drukowana A5
12.32
Sonety wedyckie

Bezpłatny fragment - Sonety wedyckie


Objętość:
11 str.
Blok tekstowy:
papier offsetowy 90 g/m2
Format:
145 × 205 mm
Okładka:
miękka
Rodzaj oprawy:
zeszytowa
ISBN:
978-83-288-0491-3

I. Rupa

Duch nasz dziecięcy — prawi mędrzec boży —

W jutrznianych wieków zamgławne przedednie

Trwał połączony w niepodzielną jednię

Z nieświadomością żywiołowych zworzy.

I, gdy mu padał w źrenice blask zorzy,

On stał jak martwe, niebytu sąsiednie,

Głazu urwisko i roił bezwiednie,

Że jego własne oko promień tworzy.

I we mgle owej pierwotnej ciemnicy

Pozostawając, nie znał tej granicy,

Która obrazy jego duszy sennej

Od ram natury dzieli wiecznym działem,

Lecz jednym duchem czuł się z nią i ciałem —

I był sam sobie obcy, bezimienny.

II. Jiv-Atma

Nieobliczone minęły epoki,

Zanim duch ludzki rozerwał te klatki,

I wyszedł z nocy tej, jak z łona matki,

By ujrzeć świata wzburzone widoki.

Były to tęskne przedświtu obłoki,

Gdy w onej duszy, pchanej wciąż w upadki

I niewzruszonej na słońca zagadki,

Zadrgały życia purpurowe soki.

Jakieś nieznane były w nim tęsknoty,

Jakichś promieni, jakichś zórz sen złoty,

Iż chciał się w górę piąć, jak pną się liany —

I patrząc wokół swą sierocą jaźnią —

Płakał, jak gdyby przeczuwał z bojaźnią,

Że na cierpienie wieczne jest skazany.

III. Linga-Sharira

Gdy ziemia, biegnąc wkrąg słonecznej sfery,

Za jej orbitą, w onej zawierusze

Mgławic stanęła, gdzie się rodzą dusze,

Wionęły na nią tęczowe etery.

I oto przyszły dni gwiaździstej ery,

Gdy człowiek w pierwsze z słońcem wszedł sojusze

I gdy nieznane światów tych geniuszePchać go poczęły, by ścigał chimery.

Spojrzał i wnet mu zdał się przestwór ziemi

Sfinksem — szponami zbrojnym zatrutemi,

Więc chciał mu gardło zdusić śmiałym duchem —

I poznać wszystkie tych trucizn arkany

I ubezwładnić je. Lecz wnet wulkany

Jęły mu grozić płomiennym wybuchem.

IV. Kama-Rupa

I powstał ludzki duch, i, buntowniczy,

Z wrogą naturą wszedł w niemiłosierny

Bój. — Krwią oblany, samotny, bezsterny,

Swej Atlantydy szukał tajemniczej.

Więc rąbie skały, burzy turmy, liczy

Gwiazdy, by świat z nich poznać niewymierny,

I mściwie czyha, gdzie ów tajń odźwierny,

Co myśl mu w ciemni dzierży niewolniczej.

Gdyż póki nie znał tych tajemnic węzła,

Spragniona ciszy, jego dusza grzęzła,

Jak obłąkana, w ogniu i żelezie.

Była to zorza — pełna krwi i słońca,

Skroś hymny wieszczów i pożary lśniąca,

Skroś objawienia, kajdany i rzezie.

V. Manas

Owo z tych pieśni, co głuszą lamenty,

Wróżąc, że znikną mięsożerne twory;

Z mąk, w których wiarą w przyszłe świty chory,

Ginie męczennik na krzyżu rozpięty:

Nieurodzonych wieków dech (zaklęty

W miłością lężne, błędne meteory)

Mędrzec w swej duszy wchłania czujne pory

I słyszy jeźdźców przyszłości tętenty.

Gdy wszechnaturę ludzki duch odgadnie

I nieujętą mocą jej owładnie,

Wówczas żelazne prawa jej okiełza:

Krew rzezi bratnich — żar słońca osuszy,

I w samolubnej dotąd ludzkiej duszy

Miłość drgnie żywa, a nie krew i nie łza.

VI. Buddhi

Wówczas zwycięski duch wejdzie w przymierze

Z całą naturą — i jej łono chlebne,

Jej mleczne piersi, jej tchnienie leczebne

Będą mu jako miłości puklerze.

Wolny od boju o żer — w onej erze —

Duch się uniesie w krainy podniebne,

Gdzie schną na wieki morza krwi haniebne,

Ku bardziej boskiej ciągle dążąc sferze.

Ale w miłości i poznaniu Wedy,

I w mar szlachectwie rosnąc, pozna wtedy,

Że w wiecznych złudzeń kole — trwa na ziemi;

Że ziemia żądzom jego nazbyt niska,

Bowiem, gdy zdrój ich wyżej praw jej tryska,

By je przeważyć, musi zlać się z niemi.

VII. Atma

Coraz miłości szerszą żądzą gnany,

Coraz jej szersze kręgi duch ogarnie,

I czując wszystkich atomów męczarnie,

Zechce rozsadzić bytu ich kajdany.

Grobem tysiąca mar rozczarowany,

Pomny na dziejów swych wieczne trupiarnie,

Pozna wszechrzeczy treść, co go bezkarnie

W niedoścignione pchały wciąż omany.

Więc silny wiedzą cierpienia wszechrzeczy

I wszechmiłością ku nim — duch człowieczy,

Jak bóg, zapragnie z nimi wejść w zbratanie:

I w tej ku źródłom swym drodze powrotnej,

Jaźń swą rozleje w materii pierwotnej

I w bezpotomnej pójdzie śnić Nirwanie.

Paryż 1887

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.