OSOBY:
Tezeusz, książę ateński
Egeusz, ojciec Hermii
Lizander, zakochany w Hermii
Demetriusz, zakochany w Hermii
Filostrat, mistrz ceremonii na dworze Tezeusza
Pigwa, cieśla
Cichy, stolarz
Denko, tkacz
Fujarka, miechownik
Ryjak, kotlarz
Głodzik, krawiec
Hippolita, królowa Amazonek, narzeczona Tezeusza
Hermia, córka Egeusza, zakochana w Lizandrze
Helena, zakochana w Demetriuszu
Oberon, król wróżek
Tytania, królowa wróżek
Puk albo Robin-Poczciwiec, chochlik
Groszkowy kwiat, Pajęczynka, Ćma, Gorczyczka, chochliki
Piram, Tyzbe, Mur, Światło księżyca, Lew, osoby komedii, przedstawionej przez czeladników ateńskich
Inne Wróżki z orszaku Króla i Królowej
Służba Tezeusza i Hippolity.
Scena w Atenach i w sąsiednim lesie.
AKT PIERWSZY
SCENA I
Ateny. Sala w pałacu Tezeusza.
Wchodzą: Tezeusz, Hippolita, Filostrat i Orszak.
TEZEUSZ
Godzina ślubów naszych, Hippolito,
Szybko się zbliża; cztery dni szczęśliwe
Nowy sprowadzą księżyc, ale dla mnie
Jak stary miesiąc powoli cienieje!
Odwleka moje szczęście jak macocha,
Lub jak młodzieńca dochód marnująca
Na dożywociu wdowa długie lata.
HIPPOLITA
Prędko dni cztery znikną w cieniach nocy,
I cztery noce prędko czas przedrzemią,
A potem księżyc, jak nowy łuk srebrny,
Na niebios sklepie zwieszony, przyświeci
Uroczystościom naszych ślubnych godów.
TEZEUSZ
Idź, Filostracie, wśród ateńskiej młodzi
Skocznego ducha radości zbudź ze snu,
Na pogrzeb wygoń czarną melancholię,
Nie świąt to naszych blada towarzyszka.
Wychodzi Filostrat.
Mym dziewosłębem był miecz, Hippolito,
Krzywdząc cię, twoją otrzymałem miłość,
Lecz ślubom naszym będą towarzyszyć
Pompa, zabawy, tańce i tryumfy.
Wchodzą: Egeusz, Hermia, Lizander i Demetriusz.
EGEUSZ
Niech błogo żyje książę nasz, Tezeusz!
TEZEUSZ
Dziękuję. Jakie przynosisz mi wieści?
EGEUSZ
Z żalem przychodzę, aby skargę zanieść
Przeciw mojemu dziecku, mojej Hermii.
Dostojny panie, oto jest Demetriusz,
Któremu rękę córki mej przyrzekłem;
Oto Lizander, człowiek, co czarami
Potrafił córki mej uwikłać serce.
Ty, ty, Lizandrze, słałeś jej wierszyki,
Tyś z nią miłości zadatki wymieniał,
Pod jej śpiewałeś oknem przy księżycu
Fałszywym głosem miłość twą fałszywą;
Tyś ją odurzył włosów twych plecionką,
Pierścieniem, cackiem, fraszkami, dewizą,
Bawidełkami, bukietem, łakocią,
Bo to posłańcy potężnego wpływu
Na dusze młode i bez doświadczenia.
Chytrością córki mej wykradłeś serce,
Należne ojcu dziecka posłuszeństwo
W upór zmieniłeś. Więc, dostojny książę,
Jeśli nie zechce, w twojej obecności,
Za swego męża przyjąć Demetriusza,
To ja, powagą starych praw ateńskich,
Córką mą, jak mą własnością, rozrządzę:
Lub żoną jego będzie, albo umrze,
Jak to wyraźna zastrzega ustawa.
TEZEUSZ
Co odpowiadasz na to, piękna Hermio?
Rozważ; twój ojciec bogiem ci być winien.
On ukształtował piękność twą, dla niego
Jesteś figurą z wosku ulepioną,
Którą ma prawo zachować lub zniszczyć.
Demetriusz godnym szacunku jest panem.
HERMIA
Jak i Lizander.
TEZEUSZ
Prawda, lecz w tym razie,
Gdy nie ma ojca twego zezwolenia,
Musi pierwszemu godnością ustąpić.
HERMIA
Bodaj mój ojciec moim patrzał okiem!
TEZEUSZ
Tyś winna raczej sądem jego patrzeć.
HERMIA
Przebacz mi, książę; nie wiem, jaka siła
Daje mi śmiałość, nie wiem, co ma skromność
Może ucierpieć, jeśli w takim kole
Ważę się sama myśli moich bronić,
Lecz niech mi wolno będzie się zapytać,
Jaka mi kara zagraża najcięższa,
Jeśli odepchnę rękę Demetriusza?
TEZEUSZ
Lub śmierć cię czeka, lub musisz na zawsze
Zrzec się słodkiego ludzi towarzystwa.
Więc, piękna Hermio, zajrzej w głąb twej duszy,
Poradź się twojej młodości, krwi twojej,
Czy zdołasz, ojca odrzucając wybór,
Dni resztę nosić osłony zakonnic,
W cieniach klasztoru na zawsze się zamknąć,
Żyć całe życie jak niepłodna siostra,
Do niepłodnego śląc hymny księżyca.
Trzykroć szczęśliwa, co — krwi swojej pani —
Może tak odbyć pielgrzymkę dziewiczą,
Ziemsko jednakże szczęśliwsza jest róża
Uszczkniona ręką, niż ta, co na cierni
Więdnie dziewiczej, i rośnie, i żyje,
W błogosławionej kona samotności.
HERMIA
I ja tak, książę, wolę żyć, umierać,
Niż praw mojego odstąpić dziewictwa
Panu, którego obrzydłe mi jarzmo,
Którego rządów dusza nie chce przyjąć.
TEZEUSZ
Namyśl się jeszcze, a z nowym księżycem,
W dniu błogim, który z moją narzeczoną
Przyłoży pieczęć wiecznych moich ślubów,
W tym dniu, lub umrzeć bądź przygotowaną
Za krnąbrny opór ojca twego woli,
Lub Demetriusza pojąć w posłuszeństwie,
Lub na Diany poprzysiąc ołtarzu
Życie surowe, na zawsze samotne.
DEMETRIUSZ
Zmień myśli, Hermio, a i ty, Lizandrze,
Przy moich prawach uznaj twoich błahość.
LIZANDER
Masz ojca miłość, pojmij go za żonę,
Mnie, Demetriuszu, zostaw miłość Hermii.
EGEUSZ
Prawda, Lizandrze, on ma moją miłość,
I miłość moja da mu, co jest moje;
Moją jest córka, moje do niej prawa
Na Demetriusza w całości przenoszę.
LIZANDER
Mój ród tak dobry, jak jego jest, książę,
Równy majątek, miłość moja większa,
Pod każdym względem jednaka fortuna,
Jeśli nie wyższa od Demetriuszowej,
A co prześciga te wszystkie próżności:
Ja miłość pięknej pozyskałem Hermii.
Czemużbym moich miał się praw wyrzekać?
Demetriusz, w oczy ten mu robię zarzut,
Córce Nedara, Helenie, dworując,
Duszę jej zyskał, i dziś, biedna dziewka,
Szalenie kocha aż do bałwochwalstwa
Tego zmiennika bez czci i bez wiary.
TEZEUSZ
Wyznaję, że mnie doszły o tym wieści,
Że chciałem mówić o tym z Demetriuszem,
I tylko nawał spraw wielkich rzecz całą
Z myśli mi wybił. Lecz chodź, Demetriuszu,
Chodź, Egeuszu, mówić pragnę z wami,
Mam dla was obu prywatne zlecenia.
Ty, piękna Hermio, uzbrój się w cierpliwość,
Przed wolą ojca ugnij twe kaprysy,
Albo cię czeka, wedle praw ateńskich,
Które złagodzić nie w mojej jest mocy,
Śmierć albo życie samotne w klasztorze.
Lecz idźmy, droga moja Hippolito;
Wy dwaj pośpieszcie za mną bez spóźnienia;
W sprawie zaślubin naszych pragnę użyć
Waszej pomocy, naradzić się z wami
W rzeczach was obu blisko dotyczących.
EGEUSZ
Idziemy, książę, z chętnym posłuszeństwem.
Wychodzą: Tezeusz, Hippolita, Egeusz, Demetriusz i Orszak.
LIZANDER
Czemu, o droga, lice twe tak blade?
Czemu ich róże tak prędko zwiędniały?
HERMIA
Może im deszczu brakło; jak go łatwo
Wylać by mogła burza moich oczu!
LIZANDER
Niestety! według tego, com mógł czytać
Lub słyszeć kiedy, nigdy jeszcze strumień
Wiernej miłości nie płynął spokojnie;
Ale czasami, albo krwi różnica —
HERMIA
Biada, niższego niewolnicą zostać!
LIZANDER
Źle zaszczepiona czasem w lat niezgodzie —
HERMIA
Zgroza, gdy starość łączy się z młodością!
LIZANDER
Czasem sklejona wyborem rodziców…
HERMIA
Piekło, wybierać miłość cudzem okiem!
LIZANDER
Lub jeśli była w wyborze sympatia,
Choroba, wojna, śmierć nań uderzyły,
I tak chwilowe jak dźwięk było szczęście,
Jak cień przelotne, krótkie jak marzenie,
Lub jak wśród czarnej nocy błyskawica,
Co nagle olśni niebiosa i ziemię,
A ledwo „spojrzyj!” człowiek zdoła krzyknąć,
Znowu ciemności pochłonie ją paszcza.
Tak szybko mija wszystko, co jest piękne.
HERMIA
Jeśli przeznaczeń wolą kochankowie
Skazani znosić zawody i krzyże,
Niech nas nauczy los nasz cierpliwości,
Bo to krzyż zwykły należny kochankom,
Jak sny, marzenia, westchnienia, łzy, żądze,
Zwyczajny biednej namiętności orszak.
LIZANDER
Dobra to rada, więc słuchaj mnie, Hermio!
Mam ciotkę wdowę, która nie ma dzieci,
A jest rozległych panią majętności,
Dom jej o siedem mil od Aten leży;
Kocha mnie, jakby matką moją była,
Tam cię zaślubić mogę, droga Hermio;
Pod jej nas dachem srogość praw ateńskich
Dosiąc nie zdoła. Jeśli mnie więc kochasz,
Jutrzejszej nocy opuść dom ojcowski,
A w głębi lasu, o milę od miasta,
Tam, gdzie cię niegdyś spotkałem z Heleną,
Pierwszego maja obchodzącą święto,
Czekam na ciebie.
HERMIA
Dobry mój Lizandrze,
Na łuk Kupida silny ci przysięgam,
Na złote ostrze jego strzał potężnych,
Na wozu Pafii gołębi cug rączy,
Na święty węzeł, co dwie dusze łączy,
Na ogień, w którym spłonęła Dydona,
Przez trojańskiego zdrajcę opuszczona,
Na śluby mężczyzn złamane tak mnogo,
Że wszystkie nasze zrównać im nie mogą,
W ateńskim gaju, w wskazanej gęstwinie,
Przyjdę do ciebie, zanim północ minie.
LIZANDER
Dotrzymaj słowa. Patrz, oto Helena. Wchodzi Helena.
HERMIA
Piękna Heleno, gdzie śpieszysz? Szczęść Boże!
HELENA
Piękną mnie zowiesz? Odwołaj nazwanie.
Ty jesteś piękną, gwiazdą biegunową
Dla Demetriusza oczu, ust twych słowo
Milsze dla niego od skowronka treli
Śród niw zielonych, gdy głogi kwiat bieli.
Ach, gdyby piękność jak choroba była,
Jakbym się chętnie twoją zaraziła!
Głos twój me usta, wzrok skradłyby oczy,
Język języka twego wdzięk uroczy.
Gdybym świat miała, byle jego zostać,
Świat chętnie oddam, by twoją mieć postać.
Naucz mnie, Hermio, sztuki, której siłą
Serce by jego dla mnie tylko biło.
HERMIA
Ja się nań marszczę, on kocha bez miary.
HELENA
Gdyby mój uśmiech marszczeń twych miał czary!
HERMIA
Ja mu złorzeczę, on mi błogosławi.
HELENA
Niech cud podobny miłość moja sprawi!
HERMIA
Im silniej gardzę, tym kocha mnie więcej.
HELENA
Silniej mną gardzi, im kocham goręcej.
HERMIA
Szaleństwa jego nie we mnie przyczyna.
HELENA
W twych wdziękach; czemuż nie moja to wina!
HERMIA
Wkrótce, Heleno, przestaniesz się smucić,
Śpieszę z Lizandrem Ateny porzucić.
Nim oko moje Lizandra ujrzało,
To miasto pięknym rajem mi się zdało;
Jakże potężna miłości jest siła,
Gdy dziś na piekło niebo me zmieniła!
LIZANDER
Wyznam ci całą naszą tajemnicę:
Jutro, gdy Febe ujrzy srebrne lice
W zwierciadle wody, siejąc perły rosy
Na trawę smugów i na złote kłosy,
Opuścim miasto skryci nocy cieniem,
Która kochanków zawsze jest zbawieniem.
HERMIA
Gdzie z tobą nieraz dzień marzyłam cały,
Na łożu, które pierwiosnki usłały,
Myśli z pełnego wylewając łona,
Z moim Lizandrem będę połączona.
A stamtąd społem pobiegniem weseli
Szukać wśród obcych nowych przyjacieli.
Bywaj mi zdrowa, towarzyszko droga,
Módl się za nami, jak ja proszę Boga,
By ogień, którym płonie twoja dusza,
Zapalił serce twego Demetriusza!
Do Lizandra. Dotrzymaj słowa; dziś zrzec się nam trzeba
Oczom kochanków najmilszego chleba wychodzi.
LIZANDER
Dotrzymam. — Żegnaj! Niech Bóg w swej dobroci
Twego kochanka serce ci powróci wychodzi.
HELENA
Jak dziwna ludzkich przeznaczeń różnica!
Mówią, że moje, jak jej, piękne lica;
Lecz cóż mi z tego, gdy on, skamieniały
Nie widzi tego, co świat widzi cały!
On błądzi, Hermii ubóstwiając oko,
Ja, cnoty jego ceniąc zbyt wysoko.
Ach, jakże często najlichszemu ciału
Miłość pożycza blasków ideału!
Bo miłość widzi duszą, nie oczyma,
Dlatego ślepy Kupido ócz nie ma;
Nie rozum jego kieruje wyborem,
Pędzony żądzą ślepym leci piórem.
Miłość jest dzieckiem, w swoim też wyborze,
Jak dziecko, nieraz omylić się może;
Jak wśród igraszki dziecię słowo łamie,
Tak dziecię, miłość przysięgając, kłamie.
Nim oczu Hermii zaraził się jadem,
Demetriusz przysiąg sypał na mnie gradem,
Lecz w ogniu Hermii jednego spojrzenia
Wszystek grad przysiąg na deszcz się przemienia.
Teraz mu Hermii zamiary odsłonię,
Do gaju za nią puści się w pogonie,
Jeśli łaskawie spojrzy na mnie za to,
Bogatą dla mnie będzie to zapłatą,
I choć tym moje boleści osłodzę,
Że towarzyszką będę mu w tej drodze wychodzi.
SCENA II
Tamże. Izba w chatce.
Wchodzą: Cichy, Denko, Fujarka, Ryjak, Pigwa i Głodzik.
PIGWA
Czy zebrała się już cała nasza trupa?
DENKO
Byłoby najlepiej wołać kolejno człowieka po człowieku, jak stoją na papierze.
PIGWA
Oto imienna lista ludzi, których uznały całe Ateny za najzdolniejszych do przedstawienia naszej sztuki przed księciem i księżniczką w nocy dnia ich zaślubin.
DENKO
Naprzód, dobry Pigwo, powiedz, jaki jest przedmiot sztuki; a potem odczytaj nazwiska aktorów i przystąp do rzeczy.
PIGWA
A więc nasza sztuka nosi tytuł: Najsmutniejsza komedia i najokrutniejsza śmierć Pirama i Tyzby.
DENKO
Doskonały to kunsztyk, możecie mi wierzyć, i bardzo krotofilny. Teraz, dobry Piotrze Pigwo, wołaj twoich aktorów z papieru. Mości panowie, do rzędu!
PIGWA
A niech każdy odpowiada na zawołanie. Mikołaj Denko, tkacz.
DENKO
Jestem. Powiedz, jaką mam rolę, a potem tnij swoje dalej!
PIGWA
Ty, Mikołaju Denko, stoisz tu zapisany na Pirama.
DENKO
A cóż to za jeden ten Piram? Kochanek, czy tyran?
PIGWA
Kochanek, który się walecznie z miłości zabija.
DENKO
To trzeba będzie trochę łez, żeby dobrze rzecz przedstawić. Jeśli to moją ma być sprawą, niech słuchacze dobrze pilnują swoich oczu, bo wywołam burze, będę aż strach desperował. Idźmy więc dalej. Jednakże mój największy pociąg jest na tyrana; mógłbym przedziwnie odegrać Herklesa, albo jaką inną rolę, gdzie trzeba z kota drzeć pasy i wszystko tłuc na kawałki.
Szalone skały,
Gdy się trzaskały,
Rycząc, łamały
Bramy więzienia,
A Feba rumaki
Przez niebios szlaki
Plączą w majaki
Głupie przeznaczenia.
To mi rzecz szczytna! Czytaj nam teraz resztę aktorów. To ton Herklesa, ton tyrana; kochanek płaczliwszym mówi tonem.
PIGWA
Franciszek Fujarka, naprawiacz miechów.
FUJARKA
Jestem, Pietrze Pigwo.
PIGWA
Musisz się podjąć roli Tyzby.
FUJARKA
A cóż to za jeden ten Tyzby? Czy jaki błędny rycerz?
PIGWA
Nie, jest to pani, którą Piram ma kochać.
FUJARKA
Na uczciwość, nie daj mi roli kobiety; już broda sypać mi się zaczyna.
PIGWA
Mniejsza o to, będziesz grał twoją rolę w masce, a będzie ci wolno mówić, jak zechcesz, cieniuśko.
DENKO
Jeśli będę mógł twarz zasłonić, to dajcie mi także rolę Tyzby, będę mówił strasznie cienko: Tysne, Tysne — Ach Piramie, mój kochaneczku drogi, twoja droga Tyzby, twoje serduszko!
PIGWA
Nie, nie, musisz być Piramem, a ty, Fujarko, Tyzbą.
DENKO
Niechże i tak będzie. Co dalej?
PIGWA
Robin Głodzik, krawiec.
GŁODZIK
Jestem, Piotrze Pigwo.
PIGWA
Ty będziesz matką Tyzby. Tomasz Ryjek, mularz.
RYJEK
Jestem, Piotrze Pigwo.
PIGWA
Ty będziesz ojcem Pirama, a ja ojcem Tyzby. Ty, Cichy, stolarzu, będziesz grał rolę lwa. Otóż, jak myślę, wszystko rozdzielone.
CICHY
Czy masz rolę lwa na piśmie? Jeśli masz, to daj mi ją, bo tępo idą mi rzeczy do głowy.
PIGWA
Musisz ją grać ex tempore; wszystko się tam kończy na ryczeniu.
DENKO
To dajcie mi także rolę lwa; będę tak ryczał, że się rozradują ludzkie serca, będę tak ryczał, że sam książę zawoła: niech jeszcze ryknie, niech jeszcze ryknie!
PIGWA
Gdybyś ryczał zbyt strasznie, zlękłaby się księżniczka i jej damy, a nużby zaczęły wrzeszczeć, byłoby to więcej, jak trzeba, żeby nas wszystkich na szubienicę poprowadzić.
WSZYSCY
Dyndalibyśmy wszyscy, każdy syn swojej matki.
DENKO
Prawda, przyjaciele, że gdyby damy potraciły głowy ze strachu, nie zostałoby im więcej rozumu, jak trzeba, żeby nas poprowadzić na szubienicę, ale ja tak głos nastroję, że będę wam ryczał słodziusieńko jak ssący gołąbek, będę tak ryczał, że byś powiedział, że to słowik.
PIGWA
Nie możesz grać żadnej innej roli jak Pirama, bo Piram to pan gładkiego oblicza, na jakiego radzi patrzeć ludzie w dzień letniej pogody, pan najmilszy, prawdziwie szlacheckie dziecię, musisz więc koniecznie grać rolę Pirama.
DENKO
Więc dobrze, podejmuję się tej roli. Z jaką brodą byłoby najwłaściwiej wystąpić?
PIGWA
Z jaką ci się podoba.
DENKO
Albo wezmę brodę koloru słomianego, albo ciemno-pomarańczową, albo jasno-purpurową, albo brodę koloru francuskiej czaszki — zupełnie żółtą.
PIGWA
Niejedna francuska czaszka wcale nie ma włosów, grałbyś więc rolę z wytartym czołem. Ale, mości panowie, oto wasze role. Błagam was teraz, i proszę, i wymagam, żebyście się ich nauczyli do jutrzejszej nocy. Zejdziemy się w pałacowym gaju, o milę od miasta, przy świetle księżyca; tam zrobimy próbę. Gdybyśmy się zebrali w mieście, tropiłyby nas tłumy ciekawych i przed czasem zwąchano by nasze zamysły. Bez najmniejszej zwłoki zróbmy spis rzeczy potrzebnych do przedstawienia naszej komedii. Tylko proszę, nie zróbcie mi zawodu.
DENKO
Przyjdziemy. Próba będzie się tam mogła odbyć rozwięźlej i waleczniej. Nie żałujcie trudu, nauczcie się doskonale. Bądźcie zdrowi!
PIGWA
Miejsce zbioru: dąb książęcy.
DENKO
Dość na tym. Dotrzymajcie słowa, a baczność!
Wychodzą.
AKT DRUGI
SCENA I
Las w bliskości Aten.
Wchodzą: z jednej strony Wróżka, z drugiej Puk.
PUK
Co tam nowego, duchu? Gdzie tak śpieszysz?
Wróżka
Przez doliny i przez góry,
Przez zwierzyńce i ogrody,
Przez potoki i przez bory,
Płomień ognia, fale wody,
Wszędzie mnie skrzydła me niosą,
Szybsze od Cyntii promieni,
Gdzie mi każe wróżek ksieni,
Ślad kół swoich skrapiać rosą.
Pierwiosnki to są jej służki,
Patrz na złote szat ich plamy,
To rubiny, to dar wróżki,
W których wonne śpią balsamy.
Teraz na łąkach zbierać perły rosy śpieszę,
W uchu każdej pierwiosnki perełkę zawieszę.
Żegnaj, figlarny duchu, powinność mnie wzywa,
Królowa, z dworem wróżek, za chwilę przybywa.
PUK
Król sprawia święto pod tą dziś dąbrową;
Miej baczność, by się nie spotkał z królową,
Oberon bowiem cały gniewem pała,
Że pani nasza na pazia wybrała
Królowi Indii ukradzione dziecię.
Nic piękniejszego nie było na świecie.
Król chciał go gwałtem na swym widzieć dworze,
Pragnął z nim razem harcować po borze,
Ale Tytania, w dziecku zakochana,
Stroi je w kwiaty, a nie słucha pana.
Odtąd też, czy to spotkają się w gaju,
Czy to na smugach, przy jasnym ruczaju,
Spór taki toczą, że raz dwór ich cały
W żołędzi kubki schował się struchlały.
WRÓŻKA
Jeśli o tobie mój sąd mnie nie myli,
To jesteś duchem pełnym krotofili,
Ludzie cię zowią Robinem Dobrotą;
Ty wiejskie dziewki straszysz twoją psotą,
Ty żarna psujesz, ciebie tylko wini,
Gdy próżno bije masło, gospodyni.
Warzone piwo wietrzeje twą sprawą,
Zbłąkany pielgrzym twoją jest zabawą.
Szczęśliwy, kto ci imię daje Puka,
Bo temu służysz, tego szczęście szuka.
Alboż się mylę? Czy to prawda? Powiedz.
PUK
Prawda; ja nocy wesoły wędrowiec,
Z moich się figlów nieraz król śmiać raczy,
Kiedy udanym rżeniem pięknej klaczy
Zwabiam ogiery bobem wytuczone;
Czasami pływam, jak jabłko pieczone,
Na piwie kmoszki, a gdy pić zamierza,
Mniemane jabłko w usta ją uderza,
Wszystko się piwo na pierś zwiędłą leje;
Mądra babunia, smutne prawiąc dzieje,
Myśli, żem trójnóg, ale kiedy siada,
Ślizga się trójnóg, jak długa upada,
Wszyscy się śmiejąc, za boki trzymają,
Z radości krzyczą, kaszlą i kichają.
Lecz ustąp, wróżko, widzę Oberona.
WRÓŻKA
A ja mą panią. Drżę już przestraszona.
SCENA II
Z jednej strony wchodzi Oberon ze swoim Orszakiem, z drugiej Tytania ze swoim.
OBERON
Niemiłe zejście przy świetle księżyca,
Dumna Tytanio!
TYTANIA
Zazdrosny Oberon?
Wróżki, odlećmy, wyrzekłam się bowiem
I towarzystwa, i jego łożnicy.
OBERON
Stój, stój, zuchwała! Czym nie jest twym panem?
TYTANIA
A więc ja twoją powinnam być panią;
Lecz wiem, żeś z wróżek dzielnic się wykradał,
I po dniach całych, w postaci Koryna,
Przy zakochanej śpiewałeś Filidzie
Twoje miłostki, grając na multankach.
Po coś tu przybył z kończyn ziem indyjskich?
Bo twa krzykliwa w bucikach kochanka,
Bo Amazonka, twoja wojowniczka,
Tezeuszowi oddaje dziś rękę,
A tyś ich łożu przyszedł błogosławić.
OBERON
Nie maszli wstydu, Tytanio, wspominać
O Hippolicie, gdy wiesz, że mi dobrze
Twe z Tezeuszem znane są zaloty?
Czyż z Perygenii objęć, którą porwał,
W nocy go cieniach nie uprowadziłaś?
Czyż nie twą sprawą połamał przysięgi
Dane Ariadnie, Egli, Antiopie?
TYTANIA
Wszystko to próżne zazdrości wymysły.
I każdą razą, od początku lata,
Kiedy się z moich wróżek zbiorę kołem
W górach, dolinach, na łąkach, wśród lasów,
Przy kamyczkami brukowanym źródle,
Lub przy strumyku trzciną bramowanym,
Aby przy wiatrów świszczących muzyce
Tańczyć wesoło, ty zawsze kłótniami
Przerywasz tańce nasze i zabawy.
Wiatry też widząc, że na próżno grają,
Mszcząc się, wyssały z mórz mgły zaraźliwe,
Na ląd poniosły, a ich obfitością
W taką urosła dumę lada struga,
Że z swoich brzegów, szumiąc, wystąpiła;
I wół na darmo jarzmo swoje dźwigał,
Rolnik się pocił, młode bowiem zboże
Zgniło, nim brody mogło się doczekać;
Bez owiec hurty na zalanych polach,
Wron stada bydła tuczą się trupami;
Kręgielnie błotem dzisiaj zapełnione,
A powikłane na łąkach chodniki
Nie zostawiły i śladu po sobie;
Śmiertelnych ludzi głód dręczy; już zima,
A ich wieczorów pieśń nie rozwesela,
Przeto i księżyc, ten król morskich toni,
Blady od gniewu, za mgłami i deszczem,
Sieje po ziemi tysiączne choroby;
Pory się roku zmieniły w zamęcie,
Na świeże łono róży mróz upada,
Na siwej głowie i na brodzie zimy,
Jak na szyderstwo, słodkich lata pączków
Wonne paciorki puszczają na chwilę.
Wiosna i lato, płodna jesień, zima,
Swoje zwyczajne odmieniły barwy,
Świat ich zdziwiony nie może rozróżnić.
Całe to mnogie strasznych klęsk potomstwo
Z naszych wyrosło sporów, naszych kłótni,
My ich początkiem, my ich rodzicami.
OBERON
Więc napraw wszystko, w twojej to jest mocy,
Przestań się tylko woli mej opierać,
Oddaj w me ręce skradzione pacholę,
Chcę go na pazia.
TYTANIA
Przestań o tym myśleć;
Chłopięcia nie dam za wróżek królestwo.
Moją czcicielką jego matka była,
Śród nocy, w wonnym powietrzu indyjskim,
Długie nam chwile na rozmowach biegły.
Czasem, na płowym morza siedząc brzegu,
Płynące nawy ścigałyśmy okiem,
Śmiech nas brał, patrząc na ciężarne żagle,
Wydęte tchnieniem rozpustnych wietrzyków;
A ona, pięknym swym płynącym chodem
(W łonie nosiła wtedy moje chłopię),
Po złotym piasku wybrzeża żeglując,
Naśladowała chyżej nawy podróż,
I niosła, niby z powrotem, drobnostki
Jak drogi towar z dalekiej podróży.
Śmiertelna, zgasła powijając syna;
Dla jej miłości syna tego chowam,
Dla jej miłości dziecka nie opuszczę.
OBERON
Jak długo myślisz w tym pozostać borze?
TYTANIA
Do dnia zaślubin Tezeusza może.
Jeżeli z nami tańczyć chcesz bez swarów,
Świętować z nami przy blasku księżyca,
Zostań; inaczej opuść nasze koło,
A ja twych zabaw pewno nie zakłócę.
OBERON
Daj mi to chłopię, a zostanę z tobą.
TYTANIA
Nie dam za całe twe królestwo wróżek.
Wróżki, odejdźmy, bo zostając dłużej,
Nazbyt się głośnej doczekamy burzy.
Wychodzi Tytania z Orszakiem.
OBERON
Więc idź, lecz zanim lasy te opuścisz,
Potrafię za tę ukarać cię krzywdę.
Zbliż się tu, Puku. Przypominasz sobie,
Kiedym raz siedział na szczycie przylądka
I słuchał pieśni, którą mi syrena
Nuciła, siedząc na delfina grzbiecie,
Pieśń tak czarowną, że ucichło morze,
Z sfer swoich gwiazdy spadały szalenie,
By się dziewicy morskiej przysłuchiwać?
PUK
Pamiętam.
OBERON
Właśnie w tej widziałem chwili
To, czego oczy twe nie mogły dojrzeć:
Pomiędzy ziemią a między księżycem
Lot Kupidyna, zbrojnego strzałami.
Wziął na cel piękną westalkę zachodu,
I z taką siłą strzałę z łuku cisnął,
Jakby serc miała przeszyć sto tysięcy;
Ale księżyca zimny, czysty promień
Grot Kupidyna ognisty zagasił,
I nie draśnięta królewska kapłanka
Przeszła w spokojnym, dziewiczym marzeniu.
Zważałem pilnie, gdzie strzała upadła:
Na mały kwiatek upadła zachodu,
Przód jak śnieg biały, lecz teraz czerwony
Miłości raną — zowią go bratkami.
Pamiętam, że ci kwiat ten pokazałem;
Leć mi go przynieść. Soku jego siłą
Wyciśniętego na śpiącego oczy,
Mąż lub niewiasta szalenie pokocha
Pierwsze ujrzane żyjące stworzenie.
Kwiat mi ten przynieś, a bądź tu z powrotem,
Nim zdoła milę upłynąć lewiatan.
PUK
W czterdzieści minut okołuję ziemię wychodzi.
OBERON
Gdy w posiadaniu tego będę soku,
Będę czatował na śpiącą Tytanię,
I na jej oczy jedną spuszczę kroplę,
A co zobaczy naprzód rozbudzona,
Lwa, czy niedźwiedzia, wilka czyli byka,
Ruchliwą małpę albo koczkodana,
Pokocha z całą duszy swej potęgą,
I póty czaru z jej nie zdejmę oczu,
(Czego dokonać innym mogę zielem),
Póki mi pazia swojego nie odda.
Lecz kto się zbliża? Jestem niewidzialny,
Słuchajmy, co jest rozmowy ich treścią.
Wchodzi Demetriusz, za nim Helena.
DEMETRIUSZ
Ja cię nie kocham, przestań więc mnie ścigać.
Gdzie jest Lizander? Gdzie piękna jest Hermia?
Ja go chcę zabić, ona mnie zabija.
Mówiłaś, że w tym ukryli się gaju;
Lecz jak pień stoję pośród pni tysiąca,
Nie mogę bowiem mojej znaleźć Hermii.
Oddal się, precz stąd! Nie ścigaj mnie dłużej.
HELENA
Ty mnie przyciągasz, magnesie bez serca,
Lecz nie żelazo przyciągasz — me serce
Jak stal niezmienne. Strać moc przyciągania,