OSOBY:
WITOLD GAWDYŁŁO, obywatel wiejski, lat 40.
JADWIGA, jego żona, lat 25.
ZDZISŁAW PRĘDKOWSKI, koroniarz, brat Jadwigi, lat 30.
Rzecz się dzieje w Szydoszycach, majątku Gawdyłły, na Litwie.
SCENA I
JADWIGA I WITOLD
Salonik wiejski wygodnie, lecz skromnie urządzony. Na kanapie, przed stołem, zarzuconym dziennikami, siedzi Jadwiga; Witold, w długim wygodnym surducie, stoi przed nią i na rozpostartych rękach trzyma motek włóczki, którą ona zwija.
JADWIGA
Mój drogi! prędzéj poruszaj rękoma! prędzéj! prędzéj! bo takim sposobem do wieczora chyba włóczkę tę zwijać będę.
WITOLD
gderliwie i z mocno litewskim akcentem.
Prędzéj! prędzéj! a to dopiéro niewiasta, w gorącéj wodzie kąpana! mnie łokieć już tak zbolał, że niech Pan Bóg broni, a ona jeszcze: prędzéj! wszystko jéj prędzéj! czysta koroniarka z ciebie!
JADWIGA
z wymówką.
Wstydź się, Witoldzie! znowu wymawiasz mi, żem rodem z Korony... a tyle razy już cię prosiłam...
WITOLD
zawstydzony.
No, przepraszam, przepraszam cię, kiciu! Tak mi się to jakoś niechcący wypstryknęło. Ale bo, widzisz, duszeczko, to ten Zdzisław draźni mię trochę temi swemi koroniarskiemi bzikami. Odkąd przyjechał tu trejkocze a trejkocze, a to czemu nie ubierzesz się staranniéj? a to: czemu u was meble takie staroświeckie? a to: czemu zaprząg taki...
JADWIGA
upuszczając umyślnie kłębek.
Widziu! kłębek mój! kłębek!
WITOLD
pośpiesznie rzucając się za kłębkiem.
Oj, pokociło się! pokociło się! pokociło!
Wsuwa głowę pod kanapę; Jadwiga, śmiejąc się, popycha nogą kłębek, który zatacza się pod fotel. Witold biegnie ku fotelowi, ciężko upada na klęczki i wsuwa głowę pod fotel. Śmieją się oboje.
WITOLD
Koci się! koci się! Jezus, Panna Marya! ot i znowu pokociło się!
SCENA II
CIŻ I ZDZISŁAW
ZDZISŁAW
Staje we drzwiach w eleganckiém ranném ubraniu, z laseczką w jednéj ręce, a cylindrem w drugiéj.
Co się stało? Jadwisiu, zlituj się, co się tu u was stało? koci się! okociło się! pod fotelem... w salonie... Adio! daję nogę i nie zobaczycie mię, jak na obiad!...
JADWIGA
Zdzisiu! dajże pokój z żartami temi... chodź.
WITOLD
Z kłębkiem, wydobytym z pod fotela, w ręku, z osłupieniem, z za którego przebija się ironja, do Zdzisława, który zbliża się ku siostrze.
Co dajesz? co dasz? nie dosłyszałem, nogę... czy co? jak to: dasz nogę? komu? na co? za to? żebyś jeszcze rękę dawał, no, to połóżmy... ale jakże to można dać nogę? co?
ZDZISŁAW
Mówi płynnie i prędko, żartobliwie, ale z odcieniem wyższości w głosie i postawie.
Cóż dziwnego, szwagierku? usłyszawszy wchodząc rozpaczliwe wołanie twe, mniemałem, że miał tu miejsce wypadek... nieestetycznéj wcale natury, a że właśnie przed chwilą napawałem wzrok mój cudowną zielenią niw, a powonienie uroczą wonią kwiatów, nie chciałem rozkosznych wrażeń psuć trywialnością gospodarskiéj katastrofy i zawołałem: dam nogę! to jest: ucieknę.
WITOLD
Ach! będę teraz wiedział, że: ucieknę! mówi się w języku panów koroniarzy: dam nogę!
ZDZISŁAW
z żywą gestykulacyą.
Nie inaczéj, szwagierku, i jeżeli zechcesz być sprawiedliwym, podziwiać będziesz dosadność, co mówię, artystyczną plastyczność wyrażenia tego. Przez jakiż bowiem znak zewnętrzny objawia się ucieczka? Przez przyśpieszone stąpanie. Co czyni człowiek, który pośpiesznie stąpa? Posuwa on nogi swe prędko, coraz prędzéj. Kędyż posuwa je? pośród przestrzeni, w objęciach któréj szuka ratunku przed nienawistném lub zatrważającém zjawiskiem. Czémże więc jest w saméj istocie swéj owa mechaniczna czynność, dokonywana przez ustrój uciekającego człowieka? Najpewniéj, nie jest ona czém inném, jak tylko podawaniem, lub téż dawaniem nóg jego przestrzeni. Dixi.
WITOLD
na stronie.
Ależ gada? no gada! to dopiero język gdyby taradajka!... głośno z udaną pokorą: Słuchałem, podziwiałem i umocniłem się w mniemaniu, że nas biednych, zająkliwych litwinów, Pan Bóg na to musi być stworzył, żeby panowie koroniarze śmiać się z kogo mieli. Śmiejcie się sobie, drwijcie, kpijcie, na zdrowie! a my taki co wiemy, to wiemy. Języków nam, tak jak wam, białoskórnicy nie wyprawiali, aby mleły mowę człowieczą, niby pytel ziarno, ale kiedy przyjdzie do pracy, do czynu, wtedy... oho! kochanieńki, dużajmy się... dużajmy się... ile wlezie...
ZDZISŁAW
z lekkiem podrażnieniem.
Dużajmy się! dużajmy się! co prawda, zbyt często panowie litwini mówicie o tém, że przewyższacie nas na polu pracy i czynu, tak często, że mamy już tego dosyć...
WITOLD
Jeżeli wy możecie wyśmiewać się z mówienia naszego, niechże i nam wolno będzie błędy wasze wytykać. Mamy tego dosyć, jest wyrażeniem wcale nie polskiém, ale galicyzmem, czystym przekładem z francuzkiego: vous en avez assez. Litwini téż umieją czasem po francuzku tylko, że, mówiąc po polsku, z francuzkiego tłumaczyć zwyczaju nie mają. Myśmy wierni mowie ojców naszych.
ZDZISŁAW
Znowu przechwałki!
WITOLD
Wcale nie przechwałki, bo, jak żyję, nie słyszałem, żeby było rzeczą lisznią mówić prawdę. A prawdą jest, żeśmy od was, panowie koroniarze, pracowitsi, wytrwalsi, poważniejsi, moralniejsi...
ZDZISŁAW
z ironją.
Skromniejsi...
WITOLD
E! kochanieńki, daj pokój, tylkoż już ze skromnością daj pokój i brakiem jéj nam nie przytykaj, bo wié o tém dobrze świat i korona polska kędy to najżyźniéj urodziła blaga...
ZDZISŁAW
wesoło.
Wiem, wiem! w Koronie! wiecznie nam blagę tę w oczy rzucacie, ale mamy już tego dosyć! Muszę ja raz z tém skończyć i wytłomaczyć tobie, szwagierku, w szczególności, a całéj twojéj Litwie w ogóle, czego to właściwie objawem jest ta, tak przez was okrzyczana, blaga. Owóż, wiedziéć macie, że istnienie blagi w kraju jakimś dowodzi współrzędnego istnienia w nim cywilizacyi... czémże bowiem jest blaga, jeżeli nie naśladowaniem i udaniem wszystkiego, co świetne, wytworne, wielkie i piękne... słowem cywilizowane. A któż naśladować może to, czego nie widzi, nie słyszy, nie dotyka? gdzie są naśladowcy, tam musi być wzór; gdzie więc istnieje blaga, tam musi istniéć i cywilizacya...
WITOLD
z osłupieniem.
Otóż przewróciłeś kota do góry nogami!... No, już ja ciebie, braciszku, winszuję z takim wyobrażeniem o bladze i cywilizacyi.
ZDZISŁAW
parskając śmiechem.
Cha, cha, cha, cha! winszuję ciebie... cha, cha, cha! winszuję ciebie!... z takiém wyobrażeniem! cha, cha, cha! Winszować kogoś z czémś!... po jakiemu to, szwagierku, bo przecież nie wtrynisz we mnie, że to po polsku.
WITOLD
zmieszany trochę.
No, cóż tam wielkiego, Jezus, Panna Marya! chciałem powiedziéć: winszuję tobie... i tak mi się to jakoś w innych przypadkach wypstryknęło... Ale powiedz że mi i ty z łaski swojéj, co to znaczy: nie wtrynisz we mnie?... jak żyję, nie słyszałem...
ZDZISŁAW
nie zmieszany bynajmniéj.
To jest, szwagierku, lapsus linguae, czyli: poślizgnięcie się języka...
WITOLD
z tryumfem.
Aha! to i wam także języki ślizgają się czasem, choć jesteście tak cywilizowani, że aż macie blagę... A co się tycze téj cywilizacyi... to, jeżeli mię słuch nie omylił, powiedziałeś, że na Litwie cywilizacyi niéma ani ksztynki...
ZDZISŁAW
Jako żywo, nigdy o żadnéj krztynce nie mówiłem...
JADWIGA
rzucając na stół robotę.
Boże! jaką mi te sprzeczki przykrość sprawiają!
WITOLD
Powiedziałeś kochanieńki...
JADWIGA
z prośbą do męża.
Mój Widziu...
WITOLD
do Jadwigi.
Nie przeszkadzaj, kiciu, bo zapomnę, co miałem powiedzieć... do Zdzisława: powiedziałeś kochanieńki, powiedziałeś, że litwini ciemni, jak tabaka w rogu, barbarzyńcy... Naturalnie, naturalnie, my ciemni, barbarzyńcy, ani słowa! Powiedz mi tylko z łaski swojéj: zkąd to był rodem Mickiewicz? co? słyszysz, braciuszku? Adam Mickiewicz! musi być z ucywilizowanéj korony był on rodem, co?
ZDZISŁAW
Wiem, wiem, słyszałem tysiąc razy! Mickiewicz jest konikiem, na którym zawsze jeździcie, ilekroć zamarzy się wam o wyścigach z nami... Prawda, Mickiewicz był litwinem. Posiadacie tę wielką chlubę przeszłości waszéj. Ale myśmy postępowi, więcéj myślimy o teraźniejszości, niż o przeszłości... Wejdźmy na pole teraźniejszości i tu dopiéro z ironją dużajmy się...
WITOLD
z tłumionym gniewem.
Powtarzasz pan wyrażenia moje... ale cóż zrobić... znosić trzeba... a przy tém...
JADWIGA
Mój Witoldzie...
WITOLD
do żony.
Nie przeszkadzaj, duszeczko, bo zapomnę... do Zdzisława: przytém, dowiedziéć się chciałbym, co nam tak ważnego pokazać możecie na tém polu teraźniejszości?
ZDZISŁAW
W dziedzinie rolnictwa: gospodarstwo płodozmianne...
WITOLD
Jest i u nas, jest i u nas!...
ZDZISŁAW
Gdzie?
WITOLD
zmieszany trochę.
No, tak... tędy owędy...
ZDZISŁAW
Aha! rozumiem. W dziedzinie przemysłu: miasta fabryczne takie, jak Łódź, Zgierz...
WITOLD
Niemieckie kochanieńki, niemieckie...
ZDZISŁAW
na stronie.
Pal djabli! prawdę mówi! głośno i śmiało; co zaś do umysłowości: zkąd na wiejskie ustronia wasze leje się rosa, deszcz, co mówię, ulewa myśli i wiedzy, w postaci tych oto wskazuje na stół z dziennikami tych oto wytworów pracy naszéj, postępu naszego...
WITOLD
mrukliwie.
Takież tam wytwory... Jezus, Panna Marya!
ZDZISŁAW
z uniesieniem.
Co? co? co? jak za grosz pistolet! Otóż to wdzięczność wasza za to, że oświecamy was i cywilizujemy! Otóż to ocena, którą praca nasza spotyka od panów litwinów! To już doprawdy przechodzi wszystko! to już daléj nie idzie! porywa ze stołu zeszyt „Ateneum” i przyskakuje z nim do Witolda. Patrz! patrz na szacowne wydawnictwo, czy i ono także, jak za grosz pistolet?
WITOLD
namyśla się.
Hm, to prawda. Pismo to porządne, niéma co mówić, porządne, seryozne, człowiek się zeń dużo nauczyć może... uderzając się dłonią w czoło ależ... aha! Kto wydaje te piękne książeczki? powiedz! kto to taki i jak się nazywa?
ZDZISŁAW
nie dorozumiewając się o co idzie.
Któż? Spasowicz. To wiadomo. I cóż ztąd?
WITOLD
chichocząc z tryumfem.
A gdzież on urodził się, ten wielki mówca... ten szlachetny obywatel kraju... ten... ten... E, o nim, panie dobrodzieju, skórę wołową można-by zapisać i jeszcze by nie stało... Gdzież on urodził się: musi być na waszém Królestwie! co! Ehe! urodził się on w gubernii Mińskiéj, którą geografowie nie uśpieli jeszcze w granice waszego Królestwa włączyć... ha! ha! ha!...
ZDZISŁAW
smutnie.
Masz racyą... masz racyą... namyślając się: ależ on sam pisma swego nie redaguje... mieszka gdzieindziéj... redagują je w Warszawie, a sam przyznałeś...
WITOLD
z powagą.
Redaktor: Oskierko! Jak żyję, nie słyszałem, żeby Oskierkowie byli koroniarze...
ZDZISŁAW
niecierpliwie.
Ale czyż to jedno Ateneum jest na świecie... masz oto starożytne, zasłużone, pełne różnych osobliwości, pismo, prenumerujesz je przecie...
WITOLD
patrząc na pokazywany mu dziennik.
A! Tygodnik Illustrowany!... Prawda, że nie litwin... z nagłym tryumfem: Ale żonaty z litwinką! Jak Boga mego kocham, dokumentalnie wiem, że żonaty z litwinką... z Lidzkiego powiatu... czy co?
ZDZISŁAW
śmieje się z przymusem.
Słowem, żeby nie było litwinów i żonatych z litwinkami, świat skończył by się dziś albo jutro... przerzuca gazety i jedną z nich wysoko podnosi. Eureka! Aleksander Świętochowski... Pióro świetne jak tęcza, a ostre jak sztylet... Znakomity publicysta, autor Helwii, Niewinnych, nowelli O życie, etc., etc.. Ten chyba litwinem już nie jest...
WITOLD
z wahaniem.
Powiadają coś o nim... że... kacerz!... po namyśle: Ale taki pięknie pisze, niéma co mówić! Jak on, panie mój, w Helwii Cezara tego stremendził, to aż mię aniołowie do nieba brali, albo w Borucie nędzę tych Szlązaków tak opisał, że płakaliśmy z Jadzią obok, jak bobry... Co prawda, to prawda... przykładając sobie rękę do czoła. Ależ ja słyszałem o jakichś Świętochowskich na Litwie!... jak Boga mego... z wybuchem: Ot i znałem nawet pannę Świętochowską, gdzieś w Grodzieńskiém... Jadziu, prawda, że znałem? Zdaje się nawet, że się w niéj podkochiwałem troszynkę... przed poznaniem się z tobą, Jadziuniu, przed poznaniem... Tak, tak, to litewska familia, ci Świętochowscy... a tylko on jeden... ten tam Aleksander, jakimściś przypadkiem do Korony zakocił się...
JADWIGA
Czy wiecie, moi drodzy, że tak mię nudzicie temi wiecznemi...
WITOLD
do żony.
Ależ nie przeszkadzaj, lubciu, bo zapomnę... Ot i zapomniałem! A takiego cóś ważnego miałem na języku... O! przypomniałem... do Zdzisława: Kraszewski jest litwinem!
ZDZISŁAW
Urodził się w Warszawie.
WITOLD
Co tam, że urodził się! Taki człowiek, jak on, wybornie bez urodzenia się swego obejść się może... Ale rodowe gniazdo jego...
ZDZISŁAW
No tak, tak! Ale... czyliż nam brak ludzi znakomitych na wszystkich polach, abyśmy o jednego spierać się musieli! Naprzykład, lekarze nasi: Chałubiński, Baranowski, Kosiński...
WITOLD
I u nas! i u nas! Nieboszczyk Wróblewski, nieboszczyk Habicht, nieboszczyk Zdanowicz...
ZDZISŁAW
A światłość wiekuista niech im świeci... nasi żyją i prosperują...
WITOLD
Nasz Cywiński téż żyje...
ZDZISŁAW
Cieszę się tém. Ale idźmy daléj. Artyści dramatyczni: Królikowski, Żółkowski, Modrzejewska, Derynżanka, Popiel...
WITOLD
I u nas! i u nas! Był Surewicz, była Palińska...
ZDZISŁAW
Nasi są i świat wogóle, a prasę w szczególności sobą napełniają...
WITOLD
z rozpaczliwym giestem.
Na miłość Bozką! człowiecze! idżże po rozum do głowy! Jakim że sposobem, gdzie nasi artyści dramatyczni być i świat napełniać sobą mogą? Nieszlachetnie jest wymawiać komuś niedostatki, pochodzące z niezależnych od niego okoliczności!
ZDZISŁAW
zmieszany trochę.
Prawda... przepraszam... ale przecież malarstwo nie ulega już chyba okolicznościom niezależnym... Gdzież są wasi wielcy malarze? u nas: Matejko...
WITOLD
Galicyanin...
ZDZISŁAW
Ale nie litwin... Brandt, który na obrazach swych podpisuje się: Brandt z Warszawy, dla tego zapewne, aby go sobie w przyszłości Litwa nie przywłaszczyła.
WITOLD
z wybuchem.
Siemiradzki nasz!...
ZDZISŁAW
Siemiradzki nie jest ani litwinem, ani koroniarzem... Jest on rzymianinem; bo do dzieł swych bierze zawsze siużety rzymskie...
WITOLD
Siużety rzymskie! Dobry to rzymski siużet, który najpiękniejszą i najdroższą pracę swą ofiarował w darze Sukiennicom krakowskim, który głośno i śmiało mówi wszędzie i wszystkim: kim jest i jaka matka go rodziła... E! daj Boże, aby panowie koroniarze jak najwięcéj takich rzymskich siużetów mieli... żeby wszyscy w takie siużety przemienili się... Wtedy to dopiéro przyznalibyśmy im wyższość nad nami.
ZDZISŁAW
Bagatelka! chce, abyśmy przemienili się w pięć milionów Siemiradzkich... żąda cudu, aby szacunek nam swój ofiarować... ale mniejsza o to, myśmy i bez cudu żadnego koroną kraju...
WITOLD
z udaną pokorą.
To prawda... a my już chyba tem tylko, co pod koroną.
ZDZISŁAW
Więc, niby... głową?
WITOLD
pokornie.
Musi być...
JADWIGA
z niepokojem.
Zdzisiu! proszę cię: skończ tę sprzeczkę! Zdzisiu mój drogi, ustąp!..
ZDZISŁAW
do siostry.
Dla ciebie to zrobię! co tam zresztą. Witold poczciwy, a tylko uparty i zarozumiały, zwyczajnie jak litwin!
WITOLD
zrywa się i w patetycznéj pozie przed żoną stając.
Otóż i znowu, otóż i znowu wymyśla nam od upartych i zarozumiałych! Powiedz, Jadziu, powiedz że mu ty, duszeczko, czy ci źle jest na Litwie między litwinami? czy żałujesz, żeś za litwina poszła? czy ja jestem tyran, okrutnik, barbarzyńca...
JADWIGA
żywo.
Ależ nie, nie, Witoldzie. Nietylko bratu memu, ale i całemu światu, w każdéj chwili powiedziéć jestem gotową, żem ani przez jedną chwilę nie pożałowała tego, iż pomimo uprzedzeń rodziny, żałowała a po części i własnych, zdecydowałam się zostać twoją żoną... Litwa jest piękną, malowniczą, uroczą krainą, a tyś najlepszym z mężów...
WITOLD
tryumfująco do Zdzisława.
Słyszysz, kochanieńki, co? czy o którymkolwiek koroniarzu z ust kobiecych wyjść może podobne zdanie?
ZDZISŁAW
O! dla Boga! czemuż-by nie! wychodzą różne i jeszcze lepsze; lecz co się tyczé natury litewskiéj, w żaden sposób zgodzić się nie mogę na oddawane jéj przez Jadzię pochwały.
WITOLD
A toż dla czego?
ZDZISŁAW
patetycznie.
Znasz ty ten kraj, w którym Karpaty się wznoszą?
WITOLD
zajękliwie.
A ten... ten... w którym odwieczne puszcze wiewają...
ZDZISŁAW
Sam wasz Kraszewski opiewał Wisłę... deklamuje:
«Wisło moja, Wisło szara, czemu mętne wody twoje?
Jakże mętne być nie mają, kiedy do nich łzy padają.»
WITOLD
idzie w drugą stronę i deklamuje także.
«Wilia naszych strumieni rodzica, dno ma złociste, a niebieskie lica, piękna litwinka...» uderza się dłonią w czoło i staje ależ u nas natura, to, Jezus, Panna Marya, jaka piękna! Białowiezka puszcza... sosny pod niebo... u stóp sosen mech... brusznice i co tam więcéj... aha! żubry! żubry, panie mój, ostatnie w Europie żubry... czy to psy? co?
ZDZISŁAW
lekko.
U nas żubrów niéma, ale téż i niedźwiedziów niéma...
WITOLD
hamując gniew.
Czy to przytyk do... do tego, że to my litwini... niedźwiedzie?
JADWIGA
w stronie.
Boże! oni się naprawdę pokłócą, jak tylko do niedźwiedzi przyjdzie, to już źle... wstaje, zamyśla się, po chwili z figlarnym giestem: Poczekajcie! zaraz ja was pogodzę! wybiega!
ZDZISŁAW
Pocóż bo zaraz wszystko brać do siebie, chyba na téj zasadzie, że sztuknąć w stół, nożyce się odezwą...
WITOLD
ze złośliwém uradowaniem.
Sztuknąć! sztukać! sztuka! sztukają! Jak panowie koroniarze pięknie po polsku mówią, to aż miło... Ale... ale... zapomniałem zapytać się o h. Coście zrobili z naszém h? z naszém ojczystém, piękném, z naszém ukochaném h? coście uczynili z tą cząstką narodowéj spuścizny naszéj, z tą zgłoską, którą ojcowie nasi wymawiali, gdy mówili honor? Gdzieżecie je pochowali? Czemuście ją na potratę oddali? Mówże pan! odpowiedzi oczekuję! gdzie jest...
ZDZISŁAW
w osłupieniu.
Jakie ch? co za ch? nie rozumiem.
WITOLD
Nie rozumiész! zapewne! powiedz-że: honor.
ZDZISŁAW
No, chonor, chonor i cóż z tego.
WITOLD
To, że mówi się po polsku nie chonor, ale honor; nie cherbata, ale herbata; nie chotel, ale hotel; nie chrymnąć, ale hrymnąć... H... h... h... h... słyszysz, kochanieńki, h...
ZDZISŁAW
z niecierpliwością.
Ależ mniejsza o to! mniejsza o to! aż mi w uszach od waszego ch zachuczało! Prawdę mówiąc, bez tego waszego ch wybornie żyć można... ale... bez czego życia nie pojmuję, to... to... zgadnij!
WITOLD
No i bez czegóż tam? bez mazowieckich piachów...
ZDZISŁAW
O nie! bez takich kobiet, jak nasze koroniarki...
WITOLD
O Jezus, Panna Marya, i cóż tam takiego wielkiego te wasze kobiety?
ZDZISŁAW
Pełne gustu i estetyki...
WITOLD
Strojnisie!
ZDZISŁAW
Pełne wdzięku...
WITOLD
Kokietki!
ZDZISŁAW
Wymowne...
WITOLD
Wygadane!
ZDZISŁAW
Ładniutkie...
WITOLD
Malowane!
ZDZISŁAW
Zgrabne, żwawe...
WITOLD
Lafiryndy... fertki...
ZDZISŁAW
O! za pozwoleniem! z pomiędzy tych to, jak je nazywacie lafirynd i fertek, wyszedł cały szereg kobiet bohaterek, kobiet uczonych i poetek, zaczynając od Wandy, która wolała rzucić się w objęcia śmierci, niźli niemca...
WITOLD
Galicyanką była nie koroniarką... z Krakowa rodem...
ZDZISŁAW
Potém Jadwiga, która dla dobra kraju oddała rękę swą barbarzyńcy Jagielle.
WITOLD
Wielki to był dla niéj zaszczyt...
ZDZISŁAW
Chrzanowska... która...
WITOLD
E! oklepana historya!
ZDZISŁAW
A teraz... czy istnieje u was, jak u nas, liczne grono kobiet autorek, redaktorek i instytutorek, — kobiet, które działają na polu publicznych prac i zasług, które...
WITOLD
Niewiasty nasze cnotliwe są. Doma siedzą i len przędą.
ZDZISŁAW
A czy w przędzeniu żadne nie zachodzą pauzy?
WITOLD
Jakie pauzy? co za pauzy? Niéma żadnych pauz! Są one skromne...
ZDZISŁAW
Gęsi...
WITOLD
Oszczędne...
ZDZISŁAW
Flądry...
WITOLD
Gospodarne...
ZDZISŁAW
Kucharki...
WITOLD
Dobre matki...
ZDZISŁAW
Kokosze...
WITOLD
Wierne żony...
ZDZISŁAW
Różnie bywa...
WITOLD
bez tchu prawie.
Co? co? co? czy dobrze słyszałem? Różnie bywa... znaczy to, że... czasem bywa... E! tego już za wiele! czarne kalumnie wasze dosięgły już cnoty i niewinności matek, żon i siostr naszych... paskudném podejrzeniem dosięgły aż do naszych ognisk domowych... Tego już za wiele... mówiłeś: gęsi! zcierpiałem...
ZDZISŁAW
Mówiłeś: fertki, — zniosłem.
WITOLD
Mówiłeś: flądry, — przebaczyłem.
ZDZISŁAW
Rzekłeś: lafiryndy, — nie dosłyszałem.
WITOLD
Kucharki, kokosze, — uśmiechnąłem się tylko szydersko...
ZDZISŁAW
Malowane... wygadane, — puściłem mimo uszu...
WITOLD
Ale „różnie bywa” o! Jezu, Panna Marya, panie dobrodzieju mój, tego „różnie bywa“ ani ścierpiéć, ani przebaczyć nie mogę. To: „różnie bywa” jest pieczęcią, którą pan przypieczętowałeś wszystkie... wszystkie... dzisiejsze blagi i... i... impertynencye swoje... których nadal nie życzę sobie we własnym domu... zno... zno... znosić!...
ZDZISŁAW
wzburzony.
Znaczyć to ma, że mi pan dom swój wymawiasz... Postępek ten, ze strony pana, jest bardzo dobrze... Gościnność, ta sławna gościnność litewska, o któréj tyle słychać za górami, daléj już iść nie może! I owszem... i owszem... rad nawet jestem, że zajście to skróci pobyt mój w tém pół dzikiém miejscu, w którém nudziło mi się śmiertelnie... porywa laskę i kapelusz. Za kwadrans już mnie tu nie będzie... choćbym miał pieszo ztąd wyjść... muszę tylko pożegnać siostrę... Pozwolisz pan, że chwilę jeszcze poczekam tu na moję siostrę... (siada przy stole, ukrywa twarz w dłoniach i mówi do siebie): Biedna siostra moja! biedna Jadwiga za barbarzyńcę Witolda wydana.
WITOLD
plecami zwrócony do Zdzisława na stronie.
Cości niegrzecznie znalazłem się... Jadzia będzie zmartwiona... Ale już taki i święty nie wytrzyma téj koroniarskiéj impertynentności... Fumy, panie dobrodzieju mój, fumy... blaga... płochość i do tego — złość... O złość! wygaduje na nas, głumi się nad nami, a potém jeszcze o kobietach naszych powiada: „różnie bywa!” Dość już tego! — nadojadło!.
JADWIGA
Wchodzi powoli bocznemi drzwiami, z otwartą książką w ręku i, nie spostrzegając niby obecnych, głośno, z pięknym polskim akcentem i głębokiém przejęciem się czyta:
..........«ty jesteś jak zdrowie,
Ile cię trzeba cenić, ten tylko się dowié,
Kto cię stracił. Dziś piękność twą w całéj ozdobie
Widzę i opisuję, bo tęsknię po tobie».
Nie podnosząc oczu z nad książki, siada na fotelu; ciszéj w zamyśleniu powtarza:
Ile cię trzeba cenić, ten tylko się dowié, kto cię stracił!...
Zdzisław podnosi twarz i patrzy na siostrę.
WITOLD
patrząc w ziemię.
Kto cię stracił!
JADWIGA
czyta.
Panno święta, co Jasnéj bronisz Częstochowy
I w Ostréj świecisz bramie!
........................
Jak mnie dziecko do zdrowia powróciłaś cudem,
Tak nas powrócisz cudem na ojczyzny łono...
ZDZISŁAW
z westchnieniem.
Powrócisz!
WITOLD
półgłosem.
Jasnéj bronisz Częstochowy i w Ostréj świecisz bramie...
JADWIGA
czyta.
Tymczasem, przenieś duszę moją utęsknioną
Do tych pagórków leśnych, do tych łąk zielonych,
Szeroko nad błękitnym Niemnem rozciągnionych;
Do tych pól malowanych zbożem rozmaitém,
Wyzłacanych pszenicą, posrebrzanych żytem,
Gdzie bursztynowy świerzop, gryka jak śnieg biała,
Gdzie panieńskim rumieńcem dzięcielina pała,
A wszystko przepasane, jakby wstęgą, miedzą
Zieloną, na niéj zrzadka ciche grusze siedzą...
ZDZISŁAW
zrywając się.
Jakie to piękne!...
WITOLD
plecami zawsze do Zdzisława zwrócony.
Przepyszne...
ZDZISŁAW
Co za język!..
WITOLD
jak wprzódy.
Cudowny!...
ZDZISŁAW
z lekkim uśmiechem.
Choć kaleczymy go...
WITOLD
Zwracając się profilem do Zdzisława, porywczo.
To i cóż! Ale w dziełach geniuszów, panie dobrodzieju mój!...
ZDZISŁAW
Wznosi się on nad niedołęztwa nas pospolitych biedaków i dusze nam czaruje...
WITOLD
z uczuciem.
Aj, aj! jak czaruje!
JADWIGA
od niechcenia.
Bo jest naszym ojczystym i wspólnym czyta znowu.
Śród takich pól przed laty, nad brzegiem ruczaju,
Na pagórku niewielkim, we brzozowym gaju,
Stał dwór szlachecki, z drzewa, lecz podmurowany,
Świeciły się zdaleka pobielane ściany,
Tém bielsze, że odbite od ciemnéj zieleni
Topoli, co go bronią od wiatrów jesieni...
ZDZISŁAW
do siostry, ze smutkiem w głosie.
Pamiętasz, Jadziu? tak właśnie wyglądał dworek rodziców naszych... tam... nad Pilicą. Opuściliśmy go w dzieciństwie jeszcze, wraz z odjeżdżającym na zawsze ojcem i nigdyśmy już tam więcéj nie wrócili...
WITOLD
do żony.
Nic to, duszeczko! nie martw się, kiciu! Tak samo chwała Bogu wyglądają dotąd jeszcze Szydoszyszki nasze!...
ZDZISŁAW
Takie dwory wiejskie, to prawdziwa pamiątka, to karta z historyi obyczaju naszego, która dziwnie jakoś do serca przemawia...
WITOLD
wzdychając.
Aj, aj! jak przemawia!...
JADWIGA
Bo jest on obyczajem ojczystym, naszym, wspólnym... Witold i Zdzisław zwracają się ku sobie twarzami, ale nie patrzą na siebie, Jadwiga przerzuca karty. Alboż ten ustęp z muzyki Jankiela! Czyta.
Muzyk bieży do prymów, przerywa takt, zmąca,
Porusza prymy, bieży z drążkami do basów,
Słychać tysiące coraz głośniejszych hałasów.
Takt marszu, wojna, atak, szturm, słychać wystrzały,
Jęk dzieci, płacze matek... Tak mistrz doskonały
Wydał okropność szturmu, że wieśniaczki drżały,
Przypominając sobie ze łzami boleści.
ZDZISŁAW
z uniesieniem.
O, jak potężnie z kilku wierszy tych przemawia przeszłość...
WITOLD
nieznacznie ocierając łzę z oka.
Oj ta przeszłość... przeszłość!...
ZDZISŁAW
Z całą boleścią swoją...
WITOLD
Aj! aj! i jaką...
JADWIGA
Witold i Zdzisław podnoszą oczy i patrzą chwilę na siebie w milczeniu.
JADWIGA
wstając żywo.
No, uściskajcie się bracia! prędzéj!
WITOLD
z wahaniem i gderliwie.
Prędzéj! wszystko jéj prędzéj!
ZDZISŁAW
poważnie.
Witoldzie! ona ma racyą...
WITOLD
Musi być ma... ale...
ZDZISŁAW
śmiejąc się.
Co tam za ale... Ja nic już nie pamiętam i ty zapomnij i przebacz... roztwiera szeroko objęcia drogi! kochany, „Pokociło się!”
WITOLD
rozrzewniony, ocierając znowu łzę z oka.
Najdroższy, „dam nogę!”ściskają się i całują serdecznie.
JADWIGA
wesoło.
Brawo! brawo! Takim powinien być raz na zawsze, koniec waszych domowych sporów i rywalizacyi...
ZDZISŁAW
Prawda! prawda!
WITOLD
całując Zdzisława.
Święta prawda! przestaje całować i przez chwilę w milczeniu patrzy w oczy Zdzisławowi, potém z wyrazem prośby i zarazem tryumfu w głosie: A taki, kochanieńki, Mickiewicz był litwinem!