Bajki wam niosę, posłuchajcie, dzieci!
Krasicki
Było to 1843 wiosny na Riva degli Schiavoni, albo, jak jeszczejeden nie zatarty napis się wyraża, na Riva degli Slavi; na tym długimwrębie granitowym, zielonymi poprzerywanym kanałami i białymimostami pospajanym, gdzie kilka tysięcy okrętów przystań miewa. Tam,o jutrzni we mgłach odpływają małe statki rybackie z trójkątnymi żaglamilatyńskimi, na których z bizancką surowością nakreślony bywa Marekświęty, albo Piotr, albo Paweł, albo inny apostoł, i czyni wrażenie, żezszedł z rivy i odchodzi po falach... Tam, o południowym świetle widzisztajemnice kolorów Veronesa, Tintoretta, Tycjana... Turcy,Grecy, Ormianie i Słowianie różni, w strojach różnych, z różnym sięakcentem przechadzają, na okręty swe patrząc. Tam, o blasku księżycaznikają okręty w mroku wielkim, a gdzie światło miesięczne wysrebrzyłofalę, lśniący topór, u gondoli dzioba przytwierdzony, profilem zębatym sięokreśla, potem wioślarz półnagi we frygijskiej czapce, potem budka kiremkryta z szybą kryształową, a potem znów drugi kształt wioślarza, a potemblask fali, skrzelą wiosła odepchniętej w światłość księżycową... i tak tamgondole przepływają.