drukowana A5
21.77
Sonata Belzebuba

Bezpłatny fragment - Sonata Belzebuba

Objętość:
78 str.
Blok tekstowy:
papier offsetowy 90 g/m2
Format:
145 × 205 mm
Okładka:
miękka
Rodzaj oprawy:
blok klejony
ISBN:
978-83-288-1017-4

Motto: „Musik ist höhere Offenbarung alsjede Religion und Philosophie” (?)

Beethoven

Poświęcone Marcelemu Staroniewiczowi

OSOBY:

BABCIA JULIA — Lat 67. W brunatnej sukni i okularach.

KRYSTYNA CERES (Czeresz) — Jej wnuczka. Lat 18. Ciemna brunetka,bardzo ładna.

ISTVAN SZENTMICHALYI (Sentmichalyi) — Kompozytor. Lat 21. Jasny szatyn.

HIERONIM BARON SAKALYI (Szakalyi) — Bubek elegancki. Lat 22.Brunet bardzo ognisty.

BARONOWA SAKALYI — Jego matka. Mała chuda matrona. Lat 58.

TEOBALD RIO BAMBA — Brodaty człowiek, czarny. Lat 57.

JOACHIM BALTAZAR DE CAMPOS DE BALEASTADAR — Lat około50. Ogromny, barczysty. Brunet. Długa broda czarna. Trochę siwiejącychwłosów na skroniach. Łysy. Plantator.

HILDA FAJTCACY (Fajtczaczy) — Lat 29 i 1/2. Ruda. Demoniczna.Śpiewaczka opery w Budapeszcie.

CIOTKA ISTVANA — Mała staruszka, dość pospolitawa.

DON JOSE INTRIGUEZ DE ESTRADA — Lat 45. Bródka w szpic. Brunet Ambasador hiszpański w Brazylii.

6 LOKAI — Draby z bródkami w szpic, w czerwonej liberii. Czarne pończochy i czarne szamerowanie.

1 LOKAJ BARONOWEJ SAKALYI — Granatowa liberia z czerwonymiwyłogami. Srebrne guziki.

Rzecz dzieje się w wieku XX. w Mordowarze, na Węgrzech.

AKT I

Salon w mieszkaniu Babci Julii. Urządzenie skromne, staroświeckie. Ściany bielone. Sufit ciemno-brązowy, podtrzymywany poprzecznymi belkami.Na ścianach obrazy i miniatury. Drzwi szerokie oszklone w głębi wychodząna werandę, oplecioną czerwieniejącym winem. Dalej widać góry, osypaneświeżym śniegiem. Pali się lampa z zielonym abażurem. Przy okrągłym stolesiedzi BABCIA JULIA w czepku białym, w brązowej sukni. Na lewo, podrugiej stronie stołu ISTVAN SENTMICHALYI, ubrany w kostium sportowy, na fotelu bujającym się. Pauza. Zapada mrok. Potem noc księżycowa.

ISTVAN

Może babcia opowie co strasznego, zanim Krystyna wróci —tak nudno czekać. Najlepiej o tej dawno obiecanej sonacie Belzebuba. Pamięta babcia, jak Krystyna nie dała babci dokończyć — bo nie cierpi słuchać dwa razy tej samej historii.

BABCIA

A no dobrze. Więc było tak: żył tu kiedyś, w Mordowarze,młody muzyk, zupełnie taki sam, jak pan, tylko trochę bardziej, jak naowe czasy, nienormalny. Nawet niektórzy uważali go za matołka, ale to podobno niesłusznie. Znałam jeszcze dzieckiem będąc tych, co go widzieli.Otóż on marzył ciągle, od samego dzieciństwa, o tym, aby napisać sonatęBelzebuba, jak to on nazywał — to jest taką sonatę, która by przewyższałabezwzględnie wszystkie inne. I nie tylko sonaty Mozarta i Beethovena, alew ogóle wszystko, co było i mogło być w muzyce stworzone: taką sonatę,jaką by sam Belzebub napisał, gdyby był kompozytorem. Potem zwariował:twierdził, że znał Belzebuba osobiście, że podróżował z nim po piekle. Miałto być — to znaczy ten Belzebub — podobno całkiem zwykły pan z czarnąbrodą, ubrany trochę ze staroświecka, coś jakby nasz brazylijsko-portugalski hidalgo: de Campos de Baleastadar.

ISTVAN

Kto to jest, babciu? Ale po co babcia porównała go do kogośrealnego. Tak lubię fantazję nie zanieczyszczoną żadnym śladem życiowychusprawiedliwień.

BABCIA

Nie pozwalaj sobie na takie rzeczy, bo też możesz zwariować— jak tamten. Jestem stara: będę ci mówić „ty” dla prostoty. Pamiętaj,żebyś mi nie skrzywdził Krystyny — tego ci nie daruję: żywa czy umarła— pomszczę ją.

ISTVAN

wzdrygając się

Och — byle tylko nie umarła. poważnieNiech babcia mi wierzy, że tylko od pieniędzy zależy wszystko.

BABCIA

surowo

Wolałabym, aby zależało jedynie od twego sumienia.

ISTVAN

Ach — teraz nie mówmy o tym: więc jak było z tym Belzebubem. Kto to jest ten hidalgo?

BABCIA

Najpierwszy plantator winogron w Mordowarze. Zaraz znać,żeś tu niedawno, skoro nie wiesz, kto jest de Campos. Otóż tamci dwajchodzili razem i chodzili, szukając wejścia do piekła, które, według starejmordowarskiej kroniki, miało się znajdować w okolicy góry Czikla. Tenbrodacz opowiadał podobno młodemu wszystko ze szczegółami — jak toowo piekło wygląda, tak, jakby sam był w nim nie wiem ile razy, albostale kiedyś mieszkał. Tylko wejścia sobie biedak nie mógł przypomnieć.Cha, cha. Zwariowali obaj — to jest: nikt właściwie dobrze nie wiedział, ktojest tamten. Różnie o nim mówiono. A młodego znaleziono powieszonegona pasku od portek u wejścia do opuszczonej miedzianej sztolni na stokugóry Czikla. Miał podobno zadatki na geniusza muzyki.

ISTVAN

To dość nieciekawa historia, a przy tym dość krótka też, mojababciu — spodziewałem się czegoś lepszego. Skoro nie wiadomo, kto był tamten pan, skąd się wziął i gdzie się podział kompletnie — to muszę powiedzieć, że wcale nie jestem tym wszystkim zachwycony. Takich historii można wymyślić 10 na godzinę.

BABCIA

Wymyślić można dużo i o wiele ciekawszych. Mordowar tomiejsce stworzone do tego, aby stało się w nim coś nadzwyczajnego. Dziwne góry i dziwni ludzie. A nawet ci, co przyjeżdżają tu, muszą być właśnietacy, a nie inni — dziwni też.

ISTVAN

Ja nie jestem nic a nic dziwny. Jestem artystą — to wiem.Może niezupełnie zdaję sobie z tego sprawę, co to jest być artystą — ale nicdziwnego w tym nie ma. Komponuję, bo muszę — tak jak inny jest urzędnikiem banku, czy kupcem. Piszę nuty tak, jakbym pisał rachunki w księdze.

BABCIA

To tobie tylko, Istvanie, tak się wydaje. Dla siebie nie jesteśdziwnym, bo sam pływasz cały w tej dziwności, którą dookoła siebie wytwarzasz — pływasz, jak ryba w wodzie; tylko ryba nie wytwarza tego,w czym pływa. Ale inni tę dziwność czują: ja, Krysia, a nawet wszyscyci z drugiego brzegu jeziora: mówię o stałych mieszkańcach oczywiście.

ISTVAN

Nie cierpię ich. Oni mnie sądzą. Uważają mnie za darmozjada, za lenia, który marnuje majątek starej ciotki. Żebym był grajkiemw jakim szynku po drugiej stronie jeziora, uwielbialiby mnie. Ale ponieważuczę się w mieście, zazdroszczą mi i za to właśnie pogardzają. Lepsza naszastrona jeziora.

BABCIA

Może właśnie tym gorzej dla ciebie. Dziś lepiej być po tamtej stronie.

ISTVAN

Ach — dosyć tych symbolizmów w norweskim stylu. Przypadek chciał, że po tamtej stronie mieszka kupa wstrętnych dorobkiewiczów,a po tej — kilka osób, które zachowały cień dawnych tradycji. Nie mówięz punktu widzenia snobizmu — chodzi mi o tradycję rzeczy naprawdęważnych.

BABCIA

Tak, tak — to się tak mówi, ale w istocie właśnie jest inaczej.Nie wiem tylko, do których zaliczyć de Camposa. To człowiek nie podpadający pod żaden znany gatunek.

ISTVAN

Chciałbym go raz już poznać. Chociaż...

macha ręką pogardliwie.

BABCIA

Pewno przyjdzie dziś do nas — jak zwykle w sobotę. Kładęmu zawsze kabałę na cały tydzień. Ale nie radziłabym ci zbytnio zbliżaćsię do niego. Mówią, że jego stosunek do młodych ludzi nie zawsze był pozbawiony tego, co można by — jeśliby kto chciał — nazywać czymś w znaczeniu...

ISTVAN

niecierpliwie

Och — już mnie na pewno nic się nie stanie.Jestem w tym kierunku zupełnie zimmunizowany. Wszystko, co nie jest estetycznie piękne, nie istnieje dla mnie zupełnie.

BABCIA

Niestety — ludzka natura jest taka, że to, co w młodości wstrętem nas przejmuje, staje się później namiętnością, wciągającą nas na dnoupadku. Cicho u nas w Mordowarze, jak przed burzą — i boję się, żeprzyszłe wypadki kłębią się jak groźne zwały chmur nad naszym horyzontem przeznaczeń.

ISTVAN

I to babcia, która dotąd dodawała mi odwagi, mówi dziś takierzeczy. Dziś właśnie, kiedy tak potrzebuję spokoju.

BABCIA

Do czego?

ISTVAN

Właściwie nie wiem.

BABCIA

Więc po co mówisz?

ISTVAN

Może to wina mojego nieokreślonego stosunku do Krystyny. Czuję w sobie przestrzenno-słuchową wizję tonów, której nie mogęująć w trwaniu. Jakbym wachlarz zwinięty trzymał w rękach bezsilnychi nie mógł go rozwinąć i ujrzeć obrazu, który jest już gotów w kawałkachna każdej z jego części. Widzę niedorzeczne strzępy czegoś, jak na zmieszanej bezładnie łamigłówce z klocków, ale całość tego zakrywa przede mnąjakiś tajemniczy cień. Może to jest ta sonata Belzebuba, o której marzyłtamten grajek. Bo naprawdę to coś, co jest we mnie, ma zdaje się formęsonaty i jest jakieś jakby nadludzkie. Nie jestem megalomanem, ale...

wchodzi z prawej strony bez pukania baron HIERONIM SAKALYI, ubranyw strój do konnej jazdy, ze szpicrutą w ręku.

SAKALYI

Babciu: kabałę — i to prędko całuje babcię w policzeki kiwa głową z daleka Istvanowi, który kłania się nie wstając. Jestem, jakto mówią, w szponach demonicznej kobiety. Wszystko to jest banalne ażdo obrzydliwości — jak w najpospolitszym romansie. I cóż tam, mistrzu.Jak tam twoje arcydzieła?

ISTVAN

tonem obrażonym

Przede wszystkim nie jestem mistrzem,a po drugie nie stworzyłem dotąd arcydzieła...

SAKALYI

nic nie speszony

Przesadna skromność, mistrzu. A proszęzajść kiedy do nas na obiad — moja matka pasjami lubi muzykę — nawettę waszą: futurystyczną, tasuje karty mówiąc Ciekawy jestem, jakby wyglądała nasza legendarna mordowarska sonata Belzebuba w futurystycznejtranspozycji. No, babciu: proszę

daje karty babci, która zaczyna stawiaćkabałę. Za drzwiami oszklonymi od werandy staje niepostrzeżony RIOBAMBA, z płonącym cygarem w ustach. Ubrany jest w długą hiszpańskączarną pelerynę.

ISTVAN

spóźniony

Dziękuję panu baronowi, ale obiady jadamw domu...

SAKALYI

A, to smutne... No i cóż, babciu. Ta dama pik to pewnomój demon, obok dziewiątki kier — erotycznych uczuć

nuci, a potem deklamuje.

Tysiąc kochanek miałem z różnych sfer,

Tysiąc kochanek — czy to rozumiecie,

Wy, oberwańcy o jednej kobiecie.

Tysiąc kochanek — dlatego to kier

Zawsze wychodzi mi w każdej kabale,

W złowieszcze piki opleciony stale.

Każda z nich była zdradą wobec niej,

Jedynej, prawdziwej,

Nieistniejącej, ale właśnie tej.

ISTVAN

Jak panu nie wstyd mówić tak marne wiersze. To pewnowłasny wyrób.

BABCIA

Istvanie, bądź grzeczny. Pan baron nie jest przyzwyczajony dotakiego obchodzenia się. Bądź co bądź myśl tego wiersza jest dość ładna.

ISTVAN

Poezja nie jest wyrażaniem myśli w rymach, tylko tworzeniemsyntezy obrazów, dźwięków i znaczeń słów w pewnej formie. Ale jeśli forma jest wstrętna, to nawet najlepszą myśl obrzydzić może.

BABCIA

groźnie

Istvanie!

SAKALYI

Ależ nic nie szkodzi — mistrz jest chmurny i dlatego mówitak uczenie, ale za to niesmacznie.

ISTVAN

podnosząc się

Jeśli pan jeszcze raz nazwie mnie mistrzem...

SAKALYI

To prawdopodobnie jutro będzie pan trupem, panie Szentmichalyi. Trafiam w asa na wahadle z odległości 35-ciu kroków, a na szable nie mam równego w całym komitacie. A więc, babciu.

Istvan siada.Wbiega z lewej strony KRYSTYNA w zielonej sukni i szalu pomarańczowym z czarnym.

BABCIA

Pogódź tych młodzieńców, Krysiu. O mało nie skoczyli sobiedo oczu.

KRYSTYNA

Jakże mam ich godzić, kiedy wiem, że właściwie to jajestem przyczyną ich kłótni.

BABCIA

Krysiu!

Krystyna miesza się.

SAKALYI

Myli się pani: jestem we władzy demonicznej kobiety. Przyszedłem do babki pani po poradę.

KRYSTYNA

bardzo zmieszana

Jak to. Ach — zresztą ja nie wierzę.To wstrętne.

ISTVAN

wstając gwałtownie

Nie mogę już dłużej znieść tego. Muszęiść. Panie baronie: jutro strzelamy się. Miejsce spotkania: stara sztolniau stóp góry Czikla. Świadkowie są zbyteczni.

SAKALYI

Do usług pana. Jednak ja przyprowadzę świadka: mojegostrzelca.

ISTVAN

Jak pan chce — mnie to nic nie obchodzi. W ogóle robię totylko dla moich osobistych artystycznych celów. Jest pan jedynie pretekstem zupełnie przypadkowym.

SAKALYI

Zbyteczne zwierzenia.

KRYSTYNA

Oni powariowali. Panie Hieronimie: pan, który jest niczym, takim dobrze ubranym, świetnie strzelającym i bez zarzutu ułożonym niczym, pan śmie pozbawiać Węgry przyszłej ich chwały.

SAKALYI

Ależ, panno Krystyno, ja przyszedłem tu tylko dla kabały.Nie miałem zamiaru obrażać mistrza. Przysięgam, że nie rywalizuję z nimbynajmniej o panią. Jestem jednak zmuszony strzelać się.

KRYSTYNA

Widzi pan, panie Istvanie: to pan się upiera. Pan musizostać — będziemy grali, będziemy improwizować na cztery ręce, jak wtedy:w ostatnią niedzielę u ciotki pana.

ISTVAN

W wieczór ten byłem pijany. W ogóle był to dzień dla mnienieszczęśliwy: nie wspominajmy go. Zakochałem się wtedy w pani. nagleinnym tonem, z nagłą decyzją A zresztą dobrze: zostaję. Ale pod warunkiem, że nie będzie pani zatrzymywać pana Sakalyi. Nie wypada mi byćz nim w jednym towarzystwie.

SAKALYI

Och — zbytek delikatności. A zresztą i tak jest to niepotrzebne: mam dziś wieczór zajęty. No i cóż, babciu: czy dowiem się nareszcie — co ze mną będzie: czy zdołam opanować mego demona.

BABCIA

Straszne rzeczy czekają cię, młody panie. Dziś w nocy zamordujesz kobietę o płomienistych włosach, nad ranem zastrzelisz się sam, matka twoja odbierze sobie życie pod wieczór dnia następnego. Chyba, że nieopuścisz naszego towarzystwa — wtedy może zdołasz ocalić tych wszystkich i siebie. Ta noc jest pełna przeznaczeń.

KRYSTYNA

Ja dotrzymam panu towarzystwa, panie Hieronimie —choćby do rana.

BABCIA

Jak możesz...

KRYSTYNA

Sądzę, że dla ocalenia tego młodego człowieka od pewnej śmierci mogę posiedzieć z nim do ósmej z rana — o pół do dziewiątej muszę iśćdo gimnazjum. Nie widzę w tym nic złego. I tak spać bym dziś nie mogła.Jestem jakaś nienormalnie podniecona. Pan Istvan nie weźmie mi tegoza złe.

ISTVAN

ponuro

Nie wiem.

SAKALYI

Nie chcę, aby przeze mnie miały powstać jeszcze nowe nieporozumienia. Jestem w ogóle zbyt otwarty z ludźmi niepowołanymi. Niechi tak będzie. Muszę oświadczyć wszystkim, że nie kocham się w pannieKrystynie, a nawet gdyby tak było, nigdy bym się z nią nie ożenił: jestemsnobem, świadomym swego snobizmu.

KRYSTYNA

Tak, ale może się pan ożenić w każdej chwili z paniąFajtcacy, śpiewaczką budapesztańskiej opery, ponieważ to już jest dośćdla pana skandaliczne.

SAKALYI

Po co zaraz wymieniać nazwiska — to takie wulgarne.

BABCIA

Niestety, wie o tym cały Mordowar.

KRYSTYNA

Rozwiedziony z nią i opromieniony legendą awantury, oddapan swoje zmęczone serce jakiejś panience z dobrego domu, dla celów rodowych i majątkowych.

SAKALYI

Wobec ciągle grożącej rewolucji i związanego z nią wywłaszczenia, kwestie te coraz mniej roli odgrywają w małżeństwach naszej sfery.

ISTVAN

Wszystko to w ogóle jest nudne.

SAKALYI

Ach, tak — mogę się zastrzelić w każdej chwili: jestem zdenerwowany do obłędu, wydobywa rewolwer Nikt mnie nie rozumie. O, gdybyście mogli wiedzieć,

kieruje rewolwer ku skroni. Istvan rzuca sięi stara się mu go odebrać. Walka.

ISTVAN

Niech mi pan nie odbiera możności satysfakcji. Niech mi pannie wykręca ręki: jestem muzykiem. I tak nic nie pomoże

wyrywa murewolwer i chowa go do kieszeni. Jednocześnie wchodzi przez szklane drzwiRIO-BAMBA, owinięty w pelerynę, z cygarem w ustach.

RIO-BAMBA

nie zdejmując czarnego kapelusza z olbrzymim rondem.Cygaro ciągle w gębie.

Miło jest odpocząć w tym waszym Mordowarzepo przygodach wśród tropikalnych mórz i dżungli — ale tylko wtedy. Życietu stale musi działać fatalnie: obezwładniająco. Muszę oświadczyć, że jestem twoim stryjem, Istvanie. Nazywam się obecnie Rio-Ramba i drogo zapłaci mi ten, który mnie inaczej nazwie. Liczę na dyskrecję obecnych.

ISTVAN

Ach, stryjaszku: pamiętam, jak dziś, tę noc na pokładzie,,Sylwii” — było to stare wojenne pudło, przerobione na okręt handlowy,miałem wtedy lat 5. Dojeżdżaliśmy do Rio i ty, marnotrawny stryj, ćmiłeśtwoje odwieczne cygaro, jak teraz.

RIO-BAMBA

Jestem postacią z zapomnianego snu. Ale Mordowar żyłwe mnie zawsze. Musiałem wrócić tu. Zawdzięczam możliwość tę wspólnikowi memu, Joachimowi Baltazarowi de Campos, który przyjdzie za chwilę.

ISTVAN

Najazd brazylijskich plantatorów na biedny Mordowar. Aleco nas obchodzą przeżycia ludzi zwykłych. U artystów zamieniają się onena coś innego, przenoszą się w inny wymiar i dlatego każdy szczegół z życiaartysty ma taką szaloną wartość, dlatego to aż do śmieszności zajmują sięszczegółami tymi biografowie.

SAKALYI

I temu panu śni się już jego przyszły biograf, badający tajemnicę dzisiejszego wieczoru w związku z jego muzykaliami. Sztuka jestzabawką — nie gorszą, ani lepszą od innych. Wywyższenie artystów w naszych czasach dowodzi naszej dekadencji.

ISTVAN

Nie odpowiadam panu, ponieważ jesteśmy chwilowo wrogami, według najgłupszej z towarzyskich konwencji, jaka kiedykolwiek istniała. Honor jest przeżytkiem — nikt nie potrafi dziś podać ścisłej definicjitego pojęcia.

SAKALYI

Jednak rozmawia pan ze mną dalej. I mimo to, co pan mówio honorze, będzie się pan bił ze mną.

ISTVAN

Tylko i jedynie dla celów artystycznych. Potrzeba mi jakiego bądź wstrząśnienia, które by wyzwoliło we mnie to, co mam napisać. Jestem straszliwym tchórzem — dlatego wybieram strach, który mi zsyła przypadek. Gdybym był erotomanem, wybrałbym wyrzeczenie się jedynej miłości.

SAKALYI

A gdyby pan był smakoszem, wybrałby pan głodówkę. Trzyprzyczyny, do których materialistyczne, pseudonaukowe móżdżki sprowadzić chcą religię.

ISTVAN

Nie sprowadzą. Religia jest, na równi z filozofią, opracowaniemprzez intelekt uczuć specyficznych, które nazywam metafizycznymi.

RIO-BAMBA

No dobrze — ale weźcie panowie na przykład fakt megopowrotu do Mordowaru.

SAKALYI

Co to ma za związek z tym, o czym mówiliśmy?

RIO-BAMBA

Może i ma. Ale nie uznaję idiotycznego trzymania się tematu. Otóż: niby to w Brazylii było mi lepiej. A jednak nie mogłem wytrzymać; skorzystałem z manii Joachima do węgierskiego wina i tych górtutejszych i przyjechałem. A przy tym muszę wam zwierzyć wielką tajemnicę: osobą, która mi zrujnowała życie, jest babcia Julia. Młodszy od niejo lat 10, dla niej to popełniłem malwersację, za którą pokutuję dotąd.

BABCIA

Tak — niestety byłam jego kochanką i moja nieboszczka córka jego była córką. Byłam potworem moralnym w młodości, a fizycznie takbyłam pociągająca, że ludzie wypruwali sobie dla mnie żyły.

RIO-BAMBA

Nie — ona mówi prawdę.

BABCIA

Między innymi pański ojciec, panie baronie mrok zupełny.Góry w śniegu jarzę się pomarańczowym odblaskiem zorzy, a potem zimnym księżycowym światłem. I tak to przeżywamy dziś wieczór wspomnień,pochyleni nad studnią, z której czerpać możemy co chcemy: jad i gorycz,albo nektar i ambrozję, lub lekarstwo na ból duszy, tęsknotę i męczarniesumienia.

ISTYAN

Tak — to jest typowy mordowarski wieczór, gdy góry paląsię odblaskiem zorzy i ziemia naprawdę wydaje się dziwną planetą, a niemiejscem pospolitości codziennej.

RIO-BAMBA

Otóż to: ślicznie to wyraziłeś, mój synowcze. Chciałemwas zainteresować faktem bez ogólnego znaczenia: dziwność osobistych przeżywań uczynić własnością wszystkich — przez pobudzenie odczuwania urokumoich własnych wspomnień. Ale to się zrobić nie da. Każdy żyje zamkniętywe własnym świecie jak w więzieniu, a myśli, że ten obłok wieczorny, którywidzi w chwili zamyślenia nad wiecznością, przelatuje też na niebie drugiego człowieka — a tam może jest noc bez gwiazd, pełna rozpusty, alboobrzydliwie jasne południe, w które udał się dobry interes.

SAKALYI

Po prostu i trochę nieściśle wyraziliście, mój Rio-Ramba, bardzo ważny i tym niemniej pospolity fakt: absolutną izolację każdego indywiduum we wszechświecie.

ISTVAN

Ach — gdybym mógł to zamknąć w tonach. Ale stawiamnuty na pięcioliniach jak buchalter liczby w swoich książkach i martwajest moja praca dla mnie, mimo że innym tak się ta muzyka podoba. Tojest właśnie dobrze zrobiona muzyka, ale nie sztuka. O, jakże rozumiem teraz tego, co chciał napisać taką sonatę, jak sam Belzebub. Nagle pojąłemto od razu. wchodzi przez drzwi oszklone w głębi BALEASTADAR w czarnej mantyli i czarnym, szpiczastym kapeluszu z szerokim rondem. Za nim,zakryta na razie dla obecnych jego postacią, idzie Hilda FAJTCACY w futrze czarnym, bez kapelusza. Ja nie chcę życia, wyrażonego w dźwiękach,tylko żeby tony same żyły i walczyły między sobą o coś niewiadomego. Ach,tego nikt nie pojmie!

BALEASTADAR

A może ja to już pojmuję? Może przeze mnie staniesię właśnie to, o czym pan myśli? wszyscy odwracają się ku nim. Dobrywieczór. Proszę się nie ruszać. Nie chcę psuć iście mordowarskiego nastroju,możliwego jedynie w tych górach.

BABCIA

Oto masz swego Belzebuba, Istvanie. spostrzega Hildę, którejdotąd nikt nie zauważył Cóż to za obca figura w naszym gronie? A możeona pomoże mi właśnie w sprawdzeniu się mojej kabały.

ISTVAN

Niech babcia nie udaje naiwnej. To demon pana Sakalyi.Cudowna kobieta: pani Fajtcacy — znam ją tylko z opery. Głos ma niesłychany.

SAKALYI

Hilda! Czemu przyszłaś tutaj? Jedyne miejsce, w którymmogłem o tobie nie myśleć, zatruwasz mi swoją obecnością, przypominającmi całą realność mego upadku. Już mi się zdawało, że zdołałem przetransponować to w mordowarsko-artystyczny nastrój.

HILDA

Milcz — tu są obcy. Nikt cię nie pyta o to, co czujesz. Sąrzeczy ważniejsze.

ISTVAN

Jakże innym jest głos jej w mowie...

HILDA

do Sakalyiego, wskazując Krystynę

Widzę tu jakieś niewinne jagniątko, które uwodzisz trucizną wszczepioną ci przeze mnie. Takichkobiet widocznie ci trzeba, niedołęgo. O, jakże jestem nieszczęśliwa. Tak siępociesza ten błazen, zamiast zdobyć moją duszę, niedosiężną dla małych.

SAKALYI

Hilda! Opamiętaj się. Teraz ja ci mogę powiedzieć: tu sąobcy...

HILDA

Nie móc się ukorzyć przed mężczyzną, który wzbudza najdzikszą namiętność — czyż jest coś obrzydliwszego dla kobiety w moimstylu?

BALEASTADAR

dotyka ręką jej ramienia

Ależ, pani Hildo: już byłapani na dobrej drodze. Niech pani sobie przypomni naszą pierwszą rozmowę w winnicy, w blaskach popołudniowego słońca.

SAKALYI

Czy pan kupił już to ścierwo? wskazuje na Hildę. Bo podobam się jej na pewno tylko ja.

BALEASTADAR

Nie kupiłem i nie mam zamiaru, jakkolwiek z łatwością mógłbym pana przelicytować, panie Sakalyi. Zanosi się na coś o wieleciekawszego. Najgłupsza legenda ma w sobie zawsze coś z prawdy: opierasię na jakiejś rzeczywistości, choćby symbolicznie.

ISTVAN

Niech pan powie otwarcie: czemu przyjechał pan tu z Brazylii?

KRYSTYNA

wybuchając śmiechem

Cha, cha, cha! Jednym słowem:kto wie, czy pan nie jest Belzebubem — to paradne!

BALEASTADAR

Nie śmiej się, dziecko: tyle dziwnych rzeczy jest naświecie, o których zapomnieli już mieszkańcy miast. Czasem w głębi gór,lub na niezmierzonych preriach przewinie się coś i zaczepiając o coś drugiego tworzy kłębuszek jakiejś nowej, ponad-rzeczywistej możliwości. Rozwinąć taki kłębuszek...

ISTVAN

niecierpliwie

Więc kto pan jest właściwie?

BALEASTADAR

Jestem Joachim Baltazar de Campos de Baleastadar:hodowca byków w Brazylii, a tu u was — plantator wina. Jestem też nieudanym pianistą — nieudanym przez pewną miłość, która jednak stworzyławe mnie coś, czego by mi nie dały wszystkie koncerty świata i sława.

ISTVAN

No — i co dalej?

BALEASTADAR

I nie myślcie, że chcę was okłamać. Ale umocniło mniew wierze spotkanie tu tej kobiety i to dziś właśnie, w 3 dni po twoimprzyjeździe, panie Szentmichalyi. Trzeba przerwać ten mordowarski urokcichych nastrojów, inaczej do końca życia będzie pan stawiał znaczki, które będą podziwiać inni, ale nie przeżyje pan siebie jako artysta.

ISTVAN

Byłżeby pan naprawdę tym obiecanym przez babcię Belzebubem? Nie wierzę w ten wymiar dziwności. Najdziwniejszą rzeczą jestsztuka.

BALEASTADAR

Ale nie ta, którą pan tworzy. To jest ta pospolitadziwność, którą omamia siebie tylu artystów dzisiejszych. Mają powodzenie — i owszem, ale za 200 lat nikt ich grać, ani czytać, ani oglądać niezechce. Są oni po to, aby obrzydzić ludziom i życie, i sztukę. Nie zostaniez nich nic.

ISTVAN

Ja nie chcę być jednym z nich. Wolę przestać tworzyć. Chociaż straszna byłaby to męczarnia.

BALEASTADAR

Nie potrzebuje pan się jeszcze niczego wyrzekać. Lepiej zaryzykować wszystko: albo — albo.

ISTVAN

Ale jak to uczynić? Co zaryzykować? Jestem zupełnie bezsilny, bo nie wiem, od czego zacząć. Może wyjść na skałę, gdzieś w Czikla,i rzucić się jak idiota w dół, albo przebiegać przed koszyckim kurieremw największym pędzie, albo wypić 5 litrów czeskiej wódki — oto są ryzykadostępne.

BALEASTADAR

Pan jest tchórz? Prawda?

ISTVAN

Tak — i cóż z tego. Niech pan przestanie mnie mistyfikować.

SAKALYI

Zaczynam nabierać nowego zainteresowania życiem. Mimoiż cierpię potwornie z powodu tej miedziano-włosej bestii, nie myślę chwilowo o tym w sposób tak jadowity.

RIO-BAMBA

Niech pan spróbuje ją zbić, panie baronie. To pomagaczasem w powieściach — może pomoże i w życiu.

SAKALYI

Próbowałem — udane bicie jest na nic. Nie rozumiecie mnie,mój dobry Rio-Bamba. Ona jest moją i niczego mi nie odmawia. A jednak opanować jej nie mogę. Nie wiem, czym jest jej dusza, nie wiem nawet,czy jest w ogóle. Jakże można opanować to, czego nie ma?

ISTVAN

Panowie: może potem pomówimy o tamtych sprawach. Tusą na pierwszym planie rzeczy naprawdę daleko ciekawsze, które i was pośrednio dotyczyć mogą. Może jeszcze wszystko się zmieni w zupełnie niebywały dotąd sposób.

BALEASTADAR

Tak — ja nie kłamię, nie mówię symbolicznie i w nicnie wierzę, mimo że czuję się na tym świecie, hm — jakby to powiedzieć —dość dziwnie — ale nie tak, aby móc już uwierzyć...

KRYSTYNA

W co? W to, że pan jest Belzebubem?

BALEASTADAR

Chociażby w to — w braku czegoś lepszego.

KRYSTYNA

To są smutne maniackie bzdury...

BALEASTADAR

Poczekajcie, poczekajcie! — Nie trzeba być zbytecznym realistą w życiu. Kiedy Rio-Ramba, stryj pana Istvana, opowiedział mipo raz pierwszy całą tę tak zwaną mordowarską legendę, śmiałem się tylkoz tego. Ale potem zacząłem myśleć i myśleć nad tym w kółko bez końcai ostatecznie coś się we mnie wewnętrznie skręciło, coś, o czym podświadomie wiedziałem jakby we śnie. Moja żona przestała dla mnie istnieć, mimoże — ale mniejsza z tym...

BABCIA

Oto, to, to — właśnie.

BALEASTADAR

Proszę nie przerywać. Poczułem w sobie to coś dziwnego, jakieś przeświadczenie, że ja znam skądś to wszystko i że muszę zobaczyć tę okolicę. Zaraz kupiłem tu winnicę przez moich agentów, a terazod trzech tygodni czekam tu na Istvana.

KRYSTYNA

Oto i ma pan swego Belzebuba, panie Istvanie. Nie marady.

BALEASTADAR

nie zwracając na nią uwagi.

Bo ostatecznie niechodzi o to, czy jestem Belzebubem, czy nie, co tak bardzo zajmuje pannęKrystynę, tylko o tę sonatę. Ja jestem właściwie pianistą, tylko minąłem sięw życiu z moim fachem. Ale marzyłem zawsze o kimś, który by wcielił mojepomysły — sam nie wiem nawet jakie — czuję je w sobie, jak jeden wielki nabój, do którego nie ma lontu, ani zapału.

KRYSTYNA

Właśnie, nie ma zapału, a przywlókł się tu aż z Brazylii.

ISTVAN

Niech pani poczeka, panno Krystyno.

KRYSTYNA

Nowy kandydat na bzika...

BALEASTADAR

kończąc rzecz swoją.

I gdy dowiedziałem się, żejest muzyk w tej okolicy, a do tego synowiec mego Rio-Bamby, wiedziałemjuż właściwie wszystko. Bo czemu stryj jego został u mnie rządcą, czemuIstvan, jako siedmioletni chłopiec, uciekł z Rio do Pesztu zaraz po przyjeździe? A? To nie są przypadki. Trzeba tylko mieć odwagę spróbować.

KRYSTYNA

Spróbować, czy się nie uda zwariować przypadkiem —w braku lepszego zajęcia.

BALEASTADAR

Możemy to i tak nazwać. Ale, jeśli zwariujemy takwszyscy i wszystko stanie się inne, mimo że stosunki nasze pozostaną te same, czyli jeśli po prostu zmienimy środek współrzędnych...

KRYSTYNA

Ja zdałam właśnie z geometrii analitycznej i pańskie porównania nie zaimponują mi. Taką zmianę środka współrzędnych nazywanodawniej po prostu bzikiem...

BALEASTADAR

groźnie, zniecierpliwiony.

Dosyć tego panienkowatego gędziolenia! Dzisiejszy wieczór nie jest przypadkowy. Czekałem na towszystko jeszcze tam, w Brazylii. W upalne noce w mieście, kiedy z ulicydonosił gorący wiatr dźwięki gitary, lub w ciszy pampasów, gdy rodzinamoja dawno już spała, marzyłem o tych waszych nędznych górach i zawalonej kopalni i o tobie, Istvanie.

ISTVAN

Ale jeśli się wszystko sprawdzi, to jest: o ile napiszę prawdziwą sonatę Belzebuba, to może wypłyniemy wszyscy w jakiś inny wymiar?

BALEASTADAR

Jeśli potrafię w ciebie przelać tę dziwność muzyki,którą mam w sobie potencjalnie, to może stworzysz to, o czym marzysz.Ja nie mogę: nie mam talentu. Dlatego to w legendzie mówią o sonaciejaką by (akcent na by) skomponował Belzebub, gdyby i tak dalej... Niejest to niewiara w możliwość jego realnej egzystencji, tylko w możliwośćkomponowania — przy najwyższych do tego danych.

KRYSTYNA

Mnie się zdaje, że Belzebub w ogóle nie mógł być człowiekiem utalentowanym: on mógł zrobić wszystko, ale fałszywie.

BALEASTADAR

Człowiekiem! Ale przez innych mógł dokonywaćprawdy zła, za cenę zniszczenia ich życia. A w sztuce mógłby stwarzaćwielkość — ale tylko w naszych czasach, w epoce artystycznej perwersji.Wielkości w tym wymiarze dotąd nie było.

KRYSTYNA

Mówi pan tak o tym Belzebubie, że naprawdę zaczynamchwilami wierzyć w jego istnienie

zrywa się gwałtowny wicher. Pauza.

BABCIA

Zepsuł pan przeznaczenie, które nie myliło mnie nigdy w kartach.

BALEASTADAR

Widzi babcia: kabała stawiana mnie nie sprawdzałasię nigdy.

SAKALYI

Coś z tego sprawdzić się musi. Ja więcej nie zniosę tegoupokorzenia. Jeśli tego nie wykonam, zginę w upadku stokroć gorszym odtego, co nastąpić może potem

wydobywa rewolwer z kieszeni zamyślonegoIstvana i strzela w panią Fajtcacy, która pada. Sakalyi wybiega przez drzwina prawo wśród podmuchów wzmagającej się jesiennej burzy górskiej.

BABCIA

A słowo się ciałem stało. W imię Ojca, Syna, Ducha — dajciebabce kimel-kucha!

KRYSTYNA

Boże — babcia zwariowała!

RIO-BAMBA

Zajmij się tamtą osobą, Krysiu. Ja babkę przyprowadzędo przytomności wspomnieniami

gładzi babcię po głowie i szepce coś doniej z cygarem w zębach.

HILDA

siedząc na ziemi

Boże, on się zabije! Ja go tak kocham. Czego on ode mnie chce? Uroił sobie, że nie zna mojej duszy. Któż uleczy goz tego obłędu, jeśli ja umrę.

nagle przewraca się w tył. Krystyna maca jąza puls i bada, czy oddycha.

KRYSTYNA

Nic żyje chyba — nie słyszę oddechu. Taka śliczna, jakaniołek. To nie może być, żeby to prawda była, co o niej mówią.

BALEASTADAR

A więc wieczór zaczął się. Chodź, Istvanie: idziemydo miny na Monte Czikla. A o ile tam nie znajdziemy piekła, znajdziemygo dosyć w sobie, aby zaćmić naszą sonatą wszystkich Belzebubów świata.Sam w to nic wierzę, ale tak mówić zmusza mnie jakaś tajemna siła, wyższa nade mnie i nad wszystko.

ISTVAN

Ach — co za szczęście jest żyć i męczyć się w Mordowarze!Czuję coś, co spaja dawno samotne dźwięki w jakiś temat, którego jeszczenie słyszę. Chciałbym upaść na dno moralnej nędzy i z dołu patrzećna moje dzieło, piętrzące się nade mną, jak olbrzymia wieża w blaskach zachodzącego upiornego słońca. Wtedy mrok może być już w dolinach megożycia.

BALEASTADAR

Chodź — właśnie chwila jest odpowiednia. Ale pamiętaj: jeśli piekła nie znajdziemy ani tam, ani w nas samych, a ja okażęsię nadal tylko i jedynie zwykłym brazylijskim plantatorem i nieudanympianistą, to ani słowa skargi żaden z nas nie piśnie. Pijemy kawę ranną nastacji kolei w Uj-Mordowar i idziemy spać. A potem zwykłe życie, jakbynigdy nic. Przyrzekasz?

ISTVAN

Przyrzekam.

wychodzą wśród wichru przez drzwi środkowe.Istvan bierze czarne palto i szarą czapkę sportową z wieszadła u drzwi.

KRYSTYNA

Ładnie się zaczęło. Jedna jest tylko rzecz dobra, że tenSakalyi przestał mi się zupełnie podobać.

RIO-BAMBA

uroczyście

Nie przerywajmy wieczoru, prawdziwiemordowarskiego wieczoru, w którym dziwność z pospolitością splata sięw cudowny wieniec chwil, wieczystych w swej piękności. O, pospolitości,bądź pochwalona — bez ciebie nie byłoby na świecie nic dziwnego! Podajwina, Krysiu.

Wiatr dmie coraz silniej. Krystyna wstaje i idzie na lewo

Kurtyna.

Koniec aktu pierwszego.

AKT II

Podziemie w opuszczonej kopalni Czikla urządzone jako dość stosunkowofantastyczne piekło. Wprost wgłębienie między filarami. Drzwi za lewymfilarem z lewej strony. Fotele i kanapy dziwaczne. Wszystko w kolorach:czarnym i czerwonym. Ogólny charakter demonicznej tandety instytucjizabawowych, połączony z czymś rzeczywiście w wysokim stopniu nieprzyjemnym, a nawet groźnym. We wgłębieniu między filarami na małymwzniesieniu fortepian. Przez drzwi na lewo wchodzą: BALAESTADARi ISTVAN. Pierwszy ubrany jak w akcie pierwszym, drugi ma czarne paltoz podniesionym kołnierzem i szarą sportową czapkę.

BALEASTADAR

No, widzisz, Istvanie, że jakkolwiek nie wszystko odpowiada naszym wymaganiem — coś jest w tym wszystkim. Co prawda piekło to przypomina trochę zanadto jakiś kabaret paryski, albo nawet ostatnieurządzenia w Salon di Gioja w Rio, ale coś jest — to nie ulega wątpliwości.Jesteśmy w sali tortur psychicznych, o ile mi się zdaje.

ISTVAN

Mnie przypomina to też jedną z tak zwanych demonicznychsal w Osz-Buda-War w Peszcie.

BALEASTADAR

No, tak: nie jest pierwsza klasa. Ale myślę, że takiepiekło, o jakim marzyliśmy, jest nawet niewyobrażalne, a nie tylko nieziszczalne w rzeczywistości. Ale pomyśl: wejść do zasypanej sztolni we wnętrzu góry Czikla pod Mordowarem i znaleźć tam chociażby paryski, czybudapeszteński kabaret, to także można uważać za pewien rodzaj cudu. Co?

ISTVAN

niechętnie, maskując strach

Oczywiście, że tak. Jednak czujęsię trochę inaczej. Tamten wieczór wydaje mi się odległym o jakie 5 latco najmniej. Wyszliśmy stamtąd o ósmej, a teraz jest dwunasta w nocy — 4 godziny: straszliwie wydłużył mi się czas.

BALEASTADAR

Mnie też — ale to nic. Po prostu boisz się?

ISTVAN

wymijająco

Kłębi się coś na samym dnie mojej istoty. Stałem się jakąś jaskinią, pełną załomów z zaczajonymi widmami. Ale jeszczenie ma to związku z muzyką. Nieskończoność dzieli moją własną formę odtego, czym ma być nadziana...

BALEASTADAR

Nie gadaj tak ciągle — zobaczymy co będzie dalej.

zza fantastycznej purpurowej kanapy na prawo ukazuje się dwóch lokaiw czerwonych liberiach, z bródkami w szpic. Wygląd mefistofelesowaty.Podchodzą do Baleastadara i mówią jednocześnie, kłaniając się.

LOKAJE

Monseigneur!

pozostają zgięci.

BALEASTADAR

do Istvana

Tak mówią też do każdego gościa gospodarze jakiegoś kabaretu w Paryżu — „Chat noir” — o ile mi się zdaje?Czyżby piekło, nawet znalezione wewnątrz mordowarskich gór, było tylkojedynie czymś w rodzaju jakiejś głupiej rozweselającej instytucji? Byłobyto jednak czymś nad wyraz głupim. Szkoda, że zamiast tego nie poszliśmylepiej pogadać do Magas Cafehaz z tamtej strony jeziora. Nie czuję sięnic a nic Belzebubem.

I LOKAJ

Niech Wasza Książęca Mość spojrzy na siebie z tyłu.

nastawia odpowiednio lusterko. Baleastadar się przekręca, maca się z tyłu podpeleryną i ogląda się. Drugi lokaj zdejmuje mu pelerynę. Okazuje się, żeBaleastadar trzyma w ręku swój własny gruby, diabli ogon, taki jak u szczura, zakończony trójkątnym metalowym hakiem.

BALEASTADAR

Co u diabła! Nie zauważyłem tego wcale.

oglądaogon detalicznie.

II LOKAJ

Książę Ciemności musi mieć ogon. Przekleństwa w tymstylu są u nas nieprzyjęte.

BALEASTADAR

To niesłychane! Ale ten ogon martwy jest, mimoże wyrasta ze mnie. I wy macie ogony — wasze też są martwe?

I LOKAJ

Nawet przy dzisiejszej technice piekło musi się przedstawiaćtakim, jakim jest w istocie. Dawniej było lepiej. Ale oszustwa nie uznajemy,mimo że gdybyśmy chcieli...

BALEASTADAR

nagle zupełnie innym tonem: władczo-belzebubim,który stale będzie się potęgować.

Dosyć! Proszę o kolację na 9 osób —— zaraz nas będzie więcej. A przede wszystkim: siekierę i pniak! Żywo!Ruszajcie się.

LOKAJE

Tak jest, W. Ks. Wysokość! Rozkaz, W. Ks. Wysokość!

biegną za filary na lewo.

ISTVAN

przez łzy

Zaczyna pan wchodzić w rolę, panie Baltazarze.

BALEASTADAR

Cóż robić — zobaczymy, co z tego wyniknie. Jakaśdzika siła pręży mi się we wnętrznościach. Pęcznieję na stalowo. Rozpieramnie wściekła nienawiść zupełnie bezprzedmiotowa. To zdaje się jest czystezło. Lokaje wnoszą pniaki i siekierę i stawiają na środku. A teraz, Istvanie, odrąbiesz mi ogon — nie cierpię demonicznych efektów trzeciej klasy,nie dostosowanych do ogólnej sytuacji. Rąb — ciekaw jestem, czy mniezaboli.

Istvan kładzie ogon Baleastadara na pniaku i zamierza się.

I LOKAJ

do II-go

Chebnazel: to jakoś podejrzanie wygląda.

Istvan rąbie. Ogon odpada. Baleastadar krzyczy z bólu. Krew leje się z odciętej części i z nasady. Baleastadar siada na kanapie bokiem.

II LOKAJ

do I-go

A ja ci mówię, Azdrubot, że to jest pierwszy znakjego prawdziwości. Czy kto inny, jak sam książę Ciemności odważyłby sięna coś podobnego? do Baleastadara Panie: powiedz jeszcze te cztery słowa:wiesz jakie?

BALEASTADAR

wstając

Banabiel, Abiel, Chamon, Azababrol! Samnie wiem, co mówię. Ale pełne jest jakiegoś straszliwego znaczenia. Jestemjuż tam!

II LOKAJ

do I-go

Azdrubot: upadnijmy na brzuchy. To on. Nareszcie piekło ma swego Belzebuba.

padają obaj na brzuchy przed Baleastadarem.

I LOKAJ

leżąc

Nie zawsze tak bywa. Długo trzeba czasem czekać,aż się narodzi taki między ludźmi. Ty jeden, panie, miałeś odwagę uwierzyćw to, co inni uważają za zupełny nonsens. Jesteś nim, jesteś! Tym samymnas, biednych lokai kabaretu, podnosisz do godności prawdziwych diabłów.

BALEASTADAR

Azdrubot ma rację. Stańcie no przy pniaku, chłopcy, i połóżcie na nim ogony, jeden przy drugim. Lokaje wykonują rozkaznatychmiast. Tnij, Istvanie: skończmy raz z tą wstrętną komedią. Podziemny kabaret, czy dzisiejsze piekło — wszystko jedno — musi być w dobrym stylu. Precz z ciemnotą, przesądami i wstecznictwem! Tnij! Istvan tnie, ogony odpadają. Lokaje krzywią się okropnie z bólu, ale stoją namiejscu. A teraz weźcie tę siekierę i pniak i jeśli tam kto jeszcze z waszejkompanii ma ogon — odciąć mu natychmiast. Rozumiecie? I kolacja, żeby za 10 minut była gotowa. Marsz!

LOKAJE

Tak jest, W. Ks. Wysokość! Słuchamy!

uciekają z pniakamii siekierą za filar na lewo.

ISTVAN

To piekło bardzo myszką trąci. Nie wiem, czy pan zdoła pomieścić się tu ze swoim wybujałym temperamentem.

BALEASTADAR

Zaraz wszystko się zmieni. Mamy jeszcze przed sobąnieprzebyte moczary psychologicznych okropności. Oczywiście będziemy sięupraszczać z powodu braku czasu.

przez drzwi z lewej strony czterej innilokaje (bez ogonów) wnoszą 3 trumny ciemno-czerwone i ustawiają rzędem z lewej strony. W miarę wnoszenia Baleastadar mówi:

BALEASTADAR

To zapewne trupy z wczorajszego dnia. Wiesz, Istvanie, że to już dzień następny. Wszystko idzie z wzrastającą szybkością. Niebędziesz mógł z początku nadążyć za wypadkami, ale potem przyzwyczaiszsię. Tu życie polega na ciągłym doganianiu i przeganianiu siebie samego.do Lokai Otworzyć trumny!

Lokaje zaczynają odbijać trumny.

ISTVAN

Tak szalenie mi żal ostatniego mordowarskiego wieczoru, który przeżyłem jako człowiek niedokończony.

BALEASTADAR

Przekroczyłeś przedwcześnie pewną przełęcz, którączasem wielcy politycy, artyści lub myśliciele osiągają dopiero w sześćdziesiątych i siedemdziesiątych latach. Ale jesteś muzykiem — muzyka powstajejuż w dzieciństwie i nie wymaga dojrzałości.

ISTVAN

Ach — iluż ludzi ma ten stosunek do muzyki, który nazwałbym „stosunkiem wyjącego psa”. Pies wyje tak samo, czy mu grać Beethovena, czy Ryszarda Straussa — wyje, bo go uczuciowo wytrąca z równowagi sam hałas dźwięków, ich emocjonalny, nieistotny artystycznie współczynnik. Ja muszę dojść do czystej muzyki.

BALEASTADAR

Dojdziesz, ale najprzód musisz wyładować w muzycznej formie wszystkie uczucia. Na nich to, pastwiąc się nad nimi, zdobędziesztwój własny styl i Formę Czystą. Tu może się stać to w procesie wewnętrznym, bez stawiania niepotrzebnych znaczków na pięcioliniach, dla wzruszania podlotków i histeryczek. Piekło — nawet takie — to świetny inkubator dla nieopierzonego muzyka.

ISTVAN

Kiedy, jak się to stanie? Czy mam może w tym kabaretowym piekle zarabiać na życie jako nędzny grajek, rzucając między diabelskie pospólstwo to, co mam najcenniejszego w życiu: moje uczucia?

BALEASTADAR

Nic bestia nie pojmuje! A gdzież twoja ambicja stworzenia sonaty Belzebuba, któraby pobiła wszechświatowy rekord muzycznej potworności? Czy zapomniałeś już o tym? Zrozumiesz to wszystko naprzykładzie, do lokai Prędzej tam, szatany! ukazują się w trumnachtrupy: Hildy i Barona Sakalyi, lokaje zaczynają odbijać trzecią trumnę.Mogę ci dać tylko możliwości. Ja sam mojej sonaty nie napiszę nigdy, mimo że wiem o niej wszystko. Ty napiszesz przeze mnie, ale twoją własną.Bezpłodny w istocie swej zły duch nigdy nasycony być nie może: musi mieć media: wykonawców swoich mglistych pomysłów i dlatego nigdydzieło jego nie będzie tym, czym być miało.

ISTVAN

Muszę wybierać więc między życiem a sztuką? Za rozkosztworzenia muzycznej wartości wyrzec się muszę bezpośredniego przeżywania? Wszystko będzie dla mnie martwym jeszcze przed urodzeniem?

BALEASTADAR

Tak czynili zawsze wszyscy wielcy artyści, mimo pozorów czasem wręcz przeciwnych. Dlatego szaleństwa artystów, tak pociągające dla ludzi zwykłych i taką wzbudzające zazdrość, są tylko gorzkim posmakiem, pozostałym po prawdziwych zdarzeniach w świecie urojonej wielkości, konstrukcji samej w sobie. Dawniej stawało się to w sferze dobra, dziś,u końca sztuki, musi dziać się w krainie zła i ciemności.

ISTVAN

Chciałbym się jeszcze nasycić szczęściem w świecie uczuć.

BALEASTADAR

Za późno! Albo też chcesz zostać nieudanym artystą,czymś najpodlejszym. I to nieudanym dla siebie samego, a nie dla tłumuwyjących psów.

ISTVAN

Nie chcę — za nic! Niech się spełni raz ta ofiara. Tylko tomnie w tej chwili zajmuje, jak się to odbędzie.

BALEASTADAR

Zupełnie po prostu, jak wszystko w piekle. Tu się ceremonii z uczuciami nie robi. Będzie to tylko pewien skrót życia, a nie cośjakościowo odeń różnego. Tego i sam Belzebub stworzyć nie potrafi.

ISTVAN

A może nie tak znów szkoda mi tamtego świata? Może ja udaję przed sobą? Ta niemożność przeżycia żadnego uczucia aż do dna, ta nieściśliwość uczuciowych stanów. Wszystko zdawało się już przeszłością, przedsamym powstaniem. I ta męka wyrzutu wobec innych ludzi, których podleoszukiwałem, dając za ich prawdę, fałsz moich połowicznych — och, nieuczuć — raczej stanów psychicznych.

BALEASTADAR

nagle groźnie

Dosyć tych wywnętrzań się! klaskaw dłonie. Wpada dwóch lokai. Wydobywać trupy! Żeby mi w tej chwilibyły gotowe!

właśnie lokaje odbili trumnę, w której leży baronowa Sakalyi, ubrana czarno z fioletem.

LOKAJE

Słuchamy, W. Ks. Mość!

zabierają się w sześciu do wydobywania trupów, które sadzają na fotelach. Trupy są sztywne i mają zamknięte oczy

ISTYAN

drżącym głosem

Panie Baltazarze: ja się pana boję. Panjest taki straszny, obcy — ja nie chcę!

BALEASTADAR

Milczeć, błaźnie! Czy chcesz zawisnąć na własnychszelkach u wejścia do sztolni, jak tamten? I to przed stworzeniem dzieł,które usprawiedliwią twoje nędzne istnienie? Potem możesz się wieszać, ilechcesz. Jeśli teraz stąd uciekniesz, nie wytrzymasz już normalnej egzystencji.

ISTVAN

Ja nic nie chcę, panie Baltazarze. Chcę tylko wrócić do domu,do ciotki. Chcę, żeby choć raz jeszcze powtórzył się dobry, mordowarskiwieczór, żeby cicho było... Chcę pograć te moje dawne preludia, przeczytaćjakąś powieść i zasnąć. I żeby mi się śnił ten spotęgowany nasz kochanyMordowar, jak dawniej. Ja już nigdy nie będę. Niech mi pan przebaczy.

BALEASTADAR

miażdżącym wzrokiem wpatrzony w Istvana

Niejestem żaden pan: jestem Belzebub, książę Ciemności. Mówić do mnie: Wasza Książęca Wysokość! Rozumiesz, bymbyło jedna?!

ISTVAN

padając na kolana

Tu straszno... Ja nic nie chcę... Tylkowyjść stąd...

BALEASTADAR

głosem strasznym

Ja unieśmiertelniam w tobiegrzech pierworodny twórczością, którą w tobie wzniecam. Przez sztukę tylkoludzkość ma pamięć, że wszystko przeczy samemu sobie w Istnieniu. Bezsztuki nie ma już dziś życia dla mnie. Ja w mechanicznej miazdze bydlątnie mam nic do roboty. Póki trwa sztuka, ja istnieję i nasycam się bytem natej planecie, tworząc metafizyczne zło. Na księżycach Jowisza mają swoichBelzebubów.

ISTVAN

Boże! Ratuj mnie! Wasza Książęca Wysokość: łaski!

trupysiedzą sztywno w fotelach. Wyprostowani lokaje czekają wyprężeni na rozkazy.

BALEASTADAR

Nie waż się tu wspominać tego Imienia. Dla mnie totylko symbol nicości, mojej nicości — a ja chcę żyć i będę. Ale muszężyć przez kogoś. Artyści to jedyny dziś dla mnie materiał. Tworzyć przezzniszczenie! Ostatnia siła rozsadzająca, po śmierci religii, które tworzyływidmo złego ducha. Ja wcielam to wszystko — rozumiesz? Od czego maszmózg. Myśl, ale nie czuj nic.

ISTVAN

zapadając w katalepsję

Coś potwornego zamraża mnie dowewnątrz. Czuję, jak zły kieł nieuchwytnego widma orze mi mózg w zygzaki piorunowej, niewyrażalnej myśli.

BALEASTADAR

Co widzisz?

ISTVAN

Widzę dawny Mordowar jak we śnie, spotęgowany do granicnieludzkiego, jakiegoś bydlęcego piękna. Spadają maski z drzew, gór i obłoków. Widzę czarne, bezlitosne niebo i małą zbłąkaną kulkę, którą ty, książęCiemności, otaczasz nietoperzymi skrzydłami. Ja, robaczek, mała gąsienica,pnę się po listkach prześwietlonych przez złowieszczy żar pękających słońcDrogi Mlecznej.

BALEASTADAR

Zejdź niżej: do twych uczuć. Pogrzeb się w sobie poraz ostatni.

ISTVAN

Uczucia moje są to pigułki, które robi jakiś ohydny międzyplanetarny aptekarz i rzuca je w nicość, na pożarcie zgłodniałej, zamrożonejprzestrzeni.

BALEASTADAR

Niżej jeszcze...

ISTVAN

budząc się nagle z katalepsji

Ja chcę do Mordowaru, docioci! ostatnim wysiłkiem ze sztuczną ironią: Pan świetnie wszedł w rolęBelzebuba, ale ja mam dosyć tej komedii.

Baleastadar wali go pięścią przezłeb. Istvan stoi i znowu zapada w stan poprzedni.

ISTVAN

Już koniec. Sam rdzeń mojej istoty zmartwiał mi w lodowatym powiewie z centrum niebytu.

BALEASTADAR

Teraz rozumiesz? Jednej rzeczy nie mogę, tylko jednej: tworzyć sztuki. A jestem urodzonym artystą. Dawniej kazano mi tworzyć życie, teraz byłem bez zajęcia w tej doskonalejącej mechanizacji. Ktomi kazał, nie pytaj, nie myśl o tym. Pewne tajemnice muszą być zachowane.Wiedz, że tylko ja jestem jedyną nadrzeczywistością, jedynym złem. Gdybynie zło, nie byłoby nic, ani nawet twojej ciotki, choć jest osobą notorycznieświętą.

ISTVAN

z ostatnim wysiłkiem

A jednak widzę cię: przeklętego plantatora z Rio. O — wyrastają ci rogi — ach, jakie to zabawne! Ja wiem, jakto jest zrobione. Ogon kazał sobie obciąć, bo mieć ogon jest czymś śmiesznym. Ale rogi zostawił dla efektu. A może to te rogi, które przyprawiła citwoja żona: Klara di Formio y Santos...

Baleastadar wali go jeszcze razpięścią przez łeb. Istvan pada. Podczas tego, gdy mówi Istvan, Baleastadarowiwyrastają w istocie niewielkie (do 10 cm.) rogi. (Na peruce ma dwa gumowe palce, od nich idzie rozwidlona rurka zakończona pompką w kieszeni,przy pomocy której można je nadąć.) Lokaje w głębi pękają ze śmiechu.Baleastadar tego nie widzi.

BALEASTADAR

No — teraz ma dosyć. Posadzić go między trupami.Nie rozumie błazen, że jest najgenialniejszym muzykiem świata w zarodku. Tego, co on — nie dokona nikt! do Hildy, która nagle wytrzeszcza nań oczy, siedząc sztywno na fotelu, inne trupy siedzą z oczami zamkniętymi Czego ekarkiliujesz na mnie twoje gały, Hilda? To jest twójprawdziwy kochanek. Przez niego stworzymy muzykę Czystego Zła, przedystylowanego w Czystą Formę. Och — gdybym mógł być sam artystą — !przez chwilę łka dziko, po czym się opanowuje i mówi: Sonata Belzebubamusi być stworzona. A pani zwraca się do Hildy będzie śpiewać pieśniBelzebuba, a koncert smyczkowy Belzebuba — wiolonczela czy skrzypce —wszystko jedno — napisze też ten błazen przeze mnie, a wykona to jakiśskrzypek, sam nie rozumiejąc nic z tego, co robi, fortepianowe utwory wykonam ja cierpiąc jak potępieniec nad tym, że sam ich nie stworzyłem i wyć będą wszyscy z zachwytu jak szakale.

HILDA

Ale czemu wszystko to robić tu, dziś w nocy, a nie powoli tam,na powierzchni ziemi?

BALEASTADAR

Dla kondensacji zła — tam rozlazłoby się to na zgniłąmarmeladę mordowarskich, a nawet budapeszteńskich nastrojów. innymtonem Takie małe to wszystko: nędznie wyduszone z ostatnich zakamarkówdna. poprzednim tonem, z zapałem Ale jedyne w swoim rodzaju — rozumiesz, Hilda? Nic innego nie ma na początek w tym ogólnym końcu, więcsztuka musi być syntezą zła i dla niej warto jeszcze coś spróbować, nawet zewstrętem i męką, bo to jedyna rzecz, która nam została z dawnych dobrychczasów, mimo że też, i to nie długo, diabli ją wezmą. Zacznę od muzyki,a potem może opracuję w ten sam sposób i inne sztuki, chociaż wątpię, czyda się to zrobić. Ale naprzód sonata, taka uczniowska, jak pierwsza sonataw konserwatorium. No — zbudź się ty, genialny manekinie!

ISTVAN

budzi się nagle z ogłupienia i wstaje. Staje się nagle zupełnieinny: jest opanowany, wesoły i jakby demonicznie zły.

Słucham W. Ks.Mość. Od czego zaczynamy?

BALEASTADAR

Masz tu kobietę, Istvanie. Musisz ją kochać, zatracając wszystko, co ceniłeś dotąd. Drugiej takiej nie znajdziesz na ziemi. Jestto wcielenie kobiecej dziwności, w najdzikszej transformacji środka spółrzędnych czystego zła.

ISTVAN

Rozumiem. Trochę Książę przesadza. Pani Hildo: ja panirzeczywiście dotąd nie pojmowałem. Byłem dzieckiem.

HILDA

I teraz jesteś dzieckiem, mimo twego całego muzycznego demonizmu. Chodź do mnie — ja cię nauczę być sobą. Będziesz mój i zginieszprzez to, jak i wszyscy, ale inaczej: razem stworzymy piekielne dzieła, o których marzyć będą samotne szatany w bezsenne noce, śniąc o niebyłych nigdyszatanicach. We mnie piekło moich nienasyceń uwsteczni każdą miłośćw bagno niszczącej rozkoszy. Ale zginąć musisz w upadku okropnym, jakiegonigdy dotąd nie przeczuwałeś.

ISTVAN

Słyszałem o tym niszczeniu się przez kobiety, lecz nigdy temunie wierzyłem. Ale ja cię przekonam. Pod tą maską, którą noszę, nie manic rzeczywistego. Nie boję się niczego. Wir ciemnych dźwięków zasłaniami tajemnicę twego ciała. Jak sztyletem rozedrę je pocałunkiem twoichzbrodniczych warg. całuje ją Teraz poznałem siebie. Siła moja nie magranic. Wszystko to zamknę w piramidę diabolicznej muzyki, w konstrukcjęczystego metafizycznego zła, zamrożonego dionizyjskiego szału.

HILDA

Jestem twoja w niedosiężności mojej najgłębszej istoty, którąjest nienasycenie się w zbrodni i kłamstwie. Nic mnie nasycić nie może.Jesteś potworny, obrzydliwy chłopczyk. Kocham cię. Czuję, jak przetwarzaszmnie w twoje dźwięki.

BALEASTADAR

I pomyśleć tylko, jak nisko upadłem! Ja, który przedwiekami walczyłem ze świętością sztuki, ja, który marzę teraz tylko o tym,aby móc skomponować choćby osiem taktów dobrej muzyki. Ta sprzecznośćrozrywa mnie. O — co za piekło jest być Belzebubem i nie móc być, nawetdziś, artystą. do Istvana Ale ty, idioto, beze mnie też byłbyś niczym. Tojedno mnie pociesza. Nie mogę wyrazić tego w tych przeklętych ludzkichpojęciach. Ale to, co się stanie, niech mówi samo za siebie, przez drzwi nalewo wchodzi Rio-Bamba, prowadząc Ciotkę Istvana i Babcię. Rio-Bamba — prowadź tu bliżej te matrony. Niech patrzą i widzą. Dobrze, żeścieprzyszli: będziecie tłem dla moich pomysłów.

RIO-BAMBA

A więc widzimy teraz jasno, że cała ta mordowarskalegenda nie była takim nonsensem, jak to się z początku wydawać mogło.obejmuje Babcię Widzisz, Julio, jak stare grzechy mogą stanowić wspaniałe tło dla nowych potworności.

BABCIA

O, jak mi z tobą dobrze, Teobaldzie.

CIOTKA

do Baleastadara

Zawdzięczam W. Ks. Wysokości zupełnątransformację mego siostrzeńca. Książę Ciemności nie mógł postąpić łaskawiej.

całuje Baleastadara w rękę

BALEASTADAR

do trupów

Pani baronowo: proszę się zbudzić.I pan, panie Hieronimie także,

trupy baronowej i Sakalyiego otwierają oczy.

BARONOWA

W. Ks. Wysokość: ale proszę to wszystko załatwić łagodnie, żeby Hierkowi nic się złego nie stało. Jego tak już wyczerpała tazbrodnia. Ale myślę, że Sakalyi może sobie pozwolić na to, aby zabić jakąśtam budapeszteńską wietrznicę, która go śmie lekceważyć.

SAKALYI

wstając nagle

Hilda! Co ty tu robisz z tym podłym grajkiem? W mojej obecności śmiesz...? Czy chcesz, abym cię zabił po razdrugi?

BALEASTADAR

Nie wie pan jeszcze, panie baronie, że Istvan jesthrabią. Okazało się to tu, w kancelarii u wejścia. Dokumenty przejrzałemwchodząc. Wszystko jest w porządku. Wynika stąd, że Istvan jest potomkiem palatyna Clapary, tego, który był panem na Orawskich zamkach.Dziadek Istvana, zaplątany w wojnie roku 48-ego w nie bardzo zaszczytny sposób — jako szpieg austriacki z przekonania — uciekł tu do Mordowaru i żył pod zmienionym nazwiskiem. Miał syna, który umarł, pozostawiwszy na świecie Istvana. Rio-Bamba jest też hrabią — ale mniejszao to.

SAKALYI

A to fatalne. Straciłem ostatni atut. Co za nudna komplikacja. Wobec tego bijemy się, panie hrabio.

ISTVAN

Mógłbym pana zdyskwalifikować, ale nie chcę. Gdyby panwczoraj wieczorem wiedział, że jestem jakimś głupim hrabią, nie ośmieliłbysię pan popełnić samobójstwa, będąc wyzwanym. Snobizm zabija w panuwszystkie inne uczucia, prócz zazdrości o nią, która jest teraz moja.

wskazuje na Hildę. Lokaje podają im szpady.

BARONOWA

Nie daj się temu nicponiowi. Jakkolwiek uwolnił nas odproblemu małżeństwa z tą wskazuje Hildę panią, jednak musisz pomścić to, że śmiał ci zabrać kobietę w ogóle

młodzi ludzie biją się.

SAKALYI

Ręka mi drętwieje. Zapomniałem wszystkich najlepszychpchnięć. Ja, który pobiłem hrabiego Sturza i Trampoliniego. Dosyć tego.To straszne. Skąd on umie to wszystko?

pada przebity. Baronowa i lokajerzucają się ku niemu, ratują go i przewiązują.

HILDA

Ach, Istvanie: jakże cię uwielbiam.

obejmuje Istuana. Wbiegaprzez drzwi na lewo Krystyna, owinięta w czarny szal.

KRYSTYNA

Co się tu dzieje? Och — jakże jestem zmęczona. — Szalony wicher wyłamał pół lasu na stokach Czikla. Ledwo tu trafiłam. A jaktu straszno! Prowadził mnie jakiś dziwny człowiek w staro-hiszpańskim stroju. wchodzi don Jose Intriguez de Estrada w stroju granda z XVII wieku.Nie gniewaj się, babciu, ale on mówił, że to ty go po mnie przysłałaś.

DE ESTRADA

Witaj, Baltazarze. Nie mogłem wytrzymać, aby cię nieodwiedzić. Dziś w nocy przyjechałem z Rio. Mam urlop na 2 miesiące.

BALEASTADAR

Państwo pozwolą sobie przedstawić: kochanek mojejżony, Don José Intriguez de Estrada, ambasador króla hiszpańskiego w Rio.

DE ESTRADA

zmieszany.

Wolne żarty, Baltazarze...

BALEASTADAR

Nie żaden Baltazar, tylko Belzebub, Książę Ciemności! Czy nie widzisz tych rogów? wskazuje na głowę. Sam mi je przyprawiłeś. Ale teraz stały się symbolem mego diabelstwa. Siadaj. De Estradasiada, ale widać, że czuje się fatalnie. Tu chodzi tylko o to, aby ten młodymuzyk napisał sonatę godną samego Belzebuba — to jest mnie.

DE ESTRADA

Czuję się fatalnie w tym wszystkim. No tak, skorochcesz udawać wariata, to trudno. Pamiętam: mówiłeś mi kiedyś cośtakiego po pijanemu. Ja jestem w dziwnym położeniu: zamiast do Madrytu pojechałem na Fiume — Budapeszt wprost do Mordowaru. Teraz widzę, że nie ma w tym żadnego sensu. Tam w Mordowarze, zaraz ze stacji,poszedłem wprost do nieznajomego mi całkiem domu i z tą oto panienką,którą widzę po raz pierwszy w życiu, przyjechaliśmy tu, do tego kabaretuw opuszczonej kopalni. Konie padły nam po drodze i pieszo, wśród walącego się lasu — nie masz pojęcia, co za wicher...

BALEASTADAR

Milczeć! Ja ci dam kabaret!

De Estrada mdlejei wywraca się na wznak w fotelu. Kapelusz spada mu z głowy.

KRYSTYNA

Teraz dopiero jasno widzę. Jest już za późno. Ja kochałam tylko Istvana.

BABCIA

A do tego okazało się, że Istvan jest hrabią. Przy pomocyKsięcia Ciemności będzie największym muzykiem świata.

KRYSTYNA

Wszystko przepadło. Niechby sobie był, kim chciał — tomnie nic nie obchodzi! płacze Ja go tak strasznie, beznadziejnie kocham.

SAKALYI

Ostatni ratunek przepadł. Panno Krystyno: ja uciekałem odpani, bo bałem się mamy i mezaliansu.

HILDA

Widzicie, jaki on jest podły!

ISTVAN

Nie przerywaj mi. Coś zaczyna się we mnie tworzyć. Pierwszy temat sonaty... W fis mol. zamyśla się Mam ją całą w sobie, jakjakąś jedną, mglistą bombę.

BALEASTADAR

Ach — nareszcie! Czasami naprawdę śmiać mi sięchce, jak pomyślę, że ostatecznym celem tego wszystkiego ma być jakaś głupia sonata. Oto, jak spsiała, że tak powiem — passez moi l'expression —sama idea Belzebuba w ostatnich czasach. Sam Belzebub, aby przeżywaćsiebie istotnie, musi być jakimś zagwazdranym mecenasem sztuki i wirtuozem — bo tam jedynie objawia się jeszcze indywiduum w formie jakiejtakiej perwersji. A reszta to mechaniczna miazga niegodna spojrzenia nawet najpodlejszego z diabłów. Nieprawdaż, Chebnazel? A ty durniu, Azdrubot: czy chciałbyś pomajstrować w tym mechanizmie naszych idealnieurządzonych społeczeństw?

II LOKAJ

Śmiejąc się

Nigdy, W. Ks. Wysokość: wolę służbę w tymkabarecie.

I LOKAJ

To lepsze w każdym razie od Enfer lub Cabaret du Néantna Place Pigalle.

BALEASTADAR

A więc do roboty. Przygotować fortepian. Bechsteinczy Steinway?

I LOKAJ

Bechstein, W. Ks. Wysokość

biegną w głąb i otwierająwspaniałego Bechsteina.

KRYSTYNA

Panie Istvanie: ja pana naprawdę... Porzuć to budapeszteńskie padło. Przypomnij sobie nasze granie na 4 ręce. Tam, w naszym kochanym, cichym Mordowarze — te nasze wieczory.

ISTVAN

Mało ich było, a wszystkie zatrute tą przeklętą miłością bezwzajemności do ciebie. Wstrząsam się ze wstrętu na samą myśl o tym. Gdybym się był z tobą ożenił, nigdy nie byłbym artystą. Jesteś dla mnie tylkotematem do macabre-menueta, który będzie drugą częścią mojej sonaty,prawdziwej sonaty Belzebuba. Widzę to już wydrukowane w Universal Edition, a poświęcone będzie księciu Ciemności: Dem Geiste der Finsterniss gewidmet — tak, jak na sonatach Beethovena, które bawiły mnie, gdymiałem lat siedem.

BALEASTADAR

Dalej, dalej — niech się coś dzieje jeszcze. Wszystko to mało.

ISTVAN

Tak? A więc precz ode mnie, jedyny nędzny wyrzucie sumienia. Niech nic nie śmie mi przypominać tych mordowarskich małostek.

wyjmuje nóż z kieszeni i zarzyna Krystynę.

BARONOWA

Dobrze jej tak — za to, że śmiała nie kochać mojegojedynaka. Zresztą i tak nie pozwoliłabym na to małżeństwo.

HILDA

do Istvana

Teraz jesteś naprawdę mój. To cielątko i tak niemogłoby ci wystarczyć.

szepczą ze sobą. Rio-Bamba zaczyna tańczyć z Babcią.

RIO-BAMBA

Zostaję diabłem na starość. Razem z tą wiedźmą stworzymy jakiś straszliwy psychiczny dom schadzek dla najtęższych indywiduównaszych czasów.

BALEASTADAR

Oby tylko były. Boję się, że będzie to tylko zrzeszenie kooperatywne dla resztek błąkających się samotnie artystów.

BABCIA

podrygując

Naprawdę — przestać udawać matronę i nasycić się życiem jeszcze raz — nigdy się tego nie spodziewałam. Tyle czasubyć czarownicą i musieć udawać szanowną w małym stylu matronkę: to była męka.

tańczy z Rio-Bambą. Jeden z lokai gra „shimmy” bardzo cicho.

BALEASTADAR

Takie beznadziejnie kabaretowo-dancingowe to wszystko, takie niesmaczne. Ale bez tła niczego dokonać nie można. A teraz —słuchaj, Istvanie: nie powinieneś tak bezwzględnie oddawać się życiu — natym ucierpi nasze wspólne dzieło: inicjalna sonata, zarodek całej belzebubiej muzyki. Dać ci zakosztować, a potem przeciąć wszelkie połączenia z możliwością nasycenia — o to mi chodziło.

ISTVAN

Nie rozumiem — więc ja...?

BALEASTADAR

Odejdź no od tej pani. To jest mój łup. Dla ciebieto chwilowo zabawka, dla mnie — ostatnia miłość starca, którego już nicnie czeka, choćby był nawet Belzebubem.

ISTVAN

I to W. Ks. Mość śmie mi mówić? Ja pierwszy raz zrozumiałem, czym jest naprawdę istnienie, a W. Ks. Mość chce mi to zabrać. Nie,wolę życie, niż wszystkie możliwe muzyczne utwory à la Belzebub. W sztuce będę czystym, bez żadnego, nawet metafizycznego zła.

patrzą na siebie,zmagając się wzrokiem aż do odwołania.

BARONOWA

To wszystko dobrze, ale czemu tak właśnie ma się toodbywać. W tym nie ma żadnej konieczności: c'est contingent tout celà —czysty przypadek. Gdzieś w Mordowarze na Węgrzech — czemu nie w Meksyku? — Spotkało się przypadkowo paru ludzi. Ale czemu to właśnie tenpan musi być Belzebubem i ten Szentmichalyi jego właśnie ma wyzyskać dlacelów artystycznych — tego nie rozumiem i nie zrozumiem nigdy.

CIOTKA

Dlatego, żeby mój siostrzeniec, który zastępuje mi syna, został wielkim muzykiem.

BARONOWA

To nie jest wystarczająca przyczyna dla rzeczy aż takwielkich, jak zjawienie się prawdziwego Belzebuba. I dlaczego tu, a niegdzie indziej?

BALEASTADAR

do baronowej

Gdzieś raz musiało się to stać. Czynie wszystko jedno gdzie wobec nieskończoności światów? Planet jest wiele, pani Baronowo. To tak, jak z szybkością światła: jakaś być musi i toskończona — czy nie wszystko jedno czy 300, czy 500 tysięcy kilometrów nasekundę?

Istvan spuszcza głowę i stoi zmartwiały.

BARONOWA

Tak, ale nie lubię tego antropocentrycznego światopoglądu. Jestem kobieta oświecona, un bas bleu, jeśli pan chce, ale au fondjestem panteistką.

BALEASTADAR

Nie mogę teraz, na poczekaniu, mieć wykładu o konieczności przypadku dla precieuse'owatych matron. Hilda, jesteś moją:chodź w moje objęcia. Jedyny w swoim rodzaju wieczór.

HILDA

padając przed nim na kolana.

O, mój jedyny! Więc toprawda? Więc mnie spotyka to nieludzkie szczęście, że będę kochankąprawdziwego Belzebuba? Ja chyba oszaleję, ja tego nie przeżyję!

czołga sięu stóp Baleastadara.

ISTVAN

Ha — ja też tego nie przeżyję tak spokojnie! Zabiera mi jedyną miłość! Na to dał mi ją, aby mnie okrutnie ograbić.

rzuca się naBaleastadara, ale zatrzymuje się, jak zahipnotyzowany.

BABCIA

Ciszej, na szatana! Ambasador się obudzi i będzie niepotrzebnym świadkiem. To nie jest jeszcze nasz człowiek.

DE ESTRADA

wstając

Ależ jestem, droga babciu. Jestem wasz, żałuję, że wszystko to nie dzieje się w Hiszpanii: byłbym z tego dumny. Możecie liczyć na moją dyskrecję. Baltazarze, wierzę, że jesteś prawdziwymKsięciem Ciemności. Być na ty z Belzebubem, to wielki zaszczyt nawet dlagranda Hiszpanii i ambasadora Jego Królewskiej Mości.

ISTVAN

Zabiję tego łotra,

rzuca się na Baleastadara, który przewraca się dobrowolnie (przed dotknięciem) na ziemię, rozstawiając ręce i śmieje się demonicznie.

BALEASTADAR

padając

Wal, strzelaj, rżnij, kłuj! Mnie nie zabijesz nigdy — jestem wieczny. Masz rewolwer.

podaje mu rewolwer. Istvan kłuje go nożem z dziką furią kilka razy. Baleastadar śmieje się dalej,Istvan obłąkany z bezsilnej złości chwyta rewolwer i strzela w niego sześćrazy. Belzebub wstaje, śmiejąc się i podnosi Hildę, biorąc ją w objęcia.

BALEASTADAR

A teraz do fortepianu, mydłku. Teraz dopiero życieprzetworzy się w tobie na ten piekielny melanż formy z treścią, jaką jestsztuka. Dosyć perwersji w życiu. Nędzne to jest, bo nędzne, jak każdasztuka, ale jedyne i złe — to jest najważniejsze.

ISTVAN

budząc się z zamyślenia.

Chodź, Hieronimie. Ze mną pocieszysz się po tych kobietach. Ja sam potrzebuję czegoś jeszcze, jakiejś małej potworności, która by mnie przeważyła na tamtą, ciemną stronę mojegoprzeznaczenia. Tajemnica tej transformacji jest niezgłębiona, jakkolwiekpospolite mogą być jej życiowe objawy.

baron wstaje, Istvan go obejmujei obaj idą w głąb.

BARONOWA

Hierku: nie poddaj się temu demonowi. Mam dlaciebie jeszcze coś w rezerwie: dziedziczkę zamku Keszmereth — cudna piętnastoletnia panienka. O tym marzyłam przez całe życie, tylko nie chciałammówić ci przedwcześnie.

BALEASTADAR

Dosyć, stara purchawko! Czy nie widzisz, że on idziegrać moją sonatę, sonatę Belzebuba — a do tego musi mieć ostatnie tło.O, szczęście bez granic! Teraz jestem nareszcie czymś w rodzaju artysty.Przez niego spełnia się to straszliwe nabożeństwo do nieznanego, niepoznawalnego zła, którego cząstkami jesteście wszyscy we mnie.

BARONOWA

A więc jest to rodzaj panteizmu, nawet w belzebubicznejtranspozycji myśli.

BALEASTADAR

przechodząc z Hildą w objęciach ku fortepianowi.

Cicho, tam! Tu jest aparat do notowania — możesz improwizować z początku.

wskazuje przyrząd po prawej stronie fortepianu.

ISTVAN

zasiadając do fortepianu.

Teraz nareszcie wiem, czym jestprzestrzenna koncepcja formalna w muzyce. Cała Sonata Belzebuba jestwe mnie poza Czasem. Rozwinę ją jak wachlarz — największe dzieło odpoczątku świata.

Baron stoi za nim oparty o niego w zachwycie. Koło ogona fortepianustoi Baleastadar z Hildą. Istvan uderza pierwsze tony dzikiej muzyki. Rio-Bamba tańczą z Babcią fantastyczny taniec. Baronowa w fotelu zapadaw trans słuchania. Podczas tego kurtyna wolno zapada.

Kurtyna

AKT III

Salon Baronowej Szakalyi na zamku w okolicy Mordowaru. Całość przedstawia dość wąski pas (do 3 m szerokości) wzdłuż rampy. Resztę sceny oddziela od części widzialnej zasłona koloru ciemno-wiśniowego, mogąca sięrozsuwać na dwie strony. Meble rokoko. Drzwi na lewo i na prawo. Na lewo siedzi BARONOWA i CIOTKA ISTVANA — robią robótki. Koło nichDE ESTRADA, ubrany, jak w akcie II. Na kominku na lewo pali sięogień. Powoli zapada mrok różowawy.

CIOTKA

Tak jestem wdzięczna pani baronowej, że tę noc pozwoliła mispędzić tutaj. Męczy mnie niepokój o Istvana.

BARONOWA

Ależ droga pani: z chwilą, kiedy odnalazły się te hrabiowskie papiery, kariera otwiera się przed nim bez zarzutu. Mezalians panaSzentmichalyi — to jest hrabiego Clapary — z siostrą pani — wybaczy pani, że tak otwarcie to mówię — da się przezwyciężyć w zupełności. OżenimyIstvana z jaką bogatą Amerykanką, których tyle zjeżdża tu do Mordowaruna lato.

CIOTKA

Ach — o to na razie mniejsza. Boję się, że ten stary wariatwciągnie go w jakąś awanturę z tą sonatą Belzebuba.

BARONOWA

Ależ wrócą na pewno — nic mu się nie stanie. To tylkotak zwane artystyczne przeżycia. Więcej mnie niepokoi mój syn.

DE ESTRADA

Ależ, pani: ten głupi strzał w tę budapeszteńską heterę —bo inaczej nie mogę nazwać tej pani — da się zatuszować w zupełności.A rana samobójcza, że się tak z hiszpańska wyrażę, lekka jest, jak piórko.Małe muśnięcie czaszki i chwilowy paraliż połowy ciała od wylewu krwi.Znałem iks takich wypadków na wojnie — objawy te przechodziły bez śladu.

Lokaj wchodzi z lewej strony.

LOKAJ

Pani hrabina Clapary, proszę Jaśnie Pani.

BARONOWA

Jaka hrabina? Nic nie rozumiem.

DE ESTRADA

Zapomina pani, że brat ojca Istvana okazał się też hrabią — tak zwany Rio-Bamba — zupełnie automatycznie. I natychmiast,jak przystało na dżentelmena, wziął ślub z tak zwaną babcią Julią z domu Ceres. Drobna szlachta, ale nic nie szkodzi. Jego sprawki młodzieńcze zatuszujemy również naszymi wpływami i wszystko będzie jeszczedobrze. W naszych czasach nad wielu rzeczami przechodzić trzeba do porządku.

BARONOWA

Ach, tak — a więc proszę poprosić tę panią.

CIOTKA

Jak to przyjemnie — wszyscy tacy dobrze urodzeni — takietytuły — tak bardzo mi przyjemnie.

BARONOWA

Tak — niezupełnie — nie wszyscy oczywiście. Ale jakoś to będzie.

wchodzi BABCIA JULIA.

BABCIA

Czy nie ma tu Istvana, pani baronowo? baronowa robi przeczący ruch głowy. Nie mogę już czekać w domu. Coś mnie po prostu wyciąga, jak korek z butelki.

BARONOWA

Jeszcze nie wrócił, pani hrabino.

BABCIA

Zostawiłam wiadomość, że będę tu.

CIOTKA

Ja tak samo. Pani baronowa taka łaskawa, że nas przygarniaw tej ciężkiej chwili.

BARONOWA

Ale ja myślę, że ta noc dzisiejsza świetnie oddziała najego twórczość. To silny chłopak. On się nie podda na pewno temu marchand-de-vin'owi. Młody człowiek musi się hartować. Proszę: niech pani siada — będziemy oczekiwać nowin razem.

BABCIA

siadając

Tak, w istocie — to jest głupstwo. Ale niepotrzebnie mu zawróciłam głowę tą mordowarską legendą. Szalenie głupia historiai tak oddziałała mu na wyobraźnię.

BARONOWA

To artystyczna dusza w każdym duchowym calu. Alezapomniałam pani pogratulować wywyższenia na drabinie społecznej. Serdecznie winszuję.

BABCIA

Och — to drobiazg. Byle tylko nic złego z tego nie wyszło.Już nigdy więcej nie będę kłaść kabały: porzucam też chiromancję, a nawet astrologię na zawsze.

BARONOWA

Tak — obecnie na pani stanowisku to nawet nie wypada.

DE ESTRADA

Oczywiście, pani hrabino.

BARONOWA

Proszę pani: kabały się sprawdzają, bo ludzie podświadomie dociągają wypadki do przepowiedni. Nawet gdyby komuś co 5 minutsprawdzały się wszystkie przeczucia, uważałabym to za przypadek wobecnieskończoności tego świata i nieskończoności zdarzeń i przeczuć. C'est tout á fait contingent, nieprawdaż Don José?

DE ESTRADA

Oczywiście: zasada Wielkich Liczb, prosty rachunekprawdopodobieństwa. Statystyka coraz większą rolę odgrywa we wszystkim. Nawet prawa fizyki są podobno tylko statystyczne, to jest przybliżone,jakkolwiek...

wchodzi z lewej strony baron, na wpół sparaliżowany, prowadzony przez lokaja.

BARONOWA

Ach co za szczęście! Więc możesz już chodzić, Hierku?Wyjedziemy na Południe i wszystko będzie jeszcze dobrze, jak mówi DonJosé. Mój syn, Hieronim, panie ambasadorze.

witają się. Baron całujeBabcię w rękę z głęboką czcią, a ciotce podaje rękę.

SZAKALYI

siada na fotelu. Lokaj exit.

Tak chce mi się żyć, mamo.Jestem jak nowo narodzony. Nigdy świat nie wydawał mi się piękniejszy.Pamiętam: miałem to kiedyś po tyfusie. Listki, widziane przez okno na tlepochmurnego nieba, były dziś dla mnie piękniejsze od puszcz afrykańskich,przez które przedzierałem się polując. Nigdy już nie zabiję żadnego stworzenia — może oprócz much — czasem dokuczają tak okropnie. I wiecie?Przestałem być snobem: snobizm to brzydka rzecz — nie warta życia. Wiem,że kocham Krystynę, od której starałem się oddzielić rozpustą, aby niepopełnić mezaliansu. Dlatego zabrnąłem w tamten romans. Dziś pani Fajtcacy nie istnieje dla mnie zupełnie.

BARONOWA

obejmując go

Kochane dziecko! Tylko nie męcz siętymi myślami. Będzie czas na wszystko. Nie decyduj się teraz na nic — tomoże być jeszcze nienormalne.

SZAKALYI

odsuwa matkę z lekkim zniechęceniem.

Ach, mamo:chciałbym, abyś zupełnie była ze mną w tej chwili. To wielka przemianamego życia. Wiem, o czym myślisz: o pannie Keszmereth — to bardzo miłapanienka — ale ja kocham Krystynę.

DE ESTRADA

który słuchał z pewnym niepokojem i ze zmarszczonymi brwiami

Panie baronie: w młodości lubimy się czasem decydować narzeczy wielkie, pozornie wielkie, które potem wydają się nam małymi, a cierpimy nad nimi czasem życie całe. Tradycja to piękna rzecz — nie możnalekceważyć....

SAKALYI

Pan mnie nie rozumie, panie ambasadorze: ja nie mogęwam powiedzieć, jak wszystko jest piękne. Czy tylko Krystyna zechce mniejeszcze po tej całej awanturze? Czy ten paraliż przejdzie?

DE ESTRADA

nieszczerze.

Na pewno: po usunięciu wylewu krwi.Za dwa miesiące będzie pan zdrów i wszystko wtedy wyda się panu inaczej.

BARONOWA

do de Estrady

Czemu pan jest taki dziwny, Don José? Czy pan przypuszcza...?

SAKALYI

Mamo: przestań niepokoić się głupstwami. Jestem szczęśliwy po raz pierwszy w życiu. Nawet jeśli pozostanę sparaliżowany i jeśliKrystyna odmówi mi swojej ręki — nawet wtedy będę szczęśliwy: znalazłem dziwny spokój w sobie.

BARONOWA

z rozpaczą

Boże, Boże, Boże...!

zakrywa twarz rękami.

DE ESTRADA

Ależ, pani baronowo: to może przejść zupełnie po operacji.

SAKALYI

Mama posądza mnie, że zwariowałem na łagodnie wskutektego wylewu krwi

wchodzi RIO-BAMBA bez meldowania się

DE ESTRADA

Oto nasz hrabia Clapary: gratuluję z całego serca.

RIO-BAMBA

Jestem i będę nadal Rio-Bambą. Zmazałem grzech młodości, a od reszty skutków mojej przeszłości ocalicie mnie zapewne, abymmógł się poprawić na starość.

DE ESTRADA

Ależ oczywiście, panie Rio-Bamba — będę nazywał pana pseudonimem, skoro pan tego chce. Diabeł zawsze poszukuje sposobności, aby maximum zła wyrządzić w danym punkcie wszechświata, w którym natrafia na najmniejszy opór. Dziś punktem takim — raczej ich wielością — jest sztuka. Tam, gdzie powstają nowe formy, tam na pewno jeston. Takie jest moje przekonanie.

SAKALYI

gwałtownie

Niech pan tak nie mówi, Don José! łagodnie. Jest coś strasznego w tych słowach, co mnie przeraża. Nie chcę niczłego — jestem jednak jeszcze bardzo słaby.

BARONOWA

Uspokój się, dziecko. Siądź tu przy mnie. Ja cię ukołyszę tak jak dawniej, kiedy byłeś mały.

Siada koło niego, on kładzie głowęna jej ramieniu. Ona go kołysze.

RIO-BAMBA

do babci.

No i cóż, stara? Czy cię nie wzrusza ta scena? Świat jest cudowny. Ale musimy być dobrzy. Na to nie ma rady — toproste jak Unia Euklidesa.

BABCIA

O tak, Teobaldzie. Starość nasza będzie łagodna, jak jesiennyporanek w górach. I wrócą znowu dawne mordowarskie wieczory po tejstronie jeziora.

RIO-BAMBA

Śmiejąc się.

Tylko nie wywołujcie już duchów z podziemi Czikla. Precz z głupimi legendami. Mordowar! Mój Boże — ileż cudu mieści się w tym głupim słowie! Dobrze, że choć teraz umiemy ocenićcałą słodycz życia. Niech tylko tamci dwaj maniacy wrócą, a oduczymy ichod tego całego wstrętnego muzycznego demonizmu.

SAKALYI

O tak — ma pan rację. Tylko chciałbym już obejść się beztych przeczuć. Istvan zdaje się kochać Krystynę. Ale, o ile ona wybierzemnie, będziemy w zgodzie. Będziemy słuchać Bacha i Mozarta, on będziekomponował inaczej. To obłęd ta cała nowa sztuka.

CIOTKA

Ja też wierzę, że można być wielkim bez tych artystycznychdziwactw. A to się mści na życiu. Gdyby to można dziś tworzyć tę ich Czystą Formę bez zła. Ja wierzę, że można — prawda?

BARONOWA

Och, pani: to nienasycenie formą, to przyśpieszenie stałegorączki życia! Nawet w zupełnym odosobnieniu, nawet czytając tylko biblięi pijąc mleko, nie można się zizolować od ducha epoki.

CIOTKA

Pani jest uczona. Ja nie wiem tego tak dobrze, ale wierzę...

wbiega Krystyna.

KRYSTYNA

Czy Istvan wrócił?

DE ESTRADA

Jeszcze nie wrócili, ale wierzę, że dziś wieczór wszystkoskończy się doskonale.

SAKALYI

Mamo, wiesz co masz uczynić dla mojego szczęścia — nietylko dla mojego: dla zwiększenia szczęścia w całym wszechświecie.

BARONOWA

do Babci sztywno.

Mam zaszczyt prosić panią hrabinęo rękę jej wnuczki dla mojego syna.

BABCIA

zmieszana

Ależ tak — to wielki zaszczyt — jakkolwiek...Ale, jeśli ona go kocha, naturalnie... Tylko muszę państwu oświadczyć, żetylko pierwsza moja córka jest córką Rio-Bamby... Tamta — ale mniejszaz tym, Krysiu: co ty myślisz o tym, moje dziecko?

KRYSTYNA

padając na kolana przed baronową.

Pani, to zbytekszczęścia dla mnie!

BARONOWA

brutalnie.

Ale on jest sparaliżowany i zdaje się, że maźle w głowie od tego samobójstwa.

KRYSTYNA

Pani, gdyby był najstraszniejszym kaleką na całe życie —kochałabym go zawsze.

SAKALYI

Chodź do mnie, Krysiu. Jeszcze nie mogę się ruszać. Pocałujmnie. Ja ciebie zawsze tak kochałem.

KRYSTYNA

wstaje. Śmiejąc się.

A snobizm? Czy przestał już panbyć snobem, panie Hieronimie?

SAKALYI

Tak — i wstydzę się, że nim byłem.

BARONOWA

Przestań żartować, proszę cię.

De Estrada chrząka bardzo głośno z niezadowoleniem.

KRYSTYNA

zmrożona.

Ach, to ja... Ja bardzo przepraszam. A paniFajtcacy...

SAKALYI

zrywa się niedołężnie.

Ach, czekajcie! Zapomniałem! Jestem zbrodniarzem. Strzelałem do niej wczoraj. Mówcie, czy żyje! Prędko —— gdzie ona jest?!

DE ESTRADA

Tego się obawiałem. Zapomniał wskutek szoku nerwowego.

SAKALYI

Zaklinam pana...

DE ESTRADA

Ależ żyje: zdrowa jak byk z Murcji. Uspokój się, chłopcze, na miłość Boską, bo ci to może zaszkodzić. Zemdlała — przestrzelił panjej łapę — nic jej nie będzie.

mrok zapada coraz głębszy.

SAKALYI

opada znów na fotel.

To szczęście! Ale mogłem być mordercą i nie dożyć tego szczęścia. Jednak oni będą mnie ciągać po sądach —a może parę lat dostanę? Krystyno: czy poczekasz na mnie?

KRYSTYNA

Tak, tak — ale tego nie będzie.

DE ESTRADA

Ależ oczywiście — przy naszych stosunkach? Zatuszuje się kompletnie... O, do diabła!

kotara uchyla się w środku i wychodzizza niej Hilda Fajtcacy. Czarna suknia balowa, kapelusz. Lewa ręka obandażowana. Wszyscy się odwracają w tę stronę.

BARONOWA

Skąd pani? Tędy? Bez anonsowania?

HILDA

Uspokójcie się, bo narobicie jeszcze gorszego nieszczęścia. Proszę tak nie krzyczeć. Atmosfera przepojona jest materiałami wybuchowymi.Hochexplosiv! Nic nie wiadomo, co się stanie, bo problem sonaty Belzebubanie jest jeszcze...

BARONOWA

Proszę o tym nie mówić. Spokój chorego przede wszystkim...

HILDA

W czasie trzęsienia ziemi mało kogo wzrusza to, że kogoś boliżołądek. O ile mi się zdaje, to mordowarskie nastroje nie wrócą już. Będą o tym mówić jako o interesującej plotce po drugiej stronie jeziora: w Kurhauzie i Magascafehaz i na stacji w Uj-Mordowar, a nawet może w Budapeszcie. Ale niech mi państwo wierzą, że dla dobra was wszystkich przyszłam tu, aby was ostrzec. Może nie w porę, pani baronowo, i trochę nieoczekiwanie — ale trudno...

BARONOWA

ochłonęła już.

Och, pani, od wczoraj wiele rzeczy sięzmieniło. Przyzwyczajamy się powoli do wszystkiego.

SAKALYI

z wyrzutem

Mamo!

BARONOWA

Właśnie, że nie „mamo”, tylko tak. Mój syn...

CIOTKA

zagadując.

Ależ tak, właśnie mówiliśmy, że sztuka możebyć wielka i bez perwersjonalności, jak to mówi pani baronowa...

Nagle zasłona w głębi rozsuwa się i widać całe piekło z drugiego aktu, tylko bez pierwszego planu, który zajmuje salon. Na pierwszym planie mrokzupełny. Piekło oświetlone ciemno-czerwono. Na środku stoi BALEASTADAR we fraku. Na frak narzucony ma fantastyczny diabelski płaszcz.Na głowie rogi. Obok niego stoi ISTVAN, również we fraku. Jest bardzo blady.W głębi lokaje piekielni. Z lewej strony wchodzi lokaj baronowej.

BALEASTADAR

jednocześnie z odsłonięciem kurtyny.

A ja wammówię, że nie uderza Istvana w plecy. Dowód mam w nim. To geniusz,jakiego świat nie widział. Metafizyczne, osobowe, włochate, zębate, krwawezło spiętrzył i wypuczył bezwstydnie w krystalicznej formie czystej muzyki, złowrogiej jak najazd Hunów. To są ostatnie podrygi, ale mają smakdawnej wielkości, choćby w sztuce.

DE ESTRADA

sztucznie

No — mamy nareszcie tych maniaków sonaty Belzebuba. Zacznie się znowu ten przeklęty kołowrót. Tylko to tłogrubo mi się nie podoba. Jest w zaaranżowaniu tego jakiś bardzo nieprzyjemny demoniczny „truc”. To są bardzo przykre rzeczy, te wasze mordowarskie legendy. Nie jestem tchórzem, ale zaczynam się trochę bać. Brrr...rr... Baltazar: nie rób głupich żartów! Wystroił się na prawdziwego Belzebuba! — Nie rób głupstw!

BALEASTADAR

ryczy z nagłą furią

Dosyć tych poufałości, dworski błaźnie! Jestem Belzebub, Książę Ciemności! Mówić do mnie „WaszaKsiążęca Wysokość”! Rozumiesz?!

Cisza. Wśród ciszy lokaj baronowejparska nagle śmiechem.

LOKAJ

z chłopska

A dyć to ino lo państwa grafów taka kumedyja.Lo mnie Belzebub nie straśny.

zanosi się od śmiechu.

BARONOWA

Jak on mówi!? Ja cię nie poznaję, Franciszku!

BALEASTADAR

krzyczy

Przestań się śmiać, ty przedstawicielu przyszłej ludzkości

lokaj śmieje się dalej. Baleastadar strzela w niego z miejscaz rewolweru. Lokaj pada.

HILDA

He, he — tu żartów nie ma. Był to strzał Belzebuba, o którymmarzyć mogą mistrze w tire-aux-pigeons, jak Istvan o sonacie. On strzelaćumie, ale skomponować sam nie potrafił nic. Otóż widzicie, moi państwo:ja jestem plebejka, jak i ciocia, o ile mi się zdaje. Ale należę do tak zwanej arystokracji ducha — ostatnia blaga naszych czasów. Hierek: czy ty...?

DE ESTRADA

przerywa jej.

Co za bezczelne nonsensy! No dobrze,ale gdzie u was na Węgrzech bywa w takich razach policja? Przecież to jestdoskonale zorganizowana banda tych troje.

BALEASTADAR

Policja w takich razach, czy tu, czy w Hiszpanii, niewie nic o diabelskiej metafizyce — dowiaduje się po czasie o jej owocach.Mów dalej, Hilda! Nic nie wiem, co powiesz i jestem ciekawy.

HILDA

A więc słuchaj, Hierek: czy ty myślisz, że tobie wystarczy taturkawka i ta cała twoja dobroć i kochanie się w listeczkach na tle szaregonieba i to słodkie zadowolenie z siebie, które mnie przejmuje wstrętem?Kochasz tylko mnie i jesteś mój. Wiesz, czym cię trzymam — pamiętasz?Przypomnij sobie — nikt ci tego nie da — Chodź! Idziemy do tego ichpiekła. Tam wre prawdziwe życie i użycie przy dźwiękach sonaty Belzebuba, ostatniej, pożegnalnej fanfary ginącego mrowia, które kiedyś zwałosię ludzkością. Jesteś zdrów, nie masz żadnego paraliżu. Wstań i chodź.

SAKALYI

wstaje nagle zdrów jak byk.

Masz rację, Hilda. To wszystko urojenie. Jestem twój. Idziemy.

BARONOWA

Wolę nawet to, niż ten mezalians. Hierek: tak się cieszę,że jesteś zdrów. A jak użyjesz życia, ożenisz się z panną Keszmereth. Wiem,że po tej szkole, którą przejdziesz, twoja żona nie będzie się z tobą nudzić.To była główna wada mężów mojego pokolenia, że...

SAKALYI

Tak, tak — do widzenia z mamą tymczasem.

wchodzi z Hildą do piekła w krąg czerwonego światła.

BALEASTADAR

Brawo, Hierek. No, Hilda: dalej.

HILDA

do barona.

I ty myślałeś, że ja upadłam naprawdę aż dotego stopnia? Chciałam cię tylko odebrać tej gęsi.

KRYSTYNA

Ja z wami. Ja kocham Istvana. Ja też myliłam się. Przebaczcie mi, ludzie piekielni. Ja już nigdy nie będę. Weźcie mnie do siebie.

HILDA

Ty nędzna pokojowa suczko! Ty do piekła? Nie — tam jestmiejsce tylko dla tygrysów i hien. Zostań sobie w saloniku i ciesz się dalejmordowarskimi wieczorami. Precz!

SAKALYI

dobywa rewolwer

Tym razem nie ujdziesz mi, samicześcierwo!

strzela w Hildę, która pada.

BALEASTADAR

No — teraz zakatrupił ją naprawdę. Ale my z Istvanem kobiet nie potrzebujemy. Nam wystarczy czysta sztuka! Cha, cha,cha, cha, cha!

śmieje się demonicznie.

SAKALYI

Ach — więc i tego mi nie oszczędzono! Istvanie, zaklinam cię: bądź moim jedynym przyjacielem. Teraz jestem zupełnie sam.Jesteś hrabia — możemy być na równi. Ja ci oddaję wszystko. Nie ma jużdla mnie kobiet na świecie.

ISTVAN

Zapomniał pan, że mieliśmy się bić, panie baronie. Pan mnieobraził. Kocham tylko mego mistrza, Księcia Ciemności.

SAKALYI

Nie — bić się nie będę. Za dużo nieszczęść. Mam dosyć tegowszystkiego. Koniec.

strzela sobie w skroń. Krzyk w saloniku. Baronowapada

DE ESTRADA

Me cago en la barba del Belzebubo. Czuję zapach migdałów. Baronowa łyknęła cjankali. Ratujmy ją. A zresztą wszystko jedno,ja też przechodzę do piekła.

BALEASTADAR

O nie! Nie jestem specjalistą od trójkątów małżeńskich. Drugi raz ci się nie uda, Józiu. Uwiedzenia żony nawet sam Belzebub nie przebacza.

strzela w Don Josego, który wali się na progu piekła,twarzą ku scenie.

RIO-BAMBA

Za dużo trupów, na Belzebuba! Walą jak w strzelnicy.My, starzy mordowarscy ludzie, uciekajmy póki czas. Tędy. Chodź Julio,i ty, stara ciotko. Jesteśmy tu zupełnie zbyteczni.

uciekają na lewo.

CIOTKA

uciekając.

Bądź wielki do końca, Istvanku. Ja już niemogę na to patrzeć. Jestem za stara na te wasze nowe kierunki.

znikają nalewo. Krystyna jak błędna podchodzi do Istvana.

KRYSTYNA

Ja cię nie opuszczę nigdy. Na najwyższych wyżynach —w życiu, czy w sztuce — będę twoja. Chcę ci tylko służyć. Nie dbam o siebie.

BALEASTADAR

Istvan nie potrzebuje już kobiet, ani niczego w ogóle.On jest skończony. Ale pani może zająć się uporządkowaniem rękopisów —to jest właściwie: maszynopisów. Wszystkie kompozycje, które miał stworzyć, stworzył już — zaczynając od sonaty opus pierwszy, aż do homo...jakby tu powiedzieć: hyperhomogenicznych w swej bezdennej komplikacjii prawie hypnagogicznych ultramadrygałów i interlubryk — wszystko jesttu. O, ta kupa papierów, to wszystko dzieła pośmiertne — oeuvres posthumes— zapisane na maszynie do notowania improwizacji. Ale to nie były improwizacje — to dzieła zrodzone z przestrzennych koncepcji w innym wymiarze.

KRYSTYNA

Jak to? Pośmiertne?

BALEASTADAR

Czyż pani nie widzi, że to trup? Teraz zrobimy tournée i ja to wszystko wykonam. Bo jakkolwiek twórcą nie jestem, to jakopianista przewyższam Paderewskiego i Artura Rubinsteina i wszystkich innych o całe rzędy wielkości. Tych rzeczy nikt zagrać nie potrafi, opróczmnie. On sam ruszyć tego nie może z jego techniką. Zagrał tylko tyle, bymogło być z grubsza zanotowane. Ale trzeba to mettre á point, rozumie pani, wykończyć rytmicznie. Pani jest zdaje się dość muzykalna?

Istvan stoibez ruchu.

KRYSTYNA

Tak — uczyłam się trochę.

BALEASTADAR

To dobrze. Pomoże mi pani. To są góry wybuchowych materiałów, ostatnie przebłyski indywidualnego diabolizmu. Jeszcze nachwilę, choćby w artystycznych wymiarach, można zamącić drzemkę usypiającej w społecznym dobrobycie ludzkości. Bo te zbrodnie w imię klaspracujących to nie jest moja specjalność. To nie są właściwie zbrodnie,to diabli wiedzą co. Brzydzę się tym i pogardzam. No — niech pani zabierasię do roboty. Krystyna zagłębia się w kupach papierów, nieprzytomna zupełnie. A ja wykonam teraz na próbę słynną sonatę Belzebuba. Tak tosprawdziła się najidiotyczniejsza legenda Mordowaru idzie do fortepianui zaczyna grać to, co Istvan grał przy końcu drugiego aktu. Gra wspaniale,z ruchami typowymi rozszalałego pianisty. Podczas pianissima mówi Szczytironii, możliwy tylko w naszych podłych czasach: Belzebub, Książę Ciemności, kończy jako pianista!

Istvan obraca się jak automat, idzie w głąbi wychodzi na lewo.

KRYSTYNA

niespokojnie.

Czemu on wyszedł? Gdzie poszedł?

BALEASTADAR

grając cicho.

Nie może znieść tego, że ja lepiej togram od niego. A po drugie męczy go to, że wie, iż beze mnie nie stworzyłby nic.

Straszliwy krzyk za sceną. Baleastadar gra z furią. Purpurowa zasłonaw głębi rozsuwa się. W piekle robi się czerwony mrok. W głębi widać góręCzikla: skalisty szczyt z żyłami śniegu jak w akcie pierwszym — tylko w oświetleniu wschodzącego słońca. U spodu lasy. Na pierwszym planie czarnyotwór wśród białawych usypisk kamiennych. Na tle otworu widać Istvana,wiszącego na szelkach na drzewie świerkowym. Do trupa z boku zbliżają sięostrożnie: Ciotka, Rio-Bamba, Babcia i zdejmują go.

BALEASTADAR

wstając od fortepianu.

Teraz widzi pani, dlaczegomówiłem, że dzieła te są pośmiertne. Możemy go nie żałować. I tak żyć byjuż nie mógł. Przeżył się, a co najważniejsze, przekomponował się na wylot— nie zostało z niego nic. Powiesił się już jako trup. Można dać pokój innym sztukom. Nic demoniczniejszego jak to wskazuje kupę papierówz nich nie wypompujemy do lokai A teraz, błazny, żywo! Dawajcie kufer. Zdążymy jeszcze na express do Budapesztu, który staje w Uj-Mordowar o szóstej piętnaście. Jedziemy na ostatnie wszechświatowe tournée, a potem koniec z Belzebubem.

Lokaje z szaloną szybkością podają kufer, w który Baleastadar razem z Krystyną zaczynają wrzucać papiery.

KRYSTYNA

O, mój Książę Ciemności! Ciebie jednego kocham. Nieodtrącisz mnie teraz. Tu jest jakieś rondo na dwa fortepiany — będziemygrać je razem.

BALEASTADAR

Dobrze — zobaczymy. Dziś w nocy zda pani egzaminprzede mną. A co do miłości, to jeszcze się pokaże. Na razie zbrzydły mi erotyczne problemy.

KRYSTYNA

Ach! Dobrze, dobrze — ja się na wszystko zgadzam.Tylko nie zniosłabym już więcej tych mordowarskich nastrojów. Muszę stądwyjechać i zacząć żyć naprawdę.

BALEASTADAR

No, zgoda — więc czego chcesz! Przecie jedziemy razem do grupy mordowarczyków w głębi, którzy stoją nad trupem IstvanaDo widzenia! A nie stwórzcie tam nowej legendy. Drugi raz już się niesprawdzi tak łatwo.

idzie na lewo, za nim Krystyna, za nimi sześciu lokaidźwiga kufer. Mordowarczycy powiewają chustkami. Daleki świst pociągu.Bicie dalekich dzwonów. Wychodzą drzwiami lewymi piekła.

Kurtyna

26. VI. 1925 r.

P. S. Autor zaznacza, że nie zgadza się na nową pisownię.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.