OSOBY:
ANDRZEJ DORIA, doża Genui.
GIANETTINO DORIA, jego synowiec.
FIESKO, hrabia Lawania.
WERRINA, sprzysiężony.
BURGONINO, sprzysiężony.
KALKANIO, sprzysiężony.
SAKKO, sprzysiężony.
LOMELLIN, powiernik Gianettina.
CENTURIONE, malkontent.
CIBO, malkontent.
ASSERATO, malkontent.
ROMANO, malarz.
MULEY-HASSAN, Murzyn z Tunisu.
NIEMIEC ze straży Doży.
TRZECH OBYWATELI.
LEONORA, żona Fieska.
HRABINA JULIA, wdowa po Imperialim.
BERTA, córka Werriny.
RÓŻA, pokojowa Leonory.
ARABELLA pokojowa Leonory.
Szlachta, obywatele, Niemcy, żołnierze, służący, złodzieje.
Rzecz dzieje się w Genui, 1547 r.
AKT PIERWSZY
Sala w pałacu Fieska — słychać z daleka muzykęi zgiełk biesiadny.
SCENA PIERWSZA
Leonora w masce. Róża, Arabella w pomieszaniu wpadają na scenę.
LEONORA
zrzucając maskę
Nie więcej! — anisłowa — to jak dzień widoczne.Rzuca się na krzesło. Ach! to —
ARABELLA
Łaskawa pani!...
LEONORA
powstając z krzesła
W moich oczach! na całe miasto głośna rozpustnica! w obliczuszlachty genueńskiej!Z boleścią. Różo! Bello!przed mymi oczyma zalanymi łzami!
RÓŻA
Weź pani tę rzecz za to, czym byław istocie — za grzeczność kawalerską. —
LEONORA
Grzeczność kawalerska? — A taich oczów gra nieustanna? To śledzenie jejruchów, ten długi ssący całus na jej obnażonymramieniu, tak że ślad jego zębów w czerwono-płomienistym znaku zajaśniał? A to ogłuszenie nieme, kamienne, w którym siedział pogrążonyjak malują zachwycenie, jakby świat cały w okołoniego zniknął i on tylko jeden z tą Juliąw wiecznej próżni pozostał. Grzeczność kawalerska? — Niewinna istoto, coś nigdy nie kochała!Przynajmniej ze mną nie wiedź sporu: co jestgrzeczność kawalerska, a co jest kochanie!
RÓŻA
Tym lepiej, pani! Strata małżonkadziesięciu cicisbeów sprowadza.
LEONORA
Strata małżonka? — Lekkie podniesienie pulsu rozgrzanego, i już Fiesko byłbystracony? Idź, jadowita szczebiotko — nigdy sięoczom moim nie pokazuj! — To żart niewinny —może grzeczność przelotna? Nieprawda, mojaczuła Bello?
ARABELLA
O! Tak bez wątpienia!
LEONORA
w zadumieniu
Ale żeby się mniemałapanią jego serca? — żeby jej imię za każdąmyślą stawało mu w pamięci? — przemawiałow każdym głosie natury? — Ha! co to jest? —gdzie ja się zapędzam? Żeby świat cały, piękny,majestatyczny był dla niego kosztownym brylantem, na którym tylko jej obraz — jej obrazwyryty? — Żeby on ją kochał? — tę Juliękochał? O daj mi rękę — wspieraj mnie, Bello!
Chwila milczenia — słychać znowu muzykę.
Słuchaj! Czy to nie głos Fieska z tego sięzgiełku przebija? Możeż on śmiać się, gdy w samotni jego Leonora płacze? O nie, moje dziecko!To był głos chłopski Gianettina Dorii.
ARABELLA
W istocie to głos jego! Przejdźmy,pani, do drugiego pokoju.
LEONORA
Bledniejesz, Bello! kłamiesz — jaczytam w twoich oczach, w obliczach Genueńczyków coś — coś.Zasłaniając twarz.O zaiste! Ci Genueńczycy wiedzą więcej, aniżeli dla uchamałżonki wiedzieć potrzeba.
RÓŻA
O zazdrości wszystko zwiększająca!
LEONORA
w smętnym rozmarzeniu
Wonczas, gdyon Fieskiem był jeszcze — zjawił się w pomarańczowym gaju, gdzieśmy dziewczęta na igraszkibiegły, kwitnący Apollo z męsko pięknymAntinousem zlany. Tak dumnym i wspaniałympostępował krokiem, jak gdyby prześwietnaGenua na jego młodych kołysała się barkach;nasze oczy do jego lica się zakradały, alespotkawszy błyszczące spojrzenie w lot sięcofały, jakby je kto na świętokradzkim złowiłuczynku. Ach! Bello, jakże z nas każda chwytałajego spojrzenia, liczyła błyski oka do sąsiadkiposłane. Oczy jego jak złote jabłko niezgodymiędzy nas padały, tkliwe źrenice tlały dzikszymogniem, łagodne piersi gwałtowniej tętniły, zazdrośćnaszą harmonię rozdarła.
ARABELLA
Przypominam sobie. Cała Genuaniewieścia na odgłos pięknego zwycięstwa buntemzagrzmiała.
LEONORA
w uniesieniu
A dziś go moim nazywać!Zuchwała, straszna szczęśliwość! Moim nazywać męża w Genui największego, który w piękności kończonej wyszedł spod dłuta niewyczerpanegosztukmistrza, wszystkie płci swojej wielkościw najcudowniejszej harmonii połączył. — Słuchajcie, dziewczęta, już teraz przemilczeć nie mogę!Słuchajcie, dziewczęta, coś wam powierzę,tajemniczomyśl wam jedną powierzę. Gdym przed ołtarzemprzy Fiesku stanęła z dłonią w jego dłonizłożoną — miałam myśl, o której myśleć kobiecienie wolno: — ten Fiesko, którego rękę w twojejręce trzymasz — twój Fiesko — ale cicho, niechżaden mężczyzna nie podsłucha, jak się wysokonadymamy ździebełkami jego doskonałości — tentwój Fiesko — Biada, jeśli swym uczuciem wyżejsię nie wznosicie! — ten Fiesko nam Genuęod tyranów zbawi.
ARABELLA
zdziwiona
I to widzenie przyszłodziewicy na dniu jej wesela?
LEONORA
Dziw się, Bello! — ale tak jest —przyszło to oblubienicy w dniu jej szczęściaweselnego!Żywiej. Jestem kobietą, ale czuję krwimojej szlachetność — ścierpieć nie mogę, aby tendom Doriów nad naszymi przodkami miał góręzabierać. Ten łagodny Andrzej! — sprzyjać jemudla serca jest rozkoszą — on — bodajby sięwiecznie księciem Genui mianował; ale Gianettinojest jego synowcem, jego dziedzicem — a Gianettino ma bezczelnie dumne serce. Genua drżyprzed nim, a Fiesko — o, płaczcie nade mną! —Fiesko kocha siostrę Gianettina.
ARABELLA
Biedna, nieszczęśliwa kobieto!
LEONORA
Idźcie obaczyć to bożyszcze Genui,jak zasiada w bezwstydnym kole pijaków i rozpustnic, głaszcze im uszy niezgrabnym dowcipem,bajki o zaklętych księżniczkach opowiada — otomacie Fieska. — Ach, dziewczyno! nie tylkoGenua swojego utraciła bohatera — ja takżetracę swojego małżonka!
RÓŻA
Mów pani ciszej. Ktoś przez galerięprzechodzi.
LEONORA
przestraszona
Fiesko idzie. Uciekajcie!Uciekajcie! Mój widok mógłby jemu przykrąchwilę sprawić.
Wbiega do bocznego pokoju, służąceza nią.
SCENA DRUGA
Gianettino Doria zamaskowany, w zielonym płaszczu. Murzyn. Wchodzą rozmawiając.
GIANETTINO
Zrozumiałeś mnie?
MURZYN
Doskonale.
GIANETTINO
Maska biała.
MURZYN
Wiem.
GIANETTINO
Powiadam — biała maska.
MURZYN
Wiem, wiem, wiem.
GIANETTINO
Słyszysz? jeśli ją masz chybić —wskazując na pierśto jeno tu uderz.
MURZYN
Nie troszcz się, panie!
GIANETTINO
Tylko silnym pchnięciem!
MURZYN
Nie będzie się żalił.
GIANETTINO
Żeby biedny hrabia nie męczył siędługo.
MURZYN
Z przeproszeniem pana — ileżbygłowa jego mniej więcej ważyć mogła?
GIANETTINO
Sto cekinów.
MURZYN
dmuchając w palce
Pfu! Lekka jakpiórko.
GIANETTINO
Co tam pomrukujesz?
MURZYN
Mówię, że to lekka robota.
GIANETTINO
Twoja to sprawa. Ten człowiekjest magnesem. Wszystkie głowy niespokojneciągną do niego. Słuchaj, hultaju! Mierz gosprawnie.
MURZYN
Ależ panie! — Ja uporawszy sięmuszę spiesznie do Wenecji smykać.
GIANETTINO
Weź więc naprzód nagrodę.Rzucamu bilet bankowy. Najdalej we trzy dni powinienbyć nieboszczykiem.
Odchodzi.
MURZYN
podnosząc bilet
To u mnie kredyt!Jegomość zawierza memu złodziejskiemu słowubez żadnego podpisu.
Odchodzi.
SCENA TRZECIA
Kalkanio, za nim Sakko. Obaj w czarnych płaszczach.
KALKANIO
Postrzegam, że wszystkie moje krokiśledzisz.
SAKKO
Ja zaś uważam, że wszystkie przede mnąukrywasz. Słuchaj, Kalkanio, od kilku tygodnicoś w rysach twoich zdaje się poruszać, co tchnienie samym tylko uczuciem miłości ojczyzny. —Sądzę, iż moglibyśmy, braciszku, tajemnice naszezamieniać i na handlu nikt by, po ostatecznymrachunku, nie stracił — Chcesz być szczerymprzede mną?
KALKANIO
Tak nawet dalece, że jeśli uszytwoje nie mają ochoty do głębi łona megowstąpić, serce w pół drogi ustami naprzeciwciebie wyskoczy. — Kocham żonę Fieska.
SAKKO
cofając się zdziwiony
Tego bym przynajmniejnigdy nie odgadnął, choćbym wszystkich domysłów przegląd uczynił. — Wyborem swoim mójrozum wziąłeś na tortury, lecz go w niweczobrócisz, jeżeli ci się poszczęści.
KALKANIO
Mówią, że jest przykładem najsurowszej cnoty.
SAKKO
Kłamią. Jest całą księgą treści najnudniejszej. Jedno z dwojga Kalkanio, zrzecz sięrzemiosła swego albo uczuć swoich. —
KALKANIO
Hrabia niewierny, a zazdrość jestnajprzebieglejszą namową. Spisek na Doriów nieda hrabiemu odetchnąć, a mnie w jego pałacugospodarować pozwoli. Gdy on wilka od trzody odpędzać będzie, kuna wpadnie do kurnika.
SAKKO
Lepiej nie można, mój bracie! Dzięki, żeś mi tak szybko rumieńca oszczędził. O czym wstyd mi było pomyśleć, teraz głośno przed tobą wypowiedzieć mogę. Oto żebrakiem będę,jeżeli rząd teraźniejszy nie runie ze szczętem.
KALKANIO
Czy tak wielkie masz długi?
SAKKO
Tak ogromne, że nić życia megodziesięć razy ujęta, przy jednej dziesiątej ichczęści już by się wysnuła. Zmiana rządu da miwolniej odetchnąć i choć do zapłacenia niepomoże, to przynajmniej wierzycielom procesobmierzi.
KALKANIO
Rozumiem ciebie — a na końcujeżeli Genua przy takiej sposobności wolnośćuzyska, Sakko ojcem ojczyzny się nazwać gotów.Niechże kto teraz prawi niedorzeczną bajeczkęo poczciwości, kiedy tu bankructwo hultajai rządza rozpustnika rozstrzygają o szczęściu państwa.Przez Boga, mój Sakko, ja w nas obu podziwiammądrą nieba opatrzność, która serce ciała wrzodami członków ulecza. — Czy Werrina znatwój zamiar?
SAKKO
O ile patriota wiedzieć powinien.Genua, jak wiesz, jest wrzecionem, około któregowszystkie jego myśli toczą się z żelazną wiernością. Sokole jego oko spoczęło w tej chwili naFiesku. — Na tobie także zakłada nadzieję, żecię poniekąd użyje w śmiałym spisku.
KALKANIO
Ma węch wyborny. Spieszmy gowyszukać i jego uczucie wolności naszymżarzyć.
Odchodzą.
SCENA CZWARTA
Julia zagniewana. Fiesko w białym płaszczu za nią.
JULIA
Laufry, lokaje!
FIESKO
Hrabino, dokąd? Co czynić zamierzasz?
JULIA
Nic, nic zgoła. Służba wchodzi. Niechpowóz zajeżdża.
FIESKO
Przebacz! Nie dopuszczę. To jestobraza.
JULIA
Ej! gdzie tam? — Pójdź sobie! Drzeszw kawałki moje garnirowanie! — Obraza? Ktomnie tu obrażać może? Pójdźże, pójdź sobie!
FIESKO
przyklęka na jedno kolano
Nie wprzód, pani,aż mi zuchwalca wymienisz!
JULIA
patrząc na niego z wyciągniętymi rękoma
Ach! Pięknie! Pięknie, cudownie! Niechże kto hrabinęLawania prosi na to zachwycające widowisko! —Jak to, hrabio? Gdzież się podział małżonek? Takapostawa ujść by tylko mogła w sypialnym pokojutwojej żony, gdyby ta, przerzucając stronicekalendarza pieszczot, dostrzegła jakiego brakuw swoim rejestrze. Powstańże. Idź do kobiet,gdzie ci się lepiej powiedzie. Powstańże, hrabio!Alboż chcesz niegrzeczności żony odpokutowaćswoim nadskakiwaniem?
FIESKO
szybko powstając
Niegrzeczności? Wobecciebie, hrabino?
JULIA
Zerwać się — krzesło odepchnąć — dostołu tyłem się obrócić — do stołu, hrabio, przyktórym ja siedzę!
FIESKO
To nie do przebaczenia.
JULIA
A więcej nic? — — Jestże to mojąwiną, że hrabia ma oczy w głowie?
FIESKO
Wina twojej piękności, pani, że ichwszędzie nie mam.
JULIA
Żadnego względu, hrabio, gdzie o honoridzie. Mnie zemsty potrzeba. Czy jej szukaću ciebie? czy w piorunach księcia?
FIESKO
W objęciu miłości, która cię błaga,żebyś występek zazdrości puściła w niepamięć.
JULIA
Zazdrość? Zazdrość? Czegoż chce tagłówka? W zwierciadle się przezierając. Możeż ona większą pochwałę za swój gust otrzymać, niżże ja w jej wyborze swój własny znajduję?Dumnie. Doria i Fiesko! Czy to nie dosyć zaszczytu dla hrabiny Lawania, gdy synowicaksięcia jej wyborowi zazdrości? Przyjaźnie podajerękę hrabiemu do całowania. Przypuszczam, hrabio, żetak jest istotnie.
FIESKO
z żywością
Najokrutniejsza — i mnietak udręczać! Wiem ja, boska Julio, że ode mniecześć tylko tobie się należy. Rozum nakazujezginać korne kolano przed krwią Doriów, aleserce ubóstwia piękną Julię. Występną jestmiłość moja, ale bohaterską zarazem. Ona madosyć odwagi warowny mur różnicy stanu przełamać i lecieć do ognistego słońca majestatu.
JULIA
Wielkie hrabiowskie kłamstwo, co naszczudłach kuleje. Język twój ubóstwia mnie,a serce uderza pod miniaturą innej kobiety.
FIESKO
Mów raczej pani, że niechętnie podtym ciężarem uderza i chce go czym prędzejodrzucić. Zdejmuje sylwetę Leonory na błękitnej wstędzezawieszoną i oddaje Julii. Postaw twój obraz natym ołtarzu, a wolno ci będzie to pogańskiemalowidło zdruzgotać.
JULIA
chowając czym prędzej miniaturę
Na mójhonor, wielka ofiara, która na podziękowaniezasługuje. Zawiesza mu swą miniaturę. Noś więc,niewolniku, barwę pana twego.
Odchodzi.
FIESKO
Julia mnie kocha! Julia! Bogu janawet nie zazdroszczę. Z radością przebiegając salę. Niechaj ta noc będzie bogów biesiadą, uciechaniechaj wykona mistrzowskie swe dzieło! Hola, jesttam kto? Wielka liczba służących. Niechaj po podłogachmoich pokojów leją się cypryjskie nektary, niechkapela ze snu ołowianego północ wypłoszy,tysiąc pochodni zapalonych niechaj ćmi rannąsłońca jaskrawość. W godach powszechnychniech taniec bachancki królestwo śmierci zawaliw grzmiące gruzy.
Wybiega. Głośne allegro. Środkowazasłona podnosi się i ukazuje wielką oświeconą salę, gdziemnóstwo masek tańczy. Po bokach stoły z kartami i napojem, przy nich goście.
SCENA PIĄTA
Gianettino wpół pijany. Lomellin, Cibo, Centurione, Werrina, Sakko, Kalkanio, wszyscy w maskach. Wiele dam i szlachty.
GIANETTINO
głośno krzycząc
Brawo! brawo! Wina pienią się wspaniale, nasze tanecznice skaczą wybornie. Niech który z was po Genui roztrąbi,że dziś jestem w wesołym humorze; mogą sięradować. — Na ród mój przysięgam; dzień tenw kalendarzu czerwono naznaczą i napisać muszą:Dziś książę Doria wesoły.
GOŚCIE
wznosząc toasty
Niech żyje Rzeczpospolita!
GIANETTINO
rzuca kielich z całą mocą o podłogę
Tamleżą czerepy.
Trzy czarne maski otaczają Gianettina.
LOMELLIN
biorąc księcia na stronę
Łaskawy panie!Mówiłeś mi niedawno o pewnej dziewczynie,którą spotkałeś w kościele S. Lorenzo.
GIANETTINO
Prawda, mówiłem i muszę z niąsię zapoznać.
LOMELLIN
Mogę tę znajomość nastręczyćłaskawemu panu.
GIANETTINO
Możesz? — czy możesz?... Lomellin, niedawno podałeś się na prokuratora.Będziesz nim.
LOMELLIN
Łaskawy książę, jest to drugiemiejsce w państwie; więcej jak sześćdziesięciuszlachty dobija się o nie, a wszyscy bogatsii znakomitsi niżeli twój najpokorniejszy sługa.
GIANETTINO
Pioruny i Doria! będziesz prokuratorem. Trzy maski przysuwają się. Szlachta genueńska! Niechaj spróbuje na szali położyć,wszystkich przodków swoich i herby wszystkie,a jeden włosek z siwej brody mego stryja całąszlachtę genueńską w powietrze wysadzi. Jachcę, i ty prokuratorem zostaniesz. Moja wolawięcej znaczy niżeli głosy całej seniorii.
LOMELLIN
ciszej
Dziewczyna jest jedyną córkąniejakiego Werriny.
GIANETTINO
Dziewczyna jest piękną, i pomimowszystkich czartów piekła muszę ją skosztować.
LOMELLIN
Łaskawy panie! Jedyna córka najuporniejszego republikanina.
GIANETTINO
Pójdź do biesa z swoim republikaninem. Gniew wasala i moja namiętność! Jakby wieża latarni morskiej miała się w gruzachrozsypać, dlatego że uliczne chłopaki muszlamina nią ciskają. Trzy maski w silnym poruszeniu przysuwają się jeszcze bliżej. Czy dlatego książę Andrzejokrył się bliznami w bitwach tych łapserdakówrepublikańskich, żeby jego synowiec musiał żebraćo względy ich dzieci i oblubienic? Piorunyi Doria! W tej chęci przełkną sobie ślinkę, albona popiołach stryja mego wystawię im szubienicę,na której ich genueńska wolność na śmierć sięzadławi.
Trzy maski cofają się.
LOMELLIN
Właśnie w tej chwili dziewczynajest samą. Jej ojciec tu się znajduje i jest jednąz trzech masek.
GIANETTINO
Tym lepiej! Prowadź mnie do niejnatychmiast.
LOMELLIN
Ale Wasza Wysokość szukać będziezalotnicy, a znajdzie tkliwe dziewczę.
GIANETTINO
Gwałt jest najlepszą wymową.Prowadź mnie co prędzej. Chciałbym obaczyć,czy pies republikański skoczy na niedźwiedziaDorię.Fiesko spotyka go we drzwiach.Gdzie jest hrabina?
SCENA SZÓSTA
Poprzedzający. Fiesko.
FIESKO
Właśnie ją do powozu odprowadziłem.Ściska rękę Gianettina i przykłada ją do piersi. Książę,podwójnie jestem w więzach twoich. Gianettinonad moją głową i Genuą panuje, jego boskasiostra nad sercem moim.
LOMELLIN
Z Fieska zupełny zrobił się epikurejczyk. Wielki świat dużo stracił na nim.
FIESKO
Ale Fiesko nie stracił nic na wielkimświecie. U mnie żyć to marzyć; być mądrym,Lomellinie, to marzyć przyjemnie. A na toczyż nie lepiej być na łonie rozkochanej kobiety,niźli pod piorunami tronu, gdzie koła rządzącejwładzy wiecznie skrzypią w uszach pełnychhałasu? Niech Gianettino Doria nad Genuą panuje!Fiesko chce kochać.
GIANETTINO
Chodź, Lomellin. Północ niezadługo,zbliża się godzina. Dzięki, Lawania, za ugoszczenie wasze. Jestem zadowolony.
FIESKO
To wszystko, książę, czego pragnąć mogę.
GIANETTINO
A więc dobranoc. Jutro zabawa u Doriów, i Fiesko jest zaproszony. Chodź, prokuratorze.
FIESKO
Hej! Światła, muzyki!
GIANETTINO
dumnie obok trzech masek przechodząc
Z drogi przed imieniem księcia!
JEDNA Z TRZECH MASEK
mrucząc
W piekle —ale nie tu w Genui!
GOŚCIE
ruszając się
Książę wychodzi. — Dobranoc, Lawania!
Wychodzą tłumnie.
SCENA SIÓDMA
Trzy czarne maski. Fiesko. Chwila milczenia.
FIESKO
Postrzegam tu gości, co uciech biesiadymojej nie dzielą.
MASKI
z nieukontentowaniem jedna po drugiej
Anijeden.
FIESKO
Miałżeby, mimo dobrej mej chęci, choćjeden Genueńczyk wychodzić stąd niezadowolony!Służba, hej żwawo! niech bal na nowo rozpocznąi wielkie napełnią kielichy. Nie chciałbym, żebyktoś nudów u mnie doświadczał. Każecie, bymwasze oczy sztucznymi ubawił ogniami? Niepodoba wam się czasem słuchać śmiechówmojego arlekina? Może przy moich pokojówkachznajdziecie rozrywkę? Albo siądziemy do faraona,żeby czas grą zabić?
JEDNA MASKA
Myśmy go zwykli płacićczynami.
FIESKO
Męska odpowiedź — i to jest Werrina!
WERRINA
zdejmując maskę
Fiesko prędzej przyjaciół twoich pod ich maskami znajduje niż oniFieska pod jego.
FIESKO
Tego nie rozumiem. Ale co znaczykrepa na twoim ramieniu? Miałżeby Werrinakogo ze twoich pochować — a Fiesko o tymnie wiedzieć?
WERRINA
Wiadomość pogrzebowa nie przydasię dla Fieska biesiad wesołych.
FIESKO
Ale jeżeli przyjaciel go woła?Cisnąc jegorękę z uczuciem. Przyjacielu duszy mojej! Ktoumarł nam obu?
WERRINA
Prawda — nam obu, nam obu!Ale nie wszyscy synowie noszą żałobę po matce.
FIESKO
Matka twoja od dawna w proch sięobróciła.
WERRINA
znacząco
Pamiętam, że Fiesko bratemmnie nazywał dlatego, żem był synem jegoojczyzny.
FIESKO
żartobliwie
Ach! Czy to o tym? Na tenżart więc cała wymierzona mowa? Żałoba poGenui! A w samej rzeczy, Genua już dogorywa.Pomysł nowy i jedyny. Nasz krewniak zaczynadowcipną być głową.
KALKANIO
On ci to, Fiesko, bez żartu powiedział.
FIESKO
Zapewne, zapewne! Właśnie tak było.Sucho i płaczliwie. Żart wszystko traci, gdyżartowniś sam się śmieje — a tu właśnie pogrzebowa twarz była. Czyżem ja myślał, żeponury Werrina na stare swoje lata wesołymszpakiem zostanie?
SAKKO
Chodź, Werrina! Nigdy on naszym niebędzie.
FIESKO
Tylko wesoło odchodźmy, kolego!Bądźmy przynajmniej jak ci chytrzy dziedzice, coszlochając idą za karawanem, a pod chustkągłośno się śmieją. Czy dlatego zła macocha masię nam dostać? Choćby i tak było, macochaniech zrzędzi, a my hulajmy.
WERRINA
żywo poruszony
Boże na niebie! I nicnie róbmy? — Gdzież ty, Fiesko, zaszedłeś? Kędyja znajdę owego tyranów nieprzyjaciela! Pamiętamczas, gdzie ty łamania kości na sam widokkorony dostać by mogłeś. — Upadły synu rzeczypospolitej! Kiedy czas duchy nawet zużywa, naciebie spadnie wina, że ja szeląga nie dam zaswoją nieśmiertelność.
FIESKO
Z ciebie gdera wiekuisty. Niechsobie Genuę schowają do kieszeni i tunezyjskiemusprzedają korsarzowi — co to nas obchodzi?My cypryjskie pić będziemy wino i pięknedziewczęta całować.
WERRINA
surowym patrząc na niego okiem
Czy to jest twoja prawdziwa, bez żartu odpowiedź?
FIESKO
Czemu nie, przyjacielu? Czy to takarozkosz wielka być jedną nogą tego leniwegowielonożnego zwierzęcia, które rzecząpospolitązowiemy? Dziękujmy raczej, jeżeli kto skrzydełzechce mu użyczyć i od posług nogi uwolnić.Gianettino Doria będzie książęciem — sprawykrajowe nas więcej troszczyć nie będą.
WERRINA
Fiesko! I to jest twoja prawdziwa,bez żartu odpowiedź?
FIESKO
Andrzej ogłasza swojego synowcasynem i dziedzicem dóbr swoich, kto będzieszaleńcem i o dziedzictwo jego władzy się spierać?
WERRINA
z najwyższym nieukontentowaniem
Chodźciewięc, Genueńczycy!
Opuszcza Fieska, inni wychodząza nim.
FIESKO
Werrina! — Werrina! — Ten republikanin twardy jest jak stal. —
SCENA ÓSMA
Fiesko. Nieznajoma maska.
MASKA
Czy masz jedną wolną chwilę, Lawania?
FIESKO
przystępując do niej
Dla ciebie godzinę.
MASKA
Bądź więc łaskaw wyjść ze mną na miasto.
FIESKO
Mamy pięćdziesiąt minut na dwunastą.
MASKA
Czy zechcesz, hrabio?
FIESKO
Każę zaprząc do powozu.
MASKA
To zbyteczne. Wyślę konia naprzód.Więcej nie potrzeba, bo mam nadzieję, że tylkojeden z nas wróci.
FIESKO
zmieszany
I...?
MASKA
Za pewną łzę krwawego od ciebieżądają rachunku.
FIESKO
A ta łza?
MASKA
Niejakiej hrabiny Lawania. Znam dobrzetę kobietę i chcę wiedzieć, czym ona zasłużyłaofiarą być głupiej niewiasty?
FIESKO
Teraz cię rozumiem. Czy mogę zapytaćo imię tego dziwnego opiekuna?
MASKA
Jest to ten tam, który pannę Ciboniegdyś ubóstwiał i ustąpił przed narzeczonymFieską.
FIESKO
Scipio Burgonino.
BURGONINO
zdejmując maskę
A który dziś tustaje zadosyć uczynić honorowi swojemu, coustąpił przed rywalem tak mało wzniosłym, żeprzez niego łagodna dusza ponosi męczarnie.
FIESKO
ściska go z uczuciem
Szlachetny młodzieńcze! Błogosławię cierpienia małżonki mojej,kiedy tak godną znajomość mi podają. Czujęwzniosłość twojego gniewu, ale bić się nie będę.
BURGONINO
cofając się
Hrabia Lawania miałbysię lękać pierwszej próby mojego oręża!
FIESKO
Burgonino! Z całą potęgą Francji bićsię będę, ale nie z tobą! Szanuję ten drogi zapałza powód jeszcze droższy. Na wieniec laurowychęć twoja zasłużyła, ale czyn byłby dziecinny!
BURGONINO
urażony
Dziecinny, hrabio! Dziewicaobrażona płakać tylko może — do czegóżmężczyzna?
FIESKO
Wybornie powiedziane; ale ja bić sięnie będę.
BURGONINO
odwraca się i chce odchodzić
Pogardzętobą.
FIESKO
z żywością
Na Boga, młodzieńcze! Tegonie uczynisz, chociażby cnota stracić miała cenę.Biorąc go za rękę. Miałeś kiedy dla mnie uczucie,które — jakże ja powiem? czcią nazywa się?
BURGONINO
Czyżbym ustąpił człowiekowi, którego bym pierwszym nie uznał z ludzi?
FIESKO
A więc, przyjacielu! Człowiek, który nacześć moją zasłużył, długo by czekał, nim bym nimpogardził. Sądzę, że tkanina mistrza powinna takbyć sztuczną, żeby lekkomyślnemu czeladnikowina pierwszy rzut do oka nie wpadła. — Wracajdo siebie, Burgonino, i użyj czasu, aby rozważyć,dlaczego Fiesko tak a nie inaczej działa.Burgonino w milczeniu odchodzi. Idź, szlachetny młodzieńcze! Jeśli takie serca biją w ojczyźnie,Doriom mocno stać trzeba.
SCENA DZIEWIĄTA
Fiesko. Murzyn wchodzi bojaźliwie i starannie naokoło się ogląda.
FIESKO
uważając go pilnym okiem
Czego tu chceszi kto jesteś?
MURZYN
Niewolnik rzeczypospolitej.
FIESKO
Niewola jest podłym rzemiosłem. Zawszego pilnie śledząc oczyma. Czego tu szukasz?
MURZYN
Panie, uczciwym jestem człowiekiem.
FIESKO
Ten szyld przyczep do czoła, zbytecznymnie będzie. — Czegoż tu szukasz?
MURZYN
starając się bliżej przystąpić. Fiesko usuwa się
Panie, łajdakiem nie jestem.
FIESKO
Dobrze, że o tym uwiadamiasz — ale tonie dosyć.Z niecierpliwością. Czego tu szukasz?
MURZYN
Czy wy jesteście hrabia Lawania?
FIESKO
dumnie
Ślepi w Genui znają mój chód.— Na co ci hrabia potrzebny?
MURZYN
Bądźcie ostrożnym, Lawania!
Ostronacierając.
FIESKO
odskakując na drugą stronę
Jestem w istocie.
MURZYN
znowu nacierając
Niedobre mają przeciwwam zamiary, hrabio Lawania!
FIESKO
usuwając się
Widzę to wyraźnie.
MURZYN
Strzeżcie się Dorii.
FIESKO
poufale zbliżając się do niego
Przyjacielu!Może niesprawiedliwy byłem względem ciebie.Tego imienia lękam się w istocie.
MURZYN
Chroń się więc przed nim. Umiecieczytać?
FIESKO
Zabawne pytanie! Sługiwałeś zapewneu szlachty. Masz co na piśmie?
MURZYN
Twoje imię, przy kilku innych biednychgrzesznikach.
Podaje mu papier i stara się blisko niegoumieścić. Fiesko staje przed zwierciadłem i zyzem spogląda na papier. Murzyn obchodzi go wokoło, na koniecdobywa sztyletu i chce nim przebić.
FIESKO
odwraca się zręcznie i chwyta za ramię Murzyna
Powoli, hultaju!
Wyrywa mu sztylet.
MURZYN
tupiąc nogą o podłogę
Tam do diabła!— przepraszam!
Chce uciekać.
FIESKO
porywa go i głośno woła
Stefan! Drullo!Antonio! Za gardło trzymając Murzyna. Zatrzymaj się,dobry przyjacielu! Piekielne łotrostwo!Służącywpadają. Zostań i odpowiadaj! Niegodny czynpopełniłeś. U kogo o twój zarobek upominać siębędziesz?
MURZYN
po wielu próżnych usiłowaniach wymknięciasię, z rezygnacją
Wyżej mnie powiesić nie mogąjak na szubienicy.
FIESKO
O nie, pociesz się! Na rogach księżycanie powieszą pewnie — jednakże tak wysoko,że ci się szubienica wyda piórkiem od zębów.Ale twój wybór był mądro polityczny, i twemuwrodzonemu dowcipowi przypisać go nie można.Mów więc, kto cię wynajął?
MURZYN
Możesz mnie, panie, łajdakiem nazywać, ale nazwiskiem głupca lżyć siebie niepozwalam.
FIESKO
Patrzajcie, to bydlę ma jeszcze dumę.Mów mi, ośle, kto cię wynajął?
MURZYN
namyślając się
Hum! Więc ja nie samgłupi byłem? — Kto mnie wynajął? — i za stonędznych cekinów! — Kto mnie wynajął? —Książę Gianettino.
FIESKO
urażony przechadzając się wzdłuż pokoju
Stocekinów i nic więcej za głowę Fieska? Wstydźsię, królewiczu Genui! Idąc do szkatułki. Tu jest,hultaju, tysiąc cekinów dla ciebie i powiedztwojemu panu, że z niego skąpy rozbójnik.Murzyn ogląda to od stóp do głowy. Namyślasz się?Murzyn bierze pieniądze, kładzie i znowu, znowu podnosii ciągle ogląda Fieska z największym zadziwieniem. Corobisz, hultaju?
MURZYN
rzucając pieniądze na stół
Panie, ja tychpieniędzy nie zarobiłem.
FIESKO
Łotrze z baranią głową, na szubienicęzarobiłeś! Rozgniewany słoń tratuje człowieka,ale nie robaka pełznącego. Kazałbym cię powiesić,gdyby mnie to co więcej nad dwa słowakosztować miało.
MURZYN
z niskim ukłonem
Pan zanadto łaskawy!
FIESKO
Broń Boże, nie dla ciebie. Podoba misię, że takiego łajdaka jak ty, mogę podługkaprysu zdruzgotać albo ocalić — dlategowolno odejść możesz. Uważaj tylko: twojaniezręczność jest dla mnie rękojmią nieba, żemja do czegoś wielkiego przeznaczony — stądłaska moja, stąd twoje uwolnienie.
MURZYN
Uderz w dłoń, Lawania! Pięknaczynność warta jest drugiej. Jeżeli kto na tejpółkuli nosi gardło niepotrzebne tobie — rozkaż,a poderżnę go bezpłatnie.
FIESKO
Grzeczne bydlę — cudzym gardłemchce mi odpłacać.
MURZYN
My nic darmo nie bierzemy, panie,i u nas honor w duszy.
FIESKO
Honor rzeźnika!
MURZYN
Może on żywszy i silniejszy jakwaszych ludzi honorowych. Oni przysięgi swojełamią Panu Bogu, my je święcie dochowujemyszatanowi.
FIESKO
Zabawny łotr z ciebie!
MURZYN
Cieszę się, że macie gust do mnie.Wystaw mnie hrabio na próby, a poznasz człowieka, co swoje rzemiosło zna ekspedite. Wyzwijmnie, panie — a z każdego cechu łotrostwapokażę świadectwa najdoskonalsze — od najniższegodo najwyższego.
FIESKO
Cudowne rzeczy! Siadając. A więcłotry nawet mają swoje prawa i godności?Zacznijże od najniższego.
MURZYN
Pfe, łaskawy panie, jest to pogardliwewojsko długorękich. Nędzne rzemiosło, cojeszcze wielkiego nie wylęgło człowieka — nabizuny i dom poprawy pracuje i wiedzie conajwięcej do szubienicy.
FIESKO
Ponętny cel podróży? Ciekawy jestemlepszego.
MURZYN
Są to szpiegi i podsłuchiwacze.Znakomici panowie, którym magnaci użyczająswojego posłuchu, iżby do swojej wszechwiedzycokolwiek zaczerpnąć. Oni to jak pijawki doduszy się wgryzą, wysączą truciznę z głębi sercai podadzą komu należy.
FIESKO
Znam to — dalej!
MURZYN
Kolej przychodzi na zbójców, naprzyprawiaczów trucizn i tych wszystkich,co swoją ofiarę długo upatrują, zanim ją z nienacka z tyłu pochwycą. Lękliwe piecuchy, a jednakza naukę szatanowi biedną duszą płacą. Tu jużsąd ziemski wyżej się posuwa: łamie ich kościna koła, głowy ich sprytne na palach wystawia.Jest to trzecia klasa.
FIESKO
Mówże, kiedy twoja przyjdzie?
MURZYN
Pioruny! Tu łaskawy panie, właśniejest szczyt chwały. Jam te wszystkie klasyprzechodził. Geniusz mój wcześnie każdą przeskakiwał zaporę. Wczoraj w wieczór dokonałemmistrzowskiego popisu w trzeciej, przed godzinąfrycem zostałem w czwartej.
FIESKO
Któraż więc czwarta?
MURZYN
żywo i z zapałem
Tu są ludzie, coswoją zwierzynę między czterema ścianami wyśledzą, wśród niebezpieczeństw wyrąb dla swojejdrożyny przygotują, prosto w oczy skocząi pierwszym ukłonem nie dadzą czasu zadrugi ukłon podziękować. W naszym językunazywają się oni piekła ekstrapocztą. Jak tylkoMefistofela kaprys napadnie, jedno skinienie —a ciepła mu z rożna kurzy się pieczeń.
FIESKO
Z ciebie łotr na wszystkie zastawki.Dawno mi takiego było potrzeba — podaj mi rękę!Biorę cię do służby.
MURZYN
Czy to prawda, czy żart?
FIESKO
Prawda najistotniejsza — tysiąc cekinówmasz na rok.
MURZYN
Top, Lawania! Jestem twoim i doczarta niech idzie życie prywatne. Używaj mniedo czego zechcesz. Bierz mnie na wyżła, nabrytana, na lisa, na węża, na kuplera czy nakata. Do wszystkich spraw posyłaj; tylko naduszę moją, do uczciwej nie zaprzęgaj roboty, botam ja jak pniak niezgrabny.
FIESKO
Nie troszcz się — komu ja jagnięposyłam, wilka na posła nie wezmę. Zaraz więcrano Genuę obiegaj i dośledź, jak stoją interesapaństwa. Dowiedz się, co myślą o rządzie, coo domu Doriów podszeptują. Wybadaj na ostre,co moi ziomkowie o moim rozpustnym przebąkują życiu, co myślą o moich miłostkach. Zalejim winem mózgownice, żeby się serca z swoimuczuciem wylały. — Tu są pieniądze, syp jepomiędzy kupcami jedwabiów.
MURZYN
w niepewności patrzy mu w oczy
Panie!...
FIESKO
Nie lękaj się — nic w tym uczciwegonie ma. Bież i całą twoją hałastrę na pomocprzyzwij. Na rano przyniesiesz swoje nowiny.
Odchodzi.
MURZYN
idąc za nim
Spuść się na mnie. Terazjest czwarta? Jutro o ósmej tyle wiadomościnaznoszę, ile sto uszów nie zdoła usłuchać.
Odchodzi.
SCENA DZIESIĄTA
Pokój w domu Werriny.
Berta na sofie z głową rękoma zakrytą. — Werrinawchodząc ponury.
BERTA
przestraszona wstaje
Boże! To on!
WERRINA
w milczeniu, spogląda na nią zdziwiony
Mojacórka ojca się przelękła.
BERTA
Uciekaj! Puszczaj mnie! Ach ty strasznyojcze!
WERRINA
Straszny dla mego jedynego dziecka?
BERTA
z bolesnym wejrzeniem
Nie! Tobie trzebainną mieć córkę.
WERRINA
Czy ci czułość moja dokucza?
BERTA
Ach! Na śmierć, ojcze!
WERRINA
Jak to? Jakież to, córko, przyjęcie?Niegdyś gdy do domu z ciężkim jak góra w sercuwracałem brzemieniem, Berta naprzeciw mnieleciała i jednym uśmiechem zdejmowała ciężar.Chodź, uściskaj mnie, córko! Na tym łonieognistym niech się rozgrzeje moje serce przyłożu śmiertelnym ojczyzny przeziębłe. Dziecięmoje! Dziś ja wszystkie uciechy natury pożegnałem i tylko ty jedna pozostałaś dla mnie!
BERTA
spogląda na ojca długim spojrzeniem
Nieszczęśliwy ojcze!
WERRINA
przyciskając ją do siebie
Berto! jedyne dziecię moje! Berto, moja ostatnia nadziejo!Wolność Genui przepadła — Fiesko zgubiony —Bądź ty nałożnicą!
BERTA
wyrywa się z jego objęcia
Boże święty — ty wiesz?
WERRINA
drżący
Co?
BERTA
Cnota moja dziewicza...
WERRINA
z wściekłością
Co?
BERTA
Tej nocy...
WERRINA
jakby w szaleństwie
Co?
BERTA
Gwałt!
upadła na kanapę
WERRINA
po długim straszliwym milczeniu, głosem przytłumionym
Jeszcze raz tylko, córko, raz ostatniodetchnij i powiedz — kto?
BERTA
Biada mi! ach! Tej bladości śmiertelnejnie przybieraj, ojcze! Wspomagaj mnie, Boże! Onjąka się i drży.
WERRINA
Nie mogę jednak wiedzieć, mojacórko! kto?
BERTA
Spokojnie, spokojnie, mój drogi, mójnajlepszy ojcze!
WERRINA
Na imię Boga! Kto?
Chce upaść przednią na kolana.
BERTA
Maska.
WERRINA
cofając się
Nie! To być nie może!Tej myśli Bóg mi nie przysyła. Z szyderskimuśmiechem. Stara głowo, czyliż wszelki jad z jednejtylko i tej samej ropuchy wybryzga? Do Bertyspokojniej. Wzrostu jak mój, czy niższego?
BERTA
Wyższego.
WERRINA
prędzej
Włosy czarne, kędzierzawe?
BERTA
Kędzierzawe, czarne jak węgiel.
WERRINA
odchodząc od niej chwiejącym się krokiem
Boże, moja głowa! Moja głowa! — A głos?
BERTA
Głos gruby i mocny.
WERRINA
żywo
Jakiego koloru? — Nie, jużsłyszeć nie chcę! — Płaszcz — jakiego koloru?
BERTA
Płaszcz zielony, jak mi się zdawało.
WERRINA
obie ręce trzymając na twarzy upada nasofę
Nie bój się, to tylko zawrót głowy, córko.
Opuszcza ręce, bladość pokrywa twarz jego.
BERTA
załamując dłonie
Litościwe nieba! Ja ojcaw tych rysach poznaję.
WERRINA
z gorzkim uśmiechem po chwili milczenia
Dobrze ci tak, dobrze ci tak, lękliwy Werrino— za mało ci było, że łotr świętość praw naruszał, musiał aż świętości krwi twojej dotykać.Zrywając się. Żywo, wołaj mi Mikołaja — prochui ołowiu! — albo czekaj, co innego przyszłomi do głowy. Daj mi miecz mój, a sama odmawiaj Ojcze nasz. Kładąc rękę na czole. Co ja chcęrobić?
BERTA
Ojcze! Mnie tak okropnie!
WERRINA
Chodź tu, usiądź przy mnie. Znacząco.Berto, opowiedz mi, Berto, co zrobił ten siwyRzymianin, gdy jego córkę takie — jakże bopowiedzieć? tak przystojną, jak ciebie znaleziono...Słuchaj Berto, co mówił Wirginiusz do swojejcórki znieważonej?
BERTA
ze strachem
Nie wiem, co mówił.
WERRINA
Głupia głowo! — Nic nie powiedział. Za oręż swój chwytając. Za nóż porwałzabójczy.
BERTA
przestraszona rzuca mu się na łono
Boże mój wielki! Co ty począć chcesz, ojcze?
WERRINA
rzuca oręż na ziemię
Nie! — jeszczesprawiedliwość jest w Genui.
SCENA JEDENASTA
Poprzedzający. Sakko. Kalkanio.
KALKANIO
Werrino! Co żywo gotuj się natychmiast. Dzisiaj wybory rzeczypospolitej zaczynają się. Chodźmy wcześnie do seniorii, dziewięciu senatorów wybierać. Ulice tłumem ludunapełnione. Cała szlachta do ratusza dąży.Szyderczo. Przecież pójdziesz z nami, na tryumfnowej spoglądać wolności.
SAKKO
Miecz na zemi leży. Werrina dzikopogląda. Berta ma oczy czerwone.
KALKANIO
Przez Boga — dopiero to postrzegam,Sakko! Tu jakieś nieszczęście się stało.
WERRINA
stawiając dwa krzesła
Siadajcie.
SAKKO
Zastraszasz nas, przyjacielu!
KALKANIO
Jeszczem cię takim nigdy nie oglądał.Gdyby Berta nie płakała, musiałbym pytać, czyGenua nie przepada.
WERRINA
straszliwym głosem
Przepada! — Siadajcie!
KALKANIO
gdy obaj usiedli
Człowieku! Zaklinam cię!
WERRINA
Słuchajcie!
KALKANIO
Jaki domysł przychodzi mi, Sakko!
WERRINA
Genueńczycy! Wy obaj znacie starożytność imienia mojego. Wasi przodkowie ogonyszat za moimi nosili. Moi ojcowie w bitwachprzewodzili krajowi. Moje matki matkom genueńskimza przykład służyły. Honor był jedynym dobremnaszym i syn go po ojcu odziedziczał — czyzna kto inaczej?
SAKKO
Nikt!
KALKANIO
Nikt, jak Bóg na niebie!
WERRINA
Ostatni jestem z rodu mojego.W grobie żona spoczywa. Ta córka jest Jejostatnią spuścizną. Genueńczycy, wyście świadkami,jakem ją wychowywał. Czy jest kto, co by wystąpiłi mnie oskarżał, żem swoją Bertą zaniedbywał?
KALKANIO
Twoja córka jest w kraju wzoremcnoty.
WERRINA
Przyjaciele! Jestem stary człowiek.Gdybym ją utracił, drugiej mieć już nie mogę.Pamięć ma zniknie. Straciłem ją! Zhańbiony ródmój!
OBAJ
wzruszeni
Niech cię Bóg od tego zachowa!
Berta w jękach, tarza się po sofie.
WERRINA
Nie! — Nie rozpaczaj, córko! Ciludzie mężni są i uczciwi. Nad tobą gdy onizapłaczą, krew gdzieś toczyć się będzie. Niepoglądajcie z takim podziwieniem. Wolno z naciskiem. Kto Genuę ujarzmia, może zgwałcićdziewicę.
OBAJ
powstając z krzeseł
Gianettino Doria!
BERTA
z krzykiem
Zwalcie się mury na mnie!Mój Scipio!
SCENA DWUNASTA
Ciż. Burgonino.
BURGONINO
Podskocz, dziewczyno — szczęśliwa wiadomość. Szlachetny Werrino, przyszedłemniebo swoje na twoich ustach położyć. Od dawnajut kocham córkę twoją, a nigdy nie śmiałemo jej rękę prosić, bo całe mienie moje płynęłona wiotkich statkach. Ale w tej chwili pięknymajątek przybija do portu i jak mówią, niezmierzone wiedzie dla mnie skarby. Jestem bogaty —daj mi Boże, ja ją szczęśliwą uczynię.
Berta się zasłania. Długa pauza.
WERRINA
Czy masz chęć, młodzieńcze, w błotoserce swoje rzucić?
BURGONINO
porywa za oręż, ale w tej samej chwili cofa rękę
To ojciec powiedział.
WERRINA
To samo ostatni łajdak powie ciwe Włoszech. Czyż zadowalasz się resztkami zestołu innych?
BURGONINO
Starcze! Nie przywódź mnie doszaleństwa.
KALKANIO
Burgonino! Starzec prawdę mówi.
BURGONINO
w uniesieniu zbliża się do Berty
Prawdęmówi? Mnieżby dziewka oszukać miała?
KALKANIO
Nie tam, Burgonino! Dziewicajak anioł czysta.
BURGONINO
staje osłupiały
Jak zbawienia pragnę! — czysta, i zhańbiona! Nie pojmujętego. Spozieracie na siebie i stoicie w milczeniu.Jakieś nieszczęście, zbrodnia drży na ustachwaszych. Zaklinam was — na igraszkę nie ciągnijcie rozumu mojego. Ona byłaby czystą!Kto mówił, że czysta?
WERRINA
Moje dziecię winnym nie jest.
BURGONINO
A więc gwałt! Podnosi oręż z podłogi. Genueńczycy, przez wszystkie zbrodniepod słońcem! Gdzie — gdzież ja zbójcę wynajdę?
WERRINA
Tam, gdzie znajdziesz złodzieja Genui.
Burgonino w osłupieniu. Werrina w milczeniu przechadza się, wreszcie wraca.
WERRINA
Jeżelim zrozumiał skinienie twoje,o przedwieczna Opatrzności, ty chcesz Genuęprzez moją Bertę oswobodzić. Przystępuje do niej i z wolna odwija krepę z ramienia swego. Dopóki krewz serca Doriów nie zmyje haniebnej plamy twojego honoru, niech promień dzienny na tę twarznie pada. — Aż do tej chwili rzuca krepę na niąociemnij.
Milczenie — wszyscy wzruszeni spoglądają naniego.
WERRINA
kładąc uroczyście dłoń swoją na córki głowie
Przeklęte powietrze, co ciebie owieje! Przeklętysen, co twoje członki orzeźwi! Przeklęty człowiek,co litością nędzę twoją nawiedzi! Idź do najgłębszych sklepień mojego domu! Jęcz, skowycz,męczarnią swoją bieg czasu zwalniaj. Przerywanymgłosem. Twoje życie niech będzie wijącym siętarzaniem zdychającego robaka, uporną gruchocącąwalką między bytem i zniszczeniem! — Niech toprzekleństwo trzyma cię, dopóki Gianettino ostatniego nie wycharczy oddechu. Jeżeli nie —ciągnij je za tobą przez wieczność, aż znajdzieszpunkt, gdzie dwa końce jej koła stykają sięz sobą.
Długie milczenie, postrach w twarzach. Werrinaspogląda na każdego silnym i przenikliwym wzrokiem.
BURGONINO
Wyrodny ojcze! Cóżeś ty uczynił?To okrutne, potworne przekleństwo twojej biednejniewinnej córce?
WERRINA
Prawda — to straszliwie, mój czułyzięciu? — Z najsilniejszym znaczeniem. Kto z wasteraz wystąpi i z krwią zimną o przewłoce paplaćbędzie? Dola Genui na moją Bertę rzucona.Serce moje ojcowskie za powinność obywatelaodpowiada. Kto do tyla lękliwym będzie i zechcezbawienie Genui odwlekać, wiedząc, że to jagnięniewinne jego bojaźń męką nieskończoną opłacaćmusi? Przez Boga, to nie był pomysł głupca!Wykonałem przysięgę i nad dzieckiem nie zlitujęsię swoim, aż Doria upadnie, choćbym miałcoraz nowe męczarnie wymyślać jak pachołekkatowski, choćbym to jagnię niewinne na kanibalskiej zgruchotał katowni. Oni drżą — bladymijak duchy otaczają mnie twarzami! Jeszcze raz,Scipio! biorę ją w układ — żebyś ty tyranaumordował. Na tym drogim węźle trzymammocno twoją, moją, waszą powinność. GnębicielGenui upaść musi, albo dziewicę rozpacz umęczy.Nie odwołam.
BURGONINO
rzucając się do nóg Berty
Upadnieon — za Genuę upadnie — jako wół ofiarny.Jak pewno, że oręż ten w sercu Dorii zagłębię,tak pewno, że na twoich ustach złożę całusoblubieńczy.
wstaje
WERRINA
Pierwsza para, którą furie błogosławią! Podajcie sobie ręce. W sercu Dorii zagłębisz swój oręż? Weź ją — ona twoja.
KALKANIO
przyklęka
Oto jeszcze jeden klękaGenueńczyk i straszne swoje żelazo u nóg kładzie niewinności. Niech tak Kalkanio drogę donieba znajdzie, jak ten oręż ścieżkę do żywotaDorii.
wstaje
SAKKO
Ostatni, lecz niemniej w postanowieniumocny, klęka tu Rafał Sakko. Jeśli ten miecz mójnagi więzienia Berty nie otworzy, to niechajzamknie się ucho Zbawiciela na moją ostatniąw skonie modlitwę.
wstaje
WERRINA
rozweselony
Genua dziękuje wam przeze mnie, przyjaciele! Idź teraz, córko. Ciesz się, że ojczyzny jesteś wielką ofiarą.
BURGONINO
przyciskając ją
Idź, ufaj Bogu i Scipionowi. W jednym i tym samym dniu Bertai Genua będą wolne.
Berta oddala się.
SCENA TRZYNASTA
Pozostali.
KALKANIO
Nim dalej pójdziemy, jeszcze jednosłowo, Genueńczycy!
WERRINA
Zgaduję.
KALKANIO
Będzież dosyć trzech patriotówdo zgniecenia hydry tyraństwa? Nie trzebażlud podburzyć, szlachtę do naszego spiskuprzyciągnąć?
WERRINA
Rozumiem! Słuchajcie więc: oddawna na mojej płacy trzymam malarza, którycałą sztukę wysilił, ażeby upadek Appiusza Klaudiusza przedstawić. Fiesko jest malarstwa wielbicielem, wspaniałe sceny rozpalają go. Zaniesiemyobraz do jego pałacu i obaczymy, z jakim uczuciem oglądać go będzie. Może ten widok duchajego obudzi — Może...
BURGONINO
Precz z nim! Podwój niebezpieczeństwo, bohater mówi, ale nie liczbę walczących.Dawno ja w łonie swoim czułem takiego coś,czego niczym zaspokoić nie mogłem. Terazdopiero wiem, co to było. Mam cię, tyranie!
zasłona spada
AKT DRUGI
Przedsala w pałacu Fieska.
SCENA PIERWSZA
Leonora. Arabella.
ARABELLA
Nie — powiadam. Źleś pani widziała — zazdrość ci brzydkich pożyczyła oczów.
LEONORA
To był Julii żywy obraz — niewmawiaj daremnie. Moja sylweta na błękitnejwstędze wisiała, a ta była czerwono płomienista.Mój los rozstrzygnięty.
SCENA DRUGA
Poprzedzające. Julia.
JULIA
wchodząc z afektacją
Hrabia mi pałacswój ofiarował, ażebym się przypatrzyła paradzie,ciągnącej do ratusza. Czas mi się będzie za długiwydawał. Nim zrobią czekoladę, zabawiaj mniepani.
Bella oddala się i wraca po chwili.
LEONORA
Rozkażesz pani, ażebym towarzystwosprosiła?
JULIA
Zabawne — jakbym towarzystwa tutajszukać miała. Ty, pani, rozrywać mnie będziesz.Przechadzając się. Jeżeli do tego zdolną jesteś, pani! Bo wcale mi nie pilno.
ARABELLA
Ale wiele do czynienia miałby tenmurzynek! Jakie okrutnie, rozważ sinioro, pozbawiać perspektywki młodych elegantów tak pięknegowidoku? Ach! A też perły błyszczące, że ażoczy mogą oślepnąć! Przez Boga wszechmocnego!Pani całe morze wybrałaś!
JULIA
przed zwierciadłem
I to ci się dziwnąrzeczą wydaje, panienko? — Ale słuchaj nodziewczę, czyś ty i język swojej pani wynajęła?Ślicznie, pani! Gości swoich przez sługi zabawiać.
LEONORA
Jest to nieszczęście, sinioro, żemój zły humor zmniejsza przyjemność twojejobecności.
JULIA
Szkaradna nieznajomość świata robicię śmieszną i ociężałą. Żywo — a z dowcipem!to nie jest sposób przywiązania męża.
LEONORA
Jeden tylko sposób znany mi,hrabino! Twój niech na zawsze zostanie środkiemsympatycznym!
JULIA
nie zważając
A jak się trzymasz, mojapani! Pfe! Na ciałko twoje więcej potrzebawydatków — trzeba sztuki użyć, gdzie naturabyła ci macochą. — Na twarz trochę różu,żeby ta bezbarwna namiętność oczów nie raziła.Biedne stworzenie! Tym sposobem twarzyczkatwoja pewnie kupca nie znajdzie.
LEONORA
wesoło do Belli
Winszuj mi szczęścia,dziewczę moje! Niepodobieństwo, żebym Fieskamego straciła, albo nie straciłam nic na nim.
Bella nalewa czekoladę.
JULIA
O straceniu coś tam pomrukujesz?Ale, mój Boże! Skąd ci przyszedł ten napadtragiczny brać Fieska? Dlaczego piąć się natę wysokość, moje dziecko, z której konieczniemusisz być widzianą, porównywaną być musisz?Na mój honor, kochaneczko, musiał to być jakiśzłośnik, albo głupiec, co cię z Fieskiem złączył.Z litością biorąc ją za rękę. Poczciwa duszo, człowiek, który w towarzystwach dobrego tonuchciałby być cierpianym, nigdy twoją partią byćnie mógł.
Bierze filiżankę.
LEONORA
uśmiechając się do Arabelli
Albo w tychdomach dobrego tonu nie życzyłby sobie byćcierpianym?
JULIA
Hrabia ma postawę — znajomość świata— gust. Hrabia miał szczęście porobić dystyngowane znajomości. Hrabia ma charakter, ogień.I cóż? Wyrywa się gorący z tego koła świetnegotowarzystwa. Przychodzi do domu. Żona go witapowszednią czułością, gasi żar jego zimnym,ślinionym całusem, wydziela mu porcję pieszczotswoich, jak stołownikowi w oberży. Biednymałżonek! Tam mu kwitnący ideał się uśmiechał,tu smak mu brzydzi czułość nudząca. Sinioro, naBoga! nie straciż on rozumu — albo cóżodbierze?
LEONORA
podając jej filiżankę
Ciebie pani, jeżeligo już utracił.
JULIA
Dobrze. Widać, że ten ugryzek doszedłci aż do serca. Drżyj za ten żart, ale nim tonastąpi, rumień się.
LEONORA
Umiesz to, sinioro? Ale prawda!Wszakże to strój gotowalniany.
JULIA
Patrzajcie — trzeba aż było robaczkarozgniewać, żeby z niego iskierkę naturalnego dowcipu wydobyć. Na teraz dobrze. To był żart,pani — podaj mi rękę twoją, na zgodę!
LEONORA
podając jej rękę ze znaczącym wejrzeniem
Imperiali! — przed moim gniewem możesz byćbezpieczną.
JULIA
W samej rzeczy, to wspaniale! Alehrabino, czy tak być nie powinno? Z wolna i śledząc jej spojrzenie. Skoro czyjś portret przy sobienoszę, widać, że oryginał ma dla mnie cenę? Comyślisz?
LEONORA
z pomieszaniem rumieniąc się
Jak powiadasz? Spodziewam się, że wniosek za prędki.
JULIA
Mnie się samej tak zdaje. Serce nieprzywołuje zmysłów na pomoc. Prawdziwe uczucie nigdy się za pożyczaną ozdobą nie kryje.
LEONORA
Wielki Boże! Skąd ci ta prawdaprzyszła do myśli?
JULIA
Litość, litość tylko sama. — Bo widzisz,wtedy i odwrotnie jest to prawda — ty Fieskaposiadasz jeszcze dotąd.
Oddaje Leonorze jej sylwetę,śmiejąc się złośliwie.
LEONORA
unosząc się goryczą
Moja sylweta?Tobie? Rzuca się na krzesło, przytłoczona boleścią.O, nieszczęsny człowiek!
JULIA
rozradowana
Czym ci się odpłaciła? Czymsię odpłaciła? Jak to, moja pani, żadnego przekąsuw zapasie? Hej, powóz! — moja czynnośćspełniona. Do Leonory, głaszcząc ją pod brodę. Pocieszsię, dziecię moje! On mi sylwetę oddał w szaleństwie.
Odchodzi.
SCENA TRZECIA
Leonora. Kalkanio.
KALKANIO
W takim zagniewaniu wyszła stądImperiali — a ty, pani, tak poruszoną jesteś?
LEONORA
boleśnie
Nie — tego nikt nie słyszał jeszcze!
KALKANIO
Boże na niebie — czy ty płaczesz,pani?
LEONORA
Przyjaciel tego okrutnika! — preczz moich oczów!
KALKANIO
Jakiego okrutnika? — zastraszaszmnie.
LEONORA
Męża mojego — ale nie! Fieska.
KALKANIO
Co słyszę?
LEONORA
Nic, to tylko łotrostwo, co u wasmężczyzn uchodzi.
KALKANIO
biorąc ją za rękę gwałtownie
Łaskawapani, u mnie jest czułe serce dla płaczącejcnoty.
LEONORA
Tyś mężczyzna — twoje serce niedla mnie.
KALKANIO
Dla ciebie jednej, ciebie jednejpełne... O, gdybyś wiedziała, jak nieskończenie...
LEONORA
Człowieku, kłamiesz! Przed czynemzapewniasz.
KALKANIO
Przysięgam ci!
LEONORA
Krzywoprzysięstwo! Przestań! Zmęczycie rękę Bożą, która przysięgi zapisuje. —Mężczyźni, mężczyźni! Gdyby przysięgi waszezmieniały się w szatanów, można by z nimiszturm do nieba przypuścić i aniołów światłazabrać do niewoli.
KALKANIO
Marzysz, hrabino! Gniew twój niesprawiedliwą cię czyni. Czyliż cała płeć za zbrodnię jednego ma odpowiadać?
LEONORA
Człowieku! W jednym całą płećuwielbiałam, nie wolnoż mi w nim całą nienawidzieć?
KALKANIO
Próbuj, hrabino — pierwszy razserce twe się omyliło — Znam ja miejsce, gdzie byono na tronie zasiadło.
LEONORA
Wy byście kłamstwem stwórcę ze światawypędzić mogli. — Nie chcę nic słyszeć o tobie.
KALKANIO
Tę klątwę dziś jeszcze w moimobjęciu musiałabyś odwołać.
LEONORA
Dokończ! W twoim?
KALKANIO
W moim objęciu — które otwieram,żeby opuszczoną przyjąć i za straconą miłośćwynagrodzić.
LEONORA
szyderczo spoglądając na niego
Miłość?
KALKANIO
klękając
Tak — wymówiłem. Miłość,Madonna! śmierć i życie na twoich ustachspoczywa. Jeżeli grzechem jest namiętność moja,niech dwie ostateczności, cnota i zbrodnia, w jednospłyną ogniwo, niebo i piekło niech się w jednozleją potępienie.
LEONORA
cofa się z dumą i gniewem
Czy do tego,oszukańcze, litość twoja mierzyła? — W jednymzgięciu kolana przyjaźń i miłość zdradziłeś. Preczz moich oczów na zawsze! Przebrzydłe plemię!Dotąd myślałam, że tylko kobiety oszukujesz;nie wiedziałam, że na samym sobie dopełniaszzdradziectwa.
KALKANIO
zmieszany powstaje
Łaskawa pani!...
LEONORA
Nie dosyć, że świętą pieczęć zaufaniazłamał ten obłudnik, na czyste jeszcze cnotyprzeźrocze zaraźliwym wionął oddechem i chciałmoją niewinność w krzywoprzysięstwo potrącić.
KALKANIO
Krzywoprzysięstwo me od ciebieidzie, pani!
LEONORA
Rozumiem — i moja obraza miałauczucie moje przekupić? Tyś nie wiedział, żesamo nieszczęście wzniosłe: za Fieska cierpieć,kobiecie serce uszlachetnia. Słuchaj! Fieska upadek nie podniesie u mnie Kalkania, ludzkośćtylko poniży.
Odchodzi szybko.
KALKANIO
patrzy na nią w osłupieniu, potem uderza się w czoło
O, głupia głowo!
SCENA CZWARTA
Murzyn. Fiesko.
FIESKO
Kto stąd wyszedł?
MURZYN
Margrabia Kalkanio.
FIESKO
Na sofie chustka została. Tu byłażona moja.
MURZYN
Właśnie ją spotkałem w silnymporuszeniu.
FIESKO
Chustka jest wilgotna. Chowa ją. Kalkanio tu? Leonora w silnym poruszeniu? W wieczórzapytam ciebie, co tu się zdarzyło.
MURZYN
Panna Bella chętnie słucha, że jasnema włosy. Odpowiem.
FIESKO
A teraz — oto trzydzieści godzinupłynęło. Czy moje zlecenia wypełniłeś?
MURZYN
Co do joty, mój panie!
FIESKO
siadając
Mów więc, jak tam śpiewają o Doriach i teraźniejszym rządzie?
MURZYN
Pfe! — w przeraźliwy sposób. Samoimię Doriów trzęsie nimi jak febra. Gianettina naśmierć nienawidzą. Wszyscy szemrzą. Francuzi,jak mówią, byli szczurami w Genui, kot Doriaje pożarł, a teraz do myszy się dobiera.
FIESKO
To by mogło być prawdą — a na kotanie znają psa żadnego?
MURZYN
z uśmiechem
Miasto szeptało długoi szeroko o pewnym — o pewnym — Ejże!Czyżbym miał imię zapomnieć?
FIESKO
powstając
Głupcze? Tak łatwo je zapamiętać, jak trudno nabyć było. Czy Genua więcejma, jak jednego?
MURZYN
Tak jak nie ma dwóch hrabiówLawania.
FIESKO
siadając
To co innego! Cóż tam o moimhulackim życiu przeszeptują?
MURZYN
wielkimi oczyma go mierząc
Słuchaj,hrabio Lawania! Genua wysoko musi myślećo tobie. Strawić nie może, że mąż pierwszegodomu — pełny rozumu i zdolności, z takim zapałem i wpływem — pan czterech milionówfuntów, z krwią królewską w żyłach — mążtaki jak Fiesko, na którego pierwsze skinieniewszystkie serca polecą...
FIESKO
odwraca się z pogardą
Słyszeć od takiegohultaja!...
MURZYN
Że mąż wielki Genui Genui upadekprzesypia. Wielu żałuje, bardzo wielu przedrzeźnia,największa liczba potępia ciebie — a wszyscyboleją nad ojczyzną, która cię straciła. Jezuitajeden przewąchał, że lis ci spod sukniwygląda.
FIESKO
Lis zwąchał lisa. — Co mówiąo moich miłostkach z hrabiną Imperiali?
MURZYN
To, co ja wolę zamilczeć!
FIESKO
Mów śmiało. Im śmielsze, tym pożądańsze. Cóż tam pomrukują?
MURZYN
Nie pomrukują. We wszystkich kawiarniach, bilardowych salach, oberżach, naspacerach, na targu, na giełdzie krzyczą nagłos...
FIESKO
Cóż? Ja ci każę.
MURZYN
cofając się
Że pan błazen jesteś.
FIESKO
Dobrze! Weź tu cekina za tę wiadomość. Włożyłem na głowę czapkę z dzwonkami,żeby Genueńczycy mieli co radzić o mnie —niebawem tonsurę sobie wystrzygę, żeby mnieza arlekina wzięli. Jakże kupcy jedwabiów przyjęli moje podarunki?
MURZYN
Błaźnie! wyglądali jak biedni skazanina...
FIESKO
Błaznie? — czyś oszalał, hultaju!
MURZYN
Daruj panie! Miałem oskomę nacekina.
FIESKO
ze śmiechem dając mu jednego
A więc jakbiedni skazani?...
MURZYN
Na rusztowaniu, gdy im przebaczeniegłoszą. Oni do ciebie duszą i ciałem należą.
FIESKO
To mnie cieszy! Podburzą lud genueński.
MURZYN
Co to była za scena! Niech mniediabli porwą! Niewiele brakowało, żebymw wielkich cnotach zasmakował. Jak szalenirzucili mi się na szyję. Dziewczęta zakochały sięw czarnym kolorze ojca mego i sadzę z mojejtwarzy zlizywały. Pomyślałem sobie — co toza wszechmocne to złoto; Murzynów nawet pobielić może.
FIESKO
Twoja myśl była lepsza jak błoto,z którego wyszła. — Przyniesione słowa twojesą dobre. Czy można się po nich czynu spodziewać?
MURZYN
Jak z chmurnych obłoków burzygrożącej. Schylają głowy do siebie, w tłum sięgromadzą i szepcą: cyt! skoro nieznajomy przechodzi. W całej Genui głucha brzemiennośćpanuje. — Ta niechęć jak ciężka chmura wisinad rzeczpospolitą — jeden powiew wiatru,a grad spadnie i pioruny.
FIESKO
Cicho! Słuchaj, co to za gwar pomieszany?
MURZYN
patrząc przez okno
Krzyk wielu ludziwracających z ratusza.
FIESKO
Dziś jest wybór prokuratora. Każmojej kariolce zajechać. Posiedzenie nie mogłojeszcze się ukończyć. Muszę tam polecić. Prawniesię ukończyć nie mogło. Moja szpada i płaszcz— gdzież jest zapinka od płaszcza?
MURZYN
Ukradłem, panie, i zastawiłem.
FIESKO
To mnie cieszy.
MURZYN
No, jak to? Czyż nagrodę dostanę?
FIESKO
Żeś i płaszcza nie ukradł?
MURZYN
Żem odkrył złodzieja.
FIESKO
Tłum wali się tutaj. Słuchaj! to niejest okrzyk zadowolenia. Prędzej! Otwórz bramęna oścież. Mam przeczucie. Doria jest bezczelniezuchwały — państwo na ostrym końcu igły sięchwieje. Założę się, że senioria się poruszyła.
MURZYN
krzycząc w oknie
Co to jest? Na roguulicy Balbi tysiącami tłumu — halabardy błyszczą— miecze dobyte. Hej! Senatorowie pędzą tu. —
FIESKO
To bunt — leć do nich. Wymieńimię moje. Staraj się, żeby tu przyszli. Murzynwybiega. Co mrówka rozum z trudem do kupyzbierze, wiatr przypadkowy na jeden raz wszystkorozprasza.
SCENA PIĄTA
Fiesko, Centurione, Cibo, Asserato wpadajągwałtownie do pokoju.
CIBO
Hrabio! Przebacz, że w takim oburzeniuniezameldowani do ciebie wchodzimy.
CENTURIONE
Znieważony jestem, śmiertelnie znieważony od synowca książęcego, w obliczu całejseniorii.
ASSERATO
Doria brudem zmazał księgę złotą,w której każdy szlachcic genueński jest kartą.
CENTURIONE
Dlatego tuśmy przyszli. Całaszlachta we mnie jest obrażoną. Cała szlachtamusi zemstę moją podzielać. Mścić się honoruwłasnego, pomocy mi nie trzeba.
CIBO
Cała szlachta w nim jest dotknięta. Całaszlachta ogniem i płomieniami zionąć musi.
ASSERATO
Prawa narodu zdeptane. Republikańskiej wolności zadano cios śmiertelny.
FIESKO
Natężacie całą ciekawość moją.
CIBO
On był dwudziesty dziewiąty międzywyborcami. Wyciągnął złotą gałkę na wybórprokuratora. Dwadzieścia ośm głosów było zebranych. Czternaście miałem ja, tyleż Lomellino.Głosów Dorii i jego brakowało jeszcze.
CENTURIONE
przerywając
Jeszcze brakowało. Wotuję za Cibo. Doria — patrz na hańbę honorumego — Doria...
ASSERATO
przerywając
Nic podobnego nie widziano,od kiedy ocean Genuę oblewa.
CENTURIONE
coraz w większym uniesieniu
Doriadobył szpady, którą pod purpurowym płaszczemtrzymał ukrytą, przebił moją gałkę i zawołał dozgromadzonych:
CIBO
„Senatorowie, gałka nieważna — przedziurawiona; Lomellino prokuratorem wybrany”.
CENTURIONE
„Lomellino prokuratorem” i na stółoręż rzucił.
ASSERATO
Zawołał: „gałka nieważna” i orężrzucił na stół.
FIESKO
po chwili
Cóż przedsiębierzecie?
CENTURIONE
Rzeczpospolita w serce ugodzona.Co przedsiębierzemy?
FIESKO
Centurionie! Sitowie od podmuchu gniesię, na dęby burzy trzeba. Pytam, co przedsiębierzecie?
CIBO
Myślałem, że się pytasz, co Genua przedsiębierze.
FIESKO
Genua? Genua? Precz z nią. Próchnokruszy się, gdziekolwiek się dotkniesz. Liczyciena patrycjuszów? Może dlatego, że kwaśneminy stroją, albo wzruszają ramionami, gdyo sprawach kraju rzecz się toczy. Precz z nimi!Ich zapał bohaterski lepnie do pak lewantyńskichtowarów, ich dusze ze strachem latają wokołoich indyjskiej floty.
CENTURIONE
Poznaj lepiej patrycjuszów naszych.Zaledwo dumny czyn Dorii dopełnionym został,kilka ich set wyleciało na rynek z rozdartymisukniami. Cała senioria rozprószyła się.
FIESKO
drwiąc
Jak gołębie, gdy sęp na ichstado się rzuci.
CENTURIONE
podniesionym głosem
Nie! Jak beczkiprochu, gdy lont na nie padnie.
CIBO
Lud także jest wściekły — czego niedokaże dzik postrzelony!
FIESKO
śmiejąc się
Ślepy, bezrozumny kolos,co z początku ciężkimi gnatami łoskotu narobi,wszystko co wyższe i niższe, bliskie i dalekie,otwartą paszczą połknąć grozi, a w końcu —potknie na nici szpagatu. Genueńczycy, daremnie!Czas panowania na morzu już przeszedł. Genuasię zawaliła pod swoim imieniem. Dziś Genuatam, gdzie Rzym niezwyciężony, gdy jak piłkana palant wątłego młodzieńca Oktawiusza wleciał.Genua już wolną być nie może. Genuę królewskątrzeba władzą ogrzać. Genui pana trzeba. Schylciewięc głowy przed wietrznikiem Gianettino!
CENTURIONE
uniesiony gniewem
Chyba się gniewnepogodzą żywioły i biegun się północny zeskoczyz południowym. Chodźcie, koledzy!
FIESKO
Zostańcie! Zostańcie! Nad czym przemyśliwasz, Cibo?
CIBO
Nad niczym, lub nad małym żartem,który się trzęsieniem ziemi nazwie.
FIESKO
prowadząc ich do statuy
Patrzcie na tęstatuę!
CENTURIONE
Jest to Wenus florencka. Do czegonam ona?
FIESKO
Jednakże wam się podoba?
CIBO
Tak się zdaje, albo chybabyśmy złymibyli Włochami. Jak w tej chwili pytać o tomożesz?
FIESKO
Oto przejedźcie wszystkie części światai między żyjącymi rzeźbami kobiecej pięknościszukajcie najszczęśliwszej, gdzie by się zeszływszystkie wdzięki marzonej Wenus.
CIBO
I cóż za nasz trud odniesiemy?
FIESKO
Tedy wyobraźni dowiedziecie szalbierstwa...
CENTURIONE
z niecierpliwością
Cóż pozyskamy?
FIESKO
Zastarzały proces natury ze sztukmistrzami wygracie.
CENTURIONE
w gniewie
I cóż potem?
FIESKO
Potem! — potem? Ze śmiechem głośnym.Zapomnicie myśleć, że wolność Genui w ruinyzapada.
Centurione, Cibo, Asserato odchodzą.
SCENA SZÓSTA
FIESKO
sam. Zgiełk wokoło pałacu.
Szczęśliwie! Szczęśliwie! W płomieniu słomarzeczypospolitej. Ogień już domy i wieże ogarnął!Rozżarzajmy, rozżarzajmy! Niech pożar całą łunązaświeci, a wiatr niszczący wionie spustoszenie.
SCENA SIÓDMA
Murzyn wbiegając z pośpiechem. Fiesko.
MURZYN
Tłum za tłumem!
FIESKO
Otwórz na roścież oboje drzwi bramy,niech wchodzi, kto nogi ma.
MURZYN
Republikanie! Republikanie! Ciągnąswoją wolność pod jarzmem, dychają jak pługowewoły pod twą pychą arystokratyczną.
FIESKO
Głupcy, myślą, że Fiesko Lawaniabędzie kończył, czego Fiesko Lawania nie zaczynał? Powstanie przychodzi w porę. Alesprzysiężenie musi wyjść ode mnie. Walą sięna schody.
MURZYN
za drzwiami
Hola! hola! Oni tu z całego domu drzwi zrobią.
Lud wpada, drzwi się walą.
SCENA ÓSMA
Fiesko. Dwunastu rzemieślników.
WSZYSCY
Zemsta na Doriów! Zemsta na Gianettina!
FIESKO
Z wolna, moi ziomkowie! Wasza ufnośćwe mnie dowodzi serca dobrego, ale mam uszydelikatne.
WSZYSCY
Zwalić Doriów! Zwalić stryja i synowca!
FIESKO
ze śmiechem licząc ich
Dwunastu! Znakomite wojsko.
NIEKTÓRZY
Ci Doria muszą precz! Rząd musiinny kształt przybrać!
PIERWSZY RZEMIEŚLNIK
Naszych sędziów pokojuze schodów spychać — ze schodów sędziówpokoju!
DRUGI
Wyobraź sobie, Lawania, ze schodówza to, że mu się w wyborach sprzeciwili.
WSZYSCY
Tego ścierpieć nie można. Tegościerpieć nie powinno!
TRZECI
Za miecz brać w radzie!
PIERWSZY
Miecz! Znak wojny w izbie pokoju!
DRUGI
W szkarłatach do senatu przychodzić,nie w czarnym stroju jak inni radcy!
PIERWSZY
Ośmiu rumakami przez miasto przejeżdżać!
WSZYSCY
Tyran! Zdrajca kraju i rządu!
DRUGI
Dwustu Niemców do swojej straży odcesarza kupić.
PIERWSZY
Cudzoziemcy przeciw dzieciom ojczyzny! Niemcy przeciw Włochom! Żołnierze obok prawa!
WSZYSCY
Zdrada kraju! Bunt! Genui upadek!
PIERWSZY
Herb rzeczypospolitej kłaść na powozach!
DRUGI
Posąg Andrzeja przed pałacem seniorii!
WSZYSCY
Na sztuki Andrzeja! Na tysiąc sztuki posąg, i żywego!
FIESKO
Genueńczycy! Dlaczegóż z tym domnie?
PIERWSZY
Nie powinieneś tego ścierpieć! Powinieneś go moresu nauczyć!
DRUGI
Z ciebie mądry człowiek; nie powinieneś cierpieć, powinieneś za nas mieć rozum.
PIERWSZY
I lepszym od niego jesteś szlachcicem,i powinieneś oddać mu za to i tego nie ścierpieć!
FIESKO
Wasze zaufanie pochlebia mi bardzo!Mogęż na nie przez czyny zasłużyć?
WSZYSCY
z hałasem
Bij! Wal! Wyswobódź!
FIESKO
Dobre jednakże słowo przyjmiecieode mnie?
NIEKTÓRZY
Mów, Lawania!
FIESKO
siadając
Genueńczycy! W królestwiezwierząt przyszło niegdyś do niepokojów domowych. Stronnictwa biły na stronnictwa, i brytantronem owładnął. Nawykły pod nóż rzeźniczybydło zaganiać, po psiemu rządził on w kraju:warczał, kąsał, ludu swego kości ogryzał. Naródszemrał — najśmielsi znieśli się z sobą i zadławili książęcego kundysa. Sejm się otworzył,aleby wielkie rozwiązać zadanie: jaki rząd byłbynajpożądańszy. Głosy na trzy się strony podzieliły.Genueńczycy! Za którą byście poszli?
PIERWSZY
Za ludem, wszyscy za ludem!
FIESKO
Lud wziął górę — rząd był demokratyczny. Każdy obywatel dawał głosy swoje,większość rozstrzygała. Zaledwo kilka ubiegłotygodni, nowo sklejonej rzeczypospolitej człowiekwypowiedział wojnę. Rada się zebrała. Koń, lew,tygrys, niedźwiedź, słoń i nosorożec wystąpilii ryknęli na głos: Do broni! Kolej przyszła nainnych. Baran, zajęć, jeleń, osieł, całe królestwoowadów, ptaków, ryb, całe tchórzów wojskowpadło między nich i zajęczało: Pokój! Patrzcie,Genueńczycy! Tchórzów było więcej niż walecznych, głupich więcej jak mądrych. —Większość przekreskowała, zwierzęta złożyłybroń — człowiek ich państwo plądrował. Tenwięc kształt rządu został odrzucony. Genueńczycy!Do jakiego teraz bylibyście skłonni?
PIERWSZY I DRUGI
Do elekcyjnego! Bez sprzeczki,do elekcyjnego!
FIESKO
Zdanie to podobało się. Sprawy krajowe rozdzieliły się na kilka izb. Wilk rządziłskarbem, lis był jego sekretarzem. Gołębieprowadziły procesy kryminalne, tygrysy dobrowolne sądy, capy godziły spory małżeńskie.Zające były żołnierzami; lwy i słonie przybagażach; osieł był posłem, a kret inspektoremspraw urzędowych. Genueńczycy, czego spodziewać się możecie po tym mądrym rozdziale? Kogowilk nie rozszarpał, lis okpił. Kto mu się wymknął, pod ośle musiał wpaść kopyta. Tygrysydusiły niewinność; gołąb ułaskawiał złodziejówi rozbójników, a w końcu gdy urzędy byłyzłożone, kret je znajdywał sumiennie sprawowane. — Zwierzęta zbuntowały się. Wybierzmykróla! — zawołały zgodnie — który by miał pazuryi mózg i jeden tylko żołądek. Jednego naczelnika wszyscy słuchali jednego, Genueńczycy!— ale — z dumą przystępując do nich ten jedenbył lwem.
WSZYSCY
klaszczą w ręce i w górę czapki wyrzucają
Brawo! brawo! Sprytnie to zrobili.
PIERWSZY
I Genua powinna naśladować —Genua ma już swojego męża.
FIESKO
Nie chcę o nim wiedzieć. Idźcie dodomu i na lwa pomnijcie. Mieszczanie tłumem wychodzą. Wszystko idzie po myśli. Lud i senatprzeciw Doriom — Lud i senat za Fieskiem.Hassan! Hassan! — Trzeba tę nienawiść umocnić,tan pociąg odświeżyć. Tu, Hassan! Psi synupiekła! Hassan! Hassan!
SCENA DZIEWIĄTA
Murzyn, Fiesko.
MURZYN
dziko
Pięty palą się jeszcze. Cóżnowego?
FIESKO
Co rozkażą.
MURZYN
Gdzie mam lecieć naprzód — gdziena ostatku?
FIESKO
Od latania na ten raz cię uwalniam.Raczej powleką ciebie — przygotuj się; roztrąbięnatychmiast zabójstwo, któreś chciał popełnić,i związanego oddam cię inkwizycji.
MURZYN
cofając się
Panie! To przeciw umowie.
FIESKO
Bądź spokojny — to tylko dla zabawki.Wszystko w tej chwili na tym polega, żebyGianettina napaść na życie moje byłagłośną w mieście. Będą cię badali.
MURZYN
Mamże wyznać czy zaprzeć się?
FIESKO
Zaprzesz się. Wezmą cię na tortury.Pierwszą próbę wytrzymasz. Tę bagatelę możeszprzyjąć na konto twego zabójstwa. Na drugiejwyznasz.
MURZYN
poruszając głową
Szatan to figlarz —ci panowie mogą mnie na obiad zatrzymać i jadla niewinnej zabawki mogę być kołowany.
FIESKO
Wyjdziesz nietknięty — hrabiowskiedaję ci słowo. Zażądam twojej kary jako należnemi zadosyćuczynienie i w oczach całej rzeczypospolitej winę ci przebaczę.
MURZYN
Niech i tak będzie. Trochę mi stawyporozciągają, to mnie zwinniejszym uczyni.
FIESKO
Zadrażnij prędko ramię moje sztyletemtak, żeby krew wytrysła. Udam, że cię nauczynku w tej chwili złowiłem. Dobrze! Przeraźliwie krzycząc. Zbójca! Zbójca! Zbójca! Zabieżcie drogę,zaprzyjcie bramy!
Wlecze murzyna za gardło, służący przybiega na scenę.
SCENA DZIESIĄTA
Leonora, Róża wpadają przestraszone.
LEONORA
Zabójstwo! Krzyczeli, zabójstwo! Krzykstąd wychodził.
RÓŻA
Fałszywy gwar pewnie, jak to powszednie w Genui.
LEONORA
Krzyczeli: zabójstwo, i lud wyraźniepowtarzał: „Fiesko”. Nędzni oszukańce, oczymoje chcą oszczędzić — a serce moje ich podchodzi. Prędzej — bież tam, powiedz mi, gdziego ciągną?
RÓŻA
Uspokój się — Bella już poszła.
LEONORA
Bella jego gasnące spojrzenie jeszczeuchwyci. Szczeliwa Bella — biada mi, jegozabójczyni! Gdyby Fiesko mógł mnie kochać,nigdy by w świat się nie rzucał, nie rzucał sięna miecz zazdrości. Bella idzie — precz —Ach! nie mów mi nic, Bello!...
SCENA JEDENASTA
Poprzedzający. Bella.
BELLA
Hrabia żywy i w zdrowiu. Widziałam,jak przez miasto cwałował. Jeszcze tak pięknymnie był pan nasz nigdy. Koń się pod nim nadymał i spędzał wspaniałym kopytem lud cisnącysię do książęcego jeźdźca. Postrzegł mnie, rzuciłokiem na zamek i trzy całuski posłał — cozrobić z nimi, sinioro?
LEONORA
w uniesieniu radości
Swawolna szczebiotko, odnieś mu nazad.
RÓŻA
Patrzajże pani, otóż znowu szkarłatemtwarz się twoja oblała.
LEONORA
On serce swoje dla rozpustnic rzuca,a ja za jednym gonię spojrzeniem? — O kobiety!kobiety!
Odchodzą.
SCENA DWUNASTA
W pałacu Andrzeja.Gianettino, Lomellin wchodzą szybko.
GIANETTINO
Niech ryczą za wolnością swoją,jak lwica za dziećmi. Ja przy moim stoję.
LOMELLIN
Ale łaskawy panie...
GIANETTINO
Do szatana idź z swoim ale,trzygodzinny prokuratorze! Na włosek nie ustąpię.Niech wieże Genui wstrząsają szczyty twoje,niech groźne morze twoje Nie zaryczy. Tego siębuntu nie lękam.
LOMELLIN
Motłoch wprawdzie jest tylko drzewem zapalonym, ale szlachta swoim go wichremrozdyma. Cała rzeczpospolita wre gniewem —lud i patrycjusze.
GIANETTINO
Stoję więc jak Nero na górze i nabłazeński pożar spoglądam.
LOMELLIN
Aż cały tłum buntowny rzuci sięw objęcie jednego naczelnika, który żądzy swejpanowania przygotuje żniwo w spustoszeniu.
GIANETTINO
Kpiny! kpiny! — Znam tylkojednego, co by strasznym mógł zostać, ale o nimjuż pomyślano.
LOMELLIN
Jego Wysokość!
Wchodzi Andrzej — obaj nisko się kłaniają.
ANDRZEJ
Sinior Lomellino! moja synowicachce odjechać.
LOMELLIN
Będę miał łaskę towarzyszenia jej.
Odchodzi.
SCENA TRZYNASTA
Andrzej. Gianettino.
ANDRZEJ
Słuchaj, synowcze, niekontent jestemz ciebie.
GIANETTINO
Racz mnie posłuchać, prześwietnystryju!
ANDRZEJ
Najlichszego żebraka w Genui, jeślitego jest godzien; ale łotra nigdy, choćby byłmoim synowcem. Dość mojej łaski, że jak stryjtylko jawię się przed tobą. Zasłużyłeś księciai siniorię słyszeć.
GIANETTINO
Jedno tylko słowo, najłaskawszypanie!...
ANDRZEJ
Słuchaj, coś zrobił, a odpowiedzwtenczas sobie. — Zwaliłeś budynek, który japrzez pół wieku z trudem postawiłem — Pomnikgrobowy twojego stryja, jego jedyną piramidę —miłość Genueńczyków. Lekkość umysłu przebacza ci Andrzej.
GIANETTINO
Mój stryju i książę...
ANDRZEJ
Nie przerywaj! — Zniszczyłeś najpiękniejsze arcydzieło rządu, które ja sam niebuwydarłem i dałem Genueńczykom, które mnietyle nocy, tyle niebezpieczeństw, tyle krwikosztowało. Książęcą cześć moją przed całąGenuą znieważyłeś, boś mojej pracy nie uszanował. Komu ona świętą będzie, gdy nią własnakrew moja pogardza? To szaleństwo stryj ciprzebacza.
GIANETTINO
obrażony
Najłaskawszy panie, tyśmnie na księcia Genui wychował.
ANDRZEJ
Milcz! Zdrajcą jesteś państwa, sercejego życia zraniłeś. Rozważ, chłopcze! Tu trzebaposłuszeństwa. Dlatego, że pasterz na wieczórrzucił swoją pracę, tyś myślał, że trzodę opuścił?Dlatego, że Andrzej siwymi pokrył się włosami,ty jak chłopak uliczny masz prawa nogamideptać?
GIANETTINO
dumnie
Z wolna, książę. I w moichżyłach kipi krew Andrzeja, przed którym Francjadrżała.
ANDRZEJ
Milcz! Rozkazuję ci. Przywykłem,żeby morze słuchało, gdy ja głos podniosę.Oplwałeś majestat sprawiedliwości w środku jejwłasnej świątyni. Znasz ty, jak to karzą, buntowniku? Teraz odpowiadaj! Gianettino bezmownyspuszcza wzrok do ziemi. Nieszczęśliwy Andrzeju!W własnym twym sercu wylęgłeś robaka, cotwoje zasługi roztoczył. Wystawiłem Genueńczykom dom, co z całej przeszłości mógł szydzić,i własną ręką rzucam do niego pierwsze zarzewie pożaru — oto tego. Dziękuj, nierozważny,siwej mojej głowie, która na rękach krewnychswoich chce być do grobu niesioną. Dziękujmojej bezbożnej miłości, że obrażonemu państwuz rusztowania nie rzucę głowy buntownika.
Odchodzi szybko.
SCENA CZTERNASTA
Lomellin przestraszony bez tchu. Gianettino spoglądajcy za odchodzącym księciem w płomieniachi bezmowny.
LOMELLIN
Com ja widział, com ja słyszał?Teraz uciekaj, książę, wszystko stracone.
GIANETTINO
z gniewem
Cóż było do stracenia?
LOMELLIN
Genua, książę! Wracam z rynku.Lud ciśnie się wokoło Murzyna, którego tamna powrozie prowadzono. Hrabia Lawania naczele trzechset szlachty szedł do sądu, gdziezbójcę torturowano. Murzyn złapany był nauczynku w chwili, gdy Fieska chciał życia pozbawić.
GIANETTINO
uderzając nogą
Co? — czy wszystkieszatany z piekła dziś wyleciały?
LOMELLIN
Badano ostro, kto go przekupił.Murzyn nic nie wyznał; wzięto na pierwszą katownię — nic nie wyznał. Wzięto na drugą —powiedział, wszystko powiedział. Łaskawy panie,o czym myślałeś, gdyś twój honor takiemu łotrowina łup oddawał?
GIANETTINO
dzikim wzrokiem spoglądając na niego
Niepytaj mnie o nic!
LOMELLIN
Racz słuchać dalej. Zaledwie imięDoria wymówione było — wolałbym stokroćmoje nazwisko na szatańskiej tablicy wyczytać,jak tam twoje usłyszeć — Fiesko ukazał sięludowi. Znasz go, tego człowieka, co rozkazującbłaga, tego lichwiarza serc tłumu! Całe zgromadzenie wlokło się za nim osłupiałymi, przejętymistrachem grupami. Mało on mówił, ukazał tylkoramię zakrwawione — lud bił się o krople spadające jakby o relikwie, oddano Murzyna jegowoli, a Fiesko — sztylet w serca nasze! —Fiesko go ułaskawił. Teraz dopiero ponure milczenie ludu rozwściekliło się krzykiem straszliwym,każdy oddech zdawał się gruchotać Dorię —z tysiączno-głośnym okrzykiem odprowadzonoFieska do domu.
GIANETTINO
z przymuszonym śmiechem
Okrzyk buntowniczy w gardło mi się wraża. Cesarz Karol!Tym jednym słowem obalę ich, tak że głosnawet dzwonu po Genui rozchodzić się niebędzie.
LOMELLIN
Czechy daleko od Włoch leżą.Jeżeli się Karol pośpieszy, zdąży na czas, żebyna twojej pogrzebowej stypie uczestniczyć!
GIANETTINO
dobywając listu z wielką pieczęcią
Szczęście tylko, że już tu przybył. Czy się Lomellinzadziwia? Sądziłże mnie do tyla szalonym, żebymwściekłych republikanów rozdrażniał, gdyby onijuż przekupieni i zdradzeni nie byli?
LOMELLIN
zdziwiony
Nie wiem, co mam myśleć!
GIANETTINO
Ja myślę, o czym ty nie wiesz.Przymierze zawarte. Pojutrze dwunastu padniesenatorów. Doria wstanie królem, a Karol jegoprotektorem. Cofasz się?
LOMELLIN
Dwunastu senatorów! Moje sercejest za małe, aby dwanaście zabójstw rasempomieścić.
GIANETTINO
Głupcze! Tron zabójstwa gładzi.Rozważyłem widzisz z ministrami Karola, żeFrancja w Genui silne ma jeszcze stronnictwa,które by drugi raz mogły miasto w ręce im oddać,gdyby ich z korzeniem nie wyniszczono. Trafiłoto do rozumu starego Karola — podpisał mójprojekt — a ty napiszesz, co ja podyktuję.
LOMELLIN
Jeszcze nie wiem...
GIANETTINO
Siadaj i pisz!
LOMELLIN
siadając
Ale cóż mam pisać?
GIANETTINO
Nazwiska dwunastu kandydatów;Franciszek Centurione.
LOMELLIN
pisząc
W nagrodę za gałkę swojąprowadzi orszak pogrzebowy.
GIANETTINO
Korneliusz Kalwa.
LOMELLIN
Kalwa.
GIANETTINO
Michał Cibo.
LOMELLIN
Ochłodzenie na apetyt do prokuratorstwa.
GIANETTINO
Tomasz Asserato z trzema braćmi.
Lomellin zatrzymuje się w pisaniu.
GIANETTINO
z przyciskiem
Z trzema braćmi.
LOMELLIN
pisząc
Dalej.
GIANETTINO
Fiesko Lawania.
LOMELLIN
Ostrożnie, ostrożnie. O ten głazczarny szyję możesz złamać.
GIANETTINO
Scipio Burgonino.
LOMELLIN
Gdzie indziej niech idzie się żenić.
GIANETTINO
Tam, gdzie ja drużbą mu będę.Rafał Sakko.
LOMELLIN
Jemu by trzeba przebaczenie wyrobić,aż mi należne pięć tysięcy skudów zapłaci. —Pisze. Śmierć kwituje długi.
GIANETTINO
Wincenty Kalkanio.
LOMELLIN
Kalkanio. Dwunastego piszę na mojąodpowiedzialność, inaczej śmiertelny wróg naszzapomniany.
GIANETTINO
Koniec wieńczy dzieło. Józef Werrina.
LOMELLIN
To była głowa węża. Wstaje, pismo zasypuje piaskiem i podaje księciu. Śmierć jutro świetnybal daje i dwunastu genueńskich książąt zaprasza.
GIANETTINO
idzie do stołka i podpisuje
Stało się— za dwa dni wybór jest doży. Skoro zgromadzi się senioria, dwunastu senatorów na znakchustką podany pod strzałami padnie, gdy tymczasem dwustu Niemców moich szturmem ratuszosadzą. Jak to się skończy, Gianettino Doriawejdzie na salę i sobie pokłonić się każe.
Dzwoni.
LOMELLIN
A Andrzej?
GIANETTINO
pogardliwie
Stary już człowiek. —Służący wchodzi. Gdy książę o mnie się zapyta,powiedzieć, żem na mszę poszedł. Służący odchodzi. Szatan, którego mam w ciele, tylko pod maskąświętą incognito zachować może.
LOMELLIN
Książę! Cóż z pismem zrobić!
GIANETTINO
Weź je do siebie, niech naszestronnictwo obiega. Ten list trzeba ekstrapocztądo Lewanto odesłać. Uwiadamia on Spinolęo wszystkim i zaprasza, żeby jutro o ósmejz rana do miasta zawitał.
Chce odchodzić.
LOMELLIN
Dziura w beczce, książę! Fiesko niechodzi do senatu.
GIANETTINO
wracając
Jednego jeszcze zbójcyprzecież Genua dostarczy? Postaram się o to.
Odchodzi do pobocznego pokoju — Lomellin oddala się innymi drzwiami.
SCENA PIĘTNASTA
Przedsala w pałacu Fieska.Fiesko z listami i wekslami. Murzyn.
FIESKO
Cztery więc galery już przypłynęły?
MURZYN
W porcie Dorseny szczęśliwie nakotwicy spoczywają.
FIESKO
W porę przychodzą. Skąd pisma?
MURZYN
Z Rzymu, Francji i Piacenzy.
FIESKO
odpieczętowuje listy i przebiega je
Witamwas, witam w Genui. Z radością. Kurierów przyjąć po książęcemu.
MURZYN
Hum! —
Chce odejść.
FIESKO
Czekaj, czekaj! Jest tu pełno dla ciebieroboty.
MURZYN
Co na rozkazy? Węch wyżła, czyżądło niedźwiadka?
FIESKO
Na ten raz sidełko ptasznika. Jutrorano dwa tysiące ludzi przebranych wejdziew miasto do służby mojej. Rozsadź na okołoprzy bramach towarzyszy twoich z rozkazem,ażeby na przybywających podróżnych mieliczujne oko. Jedni z nich wejdą jako pielgrzymi doLorety wędrujący, drudzy jako zakonnicy, Sawojardzi albo aktorowie, inni znowu jako kupcy,muzykanci; największa część jako wysłużeni żołnierze, którzy mają ochotę genueńskiego chlebaskosztować. Spytać każdego cudzoziemca, gdziestanie? — jeżeli odpowie: pod złotym wężem,powitać go przyjaźnie i wskazać moje mieszkanie.Słuchaj, łotrze! liczę na twoją roztropność.
MURZYN
Licz, panie, na moją przebiegłość.Jeżeli choć włosek wypuszczę z ręki, pozwalamżebyż oboje oczu moich nabił do wiatrówkii strzelił nimi do wróbli.
Chce odejść.
FIESKO
Czekaj! — jeszcze jedna robota. Galerymogą wpaść w oczy ludu. Dośledź, co o nichmówią. Jeżeli cię zapyta kto, odpowiesz, że z dalasłyszałeś przebąkujących, jako twój pan naTurków ma łowy rozpocząć. Rozumiesz?
MURZYN
Rozumiem. Brody obrzezańców leżąna wierzchu — a co na spodzie, diabeł wietylko.
Chce odejść.
FIESKO
Powoli — jeszcze jedna ostrożność.Gianettino ma nowy powód nienawiści do mnie,nowy powód ustawiania sideł. Idź, uważaj towarzyszy twoich, czy nie wyśledzisz gdzie nowonajętego zbójcy. Doria nawiedza domy podejrzane;przyczep się do kobiet rozpustnych — tajemnicegabinetu kryją się często w fałdach spódnicy.Przyrzecz im złotem sypiących kupców — przyrzecz im nawet pana twojego. Wszystko, conajgodniejsze, możesz w tym błocie zanurzać, byledo dna się dostać.
MURZYN
To, to! mam przystęp do pewnejDiany Bononi, której przez pięć ćwierci rokugachów sprowadzałem. Onegdaj prokurator Lomellin od niej wychodził.
FIESKO
Dobra gratka. Ten Lomellin jest właśniegłówną sprężyną wszystkich szaleństw Dorii.Jutro rano musisz pójść do niej. Może on jeszczedzisiejszej nocy tej cnotliwej Diany Endymionem.
MURZYN
Jeszcze, łaskawy panie, jedna okoliczność. Jeżeli mnie Genueńczycy zapytają —a niech diabli porwą, jeśli nie zapytają — jeślizapytają: Co Fiesko myśli? — chcesz, panie,kryć się pod twoją maską, — albo jak każesz,żebym odpowiedział?
FIESKO
Jak odpowiedzieć? Czekaj! Owocjeszcze niedojrzały. Boleść rodzenia poprzedza.Odpowiesz, że Genua na katowskim klocu leży,i że twój pan zwie się Jan Ludwik Fiesko.
MURZYN
wyciągając się radośnie
O, tym co napłatam, będzie o czym gadać, na mój honor szubrawski! Dalej do roboty, drogi Hassanie! Naprzóddo winiarza! Jest dla nóg pełna garść roboty —trzeba popieścić żołądek, żeby się wstawił donóżek. Wybiega i wraca znowu. A propos, tylko conie zapomniałem. Chciałeś wiedzieć, panie, comiędzy waszą żoną a Kalkaniem zaszło? Paniczdostał harbuza, i wszystko na tym się skończyło.
Wybiega.
SCENA SZESNASTA
FIESKO
sam
Żałuję cię, Kalkanio, ale czyż myślisz, że jabym dotkliwy artykuł honoru łoża mego na łupwystawiał, gdyby mi cnota małżonki i własnagodność moja dostatecznej nie dawały rękojmi?Ze szwagierka cieszę się jednak — z ciebieżołnierz dobry, musisz mi ramię swoje na śmierćDorii poślubić. Przechadzając się dużym krokiem. Chodź teraz, Dorio, na plac bojowy! Wszystkiemachiny do śmiałego dzieła w obrót puszczone.Nastrojone wszystkie instrumenta do strasznegokoncertu. Brakuje tylko maskę zdjąć z twarzyI patriotom genueńskim Fieska pokazać. Słychaćchód. Wizyta! kto mi może w tej chwili przerywać?
SCENA SIEDMNASTA
Fiesko. Werrina. Romano z obrazem. Sakko.Burgonino. Kalkanio.
FIESKO
wychodząc naprzeciw nich z wesołą twarzą
Witam was, godni przyjaciele! Jakież ważnedzieło w pełnej was liczbie do mnie przyprowadza?I ty, drogi bracie Werrino? Jużbym cię wkrótcei poznać nie zdołał, gdybym myślami częściej nieprzebywał z tobą, niźli wzrokiem moim. Wszakżeżto od ostatniego balu, nie widziałem Werrinymego?
WERRINA
Nie miej mu za złe, Fiesko. Ciężkiebrzemię siwą jego głowę od tego czasu pochyliło.Ale dosyć już o tym.
FIESKO
Nie dosyć dla troskliwej przyjaźni.Powiesz mi obszerniej, gdy sami będziemy. DoBurgonina. Bądź mi pozdrowiony, młody bohaterze,jeszcze zielona znajomość nasza, a już mojaprzyjaźń dośpiała. Twoje zdanie czy zmieniłeśo mnie?
BURGONINO
Jestem na drodze.
FIESKO
Werrino! Mówią mi, że ten młodzieniectwoim zięciem ma zostać. Winszuję całym sercemtakiego wyboru. Raz z nim tylko mówiłem,a jednak byłbym dumny, gdybym go nazywaćmógł zięciem moim.
WERRINA
Przez ten sąd szczycić się mogęcórką moją.
FIESKO
do innych
Sakko? Kalkanio? Rzadkiezjawiska na pokojach moich. Wstydziłbym sięprawie gościnności mojej, gdyby ją najszlachetniejsze Genui ozdoby pomijać chciały. Pozdrawiamjeszcze piątego gościa; wprawdzie go nie znam,ale to godne grono dostatecznie go zaleca.
ROMANO
Jest to po prostu malarz, łaskawypanie, nazwiskiem Romano, który się kradzieżąnatury wyżywia — herbu nie ma, sam pędzeltylko — przychodzi do ciebie z głębokim ukłonemkilka rysów wielkich do głowy Brutusa uchwycić.
FIESKO
Daj mi rękę, Romano. Mistrzyni twojajest krewną mojego domu — kocham ją sercembraterskim. Sztuka jest prawą ręką natury. Tastworzenia, a tamta ludzi wydała. Co malujesz,Romano?
ROMANO
Sceny z jędrnej starożytności. WeFlorencji stoi mój Herkules umierający, mojaKleopatra w Wenecji, wściekły Ajaks w Rzymie, gdzie w Watykanie bohaterowie dawnegoświata z martwych powstają.
FIESKO
A obecnie nad czym pędzel twójpracuje?
ROMANO
Cisnąłem go, panie! Pochodniageniusza prędzej dogorywa niż życia pochodnia. Za pewny punkt gdy ujdzie, papierowątylko zapala koronę. To moja praca ostatnia.
FIESKO
z zachwyceniem
Pożądańszą być niemogła. Jestem nadzwyczaj wesoły, cała mojaistność święci dziś wzniosły pokój duszy i otwierają pięknej naturze. Postaw twój obraz! Pysznąon ucztę przysposobi dla mnie. Chodźcie dokoła, moi przyjaciele. Oddajmy się duszą całąmistrzowi. Postaw twój obraz!
WERRINA
dając znak innym
Patrzajcie, Genueńczycy!
ROMANO
ustawiając obraz
Światło musi z bokupadać. Odsuńcie te firanki! Tamte zapuśćcie!Dobrze! Staje na boku. Jest to historia Wirginii i Appiusza Klaudiusza.
Długie milczenie, podczas którego wszyscy na malowidłopoglądają.
WERRINA
w natchnieniu
Dalejże, siwowłosy ojcze!Ha! zadrżał tyran. U was bladość, Rzymianie,kloce bezwładne! Dalejże za nim, Rzymianie!Nóż ofiarny błyszczy. — Za mną, wy kloce,Genueńczycy. Śmierć Dorii! Śmierć! Śmierć!
Wpada z orężem na obraz.
FIESKO
z uśmiechem do malarza
Żądaszże większejpochwały? Sztuka twoja tego starca w bezbrodego zamienia marzyciela.
WERRINA
Gdzie jestem? Gdzie oni zniknęli?Zniknęli jak bańki mydlane. Ty tu, Fiesko?A tyran oddycha jeszcze?
FIESKO
Patrzałeś tyle, a nie miałeś oczów.Podziwiasz tę Rzymianina głowę? Precz z nią!Patrz raczej na dziewicę. Ten wyraz twarzyjakże lubieżny, jakże kobiecy! Patrz na wdziękust więdniejących, na rozkosz gasnącego spojrzenia. Nie do naśladowania, bosko, Romano! —A toż śnieżne, światło ćmiące łono jak jest milewzniesione falami ostatniego oddechu! Więcejtakich nimf, Romano, a uklęknę przed pomysłamitwymi, naturze pożegnawczy list napiszę.
BURGONINO
Werrino! jestże to wspaniałe natchnienie, którego się spodziewałeś?
WERRINA
Nie lękaj się, synu. Bóg odrzuciłramię Fieska i liczyć musi na nasze.
FIESKO
do malarza
Tak, to twoja ostatnia praca,Romano. Wyczerpałeś całą siłę i już pędzla niepowinieneś dotknąć. Ale przy artyście o dzielezapominam. Mógłbym stać przed nim i poglądaći trzęsienia ziemi nie dosłyszeć. Zabierz twójobraz. Gdybym chciał ci tę głowę Wirginiiopłacić, musiałbym Genuę zastawić. Zabierz twójobraz!
ROMANO
Sławą płaci się artysta. Obraz cidaruję.
Chce odejść.
FIESKO
Trochę cierpliwości, Romano. Majestatycznym krokiem przechodzi wzdłuż pokoju i nad czymświelkim zdaje się rozmyślać. Czasami spogląda naobecnych przelotnym i silnym wzrokiem, na koniec bierzemalarza za rękę i prowadzi go przed obraz. Przystąptu, malarzu! Z postawą wyniosłą. Tak dumnie spoglądasz dlatego, że życie martwemu płótnunadajesz i małym kosztem wielkie czyny unieśmiertelniasz. Chełpisz się zapałem poety, fantazjązimnej gry marionetek, bez serca, bez siły doczynów rozgrzewającej. Na płótnie tyranów obalasz, a sam nędznym jesteś niewolnikiem —jednym pędzla pociągiem wolność dajesz rzeczompospolitym, a własnych potargać nie możeszłańcuchów. Idź! Kuglarstwem jest praca twoja!Udanie niech czynowi ustąpi. Z dumą wywracającobraz. Ja zdziałałem, coś ty wymalował tylko.
Wszyscy uderzeni. Romano wynosi swój obraz przerażony.
SCENA OŚMNASTA
Ciż oprócz Romana.
FIESKO
przerywając milczenie zdziwionych
Czyściemyśleli, że lew śpi dlatego, że nie ryczy? Takieście próżni byli sądząc z pewnością, że wyścietylko jedni czuli Genui łańcuchy, że wy tylkojedni potargać je chcieli? Wy tylko z dalekabrzęk ich zasłyszeliście, a już je Fiesko rozerwał.Otwiera szkatułę, dobywa pakietu listów i rozrzuca je nastół. Tu żołnierze z Parmy, tu francuskie pieniądze, tu cztery galery od papieża. Czegóż brakowało jeszcze, żeby na tyrana w jego siedliskuuderzyć? Co mi macie przypomnieć jeszcze? Gdywszyscy osłupiali milczą, przystępuje do stołu. Republikanie! Zręczniejsi jesteście tyranów przeklinać jakich w powietrze wysadzać.
Wszyscy, oprócz Werriny,rzucają się do nóg Fieska.
WERRINA
Fiesko! Duch mój przed twoim sięzniża — moje kolano nie może. Wielkim jesteśczłowiekiem. — Ale wy powstańcie, Genueńczycy!
FIESKO
Cała Genua zżyma się patrząc naFieska lubieżnego; cała Genua przeklina Fieskarozpustnika! Genueńczycy, Genueńczycy! Mojezaloty chytrego oszukały tyrana, moje szaleństwo przenikliwemu rozumowi waszemu zakryłoniebezpieczną mądrość. Wirem uciech leżałootoczone zadziwiające dzieło sprzysiężenia. Dosyćjuż. Genua przez was mnie pozna. Już zaspokojone moje najżarliwsze chęci.
BURGONINO
rzuca się z żalem na krzesło
Ja więcsię na nic nie przydam?
FIESKO
Szybko tylko od myśli do czynówprzejdźmy! Wszystkie machiny skierowane. Lądemi morzem mogę miasto zdobywać. Rzym, Francja i Parma zasłaniają mnie. Szlachta jest zagniewana. Serca ludu do mnie należą. Ukołysałemw głęboki sen tyranów. Rzeczpospolita do wielkiego gotowa przeobrażenia. Szczęście nam sprzyja.Nic nie brakuje. — A Werrina zadumany?
BURGONINO
Czekajcie! Mam ja jedno słówko,co go prędzej wstrząśnie jak trąba dnia sądnego.Przystępuje do Werriny i woła. Ojcze! Zbudź się.Twoja Berta w rozpaczy.
WERRINA
Kto wołał? — Genueńczycy, dodzieła!
FIESKO
Rozmyślcie się nad wykonaniem planu.W czasie poważnej rozmowy naszej noc zaszła.Genua leży w śnie. Tyran znużony dziennymigrzechami na łoże pada. Czuwajcie nad nią i nadnim!
BURGONINO
Nim się rozłączymy, ściśnieniemdłoni zaprzysiężmy związek bohaterski. Podanymidłońmi formują koło. Tu w jedno wzrasta pięć sercnajwiększych Genui, ażeby najwyższy los Genuirozstrzygnąć. Gdy runie cała świata budowai wyrok sądu związki krwi, związki miłościrozetnie, ten popiętny liść bohaterski zostanienietknięty.
Rozłączają się.
WERRINA
Kiedyż znów się zejdziemy?
FIESKO
Jutro o południu zbierać będę głosywasze.
WERRINA
Jutro więc o południu. Dobranoc,Fiesko! Chodź, Burgonino! Coś nadzwyczajnegousłyszysz ode mnie.
Odchodzą obydwaj.
FIESKO
do innych
Wyjdźcie tylną bramą, żebyszpiegi Dorii nie dostrzegły was.
Wszyscy oddalają się.
SCENA DZIEWIĘTNASTA
FIESKO
sam
Jaka burza w piersiach moich, jaka myśl graciemna! — Jak ludzie podejrzani, na czarnązbrodnię czyhający, skradają się na palcach i zarumienione twarze lękliwie do ziemi schylają, takprzez duszę moją przemykają się pełne kształtówfantomy. — Stójcie! stójcie! Niech wam w oczyzajrzę — dobra myśl dodaje hartu sercu człowiekai bohaterstwo na dniu białym jaśnieje. — Ha!znam ja was! — w barwie niecnego kłamcychodzicie. Precz! przepadajcie! Milczenie — późniejżywiej. Fiesko republikanin, Fiesko książę? —Powoli! — Jest tu przepaść ze spadzistą ścianą,gdzie moc się cnoty zamyka, gdzie się rozdzielająniebo i piekło. — Tu właśnie potknęli się bohaterowie — bohaterowie upadli i świat przekleństwami otoczył ich imiona. — Tu się właśniebohaterowie wahali, bohaterowie dotrwali i półbogami świat ich uznał. Żywo. Ale one do mnienależą, te serca całej Genui? Ale moją ręką to tu, totam na pasku wodzić mogę tę straszną Genuę? —Przeklęta chytrość grzechu, co przed każdym szatanem anioła stawia! Nieszczęśliwa żądzo wyniesienia,odwieczna zwodzicielko! Aniołowie pocałunkiem zdmuchnęli niebo z szyi twojej, a śmierćwyszła z ciężarnego żywota. Wstrząsając się z przerażeniem. Aniołów podeszłaś syrenimi trelamio nieskończoności; ludzi łowisz złotem, kobietamii koronami. Po namyśle stanowczo. Berło zdobyćwielkim jest dziełem — odrzucić boskim! —Przepadaj, tyranie — bądź wolna, Genuo! a janajszczęśliwszym twoim obywatelem!
AKT TRZECI
Puszcza dzika.
SCENA PIERWSZA
Werrina. Burgonino, wchodzą wśród nocy.
BURGONINO
zatrzymując się
Gdzie mnie prowadzisz, ojcze? Głucha boleść, z którą mnie przywołałeś, dysze jeszcze w ciężkim twoim odetchnieniu.Przerwij to okropne milczenie. Mów — ja dalejnie pójdę.
WERRINA
Tu właśnie miejsce.
BURGONINO
Okropniejszego znaleźć nie mogłeś?Ojcze, jeśli to, co mi powiesz, do tego miejscapodobne, włosy na mojej głowie powstać muszą.
WERRINA
Miejsce to kwitnącą jest łąką w porównaniu do nocy duszy mojej. Chodź za mnątam, gdzie zgnilizna robactwem ciała toczy i gdzieśmierć straszne stoły zastawia — tam, gdzieskowyczenie dusz potępionych rozradowuje szatanów i gdzie łzy daremne rozpaczy przepływająprzez podziurawione rzeszoto wieczności — tam,mój synu, gdzie świat chybia swemu przeznaczeniu, a bóstwo swoje herby dobroczynnościgruchoce — tam ja do ciebie przez zniszczenieprzemówię, a ty ze zgrzytaniem zębów słuchać mniebędziesz.
BURGONINO
Słuchać? Co? Zaklinam ciebie.
WERRINA
Młodzieńcze, lękam się — młodzieńcze, krew twoja czerwieni się jak róża i ciałotwoje wątłe i łagodne — takie charaktery miękkiemają uczucia. Przy tym tkliwości płomieniutopnieje nawet mądrość moja okrutna. Gdybymróz starości, albo ból ołowiany podciął byłskrzydeł radosnemu duchowi twemu — gdybyczarna, zasiadła krew zamknęła była cierpiącejludzkości drogę do serca twojego — wtenczasbyłbyś usposobiony głos moich cierpień zrozumieći podziwiać przedsięwzięcie moje.
BURGONINO
Będę go słuchał i moim uczynię.
WERRINA
Nie, mój synu! Werrina chce twojeserce oszczędzić. Scipionie, ciężkie brzemię na tejpiersi leży — leży na niej myśl przerażająca jaknocy ciemność — i tyle straszna, że łono męskiemoże pod nią pęknąć. — Ale czy rozumiesz?Ja sam chcę jej dokonać — sam przenieśćnie zdołam. Gdybym był dumny, Scipionie,powiedziałbym, że to jest udręczenie samemutylko być wielkim człowiekiem. WielkośćStwórcy ciężyła, i dlatego wziął on duchy napowierników swoich. Słuchaj, Scipionie!
BURGONINO
Moja dusza pochłania twoją.
WERRINA
Słuchaj, ale nic nie odpowiadaj. Nic,młodzieńcze — słyszysz, ani jednego słowa odrzecmi nie możesz. — Fiesko musi umrzeć!
BURGONINO
przerażony
Umrzeć? Fiesko?
WERRINA
Umrzeć! Dzięki ci, Boże, że usta tosłowo wyrzekły. Tak, Fiesko musi umrzeć i umrzećprzeze mnie. Idź teraz — są czyny, które wyrokomludzkim podlegać nie mogą, niebo tylko nasędziego biorą. Jest to jeden z tych czynów.Idź — ani pochwały, ani nagany nie pragnętwojej. Znam ja sam, ile on mnie kosztuje —dosyć więc na tym. Ale — ty w domysłachoszaleć mógłbyś. — Słuchaj więc — widziałeśgo, jak tryumfująco w naszym zdziwieniu wczorajsię przezierał. Człowiek, którego uśmiech Włochyoszukał, potrafiż w Genui sobie równego ścierpieć?Fiesko strąci tyrana, to jest pewne! Ale Fieskodla Genui najniebezpieczniejszym zostanie tyranem— to jeszcze pewniejsze.
Odchodzi szybko. Burgonino spogląda za nim zdziwiony i bezmowny — potem z wolna postępuje za nim.
SCENA DRUGA
Sala w pałacu Fieska. W środku wielkie szklanedrzwi wychodzące na miasto i morze. Świta.
FIESKO
Co to jest? — księżyc zaszedł. Ranek ognistoz morza powstaje. Dzikie mary wyobraźni senmój przepłoszyły. Cała istność moja około jednegoskurczyła się uczucia. Muszę wyciągnąć się nawolnym powietrzu. Otwiera szklane drzwi. Miastoi morze rannym brzaskiem poczerwienione. Fiesko przechadza się z głośnym stąpaniem po pokoju. Największymmężem jestem w Genui całej, a mniejsze duszenie miałyby się pod władzę większej gromadzić?— Ale obrażam cnotę! Milczenie. Wzniosła głowainne ma pokusy niźli pospolita, czyliż powinna tęsamą z nią cnotę podzielać? Tancerz, co szczupłeciało Pigmejczyka ściska, piersi olbrzyma niezdoła opasać. Słońce wschodzi nad Genuą. To miastomajestatyczne! Z wyciągniętymi rękoma. Moje jest,i nad nim jaśnieć jako dzień królewski! —wielkie myśli rodzić — monarszą siłą wrzącechęci, nienasycone żądze w tym bezdennymoceanie zanurzać! — Zapewne — jeśli dowciposzukańca oszustwa nie uszlachetnia — to nagroda uszlachetnia przynajmniej oszukańca. Haniebną jest rzeczą kieszeń splądrować — zuchwalstwem miliony zabrać, ale niewypowiedzianiewielką jest koronę ukraść. Hańba zmniejszasię wzrastającym grzechem. — Milczenie. — Zdobitnością. Słuchać! — Panować! — Niezmierna, głowę zawracająca przepaść! Rzucajciedo niej wszystko, co człowiek ma najdroższego —wasze bitwy wygrane, wy zwycięzcy — waszenieśmiertelne dzieła, wy sztukmistrze — waszerozkosze, epikurejczycy — wasze morza i wyspy,żeglarze świata! Słuchać i panować! Byćalbo nie być. Ten tylko taki skok rozmierzy,kto ogromną przepaść od serafa do Boga nieskończonego przesadzić zdolny. Stać na tejstrasznej, wspaniałej wysokości, rzucać wzrokiemuśmiechniętym na rwący potok ludzkości, gdzieślepy los — ten oszust, chytrze koło toczy;pierwsze usta do kielicha uciech przytykać; niskopod sobą uzbrojonego olbrzyma: Prawo nadziecka przepasce wodzić; bezkarnie rany muzadawać i widzieć, jak jego gniew krótkoręki napróżno się bije o zapory majestatu; niesfornenamiętności motłochu jak brykające konie lekkągrą wędzideł powstrzymywać; dumę do zaszczytów pnących się wasalów jednym — jednymtylko odetchnieniem w proch obracać, gdy tymczasem twórcze królów berło sny nawet królewskiej gorączki w życie wprowadzić może! — Coza obrazy i jak one zdziwionego ducha zakrańce mocy jego posuwają! — Jedna chwilaksiążęcego panowania cały szpik żywota pochłonęła. Nie przestrzeń życiem zajęta, ale jegotreść wartość życia stanowi. Rozłóż grzmotpiorunowy na pojedyncze dźwięki, a śpiewemich dziecko do snu ukołyszesz; zlej je razemw jeden huk gwałtowny, a wrzask ten wszechwładny wiekuistym niebem zatrzęsie. — Postanowiłem!
SCENA TRZECIA
Fiesko. Leonora wchodząc ostrożnie.
LEONORA
Przebacz, hrabio! Lękam się, abym ciporankowej nie przerwała godziny.
FIESKO
zmieszany cofa się
Zapewne, łaskawapani!... Schodzisz mnie niespodzianie...
LEONORA
Kochającego nigdy to nie spotyka.
FIESKO
Hrabino! Narażasz piękność swoją nanieprzyjazny oddech poranku.
LEONORA
Na cóż mam tę trochę, co pozostała,zgryzotom zachowywać?
FIESKO
Zgryzotom, moja droga? Mnie siędotąd zdało, że kto nie myśli rządu wywrócić, już ma spokojność umysłu!
LEONORA
Może być — ale ja czuję, że mojapierś kobieca pęka pod tą spokojnością umysłu.Przychodzę, mój panie, nic nie znaczącą prośbąobarczyć ciebie, jeżeli możesz trochę mi czasupoświęcić. Od siedmiu miesięcy miałam sen dziwny,jakobym hrabiną Lawania była. Sen zniknął — ale zawrót głowy zostawił. Muszę pamiątki niewinnych lat dzieciństwa przywoływać, żeby megoducha od tych żywych marzeń uleczyć. Pozwólmi zatem, żebym na łono dobrej mojej matkiwróciła.
FIESKO
pomieszany
Hrabino!
LEONORA
Słaba to, rozpieszczona istota, tomoje serce, nad którym litość mieć ci należy.Najleksze nawet wspomnienie snu mojego mogłoby chorej wyobraźni mojej zaszkodzić. Zwracam więc ostatnie pozostałe pamiątki prawemuwłaścicielowi. Kładzie na stół kilka drobnostek. I tensztylet, co moje serce przeszył; kładąc list. I tenjeszcze — głośno płacząc chce odejść nic sobie niezestawiam, same rany tylko!
FIESKO
bieży za nią i wstrzymuje
Leonoro! Co za scena! Na Boga zaklinam!
LEONORA
padając w ramiona jego
Nie zasłużyłam być małżonką twoją; ale małżonka twoja powinna by na szacunek zasłużyć. — Jakże sycządzisiaj te języki obmowne. Jak zyzem poglądająna mnie genueńskie panie i dziewice: „Patrzcie,tak więdnieje ta próżna kobieta, co Fieska poślubiła!” — Okrutna kara za moją dumę kobiecą!Całą płcią moją wzgardziłam w on czas, gdy mnieFiesko do ślubnego prowadził ołtarza.
FIESKO
Nie! zaiste — Madonna! Ta scena jestdziwaczna.
LEONORA
do siebie
Dzięki ci, Boże! Czerwienisię i blednie. Teraz przybywa mi odwagi.
FIESKO
Dwa tylko dni, hrabino — a wtenczasmnie osądzisz.
LEONORA
Poświęcona! O, nie daj mi słów tychwypowiedzieć, dziewicza światłości! poświęconarozpustnicy? Nie! — spojrzyj na mnie, małżonkumój! Zaiste, oczy, które całą Genuę w niewolnicze drżenie wprowadzają, muszą w tej chwiliprzed łzami jednej kobiety po ziemi się czołgać. —
FIESKO
pomieszany
Nic więcej, sinioro — nicdalej.
LEONORA
z boleścią i goryczą
Słabe serce kobiecerozdzierać, jakże to godne silnej płci męskiej.Rzuciłam się w objęcia tego człowieka. Przy tymolbrzymie pieściły się rozkosznie wszystkie mojesłabości kobiece — oddałam mu niebo moje całe— a ten człowiek wspaniały niesie je dojednej...
FIESKO
przerywając
Moja Leonoro! — Nie!
LEONORA
Moja Leonoro! Dzięki ci, Boże! Byłto znowu czysty oddźwięk miłości — powinna bymciebie nienawidzić, fałszywy, a jednak takchciwie rzucam się na okruchy czułości twojej.Nienawidzić? Czyżem ja „nienawidzić” powiedziała, Fiesko? Nie wierz temu! Umrzećkaże mi twoje krzywoprzysięstwo, ale nigdy nienawidzić. Moje serce oszukane jest.
słychać głos Murzyna
FIESKO
Leonoro! Spełń moją małą dziecinnąprośbę.
LEONORA
Wszystko, mój Fiesko, obojętnościtylko ci odmówię.
FIESKO
Co zechcesz, i jak zechcesz — znaczącotylko nim Genua o dwa dni starszą nie będzie,nie pytaj, nie potępiaj.
Odprowadza ją z grzecznością do drugiego pokoju.
SCENA CZWARTA
Murzyn zadyszany. Fiesko.
FIESKO
Skąd tak zadyszany?
MURZYN
Żywo, łaskawy panie.
FIESKO
Czy wpadło co do sieci?
MURZYN
Czytaj ten list. Czy istotnie tujestem? Sądzę, że Genua o dwanaście ulic stałasię krótszą, albo moje nogi o tyleż dłuższe.Bledniejesz, panie? Tak, tak — kartują talię nafigury, a twoja głowa panie jest tarokiem. Jaksię wam podoba?
FIESKO
pomieszany rzucając list na stół
Do wszystkich katów! Jakeś ty przyszedł do tego listu?
MURZYN
Prawie tak samo, jak Wasza Wysokość do rzeczypospolitej. — Umyślny kurierleciał z nim do Lewanto. Zwąchałem pismo — czaję się w wąwozie. Paf! kuna zabita, kurczęw naszym ręku.
FIESKO
Na ciebie krew jego! Listu tego złotemopłacić nie można.
MURZYN
Przestanę na srebrze. Poważnie i znacząco. Hrabio Lawania! Niedawno chętka mniebrała na głowę twoją. Wskazując na list. Tu znowuby jej było... Spodziewam się teraz, że pani sługa psubrat nic sobie nie winni. Resztęmożesz wziąć, hrabio, jako usługę przyjacielską.Podając mu drugi list. Numer drugi.
FIESKO
biorąc list ze zdziwieniem
Czy szalejesz?
MURZYN
Numer drugi! Stając dumnie przed Fieskiemi biorąc się pod boki. Nie tak głupio lew zrobił, żemyszce darował. Sprytnie to zrobił — bo któż bydzisiaj sieć porozgryzał? No! Jakże się topodoba?
FIESKO
Słuchaj! Ilu ty diabłów trzymasz naposługach?
MURZYN
Jednego tylko i ten na hrabiowskimobroku.
FIESKO
Dorii podpis własny! Skąd to pismodostałeś?
MURZYN
Świeżo z rączek mojej Bononi. Poszedłem tam przeszłej jeszcze nocy, zadzwoniłempięknymi słówkami pańskimi i jeszcze piękniejszymi cekinami. Ostatni dźwięk doszedł do uszów.Dano mi czas na szóstą godzinę z rana. Panhrabia był tam właśnie, jakeście przewidzielii czarnym na biało zapłacił wstępne do fabrykowanego raju.
FIESKO
w gniewie
Nędzni kobiet służalce! Rzeczypospolite chcą walić — przed nałożnicamimilczeć nie umieją. Widzę z tych pism, że Doriaze swoimi zausznikami zrobił spisek, ażeby mniei jedenastu senatorów zamordować, a Gianettinarządzącym księciem ogłosić!
MURZYN
Nie inaczej — i to w dniu wyborówna dożę, trzeciego tego miesiąca.
FIESKO
Nasza noc skrzętna w matczynymjeszcze żywocie ten dzień udusi. — Żywo, Hassanie! Sprawy moje dojrzały — zwołaj innych!— Krwawym kawałkiem pola wyprzedzimy tychpanów. Nogi za pas, Hassanie!
MURZYN
Jeszczem całego worka nowin niewypróżnił. Dwa tysiące ludzi szczęśliwie ściągnięto.Zawiodłem ich do kapucyńskiego klasztoru, gdzieani nawet promyczek słońca szpiegować nie może.Pali ich chęć oglądania pana swego — a dziarskie to chłopcy.
FIESKO
Od każdej głowy skud ci jeden świeci.Co Genua przebąkiwała o galerach moich?
MURZYN
W tym jest figiel kapitalny, łaskawy panie! czterystu awanturników, których pokójzawarty między Francją a Hiszpanią na koszuosadził, przyczepiło się do moich pomocników,iżby za ich wstawieniem hrabia Fiesko mógł ichposłać przeciw niewiernym. Zaprosiłem ich nawieczór do waszego pałacu.
FIESKO
uradowany
Ledwo ci na szyję nie skoczę,niecnoto! Mistrzowskie dzieło! Czterystu powiadasz? Już nic Genui nie wybawi. Czterystaskudów do ciebie należy.
MURZYN
szczerze
Uderz w dłoń, Fiesko! Mydwaj tak Genuę przerobimy, że prawo miotłamiwyrzucać będą. Nie mówiłem wam jeszcze, żemiędzy załogą tutejszą mam ja szpaków moich,na których liczyć mogę jak na mój kącik w piekielnym ogniu. Urządziłem więc tak, że przykażdej bramie przynajmniej sześciu naszych będziestało pod wartą — a to dosyć, ażeby innychprzegadać i wszystkie pięć zmysłów zalać imwinem. Jeżeli więc podoba wam się dzisiejszejnocy hulankę wyprawić, to warty zastanieszspojone.
FIESKO
Nic więcej nie mów! Aż do tej godzinyogromną bryłę sam bez pomocy ludzkiej toczyłem— u celu samego ostatni łotr jeszcze mniezawstydza? Podaj rękę! Co hrabia ci winien,książę wypłaci.
MURZYN
Oprócz tego wszystkiego mam tuliścik od hrabiny Imperiali. — Skinęła na mniez góry na ulicę. Nadzwyczaj była łaskawa.Pytała szyderczo, czy hrabinę Lawania nie napadłażółtaczka. Mówiłem, że wasza łaskawość o jednątylko rzecz pyta. Mówiłem...
FIESKO
przeczytawszy list rzucił go na ziemię
Dobrześ mówił. Cóż ona na to?
MURZYN
Ona mówiła — że ubolewa nadlosem nieszczęśliwej wdowy i podejmuje się pocieszyć ją, zakazując łaskawemu panu wszelkichgrzeczności na przyszłość.
FIESKO
Które do skończenia świata zapewnetrwać nie będą. Czy już wszystko, co maszważnego?
MURZYN
Łaskawy panie! Interesa kobiet natychmiast po politycznych. —
FIESKO
O bez wątpienia — a szczególniejtakie. Co tam robisz z tym papierkiem?
MURZYN
Chcę jedną szatańską sprawę przezdrugą wyskrobać. — Te proszki dała mi hrabina,ażebym waszej żonie co dzień jeden do czekoladywkładał.
FIESKO
pobladły cofa się
Kto ci dał?
MURZYN
Donna Julia, hrabina Imperiali.
FIESKO
wydzierając mu proszki, gwałtownie
Jeżeli kłamiesz, łotrze — każę cię żywcem przyśrubowaćdo chorągiewki wieży świętego Wawrzyńca,tak że cię wiatr za jednym powiewem dziewięćrazy do koła obracać będzie. Co, ten proszek?
MURZYN
niecierpliwie
Mam w czekoladzie dawaćżonie waszej podług rozkazu hrabiny Julii Imperiali.
FIESKO
z gniewem najwyższym
Potwór! potwór!— to cudowne stworzenie? — czy takie piekłozdolne jest w duszy jednej kobiety się pomieścić?— Ale zapominam dzięki ci złożyć, niebiańskaopatrzności, że go niszczysz — niszczysz zapomocą drugiego szatana. Dziwne są drogitwoje. Do Murzyna. Przyrzekniesz słuchać i milczeć.
MURZYN
Chętnie. Za milczenie gotówką mizapłaciła.
FIESKO
List ten zaprasza mnie do niej. Pójdędo ciebie, pani! Namówię cię, żebyś tu przyszła.— Dobrze. Przyśpieszaj teraz, co przyśpieszyćmożna i zwołaj wszystkich związkowych.
MURZYN
Przewąchałem ten rozkaz i dlategokażdego z nich na moją odpowiedzialność zamówiłem tu na godzinę dziesiątą.
FIESKO
Słyszę stąpania. To oni. — Zasłużyłeś,niecnoto, na osobną szubienicę, na której żadenjeszcze syn Adamowy nie dyndał. Idź do przedpokoju, aż zadzwonię.
MURZYN
odchodząc
Murzyn swoje dzieło sprawił,Murzyn odejść może.
SCENA PIĄTA
Wszyscy sprzysiężeni.
FIESKO
idąc naprzeciw nim
Burza się zbliża.Chmury się zlatują. Wchodźcie cicho i spuśćcieoba zamki.
WERRINA
Ośm drzwi za sobą zaryglowałem.Podejrzenie na sto kroków nie zbliży się do nas.
BURGONINO
Nie ma tu zdrajcy, chyba lękliwość nasza.
FIESKO
Lękliwość mojego progu nie przestąpi.Niech pozdrowiony będzie, kto jeszcze jestwczorajszym. Zabierzcie miejsca swoje!
Wszyscysiadają.
BURGONINO
przechadzając się
Niechętnie siedzę,gdy niszczyć myślę.
FIESKO
Genueńczycy! Pamiętna to godzina.
WERRINA
Wezwałeś nas, iżbyśmy się zastanowili nad planem wymordowania tyranów. Pytaj nas. — Jesteśmy gotowi dać ci odpowiedź.
FIESKO
Naprzód więc pytanie, które dziwniebrzmi, bo za późno przychodzi. — Kto ma zginąć?
Wszyscy milczą.
BURGONINO
wspierajac się o poręcz krzesła, na którym Fiesko siedzi, głosem znaczącym
Tyrani!
FIESKO
Dobra odpowiedź — Tyrani! — aleproszę was, zwróćcie uwagę na całe znaczeniesłowa. Kto jest większym tyranem, czy ten, copokazuje chęć obalenia wolności, czy ten, co maprzewagę?
WERRINA
Pierwszego nienawidzę, drugiego sięlękam. Andrzej Doria niech ginie!
KALKANIO
w poruszeniu
Andrzej? zgrzybiały starzec — Andrzej, którego ostateczny rachunekz naturą może pojutrze zapadnie?
SAKKO
Andrzej, ten starzec łagodny?
FIESKO
Straszną jest tego starca łagodność,mój Sakko, gdy tymczasem duma szalona Gianettina śmieszną tylko. Andrzej Doria niechginie, wyrzekła to mądrość twoja, Werrino!
BURGONINO
Łańcuch żelazny, czy jedwabny,zawsze jest łańcuchem, i Andrzej Doria niechginie!
FIESKO
idąc do stołu
Zapadł więc wyrok nasynowca i stryja. Podpiszcie! Wszyscy podpiszcie.Kto padnie, jużeśmy postanowili — a teraz dorównie ważnego zapytania! Jak? Mów najpierwszy,przyjacielu Kalkanio!
KALKANIO
Spełnimy to jak żołnierze, albojak buntownicy. Pierwsze jest niebezpiecznym, bo zmusza nas wielu mieć wspólników— niepewnym, bo nie wszystkie serca narodupozyskane. Na drugie mamy już pięć dobrychsztyletów. Za trzy dni jest uroczysta msza w kościeleŚw. Wawrzyńca — obaj Doriowie tam zwykleodprawiają modły swoje. W bliskości Bóstwausypia nawet trwoga tyranów. Skończyłem.
FIESKO
odwrócony
Kalkanio! Rada twoja rozumnawstręt budzi. — Rafale Sakko?
SAKKO
Powody Kalkania podobają mi się, jegowybór mnie oburza. Ale lepiej niech Fieskostryja i synowca na ucztę uprosi, gdzie całymgniewem rzeczypospolitej przyciśnieni wybiorą,spożyć śmierć na sztyletach naszych, albo w kielichu dobrego cypryjskiego wina. Ten sposóbwygodny przynajmniej.
FIESKO
z przerażeniem
Sakko! A jeśli ta kroplawina, którą umierającym kosztować będą językiem,w wrzącą się smołę zamieni i smak ci piekłaprzypomni — cóż wtenczas, Sakko? — Preczz tą radą! Mów ty, Werrino.
WERRINA
Otwarte serce otwarte ma czoło.Skryte zabójstwo do zgrai bandytów nas spycha.Miecz w ręku godłem jest bohatera. Moimzdaniem powinniśmy dać głośny sygnał powstania i szczękiem broni zwołać synów Genui do zemsty.
Powstaje z krzesła — inni za nim, Burgoninorzuca mu się na szyję.
BURGONINO
I ręką uzbrojoną zmusimy szczęście, by nam łaskę dało. Głos to jest honoru i mój.
FIESKO
I mój. Wstydźcie się, Genueńczycy!Do Kalkania i Sakka. Szczęście do tej chwili i takjuż dosyć dla nas uczyniło, powinniśmy samiszukać pracy dla siebie. Powstanie więc, i tojeszcze dzisiejszej nocy, Genueńczycy!
Werrina,Burgonino zdziwieni — inni przeklękli.
KALKANIO
Co? Tej nocy? Tyrani jeszcze sązanadto potężni, a zastęp nasz nieliczny.
SAKKO
Tej nocy jeszcze? A nic nie zrobione— a słońce bliskie już zachodu?
FIESKO
Uwagi wasze bardzo są słuszne, aleczytajcie te listy! Oddaje im pismo z podpisem Gianettina, a sam z szyderczym przechodzi się uśmiechem. Bądź zdrowa teraz, Doriów piękna gwiazdo!Dumnie i jasno iskrzyłaś się nad nami, jak gdybyś cały horyzont genueński wynajęła; widziszjednakże, że i słońce na niebie miejsca ustępujei z księżycem berło świata podziela. Bądź zdrowa,Doriów piękna gwiazdo! I Patrokles umrzećmusiał, a był większym od ciebie.
BURGONINO
po przeczytaniu
To okropne!
KALKANIO
Dwunastu za jednym strzałem?
WERRINA
Jutro w pałacu seniorii.
BURGONINO
Daj mi tę listę. Cwałem przejadęGenuę całą, trzymać ją będę do góry, a głazyza mną poskoczą, zaskowyczą psy na zabójców.
WSZYSCY
Zemsta! Zemsta! Zemsta! I to tejnocy jeszcze!
FIESKO
Mam więc was, gdzie mieć chciałem.Skoro wieczór zapadnie, zaproszę najznakomitszychmalkontentów do siebie na zabawę, a szczególniej wszystkich, którzy na zbójeckiej liście Gianettina wpisani — oprócz tego Saulów, Dżentilów,Wiwaldów i Wesodimarów, śmiertelnych domuDoriów nieprzyjaciół, których zbójca zapomniałsię lękać. Oni zamiar mój otwartym sercemprzyjmą, nie wątpię o tym.
BURGONINO
I ja nie wątpię.
FIESKO
Przede wszystkim musimy się od morzaupewnić. Galery i majtkowie już są w moichrękach. Dwadzieścia okrętów Dorii bez lin, bezludzi, lekko uzbrojone. Port Dorseny zamknie się,i wszelka nadzieja ucieczki stracona. Port w naszej mocy, a Genua w łańcuchach.
WERRINA
Niezawodnie!
FIESKO
Zaraz potem zdobędziemy i osadzimycytadele miasta. Najważniejszą jest wieża Św.Tomasza, która do portu prowadzi i naszą siłęmorską z lądową łączy. Obaj Doriowie zostanąw własnych pałacach napadnięci i zamordowani.Na gwałt po wszystkich zatętnią ulicach, uderządzwony i zwołają obywateli, ażeby z nami stanęlii razem wolność Genui zdobyli. Jeżeli szczęścienam posłuży, w pałacu seniorii posłyszycieresztę.
WERRINA
Plan jest dobry. Rozważmy, jak rolerozdzielić.
FIESKO
znacząco
Genueńczycy! Postawiliście mniedobrowolnym wyborem na czele sprzysiężenia.Czy chcecie dalszych moich słuchać rozkazów?
WERRINA
Skoro będą najlepsze.
FIESKO
Werrina! Znasz ty wielkie słowo, gdysię w szeregu stoi wojskowym? — Genueńczycy,nauczcie go, że ono zowie się posłuszeństwem.Jeżeli ja tych głów podług mej woli obracać niemogę — rozumiejcie mnie dobrze — jeżeli niebędę wodzem całego sprzysiężenia, sprzysiężenietraci jednego członka.
WERRINA
Wolność wieczną warto dwiemagodzinami niewolniczej służby opłacić. Będziemposłuszni.
FIESKO
To opuśćcie mnie teraz. Jeden z waszwiedzi miasto i zda mi sprawę, gdzie jest słaba,a gdzie mocna w twierdzach załoga. Drugiwyciągnie hasła. Trzeci uzbroi galery. Czwartyprzywiedzie do mojego pałacu dwa tysiące ludzi.Ja sam wszystko na wieczór przygotuję, a jeśliszczęście posłuży, bank faraonowy zabiję. Kiedydziewiąta uderzy, wszyscy znajdować się powinnina zamku, gdzie ostatnie rozkazy usłyszą.
Dzwoni.
WERRINA
Ja biorę port morski na siebie.
Odchodzi.
BURGONINO
Ja żołnierzy.
Odchodzi.
KALKANIO
Hasła ja wyciągnę.
Odchodzi.
SAKKO
Ja Genuę przejrzę.
Odchodzi.
SCENA SZÓSTA
Fiesko, potem Murzyn.
FIESKO
siada przy biurze i pisze
Skręcili się nasłowie „posłuszeństwo” jak gąsienica na szpilce— ale za późno już, republikanie!
MURZYN
Łaskawy panie...
FIESKO
wstaje i daje mu listę
Wszystkich, którychimiona na tej liście zapisane, zaprosisz na komedię tu — w nocy.
MURZYN
Na aktorów zapewne. Cena miejscagardło kosztować będzie.
FIESKO
obojętnie i z pogardą
Skoro tego dopełnisz, dłużej cię w Genui trzymać nie chcę.Odchodząc i ciskając na ziemię sakiewkę ze złotem. Jestto ostatnia praca twoja.
SCENA SIÓDMA
Murzyn podnosi worek i patrzy na niego z osłupieniem.
Czy tak stoimy? „Nie chcę cię dłużej w Genui trzymać”. To znaczy z chrześcijańskiego nabisurmański język: Gdy ja księciem zostanę,każę cię, mego dobrego przyjaciela, nagenueńskiej szubienicy powiesić. Dobrze!Troszczy się o to, że ja figle jego znam i honorjego przez moją gębę przepędzę, skoro księciemzostanie. Powoli, panie hrabio, ostatni wypadekjeszcze do rozważenia.Teraz, stary Dorio, twoja skóra jest na rozkazymoje! — Zginąłeś, jeśli cię nie przestrzegę. Alegdy pójdę i związek wydam, zachowam księciuGenui nie mniej jak życie i księstwo — na podziękowanie nie mniej jak ten kapelusz złotanasypać musi. Chce odchodzić, zatrzymuje się jednaknagle. Ale z wolna, przyjacielu Hassanie! Jesteś nadrodze wielkie głupstwo popełnić. Gdybyorgii śmierci nie było i coś dobrego spłynęło?Pfe! Pfe! Moja chciwość jakąś diabelską czynnośćchciała wyrządzić! — Z czego większe złe wyniknie? Czy gdy ja tego Fieska oszukam, czygdy tego Dorię oddam pod nóż zabójczy? To dlamnie za mądre, mój diable! Jeżeli uda sięFieskowi, Genua może się odrodzić. Nie, to byćnie może. Jeżeli wymknie się Doria, wszystkozostanie jak przedtem i Genua ma pokój — to byjeszcze szpetniej wyglądało! Ale to widowisko,gdy głowy buntowników do kosza katowskiegozlatywać będą. Na drugą obracając się stronę. Aleta huczna biesiada rzeźnicza tej nocy, gdy najeden figlarny świst Murzyna książęce pankidusić się będą. Nie, z tego zamieszania chybachrześcijanin wyjść może, dla pogańskiego synaza trudne pytanie. Muszę uczonego się poradzić.
Odchodzi.
SCENA ÓSMA
Sala u hrabiny Imperiali.Julia w negliżu. Gianettino wchodzi rozgniewany.
GIANETTINO
Dobry wieczór, siostro!
JULIA
powstając
Coś nadzwyczajnego musiksiążęcego następcę Genui do siostry jego sprowadzać.
GIANETTINO
Wszak ciebie, siostro, zawsze motyle,a mnie osy okrążają. Kto tu poradzi tobie?Usiądźmy!
JULIA
Wkrótce zniecierpliwisz mnie.
GIANETTINO
Siostro, kiedy cię po raz ostatniFiesko nawiedzał?
JULIA
Dziwna rzecz — jak gdyby moja pamięć podobne fraszki zatrzymywała!
GIANETTINO
Ja o tym muszę wiedzieć koniecznie.
JULIA
A więc — wczoraj tu był.
GIANETTINO
I szczerym się pokazywał.
JULIA
Jak zwykle.
GIANETTINO
Zawsze dawny fantastyk?
JULIA
obrażona
Panie bracie!
GIANETTINO
mocniejszym głosem
Słuchaj! Czyzawsze dawny fantastyk?
JULIA
wstaje rozgniewana
Za kogo masz mnie,bracie?
GIANETTINO
siedząc na miejscu, z przekąsem
Zakawał kobiecego mięsiwa w wielki — w wielkidyplom szlachecki zawinięty. Między nami, siostro,gdy nikt nie podsłuchuje.
JULIA
Między nami, gdy nikt nie podsłuchuje— jesteś swawolna małpa, co na kredycietwojego stryja, jakby na drewnianym jeździszkoniku.
GIANETTINO
Siostrzyczko! Siostrzyczko! — Niegniewaj się — rad jestem, że Fiesko dawnymjeszcze jest fantastykiem. O tym tylko wiedziećchciałem. Żegnam cię.
Chce odchodzić.
SCENA DZIEWIĄTA
Ciż. Lomellin.
LOMELLIN
całując rękę Julii
Przebacz, pani łaskawa,śmiałości mojej. Zwracając się do Gianettina. Pewnesprawy nie cierpiące zwłoki...
GIANETTINO
bierze Lomellina na stronę. Julia idzie doklawikordu i zagniewana przegrywa allegro
Czy wszystkoprzyrządzone na jutro?
LOMELLIN
Wszystko, książę. Ale kurier, którydziś rano do Lewanto poleciał, nie powróciłjeszcze. Spinoli także nie ma. Jeśli on uwięziony!— Jestem w największej niespokojności.
GIANETTINO
Nie troszcz się o nic. Masz listęu siebie.
LOMELLIN
zmieszany
Łaskawy panie! — lista...nie wiem — musiałem ją we wczorajszej suknizapomnieć. —
GIANETTINO
To dobrze. Gdyby tylko Spinolapowrócił. Fieska jutro rano martwym w łóżkuzastanę. Przyrządziłem wszystko.
LOMELLIN
Ale to straszne zrobi wrażenie.
GIANETTINO
W tym właśnie, mój człecze, leżynasze bezpieczeństwo. Codziennie wydarzające sięnadużycia podnoszą tylko krew obrażonego —a do wszystkiego zdolny jest człowiek. Nadzwyczajne zbrodnie strachem swoim w lód gozamieniają, i niczym wtenczas jest człowiek.Znasz powieść o głowie Meduzy? Sam jej widokw kamienie zamieniał. — A ileż to rzeczysprawić można, nim się kamienie rozgrzeją!
LOMELLIN
Daliście, książę, łaskawej siostrzeswojej do zrozumienia!
GIANETTINO
Pfe! Z nią trzeba, co się tyczyFieska, z wielką ostrożnością się obchodzić. Aleniech tylko owocu skosztuje, za resztkami długopłakać nie będzie. Chodź! Tego wieczora jeszczeczekam wojska z Mediolanu i muszę przy bramach wydać rozkazy. Do Julii. Cóż tam, siostro?Uśmierzyłaś gniew swój?
JULIA
Odejdź sobie. — Z ciebie gość nieokrzesany.
Gianettino chce odejść i we drzwiach potrąca się z Fieskiem.
SCENA DZIESIĄTA
Ciż i Fiesko.
GIANETTINO
cofając się
Ha!
FIESKO
zbliżając się do niego z uniżonością
Książę!Uwalniasz mnie od nawiedzin, które ci złożyćmiałem. —
GIANETTINO
I ja, hrabio, nic goręcej nie pragnąłem jak być w towarzystwie twoim.
FIESKO
zbliża się do Julii i z uszanowaniem całujejej rękę
U ciebie, siniora, każdy się przyzwyczajawidzieć nadzieje przewyższone.
JULIA
Dajże pokój! Dla innej mogłoby topodwójne mieć znaczenie — ale aż mnie strachbierze negliżu mojego. Przebacz, hrabio!
Chceodejść do gabinetu.
FIESKO
Zostańże, zostań, łaskawa pani! Dziewice są najpiękniejsze w wieczornym ubraniuuśmiechając się jest to strój ich rzemiosła. — Tedo góry zaczesane włosy pozwól mi, żebym zupełnie rozpuścił.
JULIA
Wy mężczyźni, tak lubicie zawieruszać.
FIESKO
z niewinnym spojrzeniem do Gianettina
Włosy i rzeczypospolite! Nieprawdaż, że dla nas tojedno znaczy. Ach! Ta wstążka niedobrze przypięta. Usiądź, piękna hrabino! Twoja Laura umieoczy oszukiwać, ale nie serca. Pozwól mi nateraz twoją być garderobianą.
Julia siada, Fieskojej ubiór poprawia.
GIANETTINO
do Lomellina
Biedny, spokojniuteńkiczłowiek!
FIESKO
przy gorsie Julii poprawiając
Patrz tylko.— To chcę ja zakryć przezornie. Zmysły powinnyzawsze ślepymi być posłami i nie wiedzieć, conatura i fantazja układają z sobą.
JULIA
Jakże to lekkie jest zdanie!
FIESKO
O wcale nie! Bo zważ tylko pani:najlepsza nowina traci na wartości swojej, skorojest na języku całego miasta. Nasze zmysły sątylko zaprawną polewką wewnętrznej rzeczypospolitej naszej. Szlachta żywi się niemi, ale niegustuje w ich ordynarnym smaku. Przyrządziłjej ubiór i do zwierciadła prowadzi. No, na honor mój,ten strój musi być jutro modą w całej Genui.Pozwolisz hrabino, żebym cię tak przez miastoprowadził?
JULIA
Przebiegła głowa! Jakże on chytrze sięsprawił, żeby mnie do chęci swojej namówić!Ale głowa mnie boli i muszę w domu pozostać.
FIESKO
Przebacz, hrabino — uczynisz, jakw woli twojej będzie, ale to wolą twoją być niemoże. — Dziś o południu przybyła trupa florenckich aktorów i grać będzie w pałacu moim.Nie mogłem przeszkodzić, ażeby największa częśćdam genueńskich nie przyszła na widowisko — ale niezmiernie mnie troszczy, kogo w najpierwszej loży posadzić bez uczynienia niegrzecznościdotkliwym gościom moim. Jeden tylko sposóbna to. Z niskim ukłonem. Możesz mi tę łaskę zrobić,sinioro?
JULIA
zarumieniona idzie żywo do gabinetu
Lauro!
GIANETTINO
przystępując do Fieska
Hrabio? Pomniszzapewne o nieprzyjemnym zdarzeniu, która niedawno między nami dwoma zaszło.
FIESKO
Chciałbym, książę, żebyśmy o nimobydwaj zapomnieli. My ludzie działamy względem siebie tak, jak się znamy — a czyjąż winą,jeśli nie moją, że mnie przyjaciel mój Doria niezupełnie poznał?
GIANETTINO
Przynajmniej nie wspomnę o tymnigdy, żebym was z całego serca nie przepraszał. —
FIESKO
I ja nigdy nie wspomnę, żebym wamz całego serca nie przebaczył.
Julia wchodzi cokolwiek więcej ustrojona.
GIANETTINO
Właśnie na myśl mi przychodzi, żepodobno hrabia chce na Turków polować.
FIESKO
Dziś w wieczór podejmą kotwice. —Z tej przyczyny w niejakiej niespokojności jestem,z której łaskawa grzeczność przyjaciela megoDorii może mnie wyprowadzić.
GIANETTINO
z całą grzecznością
Z największą radością! — Rozporządzaj całym wpływem moim!
FIESKO
Wyprawa mogłaby w wieczór zbiegowisko sprowadzić do portu i do pałacu mego —a książę stryj wasz źle może by tłumaczył...
GIANETTINO
dobrodusznie
Zostaw to mojemustaraniu. Wysyłaj, a ja ci życzę szczęścia w przedsięwzięciu.
FIESKO
z uśmiechem
Nieskończenie obowiązanywam jestem.
SCENA JEDENASTA
Poprzedzający. Niemiec od straży.
GIANETTINO
Co tam?
NIEMIEC
Gdym koło wieży Św. Tomasza przechodził, widziałem uzbrojonych żołnierzy w wielkiej liczbie spieszących do portu Dorseny i urządzających galery hrabiego Lawania do podróżymorskiej...
GIANETTINO
Czy nic ważniejszego? O tym nietrzeba meldować.
NIEMIEC
Dobrze. Z klasztoru także Kapucynówtłum jakiż podejrzany wygląda i skrycie przesuwasię po rynku. Ich chód i wejrzenie każą siędomyślać, że to są żołnierze.
GIANETTINO
z gniewem
Bodaj to usłużność głupiej głowy! Do Lomellina z zapewnieniem. To moiMediolańczycy.
NIEMIEC
Czy każe Wasza Wysokość zatrzymaćich?
GIANETTINO
Zobacz tam Lomellino. Do Niemcaz gniewem. Możesz odejść. Dobrze. Do Lomellina. Daj pognać temu niemieckiemu wołowi, żeby pyskstulił.
Lomellin odchodzi z Niemcem.
FIESKO
który dotąd był przy Julii, a jednak nieznacznie w strony Gianettina spozierał
Przyjaciel nasz cośniezadowolony — czy mogę wiedzieć przyczynę?
GIANETTINO
Nic dziwnego. Wieczne pytaniai meldunki!
Wychodzi szybko.
FIESKO
I na nas teatr czeka. Mogęż podać ciramię, łaskawa pani?
JULIA
Cierpliwości! Muszę wprzód płaszczykmój narzucić. Tylko żadnej tragedii, hrabio —zaraz usypiam.
FIESKO
złośliwie
O, można umrzeć ze śmiechu,hrabino!
Wyprowadza ją. Zasłona spada.
AKT CZWARTY
Noc — Dziedziniec pałacowy Fieska. Zapalają latarnie.Znoszą broń. Skrzydło jedno domu oświetlone.
SCENA PIERWSZA
Burgonino wprowadza warty.
BURGONINO
Stój! Do wielkiej bramy czterechżołnierzy. Po dwóch do każdych drzwi zamku.Straże zajmują swoje miejsca. Kto chce, wpuszczać;wyjść nikt nie powinien. Kto gwałtu użyje —zakłuć.
Z pozostałymi żołnierzami idzie do zamku. Wartyprzechadzają się — chwila niema.
SCENA DRUGA
WARTY
wołają przy bramie
Kto idzie?
CENTURIONE
Przyjaciel Lawanii.
Przechodzi w poprzek dziedzińca aż do prawej bramy zamkowej.
WARTY
przy prawej bramie
Nazad!
CENTURIONE
zdziwiony idzie do lewej bramy
WARTY
na lewym boku
Nazad!
CENTURIONE
zdziwiony milczy — idzie potem do wartyz lewej strony
Przyjacielu! Którędy idzie się nateatr?
WARTA
Nie wiem.
CENTURIONE
przechodzi się tu i tam z coraz większymzdziwieniem, udaje się nareszcie do warty z prawej strony
Przyjacielu, kiedy sztuka się zacznie?
WARTA
Nie wiem.
CENTURIONE
przechadza się — postrzega broń — zdumiony
Przyjacielu! Co to znaczy?
WARTA
Nie wiem.
CENTURIONE
przestraszony osłania się płaszczem
Dziwna rzecz!
WARTY
przy bramie dziedzińcowej
Kto idzie!
SCENA TRZECIA
Poprzedzający. Cibo.
CIBO
wchodząc
Przyjaciel Lawanii.
CENTURIONE
Cibo! Gdzie my jesteśmy?
CIBO
Co?
CENTURIONE
Patrz Cibo, na około.
CIBO
Gdzie? Co?
CENTURIONE
Wszystkie wejścia obsadzone.
CIBO
Broń tu leży.
CENTURIONE
Nikt nie objaśnia.
CIBO
To dziwna!
CENTURIONE
Która godzina?
CIBO
Po ósmej.
CENTURIONE
Brr... Zimno dokucza.
CIBO
Ósma jest właśnie naznaczona godzina.
CENTURIONE
trzęsąc głową
Coś tu niedobrzepatrzy.
CIBO
Fiesko chce figla wystroić.
CENTURIONE
Jutro wybór doży! Cibo, tu cośniedobrze patrzy.
CIBO
Cicho! Cicho! Cicho!
CENTURIONE
Prawe skrzydło pełne świateł.
CIBO
Czy nic nie słyszysz? Czy nic niesłyszysz?
CENTURIONE
Szmer jakiś przytłumiony — a prócztego...
CIBO
Głuchy szczęk jakby zbroi jedne o drugiebijących.
CENTURIONE
Okropność! Okropność!
CIBO
Powóz! — zatrzymuje się przy bramie.
STRAŻE
przy dziedzińcowej bramie
Kto idzie?
SCENA CZWARTA
Poprzedzający. Czterech braci Asseratów.
ASSERATO
wchodząc
Przyjaciel Fieska.
CIBO
To czterech braci Asseratów.
CENTURIONE
Dobry wieczór, ziomku!
ASSERATO
Idziemy na teatr.
CIBO
Szczęścia na drogę!...
ASSERATO
Wy nie idziecie z nami na teatr?
CENTURIONE
Idźcie naprzód. My trochę świeżymodetchniemy powietrzem.
ASSERATO
Wkrótce się zacznie. Chodźcie.
Postępuje dalej.
WARTY
Nazad!
ASSERATO
Gdzie tu droga prowadzi?
CENTURIONE
śmiejąc się
Na zamek.
ASSERATO
Tu jest nieporozumienie.
CIBO
Jasne i dotykalne.
Muzyka na prawymskrzydle.
ASSERATO
Słyszycie symfonię? Sztuka się zacznie.
CENTURIONE
Mnie się zdaje, że już się zaczęłai my w niej role błaznów grali.
CIBO
Nie mam już cierpliwości i idę.
ASSERATO
Broń leży!
CIBO
Ot! — sprzęty aktorskie.
CENTURION
Mamyż tu stać jak niedołęgi nadbrzegiem Acheronu? Chodźcie do kawiarni!
Wszyscy sześciu idą ku drzwiom.
WARTY
silnym głosem
Nazad!
CENTURIONE
Piekło i szatany! Jesteśmy więźniami.
CIBO
Mój oręż mówi, że nie na długo.
ASSERATO
Schowaj go, schowaj! Hrabia jestpoczciwym człowiekiem.
CIBO
Przedani, zdradzeni jesteśmy. Teatr byłto kawał słoniny, mysz wleciała i łapka zapadła.
ASSERATO
Och! Broń tego Boże! Mnie dreszczemprzejmuje myśl, jak to się rozwiąże.
SCENA PIĄTA
Ciż. Werrina i Sakko.
WARTA
Kto idzie?
WERRINO
Przyjaciel domu.
Nowych siedmiu szlachty przychodzą za nimi.
CIBO
To jego powiernicy! Wszystko sięwyjaśni.
SAKKO
w rozmowie z Werriną
Jakem ci mówił:Leskaro ma wartę przy bramie Świętego Tomasza. Jest to Dorii najlepszy oficer i ślepo doniego przywiązany.
WERRINA
To mnie cieszy.
CIBO
do Werriny
Dobrze, że przychodzisz, Werrino. Wywiedziesz nas ze snu dziwnego.
WERRINA
Jak kto? Jak to?
CENTURIONE
Na komedię zaproszeni jesteśmy.
WERRINA
Jedną więc mamy drogę.
CENTURIONE
niecierpliwie
Tak, drogę, którą każdyprzejść musi — znam ją. Ale widzisz przecież,te drzwi osadzone są wartą? Dlaczego osadzone?
CIBO
Na co warty?
CENTURIONE
Stoimy tu jak pod szubienicą.
WERRINA
Hrabia sam przyjdzie.
CENTURIONE
Niech się spieszy. Moja cierpliwośćjuż zmordowana.
Wszyscy przybyli przechadzają sięw głębi.
BURGONINO
wychodząc z zamku
Co się tam dziejew porcie, Werrino?
WERRINA
Wszystko szczęśliwie na pokładzie.
BURGONINO
Zamek jest także napełniony żołnierzami.
WERRINA
Już się zbliża do dziewiątej.
BURGONINO
Hrabia się spóźnia.
WERRINA
Za wcześnie on przyjdzie dla nadzieiswoich. Burgonino, kostnieję, gdy mi pewna myślprzychodzi.
BURGONINO
Ojcze, nie bądź porywczy.
WERRINA
Porywczym być niepodobna, gdzieodkładać nie można. Skoro drugiego zabójstwa nie dopełnię, z pierwszego nigdy się nieuniewinnię.
BURGONINO
Kiedyż Fiesko ma umrzeć?
WERRINA
Gdy Genua będzie wolną, Fieskoumrzeć musi.
WARTY
Kto idzie?
SCENA SZÓSTA
Ciż. Fiesko.
FIESKO
wchodząc
Przyjaciel! Wszyscy kłaniają się,warta prezentuje broń. Pozdrawiam was, zacni gościemoi! Niecierpliwiliście się, że gospodarz domu takdługo bawił. Przebaczcie. Cicho do Werriny. Czygotowe?
WERRINA
do Fieska
Podług życzenia.
FIESKO
cicho do Burgonina
A u ciebie?
BURGONINO
Wszystko w pogotowiu.
FIESKO
do Sakka
A tu?
SAKKO
Wszystko dobrze.
FIESKO
A Kalkanio?
BURGONINO
Jeszcze go nie ma.
FIESKO
głośno do warty
Pozamykać!Zdejmuje kapelusz i zbliża się z godnością do zgromadzonych. Pozwoliłem sobie zaprosić was na widowisko— ale nie na widzów, lecz żeby wam samymrole porozdawać. Długo już dosyć, przyjacielemoi, znosiliśmy dumę Gianettina i przywłaszczeniaAndrzeja. Jeżeli chcemy, przyjaciele, Genuę wybawić, nie ma czasu do stracenia. Na jaki koniec,myślicie, przeznaczono te dwadzieścia galer, któreojczysty port nasz oblegają? Na jaki koniecprzymierze, które Doriowie zawarli, ta obca broń,co do serca Genui przyciągnęła? — Szemraniemi klątwami już dziś poradzić nie można. Żebywszystko zbawić, wszystko ważyć potrzeba.Rozpaczająca choroba rozpaczliwego wymagalekarstwa. Jestże jeden w tym zgromadzeniu,który by tyle zimnej krwi miał, iżby uznał nadsobą pana w równym sobie? Szmer. — Nie matu ani jednego, którego by przodkowie nad kolebkąGenui nie stali. Co? Przez wszystko, co jestświętym! Co mają wyższego ci dwaj obywatele,że zuchwałym lotem nad nasze głowy wznieśćsię pragną? Szmer głośniejszy. — Każdy z wasuroczyście wezwany sprawę Genui wspieraćprzeciw jej ciemięzcom. Nikt z was na włosjeden praw swoich ustąpić nie może, żeby w tejsamej chwili duszy całego państwa nie zdradzał.Gwałtowne poruszenie między słuchaczami, przerywająmowę Fieska. Po chwili. Uczuliście — wszystko więc zyskane. Jużemprzed wami usłał drogę do chwały. Chcecie iśćza mną? — jam gotów was prowadzić. Te przygotowania, na które niedawno z przerażeniemspoglądaliście, nowym duchem bohaterskim powinny was natchnąć. Ten przestrach niepewnościw chwalebny zapał niech się przemieni i sprawi,byście z tymi patriotami i ze mną, jednejsprawie poślubiwszy, tyranów z gruntu obalili.Skutek śmiałości sprzyjać będzie, bo moje urządzenia są dobre. Przedsięwzięcie jest słuszne, boGenua cierpi. Pomysł nas unieśmiertelnia, bo jestniebezpieczny i olbrzymi.
CENTURIONE
w gwałtownym poruszeniu
Dosyć. Genua będzie wolną! Z tym okrzykiem bojowymchoćby przeciw piekłu!
CIBO
A kogo on ze snu ubudzić nie zdoła,niech wiekuiście stęka przy rudlu, aż go trąbaostatecznego sądu uwolni.
FIESKO
Prawdziwe słowa męża. Teraz dopierozasłużyliście wiedzieć o niebezpieczeństwie, którenad wami i Genuą zawieszone było. Podaje imlistę przez Murzyna przyniesioną. Poświećcie, żołnierze! Szlachta ciśnie się do pochodni i czyta. Do Werriny. Poszło, jakem sobie życzył, przyjacielu!
WERRINA
Nie mów jeszcze tak głośno. Nalewym skrzydle dostrzegłem twarze blade i chwiejące się kolana.
CENTURIONE
wściekły
Dwunastu senatorów! Szatańsko — bierzcie za bronie.
Wszyscy rzucają sięna broń leżącą, wyjąwszy dwóch.
CIBO
Jest tam i twoje imię, Burgonino!
BURGONINO
Dzisiaj jeszcze z łaski Bożej będziena gardle Dorii.
CENTURIONE
Jeszcze dwa leżą oręże.
CIBO
Co? Co?
CENTURIONE
Dwóch nie wzięło broni.
ASSERATO
Bracia moi nie mogą znieść krwiwidoku.
CENTURIONE
żywo
Co? Co? Nie mogą znieśćwidoku krwi tyrańskiej? Rozedrzeć piecuchów!Za ziemię rzeczypospolitej wyrzucić tych bękartów.
Niektórzy z obecnych rzucają się z gniewem na dwóchobywateli.
FIESKO
rozbraja ich
Stójcie! Stójcie! Maż Genua służalcom wolność swoją być winna? Mażzłoto nasze przez te złe metale dobry dźwiękswój tracić? Uwalnia porwanych. Wy moi panowie,zechcijcie zająć pokój w moim zamku, dopokądnasze sprawy się nie rozstrzygną. Do straży. Dwóch więźniów! Odpowiadacie za nich. Naprogu dwie czujne straże!
Odprowadzają dwóchAsseratów.
WARTA
na bramie
Kto tam?
Stukają.
KALKANIO
za bramą
Otwórzcie! Przyjaciel!Otwórzcie na Boga!
BURGONINO
To Kalkanio. Co to znaczy: NaBoga!
FIESKO
Otwórzcie, żołnierze!
SCENA SIÓDMA
Poprzedzający. Kalkanio bez tchu, przestraszony.
KALKANIO
Przepadło! przepadło! Uciekajcie, ktouciekać może — wszystko przepadło.
BURGONINO
Co przepadło? Czy ich ciała z miedzi a nasze oręże z sitowia?
FIESKO
Trochę rozwagi, Kalkanio! Pomyłkabyłaby tu nieprzebaczoną.
KALKANIO
Zdradzeni jesteśmy! Prawda to piekielna! Murzyn twój, Lawania.... ten łajdak —Przychodzę z pałacu seniorii... Miał posłuchanieu księcia.
Wszyscy blednieją, sam nawet Fieskomieni się.
WERRINA
do straży odźwiernej
Żołnierze! Nastawcie halabardy wasze! Ręką kata umierać niechcę.
Wszyscy w nieporządku rozbiegają się.
FIESKO
Gdzie? Co robicie? Pójdź do szatana,Kalkanio! — To był fałszywy postrach, panowie!...Babo! Takie rzeczy przed tymi dziećmi rozgadywać. — I ty, Werrino? — ty także, Burgonino —gdzie lecisz?
BURGONINO
Do domu, zabić moją Bertę i znowutu wrócić.
FIESKO
z głośnym śmiechem
Zostańcie! Stójcie!Jestże to odwaga pogromców tyrana? — Wybornie odegrałeś twoją rolę, Kalkanio! — Czyściesię nie poznali, że ta wiadomość była moimwymysłem? Kalkanio, mówię, nie byłże to mójrozkaz, żeby tych Rzymian wypróbować?
WERRINA
No! Jeżeli ty śmiać się możesz,muszę wierzyć, albo cię za człowieka nie uważać.
FIESKO
Wstyd wam, mężowie! W tej dziecinnej próbie upaść! Weźcie wasze oręże. Musiciejak niedźwiedzie walczyć, żeby tę szczerbęzagładzić. Cicho do Kalkania. Czy sam tam byłeś?
KALKANIO
Przecisnąłem się przez straż drabantów, żeby według polecenia dostać hasła doksięcia. — Właśnie gdym wracał, przyprowadzonoMurzyna.
FIESKO
głośno
Stary więc w łóżku! Spłoszymygo z pierzyn. Cicho. Długo gadał z księciem?
KALKANIO
Mój przestrach i wasze niebezpieczeństwo zaledwo mi dwie minuty pozwoliły tamzostać.
FIESKO
głośno i rześko
Patrzcie, jak nasi mężowie drżą jeszcze.
KALKANIO
Nie powinienneś był tak prędko imodkrywać. Cicho. Ale na Boga, hrabio, do czegonam to ciężkie kłamstwo przydać się może?
FIESKO
cicho
Da nam czas, przyjacielu, i takpierwszy strach przejdzie. Głośno. Hej! Niech tamwina przyniosą. Cicho. Nie widziałeś, czy zbladłksiążę? Głośno. Dalej bracia, wzniesiemy kielichna taniec dzisiejszej nocy! Cicho. Widziałeś go,czy zbladł?
KALKANIO
Pierwsze słowo Murzyna musiałobyć: sprzysiężenie, bo stary cofnął się jakśnieg biały.
FIESKO
pomieszany
Hum! Hum! Szatan przebiegły jest — nie zdradził aż nóż na gardlewaszym. W tej chwili jest on waszym dobrymaniołem. Murzyn przebiegły. Przynoszą wino, Fieskopodnosi kielich wobec zgromadzenia i pije. Za naszlos pomyślny, towarzysze!
Stukają w bramę.
WARTA
Kto tam?
GŁOS
Ordynans księcia.
Szlachta rozbiega sięw rozpaczy po dziedzińcu.
FIESKO
za nimi
Nie, dzieci! Nie lękajcie się!Nie lękajcie się! Ja tu jestem. Prędko! Sprzątnijciete bronie. Bądźcie mężami, proszę was! Te nawiedziny każą mi mieć nadzieję, że Andrzejwątpi jeszcze. Wejdźcie do domu. Zbierzcie zmysły!Otwórzcie, żołnierze.
Wszyscy oddalają się. Bramęotworzono.
SCENA ÓSMA
Fiesko jakby z zamku wychodził. Trzech Niemcówprzyprowadzają Murzyną związanego.
FIESKO
Kto mnie na dziedziniec wołał?
NIEMIEC
Prowadźcie nas do hrabiego!
FIESKO
Hrabia jest tu, kto mnie żąda?
NIEMIEC
salutując go
Książę zasyła dobry wieczór. Tego Murzyna oddaje wam związanego.Wygadał on wszystko haniebnie. Resztę list wampowie.
FIESKO
obojętnie list biorąc
Czyliż ci dzisiajgaler nie zapowiedziałem? Do Niemca. Dobrze,przyjacielu. Mój hołd winny księciu.
MURZYN
wołając na Niemców
I ode mnie także.Powiedz księciu, że gdyby tu był osła nie posłał,mógłby się był dowiedzieć, że na zamku jestdwa tysiące żołnierzy.
Niemcy odchodzą. Szlachta wraca.
SCENA DZIEWIĄTA
Fiesko. Sprzysiężeni. Murzyn w dumnej postawiepośrodku.
SPRZYSIĘŻENI
cofają się drżąc na widok Murzyna
Ha! Co to jest?
FIESKO
przeczytawszy list z ukrytym gniewem
Genueńczykowie! Niebezpieczeństwo znikło, ale zarazem i sprzysiężenie.
WERRINA
ze zdziwieniem
Jak to? Czy już Doriowie pomarli?
FIESKO
w żywym poruszeniu
Na Boga! Przygotowanybyłem na całą potęgę wojskową rzeczypospolitej— alem tego nie przewidział. Ten starzec pochylony czterema liniami swego listu pobił mi półtrzecia tysiąca ludzi. Opuszcza ręce. Doria pobiłFieska!
BURGONINO
Wytłumacz się — myśmy skamienieli.
FIESKO
czyta
„Lawanio! Masz widzę ze mnąjeden los w udziale. Twoje dobrodziejstwa niewdzięcznością płacą. — Murzyn ostrzega mnie o jakimś spisku — posyłam go związanego,i bez straży spać dzisiaj będę”.
Upuszcza list;wszyscy spoglądają na siebie.
WERRINA
Cóż ty na to, Fiesko?
FIESKO
Doria w wspaniałomyślności miałbynade mną górować? Jednej cnoty miałobybraknąć w rodzie Fiesków? Nie! Jak prawda, żeżyję — rozejdźcie się — ja pójdę i wszystkowyznam.
Chce wychodzić.
WERRINA
zatrzymując go
Czyś ty oszalał, człowieku? Czynże to zbrodniczy mieliśmy w zamiarze?Stój! — Nie byłaż to sprawa ojczyzny? Stój! —Chyba tylko na Andrzeja, a nie na tyrana godziłeś? Stój, mówię, uwiężam cię jako zdrajcępaństwa...
SPISKOWI
Zwiążcie go, obalcie!
FIESKO
wyrywa jednemu ze związkowych oręż i robisobie wolne przejście
Z wolna, panowie! Kto z waspierwszy arkan na szyję tygrysa zarzuci? Patrzcie!— oto wolny jestem, i mógłbym pójść gdziemi się podoba. Ale zostanę, bom się inaczejnamyślił.
BURGONINO
Namyśliłeś się wejść na drogę powinności?
FIESKO
w gniewie
Ha! chłopcze, naucz siępierwej obowiązków twoich względem mnie, i nigdymi tak się nie odzywaj. Spokojność, panowie —wszystko zostaje, jak wprzódy. Do Murzyna, któremurozcina powrozy. Masz zasługę, żeś do wielkiegodzieła się przyłożył. Uciekaj!
KALKANIO
z gniewem
Co, co? Ten poganin mażyć — żyć za to, że nas wszystkich zdradził!
FIESKO
Żyć — choć wam wszystkim strachunapędził. Precz, łotrze! Staraj się co prędzejGenuę mieć za plecami — mogliby na tobieodwagi swojej dawać dowody.
MURZYN
To się znaczy, że szatan łotrowinigdzie nie da miejsca zagrzać. Uniżony sługapanów moich. Widzę, że we Włoszech nieukręcą postronka dla mnie. Muszę go gdzieindziej poszukać.
Odchodzi ze śmiechem.
SCENA DZIESIĄTA
Służący i inni poprzedzający oprócz Murzyna.
SŁUŻĄCY
Hrabina Imperiali już trzy razy pytałao Waszą Wysokość.
FIESKO
Tam do licha! Komedia w samejrzeczy powinna już się zacząć. Powiedz, żeprzyjdę niezwłocznie. Stój jeszcze! Poprosiszmoją żonę, żeby do koncertowej sali weszła i zafirankami czekała na mnie. Służący odchodzi. Nakreśliłem na tym papierze role wasze; gdy każdyswoją wypełni, wszystko będzie skończone. Werrina pójdzie do portu i skoro okręty będązdobyte, strzałem armatnim da znak wybuchu. Odchodzę — mnie jeszcze wielka czynnośćoczekuje. Skoro dzwonek usłyszycie, zechcecieprzyjść do mojej koncertowej sali. Tymczasemwejdźcie do pałacu i skosztujcie mego cypryjczyka.
Rozchodzą się.
SCENA JEDENASTA
Sala koncertowa.Leonora. Arabella. Róża. Wszystkie w niespokojności.
LEONORA
Do koncertowej sali przyjść miałFiesko i nie przychodzi. Już po jedenastej. Pałachuczy straszliwie bronią i ludźmi, a Fiesko nieprzybył.
RÓŻA
Masz się za firanką ukryć — dlaczegopan tego żądał?
LEONORA
On tak chce, Różo! Dosyć więc,żebym mu posłuszną była, i dosyć, Bello, żebyżadnej nie mieć bojaźni — a jednakże, jednakżetak drżę, moje serce tak strasznie uderza. Namiłość Boga, nie odchodźcie ode mnie, dziewczęta!
BELLA
Niczego nie obawiaj się. Nasza bojaźństrzeże ciekawości naszej.
LEONORA
Gdziekolwiek okiem rzucę, spotykamobce twarze jak u upiorów zapadłe i wykrzywione. Kogo zapytam, drży jak na uczynkuzłowiony przestępca i ucieka w najczarniejsząnoc, tę straszną gospodę złego sumienia.Odpowiadają głosem uciętym, skrytym, który nadrżących ustach zdaje się wątpić, czy mu wolnośmiałym dźwiękiem zabrzmieć. — Fiesko? —Nie wiem, coś tu strasznego uknuli. Tylko Fieskamego składając ręce otoczcie wy, nieba potęgi!
RÓŻA
przelękniona
Jezus! Coś szeleszcze w galerii.
BELLA
Żołnierz wartę tam trzyma.
Straże wołają;Kto tam? Odpowiedź: „dama”.
LEONORA
Ludzie idą; za firanki! Prędko!
Kryją się.
SCENA DWUNASTA
Julia i Fiesko w rozmowie z sobą.
JULIA
roztargniona
Przestań, hrabio! Grzecznościtwoje już nie wpadają do nieuważnego ucha,ale do krwi kipiącej. Gdzie jestem? Nie ma tunikogo, noc tylko kusząca! Gdzieś ty moje sercebezbronne namówił?
FIESKO
Gdzie namiętność lękliwa śmielej, a żądzewolniej z żądzami rozmawiać mogą.
JULIA
Stój, Fiesko! Na wszystko co święte,ani kroku dalej! Gdyby noc nie była tak ciemną,obaczyłbyś moje lica rozpłomienione i ulitowałbyśsię nade mną.
FIESKO
Przeciwnie, Julio! Wtenczas właśniemoje uczucie postrzegłoby ognisty znak uczuciatwojego i z większą odwagą przebyłoby zaporę.
Całuje z zapałem jej rękę.
JULIA
Człowieku, lica twoje żarzą się gorączką tak jak twoja mowa! Biada, na mojejtwarzy także czuję, że dziki zuchwały ogień siępłomieni. Chodźmy do światła, proszę cię. Rozhukane zmysły mogłyby niebezpieczne znakiciemności zrozumieć. Te rozognione buntownikimogłyby za plecami dnia zawstydzonego bezbożneswoje igraszki prowadzić. Idź między ludzi,zaklinam cię.
FIESKO
natrętniej
Jakże niepotrzebnie się trwożysz, moja kochanko! Kiedyż władczyni lęka się niewolnika swego?
JULIA
Bodaj was mężczyzn i wasze wiecznesprzeczności! Właśnie najniebezpieczniejszymi jesteście zwycięzcami, gdy się naszej własnejmiłości poddajecie. Mamże ci wszystko wyznać,mój Fiesko? Wyznać, że tylko występność mojacnoty mojej strzeże, tylko moja duma twoje chęciwyśmiewała? Że dotąd tylko moje zasady opórci stawiały? A skoro nie wierząc przebiegłościswojej do krwi Julii uciekasz się — zasadymnie odbiegają.
FIESKO
z lekkomyślną śmiałością
I cóż utracisz przy tej stracie?
JULIA
uniesiona i z zapałem
Jak to? Co stracę,gdy klucz do uciech świętości kobiecych zabezcen oddam, a ty będziesz mógł mnie wstydemosłonić, skoro tylko zechcesz? Nie mogę mniejstracić jak wszystko. Żądasz jeszcze więcej siędowiedzieć, szyderco? Żądasz mieć to wyznanie,że cała tajemna mądrość płci naszej nędznymjest tylko urządzeniem, która dąży do zasłonienia najsłabszej strony naszej. Waszymi zaklęciami oblężona, z rumieńcem wyznać to muszę,chętnie ona pragnie być zdobyta, i przypierwszej nieuwadze cnoty nieprzyjaciela zdradziecko wpuszcza do siebie. Wszystkie naszekobiece wybiegi walczą o to miejsce niebezpieczne,jak na szachownicy wszyscy oficerowie wokołokróla bezbronnego. Podchwycisz go — mat —rozrzuć całą szachownicę. Po chwili. Masz obraznaszego chełpliwego ubóstwa. — Bądź wspaniałomyślny!
FIESKO
A jednakże, Julio! Gdzie lepiej, jeżelinie w mojej nieskończonej miłości ten skarbmożesz złożyć?
JULIA
Zapewne, nigdzie lepiej i nigdzie gorzej.— Słuchaj, Fiesko, jak długo ta nieskończonośćtrwać będzie? — Ach! Nadto nieszczęśliwie gręprowadziłam, żebym i ostatniego ważyć nie miała.Ciebie uwięzić miałam ufność w wdziękachmoich, ale nie dowierzam ich potędze, ażebymcię na zawsze zatrzymać mogła. Cóż znowu!Co ja wygaduję?
Cofa się i ręką twarz sobie zasłania.
FIESKO
W jednym tchu dwa wielkie grzechy.Nieufność w mój gust dobry, albo przestępstwostanu przeciw potędze wdzięków twoich. Coz dwojga trudniejsze jest do przebaczenia?
JULIA
urywanym głosem
Kłamstwo jest tylkopiekieł bronią — takiej broni Fiesko nie potrzebuje, żeby swoją Julię podbić. Upada na sofę —po chwili, uroczystym głosem. Słuchaj — jeszczejedno słowo, mój Fiesko, pozwól sobie powiedzieć: my jesteśmy bohaterkami, gdy wiemy,że nasza cnota jest w bezpieczeństwie, dziećmi,gdy jej bronimy! dzikim i osłupiałym wzrokiem pozierając na niego, furiami, gdy się jej mścimy.Słuchaj, Fiesko, jeśli ty zimnym chcesz mnie zabićuczuciem?
FIESKO
przybiera głos gniewny
Zimnym? Zimnym?I czegóż chce ta nienasycona próżność kobiety?Widzi przed sobą czołgającego się mężczyznęi jeszcze wątpi? Ha! budzi się on znowu,czuję... Przechodząc w ton zimny. W dobrą poręprzezierają oczy moje. — I co to było — o coja żebrać chciałem? — Najdrobniejsze uniżeniemężczyzny czyż może się najwyższą łaską kobiety opłacić? Zbliża się do niej i z zimnym niskim ukłonem. Nabierz serca, pani! Jesteś bezpieczną!
JULIA
uderzona
Hrabio! — co za zwrot?
FIESKO
obojętnie
Nie, pani! Masz słusznośćnajwiększą — oboje mogliśmy raz tylko naszhonor na grę postawić. Grzecznie całując jej rękę.Będę miał przyjemność złożyć jej moje uszanowanie w gronie towarzystwa.
Chce odejść.
JULIA
pędząc za nim zatrzymuje za suknię
Zostań! Czyś szalony? Zostań — mamże ci powiedzieć,z serca wydobyć, czego cała płeć męska nakrześle katowskim wyciągnąć by ze mnie nie byław stanie? Biada! Ta nawet ciemność nocna zajasną jest, żebym ukryć mogła ogień piersi moich,który wyznaniem na usta zaniosłam. Fiesko ---ja łono całej płci mojej przeszywam — cały ródniewieści będzie mnie nienawidził — Fiesko! Jacię uwielbiam!
Pada przed nim na kolana.
FIESKO
cofa się trzema krokami, zostawia ją w tympołożeniu i głośno się śmieje
Mocno żałuję, sinioro!Pociąga za dzwonek, podnosi firankę i wyprowadza Leonorę. Oto moja małżonka — boska kobieta.
Rzuca się w objęcia Leonory.
JULIA
z krzykiem z ziemi się podnosząc
Ach! Bezprzykładnie oszukana!
SCENA TRZYNASTA
Spiskowi. — Damy z drugiej strony. Fiesko,Leonora i Julia.
LEONORA
Mój mężu, to było zanadto surowo.
FIESKO
Na mniej tak złe serce zasłużyć niemogło. Twoim łzom dłużny byłem to zadosyćuczynienie wyrządzić. Do zgromadzenia. Nie, moipanowie i panie, nie zwykłem ja za ladazręcznością dziecinnym wybuchać płomieniem.Szaleństwa ludzi muszą mnie długo bawić, zanimrozgniewać są zdolne. Ale ta na cały gniew mójzasługuje, bo oto temu aniołowi chciała truciznęprzymieszać.
Pokazuje proszek zgromadzeniu, którez oburzeniem odwraca się.
JULIA
tłumiąc wściekłość swoją
Dobrze! Dobrze!— Bardzo dobrze, mój panie!
Chce odejść.
FIESKO
przyprowadzając ją pod ramię na powrót
Trochę cierpliwości, pani — jeszcześmy nie skończyli. Oto towarzystwo rade by wiedzieć, jakimsposobem ja mogłem, wbrew swemu rozumowi,szalony romans z najgłupszą w Genui istotąodgrywać.
JULIA
rzucając się
To nie do wytrzymania! Aledrżyj ty! Grożąc. Dorii władza grzmi jeszczew Genui, a ja — jestem siostrą jego.
FIESKO
Bardzo źle dla ciebie, jeżeli to jestostatnia ucieczka żółci twojej. Nieszczęściem,muszę cię uwiadomić, że Fiesko Lawania z ukradzionego przez twego Oświeconego brata diademuukręcił stryczek, którym złodzieja rzeczypospolitej tej nocy jeszcze powiesić ma ochotę, Juliablednieje; Fiesko śmiejąc się. Dajże go! To przyszłoniespodzianie — otóż wiedz, że dlatego właśniewidziałem potrzebę, ciekawe a nieproszone oczytwojego domu czymeś zatrudnić — dlategowłaśnie przebrałem się w tę namiętność arlekińską— dlatego ten brylant wskazując na Leonorę zaniechałem. — Zwierzyna wbiegła w zastawioneprzeze mnie oszukaństwo. Dziękuję, sinioro, zagrzeczność twoją i zwracam ci teatralny mójubiór.
Oddaje sylwetkę z niskim ukłonem.
LEONORA
tuląc się do Fieska
Mój Ludowiko — ona płacze. Czy drżąc może cię twoja Leonorabłagać?
JULIA
do Leonory dumnie
Milcz ty, przemierzła!
FIESKO
do służącego
Przyjacielu! Bądź grzecznymkawalerem i podaj rękę tej damie. Ma onaochotę zwiedzić moje więzienie stanu. Na twojąodpowiedzialność składam, żeby Madonnę niktderanżować nie śmiał — tam ciężkie powietrze —burza co nastąpi i tej nocy plemię Doriów obali,mogłaby jejmości strój na głowie popsuć.
JULIA
szlochając
Przekleństwo na ciebie, czarnyzłośliwy pochlebco! Do Leonory. Nie ciesz sięzwycięstwem swoim — bo on i ciebie dozguby przywiedzie, i siebie zagubi i — w rozpaczy skończy.
FIESKO
do gości
Byliście świadkami — brońciemojego honoru w Genui. Do związkowych. Przyjdziecie po mnie, skoro działo zagrzmi.
SCENA CZTERNASTA
Leonora. Fiesko.
LEONORA
z widoczną niespokojnością zbliżając się doFieska
Fiesko! — Fiesko! — ja cię w połowietylko rozumiem, a już drżeć zaczynam.
FIESKO
Leonoro! Kiedyś widziałem ciebie polewej stronie z jedną kobietą genueńską —w zgromadzeniach szlachty widziałem, że drugiedopiero pocałowanie ręki tobie przypadało. Leonoro! To mi w oczy kłuło i postanowiłem, że tobyć nie powinno — że tego nie będzie. Słyszyszwojenny szczęk oręży w pałacu moim? To, czegosię obawiasz, jest prawdą. Idź spać, hrabino —jutro cię księżną obudzę.
LEONORA
załamując ręce pada na krzesło
Boże! Moje przeczucie! Zgubioną jestem!
FIESKO
statecznie, z godnością
Pozwól wszystkowypowiedzieć, moja miła! Trzech moich przodkównosiło potrójną koronę — krew Fiesków tylkopod purpurą w dobrym zdrowiu bije. Czy twójmałżonek ma tylko odziedziczone rozrzucać promienie? Żywiej. Co? — Całą wysokość swoją mabyć winien kuglarskiemu przypadkowi, któryw nieznośnym kaprysie swoim z zabutwiałychzasług jakiegoś Jana Ludwika Fieska zlepił? Nie,Leonoro! Za dumny jestem brać w darowiźnie,na co jeszcze sam zarobić mogę. Dzisiejszej nocyw grób cisnę przodkom moim świetność z nichodziedziczoną. Hrabiowie wymarli — ród sięksiążąt zaczyna!
LEONORA
potrząsając głową
Widzę mojego małżonka w głębokich, śmiertelnych ranach naziemię upadającego. Boleśniej. Widzę niemychposługaczy grobowych rozdarte ciało mojegomałżonka do mnie niosących. — Przestraszona. Pierwsza — jedyna kula przez serce Fieskaprzelata.
FIESKO
z czułością biorąc ją za rękę
Spokojnie,dziecię moje — tego nie będzie.
LEONORA
Z takim zapewnieniem Fiesko niebowyzywa? — Gdyby tysiąc tysięczny przypadekbył tylko możebny — to tysiąc tysięcznymrazem mogłoby być prawdą, że mój małżonekzgubiony. — Wyobraź sobie, że o niebo grasz,Fiesko — gdyby bilion wygrywających a jedenbył tylko los chybny, byłżebyś tak dalece śmiały,żebyś kości mieszał i zuchwały zakład chciałz Bogiem trzymać? Nie, mój małżonku, gdy jużna stole całe twoje mienie, każdy rzut kościjest Boga obrazą.
FIESKO
z uśmiechem
Nie troszcz się, szczęścieze mną lepiej stoi.
LEONORA
Tak mówisz? — a stałeś przy stoletej niszczącej ducha gry, którą wy rozrywkąnazywacie. — Szczęście, ten oszukaniec, ciągnąłulubieńca swego kartami małego zysku, aż gdysię rozpalił, powstał, banko zawołał — on gow rozpaczy opuścił. — O mój małżonku! Ty nieidziesz, ażebyś się Genueńczykom ukazał, był odnich uwielbiany. Ze snu republikanów obudzić,rumakowi kopyta przypomnieć — nie jest toprzechadzka, Fiesko. Tym buntownikom nie ufaj.Mądrzy, co cię zachęcili, boją się ciebie. Głupcy,co cię ubóstwiali, na mało ci się przydadzą.Ach! Gdzie tylko spojrzę, Fiesko mój zgubiony.
FIESKO
szybkim krokiem przechadzając się
Lękliwość najpierwszem jest niebezpieczeństwem. Wielkość musi także mieć jakąś ofiarę.
LEONORA
Wielkość, mój Fiesko? Za co twójgeniusz tak memu sercu niechętny? — Patrz! —Oto dajmy, że ja ufam szczęściu twojemu, że tyzwyciężysz, chciałam powiedzieć. — Biada minajnieszczęśliwszej z rodzaju mojego! Nieszczęśliwa, gdy upadniesz: gdy tryumf odniesiesz —nieszczęśliwsza jeszcze! Nie ma tu wyboru,o kochanku mój! Skoro księciem nie będzie,Fiesko zgubiony — gdy księcia do łona przycisnę, nie mam już małżonka.
FIESKO
Tego nie rozumiem.
LEONORA
Ależ, mój Fiesko! W tej burzliwejstrefie tronowej usycha delikatna miłości roślina.Serce jednego człowieka, choćby i Fiesko był tymczłowiekiem, za ciasne jest, żeby dwa bóstwaobjąć, bóstwa tak sobie nieprzyjazne. Miłośćma łzy i łzy rozumie. U żądzy panowaniamiedziane są oczy, gdzie nigdy tkliwość w perłach nie zabłyśnie. Miłość jedno ma tylkodobro, wszystkich bogactw się zrzeka; żądzapanowania i po zrabowaniu całej natury jeszczezgłodniała — żądza panowania rozwala światcały na brzęczące łańcuchami więzienie; miłośćw każdej pustyni raj swój wyśni. Chciałżebyś namoim łonie spoczywać, gdy buntowny wasaldo twego państwa zakołacze — mogłażbymw twoje objęcia się rzucić, gdyby strach tyranaza każdą ścianą zabójcę widział i gonił cię odkomnaty do komnaty! A wielkooczne podejrzeniezmąciłoby w końcu zgodę domowego pożycia —może gdy twoja Leonora ożywny ci napój przyniesie, ty ją odtrącisz i za jej czułość nazwieszją przyprawiaczką trucizny.
FIESKO
w osłupieniu
Przestań, Leonoro — okropnyto obraz!
LEONORA
A jednak jeszcze nie skończony. Rzekłabym sama: poświęć miłość wielkości, poświęćjej spokojność twoją, byleby Fiesko pozostał —ale Boże! Tu cios jest katowski! Rzadko aniołowiena tron wstępują, mniej jeszcze często tronopuszczają. Kto ludzi lękać się nie ma potrzeby,jakże się nad ludźmi ulitować może? Kto ma mockażdą chęć swoją piorunem uzbroić, daż chęciswojej łagodne słowo za towarzysza? Zatrzymujesię, potem zbliża ku mężowi i obejmuje dłoń jego. Książęta, mój Fiesko, te niedojrzałe zamiarychcącej a niemogącej natury, radzi by zawszemiędzy ludzkością a bóstwem ująć miejsce swoje.Złe to stworzenia! Gorsi tworzyciele!
FIESKO
szybko przechadzając się po pokoju
Przestań, Leonoro! Za mną most zrzucony.
LEONORA
z czułością, poglądając na niego
Dlaczego, mój małżonku! Czyny tylko są nieodwrotne. Niegdyś, słyszałam jakeś przysięgał, żemoja piękność wszystkie twoje obaliła zamiary. —Fałszywieś przysięgał, pochlebco! — albo mojapiękność za wcześnie przekwitła. Zapytaj serca, ktotu zawinił? Ogniściej, obejmującąc go obydwoma ramionami. Wróć, mój Fiesko, opamiętaj się! Zaniechaj!Miłość ci wynagrodzi. Jeżeli moje serce niezdolneniezmiernego uciszyć pragnienia, korona jeszczemniej będzie miała mocy. — Chodź, ja wszystkieżyczenia twoje w pamięci zapiszę, w jednympocałunku miłości wszystkie natury stopię czarodziejstwa, dostojnego zbiega niebiańskimi więzamina wieki do siebie przykuję. Twoje serce jestnieskończone, niechże i miłość, mój Fiesko, nieskończoną będzie. Czyż uszczęśliwić biedne stworzenie, stworzenie, co niebo przy tej piersi wybrało,może próżnię w twoim sercu zostawić?
FIESKO
na wskroś wzruszony
Leonoro! coś tyuczyniła? Bezsilnie rzuca się w jej objęcia. Nie będęśmiał żadnemu Genueńczykowi na oczy siępokazać...
LEONORA
radośnie
Uciekajmy, Fiesko! W prochrzućmy te błyszczące nicestwa — na romantycznych łąkach miłości tylko żyjmy! Cisnąc go do serca. Dusze nasze, jasne jak błękit nieba nadnami, czarnym powietrzem smutku oddychać jużnie będą. Życie nasze jako strumyk szemrzącypopłynie melodyjnym biegiem do Boga.
Słychaćwystrzał armatni. Fiesko zrywa się. Związkowi wchodządo sali.
SCENA PIĘTNASTA
ZWIĄZKOWI
Czas już!
FIESKO
do Leonory
Bądź zdrowa! Na wieki,albo Genua jutro u nóg twoich leży.
Chce wybiec.
BURGONINO
krzycząc
Hrabina upada!
Leonoraw omdleniu. Wszyscy zrywają się do niej, Fiesko klęka.
FIESKO
bolesnym głosem
Leonoro! Ratujcie! naBoga! ratujcie! Róża i Bella nadbiegają z pomocą. Ona otwiera oczy! Zrywając się. Chodźcie więcje przywrzeć Dorii!
Związkowi wypadają z sali.Zasłona spada.
AKT PIĄTY
Po północy. Wielka Ulica w Genui. Tu i tam dogorywają lampy przy domach. W głębi sceny bramaŚwiętego Tomasza jeszcze zamknięta. W dalekościmorze. Kilku ludzi z latarniami przechodzi przezplac — później patrole i ronty. Wszystko spokojne,morze tylko nieco burzliwie huczy.
SCENA PIERWSZA
Fiesko uzbrojony zatrzymuje się przed pałacemAndrzeja Dorii. — Andrzej potem.
FIESKO
Stary dotrzymał słowa — w pałacuświatła pogaszone i straży nie ma. Zadzwonię.Dzwoni. Hej, hola! Zbudź się! Zbudź! Doria!Zdradzony, sprzedany Doria, zbudź się! Hola!Hola! Hola! Zbudź się!
ANDRZEJ
na balkonie
Kto dzwonek pociągnął?
FIESKO
odmienionym głosem
Nie pytaj! Uciekajraczej! Zachodzi już, książę, gwiazda twoja. Genuaprzeciw tobie powstaje. Zabójcy twoi blisko, a tyspać możesz, Andrzeju?
ANDRZEJ
Pamiętam, gdy groźne morze z moją,,Belloną” igrało, spód pękał, złamany upadłmaszt najwyższy. — Andrzej spał spokojnie.Któż zbójców nasyła?
FIESKO
Człowiek straszniejszy niż groźne morzetwoje — Jan Ludwik Fiesko.
ANDRZEJ
śmiejąc się
Żartujesz, przyjacielu! — Żartuj w dzień lepiej — północ nie jest zwyczajną godziną.
FIESKO
Szydzisz z tego, co cię ostrzega?
ANDRZEJ
Dziękuję mu i idę do łóżka. Fieskozasnął i nie ma czasu o Doriach myśleć.
FIESKO
Nieszczęśliwy starcze! Nie ufaj wężowi.— Siedm barw tęczowych na grzbiecie mupołyska — a skoro się zbliżysz, zawrót śmiertelny ogarnie cię. Wzgardziłeś zdrajcy donosem. Radą przyjaciela nie wzgardzaj. Na dziedzińcu twoim stoi koń osiodłany. — Uciekaj czym prędzej, z rad przyjaciela nie naśmiewaj się!
ANDRZEJ
Fiesko myśli szlachetnie. Jam gonigdy nie obraził — i Fiesko mnie nie zdradzi.
FIESKO
Myśli szlachetnie i zdradzi cię —jednego i drugiego daje ci dowody.
ANDRZEJ
Mam ja straż przyboczną, którejFiesko nie zwali, jeżeli cherubinów nie maw usługach swoich.
FIESKO
szyderczo
Mógłbym ją prosić, żeby list do wieczności zabrała z sobą.
ANDRZEJ
Nędzny żartownisiu! — Czyś nigdy nie słyszał, że Andrzej Doria ma lat ośmdziesiąt, a Genua — jest szczęśliwą.
Oddala się.
FIESKO
patrząc osłupiałym wzrokiem za odchodzącym
Muszęż tego człowieka pierwej strącić, nim sięnauczę, że mu ciężko zrównać. Zamyślony przechadza sięchwilę. Nie! Wspaniałomyślność za wspaniałomyślność oddałem — kwita z nami, Andrzeju — a teraz zniszczenie — idź za gwiazdątwoją!
Pospiesza w najdalszą ulicę — trąbią u wszystkich stron — walka zacięta przy bramie świętego Tomasza. Zdobytą otwierają i ukazuje się widok na portmorski, gdzie stoją okręty pochodniami oświecone.
SCENA DRUGA
Gianettino Doria w szkarłatnym płaszczu. Lomellin. Słudzy z pochodniami po przedzie. Wszyscyw wielkim pośpiechu.
GIANETTINO
zatrzymując się
Kto na gwałt kazałuderzyć?
LOMELLIN
Na galerach działo strzeliło.
GIANETTINO
Musieli niewolnicy łańcuchy pozrywać.
Strzały przy bramie świętego Tomasza.
LOMELLIN
Strzały w tamtej stronie!
GIANETTINO
Brama otwarta! Straż w ruchu!Do sług. Żwawo, hultaje! Poświećcie ku portowi.
Śpieszą do portu.
SCENA TRZECIA
Poprzedzający. Burgonino ze związkowymi wracając od bramy Świętego Tomasza.
BURGONINO
Sebastian Laskaro waleczny żołnierz.
CENTURIONE
Bronił się jak niedźwiedź, aż upadł.
GIANETTINO
cofając się z przerażeniem
Co słyszę?— Stójcie!
BURGONINO
Kto tam z pochodniami?
LOMELLIN
To nieprzyjaciele, książę! Zwróć się w lewo.
BURGONINO
głośniej
Kto tam z pochodniami?
CENTURIONE
Stójcie! — Hasło wasze?
GIANETTINO
dobywając oręż
Uległość i Doria!
BURGONINO
z wściekłością
Rozbójniku rzeczypospolitej i mojej narzeczonej! Do spiskowych nacierając na Gianettina. Oszczędzimy sobie drogi, bracia!Szatani sami go wydają.
Przebija go.
GIANETTINO
Zabójstwo! Zabójstwo! — Pomścijsię za mnie, Lomellino!
LOMELLIN I SŁUDZY
umykając
Pomocy! Zabójcy!Zabójcy!
CENTURIONE
Zabity. — Weźcie pod straż hrabiego.
Lomellin uwięziony.
LOMELLIN
na klęczkach
Darujcie życie! — przejdędo was!
BURGONINO
Czy ten potwór żyje jeszcze? —Możesz uciekać, piecuchu!
Lomellin wymyka się.
CENTURIONE
Brama Świętego Tomasza w naszych już ręku! Gianettino zginął! — Bieżcie co siła! Donieście o tym Fieskowi!
GIANETTINO
usiłując powstać
Piekło! — Fiesko!
Umiera.
BURGONINO
wyciągając oręż z trupa
Wolna jużGenua i Berta moja! Daj mi twój oręż, Centurione, a ten zakrwawiony nieś do kochanki mojej.Więzienie jej zdobyte. Niedługo przyjdę i ślubnyzłożę jej pocałunek.
Rozchodzą się w różne ulice.
SCENA CZWARTA
Andrzej Doria. Niemcy.
NIEMIEC
Tłum tam pociągnął! Siądź na konia,książę!
ANDRZEJ
Niech raz jeszcze na wieże Genuii na jej niebo popatrzę. Nie, to nie sen, Andrzejzdradzony.
NIEMIEC
Nieprzyjaciele wokoło! Uciekaj, przechodź granice.
ANDRZEJ
rzucając się na trupa synowca
Tu niechajskonam; nie mówcie mi o ucieczce. Tu leżypodpora mojej starości — droga moja skończona!
Kalkanio z dala ze związkowymi.
NIEMIEC
Zbójcy! Uciekaj, stary książę!
ANDRZEJ
słysząc głos trąb
Słuchajcie, cudzoziemcy, słuchajcie! To są Genueńczycy, którychkajdany ja skruszyłem. Zakrywa twarz. Czy i w waszym kraju tak odpłacają?
NIEMIEC
Precz! Precz! Uciekaj! Tymczasemniemieckie nasze kości będą szczerbiły ich oręże.
Kalkanio zbliża się.
ANDRZEJ
Ratujcie się! Mnie zostawcie — powiedzcie ludom wszystkim straszną wiadomość: że Genueńczycy swojego ojca zabili.
NIEMIEC
Dalej, do ubicia jeszcze daleko.Koledzy! Stańcie tu, weźcie księcia do środka.Obstępują go. Siecz tego psa włoskiego, żeby znałuszanowanie dla siwej głowy!...
KALKANIO
Kto idzie? — Co tam jest?
NIEMCY
siekąc pałaszami
Niemieckie cięcia!
Oddalają się walcząc — trupa Gianettina wynoszą.
SCENA PIĄTA
Leonora w męskim stroju, za nią Arabella, obiewsuwają się z ostrożnością.
ARABELLA
Chodź, łaskawa pani, chodźże tu!...
LEONORA
Tam grzmi powstanie — słuchaj, niebyłże to jęk konającego? — Biada! Otaczają go!— Do serca Fieska wymierzyli śmierć ziejącerury — do mojego serca, Bello. Ciągną zacyngiel — stójcie! Stójcie! To mój małżonek.
Wyciąga ręce do góry.
ARABELLA
Ależ na Boga!...
LEONORA
w marzeniu dzikim, krzyczy
Fiesko!Fiesko! — poza nim sprzymierzeńcy uciekają —wierność buntowników niestała. Przerażona. Mójmałżonek buntowników przywódcą? Bello! O nieba! Mój Fiesko walczy jako buntownik?
ARABELLA
Nie, sinioro, walczy jako Genuisędzia straszliwy.
LEONORA
To by było co innego — i Leonorasię lęka? Najpierwszego republikanina ściska najlękliwsza republikanka? Idź, Arabello, gdy mężowie o kraj walczą, kobiety także godność swojączuć winny. Głos trąb. Biegnę między walczących!
ARABELLA
załamując ręce
Litościwe nieba!
LEONORA
Cicho — o cóż to noga moja zawadziła? Tu jest płaszcz i kapelusz i oręż tu leży.Podnosi. Oręż ciężki, moja Bello, ale wlec gomogę i on wstydu swojemu rycerzowi zrobić niemoże.
Dzwony biją na gwałt.
ARABELLA
Słuchaj pani, słuchaj: dzwony dominikańskiej wieży. Zlituj się, Boże! Jakże tookropnie!...
LEONORA
Mów raczej: jak zachwycająco! W tymgłosie dzwonu na gwałt bijącym mój Fieskorozmawia z Genuą. Głośniej trąbią. Hura! Hura!Nigdy tak słodko flety mi nie brzmiały. — I tetrąby przez mego Fieska obudzone. Jakże wyżejpierś się moja wznosi! Cała Genua w weselu —najemnicy skaczą za imieniem jego, a żonamiałaby być lękliwą? Na trzech innych wieżach bijąw dzwony. Nie, bohaterkę mój bohater obejmie —mój Brutus Rzymiankę obejmie. — Nasadza kapelusz i płaszcz szkarłatny wdziewa. Jestem Porcja!
ARABELLA
Łaskawa pani! Ty nie wiesz, jakokropne twoje szaleństwa. O nie, ty tego niewiesz.
Dzwony na gwałt i trąby.
LEONORA
Nędzna! A ty wszystko to słyszyszi nie szalejesz? Płakać by chciały te głazy, żenóg nie mają i za moim Fieskiem pospieszyć niemogą. — Te pałace marszczą się na budownika,że je tak mocno do ziemi przytwierdził, że zaFieskiem moim poskoczyć nie mogą. — Brzegigdyby mogły, rzuciłyby powinność swoją, na łupmorza Genuę by oddały i szłyby tańczyć podźwiękach trąb jego. Jak to! Co śmierć z pieluchwyciąga, w tobie odwagi obudzić niezdolne?Idź! — ja znajdę drogę moją.
ARABELLA
Wielki Boże! Przecież tego napadunie zechcesz w prawdę zamienić?
LEONORA
dumnie i bohatersko
Właśnie że chcę —ty niedołężna! — Gdzie najdzikszy gwar huczy,gdzie w osobie swojej mój Fiesko walczy...Czy to Lawania? słyszę pytających — ten, którego nikt zwyciężyć nie może, co o Genuężelazne kości rzuca — czy to ten Lawania? —Genueńczycy, to on sam, odpowiem, to on, mójmąż — i ja także mam ranę.
Sakko ze sprzysiężonymi
SAKKO
Kto idzie? Doria czy Fiesko?
LEONORA
Fiesko i wolność!
Zwraca się w ulicę — tłum, w natłoku gubi się Bella.
SCENA SZÓSTA
Sakko z oddziałem, Kalkanio spotyka się z nimi z drugim.
KALKANIO
Andrzej Doria wymknął się.
SAKKO
Patent na najgorsze przyjęcie u Fieska.
KALKANIO
Niedźwiedzie ci Niemcy; stanęliwokoło starego jak skały. Nie mogłem godojrzeć. Dziewięciu z naszych poległo, ja sampo lewym uchu dostałem. Jeśli tak obcychtyranów strzegą, jakże, do pioruna, muszą oniwłasnych książąt bronić!
SAKKO
Mamy już licznych stronników, i wszystkiebramy w naszych są ręku.
KALKANIO
W cytadeli, słyszę, ostro się biją.
SAKKO
Burgonino jest między nimi. Co robiWerrina?
KALKANIO
Umieścił się między Genuą a morzemjak brytan piekielny, mysz by tam nie przeszła.
SAKKO
Muszę na przedmieściu w gwałt kazaćuderzyć.
KALKANIO
Ja popędzę przez Piaza Sarazena.Zbudź no się, trębaczu!
Oddalają się przy głosach trąb.
SCENA SIÓDMA
Murzyn i banda złodziei z lontami.
MURZYN
Wiedźcie, kanalie! Ja to tę polewkęnawarzyłem, a mnie jednej łyżki nie dadząpokosztować. Dobrze. Poszczwana psiarnia przyszła mi na rękę — podpalajmy i rabujmy. Tamsię tłuką o koronę książęcą, my podpalmykościoły, żeby zmarzli apostołowie się rozgrzali.
Rozsypują się po różnych domach.
SCENA ÓSMA
Burgonino. Berta przebrana.
BURGONINO
Tu odpocznij, mój chłopcze —w tym miejscu bezpiecznie. Czy jesteś gdzieranny?
BERTA
odmienionym głosem
Nigdzie.
BURGONINO
Wstydź się — chodź, ja cię zaprowadzę, gdzie można za Genuę rany pozyskać — i to piękne jako te.
Obnażając ramię swoje.
BERTA
cofając się
O, nieba!
BURGONINO
Boisz się? Cóż to, maleńki — za wcześnieś się na męża przystroił. Ile lat masz?
BERTA
Piętnaście!
BURGONINO
To źle; dla tej nocy pięć lat maszza mało. Kto jest twój ojciec?
BERTA
Najlepszy Genui obywatel.
BURGONINO
Z wolna, mój chłopcze! Tylko jedenjest taki — a jego córka moja narzeczona.Znasz dom Werriny?
BERTA
Znam.
BURGONINO
żywo
I boską jego córkę?
BERTA
Córka jego Berta się nazywa.
BURGONINO
Idźże co prędzej i zanieś jej tenpierścień. Powiedz, że sprawa o ślubny pierścień— i że błękitna kokarda mężnie się trzyma.Idź — muszę tam... Niebezpieczeństwo jeszczenie przeszło.
BERTA
wołając za nim słodkim głosem
Scipio?
BURGONINO
zatrzymuje się zdziwiony
Na mój oręż — ten głos mi znany.
BERTA
rzucając mu się na szyję
Na serce moje— jam ci dobrze znana.
BURGONINO
Berta!
Dzwony biją na gwałt w przedmieściu. Zbiegowisko — oboje gubią się w tłumie.
SCENA DZIEWIĄTA
Fiesko. Cibo. Oddział ludzi.
FIESKO
Kto ogień zapalił?
CIBO
Zamek zdobyty.
FIESKO
Kto ogień zapalił?
CIBO
do oddziału
Patrole, gońcie złoczyńcę!
Niektórzy rozbiegają się.
FIESKO
w gniewie
Czy mnie podpalaczem chcązrobić? Pospieszcie co prędzej z wiadramii sikawkami. Inni z oddziału wychodzą. Ale Gianettino jest w naszej mocy?
CIBO
Tak mówią.
FIESKO
Czy mówią tylko? Kto to mówi? Cibo,na twój honor, mów czy uciekł?
CIBO
z namysłem
Jeżeli mam ufać moim oczomwięcej niżeli opowiadaniu jednego szlachcica, toGianettino żyje.
FIESKO
O twoją głowę idzie tu, Cibo!
CIBO
Jeszcze raz — widziałem go przedośmiu minutami przy żółtej kitce i w szkarłatnym płaszczu.
FIESKO
w najwyższym gniewie
Na niebo i piekło— słuchaj, Cibo, ja tego Burgonina o głowęniższym zrobię. Biegaj, Cibo, niech wszystkiebramy miasta pozamykają, niech wszystkie łodzieutopią, a tak morzem się nie wymknie. Oto tendiament, Cibo, najkosztowniejszy na całą Genuę,Lukę, Wenecję i Pizę, ten diament dostanie,kto mi pierwszy doniesie, że Gianettino nieżywy.Śpiesz się, śpiesz, Cibo! Cibo wybiega.
SCENA DZIESIĄTA
Fiesko. Sakko. Murzyn. Żołnierze.
SAKKO
Zastaliśmy Murzyna, jak zapalony lontrzucał do jezuickiego kościoła.
FIESKO
Zdrada twoja uszła na sucho, bomnie tylko dotykała. Za podpalenie stryczek.Weźcie go natychmiast i na kościelnej powieściewieży.
MURZYN
Pfe! Pfe! Pfe! To mi nie na rękę. —Czy nic się z tego nie da wytargować?
FIESKO
Nie.
MURZYN
z potulnością
Poślij mnie na próbę tylkodo galer.
FIESKO
z gniewem
Na szubienicę.
MURZYN
Zostanę chrześcijaninem!
FIESKO
Kościół nie potrzebuje wyrzutkówpogaństwa.
MURZYN
Przynajmniej mnie pijanym wypraw dowieczności.
FIESKO
Nie, trzeźwiuteńkim.
MURZYN
Tylko mnie na chrześcijańskim niewieszaj kościele!
FIESKO
Szlachcic słowa dotrzymuje — jam ciprzyrzekł twoją własną szubienicę.
SAKKO
pomrukując
Bez korowodów, poganinie!Jest jeszcze coś więcej do roboty.
MURZYN
Ale — na przypadek wszelki —gdyby stryczek się urwał...
FIESKO
do Sakko
Na podwójnym go sznurzezawiesić.
MURZYN
z rezygnacją
Cóż robić — niechżesię diabeł na nadzwyczajne gotuje przyjęcie.
Odchodzi z żołnierzami, którzy go w niejakiej odległosciwieszają.
SCENA JEDENASTA
Fiesko. Leonora ukazuje się w szkarłatnympłaszczu Gianettina.
FIESKO
postrzega ją, zrywa się i cofa
Wszakże ja znam to pióro i płaszcz! Przybliża się żywo. Jaznam to pióro i płaszcz! Z wściekłością przebijającją. Jeśli trzy życia masz, to powstań jeszczei próbuj kroku.
Leonora pada z głuchym jękiem.Słychać marsz zwycięski. Trąby, rogi, oboje.
SCENA DWUNASTA
Fiesko, Kalkanio, Sakko, Centurione, Cibo,Żołnierze z muzyką i chorągwiami.
FIESKO
idąc naprzeciw nich z tryumfującą postawą
Genueńczycy! Kości rzucone — tu leży robakduszy mojej, straszna strawa mojej nienawiści.Wznieście wasze oręże — oto Gianettino!
KALKANIO
Ja zaś przychodzę ci oznajmić, żedwie trzecie części Genui przeszło na stronętwoją i pod Fieska chorągwiami przysięgło...
CIBO
Przeze mnie przysyła Werrina z admiralskiego okrętu pokłon i panowanie nad portemi morzem...
CENTURIONE
Przeze mnie gubernator miasta składaci swoją buławę i klucze...
SAKKO
W osobie mojej upada klęka mniejszai większa rada rzeczypospolitej przed panemswoim na kolana i prosi o łaskę i pobłażanie...
KALKANIO
Mnie pozwól, ażebym najpierwszywielkiego zwycięzcę w jego murach pozdrowił.Sława ci! Do ziemi schylcie sztandary przedksięciem Genui!
WSZYSCY
zdejmując kapelusze
Sława! Sława ci,książę genueński!
Marsz sztandarowy. —Fieskoprzez cały czas stoi w zadumaniu z głową pochyloną
KALKANIO
Lud i senat czeka z niecierpliwością,ażeby naczelnika swojego w purpurze książęcejpowitać. Pozwól nam, prześwietny książę, ażebyśmy cię w tryumfie do seniorii zaprowadzili.
FIESKO
Pozwólcie, niech wprzódy serce zaspokoję moje. Drogą mi osobę musiałem w ciężkiejtrwodze zostawić, osobę, która chwałę tej nocyze mną dzielić powinna. Ze wzruszeniem do obecnych.Raczcie mi towarzyszyć do waszej miłej księżny.
Chce odchodzić.
KALKANIO
Czy ten łotr i zbójca ma tu leżeći hańbę swoją w tym zakątku ukrywać?
CENTURIONE
Na halabardzie zatknijcie głowę jego.
CIBO
Rozszarpanym tułowem jego zamiećciebruk naszego miasta!
Przyświecają przy trupie.
KALKANIO
przestraszony i z cicha
Patrzcie, Genueńczycy! Przez Boga! To nie Gianettina twarz.
Wszyscy w osłupieniu spoglądają na trupa.
FIESKO
rzuca z boku śledcze spojrzenie na ciałoi cofa się z okropnym wyrazem
Nie, szatanie —nie! To nie twarz Gianettina, szatanie! Zataczającoczy. Genua moja, powiadacie? Moja? Z krzykiemwściekłym. Tumany piekielne! — to moja żona!
Pada. Związkowi grupami w martwym stoją milczeniu.
FIESKO
z wolna się podnosi i głuchym głosem odzywasię
Czy ja żonę moją zamordowałem, Genueńczycy? — Zaklinam was, nie spozierajcie bladzijako duchy, na to kuglarstwo natury. — DziękiBogu, są wypadki, których się człowiek nielęka dlatego, że jest człowiekiem tylko.Komu rozkosze nieba nie dostały się w udziale,ten piekielnych udręczeń przewidzieć nie może —a ta pomyłka byłaby czymś więcej jeszcze.Ze straszną spokojnością. Genueńczycy! Bogu niechbędą dzięki, to być nie może.
SCENA TRZYNASTA
Poprzedzający. Arabella z płaczem.
ARABELLA
Niech mnie zabiją — nic nie mam do stracenia. Zlitujcie się, panowie — zostawiłamtu panią moją i nigdzie jej znaleźć nie mogę.
FIESKO
zbliża się do niej i mówi cichym, drżącym głosem
Czy Leonora nazywała się pani twoja?
ARABELLA
z ukontentowaniem
Bogu chwała, że tujesteś, mój najmilszy, mój dobry, łaskawy panie— nie gniewaj się na nas, nie mogłyśmy jejwstrzymać.
FIESKO
Przeklęta! Od czego wstrzymać?
ARABELLA
Żeby nie pobiegła...
FIESKO
Milcz — gdzie nie pobiegła?
ARABELLA
Między tłum...
FIESKO
Bodaj się twój język w krokodylaprzemienił! Jakie jej suknie?
ARABELLA
Płaszcz szkarłatny. —
FIESKO
w szaleństwie rzucając się na nią
Pójdź do dziewiątego koła piekielnego! Skąd płaszcz?
ARABELLA
Leżał na ziemi...
NIEKTÓRZY ZE ZWIĄZKOWYCH
Gianettino w tymmiejscu był zamordowany...
FIESKO
z śmiertelną bladością na twarzy do Arabelli
Twoja pani znaleziona. Arabella odchodzi w niespokojności. Fiesko zmienione oczy wodzi po całym kole,potem mówi cichym głosem, który aż w grzmiący niekiedyprzechodzi. Tak jest istotnie — istotnie — i jasam byłem narzędziem piekielnego dzieła. Ustąpciesię ludzkie twarze! Ach! ze zgrzytaniem zębów, gdybym jego budowę świata miał między zębamitymi — czuję w sobie siłę naturę całą takrozedrzeć, aż by była jęczącym potworem, do męczarni moich podobną! Do otaczających. Człowieku!nędzny rodzaju, błogosławisz Boga, dziękujesz zaszczęście, że nie jesteś tym, czym ja — że jakoja nie jesteś. — Sam ja raz ten zadałem.Prędzej, dziko. — Ja? dlaczego ja? Dlaczego nie on razem ze mną? Dlaczego ból mój o bólwspółczującej istoty stępić się nie może?
KALKANIO
bojaźliwie
Mój drogi książę!...
FIESKO
porywa go, i z dziką radością
Ach! witajże tu — Bogu niech będą dzięki! Jest przeciejeden, którego piorun ten jako mnie zgruchotał.Obejmuje go ze wściekłością. Bracie piorunem zgnieciony! Niechaj służy potępienie! — ona umarła— tyś ją także kochał. Przyciąga go do trupai przychyla jego głowę do niego. Ona umarła. Och!Gdybym mógł stanąć przy wrotach wiecznegopotępienia, zagłębić oko moje w rozliczne męczarnie płodnego w wymysły piekła; gdyby uchomoje mogło połykać jęk torturowanych grzeszników— gdybym ich obaczył: kto wie, może bymzdołał znieść cierpienie moje. Zbliżając się do trupaz przerażeniem. Tu leży żona moja zamordowana. — Nie — to za mało powiedziane. —Ja, niegodziwiec, zamordowałem żonę moją.Och! Taka zbrodnia zaledwie piekłu podobać sięmoże. Ono mnie sztucznie uniosło wirem nanajwyższy, spadzisty szczęścia wierzchołek, przyłudziło aż do progów nieba — a potem —potem — w głąb przepaści... Och! Gdybym oddechem moim mógł zarazę we wnętrze duszwionąć — a potem — zabijam żonę własną...Ale nie, jego dowcip przebieglejszy — dwojeoczu oszukują się, i zabijam — żonę moją.Ze śmiechem ironicznym. Nie jestże to arcydzieło?Sprzysiężeni w ponurym milczeniu opierają się na orężach swoich — niektórzy płaczą. Czy tu kto płacze?Na Boga! Tak — płaczą ci, co zamordowaliswojego książęcia. Z boleścią. O mówcie, czypłaczecie nad tą zbrodnią stanu popełnioną przezśmierć, czy nad niewieścim upadkiem duchamojego? Tkliwie, stojąc przed trupem. Gdzie zabójcy, głazy twarde, w łzy się roztapiają, tam by rozpaczFieska miała tylko przeklinać? — Upada na trupa.Przebacz, o Leonoro! Żalu nie wygniewaszu nieba. Przez długie lata, Leonoro, połykałemto szczęście jednej godziny, w której Genueńczykom miałem księżnę darować. Jakie rozkosznienaprzód widziałem rumieniące się skromnościąlica twoje, twoją pierś książęcem odetchnieniem wspaniale dyszącą pod srebrną zasłoną,i twój głos cichy, który zachwycenia wymówićnie zdołał. Ha! Jakże upajająco brzmiało w uszachmoich dumne wołanie, i mojej miłości tryumfodzwierciedlał się w zawiści zwyciężonej. Leonoro!Oto godzina ta nadeszła. Twój Fiesko jest księciem Genui — a jednak ostatni jej żebraknamyślałby się, czy swoją nędzę zamienić zamoją purpurę i moje cierpienia. Żona jego troskędzieli — z kimże ja podzielę mój majestat?
Płacze — zakrywa twarz na łonie trupa — wzruszeniena wszystkich obecnych.
KALKANIO
Cnotliwa to była kobieta!
CIBO
Trzeba tę żałobę na jakiś czas przedludem zataić — mogłaby naszym zabrać odwagę,a jej dodać nieprzyjacielowi.
FIESKO
powstaje ze spokojem i z mocą
Słuchajcie,Genueńczycy! Opatrzność, jeżeli jej wyrok zrozumiałem, zadała mi tę ranę, ażeby moje sercedo bliskiej wielkości doświadczyć. Była tonajcięższa próba; nie lękam się teraz ani udręczeń,ani radości najwyższej. Chodźcie! Genua mnieczeka, jak powiadacie. — Dam Genui książęcia,jakiego żaden Europejczyk nie widział. Chodźcie— tej nieszczęśliwej księżnie wyprawię pogrzebtaki, że życie utraci swoich wielbicieli, a śmierćjako oblubienica pysznym strojem świecić będzie.Chodźcie za waszym książęciem.
Odchodzą przy marszu sztandarowym.
SCENA CZTERNASTA
Andrzej Doria. Lomellin.
ANDRZEJ
Tam ich wesela okrzyki.
LOMELLIN
Szczęście ich upoiło. Bramy miastaopuszczone. Wszyscy się tłoczą do seniorii.
ANDRZEJ
Pod moim synowcem tylko potknąłsię rumak. Mój synowiec nie żyje — słuchaj,Lomellino.
LOMELLIN
Jak to? — Jeszcze? Jeszcze książęma nadzieję?
ANDRZEJ
Czy drżysz o życie twoje — przedrzeźniasz mnie nazwiskiem księcia, kiedy minawet nadziei mieć nie wolno.
LOMELLIN
Najłaskawszy panie! — Burzliwynaród leży na szali Fieska — cóż leży natwojej?
ANDRZEJ
z dumą
Niebo!
LOMELLIN
pogardliwie
Od kiedy proch wynaleziono, już aniołowie nie obozują na ziemi.
ANDRZEJ
Nędzna małpo — rozpaczającemustarcowi odbierasz i niebo jego. — Głosem rozkazującym. Idź! — Ogłoś, że Andrzej żyje jeszcze.Andrzej, powiesz im, błaga dzieci swoje, żeby gow ośmdziesiątym roku życia do cudzoziemcównie wyganiały — bo oni Andrzejowi nigdy nieprzebaczą kwitnącego stanu jego ojczyzny. Powiedz im, że Andrzej prosi swoje dzieci o tyleziemi w ojczyźnie dla tylu kości!
LOMELLIN
Posłuszny jestem, ale o skutku rozpaczam.
Chce odejść.
ANDRZEJ
Słuchaj! I weź ten pukiel pobielałychwłosów — był on ostatnim na jego głowiei wypadł tej nocy trzeciego stycznia, gdy Genuaod mego serca się oderwała — ośmdziesiąt latsię trzymał i w ośmdziesiątym roku łysą głowę opuścił. Pukiel jest zwiędły, ale ma jeszcze dosyć mocy, żeby spiął purpurę wysmukłemu młodzieńcowi.
Odchodzi zasłaniając twarz ręką. Lomellin w przeciwną udaje się ulicę. Słychać tłumne okrzyki przy odgłosie trąb i kotłów.
SCENA PIĘTNASTA
Werrina przychodząc z portu. Berta. Burgonino.
WERRINA
Wznoszą okrzyki. Komuż to?
BURGONINO
Fieska zapewne książęciem obwołują.
BERTA
tuląc się do Burgonina
Scipionie, mójojciec okropny jest!
WERRINA
Zostawcie mnie, dzieci, samego. O Genuo! Genuo!
BURGONINO
Pospólstwo pod niebo go wznosiło, ze wściekłością chciało mieć purpurę. Szlachta ze strachem pozierała, nie śmiała słowaodrzeknąć.
WERRINA
Mój synu — zmieniłem złoto wszystko, co posiadam i zaniosłem na okręt. Weź swojążonę i pędź co prędzej w dal. Może ja do wasprzybędę — a może i nie. Płyńcie do Marsylii,i z ciężkim westchnieniem ściskając ich niech was Bóg prowadzi!
Odchodzi szybko.
BERTA
Na Boga! Nad czym mój ojciec przemyśliwa?
BURGONINO
Zrozumiałaś ty ojca?
BERTA
Uciekać! Boże! Uciekać w nocy ślubnej!
BURGONINO
Tak kazał — a my posłusznibędziem.
Odchodzą ku portowi.
SCENA SZESNASTA
Werrina. Fiesko w książęcym stroju.Obaj się schodzą.
FIESKO
Werrina! Szczęśliwe spotkanie —właśnie wyszedłem, ażeby cię szukać.
WERRINA
I moja droga była ta sama.
FIESKO
Czy Werrina nie postrzega żadnejodmiany na swoim przyjacielu?
WERRINA
Nie życzę żadnej.
FIESKO
Ale czy żadnej nie widzisz?
WERRINA
nie patrząc na niego
Spodziewam się,że nie!
FIESKO
Ale ja pytam cię, czy żadnej nieznajdujesz?
WERRINA
obzierając go
Żadnej nie znajduję.
FIESKO
No — widzisz, musi to być prawdą,że nie władza tyranów tworzy. Odkiedyśmy sięrozłączyli, zostałem Genui książęciem, a Werrinacisnąc go do serca jeszcze serdeczniejsze uściśnienieodbierze ode mnie.
WERRINA
Szkoda tylko, że zimno na nie odpowiedzieć muszę. Widok majestatu wpada jakokrający nóż między mną a książęciem! JanLudwik Fiesko posiadał dobra w sercu moim —dziś zdobył Genuę i ja własność moją odbieram.
FIESKO
pomięszany
Przebóg! Za jedno księstwota cena byłaby żydowską.
WERRINA
pomrukując ponuro
Hm! Czy już tak w modzie wolność upadła, że pierwszemu lepszemu rzeczypospolitych za lichy pieniądz narzucają?
FIESKO
zaciskając usta
To tylko Fieskowi mogłeśpowiedzieć, nikomu innemu.
WERRINA
O zapewne! Doskonała to głowa,która prawdę bez policzka puszcza. Szkoda tylkoże przebiegły gracz w jednej się karcie pomylił.Wyrachował całą grę zazdrości, ale na nieszczęście, z całym dowcipem swoim zapomniało patriotach. Bardzo znacząco. Ciemiężyciel wolności czy wynalazł także haczyk, żeby rzymskącnotę złowić? Przysięgam ci na Boga żywego!Żeby potomność miała kości moje z cmentarzaksięstwa wygrzebać, trzeba, żeby one na kolekatowskim pierwej pogruchotane były.
FIESKO
z łagodnością biorąc go za rękę
Czy i wtenczas nawet, gdy książę bratem twoim jest? Gdyon księstwo swoje zamienia w skarbnicę dobroczynności, która dotychczas u jego niedostatkużebrać musiała? Werrino, czy i wtenczas nie?
WERRINA
I wtenczas nie. Darowizna kradzieżyod szubienicy nie uwolniła jeszcze złodzieja —a zresztą cała ta wspaniałomyślność do Werrinynie trafi. Mojemu współobywatelowi mógłbympozwolić, żeby mi dobre wyrządził — bo memuwspółobywatelowi mógłbym się wzajemnie wypłacić. Dary księcia są łaską, a ja od Bogatylko łaskę przyjąć mogę.
FIESKO
Łatwiej bym Włochy Atlantykowi wydarł, jak tej głowie upornej jej widzimisię.
WERRINA
Wydzierać — nie jest jednakżenajgorszą z umiętności twoich — o tym mogłabycokolwiek opowiedzieć rzeczypospolita, biednejagnię, któreś z paszczy wilkowi Dorii wydarł,byś sam je pochłonął. Ale dość już. Powiedz mi,książę, co zawinił ten biedak Murzyn, któregoś najezuickim klasztorze powiesić kazał?
FIESKO
Łotr podpalał Genuę.
WERRINA
Na prawa jednak ten łotr się nietargał?
FIESKO
Werrina nadużywa przyjaźni mojej.
WERRINA
Precz z przyjaźnią! Powiadam ci,że cię nie lubię — przysięgam, że cię nienawidzę, nienawidzę jak tego węża, co się wkradł doraju i rodzajowi ludzkiemu zadał pierwszą ranę,z której pięćdziesiąt już wieków krew mu sięsączy. Słuchaj, Fiesko, nie poddany do pana, nieprzyjaciel do przyjaciela, ale człowiek doczłowieka przemawia w tej chwili. Haniebnejzbrodni dopuściłeś się względem majestatu boskiego, zmuszając cnotę do podania ci rękiw zdrożnej czynności, używając patriotów Genui do Genui zgwałcenia. Fiesko, myślisz, że jatak byłem prostodusznym, żem chytrego podstępcynie przeniknął? Na wszystkie straszydła wiecznościzaklinam się tobie, że rad bym z własnychwnętrzności powróz ukręcić, siebie samego dusićnim, byle moja ulatująca dusza trysnęła na ciebiepianą wściekłą ostatniego skonania. Zdrada książęcagniecie złotą szalę grzechów ludzkich — aleś tyniebo ułudził, i sąd świata zawezwie cię przed tronswój. Fiesko bezmowny mierzy go wielkimi oczyma. Nie namyślaj się do żadnej odpowiedzi — skończyliśmy z sobą. Przechadza się chwilę. KsiążęGenui! na okrętach wczorajszego tyrana poznałemrodzaj biednych stworzeń, które dawną winęprzeżuwają za każdym rudla uderzeniem i łzyswoje rzucają do oceanu, który jako bogaczzanadto wysoko stoi, ażeby je liczył. Dobryksiążę otwiera swoje rządy litością. Nie mógłbyśna galery skazanych uwolnić?
FIESKO
żywo
Niech w tym pierwsze krokibędą mojego ucisku. Idź i oznajm wszystkimprzebaczenie!
WERRINA
W połowie tylko czynu swego dopełniasz, skoro tracisz prawdziwą rozkosz jego.Skosztuj jej i idź sam. Wielcy panowie rzadkosą świadkami tych niegodziwości, które sprawują— czyż i dobrych dzieł przez drugich tylkomają dokonywać? Mnie się zdawało, że książęnie jest tak wysoko, żeby uczuć żebraka niemiał sam doświadczyć.
FIESKO
Człowieku, straszny jesteś. — Niewiem dlaczego, ale muszę iść za tobą.
Obydwaj idąku morzu.
WERRINA
zatrzymuje się z głosem bólu
Ale razjeszcze uściskaj mnie, Fiesko! Nie ma tu nikogo,co by patrzał na płacz Werriny, na czułośćksiążęcia. Ciśnie go z uczuciem. O zapewne, nigdydwa większe serca nie uderzały jedno przydrugim — my tak gorąco, my się tak braterskokochali. Głośno u szyi Fieska płacząc. Fiesko! Fiesko!Puste w piersi mojej zostawiasz miejsce, i ludzkośćtrzy razy nawet wzięta już go nigdy nie posiędzie.
FIESKO
wzruszony
O bądź, bądź mi przyjacielem!
WERRINA
Zrzuć tę purpurę nienawistną, a jestemnim na zawsze. Pierwszy król zbójcą być musiałi wdział szkarłatną purpurę, żeby czerwone plamykrwi osłonić. Słuchaj, Fiesko — jam żołnierz,na łzami skropionych nie znam się policzkach —to pierwsze łzy moje — zrzuć tę purpurę!
FIESKO
Milcz!
WERRINA
żywiej
Fiesko! Zbierz tu wszystkiekorony świata w nagrodę, a tam na postrachwszystkie jego katownie, żebym przed śmiertelnym zgiął kolana — nie zegnę. Fiesko!klękając to moje pierwsze uklęknienie. — Odrzućtę purpurę!
FIESKO
Powstań i nie gniewaj mnie więcej!
WERRINA
Powstaję i już cię nie gniewam.Stoją na kładce prowadzącej do okrętu. Pierwszy kroknależy książęciu.
Wchodzą na kładkę.
FIESKO
Po co za płaszcz mnie ciągniesz — ot pada!
WERRINA
ze straszliwym śmiechem szyderstwa
Jeślipurpura spada — książę za purpurą pójść powinien!
Spycha go do morza.
FIESKO
z fal wychylając głowę
Ratuj, Genuo! Ratuj swego książęcia!
Tonie.
SCENA SIEDEMNASTA
Kalkanio. Sakko. Cibo. Centurione. Związkowi.Lud. Wszyscy w pośpiechu i przerażeniu.
KALKANIO
krzycząc
Fiesko! Fiesko! Andrzejpowrócił! Pół Genui do Andrzeja bieży. Gdziejest Fiesko?
WERRINA
mocnym głosem
Utopił się!
KALKANIO
Czy piekło, czy dom szalonych miodpowiada?
WERRINA
A więc utopiony, jeśli to brzmipiękniej. — Ja idę do Andrzeja.
Wszyscy w niemych grupach stoją. Zasłona spada.