TEMAT:
XXVI, 6. A gdy Jezus był w Bethanii, w domu Symona trędowatego,
7. Przystąpiła do niego niewiasta, mając alabastr olejku drogiego, i wylała na głowę Jego, gdy u stołu siedział.
14. Tedy odszedł jeden ze dwanaście, którego zwano Judaszem Iszkariotem, do przedniejszych kapłanów,
15. I rzekł im: Co mi chcecie dać, a ja Go wam wydam?
16. A od onąd szukał pogody, aby Go wydał.
Evang. sec. Mat.
OSOBY:
Judasz, lat około 40
Sella, lat 16, córka Judasza
Ada, lat 17, córka Judasza
Mawiael, lat 16, syn Judasza
Szalona — Nawrócona, lat 20
Jakób Zebedeuszów
Jan Zebedeuszów
Piotr
Andrzej
Mateusz
Symeon, znajomy Judasza
Ebal, lichwiarz
Lamech, sługa gminny
Nun i Kul, słudzy domowi
Sąsiedzi i sąsiadki Judasza
Przekupnie i przekupki
Młodzieńcy: Rzymianin, Egipcjanin, Assyryjczyk
FIGURY WIZYJNE:
Nieznany
Kaifasz
Annasz
Rada
Matka Judasza
Tłum dzieci, kobiet i mężczyzn
AKT PIERWSZY
Przed domem Judasza. Pod drzewem ławka, stół. Pod zachód słońca. Okolica pusta i posępna. Widok na jałowe wzgórza.
SCENA I
Judasz, niezamożnie, ale i nieubogo ubrany. Płaszcz na ramionach. Czarne włosy i broda. Wyraz twarzy posępny, odstręczający. Symeon, dobrotliwy staruszek z kijem podróżnym. — Siedzą pod drzewem.
JUDASZ
Dług mam zapłacić Ebalowi,
trzy srebrne — termin dziś już trzeci.
SYMEON
Nie masz?
JUDASZ
Skąd? Wszystko zjedzą dzieci
i —
macha ręką z niechętną rezygnacją.
SYMEON
Cóż więc poczniesz?
JUDASZ
Że odmówi
czwartej odwłoki, z góry wiem.
SYMEON
Hm...
JUDASZ
Szkołę jeszcze mi gotowi
zamknąć, że długów nie wypłacam.
Na uczyciela nie wypada — —
zły pogłos...
SYMEON
Hm... No, a sąsiedzi?
JUDASZ
Z sąsiedztwem tylko wieczna zwada.
Jak zwykle... Com pożyczył, zwracam,
nie dziś, to jutro. I nie zjem,
a płacę, com gdzie winien komu.
Dziś darmo głowa mi się biedzi,
przyjdzie się gorzko najeść sromu,
a może nawet ruszyć z domu...
SYMEON
Zaś by cię wygnać z domu miał?!
Lichwiarz przeklęty!
JUDASZ
Żebym dał
choć co — lecz groszam nie dał dotąd...
Com za naukę dzieci wziął —
macha ręką z niechętną rezygnacją.
SYMEON
Hm...
JUDASZ
wskazując na gardło
Już mam tego potąd! potąd!
Niech Szatan!...
SYMEON
Nie trza, abyś klął!
JUDASZ
Więc co?! Mam może błogosławić?!
Już mnie tak nędza życie dławi,
że rad bym czartu je zastawić,
jeśli mnie od tej nędzy zbawi!
SYMEON
Biedny nie jesteś —
JUDASZ
Biedy nie ma — —
ja jedną łyżką, inni trzema.
SYMEON
Nie trza zazdrościć, bracie, komu.
JUDASZ
Lecz mnie strach sromu — strach mi sromu...
Już dość przez dzieci — jeszcze i to —
niespłatny dłużnik — zbędę szkoły —
a wtedy jeno zagiąć poły
i w żebry —
SYMEON
Hm...
JUDASZ
Niech grom zatrzaśnie!
Bodaj mnie żywcem w ziemię wryto,
niźli doczekać tego właśnie
na ludzki śmiech, urągowisko!
Po całym życia znoju, trudzie...
SYMEON
Zaś by tak mieli źli być ludzie?
Pomogą raczej —
JUDASZ
Starcze, drwisz,
czyli udajesz niedorostka
z cielęcem okiem, z gęsią szyją?!
Kiełźnij się tylko nogą z mostka,
pchną, byś miał wodę głowy wzwyż!
Ludzki świat to jest gnój, śmietnisko!
Ludzie pomogą — bo dobiją!
SYMEON
Gorzkie są słowa te —
JUDASZ
Prawdziwe.
Tak mówi, kto zna sprawy świata.
SYMEON
Słuchajże... widzisz... bo to lata,
tych zębów nie ma, tamte krzywe,
człek więcej żyje już nabiałem,
otóż więc chciałem, u Anera,
wiesz, krowę ma, syryjka szczera,
cisula, łaty tak — łaciata —
posuwa rękę niby wzdłuż grzbietu
mleko, jak złoto — otóż chciałem
kupić, bo to wiesz, człowiek stary —
JUDASZ
niecierpliwie
Aha; więc co? co?
SYMEON
Otóż chciałem
kupić — bo to mi nie do wiary
robi —
JUDASZ
j. w.
Aha —
SYMEON
Za darmo nie da,
jakiś tam grosik uciułałem —
JUDASZ
j. w.
Więc co?! Więc co?!
SYMEON
Poczkajże, bracie;
więc wziąłem z domu —
JUDASZ
kończąc niecierpliwie
Pieniądze.
SYMEON
Tak.
A gdy ci, bracie, dzisiaj brak,
i kiedy cię przycisła bieda,
otóż — schowane mam w tej szmacie —
wydobywając z za pazuchy
poczkajże — zaraz... gdyś w kłopocie,
weź —
wydobywa z zawinięcia pieniądze.
JUDASZ
zdumiony
Ty byś — tyle mi pożyczył?!
SYMEON
rozdzielając pieniądze
Otóżem właśnie miedź odliczył —
JUDASZ
Trzy srebrne!... Tyle, ilem dłużen!
SYMEON
Tylko kiedy byś zwrócić mógł?
JUDASZ
O Symeonie! Niech ci Bóg
nagrodzi! Niech pomnoży w krocie!
Dzień twój niech będzie troski próżen!
SYMEON
zadowolony
Lecz kiedyż mógłbyś?
JUDASZ
W dwa miesiące —
jak ziemię widzisz i to słońce,
co teraz za górami schodzi.
SYMEON
Pamiętaj, — bo to ludzie młodzi
często najmniej to pamiętają,
kiedy, co winni, oddać mają.
JUDASZ
niecierpliwie
Niech Bóg nagrodzi po sto razy!
Idziesz już?
SYMEON
Pójdę dać zadatek.
Kwiatek nie krowa! A co płatek
to inny! No, bywaj mi zdrowy —
a gdzież to dzieci?
Judasz macha ręką z niechętną rezygnacją.
Nie w posłuchu?
JUDASZ
Serce na piętach — a świat w brzuchu —
klątwa — na sercu mojem głazy —
SYMEON
Co —
JUDASZ
j. w.
Czuję, widzę —
SYMEON
chcąc umknąć
Ja już pójdę —
JUDASZ
Ręka dosięgnie mnie Jehowy —
grzeszyłem — wiem, że Mu nie ujdę —
SYMEON
kiwając głową przystaje
Czwartegoś nie czcił przykazania —
JUDASZ
Ściga mnie krzywda matki, ojca —
ty wiesz —
jam bił —
dzisiaj ta dwójca
swej pomsty czeka i karania...
SYMEON
Jam ci to nieraz gadał, bracie....
Jak jastrząb krwi, tak życie chciwe
zemsty i w zemście nie leniwe...
JUDASZ
Już mści się...
SYMEON
Możeć lepiej by szło,
gdybyś zaś żonę pojął wtórą —
sam jeden siedzisz z dziećmi w chacie,
samemu w życiu jest ponuro.
JUDASZ
Samemu w życiu jest żałoba,
samemu w życiu jest tęsknica,
samemu oko świeci łzą
samemu więdną lica...
SYMEON
Pojmij —
JUDASZ
Nie mogę...
SYMEON
Przeczże?
JUDASZ
wskazując na piersi z rozpaczą
Tu
jest żar, co pali...
po chwili
O ramiona!
O duszo moja utęskniona!...
O miłowanie utracone!...
O tęskna nocy!... Tęskny dniu!...
O dolo moja nieszczęśliwa!...
SYMEON
Mówię ci, pojmij wtórą żonę —
JUDASZ
Jać mam.
SYMEON
zdumiony
Gdzie?!
JUDASZ
Śmiercią się nazywa.
SYMEON
Tyś, bracie, spragnion miłowania —
JUDASZ
posępnie
Jam godzien ukamionowania.
SYMEON
Wyrzutyć dręczą —
JUDASZ
po chwili głośno do siebie
O miłości,
stracona, wiecznie pożądana!
po chwili
Jam cię pogrzebał... Żal rwie kości!
Nie zmartwychwstaniesz...
SYMEON
zabierając się
Chwalmy Pana
i poszukujmy szczęśliwości,
bo na to na świat jest posłana
i tego duch pożąda nasz.
JUDASZ
Lecz pojrzyj na mnie — na mą twarz!
Ona jest klątwą piętnowana!
Gdym w Jeruzalem w paschę był —
a byłem jeszcze młodym chłopcem —
gdziem się pokazał — zaraz szmer:
złodziej... Jakąem wściekłość krył —
a i ból jaki!... W oku obcem
myśl taką budzić — na pierwszy zer...
W końcum się chował, jak bity pies...
Złodziej... Wiesz, żem wsze uczciw był...
Złodziej!... tym szeptem w twarz mi pluto!...
SYMEON
Na złość ci jeno robił bies...
JUDASZ
nie zwracając uwagi
Obliczem z ludzi mnie wyzuto —
napiętnowano — i kto? Bóg...
wstrząśnięty
I słuchaj — miewam straszny sen —
straszny sen — czasem mi się zdaje,
że ile w świecie ścieżek, dróg,
chodników: zewsząd, przez wsze kraje,
pielgrzymi idą, idzie tłum
przez wieki, wieków wieki — hen —
wszyscy drży na całem ciele — zimny mnie zlewa pot —
wszyscy... urywanie
przeciwko mnie...
z rękoma
wyciągniętemi...
w górą — wzwyż
podniesionemi —
z wysiłkiem
z klątwą...
po chwili
Szum
okropny w uszach... w sercu młot —
zjawa okropna — półwidoma,
kryjoma pół — i jakiś krzyż —
krzyż jakiś we mgle — w górze — gdzieś
nad mną — jak orzeł —
SYMEON
dając pieniądze, przerażony
Bracie — weź —
muszę już...
wychodzi szybko.
Po wyjściu Symeona Judasz, który bezmyślnie bierze pieniądze, bezmyślnie je zawija w węzełek i zatyka za opasek, tak, że wiszą przewieszone i widoczne. Judasz stoi pod wrażeniem własnych słów chwilę. Lamech ukazuje się i schodzi ze wzgórza ku niemu.
SCENA II
Judasz, Lamech.
LAMECH
tęgi, z pałką w ręku, z dali
Hej tam! Judasz!
JUDASZ
Co? Lamech?
LAMECH
Ja.
Zwierzchność gminna mnie przysyła.
JUDASZ
Czego chcesz?
LAMECH
Córka twa
Ada —
JUDASZ
poruszony
Ada? Co?
LAMECH
Dała zgorszenie.
JUDASZ
Ada się czego dopuściła!?
Kłamiesz! Łżesz!!
LAMECH
spokojnie
Judasz, nie mów, że nie,
skoro ci prawda nie jest znana —
urzędowo naśladując sędziów, ordynarnie, z powagą, sucho
Ada w uczynku jest schwytana,
a że schwytana na uczynku,
już jej tem samem dowiedziono —
czy nie?
Gdy zatem jest schwytana
i skoro dowód jest uczynku
o co została oskarżona:
ma być przez wieś we worze gnana,
stawiona oczom wszech na rynku,
gdzie, że jest jeszcze bardzo młoda,
karą jej będzie zimna woda:
czterdzieści wiader i śmiech ludzi.
JUDASZ
gwałtownie
O hańbo! Wstydzie! O boleści!
O podły płodzie ty niewieści!
LAMECH
Tak twoja córka się paskudzi;
twój syn Mawiael zaś u Sali
krawca skradł sukna postaw —
JUDASZ
Boże!!
Łżesz! Kłamiesz!
LAMECH
niewzruszenie
który tam schowali
kupiwszy —
JUDASZ
Gorze mi!
LAMECH
w komorze,
i ma być za to karan chłostą,
pletni czterdzieści ze spocznięciem,
ile że jeszcze jest chłopięciem.
JUDASZ
To wszystko kłamstwa! Niecne słowa!
Łżą! Breszą! Skarze ich Jehowa!!
LAMECH
Zwierzchności gminy jest ma mowa,
a ty się nie drzyj ponad miarę,
bo wół nie gada ze starostą.
Bądź zdrów.
JUDASZ
Stój!
LAMECH
Czego?
JUDASZ
Nie pozwolę!
Ja jeden prawo karcić mam!
Ja ojciec!
LAMECH
obojętnie
Dano taką karę,
bo twoje dzieci są zakałem,
wstydem i hańbą w mieście całem.
JUDASZ
Ty łotrze!!
LAMECH
j. w., poruszając pałę.
Pilnuj się ty sam,
bo mówią: czyli winien w szkole
nauczać taki dzieci cudze,
co własne chował
znowu naśladując
na bezecne
i które niecny płodzą czyn.
JUDASZ
Lamech!!
LAMECH
kpiąc głupkowato
Kłaniaj się twemu słudze —
i niech ci słońce w północ świeci.
Wychodzi.
SCENA III
Judasz, Sella, Ada, Mawiael.
JUDASZ
O słowa, słowa, słowa niecne!
O niecne, niecne, niecne dzieci!
O córka moja!... O mój syn!...
Mawiael w koźlej skórze wchodzi. Judasz rzuca się ku niemu.
Coś ty uczynił?!
MAWIAEL
Ja?
JUDASZ
U krawca!
Chwyta go za włosy. Sella, tęga, złowroga, wchodzi.
U krawca!!
SELLA
zatrzymuje Judasza w miejscu.
Ojciec — czy oprawca?!
Ada bezczelna, głupia, wchodzi.
ADA
Tacie się śniło, że psy łowi,
o czem śnił, poznać dał synowi.
JUDASZ
tupiąc.
Bezczelna! Z ojca hycla robisz?!
ADA
Cóż tata tak nogami drobisz?
JUDASZ
Ty suko!
ADA
niezmieszana
Albo?
JUDASZ
Zasądzona!
ADA
Aha! To tata już wie o tem?
Owa! Nie z przodku, nie z ostatka.
JUDASZ
Bezecna!
ADA
obojętnie
Wiem, że coś tam będzie,
głośno pomstują coś w urzędzie.
Bo ja to chciałam poza płotem,
a on, że szparę w ścianie zatka...
Już mnie nie złapią po raz drugi —
JUDASZ
Gdzieś była?
ADA
Albo? U Arona.
JUDASZ
Żmija jest każdy włos twój długi!
Jaszczurek gniazdo usta twoje!
ADA
Rób ojciec swoje, a ja swoje.
JUDASZ
Szmato plugawa!
ADA
Daj pieniądze —
czy ja to tak, jak inne chodzę?
JUDASZ
Dość masz! na ciebie!
ADA
głupio, bezmyślnie
Ja chcę lepiej.
JUDASZ
Dość masz!
ADA
Za co się oporządzę?
Mam taką być, jak groch przy drodze?
Ja chcę być ładnie.
MAWIAEL
Daj pieniądze!
Nie będę kradał, gdy mieć będę!
Skąpiście jak czart!
SELLA
pogardliwie
Nie jedz! Nie pij!
ADA
Może przy drodze prosić siędę?
JUDASZ
Czemu roboty nie szukacie?
MAWIAEL
unosząc nieszczególny płaszcz ojca
A wasz płaszcz jaki? Wszak ją macie!
ADA
Jam młoda —
JUDASZ
Nie na cudze łoże!
ADA
bezczelnie
Gdzież się we własnem z kim położę?
pokazując na dom
Tu?
JUDASZ
porywa kamień z ziemi
Ty!!
SELLA
uderza go w piersi dłonią.
Biłbyś!? Co?!
JUDASZ
z widoczną obawą Selli
Ty ochrono!
Ty opiekunko!... Ty byś ojca
własnego śćmiła krwią czerwoną —
zbójczyni —
SELLA
Któż tu chciał być zbójca?
JUDASZ
Dobrze, że matka już nie żyje!
SELLA
Zatem jej ojciec już nie bije.
JUDASZ
Milcz!
SELLA
zuchwale
Małoś bijał?
JUDASZ
odwracając głowę
Gdy musiałem!
SELLA
Wściekłyś był!
JUDASZ
przyciszonym głosem
Wężu!
SELLA
Dzieckiem małem
byłam, lecz pomnę... Wieczna zwada,
wieczny krzyk, hałas, wyklinanie!
JUDASZ
z rozpaczą
Bom musiał!
SELLA
Charkot o sąsiada,
stryjów, znajomych, o Uzala
szewca, o kupca Chusa — z dala,
czy z bliska kto nastąpił jeno,
Izraelici, czy poganie,
to o każdego podejrzenie,
gwałt, wrzaski, klątwy — i rzemienie!
Pamiętam dobrze!
JUDASZ
Ty hyeno!
Przestań!
SELLA
Nieprawdę mówię może?
Tymczasem pojawili się sąsiedzi zwabieni hałasem.
ADA
Więc gdzież mam to postawić łoże?
Mawiael parska śmiechem.
JUDASZ
do Ady
Ty nierządnico!
do Selli
A co z matką,
Bóg niech —
SELLA
przerywając
Bóg dał jej skórę gładką,
a twoja zazdrość — garbowaną.
JUDASZ
Kochałem ją!
SELLA
Zabiłeś!... Rano —
pomnisz?
JUDASZ
Nie żrej mnie!...
SELLA
Pomnisz? Rano?
Rzuciłeś z łoża rozespaną —
nie wstała więcej —
wyłeś potem —
JUDASZ
Zamilcz —
SELLA
lekceważąco
I kto? Taki człeczyna —
z pierza, ni z mięsa — czyś to dał
sługi, pałace, wozy, konie?
Inna po uszy w zbytku tonie,
ty się dzień cały zlewasz potem
a nie masz w domu stągwi wina!
Cóżeś dał, żeś tak żądać śmiał?!
Cóż miała biedna kobiecina?!
A córkęś z lepszych, niż sam, miał!
JUDASZ
Jam —
SELLA
wpadając w słowo
Pracowałeś
z rosnącą wzgardą
jakeś umiał.
Żuk rył się w łajnie, orzeł szumiał.
JUDASZ
dotknięty
A! Ty niegodna —
MAWIAEL
przerywając
Mówię tacie —
JUDASZ
Ty masz wziąć chłostę!
MAWIAEL
Niech mnie prędzej
złapią! A ty mi daj pieniędzy,
inaczej będę kradł, co da się!
Choćby spod własnej twej pościeli.
Podsuwa się.
JUDASZ
Psie!
MAWIAEL
Choćby to, co sam masz w pasie!
chwyta i wyrywa pieniądze.
JUDASZ
A!
rzuca się ku niemu, Mawiael uderza go pieniędzmi w węzełku w czoło i ucieka; Judasz zatacza się w tył.
A! A! A!
SĄSIADKA
drwiąc
Gońże prędzej!
Ada, Sella wychodzą.
JUDASZ
nieprzytomnie
Wyście widzieli?
SĄSIADKA inna
My widzieli.
SĄSIAD
Jakto sąsiedzi, po sąsiedzku.
SĄSIADKA
pierwsza, wskazując guz, drwiąc
Nie trzeba wody, to po dziecku...
Sąsiedzi odchodzą.
JUDASZ
pada na stół i zasłania twarz rękami
A! A! A!
SCENA IV
Judasz, Jakób Zebedeuszów.
Jakób wchodzi w płaszczu, młody.
JAKÓB
Pokój domowi temu.
JUDASZ
dźwigając głowę napółprzytomnie
Pokój —
Kto zacz i czego chce?
JAKÓB
Spocznienia.
JUDASZ
Jest.
JAKÓB
Co jest z tobą?
JUDASZ
Nic.
JAKÓB
Z kamienia
nie poznasz śladu przeszłej nogi,
ale nie z lica człowieczego.
JUDASZ
Dobrześ rzekł; poznasz nóg stąpanie
po ludzkiem licu.
JAKÓB
Żal uspokój
i ciszę weź do serca twego.
W wierzącym mieszka spokój błogi.
JUDASZ
W wierzącym? Wierzę w złość i zbrodnię,
w grzechy i w grzechów pokaranie!...
JAKÓB
dotykając mu czoła
Głowa ci gorze — niech ochłodnie.
Uderzyłć kto?
JUDASZ
Syn.
JAKÓB
A?!
JUDASZ
w rozdrażnieniu coraz większem
Ja biłem —
JAKÓB
Gdy winien —
JUDASZ
Jam bił me rodzice —
JAKÓB
A!?
JUDASZ
Mnie z kolei —
JAKÓB
Nie mów!
JUDASZ
Drżysz?
W pokrzywyś wszedł, chciałeś w winnicę
W soczystem chciałeś, jesteś w zgniłem!
Myślałeś ogród, a to gnój!...
JAKÓB
Ukój się bracie, bracie mój!...
JUDASZ
Czyś ty rodzice swe katował
i sam od dzieci swych był bit,
że zwiesz mnie bratem?...
JAKÓB
kładzie mu rękę na ramieniu
Bracie, cyt!
Dotykam ręką — dźwignę wzwyż —
JUDASZ
Jam dług miał spłacić — ukradł syn,
com na dług jeden zaś pożyczył
i com tu, o, za pasem schował —
w dwie strony teraz dwie mam win —
unosząc się
w dwie strony teraz czynić rzecz!
Precz! Bom jest wściekły! Mówię: precz!
jakby w szale
Precz! Bym cię pasem nie oćwiczyl!!
Precz!
JAKÓB
nie cofając się
Bracie!
JUDASZ
Bratem jest mi Szatan!
Z nim jednym jestem jednej krwi!
Pozdrowion bądź, jeżeliś on!
JAKÓB
Bracie, Jehowa —
JUDASZ
Z ludzi drwi!
Na niebie siedzi utajony,
w ukryciu swój postawił tron,
aby tem snadniej patrzeć mógł —
a grzech żre ludzi, jak Lewiatan,
a śmiech jest Boga grom czerwony,
a żyje, kiedy żywych zmógł!
Szyderstwo jeno Jahwy duszą!
Na szyd swój stworzył człeczy ród!
Z Szatanem jest płomieniem zbratan!
Szatan — Jehowa! Jahwe --- Szatan!
Za szyję jego ręce duszą!
Jak topór, żywo rąbie z nóg!
Dymy ofiarne — piekła smród!
pieni się.
JAKÓB
Tyś opętany od Demona!
JUDASZ
On szczęsny, gdy kto w bólach kona!
Promienny, gdy w boleściach serca
człowiek się w krwawej glinie kurczy!
O ojce moi! O ma żona!
Wyrzutów, bólu straszny jad!
O Jahwe, Jahwe, o szyderca!
Człowieczy syn jest syn jaszczurczy!
Jam zbrodniarz — zbrodni pod nóż padł!...
słania się i opada w tył, plecami o drzewo się opierając.
JAKÓB
Zmilcz!
JUDASZ
szalony, pokazuje na gardło
Wszystkie lata ot, tu grzęzną —
cały mojego życia wiek!...
Pójdę — tam w lesie gałąź jest —
wynajdę gałąź tam uwięzną,
tęgą — zawisnę —
wyczerpany, dźwiga się, chce iść.
JAKÓB
Brałeś chrzest?!
JUDASZ
jakby nie słysząc
I raz w spoczynku obym legł!...
JAKÓB
Pytam się: brałeś chrzest od Jana?!
JUDASZ
osłabły wybuchem
Była mi woda na grzbiet lana.
Wszyscy szli, tom też poszedł razem.
Prorok nauczał niedaleko.
Myślałem: może spłynie z rzeką
chwast zła i grzechu rodu mego,
lecz nie mknie z wodą, co jest głazem
i nie zostałem zbawion złego...
Lecz ktoś jest? Przecz mię pytasz? Jakie
prawo twe pytać? Nie znam cię!
JAKÓB
uroczyście
I jam cię nie znał, ale znał
Ten, co stworzenie zna wszelakie —
gdy zechce: w owoc zmienia kał.
JUDASZ
uderzony mimo rozdrażnienia słowami Jakóba, z pewnem zdziwieniem, nieco frazesowo
Mojżesz uczynił z laski węża —
aza się drugi Mojżesz zrodził?
JAKÓB
kończąc uprzednie
I ten mnie właśnie w drogę słał.
z akcentem
a snadź, abym po nic nie chodził.
JUDASZ
By w owoc zmienić kał?
JAKÓB
By serce
człowiecze znaleźć w poniewierce.
JUDASZ
wyczerpany, wpadając w dialektykę.
Jesteś zbieraczem serc?
JAKÓB
On z góry,
kto słał mię, rzeszom mówił:
,,I odpuść nam nasze winy
jako i my odpuszczamy
naszym winowajcom”.
JUDASZ
Który?
JAKÓB
Ten, który rzeszom mówił z góry:
,,Błogosławieni, którzy płaczą; albowiem
będą pocieszeni. Błogosławieni
pokój czyniący, albowiem
nazwani będą synami Bożymi”.
JUDASZ
do siebie, wyczerpany
O co za straszne ciężkie dni...
O co za straszny ciężki dzień...
JAKÓB
w przejęciu nauką
Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci:
czyja się dusza pada, psowa,
czyja się dusza zsuwa w cień,
czyjej się duszy chwycił grzyb,
wziąwszy chleb w koszyk, nieco ryb,
do Galilei niechaj spieszy,
bo w Galilei wielkie dni
i wielka moc słyszącej rzeszy....
JUDASZ
nie rozumiejąc
Nie tłomaczona mi twa mowa.
JAKÓB
Aby ci była tłomaczona,
zaodziej płaszcz twój na ramiona,
pójdź ze mną!
JUDASZ
Dokąd?
JAKÓB
Ruń zielona.
Niebieskie zioła i różane.
Od słońca wody wysrebrzane.
Od słońca obłok złotem jasny.
Kielichy kwiatów i pąkowie.
Wszędy chleb, wszędy napój własny.
Wszędy dom. Wszędy jest wezgłowie.
JUDASZ
Aza mi prawisz zaś o raju?
JAKÓB
Aza nie jesteś z cierpień kraju?
JUDASZ
Aza jest raj od Boga dany?
JAKÓB
Aza nie we krwi twoje rany?
JUDASZ
Aza lekarstwo obiecujesz?
JAKÓB
Aza swej studni sam nie trujesz?
JUDASZ
Azaś wysłannnik do mnie Boży?
JAKÓB
Aza się żywot twój nie sroży
przeciw cię?
JUDASZ
Mów: raj.
JAKÓB
Jest na ziemi.
JUDASZ
Gdzie?
JAKÓB
Pójdź.
JUDASZ
Jest cisza?
JAKÓB
Jest. Podziemi.
JUDASZ
Jest sen?
JAKÓB
Jest. Nieba.
JUDASZ
Jest wesele?
JAKÓB
Jest. Dzieci.
JUDASZ
Wróg jest?
JAKÓB
Jest. Przy ciele.
JUDASZ
Dusza?
JAKÓB
Błyszczenie.
JUDASZ
Jakoż z domu —
JAKÓB
Dom jest złoczyństwa i jest sromu.
JUDASZ
Domy odlecieć —
JAKÓB
Jak orłowie —
JUDASZ
Twarz odwracając —
JAKÓB
W niebo twarz!
JUDASZ
Kędy raj wróżbisz?
JAKÓB
Imię znasz?
JUDASZ
Imię?
JAKÓB
Który skarb zamknął w słowie,
który naucza ludu rzesze.
JUDASZ
Jan?
JAKÓB
Większy.
JUDASZ
Mów!
JAKÓB
Wokoło lud.
On, siedząc jasny, jako cud,
kędy nad wodą, gdzie przy strzesze,
na wzgórzu, w cieniu fig, w winnicy,
czasem w miasteczku gdzie w ulicy,
w rzeźwy poranek, w późny chłód
Królestwo Boże opowiada.
JUDASZ
Królestwo Boże?
JAKÓB
Słucha lud.
Słowo po słowie tak upada,
jak między wróblów ziarno prosa,
jak otrząs wiśni gdy się czyni,
jak spadła na pustyni —
i otwierają się niebiosa
gdzie Boga widzą oczy ludzi!...
JUDASZ
nieufnie, matowo
A cóż ze snu takiego budzi?
JAKÓB
Błogość serdeczna, jako woda
kryniczna rano —
JUDASZ
Imię jego?
JAKÓB
Święte.
JUDASZ
Tyś co?
JAKÓB
Uczeń posłany —
słychać bębnienie
Co to? tam bębnią?
Widać zbliżającą się Adę w worze, Lamecha i grupę ludzi.
Orszak idzie —
JUDASZ
słoniąc oczy
O hańbo! Bólu! O mój wstydzie!
JAKÓB
Dziewczynę wiodą — dziewka młoda —
JUDASZ
Ha!
chce biec ku Adzie — zatrzymuje się
Pójdź!!
JAKÓB
Gdzie?
JUDASZ
Tam!
Do raju!
nagle rzucając się ku tłumowi
Łotry! Ja nie dam!
Dziecko me! Łotry!
Lamech i inni odtrącają go
rzuca się ponownie
Psy! Pogany!!!
Lamech chwyta go z tyłu za ręce i przytrzymuje — tłum z wrzaskiem przechodzi — wchodzi Ebal.
SCENA V
Judasz, Jakób, Lamech, Ebal.
JUDASZ
do Lamecha
Puść!!
LAMECH
spokojnie
Stój, aniele pozłacany.
JUDASZ
Córka ma! Córka! Ja nie dam
hańbić!
EBAL
wsuwa się. Ryży. Przygarbiony
Przepraszam.
JUDASZ
do niego
Precz! Zabiję!
EBAL
poruzumiewa się oczami z Lamechem, uspokojony, tłomacząc Jakóbowi
Przepraszam. Ja tu po trzy srebrne —
JUDASZ
Precz!
EBAL
Czemu? Ja zawołam straży!
do Jakóba.
Winien —
JAKÓB
Wiem
EBAL
Grozić się tu waży!
podnosząc głos
Niech naprzód odda co jest czyje!
JAKÓB
On odda.
do Lamecha
Puść go.
LAMECH
Nie.
JUDASZ
do Ebala
Weź dom!
I wszystkie sprzęty! I mój srom,
jeżeli ci się przyda na co!
Weź! Za trzy srebrne ci zapłacą!
do Lamecha
Ty precz!
wyrwawszy się
bo czaszkę ci rozbiję!
odtrącając Lamecha
Pachołku podły!
Ebal przestraszony cofa się, Lamech odskakuje.
O me córy!
O syn mój! Hańba!... piekieł dym!
Oczy wyżera — pierś zadusza —
wszystko dym. Kędy są niebiosa?
Kędy jest raj i ten co w nim?
Kędy jest głos mówiący z góry:
do Jakóba
Odpuść nam winy, jako i my?
Kędy kał grzechu zrzuca dusza?
Kędy jest słowo, jako rosa?
Kędy jest wszystko nie jak dymy?
do Ebala
Weź dom! Za srebrne wsadź do trzosa!
do Lamecha, który stoi nie wiedząc co zrobić
Bądź zdrów!
chwyta Jakóba za rękę
Ja idę z nim!
Wybiega, ciągnąc Jakóba.
AKT DRUGI
Przed zachodem słońca pod miasteczkiem. Na lewo niewielka chata podleśna z oknem zamkniętem, za nią zarośla, dalej las. Pośrodku i na prawo plac podmiejski targowy wolny. W głębi za nim las.
SCENA I
Uczniowie w liczbie jedenastu i Judasz. Wszyscy mają płaszcze. Na lewo sceny. Przed nimi mały ogienek z drewek. Jan śpi.
PIOTR
Cudna noc była. Słońce wstanie
niedługo.
MATEUSZ
Nie wiem, czyli budzić Pana?
PIOTR
Nie. Niech śpi. Tak mi miłe jego spanie
jak kwiat woniący.
ANDRZEJ
Mnie się zawdy zdaje
gdy śpi, że wtedy duch Jego powstaje
i w niebo wraca. Uważcie, że z rana,
gdy się obudzi, w oczach Jego błyska
blask, co go ziemia w oczach nie zapala.
MATEUSZ
Jak gwiazda, co się o świcie oddala,
błękitnem światłem świeci w czystej studni.
PIOTR
do jednego z Uczniów, podrzucając mu drewka
Suchutkie drewka... Dorzuć do ogniska...
JUDASZ
do Jakóba
Niedługo się tu zaludni.
JAKÓB
z uśmiechem
Już ci pachnie z targowiska?
JUDASZ
Praca mi się w rękach spala
jakby ogień buchał z ręki!
Zda mi się, że dźwignę górę,
takim silny!
JAKÓB
Bogu dzięki,
żeś odżył tu pośród nas.
JUDASZ
żywo
Niech przeklętym będzie czas!...
na znak ręką Jakóba
Przeinaczę mą naturę,
pośród świętych będę święty!...
JAKÓB
Porówna się ze zwierzęty,
co ryczą z gniewu w pustyni,
kto przeklina.
JUDASZ
Czart to czyni
w człowieku...
zamyśla się.
JAKÓB
Co myślisz?
JUDASZ
At — —
myśl o domu...
Kręci się świat...
JAKÓB
Dom był przekleństwa i sromu.
JUDASZ
Z nienacka nadleci myśl...
JAKÓB
Precz
odegnaj.
JUDASZ
Gdybym mógł miecz
pochwycić i przeciąć węzły
co z dawnym żywotem wiążą...
Tak, jak gdyby nogi grzęzły
i ciało ku ziemi ciążą,
gdy dusza skrzydeł dostała...
JAKÓB
Potrzeba wyjść duszą z ciała,
jak Jan.
JUDASZ
Są takie godziny — —
są inne...
Kupię dziś grochu,
daktyli, czosnku po trochu,
kołaczy...
Są takie godziny...
Wczoraj, wiesz, posłał mię Pan —
spotkałem Helkiasza syny:
chcę mówić, co każe Pan —
urwał się głos...
Chwytam słowo,
zaczynam znowu — na nowo,
aby odpuszczali winy,
aby, niosąc wody dzban,
spragnionego napoili
wprzód, zanim by sami pili —
więzgnie słowo... rwie się wpół...
ginie w ustach...
JAKÓB
Ciążyć dom.
Życie dawne. Czas wyzwoli
i staniesz się jako łom
w Pańskiej ręce, abyś kuł
w opoczystem ludzkich dusz
Pańskiemu posłaniu gwoli.
Jan budzi się, siada na ziemi, gdzie spał.
JUDASZ
I Jan się obudził już.
Pośród nas on jako róża
czerwona, lub żagiew ognia.
I wonie i płonie razem.
JAKÓB
Ducha jego Pan rozognia,
wichry myśli Pan rozchmurza,
zaświat mu staje obrazem...
JAN
ujmującej, zdolnej jednak grozy powierzchowności młodzieniec
Świta...
PIOTR
Dnieje.
JAN
Kędym był...
Czy to wy?... To Galileja
ta ziem?...
JAKÓB
Śniłeś bracie?
JAN
Śnił...
Oto
śniła mi się chmur zawieja,
skłębione morze chmur...
Widziałem: orzeł z głową złotą
przelatał — w poprzecz — chmur...
Jam stał na szczycie — pode mną, w dół,
otchłań — w mgłach ginął mur
skały, co biegła w dół...
Rozwarta przepaść... Jam czuł
martwy wiew z głębi — mrożący kość...
I czułem skrzydeł orła wiew...
Naprzeciw rozdarły się mgły —
blask żółty począł róść —
jawił się lew — —
pół-lew, pół-wąż,
z lica pół-wąż, pół-mąż...
PIOTR
kiwając głową
Janowe sny...
JAN
Rzucił się w przepaść — w mgły —
szponami orła chwycił —
za pierś —
widziałem bój — —
orlą krwią jęzor sycił —
świat grzmiał... Krwi zdrój
lał się w przepaść... W noc...
Trwał bój...
Jam stał
bez ruchu, zda się w kloc
kamienny zmienion...
Orzeł padł...
Wraz z lwem...
Przepaść zagrzmiała...
W posadach drżał
świat...
Pode mną skała
zawisła.
PIOTR
Janowe sny...
JAN
Ocknąłem się... Pan jeszcze śpi?
PIOTR
Tak.
JUDASZ
Słuchałem drżący —
JAN
spojrzawszy nań mimo woli
Z lica pół-mąż, pół-wąż...
ANDRZEJ
Dzień będzie dzisiaj gorący.
PIOTR
do Jana
Sny nawiedzają cię wciąż —
trawią cię.
JAN
Głowa jest moja
jak wieża pośród chmur zwoja...
JUDASZ
do Jakóba
Sen dziwny... Straszny...
z wymusem
Ach! Jak
błogo tu — w lesie... Tam ptak
na drzewie świergoce nam...
Tam synogarlic para
leci — o tam...
przechodząc z wymusu w szczerość
Szczęście tu mieszka,
wśród nas...
Gdy zbieram do mieszka
grosze, za które was żywię:
myślę: o jak to szczęśliwie!
człowiek się o nic nie stara,
żyje pół w raju żywotem
uniesion słowem Pańskiem
i Pańską obecnością:
tonie we świetle złotem,
w świetle niebiańskiem,
gorze światłością —
Zaiste — szczęście jest z nami!...
PIOTR
Oto przekupnie z warzywami,
dzienny gwar...
Od prawej strony na plac nadchodzą przekupnie obojej płci, z koszami w rękach i toczonymi na wózkach. Rozstawiają je. Napływa ludność kupująca. Tymczasem rozedniało zupełnie.
JAKÓB
do Judasza
Pójdź na zakup.
PIOTR
Wszystkiego, co trzeba, nakup,
nie wiem gdzie Pan nas zwróci.
wskazując
Widzę tam pewnej dobroci
dynie.
Judasz bierze koszyki i zbliża się do przekupniów. Uczniowie powstają.
PIOTR
Pan śpi. Jest czas.
Pójdźmy na chwilę w ten las —
pomodlić się.
Odchodzą.
SCENA II
Targ ogólny.
JUDASZ
do najbliższego przekupnia
Dzień dobry!
PRZEKUPIEŃ
Dzień dobry ci.
JUDASZ
Masz świeże jarzyny?
PRZEKUPIEŃ
Pi!
Cóż myślisz, że mi zostały
od wczoraj?!
wskazując towar
Mam ogród cały!
JUDASZ
Wiele za czosnek chcesz?
PRZEKUPIEŃ
Pięć groszy.
JUDASZ
Dwa.
PRZEKUPIEŃ
O wa!
do drugiego
Dwa!
drugi kiwa głową.
JUDASZ
No wiele?
przekupień macha lekceważąco ręką
Trzy?
No?
PRZEKUPIEŃ
Powiedziałem.
JUDASZ
Pięć?! Za to nic?! Za tę wiązę!
Za pięć groszy fig gałązkę!
PRZEKUPIEŃ
To nie kup! Kto ci każe!
JUDASZ
Trzy!
PRZEKUPIEŃ
Nie!
JUDASZ
Cztery, dałem.
PRZEKUPIEŃ
Nie!
DZIEWCZYNA Z LUDU
Idą kuglarze!
O!
Nadchodzi kilku kuglarzy ludowych. Jeden gra na flecie.
INNY Z LUDU
pokazując błazna
Jak śmiesznie podryga ciałem!
JUDASZ
Cztery!
PRZEKUPIEŃ
Nie!
JUDASZ
Niech cię Szatani!
PRZEKUPIEŃ
Niech ciebie!
PRZEKUPKA
Cygani,
jeszcze klnie!
JUDASZ
Ja cyganię?! Ja?!
INNY PRZEKUPIEŃ
śmiejąc się
Kręcisz, jak biczem po wodzie!
Dość na cię spojrzeć!
JUDASZ
gwałtownie
Ty!! A!!
miarkując się
Drzeć się nie chcę dać!
DZIEWCZYNA
Cicho! Cicho! Będą grać!
KTOŚ Z TŁUMU
Sztuki będą pokazywać!
JUDASZ
U tej marchwi śmierdzi nać!
Nie chcę!
PRZEKUPIEŃ
Bodajś w takim smrodzie
całe życie...
SCENA III
Ciż sami. Szalona, trzej młodzieńcy. Szalona młoda, piękna, ubrana strojnie i wykwintnie. Młodzieniec jeden Rzymianin, drugi Assyryjczyk, trzeci Egipcjanin. Bogato i wytwornie ubrani.
PRZEKUPKA
do sąsiadki
Patrz — idzie ta drań — wstyd! rano!
DRUGA
Idzie spać!
SZALONA
Świeże daktyle,
figi — a! jest i muzyka!
Dobrze, będą nam przygrywać!...
PRZEKUPKA
Wieleś miała w nocy?
SZALONA
śmiejąc się
Pięciu!
PRZEKUPKA
Ja myślałam, że dziesięciu!
SZALONA
śmiejąc się
I to się trafiało już —
Potrafię i drugie tyle — —
II PRZEKUPKA
do pierwszej
Nie mów z nią! z tą...
SZALONA
Dajcie róż!
Świeże róże, świeże figi — —
świeże słońce — świeży dzień!
Judasz spostrzega Szaloną — zapomina się
PRZEKUPIEŃ
No! Bierzesz daktyle — nie?
SZALONA
Świeże róże! Świeży dzień!
PRZEKUPIEŃ
Zgłupiał!
ciągnie Judasza za rękaw, ten mimo woli wstrząsa ręką
Będziesz kupował na migi?
Zgłupiał naraz...
JUDASZ
Nie szarp mnie.
PRZEKUPIEŃ
Bierzesz daktyl?
JUDASZ
nieprzytomnie
Wiele?
PRZEKUPIEŃ
Groszy sześć.
Ośm dał — zgłupiał...
do sąsiada
O czosnek się targował,
a przy daktylach darował —
zgłupiał...
SZALONA
Wieńce pleść!
Wiecie co? Będziem sprzedawać!
Więcej kwiatów, lilij, róż!
Kwiatów! Kwiatów! Kwiatów dawać!
Chcę utonąć w kwiatach cała,
jak kuropatwa wśród zbóż,
i świecić ciałem przez kwiaty,
w kwiatach świecić kwiatem ciała
jak gwiazda w morzu spłoniona,
jak dyjament przez szkarłaty,
jak przez kobiet sto tysięcy
błyszczy się Pani Szalona!
Kto chce wieńcy! wieńcy! wieńcy!
I PRZEKUPKA
Od Szatanów opętana —
II PRZEKUPKA
Suka!
III PRZEKUPKA
Gzi się! Jak się gzi!
I PRZEKUPIEŃ
chwytając pieniądz rzucony przez Szaloną
Srebrniaka rzuciła mi —
SZALONA
Hollaho! Hallo! Hollaho!
Dajcie wina na śniadanie!
Daktyli, fig — będziem jeść!
Płynu z pomarańczy w dzbanie!
Kwiatów! Kwiatów! Wiele stanie!
Wiele stanie: kwiatów znieść!
Przez noc całą miłowanie!
Przez dzień cały róże pleść!
II PRZEKUPIEŃ
Suka...
III PRZEKUPIEŃ
Jak się gzi —
SZALONA
Hej tam!
Grać! A żywo!
dookoła rzucając kwiaty
Róże dam!
śmiejąc się do Rzymianina
Tym za darmo — a ty płać!...
I PRZEKUPKA
Ja jej pójdę w gębę dać!
Gorszy!
II PRZEKUPKA
Płaci jak królowa.
III PRZEKUPKA
Lekko zarabia i chowa...
I PRZEKUPKA
Zgnije kiedyś...
SZALONA
do jakiegoś przechodnia
A ty chcesz?
Ah! Przeraził się, jak zwierz!
Hahahaha! Zląkł się!... Cóż?
Mnie przeląkłeś się, czy róż?
Każdy bierze —
rzuca kwiaty, wszyscy chwytają
a ty co?!...
Ach! Popląsać chęć mnie bierze!
PRZEKUPKI
Siedm szatanów! Siedm szatanów!
SZALONA
Chce mi się szaleństwa, tanów!
okręca się
Lalaho!
Lalaho! Lalaho! Z drogi!!
Assyryi i Syryi bogi!
Mithry, Isthary, Baale,
Izydy, Jowisze — z drogi!
Promienna, Bezcenna w szale!
Depce człowieka i bogi!
Krasa, kwiatami owiana!
Światło, kochanka Szatana!!...
Lalaho! Lalaho!!
chwyta przekupnia, okręca nim, rzuca
Precz!
chwyta innego
Precz!
wiruje sama sypiąc kwiaty z rozwianemi złotemi włosami. Spostrzega Judasza, który stoi osłupiały, zatrzymuje się.
A!!
do młodzieńców
Wilk, człowiek wąż, sowa, lew,
czy wszystko w człowieku wraz?!
Ktoś jest?
Judasz milczy
Ktoś jest? Mów!
do otoczenia
Niemowa?
I PRZEKUPIEŃ
Dobrze się o czosnek kłócił.
SZALONA
Jak cię zwą? Gdzie taki siew
wzrósł? Chyba nie pośród nas
w Galilei? Piekłoś rzucił,
czyli dążysz tam, jak sowa
widny i milczący człeku?
JUDASZ
drżąc od wrażenia
Jestem z Keriothu, dzień
drogi od Hebron miasta...
SZALONA
Mów! Zali jest ziemi niewiasta
co na mnie rzuci swój cień?
Zali w Keriocie lub Hebronie
widziałeś taką biel łona
i zaliś widział na łonie,
że lilia z zazdrości kona?
Zaliś nad temi miastami
widział błękity w purpurze,
gdy oczy wzniosę ku górze
i niebo przyćmię oczami,
aby ze wstydu gorzało?
Zali widziałeś tam ciało
pełne tak cudnych tajemnic,
że groby Assyryi ciemnic
szepcą do siebie nieśmiało,
że one większych nie mają?
Zali widziałeś gdzie włosy
gęste, jak piaski pustynne,
wśród których na każdym włosie
jednego człowieka losy
jak łzy na rzęsach zwisają?
I usta takie niewinne
jak jad wężowy na rosie?
Widziałeś? Mów!
JUDASZ
Nie!
SZALONA
I cóż na mnie patrzysz tak?
Czym ja żmija, a tyś ptak?
do młodzieńców
Patrzcie, co za dziwny stwór!
To potwór! To z piekieł czart!
Mów człowieku! coś ty wart?
Czemeś?
JUDASZ
Jestem...
SZALONA
Jesteś kto?
Satyr? Zali przybył z gór
i gajów laurowych Idy
z fletem lasów greckich bóg,
koźlej brody, koźlich nóg
wiodąc dziką rzeszę swą?
uderza go dłonią w pierś
I tyś Satyr? Haha! Hola!
Dzika chwyta mnie swawola —
na Astarte! pierś Izydy!
biodro Wenus! Devów sto!
Gdyś ty Satyr, łowca ciał:
jam Nimfa! Bachantek szał!
Goń mnie! Ha!
chwyta Judasza za rękę jak szalona i ciągnie za sobą w las.
Na Afrodytę!
Goń, aż pot się będzie lał!
Jam Nimfa! Ha!...
wybiega w las, ciągnąc za sobą Judasza.
Zasłona spada.
Zasłona się podnosi.
SCENA IV
Plac pusty. Uczniowie oprócz Judasza.
PIOTR
Już południe.
Gdzie Judasz? Ot jego kosz.
Kupił za niemały grosz.
do Andrzeja
Bracie — czy gadałeś z Panem,
przyszedłszy wprzód?
ANDRZEJ
Są zakryte
myśli Pańskie. Nie rzekł nic,
choć mnie ujrzał; zszedł pod studnię,
obmył milcząc twarz i szyję
i ogarnął włosy z lic,
poczem powrócił do chaty
milczący.
PIOTR
Nie zgadną czyje
myśli, co ducha przenika
Bożego Syna.
JAN
Skrzydlaty
duch leci, jak gołębica
nad polami, z oczu znika
jak gołąb w obłoku.
PIOTR
Trudno
pojąć, co z Judą?... Bezludno
wszędy, targ dawno skończony —
JAN
Duch leci jak błyskawica
nad morzami... jako woda
w fałach rzeki.
Judasz ukazuje się z lasu.
Judasz idzie!
Gdzieś był bracie?... Jak strudzony!...
Spotkałać jaka przygoda?
JUDASZ
do siebie
O klątwa!... Hańbo!... O wstydzie!...
PIOTR
Kędyś bywał?
JUDASZ
Z tamtej strony
szukałem...
PIOTR
My zamodleni
szli, aż w lesie na polanie,
gdyśmy siedli, gorejące
uśpiło nas wszystkich słońce.
Pierwszy Andrzej wstał.
JUDASZ
Jam szukał,
zabiegłem het — głośnom hukał
po lesie —
JAKÓB
uchylając drzwi chaty
Posiądźmy w sieni.
Słońce prażyć nie przestanie.
Uczniowie wchodzą do sieni.
SCENA V
Judasz, Nieznany.
JUDASZ
O klątwa!... O hańbo!... O wstydzie!...
Nieznany pojawia się nagle. Wysoki, owity w płaszcz czarny tkany w złote gwiazdy. Twarz mroczna. Na głowie wieniec czarnych róż.
NIEZNANY
Zali tak?
Staje się nagle ciemno.
JUDASZ
przerażony
Ktoś jest?!
NIEZNANY
Przechodzień.
JUDASZ
Nie zbliżaj się!
NIEZNANY
Czemu?
JUDASZ
Zbrodzień!
NIEZNANY
A ty?
JUDASZ
Ty wiesz?!...
NIEZNANY
Co?
JUDASZ
Nic...
NIEZNANY
Czemu?
pytasz zatem?
JUDASZ
Widziałeś?
NIEZNANY
Co?
JUDASZ
Tak: co?...
NIEZNANY
Grzech?
JUDASZ
Grzech?
NIEZNANY
Ktoś ty?
JUDASZ
Jam Judasz, z Keriothu...
NIEZNANY
Poseł
Mistrza...
JUDASZ
Ty wiesz?...
NIEZNANY
Wrogi złemu —
JUDASZ
chce krzyczeć, lecz głos nie wychodzi mu z ust
Ktoś jest?! Ktoś ty?! Ktoś ty!? Kto?!...
Ktoś jest?!
NIEZNANY
Krzyk nie zwabi cichy...
Płyniesz — ale łódź bez wioseł...
JUDASZ
Ha!...
chce uciekać ku chacie, lecz kroku zrobić nie może
Jezu!...
NIEZNANY
Jeszcze się nie spełniło...
JUDASZ
zmiażdżony w duszy przemocą Nieznanego
Co?...
NIEZNANY
Co się spełni...
JUDASZ
błagalnie
Jam lichy,
nędzny robak — puść mię —
NIEZNANY
Nie!...
Rozjaśnia się.
JUDASZ
woła głośno
Klątwa na mnie!!
Obcy znika.
SCENA VI
Judasz, Uczniowie wychodzą z chaty.
PIOTR
Co się stało?
JUDASZ
To wy?!...
opanowując się
Wilk!
PIOTR
zdumiony
Wilk? Tu?
JUDASZ
Przelatał...
JAN
Lecz wołałeś: „klątwa na mię”?
JUDASZ
patrząc na Jana złowrogo
Kląłem nań, na wilka...
JAN
do Jakóba.
Kłamie.
PIOTR
Tu? Wilk? A to chodzi śmiało!
W pobliż ludzi — w biały dzień!...
ANDRZEJ
Spłatał
gdzie może sztuczkę jakową
i tu zbiegł ścigany psami —
JAN
do Jakóba
Słyszałem wyraźnie słowo —
tu nie był zwierz —
JAKÓB
do Jana
Więc kto?
ANDRZEJ
do Judasza
Mami
czasem w oczach upał zbytni —
JUDASZ
chwyta kosz, siląc się na humor
Hej! Tu czosnek! Tu chleb żytni!
Zielonego grochu strąki —
figi — kołacz z słodkiej mąki —
częstuje, siląc się panować nad sobą.
ANDRZEJ
Panu się przerwać nie godzi?
JAN
Kto ducha kradnie, jest złodziej
gorszy, niż kto skarb ukradnie,
bo skarb przywrócić jest snadnie,
lecz duch skradziony nie wraca.
JUDASZ
Mówisz?
JAN
Mówię: próżna praca,
kto jest rozrzutnikiem ducha.
JUDASZ
Odrasta i trawa sucha.
JAN
Lecz nie wzrośnie wypalona.
JUDASZ
Gdyby była z nowa siana —
JAN
Z nowa byłaby wyrwana,
jeśli miejsce jest przeklęte.
JUDASZ
Święty czyni miejsce święte.
JAN
Święty przeklina, co czarta.
JUDASZ
Dusza w pokucie uparta.
JAN
Dusza grzesząca zgubiona.
PIOTR
Nie jest grzech bez przebaczenia.
JAN
Demona jest, co Demona!
PIOTR
Z ręki Boskiej piekło wstało.
JUDASZ
I grzech wstał z Boskiego tchnienia,
gdy wszystko z Boga powstało.
JAN
Piekło powstało z Szatana!
JUDASZ
Lecz Szatana stworzył Bóg!
JAN
w uniesieniu
By go w otchłań strącić mógł!
Aby walka była Złego
z Dobrem i Dobra zwycięztwo!
Aby była moc i męstwo!
Aby był bój i Hosanna!
Aby był tryumf i chwała!
By ziemia w posadach drżała
i po piorunowej nocy
by wstała zorza poranna!
JUDASZ
z udaną i zarazem prawdziwą złą pokorą
Mówisz, jak mówią prorocy —
JAN
mierząc go wzrokiem
Mówisz, jak mówią wątpiący!
JAKÓB
do Jana
Bracie!
JUDASZ
oburzony
Jam w wierze gorący
jak wy! Wierzę w Boga! Więcej
nie wierzył nikt!!
PIOTR
surowo do Jana i Judasza
Dość.
JAKÓB
Młodzieńcy
jakowiś...
SCENA VII
Ciż sami. Trzech młodzieńców z otoczenia Szalonej. — Judasz zakrywa twarz.
MŁODZIENIEC I
Powiedzcie, proszę,
nie widzieliście kobiety?
PIOTR
Jakiej?
MŁODZIENIEC II
Szalonej.
MŁODZIENIEC I
Uciekła
w las —
PIOTR
Szalona?
MŁODZIENIEC III
Diable łoszę!
MŁODZIENIEC I
I człeka z sobą powlekła.
Judasz kryje twarz jeszcze lepiej.
PIOTR
Młoda?
SCENA VIII
Ciż sami. Szalona wychodzi z lasu. Judasz spostrzegłszy ją powstaje szybko i cofa się za ścianę chaty.
SZALONA
do młodzieńców
Haha! Szukacie?
Otom jest! W godowej szacie!
Nimfa z satyrem po ślubie!
Otom jest! Skrzydła cherubie
obimały pierś włochatą —
szalony, szalony sen — —
Mithrze dwa pawie dam za to
białe i hen, z morskich den,
dwa sznury pereł bezcenne —
JAN
powstając
Pójdź precz, nierządna! W Gehennę!!
SZALONA
zdumiona
Ten kto?
Jak patrzy — źrenice
u niego: to błyskawice —
gorzą — jak oczy orła — ha!
myślisz, że ci się zlęknę?!
Ty orła masz oczy — jak piękne!!
Patrz w twarz!! Czy oko me drga?!
Czy drży przed tobą?! Potęgi!
Oto się mierzy świat z światem!
Grom z tęczą!
Tniesz mieczem twych źrenic? Ja kwiatem!
Tniesz czołem? Ja łonem! Na wstęgi
twych spojrzeń płomienie palące
ja rzucam mych blasków tysiące —
pochłonę!!...
postępuje naprzód
Czy słyszysz, jak dźwięczą
spojrzenia ócz naszych krzyż w krzyż?!
Ustąpisz!!... Krok ku mnie się zbliż!
Ustąpisz!!...
Na pomoc, Szatanie!
Ja muszę pokonać! Szatanie!
Szatanie! Szatanie! Szatanie!
Uczniowie cofają się przerażeni. Młodzieńcy stoją bezradni. Jan ze skrzyżowanemi rękoma na piersiach patrzy płomieniami w oczy Szalonej. Uchyla się okno chaty i wysuwa się z niej biała ręka, skierowana ku Szalonej.
SZALONA
ujrzawszy rękę cofa się i pada w tył z krzykiem.
A!!...
Zasłona spada.
AKT TRZECI
Ogród cienisty. W głębi dom namalowany na zasłonie, która się może podnieść. Kwiaty, drzewa. Pod grubym pniem ławka. Pora pod zachód słońca.
SCENA I
Nun i Hul siedzą na trawie jedząc bób.
NUN
starszy, lepiej odziany
Jakoś nie widać tych gościów, co u nasz mają być dzisiaj.
HUL
młodszy, parobek ze wsi, mówi po chłopsku
A któs to ma być?
NUN
A cóż cię to nasza pani nie objaśniła, kiedy cię pożyczała od pana Jorobaama na dzisiaj?
HUL
Nie.
NUN
He! Żebyś ty wiedział!... W czałej okolicy tylko u nasz takie goście bywają! Aż oczy bolą!
HUL
A któs to taki?
NUN
Pan Syn Boży i uczniowie jego.
HUL
rozdziawia gębę nie rozumiejąc
Eee...
NUN
Ma się wiedzieć!
HUL
gapiowato
Jakże on wyglądo? Wielgi?
NUN
Głupiś. Nie twoja głowa w tem. Nasze państwo ma wyszokie sztosonki. Panna mieszkała długie czaszy w Jerozolimie. Tam dopiero! Bywali tam panowie rzymscy, greccy, perszcy, aszyryjszcy, szyryjszcy, egipszcy — aż oczy bolały! To ci nieraz powiem brachu, moja pani, niby nasza pani, nieraz mnie tam poszyłała z lisztem — bo niby się turbowała bardzo o naszą pannę, ale to już przeszło — bo nasza panna — wiesz, niby tego ten, oho! — aż oczy bolały! To byli bogaci panowie! A nasza panna to ci z nimi po perszku, szyryjsku, po rzymsku — to ci tak trzepała, jak ja tu do ciebie mówię! Hoho! Nie w kij dmuchał! Edukaczja! Ale to się wszystko zmieniło. Panna teraz jak święta. O czemże to ja chciałem mówić? Ehe! Pytałeś mi się, czy Pan Syn Boży wielki? A ja ci powiedziałem, żeś głupi. Słuśniem ci powiedział.
HUL
Moze, ale bez co?
NUN
„Bez co?” „Bez co?” Mówi się: cemu? „Bez to”, żeś się pytał. Pan Syn Boży taki jest, jak ty i ja. Ani więksy, ani mniejszy. Ino, że patrzeć nań — aż oczy bolą!
HUL
Bbe — — cemu?
NUN
Uwidzisz.
zamyśla się
Hm... Żeby to do nasz szam pan prekurator Pilatusz Poncziusz — albo szam pan arczykapłan Kaifas przyszedł — ciekawość, ktoby na pierwszem miejszczu siedział? Czy Pan Syn Boży, czy pan prekurator Pilatusz na ten przykład, albo na ten przykład pan arczykapłan, czy Pan Syn Boży?
HUL
Tak się pise: Syn Bozy?
NUN
Głupiś. Tak Go nazywa moje pańsztwo. Ale — hm — kto by na pierwszem miejszczu siedział? Zawsze to, choć osoba niezwyczajna, ale co prekurator, to prekurator, a jeszcze rzymski! Albo i arczykapłan... Musieliby się państwo dobrze namyśleć... A ty co myślis?
HUL
Co myślę? Niby względem tego, kto by na pierwsem miejscu za stołem siedział? Ja myślę, ze ten, co by se na niem pierwsy siad.
NUN
Głupiś. Ale kogo by posadzić trzeba? W tem rzecz.
HUL
W tem rzec? Niby Pana Syna Bożego, cy pana prekuratora, abo pana arcykapłana? He, cłeku, Pan Bóg daleko, a prekurator i arcykapłan blisko.
NUN
Mądrześ powiedział, dobrześ powiedział, słuśnieś wykalkulował. Pan Syn Boży jak Syn Boży, a co urząd to urząd i o honór stoi. Lada Rzymianin, abo i nasz Saduceus, jak się mu nie ustąpisz, to cię w pysk dziabnie, aż oczy bolą... Co urząd to urząd...
Słychać głos kobiecy wołający: Nun! Hul!
NUN
Żara! Żara!
do Hula
Chybaj! Aleśmy się też nagadali, aż oczy bolały...
Wychodzą.
SCENA II
Judasz wchodzi powoli z lewej strony i siada na ławce, schylając głowę w zamyśleniu. W chwilę za nim pojawia się z tej samej strony Nieznany i staje obok Judasza z założonemi na piersiach rękami. Judasz spostrzegłszy go przeraża się.
JUDASZ
Jesteś znów!?
NIEZNANY
Widzisz.
JUDASZ
Jak tu wszedłeś?
NIEZNANY
Bramą.
JUDASZ
Zawarta.
NIEZNANY
Nie — otwarta owszem oścież.
JUDASZ
oglądając się, rwąc myśl
Zawarta! Widzę!...
NIEZNANY
Uczta będzie. Proścież.
JUDASZ
Kogo?
NIEZNANY
Kto prawo ma to samo
wejść, co ty.
JUDASZ
Prawo to samo?
Któż ma je?
NIEZNANY
Cień twój...
JUDASZ
głowa zwisa mu bezradnie
Cień mój... Iście...
Co cię tu wiodło?
NIEZNANY
Smród.
JUDASZ
opanowując się siłą
He — he! Straszysz...
wzdryga się strachem.
NIEZNANY
Liście.
JUDASZ
Tak... liście...
znów siłą się opanowując
He — he... straszysz...
NIEZNANY
„Gdziekolwiek było
ciało, tam się i orłowie zgromadzą”...
JUDASZ
posuwa się buntowniczo
Nie jesteś władzą!
Nie jesteś siłą!...
z rozpaczą
Ty jesteś niczem!...
NIEZNANY
Wszystkiem.
JUDASZ
Nie dla mnie!
NIEZNANY
Właśnie dla ciebie.
JUDASZ
broniąc się z rozpaczą
Nie jestem twoim! Nie jestem listkiem!
Nie jesteś wichrem! Z drzewa nie urwiesz mnie!
NIEZNANY
Zawieszę ciebie mocno — na kształt wiech —
JUDASZ
kuląc się
Gdzie?...
NIEZNANY
By cień twój był na niebie.
JUDASZ
Na niebie? Mój cień?
NIEZNANY
Wszerz!
Ściemnia się.
JUDASZ
Jak tęcza?...
NIEZNANY
Jako cień.
JUDASZ
Ty wiesz?...
NIEZNANY
Ty wiesz.
JUDASZ
z rozpaczą słaniając się ku ziemi
Nie!!
NIEZNANY
Popełnisz!
JUDASZ
buntowniczo
Nie!!
NIEZNANY
Popełnisz —
JUDASZ
błagalnie
Nie!!
NIEZNANY
Popełnisz grzech!...
znika.
Rozjaśnia się. Judasz zatacza się bez sił z zamkniętemi pod grozą oczyma.
SCENA III
Judasz. Nawrócona.
NAWRÓCONA
w białej sukni, błękitnym płaszczu. Wchodząc od prawej strony spostrzega Judasza.
Co to?
JUDASZ
otwiera oczy i upada na kolana przed Nawróconą
A!!
NAWRÓCONA
Co czynisz?!
JUDASZ
Święta!
NAWRÓCONA
Świętym jest Pan. Przecz padłeś na kolana?
Słyszałam głos...
JUDASZ
z rozpaczną rezygnacją szepce
Szatana...
NAWRÓCONA
z ufną pogodą
Już nie ma wstępu...
JUDASZ
podnosząc się
Posłuchaj mnie.
ujmuje Nawróconą za rękę, siada i lekko przymusza ją do usiąścia obok.
Pamiętasz?...
NAWRÓCONA
Moment, gdym ocknęła się
z martwych?
JUDASZ
Nie. Serce pamięta —
NAWRÓCONA
Serce pamięta wzrok
co na mnie padł jak ton
Dawida harfy w żal ducha...
JUDASZ
On!...
NAWRÓCONA
z miłością nieziemską uwielbiającą
On — winnicy sok,
który napełnia kielich próżny.
JUDASZ
On!...
nieśmiało
Ty — nie dasz i jałmużny?
NAWRÓCONA
Ubogie miłować każe —
JUDASZ
On?
NAWRÓCONA
On.
JUDASZ
A kto ma uszy,
niech słyszy —
NAWRÓCONA
Mów
JUDASZ
O miłowaniu.
NAWRÓCONA
Pana naszego.
JUDASZ
do siebie
O piekło!
NAWRÓCONA
Mów.
JUDASZ
O darze —
NAWRÓCONA
Słowo jak balsam wciekło
w głąb duszy —
w trwaniu...
JUDASZ
szukając sposobu
Cierpiałem srodze...
NAWRÓCONA
Pocieszy.
JUDASZ
Życie się wlekło
jak gad.
NAWRÓCONA
z nieograniczoną ufnością
Ulęże przy nodze.
JUDASZ
Nieszczęsny byłem —
NAWRÓCONA
z nieograniczoną wiarą
Ukoi.
JUDASZ
szukając innego sposobu
Jam grzech...
NAWRÓCONA
W Nim przebaczenie.
JUDASZ
szukając innego sposobu
Żona zdradzała mnie... Dzieci złe...
Dom lichwiarz wziął... Wróg stoi
wokół...
NAWRÓCONA
W Nim przecie
żona i dzieci i dom i przyjaźń.
JUDASZ
szukając innego sposobu
Posłuchaj mnie...
zastanawia się, wreszcie
Patrz na mą twarz:
jam wstręt — jam — — obrzydzenie — —
NAWRÓCONA
Przed duchem niebo masz...
JUDASZ
szybko, namiętnie
Cierpiałem... Nienawiść ojca,
ból matki, braci wstyd,
pospólstwa żart —
kryłem się, jak zabójca — pytałem sam: com wart?
echo mówiło: ciemności...
NAWRÓCONA
W ciemnościach Światło gości...
JUDASZ
I żyłem tak — i jeden dzień
nie był radosny — jeden świt —
ot:
robak deptany, śmieć za płot
rzucony — pleń,
który się czołga, a ptaki żrą —
i żyłem tak, dławiony krwią...
bom prawo miał!
I żyłem tak — —
a wszak
byłem człowiekiem, prawom miał
jak drudzy żyć!
Pośród róż!
Szczęście znać!
Szczęście ciał!
Szczęście dusz!
Prawom miał
jak drudzy żyć!
Jeść i pić
z szczęścia mis —
rozkosz pić,
kochanym być,
jak drudzy!... Prawom też miał!
I dzień mój zwisł
i spadł — —
uwiądł kwiat,
życia kwiat — —
gwałtownie
bom był od urodzenia przeklęty!...
przeklęty!... przeklęty!...
Bo przeklął Bóg!...
Nawrócona chce mówić. Judasz nie dopuszcza jej do słowa, usuwa się do jej kolan i mówi szybko chwytając oddech
I przyszedł dzień — i przyszedł czas:
jam szczęśliw był... jam szczęście czuł...
wśród cichych głusz... wśród błędnych dróg,
wśród ciemnych drzew, wśród wonnych ziół,
jam szczęśliw był... i wyrósł las
co szczęście krył...
I nadszedł czas
i był ten czas,
żem szczęśliw był...
powstaje, z potęgą
I muszę być!!
NAWRÓCONA
spokojnie
W Nim żyć.
JUDASZ
po chwili
Nie — nie w Nim — nie — nie w Nim —
z rosnącą namiętnością
Słowa — dym!
chwyta Nawróconą za rękę, jak nieprzytomny
Jam krew — krwi chcę!
Wiem, w kim mi żyć — nie w Nim —
słowa — dym!
Pędzą dnie,
nie wrócą — pójdź!
NAWRÓCONA
odtrącając go
Precz!
JUDASZ
Nie!
Jam krew — krwi chcę!
Pójdź!!
NAWRÓCONA
Precz!
JUDASZ
Nie!
Jam silny!... Przecz
odtrącasz? W rękuś drżała!...
Las widział nas — —
Pójdź!!
NAWRÓCONA
obejmując ramieniem drzewo
Precz! Tyś jest zakała,
trąd —
JUDASZ
szarpiąc ją ochrypły z żądzy
Pójdź!...
NAWRÓCONA
Opętańcze!
Precz!!
JUDASZ
nieprzytomny z uniesienia
Sen w piersi niańczę — —
cienisty las — —
piorunująco
Co ty?! nieszczędna za dukata!
Ty jesteś szmata!!
chce ją unieść w rękach, Nawrócona wydaje krzyk. Judasz pada po raz trzeci na kolana z widoczną nową błyskawicą myśli w głowie.
Przebacz mi!...
po chwili, gdy Nawrócona dyszy nie mogąc przyjść do siebie.
Ja wydam...
NAWRÓCONA
przerażona
Coś rzekł?!
JUDASZ
Wydam Go...
Nawrócona chce się zerwać, biec, Judasz przytrzymuje ją, powstając.
W twojem jest ręku Jego los.
Nawrócona jakoby zobaczyła otwartą przepaść u stóp.
Pójdź...
Widzisz cios
nad Jego sercem?...
Widzisz kły
Saduceuszów?...
Pazurów sto.
w Jego pierś — Faryzeusze!... Patrz!...
Pójdź...
Bacz:
w twem ręku On...
do siebie
Piekielny jad...
głośno
Twa siostra, brat —
uczniowie, Matka Jego... lud...
do siebie
Stanie się cud...
głośno
I cały świat — —
On — pasterz trzód —
do siebie
Omdlewa kwiat...
głośno
W twem ręku Jego los —
wydam —
Patrz: rany —
cały we krwi skąpany,
ciało odpada od kości,
język schnie, kona głos,
a każdy, każdy włos
śliną oplwany,
błotem zbryzgany
krwawem —
po kamieniach
wloką Go głową — skronią bije —
słyszysz?! On wyje —
wyje w cierpieniach —
kona —
przez ciebie — —
wydam...
Jeden dzień! Dziś!...
Inaczej: kto sprawcą? Tyś!!
NAWRÓCONA
w najwyższem przejęciu błagalnie
O słuchaj!... Tyś z Nim chodził razem,
w Jego owczarni jako pies —
drzwi Mu maiłeś wonnym ślazem
i miętą w chacie, kędy spał —
ty okna Mu stroiłeś w bez
i wiśni kwiat — tyś karmił Go —
tyś kochał Go — o Niego dbał —
ty byś Go wrogom wydać miał?
Ty — — wydać Go?!...
JUDASZ
Ja okna Mu stroiłem ślazem
i miętą w chacie, kędy spał — —
ja z Nim chodziłem, jak pies, razem,
karmiłem Go, o Niegom dbał — —
z ponurą odwagą
jeśli On czaszka: jam jest głazem!
jeśli On głazem; jam jest grom!
Albo ty ze mną pójdziesz razem,
lub runie dom!
NAWRÓCONA
błagalnie
O wysłuchaj!...
JUDASZ
Pójdź! W twem ręku Jego los —
namiętnie
za ten twój włos —
za ten twój kark —
za białość bark —
za łona srom —
NAWRÓCONA
z rozpaczą
Zabij mnie!...
rzuca mu się do nóg
Ja u nóg twych — —
włosami — patrz —
Nie wydaj Go!!
JUDASZ
Daremny płacz — — W twojem jest ręku Jego los...
NAWRÓCONA
z rozpaczą
Ha! Na stos
ofiarny — w płomień... w serce nóż...
Oto kara
za złota trzos,
za fale róż,
za wina żar — oto kara
za żądzy war,
rozkoszy głębokie fale —
oto się palę
jak suchy szczep w rozpaczy,
w bezdennej męce —
oto ofiara — jeśli poświęcę — —
On i ja —
grzech — i On —
o piekło!... piekło!... zgon!...
JUDASZ
Wola twa — —
pójdź — — przebaczy — —
NAWRÓCONA
nagle zrywając się z ziemi
Ja wiem, czego On chce!
Nie!! Nie!!
do Judasza
Słaby! Ty będziesz u Jego stóp
jak wiór!... Tyś grób!
Życie — On!!
wybiega na prawo.
JUDASZ
z podniesionemi rękami
Ha!!... O rozpaczy!!...
SCENA IV
Judasz i Jakób.
Jakób Zebedeuszów wchodzi od lewej strony.
JAKÓB
Szukamy cię,
wieczerzać zasiadł Pan —
co ci jest?
JUDASZ
Nic! krew do głowy —
JAKÓB
Weź zimnej wody dzban,
wypij —
wychodzą na prawo.
Zasłona podnosi się.
W głębi na podwyższeniu, wewnątrz domu widać ucztę. Za stołem siedzi Pan, Uczniowie, Judasz i inni, mężczyźni i kobiety. Od prawej strony wchodzi Nawrócona z alabastrowem naczyniem z wonnym olejkiem, uklęka u stóp Pana, namaszcza mu stopy i wyciera je włosami, poczem powstaje i rzuca naczynie opodal od siebie, tak, że pryska z dźwiękiem.
Zasłona spada.
Mrok.
SCENA V
JUDASZ
O rozpaczy! rozpaczy! rozpaczy!
NIEZNANY
Przyzywasz mnie?
JUDASZ
Ha! To ty! Płód kainowy!
Prowadź mnie!
NIEZNANY
Dokąd?
JUDASZ
Tam!!...
O! O! O!...
O ja nieszczęsny! Ja przeklęty!
O miłujący tak!... O wzięty
na tortur krzyż!... Kamionowany!...
O miłujący!... O oplwany!...
O serce!... Serce!... Żywot mój!...
O boleść bez dna!...
Jego krew...
Stój!!
Co czynisz?!...
Jeden dzień!...
Jeden raz... Szczęścia siew — jedno ziarno — ziarenko małe — —
Niech piekło schłonie
mnie i ich!...
Jedno ziarenko na życie całe...
Wstąpić w sień — —
tam — o — na tronie
Szatan —
książę złych — — —
Ha! Niebo wszerz
przerznie mój cień
jak tęcza!...
Nas dwu — On — ja!!
Skujemy świat — —
obręczą — —
On słońcem — jam tęcza —
pioruny dźwięczą
i tysiąc lat
w jednem westchnieniu przedźwięcza...
Jam — wieczność...
NIEZNANY
Nie lękasz się mnie?
JUDASZ
Nie!
Jam wieczność...
A ona — Ewa — —
dwa drzewa —
tu i tam —
w Raju i tu...
Jakóbie! wiodłeś mnie w Raj —
wewiodłeś w Raj...
w kraj snu...
Po dwakroć gubi Ewa...
dotyka pnia nad ławką ręką
dwa drzewa...
tu i tam...
Adam i On... wąż — i jam...
Jam wąż... ninie...
On zginie...
do Nieznanego
Pójdź...
Wyciąga ku Nieznanemu dłoń, ujmuje go za rękę, wychodzą.
Zasłona spada.
AKT CZWARTY
Rano. Dom Judasza od innej strony. Duże drzewa. Od prawej strony mały pagórek. Omszone głazy półkręgiem po lewej stronie sceny.
Judasz siedzi na głazie po środku sceny z głową zwisłą ku ziemi.
GŁOS Z GÓRY
Judaszu! Judaszu!...
JUDASZ
Jak gromem ugodzony
To On!...
GŁOS Z GÓRY
Judaszu! Judaszu!
JUDASZ
przychyla się, zakrywając głowę płaszczem.
To On... Szuka mnie... Ha!...
Woła...
po chwili
Cyt — cicho...
Ucichło...
A — —
ucichło...
Cisza...
Wieki brzmią!
ten głos...
Wołał mnie...
Jak ciche drzewa...
Złudzenie!
Nie wołał nikt...
uśmiecha się boleśnie
Jam miał
przywidzenie...
Cicho... Trawa śpi — —
zielona trawa — — wonieje — — —
O, co za straszne dni...
Co za dzieje...
Trawa — — zielona — — czysta — —
cicha tak...
Glista
sunie się — o — —
Mrówka się spieszy —
niesie coś — — co?...
Z pieleszy
wyłazi pająk ziemny — co za brzuch
pękaty... Wszędy ruch,
życie...
Tak — trawa cicha — —
cicho wokół — nie wzdycha
nikt — — nie jęczy — — nie łka — —
w najwyższem przerażeniu
A!!
Ta trawa cała krzyczy:
drżąc
Judaszu!... Judaszu!...
po chwili głucho
Stało się...
Któż sobie życzy
być żywcem chowany w grobie?
Są
którzy chcą —
chcieli — — —
W tej dobie
opiera się o pień
oparty o drzewa pień
jest — — człowiek — — —
zakrywa gwałtownie twarz
A!! Dzień Rady!!...
Ów dzień! Ów dzień! Ów dzień!...
Dzień Rady...
Bezradnie obwisa cały ze zwieszonemi rękoma w dół.
Dzień rady...
po chwili
Gdyby wrócił — — —
Znów — —
ze strasznem westchnieniem
O!
Gdyby wrócił...
po chwili zimno
Szatan chciał,
lub On... Włada...
po chwili z rozpaczą
Kto gnał
w tę sieć? Jam człowiek...
po chwili
Czemże jest człowiek
przeciw Boga? i przeciw Czarta? Nic...
dotyka końcem stopy
Oto ten nędzny rydz
rosnący tu
pod krzem: roztoczy skrzydeł dwoje
i wzleci w strop, jak sokół niedosiężny,
gdy zechce On — lub Szatan... Któż jest mężny
przeciw nim?...
drży
Ach!... Przecz się boję?
Jest las — — i nic...
wielkim głosem, zimno
Jam chciał — mą wolą się stało,
chciałem zabić — i jest zabitem Ciało...
po chwili
Te ulice... w Jeruzalem... tam...
idę — — sam — —
sam jeden — — z żelazem w duszy — —
ni jeden się nie ruszy
pod nogą głaz chodnika, ani zadrgnie
kamienny schód — —
idę, a nikt nie pragnie
zatrzymać — — Rady Dom — — wszedłem,
by wydać Go... Paść musiał...
po chwili
Wszedłem:
przed Radę wiodą — — — przecz
nie wstrzymał nikt? Wstecz
nie pchnął?... Tak być musiało — —
chciałem zabić — — i jest zabitem Ciało...
po chwili
O co za natłok krwi — — w głowie — — szum — —
czy chwyta sen gorączki?... Jakiś tłum — —
zjawa — — czy mór — — — orszak głów — —
widzę — — —
Ściemnia się.
WIDZENIE
Wchodzi Annasz, Kaifasz, dziesięciu z Rady i urzędnik arcykapłanów. Zasiadają półkolem na głazach, arcykapłani w środku. Urzędnik staje obok Kaifasza z pergaminem w ręku. Judasz powstaje w hallucynacji, czyni kilka kroków i staje przed arcykapłanami. Cała ta scena trzymana być ma matowo.
Rozjaśnia się, lecz niezupełnie.
KAIFASZ
Ktoś jest?
JUDASZ
Judaszem mnie zwą
z Keriothu, dzień od Hebronu —
KAIFASZ
Czego chcesz?
JUDASZ
Zdrady.
KAIFASZ
Jego?
JUDASZ
Zgonu.
KAIFASZ
Mów!
JUDASZ
Przychodzę k'wam,
aby się stały ostateczne rzeczy...
Ja znam — —
Syn Człowieczy,
który jest Synem Bożym, będzie
wydan.
Jam jest narzędzie.
Jam uczeń Jego.
KAIFASZ
Jezusa z Nazarethu?
JUDASZ
Tak.
KAIFASZ
Ktoś jest, jak rak
wyciągający szczypce? A zuchwale.
Przed Radą jesteś!
JUDASZ
Większa jest zbrodnia ma, niż wy.
KAIFASZ
Wiesz: kto my?
W jakiej chwale?
Pokłon nam!
JUDASZ
Wam?
Ja Boga mam
w rękach...
rozstawia palce
tu — — —
Cóż wy?
Jam jest, który wali zrąb
co stawił Bóg — —
ćmy
spadające na trup!...
Wy — popiół będzie z was,
choćbyście trwali świat — —
robactwa kłąb —
Syn Boga jest mój łup.
Przychodzę zabić ciało...
Czas
przyszedł...
Lat
tysiące... Chwałą
napełnion...
nagle
On znał!
Potargał mnie i psom mnie dał!
On przeklął!...
On tknął
palcem czoło — przychodzę zabić ciało —
Bóg żywie — ciało zginie...
KAIFASZ
Zabijasz, co jest ziemi?
JUDASZ
Tyś powiedział.
KAIFASZ
Zemsta cię gna?
JUDASZ
On wiedział.
To życie — kał:
któż je dał
ulepił ręcy swemi
w glinie?...
I przyszedł czas... i przyszedł dzień...
zaświtał blask... zajaśniał dzień...
com czuł...
zakrywa twarz
odsłaniając twarz
Arcykapłani
i wy, przytomni!
Jeden był Słońca Wschód!...
Com czuł — — gdy w lasu cień
podobna łani — — —
u Boga się upomni
krew...
TRZYNASTU
Biada!...
JUDASZ
Dwa cienie przewalą świat — —
orzeł i lew — —
Abel tu padł — —
wstał Kain — —
Krew
znowu rzucona...
po chwili
Ruń zielona.
Niebieskie zioła i różane.
Od słońca wody wysrebrzane.
Od słońca obłok złotem jasny.
Kielichy kwiatów i pąkowie.
Wszędy chleb, wszędy napój własny.
Wszędy dom. Wszędy jest wezgłowie...
Słowo po słowie tak upada,
jak między wróblów ziarno prosa,
jak otrząs wiśni gdy się czyni,
jak manna spadła na pustyni —
i otwierają się niebiosa
gdzie Boga widzą oczy ludzi...
A cóż ze snu takiego budzi?...
po chwili
Ile jest w świecie ścieżek, dróg,
chodników, zewsząd przez wsze kraje
pielgrzymi idą, idzie tłum,
przez wieki, wieków wieki...
Wszyscy przeciwko mnie
z rękoma
wyciągniętemi...
wstaje
krzyż nad mną — — jak orzeł...
krzyczy przeraźliwie
Bóg
na krzyżu!...
pada na twarz, po chwili powstając
Jam
przyszedł wydać. Wiadoma
mnie rzecz. Nie we dnie,
w noc...
On przed wiekami
wiedział... w niebie... Dajcie mi straż. Powiodę!
ANNASZ
Jakąć nagrodę
dać?
JUDASZ
Nagrodę?
Starcze! Tyś proch przede mną! Cóż od ciebie?
ANNASZ
Dajcie srebrników mu trzydzieści!
JUDASZ
wyciągając rękę
Dajcie! Aby był większy stos!
Na hańbę?
chwyta włos na głowie
Starcze, widzisz włos?
Jeszcze ten jeden włos — — —
na nim się mieści
nagroda za mękę Boską...
Ściemnia się. Rada zapada się w cień. Judasz stoi chwilę nieruchomy, potem woła głośno.
O niezwładana trosko,
od której włos nie siwieje,
ale odpryska od głowy!...
EBAL
uchylając okno domu Judasza.
Co to jest? Co się dzieje?
Kto krzyczy?
JUDASZ
Ebal!
EBAL
No, nowy
gospodarz —
poznając Judasza
To ty? A po co?
JUDASZ
Ukradł!
EBAL
A tyś oddał dług?
JUDASZ
Gdzie dzieci?!
EBAL
drwiąco, wysuwając równocześnie koniec kija
Poszły pod stóg.
Judasz jakby się chciał rzucić ku Ebalowi, gdy ukazują się Sella, Ada i Mawiael z tobołkami na plecach. Nie widzą Judasza.
ADA
Dokądże pójdziem?
SELLA
Przed siebie,
po prośbie.
MAWIAEL
Przez ojca tego!
Niech go czart żywcem pogrzebie!
JUDASZ
nie posuwając się
Dzieci!
Dzieci Judasza zatrzymują się. Chwila milczenia.
MAWIAEL
Ojciec?!
ADA
Wygnali nas!
SELLA
Ty?!
EBAL
Precz! Pachołki domu strzegą!
Kijami was odegrzmocą!
JUDASZ
Dzieci!
Ani Judasz, ani dzieci nie robią ku sobie kroku.
MAWIAEL
Odszedłeś!
SELLA
Zapłacić
przychodzisz dług?
EBAL
Są i psy!
MAWIAEL
Musieliśmy dom utracić
przez ciebie!
JUDASZ
A tyś uderzył
ojca w czoło! Gdzie trzy srebrniki?!
SELLA
Przyszedłeś się kłócić z nami?
Ukazują się sąsiedzi wychodzący do rannej pracy koło domu.
SĄSIAD I
Patrz! Judasz! Kto by uwierzył?!
SĄSIAD II
Już kłótnia!
SĄSIADKA I
Dziada z dziadami!
SĄSIADKA II
Patrzcie, jaki Judasz dziki —
jakiś inny, niźli był —
SELLA
Przez ciebie cierpimy nędzę!
JUDASZ
Przez was czartu dałem duszę!
SELLA
Czartaś, boś rodzice bił!
JUDASZ
A ty?!
SĄSIADKA I
Żrą się, jak te jędze!
SĄSIADKA II
Ledwie się spotkali.
SĄSIAD I
Ale!
JUDASZ
Przez was piekło się otwarło!
Przez was się w męczarni duszę!
SELLA
Przez ciebie iść nędzy w gardło!
Przez ciebie się wstydem spalę!
ADA
głupowato powtarza
Przez ciebie!
JUDASZ
Przez was!
MAWIAEL
Przez ciebie!
SĄSIAD I
Patrz, jako się dziady kłócą.
SĄSIADKA I
Patrzeć, rychło li się rzucą
z pięściami na się?
SĄSIADKA II
Zgorszenie!
Ojciec z dziećmi! Drzeć się tak
poprzed ludzi!
SĄSIAD I
Miast o chlebie
myśleć teraz, kiedy brak —
SĄSIADKA II
A żeby tak za kamienie
nie czekając —
SĄSIADKA I
Przegnać licho!
Niech nie gorszy!
SELLA I MAWIAEL
Gdzieś był?! Gdzie?
EBAL
ukazuje się z okna.
Nie będziecie wy raz cicho?!
Psy spuszczę!
Wchodzą Jan i Jakób Zebedeuszowi.
JUDASZ
z rozpaczą załamując ręce
Znaleźli mnie!
Jakby chciał uciec, jednak zostaje w miejscu.
JAKÓB
Patrz, bracie, idąc przed siebie,
zaszliśmy przed zdrajcy dom —
spostrzega Judasza
Tu on?!
GŁOS Z GÓRY
Judaszu! Judaszu!
Daleki grzmot.
GŁOSY POMIESZANE
Grom!
Zagrzmiało!
Czyście słyszeli?
W grzmieniu głos!
Mnie się wydało,
ktoś wołał!
JAN
podniesionym głosem
Ucho słyszało!
Żar błysnął z pośród topieli!
JAKÓB
do Judasza
Bracie!
JUDASZ
zwieszając głowę, złowrogo
Jam nie twój brat...
JAKÓB
Coś uczynił?!...
Wszyscy skupiają się.
Zaprzedałeś krew niewinną!
Rozdziera szatę.
SĄSIEDZI
Biada!
JAKÓB
Wziąłeś trzydzieści srebrników!
JUDASZ
Zwróciłem...
SĄSIEDZI
On zaprzedał krew niewinną!...
JAKÓB
Wstałeś, jako Kain nowy!
Wąż cię swą śliną oślinił,
który w Raju wzbudził grzech!
SĄSIEDZI
Co on takiego uczynił?
JAKÓB
Zaprzedał niewinną krew!
SĄSIEDZI
Biada!...
Grzmot.
JAN
Ludzie! Chylcie głowy!
Żebrzcie, by od waszych strzech
odstąpił gniew Pański, ściany
domów waszych nie pokruszył!
Bo się wzruszył Pański gniew!
Bo rozewrą się niebiosy
i ujrzycie bok krwią zlany
i ujrzycie krwawe włosy,
i ujrzycie z włosów krew!
Żebrzcie, bo się Bóg poruszył
wskazuje Judasza
przeciw temu!! Bóg się jawi!
Drżyjcie! Bo wał wstaje w morzach,
piętrzą się głębie żywiołu,
góra się na górę stawi,
aby zagrzmiały pospołu:
oto, który przedał krew!!!
JUDASZ
dygocąc
Jam zwrócił...
SĄSIEDZI
nie rozumiejąc, ze zgrozą
On przedał krew...
JAN
do Judasza
Przecz przed Szatanaś położył
Ciało Boga?!
JUDASZ
On mnie stworzył...
SĄSIEDZI
Co uczynił? Jak uczynił?
JAN
Niemy kamień będzie winił!
Nieme drzewa będą sędzie!
Niema trawa krzyczeć będzie:
przeklęty!!
JAKÓB
On za trzydzieści
srebrników zaprzedał Boga!
SĄSIEDZI
Biada!...
JAKÓB
Z nim ciemność i trwoga!
Jan i Jakób wychodzą.
JUDASZ
z rozpaczą
Zwróciłem...
ADA
głupowato
Toś wziął
i zwrócił, a Ebal w domu?
MAWIAEL
A w domu się Ebal mieści,
a on zwrócił?! oddał komu?!
ADA
głupowato
A wiatr taki zimny dął
przez noc całą tam pod stogiem...
SĄSIEDZI
połowa
Biada!... On frymarczył Bogiem!...
SĄSIEDZI
druga połowa
Zgroza!... Za kamienie brać!...
SĄSIADKA I
wskazując za Janem i Jakóbem
Może Aniołowie byli?
SELLA
A tyś wziął i oddał komu?!
Gdy my tak —
zaciska pięście i zbliża się ku Judaszowi. Mawiael i Ada za nią.
Ha, psie parszywy!
Gdy my tu —
JUDASZ
nie cofając się, głucho
Będziecie bili?
SĄSIEDZI
Dosyć! Dosyć! Raz mu dać!
Bił swą żonę! Bił swą mać!
Boga za srebrniki zdał!
Jeszcze ściągnie Boży gniew
na domy nasze i niwy!
Aniołowie go przeklęli!
Kamionować!!
Straszliwe grzmoty z przerażającym błyskiem. Powicher skręca i obala drzewa.
GŁOSY
Biada!... Byśmy nie zginęli!...
Pioruny!... Ulewa drzew!...
Sąsiedzi uciekają do domów. Dzieci Judasza za nimi. Judasz pozostaje nieruchomy. Powicher przelata i ucisza się.
NIEZNANY
pojawiając się.
Żyjesz —
JUDASZ
głucho
Żyję —
NIEZNANY
Czemu? Wiesz?
JUDASZ
j. w.
Bym na niebie wisiał wszerz
jak tęcza —
NIEZNANY
Byś dokończył —
JUDASZ
j. w.
Com rozpoczął —
NIEZNANY
Przed stworzeniem —
JUDASZ
Widział Bóg —
NIEZNANY
W żywocieś się matki począł —
JUDASZ
z bolesną rezygnacją
Abym w ziemi spocząć mógł...
po chwili
O matko...
NIEZNANY
Daremny jęk —
JUDASZ
O matko!...
NIEZNANY
Pustynia krzyczy —
JUDASZ
z rozpaczą
O matko! matko! matko!...
Ściemnia się. Nieznany znika. Rozjaśnia się.
z czułością
Twarz twoja — —
twe włosy — — twe oczy — — twe ręce —
spod śmiertelnego zawoja — —
twe oczy — —
otom twój syn...
widzisz mnie?
Och, twe spojrzenie!...
w uniesieniu
O większa, niż w niebie, słodyczy!
z rozpaczą wyrzutów sumienia
O męka — — o męka w męce...
po chwili
Matko, patrz — oto kamienie,
któremi miał twój syn
kamionowany być...
po chwili
Ty znasz mych win
bezmierny ciężar...
po chwili
Twe łzy,
twe nieprzespane noce,
twoje serdeczne płacze,
twoje rozpacze...
Twoje sieroce
godziny życia... Twe czoło
zdeptane — —
wzdryga się
nogą syna — —
twe łzy — — —
Bóg nie powiedział: przebaczę...
z wybuchem
Ty, matko, poniewierana,
bita — —
ty, któraś kryła twarz połą
szaty, gdy ręka cię syna — —
by twarz zakryta — —
by twarz! — — —
Godzina
straszna — — pamięci...
po chwili
Gdy wszystkie ręce
przeciwko mnie — — gdy krzyż
nad mną, jak orzeł — matko! i ty?!...
przeciw mnie?!...
słania się
głucho
Matko: zwierzęce
dałaś mi serce, krwawsze niż
tygrysa...
przecz?...
po chwili
Twe łzy,
cóż łzy twe?
w wyczerpaniu ducha
Czym kupił za nie
szczęście i miłowanie?...
Z za domu Judasza wychodzi stara kobieta z sierpem, schyla się i poczyna żąć trawę.
JUDASZ
Co to?!
Matko!...
To ty?! To ty?!...
jakby w obłędzie
Mamo — widzisz motyla?
Jak śliczny — o,
na kwiecie... skrzydła rozchyla,
poleciał...
Mamo, o,
widzisz, jaki on duży — —
jak dłonie dwie — —
jak się ślicznie lśnią
skrzydła — — mknie — —
jak kwiat do gwiazd w podróży...
Co będziesz żęła? Trawę?
Dla krowy?
Szkoda trawy,
biegną w niej takie żwawe
robaczki — o — — —
takie rade...
nagle
Matko — — jak blade
twe lica!... Nie żnij trawy —
pot z niej wystąpił krwawy — —
krew z trawy!!... krople jak groch!!...
chwyta się za głowę
Czy słyszysz mnie?!
Przestań żąć trawę!!
Nie?!
Zbliża się gwałtownie i podnosi rękę jak do uderzenia. Nagle zakręca się i pada u stóp widma, które żnie dalej.
Och! Och! Och!
powstając, po chwili
Proch — —
nic więcej...
Nie ma krwi...
Matko — — przebacz mi — —
ty wiesz — — ty...
ty wiesz — — —
Bóg tak chciał — —
przeklął — —
i życie dał...
po chwili pod nagłą myślą
Spójrz na mnie — — widzisz twarz?
Mą twarz?
Tyś ją dała — —
sierp w ręku masz:
zedrzej!... Rękami
zedrzej — — plami...
Gdym w paschę był
w Jerozolimie młodym chłopcem,
gdziem się pokazał, zaraz szmer:
złodziej... Jakąem wściekłość krył,
a i ból jaki!... W oku obcem
myśl taką budzić — na pierwszy zer...
Złodziej!... tym szeptem w twarz mi pluto!..
zrywając się z dzikim krzykiem
Matko! Obliczem wyzuto
z śród żywych mnie!!
z furią
To ty!!... Tyś dała je!!...
Widmo przestaje żąć, podnosi się i patrzy na Judasza. Moment wahania. Wydaje się, jakby widmo chciało wyciągnąć ku niemu ręce i postąpić ku niemu, jakby czekało, aby on się zbliżył. On jednak stoi nieruchomy. Ściemnia się. Widmo niknie. Rozjaśnia się.
Znikła!... Ha!...
z wysileniem
Uszła — —
przede mną — —
uciekła — — drugi raz — —
raz pierwszy w ciszę podziemną,
pod grobu głaz — —
raz drugi — —
Skończone.
Był cień...
Uszła — — jam — — jam — —
po chwili podnosząc powoli palec ku niebu.
W nieskończoności
znikła — to było widmo — — szloch
i nic...
Tam kiedyś matek dwóch
zadrżą wnętrzności
naprzeciw się — tam — w niewysłowionej boleści — —
dwóch matek — — —
a przecież oddałem trzydzieści
srebrnych, nie wziąłem nic!
Słychać śmiech i w oddali grzmot piorunu.
Judasz z przerażeniem
Czyj śmiech?!
GŁOS NIEZNANEGO
Wygnałeś matkę swoją!...
Odeszła!
JUDASZ
chwytając się za głowę.
O! O! O!...
W hallucynacji Judasza pojawia się gromada dzieci, potem orszak kobiet młodych i starych, potem orszak mężów i starców, na końcu Uczniowie. Jan Ewangelista trzyma ogromny czarny krzyż przed sobą. Wchodzą z różnych stron i prawie otaczają Judasza stojącego pod drzewem. Wszyscy mają prawice wyciągnięte ku Judaszowi, piętnujące.
JUDASZ
w największej trwodze
Panie!!...
po chwili z rękoma do tłumu
Przyszli!!...
po chwili na wsze strony
I czegóż chcecie?
Po co idziecie?
Zwróciłem tych trzydzieści...
Żem wydał Pana,
że krew rozlana — —
lecz patrzcie w głąb boleści...
Mojego serca
straszny szyderca
kawały przed psy miotał!
przetom przezdradził — —
przetom prowadził — —
przetom ten Dom zdruzgotał...
Czego wy chcecie?...
Po co idziecie?...
Krzyż mnie pod ziemię wgniata!...
Okropni sędzie!...
I sąd wasz będzie
do końca, do końca świata!!...
Tłum cofa się i wychodzi.
JUDASZ
sam
Jestem...
Nie jestem proch... O straszliwość...
Pusto... Jasność świetlana
dnia...
Świata żywość
pełna, a pusta tak — — jak szczyty gór — —
Ni Boga, ni Szatana...
O klątwa!!
chwyta sznur, którym jest przepasany
Jedno: sznur
i ja...
I przecz?!
Grzmot.
I znowu gromy?
Cały mi świat
przez wieków grad
na oczach jest widomy —
jam Wieczność...
W jasności wstępuje na pagórek po prawej stronie sceny Nieznany w purpurowym płaszczu z płomiennym trójzębem w ręce.
NIEZNANY
Piekło...
JUDASZ
przeniknięty do szpiku kości
Wieczność kary...
NIEZNANY
Idźcie przeklęci w ogień wieczny,
tam będzie płacz i zgrzytanie zębów...
JUDASZ
Ha!... Piekła żary — —
NIEZNANY
Miecz obosieczny
płomienia w ręku Anioła
u Raju zrębów.
JUDASZ
Piekło — — — u Raju zrębów...
powtarzając
Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci:
czyja się dusza pada, psowa,
czyja się dusza zsuwa w cień,
czyjej się duszy chwycił grzyb,
wziąwszy chleb w koszyk, nieco ryb,
do Galilei niechaj spieszy,
bo w Galilei wielkie dni...
wybucha płaczem spazmatycznym.
Och! Och! Och!
NIEZNANY
Słowa, słowa,
słowa — dym...
JUDASZ
Wieczność kary — —
wieczność męki — — —
nikt nie pocieszy — —
nie przebaczy — —
NIEZNANY
Wieczność męki,
wieczność kary,
wieczność rozpaczy.
JUDASZ
I nigdy wyzwolenia?!
I nigdy przebaczenia?!
NIEZNANY
Nikt nie przebaczy.
Grzmot.
JUDASZ
porywając się
Więc nie!!
GŁOS Z GÓRY
Judaszu! Judaszu!
JUDASZ
Nie szukaj mnie!
Jam nie Adam, co drżał!
Przeklęty byłem tu, niech będę tam
potępiony!!...
Przeciągłe grzmoty.
Zczeźnij na miał
ziemio! Ruń gwiazdo i słońce!
Z niebiosów bram
wyjdź ogniu i z piekła krat!!
Klnę rodzące
i niemowlęta!!
Zioła, zwierzęta,
zasiew i plon
i wszystek ludzki świat!
Niech zginie, co stworzył On!!...
Przeklinam!!
NIEZNANY
Spełniło się...
zstępuje za pagórek.
JUDASZ
z podniesionemi obu pięściami ku niebu.
Słyszysz?!
Nagle zatacza się, jakby jakaś moc ugodziła weń.
Co?
Co to?! Z niebiosów?! Ręka?!
Ku mnie?! Nad głową mą?!
Ku mnie — — w czoło — — w pierś — — a!!
Palec wytknięty! Palec — we mnie!
Ach! We mnie!!...
O jak mię nęka!
Wieki już trwa!!
Wieki już tak... Ha, skryć się — — —
Daremnie! Daremnie! Daremnie!
Ziemię na wskroś przebije!!
A!! wyję
jak pies...
O to okropne
ten palec tam — — ten palec nad mą głową...
Jak wąż zdeptany: wić się...
O to okropne! okropne! okropne!
Tak nieruchomo wytknięty — — z mocą,
na której wisi świat...
Włosy się pocą
krwią — — — jak Jemu...
Rwą się
wnętrzności... Nie znikniesz?!...
Puste słowo — —
to Wieczność...
Ha!! Zapadam się — — przepadam — —
widziałem w pąsie
Czarta — — czy siebie samego — —
Płomienie żegą — — —
Z Raju — jak Adam — —
W Piekło — jak Kain...
Zrywa z siebie sznur i zarzuca na gałąź.
Zasłona spada.