Osoby komedii:
pan Jourdain, mieszczanin
pani Jourdain, jego żona
Lucylla, córka pana Jourdain
Kleont, zalotnik Lucylli
Dorymena, markiza
Dorant, hrabia, zalotnik Dorymeny
Michasia, służąca pana Jourdain
Covielle, służący Kleonta
Nauczyciel Muzyki
Uczeń Nauczyciela Muzyki
Nauczyciel Tańca
Nauczyciel Fechtunku
Nauczyciel Filozofii
Krawiec
Czeladnik krawiecki
dwóch lokajów
Osoby baletu w pierwszym akcie:
Śpiewaczka
dwóch śpiewaków
tancerze
Osoby baletu w drugim akcie:
czeladnicy krawieccy tańczący
Osoby baletu w trzecim akcie:
kucharze tańczący
Osoby baletu w czwartym akcie (Ceremonia turecka):
Mufti
Turcy śpiewający, towarzyszący Muftiemu
Derwisze śpiewający
Turcy tańczący
Osoby baletu w piątym akcie (Balet narodów):
człowiek rozdający książeczki, tańczący
natręty, tańczące
tłum widzów, tańczący
pierwszy elegant
drugi elegant
pierwsza elegantka
druga elegantka
pierwszy gaskończyk
drugi gaskończyk
Szwajcar
Stary mieszczuch gaduła
Stara mieszczka gaduła
Hiszpanie, śpiewający i tańczący
włoszka
włoch
arlekiny
pajace
skoczki
śpiewacy
tancerze
Rzecz dzieje się w Paryżu, w domu pana Jourdain.
AKT PIERWSZY
Orkiestra gra uwerturę, podczas gdy na środku sceny Uczeń Nauczyciela Muzyki układa przy stole arię, którą pan Jourdain zamówił sobie jako serenadę.
SCENA I
Nauczyciel Muzyki, Uczeń Nauczyciela Muzyki, Nauczyciel Tańca, Troje śpiewaków, Dwóch skrzypków, Czterech tancerzy
NAUCZYCIEL MUZYKI
do śpiewaków
Chodźcie, chodźcie do tej sali i zaczekajcie tu, aż nadejdzie!
NAUCZYCIEL TAŃCA
do tancerzy
I wy także, o, z tej strony!
NAUCZYCIEL MUZYKI
do Ucznia
Gotowe?
UCZEŃ
Tak.
NAUCZYCIEL MUZYKI
Zobaczmyż… Doskonale!
NAUCZYCIEL TAŃCA
To coś nowego?
NAUCZYCIEL MUZYKI
Tak, serenada, którą kazałem ułożyć naprędce, czekając, aż się poczciwiec obudzi.
NAUCZYCIEL TAŃCA
Można zobaczyć?…
NAUCZYCIEL MUZYKI
Usłyszysz pan razem ze słowami, skoro on nadejdzie. Będzie tu lada chwila.
NAUCZYCIEL TAŃCA
Nie możemy się teraz skarżyć na brak zajęcia.
NAUCZYCIEL MUZYKI
To prawda. Obaj znaleźliśmy człowieka, jakiego nam było trzeba. To mi gratka dla nas ten pan Jourdain ze swymi pretensjami do szlachectwa i elegancji! Należałoby życzyć pańskiemu tańcowi i mojej muzyce, aby wszyscy byli doń podobni.
NAUCZYCIEL TAŃCA
Niezupełnie; co do mnie, wolałbym, aby klient nieco więcej rozumiał się na rzeczy.
NAUCZYCIEL MUZYKI
Prawda, że się nietęgo rozumie, ale tęgo płaci — a naszym sztukom trzeba tego obecnie więcej niż czegokolwiek.
NAUCZYCIEL TAŃCA
Co do mnie, przyznam, iż mimo wszystko sława ma jednak swój powab. Poklask nie jest dla mnie rzeczą obojętną; uważam, że w jakiej bądź dziedzinie sztuki przykro jest dla artysty popisywać się przed stadem nieuków i zdawać swoje utwory na łaskę barbarzyńskich sądów lada cymbała. Mów, co chcesz, jednak miło jest pracować dla osób zdolnych ocenić delikatne odcienie sztuki, umiejących odczuć piękność dzieła i pochlebnymi słowy uwieńczyć naszą pracę. Tak, najmilsza nagroda, jaką można otrzymać za swą działalność, to wiedzieć, że jest zrozumianą, słyszeć, jak się spotyka z zaszczytnym poklaskiem. Nic, moim zdaniem, nie może lepiej opłacić trudów i nie ma dla uszu wyborniejszej słodyczy niż oświecona i rozumna pochwała.
NAUCZYCIEL MUZYKI
Zgadzam się na to i smakuję w nich niemniej od pana. To pewna, nic milej nie głaska po sercu — ale cóż: z kadzidła nie zrobi się chleba. O samych zachwytach niedaleko człek zajedzie, trzeba dołączyć coś podstawniejszego: najlepszy sposób chwalenia, to chwalić pełnymi rękami. Jest to w istocie człowiek ograniczony, bez wykształcenia; paple i mędrkuje o wszystkim trzy po trzy; jeśli co pochwali, to z pewnością najgłupiej w świecie — ale pieniądze jego prostują sądy jego umysłu, jego sakiewka ma wiele zdrowego rozsądku i smaku, pochwały, którymi nas raczy, posiadają dźwięk czystego złota. Sam widzisz, ten ciemny mieszczuch więcej wart jest dla nas od światłego magnata, który nas tu wprowadził.
NAUCZYCIEL TAŃCA
Jest w tym coś prawdy. Jednakże moim zdaniem za wiele nacisku kładziesz na stronę pieniężną: korzyści materialne są rzeczą tak niską, że nie godzi się przyzwoitemu człowiekowi zdradzać do nich przywiązania.
NAUCZYCIEL MUZYKI
Jednak i ty zgarniasz bez ceremonii dukaty, którymi poczciwiec cię obsypuje.
NAUCZYCIEL TAŃCA
Zapewne, ale nie pokładam w nich całego szczęścia; pragnąłbym, aby przy swoim majątku posiadał także nieco znawstwa i gustu.
NAUCZYCIEL MUZYKI
I ja bym wolał — nad tym też pracujemy, ile w naszej mocy. Tymczasem on daje nam sposobność zyskania w świecie jakiego takiego rozgłosu i płaci za innych to, co inni będą chwalili za niego.
NAUCZYCIEL TAŃCA
Otóż i on.
SCENA II
Pan Jourdain w szlafroku i czapeczce nocnej, Nauczyciel Muzyki, Nauczyciel Tańca, Uczeń Nauczyciela Muzyki, Śpiewaczka, Dwóch śpiewaków, Tancerze, Dwaj lokaje
PAN JOURDAIN
I cóż, panowie? Co słychać? Pokażecie mi teraz swoje figielki?
NAUCZYCIEL TAŃCA
Co? Jakie figielki?
PAN JOURDAIN
No, to… Jakże wy to nazywacie?… Prolog czy dialog.
NAUCZYCIEL TAŃCA
A! A!
NAUCZYCIEL MUZYKI
Wszystko przygotowane.
PAN JOURDAIN
Dałem wam troszkę czekać, ale bo też dzisiaj ustroję się tak, jak się ubierają ludzie dystyngowani… Szelma krawiec przysłał mi parę jedwabnych pończoch: uf, myślałem, że już nigdy nie wdzieję.
NAUCZYCIEL MUZYKI
Najchętniej zaczekamy, aż pan będzie miał wolniejszą chwilę.
PAN JOURDAIN
Proszę was, nie odchodźcie, póki mi nie przyniosą ubrania: chciałbym, abyście mnie widzieli.
NAUCZYCIEL TAŃCA
Co pan rozkaże.
PAN JOURDAIN
Ujrzycie mnie w całej paradzie od stóp aż do głowy.
NAUCZYCIEL MUZYKI
Nie wątpimy o tym.
PAN JOURDAIN
O, kazałem sobie zrobić ten szlafrok…
NAUCZYCIEL TAŃCA
Prześliczny!
PAN JOURDAIN
Krawiec mi powiedział, że cały wielki świat ubiera się tak na rano.
NAUCZYCIEL MUZYKI
Bardzo panu do twarzy.
PAN JOURDAIN
Lokaje! Hej! Gdzie moi lokaje!
PIERWSZY LOKAJ
Co pan rozkaże?
PAN JOURDAIN
Nic. Chciałem się przekonać, czy dajecie baczenie, do Nauczyciela Muzyki i Nauczyciela Tańca Jak się wam podoba moja liberia?
NAUCZYCIEL TAŃCA
Wspaniała!
PAN JOURDAIN
rozchylając poły szlafroka i pokazując obcisłe spodnie z czerwonego i kamizelkę z zielonego aksamitu
To negliżyk, w którym zwykłem odbywać ranne ćwiczenia.
NAUCZYCIEL MUZYKI
Bardzo zgrabny.
PAN JOURDAIN
Lokaje!
PIERWSZY LOKAJ
Jaśnie panie?
PAN JOURDAIN
Drugi lokaj!
DRUGI LOKAJ
Jaśnie panie?
PAN JOURDAIN
zdejmując szlafrok
Trzymajcie! do Nauczyciela Muzyki i Nauczyciela Tańca Dobrze tak?
NAUCZYCIEL TAŃCA
Wybornie, nie można lepiej.
PAN JOURDAIN
Pokażcież swoje sztuczki!
NAUCZYCIEL MUZYKI
Chciałem przedtem, abyś pan usłyszał jedną aryjkę ułożoną wskazując Ucznia do serenady, którą pan był łaskaw zamówić. To jeden z moich uczniów, obdarzony wielkim talentem do rzeczy tego rodzaju.
PAN JOURDAIN
Dobrze, ale nie trzeba było brać ucznia: mogłeś pan sam sobie zadać tę fatygę.
NAUCZYCIEL MUZYKI
Nie trzeba, szanowny panie, fałszywie tłumaczyć sobie nazwy „uczeń”. Tego rodzaju uczniowie nie ustępują największym mistrzom; co zaś do aryjki, jest po prostu zachwycająca. Niech pan posłucha!
PAN JOURDAIN
do lokajów
Dajcie szlafrok, lepiej mi będzie słuchać… Czekajcie, nie: zdaje mi się, lepiej będzie bez szlafroka. Nie, dawajcie zresztą, tak będzie lepiej!
ŚPIEWACZKA
Dzień i noc wzdycham, Iris, długie lata
Pod twojej chatki zbyt nieczułym progiem;
Jeśli to ma być miłości zapłata,
Cóż byś uczynić mogła ze swym wrogiem?
PAN JOURDAIN
Piosenka coś trochę smutna — to mnie usypia; wolałbym, żebyście ją przypieprzyli tu i ówdzie trochę.
NAUCZYCIEL MUZYKI
Melodia musi być dostrojona do słów, proszę pana.
PAN JOURDAIN
Kiedyś nauczył mnie ktoś bardzo ładnej nuty. Czekajcie… zaraz… jak on to powiada?
NAUCZYCIEL TAŃCA
Daję słowo, nie wiem.
PAN JOURDAIN
Coś tam jest o baranie.
NAUCZYCIEL TAŃCA
O baranie?
PAN JOURDAIN
Tak. Aha, mam!
śpiewa
Gdym spotkał mą Jagusię
W wiosenny ów poranek,
Zrazum ją wziął za trusię,
Potulną jak baranek.
Och, och! Och, och!
Dziś, patrząc na jej lico,
Wzdycham: ach, tygrysico!
A co, nie ładna?
NAUCZYCIEL MUZYKI
Prześliczna.
NAUCZYCIEL TAŃCA
I śpiewa pan doskonale!
PAN JOURDAIN
To tak sam z siebie; nie uczyłem się nigdy muzyki.
NAUCZYCIEL MUZYKI
Powinien by się pan uczyć tak jak tańca. To dwie sztuki najściślej ze sobą złączone…
NAUCZYCIEL TAŃCA
Otwierające umysłowi najszlachetniejsze horyzonty…
PAN JOURDAIN
Czy ludzie dystyngowani uczą się także muzyki?
NAUCZYCIEL MUZYKI
Oczywiście.
PAN JOURDAIN
Zatem będę się uczył. Ale nie wiem, doprawdy, gdzie znajdę czas na tę naukę: oprócz fechmistrza, który mię kształci w robieniu szpadą, przyjąłem także nauczyciela filozofii; ma rozpocząć właśnie dziś rano.
NAUCZYCIEL MUZYKI
Filozofia, zapewne, to też coś, ale muzyka, panie, muzyka…
NAUCZYCIEL TAŃCA
Muzyka i taniec… Muzyka i taniec to wszystko, czego człowiekowi potrzeba.
NAUCZYCIEL MUZYKI
Nie ma nic, co by było równie pożyteczne dla państwa jak muzyka.
NAUCZYCIEL TAŃCA
Nie ma nic, co by było ludziom tak niezbędne jak taniec.
NAUCZYCIEL MUZYKI
Bez muzyki państwo nie mogłoby istnieć.
NAUCZYCIEL TAŃCA
Bez tańca człowiek byłby do niczego niezdatny.
NAUCZYCIEL MUZYKI
Wszystkie niesnaski, wszystkie wojny w świecie wynikają tylko z zaniedbania wiedzy muzycznej.
NAUCZYCIEL TAŃCA
Wszystkie nieszczęścia ludzkie, klęski, których tak pełno w historii, głupstwa polityków, przegrane bitwy — wszystko to pochodzi jedynie z niedostatecznej umiejętności tańca.
PAN JOURDAIN
Jakże to?
NAUCZYCIEL MUZYKI
Czy wojna nie wynika z braku jedności?
PAN JOURDAIN
To prawda.
NAUCZYCIEL MUZYKI
Gdyby więc wszyscy uczyli się muzyki, czy nie byłoby to drogą do zgodnego zestroju, który zapewniłby pokój całemu światu?
PAN JOURDAIN
Ma pan słuszność.
NAUCZYCIEL TAŃCA
Skoro człowiek popełni jakiś błąd, bądź w sprawach rodzinnych, bądź w rządzeniu państwem lub prowadzeniu armii, czy nie powiada się: zrobił fałszywy krok?
PAN JOURDAIN
Prawda, mówi się tak.
NAUCZYCIEL TAŃCA
A zrobienie fałszywego kroku czy może wynikać z czego innego, jak z nieumiejętności tańca?
PAN JOURDAIN
Daję słowo, macie słuszność.
NAUCZYCIEL TAŃCA
Chcieliśmy panu tylko wykazać doskonałość i pożyteczność tańca i muzyki.
PAN JOURDAIN
Teraz mi to jest zupełnie jasne.
NAUCZYCIEL MUZYKI
Czy chce pan obecnie poświęcić nam chwilę?
PAN JOURDAIN
Dobrze.
NAUCZYCIEL MUZYKI
Mówiłem już: jest to mała próba wyrażenia rozmaitych rodzajów uczuć za pomocą muzyki.
PAN JOURDAIN
Rozumiem.
NAUCZYCIEL MUZYKI
do śpiewaków
Proszę, chciejcie się zbliżyć! do pana Jourdain Niech pan sobie wyobrazi, że oni są przebrani za pasterzy.
PAN JOURDAIN
Po cóż zawsze za pasterzy? Wszędzie teraz ci pasterze.
NAUCZYCIEL MUZYKI
Skoro się każe ludziom wyrażać myśli za pomocą muzyki, trzeba dla prawdopodobieństwa przenieść ich w świat pasterski. Śpiew był zawsze umiłowany przez pasterzy, nie byłoby zaś rzeczą naturalną, aby na przykład książęta lub mieszczanie wyśpiewywali swe uczucia.
PAN JOURDAIN
Niechże i tak będzie! Zaczynajmy!
WSTAWKA MUZYCZNA
Śpiewaczka i Dwóch śpiewaków
ŚPIEWACZKA
Gdy duszą naszą owładnie kochanie,
Gdy w serce wedrze się młode,
Rozkoszą dlań tęsknota, rozkoszą wzdychanie —
A jednak, oto me zdanie,
Nie masz słodszego nic ponad swobodę.
PIERWSZY ŚPIEWAK
Ach, nie masz słodszego nic nad te zapały,
Nad płomień ów mocny zarazem i tkliwy,
Co w sercach dwóch naraz zagości;
To życia balsam prawdziwy —
Odrzyjcie życie z miłości,
A powab zniknie zeń cały.
DRUGI ŚPIEWAK
I któż by się bronił miłosnej rozterce,
Ach, gdyby wierność była jej nagrodą —
Lecz czyliż spotkał kto pasterkę młodą,
By stałe w piersiach swych nosiła serce?
W tej płci niewdzięcznej, okrutnej
Kto szczęścia szuka, los znajdzie zbyt smutny.
PIERWSZY ŚPIEWAK
Chwilo słodyczy!
ŚPIEWACZKA
Swobody chwile!
DRUGI ŚPIEWAK
Rodzie zwodniczy!
PIERWSZY ŚPIEWAK
Wabisz tak mile!
ŚPIEWACZKA
Was serce życzy!
DRUGI ŚPIEWAK
Na próżno wzgardzić się silę!
PIERWSZY ŚPIEWAK
Ach, porzuć dla miłości nienawiść tak srogą!
ŚPIEWACZKA
Serca bogate w wierności zalety
Istnieć na świecie wszak mogą!
DRUGI ŚPIEWAK
Ach, gdzież ich szukać, niestety!
ŚPIEWACZKA
By bronić więc naszej sławy,
Pokochać cię jam gotowa.
DRUGI ŚPIEWAK
Lecz któż ukoi obawy,
Czy umiesz dotrzymać słowa?
ŚPIEWACZKA
Spróbujmyż więc, czyje serce
Lepiej miłuje i mocniej.
DRUGI ŚPIEWAK
Tak, i niechaj przeniewiercę
Bogowie skarzą wszechmocni!
WSZYSCY TROJE
Uczyńmy stałość swą chlubą
I złączmy nasze zapały —
Jak słodko kochać, jak lubo,
Gdy płomień wierny i trwały!
PAN JOURDAIN
Już koniec?
NAUCZYCIEL MUZYKI
Tak.
PAN JOURDAIN
Doprawdy, niezgorzej sklecone; są tam różne przyśpiewki wcale sobie niczego.
NAUCZYCIEL TAŃCA
Oto znów z mego zakresu mała próbka najpiękniejszych ruchów i najwdzięczniejszych póz, jakimi tylko taniec może być urozmaicony.
PAN JOURDAIN
Znów pasterze?
NAUCZYCIEL TAŃCA
Co się panu podoba, do tancerzy Proszę.
SCENA BALETOWA
czterech tancerzy wykonywa rozmaite rodzaje kroków i ustawia się w różne grupy, stosownie do wskazówek Nauczyciela Tańców
AKT DRUGI
SCENA I
Pan Jourdain, Nauczyciel Muzyki, Nauczyciel Tańca
PAN JOURDAIN
To, to było wcale niegłupie: narodek tęgo wywijał.
NAUCZYCIEL MUZYKI
Skoro taniec przepleciemy muzyką, będzie robił jeszcze korzystniejsze wrażenie; zobaczysz pan, co to za cacko ten balecik, który ułożyliśmy dla pana.
PAN JOURDAIN
Spieszcie się tylko, panowie: osoba, dla której zgotowałem wszystkie te komedie, uczyni mi ten zaszczyt, iż przybędzie tu dziś na obiad.
NAUCZYCIEL TAŃCA
Wszystko gotowe.
NAUCZYCIEL MUZYKI
Zresztą niech pan nie myśli, że to już koniec: osobistość taka jak pan, człowiek prowadzący dom tak wspaniale i mający tyle zrozumienia dla wszystkiego, co piękne, powinien dawać u siebie koncert co środę albo co czwartek.
PAN JOURDAIN
Czy ludzie dystyngowani dają u siebie koncerty?
NAUCZYCIEL MUZYKI
Rozumie się.
PAN JOURDAIN
Więc i ja będę. Czy to ładne?
NAUCZYCIEL MUZYKI
I jak! Potrzeba panu trzech głosów: sopran, tenor i bas; do akompaniamentu zaś altówka, teorban, klawicymbał dla basso continuo i dwoje skrzypiec do riturneli.
PAN JOURDAIN
Trzeba by także postarać się o kobzę. Kobza to mój ulubiony instrument, nadzwyczaj melodyjny.
NAUCZYCIEL MUZYKI
Już my to ułożymy.
PAN JOURDAIN
Niechże pan nie zapomni dostawić muzykantów, którzy mają przyśpiewywać podczas obiadu!
NAUCZYCIEL MUZYKI
Wszystko, czego będzie trzeba.
PAN JOURDAIN
I przede wszystkim, aby balet był ładny.
NAUCZYCIEL MUZYKI
Będzie pan zadowolony, zwłaszcza z paru menuecików, które się w nim znajdą dla pana.
PAN JOURDAIN
Tak, menuet to mój taniec; chciałbym, abyś mnie pan mógł w nim widzieć. Dalej, panie tancmistrzu!
NAUCZYCIEL TAŃCA
Niech pan włoży kapelusz z łaski swojej. Pan Jourdain bierze kapelusz z rąk lokaja i kładzie go na szlafmycę. — Nauczyciel Tańca ujmuje Pana Jourdain za rękę i prowadzi w taniec na nutę menueta, którego sam śpiewa La, la, la, la, la, la, la, la, la, la, la, la, la, la, la, la, la, la, la, la, la, la, la, la, la, la, la, la, la, la. Proszę w takt, jeśli łaska. La, la, la, la, la. Nogi prosto stawiać! La, la, la. Nie ruszać tak ramionami! La, la, la, la, la. Podnieść główkę! Stopy na zewnątrz! La, la, la. Piersi naprzód!
PAN JOURDAIN
No, i cóż?
NAUCZYCIEL MUZYKI
Ależ znakomicie!
PAN JOURDAIN
Aha, jeszcze coś! Naucz mnie pan ukłonu, jaki się składa na powitanie markizy: będzie mi to niedługo potrzebne.
NAUCZYCIEL TAŃCA
Ukłon na powitanie markizy?
PAN JOURDAIN
Tak, markizy imieniem Dorymena.
NAUCZYCIEL TAŃCA
Niechże mi pan poda rękę!
PAN JOURDAIN
Nie, niech pan tylko pokaże; ja zapamiętam.
NAUCZYCIEL TAŃCA
Jeśli pan chce ją pozdrowić z wielkim uszanowaniem, trzeba najpierw cofnąć się nieco wstecz przy pierwszym ukłonie, zbliżyć wśród trzech następnych, przy ostatnim zaś pochylić się aż do jej kolan.
PAN JOURDAIN
Niechże pan popróbuje! Nauczyciel Tańca wykonywa potrójny ukłon Dobrze.
SCENA II
Pan Jourdain, Nauczyciel Muzyki, Nauczyciel Tańca, Lokaj
LOKAJ
Jaśnie panie, przybył mistrz fechtunku.
PAN JOURDAIN
Powiedz, niech wejdzie; tu odbędziemy lekcję. do Nauczyciela Muzyki i Nauczyciela Tańca Chcę, abyście widzieli.
SCENA III
Pan Jourdain, Nauczyciel Fechtunku, Nauczyciel Muzyki, Nauczyciel Tańca, Lokaj trzymający w ręku dwa florety
NAUCZYCIEL FECHTUNKU
wziąwszy dwa florety z rąk lokaja i podawszy jeden panu Jourdain
Proszę pana, ukłon. Ciało prosto. Oprzeć się trochę na lewym udzie! Nogi nie tak szeroko. Stopy na jednej linii. Dłoń na wysokości biodra. Koniec szpady naprzeciw własnego ramienia. Ramię nie tak wyprężone. Lewa ręka na wysokości oka. Lewa łopatka nieco wstecz. Głowa prosto. Patrzeć śmiało! Naprzód! Ciało spokojnie. Proszę się złożyć w kwarcie i atakować tak samo. Raz, dwa. Do pozycji! Jeszcze raz wypad; śmiało! Uskok w tył! Kiedy pan atakuje trzeba, aby szpada szła naprzód, a ciało było dobrze podane wstecz. Raz, dwa. Dalej, złóż się pan w tercji i atakuj tak samo! Naprzód! Ciało spokojnie. Naprzód! Wypad! Raz, dwa. Do pozycji! Jeszcze wypad! Raz, dwa. Skok wstecz! Parować proszę, parować! Nauczyciel Fechtunku daje mu kilka pchnięć, wołając Parować!
PAN JOURDAIN
No i co?
NAUCZYCIEL MUZYKI
Cudów pan dokazujesz!
NAUCZYCIEL FECHTUNKU
Już panu tłumaczyłem, cała tajemnica robienia bronią polega tylko na dwóch rzeczach, to jest, aby bić a nie dostawać. Wykazałem to panu kiedyś w sposób doświadczalny: niepodobieństwem jest, abyś dostał pchnięcie, o ile zdołasz uchylić szpadę przeciwnika od linii własnego ciała, a to znów zależy jedynie od małego ruchu przegubem do wewnątrz albo na zewnątrz.
PAN JOURDAIN
Zatem w ten sposób, choćby nawet człek nie był zbyt odważny, może być pewny, że zabije przeciwnika, a sam nie oberwie?
NAUCZYCIEL FECHTUNKU
Oczywiście; czy nie wykazałem tego na przykładzie?
PAN JOURDAIN
Prawda.
NAUCZYCIEL FECHTUNKU
Z tego wynika jasno, jakim szacunkiem powinno by się nas otaczać w każdym państwie i o ile sztuka robienia bronią góruje nad innymi zbytecznymi umiejętnościami jak taniec i muzyka.
NAUCZYCIEL TAŃCA
Powoli, mości fechmistrzu! Mów no pan o tańcu z większym uszanowaniem!
NAUCZYCIEL MUZYKI
Naucz się pan, jeśli łaska, jak należy cenić dostojeństwo muzyki!
NAUCZYCIEL FECHTUNKU
Śmieszni z was doprawdy ludzie: porównywać swoje figle do mojej sztuki.
NAUCZYCIEL MUZYKI
Patrzcie mi pyszałka!
NAUCZYCIEL TAŃCA
A, to mi pocieszna figura, pajac w tym głupim plastronie!
NAUCZYCIEL FECHTUNKU
Mój ty wielki tancmistrzu, ja cię tu nauczę tańczyć jak należy. A ty, mój wielki muzykancie, zaraz mi zaśpiewasz i to bardzo cienko.
NAUCZYCIEL TAŃCA
Poczekaj, ty ze swoim rożenkiem, ja cię nauczę twojego rzemiosła!
PAN JOURDAIN
Czyś pan oszalał, szukać kłótni z człowiekiem, który ma w małym palcu wszystkie kwarty i tercje i umie zabić człowieka w sposób doświadczalny?
NAUCZYCIEL TAŃCA
Drwię sobie z jego doświadczalnego sposobu, z jego kwartą i tercją razem.
PAN JOURDAIN
do Nauczyciela Tańca
Ostrożnie, mówię!
NAUCZYCIEL FECHTUNKU
do Nauczyciela Tańca
Ejże, pokrako mała!
PAN JOURDAIN
Ależ, panie fechmistrzu!
NAUCZYCIEL TAŃCA
do Nauczyciela Fechtunku
Ejże, ty drągalu!…
PAN JOURDAIN
Ależ, panie tancmistrzu!
NAUCZYCIEL FECHTUNKU
Jak się do ciebie dobiorę…
PAN JOURDAIN
do Nauczyciela Fechtunku
Powoli!
NAUCZYCIEL TAŃCA
Jak ci co przylepię…
PAN JOURDAIN
do Nauczyciela Tańca
Za pozwoleniem!
NAUCZYCIEL FECHTUNKU
Oporządzę cię tak…
PAN JOURDAIN
do Nauczyciela Fechtunku
Ależ proszę!…
NAUCZYCIEL TAŃCA
Tak ci skórę wytataruję…
PAN JOURDAIN
do Nauczyciela Tańca
Jeśli łaska!…
NAUCZYCIEL MUZYKI
Pozwól pan, już my go nauczymy rozumu.
PAN JOURDAIN
do Nauczyciela Muzyki
Dla Boga! Dajże choć pan spokój!
SCENA IV
Nauczyciel Filozofii, Pan Jourdain, Nauczyciel Muzyki, Nauczyciel Tańca, Nauczyciel Fechtunku, Lokaj
PAN JOURDAIN
Na miłość boską, panie filozofie, w samą porę się zjawiasz ze swą filozofią. Chodź pan, pomóż mi ich trochę uspokoić!
NAUCZYCIEL FILOZOFII
Cóż się stało? O co chodzi, panowie?
PAN JOURDAIN
Zaczęli sobie oczy wykłuwać wzajem wyższością swoich zawodów, aż od obelg przyszło prawie do bicia.
NAUCZYCIEL FILOZOFII
Ależ, panowie! Godziż się unosić w podobny sposób? Nie czytaliście uczonej rozprawy o gniewie, którą nam zostawił nieśmiertelny Seneka? Możeż być coś bardziej niskiego i haniebnego niż ta namiętność, która człowieka zamienia w dzikie bydlę? Czyż rozum nie powinien być panem wszystkich uczuć i czynności?
NAUCZYCIEL TAŃCA
Co pan gadasz! Toć on znieważył bezczelnie nas obu, mówiąc ze wzgardą o tańcu i muzyce.
NAUCZYCIEL FILOZOFII
Mądrość podnosi człowieka nad wszystkie zniewagi, najlepszą zaś odpowiedzią na obelgi jest spokój i cierpliwość.
NAUCZYCIEL FECHTUNKU
Toż ci pajace byli na tyle bezczelni, aby swoje rzemiosła przyrównywać mojej sztuce!
NAUCZYCIEL FILOZOFII
Czyż to powinno pana tak poruszać? Nie o czczą sławę i o przodujące stanowisko przystoi ludziom walczyć; roztropność i cnota — oto najlepsze wyróżnienie.
NAUCZYCIEL TAŃCA
Ja twierdzę, iż taniec jest umiejętnością, której nie można czcić nadto wysoko.
NAUCZYCIEL MUZYKI
A ja, że muzyka jest sztuką, którą wszystkie wieki chowały w poszanowaniu.
NAUCZYCIEL FECHTUNKU
A ja powiadam obu, że kunszt robienia bronią jest najpiękniejszym i najużyteczniejszym ze wszystkich.
NAUCZYCIEL FILOZOFII
A czymże będzie w takim razie filozofia? Uważam to z waszej strony za wielkie zuchwalstwo, aby tu, wobec mnie przemawiać z taką butą i wynosić bezczelnie do wysokości nauk rzeczy, których nawet nazwiskiem sztuki zaszczycać się nie godzi i które można jedynie objąć mizernym mianem rębajły, dławidudy i linoskoczka!
NAUCZYCIEL FECHTUNKU
A, ty psi filozofie jeden!
NAUCZYCIEL MUZYKI
Ty bałwanie zakuty!
NAUCZYCIEL TAŃCA
Ty pało wierutna!
NAUCZYCIEL FILOZOFII
Co? Wy łajdaki… filozof rzuca się na nich, zaś wszyscy trzej grzmocą go
PAN JOURDAIN
Panie filozofie!
NAUCZYCIEL FILOZOFII
Bezczelniki! Zuchwalcy! Łotry!
PAN JOURDAIN
Panie filozofie!
NAUCZYCIEL FECHTUNKU
A, bydlę przeklęte!
PAN JOURDAIN
Panowie!
NAUCZYCIEL FILOZOFII
Błazny!
PAN JOURDAIN
Panie filozofie!
NAUCZYCIEL TAŃCA
A to mi osioł koronny!
PAN JOURDAIN
Panowie!
NAUCZYCIEL FILOZOFII
Opryszki!
PAN JOURDAIN
Panie filozofie!
NAUCZYCIEL MUZYKI
Do kaduka z tym gburem!
PAN JOURDAIN
Panowie!
NAUCZYCIEL FILOZOFII
Łotry, szalbierze, hycle, rzezimieszki!
PAN JOURDAIN
Panie filozofie! Panowie! Panie filozofie! Panowie! Panie filozofie!
wychodzą, bijąc się
SCENA V
Pan Jourdain, Lokaj
PAN JOURDAIN
Ech, tarmoście się, ile wam się podoba — ja na to nie poradzę. Nie będę sobie niszczył szlafroka, aby was rozdzielać. Byłbym chyba szalony pchać się między nich i jeszcze oberwać guza.
SCENA VI
Nauczyciel Filozofii, Pan Jourdain, Lokaj
NAUCZYCIEL FILOZOFII
poprawiając kołnierz
Przystąpmyż do lekcji.
PAN JOURDAIN
Wierzaj pan, przykro mi, że pana tak poturbowali.
NAUCZYCIEL FILOZOFII
To drobnostka. Filozof umie z hartem znosić przeciwności losu; napiszę satyrę w stylu Juwenala, w której się załatwię z nimi jak należy. Nie mówmy już o tym! Czegóż się pan pragnie uczyć?
PAN JOURDAIN
Czego się tylko da; chciałbym z całej duszy być uczonym. Nie mogę przeboleć, że rodzice nie dali mnie kształcić za młodu we wszelkich umiejętnościach.
NAUCZYCIEL FILOZOFII
Chwalebne uczucie: nam sine doctrina vita est quasi mortis imago. Rozumiesz pan to? Umiesz po łacinie, oczywiście?
PAN JOURDAIN
Owszem, ale rób pan tak, jakbym nie umiał. Wytłumacz mi, co to znaczy!
NAUCZYCIEL FILOZOFII
Znaczy, że bez nauki życie jest jakoby obrazem śmierci.
PAN JOURDAIN
Ten łacinnik ma słuszność.
NAUCZYCIEL FILOZOFII
Czy masz pan pewne podstawy, jakieś zaczątki umiejętności?
PAN JOURDAIN
O, tak — pisać i czytać.
NAUCZYCIEL FILOZOFII
Od czegóż pragniesz pan, abyśmy rozpoczęli? Chcesz, abym cię poznał z logiką?
PAN JOURDAIN
Cóż to za logika?
NAUCZYCIEL FILOZOFII
Wiedza, która naucza o trojakich operacjach naszego umysłu.
PAN JOURDAIN
Jakież to są te trojakie operacje?
NAUCZYCIEL FILOZOFII
Pierwsza, druga i trzecia. Pierwsza zasadza się na należytym pojmowaniu za pomocą uniwersaliów; druga na należytym osądzeniu za pomocą kategoryj; trzecia zaś na należytym wyprowadzeniu konsekwencyj za pomocą figur: Barbara, Celarent, Darii, Ferio, Baralipton.
PAN JOURDAIN
Jakieś strasznie zakazane przezwiska. Ta logika mi się coś nie wydaje. Czegoś przyjemniejszego.
NAUCZYCIEL FILOZOFII
Chce pan studiować nauki moralne?
PAN JOURDAIN
Moralne?
NAUCZYCIEL FILOZOFII
Tak.
PAN JOURDAIN
Czegóż one uczą, te nauki moralne?
NAUCZYCIEL FILOZOFII
Traktują o szczęściu doczesnym, pouczają, jak hamować namiętności i…
PAN JOURDAIN
Nie, dajmy temu pokój! Jestem pasjonat jak wszyscy diabli i żadna moralność nic na to nie poradzi: kiedy już na mnie przyjdzie, muszę się wykląć do syta.
NAUCZYCIEL FILOZOFII
Chcesz się pan uczyć fizyki?
PAN JOURDAIN
Cóż to za jedna ta fizyka?
NAUCZYCIEL FILOZOFII
Fizyka to nauka, która objaśnia zasady naturalnych zjawisk i właściwości ciał, poucza o przyrodzie żywiołów, metali, minerałów, kamieni, roślin i zwierząt, wskazuje na przyczyny wszelakich meteorów, tęczy, błędnych ogników, komet, błyskawic, grzmotów, piorunów, deszczu, śniegu, gradu, wiatru i wirów powietrznych.
PAN JOURDAIN
Nie… To jakieś straszne huku-puku, straszne huru-buru.
NAUCZYCIEL FILOZOFII
Czegóż więc chcesz, bym pana nauczył?
PAN JOURDAIN
Niech mnie pan nauczy ortografii.
NAUCZYCIEL FILOZOFII
Bardzo chętnie.
PAN JOURDAIN
A potem nauczy mnie pan znać się na kalendarzu, abym wiedział, kiedy jest pełnia, a kiedy nów.
NAUCZYCIEL FILOZOFII
Niech i tak będzie! Aby tedy dobrze wniknąć w myśl pańską i traktować ten przedmiot ze stanowiska filozofii, trzeba zacząć wedle przyrodzonego porządku rzeczy od dokładnego poznania natury głosek i różnorakich sposobów wymawiania tychże. W tym przedmiocie muszę panu powiedzieć, że głoski dzielą się na samogłoski, tak nazwane samogłoskami, ponieważ wyrażają same, czyli czyste głosy, i na spółgłoski, tak nazwane spółgłoskami ponieważ wymawia się je zawsze społem ze samogłoskami i ponieważ oznaczają jedynie różnorodne artykulacje głosowe. Istnieje pięć samogłosek, czyli głosów: A, E, I, O, U.
PAN JOURDAIN
To wszystko rozumiem.
NAUCZYCIEL FILOZOFII
Głoskę A wymawia się, otwierając szeroko usta: A.
PAN JOURDAIN
A, A. Tak.
NAUCZYCIEL FILOZOFII
Głoskę E wyraża się, zbliżając szczękę górną do dolnej: A, E.
PAN JOURDAIN
A, E; A, E. Prawda, prawda. O, jakie to piękne!
NAUCZYCIEL FILOZOFII
Zaś głoskę I, zbliżając jeszcze bardziej szczęki do siebie i rozsuwając kąty ust ku uszom: A, E, I.
PAN JOURDAIN
A, E, I, I, I, I. W istocie. Niech żyje nauka!
NAUCZYCIEL FILOZOFII
Głoska O powstaje wówczas, gdy otwieramy szczęki i zbliżamy wargi dwoma kącikami, górnym i dolnym: O.
PAN JOURDAIN
O, O. Nic słuszniejszego: A, E, I, O, I, O. To cudowne! I, O, I, O.
NAUCZYCIEL FILOZOFII
Otwór ust tworzy przy tym małe kółko, które przedstawia jakby O.
PAN JOURDAIN
O, O, O. Masz pan słuszność: O. Doprawdy, jak to miło coś umieć!
NAUCZYCIEL FILOZOFII
Głoskę U wydaje się, zbliżając do siebie zęby, nie łącząc ich wszelako całkiem i wydłużając wargi ku przodowi tak, iż również zbliżają się do siebie, nie łącząc się całkowicie: U.
PAN JOURDAIN
U, U. Najświętsza prawda: U.
NAUCZYCIEL FILOZOFII
Pańskie wargi wyciągają się tak, jak gdybyś się przedrzeźniał; stąd pochodzi, iż, gdybyś chciał pokrzywić się komuś i zadrwić zeń sobie, nie mógłbyś powiedzieć nic innego, jak tylko: U.
PAN JOURDAIN
To prawda. Ach, czemuż nie uczyłem się wcześniej, aby wiedzieć to wszystko!
NAUCZYCIEL FILOZOFII
Jutro przejdziemy do innych głosek, mianowicie do spółgłosek.
PAN JOURDAIN
Czy i tam są rzeczy tak ciekawe jak tutaj?
NAUCZYCIEL FILOZOFII
Niewątpliwie. Spółgłoskę D na przykład wymawia się, przyciskając koniec języka, do zębów górnych: DA.
PAN JOURDAIN
DA, DA. Prawda. Nie, jakie to piękne, jakie piękne!
NAUCZYCIEL FILOZOFII
Głoskę F, przyciskając zęby górne do wargi dolnej: FA.
PAN JOURDAIN
FA, FA. W istocie! O moi rodzice! Jakiż ja mam żal do was! Jak żeście mnie ciężko ukrzywdzili!
NAUCZYCIEL FILOZOFII
Głoskę R, podnosząc koniec języka aż do górnego podniebienia w ten sposób, iż, potrącony z pewną siłą przez wychodzącą falę powietrza, ustępuje jej i wraca ciągle na to samo miejsce, wprawiony w niejakie drżenie: R, RA.
PAN JOURDAIN
R, R, RA, R, R, R, R, R, RA. To prawda. Co z pana doprawdy za uczony człowiek! Ach, ileż ja czasu straciłem! R, R, R, RA.
NAUCZYCIEL FILOZOFII
Wyłożę panu gruntownie wszystkie te osobliwości.
PAN JOURDAIN
Bardzo pana proszę. A teraz muszę się panu zwierzyć z jedną rzeczą. Kocham się w pewnej bardzo wysoko postawionej osobie i pragnąłbym, abyś mi pomógł napisać bilecik, który chciałbym upuścić u jej stóp.
NAUCZYCIEL FILOZOFII
Bardzo chętnie.
PAN JOURDAIN
To będzie delikatnie, prawda?
NAUCZYCIEL FILOZOFII
Z pewnością. Chce pan napisać wierszem?
PAN JOURDAIN
Nie, nie, nie chcę wierszy.
NAUCZYCIEL FILOZOFII
Wolisz zatem prozą?
PAN JOURDAIN
Nie, nie! Ani wierszem, ani prozą.
NAUCZYCIEL FILOZOFII
Musi być albo jedno, albo drugie.
PAN JOURDAIN
Czemu?
NAUCZYCIEL FILOZOFII
Z tej przyczyny, iż dla wyrażenia myśli posiadamy jedynie wiersz lub prozę.
PAN JOURDAIN
Tylko wiersz lub prozę?
NAUCZYCIEL FILOZOFII
Tak, panie. Wszystko, co nie jest prozą, jest wierszem, a wszystko, co nie jest wierszem, jest prozą.
PAN JOURDAIN
A tak, jak się mówi, to co jest takiego?
NAUCZYCIEL FILOZOFII
To proza.
PAN JOURDAIN
Jak to? Więc kiedy mówię: Michasiu, podaj mi pantofle i przynieś krymkę — to proza?
NAUCZYCIEL FILOZOFII
Tak, panie.
PAN JOURDAIN
Daję słowo, zatem ja już przeszło czterdzieści lat mówię prozą, nie mając o tym żywnego pojęcia! Jestem panu najszczerzej obowiązany, żeś mnie pouczył. Pragnąłbym więc napisać w owym bileciku: „Piękna markizo, twoje piękne oczy sprawiły, iż umieram dla ciebie z miłości” — ale chciałbym, aby to wyrazić w sposób doborowy, żeby to było jakoś zgrabnie powiedziane.
NAUCZYCIEL FILOZOFII
Napiszemy, że płomienie jej oczu obracają w popiół twoje serce, że dzień i noc cierpisz dla niej najgwałtowniejsze…
PAN JOURDAIN
Nie, nie, nic takiego. Chcę tylko to, co powiedziałem: „Piękna markizo, twoje piękne oczy sprawiły, iż umieram dla ciebie z miłości”.
NAUCZYCIEL FILOZOFII
Trzeba to nieco rozwinąć.
PAN JOURDAIN
Nie, mówię panu! Chcę, żeby były tylko te słowa, ale jakoś modnie wykręcone, przyprawione jak się należy. Prosiłbym pana, abyś mi podał, tak, na próbę, rozmaite sposoby, jakimi by to można wyrazić.
NAUCZYCIEL FILOZOFII
Można wyrazić po pierwsze tak, jak pan to powiedziałeś: „Piękna markizo, twoje piękne oczy sprawiły, iż umieram dla ciebie z miłości”. Albo: „Iż z miłości umieram dla ciebie, twoje piękne oczy sprawiły, piękna markizo”. Albo: „Sprawiły piękne oczy twoje, iż z miłości, piękna markizo, umieram dla ciebie”. Albo: „Oczy twoje, iż umieram, piękna markizo, dla ciebie z miłości, sprawiły”. Albo: „Dla ciebie, piękna markizo, iż umieram, sprawiły twoje piękne oczy, z miłości”.
PAN JOURDAIN
Ale z tych wszystkich sposobów któryż jest najlepszy?
NAUCZYCIEL FILOZOFII
Ten, którego pan użyłeś: „Piękna markizo, twoje piękne oczy sprawiły, iż umieram dla ciebie z miłości”.
PAN JOURDAIN
A przecież ja się nie uczyłem — i tak udało mi się trafić od razu! Dziękuję panu z całego serca. Proszę przyjść jutro wcześnie.
NAUCZYCIEL FILOZOFII
Nie omieszkam.
SCENA VII
Pan Jourdain, Lokaj
PAN JOURDAIN
do lokaja
Jak to? Ubrania jeszcze nie przyniesiono?
LOKAJ
Nie, proszę pana.
PAN JOURDAIN
Ten przeklęty krawiec wytrzymuje mnie tak długo i to właśnie dziś, kiedy mam tyle na głowie! To się wściec można! Ażeby febra wytrzęsła tego hycla! Niech go diabli porwą! Niech go zaraza udławi! Gdybym miał teraz w ręku tego wściekłego krawca, tego psa, łotra…
SCENA VIII
Pan Jourdain, Lokaj, Krawiec, Czeladnik niosący ubranie pana Jourdain, Lokaj
PAN JOURDAIN
A, to pan! Już miałem zacząć się gniewać.
KRAWIEC
Nie mogłem wcześniej — dwudziestu robotników pracowało koło pańskiego ubrania.
PAN JOURDAIN
Przysłałeś mi pan pończochy tak ciasne, że ledwo z największym trudem udało mi się je włożyć; dwa oczka mi trzasły.
KRAWIEC
Rozciągną się aż nadto.
PAN JOURDAIN
Pewnie, jeżeli oczka będą ciągle trzaskać. Trzewiki także gniotą mnie straszliwie.
KRAWIEC
Bynajmniej, proszę pana.
PAN JOURDAIN
Jak to: bynajmniej?
KRAWIEC
Wcale nie gniotą.
PAN JOURDAIN
Kiedy ja mówię, że gniotą.
KRAWIEC
Zdaje się panu.
PAN JOURDAIN
Nie zdaje mi się, przecież czuję. Także wmawianie!
KRAWIEC
Proszę pana, oto prześliczny strój dworski, obmyślony jak nie można lepiej. Była to prawdziwa sztuka skomponować ubiór poważny, a jednak nie czarny, ale w kolorze — wyzywam najznakomitszych krawców, czy potrafią rozwiązać to zadanie.
PAN JOURDAIN
Cóż to ma być? Kwiaty łebkami na dół?
KRAWIEC
Nic pan nie mówił, że mają być łebkami do góry.
PAN JOURDAIN
Czyż to trzeba mówić?
KRAWIEC
Oczywiście. Wszystkie dystyngowane osoby tak noszą.
PAN JOURDAIN
Dystyngowane osoby noszą kwiaty na materii w ten sposób?
KRAWIEC
Tak, panie.
PAN JOURDAIN
A, w takim razie wszystko dobrze.
KRAWIEC
Jeśli pan woli, mogę je obrócić ku górze.
PAN JOURDAIN
Nie, nie.
KRAWIEC
Jedno słowo wystarczy.
PAN JOURDAIN
Nie, powiadam! Dobrześ pan zrobił, jak jest. Jak się panu zdaje: czy ubranie będzie dobrze leżało?
KRAWIEC
Pytanie! Konia z rzędem dam malarzowi, jeżeli pędzlem potrafi lepiej dopasować. Mam czeladnika, który w zakresie pludrów jest największym geniuszem świata; drugi znów w skrojeniu kaftana jest wprost bohaterem epoki.
PAN JOURDAIN
Czy peruka i pióra są jak się należy?
KRAWIEC
Wszystko doskonale.
PAN JOURDAIN
przyglądając się krawcowi
O, o, panie majstrze, wszak to materia z mego ostatniego ubrania! Poznaję dobrze.
KRAWIEC
Wydała mi się taka ładna, że kazałem z niej skroić dla siebie.
PAN JOURDAIN
To pięknie, ale nie trzeba było krajać z mojego.
KRAWIEC
Chce pan przymierzyć?
PAN JOURDAIN
Dobrze, dawajcie
KRAWIEC
Niech pan zaczeka! Tak nie idzie. Przyprowadziłem z sobą czeladników, aby pana ubrali do taktu; takiego ubrania nie wkłada się ot tak, bez ceremonii. Hej tam! Chodźcie tu wszyscy!
SCENA IX
Pan Jourdain, Krawiec, Czeladnik krawiecki, Czeladnicy krawieccy tańczący, Lokaj
KRAWIEC
do chłopców
Ubierzcie pana tak, jak się ubiera dystyngowane osoby!
PIERWSZA SCENA BALETOWA
Czterej czeladnicy tańcząc zbliżają się do pana Jourdain. Dwaj ściągają mu spodnie z rannego garnituru, dwaj drudzy zdejmują kamizelkę; potem, ciągle w takt muzyki, wkładają nowe ubranie. Pan Jourdain przechadza się i prezentuje ubiór, aby się przekonać, czy wszystko w porządku.
CZELADNIK
Jaśnie pan raczy coś wyrzucić dla czeladzi!
PAN JOURDAIN
Jak ty mnie tytułujesz?
CZELADNIK
Jaśnie panie.
PAN JOURDAIN
Jaśnie panie! Oto, co znaczy przebrać się po szlachecku! Ubierajże się, człeku, całe życie z mieszczańska, ciekawym, czy usłyszysz od kogo: jaśnie panie, dając pieniądze Masz, masz, za jasnego pana.
CZELADNIK
Pokornie dziękujemy jaśnie oświeconemu panu.
PAN JOURDAIN
Jaśnie oświecony! Och, och! Jaśnie oświecony! Czekaj, przyjacielu! Jaśnie oświecony wart jakiejś nagrody, to nie byle jakie słowo: jaśnie oświecony! Macie tu, daje wam jaśnie oświecony!
CZELADNIK
Dziękujemy jaśnie oświeconemu panu. Pójdziemy zaraz napić się za zdrowie waszej ekscelencji.
PAN JOURDAIN
Waszej ekscelencji! Och, och, och! Czekajcie no, nie odchodźcie! Moja ekscelencja! po cichu na stronie Daję słowo, jeśli dojdzie do „wysokości”, dostanie całą sakiewkę, głośno Bierz, chłopcze! To za ekscelencję!
CZELADNIK
Dziękujemy jaśnie oświeconemu panu za łaskawość.
PAN JOURDAIN
Chwała Bogu, byłbym mu oddał wszystko, co mam przy sobie.
DRUGA SCENA BALETOWA
Czeladnicy tańcząc weselą się z hojności pana Jourdain
AKT TRZECI
SCENA I
Pan Jourdain, Dwaj lokaje
PAN JOURDAIN
Chodźcie za mną! Chcę trochę obnieść po mieście nowe ubranie — ale pamiętajcie postępować krok w krok tuż za mną, aby każdy mógł zaraz zgadnąć, że to moja służba.
LOKAJ
Słuchamy pana.
PAN JOURDAIN
Zawołajcie mi tu Michasię! Mam jej dać parę zleceń. Stójcie: idzie właśnie.
SCENA II
Pan Jourdain, Michasia, Dwaj lokaje
PAN JOURDAIN
Michasiu!
MICHASIA
Co pan każe?
PAN JOURDAIN
Słuchaj no!
MICHASIA
Hi, hi, hi, hi, hi!
PAN JOURDAIN
Czegóż ty się chichoczesz?
MICHASIA
Hi, hi, hi, hi, hi, hi!
PAN JOURDAIN
Co ta szelma wyprawia?
MICHASIA
Hi, hi, hi! Jak też pan wygląda! Hi, hi, hi!
PAN JOURDAIN
Jak to?
MICHASIA
Och, och! Boże! Hi, hi, hi!
PAN JOURDAIN
Cóż to za błazeństwa? Drwisz sobie?
MICHASIA
Ależ nie, panie, gdzieżbym się odważyła. Hi, hi, hi, hi, hi!
PAN JOURDAIN
Oberwiesz po gębie, jeżeli będziesz się dłużej chichotać.
MICHASIA
Panie, nie mogę się nie śmiać. Hi, hi, hi, hi, hi!
PAN JOURDAIN
Nie przestaniesz?
MICHASIA
Ach, panie, niech się pan nie gniewa, ale pan wygląda tak zabawnie, że nie mogę się wstrzymać. Hi, hi, hi!
PAN JOURDAIN
Widział kto takie zuchwalstwo?
MICHASIA
Sto pociech patrzeć na pana. Hi, hi!
PAN JOURDAIN
Ja cię…
MICHASIA
Niech się pan nie gniewa! Hi, hi, hi, hi!
PAN JOURDAIN
Słuchaj, jeśli się jeszcze raz zaśmiejesz, przylepię ci na tę facjatę najtęższy policzek, jaki kiedy ktoś oberwał od stworzenia świata.
MICHASIA
Nie, nie, panie, już koniec: ani się uśmiechnę.
PAN JOURDAIN
No, miej się na baczności! Musisz natychmiast posprzątać…
MICHASIA
Hi, hi!
PAN JOURDAIN
Posprzątać jak należy…
MICHASIA
Hi, hi!
PAN JOURDAIN
Musisz, powiadam, posprzątać jak należy salę i…
MICHASIA
Hi, hi!
PAN JOURDAIN
Jeszcze?
MICHASIA
przewracając się na ziemię od śmiechu
Nie, panie, niech mnie pan wybije, ale niech mi pan pozwoli wyśmiać się do syta — już to wolę! Hi, hi, hi, hi!
PAN JOURDAIN
Do stu czartów!…
MICHASIA
Przez litość, panie, proszę, niech mi pan da się wyśmiać! Hi, hi, hi!
PAN JOURDAIN
Jak cię dopadnę…
MICHASIA
Panie, pa… nie… ja się za… dła… wię, jeżeli się nie wyśmieję. Hi, hi, hi!
PAN JOURDAIN
Nie! Widział kto kiedy taką szelmę! Toż ona w nos się śmieje najbezecniej, zamiast słuchać moich rozkazów!
MICHASIA
Cóż więc pan każe?
PAN JOURDAIN
Abyś się zakrzątnęła, flądro, na przyjęcie gości.
MICHASIA
wstając
Ech, daję słowo, już mi przeszła ochota do śmiechu: pańscy goście robią w domu tyle nieporządku, że to jedno słowo wystarczy, aby mnie wprawić w najgorszy humor.
PAN JOURDAIN
Może dla twej wygody całemu światu mam zamknąć drzwi przed nosem?
MICHASIA
Zdałoby się je zamknąć przynajmniej pewnym figurom.
SCENA III
Pani Jourdain, Pan Jourdain, Michasia, Dwaj lokaje
PANI JOURDAIN
Ho, ho, to znowu coś nowego! Cóż to ma być, mężu, ta cała parada? Czy ty kpisz sobie z ludzi, żeby się tak wysztafirować? Masz ochotę, aby wszyscy sobie na tobie jęzory ostrzyli?
PAN JOURDAIN
Tylko błazny i błaźnice mogą sobie na mnie ostrzyć języki, moja żono.
PANI JOURDAIN
Doprawdy! Myślisz może, że czekali z tym do tej pory — od dawna już cały świat sobie pokpiwa z twoich fanaberyj.
PAN JOURDAIN
I któż to jest ten cały świat, jeśli łaska?
PANI JOURDAIN
Ten cały świat to świat, który zna się na rzeczy i więcej ma w głowie oleju od ciebie. Co do mnie, już te szlacheckie bziki kością w gardle mi stają. Własnego domu, doprawdy, poznać nie mogę. Myślałby kto, że tu co dnia tłusty wtorek: od białego rana, żeby czasu nie tracić, słychać tylko harmider grajków i śpiewaków rozdzierających uszy całemu sąsiedztwu.
MICHASIA
Dobrze nasza pani mówi. Ani sposób domu oporządzić jak się należy przy tej zbieraninie, która wiesza się tu koło pana. Buty mają takie, jak gdyby zbierali nimi błoto po wszystkich przedmieściach, aby je tutaj przynosić; biedna Franusia ostatni dech z siebie wypiera na szorowanie podłogi, którą pańscy śliczni bakałarze zapaskudzają codziennie na nowo.
PAN JOURDAIN
Ejże! Panna Michasia jak na wiejską dziewuchę ma dzióbek strasznie prześcipny!
PANI JOURDAIN
Michasia ma słuszność; to pewna, że rozsądniejsza jest od ciebie. Chciałabym bardzo wiedzieć, na co tobie w twoim wieku nauczyciel tańca?
MICHASIA
I tamten wielki drab od fechtów, który tupie nogami, aż dom się trzęsie, i obcasami wydziera w salonie deski z podłogi?
PAN JOURDAIN
Cicho, baby!
PANI JOURDAIN
Czy masz zamiar brać się do tańca wówczas, kiedy już nogi nie będą cię chciały nosić?
MICHASIA
Czy pan ma ochotę gardło komuś poderżnąć?
PAN JOURDAIN
Cicho siedźcie, powiadam! Nie macie o niczym pojęcia i nie wiecie, co to wszystko robi z człowieka.
PANI JOURDAIN
Ot, wolałbyś pomyśleć, żeby wydać za mąż córkę — ma już lata po temu, aby o niej postanowić.
PAN JOURDAIN
Pomyślę wówczas, kiedy się nastręczy stosowna partia, ale chcę również myśleć o tym, aby się nauczyć pięknych i pożytecznych rzeczy.
MICHASIA
Słyszałam dziś, proszę pani, że pan jeszcze przyjął na omastę profesora filozofii.
PAN JOURDAIN
Owszem, przyjąłem. Chcę zaostrzyć bystrość swego dowcipu, aby móc rozprawiać o wszystkim w dystyngowanym towarzystwie.
PANI JOURDAIN
Zapiszesz się może jeszcze do szkoły i dasz się ćwiczyć rózgą na stare lata?
PAN JOURDAIN
Czemu nie? Dałby Bóg, abym mógł dostać rózgi tu, przy wszystkich, a w zamian umiał to, czego uczą w szkole.
MICHASIA
Na dużo by się to panu zdało!
PAN JOURDAIN
Z pewnością.
PANI JOURDAIN
Wszystko to bardzo potrzebne do prowadzenia domu!
PAN JOURDAIN
Oczywiście. Mówicie jak dwie sroki — wstyd mi waszej ciemnoty, do pani Jourdain Powiedz mi, czy ty wiesz bodaj, co ty mówisz w tej chwili?
PANI JOURDAIN
Owszem. Wiem, że mówię to, co się należy i że czas byłby ci wreszcie nabrać trochę rozumu.
PAN JOURDAIN
Nie o tym teraz mowa. Pytam się, co to są te słowa, które wygłaszasz?
PANI JOURDAIN
Słowa z sensem, którego brakuje twoim postępkom.
PAN JOURDAIN
Mówię ci, nie o tym mowa. Pytam się: to, co ja mówię do ciebie, to, co ci powiadam w tej chwili, co to jest?
PANI JOURDAIN
Brednie.
PAN JOURDAIN
Ech, nie, nie o to chodzi. To, co mówimy oboje, sposób wyrażania się, którego właśnie używamy?
PANI JOURDAIN
No?
PAN JOURDAIN
Jakże się to nazywa?
PANI JOURDAIN
Jak się komu podoba.
PAN JOURDAIN
To proza, ciemna kobieto!
PANI JOURDAIN
Proza?
PAN JOURDAIN
Tak, proza. Wszystko, co jest prozą, nie jest wierszem; co nie jest wierszem, jest prozą. O, widzisz, co to znaczy kształcić się! do Michasi A ty, wiesz ty bodaj, co trzeba zrobić, aby powiedzieć: U?
MICHASIA
Co znowu?
PAN JOURDAIN
A tak. Co robisz, kiedy wymawiasz: U?
MICHASIA
Hę?
PAN JOURDAIN
No, spróbuj! Powiedz no: U.
MICHASIA
No i cóż: U.
PAN JOURDAIN
I cóż robisz?
MICHASIA
Mówię: U.
PAN JOURDAIN
Tak, ale kiedy mówisz: U, co wtedy robisz?
MICHASIA
Robię, co pan każe.
PAN JOURDAIN
Och, skaranie boskie mieć do czynienia z takim bydłem! Wydłużasz wargi ku przodowi i przybliżasz szczękę górną do szczęki dolnej: U. Widzisz? O, jakbym się pokrzywiał: U.
MICHASIA
A to mi cuda!
PANI JOURDAIN
To dopiero coś mądrego!
PAN JOURDAIN
To jeszcze nic! Gdybyście dopiero widziały O i DA, DA i FA, FA!
PANI JOURDAIN
Co mają znaczyć te wszystkie michałki?
MICHASIA
Na cóż to niby skutkuje?
PAN JOURDAIN
Wściekam się, kiedy widzę taką babską ciemnotę!
PANI JOURDAIN
Ech! Powinien byś wyprawić stąd na złamanie karku tych drabów razem z ich facecjami.
MICHASIA
A zwłaszcza tego dryblasa z długim rożnem, który mi rozpędza kurz po całym mieszkaniu.
PAN JOURDAIN
Ejże! Mój fechmistrz tak ci się nie podoba? Zaraz cię przekonam, jakaś głupia, każe podać florety i wciska jeden w rękę Michasi Masz tu: metoda doświadczalna, linia ciała. Kiedy się chce dać kwartę, wystarczy zrobić tak, a kiedy tercję, tak. Oto sposób, aby nigdy nie być zabitym. Czy to nie jest przyjemnie być tak pewnym swojej skóry, kiedy się człowiek ma pojedynkować? Dalej, próbuj nacierać na mnie, tak dla przekonania się!
MICHASIA
No, cóż wielkiego? daje mu kilka pchnięć
PAN JOURDAIN
Zaraz! Hola! Ho! Powoli, błaźnico!
MICHASIA
Kazał pan nacierać.
PAN JOURDAIN
Tak, ale ty walisz tercję, zanim spróbowałaś kwartę, i nie czekasz, aż sparuję!
PANI JOURDAIN
Ty masz bzika, mężu, z tymi wszystkimi fanaberiami, które cię obsiadły od czasu, jak zacząłeś pchać się między szlachtę.
PAN JOURDAIN
Starając się obracać między szlachtą, daję tylko dowód rozumu: pewno, że to więcej warte, niż gnić wśród mieszczuchów.
PANI JOURDAIN
Także coś! Ładne będziesz miał zyski ze swoich szlacheckich znajomości, dobrze wyjdziesz na pięknym hrabiczu, w którymś się tak zacietrzewił.
PAN JOURDAIN
Cicho, babo, pilnuj swojej gęby! Sama nie wiesz chyba, o kim mówisz. To osoba większego znaczenia, niż sobie możesz wyobrazić, figura, którą cenią na dworze! Toć on rozmawia z samym królem, ot, tak, jak ja tu z tobą. Czy to nie jest prawdziwy zaszczyt, gdy wszyscy widzą, że tak dostojna osoba zachodzi po mnie raz po raz, nazywa mnie drogim przyjacielem i postępuje tak, jak gdybyśmy byli sobie równi? Nie masz pojęcia, jaki on łaskaw na mnie: w oczach całego świata obsypuje mnie uprzejmościami — nieraz jestem wprost zawstydzony.
PANI JOURDAIN
Tak, łaskaw, łaskaw i przychlebiań ci nie skąpi, ale za to wszystko pożycza od ciebie pieniędzy.
PAN JOURDAIN
A choćby! Czyż to nie zaszczyt dla mnie pożyczać pieniędzy człowiekowi o takim stanowisku? Czy mogę nie uczynić tego z radością dla wielkiego pana, który mnie nazywa swoim przyjacielem?
PANI JOURDAIN
A on, ten wielki pan, cóż on niby robi dla ciebie?
PAN JOURDAIN
Phi! Rzeczy, którymi by się każdy zdumiał, gdyby były znane światu.
PANI JOURDAIN
Cóż takiego?
PAN JOURDAIN
Basta! Nie mogę powiedzieć więcej. Zresztą, cóż? Pożyczyłem mu pieniędzy, prawda, ale odda mi wszystko z pewnością i to bardzo niedługo.
PANI JOURDAIN
Pewnie. Możesz na to czekać.
PAN JOURDAIN
Rozumie się. Sam powiedział.
PANI JOURDAIN
Tak, tak — i nie omieszka raczyć nie dotrzymać.
PAN JOURDAIN
Dał mi szlacheckie słowo.
PANI JOURDAIN
Brednie!
PAN JOURDAIN
Ech! Ale z ciebie uparta baba, co się zowie. Powiadam ci: dotrzyma słowa — jestem tego pewny.
PANI JOURDAIN
A ja jestem pewna, że nie i że te wszystkie czułości są tylko na to, aby cię wystrychnąć na dudka.
PAN JOURDAIN
Cicho! Oto idzie.
PANI JOURDAIN
Tego nam właśnie było potrzeba. Może znowu przychodzi coś wyłudzić; kiedy go widzę, doprawdy flaki mnie bolą.
PAN JOURDAIN
Cicho siedź, mówię!
SCENA IV
Dorant, Pani Jourdain, Pan Jourdain, Michasia
DORANT
I cóż, panie Jourdain, drogi przyjacielu, jak się pan miewa?
PAN JOURDAIN
Dziękuję, dobrze, do usług pana hrabiego.
DORANT
A pani Jourdain jakże się miewa dzisiaj?
PANI JOURDAIN
Pani Jouidain miewa się tak, jak może.
DORANT
Oho, panie Jourdain, ależ pan dziś wspaniale wystrojony!
PAN JOURDAIN
Jak pan widzi.
DORANT
Doskonale panu, doprawdy, w tym ubraniu; niewielu młodych elegantów na dworze mogłoby się mierzyć z panem.
PAN JOURDAIN
He, he!
PANI JOURDAIN
na stronie
Mądrala: tam go drapie, gdzie go swędzi.
DORANT
Niech się pan obróci! Ależ to wybornie się przedstawia!
PANI JOURDAIN
na stronie
Pewnie: tak samo głupio z przodu, jak i z tyłu.
DORANT
Daję słowo, panie Jourdain, nie uwierzysz, jak mi było spieszno pana oglądać. Nikogo w świecie nie cenię tak jak pana: nie dalej jak dziś rano w gabinecie królewskim mówiłem właśnie o panu.
PAN JOURDAIN
Zbyt pan łaskaw na mnie, doprawdy, panie hrabio, do pani Jourdain W gabinecie królewskim!
DORANT
Ale niech pan będzie łaskaw nakryć głowę!
PAN JOURDAIN
Panie hrabio, wiem, co się komu należy.
DORANT
Mój Boże, niechże pan włoży kapelusz! Po cóż te ceremonie między nami?
PAN JOURDAIN
Panie…
DORANT
Ależ ja proszę o to, panie Jourdain! Wszak jesteśmy przyjaciółmi.
PAN JOURDAIN
Jestem pańskim najniższym sługą, panie hrabio.
DORANT
Zatem i ja nie nakryję głowy, póki pan tego nie uczyni.
PAN JOURDAIN
nakrywając głowę
Wolę być raczej niegrzecznym niż uprzykrzonym.
DORANT
Jestem pańskim dłużnikiem, jak panu wiadomo.
PANI JOURDAIN
na stronie
Tak, wiadomo nam aż nadto dobrze.
DORANT
Był pan na tyle uprzejmym, aby mi kilkakrotnie pożyczyć pieniędzy, i delikatnością swoją zyskał pan mą serdeczną wdzięczność.
PAN JOURDAIN
Pan żartuje chyba, panie hrabio.
DORANT
Jednakże ja mam zwyczaj dopełniać zobowiązań i umiem cenić przysługę, którą mi ktoś wyświadczy.
PAN JOURDAIN
Nie wątpię, panie hrabio.
DORANT
Chciałbym tedy załatwić sprawę — przyszedłem, aby się z panem porachować.
PAN JOURDAIN
po cichu do pani Jourdain
No, widzisz sama teraz swą śmieszną głupotę.
DORANT
Lubię wyrównywać rachunki, jak mogę najrychlej.
PAN JOURDAIN
po cichu do pani Jourdain
A co? Nie mówiłem?
DORANT
Policzmyż zatem, ile panu razem jestem winien.
PAN JOURDAIN
po cichu do pani Jourdain
Oto masz swoje głupie podejrzenia.
DORANT
Czy pamięta pan dobrze, ile mi pan ogółem był łaskaw pożyczyć?
PAN JOURDAIN
Przypomnę sobie. Zrobiłem nawet małą notatkę. Oto właśnie jest. Raz pożyczyłem panu dwieście ludwików.
DORANT
To prawda.
PAN JOURDAIN
Drugim razem sto dwadzieścia.
DORANT
Tak.
PAN JOURDAIN
Kiedy indziej znowu sto czterdzieści.
DORANT
Ma pan słuszność.
PAN JOURDAIN
To razem czterysta sześćdziesiąt ludwików, czyli pięć tysięcy sześćdziesiąt funtów.
DORANT
Zgadza się wybornie. Pięć tysięcy sześćdziesiąt funtów.
PAN JOURDAIN
Tysiąc osiemset trzydzieści dwa funty pańskiemu kapelusznikowi.
DORANT
Prawda.
PAN JOURDAIN
Dwa tysiące siedemset osiemdziesiąt funtów krawcowi.
DORANT
Rzeczywiście.
PAN JOURDAIN
Cztery tysiące trzysta siedemdziesiąt dziewięć funtów dwanaście soldów i osiem denarów innym dostawcom.
DORANT
Słusznie. Dwanaście soldów i osiem denarów — zgadza się.
PAN JOURDAIN
I tysiąc siedemset czterdzieści osiem funtów, siedem soldów i cztery denary siodlarzowi.
DORANT
Wszystko prawda. Ileż to razem czyni?
PAN JOURDAIN
Suma ogólna: piętnaście tysięcy osiemset funtów.
DORANT
Słusznie. Piętnaście tysięcy osiemset funtów. Niech pan jeszcze doliczy dwieście pistolów, które mi pan doda dzisiaj: to uczyni równe osiemnaście tysięcy franków — wypłacę je panu w najbliższych dniach.
PANI JOURDAIN
po cichu do pana Jourdain
Cóż, nie zgadłam?
PAN JOURDAIN
po cichu do pani Jourdain
Cicho!
DORANT
Może panu nie na rękę zaliczyć mi jeszcze tę drobnostkę?
PAN JOURDAIN
Cóż znowu!
PANI JOURDAIN
po cichu do pana Jourdain
Ten człowiek zrobił sobie z ciebie dojną krowę.
PAN JOURDAIN
po cichu do pani Jourdain
Milczeć!
DORANT
Jeśli to panu kłopot sprawia, pójdę poszukać tej sumki gdzie indziej.
PAN JOURDAIN
Ależ nie, panie hrabio.
PANI JOURDAIN
po cichu do pana Jourdain
Nie zaspokoi się, póki cię nie doprowadzi do ruiny.
PAN JOURDAIN
po cichu do pani Jourdain
Milczeć, mówię!
DORANT
Wystarczy słówko powiedzieć, jeśli to panu nie dogadza.
PAN JOURDAIN
Ależ nigdy w świecie!
PANI JOURDAIN
po cichu do pana Jourdain
To czysty rzezimieszek.
PAN JOURDAIN
po cichu do pani Jourdain
Milczże już raz!
PANI JOURDAIN
po cichu do pana Jourdain
Wyssie cię do ostatniego szeląga.
PAN JOURDAIN
po cichu do pani Jourdain
Nie zmilczysz?
DORANT
Każdy ze znajomych najchętniej mi wygodzi tą drobnostką; ponieważ jednak pana uważam za najlepszego przyjaciela, sądziłem, iż uraziłbym go, gdybym się zwrócił gdzie indziej.
PAN JOURDAIN
Zbyt wiele zaszczytu dla mnie, panie hrabio. Pójdę zaraz przynieść tę sumkę.
PANI JOURDAIN
po cichu do pana Jourdain
Co, jeszcze będziesz wpychał w niego pieniądze?
PAN JOURDAIN
po cichu do pani Jourdain
Cóż robić? Jakże chcesz, abym odmówił takiej osobie, człowiekowi, który mówił o mnie dziś rano w gabinecie królewskim?
PANI JOURDAIN
po cichu do pana Jourdain
Z ciebie, doprawdy, skończony i dozgonny dudek!
SCENA V
Dorant, Pani Jourdain, Michasia
DORANT
Wydaje mi się pani jakoś nie w humorze. Co pani jest, pani Jourdain?
PANI JOURDAIN
Co mi ma być? Kontentam jak szczupak na patelni.
DORANT
Gdzież bawi córka pani, panna Lucylla, że jej nie mam zaszczytu oglądać?
PANI JOURDAIN
Moja córka tam bawi, gdzie się znajduje.
DORANT
Jakże jej zdrowie?
PANI JOURDAIN
Lepsze od choroby.
DORANT
Czy nie chciałaby pani którego dnia przyjść razem z córeczką zobaczyć balet i komedię, które mają grać właśnie na pokojach królewskich?
PANI JOURDAIN
Obejdzie się tam bez nas, a jak się nie obejdzie, to i drugie dobrze.
DORANT
Jestem pewien, pani Jourdain, że pani musiała mieć dużo wielbicieli za czasu młodości: z pewnością nie zbywało pani na urodzie i wdzięku.
PANI JOURDAIN
Ta, ta, ta! Cóż to, czy pani Jourdain jest już nadpsuta, czy się jej głowa trzęsie?
DORANT
Ach, daję słowo, przepraszam panią, pani Jourdain! Zapomniałem zupełnie, że pani jest młoda — jestem doprawdy tak roztargniony. Niech mi pani łaskawie wybaczy mą niegrzeczność!
SCENA VI
Pan Jourdain, Pani Jourdain, Dorant, Michasia
PAN JOURDAIN
do Doranta
Oto jest: pełne dwieście ludwików.
DORANT
Zapewniam pana, panie Jourdain, iż jestem panu z całego serca oddany i płonę chęcią wyświadczenia mu jakiej przysługi u dworu.
PAN JOURDAIN
Najmocniej obowiązany.
DORANT
Jeżeli pani Jourdain zechce zobaczyć widowisko królewskie, postaram się dla niej o najlepsze miejsce na sali.
PANI JOURDAIN
Pani Jourdain całuje rączki.
DORANT
po cichu do pana Jourdain
Piękna markiza, jak pana już uwiadomiłem, zjawi się niebawem na balet i ucztę; udało mi się ją wreszcie nakłonić, aby przyjęła zaproszenie na zabawę, którą pan na jej cześć zgotował.
PAN JOURDAIN
Usuńmy się nieco na bok: mam powody.
DORANT
Już od tygodnia pana nie widziałem i nie miałem sposobności nic panu donieść o diamencie, który mi powierzyłeś, abym go wręczył w twoim imieniu, ale bo też nie możesz sobie wyobrazić, jak trudno mi było przezwyciężyć jej skrupuły, zaledwie dzisiaj zgodziła się przyjąć.
PAN JOURDAIN
Jakże się podobał?
DORANT
Była zachwycona; toteż mamy wszelkie prawo spodziewać się, że ten piękny upominek bardzo pana posunie w jej dobrym mniemaniu.
PAN JOURDAIN
Dałby Bóg!
PANI JOURDAIN
do Michasi
On się już dzisiaj chyba od niego nie odczepi.
DORANT
Umiałem zwrócić jej uwagę na wspaniałość daru i wiele mówiłem o pańskim uczuciu.
PAN JOURDAIN
Doprawdy, dobroć pańska przygniata mnie, panie hrabio. Jestem, w istocie, zawstydzony, widząc, jak osoba pańskiego znaczenia zniża się dla mnie do takich usług.
DORANT
Żartuje pan! Czy między przyjaciółmi zważa się na takie rzeczy? Czy pan nie uczyniłbyś dla mnie tego samego, gdyby była sposobność?
PAN JOURDAIN
Och, z pewnością, z całego serca!
PANI JOURDAIN
do Michasi
Jakżebym chciała widzieć go już raz za drzwiami!
DORANT
Co do mnie, nie zważam na nic, gdy chodzi o oddanie przyjacielowi usługi. Skoro tylko mi się zwierzyłeś z miłością do uroczej markizy, z którą łączyły mnie życzliwe stosunki, widziałeś, że natychmiast sam z własnego popędu ofiarowałem się z pomocą.
PAN JOURDAIN
To prawda. Właśnie ta dobroć mnie zawstydza.
PANI JOURDAIN
do Michasi
Czyż on się stąd nie ruszy?
MICHASIA
Dobrali się jak guzik i pętelka.
DORANT
Obrałeś pan najlepszą drogę, aby trafić do jej serca. Kobiety są bardzo tkliwe na wydatki, jakie ktoś dla nich ponosi; toteż pańskie częste serenady, ustawiczne bukiety, wspaniałe ognie sztuczne, które kiedyś wyprawiłeś dla niej na jeziorze, ten świeżo ofiarowany diament i uczta, którą właśnie gotujesz, wszystko to lepiej przemawia na rzecz pańskiej miłości niż wszelkie słowa, którymi sam mógłbyś ją wyrazić.
PAN JOURDAIN
Nie ma wydatków, do których bym nie był gotowy, gdybym wiedział, że tą drogą uda mi się trafić do jej serca. Kobieta dystyngowana ma dla mnie niewysłowiony urok; łaski jej byłyby zaszczytem, którego nie mógłbym zbyt drogo opłacić.
PANI JOURDAIN
po cichu do Michasi
O czym oni mogą tak radzić bez końca? Zajdź no po cichutku i staraj się podsłuchać!
DORANT
Za małą chwilę będziesz się pan mógł napawać do syta rozkoszą jej widoku, oczy twoje będą kosztować tej słodyczy w całej pełni.
PAN JOURDAIN
Aby być zupełnie swobodnym, urządziłem się w ten sposób, iż żona będzie na obiedzie u siostry i spędzi tam cały wieczór.
DORANT
Roztropnieś pan uczynił: obecność jej tutaj byłaby nam bardzo nie na rękę. Dałem już w pańskim imieniu zlecenia kucharzowi i kazałem przygotować wszystko, co potrzebne do baletu. Balet jest mojego pomysłu i, byleby wykonanie odpowiedziało intencjom, jestem pewien, że spotka się…
PAN JOURDAIN
spostrzegając, że Michasia podsłuchuje, i dając jej policzek
Patrzcie ją, błaźnicę jedną! do Doranta Przejdźmy stąd, jeśli łaska, panie hrabio!
SCENA VII
Pani Jourdain, Michasia
MICHASIA
Oberwałam trochę za swoją ciekawość, proszę pani, alem się dowiedziała, że się tutaj coś brzydkiego święci. Oni coś knują za pani plecami.
PANI JOURDAIN
Moja Michasiu, ja już nie od dzisiaj mam podejrzenia. Coś mi się wszystko widzi, że tu się kryje jakaś romansowa sprawka… Koniecznie muszę wybadać, co to takiego. Ale pomówmy o córce! Wiesz, jak Kleont ją kocha — jest to człowiek zupełnie po mojej myśli, pragnę szczerze dopomóc jego staraniom i, jeśli się uda, oddać mu Lucyllę.
MICHASIA
Niech mi pani wierzy, że jestem uszczęśliwiona z tych zamiarów: jeżeli bowiem Kleont podoba się pani dla córki, mnie niemniej przypadł do smaku jego służący dla mnie samej i pragnęłabym, aby w cieniu tamtego małżeństwa mogło i nasze przyjść do skutku.
PANI JOURDAIN
Idź w moim imieniu odszukać Kleonta i powiedz mu, niech przybędzie niezwłocznie, abyśmy mogli razem przedstawić mężowi jego życzenia!
MICHASIA
Spieszę, proszę pani, z ochotą. Nie mogła mnie pani bardziej ucieszyć, sama Mam nadzieję, że jest ktoś, kto podzieli ze mną tę radość.
SCENA VIII
Kleont, Covielle, Michasia
MICHASIA
do Kleonta
Doprawdy, zjawia się pan jak na zawołanie! Mam wesołą nowinę dla pana: właśnie…
KLEONT
Usuń się, przewrotna, i nie staraj się mnie oszukać zdradzieckim szczebiotem!
MICHASIA
Jak to? Tak pan przyjmuje…
KLEONT
Odejdź, powtarzam, i spiesz powiedzieć swej niewiernej pani, że już w życiu nie uda się jej wywieść w pole zbyt łatwowiernego Kleonta!
MICHASIA
Cóż to za kołowacizna? Mój poczciwy Covielle, może ty mi powiesz, co to wszystko znaczy?
COVIELLE
Poczciwy Covielle, ty, żmijko mała! Dalej, prędko, znikaj mi z oczu, niegodziwa, i zostaw mnie w spokoju!
MICHASIA
Jak to? Ty także…
COVIELLE
Ruszaj z mych oczu, powtarzam, i w życiu nie mów do mnie!
MICHASIA
na stronie
Aj, cóż za mucha ukąsiła ich obu? Chodźmy donieść panience o tej ładnej historii!
SCENA IX
Kleont, Covielle
KLEONT
Ha! W ten sposób obchodzić się ze swoim wielbicielem i to najwierniejszym, najprzywiązańszym, jaki kiedykolwiek istniał!
COVIELLE
Doprawdy, niesłychane, co one z nami zrobiły!
KLEONT
Okazuję tej istocie tyle tkliwości i przywiązania, ją tylko kocham na świecie, nie widzę po prostu nic poza nią, ona jest celem wszystkich mych starań, pragnień, radości, mówię, myślę, śnię tylko o niej, oddycham tylko dla niej, serce moje dla niej tylko bije — i oto nagroda takiego uczucia! Nie widzę jej całe dwa dni, dla mnie dwa wieki straszliwe; spotykam ją przypadkiem: na ten widok serce przestaje mi bić ze wzruszenia, radość tryska z mej twarzy, w upojeniu szczęścia lecę ku niej, a ta niewdzięczna odwraca po prostu głowę i przechodzi obojętnie, jak gdyby w życiu nie widziała mnie na oczy!
COVIELLE
Z ust mi pan wyjąłeś to wszystko.
KLEONT
Powiedz, Covielle, czy może coś w świecie dorównać przewrotności niewdzięcznej Lucylli?
COVIELLE
Albo tej hultajki Michasi. Niech pan sam przyzna!
KLEONT
Po tylu żarliwych ofiarach, westchnieniach i przysięgach, które niosłem w hołdzie jej powabom!
COVIELLE
Po tylu wytrwałych grzecznościach, wysługach i staraniach, które świadczyłem jej w kuchni!
KLEONT
Tyle łez, którymi zrosiłem jej kolana!
COVIELLE
Tyle wiader wody, które za nią wyciągnąłem ze studni!
KLEONT
Tyle zapału, który mógł dowieść, iż kocham ją więcej niż samego siebie!
COVIELLE
Tyle żaru, który wycierpiałem, obracając za nią rożen!
KLEONT
I ona ucieka ode mnie ze wzgardą!
COVIELLE
Bezczelnie odwraca się plecami!
KLEONT
To przewrotność godna najsurowszej kary.
COVIELLE
Zdrada zasługująca na tysiąc policzków.
KLEONT
Proszę cię, nie waż się rzec ni słowa w jej obronie.
COVIELLE
Ja, panie? Niech mnie Bóg strzeże!
KLEONT
Nie próbuj uniewinniać postępku niewiernej!
COVIELLE
Niech się pan nie boi!
KLEONT
Na nic by się nie zdało wszystko, co mógłbyś powiedzieć w tej mierze.
COVIELLE
Ani mi się śni.
KLEONT
Chcę wytrwać w mej urazie i zerwać wszelkie stosunki.
COVIELLE
Bardzo słusznie.
KLEONT
Kto wie, czy ten pan hrabia, który zachodzi tutaj, nie zawrócił jej w głowie; dusza jej, widzę dobrze, idzie na lep światowych błyskotek. Ale honor nie pozwala mi czekać chwili, aż niewierność stanie się oczywistą. Skoro jej serce dąży do odmiany i ja nie dam się wyprzedzić: nie będzie tryumfować, że to ona mnie porzuciła.
COVIELLE
Bardzo dobrze! Dzielę najzupełniej pańskie uczucia.
KLEONT
Zespól się ze mną w urazie i podsycaj mą zawziętość w walce z resztkami miłości, gdyby chciały przemawiać w jej obronie! Zaklinam cię, mów mi o niej, co możesz najgorszego! Odmaluj jej osobę w sposób, który by zbudził we mnie jeno wzgardę, obrzydź mi Lucyllę, wytykaj wszystkie błędy, których kiedykolwiek się w niej dopatrzyłeś!
COVIELLE
Ona, panie? Ta wymuskana lala, ta mizdrząca się gąska! Miał się też pan w kim zadurzyć! To kąsek bardzo pospolity, doprawdy; znajdziesz pan sto innych, o ileż godniejszych! Po pierwsze: ma małe oczy.
KLEONT
Prawda, małe, ale za to ile w nich ognia, ile blasku, bystrości! Czyż mogą być w świecie oczy bardziej wnikające do duszy?
COVIELLE
Usta duże…
KLEONT
Tak, ale pod względem powabu nie mają sobie równych w świecie: to usta najbardziej pożądane, pociągające, najbardziej miłosne pod słońcem.
COVIELLE
Wzrost nikły…
KLEONT
Tak, ale zgrabna i harmonijna w ruchach.
COVIELLE
Mizdrzy się…
KLEONT
To prawda, ale czyni to z niewysłowionym wdziękiem: każde jej poruszenie posiada dziwny czar, któremu serce oprzeć się nie może.
COVIELLE
Co się tyczy dowcipu…
KLEONT
Ach, ma go, Covielle, i jaki! Żywy, wykwintny!
COVIELLE
Jej rozmowa…
KLEONT
Czarująca!
COVIELLE
Jest zawsze poważna.
KLEONT
Chciałbyś, aby bezustannie buchała wesołością bez przyczyny i treści? Możeż być coś bardziej niecierpliwiącego niż kobieta, co się wciąż chichocze za lada pozorem?
COVIELLE
No, ale to pan przyzna, że jest najkapryśniejszą istotą pod słońcem.
KLEONT
Tak, jest kapryśna, przyznaję, ale wszak piękności wszystko jest do twarzy i wszystko można darować za tyle powabu.
COVIELLE
Skoro więc tak rzeczy stoją, widzę, że pan ma zamiar kochać ją stale i niezmiennie.
KLEONT
Ja? Raczej umrzeć! Pragnę odtąd nienawidzieć tyle, ile poprzednio kochałem.
COVIELLE
Jakże pan tego dokaże, skoro posiada w pańskich oczach same doskonałości?
KLEONT
Tym chlubniejszą będzie zemsta: przez to właśnie chcę dowieść hartu mego serca, iż ją znienawidzę i rzucę, mimo że jest dla mnie najpiękniejszą, najmilszą i najpowabniejszą pod słońcem. Otóż i ona.
SCENA X
Lucylla, Kleont, Covielle, Michasia
MICHASIA
do Lucylli
Co do mnie, doprawdy, trzęsę się z oburzenia.
LUCYLLA
To nic innego, tylko to, co ci mówię, Michasiu. Ale otóż i on.
KLEONT
do Covielle'a
Nie odezwę się nawet.
COVIELLE
I ja za panem.
LUCYLLA
Co się stało, Kleoncie, o cóż ci chodzi?
MICHASIA
Co ci dolega, Covielle?
LUCYLLA
Co za zmartwienie cię dręczy?
MICHASIA
Cóż za humory cię napadły?
LUCYLLA
Czyś zaniemiał, Kleoncie?
MICHASIA
Czyś mowę stracił, Covielle?
KLEONT
Widziałże kto tyle obłudy?
COVIELLE
Judasz w spódnicy!
LUCYLLA
Domyślam się, że nasze niedawne spotkanie jest przyczyną twego wzburzenia.
KLEONT
do Covielle'a
Oho! Sama czuje, co uczyniła.
MICHASIA
Nasze ranne przyjęcie sprawiło pewnie te dąsy.
COVIELLE
do Kleonta
Zgadły, skąd wiatr wieje.
LUCYLLA
Prawda, Kleoncie, że to jest powód twej urazy?
KLEONT
Tak, wiarołomna, to właśnie, jeżeli chcesz prawdy! Ale przyszedłem ci powiedzieć, że nie będziesz się cieszyła, jak mniemasz, chwałą swej niewierności. Pierwszy chcę zerwać z tobą, nie doczekasz się tej przyjemności, abyś ty miała mi dać odprawę. Ciężko mi będzie, to pewna, zwalczyć miłość, którą mam dla ciebie, sprawi mi to wiele przykrości, będę jakiś czas cierpiał — ale potrafię się przemóc i raczej przeszyję własne serce niż okażę tę słabość, bym miał do ciebie wrócić.
COVIELLE
I ja ditto, moja panienko.
LUCYLLA
To mi, doprawdy, wiele hałasu o nic! Powiem ci więc, Kleoncie, co za przyczyna kazała mi dziś rano unikać spotkania.
KLEONT
odchodząc i wymykając się Lucylli
Nie, nie chcę słyszeć o niczym.
MICHASIA
do Covielle'a
Posłuchaj, powiem ci, czemuśmy was minęły tak spiesznie.
COVIELLE
również odchodząc i wymykając się Michasi
Niczegom nieciekawy.
LUCYLLA
idąc za Kleontem
Dowiedz się, że dziś rano…
KLEONT
chodząc ciągle i nie patrząc na Lucyllę
Nic, powiadam!
MICHASIA
idąc za Coviellem
Usłysz więc…
COVIELLE
chodząc ciągle i nie patrząc na Michasię
Nie, zdrajczyni!
LUCYLLA
Słuchaj!
KLEONT
To na próżno.
MICHASIA
Pozwól mi mówić!
COVIELLE
Głuchy jestem.
LUCYLLA
Kleoncie!
KLEONT
Nie.
MICHASIA
Covielle!
COVIELLE
Nici z tego.
LUCYLLA
Wstrzymaj się!
KLEONT
Baśnie.
MICHASIA
Posłuchaj!
COVIELLE
Brednie.
LUCYLLA
Chwileczkę!
KLEONT
Ani chwili.
MICHASIA
Troszkę cierpliwości!
COVIELLE
Tarara!
LUCYLLA
Dwa słowa!
KLEONT
Nie — skończone.
MICHASIA
Słóweczko!
COVIELLE
Już przepadło.
LUCYLLA
przystając
Dobrze więc, skoro nie chcesz mnie wysłuchać, możesz zostać przy swoim mniemaniu i uczynić, co sam uznasz za stosowne.
MICHASIA
również przystając
Kiedyś taki, rób sobie, co ci się podoba!
KLEONT
obracając się do Lucylli
Usłyszmyż więc przyczynę tak uprzejmego przyjęcia.
LUCYLLA
odchodząc i wymijając Kleonta
Ani myślę. Teraz już ja nie powiem.
COVIELLE
obracając się do Michasi
Gadajże więc, co to było!
MICHASIA
również odchodząc i wymijając Covielle'a
Odeszła mi ochota.
KLEONT
idąc za Lucyllą
Chciej mi pani wyjaśnić…
LUCYLLA
chodząc ciągle i nie patrząc na Kleonta
Nie, nic nie wyjaśnię…
COVIELLE
idąc za Michasią
Opowiedz więc…
MICHASIA
chodząc ciągle i nie patrząc na Covielle'a
Nie, nic nie opowiem.
KLEONT
Ja proszę.
LUCYLLA
Nie, powiadam.
COVIELLE
Przez litość!
MICHASIA
Nic z tego.
KLEONT
Błagam cię, pani!
LUCYLLA
Zostaw!
COVIELLE
Zaklinam cię!
MICHASIA
Umykaj stąd!
KLEONT
Lucyllo!
LUCYLLA
Nie.
COVIELLE
Michasiu!
MICHASIA
Za nic.
KLEONT
Na Boga!
LUCYLLA
Nie chcę.
COVIELLE
Przemów do mnie!
MICHASIA
Ani myślę.
KLEONT
Rozwiej moje zwątpienie!
LUCYLLA
Nie — możesz przy nim pozostać.
COVIELLE
Ulecz mą duszę!
MICHASIA
Ani mi się śni.
KLEONT
Dobrze więc! Jeśli tak mało ci na tym zależy, aby uśmierzyć me zgryzoty i usprawiedliwić niegodny sposób, w jaki przyjęłaś me zapały, dobrze więc, niewdzięczna, widzisz mnie po raz ostatni w życiu: idę z dala od ciebie umrzeć z miłości i żalu.
COVIELLE
do Michasi
I ja za panem.
LUCYLLA
do Kleonta, który chce odejść
Kleoncie!
MICHASIA
do Covielle'a, który idzie za panem
Covielle!
KLEONT
zatrzymując się
Co takiego?
COVIELLE
zatrzymując się również
O co chodzi?
LUCYLLA
Gdzie idziesz?
KLEONT
Już powiedziałem.
COVIELLE
Idziemy umrzeć.
LUCYLLA
Ty chcesz umrzeć, Kleoncie?
KLEONT
Tak, okrutna, skoro tego pragniesz.
LUCYLLA
Ja! Ja pragnę, abyś umarł?
KLEONT
Tak, ty.
LUCYLLA
I któż ci to powiedział?
KLEONT
zbliżając się do Lucylli
Czy nie znaczy, iż chcesz mojej śmierci, skoro nie chcesz rozproszyć mego niepokoju?
LUCYLLA
Czyż to moja wina? Toż, gdybyś chciał wysłuchać, byłabym ci dawno wyjaśniła, że owo chłodne przyjęcie dziś rano spowodowała jedynie obecność starej ciotki, która uważa, iż samo zbliżenie mężczyzny uchybia młodej panience, prawi nam ustawicznie kazania na ten temat i przedstawia wszystkich mężczyzn jako diabelskie i zapowietrzone istoty.
MICHASIA
do Covielle'a
Oto i cała tajemnica.
KLEONT
Nie zwodzisz mnie, Lucyllo?
COVIELLE
do Michasi
Nie bierzesz ty mnie na kawał?
LUCYLLA
do Kleonta
Nic prawdziwszego pod słońcem.
MICHASIA
do Covielle'a
Samiutenieczka prawda.
KLEONT
Ach, Lucyllo, jak rychło jedno słowo z twoich ust umie ukoić burze mego serca! Jak łatwo jest przekonać kogoś, kto tak bardzo kocha!
COVIELLE
Jak one nas za nos wodzą, te szelmy z piekła rodem!
SCENA XI
Pani Jourdain, Kleont, Lucylla, Covielle, Michasia
PANI JOURDAIN
Cieszę, się, że cię spotykam, Kleoncie: zjawiłeś się w samą porę. Mąż właśnie idzie — skorzystaj ze sposobności, aby się oświadczyć o rękę Lucysi!
KLEONT
Ach, pani, jakże miłe mi są te słowa i jak odpowiadają mym najszczerszym pragnieniom! Czyż mógłbym otrzymać rozkaz bardziej ponętny, łaskę bardziej cenną?
SCENA XII
Kleont, Pan Jourdain, Pani Jourdain, Lucylla, Covielle, Michasia
KLEONT
Panie, nie chciałem się uciekać do niczyjego pośrednictwa, aby panu przedłożyć prośbę, z którą noszę się już od dawna. Dotyczy mnie ona dosyć blisko, abym miał prawo sam z nią wystąpić — bez długich tedy omówień powiem panu, iż śmiem ubiegać się o łaskę zostania pańskim zięciem.
PAN JOURDAIN
Zanim odpowiem, proszę, chciej mnie objaśnić, czy jesteś szlachcicem?
KLEONT
Szanowny panie, większość ludzi nie wahałaby się długo na mym miejscu z odpowiedzią: ten i ów przywłaszcza sobie tę godność bez najmniejszego skrupułu; kradzież taka stała się dziś niemal zwyczajem. Co do mnie, wyznaję, że mam na tym punkcie nieco surowsze zapatrywania. Uważam, że wszelkie szalbierstwo niegodne jest uczciwego człowieka, że dowodem niskich uczuć jest ukrywać urodzenie, które niebo dało nam w udziale, stroić się w oczach świata w samozwańcze tytuły oraz podawać się za to, czym się nie jest w istocie. Pochodzę z rodziny, która od dawna z ojca na syna piastowała zaszczytne urzędy; miałem honor spędzić sześć lat w służbie wojskowej i posiadam tyle majątku, aby zajmować w świecie miejsce dość poczesne — mimo to jednak nie chcę nadużywać miana, do którego wielu na mym miejscu przyznałoby sobie prawo, i powiem otwarcie, że szlachcicem nie jestem.
PAN JOURDAIN
Daj rękę, drogi panie, ale córka moja nie dla ciebie!
KLEONT
Jak to?
PAN JOURDAIN
Nie jesteś szlachcicem, nie możesz być mężem mojej córki.
PANI JOURDAIN
Co tobie się ubzdurało w głowie z twoim szlachectwem? Czy może myśmy się poczęli z żebra świętego Ludwika?
PAN JOURDAIN
Cicho bądź, moja połowico! Już zaczynasz swoją piosenkę?
PANI JOURDAIN
Czy nasi rodzice byli czym innym niż uczciwymi mieszczanami?
PAN JOURDAIN
Proszę mi bez przezwisk.
PANI JOURDAIN
Może twój ojciec nie był kupcem, tak samo jak i mój?
PAN JOURDAIN
Diabli nadali babę! Zawsze ją język świerzbi. Jeśli twój ojciec był kupcem, tymci gorzej dla niego, ale, co się tyczy mego ojca, tylko skończeni durnie mogą bajać takie rzeczy. Krótko mówiąc, chcę mieć zięcia szlachcica i basta.
PANI JOURDAIN
Córce potrzeba męża, który by jej odpowiadał; lepiej jej iść za porządnego człowieka, który jest przy tym zamożny i przystojny, niż za jakiego szlachciurę, dziada i niedołęgę.
MICHASIA
To prawda! Na przykład syn dziedzica z naszej wioski: toż to największy niezguła i najgłupszy wałkoń, jakiegom kiedy na oczy widziała.
PAN JOURDAIN
do Michasi
Cicho siedź, błaźnico! Zawsze się musisz wtrącać. Majątku mam dosyć sam dla córki, trzeba mi tylko zaszczytnego tytułu: chcę, aby została markizą.
PANI JOURDAIN
Markizą?
PAN JOURDAIN
Tak, markizą,
PANI JOURDAIN
Niechże mnie Bóg broni!
PAN JOURDAIN
To moja niewzruszona wola.
PANI JOURDAIN
A ja powiadam, że na to nigdy się nie zgodzę. Takie pchanie się wyżej niż Pan Bóg człeka stworzył, kończy się zawsze bardzo smutno. Wcale nie mam ochoty, aby pan zięć miał wymawiać córce jej rodziców i aby jej dzieci wstydziły się nazywać mnie babką. Niechże przypadkiem zajdzie do mnie w odwiedziny wystrojona jak wielka dama i zapomni przez nieuwagę pozdrowić jakiego pana sąsiada lub panią sąsiadkę, co by to zaraz były za gadania! „Patrzcie no — tak by mówiono — jak ona zadziera nosa, ta pani markiza! A przecież to córka pana Jourdain; ot, pamiętam ją takim bębnem; kontenta była, kiedy się mogła z nami bawić w ślepą babkę. Nie zawsze była taką damą: toć obaj dziadkowie sprzedawali sukno koło bramy św. Innocentego. Ba! Zostawili dzieciom wcale ładny mająteczek, który teraz może drogo im przychodzi opłacić na tamtym świecie: z uczciwości nie bogaci się człowiek tak łatwo”. Nie mam wcale ochoty, żeby sobie na mnie ostrzyli języki; chcę po prostu człowieka, który byłby mi wdzięczny za mą córkę i któremu bym mogła powiedzieć: siadajże, miły zięciu, i zjedz z nami obiadek!
PAN JOURDAIN
Oto uczucia godne ciasnego pojęcia, chcieć na zawsze grzęznąć w mizerii swego stanu! Nie sprzeczaj się dłużej! Córka moja będzie markizą na przekór całemu światu, a jeżeli mnie będziesz drażnić, to zrobię z niej księżnę!
SCENA XIII
Pani Jourdain, Lucylla, Kleont, Covielle, Michasia
PANI JOURDAIN
Kleoncie, nie trać jeszcze odwagi!
do Lucylli
Chodź za mną, córko, i powiedz stanowczo ojcu, że, jeżeli nie wyda cię za niego, nie chcesz iść za nikogo!
SCENA XIV
Kleont, Covielle
COVIELLE
Diablich się pan dopytał zysków za swoje wzniosłe uczucia!
KLEONT
Cóż chcesz? Mam na tym punkcie drażliwość, z której przykład drugich wyleczyć mnie nie zdoła.
COVIELLE
Czy pan sobie żartuje, aby brać rzeczy na serio z tego rodzaju człowiekiem? Czyż pan nie widzi, że on ma bzika? Cóż panu szkodziło dostroić się do jego urojeń?
KLEONT
Masz słuszność, ale nie myślałem, że trzeba się będzie wywodzić ze szlachectwa, aby zostać zięciem pana Jourdain.
COVIELLE
Ha, ha, ha!
KLEONT
Z czegóż się śmiejesz?
COVIELLE
Z pewnej myśli, która mi przyszła do głowy. A gdyby tak za jednym zachodem zadrwić sobie z tego dudka, a zarazem uzyskać to, czego pan pragnie?
KLEONT
W jaki sposób?
COVIELLE
Pomysł wcale ucieszny.
KLEONT
Cóż takiego?
COVIELLE
Przedstawiano niedawno w mieście maskaradę, która by tutaj znakomicie się nam nadała. Chciałbym tedy spożytkować to widowisko i wyprawić poczciwcowi paradną hecę. Trąci to wprawdzie komedią i to grubą, ale z nim można sobie na wszystko pozwolić: nie potrzeba zbytnio wytężać mózgownicy. Pewien jestem, iż pan Jourdain odegra cudownie swą rolę i przyjmie w świętej naiwności za dobrą monetę każde najdziksze błazeństwo. Mam aktorów i kostiumy pod ręką… Niech mi pan pozwoli działać!
KLEONT
Ale wytłumacz…
COVIELLE
Wszystko panu objaśnię. Chodźmy stąd, właśnie wraca!
SCENA XV
Pan Jourdain sam
PAN JOURDAIN
Cóż za dziwactwa! Wszyscy na mnie powstają za tych wielkich panów, a, doprawdy, cóż może być milszego i godziwszego niż szukanie ich towarzystwa? Czyż ono nie przynosi jedynie zaszczytu i przyjemności? Ba, oddałbym chętnie dwa palce u ręki, aby się urodzić hrabią lub markizem.
SCENA XVI
Pan Jourdain, Lokaj
LOKAJ
Jaśnie panie, przybył właśnie pan hrabia pod rękę z jakąś damą.
PAN JOURDAIN
Ach, Boże, a ja mam jeszcze wydać kilka rozporządzeń. Powiedz, że zjawię się za chwilę.
SCENA XVII
Dorymena, Dorant, Lokaj
LOKAJ
Pan powiada, że zjawi się za chwilę.
DORANT
Dobrze już, dobrze.
SCENA XVIII
Dorymena, Dorant
DORYMENA
Doprawdy, lękam się, Dorancie, że popełniam wielką nieostrożność, pozwalając ci się prowadzić w ten sposób do zupełnie obcego domu.
DORANT
Gdzież zatem każesz pani szukać schronienia mej miłości, która ci pragnie zgotować tę małą rozrywkę? Wszak dla zachowania pozorów nie chciałaś pozwolić, aby się to odbyło w twoim, ani też w moim domu.
DORYMENA
Ale tego nie bierzesz w rachubę, że dowody czułości, jakich doznaję od ciebie niemal co dzień, wkładają na mnie z każdym dniem coraz to większe zobowiązania. Daremnie próbuję się bronić: twoja wytrwałość, choć na pozór słodka i uległa, wyczerpuje mój opór i sprawia, iż powoli uzyskujesz wszystko, czego zapragniesz. Zaczęło się od częstych wizyt, potem przyszły oświadczenia, po nich serenady i zabawy, wreszcie podarki. Opierałam się długo, ale pan niczym się nie zrażasz i piędź po piędzi umiesz zdobywać grunt mej przychylności. Co do mnie, za nic już ręczyć dziś nie mogę: zaczynam wierzyć, iż w końcu uda ci się doprowadzić mnie do małżeństwa, od którego byłam zrazu tak daleka.
DORANT
Na honor, pani, już dawno powinno się było na tym skończyć. Jesteś wdową, zależysz tylko od siebie, ja również jestem wolny i kocham panią nad życie — cóż stoi na przeszkodzie, abyś dziś jeszcze uczyniła mnie najszczęśliwszym z ludzi?
DORYMENA
Mój Boże! Dorancie, wiele trzeba przymiotów z obu stron, aby żyć razem szczęśliwie. Wszak dwojgu najrozsądniejszym nawet istotom nie zawsze się udaje stworzyć związek, z którego by później były zadowolone.
DORANT
Żartuje pani! I po cóż dopatrywać się tylu trudności? Jedno doświadczenie, które pani uczyniła, nie przesądza wszak o innych.
DORYMENA
Słowem, wracam ciągle do tego samego — wydatki, które dla mnie podejmujesz, niepokoją mnie z dwojakiej przyczyny: po pierwsze zobowiązują mnie mocniej, niżbym pragnęła, po drugie, bez urazy, pewna jestem, iż nie przychodzą panu bez kłopotu, a tego bym bardzo nie chciała.
DORANT
Och, pani, to drobiazg i jeżeli o to jedynie…
DORYMENA
Wiem, co mówię. Pomijając inne rzeczy, sam diament, do którego przyjęcia pan mnie wprost zmusił, posiada taką wartość…
DORANT
Błagam panią, nie chciej przeceniać tej drobnostki, która miłości mojej wydaje się zbyt niegodną ciebie, i pozwól… Otóż i gospodarz domu.
SCENA XIX
Pan Jourdain, Dorymena, Dorant
PAN JOURDAIN
(uczyniwszy dwa ukłony i znalazłszy się zbyt blisko Dorymeny)
Trochę w tył, wielmożna pani.
DORYMENA
Jak to?
PAN JOURDAIN
Jeden krok, jeżeli łaska.
DORYMENA
O co chodzi?
PAN JOURDAIN
Niech się pani trochę cofnie, abym mógł trzeci raz.
DORANT
Tak, pani, pan Jourdain zna się na formach.
PAN JOURDAIN
Pani, jest to dla mnie niezmierną chwałą ujrzeć się dość szczęśliwym, aby dostąpić tej radości spotkania się z tym szczęściem, iż jesteś tak łaskawą uszczęśliwić mnie tą łaską, aby mi uczynić zaszczyt zaszczycenia mnie dobrodziejstwem swej obecności. I gdyby jeszcze skromne me zalety zalecić mnie mogły w oczach osoby tak wysokich zalet i gdyby niebo… zazdrosne o me szczęście… chciało mnie obdarzyć… szczęściem ujrzenia się godnym… tych…
DORANT
Ależ dosyć już, kochany panie Jourdain. Pani markiza nie lubi długich ceremonij, a wie dobrze, że panu na dowcipie nie zbywa, po cichu do Dorymeny Jak pani widzi, dosyć sobie pocieszna figura — ot, łyczek.
DORYMENA
po cichu do Doranta
Nietrudno to spostrzec.
DORANT
Pani, przedstawiam ci mego najlepszego przyjaciela.
PAN JOURDAIN
Zbytek zaszczytu, doprawdy, panie hrabio.
DORANT
Człowieka wykwintnego w każdym calu.
DORYMENA
Mam dla niego wiele szacunku.
PAN JOURDAIN
Nic jeszcze nie uczyniłem, pani, aby zasłużyć na tę wielką łaskę.
DORANT
po cichu do pana Jourdain
Niechże panu nie przyjdzie do głowy wspominać o diamencie, któryś jej ofiarował.
PAN JOURDAIN
po cichu do Doranta
Czy nie mógłbym się choć zapytać, jak się jej podoba?
DORANT
po cichu do pana Jourdain
Cóż znowu! Niech pana Bóg broni! To byłaby najwyższa niedelikatność; jeżeli chcesz się okazać dobrze wychowanym, powinieneś zachować się tak, jakby ten podarek zgoła nie pochodził od ciebie.
głośno
Pan Jourdain, markizo, mówi, że jest uszczęśliwiony z twoich łaskawych odwiedzin.
DORYMENA
Zaszczyt mi czyni prawdziwy.
PAN JOURDAIN
po cichu do Doranta
Ileż wdzięczności, panie hrabio, że tak wyrażasz za mnie moje uczucia!
DORANT
po cichu do pana Jourdain
Kosztowało mnie niemało trudu, aby ją tu przyprowadzić.
PAN JOURDAIN
Nie wiem, jak się odwdzięczyć, panie hrabio.
DORANT
Pan Jourdain mówi, że jeszcze w życiu nie widział równie pięknej osoby.
DORYMENA
Bardzo jest łaskaw.
PAN JOURDAIN
Pani, łaska cała po mojej stronie i…
DORANT
A teraz do stołu!
SCENA XX
Pan Jourdain, Dorymena, Dorant, Lokaj
LOKAJ
do pana Jourdain
Wszystko gotowe, proszę pana.
DORANT
Chodźmy tedy i niech zawołają grajków!
SCENA XXI
SCENA BALETOWA (sześciu kucharzy, którzy zgotowali ucztę, wykonuje taniec, po czym przynoszą stół zastawiony rozmaitymi potrawami)
AKT CZWARTY
SCENA I
Dorymena, Pan Jourdain, Dorant, Trzech śpiewaków, Lokaje.
DORYMENA
Co ja widzę! Dorancie, ależ to prawdziwa uczta!
PAN JOURDAIN
Pani markiza raczy sobie żartować; pragnąłbym, aby ten posiłek był godniejszy jej łaskawej pochwały.
Dorymena, pan Jourdain, Dorant i trzej śpiewacy zasiadają do stołu
DORANT
Pan Jourdain ma słuszność, markizo, i wdzięczen mu jestem, że tak dobrze sprawuje honory domu. Podzielam najzupełniej jego zdanie, iż zastawa nie jest bynajmniej godną pani. To ja nią kierowałem, daleko mi zaś do doświadczenia, jakie w tym względzie posiadają niektórzy z naszych przyjaciół. Nie spotkasz się tedy, pani, z czymś bardzo kunsztownym, przeciwnie, znajdziesz niejeden występek przeciw prawidłom kulinarnym i niejedną niegramatyczność na punkcie dobrego smaku. Gdyby Damis, nasz przyjaciel, zajął się był tą sprawą, wszystko byłoby jak należy, jaśniałoby samą wytwornością i sztuką. Nie omieszkałby on sam skierować twej uwagi na każdą potrawę i dałby ci sposobność podziwiania jego wysokiego uzdolnienia w umiejętności smakołyków. Zwróciłby twoje spojrzenia na chleb, cały o złocistej skórce, wszędzie równo wypieczony, chrupiący mile pod twymi ząbkami, na wino o aksamitnym połysku, napełniające błogim ciepłem, a nieuderzające zbytnio do głowy, na ćwiartkę baraniny, szpikowanej pietruszką, na pieczeń z normandzkiego cielątka, białą, delikatną, która w ustach się rozpływa jak pasztet, na kuropatwy pachnące tak rozkosznie, a na zakończenie na wyborną zupę na bulionie, której towarzyszy młody tłuściutki indyk, otoczony gołąbkami i ozdobiony białą cebulką z domieszką różnorodnej sałaty. Co do mnie jednak, muszę się przyznać do swego braku znawstwa i, jak pan Jourdain… dobrze się wyraził, pragnąłbym, aby ta uczta była godniejszą pani.
DORYMENA
Mogę na to tylko odpowiedzieć, zajadając, jak pan widzi.
PAN JOURDAIN
Ach, cóż za śliczne rączki!
DORYMENA
Nic w nich szczególnego, panie Jourdain… Chce pan raczej mówić o diamencie, który jest prześliczny.
PAN JOURDAIN
Ja, pani? Niech mnie Bóg broni, abym miał o tym wspominać! To by znaczyło okazać brak wychowania! Ten diament, to rzecz tak mizerna…
DORYMENA
Ależ z pana wybredny człowiek!
PAN JOURDAIN
Zbyt pani łaskawa, doprawdy…
DORANT
dawszy znak panu Jourdain, aby milczał
Dalej, nalejcie wina panu Jourdain i tym panom, którzy będą tak uprzejmi zaśpiewać nam jaką piosenkę przy kielichu.
DORYMENA
Nie można lepiej zaprawić dobrej uczty, niż przeplatając ją muzyką; doprawdy, jestem oczarowana przyjęciem.
PAN JOURDAIN
Pani markizo, to nie…
DORANT
Panie Jourdain, posłuchajmy teraz chwilę tych panów: to, co oni zanucą, będzie z pewnością wymowniejsze niż wszystko, co moglibyśmy powiedzieć.
PIERWSZY i DRUGI ŚPIEWAK
razem, z pucharem w dłoni
Odważnie, piękna Filis, weź puchar do ręki:
Jakże szkarłatnie trunek i liczko się płoni!
Wino nowego czaru nabiera w twej dłoni,
A razem nowym życiem ubarwia twe wdzięki.
Przysiążmy więc miłością nigdy niezgaszoną,
Kochać się wiecznie: ty, i ja, i ono.
Jak się ono czerwieni, wilżąc usta twoje,
Jak twe usta się odeń barwią purpurowe!
Na ten widok tak luby z szczęścia tracę głowę
I do moich ust chciałbym przytulić oboje!
Przysiążmy więc miłością nigdy niezgaszoną,
Kochać się wiecznie: ty, i ja, i ono.
DRUGI i TRZECI ŚPIEWAK
razem
Pijmy, drodzy przyjaciele!
Szkoda chwili, co ucieka,
Wszak życia nam tak niewiele:
Któż wie, co jutro go czeka?
Gdy nurt nas czarny pochłonie,
Koniec już wina, miłości —
Niech oko trunkiem zapłonie,
Niechaj żar w piersiach zagości!
Niech głupcy walczą na słowa,
Gdzie szczęściu stawiać ołtarze —
Nas uczy prawda nienowa,
Że ono mieszka w pucharze.
Nauka, sława i mienie
Sercu nie odejmą troski:
Szczęście, spokój, zapomnienie
Daje tylko trunek boski.
WSZYSCY TRZEJ
razem
Wina, hej, wina! Gdzie wino?
Lej, chłopcze, nie daj się prosić,
Lej ciągle, dobry chłopczyno,
Póki nie krzykną ci: dosyć!
DORYMENA
Prześliczna piosnka; nie można chyba lepiej jej zaśpiewać. Wszystko to piękne jest nad wyraz.
PAN JOURDAIN
Widzę tu, pani, coś, co jest jeszcze piękniejsze.
DORYMENA
Ejże! Z pana Jourdain większy galant, niż sobie wyobrażałam.
DORANT
Jak to, pani? Za kogóż pani bierze pana Jourdain?
PAN JOURDAIN
Chciałbym bardzo, aby mnie wzięła za to, co ja myślę.
DORYMENA
Jeszcze?
DORANT
do Dorymeny
Pani go nie zna.
PAN JOURDAIN
Może mnie pani poznać, kiedy tylko jej przyjdzie ochota.
DORYMENA
Och, poddaję się: trudno z panem walczyć na słowa.
DORANT
To człowiek, który ma zawsze ciętą odpowiedź na języku. Ale czy pani nie widzi, że pan Jourdain połyka wszystkie kąski, których pani dotknęła.
DORYMENA
Pan Jourdain jest czarujący.
PAN JOURDAIN
Gdybym mógł oczarować serce pani, byłbym…
SCENA II
Pani Jourdain, Pan Jourdain, Dorymena, Dorant, Śpiewacy, Lokaje
PANI JOURDAIN
Ho, ho, zastaję tu oto wcale wesołą kompanijkę i widzę jasno, że mnie nie oczekiwano! To dla tej ładnej zabawy, szanowny panie mężu, tak ci było pilno wyprawić mnie do siostry? Na dole spotykam cały teatr, a tutaj, jak się zdaje, ucztę weselną. Więc ty w ten sposób trwonisz swoje mienie? W ten sposób ugaszczasz sobie damule w mej nieobecności, wyprawiasz dla nich muzyki i komedie, gdy mnie wysyłasz z domu na spacer?
DORANT
Co pani do głowy przychodzi, pani Jourdain? Cóż za dzika fantazja z pani strony, uroić sobie, że mąż trwoni majątek i że to on wydaje tę ucztę?… Dowiedz się pani zatem, że to ja; on użyczył mi jedynie swego domu. Powinna by się pani bardziej zastanowić nad tym, co pani mówi.
PAN JOURDAIN
Tak, błaźnico, to pan hrabia zgotował wszystko dla pani, która jest osobą z najwyższego towarzystwa. Uczynił mi ten zaszczyt, iż użył w tym celu mego domu i zaprosił mnie łaskawie w gościnę.
PANI JOURDAIN
To są czyste ambaje, a ja wiem dobrze, co wiem.
DORANT
Niech pani przywdzieje lepsze okulary, pani Jourdain!
PANI JOURDAIN
Obejdę się bez okularów, mój panie, i widzę dosyć jasno, co się święci. Już od dawna zwąchałam pismo nosem; nie jestem taka głupia, jak wam się wydaje. To bardzo szpetnie z pańskiej strony, takiego wielkiego pana, służyć za pośrednika mężowi w jego łajdactwach. A i pani, takiej wielkiej damie, wcale nie przystało zaszczepiać niesnaski w małżeństwie i cierpieć, aby mąż durzył się w pani.
DORYMENA
Cóż to wszystko ma znaczyć? Czy ty drwisz sobie ze mnie, Dorancie, aby mnie narażać na niedorzeczne urojenia tej wariatki?
DORANT
biegnąc za wychodzącą Dorymeną
Markizo, racz się zatrzymać! Dokąd pani spieszy?
PAN JOURDAIN
Pani markizo… Panie hrabio, chciej ją przeprosić w mym imieniu i staraj się skłonić do powrotu!
SCENA III
Pan Jourdain, Pani Jourdain, Lokaje
PAN JOURDAIN
A, ty, błaźnico jedna! Ładnegoś piwa nawarzyła! Ty się ośmielasz lżyć mnie w oczy przy gościach i wypędzać z mego domu dystyngowane osoby!
PANI JOURDAIN
Kpię sobie z takiej dystynkcji.
PAN JOURDAIN
Nie wiem, co mnie wstrzymuje, babo przeklęta, abym ci nie potrzaskał na łbie półmisków z tej uczty, którą przybyłaś zakłócić!
lokaje wynoszą stół
PANI JOURDAIN
Kpię sobie z tego wszystkiego. Bronię swoich praw w domu i nie ma kobiety, która by mi nie przyznała słuszności.
PAN JOURDAIN
Dobrze czynisz, uchodząc przed mym gniewem.
SCENA IV
Pan Jourdain sam
PAN JOURDAIN
Diabli ją nanieśli tak nie w porę. Właśnie zaczęły mi się udawać takie ładne powiedzenia; nigdy jeszcze nie czułem się tak pełen dowcipu. Cóż to znów za figura?
SCENA V
Pan Jourdain, Covielle przebrany
COVIELLE
Panie, nie wiem, azali mam zaszczyt być mu znanym?
PAN JOURDAIN
Nie, panie.
COVIELLE
schylając się i trzymając rękę na stopę nad ziemią
Znałem pana, kiedy pan był jeszcze, o, tyli, nie większy.
PAN JOURDAIN
Mnie?
COVIELLE
Tak. Był z pana najładniejszy dzieciak pod słońcem: wszystkie damy brały pana na ręce, aby cię upieścić.
PAN JOURDAIN
Aby mnie upieścić?
COVIELLE
Tak. Byłem wielkim przyjacielem nieboszczyka pańskiego ojca.
PAN JOURDAIN
Nieboszczyka mego ojca?
COVIELLE
Tak. Był to bardzo zacny szlachcic.
PAN JOURDAIN
Jak pan powiada?
COVIELLE
Powiadam, że był to bardzo zacny szlachcic.
PAN JOURDAIN
Mój ojciec?
COVIELLE
Tak.
PAN JOURDAIN
Dobrze go pan znałeś?
COVIELLE
Oczywiście.
PAN JOURDAIN
I znałeś jako szlachcica?
COVIELLE
Rozumie się.
PAN JOURDAIN
Nie, jacy to ludzie są, doprawdy!
COVIELLE
Jak to?
PAN JOURDAIN
Istnieją cymbały, którzy chcą we mnie wmówić, że on był kupcem.
COVIELLE
On, kupcem! To czysta potwarz: nigdy mu się nie śniło być kupcem. Tyle tylko w tym prawdy, że był to człowiek niezmiernie uprzejmy, niezmiernie uczynny; że zaś znał się bardzo dobrze na suknach, wybierał je, gdzie tylko mógł, kazał do siebie przysyłać i odstępował je znajomym za zapłatą.
PAN JOURDAIN
Niezmiernie się cieszę, że pana poznałem; mam nadzieję, iż zechcesz zaświadczyć przed wszystkimi, że mój ojciec był szlachcicem.
COVIELLE
Powiem to w oczy całemu światu.
PAN JOURDAIN
Serdecznie będę wdzięczny. Cóż pana tu sprowadza?
COVIELLE
Od czasu, jak znałem nieboszczyka pańskiego ojca, najgodniejszego szlachcica, jak panu mówiłem, podróżowałem trochę, ot, tak, po całym świecie.
PAN JOURDAIN
Po całym świecie?
COVIELLE
Tak.
PAN JOURDAIN
To musi być bardzo daleko.
COVIELLE
Myślę sobie. Zaledwie przed czterema dniami wróciłem z odległych podróży, że zaś wszystko, co pana dotyczy i mnie niezmiernie obchodzi, przyszedłem, aby panu zwiastować najszczęśliwszą nowinę pod słońcem.
PAN JOURDAIN
Jakąż?
COVIELLE
Czy wiesz, że syn sułtana tureckiego bawi w mieście?
PAN JOURDAIN
Ja? Nie.
COVIELLE
Jak to? Przybył wraz ze swoim wspaniałym orszakiem; wszystko spieszy go oglądać; przyjmują go w tym kraju z wszelkimi zaszczytami należnymi tak potężnemu władcy.
PAN JOURDAIN
Na honor, nic nie wiedziałem.
COVIELLE
Ale co najważniejsze, to, iż się zakochał w twej córce.
PAN JOURDAIN
Syn sułtana tureckiego?
COVIELLE
Tak, i chce zostać pańskim zięciem.
PAN JOURDAIN
Moim zięciem syn sułtana tureckiego?
COVIELLE
Syn sułtana tureckiego pańskim zięciem. Byłem mu złożyć czołobitność, że zaś mówię doskonale ich językiem, rozmawiał ze mną dość długo i wśród tej gawędki powiedział: Akciam krok soler onch alla mustaf gidelum amanahem narahini ussere kalbulalt, co znaczy: Czy nie znasz przypadkiem młodej osoby, która jest córką pana Jourdain, paryskiego szlachcica?
PAN JOURDAIN
Syn sułtana tureckiego powiedział tak o mnie?
COVIELLE
Tak. Gdy mu odpowiedziałem, że pana znam bardzo dobrze i że widziałem pańską córkę, rzekł: Ach, marababa sahem! — znaczy: Ach, jakże jestem w niej zakochany!
PAN JOURDAIN
Marababa sahem znaczy: Ach, jakże jestem w niej zakochany?
COVIELLE
Tak.
PAN JOURDAIN
Daję słowo, dobrze, żeś mi to powiedział bo, co do mnie, nigdy bym się nie domyślił, że marababa sahem ma znaczyć: Ach, jakże jestem w niej zakochany! Cóż to za piękny język!
COVIELLE
Dużo piękniejszy jeszcze, niż się komu śniło. Czy wiesz pan, na przykład, co znaczy kakarakamuchen?
PAN JOURDAIN
Kakarakamuchen? Nie.
COVIELLE
To znaczy: moje drogie serce.
PAN JOURDAIN
Kakarakamuchen znaczy: moje drogie serce?
COVIELLE
Tak.
PAN JOURDAIN
Ależ to cudowne! Kakarakamuchen: moje drogie serce. Kto by to powiedział? Człowiek głupieje, doprawdy.
COVIELLE
Słowem, aby się wywiązać z poselstwa, donoszę panu, iż on ma zamiar prosić pana o rękę córki; pragnąc zaś mieć teścia, który by był godnym jego powinowactwa, chce pana zamianować mamamuszi, co stanowi jedną z najwyższych godności w jego kraju.
PAN JOURDAIN
Mamamuszi?
COVIELLE
Tak, mamamuszi; to znaczy po naszemu: wojewoda. Wojewoda to jeden z owych dawnych… słowem, wojewoda. Nie może być nic dostojniejszego w świecie; godność ta zrówna cię co do stanowiska z największymi panami w kraju.
PAN JOURDAIN
Syn sułtana tureckiego wyświadcza mi prawdziwy zaszczyt. Proszę cię, chciej mnie zaprowadzić do niego, abym mógł wyrazić mu podziękę!
COVIELLE
Jak to? Ależ on sam przybędzie tu za chwilę.
PAN JOURDAIN
On sam przybędzie?…
COVIELLE
Tak, i prowadzi z sobą wszystko, co jest potrzebne do ceremonii pańskiego mianowania.
PAN JOURDAIN
Ależ to szybko idzie!
COVIELLE
Miłość jego nie chce słyszeć o najmniejszej odwłoce.
PAN JOURDAIN
Jedno tylko mnie niepokoi: to, że moja córka, bardzo uparta dziewczyna, nabiła sobie głowę niejakim Kleontem i przysięgła, że nie pójdzie za nikogo innego.
COVIELLE
Odmieni zdanie, skoro zobaczy syna sułtana tureckiego. Przy tym zachodzi tu doprawdy dziwny zbieg okoliczności: mianowicie syn sułtana podobny jest do tego Kleonta jak dwie krople wody — przed chwilą widziałem go właśnie, pokazano mi go — miłość zatem, którą córka pańska żywi dla jednego, z łatwością może się przenieść na drugiego. Ale słyszę głosy — otóż i on.
SCENA VI
Kleont jako Turek, Trzech paziów niosących ogon szaty Kleonta, Pan Jourdain, Covielle
KLEONT
Ambusahim oki boraf, Żordina, salamaleki.
COVIELLE
do pana Jourdain
To znaczy: Panie Jourdain, oby twe serce było przez cały rok jako kwitnący krzak róży. To są takie uprzejme sposoby mówienia w tym kraju.
PAN JOURDAIN
Jestem najniższym sługą jego tureckiej wysokości.
COVIELLE
Kazigar kamboto ustin moraf.
KLEONT
Ustin yot katamaleki basum base alla moran.
COVIELLE
Mówi: Oby niebo dało ci siłę lwa i roztropność węża.
PAN JOURDAIN
Jego turecka wysokość jest na mnie zbyt łaskawa; życzę jej wzajem wszelkich pomyślności.
COVIELLE
Ossa binamen sadok babulli orakaf uram.
KLEONT
Bel men
COVIELLE
Mówi, abyś się z nim natychmiast udał przygotować wszystko do ceremonii oraz że pragnie jak najprędzej ujrzeć twą córkę i zawrzeć małżeństwo.
PAN JOURDAIN
Tyle rzeczy w dwóch słowach?
COVIELLE
Tak. Język turecki już jest taki: umie dużo wyrazić w niewielu zgłoskach. Spiesz pan z nim prędko tam, gdzie sobie życzy!
SCENA VII
Covielle sam
COVIELLE
Ha, ha, ha! Słowo daję, to można pęknąć ze śmiechu. Cóż za bałwan! Gdyby na pamięć wyuczył się roli, nie mógłby jej lepiej odegrać. Och, och!
SCENA VIII
Dorant, Covielle
COVIELLE
Śmiem pana upraszać, abyś nam zechciał pomóc w małej intryżce, którą właśnie prowadzimy.
DORANT
Aj, wszak to imć Covielle? Któż by cię poznał w tej postaci! Coś ty z siebie zrobił, człowieku?
COVIELLE
Co pan widzi. Ha, ha!
DORANT
Z czegóż się tak śmiejesz?
COVIELLE
Jest z czego, niech mi pan wierzy!
DORANT
Cóż takiego?
COVIELLE
Mógłby pan hrabia długo sobie głowę łamać, nim by się domyślił, jakiegośmy się chwycili podstępu, aby nakłonić pana Jourdain do oddania ręki córki memu panu.
DORANT
Nie wiem, co to za podstęp, ale domyślam się, że nie chybi celu, skoro ty doń rękę przykładasz.
COVIELLE
Widzę, że pan zna dobrze naszego mądralę.
DORANT
Objaśnijże mnie więc, o co chodzi.
COVIELLE
Niech pan będzie łaskaw usunąć się nieco, aby zrobić miejsce orszakowi! Może pan oglądać naocznie część naszej sztuczki, resztę zaś panu opowiem.
SCENA IX
Ceremonia turecka. Mufti, Derwisze, Turcy, stanowiący orszak Muftiego, tańczący i śpiewający. Pierwsza grupa baletowa.
sześciu Turków wchodzi poważnie parami przy dźwiękach orkiestry. Niosą trzy dywany, które podnoszą bardzo wysoko i tańcząc wykonują rozmaite figury. Turcy śpiewający przechodzą pod dywanami i ustawiają się po dwóch stronach sceny. Mufti w towarzystwie derwiszów zamyka pochód. Następnie Turcy rozciągają dywany na ziemi i klękają na nich z wyjątkiem Muftiego i derwiszów, którzy zachowują pozycję stojącą. Podczas gdy Mufti przyzywa Mahometa, wykonując różne gesty i miny, nie wymawiając jednak ani słowa, Turcy stanowiący jego orszak nachylają się aż do ziemi, śpiewając „Alli”, po czym wznoszą ramiona w górę, śpiewając „Alla”. Tę grę powtarzają aż do końca modłów Muftiego, po czym powstają wszyscy, śpiewając „Alla ekber”, dwaj zaś derwisze podchodzą do pana Jourdain.
SCENA X
Mufti, Derwisze, Turcy śpiewający i tańczący, Pan Jourdain, ubrany po turecku z ogoloną głową, bez turbana i bez szabli.
MUFTI
do pana Jourdain
Se ti wiada
Gada, gada,
Se non wiada
Ne powiada.
Mi byl Mufti,
Tu kilicha?
Ne pojmajesz;
Ticha, ticha!
dwaj derwisze wyprowadzają pana Jourdain
SCENA XI
Mufti, Derwisze, Turcy
MUFTI
Gada, Turka, qui byl ista? Anabatista? Anabatista?
TURCY
Iok.
MUFTI
Zwinglista?
TURCY
Iok.
MUFTI
Koffita?
TURCY
Iok.
MUFTI
Hussita? Morista? Fronista?
TURCY
Iok, iok, iok.
MUFTI
Iok, iok, iok. Byl pagana?
TURCY
Iok.
MUFTI
Luterana?
TURCY
Iok.
MUFTI
Puritana?
TURCY
Iok.
MUFTI
Bramina? Moffina? Zurina?
TURCY
Iok, iok, iok.
MUFTI
Iok, iok, iok. Mahametana? Mahametana?
TURCY
Ahi, alla, Ahi, alla.
MUFTI
Jako zwala? Jako zwala?
TURCY
Żurdina, Żurdina.
MUFTI
podskakując
Żurdina, Żurdina.
TURCY
Żurdina, Żurdina.
MUFTI
Mahameta, per Żurdina
Ja se modli każdhodina.
Bende czyni paladina
De Żurdina, de Żurdina;
Dar turbana e szablina,
Con galera brigantina
Per obrrona Palestina.
Mahameta, per Żurdina
Ja se modli każdhodina.
do Turków
Byl bon Turka Żurdina?
TURCY
Ahi, alla, Ahi, alla.
MUFTI
śpiewając i tańcząc
Ha la ba, ba la hu, la ba, ba la da.
TURCY
Ha la ba, ba la hu, ba la ba, ba la da.
SCENA XII
Turcy śpiewający i tańczący. Druga grupa baletowa
SCENA XIII
Mufti, Derwisze, Pan Jourdain, Turcy śpiewający i tańczący.
Mufti wraca w uroczystym turbanie olbrzymich rozmiarów, przystrojonym kilkoma rzędami zapalonych świec; towarzyszy mu dwóch derwiszów, niosących Alkoran, ubranych w szpiczaste czapki, również przystrojone płonącymi świecami. Dwaj inni derwisze przyprowadzają pana Jourdain, każą mu klęknąć i oprzeć ręce o podłogę w ten sposób, że jego grzbiet, na którym spoczywa Alkoran, służy za pulpit Muftiemu. Mufti odprawia po raz wtóry swoje komiczne modły, marszcząc brwi, uderzając od czasu do czasu w Alkoran i przewracając szybko kartki, po czym wznosząc ramiona ku niebu, krzyczy donośnym głosem: Hu! Podczas tych ponownych modłów Turcy, schylając się i podnosząc na przemian, śpiewają również: Hu, hu, hu!
PAN JOURDAIN
(podnosząc się, gdy mu zdjęto Alkoran z grzbietu)
Uff!!
MUFTI
do pana Jourdain
Ti non byl oszusta?
TURCY
No, no, no.
MUFTI
Non byl szelma?
TURCY
No, no, no.
MUFTI
do Turków
Dawar turbanta.
TURCY
Ti non byl oszusta?
No, no, no.
Non byl szelma?
No, no, no.
Dawar turbanta.
TRZECIA GRUPA BALETOWA
Turcy, tańcząc przy dźwiękach orkiestry, wkładają turban na głowę pana Jourdain
MUFTI
dając szablę panu Jourdain
Ti byl noble, non e fabla,
Bery oto tetu schiabbla.
TURCY
dobywając szabel
Ti byl noble, non e fabla,
Bery oto tetu schiabbla.
Czwarta grupa baletowa, Turcy tańczący uderzają rytmicznie szablami pana Jourdain.
MUFTI
Ładu, ładu,
Kijdozadu;
Ładu, ładu,
Kijdozadu.
Piąta grupa baletowa
Turcy tańczący biją w rytm muzyki pana Jourdain kijami
MUFTI
Nefstydala, nefstydala;
Więcy gańba nesasnala.
TURCY
Nefstydala, nefstydala,
Więcy gańba nesasnala.
Mufti rozpoczyna trzecią część modłów. Derwisze podtrzymują go ze czcią pod ramiona, po czym Turcy, tańczący i śpiewający, skaczą wokoło Muftiego i wychodzą wraz z nim, pociągając ze sobą pana Jourdain
AKT PIĄTY
SCENA I
Pan Jourdain, Pani Jourdain
PANI JOURDAIN
Jezusie, Maryjo! Miłosierdzie Pańskie! A to znów co takiego? Jak ten wygląda! Błazna z siebie robisz? Czy teraz pora na maskarady? Mówże, co to ma znaczyć? Któż cię tak wystroił?
PAN JOURDAIN
Patrzcie mi tę małpę! W jaki ty sposób przemawiasz do mamamuszi?
PANI JOURDAIN
Co takiego?
PAN JOURDAIN
Tak, teraz trzeba być dla mnie z całym szacunkiem: świeżo zostałem mianowany mamamuszi.
PANI JOURDAIN
Co to ma znaczyć: mamamuszi?
PAN JOURDAIN
Mamamuszi, powiadam. Jestem mamamuszi.
PANI JOURDAIN
Cóż to za bydlę?
PAN JOURDAIN
Mamamuszi znaczy po naszemu: wojewoda.
PANI JOURDAIN
Woziwoda? Ty chcesz na starość zostać woziwodą?
PAN JOURDAIN
Cóż za ciemnota! Wojewoda, powiadam. Właśnie odprawiono nade mną uroczystość.
PANI JOURDAIN
Co za uroczystość?
PAN JOURDAIN
Mahameta per Żurdina.
PANI JOURDAIN
Cóż to ma znaczyć?
PAN JOURDAIN
Żurdina to niby Jourdain.
PANI JOURDAIN
No i cóż, niby Jourdain?
PAN JOURDAIN
Bende czyni paladina de Żurdina.
PANI JOURDAIN
Jak powiadasz?
PAN JOURDAIN
Dar turbanta con galera.
PANI JOURDAIN
Cóż to takiego?
PAN JOURDAIN
Per obrrrona Palestina.
PANI JOURDAIN
Co tobie, człowieku, w głowie?
PAN JOURDAIN
Ładu, ładu, kijdozadu.
PANI JOURDAIN
Cóż to za szwargot?
PAN JOURDAIN
Nefstydala, nefstydala, więcy gańba nesasnala.
PANI JOURDAIN
Cóż to ma być to wszystko?
PAN JOURDAIN
tańcząc i śpiewając
Hu la ba, ba la hu, ba la ba, ba la da.
wywraca się
PANI JOURDAIN
Och, Boże mój, Boże! Mąż oszalał!
PAN JOURDAIN
podnosząc się i odchodząc
Milczeć, jędzo! Więcej szacunku dla wielkiego mamamuszi.
PANI JOURDAIN
sama
Od czegóż on mógł rozum tak postradać? Spieszmy, aby go przynajmniej zatrzymać w domu!
spostrzegając Dorymenę i Doranta
Masz, tych mi jeszcze brakowało. Ze wszystkich stron same utrapienia!
SCENA II
Dorant, Dorymena
DORANT
Niech mi pani wierzy, zobaczy pani najzabawniejszą rzecz pod słońcem — nie sądzę, aby w całym świecie mógł się znaleźć człowiek tak pomylony. Przy tym trzeba nam koniecznie dopomóc Kleontowi w zamiarach i uświetnić tę maskaradę. To bardzo dzielny człowiek i wart, aby poprzeć jego sprawę.
DORYMENA
Ja również cenię go wysoko i życzę mu najlepszego losu.
DORANT
Oprócz tego czeka nas tutaj balet, którego szkoda by stracić: jestem bardzo ciekawy, czy mój pomysł należycie się wyda w wykonaniu.
DORYMENA
Tak, widziałam już mimochodem wspaniałe przygotowania. Doprawdy, nie mogę dłużej cierpieć tego wszystkiego, Dorancie. Tak, chcę nareszcie położyć koniec twej rozrzutności i, aby przerwać szalone wydatki, na które się dla mnie narażasz, postanowiłam jak najprędzej wyjść za ciebie. To jedyny sposób: wiadomo, że wszystkie te wyskoki uprzejmości kończą się zazwyczaj po ślubie.
DORANT
Och, pani, naprawdę? Czyżbyś istotnie powzięła tak słodkie postanowienie?
DORYMENA
To jedynie, aby cię uchronić od ruiny; inaczej, widzę dobrze, straciłbyś wszystko do szeląga.
DORANT
Jakże wdzięczen ci jestem, pani, za troskliwość, z jaką czuwasz nad moim majątkiem! Składam go u twych stóp wraz z sercem, możesz nimi rozrządzać do woli.
DORYMENA
Będę się starała dobrze nimi zawiadować. Ale oto i nasz poczciwiec: wygląda doprawdy wspaniale.
SCENA III
Pan Jourdain, Dorant, Dorymena
DORANT
Panie, pani markiza i ja przychodzimy złożyć hołd pańskiej nowej godności i cieszyć się wraz z tobą małżeństwem twojej córki z synem sułtańskim.
PAN JOURDAIN
złożywszy ukłony na sposób turecki
Panie hrabio, życzę ci siły węża i roztropności lwa.
DORYMENA
Cieszę się, że mogę jedna z pierwszych powinszować panu wysokiego szczebla chwały, na który wstąpiłeś.
PAN JOURDAIN
Pani, życzę ci, aby twój krzak róży kwitnął przez cały rok. Nieskończenie jestem pani wdzięczen za jej łaskawy udział w zaszczytach, które na mnie spływają, cieszę się zarazem niezmiernie, iż mogę panią oglądać z powrotem, aby ją najuniżeniej przeprosić za wybryki żony.
DORYMENA
To drobnostka, wybaczam jej najzupełniej podobny wybuch. Serce pańskie musi być bardzo cenne — nic dziwnego, kto posiada takiego męża, ten drży o swoje szczęście.
PAN JOURDAIN
Prawo do mego serca jest przywilejem, który pani wyłącznie zdobyłaś.
DORANT
Jak pani widzi, markizo, pan Jourdain nie należy do ludzi, których powodzenie zaślepia: na wyżynach wielkości umie pamiętać o przyjaciołach.
DORYMENA
Jest to oznaką duszy na wskroś szlachetnej.
DORANT
Gdzie jego turecka wysokość? Chcielibyśmy bardzo w charakterze pańskich przyjaciół złożyć jej uszanowanie.
PAN JOURDAIN
Oto właśnie przybywa; posłałem już po córkę, aby dopełnić obrządku małżeństwa.
SCENA IV
Pan Jourdain, Dorymena, Dorant, Kleont jako Turek
DORANT
do Kleonta
Panie, przychodzimy, aby jako przyjaciele szanownego teścia złożyć waszej wysokości pokorne uszanowanie i zapewnić ją uniżenie o naszych najpoddańszych służbach.
PAN JOURDAIN
Gdzież tłumacz, aby mógł mu powiedzieć, kto jesteście, i wyłożyć, co powiadacie? Zobaczycie, że wam odpowie; znakomicie mówi po turecku. Gdzież on, u diaska, się podziewa?
do Kleonta
Struf, strif, strof, straf. Ten pan to grando segnore, grando segnore, grando segnore, a pani to granda dama, granda dama.
widząc, że tamten nie rozumie
Aha!
do Kleonta, wskazując Doranta
Ten pan to francuski mamamuszi, a ta pani francuska mamamuszi. Nie umiem już jaśniej. No! Jest wreszcie tłumacz.
SCENA V
Pan Jourdain, Dorymena, Dorant, Kleont jako Turek, Covielle przebrany.
PAN JOURDAIN
Gdzież pan się podziewasz? Nie możemy się porozumieć bez ciebie.
wskazuje na Kleonta
Wytłumacz mu, że ten pan i ta pani są osobami wysokiego dostojeństwa, które przybyły tutaj w charakterze moich przyjaciół, aby mu złożyć czołobitność i ofiarować służby.
do Dorymeny i Doranta
Zobaczycie, jak on na to odpowie.
COVIELLE
Alabula krociam aki bor am alabamen.
KLEONT
Kataleki tubol urin soter amaluszan.
PAN JOURDAIN
A co! Widzicie?
COVIELLE
Mówi, aby deszcz pomyślności zraszał o każdej porze ogród pańskiej rodziny.
PAN JOURDAIN
Mówiłem wam, że gada po turecku.
DORANT
To doprawdy cudowne.
SCENA VI
Lucylla, Kleont, Pan Jourdain, Dorymena, Dorant, Covielle
PAN JOURDAIN
Chodź, córko, zbliż się i podaj rękę panu, który czyni ci ten zaszczyt, że pragnie cię pojąć za żonę.
LUCYLLA
Co to? Ojcze, jak ty wyglądasz? Czy wy gracie komedię?
PAN JOURDAIN
Nie, nie, to nie komedia, to sprawa nader poważna i bardziej dla ciebie zaszczytna, niż mogłabyś marzyć.
LUCYLLA
Dla mnie, ojcze?
PAN JOURDAIN
Tak, dla ciebie. Dalej, podaj rękę i podziękuj niebu za szczęście, które ci zsyła!
LUCYLLA
Ja nie chcę iść za mąż.
PAN JOURDAIN
Ale ja chcę, ja, ojciec! Słyszysz?
LUCYLLA
Nic z tego.
PAN JOURDAIN
Ach, co tu hałasu! Dalej, powiadam. Podaj rękę!
LUCYLLA
Nie, ojcze powiedziałam już: nie ma władzy, która by mnie zdołała skłonić do oddania ręki komukolwiek innemu niż Kleontowi i raczej posunę się do wszelkich ostateczności…
poznając Kleonta
To prawda, jesteś moim ojcem: winna ci jestem ślepe posłuszeństwo — do ciebie należy, ojcze, rozrządzać mym losem.
PAN JOURDAIN
No, cieszę się, że tak prędko wróciłaś na drogę obowiązku; szczęśliwy jestem, że mam posłuszną córkę.
SCENA VII
Pani Jourdain, Kleont, Pan Jourdain, Lucylla, Dorant, Dorymena, Covielle
PANI JOURDAIN
Cóż to? Co tu się dzieje? Powiadają, że chcesz wydać córkę za jakiegoś wędrownego arlekina?
PAN JOURDAIN
Będziesz ty cicho, zuchwały babski języku! Ciągle chcesz bruździć? Nie ma żadnego sposobu, aby ci wlać do głowy odrobinę rozsądku?
PANI JOURDAIN
To ciebie nie ma sposobu przywieść do rozumu: brniesz z jednego szaleństwa w drugie jak opętany. Cóż tobie znów do głowy wpadło? Co znaczy ta cała zgraja?
PAN JOURDAIN
Chcę wydać córkę za syna sułtana tureckiego.
PANI JOURDAIN
Za syna tureckiego?…
PAN JOURDAIN
wskazując Covielle'a
Tak. Złóż mu czołobitność przez tego tłumacza!
PANI JOURDAIN
Obejdzie się bez tłumacza: powiem mu osobiście i to w sam nos, że nie dostanie mojej córki.
PAN JOURDAIN
Będziesz ty milczeć, pytam po raz ostatni?
DORANT
Jak to, pani Jourdain! Pani sprzeciwiasz się tak zaszczytnemu związkowi? Nie chcesz przyjąć jej tureckiej wysokości za zięcia?
PANI JOURDAIN
Ech, panie, patrz pan swego nosa!
DORYMENA
To doprawdy zaszczyt, którego nie godzi się odrzucać.
PANI JOURDAIN
I panią również proszę, byś się nie wtrącała do nieswoich rzeczy.
DORANT
Jedynie przyjaźń, jaką jesteśmy przejęci dla pani, każe nam zabierać głos dla jej własnego dobra.
PANI JOURDAIN
Zupełnie się obejdę bez waszej przyjaźni.
DORANT
Patrz pani, oto córka godzi się iść za wolą ojca.
PANI JOURDAIN
Córka godzi się wyjść za jakiegoś Turka?
DORANT
Oczywiście.
PANI JOURDAIN
Zdołała zapomnieć o Kleoncie?
DORANT
Czegóż się nie czyni, aby zostać wielką panią?
PANI JOURDAIN
Udusiłabym ją własnymi rękami, gdyby była w istocie zdolną do czegoś podobnego!
PAN JOURDAIN
Po cóż tyle próżnego gadania! Powiadam ci, że to małżeństwo się odbędzie.
PANI JOURDAIN
A ja powiadam, że się nie odbędzie.
PAN JOURDAIN
Pókiż tego wrzasku?
LUCYLLA
Matko!
PANI JOURDAIN
Precz! Jesteś skończona szelma!
PAN JOURDAIN
do pani Jourdain
Jak to? Łajesz ją za to, że mi jest posłuszna?
PANI JOURDAIN
Tak. Tak samo jest moją córką, jak i twoją.
COVIELLE
do pani Jourdain
Pani!
PANI JOURDAIN
Czegóż ten znów pajac chce ode mnie?
COVIELLE
Słóweczko.
PANI JOURDAIN
Nic mi po twoim słóweczku.
COVIELLE
do pana Jourdain
Panie, jeżeli żona pańska zechce mi użyczyć chwili rozmowy na osobności, przyrzekam, że nakłonię ją z łatwością, aby się zgodziła na pańskie zamiary.
PANI JOURDAIN
Nigdy się nie zgodzę.
COVIELLE
Niech mnie pani tylko wysłucha!
PANI JOURDAIN
Nie.
PAN JOURDAIN
do pani Jourdain
Wysłuchajże go!
PANI JOURDAIN
Nie, nie wysłucham.
PAN JOURDAIN
Powie ci.
PANI JOURDAIN
Nic nie chcę, aby mi powiedział.
PAN JOURDAIN
A to dopiero babski upór! Ubędzie ci co przez to, że z nim pogadasz?
COVIELLE
Niech pani tylko posłucha, a potem pani zrobi, co zechce.
PANI JOURDAIN
No, cóż więc?
COVIELLE
po cichu do pani Jourdain
Już od godziny dajemy pani znaki — czy pani nie widzi, że to wszystko jest jedynie po to, aby się dostroić do urojeń pani męża, że mamimy go tylko tym przebraniem i że Kleont właśnie jest synem tureckiego sułtana?
PANI JOURDAIN
po cichu do Covielle'a
Ach, tak!
COVIELLE
A że ja, Covielle, gram rolę tłumacza?
PANI JOURDAIN
po cichu do Covielle'a
A, jeżeli tak, w takim razie ustępuję.
COVIELLE
po cichu do pani Jourdain
Niech się pani niczym nie zdradzi!
PANI JOURDAIN
głośno
Dobrze, rzecz załatwiona: zgadzam się.
PAN JOURDAIN
No, nareszcie wszyscy przyszli do rozsądku.
do pani Jourdain
Widzisz, nie chciałaś słuchać. Wiedziałem dobrze, że on ci wytłumaczy, co to jest syn tureckiego sułtana.
PANI JOURDAIN
Wytłumaczył mi dostatecznie i jestem zupełnie zadowolona. Poślijmy więc po rejenta!
DORANT
Doskonale, pani Jourdain. Aby zaś pani mogła zupełnie rozpogodzić umysł i wygnać z niego wszelki ślad zazdrości, pragniemy i my, pani markiza i ja, skorzystać z bytności rejenta, by również i nasz związek doprowadzić do skutku.
PANI JOURDAIN
Zgadzam się i na to.
PAN JOURDAIN
po cichu do Doranta
Niby dla zamydlenia oczu?
DORANT
po cichu do pana Jourdain
Trzeba ją uspokoić tym podstępem.
PAN JOURDAIN
po cichu
Dobrze, dobrze.
głośno
Niechże idą sprowadzić rejenta!
DORANT
A teraz, zanim przybędzie i sporządzi kontrakty, pozwólmy się popisać baletowi celem rozweselenia jego tureckiej wysokości.
PAN JOURDAIN
Doskonały pomysł. Zajmijmyż miejsca!
PANI JOURDAIN
A cóż będzie z Michasią?
PAN JOURDAIN
Niechże ją bierze tłumacz, a żonę moją, kto zechce.
COVIELLE
Panie, dziękuję panu.
na stronie
Jeśli jest w świecie ktoś, kto ma potężniejszego bzika, pozwolę sobie dać sto batogów.
komedia kończy się baletem, który był poprzednio przygotowany
BALET NARODÓW
SCENA I
Zjawia się człowiek, który rozdaje książeczki, zawierające treść baletu. Najpierw opada go zgraja ludzi, pochodzących z rozmaitych prowincyj, którzy krzyczą w takt muzyki, domagając się książeczek, następnie zaś ściga go trzech natrętów, zastępujących mu drogę wszędzie, gdziekolwiek się ruszy.
WSZYSCY
Do mnie, panie! Tu, do mnie! Hej, do mnie, u diaska!
Książeczkę tu! Hej, książkę! Mnie, jeżeli łaska!
ELEGANT
Zechciej nas pan wyróżnić spośród tych krzykaczy:
Książeczkę tutaj — dama o to prosić raczy!
DRUGI ELEGANT
Hej, panie, panie, przez litość błagamy:
Książeczkę tutaj dla damy!
ELEGANTKA
Mój Boże, ludzi sfery znamienitej
Inaczej nieco traktować się godzi.
DRUGA ELEGANTKA
Ławki i książki — wszystko się znachodzi,
Lecz dla panienek lichej konduity.
GASKOŃCZYK
Hej tam! Dopókiż mam krzyczeć daremnie,
Już płuco z tego mnie boli!
Widzisz, jak każdy drwi ze mnie,
Że tu jak głupiec czekam na swą kolej
I patrzę, jak chłystek lada
To, czego mnie odmawiasz, sam dawno posiada.
DRUGI GASKOŃCZYK
Do stu czartów! Czy mam tu doczekać wieczoru?
Książkę tu dla mnie! Dla pana barona!
Zdaje się, że ta pałka pomylona
Znać mnie nie miewa honoru.
SZWAJCAR
Dala mi tu ksionszke zara!
To od Boga istna kara!
Ja już sobie gardło zdarla…
Czy chciala, żeby umarla?
Czy mial tu czekać do rana?
Ja myślał, panie, że pan jest pijana.
STARY MIESZCZUCH GADUŁA
Doprawdy, że, bez wszystkiego,
Nie rozumiem, panie, tego,
Ale, z przeproszeniem jego,
To mi się niezbyt podoba,
Gdy dziś taka przyszła doba,
By córki mojej osoba
Nie miała książeczki swojej,
By przeczytać, co w niej stoi
O spektaklu, co się stroi,
I by familija cała
Tak przystojnie się odziała
Po to, by za drzwiami stała;
To zabawa trochę mała
I przyznam, że, bez wszystkiego,
Ale, z przeproszeniem jego,
Nie rozumiem, panie, tego.
STARA MIESZCZKA GADUŁA
Tak, to nie do zrozumienia,
To trzeba nie mieć sumienia!
I ten tam, co rozrzuca wkoło bez wytchnienia
Owe androny,
To dureń skończony,
Osioł koronny,
Cymbał dozgonny,
Że tak se lekko ocenia
Pannę, co wdziękiem swojego wejrzenia
Wszędzie godziwe obudza zachcenia
I która co patrzeć ino,
Kiedy zostanie hrabiną.
To, z przeproszeniem, mimo swe galony
Osioł koronny,
Cymbał dozgonny,
Dureń skończony.
ELEGANCI i ELEGANTKI
Co za ścisk!
Co za hałas!
Ach, cóż za tortury!
Cóż to za zbiegowisko!
Cóż to za figury!
Cóż za gwałt, nieład!
Cóż za gminne słowa!
To można zemdleć!
Och, och, moja głowa!
GASKOŃCZYK
Już nie strzymam, do kroćset!
DRUGI GASKOŃCZYK
Wścieknę się, u czarta!
SZWAJCAR
Ciągle nic nie chce sluchać ta szlowiek uparta.
GASKOŃCZYK
Ja już umieram.
DRUGI GASKOŃCZYK
Nie czuję się wcale.
SZWAJCAR
Ja już chcialaby bardzo wydostać z te sale.
STARY MIESZCZUCH GADUŁA
Bierz czart całe igrzysko!
Chodźmy już, moje złoto,
Proszę cię tylko o to,
Trzymaj się za mną blisko!
Choć szedłem tu z ochotą,
Jeszczem nie spadł tak nisko,
Żeby siedzieć tu po to,
Jakby na pośmiewisko,
I słuchać, co kpy plotą
Od kilku godzin blisko.
Niech mi ręka odgnije,
Gdy ujrzy oko czyje,
Bym wrócił, póki żyję,
Na takie komedyje.
Chodźmy już, moje złoto,
Proszę cię tylko o to,
Trzymaj się za mną blisko!
Bierz czart całe igrzysko,
Nie z nas tu będą sobie robić pośmiewisko!
STARA MIESZCZKA GADUŁA
Chodźmy, mężusiu drogi,
Wróćmy w domowe progi!
Gorąc, ścisk, zaduch srogi,
Człeku podepcą nogi;
Też mi jakieś rarogi!
Koncept głupi a drogi.
Zanadto wielki rozgardiasz w tych salach —
Z dwojga złego już wolę być na targu w halach.
Gdy mnie kto jeszcze zdybie na takim igrzysku,
Pozwalam, niech mnie z miejsca wypierze po pysku!
Chodźmy, mężusiu drogi,
Wróćmy w domowe progi!
Też mi jakieś rarogi!
Koncept głupi a drogi.
WSZYSCY
Do mnie, panie! Tu, do mnie! Hej, do mnie, u diaska!
Książeczkę tu! Hej, książkę mnie, jeżeli łaska!
SCENA II
Trzej natręci wykonują taniec
SCENA III
TRZEJ HISZPANIE
śpiewają
Choć miłość ta grób mi wróży,
Ja kocham niedole moje,
Cierpieniem jeno mym stoję
I cierpieć chcę, by najdłużej.
Choć miłość ta grób mi wróży,
Ja kocham niedole moje.
Miłości przemożna władza
Gorącym swoim płomieniem
Śmierć samą w życie odradza —
Ona mym całym zbawieniem.
Choć miłość ta grób mi wróży,
Ja kocham niedole moje.
sześciu Hiszpanów tańczy
TRZECH ŚPIEWAKÓW HISZPAŃSKICH
Ach, któż szalonym jest tyle,
By kląć tak Amora groty,
Kląć dziecię, co każdą chwilę
Życia w sen zmienia nam złoty?!
Ach, któż szalonym jest tyle,
By kląć tak Amora groty?
HISZPAN
śpiewa
Grób sobie snadnie otwiera,
Kto troski nie spędza z czoła,
I kto z miłości umiera,
Ten kochać nie umie zgoła.
DWÓCH HISZPANÓW
Miłość jest męką dość słodką,
Skoro serc dwoje ją dzieli
Więc po cóż mącić twą zwrotką
To, co nas dziś tak weseli?
HISZPAN
Radujmy się więc co siły,
Niech nic nie chmurzy tej doby!
By trafić do serca miłej,
Zawsze się znajdą sposoby.
WSZYSCY TRZEJ RAZEM
Wesoło tylko, wesoło,
Cierpienie to majak pusty!
Hej, bracia, pląsajmy wkoło,
W rytmy tanecznej rozpusty!
SCENA IV
Włosi
ŚPIEWACZKA WŁOSKA
śpiewa zrazu, co następuje
Chcąc precz miłości wygnać niepokoje,
Broniłam wstępu jej do swego łona,
Ale uległam rychło zwyciężona,
Kiedym zajrzała w cudnych oczu dwoje.
Ach, jakże łatwo grot w piersi się wwierca
I strzałą z ognia topi lody serca!
Dziś me cierpienie jest mi tyle drogiem,
Że z żadną dolą nie pragnę zamiany,
I kto by leczyć mnie chciał z mojej rany,
Byłby mi jeno najzaciętszym wrogiem.
Ach, im miłości płomień w sercu żywszy,
Tym rozkoszniejszy zda się i szczęśliwszy!
ŚPIEWAK WŁOSKI
Ach, krótkim jest czas młodości,
Użyć go trzeba najmilej —
Uczmy się w szkole miłości,
Jak z każdej korzystać chwili!
ŚPIEWACZKA
Ach, póki śmieje się wiosna,
Co nazbyt rychło uleci,
Dopóki jeszcze, radosna,
Słonkiem swem grzeje i świeci —
OBOJE RAZEM
Śpiewajmy w lubej godzinie,
Niech nic nam szczęścia nie kłóci!
Gdy życia wiosna przeminie,
Nie wróci więcej, nie wróci!
ŚPIEWAK
Twych oczu grot nazbyt srogi
Kaleczy, kogo napotka,
Lecz ból ten jakże nam drogi,
A rana jakże jest słodka!
ŚPIEWACZKA
Lecz skoro zmrożą nas lata,
Gdy zimy lody nas zetną,
Porzuci miłość skrzydlata
Skorupę zeschłą i szpetną.
OBOJE RAZEM
Śpiewajmy w lubej godzinie,
Niech nic nam szczęścia nie kłóci!
Gdy życia wiosna przeminie,
Nie wróci więcej, nie wróci!
po śpiewach włoskich arlekiny, pajace i skoczki wykonują ucieszny taniec
SCENA V
Francuzi Dwaj śpiewacy tańczą i śpiewają, co następuje:
PIERWSZY ŚPIEWAK
Ach, jak jest cudnie w tym gaju,
Powabu, rozkoszy ile!
DRUGI ŚPIEWAK
Słowik nad brzegiem ruczaju
Słodko zawodzi swe tryle:
Ta ustroń cicha
Śle czar dokoła.
Miłością wzdycha,
Miłości woła.
OBAJ RAZEM
Luba Klimeno,
Ach, spojrzyj jeno,
Jak w gaju gruchają ptaszyny,
Nic im nie płoszy
Chwilki rozkoszy,
Miłość to cel ich jedyny;
Ach, patrz, ja płonę!
Spójrz na mnie tkliwiej,
A tak jak one
Będziem szczęśliwi!
Zjawia się jeszcze sześcioro Francuzów, trzech mężczyzn i trzy kobiety, przebranych w stroje poiteweńskie, z towarzyszeniem ośmiu fletów i obojów i tańczą menueta.
SCENA VI
Wszystko kończy się pomieszaniem trzech narodowości i oklaskami w rytm tańca i muzyki całego zebrania, które śpiewa następujący dwuwiersz:
Cóż za cudna zabawa, cóż za szczęsne chwile,
Bogowie sami czasu nie pędzą tak mile.