać,
Ty, która lubisz nawet i indyka
Łabędzim głosem obdarzać.
Tobie winienem mój obiad piątkowy,
Mą sławę, moje uczucie,
Oklaski, pustki kieszeni i głowy,
I łaty w moim surducie...
Co się przyśni
Jeszcze chwilka, o dziewico!
Na dobranoc oczkiem błyśnij,
Niech cię słodkie sny pochwycą,
Co się przyśni, to przyciśnij!
Może piesek ulubiony,
Kosz cukierków albo wiśni,
Może jaśnie oświecony,
Co się przyśni, to przyciśnij!
Może jeńcy staréj daty,
Podagryczni, lecz korzystni,
Może kwiaty lub dukaty,
Co się przyśni, to przyciśnij!
Może zbrojny but w ostrogi,
Może nawet ci się wyśni
Ten co drogi, lecz ubogi,
Co się przyśni, to przyciśnij!
Bal czy chatka, którą marzą
Wierszokleci nierozmyślni,
Lub źwierciadło z własną twarzą,
Co się przyśni, to przyciśnij! —
Gdy otworzysz piękne oczy,
Snów z pamięci nie rozpryśnij,
Bo w nich będzie sen proroczy.
Co się przyśni, to przyciśnij!
1845
Niewinnej duszyczce
Co z losem wieść boje?
Przespałeś, to twoje,
Niech cię sen skrzydełkami przytuli!
Źle wyszli na wojnie. —
Śpij bratku spokojnie —
Luli niewiniątko, luli!
Świat nie wié, gdzie śpieszy!
Kto śpi — ten nie grzeszy —
Jak dziécię, co w chrzestnéj koszuli.
Spać z dłonią na oczy,
To słońce nie zmroczy,
Luli niewiniątko, luli! —
Bo cóż ci do tego,
Że tam gdzieś łzy biegą?Że nędzarz w łachmanach się tuli?
Od cudzéj złéj doli
Serduszko nie boli,
Luli niewiniątko, luli! —
O piérwszéj godzinie
Obiadek nie minie,
Przed obiadkiem stukniemy wóduli. —
I znowu na łoże
Twą główkę położę,
Luli niewiniątko, luli!
Ty marzysz pieszczotko,
Patrzajcie jak słodko
Widać śni, że kochanka go tuli. —
Sza... cicho... broń Boże,
Obudzić się może!
Luli niewiniątko, luli!
Na nowo cóś marzy,
Jak znaczno na twarzy!
Pewno śni, że wychylił wóduli. —
Bo usta i czoło
Igrają wesoło, —
Luli niewiniątko luli!
O! w usta cóś bierze,
Śni widać wieczerzę,
Patrzajcie, o ludzie nieczuli!
A ja mu na jawie
Wieczerzę przyprawię.
Luli niewiniątko, luli!
O wzorze dla wieku!
O święty człowieku!
To głupcy, co się ze snu wyzuli,
I dzielą się z nami
Radością i łzami,
Prawa mądrość — to luli i luli!
I nie dziw, że płaczą,
Że jęczą z rozpaczą,
Patrząc na świat, swe szczęście zatruli;
Bo dziwną szli drogą,
I usnąć nie mogą, —
Prawe szczęście — to luli i luli!
1846
Expiacia pozapustna
Ach ojcze Sarbiewski! zgrzeszyłem, zgrzeszyłem,
Już tydzień jak z tobąm nie gwarzył ni słowa —
Szanowne twe karty pokryły się pyłem,
Cóż było przyczyną? — ach marność światowa!
Szczęśliwy, szczęśliwy, kto jej nie doznawał!
Kto czas swój urządził pod wagę i miarę:
Mnie, przebóg, grzesznika spokusił karnawał,
Tęsknota do ludzi, i chętka: saltare, —
Ach! paenitet mihi! lecz czemuż mi w serce
Uderza aż dotąd wspomnienie zabójcze?
O gdybyś się mojej przypatrzył tancerce,
Ty sam byś powiedział... o przebacz mi ojcze!
I pozwól, że spytam: czyż w stronach Pułtuska,
Nim jeszcze przywdziałeś sukienkę Lojoli,
Nie tknęła twej duszy nadobna pokuska?
Czy nigdy nie czułeś, jak serce swawoli?
Być może... bo teraz zepsucie się krzewi,
A wtedy gdy żyłeś, świat wcale był inny...Absolve, absolve o pater Sarbievi!Lub zresztą — rzuć kamień jeżeliś niewinny.
Już cisza urocza, nadzieja i wiara
Orzeźwia mą duszę — pomału, pomału...
I popiół pokutny z mojego cygara
Posypię na głowę za szał karnawału;
I w mojéj kochanéj, ustronnéj izdebce,
Sarbiewski! na łono przytulę się twoje,
I twoją szlachetną piosenkę wyszepcę,
I ducha w twych myślach wysokich napoję;
Przebaczysz mi wtedy, żem jakie pół chwili
Przebawił w światowéj marności i dymie;
Żem trzpiocąc się w gronie wesołych motyli,
Zapomniał o tobie, o Grekach, o Rzymie.
12 lutego 1849
Słodycz marzeń
Nim zaświta los szczęśliwszy,
Jeden balsam na ranę —
Mądre myśli porzuciwszy
Puszczać bańki mydlane;
Z niémi zgodnie, niezawodnie
Słodka myśl się rozhula,
Wlazł na gruszkę, rwał pietruszkę,
O jak słodka cébula!
Los zawistny pędzi, gniecie,
Nieszczęśliwy ród ziemian;
Gromy, burze i zamiecie,
Uderzają na przemian;
Lecz cóś klei myśl nadziei,
I pod skrzydła przytula,
Wlazł na gruszkę, rwał pietruszkę,
O jak słodka cébula!
O witajcie myśli puste,
Lube zamki w obłoku!
Człek by skwaśniał na kapustę,
Bez waszego uroku;
Przez was mile nasze chwile
Lecą szybko jak kula;
Wlazł na gruszkę, rwał pietruszkę,
O jak słodka cébula!
Gdy mi serce cierń oplata,
Chmury ciężą u głowy, —
Niedowolen z tego świata,
Tworzę sobie świat nowy.
Świat mój zgodny i niegłodny,
Jakby pszczółki wśród ula,
Wlazł na gruszkę, rwał pietruszkę,
O jak słodka cébula!
Wszędzie kwiaty, wszędzie kłosy,
Owoc pokrył aż liście,
Słychać pląsy i odgłosy,
Lud się kocha ogniście;
Z dobréj woli na swéj roli
I pracuje, i hula, —
Wlazł na gruszkę, rwał pietruszkę,
O jak słodka cébula!
O! ten nie zna szczęścia dosyć,
Kto nie umié radośnie
Na topieli gmachów wznosić,
Zrywać gruszek na sośnie!
To rozkosze, wierzcie proszę,
Jak to bawi, rozczula,
Wlazł na gruszkę, rwał pietruszkę,
O jak słodka cébula!
1844.
Parowóz
Ej zimne ludziska, Germany, Brytany,
Sklecili parowóz z żelaza kowany,
Popchnęli go siłą ukropu i węgli,
I myślą, że wielkiéj mądrości dosięgli.
I jeszcze się jakieś Niemczysko mozoli,
I jeszcze złorzeczy, że jedzie powoli.
Nas tutaj na Litwie odległość nie nuży,
Odkryliśmy sposób pośpiesznej podróży
Bez pary, jesienią, przez drogi popsute,
Przelecieć trzy mile za jedną minutę,
Nie ważneż odkrycie?
O zimni wy ludzie!
Odkryję wam sposób, opowiem o cudzie:
Gdy chcecie mieć podróż i prędką, i słodką,
Usiądźcie ze młodą i kraśną szczebiotką,
Niech zginą z pamięci kłopoty i cele,
A wpuśćcie do serca niewinne wesele,
I dumkę niewinną — nieznacznie... nieznacznie...
Oblicze skraśnieje i tętno bić zacznie,
A oddech swobodny tak pierśmi poruszy,
Jak gdyby wam anioł zestąpił do duszy;
Wzrok strzeli iskrami... od słowa do słowa,
Popłynie serdeczna i żwawa rozmowa:
Więc gwarzcie, szczebioczcie, niewinni jak dzieci,
A mila i chwila piorunem uleci.
październik 1850
Do***. Odpowiedź na prośbę o napisanie Gawęd
O! przebacz, że mi dzisiaj konceptu nie starczy,
Tworzyć nowe gawędy i nowe obrazy;
Mój umysł tak nieżyzny jak grunt gospodarczy,
Nie rodzi bujnych plonów wciąż po kilka razy.
Ja myśli jako grunta na trzy zmiany dzielę,
Naprzód żyto się rodzi korzystnie, bogato,
Potém drobna jarzyna, bławatki i ziele,
Na koniec myśl na ugór puszczam całe lato.
Ja słyszałem o waszych cudach płodozmianu,
Ale nie chcąc wysilać mą skibę poparną,
Wolę staroświeckiego pilnować się planu.
Bo jeśli agronomiąc mądrze i z wysoka,
I gruntu nie ulepszę, i zmarnuję ziarno,
Zginie z głodu i pracy pegaz-bronowłoka.
1849
Obława
Hej na lewo! na prawo!
Do ostępu obławo!
Bo nie żartem tu łowy,
W lesie kudłacz borowy
Zasnął smaczno i szczérze,
Jeno mruczy pacierze;
Pacierz nic tu nie nada,
Niech się na śmierć spowiada,
Strzelcy trąbią, psy wyją,
Zginiesz dzika bestyjo!
Rzuć pacierze i modły,
Wysuń łeb twój spod jodły,
Nie doleżysz w noclegu,
Mamy trop twój na śniegu,
Mamy strzelbę, co pali,
Mamy oszczep ze stali,
Kordelasy i noże
I brytany na sforze, —
Wnet cię rany okryją,
Zginiesz dzika bestyjo!
W naszym strzeleckim chorze,
Witam ciebie doktorze!
Choć się rzucą niedźwiedzie,
Choć nas strzelba zawiedzie,
Choć się oszczep pokruszy,
Niedźwiedź legnie bez duszy,
Bo z nami medycyna,
Trup u niéj nie nowina,
Receptem cię zabiją,
Zginiesz dzika bestyjo!
Ja sam co rymy wielbię,
Choć nic nie ufam strzelbie,
Mam broń dzielną na łowy,
Mam rękopism gotowy,
Choć się zabić (o cuda!)
Doktorowi nie uda,
Przyjdę z lirą w posłudze,
Zwierza na śmierć zanudzę,
Uśniesz nim cię zabiją,
Zginiesz dzika bestyjo!
Homerowa dziatwa
Boże mój, Boże! jak to poecie
Trudno i nudno żyć na tym świecie;
Każdego kocha, ufa bez granic,
I w sercach rymu dla serca szuka,
A dobrzy ludzie mają go za nic,
Bo zwieść poetę niewielka sztuka,
Przecież go każdy zwodzić ochoczy,
My tacy prości, a oni biegli,
Więc na złość światu zamknijmy oczy,
Udajmy, żeśmy nic nie postrzegli;
Niech zwodzi przyjaźń, zwodzi niewiasta,
Niech szarpie krytyk, lichwiarz odziera;
Ślepym był Homer nasz protoplasta,
Więc bądźmy ślepi na cześć Homera. —