I. Rupa
Duch nasz dziecięcy — prawi mędrzec boży —
W jutrznianych wieków zamgławne przedednie
Trwał połączony w niepodzielną jednię
Z nieświadomością żywiołowych zworzy.
I, gdy mu padał w źrenice blask zorzy,
On stał jak martwe, niebytu sąsiednie,
Głazu urwisko i roił bezwiednie,
Że jego własne oko promień tworzy.
I we mgle owej pierwotnej ciemnicy
Pozostawając, nie znał tej granicy,
Która obrazy jego duszy sennej
Od ram natury dzieli wiecznym działem,
Lecz jednym duchem czuł się z nią i ciałem —
I był sam sobie obcy, bezimienny.
II. Jiv-Atma
Nieobliczone minęły epoki,
Zanim duch ludzki rozerwał te klatki,
I wyszedł z nocy tej, jak z łona matki,
By ujrzeć świata wzburzone widoki.
Były to tęskne przedświtu obłoki,
Gdy w onej duszy, pchanej wciąż w upadki
I niewzruszonej na słońca zagadki,
Zadrgały życia purpurowe soki.
Jakieś nieznane były w nim tęsknoty,
Jakichś promieni, jakichś zórz sen złoty,
Iż chciał się w górę piąć, jak pną się liany —
I patrząc wokół swą sierocą jaźnią —
Płakał, jak gdyby przeczuwał z bojaźnią,
Że na cierpienie wieczne jest skazany.
III. Linga-Sharira
Gdy ziemia, biegnąc wkrąg słonecznej sfery,
Za jej orbitą, w onej zawierusze
Mgławic stanęła, gdzie się rodzą dusze,
Wionęły na nią tęczowe etery.
I oto przyszły dni gwiaździstej ery,
Gdy człowiek w pierwsze z słońcem wszedł sojusze
I gdy nieznane światów tych geniuszePchać go poczęły, by ścigał chimery.
Spojrzał i wnet mu zdał się przestwór ziemi
Sfinksem — szponami zbrojnym zatrutemi,
Więc chciał mu gardło zdusić śmiałym duchem —
I poznać wszystkie tych trucizn arkany
I ubezwładnić je. Lecz wnet wulkany
Jęły mu grozić płomiennym wybuchem.
IV. Kama-Rupa
I powstał ludzki duch, i, buntowniczy,
Z wrogą naturą wszedł w niemiłosierny
Bój. — Krwią oblany, samotny, bezsterny,
Swej Atlantydy szukał tajemniczej.
Więc rąbie skały, burzy turmy, liczy
Gwiazdy, by świat z nich poznać niewymierny,
I mściwie czyha, gdzie ów tajń odźwierny,
Co myśl mu w ciemni dzierży niewolniczej.
Gdyż póki nie znał tych tajemnic węzła,
Spragniona ciszy, jego dusza grzęzła,
Jak obłąkana, w ogniu i żelezie.
Była to zorza — pełna krwi i słońca,
Skroś hymny wieszczów i pożary lśniąca,
Skroś objawienia, kajdany i rzezie.
V. Manas
Owo z tych pieśni, co głuszą lamenty,
Wróżąc, że znikną mięsożerne twory;
Z mąk, w których wiarą w przyszłe świty chory,
Ginie męczennik na krzyżu rozpięty:
Nieurodzonych wieków dech (zaklęty
W miłością lężne, błędne meteory)
Mędrzec w swej duszy wchłania czujne pory
I słyszy jeźdźców przyszłości tętenty.
Gdy wszechnaturę ludzki duch odgadnie
I nieujętą mocą jej owładnie,
Wówczas żelazne prawa jej okiełza:
Krew rzezi bratnich — żar słońca osuszy,
I w samolubnej dotąd ludzkiej duszy
Miłość drgnie żywa, a nie krew i nie łza.
VI. Buddhi
Wówczas zwycięski duch wejdzie w przymierze
Z całą naturą — i jej łono chlebne,
Jej mleczne piersi, jej tchnienie leczebne —
Będą mu jako miłości puklerze.
Wolny od boju o żer — w onej erze —
Duch się uniesie w krainy podniebne,
Gdzie schną na wieki morza krwi haniebne,
Ku bardziej boskiej ciągle dążąc sferze.
Ale w miłości i poznaniu Wedy,
I w mar szlachectwie rosnąc, pozna wtedy,
Że w wiecznych złudzeń kole — trwa na ziemi;
Że ziemia żądzom jego nazbyt niska,
Bowiem, gdy zdrój ich wyżej praw jej tryska,
By je przeważyć, musi zlać się z niemi.
VII. Atma
Coraz miłości szerszą żądzą gnany,
Coraz jej szersze kręgi duch ogarnie,
I czując wszystkich atomów męczarnie,
Zechce rozsadzić bytu ich kajdany.
Grobem tysiąca mar rozczarowany,
Pomny na dziejów swych wieczne trupiarnie,
Pozna wszechrzeczy treść, co go bezkarnie
W niedoścignione pchały wciąż omany.
Więc silny wiedzą cierpienia wszechrzeczy
I wszechmiłością ku nim — duch człowieczy,
Jak bóg, zapragnie z nimi wejść w zbratanie:
I w tej ku źródłom swym drodze powrotnej,
Jaźń swą rozleje w materii pierwotnej
I w bezpotomnej pójdzie śnić Nirwanie.
Paryż 1887