drukowana A5
11.48
Legenda żeglarska

Bezpłatny fragment - Legenda żeglarska


Objętość:
5 str.
Blok tekstowy:
papier offsetowy 90 g/m2
Format:
145 × 205 mm
Okładka:
miękka
Rodzaj oprawy:
zeszytowa
ISBN:
978-83-288-0889-8

Byt okręt, który zwał się „Purpura”, tak wielki i silny, że się nie bałwichrów ani bałwanów, choćby najstraszniejszych.

I płynął ciągle z rozpiętymi żaglami, wspinał się na spiętrzone wały,kruszył potężną piersią podwodne haki, na których rozbijały się inne statki — ipłynął w dal, z żaglami w słońcu, tak szybko, że aż piana warczała mu pobokach, a za nim ciągnęła się szeroka i długa droga świetlista.

— To pyszny statek! — mówili żeglarze z innych okrętów. — Rzekłbyś:lewiatan fale porze!

A czasem pytali załogę „Purpury”:

— Hej, ludzie! dokąd jedziecie?

— Dokąd wiatr żenie! — odpowiadali majtkowie.

— Ostrożnie! tam wiry i skały!

W odpowiedzi na przestrogę wiatr tylko odnosił słowa pieśni, tak szumnejjak burza sama:

Wesoło płyńmy, wesoło!

Szczęśliwe było życie załogi na tym statku. Majtkowie, zaufani w jegowielkość i dzielność, drwili z niebezpieczeństw. Sroga panowała karność nainnych okrętach, ale na „Purpurze” każdy robił, co chciał.

Życie tam było ustawicznym świętem. Szczęśliwie przebyte burze i pokruszone skały zwiększyły jeszcze zaufanie. — Nie ma — mówiono — takich raf nitakich burz, które by „Purpurę” rozbić mogły. Niech huragan przewracamorze — „Purpura” popłynie dalej.

I „Purpura” płynęła istotnie, dumna, wspaniała. Przechodziły lata całe — aona nie tylko sama zdawała się być niezłomną, ale ratowała jeszcze innestatki i przygarniała rozbitków na swój pokład.

Ślepa wiara w jej siłę zwiększała się z dniem każdym w sercach załogi.Żeglarze zleniwieli w szczęściu i zapomnieli sztuki żeglarskiej.

— „Purpura” sama popłynie — mówili.

— Po co pracować, po co baczyć na statek, pilnować steru, masztów, żagli,lin? Po co żyć w trudzie i pocie czoła, gdy statek, jak bóstwo — nieśmiertelny?

Wesoło płyńmy, wesoło!

I płynęli jeszcze długie lata. Aż wreszcie z upływem czasu załoga zniewieściała zupełnie, zaniedbała obowiązków i nikt nie wiedział, że statek począł siępsować. Słona woda przeżarła belki, potężne wiązania rozluźniły się, falepoobdzierały burty, maszty popróchniały, a żagle zetliły się na powietrzu.

Wszelako głosy rozsądku poczęły się podnosić.

— Strzeżcie się! — mówili niektórzy majtkowie.

— Nic to! płyniemy z falą! — odpowiadała większość marynarzy.

Tymczasem pewnego razu wybuchła taka burza, jakiej dotychczas niebywało na morzu. Wichry zmieszały ocean z chmurami w jeden piekielnyzamęt. Wstały słupy wodne i leciały z hukiem na „Purpurę”, straszne, spienione, wrzące. Dopadłszy statku wbiły go aż na dno morza, potem rzuciły kuchmurom, potem zwaliły znów na dno. Pękły zwątlałe wiązania statku i naglekrzyk straszny rozległ się na pokładzie:

— „Purpura” tonie!

I „Purpura” tonęła naprawdę, a załoga, odwykła od trudów i żeglugi, niewiedziała, jak ją ratować!

Lecz po pierwszej chwili przerażenia wściekłość zawrzała w sercach, bokochali jednak swój statek ci marynarze.

Więc zerwali się wszyscy i poczęli bić z dział do wichrów i fal spienionych,a potem chwyciwszy, co kto miał pod ręką, poczęli chłostać morze, którechciało zatopić „Purpurę”.

Wspaniała była walka tej rozpaczy ludzkiej z tym żywiołem. Lecz fale byłysilniejsze od żeglarzy. Działa zalane umilkły. Olbrzymie wiry porwały wieluwalczących i uniosły w odmęt wodny. Załoga zmniejszała się z każdą chwilą — ale walczyła jeszcze. Zalani, na wpół oślepli, pokryci górą pian, żeglarzewalczyli do upadłego.

Chwilami sił im brakło, ale po krótkim spoczynku znów zrywali się dowalki.

Na koniec ręce im opadły. Poczuli, że śmierć nadchodzi.

I nastała chwila głuchej rozpaczy. I poglądali na się ci żeglarze jak obłąkani.

Wtem te same głosy, które poprzednio ostrzegały już o niebezpieczeństwie,podniosły się znowu, silniejsze, tak silne, że ryk fal nie mógł ich zagłuszyć.

Głosy te mówiły:

— O, zaślepieni! Nie z dział wam bić do burzy, nie fale chłostać, ale stateknaprawiać! Zstąpcie na dno. Tam pracujcie. „Purpura” jeszcze nie zginęła!

Na owe słowa drgnęli ci na wpół umarli i rzucili się wszyscy na spód irozpoczęli pracę od spodu.

I pracowali od rana do nocy, w trudzie i pocie czoła, chcąc dawną bezczynność i zaślepienie wynagrodzić...

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.