drukowana A5
12.03
Nurek

Bezpłatny fragment - Nurek


Objętość:
9 str.
Blok tekstowy:
papier offsetowy 90 g/m2
Format:
145 × 205 mm
Okładka:
miękka
Rodzaj oprawy:
zeszytowa
ISBN:
978-83-288-0854-6

«Rycerz lub giermek, kto z męskiej ochoty

W tej się otchłani zanurzyć ośmieli?

Oto w nią rzucam puchar szczerozłoty,

Już go połknęła czarna paszcz topieli.

Kto mi ten puchar wydobędzie z wody,

Weźmie go w darze, jako znak nagrody!»

Król tak ogłasza i w tej samej porze

Ze szczytu skośnej, chropowatej skały,

Co się w otwarte wychyliła morze,

Ciska w głąb puchar, między wściekłe wały.«Któż się odważy, powtarzam pytanie,

Poznać i zgłębić te wodne otchłanie?»

Słyszy to orszak giermków i rycerzy

I wszyscy milczą bojaźnią przejęci,

Bezdenność morza każdy okiem mierzy,

Lecz puchar zyskać żaden nie ma chęci.

A król się pyta po trzeci raz znowu:

«Nie masz nikt serca do tego połowu?»

Wszyscy zostają w milczeniu głębokiem:

Wtem stąd, gdzie giermków strwożonych drużyna,

Skromny młodzieniec śmiałym idzie krokiem,

Zrzuca pas z siebie, żywo płaszcz odpina;

A ta odwaga wkoło przestrach szerzy,

Zdziwia niewiasty i mężnych rycerzy.

Młodzieniec staje na pochyłej skale,

W otwartą przepaść mocno wlepia oczy,

Wtem wir te same, które połknął, fale

Z okropnym rykiem na powierzchnię toczy

I jakby gromem bijąc zawierucha,

Z czarnej zatoki straszny wał wybucha.

I wre, i kipi, i huczy, i pryska

Właśnie jak woda, gdy się z ogniem zetrze,

Aż pod obłoki szumną pianą ciska,

Dmą się bez końca bałwany w powietrze,

Niewyczerpany miecie wał przestworze,

Jak gdyby z morza miało powstać morze.

Wszelako wściekłość skromić się poczyna,

A z białej piany, razem, niespodzianie,

Rozziewa paszczę czarna rozpadlina

Bezdenna, jakby szła w piekieł otchłanie:

Kręcą się fale i warczą w zatopie,

Wir je w głąb ciągnie i skwapliwie żłopie.

Tu się, nim wybuch znowu wrócić zdoła,

Młodzieniec boskiej poleca obronie

I... przeraźliwy słychać krzyk dokoła.

Już się zanurzył, już w odmęcie tonie:

Pełna tajemnic paszcza się zamyka,

Odważny nurek z oczu nagle znika.

Wraz na powierzchni panuje milczenie,

Pod wodą tylko stęka huk daleki,

Dokoła słychać głębokie westchnienie:

«Dzielny młodzieńcze, zginąłeś na wieki!»

Wir coraz niżej wyje po głębinie,

Każdy drżąc czeka, czy nurek wypłynie.

Gdybyś koronę chciał rzucić w te tonie

I rzekł: kto zdoła wydobyć ją z wody,

Zostanie królem, osiędzie na tronie,

Ja bym tak drogiej wyrzekł się nagrody,

Bo co ta przepaść w swej głębi ukrywa,

Tego nie powie żadna dusza żywa.

Nieraz od wiru pochwycona nawaSkryje się nagle w tej strasznej głębiźnie,

Lecz grób żarłoczny łupu nie oddawa,

Ledwie się czasem jaki szczęt wyśliźnie.

Tu coraz bliżej odzywa się burza

I mocniej ryczy, i już się wynurza.

I wre, i kipi, i huczy, i pryska

Właśnie jak woda, gdy z ogniem się zetrze,

Aż pod obłoki szumną pianą ciska,

Dmą się bez końca bałwany w powietrze

I jakby gromem bijąc zawierucha,

Z czarnej zatoki straszny wał wybucha.

I oto z ciemnych nurtów topieliska

Coś się wybija bielszego od śniegu,

Wywija ramię, jasnym grzbietem łyska

I co ma siły porze się do brzegu.

Aż to on! Puchar trzyma w lewej dłoni,

Już nim wywija, wyskakuje z toni.

Oddycha długo, oddycha głęboko,

Światło dnia wita i modły zasyła.

Krzyk się radośny rozlega szeroko:

«Żyje, ach żyje! Otchłań go wróciła!

Z mokrego grobu, z przepaścistej wody

Wydobył duszę, powrócił bez szkody!»

On się przez natłok przebija do króla

I śród okrzyków pada na kolana:

«Oto jest puchar, spełniona twa wola!»

A król znak daje: córa ukochana

Aż pod wierzch w puchar nalewa mu wina;

Tu dzielny młodzian tak mówić zaczyna:

«Żyj długo, królu! Niech szczęścia używa,

Kto tu oddycha i widzi dzień miły!

Lecz tam pod wodą mieszka śmierć straszliwa.

Bogów doświadczać jest zamiar nad siły!

Próżno chce człowiek odkryć to przemocą,

Co oni grozą pokryli i nocą.

Gdy mnie wir chwycił, piorunem leciałem,

Wtem rwący strumień spod wodnej opoki

Wściekłym na poprzecz buchnął na mnie wałem,

Wraz mnie ujęły podwójne potoki

I bystrym pędem, wylękłego strachem,

Kręciły w koło potężnym zamachem.

Tu Bóg, któremu me usta zdrętwiałe

W tej strasznej trwodze zasyłały śluby,

Wskazał mi z głębi w bok sterczącą skałę,

Jąłem się chyżo i uszedłem zguby.

Tu się i puchar zaplątał w koralach

I tak w bezdennych nie zaginął falach.

Bo jeszcze bardzo głębokie przestrzenie

Kryła pode mną szkarłatna powłoka,

A choć tu wieczne mieszkało uśpienie,

Przecież widziałem z wstrętem mego oka,

Że smoki, żmije i różne poczwary

W piekielnej paszczy snuły się jak mary.

W najszkaradniejsze pozwijane kłęby,

Rojem kipiały okropne straszydła:

To roch kolczasty, to tracz ostrozęby,

To młot, potwora straszna i obrzydła;

Kły wyszczerzając, już się ku mnie wlekła

Morska hiena, haj, poczwara wściekła.

Tam ja wisiałem, okropnością drżący,

Ludzkiej pomocy całkiem pozbawiony,

Między potwory jeden czuciem tchnący,

W strasznej samocie, śmiercią otoczony,

W głębokiej puszczy, śród gadu łożyska,

Gdzie ludzkiej mowy odgłos się nie wciska.

Tak zostawałem w okropnej obawie.

Aż tu coś pełznie, sto pomyka członków,

Chce mnie pochwycić; ja, bez zmysłów prawie,

Puszczam się jętych korala korzonków!

Wnet mnie z wściekłością chwyta woda wrząca,

Ale, na szczęście, do góry wytrąca».

Król go wysłuchał z wielkim podziwieniem,

A potem rzecze: «Weź ten puchar złoty!

I tym cię jeszcze obdarzę pierścieniem,

W którym, jak widzisz, są drogie klejnoty,

Gdy znowu wskoczysz i powiesz dokładnie,

Co tam w tym wirze ukrywa się na dnie».

Słyszy to córka nadobna i tkliwa:

«Ach! Drogi ojcze — rzecze rozczulona —

Niech ci się srogich igrzysk nie zachciwa!

Co on wykonał, żaden nie wykona,

A gdy większego męstwa chcesz w ofierze,

Rozkaż, niech giermka zawstydzą rycerze».

Ale tej prośby król nie ma na względzie,

Porywa puchar, w przepaść wiru ciska:

«Jeśli go śmiałość twoja wydobędzie,

Staniesz się godnym rycerza nazwiska

I z tą, co teraz mej litości wzywa,

Dziś jeszcze ślubne złączą cię ogniwa».

To go przenika, jakby błyskawica,

Z ócz mu się iskrzy, odwagą goreje,

Spojrzy na przedmiot, bardziej się zachwyca,

Widzi, jak płonie, mieni się i mdleje!

Piękność nagrody wzmaga w nim żądanie,

Po śmierć lub życie rzuca się w otchłanie!

Że wybuch wraca, słychać to z daleka,

Ogromnym hukiem ogłasza się wprzody,

Królewna z łzami schyla się i czeka:

Wszystkie a wszystkie powracają wody,

Toczą się w górę, toczą w głąb powodzie,

Ale młodzieniec zostaje na spodzie.

Przekład Jana Nepomucena Kamińskiego

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.